Logowanie

Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło

Ostatnio Widziani

Shoutbox

Musisz zalogować się, aby móc dodać wiadomość.

NowySzustek
29.03.2024 06:12:22
po dwóch latach

Zraniona378
21.03.2024 14:39:26
Myślę że łzy się nie kończą.

Szkodagadac
20.03.2024 09:56:50
Po ilu dniach się kończą łzy ?

Szkodagadac
19.03.2024 05:24:48
Ona śpi obok, ja nie mogę przestać płakać

Zraniona378
08.03.2024 16:58:28
Dlatego że takie bez uczuć jakby cioci składał życzenia imieninowe. Takie byle co

Metoda 34 kroków

Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.

1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu.
5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.

Razem 16 lat, 14 po ślubie.Drukuj

Zdradzony przez żonęJesteśmy kolejnymi ofiarami tej plagi, którą było widać dookoła, która nas nigdy miała nie dotknąć, bo przecież się bardzo kochamy. Pewnie wszyscy tak myślą, jeśli związek się nie sypie. Normalna szczęśliwa rodzinka, której wszyscy zazdrościli. Dwoje dzieci 8 i 12 lat, fajne myślące, dobrze uczące się dzieciaki. Nasze skarby wokół których wszystko się kręciło. Na mnie wisiała cała rodzinka. Więc jak wdarła się trochę rutyna, dzień podobny do dnia, od dłuższego czasu robiłem wszystko żeby ją przełamać. Wszędzie z dzieciakami, więc jak tylko była okazja dbałem o to, aby wyskoczyć gdzieś tylko z żoną. Ona nie miała żadnych inicjatyw, łaskawie tylko akceptowała. Trochę bolało mnie, że wszystkie starania traktuje, że to norma. Przyzwyczaiła się, więc czy spa, kino czy restauracja, nie była to większa rewelacja, ale się cieszyła. Lubiliśmy swoje towarzystwo, mieliśmy poczucie humoru. Jestem obciążony psychicznie. W narzeczeństwie nakryłem narzeczoną z jej kolegą w łóżku. Też ciekawa historia, ale to już historia. Długo łaził za nią i uległa. Zbadałem sprawę, stwierdziłem, że pod czaszką ma coś nie tak, bo niby mnie bardzo kochała. Ślubu nie było. Rok chodziłem po ścianach, a ona niestrudzenie przez ten czas się bezskutecznie dobijała, z czego miałem jakąś satysfakcję. Coś tam kiedyś przemyślałem. Zdrajczyni obecna- nie miała większego doświadczenia z facetami, krępowała się ich raczej, tzw. była dzika. Przykładna żona i matka, która świata poza mężem nie widziała. Ja poza nią też. Oboje skoncentrowani na rodzinie, jako najważniejszej wartości. Ja towarzyski, łatwo nawiązujący kontakty, taki luzaczek z zasadami. Ona raczej nieufna, wstydliwa, chyba z jakimś brakiem asertywności, dziwnie niedowartościowana, z bzdurnymi kompleksami, z których wiele pokonałem, ale za to wyglądała na rozsądną. Była troskliwa, uczuciowa, delikatna, wrażliwa i dość mądra. No i ładna, ale nie w swoich oczach. Bieżące sprawy rodziny oparte bardziej na niej, wszystkie komplikacje i ważne decyzje na mnie. Po młodzieńczej nieszczęśliwej miłości (zostawił ją dla blondyny), byłem jej drugim facetem w życiu. Brzydziła się zdradą i potępiała te fajne panie co rozbijają małżeństwa i odbijają facetów. Od samego początku była chorobliwie zazdrosna o mnie, wchłonęła mnie. Każdą minutę wolałem spędzać przy niej niż z kimkolwiek. Za zdradę uważała obejrzenie się za ładną kobietą na ulicy. Czasami robiłem to wręcz na złość, bo już powietrza mi brakowało. Gnębiło ją że mam w pracy kontakt z dużą ilością kobiet i nic na to nie może poradzić. Dwa lata temu stwierdziła, że jak ją jeszcze nie zdradziłem to na pewno ją zdradzę. Popukałem się w czoło, skąd w tym zazdrosnym łebku takie myśli. Od początku największą traumą dla niej było to, że ją kiedyś mogę zostawić, bo są lepsze od niej. Śmiech na sali, żadna do tej pory nie była lepsza. Do tej pory nie wierzyła. Przez to, że nie potrafiła mówić o uczuciach, dostosowałem się do niej. Miłość było widać w uczynkach, nie trzeba było o niej mówić, bo to oczywiste. Tak, brak ROZMOWY o nas, bo domysły wystarczały. Przeważnie się odgadywaliśmy. I właściwie to jedyne do czego można się przyczepić. Przyczepił się do niej gość, który lubił z nią pogadać. W końcu namówił ją na pogaduchy poza pracą, oswoił ją, opowiadał jaki to z niego biedaczek, jakie ma straszne problemy w rodzinie, głównie z żoną, jaka jest dla niego nie dobra. Ta idiotka naprawdę myślała, że mu pomoże. Zasypywał ją setkami sms-ów, dzwonił. Tak więc zaczęło się od niby przyjaźni, wzajemnego zrozumienia, zaufania, uzależnienia. Przemycał jej komplementy. Miała cały czas wrażenie że panuje nad sytuacją, a gość jest super. Wiem, że nie można w to uwierzyć, ale nie ma przyjaciółek z którymi mogłaby pogadać. W końcu wyznał jej miłość. Dowartościowało ją. Nie mogła się od niego odczepić. Podobno nie chciała go skrzywdzić. Zastanawiające jest, że gość osaczając, ale nie spiesząc się zastosował książkowe etapy uwodzenia, aż boli. Sprawdzał nastawienie, musnął, odczekał, dotknął dłoni, twarzy, karku. Jak wiedział, że sprawia jej to przyjemność, pocałował itd. Za każdym razem jak nie była na coś gotowa, strasznie przepraszał i mu wybaczała. Nawet nie zauważyła gdy weszła w wirtualny świat oderwany od rzeczywistości, założyła różowe okulary, zatraciła logiczne myślenie, pozwoliła się dotykać, potem całować i po niej. Gość potrafił zbudować emocje. Zaczęła szukać uzasadnienia tego co się dzieje, no i łajza wymyśliła- mąż mnie przecież nie kocha, on tylko ze mną jest, ale nie ma tego czegoś, a tamten ma. W ogóle związek się wypalił, bo nie ma tej iskry. SŁABO, NO NIE. Mąż nie mówi, że kocha, że jej potrzebuje, że tęskni, nie zabiega, nie dzwoni spytać jak się czyje w pracy lub czy się wyspała, nie wysyła sms na dzień dobry. Jednym słowem gość ją osaczył. Wstyd mi, że z taką idiotką przeżyłem tyle lat. Ma teraz takie samo zdanie o sobie i jeszcze gorzej. Zaczęli rozpie**alać małżeństwa od środka, wciskać sobie kit jak to im źle w dotychczasowych związkach i jak im ze sobą dobrze, dwie połówki, które spotkały się za późno itd. Miłość nieszczęśliwa, bo za wiele przeszkód żeby być razem, roztargane uczucia do dzieci, do tego co było. Żyli z sobą od świtu do zaśnięcia ok. 7 miesięcy. Wciąż na komórkach. Przez bezgraniczne zaufanie niewiele widziałem, a w tym okresie brałem robotę do domu i byłem nią pochłonięty. Ostatnie 3 miesiące dopiero coś mi wyraźnie nie grało. Raz miałem żonę, raz obcą osobę, którą wszystkim strasznie drażniłem, seks był tragiczny, aż w końcu nie było. Wiedziałem, że żona potrzebuje pomocy, ale nie mogłem dojść o co chodzi. Na psychologa reagowała alergicznie. Przerobiłem wszystkie możliwości od spadku libido po depresję i nic. Dwa razy zapytałem czy kogoś ma, no nie. W końcu sam sobie nie wierząc doszedłem do wniosku, że mało kto by się przyznał, zacząłem się uważniej przyglądać, no i szybko trafiłem. Dzielili się z sobą wszystkim, swoim aktualnym życiem, naszymi chwilami szczęścia i nieporozumień. Masakra. Tym co fajnego przeżyła ze mną delektowała się z nim, a ja nawet dziękuję nie usłyszałem. Żyli emocjami cudzego życia, własnego nie mając. Wszystko oparte było tylko na górnolotnych słowach, deklaracjach, zapewnieniach i w końcu bzykaniu. Czemu się na to zgodziła? Pragnęła tego. Amatorka maksymalnego poczucia bliskości. On jej przecież nie posuwał, oni byli tylko ze sobą blisko. Seks był średni, ale przecież nie o to chodziło. Służył do zespolenia dwóch bardzo bliskich sobie osób. Ofiarowała mu się w całości. Bo to takie wyjątkowe. Takie uczucie nikomu się jeszcze nie zdarzyło, tylko tym wybrańcom. A ta tęsknota i podniecenie to potwierdzenie, że powinni być razem. Wszystkie uczucia, całą swoją czułość i bliskość ze mną ofiarowała innemu. Dostał wszystko gotowe. Byli na etapie zastanawiania się czy ich związek ma sens i doszli, że chyba nie bardzo. Zdrajczyni chciała odejść od niego parę razy, ale gość był przebiegły. Zawsze potrafił podnieść jej emocje. Gdy się wydało, żona była na haju- czysty amok bardziej niż on, który od razu po rozmowie ze mną wytrzeźwiał i całe szczęście. Ona zachowywała się jak naćpana. Wygadywała totalne bzdury. Była w niebycie, była w nim i w jego życiu zapominając o najbliższych zupełnie. Przyznała się prawie od razu do wszystkiego. Ach te maślane oczy, gdy mówiła o nim. Co z jej rodziną jej nie interesowało. Mówiła coś o separacji. Dzieciaki jak sieroty. Mój widok tylko ją drażnił. Jak suka w rui. Tylko do psychiatryka. Nie mogłem wytrzymać tych dni, nikomu nie życzę, serce się kroi. Pobiłem rekord w kawie i papierochach, braku snu. Codziennie wymiotowałem. Kamień w żołądku utrzymywał się jeszcze z miesiąc. Zdrajczyni więdła, nie widziałem, aby coś jadła. Przez 5 dni od wpadki naciskałem, aby usłyszeć przepraszam. Marzenie. Słyszałem, że potrzebuje CZASU. Teraz wiem, że standardzik. Zgotowałem jej piekiełko na ziemi, huśtawkę emocjonalną, bo uwolniły mi się emocje, więc nie musiałem udawać. Sam czasami myślałem, że kaftan może by mi się przydał. Raz strasznie kochałem ze łzami w oczach, raz strasznie nienawidziłem. Całe dnie płakała i próbowała się z nim bezskutecznie skontaktować. Myślała, że coś mu zrobiłem. Z błędu nie wyprowadzałem, wręcz przeciwnie. Ja byłem zabójcą jej szczęścia. Na co czekała ? Na jego decyzje ? Wierzyła mu bezgranicznie. Ja, każdego dnia czekałem na jej decyzję, nie doczekałem się. Stwierdziłem, że trzeba to kończyć, bo się wykończymy i dzieciaków szkoda. Ustawiłem rozmowę kończącą. Jak koleś kopnął w ****kę, wytrzeźwiała w ciągu godziny. Wskoczyła mi jak oszalała do łóżka, następnego dnia byłem już miłością jej życia. Na przepraszam jak się upomniałem, doczekałem się po tygodniu. Tamten stał się jej największą pomyłką jej życia. Natychmiast potrafiła o nim zapomnieć, przekierowała uczucia na mnie. Najlepiej dla niej jakby tego wogóle nie wspominać, bo wtedy cierpi. Przez miesiąc docierało do niej wolno co właściwie odwaliła i było z nią coraz gorzej. Teraz widzi całe **** i bezsens wszystkiego. Jakie było to sztuczne. Jest załamana. Gość podobno w niczym nie dorastał mi do pięt. Sama nie wie jak to się stało. Wie, że sprawiało jej wielką przyjemność i odebrało rozum. Mówi, że gdyby tego nie przeżyła to nigdy nie uwierzyła by w tłumaczenia innych. Twierdzi, że wyraźnie zmieniła jej się waga wartości. Konsekwencje były bardzo daleko, bo przecież miało się nie wydać, a i tak nie byłby to koniec świata. W razie czego, to o konsekwencje miała martwić się później. Układ widziała jako w miarę czysty i wzniosły mimo oszustwa. Ja ją drażniłem, bo widokiem uświadamiałem, że może być jednak inaczej. Najgorzej jak byłem milutki i z zaciekawieniem patrzyłem na to zjawisko. Teraz nie może uwierzyć, brzydzi się sobą, mówi że jest w niej zło o którym nie wiedziała. Już nie twierdzi że to jej szczęście, mówi, że poprostu przez jakiś czas była z nim blisko. Teraz dopiero widzi co zrobiła z siebie i naszej rodziny. Problem w tym, że niewiele może zrobić, aby to naprawić. Stara się. Dla mnie to wszystko za mało. Było wybacz i ratuj nas. Podziękowania, że to skończyłem i nie pozwoliłem na więcej błędów, bo ona nie była w stanie i sama się temu dziwi. Widzi, że miała dobre życie. nie zdawała sobie sprawy, że może to stracić, nie pomyślała że może być rozwód. Właściwie to wtedy nie miało takiego znaczenia. Znów ja ! Wszystko spada na mnie. Próbuje jej wybaczyć z całych sił, bo znam mechanizmy i wiem, że każdemu się może zdarzyć wkręcić w coś czego rozum nie chce, ale emocje wciąż są u mnie ogromne. Była cząstką mnie a ja jej, koleś był nikim, a jednak do tego doszło. Czyżby tylko czysta biologia niektórymi rządziła. Obrzydzenia do niej nie czuje, ale żal i pustka jest tak ogromna, że nie można sobie z tym poradzić. Czuje że zostałem sam, a zawsze byliśmy my. Jestem samotny. Ona miała nadzieje, że uda się wrócić do tego samego, jest głupsza niż myślałem. Ot, zabłądziła i mieliśmy przejść o porządku dziennego. Czym są teraz jej słowa kocham, pragnę, różne zapewnienia, czym będą do końca życia ? Najbardziej dopieprza mi samcza duma. Mimo, że podobno nie był lepszy z jakiegoś powodu wolała się bzykać z nim, przed każdym spotkaniem podejmując mniej lub bardziej świadomą decyzję, brukając naszą intymność i depcząc miłość. Gdyby dzieci nie było, decyzja byłaby jedna. Zaburzyło mi to życie w każdej sferze. Nie wiem czy to możliwe, aby znów kiedyś poczuć jedność, rozumieć się bez słów po czymś takim. Czy była moja wina- chyba nie. Jak to w małżeństwie z dłuższym stażem, trzeba umieć przeczekać okresy neutralne, aby znów móc cieszyć się sobą. Niektórzy nie wytrzymują nawet kilku miesięcy, lub coś sobie ubzdurają. To tyle, nie wiem jak będzie, staram się jak mogę. Czekam aż mi emocje opadną, ale boje się, że nie prędko. Wciąż czuję podminowanie. Jeszcze wszystkiego nie ogarnąłem, wciąż coś wyskakuje i pewnie długo tak będzie. Zbyt dużo pytań bez odpowiedzi, zbyt dużo sprzeczności, których nigdy nie da się wytłumaczyć logicznie, bo to emocje. Kobiety przeważnie są bardziej rozsądne od facetów, póki nie włączą się emocje. Potem mózg i logika zupełnie nie działa i nie dają rady. Świadomość jest upośledzona i jest po nich. Powrót można spowodować odcinając je od stymulanta (jak alergenu) lub poddając jeszcze większym emocjom niż mają. Muszą przeżyć szok, życie ma się im skończyć, ale trzeba uważać na samobójstwa, więc pilnować. To akurat wiedziałem. Udało się. Walnęło mnie o 6,00 rano. Walcząc z szokiem przemyślałem co jest grane. Opcje cierpliwego zbierania danych odpuściłem. Trzeba mieć do tego zdrowie. Emocje zupełnie odsunąłem na bok, zebrałem możliwe dane, pół dnia planowałem cuda. Im bardziej od czapy tym lepiej. Drugie pół realizowałem. Uzupełniłem dane blefując zgodnie z planem, jednocześnie wprowadzając dezinformacje. Liczyłem na szczęście. 5 dni w stresie i niepewnym jutrze zabiło tą wielką miłość. Podobno padła już drugiego dnia po obu stronach, o czym nie wiedziałem. Szczegółów nie podam, bo chwalebne nie są. Ich wyidealizowane obrazy padły. Acha, jeszcze co z gościem ? Przez zamieszanie jakie zrobiłem gość niechcący wpadł. Żona się nim odpowiednio zajęła. Teraz nie wiem czy współczuć jej czy jemu, bo podobno jest niezła. Życie mu się odwdzięczy więc ja nie muszę. Oczywiście było- wybacz mi. A ja nie bardzo wiem o co chodzi ? Chyba o jakąś deklarację ? Naświetliłem zdrajczyni zagrożenia, które widzę i nad którymi trzeba pracować w miarę możliwości i się z nimi męczyć, a będzie co ma być, czyli co uda nam się pokonać i samo wyjdzie, czy rozwaliła rodzinę, czy tylko nieodwracalnie zmieniła. Jest przerażona. Ciekawostka. Kilka dni temu na przejściu dla pieszych stanęliśmy przypadkowo za dość długonogą panią w mini. Nawet specjalnie nie zauważyłem. Zdrajczyni wpadła w straszne emocje z tego powodu. Zaczęła mnie odciągać za rękę, łzy w oczach i zaczęła przeklinać. Była wściekła. Nie zwracała uwagi na ludzi. Naprawdę nigdy nie przeklinała. Pierwszy raz po tym wszystkim nie mogłem opanować ataku śmiechu. Biedna nie wie, że mając taką pozycję, byłbym idiotą schodząc do jej poziomu. Jeszcze przestała by się starać, a i ratować pewnie już by nie było co. Zdrajczyni zaklepała terapię, bo twierdzi, że tylko po to ją uratowałem, żeby ją osobiście powolutku wykończyć. Wygląda na to, że może mieć rację, bo za bardzo się we mnie teraz wczuwa i o mnie boi. A jak ja się czuję, to doskonale wiecie. Oj zmienia to człowieka, zmienia. Straszne to. Przepraszam za chaos, ale właśnie to mam teraz w głowie. Niby pozamiatane, ale czasami wciąż nie wierzę, że mieliśmy takiego pecha. Kocham Łaizę strasznie, ona to wie i teraz jej serce pęka. Wie ile straciliśmy, zadbałem o to. Mam nadzieję, że los da nam szansę. Sporo osób pyta DLACZEGO ? Doszukujecie się przyczyn w relacjach. Widzę sporo czynników, ale tylko predysponujących, jednak przyczyna jest wciąż ta sama, najsilniejsza emocja królestwa zwierząt- popęd, który teraz wpisany jest w nasze człowieczeństwo. Czy zdolność kontroli nad nim jest jego miarą ? Nie wiem. Wiem, że jest zmienną wieloczynnikową o charakterystycznych cechach i zależnościach. Dzięki niemu jesteśmy gatunkiem dominującym. A Bóg? No cóż, może właśnie tego chciał ?; Nie bez powodu mamy dwa przykazania prawie na to samo. Moi Drodzy, widziałem wasze wywody, może coś wyłapiecie czego nie widzę. Tylko nie przekombinujcie. Pozdrawiam.
8885
<
#1 | meg5 dnia 20.02.2013 13:20
A jakie jest Wasze status quo na dzisiaj? Udało się?
Dopiero dzisiaj przeczytałam Twoją historię, bo po Twoich wpisach na forum przeczuwałam, że musiała być niezwykła, nawet jak na ten portal.
6755
<
#2 | Yorik dnia 20.02.2013 22:15
Roczek minął.......
Margaret określiła wcześniej status quo wyjściowe Z przymrużeniem oka:

Cytat

Kiedy ku zdziwieniu władcy rebelia stała się faktem, rebeliantka została zmuszona natychmiast do kapitulacji wszelkimi sposobami,.....

Cytat


Pozycja utrzymana, zatem cel został osiągnięty ...i o to chodziło.

Teraz ?
Właściwie to mam lepszą poddaną niż miałem, ale radość z tego mizerna, bo ten tuning zbyt dużo kosztował i wcale go nie zamawiałem. To takie uszczęśliwienie na siłę. Więc nie skacze z tego powodu z radości.

Czy się udało ?
Do wczoraj tak, a dzisiaj jeszcze nie wiem, bo się nie widzieliśmy Z przymrużeniem oka

Jak znów mi rebelie urządzi, to już nie będę się szarpał. Dam ogłoszenie na portalu, następną brankę wezmę w jasyr i przysposobię Szeroki uśmiech Szeroki uśmiech
3739
<
#3 | Deleted_User dnia 17.11.2014 00:06
Zastanawia mnie dlaczego nie odszedłeś? To trudne gdy ma się zobowiązania tj dzieci. Niemniej jednak zawsze można odejść, zacząć od nowa, odciąć się od negatywnych uczuć. Relacja między Tobą i żoną nie jest już równorzędna, w pewien sposób ona musi odpokutować swoje przewinienia, Ty zdajesz się minimalnie z tego korzystać. Ale mimo wszystko w głębi serca nie masz cienia radości z tej sytuacji, nie jest tak nieprawdaż?. Ten portal nauczył mnie jednego, ze ja mimo wszystko nie zdradzę mojego partnera, nie po tym co tu przeczytałam. I choć nie wiem jakby mnie ciągnęło, jak bardzo bym potrzebowała tego samca, przepłaczę owe pragnienia w poduszkę. Dostałam tutaj fajną lekcję, bardzo konstruktywną, mniemam że ominie mnie cały brud tego świata dzięki waszym doświadczeniom. Pozdrawiam i życzę wytrwałości w odbudowywaniu relacji Uśmiech

Komentarz doklejony:
Przykro mi że zignorowałeś moją wiadomość, którą wystosowałam bardzo dawno temu.
9937
<
#4 | Ramirez dnia 17.11.2014 02:25

Cytat

Zastanawia mnie dlaczego nie odszedłeś?


Moja historia byłaby dość podobna do Yorika - raz darowałem, ale recydywa spowodowała, że postanowiłem się rozstać. Szybko, sprawnie, polubownie. Chociaż po zdradzie drapie nas z tyłu głowy poczucie, że jesteśmy samcem w trzecim gatunku, że coś z nami było jednak nie tak - to odejście do wolności daje tylko wolność. Odchodząc, podejmujemy jednak ryzyko samotnego życia. Odchodząc - skreślamy zadowolenie ze wspólnej historii życia, choć nigdy nie historię, bo ta jest na zdjęciach z lat minionych.
Odejście, to zwirtualizowanie śmierci odchodzącego partnera.

Nie ma MY, jestem tylko JA. W pewnym sensie - dość skaleczony, bo zyskując doświadczenie jakiego nie chciałem - zaczyna dominować myśl, że uczucie zakochania czy miłości zawsze okazują się nietrwałe, więc czy warto znowu "na chwilę" wchodzić w jakiś kolejny związek?
Pytanie więc retoryczne, czy nie lepiej więc przyjaźnić się z tym kimś kogo już przez lata znamy i tak wiele wspólnych wspomnień jednak łączy? Czy potrzebny nam nowy partner, ze swoimi kłopotami, swoimi kredytami, utrwalonymi nawykami, itd... ?
Zaczynać od nowa można, gdy jest się młodym. Z wiekiem średnim i dalej - chyba już się nie chce aż takich zmian, gdy umie się zaciskać zęby, zaakceptować to co się stało i słabość jakościową partnerki, i partnerka nas nie brzydzi. To chyba tłumaczy Yorika.

W kwestii zazdrośników to jest chyba tak, że oni mają tę zazdrość jako rezultat własnych przemyśleń w porównaniu do własnej etyki. Zazdrośnik bowiem bez problemu dopuszcza się sam wielu mentalnych zdrad z innymi - więc dla partnera przykłada swoją miarkę ocen, uznając, że ten kalkuluje zdradę dokładnie tak samo.

Człowiek niezazdrosny albo jest bufonem przekonanym, że jest najlepszym osobnikiem w okolicy, albo nawet przez myśl nie przejdzie nielojalność. A zazdrośnik, raz że ma kompleksy, dwa - wystawia nieustannie antenki w poszukiwaniu: "weź mnie, poderwij mnie, o fajne ciacho do wyrwania". Cały czas bada teren i relacje z innymi ludźmi, więc z czasem wydaje się mu, ze ktoś działa tak samo, tak samo myśli, więc jak staniemy za atrakcyjną laską, to się dowiemy, jakie mieliśmy właśnie myśli i oberwiemy zdrowo w łeb, za zbereźność, jakiej nawet przez moment w sobie nie podejrzewaliśmy ;-) No i za wytykanie (przez jakiś banał) partnerowi, ze ktoś w jego ocenie jest ładniejszy od niej, choć o tym by porównywać nawet nie pomyśleliśmy - porównanie pojawia się samo, i na pewno się o tym dowiemy! ;-)
15787
<
#5 | A-dam dnia 23.12.2023 14:47

Cytat

Kobiety przeważnie są bardziej rozsądne od facetów, póki nie włączą się emocje. Potem mózg i logika zupełnie nie działa i nie dają rady. Świadomość jest upośledzona i jest po nich. Powrót można spowodować odcinając je od stymulanta (jak alergenu) lub poddając jeszcze większym emocjom niż mają. Muszą przeżyć szok, życie ma się im skończyć, ale trzeba uważać na samobójstwa, więc pilnować. To akurat wiedziałem. Udało się. Walnęło mnie o 6,00 rano. Walcząc z szokiem przemyślałem co jest grane. Opcje cierpliwego zbierania danych odpuściłem. Trzeba mieć do tego zdrowie. Emocje zupełnie odsunąłem na bok, zebrałem możliwe dane, pół dnia planowałem cuda. Im bardziej od czapy tym lepiej. Drugie pół realizowałem. Uzupełniłem dane blefując zgodnie z planem, jednocześnie wprowadzając dezinformacje. Liczyłem na szczęście. 5 dni w stresie i niepewnym jutrze zabiło tą wielką miłość. Podobno padła już drugiego dnia po obu stronach, o czym nie wiedziałem. Szczegółów nie podam, bo chwalebne nie są. Ich wyidealizowane obrazy padły.


Świadectwo dobrze napisane literacko. Chylę czoło. Aż się dziwię ze tak mało komentarzy zebrało. Bardzo realistycznie opisane psychologiczne portrety i zawirowania bohaterów. Brakuje mi tylko smaczku i walorów edukacyjnych tych szczegółów "technicznych" które autor akurat postanowił pominąć. Może po latach dałby się namówić na małe uzupełnienie?
10294
<
#6 | GruppenWolf dnia 29.12.2023 10:39

Cytat

Aż się dziwię ze tak mało komentarzy zebrało. Bardzo realistycznie opisane psychologiczne portrety i zawirowania bohaterów. Brakuje mi tylko smaczku i walorów edukacyjnych tych szczegółów "technicznych" które autor akurat postanowił pominąć. Może po latach dałby się namówić na małe uzupełnienie?

Temat został przez Yorika wyczerpany aż do bólu.Była szeroka dyskusja i mnóstwo wyjaśnień ze strony autora. Niestety kilka lat temu jakaś awaria na forum skasowała WSZYSTKIE komentarze do archiwalnych wątków.Zostały tylko te napisane po 2013 roku.Tez bardzo by mnie ucieszyła jakaś aktualizacja i podsumowanie pisane z 10-cio letniej perspektywy.

Dodaj komentarz

Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.

Brak ocen. Może czas dodać swoją?