Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim życzę, aby nie gorzknieć na wszystkich polach i mieć radość nawet z takich małych bzdetów, jak te życzenia. Forum specyficzne, ale wciąż pozostajemy ludźmi, życie da
Perepek
18.12.2024 09:47:05
Hej zamierzam się złożyc pozew o rozwód macie do polecenia kogos z okolic Katowic? nie wiem jak sie za to zabrac
Ozyrys1
11.12.2024 18:21:15
Hagi 10
Nie wie że rozmawiałam z jego eks kochankami, nie wie że wiem że kłamie. Trzymam dowody zabezpieczone do rozwodu. Ostatnia eks będzie zeznawać, natomiast ta "swobodna" sprzed dwóch
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Witajcie. Jesteśmy małżeństwem 5 lat, mamy syna 9 miesięcy.
Od około 2 lat coś między nami gasło. Zaniepokoiło mnie, że mąż nie był o mnie zazdrosny. Poza tym ciągle siedział z głową w telefonie. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nie przykładałam do tego wagi. Gorzej zrobiło się w tym roku. Siedziałam na macierzyńskim, w poplamionych bluzkach, utyta i bez makijażu. Mieszkamy w domu w lesie, byłam sama, bo mąż pracuje na 2,5 etatu i uważałam, że mi "wolno" się nie ogarniać. Doprowadzałam się do porządku tylko przy okazji niezbyt częstych wyjść.
Ostatnio zauważyłam, że mąż jest inny. Pytałam co się dzieje, oczywiście nie chciał rozmawiać. Zaczęłam więc go szpiegować i odkryłam "koleżankę", 23 letnią chudą dziewczynkę z pracy. Zakochaną w nim po uszy. Pocałował ją po raz pierwszy 19 maja, gdy byliśmy wszyscy razem w restauracji, a ja w tym czasie prowadziłam wykład. Od tego czasu, według zeznań obojga, obściskiwali się na dyżurach. Nie mogę udowodnić nic wiecej, ale cieżko mi uwierzyć, ze dwoje dorosłych ludzi, mająć do dyspozycji trochę czasu i trochę prywatności, nie uprawia seksu. Sprawę ujawniłam 7 czerwca, po ich 3 wspólnych dyżurach. Urządziłam scenę, pojechałam porozmawiać z panienką do jej domu (ale na spokojnie), powiadomiłam teściową. Od tego czasu jest koszmar. Zostałam obarczona odpowiedzialnością za zachowanie męża, bo miałam "ciężki charakter", bo miałam pretensje, bo byłam ciągle z dzieckiem, bo siedziałam w domu, bo zabiłam w nim pasję i odcięłam od znajomych. Na tej fali wyrzutów sumienia, uznałam, że skoro sprawa si skończyła, to muszę się zmienić, prosić o szansę, Mąż, choć zadeklarował koniec tamtego związku, 3 dni temu na terapii powiedział, że nie wie, czy chce ratować małżeństwo i nie wie, czy nie powróci do tamtego związku. Bo "zdał sobie z czegoś sprawę". Generalnie do następnego spotkania z terapeutą ma się zadeklarować, ale ja już mam dość tego napięcia. On chodzi wkurzony, nie odzywa się, ciągle śpi, albo jest w pracy. Lub sprząta. Ogólnie unika mnie.
Oczywiście oboje z panienką zadeklarowali przed kierowniczką, którą poinformowałam o sytuacji, że zakończyli romans i nie widzą potrzeby rozdzielenia ich w pracy. Ja już snuję plany jak ujawnić, że jednak nie skończyli ze sobą, co mnie zatruwa. Poza tym nie wiem, czy moje podejrzenia są słuszne.
Jak zachować spokój? Muszę, przynajmniej do czasu następnej wizyty u terapeutki. Jakie dawać sobie szanse? Jak się zachowywać? W stresie mało jem, wiec sporo juz schudłam, byłam na zakupach, ogarnęłam się. Co teraz robić dalej? Pomóżcie!
Tak, Amor, dobrze to ujęłaś. To wyrwanie życia z korzeniami. Tego potrzebuję.
Według mnie były dobre chwile, według niego nie.
Przy jego braku zaangażowania w sprawy dziecka, póki co szkody u syna oceniam jako niewielkie. Większe będą za 5 lat, jak mąż znów zdradzi.
A co robi mój mąż w celu wyjścia z tej sytuacji? Jakiegokolwiek wyjścia, czy miałby być to rozwod, czy praca nad związkiem. Pije, ogląda porno, strach dać mu syna do przewinięcia. Nie żebym miała coś przeciwko porno, ale nie wszystko na raz. W sensie idzie zapalić, ogląda porno, cały czas pije, wraca z papierosa i bierze syna na ręce. Na wszystko jest czas i miejsce.
Niesamowite Veela jak wielki system zaprzeczeń sobie zbudowałaś. Nie bój się, nie zamierzam postawić Cię w jakiś akt oskarżenia:cacy
Mąż przez te parę lat jakie jesteście razem nie różnił się wiele od tego gościa, który chodzi po waszym domu i męża już nie chce udawać. On od dawna pokazywał jaki jest, a sama przegapiłaś większość sygnałów ostrzegawczych, że coś z tym facetem jest nie tak. Część z nich wykorzystałaś, by móc roztoczyć nad nim swoją opiekę, pomatkować. Całość przeszkadza Ci teraz pogodzić się z czymś, na co wpływu nigdy nie miałaś. Na zachowania męża. Myślę, że sporo przed Tobą pracy. Nie nad nim, a nad sobą. W Tobie jest klucz do zrozumienia co się zadziało.
Nie wiem, czy potrzebuję zrozumienia tego, co się stało.
Wiem, że we wszystkim mieliście rację.
Nie jest łatwo podjąć decyzję o rozstaniu. Wiecie to. Nie jest też łatwo podjąć decyzję o tym, że będziemy ratować związek, kiedy większość sygnałów mówi, że się nie uda. Praca nad sobą? Tak, oczywiście, ale dla siebie.
Oczywiście popełniłam błąd. Uprzedziłam męża, że podjęłam decyzję o rozwodzie. Sądziłam, że jest ostateczna. I nagle okazało się, że mąż zaczyna rozmawiać, ma propozycje jak odbudowywać więź. To były konstruktywne rozmowy, chociaż wyszło parę spraw, które mnie przestraszyły, np. zupełnie inna hierarchia wartości. Dla mnie kąpiel syna przez ojca jest wysoko, dla męża nisko. I do tego mąż ma stosunek taki, że ja powinnam się dostosować, bo on jest anarchistą, bo on się do tej pory dostosowywał i to zrodziło w nim bunt.
No i sprawa seksu. Przyznał, że problemy z jego akceptacją naszego małżeństwa zaczęły się w okresie ciążowo porodowym. Bo miałam brzuch, bo przytyłam, bo mniej atrakcyjna. Bo seks rzadziej. I to też jest dla mnie przerażające. Że ten stan trwał relatywnie krótko, a przeszkoda była obiektywna, a on nie wytrzymał. A jak się zestarzeję? A jak zachoruję? A jak będę miała wypadek i blizny na twarzy? Albo raka i mastektomię? Gdzie jest spełnienie obietnicy, że będzie ze mną w zdrowiu i w chorobie? Będzie dobrze, dopóki będzie dobrze, a jak coś mi się stanie, to nie będę mogła na niego liczyć. I to mi mówiliście.
On się chyba z kimś konsultował, bo sprawia wrażenie, jakby chciał budować. Ale myślę, że to tylko pozorne, że ktoś mu doradził, że jak na pół roku przyczai się i poczeka, to nie będzie mowy o jego winie, bo przecież wybaczyłam. I tez mówiliście, że zostawi mnie kiedy mu będzie wygodnie. Teraz mam argumenty, za pół roku nie będę ich miała.
Ile on mnie wczoraj na łóżko namawiał. Wszelkimi sposobami. Trwało to od rana do późnej nocy. I w końcu uległam. A po wszystkim poszedł spać na kanapę w salonie. Czy to nie ewidentny dowód, że jest właśnie tak, jak mówię? Że wola pracy jest pozorna?
Z tego jednego razu jakoś się wytłumaczę. Ale po raz kolejny dał dowód na to, jaki jest i o co walczy. Nie o mnie, tylko o kasę. Chroni się przed alimentami. Tylko to jest tak cenne, żeby się starać.
Miotam się, bo przyjęcie tych informacji do wiadomości to jedno. A podjęcie na ich podstawie trudnej decyzji o rozwodzie, to drugie. Muszę zaakceptować fakt, że mnie nie kocha, że nie chce ze mną być i że żyłam z kimś, kogo zupełnie nie znałam. Teraz spadły mi różowe okulary i widzę tego człowieka takim, jakim jest naprawdę. To zupełnie nie ten, za którego wyszłam za mąż. Takiego nie chcę. I gdyby był obcy, to w ogóle bym się nim nie zainteresowała. Trafiłby do kategorii "nie nadaje się do zycia" i trzymałabym się od niego z daleka. Chyba.
Wiem, jaką muszę podjąć decyzję. I w zasadzie ją podjęłam. Tylko jeszcze się z nią nie pogodziłam. Potrzebuję do tego czasu. I jakoś muszę się zorganizować, żeby przeżyć ten okres godzenia się z sytuacją. To jest trudne i bolesne. Ale tak musi być. Musi. Bo to najwłaściwsze rozwiązanie.
No toś z tą tabliczką pojechała Który admin?
Pamiętasz rady o zajęciu się sobą? Niech łazi i kwiczy po domu, masz swoje sprawy, rozporek mu się otwiera to malucha do przewinięcia. Brudna pielucha zniechęca. A gdzie wachlarz damskich wymówek? Okres, psm, migrena
Żeby facet takie rzeczy kobitce podpowiadał? Świat się kończy:kapitulacja
Ta tabliczka to z pośpiechu. Wcisnęła się
Ale to nie jest kwestia tego, że nie wiem jak się wykręcić.
Ja chcę. Muszę. Potrzebuję. Ale to mi plan na rozkład pożycia rujnuje.
Tzw silna wola to jedno, wizualizacja jego zdrad może też zadziałać choć to broń obosieczna, tysiące zajęć zastępczych, i na sam koniec branża medyczna. Na tyle, na ile dziecku nie zaszkodzi. Myślałaś o urlopie? Też dobre jak taki mus.
Z pociągiem seksualnym, potrzebami i ukierunkowaniem na tę jedną osobę bywa bardzo różnie. Libido nie musi współgrać z podatnością na partnera. A nie oszukujmy się Twój mąż doskonale Cię zna, seks stał się już dawno temu jednym z narzędzi w jego arsenale. Nawet gdy Twoje potrzeby spadną, on je będzie pobudzać. A to już sprawa głowy . Nie bez powodu seksuologia to część psychologi.
Przyznał, że problemy z jego akceptacją naszego małżeństwa zaczęły się w okresie ciążowo porodowym. Bo miałam brzuch, bo przytyłam, bo mniej atrakcyjna. Bo seks rzadziej. I to też jest dla mnie przerażające. Że ten stan trwał relatywnie krótko, a przeszkoda była obiektywna, a on nie wytrzymał. A jak się zestarzeję? A jak zachoruję? A jak będę miała wypadek i blizny na twarzy? Albo raka i mastektomię?
no właśnie, albo grzybice na stopach lub pryszcze
Cytat
I taka jestem rozgoryczona, że z chudego chłopca z pryszczami i grzybicą na stopach, zrobiłam zadbanego, atrakcyjnego mezczyznę.
p.s. może się odgryza tym bardziej jak czyta bo karma to raczej nie jest
Wyciąłem. Sugestywność postu nie zależy od ilości wklejeń, Amorku :-)), Yorik.
Amor, myślisz, że czyta? Nie sądzę. Byłabym bardzo zaskoczona. Po pierwsze nie wie, co to za portal. Po drugie tu jest wiele gorzkich słów na jego temat. Myślę, że nie miałby siły na czytanie tego.
Po drugie tu jest wiele gorzkich słów na jego temat. Myślę, że nie miałby siły na czytanie tego.
Cokolwiek czyni osoba zdradzająca, czyni to często w głębokim przekonaniu, że ma do tego święte prawo, albo samo tak wyszło. Znajduje więc sobie rozmaite usprawiedliwienia, które dla nas mogą być szokujące, ale jemu pozwalają spać głębokim snem sprawiedliwego. Prawem uzasadniającym zdradę jest u nich zawsze: "mam prawo być szczęśliwy". Kolejne, to tylko koślawe często podpory tego prawa, w stylu: "bo zupa była za słona"...
Cytat
No i sprawa seksu. Przyznał, że problemy z jego akceptacją naszego małżeństwa zaczęły się w okresie ciążowoporodowym. Bo miałam brzuch, bo przytyłam, bo mniej atrakcyjna. Bo seks rzadziej.
A do tego dodaj po pracy na 2 etatach jeszcze domowe obowiązki, plus Ty zmęczona, zapewne nieco roszczeniowa, gderliwa, zmęczona. A w pracy... tylko zachwyt i uwielbienie jakiejś chętnej nimfy. To dość poważna pokusa dla kogoś, kto jest egoistą. Bo to często jest konsekwencją nie tylko zdolności, ale i wyborów, to też kwestia ambicji, bo pryszczaci chłopcy mają zawsze dużo więcej do udowodnienia niż inni. Wpierw studia medyczne, pozycja, dobrze płatna praca, fajna laska, za chwilę samochód, dom, żona... i pojawia się dziecko. Zaczyna być trochę mniej fajnie, mniej reprezentacyjnie, kłopotliwie i nudno - choć fajnie jest pochwalić się i takim "osiągnięciem" - realizuje się powszechny plan szczęśliwości za jaki jest uważany.
Tacy faceci to kreatorzy układanki własnego życia, uważnie dobierają elementy tej układanki, po czym gdy jakiś im do tej układanki nie pasuje, nie mają najmniejszych obiekcji, by go zastąpić innym. A teraz jego klocuszek się dowiedział, klocuszek się zbuntował, fak.... psuje cały układ układanki, w dodatku grozi posypaniem się tego, co sobie już poukładał. Nagle dowiaduje się, że nie będzie łatwo, jak ze zmianą auta na najnowszy model... Swoim wkurzeniem dość łatwo uzasadni działanie: "mam prawo być szczęśliwym", "mój wybór nie był idealny", itd...
Lekarze mają zawsze dość często przesunięty w niewłaściwą stronę swój poziom empatii - więc na wrażliwość tutaj raczej bym nie liczył.
Masz rację Ramirez, w zasadzie coś podobnego mówił, że ma prawo być szczęśliwy. O moim prawie do szczęścia nie było mowy.
Ech. Życia nie może chyba znieść. Bo wydaje mi się, że takie już jest życie, czasami nudne i szare, a czasami kolorowe.
Jagodalesna nie, ta przeszkoda chyba nie jest tylko w mojej głowie.
Nie krzyczcie, że byłam głupia. Wiem, że byłam.
Mąż poszedł wczoraj na imprezę sam. Najpierw umawiał się z kolegą na piwo, co już mnie szarpało, ale terapeutka kazała się nie nakręcać negatywnie. Ale kolega dał ciała, odwołał. Mój mąż próbował umówić się z innymi, ale z tego, co zostało na telefonie, to nie wiem, czy mu się udało. Tak, czy inaczej wyszedł. Wrócił po 4. Messenger wyczyszczony, lista połączeń wyczyszczona.
Widzę, jaka jestem głupia. Za bardzo mnie wszyscy w otoczeniu wyciszyli, kazali interpretować pozytywnie, no i ta huć.
Betrayed40, zrób miejsce w skrzynce dla moich wiadomości, bo zrobiłam tak, jak radziłeś, tylko mam problem z załadowaniem danych.
Veela84, nie oceniam Ciebie. Podobnie jak większość z nas przegapiłaś symptomy choroby, no i zrobił się stan przewlekły Niestety sama musisz dojść do tego jakie lekarstwo zaaplikować.
Cierpliwością nie grzeszysz:cacy
Będziesz zdziwiona, gdy rozkrok w którym tkwisz potrwa tygodniami, miesiącami? Niektórzy i lat potrzebowali, by oderwać się od swoich przyzwyczajeń, złudzeń i oczekiwań wobec partnera. Trochę potrwa zanim pewne rzeczy się poukładają, choćby ten nieszczęsny seks.
Trochę Cię pocieszę, masz super okres dla siebie, szansę jakiej dawno nie miałaś. Ty już otworzyłaś oczy, dostrzegasz schizofrenię waszego związku. Twój mąż zaledwie załapał, że się rzucasz, ot przejdzie babie. Nie zmieni wiele, rzuci jakiś ochłap dla Ciebie, ale nic więcej. Wyjścia, koledzy, panienki będą trwały. Także spokojnie, zachowaj twarz pokerzysty. O wielką stawkę się toczy gra. Od czasu do czasu małe kazanie, by nie odczuł podpuchy. Zdobędziesz czas dla siebie, by się wzmocnić. A dowody same będą wpadać.
Nowe wieści z frontu: mamusia jego kopie krecie korytarze. Chce pomóc, zależy jej na tym, żebyśmy się dogadali. A zaraz potem opowiada synkowi jaka to ja nie jestem i ze muszę się zmienić. Oczywiście na jej modłę.
A nie zna mnie zupełnie, opowiada rzeczy które nie są prawdą, a jej wyobrażeniem.
A temu jest wygodnie wchodzić jak w masło w jej opowieści, bo przecież szuka pretekstu, żeby odejść, tylko jaj na to nie ma.
Och, jakież wspaniałe i głębokie są twoje przemyślenia, jagodalesna... Naprawdę nie zmrużę oka do rana, zastanawiając się nad głębią twojej filozofii.
Poważnie...
Hej Kochani!
Postanowiłam dać Wam znać, co u mnie.
1. Wyprowadziłam się. Kiedy po kolejnej rozmowie, że już będzie dobrze, odkryłam ze wciąż z nią pisze, spakowalam siebie, spakowalam dziecko i przeniosłam się na działkę. Pobędę tu prawdopodobnie do końca września, kiedy to lokatorzy zwolnią nasze mieszkanie.
2. Żeby nie było tak pięknie, to niestety nie umiem podjąć decyzji o rozwodzie. Jak mam gorszy (lub lepszy, zależy jak spojrzeć) dzień, to piszę pozew. Ale następnego dnia mi przechodzi i wciąż tkwię w błędnym kole.
3. Przez cały czerwiec i lipiec, mój mąż korespondował z tą dziewczyną. Robi to do tej pory. Żadnych gestów w moją stronę, typu rozdzielenie się w pracy, usunięcie jej z Facebooka nie wykonał.
4. Rozmawialiśmy. Kiedy dochodzilismy do wniosku, że trzeba sklejać małżeństwo, zawsze wychodziło coś takiego, że dowiadywałam się, że do niej pisze, albo odmówił usunięcia jej z fb. Pięknie, co?
5. O sprawie wiedzą już wszyscy. Jego znajomi, moi znajomi, wspólnie znajomi, obie rodziny. To oczywiście sprawiło, że ludzie gadają i na jaw wychodzą moje różne kłamstewka. Np. przyciskałam go, że wiem, że z nią pisze, bo koleżanka mi doniosła. I on się wtedy przyznawał. Tymczasem koleżanka jest niewinna, a dostało jej się za odnoszenie.
aj tam gmatwają się.Niepotrzebnie mówiłaś od kogo konkretnie masz informacje.
Twój mąż szuka kozła,nie chodzi o to ze dane nie były prawdziwe ale że się wydało/do czego się przyznał/
Jeżeli Ci nie przeszkadza zachowanie męża i to że wszyscy znając stan faktyczny waszego związku wiedzą co się kryje za fasadą ,,szczęśliwego związku"to nie musisz się spieszyć z decyzja o rozwodzie.
Miej jednak świadomość że będąc żoną, ciągle tkwisz w życiu miłosnym swojego /nadal/ męża również w oczach rodziny i znajomych.
Przeszkadza mi zachowanie męża. Ale wszyscy również wiedzą, że się wyprowadziłam i będę składać pozew o rozwód z jego winy, więc jakoś mogę żyć z tym, że wiedzą. Co oczywiście męża wkurza, zły jest na mnie potwornie, bo rozmawiam z ludźmi. A ja wychodzę z założenia, że tego potrzebuję, że wolę najpierw opowiedzieć swoją wersję, a nie czekać, aż on opowie swoją (w której jestem chorą psychicznie złą żoną, standard).
Mąż oczywiście robi mi wodę z mózgu, ciągle wypiera się, że z dziewczynką koresponduje. A ja wiem, że to robi, po prostu wiem. Znam go, obserwowałam kiedy jest aktywny, wiedziałam co wtedy robi i po prostu WIEM. To też go wkurza, tym bardziej, że chyba trafiałam z podejrzeniami, bo zaczął mnie podejrzewać o szpiegowanie w stylu Betrayed.
Ale już go nie obserwuję. Już nam leci rozkład pozycia. Jak ułoży sobie z panienką życie na poważnie, to tylko lepiej dla mnie przed sądem będzie wyglądało. Co miałam do tej pory zebrać, to zebrałam, adwokat potwierdził, że wystarczy. Do tego mąż zachowywał się długo jak książkowy przykład małżonka winnego rozkładu pozycia- brak współpracy, brak deklaracji chęci ratowania rodziny, ciągły kontakt z kochanką. Teraz niby chce odbudować rodzinę, ale żadnych gestów zmierzających do rozdzielenia z panną nie wykonał i stanowczo się im sprzeciwia. Typowo jak na człowieka pragnącego uniknąć orzeczenia o winie, a nie naprawić związek.
Jeśli nie będzie mi robił problemów z kasą i nie będę musiała zabezpieczać alimentów, to na razie wstrzymać się z pozwem. Przede wszystkim po to, żeby było uczciwie- najpierw rozkład pozycia, potem pozew. Bo niby rozkład pozycia jest, ale skoro rozmawiamy, to ktoś mógłby zarzucić, że więź emocjonalna nie wygasła.
Poza tym szamotałam się, kiedy sądziłam że to ja muszę podjąć decyzję, czy rozwód, czy zostaję. Nie. Ja niczego nie muszę. Powiedziałam mężowi co musi zrobić żebym wrociła i niech on podejmuje decyzję. Tak mi jest psychicznie o wiele lepiej. I znów w sadzie lepiej wygląda.
A tak poza tym... całe lata nie rozwiazywałam papierowej krzyżówki i nie kładłam się do łóżka o 21. A teraz mam czas na jedno i na drugie i mi z tym cudownie
Binka, to super spotkać kogoś, kto rozumie specyfikę branży. Że jak puszczasz męża na dyżur, to masz nadzieję, że będzie bezpieczny. To jest nie tylko, że mu ktoś łba nie ukreci, ale też że żadna harpia się na niego nie zasadzi.
Trzymam się, ale czekanie mnie dobija. Czekam, aż się mieszkanie zwolni, czekam aż mąż się zdeklaruje, czekam na powrót do pracy. Od 2 miesięcy bez przerwy na coś czekam i już mam dość.
Mąż pojechał teraz do mojego ojca, na rozmowę. Żadnych reprymend nie dostanie. Ojciec ma mu tylko powiedzieć, że najwyższy czas już się na coś zdecydować. I to ze wszystkimi konsekwencjami. Że jeśli odchodzi, to orzeczenie o winie, alimenty i pranie brudów (to mnie w żaden sposób nie odstrasza. Jestem ekstraweryczką, nie wstydzę się prania brudów). Jeśli zostaje, to usuwa pannę z fb, któreś zmienia stację, a mu radzimy sobie dalej sami. I tata ma go wyczuć, czy pragnienie porozumienia nie jest pozorne, to jest tylko po to, żeby uniknąć orzeczenia o winie i zostawić mnie za pół roku.
Binka, czy znając specyfikę branży, uważasz tak jak ja, że rozdzielenie na dyżurach jest abolutnie konieczne? Bo juz różne opinie słyszałam, ale od osób nie znających środowiska. Swojego zdania nie zmieniłam, ale chętnie posłucham kogoś, kto wie na czym dyżur polega.
Veela napiszę tak. To Twój mąż musi coś zrozumieć. On nie jest bezwolną kukłą, która nie ma wpływu na to co robi. Inaczej będziesz całe życie bawiła się w strażniczkę mężowskiego rozporka i odganiała ewentualne kandydatki. To on ma podjąć decyzję i się określić. Jeżeli ma taką możliwość to jak najbardziej niech zmienia stację ale czy to da Ci pewność ,że tam nie znajdzie się następna chętna?
Komentarz doklejony:
Bo wiesz Weela nas zdradzonych nie powinno interesować co ze swoją pupą robi potencjalna kochanka(kochanek), ona może robić co jej się chce jej biznes. To wobec swoich zdradzaczy powinniśmy rościć jakieś pretensje. Ona powie ,że Ci nie ślubowała.
Kiedy rozmawiałam z ta dziewczyną, to sama jej mówiłam, że ona jest wolna i to niego mam pretensję o to co się stało, nie do niej.
Po wczorajszej rozmowie, tata mi powiedział, że uważa, że to wszytko jest w tak głębokim stanie rozkładu ze strony mojego męża, że spodziewa się, że decyzja będzie jedna- odejście. Już się na to psychicznie szykuję. Wiadomo, że jest mi przykro, mam poczucie porażki i obawę, że już nigdy nie kogo nie spotkam. I mam taką irracjonalną nadzieję, że jakbyśmy spróbowali, że by wyszło. Ale wiem, że to wbrew logice.
Jedno jest pewne. Moja niepewność musi się skończyć. Musi się szybko określić co postanawia. Im szybciej to zrobi, tym szybciej zacznie się u mnie proces godzenia się z sytuacją i tym krócej będę cierpieć.
Tak, dlatego rozum mi podpowiada, że trzeba to skończyć jak najszybciej, póki ja nie stara, a dziecko malutkie. Nawet bez jego deklaracji. Ale serce mnie jednak szarpie.
Lubię sobie tłumaczyć, że to nie dlatego, że jestem głupia i naiwna, tylko dlatego, że w prawidłowy sposób zbudowałam w sobie uczucie do drugiego człowieka i teraz nie przejdzie mi jak ręką odjął.
Wiadomo, że jest mi przykro, mam poczucie porażki i obawę, że już nigdy nie kogo nie spotkam.
Veela jeszcze przekujesz te obawy w możliwości i jak tylko będziesz chciała, to wyjdziesz na tym na plus :tak_trzymaj
To co nazywasz porażką, to zwykłe doświadczenie życiowe. Zwróć uwagę też na dobre strony, które wynikają z tej całej sytuacji. Nie ignoruj tych pozytywnych aspektów. Zawsze, jak coś się kończy, to i coś się zaczyna. Przecież jedno trudniejsze doświadczenie nie oznacza, że wszystko jest (lub będzie) do niczego.
Dziewczyny, a jak to jest z rozpoczynaniem nowego związku po czymś takim?
Gnębią mnie dwie obawy. Po pierwsze, że po trzydziestce, to wszyscy porządni faceci są juz zajęci. A jak są wolni, to coś jest z nimi nie tak.
Po drugie, zanim zaszłam w ciążę, to moja koleżanka, która jest w tym samym wieku, bardzo atrakcyjna dziewczyna, szukała faceta. I znaleźć nie mogła. Albo potrzebowali jej tylko do łóżka, albo nie spełniali jej oczekiwań. I tak przez 1,5 roku. Wymagania miała zbyt wygórowane? Moje tez nie są niskie.
Ja myślę, że jestem stworzona do związku. Lubię na kogoś czekać z obiadem, lubię podziwiać partnera, lubię jak ktoś się mną opiekuje i lubię opiekować się kimś. Lubię seks, lubię tę unikalną intymność między partnerami. Chcę Domu i Rodziny.
Ale mam małego synka i nie mogę oczekiwać, że będzie mi tak samo łatwo jakbym nie miała zobowiązań. Choć syn, to akurat moje największe szczęście.
Jeśli tylko jest nadzieja, że znów będzie Dom i Rodzina (pomimo ambicji i wielu osiągnięć zawodowych, to są moje cele), to idę w to!
Mi trudno się odnieść do Twojej sytuacji, bo ja w sumie rozpoczynam nowy związek, ale ze starym partnerem. I czasem jest ciężko, ale to w sumie dotyczy mojej wewnętrznej walki z sama sobą. Moich słabych stron.
Ja mam problem z tym, że czuję silną wewnętrzną potrzebę, aby mojemu zdrajcy rogi przywalić, a z drugiej strony nie chce schodzić do tego poziomu. Mam takie wrażenie, że stoję na pograniczu jasnej i ciemnej strony mocy. Zawsze chciałam być tym mistrzem Jedi, który nie ulega ciemnej stronie mocy.
I wkurza mnie, że mój partner otwarł drzwi z których wieje mrokiem.
Cytat
Po pierwsze, że po trzydziestce, to wszyscy porządni faceci są juz zajęci. A jak są wolni, to coś jest z nimi nie tak.
Sama widzisz po swoim przykładzie, że tak nie jest. Ten świat jest nieco bardziej złożony. Są przecież i przypadki losowe, że jedna strona zostaje sama bo druga odchodzi z powodu śmiertelnej choroby, wypadku drogowego, czy szeregu innych. I to są ciężko doświadczone, ale normalne i wartościowe osoby
Cytat
koleżanka, która jest w tym samym wieku, bardzo atrakcyjna dziewczyna, szukała faceta. I znaleźć nie mogła. Albo potrzebowali jej tylko do łóżka, albo nie spełniali jej oczekiwań. I tak przez 1,5 roku.
To chyba nie wynika z tego, że trudno kogoś spotkać, bo w dzisiejszych czasach, to raczej najmniejszy problem. Jedynie tego, że w tym naszym pełnym pośpiechu i siłą rzeczy zdegenerowanym świecie, trudno się zatrzymać i wsłuchać.
Więc pewnie wszystko zależy od tego, czego będziesz szukać. Mi się wydaje, że najważniejsze, aby nie bać się samotności. Skupić się w takim momencie na kształtowaniu samego siebie. W moim odczuciu 1,5 roku, to nie jest dużo. Ja mam jednak taki charakter, że wolę nie mieć nic, niż mieć byle co. Jednak przecież może się tak zdarzyć, że spotkasz kogoś nagle i to nie za dwa, trzy lata, ale za tydzień. Życie jest przecież pełne niespodzianek. I to nie tylko tych negatywnych, ale i tych pozytywnych.
To chyba nie wynika z tego, że trudno kogoś spotkać, bo w dzisiejszych czasach, to raczej najmniejszy problem.
To podpowiedz gdzie ?mam wolna koleżankę która od dawna bawi się w internetowe znajomości/bez powodzenia na dłużej/
Veela masz inne wyjście jak mąż powie,,koniec" niż próbować?
Dziecko to nie przeszkoda,można na placu zabaw wyłowić,,weekendowego"tatę.
Jesteś młodziutką osobą,jeżeli nie zamkniesz się w domu,nie będziesz unikać przyjaciół,będziesz otwarta na propozycje koleżeńskich spotkań,nie zafiksujesz się że już natychmiast to znajdziesz partnera.
Rodzinę już masz ,synek ją zapoczątkował.
Mam koleżankę,była wdową ok 30 z dwójką dzieci/3 i 5lat/kilka lat była sama ale znalazła partnera.,wyszła za mąż.Druga koleżanka/nastoletni syn / po 40 spotyka się z bratem swojej koleżanki z pracy.
Dziś widziałam się z moim przyszłym byłym mężem, bo spotkał się z dzieckiem.
Widzę i czuję ten chłód, jaki od niego bije. Pisałam już Wam, że to człowiek niedecyzyjny, wiec nie spodziewam się, że cokolwiek zdecyduje. Będę musiała ja. I obserwacja jego postawy, bardzo mi sprawę ułatwia, bo powoli zaczyna do mnie docierać, że to koniec.
Bardzo mi smutno. Wolałabym inaczej, ale na niektóre rzeczy nie mam wpływu.
Ja myślę, że jestem stworzona do związku. Lubię na kogoś czekać z obiadem, lubię podziwiać partnera, lubię jak ktoś się mną opiekuje i lubię opiekować się kimś. Lubię seks, lubię tę unikalną intymność między partnerami. Chcę Domu i Rodziny.
Ale mam małego synka i nie mogę oczekiwać, że będzie mi tak samo łatwo jakbym nie miała zobowiązań. Choć syn, to akurat moje największe szczęście.
Jeśli tylko jest nadzieja, że znów będzie Dom i Rodzina (pomimo ambicji i wielu osiągnięć zawodowych, to są moje cele), to idę w to!
Veela, nie wpadaj w panikę - tu większość osób na zetce ma raczej zawsze podobne cele do samorealizacji.
Gdyby nie to, że w 1984 roku byłem właśnie po maturze , z takim imperatywem wspólnych celów i sprawdzeniu, jaką gotujesz zupę pomidorową, zapisałbym się na Twoją listę kandydatów.
Ale na poważnie, można mieć czasem obawy, jak ma się troje czy więcej dzieci, ale jak masz tylko jednego synka, to dla normalnego faceta to nie jest jakiś problem - wychowuje się jak swoje. Mało - obserwacja negatywnego podejścia kandydata do dziecka, dość często pozwala łatwiej odrzucić niebezpieczną ofertę.
Veela84. Napisałaś:"....po trzydziestce, to wszyscy porządni faceci są juz zajęci. A jak są wolni, to coś jest z nimi nie tak."
to ja napisze przewrotnie:
.....po trzydziestce, to wszystkie porządne kobiety są już zajęte. A jak są wolne, to coś jest z nimi nie tak.
Podoba Ci się powyższe stwierdzenie?. bo mi w odniesieniu do (wszystkich) facetów niekoniecznie. Nie zaobserwowałem zależności tego, że cos jest nie tak z kimś w odniesieniu do wieku. Ilość związków także nie jest wyznacznikiem tego, czy ktoś jest "dorosły".
Często zdradza się nie w afekcie (deficyty w związku) ale z pobudek płynących z zewnątrz (np. bo tak robią inni/inne).
nie wrzucaj zatem proszę wszystkich do jednego worka.
Tak jak napisał Ramirez- większość z nas jest zdrowa i cele mamy podobne. Chcemy być kochani i szanowani.
Ramirez dziękuję zawsze miło coś takiego przeczytać
Baran, mimo wszystko podtrzymuję. Nawet jeśli ktoś miałby coś takiego powiedzieć o mnie. Na pewno coś ze mną jest nie tak, że potrafiłam zabić w mężu miłość do mnie. Ale z chęcią przeczytam jak ze mną polemizujesz.
To podpowiedz gdzie ?mam wolna koleżankę która od dawna bawi się w internetowe znajomości/bez powodzenia na dłużej/
Każdy ma pewnie jakiś własny pomysł i oczekiwania.
W moim odczuciu szukanie partnera przez internet, to jakaś porażka, albo inaczej, trzeba być nastawionym na wiele przykrych niespodzianek po drodze.
Moim zdaniem najlepiej szukać kogoś kto ma podobne zainteresowania jak i my. Organizowanych jest dużo imprez plenerowych od kątem konkretnych zainteresowań (biegi, rowery itd, itp), pełno jest różnych klubów (motocyklowe, offroadowe itd, itp, co kogo interesuje) ludzie skrzykują się na forach tematycznych gruby, żeby np wyruszyć w podróż, czy razem spędzić czas. Szybowce, paralotnie, spływy, nurkowanie, wędkarstwo, strzelectwo, różnego rodzaju kursy, co kto lubi. Jest spory wybór i wiele możliwości, aby wyjść na zewnątrz i poznać pozytywnie zakręconych ludzi. I spotkać kogoś fajnego, wartościowego. Niekoniecznie tych, co to mają po 30 cm w zwodzie i muszą się z tym kalectwem kryć za szybką monitora.
Komentarz doklejony:
*ludzie skrzykują się na forach tematycznych w grupy
To smutne, ale mam poczucie, że drugiego takiego wyjątkowego jak mój mąż, to nie spotkam na żadnych kursach, wśród żadnych znajomych. Że ten był dla mnie taki akurat.
No, oprócz tego defektu, że mnie aktualnie nienawidzi.
To smutne, ale mam poczucie, że drugiego takiego wyjątkowego jak mój mąż, to nie spotkam smiley na żadnych kursach, wśród żadnych znajomych. Że ten był dla mnie taki akurat.
to może mu to zwyczajnie powiedz
niezależnie od tego co się wydarzy; i nic po tym nie oczekując
Mogę mu powiedzieć, ale rzeczy w tym tonie juz mu mówiłam i g..o to dało.
Nie opowiadałam Wam, ale 2 razy już się pogodzilismy. Sam wszystko spaprał. Za pierwszym razem pisał do panienki i sklamał, kiedy go o to zapytałam (przyznał się dzień pozniej), za drugim razem poprosiłam, żeby usunął dziewczynkę z fb- odmówił. To niby bzdury, ale w kontekście całej historii poczułam się jakby postawił mi warunek, że jeśli będziemy razem to tylko w trójkącie. Że będzie ją sobie trzymał w odwodzie, ma wypadek, jakby mnie podwinęła się noga.
Dziękuję Nox. Trochę to chciałam powiedzieć, ale z mojej pozycji zabrzmiałoby to, jakbym była złą żoną heterą.
Komentarz doklejony:
Kojarzę, że tylko wielka nieobecna Sybilla rozwiodła się z mężem i to po wielu zdradach. Czy ktoś z Was jeszcze się rozwiódł? Jakoś u mnie to strasznie szybko poszło. Nie za szybko?
upewnianie zdradzacza o jego wyjątkowości jest moim zdaniem poniżające ,
Jeśli łączysz tą zdradę ze swoją osobą. Wiesz, zdradził, bo nie byłam dość dobra itp. Co nijak ma się wielokrotnie do rzeczywistych przyczyn zdrady. Mówienia szczerze o swoich uczuciach nie nazwałabym upewnianiem partnera o jego wyjątkowości, bo przecież nie wybiera się za partnera byle kogo, tylko kogoś, kto był w naszym odczuciu wyjątkowy. I przecież nie przestał być sobą tylko dlatego, że popełnił jakieś świństwo/ błąd.
Założenie, że my(lepsi) takiego błędu/świństwa nigdy nie popełnimy jest jedynie życzeniowym. Upadlającym jest żebranie, zatrzymywanie na siłe, a nie mówienie o swoich odczuciach. Love has no pride.
Amor, mój mąż powiedział mi, że bezpośrednią przyczyną zdrady byłam ja. To oczywiście nie musi być prawda. Z resztą, jak się nad tym zastanawiam, to w ogóle nie godzę się z takim stwierdzeniem, ale sądzę, że on święcie w to wierzy. Czy upewnianie go, że jest wyjątkowy nie miałoby w sobie czegoś rozpaczliwego?
Po co tak robić? To i tak niczego nie zmieni. Chyba lepiej skupić wysiłki na godzeniu się z sytuacją. Że przeżyłam coś pięknego, z kimś wyjątkowym, ale to się skończyło. Zamiast wmawiać sobie, że całe życie żyłam z niedojrzałym chłopcem i mogłam się spodziewać takiego zakończenia małżeństwa.
Amor, mój mąż powiedział mi, że bezpośrednią przyczyną zdrady byłam ja.
ale "Ty" w jakim sensie? jako osoba, czy chodzi mu o jakieś Twoje konkretne zachowanie?
Cytat
Czy upewnianie go, że jest wyjątkowy nie miałoby w sobie czegoś rozpaczliwego?
Po co tak robić?
Nie rozumiemy się. Ja nie mówię abyś za nich chodziła i upewniała go o jego wyjątkowości. Zwróciłam tylko uwagę na to, że powiedziałaś ważne słowa. I jeśli będzie jeszcze kiedykolwiek między Wami jakaś szczera rozmowa i będziesz czuła, że potrzebujesz mu to powiedzieć, to może zwyczajnie to powiedz.
Ja też nie wiem jak Wy rozmawiacie ze sobą. I jaką wartość mają dla Was takie słowa.
Z własnego doświadczenia wiem, że mówienie o tym co się czuje w takim momencie ostrego kryzysu, pomaga zbudować zrozumienie i odbudować relacje. I z perspektywy czasu myślę, że gdybym w krytycznym momencie obrzucała partnera tylko pretensjami,zarzutami i unosiła się sztucznie pompowaną dumą, podczas gdy kochanka ostro walczyła o niego, obdarowując go na każdym kroku komplementami, zarzucając go swoimi pragnieniami, to przegrałabym mój związek z kretesem.
Pomogło nam wsłuchanie się wzajemne. To coś, do czego ona nie mogła mieć najmniejszego dostępu i z czym przegrała w przedbiegach, bo nigdy tam nie była, gdzie kiedyś byliśmy my.Tylko my i tylko dla siebie.
Jednak nigdy nie wiesz, kogo masz po drugiej stronie. Kto daje więcej. I wpierw sama musisz wiedzieć, czego Ty naprawdę chcesz.Czy warto walczyć?
Komentarz doklejony:
*Nie rozumiemy się. Ja nie mówię abyś za niM chodziła i upewniała go o jego wyjątkowości.
sorry za błędy, to znów z pośpiechu, wysyłam zanim przeczytam :/
Bezpośrednią przyczyną zdrady był jego egoizm. I nie pozwól sobie wmówić ,ze było inaczej. Nawet jeżeli było coś nie tak z Twojej strony, to się rozmawia ,wyjaśnia a nie leci od razu do innej panienki. To jest jego teoria, taki zagłuszacz sumienia- musiałem ją zdradzić bo była be, to jej wina. A czy on dał Ci jakąkolwiek szansę naprawienia tego co jego zdaniem złe w Tobie? Więc niech teraz nie szuka winnych, poszedł na skróty nie patrząc na nic.
Amor ok. Rozumiem o co ci chodzi.
Rozmowy między nami były już w każdym tonie. Z mówieniem co czuję także. W tej chwili mój mąż wie, że ma się określić czy ratuje rodzinę, czy odchodzi (czego z nie wiem dlaczego nie robi), ale jawnie deklaruje, że nie widzi szans na odbudowanie czegokolwiek.
Powodów zdrady dotyczących mnie podał sporo. Głównie zachowanie. Że jak byłam w ciąży i byliśmy razem ze znajomymi na kolacji, to obraziłam się, że nie czekał na mnie pod toaletą, tylko poszedł na faja z kolegami. Że jak na wigilii zniknął na górze w poszukiwaniu ładowarki, a ja nie wyrabiałam się z usługiwaniem gościom z noworodkiem na rękach, to się wkurzyłam, że mi nie pomaga. Że jak byliśmy razem na snowboardzie i mi nie szło, to byłam zła że zostawiał mnie samą i jeździł sobie z naszą koleżanką. Że powiedziałam jego mamie, że skoro odmowiłam założenia dziecku skarpetek, to tak miało być i nie życzę sobie, żeby zakładała mu je za moimi plecami i podważała mój autorytet jako rodzica. Że załatwiłam się przy nim, co odebrało mi kobiecość. Że po zdradzie go szpiegowałam i punktowałam jego kłamstwa, zamiast odpuścić i przeczekać. Że wstawałam kiedyś w nocy do lodówki. Wyciąga rzeczy od początku znajomości do teraz. A mamusia w nim to jeszcze podsyca.
Powiedziałabym, że były między nami zwykłe konflikty i zwykłe sprzeczki. A według mnie prawdziwą przyczyną jest chęć ucieczki przed życiem w rodzinie. Dopóki oboje pracowaliśmy, ja byłam aktywna, robiłam kasę i odnosiła sukcesy, to było ok. Jak zaszłam w ciążę, a potem urodziłam dziecko i mąż musiał poświęcić swój czas i uwagę rodzinie, to się zbuntował.
Jakis miesiąc temu, jak jeszcze mieszkałam w domu, trzeba było załatwić jakieś domowe sprawy. Pojechałam sama, bo na pytanie, czy pojedzie ze mną, mąż nie odpowiedział nic (trudno żyję się z człowiekiem, który nic nie mówi, zawsze tak miał). I tak sama przytargałam 12 kg żarcia dla psa, zrobiłam badania, poszłam na basen, przywiozłam trochę sprzętu do pracy. Jaki mój mąż był wtedy zachwycony, jak mnie komplementował, że właśnie tak on sobie wyobraża nasze życie, że jak jemu się nie chce, bo jest zmęczony, to ja sobie radzę sama. A ja pomyślałam sobie wtedy, że skoro nie jest mi do tego potrzebny, to do czego jest?
Psychologia posługuje się pojęciem syndromu Piotrusia Pana na określenie mężczyzn, którzy - jak bohater książki J. M. Barrie "Piotruś Pan" nie chcą dorosnąć. Jak rozpoznać Piotrusia Pana?
Obrazy literackie są pewnymi uproszczeniami, metaforami, które podkreślają szczególne zachowania człowieka, coś, co wyróżnia się na tle grupy, przeciętności, tradycji, tzw. normy. W tym przypadku chodzi o normę rozwojową. Normą fizjologiczną, psychologiczną i społeczną jest dorastanie w okresie młodości do roli mężczyzny i kobiety. Piotruś Pan wciąż "trzyma się" dziecięcej, a mówiąc dokładnej, chłopięcej fazy rozwoju. W fizycznym ciele mężczyzny mieszka chłopięcy duch.
Oczywiście, Piotruś Pan przyswaja sobie określone umiejętności społeczne, zdobywa wiedzę, ma sprawną orientację w świecie. Potrafi komunikować się z dorosłymi i rozumie, co się do niego mówi, widzi realny świat prawie tak samo jak człowiek dorosły. Zasadniczą różnicą jest jednak to, że nadaje wiedzy o świecie i o swojej w nim roli własne egocentryczne, chłopięce znaczenie.
Różne cechy można przypisać psychice Piotrusia Pana: zamiast obowiązku woli zabawę, zamiast podporządkowania się biegnącemu czasowi, żyje w świecie fantazji i obficie korzysta z wolności. Przyszłość nie jest dla niego zadaniem, które trzeba wypełnić po swojemu, pracując "w pocie czoła", ale niepotrzebnym zobowiązaniem. Czas dla niego to bycie "tu i teraz" albo rozległa wieczność, która nie ma początku ani końca. Konsekwencje myśli i działań nie są precyzyjne - można zawsze odłożyć to, co nie jest po mojej myśli lub nie pasuje do moich potrzeb. Można wybrać wisienki z tortu i poprosić jeszcze o chusteczkę do wytarcia rąk. Jeśli popełnia błędy, uważa, że znajdzie się ktoś, kto je naprawi. Przecież nie było to zaplanowane. Tak wyszło, złożyło się. Albo zawinił ktoś inny - matka lub ojciec, starszy brat, dziewczyna, żona, Bóg lub różni bogowie. W przypadku kłopotów Piotruś Pan liczy na wyjście z opresji jak nikt inny, wbrew faktom. Wierzy, że nad nim czuwa dobry duch.
Prawa społeczne i prawa fizyczne u Piotrusia Pana reguluje prawo magii. Można sobie coś pomyśleć lub wyobrazić, a to się spełni. Świat magii różni się od świata nadziei i wiary ludzi dorosłych w przyszłość, sens życia czy życie po życiu, w którym działają określone prawa wymierne i niewymierne - ekonomiczne, emocjonalne, moralne. Magia obiecuje natychmiastową regulację najmniejszym kosztem, wystarczy zapragnąć i złożyć zamówienie u Wielkiego Maga. W fazie dziecka to myślenie jest normalne, w roli maga występuje matka i inni opiekunowie.
Dorosłe myślenie uznaje, że życie jest tajemnicą, z którą trzeba sobie radzić na co dzień własnymi siłami. Nic lub prawie nic nie jest za darmo. Trzeba znać konsekwencje naszych czynów, aby nie powielać nieświadomie błędów. Poznajemy nasze możliwości, jak też ograniczenia. Wieczny chłopiec korzysta z lekcji możliwości, ignoruje ograniczenia. Jeśli planuje, kieruje się totalną "psychologią pozytywną", u niego za pozytywne uchodzi to, co jest łatwe, wygodne i przyjemne.
Piotruś Pan potrafi zafascynować kobiety i chce im imponować. Panie łatwo dają się mu uwieść, ale gdy związek nabiera rozpędu - małżeństwo, dzieci - nie potrafią poradzić sobie z egoistycznym Piotrusiem, bo na niego nie można liczyć. Czy możliwy jest udany związek z mężczyzną objawiającym taki syndrom?
Dzieci są urokliwe i fascynujące. Podobnie łatwo ulec czarowi Piotrusia Pana. Z wiecznym chłopcem dobry kontakt będzie miała kobieta o cechach wiecznej dziewczynka. Jego żeńska kopia. Ale to dobra formuła na okres, kiedy można się cieszyć życiem, młodością, seksem i wolnością. Kiedy przychodzą obowiązki i trzeba dokonać podziału zadań, dochodzi do konfliktu, ani jedno, ani drugie nie chce pierwsze wydorośleć. Nie chce zapłacić ceny za utratę młodości.
Paradoksalnie czarowi wiecznego chłopca może ulec poważnie myśląca dziewczyna/kobieta, która nosi w sobie jednak jakiś ideał miłości, jakieś niezrealizowane pragnienia. Często miała ona trudne dzieciństwo, chciałaby ponownie przeżyć raj, to skrywa w swoim wnętrzu, choć na zewnątrz jest silna, zna dorosłe zachowanie. Lekarstwem jest wieczny chłopiec, który potrafi obiecywać cuda, nie widzi przeszkód. On wie, że nic nie kosztuje obiecywanie zamków na lodzie. W chwili zauroczenia kobieta wierzy czarusiowi, który sieje dookoła optymizm. Wieczny chłopiec potrafi w ramach wdzięczności pięknie kochać, zaopiekuje się dziećmi, kiedy są milusińskie.
Kiedy dorastają, kiedy mają swoje problemy, np. szkolne, "sercowe", taki tatuś znika z domu. Jeśli przycisną go obowiązki, ucieknie z relacji rodzinnej w pracę, alkohol lub w objęcia innej kobiety, która będzie go podziwiać.
Wieczny chłopiec tak jak wieczna dziewczynka unika dobrowolnego poddania się obowiązkom. W naszych czasach takiego ojca w opiece nad dzieckiem zastępują babcie, jego matka lub druga babcia - teściowa. W ten sposób w wychowaniu dzieci nie tylko w fazie dzieciństwa, ale także w okresie młodości i dorastania uczestniczą głównie kobiety. W kolejnym pokoleniu chłopcy opóźniają swój start w męską dorosłość, bo nie dostają męskich zadań. Stając się mężem i ojcem, taki chłopiec będzie przejawiał cechy dziecięce lub "miękkie" cechy kobiece. Jego rozwój prowadzi przez cechy, które określa się jako "syn matki". Będzie unikał trudnych decyzji, odpowiedzialności za całą rodzinę, ucieknie w pracę, gdzie czuje się dowartościowany...
Bycie Piotrusiem Panem to nie choroba. To stan, chłopięca faza rozwoju. Mężczyźni z takimi cechami zjawiają się na terapię, kiedy mocno dopada ich rzeczywistość i pojawiają się wtórne zjawiska z tego wynikające, jak niepowodzenia w małżeństwie, rozwód, lęki, depresje, problem alkoholowy, przerastające jego emocje konflikty w pracy. Problemy tego rodzaju świadczą, że niedojrzała psychika nie umie podołać wyzwaniom dorosłości. Los wymusza psychiczne przejście do dorosłości, ale chłopięca struktura psychiczna się załamuje lub szuka dróg ucieczki. Niedojrzałość psychiczna, idealistyczne myślenie i egocentryzm lub narcyzm powodują, że taki mężczyzna nie potrafi ocenić swych możliwości i udźwignąć zadań lub przekazać je innym. Ale idealista nie umie rezygnować, on chce mieć całą pulę, dla niego minimum to maksimum - mieć jak najwięcej jak najmniejszym kosztem.
Dość często z problemem Piotrusia Pana przychodzą do terapeuty żony i inni członkowie rodziny, którzy płacą dużą cenę za niedojrzałą postawę męża, ojca itp. Muszą spłacać za nich alimenty na dzieci, zaciągnięte długi, niezapłacone podatki, kredyty, straty wynikłe z hazardu, cierpią z powodu innych niezrealizowanych obietnic i niedokończonych przez nich spraw.
Wyleczyć się z syndromu Piotrusia Pana to znaczy wydorośleć, nabyć zdolność odpowiedzialnego i samodzielnego myślenia, działania i zachowania oraz komunikowania się na możliwie partnerskich zasadach - tyle praw, ile obowiązków. To zmiana wewnętrzna, a nie powierzchowna zmiana zachowania z lęku przed wstydem, samotnością, karą, więzieniem.
Zasadnicza i najtrudniejsza do opanowania sfera, w której wyraża się słabość wiecznego chłopca - to dziedzina uczuć. U niego - tak jak u dziecka - rządzą emocje, chwilowe stany, wrażenia, sugestywność i związane z tym reagowanie na bodźce. Cechuje go tzw. życie prowizoryczne i błyskotliwa inteligencja. Na takie bycie "tu i teraz" można się nabrać. Inteligencję logiczną można oszukać, odpowiednio dobierając fakty, wykorzystując naukową teorię, uprawiając demagogię. Inteligencja emocjonalna wyraża tzw. prawdę subiektywną, wewnętrzną. W dłuższej perspektywie każde kłamstwo i każda prowizorka wyczerpuje się w obliczu rzeczywistości.
Ramirez, tak jest. Wiele osób mi to mówiło, także tutaj.
Ja wiem, że on jest zaburzony.
Komentarz doklejony:
Przeczytałam jeszcze raz, na spokojnie.
Już wcześniej czytałam o syndromie Piotrusia Pana i nigdy nie było 100% zgodności z opisem. Ale to nie znaczy, że nie mam do czynienia z takim przypadkiem.
Powiedzcie mi jeszcze, czy w normalnym związku (zakładam, że ja nie wiem co to jest), mąż potrafi zaplanować kwartał do przodu, bez pretensji chodzi z rodziną co tydzień na basen, potrafi odpowiedzieć na pytanie, co zrobić mu jutro na obiad, umie zebrać się do wyjścia z domu w pół godziny, a jak coś mu się nie podoba, to umie to powiedzieć. Bo jeśli są tacy mężczyźni w jakiejś rozsądnej ilości, to warto ich szukać i ja takiego chcę
Powiedzcie mi jeszcze, czy w normalnym związku (zakładam, że ja nie wiem co to jest), mąż potrafi zaplanować kwartał do przodu, bez pretensji chodzi z rodziną co tydzień na basen, potrafi odpowiedzieć na pytanie, co zrobić mu jutro na obiad, umie zebrać się do wyjścia z domu w pół godziny, a jak coś mu się nie podoba, to umie to powiedzieć. Bo jeśli są tacy mężczyźni w jakiejś rozsądnej ilości, to warto ich szukać i ja takiego chcę
Vella są osoby bardzo poukładane, systematyczne, planujące, o których często mówi się np "ścisłowcy", a są też osoby bardzo spontaniczne, pełne przypadkowości, instynktowne, ametodyczne. Nie ma czegoś takiego, że jedne są lepsze od drugich, to bardziej kwestia dobrania, dopasowania. Te indywidualne preferencje są akurat zależne od przewagi pracy jednej, czy drugie półkuli umysłowej.
Osoba która jest bardzo systematyczna, będzie czuła się np zagrożona przy partnerze, który wyskakuje co chwilkę w nieskoordynowany sposób z niespójnymi pomysłami, lub też osoba potrzebująca powiewu luzu, żywiołowości, będzie się dusiła w usystematyzowanym świecie itd, itp
Całkiem możliwe, że Twój partner ma inne predyspozycje niż Ty i to jest przyczyną Waszych tarć i niezrozumienia.
Komentarz doklejony:
*Te indywidualne preferencje są akurat zależne od przewagi pracy jednej, czy drugie półkuli MÓZGOWEJ.
*sorry zmieniłam treść zdania i najwyraźniej źle dociełam
Widzisz Amor, akurat na tym tle nie było sprzeczek. Akceptowałam taki styl życia mojego męża. Dopiero teraz, kiedy już nie muszę tego robić, zdałam sobie sprawę, że wolałabym inaczej.
A zdaje się, że mąż nie akceptował mojego poukładanego świata. Podkopywał przez to moją pewność siebie.
I nie zauważył jak wiele mu się udało przeżyć w związku z moimi cechami. Ile świata zwiedził, bo potrafiłam ZAPLANOWAĆ wyprawy. Ile festiwali odwiedził, bo umiałam ZAPLANOWAĆ kupno biletów i wyjazd.
Powiedzcie mi jeszcze, czy w normalnym związku (zakładam, że ja nie wiem co to jest), mąż potrafi zaplanować kwartał do przodu, bez pretensji chodzi z rodziną co tydzień na basen, potrafi odpowiedzieć na pytanie, co zrobić mu jutro na obiad, umie zebrać się do wyjścia z domu w pół godziny, a jak coś mu się nie podoba, to umie to powiedzieć. Bo jeśli są tacy mężczyźni w jakiejś rozsądnej ilości, to warto ich szukać i ja takiego chcę
14. Rencista z Oklahomy był tak skąpy, że nie pozwolił żonie kupić sztucznej szczęki, bo może przecież korzystać z jego sztucznych zębów. Rozwód po 50 latach!
Według mnie były dobre chwile, według niego nie.
Przy jego braku zaangażowania w sprawy dziecka, póki co szkody u syna oceniam jako niewielkie. Większe będą za 5 lat, jak mąż znów zdradzi.
A co robi mój mąż w celu wyjścia z tej sytuacji? Jakiegokolwiek wyjścia, czy miałby być to rozwod, czy praca nad związkiem. Pije, ogląda porno, strach dać mu syna do przewinięcia. Nie żebym miała coś przeciwko porno, ale nie wszystko na raz. W sensie idzie zapalić, ogląda porno, cały czas pije, wraca z papierosa i bierze syna na ręce. Na wszystko jest czas i miejsce.
Mąż przez te parę lat jakie jesteście razem nie różnił się wiele od tego gościa, który chodzi po waszym domu i męża już nie chce udawać. On od dawna pokazywał jaki jest, a sama przegapiłaś większość sygnałów ostrzegawczych, że coś z tym facetem jest nie tak. Część z nich wykorzystałaś, by móc roztoczyć nad nim swoją opiekę, pomatkować. Całość przeszkadza Ci teraz pogodzić się z czymś, na co wpływu nigdy nie miałaś. Na zachowania męża. Myślę, że sporo przed Tobą pracy. Nie nad nim, a nad sobą. W Tobie jest klucz do zrozumienia co się zadziało.
Wiem, że we wszystkim mieliście rację.
Nie jest łatwo podjąć decyzję o rozstaniu. Wiecie to. Nie jest też łatwo podjąć decyzję o tym, że będziemy ratować związek, kiedy większość sygnałów mówi, że się nie uda. Praca nad sobą? Tak, oczywiście, ale dla siebie.
Oczywiście popełniłam błąd. Uprzedziłam męża, że podjęłam decyzję o rozwodzie. Sądziłam, że jest ostateczna. I nagle okazało się, że mąż zaczyna rozmawiać, ma propozycje jak odbudowywać więź. To były konstruktywne rozmowy, chociaż wyszło parę spraw, które mnie przestraszyły, np. zupełnie inna hierarchia wartości. Dla mnie kąpiel syna przez ojca jest wysoko, dla męża nisko. I do tego mąż ma stosunek taki, że ja powinnam się dostosować, bo on jest anarchistą, bo on się do tej pory dostosowywał i to zrodziło w nim bunt.
No i sprawa seksu. Przyznał, że problemy z jego akceptacją naszego małżeństwa zaczęły się w okresie ciążowo porodowym. Bo miałam brzuch, bo przytyłam, bo mniej atrakcyjna. Bo seks rzadziej. I to też jest dla mnie przerażające. Że ten stan trwał relatywnie krótko, a przeszkoda była obiektywna, a on nie wytrzymał. A jak się zestarzeję? A jak zachoruję? A jak będę miała wypadek i blizny na twarzy? Albo raka i mastektomię? Gdzie jest spełnienie obietnicy, że będzie ze mną w zdrowiu i w chorobie? Będzie dobrze, dopóki będzie dobrze, a jak coś mi się stanie, to nie będę mogła na niego liczyć. I to mi mówiliście.
On się chyba z kimś konsultował, bo sprawia wrażenie, jakby chciał budować. Ale myślę, że to tylko pozorne, że ktoś mu doradził, że jak na pół roku przyczai się i poczeka, to nie będzie mowy o jego winie, bo przecież wybaczyłam. I tez mówiliście, że zostawi mnie kiedy mu będzie wygodnie. Teraz mam argumenty, za pół roku nie będę ich miała.
Ile on mnie wczoraj na łóżko namawiał. Wszelkimi sposobami. Trwało to od rana do późnej nocy. I w końcu uległam. A po wszystkim poszedł spać na kanapę w salonie. Czy to nie ewidentny dowód, że jest właśnie tak, jak mówię? Że wola pracy jest pozorna?
Z tego jednego razu jakoś się wytłumaczę. Ale po raz kolejny dał dowód na to, jaki jest i o co walczy. Nie o mnie, tylko o kasę. Chroni się przed alimentami. Tylko to jest tak cenne, żeby się starać.
Miotam się, bo przyjęcie tych informacji do wiadomości to jedno. A podjęcie na ich podstawie trudnej decyzji o rozwodzie, to drugie. Muszę zaakceptować fakt, że mnie nie kocha, że nie chce ze mną być i że żyłam z kimś, kogo zupełnie nie znałam. Teraz spadły mi różowe okulary i widzę tego człowieka takim, jakim jest naprawdę. To zupełnie nie ten, za którego wyszłam za mąż. Takiego nie chcę. I gdyby był obcy, to w ogóle bym się nim nie zainteresowała. Trafiłby do kategorii "nie nadaje się do zycia" i trzymałabym się od niego z daleka. Chyba.
Wiem, jaką muszę podjąć decyzję. I w zasadzie ją podjęłam. Tylko jeszcze się z nią nie pogodziłam. Potrzebuję do tego czasu. I jakoś muszę się zorganizować, żeby przeżyć ten okres godzenia się z sytuacją. To jest trudne i bolesne. Ale tak musi być. Musi. Bo to najwłaściwsze rozwiązanie.
Ej, potrzebuję wsparcia. Znów mu ulegnę. Chociaż nie, raczej sama do tego doprowadzę. Nie!!!!!!! Ratunku!!!!:adminpatrzy
Pamiętasz rady o zajęciu się sobą? Niech łazi i kwiczy po domu, masz swoje sprawy, rozporek mu się otwiera to malucha do przewinięcia. Brudna pielucha zniechęca. A gdzie wachlarz damskich wymówek? Okres, psm, migrena
Żeby facet takie rzeczy kobitce podpowiadał? Świat się kończy:kapitulacja
Ale to nie jest kwestia tego, że nie wiem jak się wykręcić.
Ja chcę. Muszę. Potrzebuję. Ale to mi plan na rozkład pożycia rujnuje.
Cytat
Ja zaswędzi to najlepiej się podrapać, albo miskę z lodem w pogotowiu pod stołem trzymać, taką większą, żeby w pośpiechu trafić
Ja rozumiem, że kobieta chce, a nie może. Ale odwrotnie?!
To napewno przejściowe. Wdech, wydech
Niby nikt nie gada, wszyscy święci, ale samozaspokojenie.
Może rzeczywiście ucieknę. Wszystko jedno gdzie, byle dalej od niego.
Cytat
no właśnie, albo grzybice na stopach lub pryszcze
Cytat
p.s. może się odgryza
Wyciąłem. Sugestywność postu nie zależy od ilości wklejeń, Amorku :-)), Yorik.
Cytat
Cokolwiek czyni osoba zdradzająca, czyni to często w głębokim przekonaniu, że ma do tego święte prawo, albo samo tak wyszło. Znajduje więc sobie rozmaite usprawiedliwienia, które dla nas mogą być szokujące, ale jemu pozwalają spać głębokim snem sprawiedliwego. Prawem uzasadniającym zdradę jest u nich zawsze: "mam prawo być szczęśliwy". Kolejne, to tylko koślawe często podpory tego prawa, w stylu: "bo zupa była za słona"...
Cytat
A do tego dodaj po pracy na 2 etatach jeszcze domowe obowiązki, plus Ty zmęczona, zapewne nieco roszczeniowa, gderliwa, zmęczona. A w pracy... tylko zachwyt i uwielbienie jakiejś chętnej nimfy. To dość poważna pokusa dla kogoś, kto jest egoistą. Bo to często jest konsekwencją nie tylko zdolności, ale i wyborów, to też kwestia ambicji, bo pryszczaci chłopcy mają zawsze dużo więcej do udowodnienia niż inni. Wpierw studia medyczne, pozycja, dobrze płatna praca, fajna laska, za chwilę samochód, dom, żona... i pojawia się dziecko. Zaczyna być trochę mniej fajnie, mniej reprezentacyjnie, kłopotliwie i nudno - choć fajnie jest pochwalić się i takim "osiągnięciem" - realizuje się powszechny plan szczęśliwości za jaki jest uważany.
Tacy faceci to kreatorzy układanki własnego życia, uważnie dobierają elementy tej układanki, po czym gdy jakiś im do tej układanki nie pasuje, nie mają najmniejszych obiekcji, by go zastąpić innym. A teraz jego klocuszek się dowiedział, klocuszek się zbuntował, fak....
Lekarze mają zawsze dość często przesunięty w niewłaściwą stronę swój poziom empatii - więc na wrażliwość tutaj raczej bym nie liczył.
Ech. Życia nie może chyba znieść. Bo wydaje mi się, że takie już jest życie, czasami nudne i szare, a czasami kolorowe.
Nie chcę tanga z lwem.
To objaw eskapizmu.
"Wiem, czego chcę, tylko nie wiem, czy to możliwe do osiągnięcia".
Największe ograniczenia i przeszkody są często w naszych głowach
Nie krzyczcie, że byłam głupia. Wiem, że byłam.
Mąż poszedł wczoraj na imprezę sam. Najpierw umawiał się z kolegą na piwo, co już mnie szarpało, ale terapeutka kazała się nie nakręcać negatywnie. Ale kolega dał ciała, odwołał. Mój mąż próbował umówić się z innymi, ale z tego, co zostało na telefonie, to nie wiem, czy mu się udało. Tak, czy inaczej wyszedł. Wrócił po 4. Messenger wyczyszczony, lista połączeń wyczyszczona.
Widzę, jaka jestem głupia. Za bardzo mnie wszyscy w otoczeniu wyciszyli, kazali interpretować pozytywnie, no i ta huć.
Betrayed40, zrób miejsce w skrzynce dla moich wiadomości, bo zrobiłam tak, jak radziłeś, tylko mam problem z załadowaniem danych.
Będziesz zdziwiona, gdy rozkrok w którym tkwisz potrwa tygodniami, miesiącami? Niektórzy i lat potrzebowali, by oderwać się od swoich przyzwyczajeń, złudzeń i oczekiwań wobec partnera. Trochę potrwa zanim pewne rzeczy się poukładają, choćby ten nieszczęsny seks.
Trochę Cię pocieszę, masz super okres dla siebie, szansę jakiej dawno nie miałaś. Ty już otworzyłaś oczy, dostrzegasz schizofrenię waszego związku. Twój mąż zaledwie załapał, że się rzucasz, ot przejdzie babie. Nie zmieni wiele, rzuci jakiś ochłap dla Ciebie, ale nic więcej. Wyjścia, koledzy, panienki będą trwały. Także spokojnie, zachowaj twarz pokerzysty. O wielką stawkę się toczy gra. Od czasu do czasu małe kazanie, by nie odczuł podpuchy. Zdobędziesz czas dla siebie, by się wzmocnić. A dowody same będą wpadać.
A nie zna mnie zupełnie, opowiada rzeczy które nie są prawdą, a jej wyobrażeniem.
A temu jest wygodnie wchodzić jak w masło w jej opowieści, bo przecież szuka pretekstu, żeby odejść, tylko jaj na to nie ma.
P.S. Dzięki Betrayed!
i generalnie czujcie się jak w śnie schizofrenika albo paranoika
Poważnie...
Postanowiłam dać Wam znać, co u mnie.
1. Wyprowadziłam się. Kiedy po kolejnej rozmowie, że już będzie dobrze, odkryłam ze wciąż z nią pisze, spakowalam siebie, spakowalam dziecko i przeniosłam się na działkę. Pobędę tu prawdopodobnie do końca września, kiedy to lokatorzy zwolnią nasze mieszkanie.
2. Żeby nie było tak pięknie, to niestety nie umiem podjąć decyzji o rozwodzie. Jak mam gorszy (lub lepszy, zależy jak spojrzeć) dzień, to piszę pozew. Ale następnego dnia mi przechodzi i wciąż tkwię w błędnym kole.
3. Przez cały czerwiec i lipiec, mój mąż korespondował z tą dziewczyną. Robi to do tej pory. Żadnych gestów w moją stronę, typu rozdzielenie się w pracy, usunięcie jej z Facebooka nie wykonał.
4. Rozmawialiśmy. Kiedy dochodzilismy do wniosku, że trzeba sklejać małżeństwo, zawsze wychodziło coś takiego, że dowiadywałam się, że do niej pisze, albo odmówił usunięcia jej z fb. Pięknie, co?
5. O sprawie wiedzą już wszyscy. Jego znajomi, moi znajomi, wspólnie znajomi, obie rodziny. To oczywiście sprawiło, że ludzie gadają i na jaw wychodzą moje różne kłamstewka. Np. przyciskałam go, że wiem, że z nią pisze, bo koleżanka mi doniosła. I on się wtedy przyznawał. Tymczasem koleżanka jest niewinna, a dostało jej się za odnoszenie.
No, także sprawy gmatwają się, zdaje się, typowo
Twój mąż szuka kozła,nie chodzi o to ze dane nie były prawdziwe ale że się wydało/do czego się przyznał/
Jeżeli Ci nie przeszkadza zachowanie męża i to że wszyscy znając stan faktyczny waszego związku wiedzą co się kryje za fasadą ,,szczęśliwego związku"to nie musisz się spieszyć z decyzja o rozwodzie.
Miej jednak świadomość że będąc żoną, ciągle tkwisz w życiu miłosnym swojego /nadal/ męża również w oczach rodziny i znajomych.
Mąż oczywiście robi mi wodę z mózgu, ciągle wypiera się, że z dziewczynką koresponduje. A ja wiem, że to robi, po prostu wiem. Znam go, obserwowałam kiedy jest aktywny, wiedziałam co wtedy robi i po prostu WIEM. To też go wkurza, tym bardziej, że chyba trafiałam z podejrzeniami, bo zaczął mnie podejrzewać o szpiegowanie w stylu Betrayed.
Ale już go nie obserwuję. Już nam leci rozkład pozycia. Jak ułoży sobie z panienką życie na poważnie, to tylko lepiej dla mnie przed sądem będzie wyglądało. Co miałam do tej pory zebrać, to zebrałam, adwokat potwierdził, że wystarczy. Do tego mąż zachowywał się długo jak książkowy przykład małżonka winnego rozkładu pozycia- brak współpracy, brak deklaracji chęci ratowania rodziny, ciągły kontakt z kochanką. Teraz niby chce odbudować rodzinę, ale żadnych gestów zmierzających do rozdzielenia z panną nie wykonał i stanowczo się im sprzeciwia. Typowo jak na człowieka pragnącego uniknąć orzeczenia o winie, a nie naprawić związek.
Jeśli nie będzie mi robił problemów z kasą i nie będę musiała zabezpieczać alimentów, to na razie wstrzymać się z pozwem. Przede wszystkim po to, żeby było uczciwie- najpierw rozkład pozycia, potem pozew. Bo niby rozkład pozycia jest, ale skoro rozmawiamy, to ktoś mógłby zarzucić, że więź emocjonalna nie wygasła.
Poza tym szamotałam się, kiedy sądziłam że to ja muszę podjąć decyzję, czy rozwód, czy zostaję. Nie. Ja niczego nie muszę. Powiedziałam mężowi co musi zrobić żebym wrociła i niech on podejmuje decyzję. Tak mi jest psychicznie o wiele lepiej. I znów w sadzie lepiej wygląda.
A tak poza tym... całe lata nie rozwiazywałam papierowej krzyżówki i nie kładłam się do łóżka o 21. A teraz mam czas na jedno i na drugie i mi z tym cudownie
Cytat
eee tam... ja go rozumiem, dla mnie wciąganie znajomych w prywatne sprawy, to siara straszna
w moim odczuciu, to strasznie niedojrzałe takie
Trzymam się, ale czekanie mnie dobija. Czekam, aż się mieszkanie zwolni, czekam aż mąż się zdeklaruje, czekam na powrót do pracy. Od 2 miesięcy bez przerwy na coś czekam i już mam dość.
Mąż pojechał teraz do mojego ojca, na rozmowę. Żadnych reprymend nie dostanie. Ojciec ma mu tylko powiedzieć, że najwyższy czas już się na coś zdecydować. I to ze wszystkimi konsekwencjami. Że jeśli odchodzi, to orzeczenie o winie, alimenty i pranie brudów (to mnie w żaden sposób nie odstrasza. Jestem ekstraweryczką, nie wstydzę się prania brudów). Jeśli zostaje, to usuwa pannę z fb, któreś zmienia stację, a mu radzimy sobie dalej sami. I tata ma go wyczuć, czy pragnienie porozumienia nie jest pozorne, to jest tylko po to, żeby uniknąć orzeczenia o winie i zostawić mnie za pół roku.
Binka, czy znając specyfikę branży, uważasz tak jak ja, że rozdzielenie na dyżurach jest abolutnie konieczne? Bo juz różne opinie słyszałam, ale od osób nie znających środowiska. Swojego zdania nie zmieniłam, ale chętnie posłucham kogoś, kto wie na czym dyżur polega.
Komentarz doklejony:
Bo wiesz Weela nas zdradzonych nie powinno interesować co ze swoją pupą robi potencjalna kochanka(kochanek), ona może robić co jej się chce jej biznes. To wobec swoich zdradzaczy powinniśmy rościć jakieś pretensje. Ona powie ,że Ci nie ślubowała.
Po wczorajszej rozmowie, tata mi powiedział, że uważa, że to wszytko jest w tak głębokim stanie rozkładu ze strony mojego męża, że spodziewa się, że decyzja będzie jedna- odejście. Już się na to psychicznie szykuję. Wiadomo, że jest mi przykro, mam poczucie porażki i obawę, że już nigdy nie kogo nie spotkam. I mam taką irracjonalną nadzieję, że jakbyśmy spróbowali, że by wyszło. Ale wiem, że to wbrew logice.
Jedno jest pewne. Moja niepewność musi się skończyć. Musi się szybko określić co postanawia. Im szybciej to zrobi, tym szybciej zacznie się u mnie proces godzenia się z sytuacją i tym krócej będę cierpieć.
Lubię sobie tłumaczyć, że to nie dlatego, że jestem głupia i naiwna, tylko dlatego, że w prawidłowy sposób zbudowałam w sobie uczucie do drugiego człowieka i teraz nie przejdzie mi jak ręką odjął.
Cytat
Veela jeszcze przekujesz te obawy w możliwości i jak tylko będziesz chciała, to wyjdziesz na tym na plus :tak_trzymaj
To co nazywasz porażką, to zwykłe doświadczenie życiowe. Zwróć uwagę też na dobre strony, które wynikają z tej całej sytuacji. Nie ignoruj tych pozytywnych aspektów. Zawsze, jak coś się kończy, to i coś się zaczyna. Przecież jedno trudniejsze doświadczenie nie oznacza, że wszystko jest (lub będzie) do niczego.
Gnębią mnie dwie obawy. Po pierwsze, że po trzydziestce, to wszyscy porządni faceci są juz zajęci. A jak są wolni, to coś jest z nimi nie tak.
Po drugie, zanim zaszłam w ciążę, to moja koleżanka, która jest w tym samym wieku, bardzo atrakcyjna dziewczyna, szukała faceta. I znaleźć nie mogła. Albo potrzebowali jej tylko do łóżka, albo nie spełniali jej oczekiwań. I tak przez 1,5 roku. Wymagania miała zbyt wygórowane? Moje tez nie są niskie.
Ja myślę, że jestem stworzona do związku. Lubię na kogoś czekać z obiadem, lubię podziwiać partnera, lubię jak ktoś się mną opiekuje i lubię opiekować się kimś. Lubię seks, lubię tę unikalną intymność między partnerami. Chcę Domu i Rodziny.
Ale mam małego synka i nie mogę oczekiwać, że będzie mi tak samo łatwo jakbym nie miała zobowiązań. Choć syn, to akurat moje największe szczęście.
Jeśli tylko jest nadzieja, że znów będzie Dom i Rodzina (pomimo ambicji i wielu osiągnięć zawodowych, to są moje cele), to idę w to!
Ja mam problem z tym, że czuję silną wewnętrzną potrzebę, aby mojemu zdrajcy rogi przywalić, a z drugiej strony nie chce schodzić do tego poziomu. Mam takie wrażenie, że stoję na pograniczu jasnej i ciemnej strony mocy. Zawsze chciałam być tym mistrzem Jedi, który nie ulega ciemnej stronie mocy.
I wkurza mnie, że mój partner otwarł drzwi z których wieje mrokiem.
Cytat
Sama widzisz po swoim przykładzie, że tak nie jest. Ten świat jest nieco bardziej złożony. Są przecież i przypadki losowe, że jedna strona zostaje sama bo druga odchodzi z powodu śmiertelnej choroby, wypadku drogowego, czy szeregu innych. I to są ciężko doświadczone, ale normalne i wartościowe osoby
Cytat
To chyba nie wynika z tego, że trudno kogoś spotkać, bo w dzisiejszych czasach, to raczej najmniejszy problem. Jedynie tego, że w tym naszym pełnym pośpiechu i siłą rzeczy zdegenerowanym świecie, trudno się zatrzymać i wsłuchać.
Więc pewnie wszystko zależy od tego, czego będziesz szukać. Mi się wydaje, że najważniejsze, aby nie bać się samotności. Skupić się w takim momencie na kształtowaniu samego siebie. W moim odczuciu 1,5 roku, to nie jest dużo. Ja mam jednak taki charakter, że wolę nie mieć nic, niż mieć byle co. Jednak przecież może się tak zdarzyć, że spotkasz kogoś nagle i to nie za dwa, trzy lata, ale za tydzień. Życie jest przecież pełne niespodzianek. I to nie tylko tych negatywnych, ale i tych pozytywnych.
Cytat
To podpowiedz gdzie ?mam wolna koleżankę która od dawna bawi się w internetowe znajomości/bez powodzenia na dłużej/
Veela masz inne wyjście jak mąż powie,,koniec" niż próbować?
Dziecko to nie przeszkoda,można na placu zabaw wyłowić,,weekendowego"tatę.
Jesteś młodziutką osobą,jeżeli nie zamkniesz się w domu,nie będziesz unikać przyjaciół,będziesz otwarta na propozycje koleżeńskich spotkań,nie zafiksujesz się że już natychmiast to znajdziesz partnera.
Rodzinę już masz ,synek ją zapoczątkował.
Mam koleżankę,była wdową ok 30 z dwójką dzieci/3 i 5lat/kilka lat była sama ale znalazła partnera.,wyszła za mąż.Druga koleżanka/nastoletni syn / po 40 spotyka się z bratem swojej koleżanki z pracy.
Widzę i czuję ten chłód, jaki od niego bije. Pisałam już Wam, że to człowiek niedecyzyjny, wiec nie spodziewam się, że cokolwiek zdecyduje. Będę musiała ja. I obserwacja jego postawy, bardzo mi sprawę ułatwia, bo powoli zaczyna do mnie docierać, że to koniec.
Bardzo mi smutno. Wolałabym inaczej, ale na niektóre rzeczy nie mam wpływu.
Cytat
Ale mam małego synka i nie mogę oczekiwać, że będzie mi tak samo łatwo jakbym nie miała zobowiązań. Choć syn, to akurat moje największe szczęście.
Jeśli tylko jest nadzieja, że znów będzie Dom i Rodzina (pomimo ambicji i wielu osiągnięć zawodowych, to są moje cele), to idę w to!
Veela, nie wpadaj w panikę - tu większość osób na zetce ma raczej zawsze podobne cele do samorealizacji.
Gdyby nie to, że w 1984 roku byłem właśnie po maturze
Ale na poważnie, można mieć czasem obawy, jak ma się troje czy więcej dzieci, ale jak masz tylko jednego synka, to dla normalnego faceta to nie jest jakiś problem - wychowuje się jak swoje. Mało - obserwacja negatywnego podejścia kandydata do dziecka, dość często pozwala łatwiej odrzucić niebezpieczną ofertę.
Daj sobie czas... :cacy
to ja napisze przewrotnie:
.....po trzydziestce, to wszystkie porządne kobiety są już zajęte. A jak są wolne, to coś jest z nimi nie tak.
Podoba Ci się powyższe stwierdzenie?. bo mi w odniesieniu do (wszystkich) facetów niekoniecznie. Nie zaobserwowałem zależności tego, że cos jest nie tak z kimś w odniesieniu do wieku. Ilość związków także nie jest wyznacznikiem tego, czy ktoś jest "dorosły".
Często zdradza się nie w afekcie (deficyty w związku) ale z pobudek płynących z zewnątrz (np. bo tak robią inni/inne).
nie wrzucaj zatem proszę wszystkich do jednego worka.
Tak jak napisał Ramirez- większość z nas jest zdrowa i cele mamy podobne. Chcemy być kochani i szanowani.
Baran, mimo wszystko podtrzymuję. Nawet jeśli ktoś miałby coś takiego powiedzieć o mnie. Na pewno coś ze mną jest nie tak, że potrafiłam zabić w mężu miłość do mnie. Ale z chęcią przeczytam jak ze mną polemizujesz.
Cytat
Każdy ma pewnie jakiś własny pomysł i oczekiwania.
W moim odczuciu szukanie partnera przez internet, to jakaś porażka, albo inaczej, trzeba być nastawionym na wiele przykrych niespodzianek po drodze.
Moim zdaniem najlepiej szukać kogoś kto ma podobne zainteresowania jak i my. Organizowanych jest dużo imprez plenerowych od kątem konkretnych zainteresowań (biegi, rowery itd, itp), pełno jest różnych klubów (motocyklowe, offroadowe itd, itp, co kogo interesuje) ludzie skrzykują się na forach tematycznych gruby, żeby np wyruszyć w podróż, czy razem spędzić czas. Szybowce, paralotnie, spływy, nurkowanie, wędkarstwo, strzelectwo, różnego rodzaju kursy, co kto lubi. Jest spory wybór i wiele możliwości, aby wyjść na zewnątrz i poznać pozytywnie zakręconych ludzi. I spotkać kogoś fajnego, wartościowego. Niekoniecznie tych, co to mają po 30 cm w zwodzie i muszą się z tym kalectwem kryć za szybką monitora.
Komentarz doklejony:
*ludzie skrzykują się na forach tematycznych w grupy
No, oprócz tego defektu, że mnie aktualnie nienawidzi.
Cytat
to może mu to zwyczajnie powiedz
niezależnie od tego co się wydarzy; i nic po tym nie oczekując
Nie opowiadałam Wam, ale 2 razy już się pogodzilismy. Sam wszystko spaprał. Za pierwszym razem pisał do panienki i sklamał, kiedy go o to zapytałam (przyznał się dzień pozniej), za drugim razem poprosiłam, żeby usunął dziewczynkę z fb- odmówił. To niby bzdury, ale w kontekście całej historii poczułam się jakby postawił mi warunek, że jeśli będziemy razem to tylko w trójkącie. Że będzie ją sobie trzymał w odwodzie, ma wypadek, jakby mnie podwinęła się noga.
Komentarz doklejony:
Kojarzę, że tylko wielka nieobecna Sybilla rozwiodła się z mężem i to po wielu zdradach. Czy ktoś z Was jeszcze się rozwiódł? Jakoś u mnie to strasznie szybko poszło. Nie za szybko?
Cytat
Jeśli łączysz tą zdradę ze swoją osobą. Wiesz, zdradził, bo nie byłam dość dobra itp. Co nijak ma się wielokrotnie do rzeczywistych przyczyn zdrady. Mówienia szczerze o swoich uczuciach nie nazwałabym upewnianiem partnera o jego wyjątkowości, bo przecież nie wybiera się za partnera byle kogo, tylko kogoś, kto był w naszym odczuciu wyjątkowy. I przecież nie przestał być sobą tylko dlatego, że popełnił jakieś świństwo/ błąd.
Założenie, że my(lepsi) takiego błędu/świństwa nigdy nie popełnimy jest jedynie życzeniowym. Upadlającym jest żebranie, zatrzymywanie na siłe, a nie mówienie o swoich odczuciach. Love has no pride.
Po co tak robić? To i tak niczego nie zmieni. Chyba lepiej skupić wysiłki na godzeniu się z sytuacją. Że przeżyłam coś pięknego, z kimś wyjątkowym, ale to się skończyło. Zamiast wmawiać sobie, że całe życie żyłam z niedojrzałym chłopcem i mogłam się spodziewać takiego zakończenia małżeństwa.
Cytat
ale "Ty" w jakim sensie? jako osoba, czy chodzi mu o jakieś Twoje konkretne zachowanie?
Cytat
Po co tak robić?
Nie rozumiemy się. Ja nie mówię abyś za nich chodziła i upewniała go o jego wyjątkowości. Zwróciłam tylko uwagę na to, że powiedziałaś ważne słowa. I jeśli będzie jeszcze kiedykolwiek między Wami jakaś szczera rozmowa i będziesz czuła, że potrzebujesz mu to powiedzieć, to może zwyczajnie to powiedz.
Ja też nie wiem jak Wy rozmawiacie ze sobą. I jaką wartość mają dla Was takie słowa.
Z własnego doświadczenia wiem, że mówienie o tym co się czuje w takim momencie ostrego kryzysu, pomaga zbudować zrozumienie i odbudować relacje. I z perspektywy czasu myślę, że gdybym w krytycznym momencie obrzucała partnera tylko pretensjami,zarzutami i unosiła się sztucznie pompowaną dumą, podczas gdy kochanka ostro walczyła o niego, obdarowując go na każdym kroku komplementami, zarzucając go swoimi pragnieniami, to przegrałabym mój związek z kretesem.
Pomogło nam wsłuchanie się wzajemne. To coś, do czego ona nie mogła mieć najmniejszego dostępu i z czym przegrała w przedbiegach, bo nigdy tam nie była, gdzie kiedyś byliśmy my.Tylko my i tylko dla siebie.
Jednak nigdy nie wiesz, kogo masz po drugiej stronie. Kto daje więcej. I wpierw sama musisz wiedzieć, czego Ty naprawdę chcesz.Czy warto walczyć?
Komentarz doklejony:
*Nie rozumiemy się. Ja nie mówię abyś za niM chodziła i upewniała go o jego wyjątkowości.
sorry za błędy, to znów z pośpiechu, wysyłam zanim przeczytam :/
Rozmowy między nami były już w każdym tonie. Z mówieniem co czuję także. W tej chwili mój mąż wie, że ma się określić czy ratuje rodzinę, czy odchodzi (czego z nie wiem dlaczego nie robi), ale jawnie deklaruje, że nie widzi szans na odbudowanie czegokolwiek.
Powodów zdrady dotyczących mnie podał sporo. Głównie zachowanie. Że jak byłam w ciąży i byliśmy razem ze znajomymi na kolacji, to obraziłam się, że nie czekał na mnie pod toaletą, tylko poszedł na faja z kolegami. Że jak na wigilii zniknął na górze w poszukiwaniu ładowarki, a ja nie wyrabiałam się z usługiwaniem gościom z noworodkiem na rękach, to się wkurzyłam, że mi nie pomaga. Że jak byliśmy razem na snowboardzie i mi nie szło, to byłam zła że zostawiał mnie samą i jeździł sobie z naszą koleżanką. Że powiedziałam jego mamie, że skoro odmowiłam założenia dziecku skarpetek, to tak miało być i nie życzę sobie, żeby zakładała mu je za moimi plecami i podważała mój autorytet jako rodzica. Że załatwiłam się przy nim, co odebrało mi kobiecość. Że po zdradzie go szpiegowałam i punktowałam jego kłamstwa, zamiast odpuścić i przeczekać. Że wstawałam kiedyś w nocy do lodówki. Wyciąga rzeczy od początku znajomości do teraz. A mamusia w nim to jeszcze podsyca.
Powiedziałabym, że były między nami zwykłe konflikty i zwykłe sprzeczki. A według mnie prawdziwą przyczyną jest chęć ucieczki przed życiem w rodzinie. Dopóki oboje pracowaliśmy, ja byłam aktywna, robiłam kasę i odnosiła sukcesy, to było ok. Jak zaszłam w ciążę, a potem urodziłam dziecko i mąż musiał poświęcić swój czas i uwagę rodzinie, to się zbuntował.
Jakis miesiąc temu, jak jeszcze mieszkałam w domu, trzeba było załatwić jakieś domowe sprawy. Pojechałam sama, bo na pytanie, czy pojedzie ze mną, mąż nie odpowiedział nic (trudno żyję się z człowiekiem, który nic nie mówi, zawsze tak miał). I tak sama przytargałam 12 kg żarcia dla psa, zrobiłam badania, poszłam na basen, przywiozłam trochę sprzętu do pracy. Jaki mój mąż był wtedy zachwycony, jak mnie komplementował, że właśnie tak on sobie wyobraża nasze życie, że jak jemu się nie chce, bo jest zmęczony, to ja sobie radzę sama. A ja pomyślałam sobie wtedy, że skoro nie jest mi do tego potrzebny, to do czego jest?
Cytat
Obrazy literackie są pewnymi uproszczeniami, metaforami, które podkreślają szczególne zachowania człowieka, coś, co wyróżnia się na tle grupy, przeciętności, tradycji, tzw. normy. W tym przypadku chodzi o normę rozwojową. Normą fizjologiczną, psychologiczną i społeczną jest dorastanie w okresie młodości do roli mężczyzny i kobiety. Piotruś Pan wciąż "trzyma się" dziecięcej, a mówiąc dokładnej, chłopięcej fazy rozwoju. W fizycznym ciele mężczyzny mieszka chłopięcy duch.
Oczywiście, Piotruś Pan przyswaja sobie określone umiejętności społeczne, zdobywa wiedzę, ma sprawną orientację w świecie. Potrafi komunikować się z dorosłymi i rozumie, co się do niego mówi, widzi realny świat prawie tak samo jak człowiek dorosły. Zasadniczą różnicą jest jednak to, że nadaje wiedzy o świecie i o swojej w nim roli własne egocentryczne, chłopięce znaczenie.
Różne cechy można przypisać psychice Piotrusia Pana: zamiast obowiązku woli zabawę, zamiast podporządkowania się biegnącemu czasowi, żyje w świecie fantazji i obficie korzysta z wolności. Przyszłość nie jest dla niego zadaniem, które trzeba wypełnić po swojemu, pracując "w pocie czoła", ale niepotrzebnym zobowiązaniem. Czas dla niego to bycie "tu i teraz" albo rozległa wieczność, która nie ma początku ani końca. Konsekwencje myśli i działań nie są precyzyjne - można zawsze odłożyć to, co nie jest po mojej myśli lub nie pasuje do moich potrzeb. Można wybrać wisienki z tortu i poprosić jeszcze o chusteczkę do wytarcia rąk. Jeśli popełnia błędy, uważa, że znajdzie się ktoś, kto je naprawi. Przecież nie było to zaplanowane. Tak wyszło, złożyło się. Albo zawinił ktoś inny - matka lub ojciec, starszy brat, dziewczyna, żona, Bóg lub różni bogowie. W przypadku kłopotów Piotruś Pan liczy na wyjście z opresji jak nikt inny, wbrew faktom. Wierzy, że nad nim czuwa dobry duch.
Prawa społeczne i prawa fizyczne u Piotrusia Pana reguluje prawo magii. Można sobie coś pomyśleć lub wyobrazić, a to się spełni. Świat magii różni się od świata nadziei i wiary ludzi dorosłych w przyszłość, sens życia czy życie po życiu, w którym działają określone prawa wymierne i niewymierne - ekonomiczne, emocjonalne, moralne. Magia obiecuje natychmiastową regulację najmniejszym kosztem, wystarczy zapragnąć i złożyć zamówienie u Wielkiego Maga. W fazie dziecka to myślenie jest normalne, w roli maga występuje matka i inni opiekunowie.
Dorosłe myślenie uznaje, że życie jest tajemnicą, z którą trzeba sobie radzić na co dzień własnymi siłami. Nic lub prawie nic nie jest za darmo. Trzeba znać konsekwencje naszych czynów, aby nie powielać nieświadomie błędów. Poznajemy nasze możliwości, jak też ograniczenia. Wieczny chłopiec korzysta z lekcji możliwości, ignoruje ograniczenia. Jeśli planuje, kieruje się totalną "psychologią pozytywną", u niego za pozytywne uchodzi to, co jest łatwe, wygodne i przyjemne.
Piotruś Pan potrafi zafascynować kobiety i chce im imponować. Panie łatwo dają się mu uwieść, ale gdy związek nabiera rozpędu - małżeństwo, dzieci - nie potrafią poradzić sobie z egoistycznym Piotrusiem, bo na niego nie można liczyć. Czy możliwy jest udany związek z mężczyzną objawiającym taki syndrom?
Dzieci są urokliwe i fascynujące. Podobnie łatwo ulec czarowi Piotrusia Pana. Z wiecznym chłopcem dobry kontakt będzie miała kobieta o cechach wiecznej dziewczynka. Jego żeńska kopia. Ale to dobra formuła na okres, kiedy można się cieszyć życiem, młodością, seksem i wolnością. Kiedy przychodzą obowiązki i trzeba dokonać podziału zadań, dochodzi do konfliktu, ani jedno, ani drugie nie chce pierwsze wydorośleć. Nie chce zapłacić ceny za utratę młodości.
Paradoksalnie czarowi wiecznego chłopca może ulec poważnie myśląca dziewczyna/kobieta, która nosi w sobie jednak jakiś ideał miłości, jakieś niezrealizowane pragnienia. Często miała ona trudne dzieciństwo, chciałaby ponownie przeżyć raj, to skrywa w swoim wnętrzu, choć na zewnątrz jest silna, zna dorosłe zachowanie. Lekarstwem jest wieczny chłopiec, który potrafi obiecywać cuda, nie widzi przeszkód. On wie, że nic nie kosztuje obiecywanie zamków na lodzie. W chwili zauroczenia kobieta wierzy czarusiowi, który sieje dookoła optymizm. Wieczny chłopiec potrafi w ramach wdzięczności pięknie kochać, zaopiekuje się dziećmi, kiedy są milusińskie.
Kiedy dorastają, kiedy mają swoje problemy, np. szkolne, "sercowe", taki tatuś znika z domu. Jeśli przycisną go obowiązki, ucieknie z relacji rodzinnej w pracę, alkohol lub w objęcia innej kobiety, która będzie go podziwiać.
Wieczny chłopiec tak jak wieczna dziewczynka unika dobrowolnego poddania się obowiązkom. W naszych czasach takiego ojca w opiece nad dzieckiem zastępują babcie, jego matka lub druga babcia - teściowa. W ten sposób w wychowaniu dzieci nie tylko w fazie dzieciństwa, ale także w okresie młodości i dorastania uczestniczą głównie kobiety. W kolejnym pokoleniu chłopcy opóźniają swój start w męską dorosłość, bo nie dostają męskich zadań. Stając się mężem i ojcem, taki chłopiec będzie przejawiał cechy dziecięce lub "miękkie" cechy kobiece. Jego rozwój prowadzi przez cechy, które określa się jako "syn matki". Będzie unikał trudnych decyzji, odpowiedzialności za całą rodzinę, ucieknie w pracę, gdzie czuje się dowartościowany...
Bycie Piotrusiem Panem to nie choroba. To stan, chłopięca faza rozwoju. Mężczyźni z takimi cechami zjawiają się na terapię, kiedy mocno dopada ich rzeczywistość i pojawiają się wtórne zjawiska z tego wynikające, jak niepowodzenia w małżeństwie, rozwód, lęki, depresje, problem alkoholowy, przerastające jego emocje konflikty w pracy. Problemy tego rodzaju świadczą, że niedojrzała psychika nie umie podołać wyzwaniom dorosłości. Los wymusza psychiczne przejście do dorosłości, ale chłopięca struktura psychiczna się załamuje lub szuka dróg ucieczki. Niedojrzałość psychiczna, idealistyczne myślenie i egocentryzm lub narcyzm powodują, że taki mężczyzna nie potrafi ocenić swych możliwości i udźwignąć zadań lub przekazać je innym. Ale idealista nie umie rezygnować, on chce mieć całą pulę, dla niego minimum to maksimum - mieć jak najwięcej jak najmniejszym kosztem.
Dość często z problemem Piotrusia Pana przychodzą do terapeuty żony i inni członkowie rodziny, którzy płacą dużą cenę za niedojrzałą postawę męża, ojca itp. Muszą spłacać za nich alimenty na dzieci, zaciągnięte długi, niezapłacone podatki, kredyty, straty wynikłe z hazardu, cierpią z powodu innych niezrealizowanych obietnic i niedokończonych przez nich spraw.
Wyleczyć się z syndromu Piotrusia Pana to znaczy wydorośleć, nabyć zdolność odpowiedzialnego i samodzielnego myślenia, działania i zachowania oraz komunikowania się na możliwie partnerskich zasadach - tyle praw, ile obowiązków. To zmiana wewnętrzna, a nie powierzchowna zmiana zachowania z lęku przed wstydem, samotnością, karą, więzieniem.
Zasadnicza i najtrudniejsza do opanowania sfera, w której wyraża się słabość wiecznego chłopca - to dziedzina uczuć. U niego - tak jak u dziecka - rządzą emocje, chwilowe stany, wrażenia, sugestywność i związane z tym reagowanie na bodźce. Cechuje go tzw. życie prowizoryczne i błyskotliwa inteligencja. Na takie bycie "tu i teraz" można się nabrać. Inteligencję logiczną można oszukać, odpowiednio dobierając fakty, wykorzystując naukową teorię, uprawiając demagogię. Inteligencja emocjonalna wyraża tzw. prawdę subiektywną, wewnętrzną. W dłuższej perspektywie każde kłamstwo i każda prowizorka wyczerpuje się w obliczu rzeczywistości.
Źródło: Zenon Waldemar Dudek - Specjalista psychiatra http://m.deon.pl
Ja wiem, że on jest zaburzony.
Komentarz doklejony:
Przeczytałam jeszcze raz, na spokojnie.
Już wcześniej czytałam o syndromie Piotrusia Pana i nigdy nie było 100% zgodności z opisem. Ale to nie znaczy, że nie mam do czynienia z takim przypadkiem.
Powiedzcie mi jeszcze, czy w normalnym związku (zakładam, że ja nie wiem co to jest), mąż potrafi zaplanować kwartał do przodu, bez pretensji chodzi z rodziną co tydzień na basen, potrafi odpowiedzieć na pytanie, co zrobić mu jutro na obiad, umie zebrać się do wyjścia z domu w pół godziny, a jak coś mu się nie podoba, to umie to powiedzieć. Bo jeśli są tacy mężczyźni w jakiejś rozsądnej ilości, to warto ich szukać i ja takiego chcę
Cytat
Vella są osoby bardzo poukładane, systematyczne, planujące, o których często mówi się np "ścisłowcy", a są też osoby bardzo spontaniczne, pełne przypadkowości, instynktowne, ametodyczne. Nie ma czegoś takiego, że jedne są lepsze od drugich, to bardziej kwestia dobrania, dopasowania. Te indywidualne preferencje są akurat zależne od przewagi pracy jednej, czy drugie półkuli umysłowej.
Osoba która jest bardzo systematyczna, będzie czuła się np zagrożona przy partnerze, który wyskakuje co chwilkę w nieskoordynowany sposób z niespójnymi pomysłami, lub też osoba potrzebująca powiewu luzu, żywiołowości, będzie się dusiła w usystematyzowanym świecie itd, itp
Całkiem możliwe, że Twój partner ma inne predyspozycje niż Ty i to jest przyczyną Waszych tarć i niezrozumienia.
Komentarz doklejony:
*Te indywidualne preferencje są akurat zależne od przewagi pracy jednej, czy drugie półkuli MÓZGOWEJ.
*sorry zmieniłam treść zdania i najwyraźniej źle dociełam
A zdaje się, że mąż nie akceptował mojego poukładanego świata. Podkopywał przez to moją pewność siebie.
I nie zauważył jak wiele mu się udało przeżyć w związku z moimi cechami. Ile świata zwiedził, bo potrafiłam ZAPLANOWAĆ wyprawy. Ile festiwali odwiedził, bo umiałam ZAPLANOWAĆ kupno biletów i wyjazd.
Cytat
Miło dowiedzieć się, że jestem ideałem! :brawo
Ku pamięci:
http://www.eioba.pl/a/286r/najdziwnie...y-rozwodow
Najbardziej mi się podoba:
Cytat