Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Witajcie.
Opowiem Wam o zdradzie z zupełnie innej strony. Ja jestem ten TRZECI. Jestem uosobieniem tego, czego, czy też kogo większość z Was nienawidzi najbardziej na świecie. Uosobieniem tych wszystkich facetów, którzy "rozbili" Wasze związki, małżeństwa, rodziny. To takich, jak ja obwiniacie o swoje nieszczęścia. Nie zamierzam Wam się z niczego tłumaczyć, każdy ma swoje sumienie i podejmuje własne decyzje. Ale być może moje słowa, paradoksalnie, w czymś Wam pomogą. Może dzięki temu, co tu napiszę, będziecie mogli odpowiedzieć sobie na dręczące wielu z Was pytanie "czy żona mnie zdradza?", być może odzyskacie jedną z dwóch rzeczy: albo wolność, albo spokój. A może najpierw wolność, a potem spokój. Z takimi jak ja nie rozmawiacie przecież normalnie. Takich jak ja albo wali się po gębie, albo omija szerokim łukiem. Jeśli chcecie, to poczytajcie. Niech to będzie mój świąteczny prezent dla Was: kilka wskazówek o tym, jak działa instytucja "kochanka" i jak to się dzieje, że zostaliście zdradzeni. Może nie w każdym przypadku działa to tak samo, na pewno nie, ale sami ocenicie, na ile to, co napiszę, sprawdziło się, lub ma szanse sprawdzić się w Waszych związkach.
1) Często zadajecie sobie (albo tutaj) pytanie: CZY ŻONA MNIE ZDRADZA?
Odpowiem tak: jeśli w ogóle zadajesz sobie to pytanie, to już jest kiepsko. Nie czujesz się pewnie w związku, nie czujesz się dość atrakcyjny dla swojej żony/partnerki. Uważasz, że jest tak piękną i wartościową kobietą, że najpewniej wydarzył się jakiś cud, że taka "bogini" wyszła za Ciebie/związała się z Tobą. Prawda jest taka, że ona jest tak samo przeciętna jak i Ty, albo też tak samo niezwykła, jak i Ty. Reszta dzieje się tylko w Twojej głowie. Skoro zdecydowała się związać z Tobą, to znaczy, że tak chciała, że właśnie Ty wydałeś jej się najodpowiedniejszym facetem do stworzenia związku/rodziny. Miałeś więc swoje pięć minut, swoją szansę na zbudowanie czegoś na fundamencie ZAUFANIA. Jeśli budowałeś na tym właśnie fundamencie, to albo wcale Cię tu nie ma, bo zbudowałeś solidny zamek, albo miałeś wyjątkowego pecha. Bez zaufania nie ma budowania. Niczego.
2) Najczęściej zdradzani są mężczyźni wściekle zazdrośni. Im bardziej jesteś zazdrosny, kontrolujący, tym większa szansa na porażkę, niestety. Prędzej czy później. Dlaczego? Bo żadna kobieta nie wytrzyma ciągłej kontroli i ciągłych podejrzeń. Choćby była święta, wierna jak pies i nietykalna dla innych facetów, to swoją zazdrością w końcu to w niej zamordujesz i to możesz traktować za pewnik. W końcu zamęczysz ją swoimi podejrzeniami i każdy (!) facet, który okaże jej zwykłą życzliwość (nie, nie "bezgraniczne oddanie" i "kochanie, jesteś całym światem, dla ciebie wszystko"! Chodzi o zwykłą życzliwość!), uśmiech, swobodę, humor, pozytywne emocje - stanie się dla niej bohaterem jej snów i fantazji. Zazdrość jest mroczna, ponura i naburmuszona, gorzka, jadowita i wiecznie węsząca. Prawdziwa miłość jest spokojna, ufna, pogodna i... wesoła. Tak, kobiety uwielbiają mężczyzn szczęśliwych, pozytywnych, uśmiechniętych. Nie, nie dowcipnych pajaców, tylko po prostu stabilnych emocjonalnie, pogodnych facetów.
Szukając odpowiedzi na pytanie, czy kobieta Cię zdradza, odpuść sobie grzebanie w telefonach, komputerach, torebce... To jest zwyczajnie słabe, a jeśli bardzo boisz się ją stracić, to uwierz mi, ona będzie w stanie wytłumaczyć Ci WSZYSTKO tak, że w to uwierzysz. Po prostu łykniesz niemal każde wytłumaczenie. A nawet jeśli nie - poczytaj przytoczone tu historie: w większości przypadków kobiety wypierają się, przepraszają, zostają przy Was. Przykro mi, Panowie, ale nie robią tego z miłości do Was. Robią to:
a) ze strachu przed zmianą: uważają, że "lepsze znane gówno, niż nieznane diamenty" - to cytat z jednej z żon. Nie moich, oczywiście. Serio, chcesz być lepszy dlatego, że bycie z Tobą to "znane gówno"? Przepraszam za dosadność, ale w końcu rozmawiamy w męskim gronie.
b) ze strachu przed poczuciem winy: nie chcą oglądać Waszych zbolałych twarzy i słuchać Waszych jęków i stęków, ostentacyjnego wieszania się na gałęziach i zalewania w trupa. Tak naprawdę wiele by dały, aby z Wami nie być, ale trzyma je wyłącznie poczucie winy. Jeśli już oddaliły się od Was, to uwierzcie mi, kobiecie wiele potrzeba, żeby się oddalić. A zatem to "wiele" już się zadziało, z uczucia nie pozostało NIC. Zatem znów: ona nie zostaje z Wami z miłości. Raczej z litości.
c) ze strachu przed Waszą ewentualną agresją. Tego nie skomentuję, bo skoro jakaś kobieta boi się agresji mężczyzny, to w ogóle nie mamy do czynienia z mężczyzną i w takiej sytuacji każdy wymoczek, który nie jest agresywny, będzie bardziej atrakcyjny, niż parodia faceta z latającymi łapami.
d) z wygodnictwa. Zostają z Wami z wygodnictwa. Po prostu jest im wygodnie. Przy Was mają swoją lepszą-gorszą stabilizację, coś pewnego i znanego, przy kochanku odbudowują poczucie własnej wartości, kobiecość, seksualność, są adorowane, podziwiane, pożądane, a co najważniejsze: kochanek zawsze stara się bardziej. Tak tak, w TYCH sprawach też. Jest zazwyczaj bardziej skupiony na tym, żeby kobieta była usatysfakcjonowana, niż na tym, żeby sobie, przepraszam "spuścić z krzyża". Jeśli ograniczasz funkcję małżeństwa do świętości, a seks do obowiązku - nie masz co liczyć na wierność, zapomnij o tym. Rozwiedź się i zacznij od nowa. Z mądrą kobietą. Nie polecam młodych, naiwnych dzierlatek. Przez chwilę będziesz autorytetem, ale w końcu dzierlatka dorośnie i dowie się, w ilu kwestiach ściemniałeś i że można inaczej.
e) dla ściemy. I to jest w sumie najbardziej kiepski rodzaj "pozostania" w związku, ponieważ jest nieprawdziwy. Nadal jesteś oszukiwany, ale w 99% przypadków nie zdołasz uzyskać dowodu niewierności. Być może pomoże Ci prywatny detektyw, ale Chłopie... No miejże swoją godność. Dostaniesz dowód - wygrałeś, rozwiedziesz się z jej winy - wygrałeś... Ale Twoją żonę wygrał ktoś inny. Małżeństwo/związek - przegrałeś. Warto? Moim zdaniem - warto mieć jaja, wstać z kolan, otrzepać się i poszukać sobie innej kobiety i zacząć lepsze życie z kimś, kto Cię naprawdę pokocha. No i trochę szkoda kasy na takie "zabawy", ale to już Twoja sprawa. Ja bym wolał taką kasę wydać na randki z nową, piękną i zakochaną kobietą, niż na wojowanie ze starą, której się coś odwidziało.
Reasumując: kobieta, która zostaje z Tobą, zakładając nawet, że nie dla ściemy, to jednak w zasadzie NIGDY nie zostaje z tego powodu, o który Ci chodzi: z tego, że Cię kocha. Kobieta, żeby zdradzić - musi przestać kochać, a im to zajmuje naprawdę kawał czasu. Skoro więc już tak się stało, to nie ma co zbierać.
3) DLACZEGO MNIE ZDRADZA/ZDRADZIŁA?
- bo byłeś zazdrosny - z moich obserwacji wynika, że to najczęstszy powód damskich zdrad. Przyjmij do wiadomości dla własnego dobra i spokoju, że jeśli kobieta będzie chciała Cię zdradzać - będzie to robić choćbyś nie wiem, jakie środki kontroli przedsięwziął. A jeśli nawet ją przyłapiesz: patrz powyżej. Odejdzie, albo zostanie, ale bez miłości. Jak by nie patrzeć - sprawa przerąbana. Być może myślisz: "Może mnie nie kochać, byle ze mną została!". Po co? Tak się boisz nadwątlenia swojego ego? Są też faceci, którzy w akcie zemsty chcą po prostu uwalić kobiecie życie swoją obecnością - tak samo słabe, ale skoro się upierasz... Pomyśl o starości. Całe dnie z osobą, na którą nie możesz patrzeć i która na Ciebie nie może patrzeć. Pomyśl o przegranym, zgorzkniałym życiu. Swoim, nie jej. Kobieta zawsze spadnie na cztery łapy i znajdzie pozytyw choćby w tym, że jednak jest jej wygodnie i względnie stabilnie.
- bo uważałeś ją za swoją własność - bardzo częsty powód zdrady. Klepanie po tyłku, rubaszne żarciki, mówienie do niej per "żonko", czy per "mamuśka", lekceważenie jej potrzeb i opinii, wymądrzanie się, ocenianie jej wyborów, decyzji i emocji - każdym takim strzałem walisz sobie w kolano i mordujesz miłość, wierność i oddanie Twojej żony/partnerki. Czy wiesz, ile zachowań, które uznajemy za normalne albo zabawne w istocie jest kwalifikowanych jako zachowania przemocowe? Powiesz "Ale gdzie tam, zaraz przemoc?!" - mówię Ci, poczytaj. Naprawdę. A skoro już o tym mowa, to kolejnym powodem zdrady może być...
- Twoje zaniedbanie intelektualne. Nie musi, to zależy też od tego, jakimi ludźmi jesteście w ogóle, ale jeśli Twoja żona dużo czyta, to z pewnością bardziej doceni faceta oczytanego i inteligentnego, niż klepiącego ją po pośladku pseudo-mądralę. Ja sam bardzo długo nie mogłem w to uwierzyć, ale jednak to prawda: nic tak nie kręci kobiety, jak męski intelekt, zasób wiedzy, błyskotliwość, otwartość.
- Twoje dowartościowywanie siebie kosztem innych. - kobiety tego nie znoszą. Po prostu nie trawią. Jeśli drzesz łacha z kogoś sądząc, że jesteś lepszy - uważaj, zdziwienie może być bolesne. Jeśli nie daj Boże nabijasz się ("żartobliwie") ze swojej żony/partnerki, to możesz być gotowy, że pojawi się prędzej czy później ktoś taki, jak ja (aczkolwiek to nie będę ja, ja już jestem za stary i nudzą mnie takie zabawy... ;-) )
ZOSTAŁEM ZDRADZONY, CO ROBIĆ?
Tak, jak pisałem: wstań, otrzep kolana i zacznij od nowa. Z inną, być może lepszą kobietą. Odżałuj to, co się zepsuło, przemyśl błędy i ruszaj na podbój świata. Niezależnie od wieku. Nie histeryzuj, nie rób scen, nie zachowuj się jak dzikus. To słabe i z pewnością nie pozostawi w Twojej żonie/partnerce dobrego wspomnienia o Tobie, a jedynie utwierdzi ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła odchodząc od Ciebie. Być może okazanie godności i spokoju będzie Twoją decydującą "kulą armatnią", ale jeśli nawet nie - uwierz mi, że gdy pierwsze emocje opadną, będziesz z siebie dumny jak nigdy. Wiem, bo zanim stałem się "tym trzecim" też spotkało mnie to, co Ciebie.
Życie jest nieprzewidywalne.
I właściwie to by było na tyle, może jeszcze poza jednym: tak, jak napisałem, to takich jak ja najczęściej obwiniacie o swoje nieszczęścia. To duży błąd. Jeśli związek jest naprawdę szczęśliwy i udany, jeśli partnerzy są dla siebie ważni i uważni na swoje potrzeby, jeśli związek opiera się na zasadzie przyjaźni i partnerstwa, to uwierzcie mi, NIE MA TAKIEJ SIŁY, która mogłaby to rozbić. Jeśli w Waszym związku pojawia się "ten trzeci", to znaczy, że oboje po równo zrobiliście dla niego przestrzeń. Do Was należy zastanowienie się, kiedy to się stało i jak tego uniknąć w przyszłości.
Powodzenia.
Łatwo jest być tym trzecim , zdrada czasem ratuje a czasem rujnuje, nie da się wszystkich podpiąć pod jeden schemat.W tym świątecznym nastroju napiszę tylko zbuduj związek nie na zasadzie trzeciego a właśnie od podstaw jako pierwszy , potrafisz utrzymać coś na dłużej? Czy tylko na podstawie tego co słyszysz budujesz jakąś ideologię?Możesz zestarzeć się jako lovelas twój wybór...
jako, że mam nocny dyżur nad moją chorą i jestem przemęczona, to będzie nieskładnie, ale bardzo od serca;
zacznę od istoty rzeczy; pieprzysz w sumie, jak potłuczony
a najśmieszniejsze jest to, że naczytałeś się bajek o żabkach i wygłaszasz je,jako prawdę objawioną;
mnie jako kobietę najbardziej bawi obraz Twojej, czyli kochanka wspaniałości :cacy:cacy:cacy
czyli obraz tego, który jako jedyny wie czego kobiecie potrzeba;
zluzuj chłopie; wyrwałeś jakiegoś tępaka, który odpowiedzialnością za własną zdradę i brak honoru i godności obarczył swojego męża i z jej bzdurnych tłumaczeń, wymówek i gniotów żenionych Ci na potrzeby manipulowania Twoją próżnością, czynisz prawdę objawioną; to jest co najmniej żenujące;
ale do rzeczy, punk po puncie:
Komentarz doklejony:
Cytat
Jestem uosobieniem tego, czego, czy też kogo większość z Was nienawidzi najbardziej na świecie.
nienawiść to jest odczucie, które towarzyszy zdradzonym w początkowych fazach po zdradzie
pociesze Cię, ale z czasem, jak zdradzeni zaczynają rozumieć, jak wyglądają mechanizmy, zaczynają wyzbywać się powstałych po zdradzie wewnętrznych blokad, czy też destrukcyjnych myśli i widzą aż nazbyt wyraźnie wartość tego, co dawali sobie kochankowie, to ta cała ta wielka nienawiść zmienia się bardzo szybko w szczery śmiech i gorące współczucie, dla takich frajerów jak Ty (nie mówię tu osobiście o Tobie, mówię tu o instytucji kochanka/kochanki);
współczucie, rozumiesz? dociera do Ciebie?; wiesz z czego wynika?
Cytat
To takich, jak ja obwiniacie o swoje nieszczęścia.
mylisz się; mówisz o reakcjach po pierwszym szoku;
z czasem zdradzeni zaczynają widzieć swój udział i swoją odpowiedzialność, ale widzą też jeszcze wyraźniej udział i odpowiedzialność takich jak Ty;
gdzie większość kochanków swojej odpowiedzialności nigdy nie dostrzeże; co więcej sycą się płyciznami, do końca nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo żałośnie wypadają w naszych zdradzonych oczach i jak ogromne przez to politowanie budzą;
Cytat
Często zadajecie sobie (albo tutaj) pytanie: CZY ŻONA MNIE ZDRADZA?Odpowiem tak: jeśli w ogóle zadajesz sobie to pytanie, to już jest kiepsko. Nie czujesz się pewnie w związku, nie czujesz się dość atrakcyjny dla swojej żony/partnerki. Uważasz, że jest tak piękną i wartościową kobietą, że najpewniej wydarzył się jakiś cud, że taka "bogini" wyszła za Ciebie/związała się z Tobą. Prawda jest taka, że ona jest tak samo przeciętna jak i Ty, albo też tak samo niezwykła, jak i Ty. Reszta dzieje się tylko w Twojej głowie. Skoro zdecydowała się związać z Tobą, to znaczy, że tak chciała, że właśnie Ty wydałeś jej się najodpowiedniejszym facetem do stworzenia związku/rodziny. Miałeś więc swoje pięć minut, swoją szansę na zbudowanie czegoś na fundamencie ZAUFANIA. Jeśli budowałeś na tym właśnie fundamencie, to albo wcale Cię tu nie ma, bo zbudowałeś solidny zamek, albo miałeś wyjątkowego pecha. Bez zaufania nie ma budowania. Niczego.
kolejny bełkot z cyklu "bajki o żabkach";
większość osób zdrada dotyka tak bardzo, właśnie dlatego, bo UFAŁY;
jest całe mnóstwo relacji w których doszło do zdrady, gdzie zdradzeni w ogóle nie byli zazdrośni, a wręcz mieli problem z kontrolującymi i zazdrosnymi partnerami; więc Twoja teoria o zazdrości, jest teorią od czapy;
gdzieś dzwoni, tylko nie wiesz w którym kościele;
taki wspaniały jesteś, bo ufny? :cacy
a całkiem możliwe, że na swoje potrzeby panienka nagadała Ci bzdur o złym mężu zazdrośniku, aby ustawić Cię pod swoją wygodę;
byś tyłka jej nie truł, o to, gdy w międzyczasie z powodu własnej interesowności bzyknie się od czasu do czasu ze swoim starym;
powiedz mi, niby dlaczego, skoro tak nieszczęśliwa była przy zazdrosnym mężu, to nie odeszła od niego, zamiast zdradzać ?
spadek poczucia własnej wartości, rodzi się po zdradzie i jest w większości przypadków stanem przejściowym; co więcej, to Wam kochankom po raz kolejny można współczuć;
po zdradzie, aby uporządkować siebie i to co się wydarzyło, zdradzeni zmuszenie są do silnego skonfrontowania się sobą; do realnego i świadomego spojrzenia na siebie, czyli poznanie i akceptacje swoich wad, przy jednoczesnym zrozumieniu i docenieniu swoich zalet; więc Ci którzy wygrali siebie po zdradzie, zyskują coś nieocenionego, a mianowicie przestają unikać tego co nieprzyjemne a rzeczywiste; konfrontują się z tym; uczą się jednej cholernie cennej rzeczy- bezcennej: przestają uciekać od rzeczywistości, od kłopotów, od bólu emocjonalnego (bo zaczynają rozumieć, jak istotnym i ważnym elementem jest ich rozwoju), od trudności i głębszej pracy nad sobą;
gdy w tym samym czasie kochankowie nafaszerowani są bzdetami o ich wspaniałości i trwają w huraoptymizmie, bezpodstawnie zawyżonej samoocenie, bezkrytycznym spojrzeniu na siebie,i tym samym sztucznie podbitym poczuciu własnej wartości, (zbudowanym na płytkich zewnętrznych) które bardzo szybko pęknąć mogą, jak bańka mydlana; bo tyle mają wspólnego z rzeczywistością co nic;
druga rzecz, jakbyś miał silne poczucie własnej wartości, to byś po popłuczyny z życia nie sięgał;
zdradzają bo chcą; bo nie panują nad popędem; bo nie mają w sobie wyższych wartości; bo nie są zdolni do pielęgnowania i utrzymania ich w sobie, a nie z tego powodu, że partner jest zazdrosny :cacy
choć niewątpliwie zazdrość może być przyczyną kryzysu w związku; co nie znaczy, że przy każdym kryzysie trzeba się skurwić; czy z kryzysu dla kurwienia czynić wymówkę;
dumny jesteś jak paw, z tego, że bzykałeś dupę niezdolną do pracy nad relacją i refleksji? tępą dzidę oczekującą, aż ktoś zrobi coś za nią; ktoś da jej szczęście i ktoś da jej miłość; na zasadzie weźmy się i zróbcie?
no to zrobiłeś bohaterze :cacy
Komentarz doklejony:
Cytat
każdy (!) facet, który okaże jej zwykłą życzliwość (nie, nie "bezgraniczne oddanie" i "kochanie, jesteś całym światem, dla ciebie wszystko"! Chodzi o zwykłą życzliwość!), uśmiech, swobodę, humor, pozytywne emocje - stanie się dla niej bohaterem jej snów i fantazji. Zazdrość jest mroczna, ponura i naburmuszona, gorzka, jadowita i wiecznie węsząca. Prawdziwa miłość jest spokojna, ufna, pogodna i... wesoła. Tak, kobiety uwielbiają mężczyzn szczęśliwych, pozytywnych, uśmiechniętych. Nie, nie dowcipnych pajaców, tylko po prostu stabilnych emocjonalnie, pogodnych facetów.
bardzo sprytnie to odwróciłeś :tak_trzymaj
kto ma być niby tą opoką, stabilną emocjonalnie? kochanek-pajac oderwany kompletnie od rzeczywistości? gość tak płytki i zapatrzony w swoją wspaniałość, że oderwany kompletnie od rzeczywistości?
tak jak wcześniej zwrócił Ci słusznie uwagę Matrix, pobądź 24/dobę, przez kolejne 20 lat uśmiechnięty, swobodny, z niunią u boku, czy misiaczkiem, którzy wiecznie oczekują, do innych by dali im szczęście i miłość, cały świat im zaczarują, to pogadamy :cacy
masz świadomość tego, jak mocno trzeba być oderwanym od rzeczywistości, by na życie tak nierealnie patrzeć?
masz świadomość tego, jak mocno trzeba być oderwanym od samego siebie, by trwać w takim wizerunku swojej nieskazitelności i wiecznej doskonałości?
Cytat
Chodzi o (...) stanie się dla niej bohaterem jej snów i fantazji.
jprd
nawet nie wiesz, jakiego już zrobiła z Ciebie frajera :cacy
smutnym jest, że jeszcze się tym głośno chwalisz;
no to tańcz głupi koło niej, tak jak tańczył ten "zazdrośnik";
nawet nie widzisz w swoim samozachwycie, że już wpakowałeś się w zależności i ich czynienie w relacji;
Cytat
Reasumując: kobieta, która zostaje z Tobą, zakładając nawet, że nie dla ściemy, to jednak w zasadzie NIGDY nie zostaje z tego powodu, o który Ci chodzi: z tego, że Cię kocha.
amerykę przed zdradzonymi odkryłeś?
gro osób po zdradzie ma tego pełną świadomość; i walczy bardzo ciężko o odbudowanie relacji przez wzgląd na to, o czym najwyraźniej nie masz bladego pojęcia;
taki wspaniały i świetnie rozumiejący potrzeby drugiej osoby, masz pojęcie o tym, jaki koszt zdrady niuni, czy misia, poniosą ich dzieci? ile zapłacą za rozbicie rodziny niunia, czy miś?
tak rozumiesz głęboko potrzeby tej kobiety (czy tez kobiet), to czemu jej zwyczajnie nie uszanowałeś?
zamiast wsparcia mężatki, jak prawdziwy mężczyzna, dałeś jej lizaka i nazywasz to zaspokojeniem jej potrzeb, bo milutki i uśmiechnięty przy tym byłeś, od ucha do ucha? ona miała takie wielkie potrzeby, czy Ty taki hojny? :niemoc
Cytat
Nie musi, to zależy też od tego, jakimi ludźmi jesteście w ogóle, ale jeśli Twoja żona dużo czyta, to z pewnością bardziej doceni faceta oczytanego i inteligentnego, niż klepiącego ją po pośladku pseudo-mądralę. Ja sam bardzo długo nie mogłem w to uwierzyć, ale jednak to prawda: nic tak nie kręci kobiety, jak męski intelekt, zasób wiedzy, błyskotliwość, otwartość.
a kto Ci takich głupot nadał, że intelektualistki klapsy nie kręcą i jedynie z grubiaństwem i głupotą się kojarzą? jakaś ciotka niewydymka?
Cytat
DLACZEGO MNIE ZDRADZA/ZDRADZIŁA? (...)bo byłeś zazdrosny (...)bo uważałeś ją za swoją własność (...) Twoje zaniedbanie intelektualne (...) Twoje dowartościowywanie siebie kosztem innych
dopisz jeszcze: bo byłeś chudy, lub gruby; łysy, albo kędzierzawy, czarny, biały, żółty lub cyklista; :cacy
tak, w każdej osobie można dopatrzeć się ułomności, nawet zalety można jako ułomności potraktować; znasz jakąś osobę, poza samym sobą, która ich nie ma?
chcesz wmówić zdradzonym, że ukryć należy w podziemiu, te części naszej osobowości, które wymagają największej pracy nad nimi?
bo po ukryciu wad (które i ty posiadasz), to zwycięzcą jesteś, bo popłuczyny dzięki temu zgarnąłeś?
wyobraź sobie, że pomiędzy "jestem bezwartościowy", a "jestem zwycięzcą", jest miejsce na "jestem PRAWDZIWY", "jestem SOBĄ";
czyli osobą świadomą swoich braków i zalet; pracującą nad sobą, swoim wzrostem i rozwojem;
osobą, która dotyka realnie rzeczywistości i nie jest ograniczona przez myślenie, że "popełnianie błędów jest złe"; a innych za ich wady, czy popełnione błędy należy odrzucać, czy karać;
tylko osobą, która ma pełną świadomość, że błędy popełnia każdy; osobą, która na nich się uczy i której one pomagają wzrastać; osobą dojrzałą mentalnie;której celem nie jest udawanie doskonałości, a poznawanie świata i samokształcenie; która nie musi rywalizować; która za popełnione błędy potrafi przeprosić, zadośćuczynić, a te względem niej popełnione przez innych wybaczyć i która właśnie dlatego zasługuje na miłość i szacunek;
osobą, która potrafi budować; a Ty jesteś dumny, bo wygrzmociłeś niunie, która nie ma w sobie grama tej umiejętności i ukarała męża za jego wady, przy czym była tak bystra, że związała się Panem Doskonałym;
smutnym jest to, że nie widzisz tego, dlaczego sięgasz po cudze; dlatego dowartościowujesz się tym żałosnym bełkotem, który wrzuciłeś wyżej i przekonywaniem samego siebie, jak to wiele potrafisz ofiarować kobiecie i jak świetnie ja zrozumieć, jakim to jesteś lepszym samcem od innych, podczas gdy Ty nie potrafiłeś nawet uszanować tej niewiasty;
nie widzisz nawet tego, że to co opisujesz, co jej niby ofiarowałeś, w czym byłeś tak wyjątkowy i lepszy jesteś od wieloletniego męża, to jakieś ściepy tego, co może kobiecie dać prawdziwy mężczyzna;
Byles w układzie z meżatkami że tylko układ czy były takie sieroty ktore sie zakochanły wyznaly ci miłość a ty namowiles je do powrotu do męża nieudacznika?A moze uciekles ?po co ci mężatka z dziećmi ?Jaka jest ta prawdziwa prawda gdy pojawia się uczucie ? Bo chyba sex w pewnym momencie to nie wszystko :cacy
Wasze opinie - Wasza sprawa
Nie spodziewałem się zresztą innych.
To, co napisałem - napisałem dla Was. Nie przyda się - ok.
Na temat swojego funkcjonowania w relacjach nie mam potrzeby wypowiadania się.
Co do odpowiedzialności już się wypowiedziałem: to małżonkowie/partnerzy na coś się umawiają, ja się z nikim na nic nie umawiałem i nie mam żadnych zobowiązań wobec obcych mi osób, ani nie jest moją rolą stanie na straży trwałości cudzego związku. I tak, jak napisałem - jeśli związek jest naprawdę udany, stabilny i budowany z głową przez obie strony - nie pojawi się w nim nigdy miejsce na kogoś takiego, jak "ten trzeci".
Co do dzieci: nie wypowiem się, bo nigdy nie wiązałem się z kobietami, które miały małe dzieci. Właśnie ze względu na dzieci.
Co do "wygrzmocenia niuni" i tym podobnych określeń - nie ma sensu ciągnąć tematu, jeśli sprowadzamy (sprowadzacie) zdradę do "grzmocenia". Czy na tym też opieracie i do tego sprowadzacie Wasze małżeństwa/związki? Czy może uważacie, że Wasze małżeństwa/związki to były jedynie wyniosłe i wspaniałe historie, pełne wielkich wartości, a to, co dzieje się poza nimi, to jedynie bezmyślne "grzmocenie"? Oczywiście rozumiem potrzebę deprecjacji związków powstałych w wyniku zdrady i tłumaczenia sobie, że to, co sami zbudowaliście było fantastyczne, a jedynie "druga strona" wespół z kochankiem czy kochanką rozwaliła to w proch i pył w celu "grzmocenia". Pewnie czasem i tak bywa, nie przeczę. Ale w takie historie się nie pakowałem.
Rozumiem też potrzebę odczłowieczenia "trzeciego elementu" i widzenia w tym kimś (niech będzie, że tylko w pierwszej fazie) osoby, która nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko szukać małżeństw/związków gotowych do "rozbiórki" - to oczywisty absurd. Być może zdarzają się tacy mężczyźni (może i takie kobiety, nie wiem), ale to akurat nie mój adres.
Rozumiem też potrzebę "politowania". Tak jest po prostu łatwiej: zobaczyć w kimś innym najpierw bezmyślnego erotomana, a potem istotę godną politowania. Trudniej jest zobaczyć sytuację w jakikolwiek inny sposób. Na przykład taki, że ludzie mogą spotkać się w dowolnym momencie życia i odkryć, że połączyło ich coś wyjątkowego, w co chcieliby zainwestować więcej czasu i emocji, czego budowę chcieliby świadomie kontynuować. Oczywiście, zgadzam się w pełni ze stwierdzeniem, że w takiej sytuacji należy postawić sprawę uczciwie i po prostu odejść. Z drugiej strony - przypomnijcie sobie początki Waszych związków. W którym momencie nabraliście pewności, że właśnie z tą osobą chcecie spędzić resztę życia? Przecież nie na pierwszej randce, prawda? Niestety, to właśnie ten czas, czas oceny i analizy jest jednocześnie czasem zdrady, bo tu już są wątpliwości, o których osoba zdradzająca nie rozmawia (najczęściej) ze współmałżonkiem/partnerem. Oczywiście, że to nie jest uczciwe. Przeglądałem jednak Wasze historie (nie raz i nie dwa, pierwszy raz zajrzałem tu kilka lat temu) i zdziwiło mnie, że niektórzy już po próbie uczciwej rozmowy czują się zdradzeni. Zobaczcie, taki schemat (przykładowy): kobieta nie czuje się dobrze w swoim związku, ale jeszcze nie do końca potrafi zdefiniować to, co jej nie gra (myślę, że panów to też dotyczy, ale będę mówił z punktu widzenia zdradzających, bo z nimi akurat częściej rozmawiałem i nie, niekoniecznie wszystkie były moimi kochankami, nie jestem kolekcjonerem). "Raz na wozie, raz pod wozem" - myśli. "Może to chwilowe, na pewno się ułoży". "Jak będziemy mieli więcej czasu, będą dogodniejsze okoliczności, to z nim porozmawiam" - tak mniej więcej. Bo umówmy się: rzadko kto jest tak zdyscyplinowany i ma tak zorganizowane życie, żeby w dniu pojawienia się wątpliwości natychmiast zasiąść do rozmów, no bądźmy realistami. Okoliczności się nie nadarzają, czas się nie pojawia, "chwila" przeciąga się więc w nieskończoność, jest coraz gorzej. Uczucie wypala się systematycznie, ale wciąż są wątpliwości i tłumaczenia: "A może to po prostu tak już jest?", "przecież miłość ewoluuje..."
I właściwie nie ma większego znaczenia, czy ktoś trzeci się pojawi teraz, czy za dwa lata, czy może w ogóle. Nie ma rozmowy - pozamiatane: nie ma miłości, a związek i tak jest fikcją. A zobaczcie taką sytuację: Coś nie gra w związku, coś nie trybi, kobieta decyduje się porozmawiać z mężem/partnerem. Od razu, uczciwie, zawczasu, zanim pojawi się ktokolwiek inny. Po dwóch pierwszych zdaniach facet zaczyna urządzać histerię, że "na pewno kogoś masz! Kto to jest?! Już mnie nie kochasz!" - no błagam... Niech mi ktoś z Was odpowie konkretnie tylko w tej jednej sprawie: gdzie tu jest przestrzeń do rozmowy i naprawiania czegokolwiek??? Bo moim zdaniem w ten właśnie sposób na oścież otwieramy drzwi trzeciemu, tu, gdzie jest ocenianie i strach przed szczerą rozmową.
Nie wiem, skąd Wasz wniosek, jakobym czuł się w jakikolwiek sposób "doskonały" - po prostu rzuciłem trochę inne światło na coś, co Wy widzicie jedynie w czarno-białych barwach (bardzo czarno-białych!). Nie odniosłem się ani do konkretnej kobiety, ani do swojego konkretnego związku, ale co tam - cenzurka, podsumowanie, już mnie znacie, jak zły szeląg. Zupełnie jak ten facet w przytoczonym tu powyżej przeze mnie przykładzie. Nie ma miejsca na rozmowę.
Co zaś do tego, "czego potrzebują kobiety" i "co może dać kobiecie prawdziwy mężczyzna" - słuchajcie, to są w ogóle tematy dość abstrakcyjne, bo każdy ma inne potrzeby i chyba tak naprawdę to najpierw wystarczy być uważnym i słuchać, żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuje ktoś, na kim nam zależy. Robienie więc krzyku w tym zakresie jest zwykłą gównoburzą i chyba jest trochę niedojrzałe, nie sądzicie?
No ale też z drugiej strony brałem oczywiście pod uwagę, że pisząc do Was wchodzę niejako w rolę "worka treningowego" i raczej nie spodziewałem się rzeczowej dyskusji, nie na tym mi zresztą zależało. Ot, po prostu, chciałem Wam podsunąć pewne rzeczy pod rozwagę tam, gdzie może jeszcze nie jest za późno. Wy wiecie lepiej - ok.
Kilkanaście lat temu miałem rozmowę z pewnym mężem (dla ciekawych i znających "lepsze" rozwiązania, niż rozmowa: konfrontację i "lepsze rozwiązanie" obaj uznaliśmy za mało cywilizowane, powiedzmy elegancko. Że "obaj".) i powiedziałem: "Dobra, chłopie. Ja się wycofuję, ratuj, co masz do ratowania. Wysłuchaj swojej żony, nie oceniaj jej i nie zachowuj się jak tatuś pilnujący nastolatki..." - nie dał mi dokończyć, wiedział lepiej. Zrobiłem tak, jak powiedziałem: wycofałem się. Sądzicie, że coś uratował?...
Bardzo mi się spodobało stwierdzenie, że między bycie "zwycięzcą" a "pokonanym" istniej coś takiego, jak bycie prawdziwym i bycie sobą. Fantastycznie powiedziane, naprawdę! :-) Gdyby większość zdradzonych lub potencjalnie zdradzonych miała na uwadze właśnie to, a nie bezmyślną rywalizację z prawdziwym lub wyimaginowanym "trzecim" o uratowanie własnego ego, a nie małżeństwa/związku - myślę, że ilość zdrad zmalałaby o połowę. Ale też widzę na głównej, po prawej stronie, trzydzieści kilka kroków "na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera" - są naprawdę i szczerze wspaniałe i z całą pewnością skuteczne, tylko miejsca na bycie prawdziwym tam nie widzę.
Ciekawe uwagi tu piszesz i pewnie w wielu miejscach prawdziwe. Tylko skad o tym wszystkim wiesz? Zapewne od tych zon (nie doczytalem sie ilosci tych ktore pocieszyles), ktore ci to wszystko powiedzialy. Ale nic, to taki standard. Standard dla zon "On sie mna nie zajmuje, nie poswieca mi czasu, nie przytula, nie okazuje uczuc...". Standard dla mezczyzn "Moje malzenstwo jest juz tylko na papierze, juz, juz biore rozwod tylko... - tu wstaw dowolne bo rozowdu nie bedzie brac, przy tobie w koncu jestem soba bla, bla, bla".
Wiec wiesz to wszystko od tych kobiet ktore "pocieszyles" bo przeciez nie od ich mezow.
Wszystkie te teksty ze strony zarowno kobiet jak i mezczyzn sa po to zeby zagluszyc wyrzuty sumienia, znalezc usprawiedlliwienie na zdrade i jak tak to sobie powtorzymy kilkanascie / kilkadziesiat razy to w koncu uwierzymy w bajeczke ze "zdradzam i to wina mojego partnera bo gdyby on... to ja bym wtedy...".
Mniemam oczywiscie ze tym swoim panienkom pokazales swoja meskosc i rycerskosc i powiedziales "Kochanie, zrobmy tak. Jesli mamy byc razem to idz do meza i powiedz mu ze nie chcesz z nim byc, wez rozwod ja tu czekam i bedziemy juz zawsze razem. A jesli chcesz to ja Ci w tej rozmowie z mezem pomoge". No i ? Postapiles tak? Ooops... nie? No patrzcie. A ja myslalem ze tak po twoim wpisie. (sorki, doczytalem ze raz w przeciagu kilkunastu(!) lat)
Mysle, ze wykorzystywales okazje i trafiales na panny w dolku, grales rycerza na bialym koniu i pukales panny dorabiajac do tego ideologie jakiegos wybawiciela czy inne takie. Niewazne. Wazne zeby bylo fajnie.
Mialem okazje rozmawiac kiedys z zona psychopaty, ktora opowiadala mi o probach rozmow z nim, jego zdradach itd. I w trakcie swojego psychopatycznego belkotu wysypal sie (czasem im sie zdarza cos wymsknac) ze "najwazniejsze sa te motylki w brzuchu i jak sie koncza trzeba szukac dalej". Adrenalina i dopamina musi byc produkowana caly czas. Bez haju nie ma co zyc, nuda zabija.
Cytat
Na przykład taki, że ludzie mogą spotkać się w dowolnym momencie życia i odkryć, że połączyło ich coś wyjątkowego, w co chcieliby zainwestować więcej czasu i emocji, czego budowę chcieliby świadomie kontynuować.
i jak? udalo ci sie z kims kontynuowac?...
Czytajac ten twoj wpis rozumiem, ze miles jaja (nie tak jak ci zdradzanie mezowie) i poszedles do mezow tych kobiet i powiedziales odwaznie "Stary, kocham twoja zona, pukam ja regularnie, jest nam bosko i chcemy razem byc"? Nie poszedles? No nie chlopie, znowu mnie zawiodles. Taki okazales sie standardowy leszcz, ktory po kryjomu tylko potrafi.
A zonaty w ogole jestes? Zbudowales cos sam od poczatku, w radosci i trudzie? Wychowales wlasne dzieci? Wiesz co to rodzina? Wiesz co to zmeczenie wychowywaniem dzieci? Wiesz co to zajecie sie dziecmi w nocy jak sa chore? Nie? No znowu mnie zawiodles choc zaczynam sie juz do tego przyzwyczjac.
Potrafisz tylko wyciagnac rece po cudze bo nic nie trzeba sie napracowac, nie trzeba obiecywac i wywiazywac sie, nie trzeba byc odpowiedzialnym. Mozna tylko brylowac, lsnic intelektem, pocieszac owieczki, byc podziwianym i pompowac wlasne narcystyczne ego. Czyz nie o to chodzi? O ten podziw kochanki, jaki to ty nie super w porownaniu z mezem nieudacznikiem.
No nic to, narcyzi i psychopaci bardzo zle znosza krytyke, wywyoluje to u nich zlosc i agresywne reakcje oraz odwracanie kota ogonem w czym sa mistarzami wiec nie bede cie dalej katowac.
I tak dla przypomnienia:
Cechy charakterystycznych psychopaty:
brak odpowiedzialności,
impulsywność,
słaba kontrola zachowania,
agresja na krytyke,
zachowania antyspołeczne w dorosłości,
wczesne zaburzenia zachowania,
skłonność do manipulacji i oszustwa,
brak empatii i współczucia,
brak wyrzutów sumienia,
brak poczucia winy,
zawyżona i nieadekwatna samoocena,
łatwość wypowiedzi, powierzchowny urok osobisty.
Amor i impac1 jesteście wielcy. A i wielcy to za mało powiedziane. Pan Trzeci pewnie nie miał z kim świąt spędzić i w akcie desperacji na Zkę wparował. Może sumienie go ruszyło. Niech się dalej brzydko bawi a życie zweryfikuje te jego rewelacje.
Jak mądrych ludzi miło poczytać Trzeci, a czemu trzeci a nie ten drugi? no i za wysokie progi na twoje nogi...nie to forum,tu zrozumienia nie znajdziesz...
Ależ moi Drodzy, nie ma absolutnie żadnego powodu, abyśmy się w czymkolwiek zgadzali, ani też się tego - jak już wspomniałem - nie spodziewam. Co jednak bardzo mocno rzuca się w oczy w tej naszej "korespondencji" - chętnym ku przemyśleniu, niechętnym, ku dalszym wywodom:
1. Zupełnie nie wiem, na jakiej podstawie uważacie, że ja sam uważam siebie za kogoś "wszystkowiedzącego". Mam wrażenie graniczące z pewnością, że mierzycie mnie swoją miarą, bo to Wy najwidoczniej, z racji doznanych krzywd i potrzeby wytłumaczenia własnych niepowodzeń przyznaliście sobie monopol na rację i na ocenianie innych, zupełnie nieznanych Wam ludzi po dwóch postach i ocenianie z góry potępiające tylko dlatego, że różnimy się doświadczeniem. Mało kto był na tyle uważny, aby doczytać, że i mnie kiedyś spotkało to, co Was. Czy słusznie? Ooooo, bardzo słusznie! Dziś twierdzę, że to było najlepsze, co mogło mnie spotkać. To, że dostałem piękne, imponujące rogi. Bez tego prawdopodobnie do dziś wierzyłbym w różne "zasady" wzięte "z sufitu" i przekazywane z pokolenia na pokolenie tyle, że nie mające żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Z rosnącym zdumieniem obserwuję, jak ze strzępków Waszych domysłów tworzycie sobie portret, ba, całą, jakże bogatą biografię moją, którą poznaję pierwszy raz w życiu i w pierwszej chwili byłem nawet nieco rozbawiony, ale przyznam, że zaraz potem zrobiło mi się trochę smutno. Nie, nie z mojego powodu, bo jest mi obojętne to co ktokolwiek o mnie myśli, ale z powodu Was i tego, w jak cholernie negatywnych emocjach się kisicie. Wierzę i wiem (również przecież z własnego doświadczenia), że to jest cholernie trudne. Ale też wiem, że mija. Niestety, zjadając po drodze całkiem zacny kawałek tego, kto te emocje odczuwa. Czy Wam to potrzebne? Widocznie tak.
2. Obraz mnie, który tu z taką żarliwością tworzycie, wygląda dokładnie tak, jak przedstawiłem, że to NIE wygląda. Nie, nie biegam po świecie w poszukiwaniu nieszczęśliwych żon i nie przeprowadzam misternie skonstruowanych szturmów na małżeńskie twierdze, aby "ratować" znudzone "księżniczki". Ale tak, jak napisałem, nie czuję potrzeby wywnętrzania się na temat mojego funkcjonowania w relacjach. Powiem tak: nie narzekam.
3. Nieustanna mania "pukania", "grzmocenia" i sprowadzanie wszystkiego do roli d**y. Zwróćcie uwagę, że nieustannie Wy to robicie, nie ja. A mnie o to posądzacie.
4. "Mniemam, że poszedłeś...", "domyślam, się, że zrobiłeś..." - to czy tamto i natychmiast ironizowanie, że oczywiście nie, nie rozmawiałem i nie zrobiłem tego, czy tamtego. Jak się ułożyło małżeństwo/związek - nie wnikam, ale w pracy wróżbity porażka murowana, większość domysłów totalnie kulą w płot, jak zresztą cała reszta tworzonej tu w pocie czoła mojej biografii. Fragment o psychopatach podobał mi się najbardziej. Lubię ten motyw zwłaszcza, kiedy czytam o "oprogramowaniach szpiegujących", szperaniu w cudzych rzeczach i osobliwych "przesłuchaniach", w które zamieniają się "szczere rozmowy" (a gdzie, a z kim, a po co, a o której?).
4. Ktoś się zastanawia, czemu nie "drugi" i przypuszcza, że wysiaduję samotniczy fotel w święta - cóż, no tworzycie sobie po prostu taki obraz mnie, jaki podpowiadają Wam emocje, jak chcecie, aby to wyglądało, łącznie z "życzeniami" weryfikacji przez życie itp. No niech tam.
5. Nie jestem szaleńcem, nie miałem najmniejszej nadziei na żadne "zrozumienie", bo raz, że "syty głodnego (albo głodny sytego) nie zrozumie". Natomiast miałem (małą, bo małą, ale jednak) nadzieję, że dowiem się czegoś nowego, co zmieni mój punkt widzenia, a może, kto wie, ruszy moje sumienie... Nic takiego się nie zdarzyło, cud świąteczny nie zaistniał ;-) Potwierdziło się to, co przypuszczałem: ludzie zdradzani to, darujcie, zwykłe "przemądrzaluchy", które winę i zło widzą wszędzie dookoła, sami siebie uznając za świętych, mądrych i wszechwiedzących. Bez pokory i bez umiejętności tworzenia przestrzeni do wyważonej rozmowy. Gubiący się w domysłach i uznający swoje fantazje i domniemania za rzeczywistość zaistniałą i dowiedzioną, choć nie ma żadnych przesłanek, aby był w nich choć ślad tej rzeczywistości.
Nie jestem naiwny i nie oczekiwałem tu przyjęcia miłego, czy nawet kulturalnego. Jestem w stanie zrozumieć Was, Wasze emocje, Wasz żal, Waszą wściekłość, rozgoryczenie czy rozpacz. Nie było i nie jest moją intencją podsycanie takich emocji, trollowanie, ani kłócenie się z kimkolwiek. I nie, nie ruszyło mnie sumienie, widocznie pod tym względem jest jakieś kulawe (jak zapewne uważacie Wy), a być może są inne tego powody (jak uważam ja).
Zwróćcie tylko uwagę na pewien dziwny mechanizm: Wy nie lubicie mnie, ja mam w stosunku do Was odczucia obojętne, może trochę zaprawione niechęcią... A co z Waszymi niewiernymi żonami? Czy to nie jest tak, że Ona była taka piękna, kochająca, czuła, a potem zjawił się ten *^$#@% i zawrócił Jej w głowie i zdradziła?
Czyli generalnie Ona jest totalną kretynką, która nie ma własnego mózgu i nie potrafi dokonywać samodzielnej analizy ani podejmować samodzielnych decyzji, najpierw w podjęciu decyzji o małżeństwie pomaga jej Dobry Czarodziej Mąż, a potem zjawia się Zły Czarodziej Kochanek i rzuca urok na totalnego pustaka i bum! Działa! Żona zdradza!
Ech... I kto tu się naczytał bajek, ludzie...
I jeszcze jedno: zwróćcie uwagę na taki drobiazg semantyczny: piszecie o "sięganiu po cudze". Pominę fakt, że akurat najczęściej to "cudze" sięga po prostu po "coś dodatkowego" (tak, właśnie tak!), ale w ogóle określenie żywego człowieka mianem "własne" i "cudze"... Nie zgrzyta Wam to? To, że mówimy "moja" żona, "moja" dziewczyna, "moja" partnerka, to nie jest tożsame z określeniem "mój samochód", "moje meble", "mój komputer". Niby zaimek dzierżawczy ten sam, a jednak różnica spora.
I cóż - nie pytajcie mnie, czy potrafię zbudować coś od początku, bo nie wpuszczam do mojego życia niczego, co wiąże się z cudzym byłym małżeństwem, czy związkiem, poza osobą. Nie interesują mnie cudze majątki, ani dorobek cudzego życia. Zatem jeśli cokolwiek buduję, to owszem, od początku. Pytanie, czy potrafię doprowadzić to do szczęśliwego końca. Nie chcę być niegrzeczny, więc nie spytam tendencyjnie: "A Wy?"
Mimo wszystko życzę Wam wszystkiego najlepszego. I to są naprawdę szczere życzenia.
Trzeci ja wbrew pozorom jestem pełna szacunku dla Twojej odwagi; zareagowałam ostrzej i przez kontrast z tego powodu, że skoro tyle tupetu w Tobie i w sumie nie głupie rzeczy próbujesz przekazać, to może właśnie Ciebie na naprawdę rzeczową dyskusję w tej kwestii będzie stać.
pomijam że wcisnąć próbujesz, moim zdaniem, może nawet nieświadomie, ludzi w kanał w który sam wdepnąłeś;
miłość to takie stworzenie, które łączy dwójkę ludzi. I z obojga musi wychodzić, aby zaistnieć jako żywa; w przeciwnym razie wciskasz ludzi w altruizm i brak poszanowania dla samych siebie.
tak, można i wręcz należy dawać miłość bez oczekiwania zapłaty, ale nie można uwłaczać jej wartości i dawać jej za frajer, komuś kto jej nie szanuje i ofiarowaną ma za nic; bo to jest wtedy plugawienie wartości miłości;
do tanga potrzeba dwojga; dwoje ludzi potrzeba do stworzenia relacji u której podstaw jest miłość, a Ty próbujesz obciążyć jedną ze stron odpowiedzialnością za to co dzieje się w tej relacji;
nie widzisz śmieszności i interesowności w takim spojrzeniu na "byłych" swoich partnerek?
mam pytanie;
dlaczego za stan danej relacji obwiniasz tylko jedną stronę i tylko od jednej wymagasz? I dlaczego tą osobą, jest akurat rywal?
Cytat
Co do odpowiedzialności już się wypowiedziałem: to małżonkowie/partnerzy na coś się umawiają, ja się z nikim na nic nie umawiałem i nie mam żadnych zobowiązań wobec obcych mi osób, ani nie jest moją rolą stanie na straży trwałości cudzego związku. I tak, jak napisałem - jeśli związek jest naprawdę udany, stabilny i budowany z głową przez obie strony - nie pojawi się w nim nigdy miejsce na kogoś takiego, jak "ten trzeci".
właśnie dlatego wspomniałam o kwestii szacunku;
widzisz z boku, że dwoje ludzi się na coś umówiło, ale coś im po drodze to współgranie nie wychodzi; to daje Ci prawo wchodzenia pomiędzy nich? na jakiej podstawie i dlaczego wchodzisz pomiędzy? swoje zobowiązania szanujesz, a zobowiązań innych, już nie musisz?
tak ze spokojem ducha wiążesz się z kobietą, która zdolna jest do zerwania zawartej umowy, bo partner nie jest doskonały? to dlatego wchodzisz w pozę i rolę Pana Doskonałego, aby i Twoja umowa z nimi zerwana nie została?
Cytat
Co do dzieci: nie wypowiem się, bo nigdy nie wiązałem się z kobietami, które miały małe dzieci. Właśnie ze względu na dzieci.
dzieci to jeden z wielu elementów wspólnego związku, czy wspólnych zobowiązań; jak się z kimś wiążesz, stajesz się odpowiedzialny również za tą osobę;
partnerzy kobiet z którymi się związałeś zostali przez nie wybrani;
patrzyły na nich, tak jak patrzą teraz na Ciebie;
partnerzy stanowią/stanowili część ich życia; ich wspólna relacja ukształtowała ich takimi, jacy na dany czas są; ich wspólne życie, stanowi ich integralną część;
w tym co piszesz, uderza brak szacunku dla partnerów swoich wybranek; a tym samym dla nich samych; dla ich wyborów;
co ich partnerzy Ci takiego zrobili? dlaczego nie szanujesz wyboru swoich partnerek?
dlaczego przyjmujesz te kobiety tylko w części? co zrobisz z pozostałością? ukryjesz, wymarzesz, pomożesz im się tych ich części zaprzeć?
czego się wówczas zaprą? swoich wad i słabości? tego nad czym powinny najintensywniej pracować? jesteś pewny, że przyjmujesz je w takim układzie w całości?
dlaczego nie masz w sobie szacunku , dla w sumie nieszczęścia jakie spotkało tych ludzi, że tak bardzo się minęli?
do czego jest Ci potrzebne, to dowartościowywanie się kosztem tego nieszczęśnika, który wady i ułomności posiada, czy braki, które uniemożliwiły mu realizację zawartej pomiędzy nimi umowy?;
Cytat
Co do "wygrzmocenia niuni" i tym podobnych określeń - nie ma sensu ciągnąć tematu, jeśli sprowadzamy (sprowadzacie) zdradę do "grzmocenia". Czy na tym też opieracie i do tego sprowadzacie Wasze małżeństwa/związki? Czy może uważacie, że Wasze małżeństwa/związki to były jedynie wyniosłe i wspaniałe historie, pełne wielkich wartości, a to, co dzieje się poza nimi, to jedynie bezmyślne "grzmocenie"? Oczywiście rozumiem potrzebę deprecjacji związków powstałych w wyniku zdrady i tłumaczenia sobie, że to, co sami zbudowaliście było fantastyczne, a jedynie "druga strona" wespół z kochankiem czy kochanką rozwaliła to w proch i pył w celu "grzmocenia". Pewnie czasem i tak bywa, nie przeczę. Ale w takie historie się nie pakowałem.
a w jakie? wybawiałeś nieszczęsne dziewice od złych smoków?; o to właśnie tak prowokująco pytam, co tym kobietom ofiarowałeś? co masz do zaoferowania drugiemu człowiekowi?
Cytat
Rozumiem też potrzebę odczłowieczenia "trzeciego elementu" i widzenia w tym kimś (niech będzie, że tylko w pierwszej fazie) osoby, która nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko szukać małżeństw/związków gotowych do "rozbiórki" - to oczywisty absurd. Być może zdarzają się tacy mężczyźni (może i takie kobiety, nie wiem), ale to akurat nie mój adres.
Nie widzę żadnego powodu, aby w momencie kiedy odczłowieczasz pozostałe elementy (pierwszy i drugi) to trzeciemu należał się szczególny szacunek;
Cytat
gdzie tu jest przestrzeń do rozmowy i naprawiania czegokolwiek??? Bo moim zdaniem w ten właśnie sposób na oścież otwieramy drzwi trzeciemu, tu, gdzie jest ocenianie i strach przed szczerą rozmową
no jest właśnie ciekawe, co lub kto tą przestrzeń zajął/zajęło? to była wolna przestrzeń czy czyjaś? jeśli czyjaś, to sam w nią wszedłeś, czy jednak zostałeś zaproszony?
Cytat
Nie wiem, skąd Wasz wniosek, jakobym czuł się w jakikolwiek sposób "doskonały" - po prostu rzuciłem trochę inne światło na coś, co Wy widzicie jedynie w czarno-białych barwach (bardzo czarno-białych!). Nie odniosłem się ani do konkretnej kobiety, ani do swojego konkretnego związku, ale co tam - cenzurka, podsumowanie, już mnie znacie, jak zły szeląg. Zupełnie jak ten facet w przytoczonym tu powyżej przeze mnie przykładzie. Nie ma miejsca na rozmowę.
to też i rozmawiamy o abstrakcyjnym przykładzie;
w tym co opisałeś niestety bardzo wyczuwalny jest taki jeden standard; i albo go nie widzisz, albo zobaczyć nie chcesz;
każdy z kochanków/kochanek (tudzież tych drugich), uważa się z automatu za tych lepszych;
nie ma miejsca na rozmowę?
ja chętnie na ten temat porozmawiam, na co i jakie światło rzuciłeś?
masz jakiś pomysł na to, aby druga osoba pokochał Cię takim jakim jesteś, a nie wizerunek nadskakującego i zabiegającego Pana Doskonałego o którym wyżej wspominasz?
Cytat
Co zaś do tego, "czego potrzebują kobiety" i "co może dać kobiecie prawdziwy mężczyzna" - słuchajcie, to są w ogóle tematy dość abstrakcyjne, bo każdy ma inne potrzeby i chyba tak naprawdę to najpierw wystarczy być uważnym i słuchać, żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuje ktoś, na kim nam zależy. Robienie więc krzyku w tym zakresie jest zwykłą gównoburzą i chyba jest trochę niedojrzałe, nie sądzicie?
Wycinając z osoby (przez brak szacunku i akceptacji) sporą część jej samej i jej przeszłości, która ją ukształtowała, taką jaką na daną chwilę jest; to w co się wsłuchujesz?
Komentarz doklejony:
Cytat
Kilkanaście lat temu miałem rozmowę z pewnym mężem (dla ciekawych i znających "lepsze" rozwiązania, niż rozmowa: konfrontację i "lepsze rozwiązanie" obaj uznaliśmy za mało cywilizowane, powiedzmy elegancko. Że "obaj".) i powiedziałem: "Dobra, chłopie. Ja się wycofuję, ratuj, co masz do ratowania. Wysłuchaj swojej żony, nie oceniaj jej i nie zachowuj się jak tatuś pilnujący nastolatki..." - nie dał mi dokończyć, wiedział lepiej. Zrobiłem tak, jak powiedziałem: wycofałem się. Sądzicie, że coś uratował?...
rozmawiałeś najprawdopodobniej z człowiekiem, który był w stanie silnego rozchwiania emocjonalnego; z tego co mówisz wynika, że w ogóle go nie słysząc i nie biorąc pod uwagę stanu w jakim był; skąd pomysł, że jak wyszedł z tej huśtawki emocjonalnej, to chciał cokolwiek ratować? czyj to błąd oceny sytuacji? jego, czy Twój?
Cytat
Bardzo mi się spodobało stwierdzenie, że między bycie "zwycięzcą" a "pokonanym" istniej coś takiego, jak bycie prawdziwym i bycie sobą. Fantastycznie powiedziane, naprawdę! :-) Gdyby większość zdradzonych lub potencjalnie zdradzonych miała na uwadze właśnie to, a nie bezmyślną rywalizację z prawdziwym lub wyimaginowanym "trzecim" o uratowanie własnego ego, a nie małżeństwa/związku - myślę, że ilość zdrad zmalałaby o połowę. Ale też widzę na głównej, po prawej stronie, trzydzieści kilka kroków "na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera" - są naprawdę i szczerze wspaniałe i z całą pewnością skuteczne, tylko miejsca na bycie prawdziwym tam nie widzę.
widzisz gdyby większość kochanków zamiast pompowania i ratowania swojego ego i idiotycznej rywalizacji o pokazanie, że jest tymi lepszymi od byłych, sięgnęła zamiast po śmietankę, po CAŁĄ osobę (jaką niby pokochała) i wsparła w wywiązaniu się z odpowiedzialność za jej wspólne z partnerem zobowiązania (dzieci, finanse, kredyty) i za stan jaki zafundowali osobie zdradzonej; i podeszła do drugiego człowieka przynajmniej z należnym mu szacunkiem; i załatwiła większość spraw po ludzku; zamiast skupienia na budowaniu wizerunku ideału i uciekania od odpowiedzialności; i robienia na siłę z osoby skrzywdzonej i oszukanej, kata, debila i idioty; spojrzała na niego jak na drugiego człowieka, zamiast patrzenia na niego z pogardą, jako tego gorszego; tego nieudacznika, tego komu nie wyszło, tego od którego jest się niby lepszym; gdyby pozwoliła wybrance/wybrakowi zadośćuczynić zerwanej jednostronnie umowie; w taki sposób, by nie narażać skrzywdzonej już osoby na rażącą utratę; to śmiem twierdzić, że mogliby sobie spokojnie, ze swoimi wybrankami, iść w tzw pizdu;
bo nikomu do szczęścia nie jest potrzebna miłość wymuszona, czy walka o odbudowanie jej przez lata;
Właśnie przebrnąłem przez nazwijmy to: przemyślenia i spostrzeżenia człowieka ratującego niewiasty od mężów nieudaczników.
A powiedz, jeśli znajdziesz w sobie tyle odwagi: dlaczego Tobie jakaś przyprawiła rogi? - wspomniałeś o tym. Może sam byłeś/jesteś nieudacznikiem i prostakiem? Chłopcem, któremu ktoś dał długie spodnie lecz założył je przodem do tyłu? Przeciętniakiem, któremu wydaje się że ma wysoki iloraz inteligencji bo godzinami potrafi pleść bzdury? Aktorzyną, którego przerosła życiowa rola bycia mężczyzną/mężem/ojcem?
Może wtedy dam radę zrozumieć Twoje wypociny. A tak na marginesie: skoro pojawiłeś się tutaj i to w święta, tzn że coś nie styka z kolejną panienką którą pocieszasz.
Mało kto był na tyle uważny, aby doczytać, że i mnie kiedyś spotkało to, co Was
byl tu kiedys na tym forum taki jeden co sie zalil ze zona zwiala mu za granice i zaszla tam w ciaze z innym. Oj jaki byl z niego bidulek, nic tylko wspolczuc. Pozniej w praniu okazalo sie ze zona od niego zwiala (taki byl z niego pocieszacz niewiast w potrzebie) i jej historia byla zupelnie od tej jego. Jak sie wydalo to szybko skulil ogon.
Cytat
I jeszcze jedno: zwróćcie uwagę na taki drobiazg semantyczny: piszecie o "sięganiu po cudze". Pominę fakt, że akurat najczęściej to "cudze" sięga po prostu po "coś dodatkowego" (tak, właśnie tak!), ale w ogóle określenie żywego człowieka mianem "własne" i "cudze"... Nie zgrzyta Wam to? To, że mówimy "moja" żona, "moja" dziewczyna, "moja" partnerka, to nie jest tożsame z określeniem "mój samochód", "moje meble", "mój komputer". Niby zaimek dzierżawczy ten sam, a jednak różnica spora.
I cóż - nie pytajcie mnie, czy potrafię zbudować coś od początku, bo nie wpuszczam do mojego życia niczego, co wiąże się z cudzym byłym małżeństwem, czy związkiem, poza osobą. Nie interesują mnie cudze majątki, ani dorobek cudzego życia. Zatem jeśli cokolwiek buduję, to owszem, od początku. Pytanie, czy potrafię doprowadzić to do szczęśliwego końca. Nie chcę być niegrzeczny, więc nie spytam tendencyjnie: "A Wy?"
Za stary jestem na ten psychopatyczny belkot, ktory w zasadzie nic nie wnosi.
Nie odnosi sie do niczego co tutaj jest napisane, standardowo "to nie ja jestem winien, przyjrzyjcie sie sobie", czepianie sie slowek zamiast dostrzezenie istoty sprawy - znaczy sie dostrzegasz tylko w zyciu sie nie przyznasz wiec kierujesz rozmowe na inne tory czepiajac sie np. slowka "cudze" i probujac wywolac w czytelnikach poczucie winy, ze jakze smieli go uzyc. A sedno jest takie ze wez chlopie odpusc czyjes zony, znajdz sobie swoja, zaloz rodzine, przejdz przez wszystko od poczatku i potem dyskutuj jakbys mial cos do powiedzenia i byl rownorzednym partnerem. Twoje posty sa inteligentne ale puste, kierujesz nieudolnie rozmowe na inne tory, nie odpowiadsz na pytanie albo jak psychopata odpowiadasz pytaniem na pytanie bo prawda by cie zmiazdzyla albo byla dla ciebie totalnie niewygodna. Serwujesz wiec taka salatke slowna, wszystko sie miele bez konca, ty sie swoimi odpowiedziami onanizujesz bo myslisz ze przechytrzyles wszystkich i wszyscy to idioci nie warci mistrza podbojow i pocieszen. Rozwalasz malzenstwa i trzeba to nazwac po imieniu a ze jestes totalnym egoista bez cienia empatii wiec kladziesz na to wszystko laske bo najwazniejsze zeby tobie bylo przyjemnie. Dorabiasz do tego jakas pokrecona ideologie ("caly swiat winien tylko nie ja", moze ktoras z twoich kochanek cie przejrzala i wywalila ci wszystko w twarz bo musi byc jakis powod ze sie tu znalazles. Chyba ze jestes takim samarytaninem ze chcesz nam wszystkim pomoc w co watpie. Raczej potrzebujesz bodzcow i ta dyskusja cie kreci.
DYSKUSJA Z PSYCHOPATA:
1. Próbują się wcielać w przeżycia kogoś innego, chociaż nigdy w danej sytuacji się nie znajdowali
Kojarzycie te momenty w dyskusji, kiedy ktoś mówi, że wie, co czujesz, albo dokładnie wie, co przeżyłeś, jednocześnie patrzy ci prosto w oczy, kładzie dłoń na ręce i co gorsza, nachyla się w twoim kierunku, podczas gdy NIE MA POJĘCIA! Bo nigdy się w takiej sytuacji nie znajdował.
2. Częsta zmiana nastroju
Rozmawiacie sobie, dyskutujecie kulturalnie, padają sensowne argumenty i nagle BUM! Dowiadujesz się, jakim jesteś kretynem. Albo z całkowitego obiektywizmu, rozmowa nagle przybiera charakter niesamowicie jednostronny. Zero konsekwencji. Za to chaos kontrolowany.
3. Traktują cię z wyższością
Na jakikolwiek temat by nie rozmawiali, sprawiają wrażenie osób, co do których nie można mieć zarzutów. Niczym się nie przejmują, nic ich nie rusza. Nie wytrącisz ich z równowagi. Twoje argumenty przez to wydają się nietrafione, więc powolutku zaczynasz wątpić.
4. Nie potrafią przyznać się do błędu
W przypadku psychopatów żadko kiedy słowa pokrywają się z czynami. Jeżeli zostaną przyłapani na naciąganiu prawdy, przeważnie winę zwalają na kogoś innego, albo zmieniają temat.
5. Zamieniają nas w nich
Podczas najostrzejszych kłótni, gdy dojdzie do ostateczności, będą próbowali udowodnić, że to my posiadamy najgorsze ich wady. Podczas gdy oni są bez winy. A przynajmniej nie tak dużej.
Cytat
Potwierdziło się to, co przypuszczałem: ludzie zdradzani to, darujcie, zwykłe "przemądrzaluchy", które winę i zło widzą wszędzie dookoła, sami siebie uznając za świętych, mądrych i wszechwiedzących. Bez pokory i bez umiejętności tworzenia przestrzeni do wyważonej rozmowy. Gubiący się w domysłach i uznający swoje fantazje i domniemania za rzeczywistość zaistniałą i dowiedzioną, choć nie ma żadnych przesłanek, aby był w nich choć ślad tej rzeczywistości.
I znowu nie zrozumiales. Choc raczej uwazam ze wlasnie zrozumiales ale bedziesz bronic swojej twierdzy wszechwiedzy do konca.
Reasumujac - znajdz sobie dziewczyne (nie mezatke), ozen sie z nia, miej dzieci i wspolny majatek, niech cie zdradzi z takim pocieszycielem jak ty, rozwiedz sie, znajdz w sobie oczywiscie wine i jak juz to wszystko przejdziesz to mozemy wrocic do dyskusji.
Podejrzanie dobrze znacie porównania do psychopatów, ciekawe skąd...
Nie wparzyłem tu ani z wyższością (z którą się spotkałem), ani z wszechwiedzą (którą też tu widzę na każdym niemal kroku). Wasze pytania, dociekania, domysły, wskazują na jedno (i to jest nawet zrozumiałe): to we mnie widzicie kochanków swoich żon i partnerek. Błąd. To nie ze mną Wasze żony/partnerki Was zdradziły/zdradzają. Niepotrzebnie. A już porównywanie do psychopatów... No, dajmy spokój, szkoda słów. Można, oczywiście, i w ten sposób, tylko pytanie zasadnicze: CO TO WAM DA? Czy Wasza sytuacja się od tego polepszy? Od tego, że ktoś nazwie mnie psychopatą? Albo uwierzy sobie, że jakiś koleś, który pojawił się na forum, jest sobie psychopatą? A niechby i był, trudno - jaki tak naprawdę ma to związek z Wami i Waszymi związkami? Jest bardziej niż pewne, że Wasze żony/partnerki nie zdradzają Was ze mną.
Pojawiło się pytanie o to, czy wiem, dlaczego któraś dama przyprawiła mi rogi. Odpowiadam: wiem, dlaczego. Byłem straszliwie zazdrosny. Nie, nie zdradzałem jej przy tym. Panicznie się bałem, że ode mnie odejdzie, że ją stracę. Chciałem wszystko kontrolować. I odeszła. Straciłem.
Na szczęście.
Wiecie, mówicie dużo o szacunku, o różnych wzniosłych rzeczach, ale tak naprawdę okazuje się to istotne tylko wtedy, kiedy chodzi o Was. I właściwie - dobrze. Dbajcie o siebie i o szacunek dla siebie. Bez strachu, że z tego powodu zostaniecie sami. Samotność też poznałem (ja już po prostu bardzo długo żyję ;-) ), więc i tym nauczyłem się cieszyć. I całą resztą też. Dlatego do Was napisałem.
W dyskusję jakieś szczególne, w tzw. "rozkminy" nie chce mi się wchodzić, szczerze mówiąc. Zwłaszcza, że i tak na większość macie swoją odpowiedź i swój punkt widzenia, którego trzymacie się kurczowo - nie wiem, pewnie emocjonalnie tak jest bezpieczniej.
Natomiast - co mi szalenie zaimponowało, szczerze mówiąc, ale potem pomyślałem, że po prostu nikt na to nie wpadł - tak naprawdę mógłbym być dla Was niezłym narzędziem do określenia tego, czy istotnie jesteście zdradzani, czy nie. Skoro już taki "odczłowieczony"... Do przekazania tego, co być może kochankowie Waszych żon słyszą od nich (uwierzcie mi lub nie, ale wcale nie jest to "brak zainteresowania" albo "on ciągle jest w pracy" i być może - wykorzystania tego.
Tak tylko pomyślałem. I nie, nie jest to kwestia sumienia. Powiedzmy, że świąteczny kaprys.
Mówicie o rozmaitych rzeczach, ale zasadniczo strasznie dużo mówicie o mnie. Czuję się bez mała, jak jakiś bohater "Pudelka". Kurczę, ludzie! Czy tu naprawdę chodzi o mnie??? Moim zdaniem bardziej chodzi o WAS i WASZE związki. Nie szkoda Wam czasu na wystawianie cenzurki jakiemuś "fagasowi"? Pomyślcie o sobie samych. O Waszych związkach.
Stara śpiewka, że odpowiedzialność przerzucam na zdradzonych... To akurat robię jako zdradzony dawno temu, nie jako "ten trzeci". Mam do tego prawo. Wiem bardzo dobrze, jak bardzo przyczynilem się, do otwarcia przestrzeni dla kogoś trzeciego.
Teksty o "karmieniu ego" i "dowartościowaniu siebie" zostawię, bo tamto było ze dwadzieścia lat temu (matko, jaki jestem stary) i mój status na dzień dzisiejszy nie jest Wam ani znany, ani nawet trafnie domniemany (za to pomysłów i domysłów starczyłoby na telenowelę, gratuluję kreatywności, tylko czasu trochę szkoda, no ale to nie mój czas przecież...)
Mam ochotę rzucić ciekawostką. Jest noc, pora National Geographic... Ludzie! Wy naprawdę myślicie, że "kochanek" to ktoś, kto uważa się za "zwycięzcę" i kto śmieje się Wam w twarz?
Pewnie tak właśnie uważacie.
Nikt z Was nigdy nie wpadł na to, że to może (nie musi co prawda, ale może) być koleś tak samo wydymany, jak i Wy?
Oczywiście pojawi się zaraz kolejny odcinek biograficznej "telenoweli" o "wydymaniu" mnie - spoko, wciąż jestem świadomy tego, gdzie jestem i że to mnie muszą dopaść wszelkie Plagi Egipskie, no bo przecież jak inaczej ;-)
Voilla, lećmy dalej.
Jeśli jednak uznacie, że nie chcecie ze mną rozmawiać, to po prostu powiedzcie. Nie chcę, abyście się czuli trollowani, naprawdę. Zresztą - nie planowałem, szczerze mówiąc, aż tak długiego pobytu, ale bycie "psychopatą" - przyznam - szalenie mnie ubawiło.
PS. Nawiasem mówiąc - czy ktoś z Was kiedykolwiek pokusił się o badanie wykluczające psychozę u siebie? Tak tylko pytam, bo widzę, że biegli z Was diagności ;-)
Trzeci, niepotrzebnie się spinasz
Musisz rozdzielić rozmówców. Bo jednak każdy z nas jest inny
Jak zaczniesz wrzucać wszystko do jednego worka, to zacznie się niezła kołomyja , bo w wielu tematach my userzy mierzy sobą, mamy odmienne poglądy, nawet jeśli część spojrzenia w innych jest spójna.
Komentarz doklejony:
Cytat
Odpowiadam: wiem, dlaczego. Byłem straszliwie zazdrosny. Nie, nie zdradzałem jej przy tym. Panicznie się bałem, że ode mnie odejdzie, że ją stracę. Chciałem wszystko kontrolować. I odeszła. Straciłem.
zazdrość to nic innego w sumie, jak zawłaszczanie drugiej osoby;
to z powodu tego błędu, idziesz teraz w skrajny biegun, tego samego problemu?
Cytat
Mówicie o rozmaitych rzeczach, ale zasadniczo strasznie dużo mówicie o mnie. Czuję się bez mała, jak jakiś bohater "Pudelka". Kurczę, ludzie! Czy tu naprawdę chodzi o mnie??? Moim zdaniem bardziej chodzi o WAS i WASZE związki. Nie szkoda Wam czasu na wystawianie cenzurki jakiemuś "fagasowi"? Pomyślcie o sobie samych. O Waszych związkach.
naprawdę myślisz, że stwierdzenie "dbajcie o swoje relacje", jest odkryciem dla wielu z nas ameryki?
nie jesteś pierwszym kochankiem, który wpada na to forum i chce w ten sposób uświadamiać biednych rogaczy; to straszny standard jest; naprawdę o wiele bardziej interesującym byłby dla nas głębsze wejście w to, z czego taka postawa wynika;
Cytat
Nikt z Was nigdy nie wpadł na to, że to może (nie musi co prawda, ale może) być koleś tak samo wydymany, jak i Wy?
o Ty cały czas mowa;
z tym, że niestety dyma się sam;
Trzeci
Zbudowałeś coś , jakiś poważniejszy związek z mężatką?
Nawet jeśli trwał więcej czasu nie czułeś pod kopułą ,że coś nie trybi?
Że nie wszystko jest prawdą co mówi o własnym małżeństwie?
Nie wierzę że w wieloletnim małżeństwie jest zawsze na 100 procent ,wiesz już to też.Nie da się utrzymywać początkowych emocji cały czas , masz rację z komunikacją,czasem szwankuje ma to ogromny wpływ na decyzje , o ich wyborach dowiadujemy sie dopiero po właśnie zgłębieniu literatury z inną osobą..
Komentarz doklejony:
Budujesz relację potem uciekasz?Z czego jesteś dumny ? Co tak naprawdę chcesz przekazać?
Trzeci, a skoro tu do mas wpadłeś ma kozetkę i się uzewnętrzniasz, to powiedz co Cię skłoniło do napisania tego postu ?
Czas który sobie wybrałeś jest symptomatyczny - święta kojarzone ze spędzaniem ich w gronie najbliższej rodziny.
A Ty akurat teraz poświęcasz mnóstwo swojego czasu na pisanie baaaardzo długich postów. Musiały kosztować Cię mnóstwo czasu.
Zostało Ci go w nadmiarze na czas świat ?
Świat nie jest sprawiedliwy.
Mężowie zdradzają żony , żony zdradzają mężowi . Chociaż obiecywali sobie albo dozgonna milosc i wierność albo przynajmniej wspólne dbanie o dobro małżeństwa .
Natomiast mężatki- kochanki... cóż nie zawsze mówią prawdę swoim kochankom. Ich wyznania wielkiej miłości okazują się być tylko elementem zabawy erotycznej.
I na czas świat , a w końcu zupełnie wracają do tych niekochanych , nieudacznicy mężów .
Oczywiście tylko z obowiązku , ale ... kto tam wie co mówi a co myśli kobieta która wyszkoliło się w oszukiwaniu :cacy
Można by pomyśleć że ten temat to podpucha,taki mały test z mojego punktu widzenia wynik negatywny, temat dla panów i wpadli jak śliwki w kompot.Trzeci masz tam niezły ubaw co? Historię piszą zwycięzcy,ale bitwa ciągle trwa...
To raczej taka prywatna misja do zdradzonych. Do czasu lecialo jak po lince z cudzymi zonami. Cos musialo sie wydarzyc zeby tu wyladowac, cos poszlo nie tak.
Nie kazdy zdradzony maz to dupek.
Ten Trzeci. Jestem i żoną i byłam przez chwilę tą trzecią i powiem Ci , że musisz być mega naiwny, jeżeli sam wierzysz w to co piszesz. Życie nie jest czarno białe. Ma różne kolory na swojej palecie, o ktorych mężczyźnie nawet sie nie śniło Co do ludzi tutaj...nie wiem dlaczego sie dziwisz, że dostajesz takie odpowiedzi i niektorzy są nastawieni tak , a nie inaczej, skoro faktycznie możesz być bylym lub obecnym kochankiem żony, któregoś tutaj z obecnych? Nawet jezeli nie, to moze przyczyniasz sie do nieszczęścia kogoś z najblizszej rodziny , lub otoczenia. Ci ludzie pomimo , że są mega skrzywdzeni, to sa rowniez baaaardzo otwarci. Trafilam tutaj jako zdrajczyni , a naprawde dostałam mimo pocisku, wielkie wsparce, zrozumienie i wiarę , że mozna żyć inaczej, a co najwazniejsze być szczęśliwym. Tak , Ci ludzie zdradzeni przez taka jak ja, po takim bólu jaki przeszli pokazuja mi in a drogę. Te Swieta bez ich wsparcia bylyby zupelnie inne. Ale ciężko zapewne rozmawiac merytorycznie z kogucikiem , ktory wpada na forum dla Zdradzonych, któremu wydaje się, że posiadał wszystkie rozumy i jego prawda jest najprawdziwsza. Zasmuce Cie. Nie jest. Nie jest ani Twoja , ani moja, ani zadnego innego zdradzonego, czy zdradzajacego. Pozdrawiam tych wszystkich, ktorzy mi pomogli
Ja ostatnio dochodzę do dość pesymistycznych wniosków, że w miłości jak na wojnie regułą jest, że nie ma reguł.
Tym niemniej chciałbym docenić wysiłki kolegi. Pewne schematy pojawiają się w takich sytuacjach.
Może warto właśnie na takim forum je rozpoznać.
Problem w tym, że najlepszą informacje na ich temat mają ci, którzy zdradzili albo są w trakcie.
Jest w jego wpisach sporo prawdy. Np. muszą być deficyty w związku w sytuacji kiedy pojawia się ktoś trzeci/trzecia (czy drugi...). Zwykle ten zdradzany/zdradzana o nich "nie wie". Myślę też, że znikomy odsetek to sytuacje kiedy ktoś kombinuje "z nudów".
Ja bym np chętnie posłuchał kobiet, które zdradziły. Zdradzacz nigdy nie powie prawdy a prawdziwe odpowiedzi mogły by być dla niejednego/niejednej z nas zaskakujące.
Ja jestem ten TRZECI. Jestem uosobieniem tego, czego, czy też kogo większość z Was nienawidzi najbardziej na świecie. Uosobieniem tych wszystkich facetów, którzy "rozbili" Wasze związki, małżeństwa, rodziny. To takich, jak ja obwiniacie o swoje nieszczęścia.
Cytat
Z rosnącym zdumieniem obserwuję, jak ze strzępków Waszych domysłów tworzycie sobie portret, ba, całą, jakże bogatą biografię moją
Jesteś niespójny...Ze zdumieniem obserwujesz jak ze strzępków ktoś ocenia Ciebie...Ty oceniasz zanim ktoś się odezwie...nieładnie...nieistotne, że poznałeś kogoś czytając inne historię...Już na początku podałeś dość istotną informację, dzięki której można Ciebie "dookreślać"...Bierzesz pod uwagę tylko pewien "wolumen", taki twardy elektorat i piszesz jakim to uosobieniem jesteś...zbyt wysoko Siebie oceniasz...po co ci to...chcesz pogadać...spoko...to może być fajna rozmowa...ale nie kładź się od razu na patelni....
Cytat
"lepsze rozwiązanie" obaj uznaliśmy za mało cywilizowane, powiedzmy elegancko. Że "obaj".) i powiedziałem: "Dobra, chłopie. Ja się wycofuję, ratuj, co masz do ratowania. Wysłuchaj swojej żony, nie oceniaj jej i nie zachowuj się jak tatuś pilnujący nastolatki..."
Analizować to????skwierczy.....
Cytat
Nie wiem, skąd Wasz wniosek, jakobym czuł się w jakikolwiek sposób "doskonały" - po prostu rzuciłem trochę inne światło na coś, co Wy widzicie jedynie w czarno-białych barwach (bardzo czarno-białych!)
Rozumiesz co chcę Tobie przekazać....????
Cytat
Wy nie lubicie mnie, ja mam w stosunku do Was odczucia obojętne
Obijętne??? to dlaczego większość uważasz za zacietrzewionych bezmózgowców???Bardzo wąsko widzisz....
Piszesz o zazdrości o komunikacji o rozwoju intelektualnym....jak chcesz rozmawiać o konkretach jak z góry ukradkiem wyzywasz od "debila"...
Tak jak pisałem wcześniej...chcesz pogadać gadaj...ale na starcie nie szufladkuj...
Przekazałeś jeszcze jedną dość istotną informację...Jak bardzo lubisz podobać się kobietom...Jak łatwo jesteś w stanie mówić to co chcą usłyszeć...gdzie to powiedziałeś...zgaduj zgadula...domyśl się....
Piszesz o rzeczach które są dla wielu z forumowiczów proste jak budowa cepa...zazdrość, komunikacja, rozwój intelektualny..., przysięga,...chcesz o czymś pogadać...??? o wierności??? o uczciwości małżeńskiej??o moralności??? pytam zupełnie serio???myślisz, że każdy tu uważa:"zdradził" = zabić chu.a....a
to jest temat rzeka....przysięga małżeńska....a co??? ten kto zdradził ten pierwszy złamał przysięgę małżeńską????
Moralność...cud bożonarodzeniowy się nie wydarzył...oczekujesz, że ktoś Ciebie przekonał byś nie grzeszył???musisz się sam zastanowić w jakiej sferze życia stać Cię na to by być możliwie dobrym...co powinien zrobić taksówkarz, który wie że wiezie złodzieja który okradł bank???sam przecież nie kradł....mało tego co powinien zrobić taksówkarz który wiedzie złodzieja który okradł złodzieja??? na pewno chcesz rozmawiać o moralności??? jesteś gotowy??? Na razie skradzione pieniądze przepijasz ze złodziejem...Ja pomijam kto został okradziony i dlaczego...pomijam twoja moralność...pomijam prawo...pomijam swoją moralność...tylko pytam czy chcesz o czymś pogadać???
Panie Trzeci ty chyba też masz trochę klapki na oczach. Zdradzonym- takim jak ja wydaje się, że między mężem/żoną a tą osobą pomiędzy nawiązuje się jakaś niesamowita relacja, może miłość itp.jednak jak wyjaśnił mi psycholog w większości przypadków jest to po prostu ułuda, trwa jakiś czas, wygasa, albo zostaje odkryta itp. jest to bardzo płytkie wbrew naszym wyobrażeniom. Ci ludzie znajdują coś tam w sobie, czego wydaje im się, że brakuje w mężu/żonie i karmią się tą ułudą nawzajem, myślą, że jest to lepsze niż to co mają w domu. Bańka kiedyś pęka, bo niewiele jest przypadków, że kochankowie zostają ze sobą, rozstają się dla siebie z partnerami i brną w tą pozorną sielankę, tworząc jakieś niesamowote związki. Zazwyczaj się to kończy...kochankowie przegrywają z tą rzeczywistą więzią, jaka łączy małżonkowów, bo dopiero wtedy ją odnajdują. Myślisz, że będziesz długo ważny?
Cos sprobuje uswiadomic autorowi. Zdrada jest odbierana psychicznie przez osobe zdradzona jako smierc drugiej osoby, takie sa reakcje psychiczne i fizyczne u zdradzonego.
Nie znam Cie autorze ale pomysl o smierci swojej matki/ojca o innych nie napisze bo chyba nikogo innego nie kochales. Jezeli rodzice zyja to jeszcze sie przekonasz. Wyobraz sobie ze umiera Ci bliska osoba i przez 2 lata jej trup lezy na kanapie np. no nie da sie zapomniec? To wlasnie fundujesz osobie zdradzonej
Sposob w jaki opisujesz i sie obnosisz oraz dajesz rady ktorych myslisz ze osoby tutaj obecne nie widzialy?
To nie jest forum amerykanskiej agencji kosmicznej i nie odkryles nowego rodzaju napedu kosmicznego.
Jedyne co wywnioskowalem z Twojego dlugiego postu to to ze nie jestes swiadomy co robisz innym ludziom. To jest cos czego nikomu nie zycze a Ty piszesz o tym jakbys tworzyl poradnik modelarstwa.
Podsumowujac jedyne co moge powiedziec to ze karma wraca.
Ten trzeci / ta trzecia. To dla mnie nikt, chyba żeby był czy była osobą bliską w jakiś sposób zdradzonemu. Zdradzie może być winny tylko i wyłącznie mój mąż. A ta pani? To nikt, nie ta to mogłaby być inna.
Ech, zawsze fascynowało mnie zjawisko łatwości z jaką ludzie wymyślali różne, czasem bardzo dziwne i zagmatwane konstrukcje myślowe dla usprawiedliwienia swojego haniebnego postępowania. Aż się dziwię jak nisko trzeba upaść, żeby napisać coś takiego jak pan Ten Trzeci. Facet przedstawia się jako oswobodziciel żon spod tyranii mężów, gdy tymczasem jego postępowanie wynika tylko i wyłącznie z tzw niskich pobudek - chęci zaspokojenia swoich potrzeb, wynikających nie z przymiotów intelektu ale determinowanych przez zwykłą fizjologię. Ciekaw jestem czy pan Trzeci zapewnił lub zaoferował swoim "uratowanym" przez siebie paniom to, co dostawały od swoich mężów. Czy też zwyczajnie brał nogi za pas, kiedy robiło się gorąco. Pewnie tego się nie dowiem. Trochę już żyję na tym świecie, więc miałem okazję obserwować jak zachowywali się tacy "rycerze", kiedy mieli możliwość zaopiekowania się swoją Dulcyneą wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza... Nie będę rozwodził się nad moralnymi aspektami zdrady, bo z tym w większości rozprawili się moi przedmówcy. Proszę tylko aby nie dorabiać ideologii do zwykłego k.....a, męskiego lub damskiego, jak kto woli. A panu Trzeciemu powiem, że los bywa przewrotny... I oby w jego życiu nie pojawił się kiedyś taki wybawiający rycerz... :cacy
TRZECI
Nie wiem czy sobie zdajesz sprawę , że dostajesz półprawdy i wyciagasz fałszywe wnioski z tego?
Przypatrz się życiu swoich kochanek , czy nie boli , że w pewnym momencie przestajesz być priorytetem?
Byłeś nim na chwilę , ale życie wygrało .Kolejny kop i szukasz dalej .Zastanawia mnie tylko dlaczego mężatki? Idziesz na łatwiznę?
Łatwiej?Bo zawsze coś nie gra?
Okazało się, że Pan Trzeci żyje w jakimś wyimaginowanym swoim Trzecim wymiarze.
Przykro mu się zrobiło pewnie, że kolejna zdobycz woli spędzać święta ze SWOJĄ rodziną zamiast z nim, stąd jego pojawienie się w tym znamiennym czasie.
Pod płaszczem cwaniaka, pewnego siebie człowieka żyje bardzo nieszczęśliwy z poczuciem wartości sięgającym do cholewki w zimowym bucie ludzik.
Lejący wodę, wręcz recytujący, pewnie z gimnazjum miał ocenę dostateczną z j. polskiego. A i o nauczycielu nie świadczy to dobrze, że nagradzał bełkot. Niestety życie wystawiło mu znacznie gorszą ocenę niestety bez możliwości powtórzenia klasy...
TRZECI napiszę Ci tylko że chociażby przez wzgląd na swojego syna czy przez szacunek do samego siebie nie potrafiłbym być tym TRZECIm. Zakładam że inni podadzą Ci równie ważne powody dla których też nie potrafiliby tego zrobić. Sam to przerabiałem w moim otoczeniu (koleżanka nieszczęśliwa w małżeństwie) ale świadomość że w domu śpi mój syn (którego bezwarunkowo kocham) i wtedy jeszcze żona (chociaż różnie nam się układało) sprawiło że dziś normalnie spoglądam w lustro. Co prawda moja żona dziś jest już z tym TRZECIm ale to już inna sprawa.
Ale bombka świąteczna :brawo
Po wielu, naprawdę wielu rozmowach tutaj (w tym z tymi trzecimi również) zdradzę Wam jedną "tajemnicę". Ludzie zdradzają. Zdradzają bo są egoistami. Reszta jest po prostu wymówką...
Życzę wszystkim aby w tym Nowym Roku byli po prostu szczęśliwi . Tym trzecim również
Szanowny Trzeci. Taki jeden, podobny do ciebie pojawił się w moim życiu. Nie powiem, kosztowało mnie to trochę zdrowia i pieniędzy, chociaż i tak jestem na plus. W momencie kiedy się pojawiłeś mój związek był już na pół martwy. Ty tylko pomogłeś mi to zobaczyć. Za to jestem wdzięczny. Ale pomimo tego uważam, że są jakieś zasady. Nie dyma się cudzych żon. Dlatego też oboje, ty i niewierna zostaliście ukarani. Jeszcze 2 lata temu miałeś fajną karierę w mundurze. Pojawiałeś się nawet w tv. Miałeś też żonę i chore dziecko. Czas przeszły. Już nie masz. To dzięki mnie nie pracujesz już w mundurze, podobnie jak twoja kochanka. To dzięki mnie nie masz już ładnego mieszkania i rodziny. Twoja żona dzięki mnie udowodniła ci winę i zostawiła w jednych gaciach. To mnie prosiłeś ze łzami w oczach, żebym jej nie informował o twojej zdradzie. Podobny los spotkał twoją kochankę. Co ze mną? Jestem już w nowym związku i czekam na dziecko. W końcu jestem szczęśliwy z kimś obok. A ty? Powiedziałem ci kiedyś, że jeżeli będę tylko mógł, to ci zaszkodzę. Najfajniejsze jest to, że nie musiałem dać ci w pysk. Cytując klasyka: "w imię zasad skur#####synu!"
amor tak. W podziękowaniu. To nie ja skrzywdziłem jego rodzinę. Sam to zrobił wsadzając wacka w żonę innego.
to, że to on skrzywdził swoja rodzinę, to bez dwóch zdań nie ulega wątpliwości;
i jego odpowiedzialność za to jest z pewnością niewspółmierna z tym Twoi dołożeniem ręki do tego łańcucha krzywd, jeśli świadomie się mściłeś;
zasady? ma sens dorabiać teorię do burdelu?
po prostu z nas samych z w tak trudnych sytuacjach wychodzą też i nasze słabe strony; jak mściwość, agresja, zawiść, itd, itp.
tak jak wyszły ze zdradzających w momencie, kiedy jakieś wyzwanie stanęło na ich drodze
amor - nie uważam agresji za coś negatywnego. Czasami jest ona potrzebna, np. żeby odeprzeć atak.
Mściwość? Dla mnie to tylko próba wymierzenia jakiejkolwiek sprawiedliwości. W moim wątku opisałem całą sytuację. Dlaczego tylko ja, ten zdradzony miałbym cierpieć? Niewierna i kochanek spędzili kilka fajnych chwil. Potem musieli za to zapłacić. Uważam, że zasłużyli na pewną dawkę stresu. Przynajmniej taką, jaką zafundowali mi.
Jego żona i dziecko nie zostały skrzywdzone moim czynem. Bardzo im współczułem. Poza tym, to dzięki moim materiałom jego żona dostała rozwód na lepszych warunkach.
To wszystko działo się 2 lata temu. Teraz patrzę na to z dystansu i czasami się śmieję: "chcieliście wydymać Freda, to teraz Fred wydyma was".
Szkoda mi tylko zdrowia, które w związku z tym straciłem.
Czy teraz bawiłbym się w taką zemstę? Raczej nie, choć pewności nie mam.
Cytat
po prostu z nas samych z w tak trudnych sytuacjach wychodzą też i nasze słabe strony; jak mściwość, agresja, zawiść, itd, itp
Zauważyłem u siebie wtedy cechę pozytywną - metodyczność, dokładność i motywacja. Moja zemsta była bardzo dobrze zaplanowana.
Krzysiekstk agresja się przydaje w pewnych sytuacjach. Nadmiar w życiu codziennym utrudnia wskoczenie na pewien poziom dojrzałości emocjonalnej i zrozumienie wielu rzeczy.
Wydaje mi się, że "Fred się trochę sam wydymał". Jesteś 2 lata od godziny zero i już spodziewasz się dziecka z inną kobietą. Udało Ci się dokonać zemsty, zagoić rany otworzyć się na relacje, zakochać się i spłodzić dziecko? Jakoś tego nie widzę. Chyba, że to dziecko to kolejny krok na Twojej drodze zemsty, żeby udowodnić żonie jaki potrafisz być bez niej szczęśliwy - tak to wygląda. I jeśli tak jest faktycznie, to wyrządziłeś ogromną krzywdę sobie, tej kobiecie i Twojemu nienarodzonemu dziecku. Konsekwencje z tym związane w pewnym momencie przyjdą do Ciebie.
Witaj, Krzysiekstk
Rozumiem w pewnym sensie Twoje zachowanie (o tym za chwilę) ale zemsta i agresja nie jest rozwiązaniem - nie zmieniła w Twoim przypadku niczego. Może trochę poprawiła Twoje samopoczucie i napompowała delikatnie Ego...
Nie odpierałeś przecież żadnego ataku - kto i w jaki sposób Ciebie zaatakował?
Nie rozumiem też dlaczego zasłaniasz się sprawiedliwością. Twoje działania nie miały z nią nic wspólnego...
Życie to generalnie cierpienie i niesprawiedliwość. Być może to cię tak zabolało. Zderzenie z rzeczywistością...
Zgadzam się , że agresja przydaje się w pewnych sytuacjach - ale to nie jest TA sytuacja.
Ja sam popełniłem ten błąd ponad 3 lata temu (kochanek dostał...) i dziś bardzo tego żałuję. Dałem wyraz swojej agresji, upust emocjom..ale przede wszystkim wykazałem się niedojrzałością i nieodpowiedzialnością. Niczego to nie zmieniło. Poinformowałem nawet żonę kochanka. Ale to również niczego nie zmieniło. Mogło się to skończyć na różne sposoby:
- Mogłem sam dostać w łeb...i jakie wnioski miałbym wtedy wyciągnąć?
- Mogłem zrobić krzywdę kochankowi żony - być może siedziałbym dziś w więzieniu...
- Facet ma żonę / dzieci - mogły być świadkami tego...Masakra - jak taki obrazek mógłby na nich wpłynąć.
Konsekwencji swoich agresywnych zachowań nie da się przewidzieć.
Ale ja być może zbyt późno trafiłem na ten portal...
Hmmm...Ja jestem ze swoimi myślami gdzieś po środku....na pewno błędne jest myślenie że zemsta nie zmieniła niczego w twoim przypadku.... Twoim przypadku jest niepotrzebne.... Wtedy też słowo zemsta można zamienić na sprawiedliwość...albo nawet na ponoszenie konsekwencji.... Oddajcie cesarzowi co cesarskie... A Bogu to co boskie... Ale drugi raz nie będę tego rozwijał.... Powiem tylko że sprawiedliwość nie kłóci się z wybaczeniem...
Co do agresji... To faktycznie nie da rady przewidzieć skutków swoich działań newet bez niej.... A agresja jeszcze je potęguje obniżając prawdopodobieństwo przewidywania...
Może pomóc... Ale gdy szkodzi skutki są dużo bolesniejsze...tak jak antyterrorysci... Gdy wchodzą do mieszkania nakręcaja się by wejść na wielkiej kur...wie... Gdy trafia na bandyte może im pomóc.... Ale gdy trafiają w niewinną rodzinę... To kaplica... Tak jak kiedyś w Katowicach....
Ale nie da się wszystkiego od tak napisać...przeważnie lepiej odpuścić i być milosiernym/mądrym... Czasami nie.....
Chyba....
MSZ,
Ja nie wiem skad to przekonanie, ze AT wchodzi na akcje "na haju"? Wchodzi "na zimno" jakolwiek to co widzisz na filmikach moze wygladac inaczej...
Jakby wchodzili "z goraca glowa" to wszystkich nalezaloby natychmiast odsunac od sluzby i obowiazkowo skierowac na leczenie...
Nie wiem tez skad przekonanie, ze zemsta nie moze byc zaplanowana i zrealizowana "na zimno"? Moze byc... Z odsunietymi "na tyl glowy" emocjami, planowo, metodycznie, na zasadzie: "jest wina, jest kara".
hmmm...szczerze mówiąc troszkę mnie zaskoczyłeś...nie znam Ciebie Romanos i nie wiem kim jesteś, ale w swojej wyobraźni (poprzez twój sposób wypowiadania się) umiejscowiłem Ciebie jako właśnie jakiegoś pracownika mundurowego....żołnierz, policjant, strażnik graniczny coś w ten fason i myślałem, że dla Ciebie to proste....Ja nie mówię o głupiej agresji...nieokiełznanej...ja mówię nawet o tej kontrolowanej...która pozwala na to by być przygotowanym na to co może zaoferować przeciwnik....i nie mówię tylko o AT, Policji, Służbie więziennej itp....nawet sportowcy....nawet sztangiści i agresja w kierunku sztangi...i nie mówię o gorącej głowie...to inna para kaloszy...Nie wiem czy rozwijać to o testosteron, adrenalinę, odczuwanie bólu, korelacje między odruchami/nawykami a myśleniem itp...
Tłumaczenie Dziewulskiego nie jest do końca prawidłowe ale jakoś umiejscawia to co chcę przekazać....
https://www.youtube.com/watch?v=vEkZwRAcja8
minuta 3 i minuta 6:40 np.....
Chłodna głowa nie ma z tym nic wspólnego....powiem w skrócie....głowa jest zbyt wolna....dlatego natura dała nam inne narzędzia....
Co do zemsty...już to kiedyś pisałem...też zgadzam się z tym że jak jest wina to powinna być kara....pisałem w wątku zdrada z przyjaciółką, że też widzę krzywdziciela jako krzywdziciela....ale sama zemsta jest zła....i zostawia zło...sprawiedliwość i wymierzanie sprawiedliwości to coś zupełnie innego...ale nawet jak ktoś używa zła bo nie można go od tego odciągnąć to niech celuje celnie....nawet na chłodno....w skrócie: efekt motyla....możesz nigdy nie dowiedzieć się co zrobiłeś....
ja się zastanawiam, co jest takiego trudnego do zrozumienia dla niektórych w tym, że nikt nie powinien być sędzią we własnej sprawie?
w dużo bardziej błahych sprawach jak np wykonanie operacji, przy zagrożeniu , gdzie w grę mogą wchodzić emocje odsuwa się bliską osobę, czy nawet matka będąca doktorem psychologi nie diagnozuje własnego dziecka;
jednostki specjalne różnej maści teoretycznie wchodzą na zimno, choć może się zdarzyć, że komuś emocje puszczą w wyniku jakiś np projekcji, czy przeniesienia ( jest jeszcze istotna kwestia tego w jakim zakresie komuś puszczają i na ile ktoś na tym puszczeniem panuje i na ile puszcza je świadomie) , ale wówczas taką osobę odsuwa się od działań, bo stanowi zagrożenie dla pozostałych osób i całej sprawy
to jest proste jak drut;
co jest niezrozumiałego w tym, że niedopuszczalnym jest bycie sędzią we własnej sprawie?
tak samo jak nie rozumiem, jak można mylić zwykłą mściwość ze sprawiedliwością , czy daniem odczucia konsekwencji;
to są trzy odrębne rzeczy;
jak można tak mylić i przekłamywać pojęcia?
Z pokolenia na pokolenie przekazywana jest taka Kargulowa sprawiedliwość i konsekwencje, z rozumem to nie ma nic wspólnego. Sprawiedliwość musi być po naszej stronie
A jaki to problem być prokuratorem, sędzią i katem wymierzającym karę we własnej sprawie? Przymuszanie partnera to i na innych według własnych urojeń, bez liczenia się z nikim;
to chyba jest prostsze,
Jeśli ktoś traktuje partnera przedmiotowo, jak rzecz czy bezrozumnego zwierzaka, którego się tresuje tylko dla swoich potrzeb i który nie ma nic do powiedzenia, to i jego decyzje w zaspakajaniu jego potrzeb traktuje jak kradzież
Udało Ci się dokonać zemsty, zagoić rany otworzyć się na relacje, zakochać się i spłodzić dziecko? Jakoś tego nie widzę
I nie musisz widzieć. Nie znasz mnie. Pewnie nawet nie przeczytałeś mojego wątku. To wszystko co się stało kosztowało mnie sporo pracy. Byłem na terapii. Teraz jest ok. Jestem szczęśliwy i jedyny związek z byłą jest taki, że będąc z nią szczęśliwy nie byłem. Nie wiem skąd tyle wątpliwości na mój temat.
Może się wam nie podobać moje postępowanie. OK. Szanuję. Chwilę po "godzinie zero" chciałem wybaczyć. Potem to wszystko przemyślałem i zebrałem materiał żeby dowiedzieć się co się stało. Z tego materiału wynikało, że oboje weszli w romans z pełną świadomością potencjalnych konsekwencji (rozwód) i tego, że mogą kogoś krzywdzić. Chcącemu nie dzieje się krzywda.
msz -
Cytat
na pewno błędne jest myślenie że zemsta nie zmieniła niczego w twoim przypadku
Racja. Nawet po zemście byłem ciągle mężem niewiernej żony.
Griffin82 -
Cytat
Nie odpierałeś przecież żadnego ataku - kto i w jaki sposób Ciebie zaatakował?
Racja. Użyłem tej agresji w odwecie.
Co do tej sprawiedliwości, to może też masz rację. Może trzeba to nazwać inaczej. Oni skrzywdzili mnie, a ja skrzywdziłem ich. Koniec historii.
co jest niezrozumiałego w tym, że niedopuszczalnym jest bycie sędzią we własnej sprawie?
Amor, jesteś nie na czasie.
Obecnie jest to jak najbardziej w porządku , żeby zestaw prawo-prokurator-sędzia-kat był w ręku jednej osoby.
Pod warunkiem, że będzie to osoba tego godna.
Może się wam nie podobać moje postępowanie. OK. Szanuję.
to nie jest kwestia tego, czy ma się komuś coś podobać, czy nie podobać;
tutaj nikt nie jest od oceniania Ciebie;
tym bardziej, że większość z nas znakomicie rozumie, jak trudno jest ogarnąć tak ciężkie emocje i wielokrotnie jak jest to wręcz nieosiągalne, bo takie ostre jazdy, w swoim z kolei nieogarnięciu i wynikłym z niego amoku, fundują nam niewierni;
na tego typu traumatyczne wydarzenia nie ma mocnych;
timoti zwrócił Ci uwagę na ważną rzecz; na zakończenie jednej relacji przed wejściem w drugą;
z osoba którą krzywdzisz (a przez zemstę krzywdzisz) bardzo silnie się związujesz; samo tego typu działanie wskazuje na bardzo silne związanie emocjonalne; a wyparcie tych emocji na to, że to związanie nadal istnieje i jest bardzo silne, chociaż już inną kobietę i dziecko w drodze posiadasz;
Ty mówisz w sumie o tym, że tak nie jest; że Ciebie już nic z nią nie łączy;
a gro z nas jasno widzi, że mówisz o wyparciu tych emocji, bo bardzo dobrze z własnych doświadczeń wiemy, jak to działa;
co do Twojej metodyczności, zasadniczości i twardości w charakterze, ja sama osobiście wielokrotnie w prywatnych rozmowach podawałam Twój przykład, jako wzór do naśladowania, bo mi akurat te cechy akurat bardzo imponowały, w tym jak sobie radziłeś dzięki nim po zdradzie; więc w moim osobistym odczuciu szkoda iż nie do końca udało Ci się ogarnąć te negatywne emocje;
co do mściwości, to nie ma się co obwiniać, czy uciekać od prawdy w zakłamanie; tak, mamy swoje słabsze strony i w trudnych momentach one z nas wychodzą; nie ma ludzi doskonałych; nie ma sensu uciekać od tej części samych siebie; a zaakceptowanie w sobie prawa do bycia niedoskonałym, właśnie daje nam szansę na realna pracę nad tymi słabszymi stronami; co więcej nie tłamsimy ich wówczas i nie wypieramy się trudnych do przejścia związanych z nimi uczuć;
człowiek z natury jest dobry; każde poczucie winy będzie się nim odzywać dopóki nie zadośćuczyni; w takiej , czy innej formie; a tłamszone i spychane na margines, wypierane ze świadomości nie da mu spokoju do końca życia;
sam sobie odpowiedz na pytanie, czy miało sens stać się jej niewolnikiem i wiązać się z nią aż tak głęboko; ściągając tym samym z niej część odpowiedzialności za to co zrobiła na siebie;
hmm...ja nie mówiłem o emocjach...raczej o motywacji i pobudzeniu organizmu do szybkiego i "właściwego" reagowania....jeszcze raz napiszę siatkarz myśli bardzo szybko....widzi bardzo szeroko....analizuje bardzo szybko...ale od momentu podjęcia decyzji do wykonania ruchu już nie ma czasu na myślenie..."pobudzenie" powoduje, że ruch jest tak szybki że tego czasu jest jeszcze mniej...ale to jest właściwe...ja nie mówię o tym, jak ma myśleć gdy jest czas na myślenie....ja mówię o tym jak niektóre rzeczy wpływają na czas wykonywania "ruchów"...tam już czasu na myślenie nie ma.....a chłodna głowa jest zawsze...to nie ma nic do rzeczy...wiem czym jest skupienie...jeżeli chodzi o AT to jest podobnie...z tym, że tam musi dojść likwidacja strachu, przy zachowaniu właściwej decyzyjności tak by przeciwnika i samej jatki w zasadzie nie było...samo wykonywanie ruchów i pobudzenie przez "właściwe emocje" są podobne jak u siatkarzy....głowa zawsze powinna być chłodna na tyle by skuteczność było możliwie najwyższa...pobudzenia nie rozumuję jako debilnego nieokiełznania agresji...tylko działania, które chociażby przez wyrzut adrenaliny mają spowodować przyspieszenie tętna, zwiększenie skurczów serca, rozszerzenie źrenic, zwiększenie wentylacji płuc, dostarczenia więcej krwii do mięśni itp itp siła większa, ruch szybszy, precyzja może spaść dlatego pisałem o nawykach/odrucach, ale decyzyjność wzrasta....bez dwóch zdań....nie ja to sobie wymyśliłem...to są fakty, nie jakieś tam moje przemyślenia....też może upraszczam za bardzo bo wiem, że antyterroryści nie wpadają z maczugami, ale wiem jak ważne jest to o czym piszę....
Co do zemsty....to jest zbyt daleko idące uproszczenie...ja też uważam, że w 99% nie możemy być sędzią we własnej sprawie...ale ten 1 wolę sobie zostawić, bo mimo, iż życie sprawdziło mnie w wielu dziedzinach to mogą zdarzyć się sytuację w których ciężko byłoby mi nie wymierzyć kary....może i zemsta i sprawiedliwość to złe słowo...czy uważasz że nasz system prawny działa bez zarzutu...chyba nie chcę podawać konkretnych przykładów...ale jako ojcu i mężowi przychodzi mi do głowy bardzo dużo....i nie mówię o tym, że ktoś krzywdzi mnie bezpośrednio...nad tym nawet nie chce mi się zastanawiać....największym właśnie dylematem jest to kiedy ta sprawa jest moja....
Samo powiedzenie prawdy człowiekowi (co do którego mamy duże prawdopodobieństwo, że okiełzna prawdę) jest zemstą czy przyzwoitością...wpieprza..em się w życie czy ostrzeżeniem....karą czy nagrodą....nie można tego upraszczać, uogólniać....
Prawda Nas wyzwoli czy nie....oczywiście ja zawsze biorę pod uwagę wszystkie okoliczności....dlatego się tu znalazłem....dlatego by nie spier..lić życia człowiekowi....a w grę wchodziła zdrada, dzieci, duża kasa, budowa domu....nie wszystko da się sprowadzić do regułki....życie potrafi nas sprawdzić....Nie uważam się za skończonego debila, a dla mnie nie wszystko jest proste jak drut...tak jak w piosence Bajmu "dziesięć przykazań to najwięcej na co Nas stać" i czasem widzę logikę i jakiś sens działań tam gdzie to widzę...a właśnie logikę uważam za moją mocną stronę...może nie tyle logikę co wzięcie pod uwagę wszystkich możliwych okoliczności uwzględniając warunki początkowe, przyzwoitość, ogólnopojęte dobro i cel.....może też upraszam za bardzo....i absolutnie nie uderzam w Ciebie.....bo bardzo Ciebie cenię...cenię sobie twoje wpisy...czasami kopiujesz moje myśli i je przelewasz na zetkę....czasami nie podoba mi twoja taka bezpośredniość i wręcz atak (i nie mówię o atakowaniu mnie), ale jesteś bardzo celna w spostrzeżeniach...w ogóle z wieloma osobami często się zgadzam a czasami się nie zgadzam.....cytjąc Kargula"demokracja bracie"....I naprawdę nie noszę granatów w świątecznym ubraniu...
A sama zdrada nie jest powodem do karania....czasem widzę inne....
Przepraszam Amor, że odnoszę się do Ciebie..mogłaś nawet nie celować we mnie....a Ja znowu wycieczka....ale chcę być dobrze zrozumiany, a nie umiem kwieciście pisać....po prostu odnoszę się do tego co napisałaś....Ja nie umieć inaczej, ale starać się bardzo
Komentarz doklejony:
Cytat
na pewno błędne jest myślenie że zemsta nie zmieniła niczego w twoim przypadku
Cytat
Racja. Nawet po zemście byłem ciągle mężem niewiernej żony.
nie o to mi chodziło....raczej:
Griffin82
Cytat
Rozumiem w pewnym sensie Twoje zachowanie (o tym za chwilę) ale zemsta i agresja nie jest rozwiązaniem - nie zmieniła w Twoim przypadku niczego
to rozumowanie jest błędne...bardzo niszczące, złe, niewłaściwe jest takie myślenie, że coś ma się zmienić w naszym przypadku....
gdy mieszamy już sprawiedliwość do gierek małżeńskich to nie robimy tego dla naszego przypadku, tylko dla sprawiedliwości...jak staniesz w obronie kogoś na ulicy i czekasz na przyjazd policji nie robisz tego dla siebie, dla swojego przypadku....i jak ktoś ciebie atakuje, bronisz się, obezwładniasz i czekasz na przyjazd policji nie powinienes robić tego tylko dla siebie...tylko właśnie z własnego poczucia sprawiedliwości.....może za bardzo ideowo napisałem....kuźwa....nie umiem pisać....tyle nauki i nic,.,,.
Przepraszam Amor, że odnoszę się do Ciebie..mogłaś nawet nie celować we mnie....a Ja znowu wycieczka...
nie gniewaj się na mnie, ale są tutaj osoby, które naprawdę potrzebują realnej pomocy, Ty nawet nie jesteś po zdradzie, pomijam, że nie masz wielokrotnie zielonego pojęcia o czym mowa, to nie potrzebujesz wskazówek, a próbujesz zabierać czas i skupiać uwagę na swojej osobie; bo Ty czegoś nie rozumiesz, albo Tobie się właśnie coś wydaje, albo Ty masz jakieś przekonania;
z czym ja mam dyskutować? z Twoimi przekonaniami i wyobrażeniami?
ja rozumiem Twoją potrzebę kontaktu, czy poukładania sobie czegoś tam w głowie; i nie chce, aby to wyglądało, że Cię lekceważę, bo wręcz budzisz uśmiech na mojej twarzy i sympatię, ale ja zwyczajnie nie mam aż tyle czasu, by rozmawiać o niczym;
wpadnij na czat czasem, jak będzie czas na luźne rozmowy, to pogadamy o pierdołach; i podywagujemy o rzeczach nic nie znaczących;
MSZ,
Dobrze mnie umiejcowiles, jetm bylym wojskowym.
Po sobie wiem jak nas szkolono i jk dzialalem "na wojnie".
To nie jest tak, ze emocji nie ma. One sa, ale z tylu glowy. Dziala sie automtycznie wedlug "wdrukowanych" procedur. A emocje? "Na lzy jest zawsze czas - po walce".
Fakt. Niedobrze byc sedzia we wlsnej sprawie, ale dlaczego? Moim daniem dlatego, ze zdecydowana wiekszosc z nas nie potrafi oddzielac emocji od dzialania, ktore powinno byc efektem racjonalnego podejscia. Tacy no coz... niedorobieni jestesmy
Ale jesli potrafimy? Dlaczego nie?
Dziala sie automtycznie wedlug "wdrukowanych" procedur.
procedura to właśnie te nawyki wynikające ze szkoleń
Cytat
To nie jest tak, ze emocji nie ma. One sa, ale z tylu glowy
Ale adrenalina działa...mimo, że głowa chłodna...a skąd się wzięła...może nie stress ale jednak zagrożenie...możemy okiełznać naturę, ale poprawić się nie zawsze da...i po co jak dobrze działa....
na zakończenie jednej relacji przed wejściem w drugą;
Może coś umknęło. Zemsta zakończyła się w maju 2017. Obecną kobietę poznałem w grudniu. Jakąkolwiek relację nawiązałem, gdy przestałem się budzić z widokiem kochanka przed oczami. Teraz, poza bardzo rzadkimi wpisami na tym forum, nie myślę o tym. Oczywiście, wiedza o tym że jestem zdradzony jest częścią mnie i raczej tego nie zapomnę, ale już mnie to nie piecze, tak jak wcześniej. Nie zastanawiam się, co by było gdyby. Skupiam się na tym co jest teraz.
Fakt. Niedobrze byc sedzia we wlsnej sprawie, ale dlaczego? Moim daniem dlatego, ze zdecydowana wiekszosc z nas nie potrafi oddzielac emocji od dzialania, ktore powinno byc efektem racjonalnego podejscia. Tacy no coz... niedorobieni jestesmy smiley
Ale jesli potrafimy? Dlaczego nie?
Cytat
też uważam, że w 99% nie możemy być sędzią we własnej sprawie...ale ten 1 wolę sobie zostawić, bo mimo, iż życie sprawdziło mnie w wielu dziedzinach to mogą zdarzyć się sytuację w których ciężko byłoby mi nie wymierzyć kary....może i zemsta i sprawiedliwość to złe słowo...
na litość Boską, chłopaki co Wy chcecie poważać?
naczelną zasadę prawa, bez której nie funkcjonowałaby żadna cywilizowana społeczność?
wszystkie przepisy szczegółowe prawa, nie mogą być w sprzeczności z tą zasada naczelną, a Wy chcecie ją podważyć?
odsuwa się sędziów od spraw, gdy istnieje podejrzenie braku ich bezstronności, a Wy mówicie o tym, że sędzią w danej sprawie, miałaby być jedna ze stron sporu?
:cacy
Mnie też wkurza, jak ktoś wyciąga łapy nie po swoje, ale za skorzystanie z kobiety zamiast kogoś lać czy odstraszać i nic z tego nie mieć, lepiej zażyczyć sobie rekompensatę, może jakiegoś wielbłąda lub ze dwie mleczne kozy ?
Mnie też wkurza, jak ktoś wyciąga łapy nie po swoje, ale za skorzystanie z kobiety zamiast kogoś lać czy odstraszać i nic z tego nie mieć, lepiej zażyczyć sobie rekompensatę, może jakiegoś wielbłąda lub ze dwie mleczne kozy ? smiley
Cytat
Jeśli ktoś traktuje partnera przedmiotowo, jak rzecz czy bezrozumnego zwierzaka, którego się tresuje tylko dla swoich potrzeb i który nie ma nic do powiedzenia, to i jego decyzje w zaspakajaniu jego potrzeb traktuje jak kradzież smiley
ach to prawo własności...
no tak, co partner, to partner ... samice to jednak inny gatunek :cacy
Mnie też wkurza, jak ktoś wyciąga łapy nie po swoje, ale za skorzystanie z kobiety zamiast kogoś lać czy odstraszać i nic z tego nie mieć, lepiej zażyczyć sobie rekompensatę, może jakiegoś wielbłąda lub ze dwie mleczne kozy ?
A czy to nie podpada pod stręczycielstwo?
Swoją drogą odszkodowanie od kochanków za straty moralne i zdrowotne nie byłoby takie złe.
Amor...
No Ciebie to nie podejrzewalem o wiare w bajki
Nie ma zasad niepodwazalnych
"Sprawiedliwosc" to takie slowo na "es" ze slownika
Sam... Jesli juz mialbym wierzyc w jakas prawnicza paremie to chyba jedynie w slowa przypisywane Juliuszowi Gajuszowi Cezarowi, ktory podobn
powiedzial: "prawo sluzy bogatym"
Amor...
No Ciebie to nie podejrzewalem o wiare w bajki smiley
Nie ma zasad niepodwazalnych smiley
"Sprawiedliwosc" to takie slowo na "es" ze slownika smiley
Sam... Jesli juz mialbym wierzyc w jakas prawnicza paremie to chyba jedynie w slowa przypisywane Juliuszowi Gajuszowi Cezarowi, ktory podobn
powiedzial: "prawo sluzy bogatym" smiley
Powiedz mi Romanos jedno. Co ma obowiązujące prawo, najlepsze jakie udało się ograniczonej ludzkości do tej pory stworzyć, wspólnego ze idealną sprawiedliwością, której osiągnięcie,nawet przy obecnej kondycji ludzkości (dużo bardzo rozwiniętej niż w poprzednich wiekach), jest w praktyce nieosiągalne?
Komentarz doklejony:
*najlepsze jakie udało się ograniczonej ludzkości do tej pory stworzyć, wspólnego z idealną sprawiedliwością
Komentarz doklejony:
Biorąc oczywiście pod uwagę fakt, jak obecna wysoka świadomość społeczna, jest wyjątkowo niska, w stosunku chociażby do obecnej wiedzy, jaką ludzkość już posiadła, z uwzględnieniem faktu w jak czarnej D jest jeszcze ludzkość względem poznania.
Mój dobry przyjaciel pewnego razu odkrył, że zdradza go żona. Sytuacja o której pisałeś - młode małżeństwo, trafił się ten trzeci, kolega z pracy. Ten trzeci lubił takie niezobowiązujące akcje, w końcu znalezione nie kradzione. Do czasu
Kiedy kolega skumał, że jego żona robi go w konia, zainstalował w domu kamerki. Wiadomo - materiał dowodowy, że to z jej strony było coś nie tak. No i ponagrywał tego trzeciego w różnych sytuacjach. Najlepiej wypadł na toalecie - tak, też była kamerka wycelowana w to ustronne miejsce. Łącznie cztery małe kamerki, mnóstwo godzin doskonałego materiału.
Kolega rozwiódł się. Potem niestety ktoś mu wykradł nagrania. Pojawiły się w sieci - ale tylko te wykradł, gdzie był ów trzeci, bez byłej żony, w tym robiący kupę na toalecie. Nagrania poszły do wszystkich znajomych tego pana i jego współpracowników. Jasne, pojawiły się groźby ze strony tego pana, o jakiś pozwach mówił ale co kolega może zrobić, jak ktoś wykradł nagrania? Nic, sprawę umorzono, ten trzeci zmienił pracę. Raz, drugi, trzeci. Złodziejowi się znudziło, kiedy wyjechał za granicę.
Powodzenia Panie TRZECI W końcu trafi kosa na kamień i wtedy Ty wpadnij tutaj po garść rad
Rekompensata czy odstępne to nie, ale jakoś tak przyzwoiciej jeśli jest w towarze, nie w kasie
Nikogo nie nakłaniasz do uprawiania nierządu (stręczycielstwo), nie ułatwiasz (kuplerstwo) a i tak czerpiesz korzyści to sutenerstwo. To chyba pochodzi od tego, że suterenę się wynajmowało paniom potrzebującym. Przy czym jeśli to jest proceder ciągły. Jeśli jednorazowo ktoś skorzysta z oddania się za pieniądze np. bo nie ma na bilet albo fajki, w praktyce do 2 spisów przez policję to godność zachowana, bo nie jest to prostytucja, więc nie ma stręczycielstwa czy sutenerstwa
mawiają, że jest taka jedna sztuczka niewykonalna dla mężczyzn
bo ponoć nie ma takiego, który wykonując ją, nie zabiłby się
to sławetny skok;
z poziomu swojego ego, na poziom swojego IQ
i nie stawiam broń Boże pod wątpliwość czyjejkolwiek inteligencji, a wręcz przeciwnie
Jeśli defekacja jest spowodowana obstrukcją i trwa 20min to i mogą nasuwać się różne podejrzenia a że trójkąt wpisany w okrąg występuję nie tylko w matematyce...zresztą o geometrii (linie równoległe) śpiewał już kiedyś Big Cyc więc temat nie taki nowy.
Lepiej jednak chyba być szybkim strzelcem, ale tutaj inna pułapka czyha - można nie zdążyć i również narazić się na zszarganą opinię
Jest taka technika jak sie czlowiek czuje przed kims niezrecznie lub sie przy kims stresuje. Wystarczy sobie wyobrazic, jak ten ktos wyglada majac powazne problemy toaletowe
Zastanawiałem się czy podłączyć się tutaj czy pisać osobny wątek - ale z racji zbliżonego tematu postanowiłem dopisać. Jeśli Admini zasugerują inaczej to wpiszę jako osobny.
W moim życiu TEN TRZECI jest cały czas obecny - pracuje z moją żoną. Jak już wspomniałem wcześniej, bezpośrednio po zdradzie nie wytrzymałem i doszło do rękoczynów (niestety). Żona TRZECIEGO również została poinformowana - z resztą do dziś utrzymuję z nią jakiś tam kontakt. To samo miasto, to samo środowisko - nie da się zwyczajnie co pewien czas nie "wpaść" na siebie w sklepie czy na ulicy.
Żona pracuje z nim - tak więc odcięcie emocjonalne od gościa trwało pewien czas. I rozumiem, że w 100% jest to niemożliwe - widzą się codziennie. Żona chciała aby te relacje wróciły do stanu "sprzed" (typu kolega / koleżanka z pracy) i nabrały charakteru wyłącznie profesjonalnego. Mógł odrobić zadanie domowe - jednak tego nie zrobił. Przez 2 lata był względny spokój. Ostatnio pojawiły się jakieś prowokacje, kłótnie, manipulacje - próbował nieustannie testować w jakiej relacji są. Cały czas zmienia się z przyjaciela we wroga (taka totalna sinusoida) - nastawia ludzi przeciwko niej. A potem znów neutrealny / przyjacielski. Żona mu powiedziała ostatnio wprost żeby się "odpier...", że nie chce aby był obecny w jej życiu i aby zwracał się do niej "oficjalną" drogą. Jemu odwaliło jeszcze bardziej i teraz "losowo" / "niby przypadkiem" pojawia się w miejscach gdzie jesteśmy. Żona traktuje go jak powietrze - co go jeszcze bardziej nakręca. Mam wrażenie że facet utracił stabilność emocjonalną. Nie wiem w sumie co w jego życiu prywatnym - może jest źle, a może nic się nie zmieniło. Z tego co wiem to jego żona postawiła mu dość ostre warunki. Nie wiem dlaczego są nadal razem...to była jego 3 czy 4 zdrada - tak mi kiedyś powiedziała. Nie mam jednak czasu i ochoty ingerować w czyjeś życie.
Ja już nie chcę iść drogą agresji - to źle się skończy. Szczerze mówiąc - po 3 latach nie czuję nienawiści, nie życzę mu źle. Wiem, że te negatywne emocje nie były odpowiednio ukierunkowane w tamtym czasie. Napisałem to w zasadzie to jako kontrprzykład dla twórcy tematu. Martwię się trochę jak to wpłynie na dalsze relacje w pracy: myślę, że ktoś odejdzie.
Tak bym go określił - jako "Ten Niezrównoważony Trzeci" - może ktoś z szanownych forumowiczów miał podobny przypadek...Ignorować? Czy to jest nękanie / mobbing w pracy? Nie wiem... Może jest to jakiś przełomowy moment, który trzeba tylko przeczekać obserwując bacznie jego zachowanie.
Griffin82 i Ty naprawdę uważasz, że to jest Twój problem ?
Nie, powiem szczerze, że nie mam na to czasu, mam tysiąc swoich problemów i nie czuje się odpowiedzialny aby reagować i angażować się w to. Taka moja obserwacja w ostatnim czasie i "zawracanie sobie głowy pierdołami" jak napisała Amor. Pozdrawiam.
a skąd on wie, gdzie w danym momencie bywacie i wychodzicie z domu?
To są prozaiczne sytuacje typu: wyjście ze wspólnymi znajomymi (o którym wie więcej osób niż tylko my...), dziwnie zbieżne plany wakacyjne (o tym się mówi w pracy, przynajmniej u mnie - nie są to jakieś tajemnice...). W każdym razie nie bardzo wiem jak na to reagować - ale jest to cena, którą oni będą musieli płacić. Nie chcę tego brać na siebie.
Cytat
Skąd masz tą informację? Od niej?
Część informacji od niej, część to są rozmowy przy mnie (przez tel. z domu). No i sytuacja, w której oboje się na niego natknęliśmy. Powiedziała mu, żeby zwyczajnie się od...czepił i czy jego żona o tym wie? Żona otwarcie o tym mówi: że jest to problem dla niej: zawodowy i prywatny. Że tak się zaczął zachowywać. I dostaje jasny komunikat - ale jakby nie może tego przetrawić i przejść do relacji czysto profesjonalnej. Rozumiem, że jest to trudne i wymaga mega pracy nad sobą (o ile w ogóle możliwe...).
Cytat
wiesz dlaczego pytam Griffin82?
bo to co opisujesz może też wyglądać na zachowanie pt. "czy mu już powiedziałaś o nas?"
Dzięki za uwagę, Powiem szczerze, że miałem takie myśli również. Ale przeciwko temu przemawia zachowanie żony. Otwarcie mówi o problemie, próbuje z nim walczyć - nie kryje się z tym zachowaniem. Sporo o tym rozmawiamy. Aczkolwiek oczy i uszy mam otwarte - nie biorę wszystkiego jako 100% pewnik. W tym momencie, bazując na tym co widzę i wiem (na chłodno i bez emocji) - nie sądzę aby było to przyczyną.
Pozdr.
Gryffin, przemyśl to bardzo dokładnie, bo już dałeś się wkręcić przejmując jej niby problem. Strasznie ją usprawiedliwiasz i tego kompletnie nie widzisz.
Mechanizm stary jak świat, samica puszcza oczka do wszystkich, daje nadzieję, udaje bezradną, bo nikomu nie chce odmówić, jak coś to niech samce o nią walczą, jej niby to nie dotyczy.
Ratując się z manipulacji, w Tobie wzbudziła odruch konkurencji, myślisz że w nim nie? ją to dowartościowuje, że 2 samce o nią walczą; gdyby chciała te cyrki skończyć to nawet raniąc go by postawiła ostre granice np. ośmieszyła by go przy ludziach, zrobiła z niego idiotę, widocznie nie chce;
Do IMPAC 1
"narcyzi i psychopaci bardzo zle znosza krytyke, wywyoluje to u nich zlosc i agresywne reakcje oraz odwracanie kota ogonem w czym sa mistarzami "
trafione w sedno, jakbym widziała swojego męża i poprzedniego partnera - takich niestety przyciągam, za co do dziś płacę wysoką cenę...
Męża poznałam w trudnym dla mnie momencie życia, kiedy rozstawałam się z poprzednim partnerem, obecny mąż był w trakcie rozwodu ze swoją pierwszą żoną, którą zdradził pół roku po ślubie ( nie za mną oczywiście... ) nie rozumiałam jak można tak szybko zdradzić, dopiero co po ślubie bez dzieci?!lecz widząc skruchę swojego męża, fakt jak bardzo to przeżywał pomyślałam, że nigdy w życiu na pewno już nikogo nie zdradzi, jak się okazało po 8 latach naszego małżeństwa bardzo się myliłam :-( Wydawało mi się że mamy udane życie, 2 zdrowych wspaniałych dzieci, którym obydwoje bardzo się poświęcaliśmy...Na jednym z licznych wyjazdów służbowych mojego męża przez przypadek odkryłam pierwszą zdradę ( zostawił synkowi stary telefon do gier i zapomniał skasować wszystkie ślady, czytając te wszystkie obrzydliwe rzeczy opadłam na schody, byłam w szoku - nam? mi? przecież przez te wszystkie lata nigdy nie okłamywałam swojego męża, dawałam z siebie wszystko dla niego i dzieci. Skonfrontowałam zdradę z jego kochanką, z którą do dziś mam dobre relacje. Wybrał sobie na ofiarę samotną matkę mieszkającą za granicą i sprzedawał jej o mnie nieprawdziwe i krzywdzące mnie informacje. Myślałam że zwariuję ale dzieci trzymały mnie w ryzach. Rok czasu składałam się do kupy, starając się wybaczyć, nie chciałam też fundować rozbitej rodziny dzieciom, przecież był wspaniałym ojcem. Musiałam się złamać kilka razy w obawie ze jeśli przestaniemy razem sypiać on znów pójdzie na bok - czułam się wtedy jak dziwka!!! chodziliśmy na psychoterapię za jego namową zresztą, bo miał świadomość jak bardzo mnie skrzywdził blablabla, że chce się zmienić, ze już nigdy więcej i po ponad roku kiedy zaczęłam wstawać z kolan dostałam w ryj po raz kolejny! zadzwoniła do mnie jego kolejna kochanka, z którą miał stały romans od ponad trzech lat. Powiedziała ze już dluzej tak nie może bo z nas obydwu robi idiotki ale to co przeczytałam na swój temat z ich korespondencji mnie rozłożyło... dzięki Waszym wpisom teraz rozumiem, że robiłtak żeby uspokoić swoje sumienie ale tekst typu " Ze mnie kiedyś zajebie jak boga kocha"?! jak można w to wszystko jeszcze boga wciągać?!człowiek który nie czuje się odpowiedzialny za czyny i słowa kompletnie. Miałam zupełnie inne wyobrażenie o swoim mężu, myślę sobie z kim ja przez tyle lat żyłam? Kazałam mu się spakować i wyprowadzić ale widząc cierpienie moich dzieci i swoją bezradność za namową rodziny przebaczyłam mu po raz kolejny w święta- magia świąt ;-)
Minął miesiąc i mam totalnie mieszane uczucia, momentami czuję obrzydzenie do niego, a życie wbrew sobie jest konsekwencją poświęcenia dla dobra rodziny. Nie chcę jednak żyć w smutku, otaczam się ludźmi, którzy są bliscy memu sercu, w drodze do siebie bardzo pomogła mi również joga kundalini i książka Dagmary Skalskiej: " Żyj pozytywnie " staram się skupiać na tu i teraz, czas zweryfikuje czy była to słuszna decyzja...jestem przygotowana na kolejny policzek, który wiele by mi ułatwił...
Proszę założyć własny temat i nie pisać swojej historii gdzie popadnie. Yorik
Na koniec powiem Ci, że miałem podobny problem, że gość nie chciał się odczepić i też tak głupio myślałem przez chwilę jak Ty, wspólny wróg, sprawca wszelakich nieszczęść. Zobacz co ona na tym zyskuje; odciąga istotę problemu od siebie, usprawiedliwia się i robi z siebie ofiarę, to zły diabeł ją uwiódł i odpuścić nie może, zobacz, wciąż nie mogę sobie z nim poradzić, jestem taka bezradna, zdenerwuj się i walcz o mnie, konkuruj;
Zastanów się dobrze czy masz z kim konkurować i o co, o kogo?
Mało prawdopodobne, że to jakiś psychol, którego rozkochała, ale jeśli nawet, to źle świadczy o niej, że nie zastanawia się przed kim majtki ściąga;
Dlaczego nie postawiłeś ultimatum ?
Nie interesuje Cię co i jak, ale jak go jeszcze nawet przypadkowo zobaczysz, że szuka kontaktu to koniec i to jest jej problem. Dla niej już przypadków nie ma. To ona ma się martwić, żeby gość jej nie zaszkodził, nawet przypadkowo, nie Ty.
To nie ty go zapraszałeś miedzy was i nie ty go powinieneś wypraszać;
Gryffin, przemyśl to bardzo dokładnie, bo już dałeś się wkręcić przejmując jej niby problem. Strasznie ją usprawiedliwiasz i tego kompletnie nie widzisz.
Widzę, widzę, jestem tego świadomy.
Cenna uwaga, że dałem się wkręcić - to prawda.
Co do usprawiedliwiania - to takie fazy jak: racjonalizacja, usprawiedliwianie, obwinianie się nawzajem (czy siebie samego) - to już mamy za sobą.
Teraz mamy dużo lepszą komunikację, rozmawiamy - nawet jeśli to są ciężkie tematy, taki jak ten. Staramy się lepiej zrozumieć siebie nawzajem (jak i siebie samych). Niezależnie od tego gdzie nas to zaprowadzi. Mamy 3 dzieci, wspólne plany i cele: nie mamy tylko czasu na "furiatów" skaczących gdzieś w tle.
Cytat
Mechanizm stary jak świat, samica puszcza oczka do wszystkich, daje nadzieję, udaje bezradną, bo nikomu nie chce odmówić, jak coś to niech samce o nią walczą, jej niby to nie dotyczy.
Ratując się z manipulacji, w Tobie wzbudziła odruch konkurencji, myślisz że w nim nie? ją to dowartościowuje, że 2 samce o nią walczą; gdyby chciała te cyrki skończyć to nawet raniąc go by postawiła ostre granice np. ośmieszyła by go przy ludziach, zrobiła z niego idiotę, widocznie nie chce;
Jeśli chodzi o konkurencję. Powiedziała wyraźnie, że nie chce dopuszczać do jakichkolwiek konfrontacji, rywalizacji - to jej słowa. Sytuacja, w której spotkaliśmy go w towarzystwie znajomych: ona mu to powiedziała właśnie przy znajomych i przy mnie (aby się odp%%%). Ja się nawet nie odezwałem: czekałem jaka będzie jej/jego reakcja. Efekt był taki, że w zasadzie "przyznała się" przed swoimi znajomymi (wsypując też i jego). On podkulił ogon. Czy to jest ośmieszenie? Nie wiem...raczej nie. I w moich oczach to jest od pewnego czasu zmiana jej zachowania. To, że zaczęła stawiać jakieś granice w relacji z nim - wcześniej tego nie było (być może było ale nie rozmawialiśmy o tym otwarcie). Nie chcę jej wybielać , usprawiedliwiać - oceniam zachowanie, które jest w chwili obecnej, nie 3 lata temu. Oczywiście, że to mógł być "teatr" na 2 aktorów. Nie wykluczam.
Cytat
Mało prawdopodobne, że to jakiś psychol, którego rozkochała, ale jeśli nawet, to źle świadczy o niej, że nie zastanawia się przed kim majtki ściąga;
Nie traktuje TRZECIEGO jak psychola. Kiedyś kompletnie go "odczłowieczyłem" - i zajęło mi dużo czasu aby zmienić swoje myślenie. Znałem go i jego rodzinę przed zdradą. Gość jest bardzo wrażliwy, łatwo wpada w furię, nie kontroluje się (to wiem od jego żony): zdradzał kilkukrotnie przed - nie chcę tu formułować wniosków - nie mam informacji o jego prywatnym życiu.
Cytat
Dlaczego nie postawiłeś ultimatum ?
Nie interesuje Cię co i jak, ale jak go jeszcze nawet przypadkowo zobaczysz, że szuka kontaktu to koniec i to jest jej problem. Dla niej już przypadków nie ma. To ona ma się martwić, żeby gość jej nie zaszkodził, nawet przypadkowo, nie Ty.
To nie ty go zapraszałeś miedzy was i nie ty go powinieneś wypraszać;
Dlaczego nie postawiłem ultimatum: Bardzo dobre pytanie, na które w tym momencie nie umiem odpowiedzieć.
Ale jednocześnie jest to bardzo dobra rada dla mnie.
Pewnie z tym tematem się jeszcze nie konfrontowałem (ze strachu?) - będę musiał to zrobić.
Sam fakt, że podjąłem ten temat na forum - tylko potwierdza Twoją tezę, że dałem się wkręcić w problem, który definitywnie powinna rozwiązać Ona, a nie ja...
Jestem trochę zdziwiony że przez 3 lata żona nie znalazła sobie innej pracy.
Nie szukała, ma konkretne plany naukowo/zawodowe związane właśnie z tym miejscem. I szczerze powiem, nie chciałbym aby zmieniała - to jej pasja, nad którą spędziła połowę życia. Ja również nie zmieniłbym gdybym to ja był tym "zdradzającym". Nie zrezygnowałbym ze swojej pracy ani z życiowych pasji - niezależnie od przyszłości mojego małżeństwa. Kiedyś może tego nie rozumiałem, ale teraz wiem, że szczęście w związku / małżeństwie jest wprost proporcjonalne do szczęścia jednostki. Ale jest również proporcjonalne do odpowiedzialności. I między tymi dwoma musi być równowaga.
Cytat
Nie przeszkadza Ci że razem pracują?
Czy on jest jej przełożonym?
Nie jest przełożonym, są jakby "na równi" stażem i stanowiskiem w ramach jednego zespołu składającego się z kilkunastu osób. Mimo wszystko zaczął robić podkopy, manipulacje innymi, jakby zemsta w pracy. Nie wiem - dziwnie się zachowuje.
Czy mi przeszkadza? Oczywiście, że tak.
Ale wiem, że to ich odpowiedzialnością jest takie rozwiązanie tematu aby te relacje odpowiednio ustawić. Nie twierdzę, że to proste i że to możliwe na 100% ...ale...jeśli oboje zdecydowaliśmy, że budujemy związek na nowo - to ma być ciężka praca również nad sobą, nawet jeśli będzie bolesna i nieprzyjemna.
Mniej więcej rok po zdradzie - dostałem od koleżanki z pracy propozycję "łóżkową" wprost - bez owijania w bawełnę. Nie będę opisywał kontekstu (alkohol wchodził w grę). Z racji tego, że to był jeszcze czas kompletnej pustki w moim małżeństwie i emocjonalnej rozwałki dla mnie - mogłem skorzystać, idealna okazja aby "spróbować jak to jest z inną kobietą", dowartościować się , dokonać swego rodzaju zemsty oko za oko itp...nie skorzystałem. Ale przyznaję, że było to przyjemne ukłucie. Po tym, przez kilka miesięcy była między nami "dziwna" atmosfera (mimo, że nie widzimy się codziennie...), jakieś nerwy - i wszystko wróciło do normy. To pewnie zależy od przypadku i czy obie strony chcą w ogóle przejść z tym do porządku dziennego.
Gdyby to spotkanie miało miejsce przed zdradą mojej żony to przyznaję - role zdradzający/zdradzony w moim małżeństwie mogłyby być odwrócone. Tak się jednak nie stało - przed zdradą unikałem takich sytuacji. Nie jesteśmy zero-jedynkowi...choć często tak się na tym forum "przedstawiamy". Ja Dobry - Ona Zła, Ja Dobra - On Zły. Ale to jest bardzo zakłamany obraz.
Podsumowując: Ja nie mam zamiaru jej zabraniać i mówić gdzie ma pracować z kim rozmawiać i na kogo patrzeć. To jest zawłaszczanie osoby. Nie chciałbym aby moja żona mnie również w ten sposób ograniczała. Każde z nas ma swoje indywidualne cele i ambicje. Ma być szczęśliwą osobą - niezależnie od tego czy będziemy razem czy nie.
Temat powinien być załatwiony przez nich...Pozostaje (jak powiedział Yorik) postawić konkretne warunki / ultimatum i patrzeć na efekty, bo jak widać coś dziwnego się dzieje - przynajmniej z TRZECIM.
przyjrzyj się temu na spokojnie; bez tego dawania wmanewrowywania się;
to co się z nim dzieje, to nic dziwnego;
to są jego reakcje, całkiem możliwe, że wynikające z niedojrzałości, emocji, zaburzeń itp; pytanie na co on tak reaguje;
być może (jeśli to nie jest jej manewrowanie pomiędzy), to jest to właśnie wynik tego, że oni czegoś między sobą nie "doczyścili" i obwiniają się wzajemnie zamiast spotkać się na ludzkiej płaszczyźnie;
ale w tym nie ma nic dziwnego, wręcz bardziej taki standard;
i jasny obraz tego, że wszystkie emocje pomiędzy nimi jeszcze nie wygasły (przy czym, na to też potrzeba przecież czasu) nawet jeśli któreś z nich podjęło już jakąś konkretną decyzję co do swoich dalszych kroków;
Komentarz doklejony:
dopóki się wzajemnie obwiniają, to przecież żadne z nich nie bierze całej swojej części odpowiedzialności na siebie;
pytanie, czy jak nie ma wzięcia pełnej odpowiedzialności, to skrucha jest prawdziwa?
Komentarz doklejony:
czy jest prawdziwa, tudzież pełna?
wszystkie emocje pomiędzy nimi jeszcze nie wygasły (przy czym, na to też potrzeba przecież czasu) nawet jeśli któreś z nich podjęło już jakąś konkretną decyzję co do swoich dalszych kroków;
Racja, nie wygasły...są wykorzystywane do walki / przepychanki na poziomie zawodowym.
Cytat
dopóki się wzajemnie obwiniają, to przecież żadne z nich nie bierze całej swojej części odpowiedzialności na siebie;
pytanie, czy jak nie ma wzięcia pełnej odpowiedzialności, to skrucha jest prawdziwa?
Tam (u nich) rywalizacja jest podkręcona do ekstremalnie wysokiego poziomu.
W grę wchodzi Ego, kto jest lepszy, kto jest perfekcyjny i przy okazji nieskazitelny w oczach innych.
I to jest bariera, którą pewnie najtrudniej przełamać - przyznać się przed drugim człowiekiem i przede wszystkim przed samym sobą do tej niedoskonałości i wad.
Z jednej strony wiem, że to "pęknie" w końcu bo jest jakby na ostrzu noża (i musi się rozstrzygnąć) ale z drugiej strony myślę, że to dobrze (niezależnie od tego jakie będą konsekwencje).
Mysle, ze najgorsze w zdradzie jest to, ze to Ty zaczynasz szukac, rozmyslac nad przyczynami, nad całym tłem tego co sie wydarzyło. Robisz retrospekcje wydarzeń, badasz własne wnetrze pod katem niedoskonalosci, zastanawiasz sie co było nie tak- moze rozmow za mało a moze cos innego. Ostatecznie dochodzisz do wniosku, ze nawet kula nie jest idealnie kulista i uwazasz, ze nie ma zwiazku bez wad.
Moim zdaniem tym mysleniem zapedziłes sie na manowce. To nie jest zaden wyczyn, ze Twoje żona/partnerka zdyskredytowała kochanka w oczach znajomych. Nie jest rowniez zadnym wyczynym to, ze Wasze rozmowy sa teraz na głebszym poziomie i relacja wydaje Ci sie lepsza. Widocznie ona zbiera to co zostało a czy to jej dobra wola czy wyrachowanie trudno stwierdzic.
Pewne jest jednak to, ze zycie nalezy sobie upraszczac a nie zameczac siebie. Uwazam, ze zdrada powinna byc koncem zwiazku. Ona podjela dojrzała decyzje zdradzajac Ciebie. W tamtym momencie zakonczyla zwiazek. Konsekwencje sa oczywiste. Jednak niedojrzali ludzie wola narazac bliskie im osoby na takie katusze jakie przechodzisz Ty obecnie. Zadreczasz sie tym, ona Ci to zaserowowała- te udreki. Moja rada jest taka, odpusc, ona podjeła decyzje za Ciebie. Wszelkie proby naprawy/sklejania z jej strony to tylko ułuda. Ty nie zapomnisz a nawet jak sobie wmowisz, ze zapomnisz to bedzie oszustwo wobec siebie.
Ja meczylem sie 6 lat zeby stwierdzic, ze nie ma sensu. Zapomnienie nie istnieje, chocby partnerka starała sie i była skrucha. Zdrada jest swiadectwem niedojrzałosci, jest jednostronnym zakonczeniem zwiazku. Kazda dorosła osoba musi brac na swoje barki odpowiedzialnosc. Jezeli tej odpowiedzialnosci brac nie chce, nie powinno byc to Twoje zmartwienie. Powinienes odejsc, oszust obok w łozku nie jest niczym przyjemnym ani potrzebnym. U mnie zona zaczeła wywoływac odruchy obrzydzenia, doslownie. Mineło 6 lat a Ja patrzyłem na nia jak na zuzyta szmate, ktora nie reprezentuje soba zadnej wartosci w moich oczach.
najgorsze w zdradzie jest to, ze to Ty zaczynasz szukac, rozmyslac nad przyczynami, nad całym tłem tego co sie wydarzyło. Robisz retrospekcje wydarzeń, badasz własne wnetrze pod katem niedoskonalosci, zastanawiasz sie co było nie tak- moze rozmow za mało a moze cos innego. Ostatecznie dochodzisz do wniosku, ze nawet kula nie jest idealnie kulista i uwazasz, ze nie ma zwiazku bez wad.
najgorszym jest to, że zdajesz sobie wreszcie sprawę z tego, że ideałem nie jesteś?, że nie ma ideałów wokół?
a cóż w tym jest najgorszego?
Cytat
Mineło 6 lat a Ja patrzyłem na nia jak na zuzyta szmate, ktora nie reprezentuje soba zadnej wartosci w moich oczach.
niewiele chyba przerobiłeś;
a to nie z tego powodu zdradzają, że zdradzający patrzą właśnie na swoich partnerów, jak na zużyte szmaty nie stanowiące dla nich żadnej wartości?
i sięgają po własność sąsiada, bo tam trawa zawsze zieleńsza;
że własnie w niedojrzały sposób myślą i marzą o jakiejś utopijnej doskonałości, która takim doskonałym jak oni się należy? i do tego powinna im sama z nieba spaść, bo takim zajebistym ludziom jak oni, to wszystko należy się z nadania, bo łaskawie nie zdradzają;
pikuś, że wielu nie zdradzało tylko z tego powodu, że nie mieli okazji, bo zbyt wielu zainteresowanych nimi wokół nie ma;
Cytat
Widocznie ona zbiera to co zostało a czy to jej dobra wola czy wyrachowanie trudno stwierdzic.
to nie jest aż takie trudne, jak wejrzy się w czystą intencję
Cytat
Ona podjela dojrzała decyzje zdradzajac Ciebie.
od kiedy to takie decyzje są dojrzałe?
Cytat
Ty nie zapomnisz a nawet jak sobie wmowisz, ze zapomnisz to bedzie oszustwo wobec siebie.
Ja meczylem sie 6 lat zeby stwierdzic, ze nie ma sensu. Zapomnienie nie istnieje, chocby partnerka starała się i była skrucha.
i całe szczęście, że nie zapominamy o takich doświadczeniach, bo tylko wnioski z niego wyciągnięte mogą ochronić przed powtórką;
nowa partnerka Cię nie zdradzi? :cacy:cacy:cacy
Cytat
Powinienes odejsc, oszust obok w łozku nie jest niczym przyjemnym ani potrzebnym. U mnie zona zaczeła wywoływac odruchy obrzydzenia, doslownie.
są sytuacje, kiedy zdrada odsłania to, że partner nie ma czystych intencji, nie zmienia się by poprawić jakoś związku i zawalczyć o brak powtórki, czy takie, gdzie wychodzi totalne niedopasowanie w związku, bo po prostu na dany moment druga osoba jest w innym miejscu niż my,
ale stawiania drugiego człowieka poniżej siebie, o niczym więcej nie świadczy, jak tylko o tym, że ktoś ma o własnej doskonałości wielkie mniemanie;
a co za tym idzie bardzo niskie poczucie własnej wartości, które bardzo szybko do powtórki z rozrywki doprowadzić go może;
przecież teraz Upadły wystarczy, że trafisz na jakąś dziunie-ciotunie świętojebliwą, co to będzie brzydziła się zdradą i polecisz na kolejną niunię, która sama siebie nie zna
Komentarz doklejony:
Cytat
Ja meczylem sie 6 lat zeby stwierdzic, ze nie ma sensu.
a na jakiej podstawie dałeś szansę? życzeniowości?
wyznaniu prawdy?
czym jest ta wielka prawda, której wszyscy oczekują ?
opowieścią o nic nie znaczących pierdołach? przytaknięciem niezaprzeczalnym faktom?
jeśli to Bóg jest Prawdą, a jednocześnie ten Bóg jest miłością, dostałeś szczere wyznanie miłości na podstawie którego dałeś szansę?
poczułeś jednoznacznie, że jesteś kochany, by warto było tą szansę dawać?
czy dawałeś szansę na wyrost? szansę samemu sobie, własną, życzeniową; czy trzymałeś się kurczowo swojego status quo, udając przez te 6 lat, że Prawdy nie widzisz?
Komentarz doklejony:
***
niewiele chyba przerobiłeś;
a to nie z tego powodu zdradzają, że zdradzający patrzą właśnie na swoich partnerów, jak na zużyte szmaty nie stanowiące dla nich żadnej wartości?
i sięgają po własność sąsiada, bo tam trawa zawsze zieleńsza;
że własnie w niedojrzały sposób myślą i marzą o jakiejś utopijnej doskonałości, która takim doskonałym jak oni się należy? i do tego powinna im sama z nieba spaść, bo takim zajebistym ludziom jak oni, to wszystko należy się z nadania, podobnie jak i zdradzonym za to, bo łaskawie nie zdradzają ;
pikuś, że wielu nie zdradzało tylko z tego powodu, że nie mieli okazji, bo zbyt wielu zainteresowanych nimi wokół nie ma;
Mysle, ze najgorsze w zdradzie jest to, ze to Ty zaczynasz szukac, rozmyslac nad przyczynami, nad całym tłem tego co sie wydarzyło. Robisz retrospekcje wydarzeń, badasz własne wnetrze pod katem niedoskonalosci, zastanawiasz sie co było nie tak- moze rozmow za mało a moze cos innego. Ostatecznie dochodzisz do wniosku, ze nawet kula nie jest idealnie kulista i uwazasz, ze nie ma zwiazku bez wad.
Nie ma związku ani ludzi bez wad - to nie jest mój wniosek czy jakieś głębokie przemyślenia ale FAKT.
Czy badam własne wnętrze? Tak. Jestem inżynierem - mam analityczny umysł, nie mogę się oprzeć .
Ale nie badam pod kątem "co ja złego zrobiłem w związku?" czy "jak uniknąć kolejnej zdrady?" bo to bez sensu, zamęczanie się i życie w strachu.
Tylko: "co mam zrobić aby być szczęśliwym SAM DLA SIEBIE?" Trzeba popatrzeć na siebie jak na przyjaciela, któremu chciałoby się pomóc.
Potraktowałem to jak impuls aby zawalczyć o siebie samego.
Cytat
Moim zdaniem tym mysleniem zapedziłes sie na manowce. To nie jest zaden wyczyn, ze Twoje żona/partnerka zdyskredytowała kochanka w oczach znajomych. Nie jest rowniez zadnym wyczynym to, ze Wasze rozmowy sa teraz na głebszym poziomie i relacja wydaje Ci sie lepsza. Widocznie ona zbiera to co zostało a czy to jej dobra wola czy wyrachowanie trudno stwierdzic.
Nigdzie nie stwierdziłem, że zachowanie mojej żony to wyczyn.
Zwyczajnie doceniam to - takich małych rzeczy / zachowań jest wiele - nie doszukuję się w nich oszustwa czy wyrachowania.
Relacja nie wydaje mi się lepsza: po prostu jest lepsza - i to jest wspólna praca /wysiłek.
Dzisiaj - jestem tam gdzie chciałem być, robię to co chciałem robić: Czy wyprowadziłem się na manowce?
Nawet gdybyśmy się teraz rozstali - to nadal uważam, że nie uważam, że to był zmarnowany czas.
Cytat
Pewne jest jednak to, ze zycie nalezy sobie upraszczac a nie zameczac siebie. Uwazam, ze zdrada powinna byc koncem zwiazku. Ona podjela dojrzała decyzje zdradzajac Ciebie. W tamtym momencie zakonczyla zwiazek. Konsekwencje sa oczywiste. Jednak niedojrzali ludzie wola narazac bliskie im osoby na takie katusze jakie przechodzisz Ty obecnie. Zadreczasz sie tym, ona Ci to zaserowowała- te udreki. Moja rada jest taka, odpusc, ona podjeła decyzje za Ciebie. Wszelkie proby naprawy/sklejania z jej strony to tylko ułuda. Ty nie zapomnisz a nawet jak sobie wmowisz, ze zapomnisz to bedzie oszustwo wobec siebie.
No cóż - mam odmienne zdanie na ten temat: Nie zadręczam się ani nie przechodzę katuszy.
Nie mam zamiaru upraszczać sobie życia - biorę za nie odpowiedzialność, nie chcę iść na skróty, ani na łatwiznę.
Poprzeczkę zawieszam sobie aktualnie wysoko.
Tym, których kocham - również: choć z tym jest o wiele trudniej (tak jak stwierdził Yorik - nie stawiam jasnych granic).
Po to jednak tutaj pisze aby moje wady zostały w pewien sposób "obnażone" i za to rozmówcom szczerze dziękuję
Nie jest łatwo, przyjemnie i komfortowo - oszukuje siebie ten, który uważa, że takie jest lub powinno być życie.
Jest zmienne i nieprzewidywalne. Trzeba nauczyć się czuć komfortowo w skrajnie niekomfortowych warunkach i zwyczajnie być przygotowanym na skrajne sytuacje: one i tak przyjdą, prędzej czy później.
Cytat
Ja meczylem sie 6 lat zeby stwierdzic, ze nie ma sensu. Zapomnienie nie istnieje, chocby partnerka starała sie i była skrucha. Zdrada jest swiadectwem niedojrzałosci, jest jednostronnym zakonczeniem zwiazku. Kazda dorosła osoba musi brac na swoje barki odpowiedzialnosc. Jezeli tej odpowiedzialnosci brac nie chce, nie powinno byc to Twoje zmartwienie. Powinienes odejsc, oszust obok w łozku nie jest niczym przyjemnym ani potrzebnym. U mnie zona zaczeła wywoływac odruchy obrzydzenia, doslownie. Mineło 6 lat a Ja patrzyłem na nia jak na zuzyta szmate, ktora nie reprezentuje soba zadnej wartosci w moich oczach.
Ale do czego do zapomnienie miałoby nam być potrzebne? Nie chcę zapominać.
Co do odpowiedzialności (żony) - masz rację, to nie powinno być moje zmartwienie.
Nie znam jednak Twojego przypadku, nie potrafię go odnieść do swojego - nie wiem co się z Wami przez te 6 lat działo...i jak wyglądały relacje.
Jeśli z obu stron jest szczere wyznanie miłości, deklaracja wspólnego życia i odbudowy związku - warto spróbować.
Pozdr.
Griffin82
Bardzo dojrzałe i świadome spojrzenie na problem, w ogóle życie.
To nas wyróżnia od niewiernych, że jesteśmy level wyżej, w jakimś sensie dojrzalsi a to dlatego, że poniekąd zostaliśmy zmuszeni do refleksji,zmian i wzięcia odpowiedzialności za własne wybory i życie.
Trafne spostrzeżenie, że cokolwiek się nie wydarzy nie będziesz żałował.
Odzyskałeś siebie. Tego nikt nigdy już Ci nie zabierze.
Przekujmy to co nas spotkało w sukces, nie zmarnujmy potencjału.
Mam wrażenie, że to właśnie się w Twoim życiu dzieje.
Masz pełną świadomość tego co robisz i świadomość ewentualnych konsekwencji.
W pełni podzielam ten pogląd.
Komentarz doklejony:
i ratować księżniczki...
zacznę od istoty rzeczy; pieprzysz w sumie, jak potłuczony
a najśmieszniejsze jest to, że naczytałeś się bajek o żabkach i wygłaszasz je,jako prawdę objawioną;
mnie jako kobietę najbardziej bawi obraz Twojej, czyli kochanka wspaniałości :cacy:cacy:cacy
czyli obraz tego, który jako jedyny wie czego kobiecie potrzeba;
zluzuj chłopie; wyrwałeś jakiegoś tępaka, który odpowiedzialnością za własną zdradę i brak honoru i godności obarczył swojego męża i z jej bzdurnych tłumaczeń, wymówek i gniotów żenionych Ci na potrzeby manipulowania Twoją próżnością, czynisz prawdę objawioną; to jest co najmniej żenujące;
ale do rzeczy, punk po puncie:
Komentarz doklejony:
Cytat
nienawiść to jest odczucie, które towarzyszy zdradzonym w początkowych fazach po zdradzie
pociesze Cię, ale z czasem, jak zdradzeni zaczynają rozumieć, jak wyglądają mechanizmy, zaczynają wyzbywać się powstałych po zdradzie wewnętrznych blokad, czy też destrukcyjnych myśli i widzą aż nazbyt wyraźnie wartość tego, co dawali sobie kochankowie, to ta cała ta wielka nienawiść zmienia się bardzo szybko w szczery śmiech i gorące współczucie, dla takich frajerów jak Ty (nie mówię tu osobiście o Tobie, mówię tu o instytucji kochanka/kochanki);
współczucie, rozumiesz? dociera do Ciebie?; wiesz z czego wynika?
Cytat
mylisz się; mówisz o reakcjach po pierwszym szoku;
z czasem zdradzeni zaczynają widzieć swój udział i swoją odpowiedzialność, ale widzą też jeszcze wyraźniej udział i odpowiedzialność takich jak Ty;
gdzie większość kochanków swojej odpowiedzialności nigdy nie dostrzeże; co więcej sycą się płyciznami, do końca nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo żałośnie wypadają w naszych zdradzonych oczach i jak ogromne przez to politowanie budzą;
Cytat
kolejny bełkot z cyklu "bajki o żabkach";
większość osób zdrada dotyka tak bardzo, właśnie dlatego, bo UFAŁY;
jest całe mnóstwo relacji w których doszło do zdrady, gdzie zdradzeni w ogóle nie byli zazdrośni, a wręcz mieli problem z kontrolującymi i zazdrosnymi partnerami; więc Twoja teoria o zazdrości, jest teorią od czapy;
gdzieś dzwoni, tylko nie wiesz w którym kościele;
taki wspaniały jesteś, bo ufny? :cacy
a całkiem możliwe, że na swoje potrzeby panienka nagadała Ci bzdur o złym mężu zazdrośniku, aby ustawić Cię pod swoją wygodę;
byś tyłka jej nie truł, o to, gdy w międzyczasie z powodu własnej interesowności bzyknie się od czasu do czasu ze swoim starym;
powiedz mi, niby dlaczego, skoro tak nieszczęśliwa była przy zazdrosnym mężu, to nie odeszła od niego, zamiast zdradzać ?
spadek poczucia własnej wartości, rodzi się po zdradzie i jest w większości przypadków stanem przejściowym; co więcej, to Wam kochankom po raz kolejny można współczuć;
po zdradzie, aby uporządkować siebie i to co się wydarzyło, zdradzeni zmuszenie są do silnego skonfrontowania się sobą; do realnego i świadomego spojrzenia na siebie, czyli poznanie i akceptacje swoich wad, przy jednoczesnym zrozumieniu i docenieniu swoich zalet; więc Ci którzy wygrali siebie po zdradzie, zyskują coś nieocenionego, a mianowicie przestają unikać tego co nieprzyjemne a rzeczywiste; konfrontują się z tym; uczą się jednej cholernie cennej rzeczy- bezcennej: przestają uciekać od rzeczywistości, od kłopotów, od bólu emocjonalnego (bo zaczynają rozumieć, jak istotnym i ważnym elementem jest ich rozwoju), od trudności i głębszej pracy nad sobą;
gdy w tym samym czasie kochankowie nafaszerowani są bzdetami o ich wspaniałości i trwają w huraoptymizmie, bezpodstawnie zawyżonej samoocenie, bezkrytycznym spojrzeniu na siebie,i tym samym sztucznie podbitym poczuciu własnej wartości, (zbudowanym na płytkich zewnętrznych) które bardzo szybko pęknąć mogą, jak bańka mydlana; bo tyle mają wspólnego z rzeczywistością co nic;
druga rzecz, jakbyś miał silne poczucie własnej wartości, to byś po popłuczyny z życia nie sięgał;
zdradzają bo chcą; bo nie panują nad popędem; bo nie mają w sobie wyższych wartości; bo nie są zdolni do pielęgnowania i utrzymania ich w sobie, a nie z tego powodu, że partner jest zazdrosny :cacy
choć niewątpliwie zazdrość może być przyczyną kryzysu w związku; co nie znaczy, że przy każdym kryzysie trzeba się skurwić; czy z kryzysu dla kurwienia czynić wymówkę;
dumny jesteś jak paw, z tego, że bzykałeś dupę niezdolną do pracy nad relacją i refleksji? tępą dzidę oczekującą, aż ktoś zrobi coś za nią; ktoś da jej szczęście i ktoś da jej miłość; na zasadzie weźmy się i zróbcie?
no to zrobiłeś bohaterze :cacy
Komentarz doklejony:
Cytat
bardzo sprytnie to odwróciłeś :tak_trzymaj
kto ma być niby tą opoką, stabilną emocjonalnie? kochanek-pajac oderwany kompletnie od rzeczywistości? gość tak płytki i zapatrzony w swoją wspaniałość, że oderwany kompletnie od rzeczywistości?
tak jak wcześniej zwrócił Ci słusznie uwagę Matrix, pobądź 24/dobę, przez kolejne 20 lat uśmiechnięty, swobodny, z niunią u boku, czy misiaczkiem, którzy wiecznie oczekują, do innych by dali im szczęście i miłość, cały świat im zaczarują, to pogadamy :cacy
masz świadomość tego, jak mocno trzeba być oderwanym od rzeczywistości, by na życie tak nierealnie patrzeć?
masz świadomość tego, jak mocno trzeba być oderwanym od samego siebie, by trwać w takim wizerunku swojej nieskazitelności i wiecznej doskonałości?
Cytat
jprd
nawet nie wiesz, jakiego już zrobiła z Ciebie frajera :cacy
smutnym jest, że jeszcze się tym głośno chwalisz;
no to tańcz głupi koło niej, tak jak tańczył ten "zazdrośnik";
nawet nie widzisz w swoim samozachwycie, że już wpakowałeś się w zależności i ich czynienie w relacji;
Cytat
amerykę przed zdradzonymi odkryłeś?
gro osób po zdradzie ma tego pełną świadomość; i walczy bardzo ciężko o odbudowanie relacji przez wzgląd na to, o czym najwyraźniej nie masz bladego pojęcia;
taki wspaniały i świetnie rozumiejący potrzeby drugiej osoby, masz pojęcie o tym, jaki koszt zdrady niuni, czy misia, poniosą ich dzieci? ile zapłacą za rozbicie rodziny niunia, czy miś?
tak rozumiesz głęboko potrzeby tej kobiety (czy tez kobiet), to czemu jej zwyczajnie nie uszanowałeś?
zamiast wsparcia mężatki, jak prawdziwy mężczyzna, dałeś jej lizaka i nazywasz to zaspokojeniem jej potrzeb, bo milutki i uśmiechnięty przy tym byłeś, od ucha do ucha? ona miała takie wielkie potrzeby, czy Ty taki hojny? :niemoc
Cytat
a kto Ci takich głupot nadał, że intelektualistki klapsy nie kręcą i jedynie z grubiaństwem i głupotą się kojarzą? jakaś ciotka niewydymka?
Cytat
dopisz jeszcze: bo byłeś chudy, lub gruby; łysy, albo kędzierzawy, czarny, biały, żółty lub cyklista; :cacy
tak, w każdej osobie można dopatrzeć się ułomności, nawet zalety można jako ułomności potraktować; znasz jakąś osobę, poza samym sobą, która ich nie ma?
chcesz wmówić zdradzonym, że ukryć należy w podziemiu, te części naszej osobowości, które wymagają największej pracy nad nimi?
bo po ukryciu wad (które i ty posiadasz), to zwycięzcą jesteś, bo popłuczyny dzięki temu zgarnąłeś?
wyobraź sobie, że pomiędzy "jestem bezwartościowy", a "jestem zwycięzcą", jest miejsce na "jestem PRAWDZIWY", "jestem SOBĄ";
czyli osobą świadomą swoich braków i zalet; pracującą nad sobą, swoim wzrostem i rozwojem;
osobą, która dotyka realnie rzeczywistości i nie jest ograniczona przez myślenie, że "popełnianie błędów jest złe"; a innych za ich wady, czy popełnione błędy należy odrzucać, czy karać;
tylko osobą, która ma pełną świadomość, że błędy popełnia każdy; osobą, która na nich się uczy i której one pomagają wzrastać; osobą dojrzałą mentalnie;której celem nie jest udawanie doskonałości, a poznawanie świata i samokształcenie; która nie musi rywalizować; która za popełnione błędy potrafi przeprosić, zadośćuczynić, a te względem niej popełnione przez innych wybaczyć i która właśnie dlatego zasługuje na miłość i szacunek;
osobą, która potrafi budować; a Ty jesteś dumny, bo wygrzmociłeś niunie, która nie ma w sobie grama tej umiejętności i ukarała męża za jego wady, przy czym była tak bystra, że związała się Panem Doskonałym;
smutnym jest to, że nie widzisz tego, dlaczego sięgasz po cudze; dlatego dowartościowujesz się tym żałosnym bełkotem, który wrzuciłeś wyżej i przekonywaniem samego siebie, jak to wiele potrafisz ofiarować kobiecie i jak świetnie ja zrozumieć, jakim to jesteś lepszym samcem od innych, podczas gdy Ty nie potrafiłeś nawet uszanować tej niewiasty;
nie widzisz nawet tego, że to co opisujesz, co jej niby ofiarowałeś, w czym byłeś tak wyjątkowy i lepszy jesteś od wieloletniego męża, to jakieś ściepy tego, co może kobiecie dać prawdziwy mężczyzna;
Nie spodziewałem się zresztą innych.
To, co napisałem - napisałem dla Was. Nie przyda się - ok.
Na temat swojego funkcjonowania w relacjach nie mam potrzeby wypowiadania się.
Co do odpowiedzialności już się wypowiedziałem: to małżonkowie/partnerzy na coś się umawiają, ja się z nikim na nic nie umawiałem i nie mam żadnych zobowiązań wobec obcych mi osób, ani nie jest moją rolą stanie na straży trwałości cudzego związku. I tak, jak napisałem - jeśli związek jest naprawdę udany, stabilny i budowany z głową przez obie strony - nie pojawi się w nim nigdy miejsce na kogoś takiego, jak "ten trzeci".
Co do dzieci: nie wypowiem się, bo nigdy nie wiązałem się z kobietami, które miały małe dzieci. Właśnie ze względu na dzieci.
Co do "wygrzmocenia niuni" i tym podobnych określeń - nie ma sensu ciągnąć tematu, jeśli sprowadzamy (sprowadzacie) zdradę do "grzmocenia". Czy na tym też opieracie i do tego sprowadzacie Wasze małżeństwa/związki? Czy może uważacie, że Wasze małżeństwa/związki to były jedynie wyniosłe i wspaniałe historie, pełne wielkich wartości, a to, co dzieje się poza nimi, to jedynie bezmyślne "grzmocenie"? Oczywiście rozumiem potrzebę deprecjacji związków powstałych w wyniku zdrady i tłumaczenia sobie, że to, co sami zbudowaliście było fantastyczne, a jedynie "druga strona" wespół z kochankiem czy kochanką rozwaliła to w proch i pył w celu "grzmocenia". Pewnie czasem i tak bywa, nie przeczę. Ale w takie historie się nie pakowałem.
Rozumiem też potrzebę odczłowieczenia "trzeciego elementu" i widzenia w tym kimś (niech będzie, że tylko w pierwszej fazie) osoby, która nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko szukać małżeństw/związków gotowych do "rozbiórki" - to oczywisty absurd. Być może zdarzają się tacy mężczyźni (może i takie kobiety, nie wiem), ale to akurat nie mój adres.
Rozumiem też potrzebę "politowania". Tak jest po prostu łatwiej: zobaczyć w kimś innym najpierw bezmyślnego erotomana, a potem istotę godną politowania. Trudniej jest zobaczyć sytuację w jakikolwiek inny sposób. Na przykład taki, że ludzie mogą spotkać się w dowolnym momencie życia i odkryć, że połączyło ich coś wyjątkowego, w co chcieliby zainwestować więcej czasu i emocji, czego budowę chcieliby świadomie kontynuować. Oczywiście, zgadzam się w pełni ze stwierdzeniem, że w takiej sytuacji należy postawić sprawę uczciwie i po prostu odejść. Z drugiej strony - przypomnijcie sobie początki Waszych związków. W którym momencie nabraliście pewności, że właśnie z tą osobą chcecie spędzić resztę życia? Przecież nie na pierwszej randce, prawda? Niestety, to właśnie ten czas, czas oceny i analizy jest jednocześnie czasem zdrady, bo tu już są wątpliwości, o których osoba zdradzająca nie rozmawia (najczęściej) ze współmałżonkiem/partnerem. Oczywiście, że to nie jest uczciwe. Przeglądałem jednak Wasze historie (nie raz i nie dwa, pierwszy raz zajrzałem tu kilka lat temu) i zdziwiło mnie, że niektórzy już po próbie uczciwej rozmowy czują się zdradzeni. Zobaczcie, taki schemat (przykładowy): kobieta nie czuje się dobrze w swoim związku, ale jeszcze nie do końca potrafi zdefiniować to, co jej nie gra (myślę, że panów to też dotyczy, ale będę mówił z punktu widzenia zdradzających, bo z nimi akurat częściej rozmawiałem i nie, niekoniecznie wszystkie były moimi kochankami, nie jestem kolekcjonerem). "Raz na wozie, raz pod wozem" - myśli. "Może to chwilowe, na pewno się ułoży". "Jak będziemy mieli więcej czasu, będą dogodniejsze okoliczności, to z nim porozmawiam" - tak mniej więcej. Bo umówmy się: rzadko kto jest tak zdyscyplinowany i ma tak zorganizowane życie, żeby w dniu pojawienia się wątpliwości natychmiast zasiąść do rozmów, no bądźmy realistami. Okoliczności się nie nadarzają, czas się nie pojawia, "chwila" przeciąga się więc w nieskończoność, jest coraz gorzej. Uczucie wypala się systematycznie, ale wciąż są wątpliwości i tłumaczenia: "A może to po prostu tak już jest?", "przecież miłość ewoluuje..."
I właściwie nie ma większego znaczenia, czy ktoś trzeci się pojawi teraz, czy za dwa lata, czy może w ogóle. Nie ma rozmowy - pozamiatane: nie ma miłości, a związek i tak jest fikcją. A zobaczcie taką sytuację: Coś nie gra w związku, coś nie trybi, kobieta decyduje się porozmawiać z mężem/partnerem. Od razu, uczciwie, zawczasu, zanim pojawi się ktokolwiek inny. Po dwóch pierwszych zdaniach facet zaczyna urządzać histerię, że "na pewno kogoś masz! Kto to jest?! Już mnie nie kochasz!" - no błagam... Niech mi ktoś z Was odpowie konkretnie tylko w tej jednej sprawie: gdzie tu jest przestrzeń do rozmowy i naprawiania czegokolwiek??? Bo moim zdaniem w ten właśnie sposób na oścież otwieramy drzwi trzeciemu, tu, gdzie jest ocenianie i strach przed szczerą rozmową.
Nie wiem, skąd Wasz wniosek, jakobym czuł się w jakikolwiek sposób "doskonały" - po prostu rzuciłem trochę inne światło na coś, co Wy widzicie jedynie w czarno-białych barwach (bardzo czarno-białych!). Nie odniosłem się ani do konkretnej kobiety, ani do swojego konkretnego związku, ale co tam - cenzurka, podsumowanie, już mnie znacie, jak zły szeląg. Zupełnie jak ten facet w przytoczonym tu powyżej przeze mnie przykładzie. Nie ma miejsca na rozmowę.
Co zaś do tego, "czego potrzebują kobiety" i "co może dać kobiecie prawdziwy mężczyzna" - słuchajcie, to są w ogóle tematy dość abstrakcyjne, bo każdy ma inne potrzeby i chyba tak naprawdę to najpierw wystarczy być uważnym i słuchać, żeby dowiedzieć się tego, czego potrzebuje ktoś, na kim nam zależy. Robienie więc krzyku w tym zakresie jest zwykłą gównoburzą i chyba jest trochę niedojrzałe, nie sądzicie?
No ale też z drugiej strony brałem oczywiście pod uwagę, że pisząc do Was wchodzę niejako w rolę "worka treningowego" i raczej nie spodziewałem się rzeczowej dyskusji, nie na tym mi zresztą zależało. Ot, po prostu, chciałem Wam podsunąć pewne rzeczy pod rozwagę tam, gdzie może jeszcze nie jest za późno. Wy wiecie lepiej - ok.
Kilkanaście lat temu miałem rozmowę z pewnym mężem (dla ciekawych i znających "lepsze" rozwiązania, niż rozmowa: konfrontację i "lepsze rozwiązanie" obaj uznaliśmy za mało cywilizowane, powiedzmy elegancko. Że "obaj".) i powiedziałem: "Dobra, chłopie. Ja się wycofuję, ratuj, co masz do ratowania. Wysłuchaj swojej żony, nie oceniaj jej i nie zachowuj się jak tatuś pilnujący nastolatki..." - nie dał mi dokończyć, wiedział lepiej. Zrobiłem tak, jak powiedziałem: wycofałem się. Sądzicie, że coś uratował?...
Bardzo mi się spodobało stwierdzenie, że między bycie "zwycięzcą" a "pokonanym" istniej coś takiego, jak bycie prawdziwym i bycie sobą. Fantastycznie powiedziane, naprawdę! :-) Gdyby większość zdradzonych lub potencjalnie zdradzonych miała na uwadze właśnie to, a nie bezmyślną rywalizację z prawdziwym lub wyimaginowanym "trzecim" o uratowanie własnego ego, a nie małżeństwa/związku - myślę, że ilość zdrad zmalałaby o połowę. Ale też widzę na głównej, po prawej stronie, trzydzieści kilka kroków "na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera" - są naprawdę i szczerze wspaniałe i z całą pewnością skuteczne, tylko miejsca na bycie prawdziwym tam nie widzę.
A teraz możecie walić dalej ;-)
Ciekawe uwagi tu piszesz i pewnie w wielu miejscach prawdziwe. Tylko skad o tym wszystkim wiesz? Zapewne od tych zon (nie doczytalem sie ilosci tych ktore pocieszyles), ktore ci to wszystko powiedzialy. Ale nic, to taki standard. Standard dla zon "On sie mna nie zajmuje, nie poswieca mi czasu, nie przytula, nie okazuje uczuc...". Standard dla mezczyzn "Moje malzenstwo jest juz tylko na papierze, juz, juz biore rozwod tylko... - tu wstaw dowolne bo rozowdu nie bedzie brac, przy tobie w koncu jestem soba bla, bla, bla".
Wiec wiesz to wszystko od tych kobiet ktore "pocieszyles" bo przeciez nie od ich mezow.
Wszystkie te teksty ze strony zarowno kobiet jak i mezczyzn sa po to zeby zagluszyc wyrzuty sumienia, znalezc usprawiedlliwienie na zdrade i jak tak to sobie powtorzymy kilkanascie / kilkadziesiat razy to w koncu uwierzymy w bajeczke ze "zdradzam i to wina mojego partnera bo gdyby on... to ja bym wtedy...".
Mniemam oczywiscie ze tym swoim panienkom pokazales swoja meskosc i rycerskosc i powiedziales "Kochanie, zrobmy tak. Jesli mamy byc razem to idz do meza i powiedz mu ze nie chcesz z nim byc, wez rozwod ja tu czekam i bedziemy juz zawsze razem. A jesli chcesz to ja Ci w tej rozmowie z mezem pomoge". No i ? Postapiles tak? Ooops... nie? No patrzcie. A ja myslalem ze tak po twoim wpisie. (sorki, doczytalem ze raz w przeciagu kilkunastu(!) lat)
Mysle, ze wykorzystywales okazje i trafiales na panny w dolku, grales rycerza na bialym koniu i pukales panny dorabiajac do tego ideologie jakiegos wybawiciela czy inne takie. Niewazne. Wazne zeby bylo fajnie.
Mialem okazje rozmawiac kiedys z zona psychopaty, ktora opowiadala mi o probach rozmow z nim, jego zdradach itd. I w trakcie swojego psychopatycznego belkotu wysypal sie (czasem im sie zdarza cos wymsknac) ze "najwazniejsze sa te motylki w brzuchu i jak sie koncza trzeba szukac dalej". Adrenalina i dopamina musi byc produkowana caly czas. Bez haju nie ma co zyc, nuda zabija.
Cytat
Czytajac ten twoj wpis rozumiem, ze miles jaja (nie tak jak ci zdradzanie mezowie) i poszedles do mezow tych kobiet i powiedziales odwaznie "Stary, kocham twoja zona, pukam ja regularnie, jest nam bosko i chcemy razem byc"? Nie poszedles? No nie chlopie, znowu mnie zawiodles. Taki okazales sie standardowy leszcz, ktory po kryjomu tylko potrafi.
A zonaty w ogole jestes? Zbudowales cos sam od poczatku, w radosci i trudzie? Wychowales wlasne dzieci? Wiesz co to rodzina? Wiesz co to zmeczenie wychowywaniem dzieci? Wiesz co to zajecie sie dziecmi w nocy jak sa chore? Nie? No znowu mnie zawiodles choc zaczynam sie juz do tego przyzwyczjac.
Potrafisz tylko wyciagnac rece po cudze bo nic nie trzeba sie napracowac, nie trzeba obiecywac i wywiazywac sie, nie trzeba byc odpowiedzialnym. Mozna tylko brylowac, lsnic intelektem, pocieszac owieczki, byc podziwianym i pompowac wlasne narcystyczne ego. Czyz nie o to chodzi? O ten podziw kochanki, jaki to ty nie super w porownaniu z mezem nieudacznikiem.
No nic to, narcyzi i psychopaci bardzo zle znosza krytyke, wywyoluje to u nich zlosc i agresywne reakcje oraz odwracanie kota ogonem w czym sa mistarzami wiec nie bede cie dalej katowac.
I tak dla przypomnienia:
Cechy charakterystycznych psychopaty:
brak odpowiedzialności,
impulsywność,
słaba kontrola zachowania,
agresja na krytyke,
zachowania antyspołeczne w dorosłości,
wczesne zaburzenia zachowania,
skłonność do manipulacji i oszustwa,
brak empatii i współczucia,
brak wyrzutów sumienia,
brak poczucia winy,
zawyżona i nieadekwatna samoocena,
łatwość wypowiedzi, powierzchowny urok osobisty.
I tak watpie czy cos z tego skumasz.
Cytat
Jeśli to jest napisane nieskładnie i w przemęczeniu, to strach pomyśleć co dasz radę "wyprodukować" wyspana i wypoczęta. SZACUN :tak_trzymaj
1. Zupełnie nie wiem, na jakiej podstawie uważacie, że ja sam uważam siebie za kogoś "wszystkowiedzącego". Mam wrażenie graniczące z pewnością, że mierzycie mnie swoją miarą, bo to Wy najwidoczniej, z racji doznanych krzywd i potrzeby wytłumaczenia własnych niepowodzeń przyznaliście sobie monopol na rację i na ocenianie innych, zupełnie nieznanych Wam ludzi po dwóch postach i ocenianie z góry potępiające tylko dlatego, że różnimy się doświadczeniem. Mało kto był na tyle uważny, aby doczytać, że i mnie kiedyś spotkało to, co Was. Czy słusznie? Ooooo, bardzo słusznie! Dziś twierdzę, że to było najlepsze, co mogło mnie spotkać. To, że dostałem piękne, imponujące rogi. Bez tego prawdopodobnie do dziś wierzyłbym w różne "zasady" wzięte "z sufitu" i przekazywane z pokolenia na pokolenie tyle, że nie mające żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Z rosnącym zdumieniem obserwuję, jak ze strzępków Waszych domysłów tworzycie sobie portret, ba, całą, jakże bogatą biografię moją, którą poznaję pierwszy raz w życiu i w pierwszej chwili byłem nawet nieco rozbawiony, ale przyznam, że zaraz potem zrobiło mi się trochę smutno. Nie, nie z mojego powodu, bo jest mi obojętne to co ktokolwiek o mnie myśli, ale z powodu Was i tego, w jak cholernie negatywnych emocjach się kisicie. Wierzę i wiem (również przecież z własnego doświadczenia), że to jest cholernie trudne. Ale też wiem, że mija. Niestety, zjadając po drodze całkiem zacny kawałek tego, kto te emocje odczuwa. Czy Wam to potrzebne? Widocznie tak.
2. Obraz mnie, który tu z taką żarliwością tworzycie, wygląda dokładnie tak, jak przedstawiłem, że to NIE wygląda. Nie, nie biegam po świecie w poszukiwaniu nieszczęśliwych żon i nie przeprowadzam misternie skonstruowanych szturmów na małżeńskie twierdze, aby "ratować" znudzone "księżniczki". Ale tak, jak napisałem, nie czuję potrzeby wywnętrzania się na temat mojego funkcjonowania w relacjach. Powiem tak: nie narzekam.
3. Nieustanna mania "pukania", "grzmocenia" i sprowadzanie wszystkiego do roli d**y. Zwróćcie uwagę, że nieustannie Wy to robicie, nie ja. A mnie o to posądzacie.
4. "Mniemam, że poszedłeś...", "domyślam, się, że zrobiłeś..." - to czy tamto i natychmiast ironizowanie, że oczywiście nie, nie rozmawiałem i nie zrobiłem tego, czy tamtego. Jak się ułożyło małżeństwo/związek - nie wnikam, ale w pracy wróżbity porażka murowana, większość domysłów totalnie kulą w płot, jak zresztą cała reszta tworzonej tu w pocie czoła mojej biografii. Fragment o psychopatach podobał mi się najbardziej. Lubię ten motyw zwłaszcza, kiedy czytam o "oprogramowaniach szpiegujących", szperaniu w cudzych rzeczach i osobliwych "przesłuchaniach", w które zamieniają się "szczere rozmowy" (a gdzie, a z kim, a po co, a o której?).
4. Ktoś się zastanawia, czemu nie "drugi" i przypuszcza, że wysiaduję samotniczy fotel w święta - cóż, no tworzycie sobie po prostu taki obraz mnie, jaki podpowiadają Wam emocje, jak chcecie, aby to wyglądało, łącznie z "życzeniami" weryfikacji przez życie itp. No niech tam.
5. Nie jestem szaleńcem, nie miałem najmniejszej nadziei na żadne "zrozumienie", bo raz, że "syty głodnego (albo głodny sytego) nie zrozumie". Natomiast miałem (małą, bo małą, ale jednak) nadzieję, że dowiem się czegoś nowego, co zmieni mój punkt widzenia, a może, kto wie, ruszy moje sumienie... Nic takiego się nie zdarzyło, cud świąteczny nie zaistniał ;-) Potwierdziło się to, co przypuszczałem: ludzie zdradzani to, darujcie, zwykłe "przemądrzaluchy", które winę i zło widzą wszędzie dookoła, sami siebie uznając za świętych, mądrych i wszechwiedzących. Bez pokory i bez umiejętności tworzenia przestrzeni do wyważonej rozmowy. Gubiący się w domysłach i uznający swoje fantazje i domniemania za rzeczywistość zaistniałą i dowiedzioną, choć nie ma żadnych przesłanek, aby był w nich choć ślad tej rzeczywistości.
Nie jestem naiwny i nie oczekiwałem tu przyjęcia miłego, czy nawet kulturalnego. Jestem w stanie zrozumieć Was, Wasze emocje, Wasz żal, Waszą wściekłość, rozgoryczenie czy rozpacz. Nie było i nie jest moją intencją podsycanie takich emocji, trollowanie, ani kłócenie się z kimkolwiek. I nie, nie ruszyło mnie sumienie, widocznie pod tym względem jest jakieś kulawe (jak zapewne uważacie Wy), a być może są inne tego powody (jak uważam ja).
Zwróćcie tylko uwagę na pewien dziwny mechanizm: Wy nie lubicie mnie, ja mam w stosunku do Was odczucia obojętne, może trochę zaprawione niechęcią... A co z Waszymi niewiernymi żonami? Czy to nie jest tak, że Ona była taka piękna, kochająca, czuła, a potem zjawił się ten *^$#@% i zawrócił Jej w głowie i zdradziła?
Czyli generalnie Ona jest totalną kretynką, która nie ma własnego mózgu i nie potrafi dokonywać samodzielnej analizy ani podejmować samodzielnych decyzji, najpierw w podjęciu decyzji o małżeństwie pomaga jej Dobry Czarodziej Mąż, a potem zjawia się Zły Czarodziej Kochanek i rzuca urok na totalnego pustaka i bum! Działa! Żona zdradza!
Ech... I kto tu się naczytał bajek, ludzie...
I jeszcze jedno: zwróćcie uwagę na taki drobiazg semantyczny: piszecie o "sięganiu po cudze". Pominę fakt, że akurat najczęściej to "cudze" sięga po prostu po "coś dodatkowego" (tak, właśnie tak!), ale w ogóle określenie żywego człowieka mianem "własne" i "cudze"... Nie zgrzyta Wam to? To, że mówimy "moja" żona, "moja" dziewczyna, "moja" partnerka, to nie jest tożsame z określeniem "mój samochód", "moje meble", "mój komputer". Niby zaimek dzierżawczy ten sam, a jednak różnica spora.
I cóż - nie pytajcie mnie, czy potrafię zbudować coś od początku, bo nie wpuszczam do mojego życia niczego, co wiąże się z cudzym byłym małżeństwem, czy związkiem, poza osobą. Nie interesują mnie cudze majątki, ani dorobek cudzego życia. Zatem jeśli cokolwiek buduję, to owszem, od początku. Pytanie, czy potrafię doprowadzić to do szczęśliwego końca. Nie chcę być niegrzeczny, więc nie spytam tendencyjnie: "A Wy?"
Mimo wszystko życzę Wam wszystkiego najlepszego. I to są naprawdę szczere życzenia.
pomijam że wcisnąć próbujesz, moim zdaniem, może nawet nieświadomie, ludzi w kanał w który sam wdepnąłeś;
miłość to takie stworzenie, które łączy dwójkę ludzi. I z obojga musi wychodzić, aby zaistnieć jako żywa; w przeciwnym razie wciskasz ludzi w altruizm i brak poszanowania dla samych siebie.
tak, można i wręcz należy dawać miłość bez oczekiwania zapłaty, ale nie można uwłaczać jej wartości i dawać jej za frajer, komuś kto jej nie szanuje i ofiarowaną ma za nic; bo to jest wtedy plugawienie wartości miłości;
do tanga potrzeba dwojga; dwoje ludzi potrzeba do stworzenia relacji u której podstaw jest miłość, a Ty próbujesz obciążyć jedną ze stron odpowiedzialnością za to co dzieje się w tej relacji;
nie widzisz śmieszności i interesowności w takim spojrzeniu na "byłych" swoich partnerek?
mam pytanie;
dlaczego za stan danej relacji obwiniasz tylko jedną stronę i tylko od jednej wymagasz? I dlaczego tą osobą, jest akurat rywal?
Cytat
właśnie dlatego wspomniałam o kwestii szacunku;
widzisz z boku, że dwoje ludzi się na coś umówiło, ale coś im po drodze to współgranie nie wychodzi; to daje Ci prawo wchodzenia pomiędzy nich? na jakiej podstawie i dlaczego wchodzisz pomiędzy? swoje zobowiązania szanujesz, a zobowiązań innych, już nie musisz?
tak ze spokojem ducha wiążesz się z kobietą, która zdolna jest do zerwania zawartej umowy, bo partner nie jest doskonały? to dlatego wchodzisz w pozę i rolę Pana Doskonałego, aby i Twoja umowa z nimi zerwana nie została?
Cytat
dzieci to jeden z wielu elementów wspólnego związku, czy wspólnych zobowiązań; jak się z kimś wiążesz, stajesz się odpowiedzialny również za tą osobę;
partnerzy kobiet z którymi się związałeś zostali przez nie wybrani;
patrzyły na nich, tak jak patrzą teraz na Ciebie;
partnerzy stanowią/stanowili część ich życia; ich wspólna relacja ukształtowała ich takimi, jacy na dany czas są; ich wspólne życie, stanowi ich integralną część;
w tym co piszesz, uderza brak szacunku dla partnerów swoich wybranek; a tym samym dla nich samych; dla ich wyborów;
co ich partnerzy Ci takiego zrobili? dlaczego nie szanujesz wyboru swoich partnerek?
dlaczego przyjmujesz te kobiety tylko w części? co zrobisz z pozostałością? ukryjesz, wymarzesz, pomożesz im się tych ich części zaprzeć?
czego się wówczas zaprą? swoich wad i słabości? tego nad czym powinny najintensywniej pracować? jesteś pewny, że przyjmujesz je w takim układzie w całości?
dlaczego nie masz w sobie szacunku , dla w sumie nieszczęścia jakie spotkało tych ludzi, że tak bardzo się minęli?
do czego jest Ci potrzebne, to dowartościowywanie się kosztem tego nieszczęśnika, który wady i ułomności posiada, czy braki, które uniemożliwiły mu realizację zawartej pomiędzy nimi umowy?;
Cytat
a w jakie? wybawiałeś nieszczęsne dziewice od złych smoków?; o to właśnie tak prowokująco pytam, co tym kobietom ofiarowałeś? co masz do zaoferowania drugiemu człowiekowi?
Cytat
Nie widzę żadnego powodu, aby w momencie kiedy odczłowieczasz pozostałe elementy (pierwszy i drugi) to trzeciemu należał się szczególny szacunek;
Cytat
no jest właśnie ciekawe, co lub kto tą przestrzeń zajął/zajęło? to była wolna przestrzeń czy czyjaś? jeśli czyjaś, to sam w nią wszedłeś, czy jednak zostałeś zaproszony?
Cytat
to też i rozmawiamy o abstrakcyjnym przykładzie;
w tym co opisałeś niestety bardzo wyczuwalny jest taki jeden standard; i albo go nie widzisz, albo zobaczyć nie chcesz;
każdy z kochanków/kochanek (tudzież tych drugich), uważa się z automatu za tych lepszych;
nie ma miejsca na rozmowę?
ja chętnie na ten temat porozmawiam, na co i jakie światło rzuciłeś?
masz jakiś pomysł na to, aby druga osoba pokochał Cię takim jakim jesteś, a nie wizerunek nadskakującego i zabiegającego Pana Doskonałego o którym wyżej wspominasz?
Cytat
Wycinając z osoby (przez brak szacunku i akceptacji) sporą część jej samej i jej przeszłości, która ją ukształtowała, taką jaką na daną chwilę jest; to w co się wsłuchujesz?
Komentarz doklejony:
Cytat
rozmawiałeś najprawdopodobniej z człowiekiem, który był w stanie silnego rozchwiania emocjonalnego; z tego co mówisz wynika, że w ogóle go nie słysząc i nie biorąc pod uwagę stanu w jakim był; skąd pomysł, że jak wyszedł z tej huśtawki emocjonalnej, to chciał cokolwiek ratować? czyj to błąd oceny sytuacji? jego, czy Twój?
Cytat
widzisz gdyby większość kochanków zamiast pompowania i ratowania swojego ego i idiotycznej rywalizacji o pokazanie, że jest tymi lepszymi od byłych, sięgnęła zamiast po śmietankę, po CAŁĄ osobę (jaką niby pokochała) i wsparła w wywiązaniu się z odpowiedzialność za jej wspólne z partnerem zobowiązania (dzieci, finanse, kredyty) i za stan jaki zafundowali osobie zdradzonej; i podeszła do drugiego człowieka przynajmniej z należnym mu szacunkiem; i załatwiła większość spraw po ludzku; zamiast skupienia na budowaniu wizerunku ideału i uciekania od odpowiedzialności; i robienia na siłę z osoby skrzywdzonej i oszukanej, kata, debila i idioty; spojrzała na niego jak na drugiego człowieka, zamiast patrzenia na niego z pogardą, jako tego gorszego; tego nieudacznika, tego komu nie wyszło, tego od którego jest się niby lepszym; gdyby pozwoliła wybrance/wybrakowi zadośćuczynić zerwanej jednostronnie umowie; w taki sposób, by nie narażać skrzywdzonej już osoby na rażącą utratę; to śmiem twierdzić, że mogliby sobie spokojnie, ze swoimi wybrankami, iść w tzw pizdu;
bo nikomu do szczęścia nie jest potrzebna miłość wymuszona, czy walka o odbudowanie jej przez lata;
Właśnie przebrnąłem przez nazwijmy to: przemyślenia i spostrzeżenia człowieka ratującego niewiasty od mężów nieudaczników.
A powiedz, jeśli znajdziesz w sobie tyle odwagi: dlaczego Tobie jakaś przyprawiła rogi? - wspomniałeś o tym. Może sam byłeś/jesteś nieudacznikiem i prostakiem? Chłopcem, któremu ktoś dał długie spodnie lecz założył je przodem do tyłu? Przeciętniakiem, któremu wydaje się że ma wysoki iloraz inteligencji bo godzinami potrafi pleść bzdury? Aktorzyną, którego przerosła życiowa rola bycia mężczyzną/mężem/ojcem?
Może wtedy dam radę zrozumieć Twoje wypociny. A tak na marginesie: skoro pojawiłeś się tutaj i to w święta, tzn że coś nie styka z kolejną panienką którą pocieszasz.
Nie sądzę jednak że odpowiesz.
Ps. Najlepszego na Nowy Rok, mimo wszystko
Cytat
ja doczytałam bardzo wyraźnie, dlatego pytam, czy wiesz z jakiego powodu, taki a nie inny sposób dokarmiania swojego ego, obrałeś?
Cytat
Cytat
I cóż - nie pytajcie mnie, czy potrafię zbudować coś od początku, bo nie wpuszczam do mojego życia niczego, co wiąże się z cudzym byłym małżeństwem, czy związkiem, poza osobą. Nie interesują mnie cudze majątki, ani dorobek cudzego życia. Zatem jeśli cokolwiek buduję, to owszem, od początku. Pytanie, czy potrafię doprowadzić to do szczęśliwego końca. Nie chcę być niegrzeczny, więc nie spytam tendencyjnie: "A Wy?"
Za stary jestem na ten psychopatyczny belkot, ktory w zasadzie nic nie wnosi.
Nie odnosi sie do niczego co tutaj jest napisane, standardowo "to nie ja jestem winien, przyjrzyjcie sie sobie", czepianie sie slowek zamiast dostrzezenie istoty sprawy - znaczy sie dostrzegasz tylko w zyciu sie nie przyznasz wiec kierujesz rozmowe na inne tory czepiajac sie np. slowka "cudze" i probujac wywolac w czytelnikach poczucie winy, ze jakze smieli go uzyc. A sedno jest takie ze wez chlopie odpusc czyjes zony, znajdz sobie swoja, zaloz rodzine, przejdz przez wszystko od poczatku i potem dyskutuj jakbys mial cos do powiedzenia i byl rownorzednym partnerem. Twoje posty sa inteligentne ale puste, kierujesz nieudolnie rozmowe na inne tory, nie odpowiadsz na pytanie albo jak psychopata odpowiadasz pytaniem na pytanie bo prawda by cie zmiazdzyla albo byla dla ciebie totalnie niewygodna. Serwujesz wiec taka salatke slowna, wszystko sie miele bez konca, ty sie swoimi odpowiedziami onanizujesz bo myslisz ze przechytrzyles wszystkich i wszyscy to idioci nie warci mistrza podbojow i pocieszen. Rozwalasz malzenstwa i trzeba to nazwac po imieniu a ze jestes totalnym egoista bez cienia empatii wiec kladziesz na to wszystko laske bo najwazniejsze zeby tobie bylo przyjemnie. Dorabiasz do tego jakas pokrecona ideologie ("caly swiat winien tylko nie ja", moze ktoras z twoich kochanek cie przejrzala i wywalila ci wszystko w twarz bo musi byc jakis powod ze sie tu znalazles. Chyba ze jestes takim samarytaninem ze chcesz nam wszystkim pomoc w co watpie. Raczej potrzebujesz bodzcow i ta dyskusja cie kreci.
DYSKUSJA Z PSYCHOPATA:
1. Próbują się wcielać w przeżycia kogoś innego, chociaż nigdy w danej sytuacji się nie znajdowali
Kojarzycie te momenty w dyskusji, kiedy ktoś mówi, że wie, co czujesz, albo dokładnie wie, co przeżyłeś, jednocześnie patrzy ci prosto w oczy, kładzie dłoń na ręce i co gorsza, nachyla się w twoim kierunku, podczas gdy NIE MA POJĘCIA! Bo nigdy się w takiej sytuacji nie znajdował.
2. Częsta zmiana nastroju
Rozmawiacie sobie, dyskutujecie kulturalnie, padają sensowne argumenty i nagle BUM! Dowiadujesz się, jakim jesteś kretynem. Albo z całkowitego obiektywizmu, rozmowa nagle przybiera charakter niesamowicie jednostronny. Zero konsekwencji. Za to chaos kontrolowany.
3. Traktują cię z wyższością
Na jakikolwiek temat by nie rozmawiali, sprawiają wrażenie osób, co do których nie można mieć zarzutów. Niczym się nie przejmują, nic ich nie rusza. Nie wytrącisz ich z równowagi. Twoje argumenty przez to wydają się nietrafione, więc powolutku zaczynasz wątpić.
4. Nie potrafią przyznać się do błędu
W przypadku psychopatów żadko kiedy słowa pokrywają się z czynami. Jeżeli zostaną przyłapani na naciąganiu prawdy, przeważnie winę zwalają na kogoś innego, albo zmieniają temat.
5. Zamieniają nas w nich
Podczas najostrzejszych kłótni, gdy dojdzie do ostateczności, będą próbowali udowodnić, że to my posiadamy najgorsze ich wady. Podczas gdy oni są bez winy. A przynajmniej nie tak dużej.
Cytat
I znowu nie zrozumiales. Choc raczej uwazam ze wlasnie zrozumiales ale bedziesz bronic swojej twierdzy wszechwiedzy do konca.
Reasumujac - znajdz sobie dziewczyne (nie mezatke), ozen sie z nia, miej dzieci i wspolny majatek, niech cie zdradzi z takim pocieszycielem jak ty, rozwiedz sie, znajdz w sobie oczywiscie wine i jak juz to wszystko przejdziesz to mozemy wrocic do dyskusji.
A na razie rajcuj sie mezatkami...
Nie wparzyłem tu ani z wyższością (z którą się spotkałem), ani z wszechwiedzą (którą też tu widzę na każdym niemal kroku). Wasze pytania, dociekania, domysły, wskazują na jedno (i to jest nawet zrozumiałe): to we mnie widzicie kochanków swoich żon i partnerek. Błąd. To nie ze mną Wasze żony/partnerki Was zdradziły/zdradzają. Niepotrzebnie. A już porównywanie do psychopatów... No, dajmy spokój, szkoda słów. Można, oczywiście, i w ten sposób, tylko pytanie zasadnicze: CO TO WAM DA? Czy Wasza sytuacja się od tego polepszy? Od tego, że ktoś nazwie mnie psychopatą? Albo uwierzy sobie, że jakiś koleś, który pojawił się na forum, jest sobie psychopatą? A niechby i był, trudno - jaki tak naprawdę ma to związek z Wami i Waszymi związkami? Jest bardziej niż pewne, że Wasze żony/partnerki nie zdradzają Was ze mną.
Pojawiło się pytanie o to, czy wiem, dlaczego któraś dama przyprawiła mi rogi. Odpowiadam: wiem, dlaczego. Byłem straszliwie zazdrosny. Nie, nie zdradzałem jej przy tym. Panicznie się bałem, że ode mnie odejdzie, że ją stracę. Chciałem wszystko kontrolować. I odeszła. Straciłem.
Na szczęście.
Wiecie, mówicie dużo o szacunku, o różnych wzniosłych rzeczach, ale tak naprawdę okazuje się to istotne tylko wtedy, kiedy chodzi o Was. I właściwie - dobrze. Dbajcie o siebie i o szacunek dla siebie. Bez strachu, że z tego powodu zostaniecie sami. Samotność też poznałem (ja już po prostu bardzo długo żyję ;-) ), więc i tym nauczyłem się cieszyć. I całą resztą też. Dlatego do Was napisałem.
W dyskusję jakieś szczególne, w tzw. "rozkminy" nie chce mi się wchodzić, szczerze mówiąc. Zwłaszcza, że i tak na większość macie swoją odpowiedź i swój punkt widzenia, którego trzymacie się kurczowo - nie wiem, pewnie emocjonalnie tak jest bezpieczniej.
Natomiast - co mi szalenie zaimponowało, szczerze mówiąc, ale potem pomyślałem, że po prostu nikt na to nie wpadł - tak naprawdę mógłbym być dla Was niezłym narzędziem do określenia tego, czy istotnie jesteście zdradzani, czy nie. Skoro już taki "odczłowieczony"... Do przekazania tego, co być może kochankowie Waszych żon słyszą od nich (uwierzcie mi lub nie, ale wcale nie jest to "brak zainteresowania" albo "on ciągle jest w pracy" i być może - wykorzystania tego.
Tak tylko pomyślałem. I nie, nie jest to kwestia sumienia. Powiedzmy, że świąteczny kaprys.
Mówicie o rozmaitych rzeczach, ale zasadniczo strasznie dużo mówicie o mnie. Czuję się bez mała, jak jakiś bohater "Pudelka". Kurczę, ludzie! Czy tu naprawdę chodzi o mnie??? Moim zdaniem bardziej chodzi o WAS i WASZE związki. Nie szkoda Wam czasu na wystawianie cenzurki jakiemuś "fagasowi"? Pomyślcie o sobie samych. O Waszych związkach.
Stara śpiewka, że odpowiedzialność przerzucam na zdradzonych... To akurat robię jako zdradzony dawno temu, nie jako "ten trzeci". Mam do tego prawo. Wiem bardzo dobrze, jak bardzo przyczynilem się, do otwarcia przestrzeni dla kogoś trzeciego.
Teksty o "karmieniu ego" i "dowartościowaniu siebie" zostawię, bo tamto było ze dwadzieścia lat temu (matko, jaki jestem stary) i mój status na dzień dzisiejszy nie jest Wam ani znany, ani nawet trafnie domniemany (za to pomysłów i domysłów starczyłoby na telenowelę, gratuluję kreatywności, tylko czasu trochę szkoda, no ale to nie mój czas przecież...)
Mam ochotę rzucić ciekawostką. Jest noc, pora National Geographic... Ludzie! Wy naprawdę myślicie, że "kochanek" to ktoś, kto uważa się za "zwycięzcę" i kto śmieje się Wam w twarz?
Pewnie tak właśnie uważacie.
Nikt z Was nigdy nie wpadł na to, że to może (nie musi co prawda, ale może) być koleś tak samo wydymany, jak i Wy?
Oczywiście pojawi się zaraz kolejny odcinek biograficznej "telenoweli" o "wydymaniu" mnie - spoko, wciąż jestem świadomy tego, gdzie jestem i że to mnie muszą dopaść wszelkie Plagi Egipskie, no bo przecież jak inaczej ;-)
Voilla, lećmy dalej.
Jeśli jednak uznacie, że nie chcecie ze mną rozmawiać, to po prostu powiedzcie. Nie chcę, abyście się czuli trollowani, naprawdę. Zresztą - nie planowałem, szczerze mówiąc, aż tak długiego pobytu, ale bycie "psychopatą" - przyznam - szalenie mnie ubawiło.
PS. Nawiasem mówiąc - czy ktoś z Was kiedykolwiek pokusił się o badanie wykluczające psychozę u siebie? Tak tylko pytam, bo widzę, że biegli z Was diagności ;-)
Musisz rozdzielić rozmówców. Bo jednak każdy z nas jest inny
Jak zaczniesz wrzucać wszystko do jednego worka, to zacznie się niezła kołomyja , bo w wielu tematach my userzy mierzy sobą, mamy odmienne poglądy, nawet jeśli część spojrzenia w innych jest spójna.
Komentarz doklejony:
Cytat
zazdrość to nic innego w sumie, jak zawłaszczanie drugiej osoby;
to z powodu tego błędu, idziesz teraz w skrajny biegun, tego samego problemu?
Cytat
naprawdę myślisz, że stwierdzenie "dbajcie o swoje relacje", jest odkryciem dla wielu z nas ameryki?
nie jesteś pierwszym kochankiem, który wpada na to forum i chce w ten sposób uświadamiać biednych rogaczy; to straszny standard jest; naprawdę o wiele bardziej interesującym byłby dla nas głębsze wejście w to, z czego taka postawa wynika;
Cytat
o Ty cały czas mowa;
z tym, że niestety dyma się sam;
Komentarz doklejony:
*o tym cały czas mowa;
Zbudowałeś coś , jakiś poważniejszy związek z mężatką?
Nawet jeśli trwał więcej czasu nie czułeś pod kopułą ,że coś nie trybi?
Że nie wszystko jest prawdą co mówi o własnym małżeństwie?
Nie wierzę że w wieloletnim małżeństwie jest zawsze na 100 procent ,wiesz już to też.Nie da się utrzymywać początkowych emocji cały czas , masz rację z komunikacją,czasem szwankuje ma to ogromny wpływ na decyzje , o ich wyborach dowiadujemy sie dopiero po właśnie zgłębieniu literatury z inną osobą..
Komentarz doklejony:
Budujesz relację potem uciekasz?Z czego jesteś dumny ? Co tak naprawdę chcesz przekazać?
Czas który sobie wybrałeś jest symptomatyczny - święta kojarzone ze spędzaniem ich w gronie najbliższej rodziny.
A Ty akurat teraz poświęcasz mnóstwo swojego czasu na pisanie baaaardzo długich postów. Musiały kosztować Cię mnóstwo czasu.
Zostało Ci go w nadmiarze na czas świat ?
Świat nie jest sprawiedliwy.
Mężowie zdradzają żony , żony zdradzają mężowi . Chociaż obiecywali sobie albo dozgonna milosc i wierność albo przynajmniej wspólne dbanie o dobro małżeństwa .
Natomiast mężatki- kochanki... cóż nie zawsze mówią prawdę swoim kochankom. Ich wyznania wielkiej miłości okazują się być tylko elementem zabawy erotycznej.
I na czas świat , a w końcu zupełnie wracają do tych niekochanych , nieudacznicy mężów .
Oczywiście tylko z obowiązku , ale ... kto tam wie co mówi a co myśli kobieta która wyszkoliło się w oszukiwaniu :cacy
Jesteś takim samotnym kochankiem ?
Nie kazdy zdradzony maz to dupek.
Tym niemniej chciałbym docenić wysiłki kolegi. Pewne schematy pojawiają się w takich sytuacjach.
Może warto właśnie na takim forum je rozpoznać.
Problem w tym, że najlepszą informacje na ich temat mają ci, którzy zdradzili albo są w trakcie.
Jest w jego wpisach sporo prawdy. Np. muszą być deficyty w związku w sytuacji kiedy pojawia się ktoś trzeci/trzecia (czy drugi...). Zwykle ten zdradzany/zdradzana o nich "nie wie". Myślę też, że znikomy odsetek to sytuacje kiedy ktoś kombinuje "z nudów".
Ja bym np chętnie posłuchał kobiet, które zdradziły. Zdradzacz nigdy nie powie prawdy a prawdziwe odpowiedzi mogły by być dla niejednego/niejednej z nas zaskakujące.
Cytat
Ja jestem ten TRZECI. Jestem uosobieniem tego, czego, czy też kogo większość z Was nienawidzi najbardziej na świecie. Uosobieniem tych wszystkich facetów, którzy "rozbili" Wasze związki, małżeństwa, rodziny. To takich, jak ja obwiniacie o swoje nieszczęścia.
Cytat
Jesteś niespójny...Ze zdumieniem obserwujesz jak ze strzępków ktoś ocenia Ciebie...Ty oceniasz zanim ktoś się odezwie...nieładnie...nieistotne, że poznałeś kogoś czytając inne historię...Już na początku podałeś dość istotną informację, dzięki której można Ciebie "dookreślać"...Bierzesz pod uwagę tylko pewien "wolumen", taki twardy elektorat i piszesz jakim to uosobieniem jesteś...zbyt wysoko Siebie oceniasz...po co ci to...chcesz pogadać...spoko...to może być fajna rozmowa...ale nie kładź się od razu na patelni....
Cytat
Analizować to????skwierczy.....
Cytat
Rozumiesz co chcę Tobie przekazać....????
Cytat
Piszesz o zazdrości o komunikacji o rozwoju intelektualnym....jak chcesz rozmawiać o konkretach jak z góry ukradkiem wyzywasz od "debila"...
Tak jak pisałem wcześniej...chcesz pogadać gadaj...ale na starcie nie szufladkuj...
Przekazałeś jeszcze jedną dość istotną informację...Jak bardzo lubisz podobać się kobietom...Jak łatwo jesteś w stanie mówić to co chcą usłyszeć...gdzie to powiedziałeś...zgaduj zgadula...domyśl się....
Piszesz o rzeczach które są dla wielu z forumowiczów proste jak budowa cepa...zazdrość, komunikacja, rozwój intelektualny..., przysięga,...chcesz o czymś pogadać...??? o wierności??? o uczciwości małżeńskiej??o moralności??? pytam zupełnie serio???myślisz, że każdy tu uważa:"zdradził" = zabić chu.a....a
to jest temat rzeka....przysięga małżeńska....a co??? ten kto zdradził ten pierwszy złamał przysięgę małżeńską????
Moralność...cud bożonarodzeniowy się nie wydarzył...oczekujesz, że ktoś Ciebie przekonał byś nie grzeszył???musisz się sam zastanowić w jakiej sferze życia stać Cię na to by być możliwie dobrym...co powinien zrobić taksówkarz, który wie że wiezie złodzieja który okradł bank???sam przecież nie kradł....mało tego co powinien zrobić taksówkarz który wiedzie złodzieja który okradł złodzieja??? na pewno chcesz rozmawiać o moralności??? jesteś gotowy??? Na razie skradzione pieniądze przepijasz ze złodziejem...Ja pomijam kto został okradziony i dlaczego...pomijam twoja moralność...pomijam prawo...pomijam swoją moralność...tylko pytam czy chcesz o czymś pogadać???
Nie znam Cie autorze ale pomysl o smierci swojej matki/ojca o innych nie napisze bo chyba nikogo innego nie kochales. Jezeli rodzice zyja to jeszcze sie przekonasz. Wyobraz sobie ze umiera Ci bliska osoba i przez 2 lata jej trup lezy na kanapie np. no nie da sie zapomniec? To wlasnie fundujesz osobie zdradzonej
Sposob w jaki opisujesz i sie obnosisz oraz dajesz rady ktorych myslisz ze osoby tutaj obecne nie widzialy?
To nie jest forum amerykanskiej agencji kosmicznej i nie odkryles nowego rodzaju napedu kosmicznego.
Jedyne co wywnioskowalem z Twojego dlugiego postu to to ze nie jestes swiadomy co robisz innym ludziom. To jest cos czego nikomu nie zycze a Ty piszesz o tym jakbys tworzyl poradnik modelarstwa.
Podsumowujac jedyne co moge powiedziec to ze karma wraca.
Pewnie nieszczęśliwie zakochany w żonie innego ...
Świat nie jest sprawiedliwy... a może właśnie jest sprawiedliwy ?
Tylko nie tak jakby tego chciał
Nie wiem czy sobie zdajesz sprawę , że dostajesz półprawdy i wyciagasz fałszywe wnioski z tego?
Przypatrz się życiu swoich kochanek , czy nie boli , że w pewnym momencie przestajesz być priorytetem?
Byłeś nim na chwilę , ale życie wygrało .Kolejny kop i szukasz dalej .Zastanawia mnie tylko dlaczego mężatki? Idziesz na łatwiznę?
Łatwiej?Bo zawsze coś nie gra?
Przykro mu się zrobiło pewnie, że kolejna zdobycz woli spędzać święta ze SWOJĄ rodziną zamiast z nim, stąd jego pojawienie się w tym znamiennym czasie.
Pod płaszczem cwaniaka, pewnego siebie człowieka żyje bardzo nieszczęśliwy z poczuciem wartości sięgającym do cholewki w zimowym bucie ludzik.
Lejący wodę, wręcz recytujący, pewnie z gimnazjum miał ocenę dostateczną z j. polskiego. A i o nauczycielu nie świadczy to dobrze, że nagradzał bełkot. Niestety życie wystawiło mu znacznie gorszą ocenę niestety bez możliwości powtórzenia klasy...
Po wielu, naprawdę wielu rozmowach tutaj (w tym z tymi trzecimi również) zdradzę Wam jedną "tajemnicę". Ludzie zdradzają. Zdradzają bo są egoistami. Reszta jest po prostu wymówką...
Życzę wszystkim aby w tym Nowym Roku byli po prostu szczęśliwi . Tym trzecim również
Cytat
to w ramach wdzięczności za otwarcie oczu?:
Cytat
No wlasnie
W IMIE ZASAD
usunąłem duble - dirty
Cytat
to, że to on skrzywdził swoja rodzinę, to bez dwóch zdań nie ulega wątpliwości;
i jego odpowiedzialność za to jest z pewnością niewspółmierna z tym Twoi dołożeniem ręki do tego łańcucha krzywd, jeśli świadomie się mściłeś;
zasady? ma sens dorabiać teorię do burdelu?
po prostu z nas samych z w tak trudnych sytuacjach wychodzą też i nasze słabe strony; jak mściwość, agresja, zawiść, itd, itp.
tak jak wyszły ze zdradzających w momencie, kiedy jakieś wyzwanie stanęło na ich drodze
Mściwość? Dla mnie to tylko próba wymierzenia jakiejkolwiek sprawiedliwości. W moim wątku opisałem całą sytuację. Dlaczego tylko ja, ten zdradzony miałbym cierpieć? Niewierna i kochanek spędzili kilka fajnych chwil. Potem musieli za to zapłacić. Uważam, że zasłużyli na pewną dawkę stresu. Przynajmniej taką, jaką zafundowali mi.
Jego żona i dziecko nie zostały skrzywdzone moim czynem. Bardzo im współczułem. Poza tym, to dzięki moim materiałom jego żona dostała rozwód na lepszych warunkach.
To wszystko działo się 2 lata temu. Teraz patrzę na to z dystansu i czasami się śmieję: "chcieliście wydymać Freda, to teraz Fred wydyma was".
Szkoda mi tylko zdrowia, które w związku z tym straciłem.
Czy teraz bawiłbym się w taką zemstę? Raczej nie, choć pewności nie mam.
Cytat
Zauważyłem u siebie wtedy cechę pozytywną - metodyczność, dokładność i motywacja. Moja zemsta była bardzo dobrze zaplanowana.
Wydaje mi się, że "Fred się trochę sam wydymał". Jesteś 2 lata od godziny zero i już spodziewasz się dziecka z inną kobietą. Udało Ci się dokonać zemsty, zagoić rany otworzyć się na relacje, zakochać się i spłodzić dziecko? Jakoś tego nie widzę. Chyba, że to dziecko to kolejny krok na Twojej drodze zemsty, żeby udowodnić żonie jaki potrafisz być bez niej szczęśliwy - tak to wygląda. I jeśli tak jest faktycznie, to wyrządziłeś ogromną krzywdę sobie, tej kobiecie i Twojemu nienarodzonemu dziecku. Konsekwencje z tym związane w pewnym momencie przyjdą do Ciebie.
Rozumiem w pewnym sensie Twoje zachowanie (o tym za chwilę) ale zemsta i agresja nie jest rozwiązaniem - nie zmieniła w Twoim przypadku niczego. Może trochę poprawiła Twoje samopoczucie i napompowała delikatnie Ego...
Nie odpierałeś przecież żadnego ataku - kto i w jaki sposób Ciebie zaatakował?
Nie rozumiem też dlaczego zasłaniasz się sprawiedliwością. Twoje działania nie miały z nią nic wspólnego...
Życie to generalnie cierpienie i niesprawiedliwość. Być może to cię tak zabolało. Zderzenie z rzeczywistością...
Zgadzam się , że agresja przydaje się w pewnych sytuacjach - ale to nie jest TA sytuacja.
Ja sam popełniłem ten błąd ponad 3 lata temu (kochanek dostał...) i dziś bardzo tego żałuję. Dałem wyraz swojej agresji, upust emocjom..ale przede wszystkim wykazałem się niedojrzałością i nieodpowiedzialnością. Niczego to nie zmieniło. Poinformowałem nawet żonę kochanka. Ale to również niczego nie zmieniło. Mogło się to skończyć na różne sposoby:
- Mogłem sam dostać w łeb...i jakie wnioski miałbym wtedy wyciągnąć?
- Mogłem zrobić krzywdę kochankowi żony - być może siedziałbym dziś w więzieniu...
- Facet ma żonę / dzieci - mogły być świadkami tego...Masakra - jak taki obrazek mógłby na nich wpłynąć.
Konsekwencji swoich agresywnych zachowań nie da się przewidzieć.
Ale ja być może zbyt późno trafiłem na ten portal...
Pozdrawiam.
Co do agresji... To faktycznie nie da rady przewidzieć skutków swoich działań newet bez niej.... A agresja jeszcze je potęguje obniżając prawdopodobieństwo przewidywania...
Może pomóc... Ale gdy szkodzi skutki są dużo bolesniejsze...tak jak antyterrorysci... Gdy wchodzą do mieszkania nakręcaja się by wejść na wielkiej kur...wie... Gdy trafia na bandyte może im pomóc.... Ale gdy trafiają w niewinną rodzinę... To kaplica... Tak jak kiedyś w Katowicach....
Ale nie da się wszystkiego od tak napisać...przeważnie lepiej odpuścić i być milosiernym/mądrym... Czasami nie.....
Chyba....
Ja nie wiem skad to przekonanie, ze AT wchodzi na akcje "na haju"? Wchodzi "na zimno" jakolwiek to co widzisz na filmikach moze wygladac inaczej...
Jakby wchodzili "z goraca glowa" to wszystkich nalezaloby natychmiast odsunac od sluzby i obowiazkowo skierowac na leczenie...
Nie wiem tez skad przekonanie, ze zemsta nie moze byc zaplanowana i zrealizowana "na zimno"? Moze byc... Z odsunietymi "na tyl glowy" emocjami, planowo, metodycznie, na zasadzie: "jest wina, jest kara".
Tłumaczenie Dziewulskiego nie jest do końca prawidłowe ale jakoś umiejscawia to co chcę przekazać....
https://www.youtube.com/watch?v=vEkZwRAcja8
minuta 3 i minuta 6:40 np.....
Chłodna głowa nie ma z tym nic wspólnego....powiem w skrócie....głowa jest zbyt wolna....dlatego natura dała nam inne narzędzia....
Co do zemsty...już to kiedyś pisałem...też zgadzam się z tym że jak jest wina to powinna być kara....pisałem w wątku zdrada z przyjaciółką, że też widzę krzywdziciela jako krzywdziciela....ale sama zemsta jest zła....i zostawia zło...sprawiedliwość i wymierzanie sprawiedliwości to coś zupełnie innego...ale nawet jak ktoś używa zła bo nie można go od tego odciągnąć to niech celuje celnie....nawet na chłodno....w skrócie: efekt motyla....możesz nigdy nie dowiedzieć się co zrobiłeś....
w dużo bardziej błahych sprawach jak np wykonanie operacji, przy zagrożeniu , gdzie w grę mogą wchodzić emocje odsuwa się bliską osobę, czy nawet matka będąca doktorem psychologi nie diagnozuje własnego dziecka;
jednostki specjalne różnej maści teoretycznie wchodzą na zimno, choć może się zdarzyć, że komuś emocje puszczą w wyniku jakiś np projekcji, czy przeniesienia ( jest jeszcze istotna kwestia tego w jakim zakresie komuś puszczają i na ile ktoś na tym puszczeniem panuje i na ile puszcza je świadomie) , ale wówczas taką osobę odsuwa się od działań, bo stanowi zagrożenie dla pozostałych osób i całej sprawy
to jest proste jak drut;
co jest niezrozumiałego w tym, że niedopuszczalnym jest bycie sędzią we własnej sprawie?
tak samo jak nie rozumiem, jak można mylić zwykłą mściwość ze sprawiedliwością , czy daniem odczucia konsekwencji;
to są trzy odrębne rzeczy;
jak można tak mylić i przekłamywać pojęcia?
A jaki to problem być prokuratorem, sędzią i katem wymierzającym karę we własnej sprawie? Przymuszanie partnera to i na innych według własnych urojeń, bez liczenia się z nikim;
to chyba jest prostsze,
Jeśli ktoś traktuje partnera przedmiotowo, jak rzecz czy bezrozumnego zwierzaka, którego się tresuje tylko dla swoich potrzeb i który nie ma nic do powiedzenia, to i jego decyzje w zaspakajaniu jego potrzeb traktuje jak kradzież
Cytat
I nie musisz widzieć. Nie znasz mnie. Pewnie nawet nie przeczytałeś mojego wątku. To wszystko co się stało kosztowało mnie sporo pracy. Byłem na terapii. Teraz jest ok. Jestem szczęśliwy i jedyny związek z byłą jest taki, że będąc z nią szczęśliwy nie byłem. Nie wiem skąd tyle wątpliwości na mój temat.
Może się wam nie podobać moje postępowanie. OK. Szanuję. Chwilę po "godzinie zero" chciałem wybaczyć. Potem to wszystko przemyślałem i zebrałem materiał żeby dowiedzieć się co się stało. Z tego materiału wynikało, że oboje weszli w romans z pełną świadomością potencjalnych konsekwencji (rozwód) i tego, że mogą kogoś krzywdzić. Chcącemu nie dzieje się krzywda.
msz -
Cytat
Griffin82 -
Cytat
Co do tej sprawiedliwości, to może też masz rację. Może trzeba to nazwać inaczej. Oni skrzywdzili mnie, a ja skrzywdziłem ich. Koniec historii.
Cytat
Amor, jesteś nie na czasie.
Obecnie jest to jak najbardziej w porządku , żeby zestaw prawo-prokurator-sędzia-kat był w ręku jednej osoby.
Pod warunkiem, że będzie to osoba tego godna.
Cytat
to nie jest kwestia tego, czy ma się komuś coś podobać, czy nie podobać;
tutaj nikt nie jest od oceniania Ciebie;
tym bardziej, że większość z nas znakomicie rozumie, jak trudno jest ogarnąć tak ciężkie emocje i wielokrotnie jak jest to wręcz nieosiągalne, bo takie ostre jazdy, w swoim z kolei nieogarnięciu i wynikłym z niego amoku, fundują nam niewierni;
na tego typu traumatyczne wydarzenia nie ma mocnych;
timoti zwrócił Ci uwagę na ważną rzecz; na zakończenie jednej relacji przed wejściem w drugą;
z osoba którą krzywdzisz (a przez zemstę krzywdzisz) bardzo silnie się związujesz; samo tego typu działanie wskazuje na bardzo silne związanie emocjonalne; a wyparcie tych emocji na to, że to związanie nadal istnieje i jest bardzo silne, chociaż już inną kobietę i dziecko w drodze posiadasz;
Ty mówisz w sumie o tym, że tak nie jest; że Ciebie już nic z nią nie łączy;
a gro z nas jasno widzi, że mówisz o wyparciu tych emocji, bo bardzo dobrze z własnych doświadczeń wiemy, jak to działa;
co do Twojej metodyczności, zasadniczości i twardości w charakterze, ja sama osobiście wielokrotnie w prywatnych rozmowach podawałam Twój przykład, jako wzór do naśladowania, bo mi akurat te cechy akurat bardzo imponowały, w tym jak sobie radziłeś dzięki nim po zdradzie; więc w moim osobistym odczuciu szkoda iż nie do końca udało Ci się ogarnąć te negatywne emocje;
co do mściwości, to nie ma się co obwiniać, czy uciekać od prawdy w zakłamanie; tak, mamy swoje słabsze strony i w trudnych momentach one z nas wychodzą; nie ma ludzi doskonałych; nie ma sensu uciekać od tej części samych siebie; a zaakceptowanie w sobie prawa do bycia niedoskonałym, właśnie daje nam szansę na realna pracę nad tymi słabszymi stronami; co więcej nie tłamsimy ich wówczas i nie wypieramy się trudnych do przejścia związanych z nimi uczuć;
człowiek z natury jest dobry; każde poczucie winy będzie się nim odzywać dopóki nie zadośćuczyni; w takiej , czy innej formie; a tłamszone i spychane na margines, wypierane ze świadomości nie da mu spokoju do końca życia;
sam sobie odpowiedz na pytanie, czy miało sens stać się jej niewolnikiem i wiązać się z nią aż tak głęboko; ściągając tym samym z niej część odpowiedzialności za to co zrobiła na siebie;
Co do zemsty....to jest zbyt daleko idące uproszczenie...ja też uważam, że w 99% nie możemy być sędzią we własnej sprawie...ale ten 1 wolę sobie zostawić, bo mimo, iż życie sprawdziło mnie w wielu dziedzinach to mogą zdarzyć się sytuację w których ciężko byłoby mi nie wymierzyć kary....może i zemsta i sprawiedliwość to złe słowo...czy uważasz że nasz system prawny działa bez zarzutu...chyba nie chcę podawać konkretnych przykładów...ale jako ojcu i mężowi przychodzi mi do głowy bardzo dużo....i nie mówię o tym, że ktoś krzywdzi mnie bezpośrednio...nad tym nawet nie chce mi się zastanawiać....największym właśnie dylematem jest to kiedy ta sprawa jest moja....
Samo powiedzenie prawdy człowiekowi (co do którego mamy duże prawdopodobieństwo, że okiełzna prawdę) jest zemstą czy przyzwoitością...wpieprza..em się w życie czy ostrzeżeniem....karą czy nagrodą....nie można tego upraszczać, uogólniać....
Prawda Nas wyzwoli czy nie....oczywiście ja zawsze biorę pod uwagę wszystkie okoliczności....dlatego się tu znalazłem....dlatego by nie spier..lić życia człowiekowi....a w grę wchodziła zdrada, dzieci, duża kasa, budowa domu....nie wszystko da się sprowadzić do regułki....życie potrafi nas sprawdzić....Nie uważam się za skończonego debila, a dla mnie nie wszystko jest proste jak drut...tak jak w piosence Bajmu "dziesięć przykazań to najwięcej na co Nas stać" i czasem widzę logikę i jakiś sens działań tam gdzie to widzę...a właśnie logikę uważam za moją mocną stronę...może nie tyle logikę co wzięcie pod uwagę wszystkich możliwych okoliczności uwzględniając warunki początkowe, przyzwoitość, ogólnopojęte dobro i cel.....może też upraszam za bardzo....i absolutnie nie uderzam w Ciebie.....bo bardzo Ciebie cenię...cenię sobie twoje wpisy...czasami kopiujesz moje myśli i je przelewasz na zetkę....czasami nie podoba mi twoja taka bezpośredniość i wręcz atak (i nie mówię o atakowaniu mnie), ale jesteś bardzo celna w spostrzeżeniach...w ogóle z wieloma osobami często się zgadzam a czasami się nie zgadzam.....cytjąc Kargula"demokracja bracie"....I naprawdę nie noszę granatów w świątecznym ubraniu...
A sama zdrada nie jest powodem do karania....czasem widzę inne....
Przepraszam Amor, że odnoszę się do Ciebie..mogłaś nawet nie celować we mnie....a Ja znowu wycieczka....ale chcę być dobrze zrozumiany, a nie umiem kwieciście pisać....po prostu odnoszę się do tego co napisałaś....Ja nie umieć inaczej, ale starać się bardzo
Komentarz doklejony:
Cytat
Cytat
nie o to mi chodziło....raczej:
Griffin82
Cytat
gdy mieszamy już sprawiedliwość do gierek małżeńskich to nie robimy tego dla naszego przypadku, tylko dla sprawiedliwości...jak staniesz w obronie kogoś na ulicy i czekasz na przyjazd policji nie robisz tego dla siebie, dla swojego przypadku....i jak ktoś ciebie atakuje, bronisz się, obezwładniasz i czekasz na przyjazd policji nie powinienes robić tego tylko dla siebie...tylko właśnie z własnego poczucia sprawiedliwości.....może za bardzo ideowo napisałem....kuźwa....nie umiem pisać....tyle nauki i nic,.,,.
Cytat
nie gniewaj się na mnie, ale są tutaj osoby, które naprawdę potrzebują realnej pomocy, Ty nawet nie jesteś po zdradzie, pomijam, że nie masz wielokrotnie zielonego pojęcia o czym mowa, to nie potrzebujesz wskazówek, a próbujesz zabierać czas i skupiać uwagę na swojej osobie; bo Ty czegoś nie rozumiesz, albo Tobie się właśnie coś wydaje, albo Ty masz jakieś przekonania;
z czym ja mam dyskutować? z Twoimi przekonaniami i wyobrażeniami?
ja rozumiem Twoją potrzebę kontaktu, czy poukładania sobie czegoś tam w głowie; i nie chce, aby to wyglądało, że Cię lekceważę, bo wręcz budzisz uśmiech na mojej twarzy i sympatię, ale ja zwyczajnie nie mam aż tyle czasu, by rozmawiać o niczym;
wpadnij na czat czasem, jak będzie czas na luźne rozmowy, to pogadamy o pierdołach; i podywagujemy o rzeczach nic nie znaczących;
Dobrze mnie umiejcowiles, jetm bylym wojskowym.
Po sobie wiem jak nas szkolono i jk dzialalem "na wojnie".
To nie jest tak, ze emocji nie ma. One sa, ale z tylu glowy. Dziala sie automtycznie wedlug "wdrukowanych" procedur. A emocje? "Na lzy jest zawsze czas - po walce".
Fakt. Niedobrze byc sedzia we wlsnej sprawie, ale dlaczego? Moim daniem dlatego, ze zdecydowana wiekszosc z nas nie potrafi oddzielac emocji od dzialania, ktore powinno byc efektem racjonalnego podejscia. Tacy no coz... niedorobieni jestesmy
Ale jesli potrafimy? Dlaczego nie?
Cytat
procedura to właśnie te nawyki wynikające ze szkoleń
Cytat
Ale adrenalina działa...mimo, że głowa chłodna...a skąd się wzięła...może nie stress ale jednak zagrożenie...możemy okiełznać naturę, ale poprawić się nie zawsze da...i po co jak dobrze działa....
Cytat
Może coś umknęło. Zemsta zakończyła się w maju 2017. Obecną kobietę poznałem w grudniu. Jakąkolwiek relację nawiązałem, gdy przestałem się budzić z widokiem kochanka przed oczami. Teraz, poza bardzo rzadkimi wpisami na tym forum, nie myślę o tym. Oczywiście, wiedza o tym że jestem zdradzony jest częścią mnie i raczej tego nie zapomnę, ale już mnie to nie piecze, tak jak wcześniej. Nie zastanawiam się, co by było gdyby. Skupiam się na tym co jest teraz.
Cytat
Ale jesli potrafimy? Dlaczego nie?
Cytat
na litość Boską, chłopaki co Wy chcecie poważać?
naczelną zasadę prawa, bez której nie funkcjonowałaby żadna cywilizowana społeczność?
wszystkie przepisy szczegółowe prawa, nie mogą być w sprzeczności z tą zasada naczelną, a Wy chcecie ją podważyć?
odsuwa się sędziów od spraw, gdy istnieje podejrzenie braku ich bezstronności, a Wy mówicie o tym, że sędzią w danej sprawie, miałaby być jedna ze stron sporu?
:cacy
Cytat
Cytat
ach to prawo własności...
no tak, co partner, to partner ... samice to jednak inny gatunek :cacy
Cytat
Swoją drogą odszkodowanie od kochanków za straty moralne i zdrowotne nie byłoby takie złe.
No Ciebie to nie podejrzewalem o wiare w bajki
Nie ma zasad niepodwazalnych
"Sprawiedliwosc" to takie slowo na "es" ze slownika
Sam... Jesli juz mialbym wierzyc w jakas prawnicza paremie to chyba jedynie w slowa przypisywane Juliuszowi Gajuszowi Cezarowi, ktory podobn
powiedzial: "prawo sluzy bogatym"
Cytat
No Ciebie to nie podejrzewalem o wiare w bajki smiley
Nie ma zasad niepodwazalnych smiley
"Sprawiedliwosc" to takie slowo na "es" ze slownika smiley
Sam... Jesli juz mialbym wierzyc w jakas prawnicza paremie to chyba jedynie w slowa przypisywane Juliuszowi Gajuszowi Cezarowi, ktory podobn
powiedzial: "prawo sluzy bogatym" smiley
Powiedz mi Romanos jedno. Co ma obowiązujące prawo, najlepsze jakie udało się ograniczonej ludzkości do tej pory stworzyć, wspólnego ze idealną sprawiedliwością, której osiągnięcie,nawet przy obecnej kondycji ludzkości (dużo bardzo rozwiniętej niż w poprzednich wiekach), jest w praktyce nieosiągalne?
Komentarz doklejony:
*najlepsze jakie udało się ograniczonej ludzkości do tej pory stworzyć, wspólnego z idealną sprawiedliwością
Komentarz doklejony:
Biorąc oczywiście pod uwagę fakt, jak obecna wysoka świadomość społeczna, jest wyjątkowo niska, w stosunku chociażby do obecnej wiedzy, jaką ludzkość już posiadła, z uwzględnieniem faktu w jak czarnej D jest jeszcze ludzkość względem poznania.
Mój dobry przyjaciel pewnego razu odkrył, że zdradza go żona. Sytuacja o której pisałeś - młode małżeństwo, trafił się ten trzeci, kolega z pracy. Ten trzeci lubił takie niezobowiązujące akcje, w końcu znalezione nie kradzione. Do czasu
Kiedy kolega skumał, że jego żona robi go w konia, zainstalował w domu kamerki. Wiadomo - materiał dowodowy, że to z jej strony było coś nie tak. No i ponagrywał tego trzeciego w różnych sytuacjach. Najlepiej wypadł na toalecie - tak, też była kamerka wycelowana w to ustronne miejsce. Łącznie cztery małe kamerki, mnóstwo godzin doskonałego materiału.
Kolega rozwiódł się. Potem niestety ktoś mu wykradł nagrania. Pojawiły się w sieci - ale tylko te wykradł, gdzie był ów trzeci, bez byłej żony, w tym robiący kupę na toalecie. Nagrania poszły do wszystkich znajomych tego pana i jego współpracowników. Jasne, pojawiły się groźby ze strony tego pana, o jakiś pozwach mówił ale co kolega może zrobić, jak ktoś wykradł nagrania? Nic, sprawę umorzono, ten trzeci zmienił pracę. Raz, drugi, trzeci. Złodziejowi się znudziło, kiedy wyjechał za granicę.
Powodzenia Panie TRZECI W końcu trafi kosa na kamień i wtedy Ty wpadnij tutaj po garść rad
Nie ma nic wspolnego
I koniec "oftopika"
Cytat
Rekompensata czy odstępne to nie, ale jakoś tak przyzwoiciej jeśli jest w towarze, nie w kasie
Nikogo nie nakłaniasz do uprawiania nierządu (stręczycielstwo), nie ułatwiasz (kuplerstwo) a i tak czerpiesz korzyści to sutenerstwo. To chyba pochodzi od tego, że suterenę się wynajmowało paniom potrzebującym. Przy czym jeśli to jest proceder ciągły. Jeśli jednorazowo ktoś skorzysta z oddania się za pieniądze np. bo nie ma na bilet albo fajki, w praktyce do 2 spisów przez policję to godność zachowana, bo nie jest to prostytucja, więc nie ma stręczycielstwa czy sutenerstwa
bo ponoć nie ma takiego, który wykonując ją, nie zabiłby się
to sławetny skok;
z poziomu swojego ego, na poziom swojego IQ
i nie stawiam broń Boże pod wątpliwość czyjejkolwiek inteligencji, a wręcz przeciwnie
a co to takiego jest to IQ? bo ego kojarzę
Komentarz doklejony:
P.S. Jest jeszcze jeden skok, który jest zdecydowanie łatwiejszy do wykonania, tyl że czasem konsekwencje podobne. To skok w bok
Cytat
Ty jak zwykle frywolny i skoki w bok Ci się od razu marzą;
jak tu okazuje się, że zwykła defekacja w toalecie może komuś zszargać opinię
Komentarz doklejony:
Cytat
jako, że nie jesteś samiczką, to Ci nie powiem, bo jeszcze zaczniesz skakać, krzywdy sobie narobisz i będzie na mnie
Lepiej jednak chyba być szybkim strzelcem, ale tutaj inna pułapka czyha - można nie zdążyć i również narazić się na zszarganą opinię
cała reszta, to tylko zbędne zawracanie sobie głowy pierdołami
W moim życiu TEN TRZECI jest cały czas obecny - pracuje z moją żoną. Jak już wspomniałem wcześniej, bezpośrednio po zdradzie nie wytrzymałem i doszło do rękoczynów (niestety). Żona TRZECIEGO również została poinformowana - z resztą do dziś utrzymuję z nią jakiś tam kontakt. To samo miasto, to samo środowisko - nie da się zwyczajnie co pewien czas nie "wpaść" na siebie w sklepie czy na ulicy.
Żona pracuje z nim - tak więc odcięcie emocjonalne od gościa trwało pewien czas. I rozumiem, że w 100% jest to niemożliwe - widzą się codziennie. Żona chciała aby te relacje wróciły do stanu "sprzed" (typu kolega / koleżanka z pracy) i nabrały charakteru wyłącznie profesjonalnego. Mógł odrobić zadanie domowe - jednak tego nie zrobił. Przez 2 lata był względny spokój. Ostatnio pojawiły się jakieś prowokacje, kłótnie, manipulacje - próbował nieustannie testować w jakiej relacji są. Cały czas zmienia się z przyjaciela we wroga (taka totalna sinusoida) - nastawia ludzi przeciwko niej. A potem znów neutrealny / przyjacielski. Żona mu powiedziała ostatnio wprost żeby się "odpier...", że nie chce aby był obecny w jej życiu i aby zwracał się do niej "oficjalną" drogą. Jemu odwaliło jeszcze bardziej i teraz "losowo" / "niby przypadkiem" pojawia się w miejscach gdzie jesteśmy. Żona traktuje go jak powietrze - co go jeszcze bardziej nakręca. Mam wrażenie że facet utracił stabilność emocjonalną. Nie wiem w sumie co w jego życiu prywatnym - może jest źle, a może nic się nie zmieniło. Z tego co wiem to jego żona postawiła mu dość ostre warunki. Nie wiem dlaczego są nadal razem...to była jego 3 czy 4 zdrada - tak mi kiedyś powiedziała. Nie mam jednak czasu i ochoty ingerować w czyjeś życie.
Ja już nie chcę iść drogą agresji - to źle się skończy. Szczerze mówiąc - po 3 latach nie czuję nienawiści, nie życzę mu źle. Wiem, że te negatywne emocje nie były odpowiednio ukierunkowane w tamtym czasie. Napisałem to w zasadzie to jako kontrprzykład dla twórcy tematu. Martwię się trochę jak to wpłynie na dalsze relacje w pracy: myślę, że ktoś odejdzie.
Tak bym go określił - jako "Ten Niezrównoważony Trzeci" - może ktoś z szanownych forumowiczów miał podobny przypadek...Ignorować? Czy to jest nękanie / mobbing w pracy? Nie wiem... Może jest to jakiś przełomowy moment, który trzeba tylko przeczekać obserwując bacznie jego zachowanie.
Pozdrawiam.
Cytat
Nie, powiem szczerze, że nie mam na to czasu, mam tysiąc swoich problemów i nie czuje się odpowiedzialny aby reagować i angażować się w to. Taka moja obserwacja w ostatnim czasie i "zawracanie sobie głowy pierdołami" jak napisała Amor. Pozdrawiam.
Cytat
a skąd on wie, gdzie w danym momencie bywacie i wychodzicie z domu?
Cytat
Skąd masz tą informację? Od niej?
wiesz dlaczego pytam Griffin82?
bo to co opisujesz może też wyglądać na zachowanie pt. "czy mu już powiedziałaś o nas?"
Cytat
To są prozaiczne sytuacje typu: wyjście ze wspólnymi znajomymi (o którym wie więcej osób niż tylko my...), dziwnie zbieżne plany wakacyjne (o tym się mówi w pracy, przynajmniej u mnie - nie są to jakieś tajemnice...). W każdym razie nie bardzo wiem jak na to reagować - ale jest to cena, którą oni będą musieli płacić. Nie chcę tego brać na siebie.
Cytat
Część informacji od niej, część to są rozmowy przy mnie (przez tel. z domu). No i sytuacja, w której oboje się na niego natknęliśmy. Powiedziała mu, żeby zwyczajnie się od...czepił i czy jego żona o tym wie? Żona otwarcie o tym mówi: że jest to problem dla niej: zawodowy i prywatny. Że tak się zaczął zachowywać. I dostaje jasny komunikat - ale jakby nie może tego przetrawić i przejść do relacji czysto profesjonalnej. Rozumiem, że jest to trudne i wymaga mega pracy nad sobą (o ile w ogóle możliwe...).
Cytat
bo to co opisujesz może też wyglądać na zachowanie pt. "czy mu już powiedziałaś o nas?"
Dzięki za uwagę, Powiem szczerze, że miałem takie myśli również. Ale przeciwko temu przemawia zachowanie żony. Otwarcie mówi o problemie, próbuje z nim walczyć - nie kryje się z tym zachowaniem. Sporo o tym rozmawiamy. Aczkolwiek oczy i uszy mam otwarte - nie biorę wszystkiego jako 100% pewnik. W tym momencie, bazując na tym co widzę i wiem (na chłodno i bez emocji) - nie sądzę aby było to przyczyną.
Pozdr.
Mechanizm stary jak świat, samica puszcza oczka do wszystkich, daje nadzieję, udaje bezradną, bo nikomu nie chce odmówić, jak coś to niech samce o nią walczą, jej niby to nie dotyczy.
Ratując się z manipulacji, w Tobie wzbudziła odruch konkurencji, myślisz że w nim nie? ją to dowartościowuje, że 2 samce o nią walczą; gdyby chciała te cyrki skończyć to nawet raniąc go by postawiła ostre granice np. ośmieszyła by go przy ludziach, zrobiła z niego idiotę, widocznie nie chce;
"narcyzi i psychopaci bardzo zle znosza krytyke, wywyoluje to u nich zlosc i agresywne reakcje oraz odwracanie kota ogonem w czym sa mistarzami "
trafione w sedno, jakbym widziała swojego męża i poprzedniego partnera - takich niestety przyciągam, za co do dziś płacę wysoką cenę...
Męża poznałam w trudnym dla mnie momencie życia, kiedy rozstawałam się z poprzednim partnerem, obecny mąż był w trakcie rozwodu ze swoją pierwszą żoną, którą zdradził pół roku po ślubie ( nie za mną oczywiście... ) nie rozumiałam jak można tak szybko zdradzić, dopiero co po ślubie bez dzieci?!lecz widząc skruchę swojego męża, fakt jak bardzo to przeżywał pomyślałam, że nigdy w życiu na pewno już nikogo nie zdradzi, jak się okazało po 8 latach naszego małżeństwa bardzo się myliłam :-( Wydawało mi się że mamy udane życie, 2 zdrowych wspaniałych dzieci, którym obydwoje bardzo się poświęcaliśmy...Na jednym z licznych wyjazdów służbowych mojego męża przez przypadek odkryłam pierwszą zdradę ( zostawił synkowi stary telefon do gier i zapomniał skasować wszystkie ślady, czytając te wszystkie obrzydliwe rzeczy opadłam na schody, byłam w szoku - nam? mi? przecież przez te wszystkie lata nigdy nie okłamywałam swojego męża, dawałam z siebie wszystko dla niego i dzieci. Skonfrontowałam zdradę z jego kochanką, z którą do dziś mam dobre relacje. Wybrał sobie na ofiarę samotną matkę mieszkającą za granicą i sprzedawał jej o mnie nieprawdziwe i krzywdzące mnie informacje. Myślałam że zwariuję ale dzieci trzymały mnie w ryzach. Rok czasu składałam się do kupy, starając się wybaczyć, nie chciałam też fundować rozbitej rodziny dzieciom, przecież był wspaniałym ojcem. Musiałam się złamać kilka razy w obawie ze jeśli przestaniemy razem sypiać on znów pójdzie na bok - czułam się wtedy jak dziwka!!! chodziliśmy na psychoterapię za jego namową zresztą, bo miał świadomość jak bardzo mnie skrzywdził blablabla, że chce się zmienić, ze już nigdy więcej i po ponad roku kiedy zaczęłam wstawać z kolan dostałam w ryj po raz kolejny! zadzwoniła do mnie jego kolejna kochanka, z którą miał stały romans od ponad trzech lat. Powiedziała ze już dluzej tak nie może bo z nas obydwu robi idiotki ale to co przeczytałam na swój temat z ich korespondencji mnie rozłożyło... dzięki Waszym wpisom teraz rozumiem, że robiłtak żeby uspokoić swoje sumienie ale tekst typu " Ze mnie kiedyś zajebie jak boga kocha"?! jak można w to wszystko jeszcze boga wciągać?!człowiek który nie czuje się odpowiedzialny za czyny i słowa kompletnie. Miałam zupełnie inne wyobrażenie o swoim mężu, myślę sobie z kim ja przez tyle lat żyłam? Kazałam mu się spakować i wyprowadzić ale widząc cierpienie moich dzieci i swoją bezradność za namową rodziny przebaczyłam mu po raz kolejny w święta- magia świąt ;-)
Minął miesiąc i mam totalnie mieszane uczucia, momentami czuję obrzydzenie do niego, a życie wbrew sobie jest konsekwencją poświęcenia dla dobra rodziny. Nie chcę jednak żyć w smutku, otaczam się ludźmi, którzy są bliscy memu sercu, w drodze do siebie bardzo pomogła mi również joga kundalini i książka Dagmary Skalskiej: " Żyj pozytywnie " staram się skupiać na tu i teraz, czas zweryfikuje czy była to słuszna decyzja...jestem przygotowana na kolejny policzek, który wiele by mi ułatwił...
Proszę założyć własny temat i nie pisać swojej historii gdzie popadnie. Yorik
Zastanów się dobrze czy masz z kim konkurować i o co, o kogo?
Mało prawdopodobne, że to jakiś psychol, którego rozkochała, ale jeśli nawet, to źle świadczy o niej, że nie zastanawia się przed kim majtki ściąga;
Dlaczego nie postawiłeś ultimatum ?
Nie interesuje Cię co i jak, ale jak go jeszcze nawet przypadkowo zobaczysz, że szuka kontaktu to koniec i to jest jej problem. Dla niej już przypadków nie ma. To ona ma się martwić, żeby gość jej nie zaszkodził, nawet przypadkowo, nie Ty.
To nie ty go zapraszałeś miedzy was i nie ty go powinieneś wypraszać;
Cytat
Widzę, widzę, jestem tego świadomy.
Cenna uwaga, że dałem się wkręcić - to prawda.
Co do usprawiedliwiania - to takie fazy jak: racjonalizacja, usprawiedliwianie, obwinianie się nawzajem (czy siebie samego) - to już mamy za sobą.
Teraz mamy dużo lepszą komunikację, rozmawiamy - nawet jeśli to są ciężkie tematy, taki jak ten. Staramy się lepiej zrozumieć siebie nawzajem (jak i siebie samych). Niezależnie od tego gdzie nas to zaprowadzi. Mamy 3 dzieci, wspólne plany i cele: nie mamy tylko czasu na "furiatów" skaczących gdzieś w tle.
Cytat
Mechanizm stary jak świat, samica puszcza oczka do wszystkich, daje nadzieję, udaje bezradną, bo nikomu nie chce odmówić, jak coś to niech samce o nią walczą, jej niby to nie dotyczy.
Ratując się z manipulacji, w Tobie wzbudziła odruch konkurencji, myślisz że w nim nie? ją to dowartościowuje, że 2 samce o nią walczą; gdyby chciała te cyrki skończyć to nawet raniąc go by postawiła ostre granice np. ośmieszyła by go przy ludziach, zrobiła z niego idiotę, widocznie nie chce;
Jeśli chodzi o konkurencję. Powiedziała wyraźnie, że nie chce dopuszczać do jakichkolwiek konfrontacji, rywalizacji - to jej słowa. Sytuacja, w której spotkaliśmy go w towarzystwie znajomych: ona mu to powiedziała właśnie przy znajomych i przy mnie (aby się odp%%%). Ja się nawet nie odezwałem: czekałem jaka będzie jej/jego reakcja. Efekt był taki, że w zasadzie "przyznała się" przed swoimi znajomymi (wsypując też i jego). On podkulił ogon. Czy to jest ośmieszenie? Nie wiem...raczej nie. I w moich oczach to jest od pewnego czasu zmiana jej zachowania. To, że zaczęła stawiać jakieś granice w relacji z nim - wcześniej tego nie było (być może było ale nie rozmawialiśmy o tym otwarcie). Nie chcę jej wybielać , usprawiedliwiać - oceniam zachowanie, które jest w chwili obecnej, nie 3 lata temu. Oczywiście, że to mógł być "teatr" na 2 aktorów. Nie wykluczam.
Cytat
Nie traktuje TRZECIEGO jak psychola. Kiedyś kompletnie go "odczłowieczyłem" - i zajęło mi dużo czasu aby zmienić swoje myślenie. Znałem go i jego rodzinę przed zdradą. Gość jest bardzo wrażliwy, łatwo wpada w furię, nie kontroluje się (to wiem od jego żony): zdradzał kilkukrotnie przed - nie chcę tu formułować wniosków - nie mam informacji o jego prywatnym życiu.
Cytat
Nie interesuje Cię co i jak, ale jak go jeszcze nawet przypadkowo zobaczysz, że szuka kontaktu to koniec i to jest jej problem. Dla niej już przypadków nie ma. To ona ma się martwić, żeby gość jej nie zaszkodził, nawet przypadkowo, nie Ty.
To nie ty go zapraszałeś miedzy was i nie ty go powinieneś wypraszać;
Dlaczego nie postawiłem ultimatum: Bardzo dobre pytanie, na które w tym momencie nie umiem odpowiedzieć.
Ale jednocześnie jest to bardzo dobra rada dla mnie.
Pewnie z tym tematem się jeszcze nie konfrontowałem (ze strachu?) - będę musiał to zrobić.
Sam fakt, że podjąłem ten temat na forum - tylko potwierdza Twoją tezę, że dałem się wkręcić w problem, który definitywnie powinna rozwiązać Ona, a nie ja...
Dzięki za cenne komentarze.
Pozdr.
Nie przeszkadza Ci że razem pracują?
Czy on jest jej przełożonym?
Cytat
Jestem trochę zdziwiony że przez 3 lata żona nie znalazła sobie innej pracy.
Nie szukała, ma konkretne plany naukowo/zawodowe związane właśnie z tym miejscem. I szczerze powiem, nie chciałbym aby zmieniała - to jej pasja, nad którą spędziła połowę życia. Ja również nie zmieniłbym gdybym to ja był tym "zdradzającym". Nie zrezygnowałbym ze swojej pracy ani z życiowych pasji - niezależnie od przyszłości mojego małżeństwa. Kiedyś może tego nie rozumiałem, ale teraz wiem, że szczęście w związku / małżeństwie jest wprost proporcjonalne do szczęścia jednostki. Ale jest również proporcjonalne do odpowiedzialności. I między tymi dwoma musi być równowaga.
Cytat
Nie przeszkadza Ci że razem pracują?
Czy on jest jej przełożonym?
Nie jest przełożonym, są jakby "na równi" stażem i stanowiskiem w ramach jednego zespołu składającego się z kilkunastu osób. Mimo wszystko zaczął robić podkopy, manipulacje innymi, jakby zemsta w pracy. Nie wiem - dziwnie się zachowuje.
Czy mi przeszkadza? Oczywiście, że tak.
Ale wiem, że to ich odpowiedzialnością jest takie rozwiązanie tematu aby te relacje odpowiednio ustawić. Nie twierdzę, że to proste i że to możliwe na 100% ...ale...jeśli oboje zdecydowaliśmy, że budujemy związek na nowo - to ma być ciężka praca również nad sobą, nawet jeśli będzie bolesna i nieprzyjemna.
Mniej więcej rok po zdradzie - dostałem od koleżanki z pracy propozycję "łóżkową" wprost - bez owijania w bawełnę. Nie będę opisywał kontekstu (alkohol wchodził w grę). Z racji tego, że to był jeszcze czas kompletnej pustki w moim małżeństwie i emocjonalnej rozwałki dla mnie - mogłem skorzystać, idealna okazja aby "spróbować jak to jest z inną kobietą", dowartościować się , dokonać swego rodzaju zemsty oko za oko itp...nie skorzystałem. Ale przyznaję, że było to przyjemne ukłucie. Po tym, przez kilka miesięcy była między nami "dziwna" atmosfera (mimo, że nie widzimy się codziennie...), jakieś nerwy - i wszystko wróciło do normy. To pewnie zależy od przypadku i czy obie strony chcą w ogóle przejść z tym do porządku dziennego.
Gdyby to spotkanie miało miejsce przed zdradą mojej żony to przyznaję - role zdradzający/zdradzony w moim małżeństwie mogłyby być odwrócone. Tak się jednak nie stało - przed zdradą unikałem takich sytuacji. Nie jesteśmy zero-jedynkowi...choć często tak się na tym forum "przedstawiamy". Ja Dobry - Ona Zła, Ja Dobra - On Zły. Ale to jest bardzo zakłamany obraz.
Podsumowując: Ja nie mam zamiaru jej zabraniać i mówić gdzie ma pracować z kim rozmawiać i na kogo patrzeć. To jest zawłaszczanie osoby. Nie chciałbym aby moja żona mnie również w ten sposób ograniczała. Każde z nas ma swoje indywidualne cele i ambicje. Ma być szczęśliwą osobą - niezależnie od tego czy będziemy razem czy nie.
Temat powinien być załatwiony przez nich...Pozostaje (jak powiedział Yorik) postawić konkretne warunki / ultimatum i patrzeć na efekty, bo jak widać coś dziwnego się dzieje - przynajmniej z TRZECIM.
Pozdr.
Brawo!
Cytat
przyjrzyj się temu na spokojnie; bez tego dawania wmanewrowywania się;
to co się z nim dzieje, to nic dziwnego;
to są jego reakcje, całkiem możliwe, że wynikające z niedojrzałości, emocji, zaburzeń itp; pytanie na co on tak reaguje;
być może (jeśli to nie jest jej manewrowanie pomiędzy), to jest to właśnie wynik tego, że oni czegoś między sobą nie "doczyścili" i obwiniają się wzajemnie zamiast spotkać się na ludzkiej płaszczyźnie;
ale w tym nie ma nic dziwnego, wręcz bardziej taki standard;
i jasny obraz tego, że wszystkie emocje pomiędzy nimi jeszcze nie wygasły (przy czym, na to też potrzeba przecież czasu) nawet jeśli któreś z nich podjęło już jakąś konkretną decyzję co do swoich dalszych kroków;
Komentarz doklejony:
dopóki się wzajemnie obwiniają, to przecież żadne z nich nie bierze całej swojej części odpowiedzialności na siebie;
pytanie, czy jak nie ma wzięcia pełnej odpowiedzialności, to skrucha jest prawdziwa?
Komentarz doklejony:
czy jest prawdziwa, tudzież pełna?
(nie zauważyłem Twojego komentarza wcześniej).
Cytat
wszystkie emocje pomiędzy nimi jeszcze nie wygasły (przy czym, na to też potrzeba przecież czasu) nawet jeśli któreś z nich podjęło już jakąś konkretną decyzję co do swoich dalszych kroków;
Racja, nie wygasły...są wykorzystywane do walki / przepychanki na poziomie zawodowym.
Cytat
dopóki się wzajemnie obwiniają, to przecież żadne z nich nie bierze całej swojej części odpowiedzialności na siebie;
pytanie, czy jak nie ma wzięcia pełnej odpowiedzialności, to skrucha jest prawdziwa?
Tam (u nich) rywalizacja jest podkręcona do ekstremalnie wysokiego poziomu.
W grę wchodzi Ego, kto jest lepszy, kto jest perfekcyjny i przy okazji nieskazitelny w oczach innych.
I to jest bariera, którą pewnie najtrudniej przełamać - przyznać się przed drugim człowiekiem i przede wszystkim przed samym sobą do tej niedoskonałości i wad.
Z jednej strony wiem, że to "pęknie" w końcu bo jest jakby na ostrzu noża (i musi się rozstrzygnąć) ale z drugiej strony myślę, że to dobrze (niezależnie od tego jakie będą konsekwencje).
Pozdrawiam.
Mysle, ze najgorsze w zdradzie jest to, ze to Ty zaczynasz szukac, rozmyslac nad przyczynami, nad całym tłem tego co sie wydarzyło. Robisz retrospekcje wydarzeń, badasz własne wnetrze pod katem niedoskonalosci, zastanawiasz sie co było nie tak- moze rozmow za mało a moze cos innego. Ostatecznie dochodzisz do wniosku, ze nawet kula nie jest idealnie kulista i uwazasz, ze nie ma zwiazku bez wad.
Moim zdaniem tym mysleniem zapedziłes sie na manowce. To nie jest zaden wyczyn, ze Twoje żona/partnerka zdyskredytowała kochanka w oczach znajomych. Nie jest rowniez zadnym wyczynym to, ze Wasze rozmowy sa teraz na głebszym poziomie i relacja wydaje Ci sie lepsza. Widocznie ona zbiera to co zostało a czy to jej dobra wola czy wyrachowanie trudno stwierdzic.
Pewne jest jednak to, ze zycie nalezy sobie upraszczac a nie zameczac siebie. Uwazam, ze zdrada powinna byc koncem zwiazku. Ona podjela dojrzała decyzje zdradzajac Ciebie. W tamtym momencie zakonczyla zwiazek. Konsekwencje sa oczywiste. Jednak niedojrzali ludzie wola narazac bliskie im osoby na takie katusze jakie przechodzisz Ty obecnie. Zadreczasz sie tym, ona Ci to zaserowowała- te udreki. Moja rada jest taka, odpusc, ona podjeła decyzje za Ciebie. Wszelkie proby naprawy/sklejania z jej strony to tylko ułuda. Ty nie zapomnisz a nawet jak sobie wmowisz, ze zapomnisz to bedzie oszustwo wobec siebie.
Ja meczylem sie 6 lat zeby stwierdzic, ze nie ma sensu. Zapomnienie nie istnieje, chocby partnerka starała sie i była skrucha. Zdrada jest swiadectwem niedojrzałosci, jest jednostronnym zakonczeniem zwiazku. Kazda dorosła osoba musi brac na swoje barki odpowiedzialnosc. Jezeli tej odpowiedzialnosci brac nie chce, nie powinno byc to Twoje zmartwienie. Powinienes odejsc, oszust obok w łozku nie jest niczym przyjemnym ani potrzebnym. U mnie zona zaczeła wywoływac odruchy obrzydzenia, doslownie. Mineło 6 lat a Ja patrzyłem na nia jak na zuzyta szmate, ktora nie reprezentuje soba zadnej wartosci w moich oczach.
Pozdrawiam
Cytat
najgorszym jest to, że zdajesz sobie wreszcie sprawę z tego, że ideałem nie jesteś?, że nie ma ideałów wokół?
a cóż w tym jest najgorszego?
Cytat
niewiele chyba przerobiłeś;
a to nie z tego powodu zdradzają, że zdradzający patrzą właśnie na swoich partnerów, jak na zużyte szmaty nie stanowiące dla nich żadnej wartości?
i sięgają po własność sąsiada, bo tam trawa zawsze zieleńsza;
że własnie w niedojrzały sposób myślą i marzą o jakiejś utopijnej doskonałości, która takim doskonałym jak oni się należy? i do tego powinna im sama z nieba spaść, bo takim zajebistym ludziom jak oni, to wszystko należy się z nadania, bo łaskawie nie zdradzają;
pikuś, że wielu nie zdradzało tylko z tego powodu, że nie mieli okazji, bo zbyt wielu zainteresowanych nimi wokół nie ma;
Cytat
to nie jest aż takie trudne, jak wejrzy się w czystą intencję
Cytat
od kiedy to takie decyzje są dojrzałe?
Cytat
Ja meczylem sie 6 lat zeby stwierdzic, ze nie ma sensu. Zapomnienie nie istnieje, chocby partnerka starała się i była skrucha.
i całe szczęście, że nie zapominamy o takich doświadczeniach, bo tylko wnioski z niego wyciągnięte mogą ochronić przed powtórką;
nowa partnerka Cię nie zdradzi? :cacy:cacy:cacy
Cytat
są sytuacje, kiedy zdrada odsłania to, że partner nie ma czystych intencji, nie zmienia się by poprawić jakoś związku i zawalczyć o brak powtórki, czy takie, gdzie wychodzi totalne niedopasowanie w związku, bo po prostu na dany moment druga osoba jest w innym miejscu niż my,
ale stawiania drugiego człowieka poniżej siebie, o niczym więcej nie świadczy, jak tylko o tym, że ktoś ma o własnej doskonałości wielkie mniemanie;
a co za tym idzie bardzo niskie poczucie własnej wartości, które bardzo szybko do powtórki z rozrywki doprowadzić go może;
przecież teraz Upadły wystarczy, że trafisz na jakąś dziunie-ciotunie świętojebliwą, co to będzie brzydziła się zdradą i polecisz na kolejną niunię, która sama siebie nie zna
Komentarz doklejony:
Cytat
a na jakiej podstawie dałeś szansę? życzeniowości?
wyznaniu prawdy?
czym jest ta wielka prawda, której wszyscy oczekują ?
opowieścią o nic nie znaczących pierdołach? przytaknięciem niezaprzeczalnym faktom?
jeśli to Bóg jest Prawdą, a jednocześnie ten Bóg jest miłością, dostałeś szczere wyznanie miłości na podstawie którego dałeś szansę?
poczułeś jednoznacznie, że jesteś kochany, by warto było tą szansę dawać?
czy dawałeś szansę na wyrost? szansę samemu sobie, własną, życzeniową; czy trzymałeś się kurczowo swojego status quo, udając przez te 6 lat, że Prawdy nie widzisz?
Komentarz doklejony:
***
niewiele chyba przerobiłeś;
a to nie z tego powodu zdradzają, że zdradzający patrzą właśnie na swoich partnerów, jak na zużyte szmaty nie stanowiące dla nich żadnej wartości?
i sięgają po własność sąsiada, bo tam trawa zawsze zieleńsza;
że własnie w niedojrzały sposób myślą i marzą o jakiejś utopijnej doskonałości, która takim doskonałym jak oni się należy? i do tego powinna im sama z nieba spaść, bo takim zajebistym ludziom jak oni, to wszystko należy się z nadania, podobnie jak i zdradzonym za to, bo łaskawie nie zdradzają ;
pikuś, że wielu nie zdradzało tylko z tego powodu, że nie mieli okazji, bo zbyt wielu zainteresowanych nimi wokół nie ma;
czy ja dobrze rozumiem że zostałeś po raz 3 zdradzony?
Cytat
Nie ma związku ani ludzi bez wad - to nie jest mój wniosek czy jakieś głębokie przemyślenia ale FAKT.
Czy badam własne wnętrze? Tak. Jestem inżynierem - mam analityczny umysł, nie mogę się oprzeć .
Ale nie badam pod kątem "co ja złego zrobiłem w związku?" czy "jak uniknąć kolejnej zdrady?" bo to bez sensu, zamęczanie się i życie w strachu.
Tylko: "co mam zrobić aby być szczęśliwym SAM DLA SIEBIE?" Trzeba popatrzeć na siebie jak na przyjaciela, któremu chciałoby się pomóc.
Potraktowałem to jak impuls aby zawalczyć o siebie samego.
Cytat
Nigdzie nie stwierdziłem, że zachowanie mojej żony to wyczyn.
Zwyczajnie doceniam to - takich małych rzeczy / zachowań jest wiele - nie doszukuję się w nich oszustwa czy wyrachowania.
Relacja nie wydaje mi się lepsza: po prostu jest lepsza - i to jest wspólna praca /wysiłek.
Dzisiaj - jestem tam gdzie chciałem być, robię to co chciałem robić: Czy wyprowadziłem się na manowce?
Nawet gdybyśmy się teraz rozstali - to nadal uważam, że nie uważam, że to był zmarnowany czas.
Cytat
No cóż - mam odmienne zdanie na ten temat: Nie zadręczam się ani nie przechodzę katuszy.
Nie mam zamiaru upraszczać sobie życia - biorę za nie odpowiedzialność, nie chcę iść na skróty, ani na łatwiznę.
Poprzeczkę zawieszam sobie aktualnie wysoko.
Tym, których kocham - również: choć z tym jest o wiele trudniej (tak jak stwierdził Yorik - nie stawiam jasnych granic).
Po to jednak tutaj pisze aby moje wady zostały w pewien sposób "obnażone" i za to rozmówcom szczerze dziękuję
Nie jest łatwo, przyjemnie i komfortowo - oszukuje siebie ten, który uważa, że takie jest lub powinno być życie.
Jest zmienne i nieprzewidywalne. Trzeba nauczyć się czuć komfortowo w skrajnie niekomfortowych warunkach i zwyczajnie być przygotowanym na skrajne sytuacje: one i tak przyjdą, prędzej czy później.
Cytat
Ale do czego do zapomnienie miałoby nam być potrzebne? Nie chcę zapominać.
Co do odpowiedzialności (żony) - masz rację, to nie powinno być moje zmartwienie.
Nie znam jednak Twojego przypadku, nie potrafię go odnieść do swojego - nie wiem co się z Wami przez te 6 lat działo...i jak wyglądały relacje.
Jeśli z obu stron jest szczere wyznanie miłości, deklaracja wspólnego życia i odbudowy związku - warto spróbować.
Pozdr.
Bardzo dojrzałe i świadome spojrzenie na problem, w ogóle życie.
To nas wyróżnia od niewiernych, że jesteśmy level wyżej, w jakimś sensie dojrzalsi a to dlatego, że poniekąd zostaliśmy zmuszeni do refleksji,zmian i wzięcia odpowiedzialności za własne wybory i życie.
Trafne spostrzeżenie, że cokolwiek się nie wydarzy nie będziesz żałował.
Odzyskałeś siebie. Tego nikt nigdy już Ci nie zabierze.
Przekujmy to co nas spotkało w sukces, nie zmarnujmy potencjału.
Mam wrażenie, że to właśnie się w Twoim życiu dzieje.
Masz pełną świadomość tego co robisz i świadomość ewentualnych konsekwencji.
W pełni podzielam ten pogląd.