Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Tak jak w temacie. Ale historia nie jest prosta, jest dość pogmatwana i głupia. Nie chcę się zbytnio wdawać w szczegóły bo to jednak zbyt bolesne, Zacznę od tego że zdradziłam męża po ponad 20 latach małżeństwa. Od kilku lat coś nam nie grało, trudności, rodzina, dzieci, moje coraz mniejsze zaangażowanie w seks... w każdym razie na początku roku trochę się pokłóciliśmy. Trochę - to mało powiedziane. Na noże nie poszło, ale stanęło na tym że chciałabym żeby mąż się wyprowadził. Seks w dalszym ciągu był od czasu do czasu, staraliśmy się utrzymywac pozory normalnego małżeństwa, ale wszystko trwało jakby w zawieszeniu. Na początku lata odezwałam się do starego przyjaciela, z którym miałam sporadyczne tylko kontakty, głównie dlatego że mąż go bardzo nie lubił. Dlaczego - teraz dopiero wiem. Ale o tym potem. Wymyśliłam, że skoro będę na wakacjach w jego okolicach, to mogę go odwiedzić, porozmawiać o starych czasach. Nic wielkiego. Zaczęliśmy pisać na komunikatorze. Od słowa do słowa robiło się coraz bardziej pikantnie, nigdy tak z nikim przedtem nie pisałam. Ale cóż, pisanie, słowa tylko, myślałam. Umowiliśmy się, pojechałam. Mąż wiedział gdzie jadę, nie wiedział tylko do kogo. Z początku było trochę niezręcznie, ale szybko znaleźliśmy wspólny język, tak jak kiedyś, dawno temu. I jakoś tak się stało że się przespaliśmy ze sobą. Naprawdę, robiąc to, nie wierzyłam że to robię, przecież on nie był w moim typie, tu nic nie mogło zadziałać! A jednak zadziałało, zrobił mi dobrze i wpadłam z kretesem. Zrobiliśmy to zaledwie kilka razy, ale byłam absolutnie oszołomiona, podniecona i zakochana. Po powrocie do domu kochałam się z mężem i było naprawdę fajnie. Zaczęłiśmy nawet rozmawiać o naszym problemie... W międzyczasie jednak z kochankiem (bo tak go nazwałam) pisaliśmy dalej, bardzo pikantne teksty, nawet wysyłaliśmy sobie nagie zdjęcia. Prowadziłam jakby podwójne życie - w domu z mężem, w internecie - z kochankiem. Podniecało mnie to bardzo. Czas mijał a ja coraz bardziej dogadywałam się z mężem. Podkusiło mnie jednak żeby spotkać się jeszcze raz z kochankiem, teraz nie wiem - przespać się z nim ten ostatni raz, porozmawiać? Nakłamałam męża że jadę w delegację a pojechałam do niego. Do niczego nie zdążyło dojść, bo dostałam serię straszliwych sms-ów od męża, z takimi wyzwiskami że włos zjeżył mi się na głowie. On wiedział. Okazało się, do dziś nie wiem jakim cudem, że wszedł na moje konto i zobaczył wszystko. Wszystko. Całą korespondencję, zdjęcia, nawet film. Nie wiem jak bo wszystko na bieżąco wykasowywałam, a na domowym komputerze nigdy się nie logowałam. Nikt nie wie jak to się stało, bo z technicznego punktu widzenia nie było to możliwe, a jednak. Ktoś gdzieś popełnił błąd. Może ja, może kochanek. Oczywiście powiedziałam kochankowi, a on pierwsze co zrobił to pousuwał mnie ze wszystkich kontaktów, po czym postawił sprawę jasno i wyraźnie że to moja wina i ja mam wszystko naprawić. A mąż rozpętął piekło. Najpierw się upił, potem porozsyłał fragmenty korespondencji ze zdjęciami (!) do jego (kochanka) dziewczyny (tak, tak, miał on dziewczynę, kochał ją a ona jego, planowali dzieci, byli ze sobą już kawał czasu), do jego rodziny, powiadomił (na szczęście nie ze szczegółami) moją rodzinę. Po czym spakował się i wyprowadził. Wróciłam do domu najszybciej jak tylko mogłam. Błagałam męża żeby chociaż wrócił ze mną porozmawiać, zgodził się. Został w domu na próbę. Wstyd, rozgoryczenie, nienawiść do samej siebie, jakie towarzyszyły mi w tych pierwszych dniach, były nie do zniesienia. Poczucie winy mnie zabijało fizycznie. Mąż zamieszkał w oddzielnym pokoju, błagałam go o to bo nie miał gdzie pójść tak od razu. Powoli zaczęliśmy rozmawiać, próbowałam mu wszystko wyjaśnić, ale co tu wyjaśniać? Poprosił mnie o rozwód, tzn. że złoży po świętach, a ja się zgodziłam z poczucia winy. I tak żyjemy sobie, minęły dopiero dwa tygodnie, jakoś pozbierałam się sama z sobą, mąż jednak nie. Niby jest każdego dnia lepiej, ale widzę że wszystko zniszczyłam. Po tym wszystkim widzę jaka byłam głupia, że przez chwilę zauroczenia zniszczyłam całe nasze małżeństwo, i to z człowiekiem z którym tak naprawdę mnie nic nie łączy. Kocham mojego męża, nie wyobrażam sobie życia z nikim innym, ale widzę że raczej to nie jest możliwe żebyśmy byli razem. Próbuję i będę próbowała wszystkiego żeby jednak nie odszedł, ale nie chcę żeby to wyglądało że robię to z poczucia winy, że pragnę się zrehabilitować.
Czy istnieje jakaś rehabilitacja? Czy mężczyzna jest w stanie przebaczyć kobiecie zdradę i to jeszcze taką? Czy da się odbudować zaufanie? Co mam robić żeby dać mu przez to przejść jak najbardziej łagodnie? Boję się go skrzywdzić jeszcze bardziej. Panowie, którzy przeżyliście zdradę małżonki, macie jakieś spostrzeżenia, uwagi?
Bardzo żałuję tego co zrobiłam i zapłacę za to zo zrobiłam, płacę każdego dnia. Ale widok męża który cierpi, choć może nie pokazuje tego otwarcie, boli mnie stokrotnie bardziej.
Witaj Barbara.
Oczywiście, że do tego, aby budować nowy związek potrzebne są dwie osoby.
Ale główny ciężar budowy musisz wziąć na siebie.
Bo to Ty a nie Twój, mąż zrównał wasze małżeństwo z ziemią.
Będzie cholernie ciężko, z tym musisz się liczyć.
Bo miłość, wzajemne zaufanie i szacunek- to buduje się latami, a niszczy dosłownie w ułamku sekundy.
Kieruj się zawsze w życiu taką mądrą zasadą:
Cytat
Możemy w życiu robić wszystko, ale jednocześnie tylko to, aby z powodu tego co robimy, nikt nigdy nie płakał.
To wy uswiadomiliscie mi co zrobiłam, w sensie - jak skrzywdziłam drugiego człowieka. Co sie w nim dzieje.
Barbara ,nie wierzę w Twoje słowa. Dojrzała kobieta robi takie rzeczy nieświadoma konsekwencji i efektu ubocznego, aż trzeba takiego forum aby to sobie uzmysłowić, no proszę Cię. Ryzykowałaś będąc pewną siebie ,że się nie wyda, kręciło Cię to, zresztą tak jak każdego zdrajcę. Dlatego nie zadaję pytań o wyjaśnienia bo wiem ,że usłyszę kłamstwa. Osoba , która postanawia wrócić,nigdy nie powie całej prawdy bo zdaje sobie sprawę jaka ona byłaby bolesna a może czasami nie do przyjęcia.Wtedy faktycznie już dla zaoszczędzenia zdradzonemu cierpienia i ochrony jego psychiki a swojej pupy zazwyczaj kłamią. Bo co powie,że kochanek był lepszy w łóżku? Czy może ,że zrobiła to bezmyślnie? Ot taki sport,bez uczucia ,bez zaangażowania, bez czułych słów.
Milord no cóż facet jak facet, nadarzyło się to brał. W niektórych kręgach to modne wśród facetów mieć kochankę, chwalą się tym,są dumni ze swojej kondycji i przebiegłości .
Dawniej mówiło się, że facet szuka kochanki aby zostać przy żonie a kobieta szuka kochanka aby odejść od męża. Jednak w dobie emancypacji i równouprawnienia, kobiety też potrafią kochać męża i zdradzać, czego przykładem jest Barbara.
Ed65 tak, empatia - każdy uważa że ją ma,kogo byś nie spytał a zachowują się wręcz odwrotnie, nawet tutaj na forum przykłady można mnożyć
binka
"Dojrzała kobieta robi takie rzeczy nieświadoma konsekwencji i efektu ubocznego, aż trzeba takiego forum aby to sobie uzmysłowić, no proszę Cię."
Tak właśnie jest, a ty tego nie zrozumiesz bo stoisz po innej stronie. Jak się zdradza to się nie myśli o konsekwencjach, nie myśli się o przyszłości, jest tylko tu i teraz. I nic się nie liczy. Czy myślisz że jakbym wiedziała co się stanie to bym to zrobiła? Nie "co by było gdyby mąż się dowiedział", tylko gdybym była wróżką i potrafiła przewidzieć przyszłość? Gdybym tak naprawdę wiedziała co czeka moją rodzinę, co mnie czeka (muszę się powołać w tym momencie na egoizm niestety) to nigdy, przenigdy bym tego nie zrobiła. Ale jak powiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, było to dla mnie ot takie sobie, zdradzę, nikt się nie dowie, będzie fajnie. A jak się dowie to przeproszę i będzie tak jak dawniej. Tak myślałam. Oczywiście opieram się na swoim przykładzie, ale jest takich wiele, na tym forum również. Gdyby zdradzacz NAPRAWDĘ zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jestem prawie pewna że wielu zdrad by nie było.
Możemy sobie myśleć że wiemy o sobie wszystko. G***o prawda. Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.
Witaj Barbara
Oczywiście, że nie wiemy o sobie wszystkiego.
I często idealizujemy swój obraz.
Ale.......
Dorosła, myśląca osoba jest świadoma tego co robi.
Tylko małe dziecko nie zdaje sobie sprawy, że jak włoży rękę do ogniska, to sobie tę rękę poparzy i będzie bolało jak cholera.
Dorosłość człowieka polega między innymi na tym, że gdy coś robi to robi to świadomie.
I doskonale wie, co będzie czuła druga strona i jakie mogą być tego skutki.
Gdy pakuje się komuś do łóżka, to robi to w pełni świadomie.
Tylko liczy na to że to się nigdy nie wyda.
I tak było w Twoim przypadku. Na to właśnie liczyłaś. Że to co robisz, nie ujrzy światła dziennego. Że mąż się nigdy o tym nie dowie.
Po prostu liczyłaś na bezkarność.
Bo miałaś wszystko niemal perfekcyjnie zaplanowane.
I się przeliczyłaś.
Tylko teraz szukasz po prostu usprawiedliwienia dla siebie, tłumacząc się tak jak się tłumaczysz.
Czy kochanek Ciebie zgwałcił, trzymał na siłę przy komputerze?
Czy zmusił Ciebie abyś z nim pisała?
Miałaś wolną wolę i zrobiłaś to w pełni świadomie.
Teraz trzeba z pokorą czekać na orzeczenie kary.
Twoim sędzią jest Twój mąż i to on wyda wyrok.
Możemy w życiu robić wszystko, ale jednocześnie tylko to, aby z powodu tego co robimy, nikt nigdy nie płakał.
Zgadzam się, że to wspaniała idea i powinniśmy z pewnością dążyć do doskonałości, ale nie mam poczucia, że wszystkie decyzje w życiu są takie proste, że NA PEWNO nikt z mojego, czy Twojego powodu nie będzie płakał...
Z mojego (w pewnym sensie) powodu płakała niewątpliwie kochanka, bo wymusiłam swoją reakcją koniec romansu (albo mi się tak wydaje ), płakał mój mąż, bo Go męczą od roku moje kryzysy. Jeśli ostatecznie nie wytrzymam i odejdę będzie płakał mój mąż (chyba?), dzieci, a może i inni bliscy...
Poza tym okresowo torturuję się sama i w ostatnim roku wypłakałam więcej łez niż wcześniej przez ponad 3 dekady...
Więc trzeba, moim zdaniem, po prostu szukać kompromisów, bo pomimo usilnych starań nie zawsze udaje się nam uniknąć ranienia kogoś...
PS. Jestem zdecydowanie pod wrażeniem Twojej empatii w równoległym wątku Agnieszki!
binka,
Znam chyba Twoje łagodniejsze oblicze
Spróbuj się może postawić w takiej sytuacji : przechodzisz w związku bardzo poważny kryzys, masz poczucie, że mąż Cię olewa, nie poświęca Ci czasu, nie troszczy się, nie reaguje na próbę naprawy, nie sypiacie ze sobą, albo bardzo brakuje Ci w seksie czułości, dbałości o Twoje potrzeby, dowartościowania, zachwytu, pozytywnego komentarza, komplementów... Nie masz poczucia wyjątkowości, bo On po prostu zdaje się Ciebie nie zauważać, albo koncentruje się na krytyce, jest burkliwy i w złym humorze (być może Jemu też brakuje seksu, bliskości i pozytywnych sygnałów).
Tak w tym tkwicie miesiącami, a może latami...
Masz tego dość!!!
I pojawia się ktoś, kto jest Tobą zachwycony, komplementuje, nie może się doczekać itd...
Tak ja zrozumiałam przynajmniej część z tych historii, w których kobiety zdradziły...
Wydaje mi się, że w sytuacji kryzysu, który jest (być może subiektywnie) odbierany jako poważny i długotrwały i... odpowiedniego zbiegu szczególnych okoliczności bardzo wielu osobom mogły by puścić hamulce...
I w efekcie chwytałyby łapczywie te chwile szczęścia, przyjemności...
Które podobno uzależniają, jak narkotyk - tak przynajmniej porównywał mój mąż...
A jeszcze jako istota myśląca zracjonalizowałoby się swoje zachowanie - mam do tego prawo, bo np. mąż/żona mnie już nie kocha, lub naprawiam krzywdę, którą wyrządziłem wcześniej, lub rekompensuję to mężowi/żonie szczególnymi staraniami w domu lub (być może w niektórych środkowiskach?) bo wszyscy tak robią...
Cytat
facet jak facet, nadarzyło się to brał
- swoją drogą, czy nie boisz się, że obecni tu Panowie obrażą się na takie stwierdzenie...?
Zgadzam się z Barbarą, że "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono..."
Barbara
Ale jak powiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, było to dla mnie ot takie sobie, zdradzę, nikt się nie dowie, będzie fajnie.
Jak takie sobie?
Już Ci przypominam jak było; dreszczyk emocji, niepewność i jednocześnie wielka ekscytacja swoim zachowaniem, nutka tajemniczości, dowartościowanie swojej osoby, lepsze samopoczucie, endorfina, podniecenie....itd. I nie kończysz imprezy, bo jak się dobrze bawisz a impreza się rozwija to z niej nie wychodzisz
Świadomość jakie konsekwencję będą, miałaś ale przygłuszała tą rzeczywistość euforia i podniecenie.
No właśnie Barbaro teraz Ci wierzę, napisałaś prawdę-nikt się nie dowie, jest tu i teraz,jest fajnie. Kochanek miał dziewczynę i ją też zdradzał. Nie przeszkadzało. Wyobraź sobie ,że jestem tą ,która dała szansę zdradzaczowi i potrafię już to ogarnąć i nie zadaję pytań bo wiem ,że byłyby kłamstwa. Jeżeli Twój mąż przełknie tę żabę ,to macie szansę być dalej razem.
Zdradzacz jest jak złodziej. Doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji, po prostu jest tak zadufany w sobie, iz żyje w przeświadczeniu że nie zostanie złapany.
"Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono."
Oj Barbara akurat jeśli chodzi a zdradę, to prawie każdy zostaje sprawdzony. Przecież prawie wszyscy chodzimy do pracy, spotykamy ludzi. Czy na prawdę myślisz że jesteś taka wyjątkowa i jedynie Tobie jakiś tam lovelas prawił komplementy i wmawiał jaka jesteś wspaniała? Tylko Ty poczułaś pociąg seksualny do kogoś innego niż mąż? Przecież takich typków jak Twój kochaś jest na pęczki.
A dojrzała kobieta nie tylko jest świadoma konsekwencji a nawet jest w stanie przyznać się że zrobiła coś totalnie idiotycznego i nie wymyśla na poczekaniu żadnych wymówek.
Dorotka 123
Oj Barbara akurat jeśli chodzi a zdradę, ......
I tu należy zwrócić uwagę, że przeważnie zdradzony czuje się źle, spada jego samoocena i czasami błyśnie myśl, że on tez tak może i jak zdradzi to się dowartościuje. A czy sam fakt bycia wiernym przez lata małżeństwa nie jest potwierdzeniem wyjątkowości., uczciwości i wielkiej wartości człowieka?Dla czego człowiek zdradzony nie bierze tych faktów jako tarcze w odpieraniu złych emocji? Może warto w ten sposób spojrzeć, że my zdradzeni jesteśmy wartościowi i nie tuzinkowi, że jesteśmy po prostu normalni
Dorotka, ty nie rozumiesz tego cytatu.
A on w prostych słowach znaczy że człowiek może sobie gadać, prawić kazania, może uważać się za prawego, moralnego, bez skazy... Ale dopiero jak sytuacja cię dopadnie, zachowasz się jak się zachowasz. Nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz w nieprzewidzianych okolicznościach. Znasz takie powiedzenie - nigdy nie mów nigdy, prawda, nawet w tym wątku było cytowane. Ja też kiedyś mówiłam, że nigdy bym tego nie zrobiła, że to niemożliwe. Życie pokazało inaczej.
A ja nie jestem tu po to żeby się użalać, usprawiedliwiać, jestem tu po to żeby zrozumieć co tak naprawdę zrobiłam, po to żeby walczyć o swoje małżeństwo. Powoli ogarniam już sytuację, powoli się godzę z tym co się teraz dzieje. I proszę, nie wrzucajcie do jednego worka tych którzy zdradzili, żałują i proszą o wybaczenie z tymi którzy zdradzili po to żeby upodlić, odejść i nigdy nie wrócić.
Na wstępie ogólnie;
Założeniem forum jest, o ile dobrze zrozumiałem, pomoc osobom które o pomoc się zwracają ...
... a nie kamienowanie, czy ulga własnym stresom kamienując.
A wracając do Barbary;
Akurat wierzę jej w kwestii myślenia o konsekwencjach. Konsekwencje wypiera się lub je się marginalizuje czy nawet gloryfikuje (chcę być z kochasiem). To tak samo jak pijaka perspektywa kaca nie odciągnie od butelki, czy narkomana perspektywa rynsztoku od igły.
Może później coś jeszcze dopiszę. Za bardzo mi ta historia pod skórę idzie.
człowiek może sobie gadać, prawić kazania, może uważać się za prawego, moralnego, bez skazy... Ale dopiero jak sytuacja cię dopadnie, zachowasz się jak się zachowasz. Nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz w nieprzewidzianych okolicznościach
barbaraF trochę Cię rozumiem, u mnie tez zaczęło się od internetu i od słów z czasem przeszli do czynów...
Widzisz, w moim związku to ja zawsze uważałem siebie za osobę bardziej podatną na uleganie pokusom i w pewnym momencie pozwoliłem "powymierać" moim kontaktom z koleżankami tak aby nie kusiło na wszelki wypadek.
Mogę mówić tylko o swoich odczuciach, ale uważam że gdy przekroczy się pewną granicę to cała sprawa przybiera postać pędzącej kuli śnieżnej która się powiększa i nie bardzo wiadomo jak ją zatrzymać...
Wiem że moja żona zadawała sobie pytanie "dlaczego?" Wiem że nie planowała w żaden sposób rozwoju sytuacji, i tak jak napisane powyżej liczyło się tylko TU I TERAZ.
Generalnie byliśmy zgodnym małżeństwem które w pewnym momencie natrafiło na pewne niedogodności (bardziej z zewnątrz) i one w połączeniu z gachem bajkopisarzem stały się świetnym usprawiedliwieniem do przejścia na druga stronę barykady.
A potem już poszło, jej wątpliwości zbijane tylko przez gacha że tyle energii sobie dają, że liczy się ona itd. itp. Do czego to ją doprowadziło to pisałem już gdzie indziej.
Ale na pytanie dlaczego to ani ja tego nie wiem, ani ona teraz i wcześniej będąc w amoku też nie wiedziała - skąd to wiem - w swoim czasie przestudiowałem ponad 300 stron korespondencji którą chciałem między innymi wykorzystać w sądzie.
I powiem Ci że mimo iż jakoś to sobie poukładałem to nie ma dnia abym sobie sam tego pytania nie zadawał.
I tak to chyba już będzie i trzeba się nauczyć z tym żyć jak z migreną....
Marta.
Ale to nie w wyniku Twojego działania płacze Twój mąż, płakała kochanka.
Bo Ty nic złego nie zrobiłaś. Nie oszukiwałaś męża, nie wlazłaś jakiemuś łajzie do wyra.
To nie Ty niemal rozwaliłaś rzecz w dzisiejszych czasach najcenniejszą- rodzinę.
Nie Ty tę parę rozanielonych gołąbków skierowałaś do łózka, gdzie spędzali ze sobą upojne chwile.
To, że oni a przynajmniej Twój mąż ryczą- to tylko skutek ich działania.
I do nikogo o to nie mogą mieć pretensji.
Bo to są zawsze autonomiczne decyzje osób decydujących się na zdradę.
I jest tak jak powinno być: jest przestępstwo- jest i kara.
A czasami zapada wyrok śmierci, tylko egzekucja została odsunięta w czasie.
Bo nie wiadomo czy nastąpi(zdrajca liczy na akt łaski ze strony zdradzonej osoby).
Ale i wie, że jednak w każdej chwili może zostać wykonana tylko nie wiadomo kiedy.
Będzie żył w ciągłym strachu, że to co zrobił może się spotkać z odwetem w najmniej spodziewanym przez niego
momencie. Gdy już będzie pewien, że już jest cudownie i wspaniale i się na nowo zakochał w swojej żonie/mężu.
Bo druga strona będzie miała dość jego towarzystwa
Taka jest straszliwa cena jaką trzeba zapłacić za czasami wątpliwą chwilę przyjemności.
Marto ja potrafię sobie wyobrazić taką sytuację, wiem że czasami tak jest. Nawet wówczas gdy żyliśmy każde sobie próbowałam nawiązać znajomość i nie mogłam się przełamać pomimo wszystko. Być może to nie był ten , a może blokada spowodowana jakimiś normami społecznymi, nie wiem. A może tak miało być.
Smutne to że niektórzy ludzie naprawde potzrbyjący dostają kilka rad ...dwie-trzy podstrony...i koniec.
A tutaj wątek załozony przez kwintesencje zdrady...i jaki odzew,ile podstron.
Niesłychane.
Nie rozumiecie ze to mówi ZDRADA????Czyli to,co tak nienawidzimy i co nas skrzywdziło.
zatracony, widocznie ludziom potrzebna taka dyskusja. Bo w tej chwili to jest dyskusja nad zdradą, ja dostałam już dawno odpowiedzi których szukałam. Wtrącam się tylko od czasu do czasu, jak widzę sens.
Ludzie wciąż szukają odpowiedzi na niektóre pytania, a taka dyskusja czasami otwiera oczy na szczegóły o których się nie wiedziało że są w ogóle istotne.
Właśnie ilość komentarzy świadczy ile złego robi zdrada. Uważam, że niewielki procent ludzi potrafi naprawdę wybaczyć, odbudować związek . Przeważnie są to ludzie, którzy nie zadowalają się prostymi odpowiedziami na pytanie,dla czego? Są świadomi swej sytuacji i nabywają wiedzę nie tylko życiową ale i naukową na temat zachowania ludzi. Dążą do poznania przede wszystkim samego siebie jak i partnera. Ludzie czasami latami żyją w związku i tak naprawdę pomimo nienagannych relacji nie znają siebie na wzajem. A jest to klucz do sukcesu w odbudowie związku po zdradzie. Nie sądzę by w tak, krótkim czasie Barbara poznała odpowiedź...pisze, że wie ale chyba zadowoliła się prostymi odpowiedziami. Osobiście próbuje zgłębić swój temat i czym więcej poznaje, nabywam wiedzy w tym temacie tym bardziej jestem zagubiony i więcej nasuwa się pytań a jedno powtarza się nie ustanie, dla czego? Nie ma prostych odpowiedzi na to pytanie i nie dla tego, że każdy z nas jest inny, bo schematy zachowań w sytuacji zdrady są dla każdego z nas takie same, lecz dla tego, że relacje między ludźmi przed jak i po zdradzie różniły się diametralnie i w tym przypadku można mówić ilu ludzi tyle zachowań. Więc fakt gdzie dojście do odpowiedzi na pytanie, dla czego? nie jest tak oczywiste jakby się to wydawało, stawia związek przed karkołomną pracą nad swoimi relacjami.
zarobiony jestem dlaczego nie wiem do dzisiaj moja zona również. Fakt nie sądzę aby w tak krótkim czasie znalazła odpowiedź.
Odbudowa związku - nie ma czego odbudowywać - można budować na nowo odbudowywać nie ma czego. Nie będzie już dla męża tym kim była i on nie będzie tym kim był. Ja nazywam to jest jak zły dotyk.
Ostatnio w weekend ona powiedziała że czasami mysli sobie co czułem gdy wiedziałem co wyprawia - nie wie i się nie dowie trzeba to po prostu przeżyć. Nikomu nie życzę.
Barbaro jak myślisz ilu z nas miało okazję a nigdy nie przekroczyło granicy? Kiedyś mój przyjaciel powiedział zdradza ten który mniej kocha w związku. Jest większym egoistą. Mam wyjazdy weekendowe średnio 4 razy do roku jak myślisz ile razy zostałem na integracjach? Nigdy. Gdy mojego małżeństwa nie było "przyjaciółka" próbowała mnie pocieszyć wyszedłem z pokoju zamówiłem taksę i wróciłem do domu.
I nie jest tak że okazja atmosfera i inne pierdoły. Po prostu zły wybór nie atmosfera. W pełni swiadomy. Do tego ta adrenalinka fly i bohema. Tak jest wyjaśnień szukamy później bo kryzys bo nie sypialismy razem bo brak było czułości.
Tylko wytłumaczenia słowa dobre jak każde inne. Dorośli ludzie rozmawiają. Najgorsze że zdradzacz bardzo szybko chce przejść do dawnego życia jak by nic się nie stało - niestety stało się.
Ty zbierasz plony swojego postępowania, uwierz on cierpi bardziej. Mimo wszystko powodzenia - ten co dał szanse
Barbara ręce opadają... Godzić się z tym co się zrobilo i jednoczesne chowanie się za oklepanymi powiedzonkami, wymówkami...A ja myślalam że godzić się można tylko z czymś na co nie mamy wplywu?
Osoba, która naprawdę żaluje swojego czynu takiego jak zdrada, gdzie sprawila komuś cierpienie jest w stanie sobie wybaczyć dopiero po latach, a nie po paru dniach.
Barbara stań twarzą w twarz z rzeczywistością, to będzie bolesne, a wstyd to okropne uczucie ale nie ma innego wyjścia, przyznaj się do tego co zrobilaś przed samą sobą, przestań szukać winnych. Przestań wmawiać sobie że to wszystko dlatego że bylaś w nadzwyczajnych okolicznościach i każdy inny zrobilby tak samo. To bzdura totalna. To się stalo dlatego że taka jesteś i tyle. Zaakceptuj siebie, wyciągnij wnioski na przyszlość.
Dorotka, ręce to mi opadają jak ciebie czytam. Ty może weź i raz chociaż przeczytaj coś ze zrozumieniem. Gdzie ja napisałam że godzę się z tym co zrobiłam? Gdzie ja napisałam że byłam w nadzwyczajnych okolicznościach? Gdzie szukam winnych? Proszę cię, lepiej się nie wypowiadaj jak nie wiesz co powiedzieć, bo widzę że tylko wylewasz swoje żale i rzucasz oskarżenia. Twoje rady to slogany, wałkowanie w kółko na okrągło tego samego. Czy ja aktualnie napisąłam że proszę o radę? Owszem, na początku dyskusji tak, ale nie teraz. Wszystkie rady, dobre i złe, już dostałam, po co piszesz to co już od dawna wiadomo? Cytujesz moją wypowiedź a potem zaprzeczasz że napisąłam to co napisałam, a moje własne słowa bierzesz jako swoje? Czytaj ze zrozumieniem Dorotko, to więcej będzie pożytku z ciebie na tym forum...
Hmm to może ktoś podszywa się pod Ciebie
Przeczytaj ponownie co napisalaś:
barbaraF dnia październik 09 2013 15:05:11
A zacytowalam to "powoli się godzę z tym co się teraz dzieje"
Ja odnioslam się tylko do tego co napisalaś, a Ty mnie najzwyczajniej zaczelaś obrażać. Szkoda że nie potrafisz poprowadzić zwyklej dyskusji.
"Czy ja aktualnie napisąłam że proszę o radę?"
Nie wiedzialam że Ty masz prawo decydować kto może, a kto nie może się wypowiadać? Jeśli nie chcesz czytać kolejnych komentarzy to nie wchodź tu i ich nie czytaj.
Nie piszę tu więcej bo poziom komunikacji sięgną dna.:kapitulacja
Dlaczego mają przystopować? Nie jestem przekonany Betrayed czy dobrze zrobiłeś wygwiazdkowując słowo "kretynkom" w moim wpisie kilka stron wcześniej. Bo po pierwsze nie zwracałem się bezpośrednio do Barbary, po drugie teraz każdy może sobie swobodnie wstawić tam dowolne słowo, które faktycznie będzie obraźliwe, a potrzecie, prawdopodobnie nie raz lub dwa Barbara tak dokładnie w myślach siebie nazywała. To może napisz Baśka w jaki sposób starasz się teraz przekonać męża, że jednak warto wbrew wszystkiemu dać ci jakąkolwiek szansę? No i czy gdyby kochanek jednak stanął za tobą > to byś od męża odeszła. Bo widzisz. To fundamentalne pytanie, które prawdopodobnie zadaje sobie twój mąż. Ma pewnie wrazenie, ze zostałaś póki co z nim bo kochaś zapakował pałkę w futerał i się zwinął. Co robisz by uzyskał tymczasową pewność, że powtórki z rozrywki nie będzie? Najlepiej by chyba było gdyby sam się tu pojawił. Przeważnie nikt nie ma pretensji o byłych lub byłe z przed daty rozpoczęcia związku, natomiast w trakcie już tak. Sprawiłaś, ze przestał czuć się kimś dla ciebie ważnym > a to jest zawsze najmocniejszą podwaliną każdego związku.
Milord, faktycznie nazywalam sie i w myślach i głośno tak ze "niecenzuralne" na określenie tych słów to zbyt łagodne określenie.
Odpowiadając na twoje pytanie - przez ponad dwa tygodnie rozmawialiśmy, spędziliśmy dużo czasu ze sobą, ale spaliśmy osobno. Trzeba było wyjaśnić wiele niewyjaśnionych spraw, ale to nie są rzeczy o których chce pisać na forum. Chciałam dac mu sie odnaleźć, podjąć właściwa decyzje, nie naciskałam. Postanowił sie wyprowadzić to w porządku, choć tak właściwie to nie wiem do końca czy sie wyprowadził bo jest od wtorku na kursie, wiec siła rzeczy do niedzieli musielibyśmy być osobno. Zdecydowaliśmy ze nie będziemy sie do siebie odzywać przez ten czas, on złamał to postanowienie w pierwszy dzień ale oczywiście byłam szczęśliwa ze sie odezwał. Na razie cisza i tak ma być. Ma odpocząć ode mnie, jest zajęty. Zobaczymy co bedzie po jego powrocie.
Teraz następne twoje pytanie - "No i czy gdyby kochanek jednak stanął za tobą > to byś od męża odeszła". Nie odeszłabym. Może inaczej - nawet gdyby maz mnie zostawił, nie zwiazalabym sie z tamtym. Oczywiście, przez myśl mi przeszło na początku, ze może... Ale po zrobieniu rachunku korzyści i strat okazało sie szybko ze z tym człowiekiem nie da sie jednak być. Dlatego tez przez tyle lat nie znalazł sobie kogoś na stałe.
Co zrobiłam żeby męża przekonać ze powtórki z rozrywki nie bedzie? Zerwalam wszelkie kontakty z tamtym, tyle tylko mogłam zrobić. Może dotrze to kiedyś do męża ze jeśli przez tyle lat, i tyle okazji, nigdy tego nie zrobiłam, to może mozna zaufać ze tego nie zrobię wiecej. Ha, wiem, pobożne życzenia. Zaufania bowiem już nie ma. Mnie naprawdę nie zależy na facetach. Zrobiłam to bo przez chwile zrobiłam sie p...a egoistką, bo wyrwalam sie na chwile z klatki, bo mi odbiło. I jeżeli maz mnie zostawi, to niestety będę musiała to przełknąć, może sie udlawie i wtedy wszyscy bedą mieli spokój raz na zawsze.
Dlatego że od takiej wymiany zdań się zaczyna i końcowej uwagi Dorotki zaczyna się pożar
Wykropkowałem bo w sposób zawoalowany (może nie celowy) skierowane to było również do autorki - taką decyzję podjąłem.
Na zadane pytanie" dlaczego?", zazwyczaj sptykamy się z pustym spojrzeniem i odpowiedzią - "nie wiem", "samo tak wyszło" lub coś podobnego. Dopiero w drugiej kolejnosci lub chwili namysłu dostajemy cała listę skarg i zażaleń typu kryzysy itd.
Dlaczego? bo nie kryzys ani inne wymówki były głównym powodem poczynań zaradzającego.
Barbaro, nie wsciekaj się tylko dlatego, że opinia nie jest po Twojej mysli. Jak widzisz nie tylko Dorotka ma takie zdanie na temat "okoliczności", ale inni forumowicze tez i ja również dołączam do tego grona. Nic Ci to nie mówi?
Cytat
barbaraF dnia październik 09 2013 23:31:39
Gdzie ja napisałam że byłam w nadzwyczajnych okolicznościach?
Cytat
barbaraF dnia październik 09 2013 15:05:11
Nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz w nieprzewidzianych okolicznościach. Znasz takie powiedzenie - nigdy nie mów nigdy, prawda, nawet w tym wątku było cytowane. Ja też kiedyś mówiłam, że nigdy bym tego nie zrobiła, że to niemożliwe. Życie pokazało inaczej.
Cytat
Gdzie szukam winnych?
np
Cytat
Wiem że głupio to zabrzmi ale trochę czasu zajęło mi przekonywanie siebie że jednak nie tylko ja jestem winna, że jednak ta druga strona (czyt. kochanek) ponosi największą winę za to co się stało.
Cytat
Postanowiliśmy zrobić rachunek sumienia i zadecydować w którą stronę chcemy pójść. Niestety, nie zdążyliśmy, bo mi odbiło. Pojechałam TAM mimo wszystko. Tłumaczyłam sobie, że jak już poczyniłam tyle przygotowań do tego wyjazdu
Cytat
To prawda, zdradzilam meza i za te zdrade ja i tylko ja biore odpowiedzialnosc. Ale nie tylko ja jestem winna sytuacji sprzed. Myslcie co chcecie, moj byly kochanek chyba jest za to najbardziej odpowiedzialny, bo wiedzial doskonale jaka jest sytuacja i ja podstepnie wykorzystal.
Cytat
Nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz w nieprzewidzianych okolicznościach. Znasz takie powiedzenie - nigdy nie mów nigdy, prawda, nawet w tym wątku było cytowane. Ja też kiedyś mówiłam, że nigdy bym tego nie zrobiła, że to niemożliwe.Życie pokazało inaczej.
Barbaro to przecież TY napisałaś!
Nie atakuj ludzi którzy Ci chcą pomóc, wskazując Ci Twoje błedy.
Po wyprowadzce meza napisałaś fajne posty, nie tylko tu.ale chyba się juz otrzasnelaś i wrociła "stara" Barbara.
ps. dobrze że sprowadziliscie tę dyskusje na wlasciwe tory wczoraj stąd ucieklam jak zaczelam czytać o tym niedowartościowaniu kobiet uciekajacych do kochasiow czy nadzwyczajnych okolicznosciach. Mozna bylo straciś wiarę, że ludzie moga zyć ze sobą nie zdradzajac. Juz myslałam że jestem z innej planety Ostatnio wogole pojawiło się tu kilka tematów strasznie dołujacych.
Komentarz doklejony:
Dlaczego? bo nie kryzys ani inne wymówki były głównym powodem poczynań zaradzającego.
*
miało być : ani inne wymówki
Cytat
nie były
głównym powodem poczynań zaradzającego.
lub po przemysleniu .. wogole nie byly powodem.
Betrayed40 , moze przynajmniej w tym wyrazie zostawic jakieś literki środkowe bo naprawdę mozna skojarzyc w tym miejscu bardzo niecenzuralne słowa i kontekst wypowiedzi się zmienia a sam autor ukazuje się jak jakis nie panujący nad sobą frustrat.
Czekaj czekaj. Spokojnie. Wdech i wydech. (to było celowo Betrayed i jak się okazało zgodne z prawdą). Wiesz co w rzeczywistości tak naprawdę łączy ludzi BarbaroF? Wytwarza więź? > Nie aparycja. Nie zasobność kieszeni, i udany sex. (nie... sex to pewnie wygwiazdkuje. "zbliżenia" będą odpowiednie) To rozmowa. Kiedy wiesz, że mozesz z kimś porozmawiać totalnie bez tematów tabu. Zacznij od tego. Założę się o co chcesz, ze unikaliście takich rozmów.
Czy Ty naprawdę uważasz, że istnieją jedyne "właściwe tory" dyskusji...?!!
Rozumiem, że Tobie jest potrzebne gwałtowne wyrzucanie z siebie negatywnych emocji, ale być może poznawanie różnych postaw, różnych punktów widzenia może bardziej wzbogacać i dawać nam do myślenia, żeby ostatecznie przestać przeżywać tę traumę tak gwałtownie...?
Mam wrażenie, że nawiązałaś do mojej potrzeby i gotowości zrozumienia emocji zdradzających...
A czym Ty tłumaczysz zdradę swojego męża (nie znalazłam szczegółów Twojej historii), jeśli np. słabością charakteru, to daje to moim zdaniem mniejsze nadzieje na uniknięcie recydywy...
Ja też wierzę, że ludzie mogą żyć ze sobą nie zdradzając, ale uważam, że pewności, że do zdrady nie dojdzie nie może mieć niestety nikt...
Nawet Ci, którzy żyją w idyllicznych, idealnych wydawałoby się związkach mogą nie wiedzieć o czymś, co się już wydarzyło (znam kilka przypadków, kiedy kobiety latami nie przyznawały się mężowi do popełnionego błędu i... tu nadzieja dla Panów, którzy o to czasami pytają - nie powtarzały procederu).
Ja też jestem zdziwiona, jak szybko Barbara się otrząsnęła - być może jest rzeczywiście nieprzeciętnie silna, być może pomaga Jej fakt, że mąż wyjechał i nie widzi Jego cierpienia, nie odczuwa Jego emocji.
Pewnie chciałaby, jak wszyscy chyba zdradzacze, szybko o sprawie zapomnieć... Nadal nie uważam, że mąż musi Ją oszczędzać - ma prawo okazać, co czuje. Wręcz powinien to moim zdaniem robić!!!
Ale może dla równowagi niektórzy z nas mogą Jej pomóc to przetrzymać, jeśli się załamie i będzie takiego wsparcia potrzebowała... Mnie osobiście Barbara nie skrzywdziła i mogę chyba spojrzeć na ich historię z boku i starać się pomóc. W przeciwieństwie chyba do niektórych forumowiczów nie czuję nienawiści do wszystkich zdradzaczy, dlatego że zdradzili...
Zdradzacz - też Człowiek! ;-)
Kik,
Ja nie twierdzę, że każdy w tamtych okolicznościach zrobiłby to samo, ale pisałaś kiedyś chyba w innym wątku, że byłaś w sytuacji, kiedy niewiele brakowało... Właśnie dlatego, że byłaś w konflikcie z mężem...
Niektórym wystarczy niewiele okoliczności sprzyjających (np. brak kontroli po alkoholu), inni są "urabiani", uwodzeni na przestrzeni miesięcy, ale ja nadal uważam, że dla każdego z nas jakieś ekstremalne okoliczności by się znalazło...
Czy ktoś z Was naprawdę czuje się Aniołem w czarno-białym świecie...?
Kik, jak każdy człowiek, odpieram ataki. Dorotka mówi o nadzwyczajnych okolicznościach, ja - o nieprzewidzianych. Może to i to samo, dla mnie nie. Chodziło mi o to że ja się nie czuję wyjątkowa, co mi zarzucała Dorotka, może wyjątkowo podle, to tak, ale to nie były jakieś wyjątkowe okoliczności. Ot, zatracenie, jakich w świecie wiele.
Cytaty, które przytoczyłaś, są sprzed... z początku? Troszkę mi się spojrzenie zmieniło, z każdym dniem się zmienia, sama dobrze wiesz jak to jest. Poczytaj moje posty od strony 11. Nie chcę się wybielać, bo nie ma co wybielać, przechodzę po prostu przez wszystkie etapy po... Bo to niestety nie tylko WAS, zdradzonych dotyczy. Reakcja na stratę dotyczy wszystkich, wasze dzieci też.
Bardzo pięknie opisane są na forum etapy reakcji na stratę. Ja tu przedstawię bardzo krótko troszeczkę inną, ale bardzo podobną klasyfikację (Kuebler-Ross), szeroko rozpowszechnioną na Zachodzie. Faza 1 - SZOK (brak emocji, zatrzymanie procesów psychologicznych) Faza 2 - ZAPRZECZANIE (samo za siebie mówi) Faza 3 - TARGOWANIE SIĘ (próbujemy targować się z losem, negocjować, pragniemy odwrócenia sytuacji, szukamy winnych) Fazy 1-3 odzwierciedlają psychologiczną walkę którą toczymy aby nie dopuścić do siebie złej wiadomości Faza 4 - DEPRESJA (ŻAŁOBA) czyli uświadomienie sobie straty. Każdy przeżywa na swój sposób, zazwyczaj gromadzimy się, chcemy być razem. Ta faza jest najważniejszym etapem w radzeniu sobie ze stratą. Żeby z niej wyjść nie wolno stracie zaprzeczać, trzebamówić o emocjach, o stracie. Bez tego nie można przejść do ostatniej fazy. Faza 5 - AKCEPTACJA, czyli radzenie sobie z zaistniałą sytuacją, odpowiedź na pytanie jak teraz żyć, jak działać.
Wszyscy ludzie przechodzą przez kolejne fazy reakcji na stratę, ale u każdego trwają one różnie. Nie wszyscy czują potrzebę zbiorowego odczuwania emocji, niektórzy potrafię się do tego zdystansować. Nie oznacza to, że nie przeżywają tragedii, czy że przeżywają ją mniej.
Ja też przechodzę przez te etapy, podobnie jak wy i również te osoby któe was zdradziły. Bo to nie tylko dla was, zdradzonych jest strata. I proszę, nie zrozumcie mnie źle, piszę tu o takich przypadkach jak mój, ale rozumiem też że są takie przypadki że ktoś odszedł do kochanki(a), zostawił rodzinę i nie chce wracać. Wtedy rozumiem, strata odczuwalna jest tylko przez jedną osobę.
Myślę że mój mąż jest jeszcze w fazie 3, ja chyba gdzieś między 4 a 5, sama nie wiem. Ale uświadomienie pomaga.
Smutne to że niektórzy ludzie naprawde potzrbyjący dostają kilka rad ...dwie-trzy podstrony...i koniec.
A tutaj wątek załozony przez kwintesencje zdrady...i jaki odzew,ile podstron.
Niesłychane.
Nie rozumiecie ze to mówi ZDRADA????Czyli to,co tak nienawidzimy i co nas skrzywdziło.
Nie zuważyłeś, że większość udzielających sie w tym wątku, to osoby, które dały szanse zdradzającym i mają trochę inne do nich podejście, nie tak radykalne, co jest oczywiste przez sam fakt pozostania. Tak więc wiele osób oprócz rad które daje Barbarze wyciaga coś dla siebie, a jest co, bo Barbara dość dobrze przedstawia obraz zdradzającego.
Słowo klucz, które powtarza, to egoizm. To odpowiedź na wszystkie pytania, jakie sobie zadajemy po zdradzie.
Np. jak ona mogła sie z nim pieprzyć, więdząc ze niszczy rodzine, zadaje cierpienie mnie i dzieciom. Ano mogła, bo zdrada to esensja egoizmu w związku. Dom, rodzina, meblościanaka, mąż, dzieci, , tapczan...to równoległy świat, który nie istnieje w momencie kiedy jest z kochankiem, zaden zdradzajacy nawet sie nad tym nie zastanawia, a wiec nie jest swiadomy swojej winy. Są tak skupieni na swoim wewnetrznym świecie, swoich emocjach, ze nie dostrzegaja realnego człowieka obok, nawet jesli sa z nim wiele lat, a juz w ogóle nie myślą że moze go to zranic, zaboleć, przecież jego to nie dotyczy, on jest elementem tła, z inego świata. Moja żona mi powtarzała "nie chciałam cie zranić, to w ogóle nie chodziło o ciebie, to chodziło o mnie, moje kompleksy, niskie poczucie wartości"
Dlaczego wracaja do tego co zniszczyli i nagle śa najszczęsliwsi, mogąc zostać u boku swojego zdradzonego partera?
Odpowiada nam Barbara:
Cytat
Oczywiście, przez myśl mi przeszło na początku, ze może... Ale po zrobieniu rachunku korzyści i strat okazało sie szybko ze z tym człowiekiem nie da sie jednak być. Dlatego tez przez tyle lat nie znalazł sobie kogoś na stałe.
I znowu egoizm, który podpowiada gdzie jest lepiej...oczywiście trzeba to ubrać w odpowiednie słowa...zrozumiałam jak kocham swojego męża i ile mogę stracić przez swoją głupotę(to nie cytat to standard, który słyszy pewnie wielu)
Tu od razu odpowiedź dlaczego rozpadaja sie zwiazki kochanków, no bo jak ma żyć ze soba dwoje egoistów.
Ale czy to znaczy, ze jesli zdradzacz mówi swojemu zdradzonemu partnerowi, ze go kocha, że pragnie z nim być, to wyrachowanie, kłamstwo? Niekoniecznie, tylko ze ta miłość wyraża sie w słowach " kocham go, bo go potrzebuje", a czy nie powinno być tak " kocham go i chcę mu wiele ofiarować".
Marta74Czy ktoś z Was naprawdę czuje się Aniołem w czarno-białym świecie...?
Ja się czuję....ale poczucie to za mało
Wracając do sytuacji proszę o zerknięcie do statystyk ilu ludzi zdradza w związku (nie koniecznie małżeńskim)...w Europie przeciętnie to od 25% do 55% populacji. I szybko się nasuwa myśl czy w trakcie badań wszyscy się przyznali...oczywiście nie. W krajach w których ten procent jest mniejszy, ludzie są bardziej nazwijmy to...pobożni....więc w większości się po prostu nie przyznają do zdrady. Natomiast ja osobiści uważam, że jest to średnio ok 50% (opieram opinię na różnych danych z tej kwestii) Tak wiec zdrada jakby była wpisana w nasze życie. Tylko czy na pewno winę za nią ponoszą zdradzacze i sytuacje, które ich dopadły? Może ktoś tu mnie znowu skrytykuje ale uważam, że nasze geny mają tu wiele do powiedzenia, a sprawa zdrady nie wynika z sytuacji tyko z dążenia człowieka do ciurlania się na lewo i prawo w celu utrzymania gatunku. U jednych te pierwotne instynkty są bardziej wyraziste niż u innych. Jedni są w stanie je okiełznać inni nie. Dlatego na pytanie dlaczego, nie ma prostej odpowiedzi...jeśli w ogóle jest odpowiedź na nie.
Oczywiście temat morze i dyskutować nad nim można godzinami...no ale nad czymś trzeba dyskutować w poszukiwaniu odpowiedzi.... dlaczego nam to robicie zdradzacze?
Ps Oświadzam, że nigdy nie broniłem, nie bronię i nie mam zamiaru bronić niewiernych. Chcę jednak odpowiedzieć sobie i im na pytanie...
Komentarz doklejony:
Lagos
Tu od razu odpowiedź dlaczego rozpadaja sie zwiazki kochanków, no bo jak ma żyć ze soba dwoje egoistów.
Na ten temat też jakiś nudzący się profesor niemający ważniejszych zadań wykonał badania i wybadał, że prawie wszystkie związki kochanków się rozpadają w niedługim czasie. Związki te nie były nastawione na wspólne rozwiązywanie problemów, nie powstawały w atmosferze budowania związku tylko w atmosferze brania. Każde z nich tylko brało, oni nie traktowali w pierwszym stadium romansu, związku jako struktury, która pozwoli im się cieszyć życiem, rozwiązywać problemy oni w tej fazie tylko brali.Później przychodzi ŻYCIE, zwykła szara rzeczywistość z którą trzeba się zmierzyć i wychodzi ich niedoskonałość w próbie budowania czegoś nowego.
Natomiast powroty do starego związku mają w większości przyczyny takie jak bezpieczeństwo,pewność, stabilizacja, przewidywalność...sytuacji jak i drugiego człowieka. Moim zdaniem jednak przeważa poczucie bezpieczeństwa i to jest główny powód powrotów, dochodzi szacunek ( tak wiem w takiej sytuacji szacunek...ale jednak tak jest) a na pewno nie miłość ( po 20 latach w związku.... proszę Was)
Komentarz doklejony:
lagos piszesz o egoizmie w negatywny sposób...to znaczy z punktu widzenia zdradzonego...więc czy Ty nie jesteś egoistka dbającą pod przykrywką dobra związku o swoje racje i potrzeby? Postaw się w roli zdradzacza...co Ciebie obchodzi wtedy partner, meblościanka, rodzina.
Egoizm to bardzo dobra sprawa dla człowieka...oczywiście mówię o egoizmie tz zdrowym. Wiesz jeśli człowiek potrzebuje takiej karuzeli jaką jest zdrada, to w jego przypadku egoizm to dobra rzecz., dba o swoje potrzeby,samopoczucie itd. Słowo to pada zawsze od strony ludzi , którzy czuję się, że ich interesy nie zostały zachowane, czy wzięte pod uwagę, czyli również w pewien sposób są egoistami. Nie sądzę, żeby zdradzający wpadł na pomysł określenia siebie egoistą...bo jakie miałby kutemu powody? Myślę, że słowo egoizm nie pasuje do zdrady...myślę, że określenie nieodpowiedzialny człowiek...lub coś w tym rodzaju. Egoizm (zdrowy) to dobra rzecz, bo na nim w pierwszej fazie powstawały nasze związki.
Zarobiony,
Ja się od dawna zastanawiam nad definicją zdrowego egoizmu...
Gdzie są jego granice - ktoś z Was zna jednoznaczną odpowiedź...?
Piszesz, że po 20 latach nie wiąże już ludzi miłość - to chyba zależy od definicji miłości...
Czy miłością nazwać można to, co się czuje po tygodniu, czy to, co powoduje, że jesteś bardzo blisko z kimś po 20-30 latach, z kimś kto jest coraz starszy, brzydszy, mniej sprawny i... chcesz z Nim/Nią żyć dalej wbrew pokusom i życiowym huraganom...
Lagos,
Piszesz o przesłaniu "Kocham Go i chcę Mu wiele ofiarować" - tak powinno być, ale gdyby to było tylko ofiarowywanie i druga strona nie dawałaby nic, to przecież też patologia...
Musi być jakaś równowaga...
Inaczej chyba można to nazwać emocjonalnym uzależnieniem, które może spowodować, że zdrady i maltretowanie wybacza się w nieskończoność...
Nie...chodzi mi o czystą chemię wytwarzana przez mózg w celu robienia nam dobrze. Później natomiast jest między innymi szacunek (moim zdaniem najważniejsza rzecz w życiu...prócz egoizmu )
I tu nasuwa się pytanie jak żyć z człowiekiem, który ten szacunek w nas stłumił, zniszczył dając **** komuś innemu?
Co do egoizmu to nie ma granic...każdy musi określić swój zdrowy egoizm. Żyjemy, bo jesteśmy egoistami i mamy gdzieś potrzeby innych....powiem więcej, większość z nas dobrze się z tym czuje...prawda
Barbaro ja śledzę Twój wątek i najwnikliwiej czytam Twoje wypowiedzi- wszyscy, chyba na czele z Tobą, wiedzą doskonale, co myślę na temat zdrady. nie jestem jednak jakimś betonem i czasem bywają jakies jednostkowe przypadki, gdy patrzę bardziej przychylnym okiem na kogoś, kto zdradził- Ty jesteś dla mnie kimś takim. Ja zgadzam się z Twoją teorią na temat umiejscowienia Ciebie i Twojego męża na tych poszczególnych etapach PO. Dlatego na samym początku pisałam Ci o tym, byś była inteligentna i bystra i byś umiała dobrze się "wstrzelić" w odpowiedni etap, jaki występuje u Twojego męża. Może naprawdę coś jeszcze ugrasz, a pamiętaj- o porządnego mężczyznę, wartościowego człowieka( z Twoich postów wynika, ze Twój maż jest właśnie taki) warto jest zawalczyć i poczekać, byle kogo złapać możesz w pięć sekund, a o cenne rzeczy trzeba troszkę powalczyć.
Barbara, mój poprzedni wpis został przez Ciebie przyjęty jako atak na Twoją osobę. Ja natomiast nie oceniałem Ciebie lecz twoje postępowanie.
Sytuacje waszego małżeństwa nie rokuje dobrze. Jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił twój mąż po dowiedzeniu się o zdradzie było powiadomienie rodziny. Coś takiego robią tylko osoby które z hukiem chcą skończyć związek. On to robił bez zastanowienia, spontanicznie. Został ze względu na twoje zdrowie. Trudno będzie mu się jednak z tego wycofać. Nie tylko został zdradzony, ale po teatralnym zakończeniu związku wraca do żony. Co z jego męskim ego.
Nie naciskaj aby już teraz wrócił do domu. To powinna być jego decyzja. Oczywiście mów że czekasz i tęsknisz, ale nic więcej. Jeżeli będziesz zbytnio naciskała efekt może być odwrotny. Będzie unikał kontaktu z Tobą i na tym ucierpią kontakty z dziećmi.
Dzięki bazyl za opinię, tego nie brałam pod uwagę. Co do kontaktów z dziećmi, to problemu raczej nie ma bo syn studiuje i mieszka w akademiku, córka mieszka w domu ale ma 20 lat, więc jest dorosła. Zresztą, to właśnie ona ma duży wkład w powiadomienie rodziny, jak się okazuje. A po zdarzeniu jej nie najlepszy kontakt z tatą z ostatnich lat zmienił się na... powiedzmy znośny.
Tak Barbaro Twój mąż wściekł się dokumentnie ( Bazyl ma rację z tą rodziną) i Ty dlatego siedź teraz cicho, jak mysz pod miotlą ( w tym sensie że nie naciskaj na niego), niech wie, ze czekasz, że żałujesz i cały ten korowód, ale niczego nie rób na siłę,nie rób tez z siebie ( ewentualnie) worka treningowego, bo mimo tego, co zrobiłaś teraz masz swoja godność- meżczyzna musi szanować swoją kobietę a szacunku do siebie ma nauczyć go kobieta i wymagać tego zawsze i wszędzie. Jesli trzeba będzie przyjąć prawdę o jego odejściu na dobre, to trudno- w żadnej sytuacji, żeby nie wiem, co się działo Ty nie żebraj o milość. To, co zrobiłaś już się stało i nie odstanie i skoro ktos nie będzie mógł wrócić już do ciebie, to nalezy przyjąć to na klatę, nigdy nie narzucać się komuś, nie skamlać, bo to przynosi odwrotny skutek. Nową jakość związku możecie wypracować sobie tylko na wzajemnym szacunku, wspolnych celach i priorytetach- nawet milosć nie jest tak ważna w takich przypadkach, jak Wasz, gdy jest PO.
Zawsze mnie zastanawiało...no może inaczej... od niedawna co powoduje ludźmi, że rozgłaszają zdradę małżonka rodzinie, znajomym...czemu ma to służyć? Po co ryć sobie na czole JESTEM ROGACZEM JUŻ WIECIE !!!
Jak można się czuć w sytuacji kiedy postanawia się zbudować coś nowego, czy jak kto woli odbudować związek. Znajomi rodzice, rodzina ta od strony poszkodowanego przeważnie będzie trzymać jego stronę. I okazuje się, że w związku zaczyna grać a rodzinka staje okoniem, gardzi i ma żal do zdradzacza, że tak skrzywdził biednego partnera. Przecież to jak strzał w łeb z zapakowanym całym bębenkiem...to nawet nie rosyjska ruletka tylko zwykłe "samobójstwo" Ma to na celu ukaranie zdradzacza?
Trochę tu na forum jest takich przypadków kiedy to ludzie opisują jak ukarali niewiernego właśnie w ten sposób...pytanie nasuwa się jednak, czy nie ukarali również siebie i po co siebie ukarali? Kompletna bzdura nawet w sytuacji, kiedy to nie wybaczamy i postanawiamy się rozwieść. Mamy wtedy wyrok o winie i po co rozgłaszać, że nasze poroże nie mieści się w bramie garażowej? Oczywiście jest trochę opisu na ten temat jak wspomniałem jednak ja tego nie kupuję. Dla mnie jest to słabość wynikająca z bezradności w danej sytuacji...bo nie ma to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Człowiek chyba próbuje przerzucić trochę cierpienia na innych, bo jak wspomniałem jest słaby i możliwość wypłakania się w cudzy rękaw daje trochę ulgi ale przychodzi życie i trzeba z tym porożem chodzić z kumplami na piwko, do rodzinki na święta, do Samu po ciepłe bułeczki. Naprawdę uważam to za kretynizm ale oczywiście szanuje decyzje podjęta w ten sposób. Myślę jednak, że ludzie którzy tak poczynili później na siłę zaczynają tej decyzji bronić.
I w tej kwestii zgadzam się z Bazylem61. Ciężka praca przed tobą Barbara ale da się to przerobić...tak myślę...
Trzymaj się ciepło kobiałko
Ps Mnie również namawiano bym rozdmuchał sprawę...przemyślałem na spokojnie i pozostawiłem ja w ścisłym gronie Ja, zona, żona jego, on
Zarobiony
Cały bębenek z przyłożenia i zaskoczenia to wpakowała w jego głowę Barbara.
A duży wkład w powiadomienie rodziny, to jak pisze Barbara, to ma ich córka.
Dajmy już spokój Barbarze, bo swoje dostała i czas pomyśleć jak kabiałce pomóc w doprowadzeniu związku do ładu. W tym przypadku nie sądzę, by się Barbara do czegokolwiek przykładała. Decyzję podjął jaj mąż..mógł się nie godzić na taka formę przesyłu informacji. Jego decyzja, jego sprawa...on z tym będzie musiał żyć i nic mi do tego.
Natomiast Barbarze radziłbym, by z czujnością się zdystansowała do sprawy. Mąż musi sobie poukładać, w głowie i się określić czego chce. I nie ma to trwać nie wiadomo ile bo dziecko nie jest i swoje zdanie pewnie na te sprawy już miał wyrobione. Decyzję ma podjąć i koniec...a Twoim zadaniem jest by podjął ją szybko i właściwie. Już pisałem, że 20 lat nie w kij dmuchał i to ratować trzeba:wykrzyknik On też ma związek ratować, bo jeśli się zdecydujecie to macie w tym bałaganie sprzątać razem, bo to Was zbliży. I nie ma się co rozczulać nad sobą, bo to nie koniec świata. Ustalić nowe zasady i się już ich trzymać...a jak któreś da tyłka to się mówi żegnaj....jestem wartościowym człowiekiem, i pewnie jeszcze ktoś mnie pokocha...a może i ja pokocham...kto wie? Faktycznie dobrze ludziska piszą, by się nie narzucać, jednak musisz to wszystko kontrolować jeśli Ci zależy na związku. Ciężko cholera radzić...bo w sumie jest wiele pośrednich rzeczy, które mają lub będą miały wpływ na wasze relacje...rodzina, znajomi, pani z Samu, jak już pisałem. No ale naważyłaś więc trzeba to wypić...a piwko to nie jest Ja trzymam za Was kciuki. Będzie dobrze, bo mądrzy ludzie jesteście.
BarbaroF - czas najwyższy skończyć tłumaczenia, biczowanie i roztrząsanie tego co było, a skupić się na tym co będzie.
Widok "pola bitwy" jest opłakany i Ty która kiedyś byłaś łakomym kąskiem dla męża, dziś budzisz jedynie odrazę. Z własnej woli przeistoczyłaś się z najpyszniejszego dania w cuchnący ochłap padliny, która nie wabi już nawet tych którym się podkładałaś, a co dopiero mężczyzny którego oszustwem okradłaś z jego najpyszniejszego dania.
Ochłap padliny nie tylko odrażającym jest ale też nie przystoi aby prawdziwy mężczyzna cuchnącą padliną wykazał zainteresowanie, co też uświadomiono Twemu mężowi skutecznie. Czasu nie cofniesz, odoru padliny nie skryjesz i tylko ciężką i mozolną pracą możesz zmienić się w kobietę - łakomy kąsek dla swojego mężczyzny.
Napisałaś, że zacząć chcecie od nowa i że obojga starania wymagane są, a to nie do końca tak wygląda. Najpierw musisz zwabić swego męża aby na padlinę popatrzeć chciał, i aby z padliną budować chciał zamiast z kobietą (których w koło pełno) to i 99% starań i wysiłków leży na Twoich jedynie barkach.
Stawaj na głowie, na rzęsach i bądź na każde jego skinienie. Najpiękniejsze niebo całego świata musisz mężowi dać aby wybrał padlinę, czyli odbudowę życia z Tobą.
To nie jest zaczynanie na nowo na równych prawach. Mąż po tym wszystkim ma prawo padlinę odrzucić w przedbiegach i pamiętaj o tym, pamiętaj też o tym jak padlina jest odrażająca.
Polubić padlinę to mordercza praca nad sobą, zmienić padlinę w ulubioną potrawę to mordercza praca dla Ciebie. Mąż pracuje nad sobą, a Ty pracujesz nad ratowaniem małżeństwa.
Szanse nikłe ale warto, a nawet trzeba próbować. Masz okazję udowodnić jak bardzo kochasz i jak bardzo zależy Ci na mężu. Masz szansę naprawić co zmarnowałaś. Powodzenia życzę.
Pamiętaj też o tym, że najmniejsze Twoje potknięcie ohydę wzbudzać będzie większą do padliny, to i oceń siły na zamiary....
Jak by ktos nie wiedzjal to pisze maz iwony czyli barbaryf. Nie wiem co pisaliscie wczesniej i nie moge czytac ale jestem zaskoczony ze tak to sie rozroslo i niech bedzie to nauka i przestroga dla zdradzaczy. A to co chcialem dodac to ze napiecia trudnosci a nawet ostre wymiany zdan sa naturalna czes ia zdrowego zwiazku ale nalezy odpowiedzic na pytanie czy ten zwiazek zapewnia mi to czego potrzebuje? Czy mamy ze soba dostatecznie duzo wspolnego? Czy nasze wzajemne uczucia sa wystarczajaco silne? I co najwazniejsze i niezbedne w kazdym zwiazku:
1.Milosc, przywiazanie, zyczliwosc
2. Swobodne wyrazanie opini i uczuc
3. Bezpieczne i czule kontakty intymne
4. Wzajemny szacunek
5. Rownosc
6.Traktowanie siebie nawzajem jako priorytetu
7.Przyjmowanie odpowiedzialnosci za wlasne dzialania
8. Oboje partnerzy biora pod uwage wplyw jaki ich postepowanie wywiera na druga osobe.
I to jest jak przykazania wiem ale celowo i zamierzenie to przedstawiam aby uszeregowac cechy ktore trzeba pielegnowac i normy do przestrzegania w zwiazku bo kazdy chce czegos wiecej niz nadziei szczegolnie Ci w chwili gdy juz popelnili blad i kazdy chce miec gwarancje ale jak to osiagnoc gdy sa mirazem! A nie musi tak byc gdy 8 pkt spelnimy Ile razy na tydzien, dzien lub godzine marzysz aby twoj maz padl trupem i uzupelniasz w myslach liste mezszczyzn z ktorymi sie umowisz i prawie mojej zonie to sie udalo.Ale nawet jak w ostatecznym rozrachunku jesli ktos nie uratuje swego malzenstwa uratuje siebie ! A wy macie w tym duzy udzial i dzieki wam w imieniu jednych i drugich. Poklon do samej ziemi. Sorry za te dygresje juz nie pisze.
Jeszcze tylko odpowiem dlaczego rogacz informuje rodzine. Bo wtedy jest jak u wikingow przykuty do dna sprawca w czasie odplywu pograzyc ma sie w czelisci gdy woda naplywa pozostawkony samemu sobie z wlasnymi myslami.
Pa milego wieczoru i juz nie wchodze na forum bo wole jednak rozdrapywac swoje rany aby sie nie zabliznily blona podlosci w samotnosci.
Eeeee tam Myślę, ze powinieneś jednak Mężu Iwony wziąć tyłek w troki, poświęcić trochę czasu na przeczytanie tego co zostało tu napisane bo może będziesz mógł wtedy podjąć lepszą decyzję lub udoskonalić istniejącą. Jak stwierdzisz, że to wszystko to sieczka, spokojnie zlikwidujesz konto. Z tymi Wikingami to akurat znałem Tylko mało kto wie, ze przywiązywano w czasie odpływu nie tyle po to by takie zdradliwe cudo dłużej cierpiało > ale po to by móc i mieć czas na odwrócenie wydanego wyroku
iwonymąż
Jeszcze tylko odpowiem dlaczego rogacz informuje rodzine. Bo wtedy jest jak u wikingow przykuty do dna sprawca w czasie odplywu pograzyc ma sie w czelisci gdy woda naplywa pozostawkony samemu sobie z wlasnymi myslami.
Jak w temacie, uważam, że jest to próba odegrania się, dokopania niewiernemu i szukania sprzymierzeńców do walki w próbie upokorzenia partnera...bo tak pewnie się czuje Twoja żona. Jeśli jest normalną kobietą to gwarantuję Ci, że już się sama upokorzyła, jest jej wstyd i jak pisała żałuje gównianej decyzji, którą podjęła. A pogaduszki z rodziną na ten temat to oznaka słabości i nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Dorabianie ideologii z przypływami i odpływami to już skutek uboczny źle podjętej decyzji, która nic dobrego nie wnosi tak do odbudowy jak i do zakończenia związku. Słabości oczywiście nie ma się wstydzić, bo w sytuacji zdrady racjonalne myślenie jest bardzo ograniczone i doskonale wiem jak się człowiek mota w decyzjach, jak się czuje i co mu przychodzi do głowy.....wiem z praktyki więc wiem co mówię
Trudno stało się. Podjąłeś taką decyzję nie inną, szanuję ją i nic mi do niej żeby było jasne. Ale zdanie mam jakie mami i nie zamierzam go zmieniać...póki co.
Pozdrawiam.
PS I za Milordem...obyś zdążył przed przypływem podjąć dobrą dla Ciebie, Was decyzję
Jest racja że powiadomienie rodziny na pewno bardzo utrudni ewentualny proces scalania związku.
Ja tego news-a pozostawiłem sobie na sam koniec gdy by miało jednak dojść do sprawy rozwodowej...
W sumie mieliśmy w rodzinie żony aferę parę lat temu o zdradę gdzie w sprawę "wyjaśnień i uświadamiania" została zaangażowana prawie cała rodzina z trzech powiatów i niesmak pozostał do dziś....
Co prawda najbardziej zainteresowani pozostali razem, ale to tylko takie trwanie jest obok siebie z wiecznymi wyrzutami....
Może i próba odreagowania, moze nie. szukanie wsparcia w rodzinie - tak i nie widzę w tym nic złego ani niepoprawnego. Nie widze też powodu dla ktorego miałabym ukrywać i stwarzac pozory dla haniebnych wystepków. Stwarzać jakies sztuczne sytuacje za czyny które nie popełniłam.
Co ma mowić ktos kogo pytają "co się dzieje ze tak fatalnie wyglaszasz? czemu jestes zbity/zbita? dlaczego płaczesz?" co ma wymyslac? że ma depresję z niewiadomego powodu czy moze napiecie przed miesiaczkowe? i wiaakim celu ma kłamac ? bo co ? bo obciach byc zdradzonym, wstyd? przed kim?moze przed takimi samymi jak zdradzacze?- takich osób opinie mnie nie interesują..
ja się nie wstydze za mojego męza, uwazam się za osobę wartosciową, to on zrobil z siebie .... i nie mam ochoty tłumaczyc się ani dodatkowo obciązać się za jego stan psychiczny na jaki sobie sam sprawił i przy okazji mnie. Nie miałam ochoty stwarzac domysłów, że to mój stan przygnebienia czy złosci może być przyczyną naszych złych relacji. Mogę mu co magłam dla niego zrobić to go wspierać, pomoc ale nie kryć i nie udawać, nie stwarzac pozorów szczęsliwego malzeństwa. Jestem ze swoim mężem ale nie biorę i nigdy nie będę brać odpowiedzialnosci za jego wyczyny. Jest kowalem własnego losu. Pomoc ode mnie pewnie zawsze dostanie, bo nie potrafię być czlowiekiem nieczułym na problemy innych, jednak owoce swego zywota będzie zbierał sam.
Oczywiscie piszę tu o osobach blizszych. jak kiedys pisałam, nie chodzi o napisanie sobie na czole co się dzieje i ogłaszanie kazdej napotkanej osobie.
taaa jasne .. jeszcze zdolujcie faceta.. bo jak śmiał cos takiego zdradzaczowi zrobic...
Maziwony
jezeli jestes takim człowiekiem jak wyrażasz się w pisaniu to naprawdę nie dziwie się Twojej żonie że nie chce Cie z rąk wypuścić.
Skorzystaj z rady Milorda. Przeczytaj ten watek, moze byc Ci bardzo pomocny. Ty najlepiej znasz swoją żonę..
Komentarz doklejony:
Dodam ,że dla mnie taka sytuacja była bardzo komfortowa, bo nie musiałam na siłę z nim nigdzie chodzić, pokazywać się, udawac milej gdy na to nie miałam ochoty itd Wszystko na spokojnie, do czasu gdy nie byłam na to gotowa i malam jakiąs tam pewnosci ze cos z "tego" będzie.
Maziwiony wszyscy się zajmują Twoją żoną, więc ja chciałam dla odmiany zająć się Tobą. A Ty się na mnie obrażasz, eeeeeee. Ale widzę, że już Cię wzięto w obroty.
Zmień tego nicka, bo dopóki nie napisałeś , że jesteś mąż Iwony, to ja myślałam, że to jakaś nowo-zarejestrowana męska mamałyga, a nie rogacz pełnej krwi angielskiej .
Wypowiem się w tej sprawie.
Kik - szukanie wsparcia w rodzinie, tak, jak najbardziej. Ale ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Wiem, nigdy nie mów nigdy, ale mieliśmy różne wzloty i upadki i nigdy się nie chwaliłam rodzinie moimi problemami małżeńskimi. Uważam że są rzeczy o których się nie powinno mówić rodzinie. Wsparcie - tak, ale nie jeśli ma to zabić drugą osobę. A tak właśnie ze mną postąpiono. Mieszkamy za granicą, ja tęsknię za rodziną. Ale z powodu tego co się stało, co zostało nagłośnione, nigdy, słyszycie - NIGDY nie będę mogła już z nimi się zobaczyć. Moi rodzice to prości ludzie i inne mają rozumowanie, inne pojęcie o świecie. Nawet krótkie rozmowy przez telefon, znacznie rzadsze niż kiedyś, nie są już tym samym. Kik - to nie było szukanie wsparcia w rodzinie, to było poinformowanie wszystkich gdzie jestem, co robię i co zrobiłam. Ja widzę różnicę.
Sorry, ale brak zaufania działa niestety w obie strony. Mój mąż nie jest święty i dobrze o tym wie, a mimo wszystko chcę być z nim bo go kocham. I na odwrót. Ale jak sam powiedział, żeby coś zbudować na nowo, należy stosować się do tych fundamentalnych zasad, które tak pięknie nakreślił. Należy stosować się WSPÓLNIE. Ale On o tym wszystkim już wie, to nie jest dla niego żadna nowość, co teraz napisałam.
Na koniec - nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak że ja się tłumaczę, że się usprawiedliwiam, że oskarżam męża, bo działał w afekcie, ale czy zabójca działający w afekcie przestaje być zabójcą? Mną też targają co chwilę sprzeczne emocje, widocznie również nie wyszłam jeszcze z fazy 3. Uważam jednak że żeby zbudować związek na nowo, potrzebna jest ogromna praca dwojga osób, bo ja jestem winowajcą i ponoszę karę, ale to moje życie jest sp..e, bo nad nim każdy będzie się litował, a ja pozostanę szmatą do końca życia. Ech, może faktycznie olać to wszystko, pójść gdzieś w Highlandy i nigdy nie wrócić...
Klękajcie narody A czego się spodziewałaś Iwono? Ty siebie sama przeczytałaś? Co za "mąż też nie był święty" i inne takie. Akurat takie teksty to ja mam przerobione na wylot. To normalne, ze bardziej byłoby Ci na rękę, zeby sprawa na jaw nie wyszła bo twoja rodzina stanęła pewnie murem za twoim mężem > ale decyzję o zdradzie i pójściu do łóżka z innym podjęłaś wyłącznie TY. Domyślam się, ze tamten Cię omotał bo wyczuł łatwy łup i wogóle > ale bezwolnej kukły to z siebie nie rób. Coś Ci wytłumaczę, chociaż w sumie to nie wiem czy powinienem. Każde ratowanie zaczyna się od wspólnego rujnowania i plantowania terenu, gdzie coś nowego ma powstać. Czasami trzeba wręcz wybrać totalnie inne miejsce, postawić solidniejsze fundamenty i zadowolić się dojeniem kóz by było mleko dla rodziny. Małżeństwo to podjęcie się odpowiedzialności za drugą dorosłą osobę. By jak będzie chory to Ty nie pognasz do kochanka a będziesz cierpliwie przy tym facecie siedziała. Wystarczająco jasno to wyjaśniłem czy mam dosadniej. Zachowaj swoje tłumaczenia dla Maziaiwony i zacznij od siebie. Daj Boziu, ze Ci zaufa ponownie. Ale uświadom też sobie, ze dopiero wtedy jak masz cały świat przeciw sobie jesteś w stanie przekonać, że Ci zależy. Mąż wskazał Ci drogę. A Ty jak ta oślica.
Ja pozostanę przy swoim zdaniu i obnosić się z porożem nie mam zamiaru, bo najnormalniej w świecie mi z nim nie do twarzy A jak ktoś mnie się pyta dlaczego źle wyglądam mówię mu, że gówno go to powinno interesować i jak nie ma własnych problemów niech się zajmie pomocą charytatywną lub ociepleniem klimatu. I w tej sytuacji niepotrzebnej wylewności nie chodzi o związek i jego członków tylko o ludzi, z którymi musimy mieć kontakt. I tak jak z znajomymi, którzy przestają nam pasować bo nam zbyt często mówią byśmy uważali na futrynę lub na to by nie porysowali porożem ścian zrywamy kontakt, to w przypadku rodziny niesmak pozostaje i ciągnie się latami a my tkwimy w tych szyderczych spojrzeniach i komentarzach. Ludziska są tylko ludziskami i nic na to nie poradzimy. Opowiadanie o zdradzie jest wyżyciem się na zdradzającym, upokarzanie jego osoby latami...i nie przez partnera, który już wybaczył....po części zapomniał i nabrał innego stosunku do zdarzenia, dystansu tylko przez kochającą rodzinkę w tym kuzynów, stare zgorzkniałe ciotki idt
Oczywiści jak ktoś ma ochotę wchodzić do baru ( przykładowo) w atmosferze kretyńskich spojrzeń i wizualizacji zapijaczonych mord, że oni to w sumie też mogliby bzyknąć waszą partnerkę, bo czemu nie.... to bardzo proszę Ja jestem człowiekiem dumnym i honorowym mimo tego dałem szansę łamiąc tym samym swoje zasady( pierwszy i ostatni raz)
Jeszcze raz napiszę...moim zdaniem pierdzielenie na prawo i lewo jakim to jest się nieszczęśliwym człowiekiem a to nieszczęście wynika z tego, że żona dała tyłka komu innemu nic nie wnosi do sprawy. Uważam, że jest kretyńskie, nieodpowiedzialne i nie ce****e ludzi dorosłych i odpowiedzialnych. Świat jednak jest piękniejszy, bo jak widzimy jesteśmy różni...a niektórzy z nas zapewniają innym niezłe tematy do dyskusji przy piwie....a o tych sprawach przy piwie uważam nie powinno się rozmawiać.
A to niby dlaczego mamy fakt zdrady ukrywać przed najbliższą rodziną?
Aby zachować pozory szczęśliwego i idealnego małżeństwa?
Przecież to czystej postaci zakłamanie.
Mama, tata,brat siostra to przecież najbliższe nam osoby.
Gdzie, jak nie u nich mamy szukać pomocy i wsparcia.
No chyba, że mamy do czynienia z rodzinną patologią.
Teściowie też powinni znać prawdę, aby wiedzieli, że ich pociecha do grona świętych raczej nie dołączy .
Co zrobią z tą informacją- ich sprawa.
Może ze wstydu?
Czy to my coś złego zrobiliśmy, że mamy się wstydzić i ukrywac prawdę?
Witaj Barbara
Pewnie, że dla osoby, która zdradziła pokazanie bliskim swojego prawdziwego oblicza do przyjemnych nie należy.
Ale trzeba się umieć z tym zmierzyć.
I przyjąć to na klatę.
Nie rozmawiasz ze swoją mamą lub tatą o swoich problemach?
Przecież to najzupełniej normalne, nie ma w tym nic zdrożnego.
Przynajmniej ja w tym nic złego nie widzę.
Cytat
o nie jest tak że ja się tłumaczę, że się usprawiedliwiam, że oskarżam męża,
Oj oskarżasz, oskarżasz i to o zabójstwo!
Zaczynasz zrównywać kata z ofiarą.
Cytat
ale czy zabójca działający w afekcie przestaje być zabójcą?
Barbra, prawda jest taka, że to TY wykonałaś egzekucję na mężu i małżeństwie.
Tylko teraz nie chcesz się z tym pogodzić i ciągle masz jakieś ale......
Tak jak pisałem już wcześniej- najpierw zacznij od siebie...
milord, może i jestem oślica, ale ja to wszystko wiem co napisałeś. Gorycz przeze mnie przemawia, ot co. Ja sobie sama już wyznaczyłam ścieżkę, jeżeli będzie mi dozwolone nią podążyć to nią pójdę z radością, jeżeli nie - wtedy poszukam innej. Zwykły zmysł przetrwania, zwierzęciem przecież jestem. Stoję twardo na tej ziemi, raz pozwoliłam sobie na potknięcie i co z tego mam?
zarobiony, dzięki za to co piszesz, bo widzę że nie jestem sama w swoim myśleniu.
I tu Cię wspieram Barbara. Są wzloty i upadki, sytuacje takie nie inne...i dorosły.... i mężczyzna nie leci z kciukiem w buzi do mamusi, tatusia, babci czy dziadka z płaczem, że żona mu zrobiła kuku. Kurna bierze się na klatę i podejmuje decyzje anie pieprzy o przypływach. I zdania w tej kwestii nie zmienię.
Jeśli uraziłem męża Barbary, to przepraszam ale tu trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć o co w tym kaman.
ed, ja sobie ze sobą poradzę - patrz wyżej. I nie uważam że wykonałam egzekucję. Egzekucja to jest ścięcie głowy - czynność nieodwracalna. A ja wciąż mam nadzieję na ten związek. Więc nie egzekucja a wyrok, tak brzmi lepiej.
Iwono
Czesc pewnie Cie uwaza za szmate, czesc pewnie nie doszukujac sie jakis niuansow, ale do konca zycia bedziesz musiala udowwadniac swoja postawa, ze jednak szmata nie jestes...i do jest piekne zadoscuczynienie dla Twojego meza. A gdyby przyszly Ci jeszcze jakies glupoty do glowy, to bedziesz miala taki dzwoneczek alarmowy, ze jak ktos mial watpliwosci czy jestes szmata czy nie, to po drugim razie na pewno miec ich nie bedzie. Dzwoneczka takiego jet pozbawiona zona zarobionego, bo on szybko wszystko przyklepal, nikt nic nie wie malzenstwo cacy, pewnie nawet sobie mysli ze zdrada wyszla jej na dobre, bo maz bardziej sie stara, a nic strasznego jej nie spotkalo. Wiec ciesz sie Iwono, bo czasem okolicznosci lepiej nas poprowadza niz my sami
Przerobić kilka lat w kilka nieprzespanych nocy to zawsze wymaga wysiłku.
.....>>>i mężczyzna nie leci z kciukiem w buzi do mamusi, tatusia, babci czy dziadka z płaczem, że żona mu zrobiła kuku.<<<<<
Normalnie od tego "kuku" jest żona Normalnie czasami trzeba stać się macho. Normalnie czasami człowiek ma potrzebę pogadania o tym choćby z kloszardem. To naprawdę takie niepojęte, ze dzielona krzywda boli zdecydowanie mniej?
Nie chodzi o wypłakiwanie się, ani uzalanie a o poinformowanie a to czy bedę chciała się komus wyzalić, porozmawiać lub poinformować o szczegółach to juz wylocznie moja decyzja.
I napisze jeszcze raz, nie chodzi o poinformowanie calej okolicy w tym 5 pokoleń pobocznych rodziny.
Kompleksów zgl innych większych nie miewam, kryzysu jaki nas dopadł winna nie jestem, siebie się nie stydzę więc szydercze spojrzenia błaznów mnie nie ruszają i z blaznami na temat moich spraw prywatnych dyskutowac nie zamierzam.
Mało tego, rogata się nie czuję(choc tak czasem żartuję), zdradzona tak.
Pojechałem po Barbarze tak jak Wy. Ale już wystarczy...co ma sobie kobitka w łeb strzelić...ile można pisać, że wykonała wyrok, zabiła związek, że to Ona się nachyliła. Ona to wie...kurna pisze to od samego początku co nasuwa myśl i potwierdza, że jest rozsądną, mądrą i wartościową kobietą. Już 26 odsłona a tu w większości to samo. Oczywiście nie chciałbym być odebrany, że sam nic nie wnoszę a się wymądrzam...ale próbuję wyjaśnić co nieco a nie tylko wyrzucić swoje frustracje na Barbarę. Jest mi tak samo ciężko jak każdemu z zdradzonych. Nie zwalnia mnie to jednak od rozsądnego myślenia. A jak mówi Ferdek w kupie siła więc coś razem można konstruktywnego wymyślić
Pod swoją ochronę Cię brać nie będę, bo jak pisałem nie żałuje zdradzaczy. Ale możesz na mnie liczyć jeśli chodzi o....nazwijmy to poradnik zdradzonego
Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny.
Dowodem jest ten portal.
Gdyby wszyscy byli twardzielami jak zarobiony, typowymi maczo, ten portal świeciłby pustkami jeżeli chodzi o męską część populacji rogacizny
Iwono
Nigdy się nie zobaczysz z rodzicami bo dowiedzieli się jaka byłaś/jesteś na prawdę? Jakim prawem decydujesz za nich i chcesz ograniczać ich pole widzenia? Są zbyt prości, żeby zrozumieć filozoficzną głębie bzykania się na boku? Ich świat zrujnowałaś wcześniej i oni też żyli w kłamstwie, teraz tylko się o tym dowiedzieli.
Moim zdaniem, kiedy pokonasz ten problem i odnajdziesz się w tej przykrej prawdzie, wtedy Twoje szanse na powrót męża wzrosną. Z drugiej strony, to akurat miłość rodzicielska jest bezwarunkowa i nie ma się czego bać.
Odwagi, walcz dopóki jest cień szansy. Życzę Ci powodzenia, bo widzę tu szansę w odróżnieniu od klasyki - zamiatania pod dywan.
wizualizacji zapijaczonych mord, że oni to w sumie też mogliby bzyknąć waszą partnerkę, bo czemu nie....
to.., że tak powiem nie moj problem, niech on się martwi i niech zachowuje tak by żadna o nim nie myslała jak o bezmózgim byku rozpłodowym. A jak będzie nadal sprawiał wrażenie takiego typa to tez nie mój problem tyle, że dalsze jego losy potocza się bezemnie.
ed 65
Gdyby wszyscy byli twardzielami jak zarobiony, typowymi maczo, ten portal świeciłby pustkami jeżeli chodzi o męską część populacji rogacizny smiley.
To cios poniżej pasa...nigdy tak siebie nie określiłem.Owszem uważam siebie za przyzwoitego,rozsądnego faceta....ale od razu takie określenia... tak czy inaczej dzięki...jeśli jest ta wypowiedź szczera A...... wie, że taka jest.
Jestem tu bo też szukam odpowiedzi, dopada mnie zwątpienie,.....tak chcę czasami wywalić to co siedzi we mnie. To wywalenie tutaj na forum sprawia, że z duma i honorem wchodzę do baru i opowiadamy sobie z zapijaczonymi mordami, że Kowalski to już na piwo nie chodzi, bo by sie z porożem przy naszym stoliku nie zmieścił
Komentarz doklejony:
Kik....
Nie zrozum mnie źle...proszę. Jesteś kobietą...a to zmienia postać rzeczy. Wiesz.... te opowiastki o Wenus i Marsie...coś w tym jest.
Mieliscie racje ze musze przeczytac wszystko i to zrobilem!
I wypowiedzi aby byly konstruktywne i pomocne nie moga moi drodzy zawierac oskarzen i formulowania w 2 osobie a jest to naduzywane tutaj.
co do niepelnych informacji to ja poinformowalem dziewczyne trepa tylko dlatego ze wczesniej moja corka ja poinformowala i ona sie do mnie odezwala i rzeczywiscie poinformowalem siostry mojej zony ktore mialy trzymac jezyk za zebami a wydalo sie bo moja corka w desperacji i zalu zadzwonila do tesciowej i inne miejsca. Tak wiec rarobionyjestem jesli plujesz sobje w lustefko a jak widze powinienes to nie odwracaj glowy bo opluwasz innych!
Kik - szukanie wsparcia w rodzinie, tak, jak najbardziej. Ale ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła
a szcególnie kiedy piszszesz :
Cytat
Mieszkamy za granicą, ja tęsknię za rodziną. Ale z powodu tego co się stało, co zostało nagłośnione, nigdy, słyszycie - NIGDY nie będę mogła już z nimi się zobaczyć. Moi rodzice to prości ludzie i inne mają rozumowanie, inne pojęcie o świecie
po pierwsze nigdy nie mów nigdy, o tym sie chyba już przekonałaś. Kiedyś przysięgałaś potem wyszło jak wyszło.
Po drugie - masz za zle ze prawda ujrzała swiatło dzienne i teraz prysnął mit o wspaniałej córce ? Tak samo możesz miec pretensje do męża że odkrył prawdę o Tobie i prysnął mit o wspaniałej żonie, matce. To ze rodzice są "prostymi ludźmi" jak ich określasz, ( czytaj " nie dostąpili łaski światowego, cywilizowanego życia" ??) nie znaczy, że przestałaś być ich córką którą kochaja, od której oczekują prawdy, zaufania, wsparcia i wielu innych zachowań które należą sie rodzicom. Poza tym, nie możesz się od nich odcinać, oni Cię potrzebują, z pewnością mają żal ale dzięki temu że są "prości" potrafią wiele wybaczyć. To, że sie wstydzisz czego ? że dowiedzieli się prawdy czy tego że czują się oszukani ? tego że spadła maska pod którą się przed nimi ukrywałaś, że czują sie oszukani ? Uciekanie przed prawdą... jezeli nie spojrzysz prawdzie w oczy, nie spojrzysz im w oczy wiedząc ze znają prawdę bedziesz do końca zycia uciekała. To trudne kiedy bliscy wiedza o naszych upadkach, a nie to co im "wciskamy" nie tylko to co staramy sie im przekazać.
Nie możesz mieć żalu do nikogo o to że przekazał im prawdę o Twoim postępowaniu. Zdrada jest drastycznym występkiem przeciwko rodzinie, niby dlaczego ma byc ukrywana w "czterech ścianach" ?
Gdyby facet okazał się być kimś innym, był w Twoim typie, był miły, uprzejmy... wtedy potrzymałabyś pierwotną chęć związania się z nim na stałe. Czy wtedy również nikt nie miałby prawa poinformować rodziców, rodzinę o prawdziwych powodach Twojego odejścia ? Tylko Twoja wersja "prawdy" byłaby dowolona do publikacji ?
Podobnie w druga stronę - gdyby np mąż pobił Cie do nieprzytomności, znęcał się nad dziećmi - nie powiedziałabyś jego rodzicom jaki z niego gagatek ?
To jest porównywalny kaliber zachowań.
Tak wiec rarobionyjestem jesli plujesz sobje w lustefko a jak widze powinienes to nie odwracaj glowy bo opluwasz innych!
Nie było moim zamiarem Ciebie "opluć" a ponieważ już wcześniej to określiłem, że nie mam zamiaru Ciebie urazić i nawet przeprosiłem jakbyś miał takie nie inne odczucia nie czuję się w obowiązku by to powtarzać.
Moja żona to fajter wiec jest zdolna stanąć sama przeciw całej armi jak wszyscy widzą a ja dobrze o tym wiem i zdaje sobie sprawe ze bedzie walczyc do samego konca swojego lub czyjegos za to ja cenie nieziernie i zawsze ma plan awaryjny, ktorym byl rowniez komandorek i gdy z mojej strony nie wygladalo to tak źle z jej tak wiec odstawic mnie probowała na boczny tor wiec nie wiem czemu teraz tak zabiega o mnie (chyba sie domyslam ale nie moge powiedziec bo to jest tylko dla mnie i dla niej zarezerwowana wiedza sorry). I tez znowu z egoizmu?
Ja tak gwoli ścisłości: Dorotko niepotrzebnie się obruszyłaś na Barbarę. Godzić się na to co się teraz dzieje to nie to samo godzić się na to co się zrobiło. Barbara jasno to określiła tylko Ty nie przeczytałaś ze zrozumieniem i niepotrzebnie ręce Ci opadły.
Dalej jeżeli o porównywalności czynów to jednak to nie ten sam kaliber :naruszenie nietykalności cielesnej jest karane paragrafami a zdrada nie. Niemniej barbaro nie powiedziałabyś rodzinie , że mąż Cię bije? Cichutko dałabyś się bić , nie wyglądasz na taką na zahukaną biedaczkę co to pozwala na noszenie sinego makijażu.
Dało mi do myślenia, na początku żaliłam się jego rodzicom bo liczyłam na pomoc bo zależało mi na utrzymaniu związku, później wkurzało mnie gdy on chciał ze mnie zrobić tą złą co to jej wina ,że chce się rozwodzić, a na końcu zaczęło mi to zwisać co o mnie powiedzą i już nie żaliłam się a robiłam swoje
Maziwony, to że twoja żona zapałała do ciebie uczuciem po odkryciu zdrady nie jest czymś niezwykłym. Często zdarza się zdradzaczom. Poczytaj to forum. Te typy już tak mają.
A co do informowania rodziny - dobrze zrobiłeś. Ma to także swoje minusy, ale w twoim położeniu nie ma rozwiązań idealnych. Gdybyś tego nie zrobił każdy wyjazd do Krakowa, informacja o tym mieście wywoływałby wspomnienia upojnych chwil z kochankiem. Teraz kojarzył będzie się Jej tylko ze wstydem przed rodziną i upokorzeniem jakie spotkało ją podczas ostatniego spotkania z "oficerkiem".
I jeszcze jedno. Czytając to forum pamiętaj, że jest ono otwarte dla wszystkich. Opinie są więc różne, nie zawsze trafne. Ale każdy może mieć i wypowiadać własne zdanie. Ty wybierz to co jest dla Ciebie i dzieci najlepsze. Nieważne ile one mają lat, widzisz co się dzieje z córką, jak na to reaguje.
Nie zrozum mnie źle...proszę. Jesteś kobietą...a to zmienia postać rzeczy. Wiesz.... te opowiastki o Wenus i Marsie...coś w tym jest.
wiem, wiem
po prostu cenię w ludziach prawdziwość, nie cierpie stwarzania pozorów.
Cytat
... że z duma i honorem wchodzę do baru i opowiadamy sobie z zapijaczonymi mordami, że Kowalski to już na piwo nie chodzi, bo by sie z porożem przy naszym stoliku nie zmieścił
ale to to juz chyba żart jest....nie???
bo jezeli to prawda.. zabawa kosztem czyjegoś nie szczęścia... do tego jesli to wypływa z ust osoby która sama tego doswiadczyła ... jest poprostu okrutne..:szoook
Komentarz doklejony:
kosztem kogoś by przypodobać się kumplom..:szoook:szoook:szoook
Jaki żart....to życie jest...a te "zapijaczone mordy" mają tak samo bujne poroża jak Kowalski i ja No ale wszyscy udają, że Kowalski ma gorzej i jego jest większe
Przepraszam że podbijam temat, ale nie mam innego pomysłu. Mąż wrócił ze szkolenia, odebrałam go z lotniska jak było umówione. Przespał się w domu, ale podtrzymał jednak decyzję o wyprowadzce. Nie przekonałam go żeby pozostał i nie przekonam. Uważa że tak będzie lepiej, uważa że lepiej będzie się spotykać od czasu do czasu bo chce ze mną rozmawiać i chce także innych rzeczy. Tylko że dla mnie to jest już koniec i powiedziałam mu to. Nie wierzę w zapewnienia o dobrych chęciach. Ja uważam że jeśli dał mi szansę, a twierdzi że mi ją dał, to powinniśmy trwać w tym razem, a nie każdy z osobna. Co innego gdyby mnie wywalił na zbity pysk, znienawidził do końca, wtedy może byłaby szansa powrotu do siebie po jakimś czasie, ale tak, zupełnie tego nie widzę. Nie widzę spotykania się z moim własnym mężem raz w tygodniu w mieście. Nie widzę zapraszania go do domu "na herbatkę". Nie widzę przygodnego seksu gdzieś w samochodzie. Dla mnie to nie jest danie szansy, dla mnie to jest odebranie mi jej i tak właśnie to traktuję.
Może ja i jestem "fajter" jak zauważył mój mąż, ale nie zauważył że już od jakiegoś czasu odpuszczam wiele spraw, że nie walczę jak kiedyś, nie było to niestety dobrze postrzegane, także również przez niego, często więc wolę święty spokój niż walkę o upałego z której nic nie wynika i niczego dobrego nie przynosi. Więc szczerze obawiam się że odpuszczę i tutaj, miłość miłością, ja i tak jestem już wrakiem człowieka zaszczutym z każdej strony, dobrze że w pracy nic nie wiedzą bo chybabym się rzuciała pod pociąg. Własna córka wyrzygała mi już kilka razy kim dla niej jestem i były to określenia opisujące w sposób niewybredny panie stojące pod latarnią i tkaninę służącą do mycia podłogi. Rodzina się do mnie nie odzywa, tak jak przypuszczałam, i nie jest to wcale tak jak niektórzy mówili, że rodzina stanie zawsze po mojej stronie. Bo moja rodzina uważa to samo co mówi mi córka.
Dlatego też między innymi nie potrafię, nie mogę pogodzić się z decyzją męża. Bycie samotnym a bycie samemu przeciwko całemu światu to jednak duża różnica.
Macie dla mnie jakieś rady, jakieś wskazówki, abym mogła się przekonać, czy ktoś przeszedł już tą ścieżką?
Barbaro
Zastanawiam sie czy ten tekst jest skierowany do nas, czy do Twojego męża, który na pewno tu zagląda. Nieważne. Nikt nie mówił, ze będzie łatwo, a Ty przecież nie masz obowiązku cierpliwie czekać, to twój wybór czy chcesz pokazać swojemu mężowi, że Ci na nim zależy, czy zwijasz manatki i idziesz sie bawić do innej piaskownicy.
Cytat
Więc szczerze obawiam się że odpuszczę i tutaj, miłość miłością, ja i tak jestem już wrakiem człowieka zaszczutym z każdej strony, dobrze że w pracy nic nie wiedzą bo chybabym się rzuciała pod pociąg.
Coś słaba, ta Twoja miłość. Ile to dni jak nie ma mężą w domu? Niewiele, a Ty juz sie zniechęcasz, a co dopiero gdybyś miała poczekać rok, a np. u mnie tyle to trwało zanim wróciłem do żony i tak naprawde oboje zaczeliśmy coś naprawiać. No i znowu użalasz sie nad sobą jaka jesteś biedna i zaszczuta, i oczywiście jesteś największą ofiarą tego co się stało. Tak naprawde niewiele jeszcze zrozumiałaś Barbaro, to wszystko co napisałaś do tej pory było manipulacją obliczona na to, ze przedstawisz sie jako ta, która zrozumiała swój bład i jest warta by dać jej szanse, kiedy to nie do końca zadziałało, straszysz, że Ci sie odwidzi, bo nie masz już sił. Jesli rzeczywiście jestes taka słaba, to nie zawracaj głowy Twojemu mężowi, bo zeby naprawić coś, co sie tak łatwo spieprzyło trzeba mieć duzo siły i cierpliwosci, a przede wszystkim pokory, której Tobie widocznie brakuje...
Lagos, ja o tym z mężem rozmawiałam, a czy on tu zagląda czy nie to już jego sprawa. My się nie komunikujemy przez forum.
Widzisz, u ciebie to było troszkę inaczej bo ty żonę zostawiłeś, nie dałeś jej szansy, rzuciłeś się od razu na głęboką wodę. Napisałam przecież że gdyby tak było to byłoby inaczej.
Nie oceniaj mnie w ten sposób, proszę. Mam mętlik w głowie, depresję, wahania nastoju, szukam siły, szukam mocy, a z każdej strony dostaję po łbie. Tak naprawdę jedyną osobą która daje mi pocieszenie jest mój mąż i myśl że mi tego zabraknie jest nie do zniesienia. Napisałąm bo szukam otuchy, jakiegoś wsparcia, a ty mi go dać lagos nie możesz bo poszedłeś inną drogą. Rozmawiałeś przez ten rok z żoną, planowałeś? Spałeś z nią? Widzisz różnicę? Ja nie straszę że mi się odwidzi, ja po prostu niczego nie jestem już pewna. Niektórzy by się pewnie ucieszyli, widząc po radach jakie tu udzielają zdradzonym mężom... przecież to o to chodzi aby sponiewierać, upokorzyć, złamać... ale to nie ta historia. Lagos, ja jestem silna, cierpliwa i pokorna ale przede wszystkim jestem człowiekiem. I chwile zwątpienia też mam.
Barbaro,
To jest sprawdzian dla Ciebie, a Ty próbujesz znów coś wymusić.
Zgadzasz się tylko na to co jest po Twojej myśli ? Chcesz dyktować warunki? Wciąż pokazujesz egoizm. Przestań roztkliwiać się nad sobą, to niewiele pomoże.
Wiadomo, że jest Ci ciężko, ale odpowiedz sobie na pytanie, czego Ty tak naprawdę od życia chcesz ? Nie widzisz przygodnego seksu w samochodzie ? ? No fajnie. Nie jesteś jedyna. Na szczęście są takie co widzą i mogą zająć Twoje miejsce budowania fajnych wspomnień od nowa..Twój wybór
Przecież to Ty zafundowałaś Wam niepewność jutra.
Teraz nie godzisz się na nią ?
Myślę, że trochę za póżno i nie masz teraz na to wpływu.
Na moje odczucia Twój mąż ma dobrą intuicję. Musicie od siebie odpocząć. Aby wrócić trzeba odejść, budować nową rzeczywistość, bo starej już nie ma.
Będziecie oddzielnie, bardziej będzie was do siebie ciągnęło.
Przykro mi moi drodzy ze iwobarbar tak to widzi i juz wczoraj pokazala tupanie nogami szantaz emocjonalny i dzisiaj nastepna proba wymuszenia szybkiej decyzji wykorzystujac formum. Moja sinusojda nadal ma wieksze eamiona pod kreska a malutkie nad. I rozmawiajac na szkoleniu z ukraincem( fajny facet ok 50lat) zadajac mu pytanie kto jest winny powiedzial mi ukrainskie przyslowie ktore wyjasnia dobitnie kto przy zdradach jest winny a brzmi ono po przetlumaczeniu tak: ,,Jak suka nie chce dać to pies nie weźmie! "
I nie chce Iwonko abys rozmawiala ze mna przez forum tylko w 4 oczy!!! Pozdrawiam wszystkich i dzieki za wyczucie i niemozliwosc zmanipulowania. Dar:topic
Barbaro
Oczywiście, że jesteś człowiekiem. Nikt Ci tego nie odbiera. To że napisałem, że to była manipulacja z Twojej strony to też nie zaden atak, a jedynie stwierdzenie faktu, każdyby przecież chciał, zeby to co niemiłe, nieprzyjemne jak najszybciej minęło, i robi wszystko by tak sie stało. Przy zdradzie obie strony stosuja manipulacje, często nawet nieświadomie. Widzisz ja wiem, że ten czas kiedy bedziecie osobno, wcale nie powinien być krótki, bo to jest czas i dla Ciebie i dla Twojego męża, zeby wiele spraw sobie przemyśleć. I wiem, że obojgu wam bedzie ciężko, ale moze dzięki temu łatwiej bedzie wam potem, jesli będziecie razem. I doskonle wiem o czym mówiesz jesli chodzi o zachowanie Twojego męża bo postępowałem podobnie. Daje Ci nadzieje, ale odchodzi, nie jest blisko Ciebie, ale chce sie z Toba kochać ( a może dokładniej uprawiać sex). I zdaje sobie sprawę, ze mozesz sie z tym podle czuć. Jesli chodzi o sex, to moa zona, kiedy dowiedziałem sie ze mnie zdradziła i postanowiłem,ze sie rozstaniemy, nagle stała sie dla mnie strasznie pociągająca, wręcz wariwałem na jej punkcie, jednocześnie czując ból, cierpienie i niechęć do niej. Po prostu masakra. Więc czasem uprawialiśmy sex, po czym na drugi dzień uswiadamiałem ja, że to niczego nie zmienia i tak chce sie z nia rozwieść. Pisałem Ci, że jeszcze wiele spraw moze Cie zaskoczyć w zachowaniu Twojego męża i tak będzie. Bo ten czas jest jak rollercoaster, nigdy nie wiesz w którym kierunku zaraz podążysz.
Witam wszystkich, Dzień dobry.
Witaj Barbara
Nic się nie da zrobić na siłę.
Piszesz, że jesteś pokorna i cierpliwa a Twoja reakcja mówi zupełnie coś innego.
I świadczy o tym, że tak naprawdę chciałabyś aby wszystko poszło latwo, gładko i przyjemnie.
Ale tak niestety się nie da. To jak Ty się czujesz, to nic w porównaniu z tym, przez co przechodzi Twój mąż.
Sama wiesz, dlaczego. Tego chyba nie musimy tłumaczyć, a i sam tutaj napisał.
Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Co nagle to podiable jak mówi przysłowie.
Przecież jak piszesz, mąż nie zostawił Ciebie samej z Twoimi myslami i pomimo, że oberwał potwornie, dostajesz od niego wsparcie.
Musisz dać czasowi czas.
Brzmi jak truizm, ale innej alternatywy nie widzę.
Mąż musi uporać się sam ze swoimi myślami a lekko to on nie ma.
Czego więc potrzebujesz?
Cierpliwosci, cieroliwpsi i jeszcze raz cierpliwości.
Nic więcej nie możesz zrobić dopóki Twój mąż nie uporał się sam ze sobą.
Tak jak pisałem - to jest jak świeża rana. W dodatku wymagającą długotrwałego leczenia.
I niestety bez żadnej gwarancji wyleczenia.
Musisz szykować się na najgorsze.
Bo zawsze jest lepiej być mile zaskoczonym, niż stwarzać sobie nadzieję i się boleśnie rozczarować.
Dlatego życzę Tobie wytrwałości i olbrzymiej cierpliwości.
Za wcześnie na kapitulację. Fighter się tak łatwo nie poddaje.
Yorik, każdy jest w jakimś stopniu egoistą, czyż nie?
Dzięki w każdym razie, jednak mnie trochę podbudowałeś tym ostatnim paragrafem. Ale ty tak nie zrobiłeś, więc skąd wiesz? Wiem że nigdy nie ma pewności co do skutków niektóych decyzji, a ja wątpliwości mam i będę miała. Bo to że zdrawdziłam to jedna sprawa, a to że mąż zaczął sobie budować swój własny mały świat już kilkanaście miesięcy temu, to druga sprawa. I tamta sprawa jest jeszcze nie zamknięta, więc jak tu zaczynać coś nowego? Nic to, będziemy dzisiaj rozmawiać po pracy, poustalamy co trzeba, na razie to nie wiem nic, nie wiem gdzie się zatrzymał, co zamierza, jak podzielić utrzymanie dzieci... Może w końcu czegoś się dziś dowiem, bo ta niepewność mnie zabija.
Yorik, w odróżnieniu od ciebie, to ja byłam osobą zarządzającą w małżeństwie, pilnowałam terminów, płatności, szkoły, wizyt itp. Teraz nie ma już wspólnego życia a ze wspólnych zobowiązań zostały jeszcze tylko dzieci, a i to już dorosłe więc wymagają tylko pieniędzy. I ta sytuacja jest dla mnie straszna.
Ja też potrzebuję czasu żeby się ogarnąć, ale robienie tego w samotności przyjmuję okropnie ciężko i nie miejcie mi tego za złe.
Jeszcze raz, dzięki Yorik za dobre słowo.
Byłaś osobą zarządzającą w małżeństwie ?
No to pięknie żeś zarządziła, nie ma co
Same brawa się należą..
Wszystko musicie załatwić po kolei. Oj jest tego trochę i żeby się w tym połapać trzeba spokoju i determinacji. A Ty właśnie nie idziesz w tym kierunku.
Bo ja tak nie zrobiłem, to skąd wiem? Nie w tym przypadku o którym myślisz, ale zrobiłem, jeśli coś Ci to da. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo to nie moje życie tylko wasze.
A czemu teraz tą drogą nie poszedłem ? Bardzo proste. Potrafiłem zdeptać na tyle emocje, że nie potrzebowałem. Ale to świetnie rozumiem.
Niektórzy nie potrafią się wyciszyć wciąż będąc bombardowanym różnymi paskudnymi bodźcami. Nie potrafią się od tego odciąć, bo to nieraz ponad ludzkie siły. Umysł sobie a emocje sobie.
Skori mąż tak chce, znaczy się, że dla niego tak będzie najlepiej. Za ciężko mu teraz codziennie na Ciebie patrzeć, bo mu serce rozdziera. Pewnie nie chce zerwać z Tobą zupełnie kontaktu, bo obawia się, że nie wróci. To naprawdę nie jest głupi gość, mimo, że Ty zarządzałaś.
Zobacz do czego Twoje zarządzanie doprowadziło.
Reguły gry niestety musicie ustalić od początku.
Wciąż panikujesz i chcesz wszystko kontrolować.
Przez jakiś czas nie możesz, może już nigdy i zaakceptuj to.
Dzięki Yorik. Sam wiesz jak to jest, jak przyzwyczajony jesteś przez lata do trzymania ręki na pulsie a tu nagle nie ma czego kontrolować. Co do zarządzania, to decyzje były podejmowane wspólnie, ale terminów wykonania pilnowałam ja. No i nadal będę musiała bo przecież wszystko zostało na mojej głowie tak jak było. Tylko te wspólne decyzje, które będą musiały być tylko moje... na razie tego nie trawię.
Ale to teraz nie ma znaczenia. Muszę się jakoś zmotywować bo bardzo upadłam na duchu przez ostatnie dni. Bardzo. No ale żeby się podnieść, trzeba upaść, co nie?
Barbaro, daj męzowi czas, jak napisali inni. On musi wyciszyć emocje. nie zmuszaj go bo nic dobrego z tego nie będzie. on nie chce teraz być w domu, pozwól mu. Nie może byc tak, że on zostaje bo Ty tak chcesz i inaczej tego nie widzisz... Gdzie ta wspólna odbudowa której chcesz, skoro Ty chcesz stawiać warunki? Spuść "z tonu" i weź potrzeby męza po uwagę.
Cytat
Może ja i jestem "fajter" jak zauważył mój mąż, ale nie zauważył że już od jakiegoś czasu odpuszczam wiele spraw, że nie walczę jak kiedyś, nie było to niestety dobrze postrzegane, także również przez niego, często więc wolę święty spokój niż walkę o upałego z której nic nie wynika i niczego dobrego nie przynosi.
"walczysz do upadlego" - Ty to widzisz,zaznaczył to mąz , widać to tez tu w dyskusjach. Nie spodoba Ci się wypwiedx od razu krzyczysz że jesteś atakowana. Potrafisz przeistoczyć post tak by wypowiedź była na Twoją korzyśc, byle na Twoje wyszło. Przypuszczam że podobne metody stosujesz w domu. Dobrze że chcesz odpuscić , wiele zauwazasz, widzisz gdzie popełnilaś i gdzie popelniasz bledy i super że to do Ciebie dociera,tylko na miłosć Boską, wprowadź te zmiany w zycie, bo naprawdę cięzko się z taka osoba rozmawia o czymkolwiek i cięzko zapewne zyje.. Nie bryluj, nie manipuluj, nie wymuszaj, nie osaczaj bo to do niczego dobrego nie prowadzi, przecież w ten sposób zniechęcasz męza do siebie i to oczywiste ze będzie chciał uciec... Mąż może tego miec dosć , by zawsze lub przewaznie "Twoje było na wierzchu" dlatego woli się z Tobą nie szarpać, a powoli budować związek na nowych relacjach i nowych warunkach które musisz zaakceptować lub wynegocjować jakiś kompromis, jezeli chcesz z nim być. Może .. .
Mąż chce z Toba utrzymywać kontakty, to dobry znak. Rozumiem że się boisz, ale przeciez powiedział że daje Ci szansę więc Ty daj Wam czas. Nie mysl na razie o randkach sexie itp Nie da sie tak wszystko na raz, powoli .. nawet nie ustaliliscie jeszcze szczegółow... Masz minimalna szansę wykorzystaj ją dobrze. Nikt nie napisał ze będzie łatwo, że mąż wybaczy i będzie Cię od razu na "rekach nosił". Może i kiedys będzie, ale nie oczekuj tego od niego teraz.
Moim zdaniem lepiej tak, niż gdyby został, tym bardziej został na siłę, wylewał na Ciebie gorycz a za chwilę ,może chciał się wyprowadzić. Wydaje mi się, że taka sytuacja przy Twoim temperamencie, jest wyciszająca.
I nie odbierz tego co napisałam jako kolejny atak na Ciebie bo nie jest to moim celem.
Ups- i do tego jeszcze szantażystka :-).Słabo to widzę, myslałaś, że bedzie łatwo a tu proszę , ofiara ma właśne zdanie i to jeszcze inne niż twoje.Mężu-wiej od tej egoistki jak najdalej bo widzę że już różki urosły znów.Czyzby się oficerek odezwał??
pytałaś męza dlaczego zaczał budowac "swój świat"? zapytaj o powód.
Może stawia go to w zlym swietle bo się odsunąła, ale ..moze przyczyną nie była ucieczka od obowiązków, czy też od Ciebie bo cie juz nie kochał, bo Cię nie chciał, czy tez nie chciał z Tobą być. moze powodem były Wasze złe relacje z kórymi nie mógł sobie poradzić i mozliwe ze nie miał na nie większego wpływu, Moze cos innego.. co oczywiście nie wyklucza wlasnego "widzi misie".. zapytaj.
to znam z autopcji, akurat w wersji "po" nie "przed" .
Komentarz doklejony:
Barbaro, głupia nie jesteś decyzje pewnie potrafisz pojac sama a jesli nawet nie, to przeciez mąz się od Ciebie nie odcina, możesz do niego w kazdej chwili zadzwonić.
Nie stawiaj swoje komfortu życia na szali z męza problemami i jego samopoczuciem... bo wracasz do punktu wyjścia a tego nie chcesz, prawda..
Witajcie, przeglądam Wasze forum już od dobrego roku, więc nie czuję się tutaj zupełnie nowy. Wiele razy chciałem się zarejestrować, dołączyć do dyskusji, ale jakoś brakowało motywacji. Ta przyszła dopiero z wątkiem BarbaryF vel Iwony, względnie odwrotnie.
Moje stanowisko na temat zdrady i zdradzających jest jednoznaczne i nieprzejednane. Sam, wieki temu zasiliłem szeregi rogaczy i stąd taka moja postawa, a nie inna.
Do rzeczy jednak. Przeprowadziłem mały "wywiad" na twój temat autorko po tym, jak pochwaliłaś się fragmentem swojego wiersza i znalazłem ich więcej. Oceniać ich nie mam zamiaru, bo są mocno nierówne,a i miejsce nie po temu. Zastanawiam się tylko, jak osoba, która charakteryzuje się jakąś wrażliwością (twórczością poetycką nie parają się ludzie, którzy są wyprani z wrażliwości) mogłaś dopuścić się takiego dziadostwa? Pisząc te słowa, zdałem sobie natychmiast sprawę, że przecież naziści też mordowali z zimną krwią przy taktach Wagnera, Straussa, Haendla etc.
Pisząc ten post nie mam żadnych dobrych rad, te już zostały gdzieś tam udzielone. Pomyje zostały zresztą też już wylane i, choć pokusa jest ogromna, by dolać kolejny kubeł to przecież niczego to nie zmieni. Los autorki, zdradzających w ogóle, jest mi kompletnie obojętny. Ich żałosne skomlenia o przebaczenie, nawet próby zrozumienia sytuacji mało mnie interesują. Odczuwam natomiast sympatię z urzędu do ludzi pokrzywdzonych przez zdrajców, stąd m również mój post.
Na koniec, moim skromnym zdaniem: Zdrada, to nie błąd, to jak już powyżej wspomniałem, mord par excellence na związku i jako taki z definicji jest nieodwracalny. Wszelkie próby ratowania, to reanimacja trupa właśnie.
To, że twój mąż próbuje utrzymywać jakiś kontakt z tobą, to przejaw głębokiego uczucia do ciebie, ale jednak uczucia mocno "zanieczyszczonego" masochizmem.
Pozdrawiam zdradzonego
Nie pozdrawiam zdradzającej
Kik, dziękuję ci za mądre rady. Faktycznie moje zachowanie może sprawiać wrażenie manipulacji i szantażu :szoook Dla mnie jest to tylko wylanie swoich emocji, inaczej gotowa byłabym roznieść wszystko w pył. Co do drugiej sprawy, cóż, zanim cokolwiek miało się wydarzyć (czyli jakis czas przed urodzeniem się myśli o zdradzie), mąż powiedział mi że nie może żyć ze mną a beze mnie też nie. I gdyby tak odrzucić całą tę tragedię, myślę że koniec byłby taki sam. Mąż miał się wyprowadzić jak syn zacznie studia. Czyli teraz. I konsekwentnie to robi co zostało postanowione, z dodatkowym ciężarem na barkach niestety. Ale ponieważ zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy że może jednak się nie wyprowadzi, pogodzić się z tym jest mi straszliwie trudno. No ale z drugiej strony zrozumieć go teraz można bardziej niż wtedy, prawda? Inna rzecz to jest powód. I o to też go już wczoraj zapytałam. Może dzisiaj dowiem się więcej,
Kurczę, jakie to wszystko popaprane jest! Człowiek budzi się nagle z palcem w nocniku i zauważa że przecież czemuś można bylo zapobiec, że przecież można było zmienić bieg wydarzeń! A tak to się odwleka, odwleka i w końcu już za późno na decyzję. Dlatego też tak się tego boję. Że się to wszystko za bardzo odwlecze.
Ale nie mam wyboru. Muszę się dostosować.
B52 - nie pisz takich komentarzy, proszę cię bo mąż się straszliwie dołuje.
Skoro mąz pisze że jakies szanse daje to pewnie daje daje Ci sygnał i teraz Ty musisz wiedzieć co z tym zrobić. Wyprowadził się więc po co miałby sciemniać...
Maż chcial odejść już wcześniej, czyli nie czuł się szczęsliwy w waszym związku. Wiesz dlaczego? jezli nie, to się dowiedz bo nik ci tu tego nie powie, następnie postarajcie się wypracowac kompromis, dokonać zmian w Tobie/ w Was... (nie wiem co tam Was gryzie) bo na starych warunkach jeszcze z takim cięzarem pewnie nie będzie chciał tego ciagnąć, i to oczywiste, też bym nie chciała bo po co? dalej się męczyć i zyc obok siebie...
Naprawdę dobrze Ci życzę, ale uważam, że Twój mąż ma teraz prawo dyktować warunki.
Będzie Ci ciężko, ale Twoim ZADANIEM jest to wszystko przetrzymać!!!
Naważyłaś piwa, więc musisz je wypić...
Właśnie w ten sposób możesz i Jemu, i sobie udowodnić, jak bardzo Ci zależy...
Zależy Ci na Nim...?!!!
I nie masz wcale dać się zaszczuć - pomimo paskudnego błędu masz, kobieto, dużą wartość!!!
Musisz w nią dalej wierzyć, ale swojemu mężowi jesteś naprawdę bardzo wiele winna. Myślę, że jeśli ten rollercoaster wytrzymasz, to na wartości zyskasz!
A tego chyba nie da się niestety zakończyć w kilka tygodni...
Z tego, co do tej pory widziałam, to nawet najsilniejsze osoby męczą się z tymi emocjami przynajmniej miesiącami (jeśli ktoś zna inny przypadek - chętnie poznam...)
I wcale nie musisz być sama przeciwko całemu światu.
Jeśli wsparcia nie może dać Ci rodzina - poszukaj go gdzieś indziej - na forum, wśród starych przyjaciółek, kogoś, kto miał podobne doświadczenia (jesteś na tyle niestandardową osobą, że może żona któregoś z obecnych tu facetów, która to przetrzymała, zechciała by Ci pomóc...? Prawdopodobnie nie będą jednak chciały wracać do przykrych wydarzeń...)
Więc nie odpuszczaj!!!
Marta
PS. Przykro mi z powodu reakcji Twojej córki, ale Ona też ma prawo do wyrażenia emocji (wygląda, że potrafi to robić skutecznie... - może Twój mąż potrafi Ją trochę wyciszyć, a może trzeba by dla Niej poszukać jakiegoś mądrego partnera do rozmowy...?
I wczytaj się w wypowiedzi niegłupich ludzi, którzy do Ciebie napisali powyżej...
Muszę lecieć do dzieci.
Trzymaj się!!!!!
To juz bedzie ostatni moj update dotyczacy tego watku. Po panice przyszla rozwaga, a po burzy wzgledny spokoj. Tak wiec, maz sie wyprowadzil, przynajmniej wiem ze nie spi pod mostem bo to najbardziej nie dawalo mi spac. Wlasnie odjechal, spedzilismy pare ladnych godzin ze soba, ustalilismy "program wizyt" i program naprawczy na poczatek. Przygotowalam dla nas razem workshop (sorry ale nie wiem jak to nazwac po polsku), oparty na jego osmiu "przykazaniach" ktore on tu przedstawil na forum. Co tydzien bedziemy omawiac punkt po punkcie, co przez to rozumiemy, gdzie nastapilo zaniedbanie, jak to mozna naprawic. Zalezalo mi na tym aby kazde z nas pomyslalo nie o partnerze ale o sobie, to znaczy co JA przed to rozumiem, gdzie JA popelnilam(em) blad, w jaki sposob JA to moge poprawic. Mysle ze wazne jest zrozumiec najpierw siebie, aby moc zrozumiec kogos. Takze wazne jest dla mnie uswiadomienie partnerowi ze pomimo ze sluchamy tego samego, co innego slyszymy. Kiedy przerobimy wszystkie pozycje, byc moze dodamy jeszcze jakies nowe, wowczas zastanowimy sie jak zaczac od nowa. Bo teraz to jeszcze nie czas. Na razie on musi sie uporac ze soba, a ja ze swoimi emocjami. Pozniej mozna zaczac myslec co dalej.
Maz zdazyl tez porozmawiac z corka i troszke ja ustawic do pionu, zeby tu sie nie odbyla zadna tragedia, bo to jest to czego ja sie bardzo obawiam - zostac z nia sama. Moj stan psychiczny jest na razie bardzo slaby, to jest tragedia jak ja sie potrafie zachowac teraz, boje sie siebie. Nie wiem ile corka wyniesie z tej rozmowy z ojcem, bede starala sie jej schodzic z drogi po prostu, bo w tej chwili bzdura urasta dla mnie do rangi najwiekszej zbrodni i gotowa jestem walczyc ze zbrodniarzem do ostatniej kropli krwi, jesli wiecie o czym mowie. Ale wiem ze to przejsciowe, po prostu emotional breakdown.
W dodatku na pocieszenie rozmawialam w koncu z siostra, ona jest po rozwodzie wiec swoje przezyla, choc nie chodzilo o zdrade. Bardzo, bardzo mnie podbudowala, najmlodsza siostra, prawie moje dziecko 😉, dawala rady najstarszej, najmadrzejszej siostrze. Duzo pomogliscie mi i wy, kochani forumowicze i deklaruje tutaj teraz ze nie zywie do nikogo urazy, jestem wam niezmiernie wdzieczna za zaangazowanie i dyskusje nad tematem. Na koniec dodam - prosze, nie oceniajcie mnie przez pryzmat moich niektorych wypowiedzi, ja jestem fighter a nie manipulant, a jesli to tak niekiedy zabrzmialo to przepraszam, po prostu w taki sposob poszukuje wlasciwej odpowiedzi. Mam nadzieje ze nikogo nie urazilam i prosze zamkniecie watku - i tak jest juz zbyt obszerny, a wszystko co mialo byc powiedziane, zostalo juz powiedziane. Jak ktos czuje potrzebe, zawsze moze napisac na priv.
I tak, z nadzieja na inna choc wspolna przyszlosc, dziekuje Panstwu za uwage.
Mysle ze podziele sie doswiadczeniami za jakis czas, jakiekolwiek nie beda, gdy emocje juz oklapna, ale to juz w innym watku
Oczywiście, że do tego, aby budować nowy związek potrzebne są dwie osoby.
Ale główny ciężar budowy musisz wziąć na siebie.
Bo to Ty a nie Twój, mąż zrównał wasze małżeństwo z ziemią.
Będzie cholernie ciężko, z tym musisz się liczyć.
Bo miłość, wzajemne zaufanie i szacunek- to buduje się latami, a niszczy dosłownie w ułamku sekundy.
Kieruj się zawsze w życiu taką mądrą zasadą:
Cytat
Cytat
Barbara ,nie wierzę w Twoje słowa. Dojrzała kobieta robi takie rzeczy nieświadoma konsekwencji i efektu ubocznego, aż trzeba takiego forum aby to sobie uzmysłowić, no proszę Cię. Ryzykowałaś będąc pewną siebie ,że się nie wyda, kręciło Cię to, zresztą tak jak każdego zdrajcę. Dlatego nie zadaję pytań o wyjaśnienia bo wiem ,że usłyszę kłamstwa. Osoba , która postanawia wrócić,nigdy nie powie całej prawdy bo zdaje sobie sprawę jaka ona byłaby bolesna a może czasami nie do przyjęcia.Wtedy faktycznie już dla zaoszczędzenia zdradzonemu cierpienia i ochrony jego psychiki a swojej pupy zazwyczaj kłamią. Bo co powie,że kochanek był lepszy w łóżku? Czy może ,że zrobiła to bezmyślnie? Ot taki sport,bez uczucia ,bez zaangażowania, bez czułych słów.
To się nazywa empatia.
Wystarczy to w sobie mieć.
I wtedy wszystko jest jasne.
Dawniej mówiło się, że facet szuka kochanki aby zostać przy żonie a kobieta szuka kochanka aby odejść od męża. Jednak w dobie emancypacji i równouprawnienia, kobiety też potrafią kochać męża i zdradzać, czego przykładem jest Barbara.
Ed65 tak, empatia - każdy uważa że ją ma,kogo byś nie spytał a zachowują się wręcz odwrotnie, nawet tutaj na forum przykłady można mnożyć
"Dojrzała kobieta robi takie rzeczy nieświadoma konsekwencji i efektu ubocznego, aż trzeba takiego forum aby to sobie uzmysłowić, no proszę Cię."
Tak właśnie jest, a ty tego nie zrozumiesz bo stoisz po innej stronie. Jak się zdradza to się nie myśli o konsekwencjach, nie myśli się o przyszłości, jest tylko tu i teraz. I nic się nie liczy. Czy myślisz że jakbym wiedziała co się stanie to bym to zrobiła? Nie "co by było gdyby mąż się dowiedział", tylko gdybym była wróżką i potrafiła przewidzieć przyszłość? Gdybym tak naprawdę wiedziała co czeka moją rodzinę, co mnie czeka (muszę się powołać w tym momencie na egoizm niestety) to nigdy, przenigdy bym tego nie zrobiła. Ale jak powiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, było to dla mnie ot takie sobie, zdradzę, nikt się nie dowie, będzie fajnie. A jak się dowie to przeproszę i będzie tak jak dawniej. Tak myślałam. Oczywiście opieram się na swoim przykładzie, ale jest takich wiele, na tym forum również. Gdyby zdradzacz NAPRAWDĘ zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jestem prawie pewna że wielu zdrad by nie było.
Możemy sobie myśleć że wiemy o sobie wszystko. G***o prawda. Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.
Oczywiście, że nie wiemy o sobie wszystkiego.
I często idealizujemy swój obraz.
Ale.......
Dorosła, myśląca osoba jest świadoma tego co robi.
Tylko małe dziecko nie zdaje sobie sprawy, że jak włoży rękę do ogniska, to sobie tę rękę poparzy i będzie bolało jak cholera.
Dorosłość człowieka polega między innymi na tym, że gdy coś robi to robi to świadomie.
I doskonale wie, co będzie czuła druga strona i jakie mogą być tego skutki.
Gdy pakuje się komuś do łóżka, to robi to w pełni świadomie.
Tylko liczy na to że to się nigdy nie wyda.
I tak było w Twoim przypadku. Na to właśnie liczyłaś. Że to co robisz, nie ujrzy światła dziennego. Że mąż się nigdy o tym nie dowie.
Po prostu liczyłaś na bezkarność.
Bo miałaś wszystko niemal perfekcyjnie zaplanowane.
I się przeliczyłaś.
Tylko teraz szukasz po prostu usprawiedliwienia dla siebie, tłumacząc się tak jak się tłumaczysz.
Czy kochanek Ciebie zgwałcił, trzymał na siłę przy komputerze?
Czy zmusił Ciebie abyś z nim pisała?
Miałaś wolną wolę i zrobiłaś to w pełni świadomie.
Teraz trzeba z pokorą czekać na orzeczenie kary.
Twoim sędzią jest Twój mąż i to on wyda wyrok.
Cytat
Zgadzam się, że to wspaniała idea i powinniśmy z pewnością dążyć do doskonałości, ale nie mam poczucia, że wszystkie decyzje w życiu są takie proste, że NA PEWNO nikt z mojego, czy Twojego powodu nie będzie płakał...
Z mojego (w pewnym sensie) powodu płakała niewątpliwie kochanka, bo wymusiłam swoją reakcją koniec romansu (albo mi się tak wydaje ), płakał mój mąż, bo Go męczą od roku moje kryzysy. Jeśli ostatecznie nie wytrzymam i odejdę będzie płakał mój mąż (chyba?), dzieci, a może i inni bliscy...
Poza tym okresowo torturuję się sama i w ostatnim roku wypłakałam więcej łez niż wcześniej przez ponad 3 dekady...
Więc trzeba, moim zdaniem, po prostu szukać kompromisów, bo pomimo usilnych starań nie zawsze udaje się nam uniknąć ranienia kogoś...
PS. Jestem zdecydowanie pod wrażeniem Twojej empatii w równoległym wątku Agnieszki!
binka,
Znam chyba Twoje łagodniejsze oblicze
Spróbuj się może postawić w takiej sytuacji : przechodzisz w związku bardzo poważny kryzys, masz poczucie, że mąż Cię olewa, nie poświęca Ci czasu, nie troszczy się, nie reaguje na próbę naprawy, nie sypiacie ze sobą, albo bardzo brakuje Ci w seksie czułości, dbałości o Twoje potrzeby, dowartościowania, zachwytu, pozytywnego komentarza, komplementów... Nie masz poczucia wyjątkowości, bo On po prostu zdaje się Ciebie nie zauważać, albo koncentruje się na krytyce, jest burkliwy i w złym humorze (być może Jemu też brakuje seksu, bliskości i pozytywnych sygnałów).
Tak w tym tkwicie miesiącami, a może latami...
Masz tego dość!!!
I pojawia się ktoś, kto jest Tobą zachwycony, komplementuje, nie może się doczekać itd...
Tak ja zrozumiałam przynajmniej część z tych historii, w których kobiety zdradziły...
Wydaje mi się, że w sytuacji kryzysu, który jest (być może subiektywnie) odbierany jako poważny i długotrwały i... odpowiedniego zbiegu szczególnych okoliczności bardzo wielu osobom mogły by puścić hamulce...
I w efekcie chwytałyby łapczywie te chwile szczęścia, przyjemności...
Które podobno uzależniają, jak narkotyk - tak przynajmniej porównywał mój mąż...
A jeszcze jako istota myśląca zracjonalizowałoby się swoje zachowanie - mam do tego prawo, bo np. mąż/żona mnie już nie kocha, lub naprawiam krzywdę, którą wyrządziłem wcześniej, lub rekompensuję to mężowi/żonie szczególnymi staraniami w domu lub (być może w niektórych środkowiskach?) bo wszyscy tak robią...
Cytat
Zgadzam się z Barbarą, że "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono..."
Mam nadzieję, że nikogo za bardzo nie uraziłam...
Ale jak powiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, było to dla mnie ot takie sobie, zdradzę, nikt się nie dowie, będzie fajnie.
Jak takie sobie?
Już Ci przypominam jak było; dreszczyk emocji, niepewność i jednocześnie wielka ekscytacja swoim zachowaniem, nutka tajemniczości, dowartościowanie swojej osoby, lepsze samopoczucie, endorfina, podniecenie....itd. I nie kończysz imprezy, bo jak się dobrze bawisz a impreza się rozwija to z niej nie wychodzisz
Świadomość jakie konsekwencję będą, miałaś ale przygłuszała tą rzeczywistość euforia i podniecenie.
I nie pytaj skąd to wiem...
"Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono."
Oj Barbara akurat jeśli chodzi a zdradę, to prawie każdy zostaje sprawdzony. Przecież prawie wszyscy chodzimy do pracy, spotykamy ludzi. Czy na prawdę myślisz że jesteś taka wyjątkowa i jedynie Tobie jakiś tam lovelas prawił komplementy i wmawiał jaka jesteś wspaniała? Tylko Ty poczułaś pociąg seksualny do kogoś innego niż mąż? Przecież takich typków jak Twój kochaś jest na pęczki.
A dojrzała kobieta nie tylko jest świadoma konsekwencji a nawet jest w stanie przyznać się że zrobiła coś totalnie idiotycznego i nie wymyśla na poczekaniu żadnych wymówek.
Oj Barbara akurat jeśli chodzi a zdradę, ......
I tu należy zwrócić uwagę, że przeważnie zdradzony czuje się źle, spada jego samoocena i czasami błyśnie myśl, że on tez tak może i jak zdradzi to się dowartościuje. A czy sam fakt bycia wiernym przez lata małżeństwa nie jest potwierdzeniem wyjątkowości., uczciwości i wielkiej wartości człowieka?Dla czego człowiek zdradzony nie bierze tych faktów jako tarcze w odpieraniu złych emocji? Może warto w ten sposób spojrzeć, że my zdradzeni jesteśmy wartościowi i nie tuzinkowi, że jesteśmy po prostu normalni
A on w prostych słowach znaczy że człowiek może sobie gadać, prawić kazania, może uważać się za prawego, moralnego, bez skazy... Ale dopiero jak sytuacja cię dopadnie, zachowasz się jak się zachowasz. Nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz w nieprzewidzianych okolicznościach. Znasz takie powiedzenie - nigdy nie mów nigdy, prawda, nawet w tym wątku było cytowane. Ja też kiedyś mówiłam, że nigdy bym tego nie zrobiła, że to niemożliwe. Życie pokazało inaczej.
A ja nie jestem tu po to żeby się użalać, usprawiedliwiać, jestem tu po to żeby zrozumieć co tak naprawdę zrobiłam, po to żeby walczyć o swoje małżeństwo. Powoli ogarniam już sytuację, powoli się godzę z tym co się teraz dzieje. I proszę, nie wrzucajcie do jednego worka tych którzy zdradzili, żałują i proszą o wybaczenie z tymi którzy zdradzili po to żeby upodlić, odejść i nigdy nie wrócić.
Założeniem forum jest, o ile dobrze zrozumiałem, pomoc osobom które o pomoc się zwracają ...
... a nie kamienowanie, czy ulga własnym stresom kamienując.
A wracając do Barbary;
Akurat wierzę jej w kwestii myślenia o konsekwencjach. Konsekwencje wypiera się lub je się marginalizuje czy nawet gloryfikuje (chcę być z kochasiem). To tak samo jak pijaka perspektywa kaca nie odciągnie od butelki, czy narkomana perspektywa rynsztoku od igły.
Może później coś jeszcze dopiszę. Za bardzo mi ta historia pod skórę idzie.
Cytat
To właśnie tak działa :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperym...4%99zienny
Widzisz, w moim związku to ja zawsze uważałem siebie za osobę bardziej podatną na uleganie pokusom i w pewnym momencie pozwoliłem "powymierać" moim kontaktom z koleżankami tak aby nie kusiło na wszelki wypadek.
Mogę mówić tylko o swoich odczuciach, ale uważam że gdy przekroczy się pewną granicę to cała sprawa przybiera postać pędzącej kuli śnieżnej która się powiększa i nie bardzo wiadomo jak ją zatrzymać...
Wiem że moja żona zadawała sobie pytanie "dlaczego?" Wiem że nie planowała w żaden sposób rozwoju sytuacji, i tak jak napisane powyżej liczyło się tylko TU I TERAZ.
Generalnie byliśmy zgodnym małżeństwem które w pewnym momencie natrafiło na pewne niedogodności (bardziej z zewnątrz) i one w połączeniu z gachem bajkopisarzem stały się świetnym usprawiedliwieniem do przejścia na druga stronę barykady.
A potem już poszło, jej wątpliwości zbijane tylko przez gacha że tyle energii sobie dają, że liczy się ona itd. itp. Do czego to ją doprowadziło to pisałem już gdzie indziej.
Ale na pytanie dlaczego to ani ja tego nie wiem, ani ona teraz i wcześniej będąc w amoku też nie wiedziała - skąd to wiem - w swoim czasie przestudiowałem ponad 300 stron korespondencji którą chciałem między innymi wykorzystać w sądzie.
I powiem Ci że mimo iż jakoś to sobie poukładałem to nie ma dnia abym sobie sam tego pytania nie zadawał.
I tak to chyba już będzie i trzeba się nauczyć z tym żyć jak z migreną....
Ale to nie w wyniku Twojego działania płacze Twój mąż, płakała kochanka.
Bo Ty nic złego nie zrobiłaś. Nie oszukiwałaś męża, nie wlazłaś jakiemuś łajzie do wyra.
To nie Ty niemal rozwaliłaś rzecz w dzisiejszych czasach najcenniejszą- rodzinę.
Nie Ty tę parę rozanielonych gołąbków skierowałaś do łózka, gdzie spędzali ze sobą upojne chwile.
To, że oni a przynajmniej Twój mąż ryczą- to tylko skutek ich działania.
I do nikogo o to nie mogą mieć pretensji.
Bo to są zawsze autonomiczne decyzje osób decydujących się na zdradę.
I jest tak jak powinno być: jest przestępstwo- jest i kara.
A czasami zapada wyrok śmierci, tylko egzekucja została odsunięta w czasie.
Bo nie wiadomo czy nastąpi(zdrajca liczy na akt łaski ze strony zdradzonej osoby).
Ale i wie, że jednak w każdej chwili może zostać wykonana tylko nie wiadomo kiedy.
Będzie żył w ciągłym strachu, że to co zrobił może się spotkać z odwetem w najmniej spodziewanym przez niego
momencie. Gdy już będzie pewien, że już jest cudownie i wspaniale i się na nowo zakochał w swojej żonie/mężu.
Bo druga strona będzie miała dość jego towarzystwa
Taka jest straszliwa cena jaką trzeba zapłacić za czasami wątpliwą chwilę przyjemności.
A tutaj wątek załozony przez kwintesencje zdrady...i jaki odzew,ile podstron.
Niesłychane.
Nie rozumiecie ze to mówi ZDRADA????Czyli to,co tak nienawidzimy i co nas skrzywdziło.
Ludzie wciąż szukają odpowiedzi na niektóre pytania, a taka dyskusja czasami otwiera oczy na szczegóły o których się nie wiedziało że są w ogóle istotne.
Odbudowa związku - nie ma czego odbudowywać - można budować na nowo odbudowywać nie ma czego. Nie będzie już dla męża tym kim była i on nie będzie tym kim był. Ja nazywam to jest jak zły dotyk.
Ostatnio w weekend ona powiedziała że czasami mysli sobie co czułem gdy wiedziałem co wyprawia - nie wie i się nie dowie trzeba to po prostu przeżyć. Nikomu nie życzę.
Barbaro jak myślisz ilu z nas miało okazję a nigdy nie przekroczyło granicy? Kiedyś mój przyjaciel powiedział zdradza ten który mniej kocha w związku. Jest większym egoistą. Mam wyjazdy weekendowe średnio 4 razy do roku jak myślisz ile razy zostałem na integracjach? Nigdy. Gdy mojego małżeństwa nie było "przyjaciółka" próbowała mnie pocieszyć wyszedłem z pokoju zamówiłem taksę i wróciłem do domu.
I nie jest tak że okazja atmosfera i inne pierdoły. Po prostu zły wybór nie atmosfera. W pełni swiadomy. Do tego ta adrenalinka fly i bohema. Tak jest wyjaśnień szukamy później bo kryzys bo nie sypialismy razem bo brak było czułości.
Tylko wytłumaczenia słowa dobre jak każde inne. Dorośli ludzie rozmawiają. Najgorsze że zdradzacz bardzo szybko chce przejść do dawnego życia jak by nic się nie stało - niestety stało się.
Ty zbierasz plony swojego postępowania, uwierz on cierpi bardziej. Mimo wszystko powodzenia - ten co dał szanse
Barbara ręce opadają... Godzić się z tym co się zrobilo i jednoczesne chowanie się za oklepanymi powiedzonkami, wymówkami...A ja myślalam że godzić się można tylko z czymś na co nie mamy wplywu?
Osoba, która naprawdę żaluje swojego czynu takiego jak zdrada, gdzie sprawila komuś cierpienie jest w stanie sobie wybaczyć dopiero po latach, a nie po paru dniach.
Barbara stań twarzą w twarz z rzeczywistością, to będzie bolesne, a wstyd to okropne uczucie ale nie ma innego wyjścia, przyznaj się do tego co zrobilaś przed samą sobą, przestań szukać winnych. Przestań wmawiać sobie że to wszystko dlatego że bylaś w nadzwyczajnych okolicznościach i każdy inny zrobilby tak samo. To bzdura totalna. To się stalo dlatego że taka jesteś i tyle. Zaakceptuj siebie, wyciągnij wnioski na przyszlość.
Przeczytaj ponownie co napisalaś:
barbaraF dnia październik 09 2013 15:05:11
A zacytowalam to "powoli się godzę z tym co się teraz dzieje"
Ja odnioslam się tylko do tego co napisalaś, a Ty mnie najzwyczajniej zaczelaś obrażać. Szkoda że nie potrafisz poprowadzić zwyklej dyskusji.
"Czy ja aktualnie napisąłam że proszę o radę?"
Nie wiedzialam że Ty masz prawo decydować kto może, a kto nie może się wypowiadać? Jeśli nie chcesz czytać kolejnych komentarzy to nie wchodź tu i ich nie czytaj.
Nie piszę tu więcej bo poziom komunikacji sięgną dna.:kapitulacja
Odpowiadając na twoje pytanie - przez ponad dwa tygodnie rozmawialiśmy, spędziliśmy dużo czasu ze sobą, ale spaliśmy osobno. Trzeba było wyjaśnić wiele niewyjaśnionych spraw, ale to nie są rzeczy o których chce pisać na forum. Chciałam dac mu sie odnaleźć, podjąć właściwa decyzje, nie naciskałam. Postanowił sie wyprowadzić to w porządku, choć tak właściwie to nie wiem do końca czy sie wyprowadził bo jest od wtorku na kursie, wiec siła rzeczy do niedzieli musielibyśmy być osobno. Zdecydowaliśmy ze nie będziemy sie do siebie odzywać przez ten czas, on złamał to postanowienie w pierwszy dzień ale oczywiście byłam szczęśliwa ze sie odezwał. Na razie cisza i tak ma być. Ma odpocząć ode mnie, jest zajęty. Zobaczymy co bedzie po jego powrocie.
Teraz następne twoje pytanie - "No i czy gdyby kochanek jednak stanął za tobą > to byś od męża odeszła". Nie odeszłabym. Może inaczej - nawet gdyby maz mnie zostawił, nie zwiazalabym sie z tamtym. Oczywiście, przez myśl mi przeszło na początku, ze może... Ale po zrobieniu rachunku korzyści i strat okazało sie szybko ze z tym człowiekiem nie da sie jednak być. Dlatego tez przez tyle lat nie znalazł sobie kogoś na stałe.
Co zrobiłam żeby męża przekonać ze powtórki z rozrywki nie bedzie? Zerwalam wszelkie kontakty z tamtym, tyle tylko mogłam zrobić. Może dotrze to kiedyś do męża ze jeśli przez tyle lat, i tyle okazji, nigdy tego nie zrobiłam, to może mozna zaufać ze tego nie zrobię wiecej. Ha, wiem, pobożne życzenia. Zaufania bowiem już nie ma. Mnie naprawdę nie zależy na facetach. Zrobiłam to bo przez chwile zrobiłam sie p...a egoistką, bo wyrwalam sie na chwile z klatki, bo mi odbiło. I jeżeli maz mnie zostawi, to niestety będę musiała to przełknąć, może sie udlawie i wtedy wszyscy bedą mieli spokój raz na zawsze.
Wykropkowałem bo w sposób zawoalowany (może nie celowy) skierowane to było również do autorki - taką decyzję podjąłem.
Dlaczego? bo nie kryzys ani inne wymówki były głównym powodem poczynań zaradzającego.
Barbaro, nie wsciekaj się tylko dlatego, że opinia nie jest po Twojej mysli. Jak widzisz nie tylko Dorotka ma takie zdanie na temat "okoliczności", ale inni forumowicze tez i ja również dołączam do tego grona. Nic Ci to nie mówi?
Cytat
Gdzie ja napisałam że byłam w nadzwyczajnych okolicznościach?
Cytat
Nie jesteś w stanie przewidzieć jak się zachowasz w nieprzewidzianych okolicznościach. Znasz takie powiedzenie - nigdy nie mów nigdy, prawda, nawet w tym wątku było cytowane. Ja też kiedyś mówiłam, że nigdy bym tego nie zrobiła, że to niemożliwe. Życie pokazało inaczej.
Cytat
np
Cytat
Cytat
Cytat
Cytat
Barbaro to przecież TY napisałaś!
Nie atakuj ludzi którzy Ci chcą pomóc, wskazując Ci Twoje błedy.
Po wyprowadzce meza napisałaś fajne posty, nie tylko tu.ale chyba się juz otrzasnelaś i wrociła "stara" Barbara.
ps. dobrze że sprowadziliscie tę dyskusje na wlasciwe tory wczoraj stąd ucieklam jak zaczelam czytać o tym niedowartościowaniu kobiet uciekajacych do kochasiow czy nadzwyczajnych okolicznosciach. Mozna bylo straciś wiarę, że ludzie moga zyć ze sobą nie zdradzajac. Juz myslałam że jestem z innej planety Ostatnio wogole pojawiło się tu kilka tematów strasznie dołujacych.
Komentarz doklejony:
Dlaczego? bo nie kryzys ani inne wymówki były głównym powodem poczynań zaradzającego.
*
miało być : ani inne wymówki
Cytat
lub po przemysleniu .. wogole nie byly powodem.
Betrayed40 , moze przynajmniej w tym wyrazie zostawic jakieś literki środkowe bo naprawdę mozna skojarzyc w tym miejscu bardzo niecenzuralne słowa i kontekst wypowiedzi się zmienia a sam autor ukazuje się jak jakis nie panujący nad sobą frustrat.
Czy Ty naprawdę uważasz, że istnieją jedyne "właściwe tory" dyskusji...?!!
Rozumiem, że Tobie jest potrzebne gwałtowne wyrzucanie z siebie negatywnych emocji, ale być może poznawanie różnych postaw, różnych punktów widzenia może bardziej wzbogacać i dawać nam do myślenia, żeby ostatecznie przestać przeżywać tę traumę tak gwałtownie...?
Mam wrażenie, że nawiązałaś do mojej potrzeby i gotowości zrozumienia emocji zdradzających...
A czym Ty tłumaczysz zdradę swojego męża (nie znalazłam szczegółów Twojej historii), jeśli np. słabością charakteru, to daje to moim zdaniem mniejsze nadzieje na uniknięcie recydywy...
Ja też wierzę, że ludzie mogą żyć ze sobą nie zdradzając, ale uważam, że pewności, że do zdrady nie dojdzie nie może mieć niestety nikt...
Nawet Ci, którzy żyją w idyllicznych, idealnych wydawałoby się związkach mogą nie wiedzieć o czymś, co się już wydarzyło (znam kilka przypadków, kiedy kobiety latami nie przyznawały się mężowi do popełnionego błędu i... tu nadzieja dla Panów, którzy o to czasami pytają - nie powtarzały procederu).
Ja też jestem zdziwiona, jak szybko Barbara się otrząsnęła - być może jest rzeczywiście nieprzeciętnie silna, być może pomaga Jej fakt, że mąż wyjechał i nie widzi Jego cierpienia, nie odczuwa Jego emocji.
Pewnie chciałaby, jak wszyscy chyba zdradzacze, szybko o sprawie zapomnieć... Nadal nie uważam, że mąż musi Ją oszczędzać - ma prawo okazać, co czuje. Wręcz powinien to moim zdaniem robić!!!
Ale może dla równowagi niektórzy z nas mogą Jej pomóc to przetrzymać, jeśli się załamie i będzie takiego wsparcia potrzebowała... Mnie osobiście Barbara nie skrzywdziła i mogę chyba spojrzeć na ich historię z boku i starać się pomóc. W przeciwieństwie chyba do niektórych forumowiczów nie czuję nienawiści do wszystkich zdradzaczy, dlatego że zdradzili...
Zdradzacz - też Człowiek! ;-)
Kik,
Ja nie twierdzę, że każdy w tamtych okolicznościach zrobiłby to samo, ale pisałaś kiedyś chyba w innym wątku, że byłaś w sytuacji, kiedy niewiele brakowało... Właśnie dlatego, że byłaś w konflikcie z mężem...
Niektórym wystarczy niewiele okoliczności sprzyjających (np. brak kontroli po alkoholu), inni są "urabiani", uwodzeni na przestrzeni miesięcy, ale ja nadal uważam, że dla każdego z nas jakieś ekstremalne okoliczności by się znalazło...
Czy ktoś z Was naprawdę czuje się Aniołem w czarno-białym świecie...?
Cytaty, które przytoczyłaś, są sprzed... z początku? Troszkę mi się spojrzenie zmieniło, z każdym dniem się zmienia, sama dobrze wiesz jak to jest. Poczytaj moje posty od strony 11. Nie chcę się wybielać, bo nie ma co wybielać, przechodzę po prostu przez wszystkie etapy po... Bo to niestety nie tylko WAS, zdradzonych dotyczy. Reakcja na stratę dotyczy wszystkich, wasze dzieci też.
Bardzo pięknie opisane są na forum etapy reakcji na stratę. Ja tu przedstawię bardzo krótko troszeczkę inną, ale bardzo podobną klasyfikację (Kuebler-Ross), szeroko rozpowszechnioną na Zachodzie.
Faza 1 - SZOK (brak emocji, zatrzymanie procesów psychologicznych)
Faza 2 - ZAPRZECZANIE (samo za siebie mówi)
Faza 3 - TARGOWANIE SIĘ (próbujemy targować się z losem, negocjować, pragniemy odwrócenia sytuacji, szukamy winnych)
Fazy 1-3 odzwierciedlają psychologiczną walkę którą toczymy aby nie dopuścić do siebie złej wiadomości
Faza 4 - DEPRESJA (ŻAŁOBA) czyli uświadomienie sobie straty. Każdy przeżywa na swój sposób, zazwyczaj gromadzimy się, chcemy być razem. Ta faza jest najważniejszym etapem w radzeniu sobie ze stratą. Żeby z niej wyjść nie wolno stracie zaprzeczać, trzebamówić o emocjach, o stracie. Bez tego nie można przejść do ostatniej fazy.
Faza 5 - AKCEPTACJA, czyli radzenie sobie z zaistniałą sytuacją, odpowiedź na pytanie jak teraz żyć, jak działać.
Wszyscy ludzie przechodzą przez kolejne fazy reakcji na stratę, ale u każdego trwają one różnie. Nie wszyscy czują potrzebę zbiorowego odczuwania emocji, niektórzy potrafię się do tego zdystansować. Nie oznacza to, że nie przeżywają tragedii, czy że przeżywają ją mniej.
Ja też przechodzę przez te etapy, podobnie jak wy i również te osoby któe was zdradziły. Bo to nie tylko dla was, zdradzonych jest strata. I proszę, nie zrozumcie mnie źle, piszę tu o takich przypadkach jak mój, ale rozumiem też że są takie przypadki że ktoś odszedł do kochanki(a), zostawił rodzinę i nie chce wracać. Wtedy rozumiem, strata odczuwalna jest tylko przez jedną osobę.
Myślę że mój mąż jest jeszcze w fazie 3, ja chyba gdzieś między 4 a 5, sama nie wiem. Ale uświadomienie pomaga.
Cytat
A tutaj wątek załozony przez kwintesencje zdrady...i jaki odzew,ile podstron.
Niesłychane.
Nie rozumiecie ze to mówi ZDRADA????Czyli to,co tak nienawidzimy i co nas skrzywdziło.
Nie zuważyłeś, że większość udzielających sie w tym wątku, to osoby, które dały szanse zdradzającym i mają trochę inne do nich podejście, nie tak radykalne, co jest oczywiste przez sam fakt pozostania. Tak więc wiele osób oprócz rad które daje Barbarze wyciaga coś dla siebie, a jest co, bo Barbara dość dobrze przedstawia obraz zdradzającego.
Słowo klucz, które powtarza, to egoizm. To odpowiedź na wszystkie pytania, jakie sobie zadajemy po zdradzie.
Np. jak ona mogła sie z nim pieprzyć, więdząc ze niszczy rodzine, zadaje cierpienie mnie i dzieciom. Ano mogła, bo zdrada to esensja egoizmu w związku. Dom, rodzina, meblościanaka, mąż, dzieci, , tapczan...to równoległy świat, który nie istnieje w momencie kiedy jest z kochankiem, zaden zdradzajacy nawet sie nad tym nie zastanawia, a wiec nie jest swiadomy swojej winy. Są tak skupieni na swoim wewnetrznym świecie, swoich emocjach, ze nie dostrzegaja realnego człowieka obok, nawet jesli sa z nim wiele lat, a juz w ogóle nie myślą że moze go to zranic, zaboleć, przecież jego to nie dotyczy, on jest elementem tła, z inego świata. Moja żona mi powtarzała "nie chciałam cie zranić, to w ogóle nie chodziło o ciebie, to chodziło o mnie, moje kompleksy, niskie poczucie wartości"
Dlaczego wracaja do tego co zniszczyli i nagle śa najszczęsliwsi, mogąc zostać u boku swojego zdradzonego partera?
Odpowiada nam Barbara:
Cytat
I znowu egoizm, który podpowiada gdzie jest lepiej...oczywiście trzeba to ubrać w odpowiednie słowa...zrozumiałam jak kocham swojego męża i ile mogę stracić przez swoją głupotę(to nie cytat to standard, który słyszy pewnie wielu)
Tu od razu odpowiedź dlaczego rozpadaja sie zwiazki kochanków, no bo jak ma żyć ze soba dwoje egoistów.
Ale czy to znaczy, ze jesli zdradzacz mówi swojemu zdradzonemu partnerowi, ze go kocha, że pragnie z nim być, to wyrachowanie, kłamstwo? Niekoniecznie, tylko ze ta miłość wyraża sie w słowach " kocham go, bo go potrzebuje", a czy nie powinno być tak " kocham go i chcę mu wiele ofiarować".
Ja się czuję....ale poczucie to za mało
Wracając do sytuacji proszę o zerknięcie do statystyk ilu ludzi zdradza w związku (nie koniecznie małżeńskim)...w Europie przeciętnie to od 25% do 55% populacji. I szybko się nasuwa myśl czy w trakcie badań wszyscy się przyznali...oczywiście nie. W krajach w których ten procent jest mniejszy, ludzie są bardziej nazwijmy to...pobożni....więc w większości się po prostu nie przyznają do zdrady. Natomiast ja osobiści uważam, że jest to średnio ok 50% (opieram opinię na różnych danych z tej kwestii) Tak wiec zdrada jakby była wpisana w nasze życie. Tylko czy na pewno winę za nią ponoszą zdradzacze i sytuacje, które ich dopadły? Może ktoś tu mnie znowu skrytykuje ale uważam, że nasze geny mają tu wiele do powiedzenia, a sprawa zdrady nie wynika z sytuacji tyko z dążenia człowieka do ciurlania się na lewo i prawo w celu utrzymania gatunku. U jednych te pierwotne instynkty są bardziej wyraziste niż u innych. Jedni są w stanie je okiełznać inni nie. Dlatego na pytanie dlaczego, nie ma prostej odpowiedzi...jeśli w ogóle jest odpowiedź na nie.
Oczywiście temat morze i dyskutować nad nim można godzinami...no ale nad czymś trzeba dyskutować w poszukiwaniu odpowiedzi.... dlaczego nam to robicie zdradzacze?
Ps Oświadzam, że nigdy nie broniłem, nie bronię i nie mam zamiaru bronić niewiernych. Chcę jednak odpowiedzieć sobie i im na pytanie...
Komentarz doklejony:
Lagos
Tu od razu odpowiedź dlaczego rozpadaja sie zwiazki kochanków, no bo jak ma żyć ze soba dwoje egoistów.
Na ten temat też jakiś nudzący się profesor niemający ważniejszych zadań wykonał badania i wybadał, że prawie wszystkie związki kochanków się rozpadają w niedługim czasie. Związki te nie były nastawione na wspólne rozwiązywanie problemów, nie powstawały w atmosferze budowania związku tylko w atmosferze brania. Każde z nich tylko brało, oni nie traktowali w pierwszym stadium romansu, związku jako struktury, która pozwoli im się cieszyć życiem, rozwiązywać problemy oni w tej fazie tylko brali.Później przychodzi ŻYCIE, zwykła szara rzeczywistość z którą trzeba się zmierzyć i wychodzi ich niedoskonałość w próbie budowania czegoś nowego.
Natomiast powroty do starego związku mają w większości przyczyny takie jak bezpieczeństwo,pewność, stabilizacja, przewidywalność...sytuacji jak i drugiego człowieka. Moim zdaniem jednak przeważa poczucie bezpieczeństwa i to jest główny powód powrotów, dochodzi szacunek ( tak wiem w takiej sytuacji szacunek...ale jednak tak jest) a na pewno nie miłość ( po 20 latach w związku.... proszę Was)
Komentarz doklejony:
lagos piszesz o egoizmie w negatywny sposób...to znaczy z punktu widzenia zdradzonego...więc czy Ty nie jesteś egoistka dbającą pod przykrywką dobra związku o swoje racje i potrzeby? Postaw się w roli zdradzacza...co Ciebie obchodzi wtedy partner, meblościanka, rodzina.
Egoizm to bardzo dobra sprawa dla człowieka...oczywiście mówię o egoizmie tz zdrowym. Wiesz jeśli człowiek potrzebuje takiej karuzeli jaką jest zdrada, to w jego przypadku egoizm to dobra rzecz., dba o swoje potrzeby,samopoczucie itd. Słowo to pada zawsze od strony ludzi , którzy czuję się, że ich interesy nie zostały zachowane, czy wzięte pod uwagę, czyli również w pewien sposób są egoistami. Nie sądzę, żeby zdradzający wpadł na pomysł określenia siebie egoistą...bo jakie miałby kutemu powody? Myślę, że słowo egoizm nie pasuje do zdrady...myślę, że określenie nieodpowiedzialny człowiek...lub coś w tym rodzaju. Egoizm (zdrowy) to dobra rzecz, bo na nim w pierwszej fazie powstawały nasze związki.
Ps To tylko rozważania...nie zarzuty
Ja się od dawna zastanawiam nad definicją zdrowego egoizmu...
Gdzie są jego granice - ktoś z Was zna jednoznaczną odpowiedź...?
Piszesz, że po 20 latach nie wiąże już ludzi miłość - to chyba zależy od definicji miłości...
Czy miłością nazwać można to, co się czuje po tygodniu, czy to, co powoduje, że jesteś bardzo blisko z kimś po 20-30 latach, z kimś kto jest coraz starszy, brzydszy, mniej sprawny i... chcesz z Nim/Nią żyć dalej wbrew pokusom i życiowym huraganom...
Lagos,
Piszesz o przesłaniu "Kocham Go i chcę Mu wiele ofiarować" - tak powinno być, ale gdyby to było tylko ofiarowywanie i druga strona nie dawałaby nic, to przecież też patologia...
Musi być jakaś równowaga...
Inaczej chyba można to nazwać emocjonalnym uzależnieniem, które może spowodować, że zdrady i maltretowanie wybacza się w nieskończoność...
Czy miłością nazwać można to....
Nie...chodzi mi o czystą chemię wytwarzana przez mózg w celu robienia nam dobrze. Później natomiast jest między innymi szacunek (moim zdaniem najważniejsza rzecz w życiu...prócz egoizmu )
I tu nasuwa się pytanie jak żyć z człowiekiem, który ten szacunek w nas stłumił, zniszczył dając **** komuś innemu?
Co do egoizmu to nie ma granic...każdy musi określić swój zdrowy egoizm. Żyjemy, bo jesteśmy egoistami i mamy gdzieś potrzeby innych....powiem więcej, większość z nas dobrze się z tym czuje...prawda
Sytuacje waszego małżeństwa nie rokuje dobrze. Jedną z pierwszych rzeczy jakie zrobił twój mąż po dowiedzeniu się o zdradzie było powiadomienie rodziny. Coś takiego robią tylko osoby które z hukiem chcą skończyć związek. On to robił bez zastanowienia, spontanicznie. Został ze względu na twoje zdrowie. Trudno będzie mu się jednak z tego wycofać. Nie tylko został zdradzony, ale po teatralnym zakończeniu związku wraca do żony. Co z jego męskim ego.
Nie naciskaj aby już teraz wrócił do domu. To powinna być jego decyzja. Oczywiście mów że czekasz i tęsknisz, ale nic więcej. Jeżeli będziesz zbytnio naciskała efekt może być odwrotny. Będzie unikał kontaktu z Tobą i na tym ucierpią kontakty z dziećmi.
Jak można się czuć w sytuacji kiedy postanawia się zbudować coś nowego, czy jak kto woli odbudować związek. Znajomi rodzice, rodzina ta od strony poszkodowanego przeważnie będzie trzymać jego stronę. I okazuje się, że w związku zaczyna grać a rodzinka staje okoniem, gardzi i ma żal do zdradzacza, że tak skrzywdził biednego partnera. Przecież to jak strzał w łeb z zapakowanym całym bębenkiem...to nawet nie rosyjska ruletka tylko zwykłe "samobójstwo" Ma to na celu ukaranie zdradzacza?
Trochę tu na forum jest takich przypadków kiedy to ludzie opisują jak ukarali niewiernego właśnie w ten sposób...pytanie nasuwa się jednak, czy nie ukarali również siebie i po co siebie ukarali? Kompletna bzdura nawet w sytuacji, kiedy to nie wybaczamy i postanawiamy się rozwieść. Mamy wtedy wyrok o winie i po co rozgłaszać, że nasze poroże nie mieści się w bramie garażowej? Oczywiście jest trochę opisu na ten temat jak wspomniałem jednak ja tego nie kupuję. Dla mnie jest to słabość wynikająca z bezradności w danej sytuacji...bo nie ma to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Człowiek chyba próbuje przerzucić trochę cierpienia na innych, bo jak wspomniałem jest słaby i możliwość wypłakania się w cudzy rękaw daje trochę ulgi ale przychodzi życie i trzeba z tym porożem chodzić z kumplami na piwko, do rodzinki na święta, do Samu po ciepłe bułeczki. Naprawdę uważam to za kretynizm ale oczywiście szanuje decyzje podjęta w ten sposób. Myślę jednak, że ludzie którzy tak poczynili później na siłę zaczynają tej decyzji bronić.
I w tej kwestii zgadzam się z Bazylem61. Ciężka praca przed tobą Barbara ale da się to przerobić...tak myślę...
Trzymaj się ciepło kobiałko
Ps Mnie również namawiano bym rozdmuchał sprawę...przemyślałem na spokojnie i pozostawiłem ja w ścisłym gronie Ja, zona, żona jego, on
Cały bębenek z przyłożenia i zaskoczenia to wpakowała w jego głowę Barbara.
A duży wkład w powiadomienie rodziny, to jak pisze Barbara, to ma ich córka.
Dajmy już spokój Barbarze, bo swoje dostała i czas pomyśleć jak kabiałce pomóc w doprowadzeniu związku do ładu. W tym przypadku nie sądzę, by się Barbara do czegokolwiek przykładała. Decyzję podjął jaj mąż..mógł się nie godzić na taka formę przesyłu informacji. Jego decyzja, jego sprawa...on z tym będzie musiał żyć i nic mi do tego.
Natomiast Barbarze radziłbym, by z czujnością się zdystansowała do sprawy. Mąż musi sobie poukładać, w głowie i się określić czego chce. I nie ma to trwać nie wiadomo ile bo dziecko nie jest i swoje zdanie pewnie na te sprawy już miał wyrobione. Decyzję ma podjąć i koniec...a Twoim zadaniem jest by podjął ją szybko i właściwie. Już pisałem, że 20 lat nie w kij dmuchał i to ratować trzeba:wykrzyknik On też ma związek ratować, bo jeśli się zdecydujecie to macie w tym bałaganie sprzątać razem, bo to Was zbliży. I nie ma się co rozczulać nad sobą, bo to nie koniec świata. Ustalić nowe zasady i się już ich trzymać...a jak któreś da tyłka to się mówi żegnaj....jestem wartościowym człowiekiem, i pewnie jeszcze ktoś mnie pokocha...a może i ja pokocham...kto wie? Faktycznie dobrze ludziska piszą, by się nie narzucać, jednak musisz to wszystko kontrolować jeśli Ci zależy na związku. Ciężko cholera radzić...bo w sumie jest wiele pośrednich rzeczy, które mają lub będą miały wpływ na wasze relacje...rodzina, znajomi, pani z Samu, jak już pisałem. No ale naważyłaś więc trzeba to wypić...a piwko to nie jest Ja trzymam za Was kciuki. Będzie dobrze, bo mądrzy ludzie jesteście.
Powodzenia.
Widok "pola bitwy" jest opłakany i Ty która kiedyś byłaś łakomym kąskiem dla męża, dziś budzisz jedynie odrazę. Z własnej woli przeistoczyłaś się z najpyszniejszego dania w cuchnący ochłap padliny, która nie wabi już nawet tych którym się podkładałaś, a co dopiero mężczyzny którego oszustwem okradłaś z jego najpyszniejszego dania.
Ochłap padliny nie tylko odrażającym jest ale też nie przystoi aby prawdziwy mężczyzna cuchnącą padliną wykazał zainteresowanie, co też uświadomiono Twemu mężowi skutecznie. Czasu nie cofniesz, odoru padliny nie skryjesz i tylko ciężką i mozolną pracą możesz zmienić się w kobietę - łakomy kąsek dla swojego mężczyzny.
Napisałaś, że zacząć chcecie od nowa i że obojga starania wymagane są, a to nie do końca tak wygląda. Najpierw musisz zwabić swego męża aby na padlinę popatrzeć chciał, i aby z padliną budować chciał zamiast z kobietą (których w koło pełno) to i 99% starań i wysiłków leży na Twoich jedynie barkach.
Stawaj na głowie, na rzęsach i bądź na każde jego skinienie. Najpiękniejsze niebo całego świata musisz mężowi dać aby wybrał padlinę, czyli odbudowę życia z Tobą.
To nie jest zaczynanie na nowo na równych prawach. Mąż po tym wszystkim ma prawo padlinę odrzucić w przedbiegach i pamiętaj o tym, pamiętaj też o tym jak padlina jest odrażająca.
Polubić padlinę to mordercza praca nad sobą, zmienić padlinę w ulubioną potrawę to mordercza praca dla Ciebie. Mąż pracuje nad sobą, a Ty pracujesz nad ratowaniem małżeństwa.
Szanse nikłe ale warto, a nawet trzeba próbować. Masz okazję udowodnić jak bardzo kochasz i jak bardzo zależy Ci na mężu. Masz szansę naprawić co zmarnowałaś. Powodzenia życzę.
Pamiętaj też o tym, że najmniejsze Twoje potknięcie ohydę wzbudzać będzie większą do padliny, to i oceń siły na zamiary....
1.Milosc, przywiazanie, zyczliwosc
2. Swobodne wyrazanie opini i uczuc
3. Bezpieczne i czule kontakty intymne
4. Wzajemny szacunek
5. Rownosc
6.Traktowanie siebie nawzajem jako priorytetu
7.Przyjmowanie odpowiedzialnosci za wlasne dzialania
8. Oboje partnerzy biora pod uwage wplyw jaki ich postepowanie wywiera na druga osobe.
I to jest jak przykazania wiem ale celowo i zamierzenie to przedstawiam aby uszeregowac cechy ktore trzeba pielegnowac i normy do przestrzegania w zwiazku bo kazdy chce czegos wiecej niz nadziei szczegolnie Ci w chwili gdy juz popelnili blad i kazdy chce miec gwarancje ale jak to osiagnoc gdy sa mirazem! A nie musi tak byc gdy 8 pkt spelnimy Ile razy na tydzien, dzien lub godzine marzysz aby twoj maz padl trupem i uzupelniasz w myslach liste mezszczyzn z ktorymi sie umowisz i prawie mojej zonie to sie udalo.Ale nawet jak w ostatecznym rozrachunku jesli ktos nie uratuje swego malzenstwa uratuje siebie ! A wy macie w tym duzy udzial i dzieki wam w imieniu jednych i drugich. Poklon do samej ziemi. Sorry za te dygresje juz nie pisze.
Jeszcze tylko odpowiem dlaczego rogacz informuje rodzine. Bo wtedy jest jak u wikingow przykuty do dna sprawca w czasie odplywu pograzyc ma sie w czelisci gdy woda naplywa pozostawkony samemu sobie z wlasnymi myslami.
Pa milego wieczoru i juz nie wchodze na forum bo wole jednak rozdrapywac swoje rany aby sie nie zabliznily blona podlosci w samotnosci.
Ja bym powiedziała, ze Maziwony to bardzo mądry facet. Iwono, BarbaroF mając faceta z takimi zasadami czego Ty szukałaś?
Jeszcze tylko odpowiem dlaczego rogacz informuje rodzine. Bo wtedy jest jak u wikingow przykuty do dna sprawca w czasie odplywu pograzyc ma sie w czelisci gdy woda naplywa pozostawkony samemu sobie z wlasnymi myslami.
Jak w temacie, uważam, że jest to próba odegrania się, dokopania niewiernemu i szukania sprzymierzeńców do walki w próbie upokorzenia partnera...bo tak pewnie się czuje Twoja żona. Jeśli jest normalną kobietą to gwarantuję Ci, że już się sama upokorzyła, jest jej wstyd i jak pisała żałuje gównianej decyzji, którą podjęła. A pogaduszki z rodziną na ten temat to oznaka słabości i nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Dorabianie ideologii z przypływami i odpływami to już skutek uboczny źle podjętej decyzji, która nic dobrego nie wnosi tak do odbudowy jak i do zakończenia związku. Słabości oczywiście nie ma się wstydzić, bo w sytuacji zdrady racjonalne myślenie jest bardzo ograniczone i doskonale wiem jak się człowiek mota w decyzjach, jak się czuje i co mu przychodzi do głowy.....wiem z praktyki więc wiem co mówię
Trudno stało się. Podjąłeś taką decyzję nie inną, szanuję ją i nic mi do niej żeby było jasne. Ale zdanie mam jakie mami i nie zamierzam go zmieniać...póki co.
Pozdrawiam.
PS I za Milordem...obyś zdążył przed przypływem podjąć dobrą dla Ciebie, Was decyzję
Ja tego news-a pozostawiłem sobie na sam koniec gdy by miało jednak dojść do sprawy rozwodowej...
W sumie mieliśmy w rodzinie żony aferę parę lat temu o zdradę gdzie w sprawę "wyjaśnień i uświadamiania" została zaangażowana prawie cała rodzina z trzech powiatów i niesmak pozostał do dziś....
Co prawda najbardziej zainteresowani pozostali razem, ale to tylko takie trwanie jest obok siebie z wiecznymi wyrzutami....
Co ma mowić ktos kogo pytają "co się dzieje ze tak fatalnie wyglaszasz? czemu jestes zbity/zbita? dlaczego płaczesz?" co ma wymyslac? że ma depresję z niewiadomego powodu czy moze napiecie przed miesiaczkowe? i wiaakim celu ma kłamac ? bo co ? bo obciach byc zdradzonym, wstyd? przed kim?moze przed takimi samymi jak zdradzacze?- takich osób opinie mnie nie interesują..
ja się nie wstydze za mojego męza, uwazam się za osobę wartosciową, to on zrobil z siebie .... i nie mam ochoty tłumaczyc się ani dodatkowo obciązać się za jego stan psychiczny na jaki sobie sam sprawił i przy okazji mnie. Nie miałam ochoty stwarzac domysłów, że to mój stan przygnebienia czy złosci może być przyczyną naszych złych relacji. Mogę mu co magłam dla niego zrobić to go wspierać, pomoc ale nie kryć i nie udawać, nie stwarzac pozorów szczęsliwego malzeństwa. Jestem ze swoim mężem ale nie biorę i nigdy nie będę brać odpowiedzialnosci za jego wyczyny. Jest kowalem własnego losu. Pomoc ode mnie pewnie zawsze dostanie, bo nie potrafię być czlowiekiem nieczułym na problemy innych, jednak owoce swego zywota będzie zbierał sam.
Oczywiscie piszę tu o osobach blizszych. jak kiedys pisałam, nie chodzi o napisanie sobie na czole co się dzieje i ogłaszanie kazdej napotkanej osobie.
taaa jasne .. jeszcze zdolujcie faceta.. bo jak śmiał cos takiego zdradzaczowi zrobic...
Maziwony
jezeli jestes takim człowiekiem jak wyrażasz się w pisaniu to naprawdę nie dziwie się Twojej żonie że nie chce Cie z rąk wypuścić.
Skorzystaj z rady Milorda. Przeczytaj ten watek, moze byc Ci bardzo pomocny. Ty najlepiej znasz swoją żonę..
Komentarz doklejony:
Dodam ,że dla mnie taka sytuacja była bardzo komfortowa, bo nie musiałam na siłę z nim nigdzie chodzić, pokazywać się, udawac milej gdy na to nie miałam ochoty itd Wszystko na spokojnie, do czasu gdy nie byłam na to gotowa i malam jakiąs tam pewnosci ze cos z "tego" będzie.
Cytat
Maziwiony wszyscy się zajmują Twoją żoną, więc ja chciałam dla odmiany zająć się Tobą. A Ty się na mnie obrażasz, eeeeeee. Ale widzę, że już Cię wzięto w obroty.
Zmień tego nicka, bo dopóki nie napisałeś , że jesteś mąż Iwony, to ja myślałam, że to jakaś nowo-zarejestrowana męska mamałyga, a nie rogacz pełnej krwi angielskiej .
Pozdrawiam.
Kik - szukanie wsparcia w rodzinie, tak, jak najbardziej. Ale ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Wiem, nigdy nie mów nigdy, ale mieliśmy różne wzloty i upadki i nigdy się nie chwaliłam rodzinie moimi problemami małżeńskimi. Uważam że są rzeczy o których się nie powinno mówić rodzinie. Wsparcie - tak, ale nie jeśli ma to zabić drugą osobę. A tak właśnie ze mną postąpiono. Mieszkamy za granicą, ja tęsknię za rodziną. Ale z powodu tego co się stało, co zostało nagłośnione, nigdy, słyszycie - NIGDY nie będę mogła już z nimi się zobaczyć. Moi rodzice to prości ludzie i inne mają rozumowanie, inne pojęcie o świecie. Nawet krótkie rozmowy przez telefon, znacznie rzadsze niż kiedyś, nie są już tym samym. Kik - to nie było szukanie wsparcia w rodzinie, to było poinformowanie wszystkich gdzie jestem, co robię i co zrobiłam. Ja widzę różnicę.
Sorry, ale brak zaufania działa niestety w obie strony. Mój mąż nie jest święty i dobrze o tym wie, a mimo wszystko chcę być z nim bo go kocham. I na odwrót. Ale jak sam powiedział, żeby coś zbudować na nowo, należy stosować się do tych fundamentalnych zasad, które tak pięknie nakreślił. Należy stosować się WSPÓLNIE. Ale On o tym wszystkim już wie, to nie jest dla niego żadna nowość, co teraz napisałam.
Na koniec - nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak że ja się tłumaczę, że się usprawiedliwiam, że oskarżam męża, bo działał w afekcie, ale czy zabójca działający w afekcie przestaje być zabójcą? Mną też targają co chwilę sprzeczne emocje, widocznie również nie wyszłam jeszcze z fazy 3. Uważam jednak że żeby zbudować związek na nowo, potrzebna jest ogromna praca dwojga osób, bo ja jestem winowajcą i ponoszę karę, ale to moje życie jest sp..e, bo nad nim każdy będzie się litował, a ja pozostanę szmatą do końca życia. Ech, może faktycznie olać to wszystko, pójść gdzieś w Highlandy i nigdy nie wrócić...
Oczywiści jak ktoś ma ochotę wchodzić do baru ( przykładowo) w atmosferze kretyńskich spojrzeń i wizualizacji zapijaczonych mord, że oni to w sumie też mogliby bzyknąć waszą partnerkę, bo czemu nie.... to bardzo proszę Ja jestem człowiekiem dumnym i honorowym mimo tego dałem szansę łamiąc tym samym swoje zasady( pierwszy i ostatni raz)
Jeszcze raz napiszę...moim zdaniem pierdzielenie na prawo i lewo jakim to jest się nieszczęśliwym człowiekiem a to nieszczęście wynika z tego, że żona dała tyłka komu innemu nic nie wnosi do sprawy. Uważam, że jest kretyńskie, nieodpowiedzialne i nie ce****e ludzi dorosłych i odpowiedzialnych. Świat jednak jest piękniejszy, bo jak widzimy jesteśmy różni...a niektórzy z nas zapewniają innym niezłe tematy do dyskusji przy piwie....a o tych sprawach przy piwie uważam nie powinno się rozmawiać.
A to niby dlaczego mamy fakt zdrady ukrywać przed najbliższą rodziną?
Aby zachować pozory szczęśliwego i idealnego małżeństwa?
Przecież to czystej postaci zakłamanie.
Mama, tata,brat siostra to przecież najbliższe nam osoby.
Gdzie, jak nie u nich mamy szukać pomocy i wsparcia.
No chyba, że mamy do czynienia z rodzinną patologią.
Teściowie też powinni znać prawdę, aby wiedzieli, że ich pociecha do grona świętych raczej nie dołączy .
Co zrobią z tą informacją- ich sprawa.
Może ze wstydu?
Czy to my coś złego zrobiliśmy, że mamy się wstydzić i ukrywac prawdę?
Witaj Barbara
Pewnie, że dla osoby, która zdradziła pokazanie bliskim swojego prawdziwego oblicza do przyjemnych nie należy.
Ale trzeba się umieć z tym zmierzyć.
I przyjąć to na klatę.
Nie rozmawiasz ze swoją mamą lub tatą o swoich problemach?
Przecież to najzupełniej normalne, nie ma w tym nic zdrożnego.
Przynajmniej ja w tym nic złego nie widzę.
Cytat
Oj oskarżasz, oskarżasz i to o zabójstwo!
Zaczynasz zrównywać kata z ofiarą.
Cytat
Barbra, prawda jest taka, że to TY wykonałaś egzekucję na mężu i małżeństwie.
Tylko teraz nie chcesz się z tym pogodzić i ciągle masz jakieś ale......
Tak jak pisałem już wcześniej- najpierw zacznij od siebie...
zarobiony, dzięki za to co piszesz, bo widzę że nie jestem sama w swoim myśleniu.
Jeśli uraziłem męża Barbary, to przepraszam ale tu trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć o co w tym kaman.
Życie to nie je bajka, to je bitwa
Czesc pewnie Cie uwaza za szmate, czesc pewnie nie doszukujac sie jakis niuansow, ale do konca zycia bedziesz musiala udowwadniac swoja postawa, ze jednak szmata nie jestes...i do jest piekne zadoscuczynienie dla Twojego meza. A gdyby przyszly Ci jeszcze jakies glupoty do glowy, to bedziesz miala taki dzwoneczek alarmowy, ze jak ktos mial watpliwosci czy jestes szmata czy nie, to po drugim razie na pewno miec ich nie bedzie. Dzwoneczka takiego jet pozbawiona zona zarobionego, bo on szybko wszystko przyklepal, nikt nic nie wie malzenstwo cacy, pewnie nawet sobie mysli ze zdrada wyszla jej na dobre, bo maz bardziej sie stara, a nic strasznego jej nie spotkalo. Wiec ciesz sie Iwono, bo czasem okolicznosci lepiej nas poprowadza niz my sami
.....>>>i mężczyzna nie leci z kciukiem w buzi do mamusi, tatusia, babci czy dziadka z płaczem, że żona mu zrobiła kuku.<<<<<
Normalnie od tego "kuku" jest żona Normalnie czasami trzeba stać się macho. Normalnie czasami człowiek ma potrzebę pogadania o tym choćby z kloszardem. To naprawdę takie niepojęte, ze dzielona krzywda boli zdecydowanie mniej?
I napisze jeszcze raz, nie chodzi o poinformowanie calej okolicy w tym 5 pokoleń pobocznych rodziny.
Kompleksów zgl innych większych nie miewam, kryzysu jaki nas dopadł winna nie jestem, siebie się nie stydzę więc szydercze spojrzenia błaznów mnie nie ruszają i z blaznami na temat moich spraw prywatnych dyskutowac nie zamierzam.
Mało tego, rogata się nie czuję(choc tak czasem żartuję), zdradzona tak.
Pod swoją ochronę Cię brać nie będę, bo jak pisałem nie żałuje zdradzaczy. Ale możesz na mnie liczyć jeśli chodzi o....nazwijmy to poradnik zdradzonego
Trzymaj się ciepło
Cytat
Dowodem jest ten portal.
Gdyby wszyscy byli twardzielami jak zarobiony, typowymi maczo, ten portal świeciłby pustkami jeżeli chodzi o męską część populacji rogacizny
rekonsktrukcja
Dziękuję za nick.
Iwono
Nigdy się nie zobaczysz z rodzicami bo dowiedzieli się jaka byłaś/jesteś na prawdę? Jakim prawem decydujesz za nich i chcesz ograniczać ich pole widzenia? Są zbyt prości, żeby zrozumieć filozoficzną głębie bzykania się na boku? Ich świat zrujnowałaś wcześniej i oni też żyli w kłamstwie, teraz tylko się o tym dowiedzieli.
Moim zdaniem, kiedy pokonasz ten problem i odnajdziesz się w tej przykrej prawdzie, wtedy Twoje szanse na powrót męża wzrosną. Z drugiej strony, to akurat miłość rodzicielska jest bezwarunkowa i nie ma się czego bać.
Odwagi, walcz dopóki jest cień szansy. Życzę Ci powodzenia, bo widzę tu szansę w odróżnieniu od klasyki - zamiatania pod dywan.
Cytat
to.., że tak powiem nie moj problem, niech on się martwi i niech zachowuje tak by żadna o nim nie myslała jak o bezmózgim byku rozpłodowym. A jak będzie nadal sprawiał wrażenie takiego typa to tez nie mój problem tyle, że dalsze jego losy potocza się bezemnie.
Gdyby wszyscy byli twardzielami jak zarobiony, typowymi maczo, ten portal świeciłby pustkami jeżeli chodzi o męską część populacji rogacizny smiley.
To cios poniżej pasa...nigdy tak siebie nie określiłem.Owszem uważam siebie za przyzwoitego,rozsądnego faceta....ale od razu takie określenia... tak czy inaczej dzięki...jeśli jest ta wypowiedź szczera A...... wie, że taka jest.
Jestem tu bo też szukam odpowiedzi, dopada mnie zwątpienie,.....tak chcę czasami wywalić to co siedzi we mnie. To wywalenie tutaj na forum sprawia, że z duma i honorem wchodzę do baru i opowiadamy sobie z zapijaczonymi mordami, że Kowalski to już na piwo nie chodzi, bo by sie z porożem przy naszym stoliku nie zmieścił
Komentarz doklejony:
Kik....
Nie zrozum mnie źle...proszę. Jesteś kobietą...a to zmienia postać rzeczy. Wiesz.... te opowiastki o Wenus i Marsie...coś w tym jest.
I wypowiedzi aby byly konstruktywne i pomocne nie moga moi drodzy zawierac oskarzen i formulowania w 2 osobie a jest to naduzywane tutaj.
co do niepelnych informacji to ja poinformowalem dziewczyne trepa tylko dlatego ze wczesniej moja corka ja poinformowala i ona sie do mnie odezwala i rzeczywiscie poinformowalem siostry mojej zony ktore mialy trzymac jezyk za zebami a wydalo sie bo moja corka w desperacji i zalu zadzwonila do tesciowej i inne miejsca. Tak wiec rarobionyjestem jesli plujesz sobje w lustefko a jak widze powinienes to nie odwracaj glowy bo opluwasz innych!
Cytat
a szcególnie kiedy piszszesz :
Cytat
po pierwsze nigdy nie mów nigdy, o tym sie chyba już przekonałaś. Kiedyś przysięgałaś potem wyszło jak wyszło.
Po drugie - masz za zle ze prawda ujrzała swiatło dzienne i teraz prysnął mit o wspaniałej córce ? Tak samo możesz miec pretensje do męża że odkrył prawdę o Tobie i prysnął mit o wspaniałej żonie, matce. To ze rodzice są "prostymi ludźmi" jak ich określasz, ( czytaj " nie dostąpili łaski światowego, cywilizowanego życia" ??) nie znaczy, że przestałaś być ich córką którą kochaja, od której oczekują prawdy, zaufania, wsparcia i wielu innych zachowań które należą sie rodzicom. Poza tym, nie możesz się od nich odcinać, oni Cię potrzebują, z pewnością mają żal ale dzięki temu że są "prości" potrafią wiele wybaczyć. To, że sie wstydzisz czego ? że dowiedzieli się prawdy czy tego że czują się oszukani ? tego że spadła maska pod którą się przed nimi ukrywałaś, że czują sie oszukani ? Uciekanie przed prawdą... jezeli nie spojrzysz prawdzie w oczy, nie spojrzysz im w oczy wiedząc ze znają prawdę bedziesz do końca zycia uciekała. To trudne kiedy bliscy wiedza o naszych upadkach, a nie to co im "wciskamy" nie tylko to co staramy sie im przekazać.
Nie możesz mieć żalu do nikogo o to że przekazał im prawdę o Twoim postępowaniu. Zdrada jest drastycznym występkiem przeciwko rodzinie, niby dlaczego ma byc ukrywana w "czterech ścianach" ?
Gdyby facet okazał się być kimś innym, był w Twoim typie, był miły, uprzejmy... wtedy potrzymałabyś pierwotną chęć związania się z nim na stałe. Czy wtedy również nikt nie miałby prawa poinformować rodziców, rodzinę o prawdziwych powodach Twojego odejścia ? Tylko Twoja wersja "prawdy" byłaby dowolona do publikacji ?
Podobnie w druga stronę - gdyby np mąż pobił Cie do nieprzytomności, znęcał się nad dziećmi - nie powiedziałabyś jego rodzicom jaki z niego gagatek ?
To jest porównywalny kaliber zachowań.
Nie było moim zamiarem Ciebie "opluć" a ponieważ już wcześniej to określiłem, że nie mam zamiaru Ciebie urazić i nawet przeprosiłem jakbyś miał takie nie inne odczucia nie czuję się w obowiązku by to powtarzać.
Pozdrawiam.
Dalej jeżeli o porównywalności czynów to jednak to nie ten sam kaliber :naruszenie nietykalności cielesnej jest karane paragrafami a zdrada nie. Niemniej barbaro nie powiedziałabyś rodzinie , że mąż Cię bije? Cichutko dałabyś się bić , nie wyglądasz na taką na zahukaną biedaczkę co to pozwala na noszenie sinego makijażu.
Dało mi do myślenia, na początku żaliłam się jego rodzicom bo liczyłam na pomoc bo zależało mi na utrzymaniu związku, później wkurzało mnie gdy on chciał ze mnie zrobić tą złą co to jej wina ,że chce się rozwodzić, a na końcu zaczęło mi to zwisać co o mnie powiedzą i już nie żaliłam się a robiłam swoje
A co do informowania rodziny - dobrze zrobiłeś. Ma to także swoje minusy, ale w twoim położeniu nie ma rozwiązań idealnych. Gdybyś tego nie zrobił każdy wyjazd do Krakowa, informacja o tym mieście wywoływałby wspomnienia upojnych chwil z kochankiem. Teraz kojarzył będzie się Jej tylko ze wstydem przed rodziną i upokorzeniem jakie spotkało ją podczas ostatniego spotkania z "oficerkiem".
I jeszcze jedno. Czytając to forum pamiętaj, że jest ono otwarte dla wszystkich. Opinie są więc różne, nie zawsze trafne. Ale każdy może mieć i wypowiadać własne zdanie. Ty wybierz to co jest dla Ciebie i dzieci najlepsze. Nieważne ile one mają lat, widzisz co się dzieje z córką, jak na to reaguje.
Cytat
Nie zrozum mnie źle...proszę. Jesteś kobietą...a to zmienia postać rzeczy. Wiesz.... te opowiastki o Wenus i Marsie...coś w tym jest.
wiem, wiem
po prostu cenię w ludziach prawdziwość, nie cierpie stwarzania pozorów.
Cytat
ale to to juz chyba żart jest....nie???
bo jezeli to prawda.. zabawa kosztem czyjegoś nie szczęścia... do tego jesli to wypływa z ust osoby która sama tego doswiadczyła ... jest poprostu okrutne..:szoook
Komentarz doklejony:
kosztem kogoś by przypodobać się kumplom..:szoook:szoook:szoook
"ale to to juz chyba żart jest....nie???"
Jaki żart....to życie jest...a te "zapijaczone mordy" mają tak samo bujne poroża jak Kowalski i ja No ale wszyscy udają, że Kowalski ma gorzej i jego jest większe
Może ja i jestem "fajter" jak zauważył mój mąż, ale nie zauważył że już od jakiegoś czasu odpuszczam wiele spraw, że nie walczę jak kiedyś, nie było to niestety dobrze postrzegane, także również przez niego, często więc wolę święty spokój niż walkę o upałego z której nic nie wynika i niczego dobrego nie przynosi. Więc szczerze obawiam się że odpuszczę i tutaj, miłość miłością, ja i tak jestem już wrakiem człowieka zaszczutym z każdej strony, dobrze że w pracy nic nie wiedzą bo chybabym się rzuciała pod pociąg. Własna córka wyrzygała mi już kilka razy kim dla niej jestem i były to określenia opisujące w sposób niewybredny panie stojące pod latarnią i tkaninę służącą do mycia podłogi. Rodzina się do mnie nie odzywa, tak jak przypuszczałam, i nie jest to wcale tak jak niektórzy mówili, że rodzina stanie zawsze po mojej stronie. Bo moja rodzina uważa to samo co mówi mi córka.
Dlatego też między innymi nie potrafię, nie mogę pogodzić się z decyzją męża. Bycie samotnym a bycie samemu przeciwko całemu światu to jednak duża różnica.
Macie dla mnie jakieś rady, jakieś wskazówki, abym mogła się przekonać, czy ktoś przeszedł już tą ścieżką?
Zastanawiam sie czy ten tekst jest skierowany do nas, czy do Twojego męża, który na pewno tu zagląda. Nieważne. Nikt nie mówił, ze będzie łatwo, a Ty przecież nie masz obowiązku cierpliwie czekać, to twój wybór czy chcesz pokazać swojemu mężowi, że Ci na nim zależy, czy zwijasz manatki i idziesz sie bawić do innej piaskownicy.
Cytat
Coś słaba, ta Twoja miłość. Ile to dni jak nie ma mężą w domu? Niewiele, a Ty juz sie zniechęcasz, a co dopiero gdybyś miała poczekać rok, a np. u mnie tyle to trwało zanim wróciłem do żony i tak naprawde oboje zaczeliśmy coś naprawiać. No i znowu użalasz sie nad sobą jaka jesteś biedna i zaszczuta, i oczywiście jesteś największą ofiarą tego co się stało. Tak naprawde niewiele jeszcze zrozumiałaś Barbaro, to wszystko co napisałaś do tej pory było manipulacją obliczona na to, ze przedstawisz sie jako ta, która zrozumiała swój bład i jest warta by dać jej szanse, kiedy to nie do końca zadziałało, straszysz, że Ci sie odwidzi, bo nie masz już sił. Jesli rzeczywiście jestes taka słaba, to nie zawracaj głowy Twojemu mężowi, bo zeby naprawić coś, co sie tak łatwo spieprzyło trzeba mieć duzo siły i cierpliwosci, a przede wszystkim pokory, której Tobie widocznie brakuje...
Widzisz, u ciebie to było troszkę inaczej bo ty żonę zostawiłeś, nie dałeś jej szansy, rzuciłeś się od razu na głęboką wodę. Napisałam przecież że gdyby tak było to byłoby inaczej.
Nie oceniaj mnie w ten sposób, proszę. Mam mętlik w głowie, depresję, wahania nastoju, szukam siły, szukam mocy, a z każdej strony dostaję po łbie. Tak naprawdę jedyną osobą która daje mi pocieszenie jest mój mąż i myśl że mi tego zabraknie jest nie do zniesienia. Napisałąm bo szukam otuchy, jakiegoś wsparcia, a ty mi go dać lagos nie możesz bo poszedłeś inną drogą. Rozmawiałeś przez ten rok z żoną, planowałeś? Spałeś z nią? Widzisz różnicę? Ja nie straszę że mi się odwidzi, ja po prostu niczego nie jestem już pewna. Niektórzy by się pewnie ucieszyli, widząc po radach jakie tu udzielają zdradzonym mężom... przecież to o to chodzi aby sponiewierać, upokorzyć, złamać... ale to nie ta historia. Lagos, ja jestem silna, cierpliwa i pokorna ale przede wszystkim jestem człowiekiem. I chwile zwątpienia też mam.
To jest sprawdzian dla Ciebie, a Ty próbujesz znów coś wymusić.
Zgadzasz się tylko na to co jest po Twojej myśli ? Chcesz dyktować warunki? Wciąż pokazujesz egoizm. Przestań roztkliwiać się nad sobą, to niewiele pomoże.
Wiadomo, że jest Ci ciężko, ale odpowiedz sobie na pytanie, czego Ty tak naprawdę od życia chcesz ? Nie widzisz przygodnego seksu w samochodzie ? ? No fajnie. Nie jesteś jedyna. Na szczęście są takie co widzą i mogą zająć Twoje miejsce budowania fajnych wspomnień od nowa..Twój wybór
Przecież to Ty zafundowałaś Wam niepewność jutra.
Teraz nie godzisz się na nią ?
Myślę, że trochę za póżno i nie masz teraz na to wpływu.
Na moje odczucia Twój mąż ma dobrą intuicję. Musicie od siebie odpocząć. Aby wrócić trzeba odejść, budować nową rzeczywistość, bo starej już nie ma.
Będziecie oddzielnie, bardziej będzie was do siebie ciągnęło.
I nie chce Iwonko abys rozmawiala ze mna przez forum tylko w 4 oczy!!! Pozdrawiam wszystkich i dzieki za wyczucie i niemozliwosc zmanipulowania. Dar:topic
Oczywiście, że jesteś człowiekiem. Nikt Ci tego nie odbiera. To że napisałem, że to była manipulacja z Twojej strony to też nie zaden atak, a jedynie stwierdzenie faktu, każdyby przecież chciał, zeby to co niemiłe, nieprzyjemne jak najszybciej minęło, i robi wszystko by tak sie stało. Przy zdradzie obie strony stosuja manipulacje, często nawet nieświadomie. Widzisz ja wiem, że ten czas kiedy bedziecie osobno, wcale nie powinien być krótki, bo to jest czas i dla Ciebie i dla Twojego męża, zeby wiele spraw sobie przemyśleć. I wiem, że obojgu wam bedzie ciężko, ale moze dzięki temu łatwiej bedzie wam potem, jesli będziecie razem. I doskonle wiem o czym mówiesz jesli chodzi o zachowanie Twojego męża bo postępowałem podobnie. Daje Ci nadzieje, ale odchodzi, nie jest blisko Ciebie, ale chce sie z Toba kochać ( a może dokładniej uprawiać sex). I zdaje sobie sprawę, ze mozesz sie z tym podle czuć. Jesli chodzi o sex, to moa zona, kiedy dowiedziałem sie ze mnie zdradziła i postanowiłem,ze sie rozstaniemy, nagle stała sie dla mnie strasznie pociągająca, wręcz wariwałem na jej punkcie, jednocześnie czując ból, cierpienie i niechęć do niej. Po prostu masakra. Więc czasem uprawialiśmy sex, po czym na drugi dzień uswiadamiałem ja, że to niczego nie zmienia i tak chce sie z nia rozwieść. Pisałem Ci, że jeszcze wiele spraw moze Cie zaskoczyć w zachowaniu Twojego męża i tak będzie. Bo ten czas jest jak rollercoaster, nigdy nie wiesz w którym kierunku zaraz podążysz.
Witaj Barbara
Nic się nie da zrobić na siłę.
Piszesz, że jesteś pokorna i cierpliwa a Twoja reakcja mówi zupełnie coś innego.
I świadczy o tym, że tak naprawdę chciałabyś aby wszystko poszło latwo, gładko i przyjemnie.
Ale tak niestety się nie da. To jak Ty się czujesz, to nic w porównaniu z tym, przez co przechodzi Twój mąż.
Sama wiesz, dlaczego. Tego chyba nie musimy tłumaczyć, a i sam tutaj napisał.
Musisz uzbroić się w cierpliwość.
Co nagle to podiable jak mówi przysłowie.
Przecież jak piszesz, mąż nie zostawił Ciebie samej z Twoimi myslami i pomimo, że oberwał potwornie, dostajesz od niego wsparcie.
Musisz dać czasowi czas.
Brzmi jak truizm, ale innej alternatywy nie widzę.
Mąż musi uporać się sam ze swoimi myślami a lekko to on nie ma.
Czego więc potrzebujesz?
Cierpliwosci, cieroliwpsi i jeszcze raz cierpliwości.
Nic więcej nie możesz zrobić dopóki Twój mąż nie uporał się sam ze sobą.
Tak jak pisałem - to jest jak świeża rana. W dodatku wymagającą długotrwałego leczenia.
I niestety bez żadnej gwarancji wyleczenia.
Musisz szykować się na najgorsze.
Bo zawsze jest lepiej być mile zaskoczonym, niż stwarzać sobie nadzieję i się boleśnie rozczarować.
Dlatego życzę Tobie wytrwałości i olbrzymiej cierpliwości.
Za wcześnie na kapitulację. Fighter się tak łatwo nie poddaje.
Dzięki w każdym razie, jednak mnie trochę podbudowałeś tym ostatnim paragrafem. Ale ty tak nie zrobiłeś, więc skąd wiesz? Wiem że nigdy nie ma pewności co do skutków niektóych decyzji, a ja wątpliwości mam i będę miała. Bo to że zdrawdziłam to jedna sprawa, a to że mąż zaczął sobie budować swój własny mały świat już kilkanaście miesięcy temu, to druga sprawa. I tamta sprawa jest jeszcze nie zamknięta, więc jak tu zaczynać coś nowego? Nic to, będziemy dzisiaj rozmawiać po pracy, poustalamy co trzeba, na razie to nie wiem nic, nie wiem gdzie się zatrzymał, co zamierza, jak podzielić utrzymanie dzieci... Może w końcu czegoś się dziś dowiem, bo ta niepewność mnie zabija.
Yorik, w odróżnieniu od ciebie, to ja byłam osobą zarządzającą w małżeństwie, pilnowałam terminów, płatności, szkoły, wizyt itp. Teraz nie ma już wspólnego życia a ze wspólnych zobowiązań zostały jeszcze tylko dzieci, a i to już dorosłe więc wymagają tylko pieniędzy. I ta sytuacja jest dla mnie straszna.
Ja też potrzebuję czasu żeby się ogarnąć, ale robienie tego w samotności przyjmuję okropnie ciężko i nie miejcie mi tego za złe.
Jeszcze raz, dzięki Yorik za dobre słowo.
No to pięknie żeś zarządziła, nie ma co
Same brawa się należą..
Wszystko musicie załatwić po kolei. Oj jest tego trochę i żeby się w tym połapać trzeba spokoju i determinacji. A Ty właśnie nie idziesz w tym kierunku.
Bo ja tak nie zrobiłem, to skąd wiem? Nie w tym przypadku o którym myślisz, ale zrobiłem, jeśli coś Ci to da. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo to nie moje życie tylko wasze.
A czemu teraz tą drogą nie poszedłem ? Bardzo proste. Potrafiłem zdeptać na tyle emocje, że nie potrzebowałem. Ale to świetnie rozumiem.
Niektórzy nie potrafią się wyciszyć wciąż będąc bombardowanym różnymi paskudnymi bodźcami. Nie potrafią się od tego odciąć, bo to nieraz ponad ludzkie siły. Umysł sobie a emocje sobie.
Skori mąż tak chce, znaczy się, że dla niego tak będzie najlepiej. Za ciężko mu teraz codziennie na Ciebie patrzeć, bo mu serce rozdziera. Pewnie nie chce zerwać z Tobą zupełnie kontaktu, bo obawia się, że nie wróci. To naprawdę nie jest głupi gość, mimo, że Ty zarządzałaś.
Zobacz do czego Twoje zarządzanie doprowadziło.
Reguły gry niestety musicie ustalić od początku.
Wciąż panikujesz i chcesz wszystko kontrolować.
Przez jakiś czas nie możesz, może już nigdy i zaakceptuj to.
Ale to teraz nie ma znaczenia. Muszę się jakoś zmotywować bo bardzo upadłam na duchu przez ostatnie dni. Bardzo. No ale żeby się podnieść, trzeba upaść, co nie?
Cytat
"walczysz do upadlego" - Ty to widzisz,zaznaczył to mąz , widać to tez tu w dyskusjach. Nie spodoba Ci się wypwiedx od razu krzyczysz że jesteś atakowana. Potrafisz przeistoczyć post tak by wypowiedź była na Twoją korzyśc, byle na Twoje wyszło. Przypuszczam że podobne metody stosujesz w domu. Dobrze że chcesz odpuscić , wiele zauwazasz, widzisz gdzie popełnilaś i gdzie popelniasz bledy i super że to do Ciebie dociera,tylko na miłosć Boską, wprowadź te zmiany w zycie, bo naprawdę cięzko się z taka osoba rozmawia o czymkolwiek i cięzko zapewne zyje.. Nie bryluj, nie manipuluj, nie wymuszaj, nie osaczaj bo to do niczego dobrego nie prowadzi, przecież w ten sposób zniechęcasz męza do siebie i to oczywiste ze będzie chciał uciec... Mąż może tego miec dosć , by zawsze lub przewaznie "Twoje było na wierzchu" dlatego woli się z Tobą nie szarpać, a powoli budować związek na nowych relacjach i nowych warunkach które musisz zaakceptować lub wynegocjować jakiś kompromis, jezeli chcesz z nim być. Może .. .
Mąż chce z Toba utrzymywać kontakty, to dobry znak. Rozumiem że się boisz, ale przeciez powiedział że daje Ci szansę więc Ty daj Wam czas. Nie mysl na razie o randkach sexie itp Nie da sie tak wszystko na raz, powoli .. nawet nie ustaliliscie jeszcze szczegółow... Masz minimalna szansę wykorzystaj ją dobrze. Nikt nie napisał ze będzie łatwo, że mąż wybaczy i będzie Cię od razu na "rekach nosił". Może i kiedys będzie, ale nie oczekuj tego od niego teraz.
Moim zdaniem lepiej tak, niż gdyby został, tym bardziej został na siłę, wylewał na Ciebie gorycz a za chwilę ,może chciał się wyprowadzić. Wydaje mi się, że taka sytuacja przy Twoim temperamencie, jest wyciszająca.
I nie odbierz tego co napisałam jako kolejny atak na Ciebie bo nie jest to moim celem.
Może stawia go to w zlym swietle bo się odsunąła, ale ..moze przyczyną nie była ucieczka od obowiązków, czy też od Ciebie bo cie juz nie kochał, bo Cię nie chciał, czy tez nie chciał z Tobą być. moze powodem były Wasze złe relacje z kórymi nie mógł sobie poradzić i mozliwe ze nie miał na nie większego wpływu, Moze cos innego.. co oczywiście nie wyklucza wlasnego "widzi misie".. zapytaj.
to znam z autopcji, akurat w wersji "po" nie "przed" .
Komentarz doklejony:
Barbaro, głupia nie jesteś decyzje pewnie potrafisz pojac sama a jesli nawet nie, to przeciez mąz się od Ciebie nie odcina, możesz do niego w kazdej chwili zadzwonić.
Nie stawiaj swoje komfortu życia na szali z męza problemami i jego samopoczuciem... bo wracasz do punktu wyjścia a tego nie chcesz, prawda..
Moje stanowisko na temat zdrady i zdradzających jest jednoznaczne i nieprzejednane. Sam, wieki temu zasiliłem szeregi rogaczy i stąd taka moja postawa, a nie inna.
Do rzeczy jednak. Przeprowadziłem mały "wywiad" na twój temat autorko po tym, jak pochwaliłaś się fragmentem swojego wiersza i znalazłem ich więcej. Oceniać ich nie mam zamiaru, bo są mocno nierówne,a i miejsce nie po temu. Zastanawiam się tylko, jak osoba, która charakteryzuje się jakąś wrażliwością (twórczością poetycką nie parają się ludzie, którzy są wyprani z wrażliwości) mogłaś dopuścić się takiego dziadostwa? Pisząc te słowa, zdałem sobie natychmiast sprawę, że przecież naziści też mordowali z zimną krwią przy taktach Wagnera, Straussa, Haendla etc.
Pisząc ten post nie mam żadnych dobrych rad, te już zostały gdzieś tam udzielone. Pomyje zostały zresztą też już wylane i, choć pokusa jest ogromna, by dolać kolejny kubeł to przecież niczego to nie zmieni. Los autorki, zdradzających w ogóle, jest mi kompletnie obojętny. Ich żałosne skomlenia o przebaczenie, nawet próby zrozumienia sytuacji mało mnie interesują. Odczuwam natomiast sympatię z urzędu do ludzi pokrzywdzonych przez zdrajców, stąd m również mój post.
Na koniec, moim skromnym zdaniem: Zdrada, to nie błąd, to jak już powyżej wspomniałem, mord par excellence na związku i jako taki z definicji jest nieodwracalny. Wszelkie próby ratowania, to reanimacja trupa właśnie.
To, że twój mąż próbuje utrzymywać jakiś kontakt z tobą, to przejaw głębokiego uczucia do ciebie, ale jednak uczucia mocno "zanieczyszczonego" masochizmem.
Pozdrawiam zdradzonego
Nie pozdrawiam zdradzającej
Kurczę, jakie to wszystko popaprane jest! Człowiek budzi się nagle z palcem w nocniku i zauważa że przecież czemuś można bylo zapobiec, że przecież można było zmienić bieg wydarzeń! A tak to się odwleka, odwleka i w końcu już za późno na decyzję. Dlatego też tak się tego boję. Że się to wszystko za bardzo odwlecze.
Ale nie mam wyboru. Muszę się dostosować.
B52 - nie pisz takich komentarzy, proszę cię bo mąż się straszliwie dołuje.
Maż chcial odejść już wcześniej, czyli nie czuł się szczęsliwy w waszym związku. Wiesz dlaczego? jezli nie, to się dowiedz bo nik ci tu tego nie powie, następnie postarajcie się wypracowac kompromis, dokonać zmian w Tobie/ w Was... (nie wiem co tam Was gryzie) bo na starych warunkach jeszcze z takim cięzarem pewnie nie będzie chciał tego ciagnąć, i to oczywiste, też bym nie chciała bo po co? dalej się męczyć i zyc obok siebie...
Nie przeginaj, kochana!
Naprawdę dobrze Ci życzę, ale uważam, że Twój mąż ma teraz prawo dyktować warunki.
Będzie Ci ciężko, ale Twoim ZADANIEM jest to wszystko przetrzymać!!!
Naważyłaś piwa, więc musisz je wypić...
Właśnie w ten sposób możesz i Jemu, i sobie udowodnić, jak bardzo Ci zależy...
Zależy Ci na Nim...?!!!
I nie masz wcale dać się zaszczuć - pomimo paskudnego błędu masz, kobieto, dużą wartość!!!
Musisz w nią dalej wierzyć, ale swojemu mężowi jesteś naprawdę bardzo wiele winna. Myślę, że jeśli ten rollercoaster wytrzymasz, to na wartości zyskasz!
A tego chyba nie da się niestety zakończyć w kilka tygodni...
Z tego, co do tej pory widziałam, to nawet najsilniejsze osoby męczą się z tymi emocjami przynajmniej miesiącami (jeśli ktoś zna inny przypadek - chętnie poznam...)
I wcale nie musisz być sama przeciwko całemu światu.
Jeśli wsparcia nie może dać Ci rodzina - poszukaj go gdzieś indziej - na forum, wśród starych przyjaciółek, kogoś, kto miał podobne doświadczenia (jesteś na tyle niestandardową osobą, że może żona któregoś z obecnych tu facetów, która to przetrzymała, zechciała by Ci pomóc...? Prawdopodobnie nie będą jednak chciały wracać do przykrych wydarzeń...)
Więc nie odpuszczaj!!!
Marta
PS. Przykro mi z powodu reakcji Twojej córki, ale Ona też ma prawo do wyrażenia emocji (wygląda, że potrafi to robić skutecznie... - może Twój mąż potrafi Ją trochę wyciszyć, a może trzeba by dla Niej poszukać jakiegoś mądrego partnera do rozmowy...?
I wczytaj się w wypowiedzi niegłupich ludzi, którzy do Ciebie napisali powyżej...
Muszę lecieć do dzieci.
Trzymaj się!!!!!
Maz zdazyl tez porozmawiac z corka i troszke ja ustawic do pionu, zeby tu sie nie odbyla zadna tragedia, bo to jest to czego ja sie bardzo obawiam - zostac z nia sama. Moj stan psychiczny jest na razie bardzo slaby, to jest tragedia jak ja sie potrafie zachowac teraz, boje sie siebie. Nie wiem ile corka wyniesie z tej rozmowy z ojcem, bede starala sie jej schodzic z drogi po prostu, bo w tej chwili bzdura urasta dla mnie do rangi najwiekszej zbrodni i gotowa jestem walczyc ze zbrodniarzem do ostatniej kropli krwi, jesli wiecie o czym mowie. Ale wiem ze to przejsciowe, po prostu emotional breakdown.
W dodatku na pocieszenie rozmawialam w koncu z siostra, ona jest po rozwodzie wiec swoje przezyla, choc nie chodzilo o zdrade. Bardzo, bardzo mnie podbudowala, najmlodsza siostra, prawie moje dziecko 😉, dawala rady najstarszej, najmadrzejszej siostrze. Duzo pomogliscie mi i wy, kochani forumowicze i deklaruje tutaj teraz ze nie zywie do nikogo urazy, jestem wam niezmiernie wdzieczna za zaangazowanie i dyskusje nad tematem. Na koniec dodam - prosze, nie oceniajcie mnie przez pryzmat moich niektorych wypowiedzi, ja jestem fighter a nie manipulant, a jesli to tak niekiedy zabrzmialo to przepraszam, po prostu w taki sposob poszukuje wlasciwej odpowiedzi. Mam nadzieje ze nikogo nie urazilam i prosze zamkniecie watku - i tak jest juz zbyt obszerny, a wszystko co mialo byc powiedziane, zostalo juz powiedziane. Jak ktos czuje potrzebe, zawsze moze napisac na priv.
I tak, z nadzieja na inna choc wspolna przyszlosc, dziekuje Panstwu za uwage.
Mysle ze podziele sie doswiadczeniami za jakis czas, jakiekolwiek nie beda, gdy emocje juz oklapna, ale to juz w innym watku