Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim życzę, aby nie gorzknieć na wszystkich polach i mieć radość nawet z takich małych bzdetów, jak te życzenia. Forum specyficzne, ale wciąż pozostajemy ludźmi, życie da
Perepek
18.12.2024 09:47:05
Hej zamierzam się złożyc pozew o rozwód macie do polecenia kogos z okolic Katowic? nie wiem jak sie za to zabrac
Ozyrys1
11.12.2024 18:21:15
Hagi 10
Nie wie że rozmawiałam z jego eks kochankami, nie wie że wiem że kłamie. Trzymam dowody zabezpieczone do rozwodu. Ostatnia eks będzie zeznawać, natomiast ta "swobodna" sprzed dwóch
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Opiszę pokrótce. W tej chwili szok minal - trwal rowno tydzien, tydzien lez,rozpaczy,szalenstwa i niedowierzania. Jestesmy razem 15lat, w malzenstwie 10 lat. Sa dzieci, najukochansze.
Poczatki byly cudowne, dobrze nam bylo, potem dzieci w krotkim czasie i zaczela sie jazda. Zmeczenie, pretensje, klotnie o wszystko. Zaczelo sie powolne oddalenie,niezrozumienie. To oczywiscie trwalo latami. Probowalismyjakos oczywiscie z tego wybrnac,chwilami bylo naprawde dobrze. Nawet o dziwo ostatnio, 2 lata temu maz zaczal mi sie znow podobac, jakbym zakochala sie w nim na nowo. Niestety, z jego strony nastapilo wtedy oddalenie, wiedzialam,ze zaczynam go tracic. Onmnie weielokrotnie ostrzegal, ze przez swoje zachowanie moge go stracic, stracic wszystko - szczesliwa rodzine. Latem moj maz przezyl zalamanie nerwowe, skonczyl na srodkach, jednakwzbranial sie przed terapia, uwazal,ze to 100% moja wina,w efekcie ja znalazlam siena terapii izaczelam prace nad soba (DDD). Ostatnie pol roku sytuacja wygladala tak, ze zylismy jakby osobno, gadalismy jak kumple o zwyklych sprawach, ale nie bylo bliskosci i zazylosci. W zasadzie zylismy osobno. Osobne wyjscia, osobni znajomi (onnigdy mnie nie chcialzabrac do swoich a do moich tez opieral sie pojsc choc go ciagnelam, brakowalo mi naszego wspolnego istnienia jako para w kontekscie towarzyskim). Coraz wieksze oddalenie. Ja jeszcze probowalam cos tam rzezbic, sciekalam siena odrzut z jego strony, on po kazdej 'trudnej rozmowie' ze mna zamykal sie, obrazal sie i dystansowal. W koncu po zalamaniu pol roku temu powiedzial, ze musial sie odciac ode mnie,zeby nie zwariowac. Zaczal sie modnie ubierac, nowe ciuchy, zapach, wiecej cwiczyl, zaczal biegac. Wiedzialam, ze nie dla mnie, on mowil, ze robi to dla siebie, zeby sie lepiej poczuc. Zostalam jakby sama w niezrozumieniu, dystansie, oddaleniu. Stalam sie przybita. Funkcjonowalam jak robot - praca, dom, dzieci, czasem wychodzilam do znajomych albo do kina.
Wszystko zaczelo sie 2 tyg temu - powiedzial, ze od listopada zaczal szukc znajomosci w internecie, chcial pogadac z obcymi, zobaczyc czy potrafi rozmawiac, zwierzyc sie obcej osobie. Z jedna laska nawet sie spotkal. Bardzo ladna, jak modelka, pokazal mi ja dlatego, ze jak powiedzial, nie stanowila dla niego zadnej pokusy, po prostu dobrze imsie gadalo na necie i raz byli na spacerze o zwyklych sprawach. (Ja mu zawsze zarzucalam, ze nie potrafi rozmawiac, ze ma blokady w kontaktach). Aha, podczas tego polrocznego dystansu czesto dzwonil do mnie np. do pracy i plakal, ze juz nie moze tego wszystkiego wytrzymac, ze mu zle, ze juz nie wyrabia. Ja go pocieszalam. Najgorsze ze 2 tyg temu poznal kogos przez przypadek, mineli sie przypadkowo, spojrzeli i wymienili sie telefonami (nie wiem czy nie wstawia mi kitu, jakies dziwne to, jak z reklamy, gdzie ludzie zauraczaja sie soba wprost na chodniku). Smsowali intensywnie, raz byli na spacerze i raz ona zadzwonila do niego z pracy, ze ma pol h wolnego i ze chcetnie sie spotka zobaczyc go tak zwyczajnie na chwile. Gadali o pierogach i najpiekniejszych obrazach z zycia. Mowil, ze strasznie mu sie to spodobalo, ze poczul sie wazny, atrakcyjny, fajny, ze to fajne uczucie, ze ktos za nim biega. Babka ma 37 lat (on 43 a ja 38), 2 dzieci, za tydzien ma rozwod - jej maz zdradzal ja 2 razy i po trzecim walnieciu w poroże powiedziala basta i sie wyprowadzila z dziecmi do wynajetego mieszkania. Nieczego sobie nie obiecywali, wrecz ona zapytala go na poczatku czy ma czysta sytuacje. Powiedzial, ze tak, ze ze mna juz dawno mu sie nie uklada a od pol roku zyjemy jak obcy dbajac tylko o logistyke domu i dzieci. (Zapomnial jej tylko powiedziec, ze ja nic nie wiem o tej osobnosci, caly czas stalam jak pajac z nadzieja nazmiane, chodzilam na terapie, zeby sie naprawic...). Powiedzialam mu ze ja oklamal i winien jej prawde, ktora z mojej strony inaczej wyglada. Powiedzial, ze jej powiedzial ( czy moj maz jest naiwny czy szczery? czy fececi tak robia?) i ona chyba sie wkurzyla. Wykrzyczal mi potem ze wszystkie jestesmy takie same, ze obiecujemy, zadamy a jak to mamy to zle. Aha, o niej powiedzial mi przez telefon, bylo to tak, ze zadzwonil znowu do mnie do pracy i zaczal plakac, ze mu zle i nie moze juz wytrzymac, zaczelam pytac o co chodzi co go tak gnebi i trzasnelam sobie ot tak czyy moze go ktos zafascynowal ( mialam takie przeczucie ze juz od pol roku sie kims zauroczyl i stad to zalamanie nerwowe - jako poklosie jego dylematow moralnych, rozbiecie, nie wiem). I wtedy powiedzial, ze tak, ze kogos poznal 2 tyg temu i tak to wyglada. W ten sposob sie dowiedzialam. Potem mi wykrzyczal, ze to przeze mnie, bo ja go zawsze cisnelam na uczciwosc, ze jak kogos poznamy to sobie powiemy i rozwiazemy sytuacje (tak, kiedys tak powiedzielismy, ale to bylo dawno) a teraz go przycisnelam (???) i kicha. Nie ma juz odwrotu (od czego???). Ze w takiej sytiuuacji on bedzie musial zakonczyc tamta znajomosc ale na mnie nie jest w stanie sie przelaczyc. Teraz wyjechal na tydzien, przez ten tydzien duzo rozmyslalam, mam swiadomosc swoich bledow, ale nie wiedzialam, ze to tak wyglada. Aha, przed wyjazdem mielismy zasadnicza rozmowe, zaproponowalam rozmowe i wyciagnelam go do knajpy (zawsze mi tego brakowalo, przez cale malzenstwo nigdzie nie bylismy tak sobie posiedziec, raz w kinie tylko). Glupek ze mnie straszzny, cieszylam sie jak na randke, nawet extra bielizne naszykowalam. Spytalam go jak jest, powiedzial, ze tamta znajomosc nie jest przyczyna jego odciecia ode mnie tylko skutkiem. Ze nie ma szans, kazalam mu spojrzec mi w oczy i powiedziec, ze juz mnie nie kocha - zrobil to. Wyrwal mi tym serce zywcem, ze wszystkimi moimi nadziejami itp. Zaczelam plakac i ucieklam. Chodzilam placzac po uulicach, dzwonil, smsowal,prosil zebnym wrocila. Martwil sie. Kolejne 3 dni po tym co uslyszalam byly straszne, strasznie sie tym zalalamalam, a on sie przejal moim stanem. Byl troskliwy jak nigdy, co chwile pytal jak sie czuje, przytulam (???). Potem wyjechal. To oddalenie dobrze mu zrobilo. Pisalismy do siebie jak nigdy, w koncu zaczelismy gadac jak nigdy, czyli cos czego strasznie mi ostatnio brakowalo. Pytal dlaczego od odrzucilam przez moment w lozku, byl czas ze myslala, ze kogos mam. Powiedzialam ze nie tylko zrazilo mnie ze on czułość wyraża poprzez czysty sex, mnie brakowalo zwyklej nuty romantyzmu, jakiegoa adorowania, milego slowa, calusa gdy gotuje zupe. Ze nie potrafie sie przestawic 1 kliknieciem i po orce w pracy a potem w domu na drugim etacie byc na gwizdek boginia sexu. Chcialam czulosci. Ze mialam trudny dom (przemoc, ponizanie, brak wl. wartosci, tak łaknełam milosci, a on zawsze mowil, ze musze to w sobie miec, ze nikt mnie nie wypelni). Wywalilam mu jak to wszystko wygladalo z mojej strony. Onmowil ze go wykastrowalam jako faceta totalnie. To byly trudne rozmowy, ale ciesze, sie, ze w trudnym momencie nie obrazilismy sie tylko gadalismy. Zreszta (on to podkresla), ze niegdy, przez cale malzenstwo nie mielismy ani 1 cichego dnia, ani jednego, nie potrafilismy isc do lozka bez pogodzenia. (Mowie o okresie wylaczajac ten ostatni polroczny zly czas). Te rozmowy (smsy) byly oczyszczajace choc bardzo ciezkie i bolesne.
Koncze historie, nie wiem czy ktos cokolwiek z tego zrozumial (szok i nieskladnosc) ale tak to wyglada. Jestem zagubiona, zaplatana, nie wiem czy mowi prawde czy wciska kit jak dzyndzel, zeby nie bolalo, czy sie asekuruje. Powiedzielismy sobie w tych rozmowach wszystko co nas boli ale nie zadeklarowal zadnej decyzji, czy chce cos budowac ze mna czy nie. Czy sie naprawiamy czy nie. Napisal tylko ze on decyzje juz podjal i terazmusialby ja zmienic, ze to wszystko jest dla niego zakurwiscie trudne. Aha, bardzo kocha dziec, jest z nimi zwiazany i nie wyobraza sobie jak ojciec moze nie chceiec sie nimi zajmowac. Tu mu oddaje, ojcem byl cudownym, od malenkosci potrafil sie nimi wspaniale zajac, wstawal w nocy, we wszystkim pomagal, zakupy, dbal o dom). Ze jeslibysmy sie rozstali to chcialby wynajac gdzies blisko mieszkanie zeby odwozic je do szkoly, odbrabiac z nimi lekcje, robic zakupy ciezkie, byc przy nich, a najchetniej by mieszkal z nami nadal. (Proponuje jakby otwarty zwiazek???). Zglupialam go. Jestem teraz w rozsypce, nie wiem, nic, nie rozumiem nic (wydaje mi sie tylko ze cos rozumiem przez te rozmowy), nie mam zadnej bazy decyzyjnej, w ogole nie wiem co myslec i robic. Pomozcie, moze faceci beda jakos wiedzieli od tej drugiej meskiej strony? dziekuje za wysluchanie.
aha, onmi kiedys powiedzial, ze jestem niezrownowazona, ze szukam wiecznie napiecia, ze myle spokoj z nuda. (fakt dla mnie spokoj to nie dobro tylko spokoj przed burza, ale to pewnie z domu). Ze on chce tylko spokoju a ja zadalam wyjsc z domu, jakiegos urozmaicenia - on mowil, ze tego nie potrzebuje, jest domatorem i lubi w nim byc, cieszyc sie dziecmi (ja to odbieralam, ze nie mna, narcyz?boze!wrecz bylam zazdrosna jaki ma stosunek do dzieci a nie do mnie, wiem, zalosne i niedojrzale) Jak mowilam mu zeby sie fajnie ubral (nosil sie wtedy fatalnie, jak abnegat, bo mowil ze to nie jest wazne, ze jak sie kogos kocha to mozna w worku byc), prosilam, zeby zamienil te ohydne slipy, ktorych nienawidze na bokserki obcisle, ktore uwielbiam, 3 tygodnie musialam go kiedys blagac zeby sie choc troche obkupil - fajne spodnie, koszule, marynarki, kurtke lub plaszcz. Jemu bylo szkoda kasy, bo na dom lepiej wydac. Wiec nigdzie nie bywalismy, nie bawilismy sie, a ja tak to lubie, uwielbiam imprezy z fajnymi ludzmi gdzie mozna gadac, on jest milczkiem, ma swoj swiat bo jest sportowcem i tam sie wyżywa extremalnie, choc odkad ma dzieci juz nie szaleją i raczej rozsadnie. Ide na kawe. Dobrze, ze to wywalilam z siebie.
Ddd? No to jesteś niezrównoważona Jak większość z nas tu obecnych. Czytałaś wątek Murki? Jest parę historii przed Twoim. I chyba macie wiele cech wspólnych. Wygląda jakbyś mu matkowała . A on ucieka. Przed czym?
Lena u mnie było tak samo jak u Ciebie ja chciałem gdzieś wyjść ona wolała w domu siedzieć a teraz jest taka rozrywkowa z tamtym.Moja źona teź mi proponowała otwarty związek jak kolega i koleźanka to jest klasyka zdrad.Źadnych deklaracjì z jej strony czy chce być ze mną ale ona juź miała kogoś innego w głowie.U mnie trwalo to 2 lata a u ciebie pół roku podejźewam źe twój mąż nie jest pewny co chce z tamtą jest mu super ale nie chce sttracić dzieci a ty jesteś tylko na dokładkę.Pamiętaj nie obwiniaj się to nie ty zdradziłaś tylko on.Jak by nie chciał tego to by nie zrobił.Nie licz źe mu się odmieni on jest teraz w eufori .Nic nie zrobisz nie zatrzymasz go daj mu odejść.On po jakimś czasie zrozumie tamto się wypali napewno a on z podkulonym ogonem przyjdzie ale to będzie za późno powiedz mu wtedy nie.Jak wyobraźasz sobie źycie z kimś kto cię nie szanuje i widzi w tobie same nudy .Znajdz w sobie siłe i znaj swoją wartość to pomaga.
Apologises, a gdzie jest watek Murki? mozesz wkleic mi tu linka.
Tak, jestem troche popieprzona i niepoukladana, dopiero w terapii pracuje nad soba i zaczynam widziec swoj problem.
Daniel - no on niby utrzymuje, ze nie zdradzil, ze nia sie zafascynowal i ze to trwa dopiero od 2 tyg,. ze sie wtedy spotkali i zaiskrzylo ot tak na ulicy jak sie mineli. (dziwne).
Daniel - no opieram sie tylko na tym co mi powiedzial. Choc przypuszczam, ze trwa to wczesniej. Ale przypuszczam. Jak pol roku temu zapytalam go to powiedzial, ze jak zwykle ja i ta moja paranoja.
Powiedzial, ze zaluje ze mi powiedzial, bo tak to by sie pospotykal, i moze zatesknil i wrocil, a tak to sie zrabalo (???). Jak mu zaproponowalam (testowo) zeby sie pospotykal i wtedy podjal decyzje, powiedzmy za pol roku, to powiedzial, ze nie zrobi tego, zeby sie spotykac a mnie trzymac jako opcje zapasowa, ze juz nie chodzi o mnie naet, ale dla samego siebie by tak nie mogl, ze to byloby nieuczciwe dla jego samego, nie mogl by tak postepowac, bo by stracil do siebie szacunek i godnosc. Dlatego nie wiem co mam myslec. Zajechalam faceta swoimi pretensjami? Chcialam tylko bliskosci. Kazde jego milczenie, focha i obraze odbieralam jako atak na mnie, przekreslanie od razu calego naszego zwiazku, kazda drobnostka nie byla mala zadra tylko odbieralam to jako pekniecie naszej calosci. Mam sklonnosc do tego, do rojen, wyolbrzymien, wymyslaniu strasznych historii. Teraz pracuje nad tym w terapii, ale nie wiem czy ona cos da. Czy z tego mozna sie wyleczyc, zmienic.
Lena, zawsze są dwie strony medalu. Dobrze byłoby poczytać punkt widzenia twojego męża, chociaż te jego wypłakiwania i załamania nerwowe jakoś nie działają na jego korzyść.
Pytasz czy "zajechałaś" męże pretensjami o bliskość. On byłby dla ciebie czuły, gdyby cię kochał. On potrzebuje bliskości, czułości i zainteresowania swoją osobą, dlatego tak szybko się zauroczył inną.
Czy Ty okazywałaś mu zainteresowanie czy tylko oczekiwałaś tego od niego? Kobiety tak pragną adoracji, ale faceci...także chociaż pewnie w innej formie.
ps.
polskich znaków można używać w komputerach od połowy lat 90-tych XX wieku, a w telefonach komórkowych od kilku lat później ;-)
Komentarz doklejony:
Właśnie doczytałem, że...alpinista. Czy wisząc na skale też ma załamania nerwowe i płacze?
nie, ale mówił, ze jak byl w stanie zalamania to i wspinaczka przestala go cieszyc.
Myślałam, że już nikt nie używa w dzisiejszych czasach polskich znaków - że to norma, bo tak pisze się szybciej a i tak wiadomo o co chodzi.
Powiedział też, że się nie zakochał, że gdyby tak było to wszystko byłoby prostsze, że nic by mi wtedy nie powiedział wcześniej tylko postawił przed faktem dokonanym, spakowałby się i odszedł po prostu.
Lena sprawdz czy jak jest w domu twój mąź to czy ma wyciszony telefon jeźel tak to na bank piszą ze osobą tak było u mnie i u wielu innych.Mam wraźenie źe mówi ci to co chcesz usłyszeć i próbuje uśpić twoją czujność.A ty bądz teraz czujna i nie daj po sobie poznać źe go podejźewasz.Ściągnij sobie na telefon dyktafon i ukryj go tam gdzie spędza najwięcej czsu w domu i powiedz źe wychodzisz do sklepu i wyjdz na godzinę.Włocz nagrywwanie i nie zapomnij włączyć w tel.trybu samolotowego.Sprawdz a moźę cię oświeci
Komentarz doklejony:
Wejdz na czat to pogadamy na źywo
Wywołana do tablicy nie widzę w naszych historiach podobieństw Apol.
Mój nigdy nie okazywał słabości. I to on nie chciał rozmawiać ze mną a nie ja z nim. Mój mąż płaczący? Raz. A znam go 29 lat. I to w sytuacji która całkowicie te łzy tłumaczyła.a nie, przepraszam mój też jest ojcem idealnym i owszem skłonność do matkowania się pojawia. Czytając Lenę widzę że komunikację to u nas mieliśmy jednak całkiem niezłą, a tu jest jakaś przepaść.
Komentarz doklejony:
Natomiast mój mąż rozmów oczyszczających takich o swoich uczuciach unika, całkowicie. Tu komunikacja u nas nie istnieje
Murka, słońce, wy obie jesteście podobne. Tajemnicze ddd, o którym u Leny niewiele na razie . Domaganie się uwagi partnerów, starania, niezrozumienie ,że te chłopy nie potrafią inaczej. Wciskanie wam tekstów "nie wiem" . Mąż Leny ucieka i Twój też we własny świat. Nie wpuszczają was tam. Ucieczka przed bliskością. Aby porównać trzeba by coś z Lenki wydusić
Latem moj maz przezyl zalamanie nerwowe, skonczyl na srodkach
Jakoś się przeslizgalas przez ten temat.
Co było powodem załamania? Skąd miał prochy? Co zdiagnozować lekarz?
Nie pytam się co twierdził mąż - że to przez Ciebie. A jeśli już przeź Ciebie to dlatego że... tu dokończ.
Pytam o diagnozę lekarza.
Mam wrażenie ze on się chowa za tym załamaniem.
Czuję też że gdzieś razem popelniliscie błąd, ty tez tylko jeszcze nie wiem gdzie.
Coś mi tu nie leży. Wozicie się tam i z powrotem jakoś bez sensu.
Może kryzys wieku średniego?
Ze jeslibysmy sie rozstali to chcialby wynajac gdzies blisko mieszkanie zeby odwozic je do szkoly, odbrabiac z nimi lekcje, robic zakupy ciezkie, byc przy nich, a najchetniej by mieszkal z nami nadal. (Proponuje jakby otwarty zwiazek???). Zglupialam go. Jestem teraz w rozsypce, nie wiem, nic, nie rozumiem nic (wydaje mi sie tylko ze cos rozumiem przez te rozmowy), nie mam zadnej bazy decyzyjnej, w ogole nie wiem co myslec i robic.
Podziękuj. Powiedz mu, że przemyślałaś wszystko i ma rację. Z nim nie ma już szans, musisz mieć szansę na kogoś innego ! Mów o sobie jak Ci z nim było źle, tak jak on mówi tylko o sobie !! że jest cipa nie facet i że dla Ciebie zdrada to koniec i kropka.
Zapytaj tylko czy w tym układzie nie będzie mu przeszkadzało, jak z Tobą ktoś zamieszka, bo jak koniec to koniec, a chętnych na siebie jeszcze będziesz miała; Super, zapytaj, czy jak będziesz chciała wyskoczyć z kimś się bzyknąć, to z dziećmi na pewno posiedzi
Apologises - no w sumie racja,ja tez mam klopot z bliskoscia, uwielbiam jak ktos jest otwarty, mily i serdeczny, a wszelki dystans rodził we mnie zlosc. Teraz juz mniej.
Impac - psychiatra. WYgladalo to groznie, kilka tyg. total.zapadalsie w smutku jakby, odretwieniu, pojechalismy potem na wakacje, gdzie caly czas lazil przygaszony (a ja tak wielkie nadzieje wiazalam akurat z tym wyjazdem, ze bedziemy razem spac, spacerowac za rece), nie mogl tam jesc ze smutku, schudl 5kg, byl mega mega przygaszony, nie mogl spac. Jak wrocilismy to pewnego dnia zaczal krzyczec, ze juz dluzej nie wytrzyma, ze mu glowe rozsadzi, te krzyki rozpaczy przechodzily w wycie. WYslalam go na dyzur do kliniki psych. tam stwierdzono zalamanie i dostal psychotropy na dzien i na zasniecie nanoc. W diagnozie napisano konflikt z żona. Byl na spotkaniu z terapeuta, ale uciekl po 1 spotkaniu.
Moja intuicja podpowiada mi, ze zauroczyl sie kims wlasnie latem. Przed naszymi wakacjami z dziecmi byl na wyjezdzie z kumplami w gorach na tydzień, gdzie byly 2 dziewczyny, jedna rozwodka druga nieszczesliwa, swieża mężatka. Obstawiam tę drugą, młodsza od niego o 18 lat. I wtedy mu odbiło. Sorry, ale ja uważam że to jego załamanie nerw, a póżniej depresja (miał podejrzenie klinicznej) to krzyk ciała na niezgodę sytuacyjną ze mna. Zresztą zdania nie zmienię, współczesna medycyna sie okrutnie pomylila jesli chodzi o depresję - to wlasnie niemożność zmian w zyciu, wewnętrzna niezgoda, gdy jednak trzeba życ inaczej, brak decyzyjnosci, to rozpieprza od srodka.
W kazdym razie moja diagnoza jest prosta - poznal fajna babke, wpatrzona w niego, wrocil, zobaczyl co ma w domu, opatrzoną żonkę od 12 lat, ciężka orka z dziecmi i na wyjeżdzie to wszystko dotarlo do niego. I cale jego zachowanie ostatnio, ktore znosilam to poklosie jego mysli i decyzji. I tak dlugo wytrzymalam od tego sierpnia.
Yorik dzięki, może w sumie tak trzeba by poiwiedzieć.
może. Ale kurczę skadś się to jego załamanie wzięlo, nie z powietrza. Mało tego, od roku wyciągam do niego rękę, więc tym bardziej. Poza tym wiesz, diagnoza psychiatry w 10 min postawiona,bez głębi poznania, oparta na tym co on powiedział, czuł w danej chwili.
Pamiętasz przysięgę małżeńską ? Na dobre i złe w zdrowiu i w chorobie itd. I Ty się starasz ale jeśli on odrzuca twoje starania to daj mu tę wolność. On jest niedojrzalym mezczyzną, nie dorósł do rodziny do bycia ojcem mimo tych 12 lat małżeństwa. Pozbieraj dowody złóż pozew niech lata za kobietami jak mu tak pasuje. Myślę o tym co powiedział lekarzowi ze konflikt z żoną. Czy nie jesteś typem kobiety bluszcz. Niemilo się to czyta az boli ale spróbuj poczytać na necie na ten temat. Nie musi pasowac. Jest też syndrom Piotrusia pana może będzie na męża pasowało? Nie proś nie błagaj poczytaj 34 kroki. On cię zdradził i to nie ty masz za nim biegać. Powinnaś dac mu odczuć że cię skrzywdził. Zajmij się sobą dziećmi. Idź na miasto z koleżankami do kina na komedię. Nie czekaj na niego ja pies na baczność. On tego nie zobaczy jest w amoku dogadzania sobie i swojemu ego.
Ale kurczę skadś się to jego załamanie wzięlo, nie z powietrza.
oj tam, oj tam ... jak zatrute, to nie tylko przygiąć się, ale i paść można
Cytat
Mało tego, od roku wyciągam do niego rękę, więc tym bardziej
Lena, to jak Ty tą rękę wyciągasz, że drugi człowiek wyje z bólu?
Cytat
Poza tym wiesz, diagnoza psychiatry w 10 min postawiona
no tak ... jakiś partacz pewnie z wieloletnim doświadczeniem klinicznym
Cytat
bez głębi poznania,
a nie sądzisz, że jednak lekarz powinien zamiast głębi poznania opierać się jednak na głębi wiedzy?
Cytat
oparta na tym co on powiedział, czuł w danej chwili.
a skąd wiesz na czym oparł ją lekarz?
dlaczego sądzisz, że praca psychologa klinicznego polega na wysłuchiwaniu opowieści dziwnej treści?
i niby kogo innego miałby lekarz wysłuchać, jak nie pacjenta?
Pod "konflikt z żoną" podpiąć" można takie cuda, że nawet Ferdek Kiepski i wszyscy fizjonnomii świata nie ogarną. Ta diagnoza nie znaczy nic konkretnego.
Pod "konflikt z żoną" podpiąć" można takie cuda, że nawet Ferdek Kiepski i wszyscy fizjonnomii świata nie ogarną.Ta diagnoza nie znaczy nic konkretnego. smiley
czepiasz się Apollo
a ona jedynie obejmuje szeroki zakres problemów, ze wskazaniem do wnikliwszego przyjrzenia się im,
A tam, od razu się czepiam. Facet jedzie tekstami z kosmosu, ma w dupie uczucia żony, jej niepewność, byle nie wyjść na tego złego. Już starożytni Rzymianie wiedzieli, jak jest problem to szukać trzeba pieniędzy lub kobiety. Ściemnia gościu na maxa. Był pół roku temu wątek gościa, który nie wiedział biedaczek kogo wybrać. Tak bardzo nie chciał unieszczęśliwić żony.
będę powtarzać z uporem maniaka : "jego nie zmieni " ;
ale jak popracuje nad sobą, nad własnymi słabościami, to ma szansę na zmianę dotychczasowej sytuacji, na podniesienie poczucia własnej wartości;
zmieniając sytuację, w jakiś tam sposób, może wpłynąć na wymuszenie zmian i w jego zachowaniu;
to chyba jedyna droga; bo jeśli chce walczyć o ten związek, to jaka może być inna?
chyba go wczoraj znalazłam. najbardziej podobały mi się Wasze komentarze do tego gościa bezbłędne.
Podobne nawet dylematy tak czuję. Mi powiedział kiedyś, że teraz jaks ie wydało czuje się przy mnie jak szmaciarz i gówniarz. Zarzucił też, że go oszukałam, bo kiedyś sobie obiecaliśmy, że jak cos takiego się zdarzy to porozmawiamy i bedziemy musieli to jakoś rozwiazać, a teraz ja odstaiam cyrki, płaczę i rozpaczam. To mu powiedziałam, ze nieprawda, bo nie zrobiłam awantury i nadal rozmawiamy. To przyznał mi rację i powiedział, ze podziwia mnie w sumie.
On chyba sam nie wie co czuje. Może została do mnie mu jego litość i żal w tej chwili. Pewnie chce być szczęśliwy. Jakie to wszystko posrane, żeby ludzie tak mogli usiąśc sobie i powiedzieć czego chcą.
On wrócił z gór dziś w nocy, przy śniadaniu gadaliśmy o pierdołach typu jak było na wyjeżdzie, gdzie się wspinał, ze widział jelonka. Zero o mnie, co czułąm przez tydzień (w sumie tylko smsowaliśmy przez tydzień rozłąki). W koncu ja się spytałam jak tam przemyślenia, co u Ciebie to sie wkurzył, że jak zwykle cisnę, nie potrafię usiedzieć chwili w spokoju i wyszedł obrażony, znowu zobaczyłam jego dupę i plecy. WKur...mnie. Jak ochłonęłam powiedziałam mu, że po co tak reaguje, wystarczyłoby "słuchaj, nie chcę w tej chwili o tym gadać, to jest za swieże, porozmawiamy kiedy indziej". I zonwu przyznał mi rację, ze właśnie to chciał powiedzieć tylko nie wie dlaczego znowu się wsciekł. Co za parszywy schemat, on sie stale powtarza. Ja powinnam się odciąć i mu uciec na chwilę chyba. Tylko ja tak nie potrafię. Mogłabym poudawać jedynie w to pograć. A gier nienawidzę takich. Najbardziej w życiu.
wziełam dzieci na spacer i lody on w tym czasie pojechał zrobic wielkie, ciezkie zakupy na cały tydzien. Potem podałam obiad, po czym on oznajmił, ze teraz tydzien bedzie w pracy siedział (ma firmę i musi pokonczyć zlecenie), więc drugi tydzien nie bedziemy się widzieć właściwie. I to mnie najbardziej boli. Jeszcze głupia się spytałam kiedy będziemy mogli porozmawiać uczciwie to powiedział, ze ten tydzien raczej cieżko bo ma to zlecenie i musi się wywiazać, bo przez wyjazd w góry wszystko mu sie posypało z terminami. Poczułam sie nieważna. Chyba czas zdać sobie sprawę, że faktycznie zdechło totalnie. Wszystko mi się trzesie w rekach, na domiar złego wróciłam do fajek, to mnie uspokja na moment (wiem, ze zludne, ale mala przyjemnosc). Kurcze. Czuję sie taka skurczona w sobie.
Komentarz doklejony:
Nox - pewnie tak, trudno mi to przyjąć.
Lena te małe przyjemności trzymają mnie teraz przy źyciu.Mówisz źe zaczełaś palić ja teź i to na maxa a nie paliłem jakiś czas teraz 30 dziennie masakra.Wybieram się dziś do kina a z moją nie byłem 100 lat zresztą nigdzie nie wychodziliśmy razem bo nie chciała zawsze na siłe.Trzymaj się mocno nie jesteś sama.My wszyscy wiemy jak to jest w takiej sytuacji 8
my też nigdzieni ebyliśmy - uwierzycie? przez 12 lat małżenstwa byliśmy raz w kinie, po 10 latach (matko to jakies straszne teraz to zobaczylam). Ja potrzebuje wyjsc, imprez, nie wiem, chocby spacer, tyle razy prosilam wez mnie w gory, naucz wspinaczki, dupa. On mowil ze znajomych musi miec 'swoich' a wyjsc nie potrzebuje bo lubi siedziec w domu, nie musi sie nawet odzwywac i wtedy jest fajnie mu. Mu nie mi. Ja lubie inaczej spedzac czas - ok, mam slabosc, naprzyjemniej jest dal mnie siedziec przy whiskey i gadulic do rana o zyciu, filozofi, smierci, no po prostu mam frajde z dekonstruowania swiata i jego zawilosci. To mnie rajcuje. ALe mowilam mu, zze od tego moge miec swoich znajomych, jak juz musi tak byc. Z nim przyjemnosc sprawialby mi rower, spacer, lubie biegac, cokolwiek byleby miec jakis obszar, ktorym nie sa domowe, nudne, powtarzalne obowaizki. Starczyloby mi raz w mcu.
Yorik - gadalam mu o tym, mowilam, wspominalam jak bylo fajnie przed dziecmi, zawsze mowil, ze jemu to niepotrzebne, dom starczy, on sie nawspina i spokoj, jest zadowolony, chce miec spokoj w domu. A ja sie zaczelam czuc jak jakis stary kapec, a chcialam po prostu miec fajne zycie. I tak, niepostrzezenie zaczelam zapadac sie w smutek, zal, rozgoryczenie, ze nie tak to mialo wygladac.winilam za to jego. Na co on reagował obrazą w czym jest mistrzem. I tak to sie dzialo. On stal sie gburowatym mimem, a ja w roli, ktorej nienawidze "niezadowolona baba, ktorej nic sie nie podoba, wszystko krytykuje i stale sie dopieprza". Myślę, ze cierplieliśmy oboje. Tylko że ja chciałam o tym rozmawiać, szukać rozwiązań, jakiegos kompromisu.
chodzi o to, zeby cos razem robic. Co z tego, ze sama wyjde pobiegac albo zostawie go z dziecmi i sama wyjde ze znajomymi. Wspolny obszar.
Dobra, a teraz podpowiedzcie mi co zrobic, zeby on chcial ze mna porozmawiac. Na razie ma to w d. Wrocil z wyjazdu, zjadl i pojechal do pracy. Wroci w nocy i tak bedzie do k. tygodnia. A zasadniczy temat wisi w powietrzu, ja sie męczę. Może faceci tu maja jakies rady - co dziala na faceta, zeby chcial porozmawiac? Chce wiedzieć juz w obojętnie jaka stronę.
Lenka, ile razy czytałaś na zetce, że jedyną osobą jaką możesz zmienić i na którą masz wpływ jesteś ty sama? Nie ma zaklęć, ziółek czy sposobików na kogoś kto cię zwyczajnie nie chce. Kiedy w waszym związku było MY ze strony męża? MY istnieje tylko dla Ciebie. Masz małego zafochanego chłopca zamiast mężczyzny. Czujesz się cokolwiek mu winna, że cały czas ciągniesz go za uszy? Pozwól mu stracić siebie. Dzieci nie traci, ma szansę zawsze być ich ojcem. Przestań uzależniać swoje szczęście od drugiego człowieka.
Powtórzę pytanie, czym jest dla Ciebie miłość?
Twój mąż perfekcyjnie wpędza Cię w poczucie winy. Gdybyś nie... to..., gdyby nie ty to bym..., czepiasz się..., jesteś przewrazliwiona..., muszę odpocząć..., nie teraz, nie ciśnij, bla bla bla bla...
No.i.kawał gnoja bo nie umie podjąćmęskiej decyzji - duszę się z Tobą, rozstańmy się, chcę mieć kontakt z dziećmi ale będziemy wolni. Wcześniejsza propozycja Yorik to strzał w dziesiątkę.
Wkurzają mnie osoby nie odpowiadające na pytanie udając że odpowiadają :
- Kiedy możemy porozmawiać?
- W tym tygodniu raczej nie...
- Nie pytam kiedy nie! Pytam kiedy tak!
Ewidentnie boi się tych rozmów bo ich konsekwencją będą konkretne rozwiązania dla niego niewygodne. Dlatego tak odwleka.
Posłuchaj Yorik i jak go walnie powiedz "Prosiłam długo. Teraz to ja już nie chcę. Twój czas już minął". Tylko bądź konsekwentna.
Dlaczego chcesz się umawiać na rozmowy, pytasz czy przemyślał? Trudno zapytać, kochasz mnie"? Tak lub nie. Wiesz czego nie powie.
Komentarz doklejony:
Chłopaki ma rację,, pozwól mu stracić siebie"
Pokaż mu spakowana walizkę po kolejnym uniku. Może on potrzebuje konkretów a nie /kobietę/bluszcz.
Jak kobieta bluszcz, która nie radzi sobie z własnymi słabościami, ma dać radę realnie odczuć facetowi, że ją traci, bez wcześniejszego ogarnięcia tych słabości?
Komentarz doklejony:
to raczej taka sztuczka na krótką metę, niż realne zwycięstwo;
chociaż to jeszcze pewnie zależy od tego kto i o co walczy;
Do przemyślenia jedna z definicji miłości.
W języku polskim słowo miłość opisuje wszystko - miłość matki, małżeństwo, nawet przygodny seks. Starożytna greka ma parę określeń tłumaczonych na naszą miłość. Najbliższa relacji mężczyzna-kobieta będzie agape. Zawiera w sobie i zakochanie, szacunek, pożądanie, opiekę. Cały wspólny okres bycia dwojga ludzi aż do śmierci. Seks, pożądanie, wyłączność są efektem, owocem miłości, nie jej źródłem . Agape to również zrozumienie, akceptacja drugiej strony włącznie z wadami. Miłość to nie uczucie dwojga doskonałych ludzi, a dążenie do doskonałego uczucia dwojga mylnych śmiertelników. Dlatego to samo uczucie jednej pary nie będzie identyczne jak innej pary. Tworzą ją inni ludzie. Jedyna moja wstawka do tego znaczenia Agape - równość tej relacji, starań, by nie był to związek na zasadzie uzależnienia. Całość się wypracowuje. Stale i niezmiennie.
Ja wolę miłość od pierwszego wejrzenia, ale jak ktoś ma czas może sobie wypracowywać
Lena nam tu niezła anatomię związku zapodała. Szkoda, że tak późno taka bystra się zrobiła; Nie wiem czy jest bluszczycą, choć wiele wskazuje, że była a od takich się ucieka. Gość coś też wybitnie delikatny psychicznie, coś mu wyraźnie jest, niedorobiony jakiś
Yorik - raczej nie bluszcz, pieknie powielam wzorzec z domu - zminy, nieobecny ojciec furiat niedbajacy o emocje mamy. Uwielbiam swirow, niedostepnych, nie do zdobycia. Ogromnie pragne czulosci, kochania, biskosci, ale absolutnie nie potrafie jej dawac. Moj maz jest total odcietym od emocji, nazwalam go nawet czlowiek-skala.
STaralam sie o uczucia meza i zapadalam sie w depresyjna otchlan, gdy ich nie odstawalam. Bylam gotowa zrobic wszystko a on robil wrazenie obojetnego. Bylam przerazona i zablokowana jego absolutnym brakiem uczuc., nie mialam pomyslu jak je ozywic i wpadalam w role 'gderaczki'. Zamiast go przyciagac odpychalamtym co robie. Zostalam na maxa odtracona - smutek, panika, uczucie zagrozenia. Latwiej byloby zniesc smierc niz odtracanie. Zaczelam reagowac tak, ze jeszcze bardziej pogorszylam swoja sytuacje. Chwytalam i przytrzymywalam jego oddalajacego sie. Szok i niedowierzanie. Blaganie o wybaczenie i odbudowywanie bledow. Onwbijal mi noz w serce mowiac 'juz nigdy cie nie pokocham, zrozum to'. Sama niszcze ostatni nanomikron nadziei na pojednanie. Pozbawiam sie dumy i godnosci. czolgajac siejak pies. Im bardziej on mnie zniewazal tym bardziej go potrzebowalam. Panika, ktora probowalam go udobruchac nigdy nie pozwolila mi na zapanowanie nad soba, nami. Wywoluje tylko wojne. Jestem jak Chamberlain i in. przywodcy, ktorzy probuja uglaskac Hitlera i nazistow i przekupic kolejna Czechoslowacja. Wywoluje w nim jedynie pogarde. Moja slabosc i strach wzbudza w nim zuchwalosc i zacietosc. Obojetnosc i niechec. Wspolczuje mi, ze sie poddal w moim zyciu, ale nie moze przystac na moje warunki. Teraz widze, ze niezdolnosc do komunikacji nie jest przyczyna, alesymptomem. To swiadomosc, ze lata, ktore ma przed soba bedzie musial spedzac ze mna i sie nie zgadza na to. Nie chce. Wie, ze jestem dobra, madra babka, ale czy to ma byc zycie? Ja tak samo myslalam - 'kiedys byles fajny, ale zrobil sie z ciebie nudny, skalny dziad'. Nie wyjawilismy tego sobie, ale nasze zachowanie zaczelo sie pod wplywem tych mysli zmieniac. Brak zaintersowania soba. On chcac pozbyc sie mojego zaciesnienia ucieka, organicznie ucieka. Ja go gonie, jeszcze bardziej mu zabierajac wolna przestrzen. Ja cierpie dlawiac sie w samotnosci udreka a powinnam chyba dac mus ie troche odsunac, wycofac, dac mu troche powietrza i zyskac szacunek. On dusi sie wmojej pulapce, gdzie ja go nie szanuje tylko sie przypieprzam. MUSZE GO WYPUSCIC. Musze zrezygnowac ze smutku, gniewu i tych wszystkich manipulacji, aby zechcial nie odchodzic. Nie moge go blagac i byc wycieraczka. Nie moge go zatrzymywac wbrew jego woli. Musze pozwolic mu odejsc, aby nie czul potrzeby uwalniania sie z potrzasku. Jesli nie umiem go zatrzymac ze mna musze pozwolic mu odejsc. Zaakceptowac to co nieuniknione. /pomaga mi to pisanie, uporac sie z tym co w glowie, gratulacje dla czytajacych./ To, ze pozwole mu odejsc przyniesie mi tylko spokoj. Rozumiem nawet jego udreke - co ma zrobic - co wybrac. On mi rzuca 'jestes twarda - a ja - jestem mieczak. I on traci do mnie szacunek. NIE!!!Nie bede mu mowic 'sluchaj, znam juz swoje wady, pracuje nad nimi na terapii a ty sie wyszalej w tym czasie. Taka postawa jest SLABA. Musze zmienic plyte, ktora on zna juz na pamiec. Musze sprowokowac go do zastanowienia sie czego on chce. I zobaczyc. Bo wolnosc jest jedynym paliwem milosci.
Lena masakra to co piszesz to jestem Ja.Czy mogą być dwie takie same osoby.Ty jesteś mną a ja Tobą ja jestem identyczny jak Ty w swoich zachowaniach.To nie moźe być prawda ja jestem facetem aTy kobietą jak to moźliwe źe myślimy tak samo jest to dla mnie szok totalny źe mogą być tak samo myślące osoby na tym świecie .Masz to co ja na bank jeźeli jesteś moim odbiciem lustrzanym to masakra.Z jakiego jesteś znaku bo ja byk
Usunęłam dubel
hurricane
Komentarz doklejony:
Napisz do mnie pw bo sam nie wierzę źe jest ktoś taki sam jak ja.Dam Ci nr tel do siebie musimy pogadać
no widzisz, ja w Tobie od razu odczulam podobienstwo. Takie same mysli. Ja jestem twardy znak Ziemi - Koziorożec. Niedostepny, ale pragnacy czulosci. Nie wiemk co bedzie. Dzis jest mi mega smutno. Mam wielkiego dola jak Row Marianski. DObrze robi swiadomosc, ze gdzies tam jest czlowiek, ktory czuje podobnie. Ze nie jestem sama. Dusze sie na maxa w tych moich myslach.
Lena coś widzisz coś, się kołacze w głowie,coś wiesz ale teraz biegusiem na terapię żeby to wdrożyć w życie. Stosujesz 34 kroki? Masz sporo rzeczy do nadrobienia w swoim życiu. Czyjas miłość nie może być tlenem dla Ciebie. A Ty nie możesz być pętlą u szyi drugiej osoby
. MUSZE GO WYPUSCIC. Musze zrezygnowac ze smutku, gniewu i tych wszystkich manipulacji, aby zechcial nie odchodzic
, Lena chodzilam na terapie, zeby sie naprawic...).
Dlaczego żeby się naprawić ,a nie żeby siebie zrozumieć?
Jak długo trwała terapia,dlaczego /czy/ją zakończyłaś ?
Była prowadzona przez specjalistę od DDD?
Cytat
Zreszta (on to podkresla), ze niegdy, przez cale malzenstwo nie mielismy ani 1 cichego dnia, ani jednego, nie potrafilismy isc do lozka bez pogodzenia
.
to jakim cudem narobiliście takich zaległości w komunikacji miedzy sobą,tak mało o sobie,swoich potrzebach wiecie?
Lena jeżeli kogę coś zaproponować to nie baw się w spowiednika męża,nie pozwól by obaraczał cię swoimi wątpliwościami,brakiem decyzyjności.
Sokro tak stawia sprawę niech gada z przyjacielem,psychologiem,bratem,swatem.
Jeżeli kiedyś on zdecyduje że jednak razem będzie lepiej to dopiero po przerobieniu/jego /terapii/ Nie chodzi o Ciebie ale o dzieciaki.
Nie może być tak że człowiek słaby psychicznie odchodzi i wraca,za chwilę znowu znika a dzieci ciągle przyzwyczajają się/z trudem/do nowej sytuacji.
hej, na terapie chodze od listopada. Duzo mi to daje, mysle, ze poznaje w koncu czego ja chce a nie jak wszystkich zadowolic. Przepracowuje tez moj dom, ktory nie dal mi zadnych wzorcow jak powinien wygladac w miare zdrowy, dojrzaly zwiazek. Dotychczas budowalam na wyobrazeniach, iluzjach, do ktorych nie doskakuje rzeczywistosc.
Troche juz okrzeplam w bolu i smutku, stalam sie silniejsza.
Sytuacja z mezem wyglada teraz tak, ze przestal spotykac sie z tamta kobieta, rozstal sie z nia, ale jak powiedzial, nie zrobil tego dla mnie, dla nas tylko, aby nie podlegac zadnym wplywom przy podejmowaniu decyzji. Okropne dla mnie, ale tak jest. Tego dnia kiedy z nia zerwal gadalismy dlugo smsami, w koncu napisal mi ze dosyc tych smsow ze trzeba pogadac i ze lasnie sie z nia zegna. Czekalam na wieczor az wroci i porozmaiamy. Wrocil wkurzony, zly, zaserwowal mi zimne milczenie i odpych. Pytalam co sie stalo, ze taki wzburzony czy chce gadac jak mielismy powiedzial a w zasadzie warknal ze nie. Poszlam spac placzac. Nastepny dzien byl milczeniem. Ja urazona on zly. Pod wieczor atmosfera stala sie tak nieznosna, ze wyszlam z domu. Przyslal mi sms: nawet jak jest miedzy nami tak zle to takie milczenie jest dal mnie nieznosne. Jakby hugon we mnie strzelil, no bo kto spowodowal takie milczenie. On!. Mogl powiedziec mi: sluchaj, jestem po ciezkiej rozmowie, daj mi odetchnac dzien, pogadamy kiedy indziej. To dojrzalosc, a nie z buta, jak do psa. Powiedzial, ze mam racje. Powiedzial, ze musial odtracic jedyna osobe, ktora pradopodobnie chciala od niego tak malo. Ze ona bardzo to przezyla. I ze ta rozmowa przekonala go ze umie dojrzale rozmawiac o trudnych sprawach w oczy, nie przez sms czy tel, co ja mu stale zarzucalam. (Nasze najlepsze rozmowy to przez sms, zalosne).
Powiedzial, ze dla niego to wszystko jest tez trudne, ze jest smutny i rozbity. Zaczal cosmowic o terapii, ze do mnie juznie czuje, ale chce sprobowac, zeby nie miec sobie nic do zarzucenia, ze zrobil wszystko co bylo do zrobienia, bo od rozwodu juz nie powrotu.
Co myslicie o takiej sytuacji?
I znowu wpedza Cię w poczucie winy. Znowu jesteś kozlem ofiarnym. Z innymi umie rozmawiać ale nie z żoną. Za milczenie Ty jesteś odpowiedzialna a jak! Czy Tu widzisz co się dzieje? Co on robi? Narcystyczny Piotruś Pan. Daj sobie czas. Nie biegaj za nim, pilnuj terapii rozmawiaj z psychologiem. Ten człowiek nigdy się nie zmieni. Ma 45 lat a zachownie dzieciaka tupiącego nóżkami. Chcesz kolejne lata patrzeć na jego zachowanie? Do końca życia milczeć albo zmuszać się do rozmowy? Takie zachowanie trzeba zmienić ale to nie tylko Ty masz to robić ale on tez musi. Chyba nie chcesz wszystkiego za niego robić ?
cytat z Apologises "Nasi bliscy nie mają z nami łatwego życia. Wiesz przecież Murka o tym. smiley
Ich gorszy dzień to nasze doszukiwanie się. Ich brak odpowiedzi, foch to pozbawienie nas naszych idealnych marzeń o rodzinie, tak jakby u szczęśliwych sąsiadów nikt nie walnął przykrych słów. Nadajemy znaczenie każdej pierdole, każde niedobre słowo odbieramy jak wyznacznik kataklizmu w związku. smiley My tak mamy.
Przeszedłem mnóstwo terapii, dzięki nim usłyszałem i przyswoiłem bardzo proste "co Ty pierdolisz? " .Takie prosto w oczy od kogoś stojącego z boku. Pytasz męża co widział w byle jakiej niuni? Co on ma Ci odpowiedzieć? Istnieje odpowiedź, która Cię zadowoli? W pewnym momencie nie widzieliśmy, że naszych związków nie było. Zajęci własną gonitwą nawet tego nie zauważyliśmy. Kogo chcemy obwiniać? Przecież zawsze znajdujemy rozwiązania, to i teraz znajdziemysmiley Jesteśmy w naszej doskonałości tak pokręceni, że zajedziemy partnerów i siebie. Sprawiedliwie, a jakże. smiley Tylko po co? Jest temat na forum "o jak odpuszczenie" . Murka, my zawsze znajdziemy defekt i problem. Nie potrafimy ocenić czy jest groźny i nadamy najwyższy status. Na wszelki wypadek. A marzenia lecą na pysk. Jak perpetum mobile, znajdziemy coś co nas zakłuje między żebrami. Co z tego, że dziś moja żona ma gorszy dzień? Przejdzie jej, przynajmniej tak chcę wierzyć i będzie normalnie. Co z tego, że kiedyś był ktoś inny? Dzisiaj jestem ja. A jutro? Jutra może nie być."
Boże, świete, madre slowa. To o mnie !!!
ona bardzo to przezyla. I ze ta rozmowa przekonala go ze umie dojrzale rozmawiac o trudnych sprawach w oczy,
No to musiała być trudna rozmowa,,zrywam z tobą"na jakiś czas by zamydlić oczy żonie do której nic nie czuje .
Siedzi z kochanką,rozmwia /bo potrafi/i w tym czasie pisze do ciebie sms,na które ty odpisujesz........
Jak jest źle to on potrzebuje miłej rozmowy a ty strzelasz focha,On z kochanką zrywa potrzebuje wsparcia ty mu je dajesz.On pierdzieli o terapi dla świętego spokoju zamiast się na nią zapisać a ty budujesz na tym przyszłość.
A terapia to dla niego dla was?
.
Cytat
Powiedzial, ze musial odtracic jedyna osobe, ktora pradopodobnie chciala od niego tak malo.
PRAWDOPODOBNIE? to jak rozmawia? a ty czego od niego chcesz czego nie chce kochanka?
Potrzebujesz bawić się w te sms-ki,w tłumaczenie jego ,w szukaniu,,nic do ciebie nie czuję".....no czego???oprócz NIC.
Potrzebujesz karmić się jego złym samopoczuciem,rozżaleniem,nieszczęśliwym życiem?potrzebne ci te sms-owe relacje?
Cytat
Dotychczas budowalam na wyobrazeniach, iluzjach,
coś się zmieniło?
Cytat
Powiedzial, ze dla niego to wszystko jest tez trudne, ze jest smutny i rozbity. Zaczal cosmowic o terapii, ze do mnie już nie czuje, ale chce sprobowac, zeby nie miec sobie nic do zarzucenia
. Co myslicie o takiej sytuacji? A co TY o tym myślisz??????
Komentarz doklejony:
Jesteś pewna że cytat Apola do Murki to,,o Tobie"?
Ja myślę, że to jest punkt wyjścia do głębszej rozmowy,to czas na wsłuchanie się w siebie obu stron i w dalszej konsekwencji podjęcie dojrzałych, opartych na odpowiedzialności, świadomych decyzji.
I im szybciej zamkniesz listę pobożnych życzeń, a wsłuchasz się w całą sytuację, zobaczysz ją taką jaką jest i sama podejmiesz świadome i odpowiedzialne decyzje, łącznie ze wzięcie za nie pełnych konsekwencji, tym lepiej dla Ciebie.
To taki czas na dojrzałą i głęboką rozmowę.
Komentarz doklejony:
Najlepiej taką w której umysł jest bardziej obecny niż emocje
Przemeblowałam i przekierowałam głowę. Porządnie. Udało mi się przestać traktować go jak boga, zeszłam. On to widzi i jest miły. Ja wniknęłam też w siebie. Zobaczyłam jakim kawałem ch. byłam w zwiazku, ile mu ran zadawałam, jakim wstrętnym babiszonem byłam krytykującym i oskarżającym go o wszystko. Jak bardzo nie mogliśmy się porozumieć normalnie tylko dryfując od awantury do awantury. Niestety, byłam przemocowcem, słownym, psychicznym. Trudno to przyjać bez wstydu. Czasu nie cofnę. Mam tylko siebie i Teraz, co będzie dalej nie wiadomo. Jeślibedziemy razem to na pewno na innych zasadach, druga opcja: nie będziemy razem. Nic gorszego nie może się wydarzyć.
Aż zdrady potrzeba było, by zobaczyć siebie w innym świetle?
Spojrzenie w siebie jest ok. Po co? Ogólnie, by lepiej i dojrzałej żyć. Nie krzywdzić innych wokół siebie. Ma też swoje niebezpieczne strony. Wybujałe poczucie winy przesłania obraz partnera. Co Twoje Lena do roboty to Twoje. Co męża to jego. Żebyś tylko swoją terapią nie zwolniła go z jego pracy i nie dawała szans na wyrost.
Tak. Aż zdrady potrzeba było. Ja mam swoją terapię ddd. On jest nieprzenikniony jak dla mnie. Mówi że mnie nie kocha. Że z tamtą zerwał. Że jestem matką naszych dzieci, kimś z kim przeżył długie lata, mówi o terapii małżeńskiej jako cudzie który pozwoli mu zobaczyć coś czego nie widzi teraz. Nie wiem jak mam to rozumieć. Ja jestem miłą, żadnych kłótni, uwag. Nie wiem co dalej. Faceci chyba potrzebują więcej czasu żaby zaleczyc rany. Nie wiem co z nami bedzie
Nie czasu do zaleczenia ran, a kopa w tyłek ,by znalazł swoje klejnoty i zaczął być mężczyzną, nie małym chłopcem. Latami pozwalał Ci na Twoje ddd. Bez jego udziału na głowę byś mu nie weszła. Przyjdzie Ci powtórnie ubrać się w spodnie i decydować w waszym związku. Albo zmusić go do decyzji.
Apol - poranilismy sie wzajemnie, ale ja go bardziej. Bo nie umialam dorosle i madrze kochac. Ta terapia jest spozniona o kilka lat.
Murka - nie wiem szczerze mowiac na tę chwilę. Powiedziałam mu, że zrozumialam, że się leczę, dojrzewam, dorośleję. Że go kocham. Co on zrobi, nie wiem. Zostalo mi teraz dzialanie, dalsza terapia, zajęcie się sobą. Na niego nie mam wpływu. Albo się odbudujemy, żeby nie wejśc w stare schematy, ale on musi tego chcieć, albo się rozstaniemy. Trzeciego wyjścia nie ma, bo ja nie zostanę w związku, który jest atrapą małżenstwa.
Przecież związek to dwie osoby. A życie składa się z pojedynczych dni. Jak dla mnie cenną umiejętnością jest zakończyć spór przed nocą, pisałaś że nigdy nie szliście spać niepogodzeni. Dla mnie to świadczy o empatii, wzajemnym szacunku, uważności. Z drugiej strony te jego histeryczne akcje... Czy to nie jest przypadkiem forma przemocy? Patrz jak cierpię, i zobacz do czego doprowadziłaś? Wbijanie Cię w poczucie winy bo wtedy własną winę czuję się mniej? Nie zawsze trzeba uderzyć pięścią żeby skrzywdzić. Na Ciebie akurat działa sposób na biednego misia. Ja wiele razy nakładając grubszą warstwę makijażu słyszałam że żałuję ale to Ty mnie sprowokowałaś..I święcie w to wierzyłam, że oskarżam i coś niesłusznie i dlatego on tak reaguje...u Ciebie jest zobacz jaki mąż chory umysł zrobiłaś ze mnie wrak człowieka i to twoja wina...???
Wybacz szczerość, ale to tylko i wyłącznie Twoje przekonanie. Pięknie wypracowane dzięki płaczom męża, jego próbie samobójczej, stwierdzeniu Twojego ddd.
Nie masz Lena swojej listy żali i krzywd? Człowieka, każdego bez wyjątku można wpędzić w poczucie winy, do tego stopnia, że latami będzie z niego wychodził.
Ja już słowa jakie piszesz nieraz czytałem. Lubisz pisać sobie scenariusze? Przedstawię Ci taki, w który się pakujesz. Zalegniesz jakiś czas na swojej terapii, na obserwacji męża i ocenie jego zachowania. On póki Ty uczęszczasz na terapię nie zrobi niczego, poza pozorowanymi działaniami. Choćby to związane z terapią par i jego podejściem do niej. Za jakiś czas się przebudzisz nie widząc efektów i będziesz wściekła sama na siebie. Każda rozmowa o odejściu, o rozwodzie (zapomnij o orzeczeniu winy i jego zgodzie) nie da rozwiązania. Obok"nie wiem co czuję" niesmaczna kontrola , sprawdzanie Ciebie. Co najmniej dwa lata przejdą koło nosa.
Liczysz na bliskość, zrozumienie lub w miarę pokojowe rozejście się. Byliście razem ładny czas. Dobraliście się wprost wyjątkowo. Wasze cechy pozwoliły Tobie na manewry ddd, jemu na wejście sobie na głowę. Chłop wypracował sobie metody kontroli uczuć jak w Chad typu drugiego, syndromu Piotrusia Pana. Długo nie dowiesz się co to za dziadostwo jest, bo to on musi poddać terapii, testom diagnostycznym i diagnozie. A jego głos wewnętrzny robi z niego ofiarę. Między byciem ofiarą, a katem nie ma wielkiej różnicy. To cienka granica i bardzo płynna. Twoje podejście "ja zraniłam go bardziej" zrobi Ci fatalną niespodziankę. Jesteście oboje współuzależnieni od swoich zachowań. Ty bardzo się boisz zranić go czymkolwiek, do tego stopnia, że nie potrafisz go postawić pod murem. A niestety to jedyna szansa dla Ciebie i dla niego. Bez postawienia go pod murem i zmuszenia tym samym do własnych działań postępu nie będzie.
Apoll. - a jakim murem? on sie poddał, spasował, tak mówi. Nie ma już nic w jego sercu do mnie. Mówi, że tyle lat próbował, wysyłał mnie na terapię, zaciskał zęby z bezsilności,żeby przetrzymać az w koncu żyłka pękła. Powiedział, że zaczął sie oddalać i poddawać 7 lat temu. A ja? Ja bym tak podsumowała siebie: całe te lata albo walczyłam o bliskość albo robiłam awantury z powodu jej braku, ze się ociosał i odciął. Tak czułam.
Jestem w tej chwili też pod opieką psychiatry, dostałam Trittico na sen, dziś chyba to wykupię, bo nie mogę zasnąć a od 5 już nie spię (budzik mam na 7) więc łażę jak zombie, a praca, dzieci. Chcę naprawić, ale sama tego nie zrobię a u niego to się wypaliło. Uważa, że to ja zniszczyłam wszystko a teraz robię z niego złego. Nawet jak proponuję separację (na razie) to mówi, że dalczego to on ma sie wyprowadzić skoro to ja jestem odpowiedzialna. On chce zostać przy dzieciach. Że to może ja powinnam sie wyprowadzic i przeprowadzić rozwód. Już naprawdę nie wiem co robić. Wczoraj powiedział, że mu jednak szkoda kasy na tę terapię małżenską,ze woli nam dać kasę zeby kazdy osobno zrobił sobie jakąś przyjemnosc - ciuchy lub wyjazd. Że nie widzi szans. Najchętniej by żył razem żeby dzieci miały pozory domu, ale osobno, każdy swoje życie.
Komentarz doklejony:
Widziałam tu na forum wiele razy Wasze rady w takich sytuacjach - "nie proś o miłość, bo to nie skutkuje". To co robić? Jesteście mądrzejsi o swoje doswiadczenia, pewnie starsi ode mnie, jak zachować siebie chociaż i uratować, żeby nie starło na miazgę.
Najgorsze, że zostanę z tym poczuciem winy na zawsze. On mi zawsze mówil, że nie słowami mam kochać tylko czynami, że czeka. Kurcze...Ze chce spokoju, dobrej atmosfery, ale taki był w tym daleki. Rzeczywiscie dobraliśmy się jak w korcu maku - unikający bliskości i ja walcząca o miłosć i uwagę. Niema co. Co teraz? Kiedy już zdaje się pozamiatane?
Komentarz doklejony:
On musiałby chcieć, a nie chce.
Przeprosił mnie, że się poddał w naszym małżenstwie,ale już nie wytrzymał. Nie wie co dalej, bo rozwód i ból dzieci go przeraza. Nikogo nie ma. Jak odciął się ode mnie, zaczął spotykaćsię ze swoimi znajomymi to odżył i czuje się lepiej. Mówił, że całe te lata się poświęcał tylko domowi, dzieciom, nigdzie nie wychodził, choć go prosiłam, tylko 2-3 razy byliśmy w kinie przez 12 lat, tak to nigdzie. Mówi, że odkąd powiedział dość to czuje się lepiej.
Do mnie nie czuje już nic.
Lena. Trzy razy przeczytałam to Co napisałaś. Daleka jestem od dawania rad bo sama mam burdel w głowie. I nie można porównywać naszych sytuacji bo każdy człowiek jest inny tak? Mój mąż zanim czarno na białym pokazałam mu smsa od kurwy. Który udowadniał jego zakłamanie uważał że ja jestem ta zła. Że się czepiam, że on ma taki styl bycia a ja robię z niego niewolnika. Potrafił mi powiedzieć że jeśli jest mi tak źle to możemy się rozwieść. Zero komunikacji. Moje pretensje o nawiązywanie "koleżeńskich" relacji z kolejnymi cipkami wytykał mi jako bycie upierdliwą zazdrosną odizolowaną od realiów kretynką. Dwa razy w życiu przekonałam się że najlepszym rozwiązaniem u mnie było dać mu to czego chce. Najpierw te lata temu Kiedy powiedziałam że to jest jego życie i jeśli woli ją to mnie już szyta może nie być..Trzy dni wolał ją. Kiedy już ciśnienie w zbiornikach mu się wyrównało i zobaczył jak jest fajnie, to otrzeźwiał. Tu się już nie będę rozwijać bo to możesz sobie przeczytać w moim wątku. A potem po latach kiedy sprawa się wylała też dostał to czego chciał. Moją obojętność, odcięcie, wybrałeś więc odchodzę, mentalnie i fizycznie choć się nie wyprowadziłam. I okazało się że cholera jednak życie beze mnie boli. Że to nie jest to czego chciał. Teraz póki co stał się inny, kompletnie inny. Na razie jest etap zrobię wszystko żebyś nie żałowała że zostałaś.Ale były fazy różne. Nie wiem jak długo potrwa ten stan. Nie wiem do czego dojdziemy i czy finalnie będziemy parą staruszków...Ale wiem że jeśli taki egoista dostanie to czego chciał, to może się okazać że zatęskni za tym czego nie chciał. Jest na czym oprzeć tą teorię u Ciebie. Tak mi się wydaje.
Potwierdzasz moje przypuszczenia. Mąż od długiego czasu jest równie toksyczny jak byłaś Ty wobec niego. Emanowałaś nahalnym szukaniem bliskości, on wciąż uciekał. Obydwa zachowania są dość toksyczne. Definicja toksyczności jest bardzo szeroka. Mogę za Murką napisać, że zachowanie Twojego męża jest formą przemocy. Niezależnie od powodów jakie nim kierują i Twojego wkładu to jego zachowanie jest przemocą, manipulacją. Dokładnie to próbuję Ci uzmysłowić.
Druga rzecz, którą próbuję Ci uzmysłowić to wasza wspólna niemoc decyzyjna. On nie daje Ci żadnej nadziei na zmianę, olewa terapie, bliskość i Twoje uczucia, a i tak nie chce byś odeszła. Już pisałem - nie da Ci swojej zgody i błogosławieństwa. Ty sama uzależniasz się od jego zgody . Niby dlaczego?
Tak wygląda współuzależnienie.
Postawić pod murem? Jak nauczyłaś się stawiać i utrzymywać swoje granice? Nie potrafisz, dopiero się uczysz. Przez ten brak jasnych i wyraźnych granic dawałaś mu przyzwolenie na jakieś dziwne znajomości. Szukanie jego poczucia wartości nie wiadomo gdzie i u kogo. Mąż wie, że granic prawie w ogóle nie masz.
Do czego potrzebna Ci jego zgoda na separację, rozwód? Po co? Żeby niuniulek nie poczuł się źle? A co z Tobą? Przejdziesz kolejne terapie, nowsze prochy dla jego samopoczucia? Postawić pod murem to podjąć decyzję swoją własną, zrealizować ją, dopóki jakiekolwiek dowody masz nie ulegną przedawnieniu, a wasze próby dogadania się nie zostaną w sądzie uznane za wybaczenie. Chłop straci pewność siebie, zobaczy, że masz jednak próg wytrzymałości i tolerancji. Nie chcesz lokatora zamiast męża? To udowodnij mu to zamiast kolejny raz prosić. On nie widzi najmniejszego powodu, by cokolwiek zmienić, więc wyciągnij konsekwencje.
Jesteś Lena kolejną osobą działającą wg podobnego schematu. Nabroiłam, przeze mnie biedaczek się poddał, tak cierpię, ale to moja wina. Absolutnie nikt nie winny za jego decyzje, uczucia, działania poza nim samym. I przy dobrym adwokacie jesteś w stanie udowodnić mu to w sądzie, stać się wolną kobietą, dać jemu i sobie szansę. Wątpię by bez konkretnych kroków facet zrobił choć krok w jakąś stronę. Bez bolesnego upadku nie będzie w stanie.
Rozumiem Twoje dylematy, ale nie przeciągaj czasu w nieskończoność. Nie musisz udowadniać mu zdrad fizycznych itp, wystarczy oprzeć się na jego nieradzeniu z psychiką, elementach przemocy psychicznej.
Jesteś tak wbita w poczucie winy że zastanawiam się nad Twoją terapią czy o to chodzi by sobie udowodnić że jesteś taka zła i beznadziejna. Ja też miałam ogromne poczucie winy ale zelżalo bo jestem na terapii, lecze się, mam wiedzę i świadomość. Tego złego nie cofne ale mogę aktualnie nie robić więcej krzywd. Bo znam ich skutki skąd się bierze to wszystko i zapanować nad tym. Aktualnie masz poczucie winy i poczucie krzywdy ale daj sobie najpierw czas na poukładane tego w głowie. Nie bierz wszystkiego na siebie. Wina za problemy w związku jest po obu stronach za zdradę jest winny tylko jeden. Ten kto zdradził. Czasem jest potrzebny taki bajzel żeby dojść do tego że trzeba zmienić coś w swoim życiu, terapia cenna rzecz.
Lena,podczytuje cię,i tak sobie pomyślałam,ktoś taki jak ty obok i szlak by mnie trafił on już nie wierzy w ciebie w twoja zmianę nie wierzy w was,na dzień dzisiejszy was już nie ma, i to już od dawna, wy potraficie ze sobą rozmawiać? po za wytykaniem sobie błędów ? to boli jak ci bliska osoba powie ja cię nie kocham nie czuję do ciebie nic, i nic już z tym na siłę nie zrobisz,przypomnij sobie jak było na początku jaka byłaś gdy się w tobie zakochał... może spójrz jego oczami.
http://www.facetemjestem.pl/toksyczna-milosc/
PS poczucie winy jest doskonałe by znaleźć motywację do zmian i równie doskonałe by się zajechać. Od Ciebie Lena zależy, którą opcję wybierzesz.
Poczucie winy pozwoliło mi np wyjść z alkoholizmu, ale wpakowało na parę lat w absurdalne zaćmienie. Nie widziałem poniżania mnie i dzieci, zdrad, podwójnego życia. Musiałem nieźle zarobić po tyłku, by się ocknąć.
Weź ze swojego poczucia winy co tylko chcesz, by pozbyć się swoich wad, mieć lepsze życie, nie ranić siebie i nikogo wokół. Tylko tyle. Ale nie waż się przypisywać odpowiedzialności za uczucia i wybory męża. One są wytworem jego psychiki. Nie Twoim. Taką ma facet konstrukcję. Nie masz wpływu na niego, masz wpływ na siebie.
Myśląc jak Ty bym był winny wszystkim uczuciom i emocjom swojej żony. Bzdura totalna. To jej psychika i zaburzenia są odpowiedzialne. Podobnie nie mogę obarczać jej za picie, to ja nie zdałem egzaminu. Identycznie jest z Twoim mężem. Chłop ma swoje problemy, ale nie Ty jesteś ich źródłem i nie Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Taki już był zanim go poznałaś. Byłaś tylko zapalnikiem, cały syf już miał w sobie.
Murka - zgadzam się, pięknie to ujęłaś, wbijanie mnie w poczucie winy i oskarżanie. Prawdopodobnie jestem uzalezniona od niego i dlatego cierpię.
Apol. - właśnie tego się boję,że ja będe sie zmieniać, rozpracowywać swoje wady, błędy a on w tym czasie nie zrobi nic dla nas, dla siebie. Mam pytanie, wspomniałeś, że on używa metod kontroli uczuć Chad II - jakie to są? Nota bede moja psychiatra uważa z moich opisów, że on ma dwubiegunówkę typu III.Że leki na depresję, które dostał nie zadziałały, bo nie miały prawa zadziałac, wręcz wywoławy lekką manię, i wytłumaczyła mi, że mania to nie zawsze poczucie wielkosci itp. ale też drażliwosć, ataki, nieprzyjemnosć w obejściu, to wszystko było, +wydawanie full kasy na wlasne przyjemnosci, wyjazdy z kumplami i laski z netu, potem spacery z tamta. Aha, niedawno jak gadaliśmy to się zezłościł, że sie mam czelnosć zahaczyć o tamtą kobietę, że robie z igły widły, bo to nic nie było i ze wyolbrzymiam. A ja chciałam tylko mu wytłumaczyć, że nie ważne czy łaczyły ich tylko smsy i spacery, że zabolalo. A jak usłyszał o diagnozie psychiatry z podejrzeniem o Chad to wsiadł,ze co ja tam naopowiadalam, ze robie z niego wariata a za chwile penie pedała skoro nie sypiamy.
Mur - decyzja - no tak, chyba separacja albo rozwód. Ale on mówi, ze nie ma dokąd pójsć i ze nie chce rozstawać sie z dziećmi. Ze będzie tęsknił za nimi. To mówi raz, a za chwilę (dosłownie w 1 zdaniu), że gdyby tylko miał wolnę 150tys to b się wyprowadził gdzies niedaleko, zeby nie być ze mną a być blisko dzieci. Totalna ambiwalencja. Duzo krzyczy na dzieci, sam powiedział, ze ma z tym problem. Ostatnio uderzył syna, skoczyłam na niego i go odciągnełam to się wku...na mnie, wyzwał zemm problem z agresja i demonstracyjnie pokazywał mi potem siniaka jakiego mu zrobilam... Albo marudzi jak mu każe pomóc w domu, ze ja mam problem z tym sprzataniem, gdy ja już dosc obniżylam loty w domu, po prostu chę by każdy się właczyl w sobotnie sprzatanie na 2h i z głowy, zebyśmy mieli mily dzien. Na taka spokojna rozmowe i prosbe zaczyna foszyc i wychodzi a potem milczy kilka godzin. To tez przemoc? A ja chyba bez sensu biegne za nim i sie pytam dlaczego taki jest, dlaczego nie umie normalnie porozmawiac tylko z byle duperoly od razu problem.
Fakt, musze nauczyc sie, że nie jestem za niego odpowiedzialna, puscic kontrole, bo mam z tym problem, odstawić, poprzygladac sie i w koncu podjąć mądrą decyzję, dla siebie i dzieci.
No Zahira - w punkt, nie potrafimy rozmawiać. Chyba że o tym co w pracy, logistyka domowa i in. powierzchniowe sprawy. O nas nie. Nie mabliskosci, nie ma nic w zasadzie poza uprzejmym chlodem lub sparingiem jak ja chce rozmawiac i cos robic.
Anegdoto - tak, jedyny plus tego bajzlu, zeby w koncu zaczac robic porządek.
Komentarz doklejony:
a powiedzcie mi jeszcze jedno, bo ja kompletnie nie rozumiem, chyba dlatego, że jestem tak bardzo uzależniona od jego nastrojów i uczuć. Jak rozumieć jego postawę i jego słowa? Chcę się wyprowadzić i jakbym miał kasę to zrobiłbym to natychmiast byle od ciebie sie tylko odciac, bo jestes zarzewiem zla, przyczyna niepowodzen/ nie chcę zostawiać dzieci. Nic do ciebie nie czuję/jesteś tylko matka moich dzieci i kims, z kim przeżyłem 14 lat. Nic między nami nie będzie, nie ma szans. Jednego dnia mówi o terapii wspólne/ parę dni póżniej szkoda mu kasy na takie cos. Mówi, że problem jest tylko we mnie/ on ma wg siebie jakies tak male wadzinki, które nie są problemem dla normalnego zwiazku, niestety ze mna normalnego zwiazku mieć nie będzie bo ja jestem nienormalna i wszczynam awantury (przykład z biciem syna jak nie rozumiał matmy albo reakcja na prosbe o pomoc w porzadkach). To tak na szybko jego slowa z ostatnich dni i sytuacje. Jak to ocenic.
Ten psychiatra to bardziej jemu by się przydał jak tobie, Lena masz tam swoje wady ale i zalety jak każdy a on nie potrafił zaakceptować te twoje wady kompletne nie dopasowanie,tak jak i u mnie było podobnie ja tez popełniłam wiele błędów ale siebie nie zmienię taka już jestem i czy to się komuś podoba czy nie,wiedziałam kiedy stawić czoła a kiedy się wycofać...przestań za nim biegać,reagować na jego fochy,potrafisz być obojętna i go ignorować? jest bo jest ale tak jakby go nie było? jest głodny niech sobie ugotuje, nie ma czystych ubrań niech sobie wypierze, zamiast się nim zadręczać zadbaj o siebie i na siłę siebie nie zmieniaj, i może w końcu coś zrozumie...
Trochę się boję przybliżać Ci szczegóły Chad czy innych zaburzeń, bo jesteś jeszcze zbyt mocno współuzależniona. Przy Twoich cechach ratowniczki zapominasz o sobie i dzieciach. Próby rozmów, bieganie za nim i parasol ochronny nic nie dadzą. Czeka cię nauka tzw twardej miłości, gdzie wyzbędziesz się miłosierdzia. Dwa linki dla poznania jak postępować z chorym, chronić siebie i rodzinę https://www.google.pl/url?sa=t&source...wcXHClTm-w https://www.google.pl/url?sa=t&source...J4HOFd5Rfg
I miejsce wprawdzie dla borderów, ale tam możesz się wygadać i poczuć zrozumienie innych bliskich osób chorych lub zaburzonych http://www.forum.pogranicza.pl/viewto...12b840f6e9
Nie próbuj go zrozumieć, to choroba. Tu nie ma mocnych. Nie lecz go.
Lena na dzień dzisiejszy/i nie od dzisiaj!!/sprawa wygląda tak
Cytat
ze mna normalnego zwiazku mieć nie będzie bo ja jestem nienormalna i wszczynam awantury[/quotei póki co pewnie z nikim innym też nie bo ma duży problem ze sobą.
[quote]Nic do ciebie nie czuję/jesteś tylko matka moich dzieci i kims, z kim przeżyłem 14 lat. Nic między nami nie będzie, nie ma szans
.
dlaczego na tym się nie zatrzymasz i nie wyciągniesz wniosków.
Cytat
Jednego dnia mówi o terapii wspólne/ parę dni póżniej szkoda mu kasy na takie cos. Mówi, że problem jest tylko we mnie/
gdyby problem był tylko w tobie nie byłoby próby samobójczej,jego niezardaności,ucieczek w kochankę ,kolegów.....
Terapię powinien mieć swoją,dla siebie by walczyć o siebie dla dobra dzieci.
Cytat
On chce zostać przy dzieciach. Że to może ja powinnam sie wyprowadzic
a on jako osoba niezrównoważona,agresywna przejmie opiekę?
Cytat
bo rozwód i ból dzieci go przeraza.
a co Ciebie obchodzi czego on się boi?
Nie przeraża go ze dzieci patrzą ,słuchają dwojga obcych sobie ludzi którzy sa ich rodzicami,opiekunami a sami nie potrafia ze sobą rozmawiać,szukać rozwiazań......????
Cytat
szkoda kasy na tę terapię małżenską
daj mu spokój z terapią a kasę niech odkłada na mieszkanie zamiast na przyjemności.
Jesteście dwojgiem ludzi którzy nie potrafią podjąć decyzji,Ty się łudzisz,jemu wygodnie przy dzieciach bo jest niezaradny.
Do wyprowadzki nie potrzebuje 150 tyś,wynajem tyle nie kosztuje.Nie musi się rzucać na kupno mieszkania.
Mamcia go nie przygarnie?macie dom,mieszkanie?
Twój mąż jest jak dziecko potrzebuje kogoś kto za niego zdecyduje,kto go spakuje,wyśle manele pod ...adres i poinformuje go o zmianie zamków.
Dziećmi niech się nie tłumaczy bo one tkwią w tym cały bałaganie,słyszą.widzą,czują.
Jego wyprowadzka nie wiąże się automatycznie z informacją dla dzieci,,rozwodzimy się"
Nie ma znaczenia czy będzie mieszkał w domu obok/dla ciebie ma/czy 4 ulice dalej.Może spotykać się z dziećmi po szkole,w parku,zoo,zabrać je na basen.....
To nie mają być spotkania u ,,was"ale z nim.
Ty zaczynasz wtedy swoje żzycie ,nie zwracając uwagi na to co u niego.
Twoja terapia jest twoja ,nie ma potrzeby przekazywania słów terapeuty mężowi,ona ma pomóc Tobie.Więc może nastąpić,,konflikt interesów"
Nie pomoże stawianie diagnozy mężowi/choćby ocierającej się o prawdę/jego to tylko rozdrażni/ bo on założył swą nieomylność i nic tego nie zmieni.
Komentarz doklejony:
Ty tak bardzo skupiłaś się na ratowaniu tego czego na dzień dzisiejszy uratować się nie da że zamiast podjąć konkretne działania DLA DOBRA DZIECI babrasz się w analizę jego zachowań ,troskę i odpowiedzialność za dorosłego faceta.
Całkiem możliwe/??????/że on po wyprowadzce/do której go zmobilizujesz/będąc sam ze sobą zdecyduje się na leczenie a w konsekwencji na jakiś normalny kontakt z matką swoich dzieci.
Ale tak jak dla niego jesteś ,,matką"tak on dla ciebie powinien zostać,,ojcem "wspólnych dzieciaków a nie adoptowanym synem.
Komentarz doklejony:
Ty możesz się męczyć dla swojej wydumanej miłości on w swoim chorym poczuciu rodzicielstwa może się męczyć obok ciebie .Takie,,na dobre i na złe"
Ale dla dobra dzieci rozstanie to najwłaściwsze rozwiązanie.
Tam gdzie nie ma dialogu i nie ma na niego w przyszłości szans nic nie robienie to wymówka dla lenistwa,tchórzostwa.
no tak, macie racje. ALe jak go zmusić do wyprowadzki? Mamy mieszkanie, wszystko 50/50 . Jak to zorganizować?
Poza tym ja chcialabym żeby to on podjąl decyzję. Nie znam zasad twardej mlosci. Z regul to ja zawsze wyciagam reke, naprawiam, prosze, chce zmieniac. Rozumiem, ze mam sie odciac mentalnie? Takie cos zawsze kojarzy mi sie z gierkami, sztucznascia i manipulacja. Nie cierpie tego, ja lubie wprost, bez udawania, cala soba. A on jest zimny..
Jak zmusic go do podjęcia konkretnych kroków?
Nic do ciebie nie czuję/jesteś tylko matka moich dzieci i kims, z kim przeżyłem 14 lat. Nic między nami nie będzie, nie ma szans
..... Szkoda pieniędzy na terapię
To nie oznacza podjęcia przez niego decyzji?
Jest zimny.... więc udaje? co, kogo?
Komentarz doklejony:
Chodzi raczej o posprzątanie po podjętej decyzji. Ale można żyć w bałaganie.. życiowym wiele lat, do pełnoletności dzieci będzie ok?
Lena,ty naprawiasz ty chcesz go zmienić,zmusić go do konkretnych kroków,
kobieto to jest facet z krwi i kości, nie pies do tresowania,bo ty chcesz tak musi być...on był zawsze taki którego trza było prowadzić ? czy to od niedawna tak jest? przez ten czas we wszystkim go wyręczałaś?
Nawet nie oczekuj od niego podjęcia decyzji, rozsądnego i uczciwego wyjaśnienia. Każde jego działanie będzie wynikiem stanu w jakim się znajdzie- manii albo epizodu depresyjnego. Co gorsza jego Chad jest rozwojowy. Przechodzi powoli od wypraw w góry po adrenalinę, spotkań z nowymi ludźmi, przez romanse i próby samobójcze do agresji i stanów ostrzejszych. Szykuj się na impulsywne wydatki, być może hazard, częstszą przemoc fizyczną. On jest bez diagnozy i bez dobranych leków.
Twarda miłość? Byłaś na forach z linków?
Cytat
Ja to nazywam twarda miłością.
Nie ma opcji żeby to się zmieniło jeżeli granice nie będą a) postawione konsekwentnie bronione.
W takich sytuacjach nie ma trwania w związku dla dobra dzieci, czy ze strachu że 2 strona sobie coś zrobi, czy " bo kocham". Jeśli granice wiele razy zostały przekroczone daje się tym samym przyzwolenie na kolejne( z czasem jeszcze dalej posuniete) ich przekraczanie. Człowiek staje się wspolzaburzony i wybacz tak samo współwinny sytuacji.
Już zauważasz że dzieci cierpią, cierpisz ty i cierpi żona bo jej tak wygodnie, i tak będziesz więc po jaką cholerne ma coś robić? lepiej grać ofiarę biedna taka ona jest chora cierpi ble ble ble. Znam to z doświadczenia. Też tak robiłam. Klamalam, bluzgalam, rylam głowę kolejnemu facetowi, bilam, wrzeszczalam, robiłam rozpierduche a dlaczego zostawali? Bo ja jestem taka nieszczęśliwa, bo ty powiedziałeś to i tamto i się źle poczułam, to było smutne i zabolalo. NIGDY NIE PADŁO SŁOWO PRZEPRASZAM. Byłam złym człowiekiem.
Nie wiemy czy ona ma Borderline ale to nie ma znaczenia.
Efekt będzie taki sam jeśli nic się nie zmieni.
mój obecny partner, co ciekawe sam zaburzony, pp 2 pobytach w klinice, dlugiej terapii, powiedział mi jasno "będzie tak, albo nie będzie wcale, jesteśmy drużyna cokolwiek się dzieje wbij to sobie do głowy.". Doskonale pamiętam 1 akcje, może nie było afery i bluzgow, już byłam w trakcie leczenia, ale powiedziałam kilka słów za dużo i bez sensu a on po prostu wyszedł. Opuścił sytuację i kropka. I do tej pory tak robi kiedy widzi ze mnie coś za bardzo " swędzi" w głowie.
I nie ma zmiłuj w tym momencie byłam w szoku..i dlatego szybko otrzezwialam.
Wiedziałam że on się nie zawaha i jak coś odwale nie będzie zmiłuj. W końcu wyjdzie i nie wroci.
Teraz 10 razy się zastanowię zanim mam jakąś pretensje Ze strachu jasne ale czy to ważne? ważne że się zatrzymuje i pomyślę potem działam. Na chłodno.
To są słowa zaburzonej. Oczekiwanie na zmiany, proszenie tylko pogłębia problemy. To młyn na wodę ekscesów męża i rozwoju jego choroby. Chcesz jego wyprowadzki, spokoju? Wnieś o rozwód. Ja nie znam lepszego wyjścia.
Tylko pamiętajcie, że diagnoza psychiatry jest zaoczna, wiec może niebyć trafiona, to przypuszczenia.
Rozwód? No ok. ALe gdzie będziemy mieszkać? Jak to podzielić? Z tego mieszkania to ledwo starczy na 2 kawalerki, i ja w 1 z dziećmi?
Przejmujesz się diagnozą? Co za różnica jaki symbol choroby może się pojawić? Co za różnica czy masz na dziś jakikolwiek wypis męża? Jeszcze trochę czasu minie, byś się musiała przekonać, że tak się nie da żyć, że dotychczasowe Twoje starania nie przynoszą oczekiwanych skutków, że trwanie w toksycznej relacji pogłębia jego chorobę, pogłębia Twoje współuzależnienie (ddd) ,że przenosi się i wpływa na wasze dzieci.
Gdzie nie spojrzysz - związki z pijakami, przemocowcami, chorymi psychicznie, zaburzonymi, o tragedii i krzywdzie bliskich takich osób świadczą właśnie te pokrzywdzone osoby. Kwestia czasu i uważności by tę krzywdę zauważyć. To chyba jeszcze przed Tobą.
Nie chcę robić z Twojego męża jakiegoś potwora, nie w tym rzecz. Żal mi tego człowieka, jego braku refleksji nad sobą. Nawet ciężko go oskarżać o świadome wyrządzanie krzywdy Tobie i dzieciom. Ma w sobie wbudowane mechanizmy ,które tłumaczą go przed samym sobą, które tłumaczą mu emocje wynikające z zaburzonej chemii . Nie mogą one jednak być usprawiedliwieniem dla jego romansowania, szukania adrenaliny, zwalaniu winy na was czy choćby agresji wobec dzieci. Gdy on nie jest w stanie sam uporać się z problemami, zadbanie o wasze bezpieczeństwo psychiczne i fizyczne leży na Tobie.
To nic przyjemnego i łatwego stanąć na Twoim miejscu. Pełno rozterek i dylematów. Kasa i mieszkanie? Temat do ogarnięcia. Masz znajomych, przyjaciół, rodzinę. Masz pracę. Przy pomocy ich i przyzwoitego adwokata dasz radę. Byłaś w ogóle u adwokata, by pomógł Ci ocenić Twoją sytuację?
Trochę z innej beczki. Pytałem Cię o Twoją definicję miłości. Tak jak z Twoim ddd, współuzależnieniem, decyzjami będzie Ci potrzebny czas i wysiłek by nazwać i ocenić czym jest miłość. Powiem Ci, że nie można kochać innego człowieka, gdy nie kocha się samego siebie. Nie można dawać miłości jednostronnie za jakieś okruchy. Jest też inny wymiar miłości - pozwolić komuś upaść, najbliższej osobie, by mogła się podnieść samodzielnie. Dla dobra tej osoby i swojego.
tak, na wypisie jest Ciezka depresja kliniczna po przebytym zalamaniu nerwowym. Chcieli go od razu zamykac na oddzial ale sie nie zgodzil. Z terapii uciekl po pierwszej sesji. On w ogole ucieka od szystkiego.
Apol. - ja nie wiem co to milosc. Nie poznalam jej w domu, nie umiem chyba kochac i dac sie byc kochana. Wszystkie zwiazki (a mialam powaznych 4) niszczylam, porzucalam. W wieku 17 lat pierwszy raz sie zakochalam, tak bez pamieci, do konca, do wszystkiego, a on mnie porzucil, przespal sie z moja ciotka. Potem potoczylo sie lawinowo. Ladowalam sie coraz w to nowe zwiazki i uciekalam niszczac. I meza tez zniszczylam.
Nie wiem co robic. Jestem pogubiona, niedojrzala, zagubiona. Nie umiem zyc. Ciagle zyje w przeswiadczeniu, ze jestem wybrakowana, ze zaraz stanie sie cos zlego i ktos mnie zdemaskuje i stanie sie cos strasznego, cala fasada i udawanie zniknie. Bo mam wrazenie, ze caly czas udaje. Chyba nigdy nie bylam soba naprawde. Nie wiem kim jestem. A tu juz pol zycia za mna. A ja ciagle jak zagubione dziecko.
Ta terapia nic mi nie daje.
Lena masz dopiero 30 lat Z całą pewnością warto walczyć o każdy dzień z kolejnych 30tu.
Jeżeli wjedziesz w ślepą uliczkę to jest czas by się cofnąć i spróbować wjechać w inną.Jeżeli jesteś kiepskim kierowcą to można kierownicę oddać komuś innemu i przesiąść się na fotel pasażera.
Terapię prowadzi specjalista od DDD?
Jestem pogubiona, niedojrzala, zagubiona.Nie umiem zyc. Ciagle zyje w przeswiadczeniu, ze jestem wybrakowana, ze zaraz stanie sie cos zlego i ktos mnie zdemaskuje i stanie sie cos strasznego, cala fasada i udawanie zniknie. Bo mam wrazenie, ze caly czas udaje. Chyba nigdy nie bylam soba naprawde. Nie wiem kim jestem. A tu juz pol zycia za mna. A ja ciagle jak zagubione dziecko.
to po kiego....czorta bawisz się w psychologa swojego doroslego męża???
Jak ktoś kto nie potrafi pomóc sobie,nie potrafi ogarnąć życia ma ,,naprawić"chorego człowieka?
Tylko człowiek mocno stojący na własnych nogach może być wsparciem dla innych.
Można się głaskać,kiziać,zamartwiać,kombinować ale problem trzeba przepracować od podstaw bo....wypłynie.
Zmień terapeutę.Nie każdy pomóc potrafi ,nie każdy podpasuje Tobie i nie każdemu Ty podpasujesz.
Porozmawiaj z mężem ,powiedz że potrzebujesz spokoju,ciszy jego wyprowadzki/ by skupić się na sobie a nie na jego problemach,humorach.Podaj mu adres mieszkania do wynajęcia,chyba że ktoś go przygarnie.
Odpocznijcie od siebie,z dziećmi niech spotyka się poza domem.Niech na nich się skupi/basen,rolki,kino,odrabianie lekcji/ a nie na traktowaniu Ciebie jak konfesjonał.
Ty zajmij się opieką nad swoim JA.Zastanów się kim jesteś,co lubisz,czego potrzebujesz,spotkaj się z przyjaciółmi,może jakiś kurs?
Czujesz się wybrakowana???A wokół Ciebie same ideały?mądre,zgrabne,bez problemów,poukładane,fajne ,sympatyczne,z wymarzoną pracą ,zarobkami ,cudownym partnerem????
Kobieto otwórz oczy.
Z moim mężem znowu źle. Znów zapal doły, siedzi i płacze, mówi, że nie może mi pomóc, że nie jestem w stanie, że to z niego wypływa. Wczoraj cały dzień przesiedział, nie był w stanie nic zrobić.
Dostałam kilka madrych rad od Apoll. - żeby się odciąć, i zająć sobą w pierwszej linii, skonczyć to wiszenie i ratowanie. Tylko to takie trudne, widzieć kogoś kogo się kocha jak cierpi. Tyle, że ja tez każdy dzien mam rozwalony przez to, cała sie trzęsę, nie mogę sie na niczym skupić, wariuję od tych nakręconych myśli, ledwo pitam w pracy, znowu wróciła bezsennośc. Dlaczego nie umiemy porozmawiać wprost, wywalić to z siebie, dalczego gadamy jak potluczeni smsami, a jak mówię, ze chcę porozmawiać to on ucieka?
Lena, słońce świeci, niedziela. Zabierz dzieci na wycieczkę. Twoja taktyka że on może wszystko a Ty będziesz trwać najwyraźniej nie działa. Zrób sobie jeden dzień bez jego problemów. A potem drugi, trzeci I może do czegoś dojdziesz. Zajmij się sobą. Sobie spraw dziś przyjemność. Siedzenie i patrzenie na jego cierpienie nic nie wnosi. Ściskam.
Znów zapal doły, siedzi i płacze, mówi, że nie może mi pomóc, że nie jestem w stanie
ciężko Ci to zrozumieć? on o tym mówi,my piszemy a Ty wiesz lepiej.
Pisałaś że mąż jest sportowcem,ma przyjaciela,kolegę,szwagra.oca..z kim się dogaduje?
Cytat
Dlaczego nie umiemy porozmawiać wprost, wywalić to z siebie, dalczego gadamy jak potluczeni smsami, a jak mówię, ze chcę porozmawiać to on ucieka?
a Ty z każdym umiesz rozmawiać,z każdym chcesz?
Jeżeli jego problemy wynikają z poczucia obowiązku w stosunku do dzieci i niechęci do Ciebie to jak ma z tobą/kolejny raz/ rozmawiać?
Ty go chcesz naprawiać,a on się nie zepsuł,on taki jest.
Coś się u CIEBIE zmieniło prócz tego ze czekasz aż on Cię pokocha i wpędzasz się w doły?
Jak mąż bedzie dołował zadzwoń po pogotowie ,powiedz że ma stwierdzoną depresję kliniczną...,ze dziwnie się zachowuje ,..
Komentarz doklejony:
przeczytaj jeszcze raz wszystkie komentarze i swoje wpisy.
Skup się na faktach,bez ,,chciałabym"co się nie zgadza, co nie jest prawdą?
Nox - masz całkowita rację. Muszę to wszystko jeszcze raz przeczytac i przetrawic, bo kręcę się w kółko. Zapisałam sobie moja historie, Waszem komenty i cenne rady od Apoll. w edytorze, wydrukuję i po prostu przeczytam jak książke. Trochę rad i mojego miotania się w tym sie zebrało.
Mąż przemówił - powiedział, że ten doł kilkudniowy był wywołany moim naciskiem na rozmowę, podczas gdy on powiedział mi już wszystko. Kochał mnie jak wariat, znosił wszystkie fochy, krytykę, jazdy, najbardziej przeżył odsunięcie od łóżka, mówił, ze to go jako faceta zabolalo najbardziej. Mam swiadomosc. Na swoja obrone powiem, ze czulam sie często użyta, braklo mi romantycznosci, jakiegos adorowania za dnia, a nie ze mam byc na pstryk sex machine. Lubie nastroj, opowiesci, gadanie, a wybralam sobie goscia malomownego, pozamykanego uczuciowo (choc do dzieci potrafi byc czuly), uczucia wyrazał przez sex, no super. Dlaczego go wybralam? Dlaczego nie kogoś blizej romantic chlopca z gitarą?
Wiem, że tak jak Apoll. powiedział mój mąż nie jest potworem, tylko jak ja nieszczesliwym czlowiekiem. Polaczylismy sie znamiennie - ddd/dda.
Chcę pomoc nam, wiec musze skupic sie na terapii swojej, jego odwiesić jak mi radzila terapeutkana jakis czas, zeby doszedl do siebie (lub odszedl - musze sie z tym liczyc) i zajac sie soba.
Mąż kilka dni temu powiedział mi, że nie wie jak ma wrocic do mnie po tym wszystkim. A dzis powiedzial, ze ciagle obiecuje dac mu czas a go nie daje. Że on chciałby żebym byla tylko obok normalna.
To nie mógl tak od razu powiedziec? musi plakac, siedziec caly dzien w kocu, nic nie jesc? Bo ja w tym czasie szaleje - czy mam odejsc, czy byc wspierajaca, czy byc zdystansowana? Nie wiem. Nie umiem. Bardziej wymyslam i stad chyba to moje miotanie.
A wczoraj mialam okazje spedzic troche czasu z rodzicami i wiecie co, takie pobycie z nimi uswiadamia mi sakd wyszlam. Wczoraj i tak bylo lajtowo - wiadomo, juz nie bija i nie obrazaja, nie wyzywają, ale: mnostwo uwag typu dlaczego sie tak glosno smiejesz (przy ludziach, bylismy na urodzinach w rodzinnymi gronie i smialam sie z czyjegos dowcipu), nie mow tak glosno (jak za bardzo komus calym sercem cos opowiadalam), jak mozna tak sie ubrac (nigdy, przenigdy nie dalam sie wbic w garsonke czy jakis inny obciach, mam swoj styl), nie mozna tak mowic. +komentarze ad mojej matki, tzn gaszenie jej przy ludziach przez ojca, wywyzszanie sie. Powiem Wam, ze gdyby nie inni ludzie zabiliby mi caly smak (i tak juz przygaszony przez meza, ktorego tam nie bylo) spotkania. Wszystko mi sie przypomnialo, po prostu az czulam fizyczny bol skory nawet, calego ciala skreconego w niewygodzie. Jak to czlowiek wszysciutko pamieta, pomimo, ze juz dlugo z nimi nie mieszkam i widzimy sie tylko grzecznosciowo. Masakra.
Komentarz doklejony:
I to mi właśnie uswiadomilo jak zachowywalam sie czesto wobec niego - było dobrze, to było ok, ale wystarczyła tylko jego 1 mała krytyczna uwaga, nie ten ton, nie to spojrzenie i czułam, że wszystko co mam zbudowane w sobie się we mnie burzy. Że nic nie jest tak jak być powinno, bo ludzie tak do siebie nie mówią, że nie pasujemy do siebie, czułam gniew, żal, frustrację i wybuchałam. Czyli dawałam sobie jemu mną kierować, pozwalalam sama burzyć mój swiat. Nie byłam dośc silna aby powiedziec - ok, to mnie nie narusza, to jego problem. Od razu krwawa jatka z krzyczeniem o rozwodzie.
No i co zrobić z takim popaprancem jak ja.
Chyba się porządnie wziąć za siebie. ALe to będzie długa i trudna droga. Czy można się zmienić? Podobno ludzie sie nie zmieniaja.
Mąż kilka dni temu powiedział mi, że nie wie jak ma wrocic do mnie po tym wszystkim. A dzis powiedzial, ze ciagle obiecuje dac mu czas a go nie daje. Że on chciałby żebym byla tylko obok normalna.
To nie mógl tak od razu powiedziec
ale przecież już Ci to mówił,potrzebujesz powtórki co tydzień,dwa?
Nie masz wrażenia że pod pretekstem miłości uciekliście z domów i założyliście rodzinę?
Że ta miłość nie istniała? że to była potrzeba bliskości drugiego człowieka a nie miłość do tego konkretnego.
Masz zupełnie inne potrzeby niż on,zupełnie inne oczekiwana ,chcesz tego czego on dać nie tyle nie chce co nie może.
Możliwe że super sprawdziłby się układ przyjacielski z założeniem że Ty dajesz on bierze.
On płacze ty pocieszasz,on milczy ,ty głaszczesz po plecach i przytulasz.
Ale to za mało na miłość z czułością,bliskością,wspólnym spędzaniem czasu,wspólnymi znajomymi,rozwiazywaniem problemów,zarabistym seksem....tym czego chcesz.
Próbujesz nadrobić 8-9 lat posuchy?
Wtedy byłaś młodą dziewczyną ,teraz jesteś dorosłą kobieta,matką,z innymi /konkretnymi /potrzebami.
On też jest ciut inny niż trzydziestolatek bez zobowiazań,złudzeń.
Ma 40+ widzi że życie przecieka mu przez palce,tkwi w czymś co go męczy,dręczy.Kryzys wieku pewnie działa a odpowiedzialność za dzieci wiąże .
Komentarz doklejony:
Lena moim zdanie/!/powinnaś cisnąć na osobne zamieszaknie.Znależć jakieś wyjście w tym temacie .No i co zrobić z takim popaprancem jak ja
no i po co tak głupio myślisz?
Każdy jest na swój sposób popaprany ,problem tkwi w doborze partnera.
Każde z was w innym układzie mogłoby być najszczęśliwsze na świecie,ale trafiliście na siebie.
Inny facet /w bokserkach/chętnie spędzałby czas na grillu u znajomych z taką żona,dawałby z siebie wszystko w sypialni....cieszyłby się mogąc podzielić się z tobą swoją pasją,wyjściem do knajpki,wspólną kolacją przy świecach i upojną nocą.
A jego uszczęśliwiłaby może inna kobieta.
Komentarz doklejony:
na tym grillu oczywiście nie w samych bokserkach.
Niby czemu nie w samych bokserkach?
Chłop się zachowuje jak ofiara i struga z siebie ofiarę. Jakby nie zauważył jak bardzo przyczynił się do takiego modelu związku. Jak bardzo się napracował. Przy takim nastawieniu mało która "inna" będzie odpowiednia i jak już w tej historii było dla niego "wszystkie są takie same".:niemoc
Apol ,bo ja głupotę napisałam ,a chciałam się odnieść do
Cytat
prosilam, zeby zamienil te ohydne slipy, ktorych nienawidze na bokserki obcisle, ktore uwielbiam
,
Może facet będzie szczęśliwy sam. Lubi spędzać czas sam,nie nudzi się w swoim towarzystwie,nie potrzebuje dialogu,pytań,odpowiedzi..
Chociaż jak się nie znajdzie chętna to będzie wracał pod skrzydełka mamci Leny na głaskanie,obiadki,kawusie i rozmowy o nim,jego rozterkach.
A ona nigdy nie zacznie żyć swoim życiem,swoimi problemami bo strup się nie odklei.
Lena czekaniem chcesz ratować małżeństwo?
Gdybyś TY nic chciała z nim być, rozmawiać, żyć, to co on musiałby zrobić byś zmieniła zdanie? Zrób to.
Wiem że mąż na portalach szukał kogoś do ,,pogadania"ale jeszcze raz zapytam. Nie ma nikogo kogo mogłabyś poprosić o pomoc ,kogoś kto by z nim pogadał,wybadał?
w tajemnicy,dla jego dobra,bo z nim źle,bo się martwisz,bo się boisz że coś złego się stanie,bo w tym wszystkim są dzieci i jego stany,a Ty nie wiesz na ile możesz ufać jego psychice.
Nie mów koledze że chodzi o ,,was",że chcesz ratować.
Może go wyciągnie z domu,może z dołów/byle nie w wódę/może uda mu się namówić go na terapię.
A może po prostu da mu się wygadać.
Dla jego dobra? Na pewno? Lenka to pachnie kolejnym wyciąganiem dorosłego faceta za uszy, wskazywaniem mu celów, rozwiązań i to bardzo pod Twoje oczekiwania. Uciszenie jego rozterek, blada deklaracja coś da?
Przypomina mi się nasyłanie na mnie mojej rodziny, przemowy, nakazy. Oj niewiele dały poza solidnym wkurwem. Zaliczyłem parę skrajnych sytuacji podbramkowych, one nakazały szukania rozwiązań. Odwyki, próby samobójcze ,wszystko czego tak panicznie bali się moi bliscy i przed czym ciągle chcieli mnie uchronić okazało się ratunkiem. Dlaczego wciąż ratujesz go przed konsekwencjami jego wyborów?
Chcesz rozmawiać? Mów głośno jak jest u was, bez owijania. Nie w tajemnicy. A jest bardzo toksycznie. Problemy jednego dorosłego chłopa rządzą myślami i działaniami całej Twojej rodziny. Ty cierpisz w takim układzie. A co się dzieje z dzieciakami? Kto je chroni?
Apol
Ona, mimo pytań nic nie zrobi, on też nie.
,, dla jego dobra" ma byč tekstem dla kolegi. Ja bym jeszcze włożyła do kieszeni jakiś dyktafon. Może jak z innych ust usłyszenia wyjaśnienia albo /konkretne/słowa męża to ruszy..
Kolega wiedząc że ona chce ratować siebie/swojă wielką miłość/nic jej nie powie jeżeli zna dobrze kumpla.
Oczywiście że najlepiej byłoby go spakować i powiedzieć że jak dorośnie niech da znać.
Ale czy Lena sama nie zachowuje się jak dziewczynka która nie chce stracić zepsutej zabawki z oczu? No jeszcze żeby umiała tupnąć nogą...
zrób Lena to co uważasz ciężko zeby ci dobrze doradziły osoby no name zza monitora które nie znają w ogole ani ciebie, ani twojego męża. Użyj kulki między uszami i pikawki cztero komorowej, i do dzieła
Tak, jestem troche popieprzona i niepoukladana, dopiero w terapii pracuje nad soba i zaczynam widziec swoj problem.
Daniel - no on niby utrzymuje, ze nie zdradzil, ze nia sie zafascynowal i ze to trwa dopiero od 2 tyg,. ze sie wtedy spotkali i zaiskrzylo ot tak na ulicy jak sie mineli. (dziwne).
http://www.zdradzeni.info/news.php?readmore=5257
Niestety z mojego antyku nie wkleję linku, musisz zaznaczyć i użyć"znajdź".
Daniel - no opieram sie tylko na tym co mi powiedzial. Choc przypuszczam, ze trwa to wczesniej. Ale przypuszczam. Jak pol roku temu zapytalam go to powiedzial, ze jak zwykle ja i ta moja paranoja.
Powiedzial, ze zaluje ze mi powiedzial, bo tak to by sie pospotykal, i moze zatesknil i wrocil, a tak to sie zrabalo (???). Jak mu zaproponowalam (testowo) zeby sie pospotykal i wtedy podjal decyzje, powiedzmy za pol roku, to powiedzial, ze nie zrobi tego, zeby sie spotykac a mnie trzymac jako opcje zapasowa, ze juz nie chodzi o mnie naet, ale dla samego siebie by tak nie mogl, ze to byloby nieuczciwe dla jego samego, nie mogl by tak postepowac, bo by stracil do siebie szacunek i godnosc. Dlatego nie wiem co mam myslec. Zajechalam faceta swoimi pretensjami? Chcialam tylko bliskosci. Kazde jego milczenie, focha i obraze odbieralam jako atak na mnie, przekreslanie od razu calego naszego zwiazku, kazda drobnostka nie byla mala zadra tylko odbieralam to jako pekniecie naszej calosci. Mam sklonnosc do tego, do rojen, wyolbrzymien, wymyslaniu strasznych historii. Teraz pracuje nad tym w terapii, ale nie wiem czy ona cos da. Czy z tego mozna sie wyleczyc, zmienic.
Pytasz czy "zajechałaś" męże pretensjami o bliskość. On byłby dla ciebie czuły, gdyby cię kochał. On potrzebuje bliskości, czułości i zainteresowania swoją osobą, dlatego tak szybko się zauroczył inną.
Czy Ty okazywałaś mu zainteresowanie czy tylko oczekiwałaś tego od niego? Kobiety tak pragną adoracji, ale faceci...także chociaż pewnie w innej formie.
ps.
polskich znaków można używać w komputerach od połowy lat 90-tych XX wieku, a w telefonach komórkowych od kilku lat później ;-)
Komentarz doklejony:
Właśnie doczytałem, że...alpinista. Czy wisząc na skale też ma załamania nerwowe i płacze?
Myślałam, że już nikt nie używa w dzisiejszych czasach polskich znaków - że to norma, bo tak pisze się szybciej a i tak wiadomo o co chodzi.
Powiedział też, że się nie zakochał, że gdyby tak było to wszystko byłoby prostsze, że nic by mi wtedy nie powiedział wcześniej tylko postawił przed faktem dokonanym, spakowałby się i odszedł po prostu.
Komentarz doklejony:
Wejdz na czat to pogadamy na źywo
moze wieczorem bedziesz
Mój nigdy nie okazywał słabości. I to on nie chciał rozmawiać ze mną a nie ja z nim. Mój mąż płaczący? Raz. A znam go 29 lat. I to w sytuacji która całkowicie te łzy tłumaczyła.a nie, przepraszam mój też jest ojcem idealnym i owszem skłonność do matkowania się pojawia. Czytając Lenę widzę że komunikację to u nas mieliśmy jednak całkiem niezłą, a tu jest jakaś przepaść.
Komentarz doklejony:
Natomiast mój mąż rozmów oczyszczających takich o swoich uczuciach unika, całkowicie. Tu komunikacja u nas nie istnieje
Cytat
Jakoś się przeslizgalas przez ten temat.
Co było powodem załamania? Skąd miał prochy? Co zdiagnozować lekarz?
Nie pytam się co twierdził mąż - że to przez Ciebie. A jeśli już przeź Ciebie to dlatego że... tu dokończ.
Pytam o diagnozę lekarza.
Mam wrażenie ze on się chowa za tym załamaniem.
Czuję też że gdzieś razem popelniliscie błąd, ty tez tylko jeszcze nie wiem gdzie.
Coś mi tu nie leży. Wozicie się tam i z powrotem jakoś bez sensu.
Może kryzys wieku średniego?
3maj się
Cytat
Podziękuj. Powiedz mu, że przemyślałaś wszystko i ma rację. Z nim nie ma już szans, musisz mieć szansę na kogoś innego ! Mów o sobie jak Ci z nim było źle, tak jak on mówi tylko o sobie !! że jest cipa nie facet i że dla Ciebie zdrada to koniec i kropka.
Zapytaj tylko czy w tym układzie nie będzie mu przeszkadzało, jak z Tobą ktoś zamieszka, bo jak koniec to koniec, a chętnych na siebie jeszcze będziesz miała; Super, zapytaj, czy jak będziesz chciała wyskoczyć z kimś się bzyknąć, to z dziećmi na pewno posiedzi
Wyprowadził się ? was nie ma;
Impac - psychiatra. WYgladalo to groznie, kilka tyg. total.zapadalsie w smutku jakby, odretwieniu, pojechalismy potem na wakacje, gdzie caly czas lazil przygaszony (a ja tak wielkie nadzieje wiazalam akurat z tym wyjazdem, ze bedziemy razem spac, spacerowac za rece), nie mogl tam jesc ze smutku, schudl 5kg, byl mega mega przygaszony, nie mogl spac. Jak wrocilismy to pewnego dnia zaczal krzyczec, ze juz dluzej nie wytrzyma, ze mu glowe rozsadzi, te krzyki rozpaczy przechodzily w wycie. WYslalam go na dyzur do kliniki psych. tam stwierdzono zalamanie i dostal psychotropy na dzien i na zasniecie nanoc. W diagnozie napisano konflikt z żona. Byl na spotkaniu z terapeuta, ale uciekl po 1 spotkaniu.
Moja intuicja podpowiada mi, ze zauroczyl sie kims wlasnie latem. Przed naszymi wakacjami z dziecmi byl na wyjezdzie z kumplami w gorach na tydzień, gdzie byly 2 dziewczyny, jedna rozwodka druga nieszczesliwa, swieża mężatka. Obstawiam tę drugą, młodsza od niego o 18 lat. I wtedy mu odbiło. Sorry, ale ja uważam że to jego załamanie nerw, a póżniej depresja (miał podejrzenie klinicznej) to krzyk ciała na niezgodę sytuacyjną ze mna. Zresztą zdania nie zmienię, współczesna medycyna sie okrutnie pomylila jesli chodzi o depresję - to wlasnie niemożność zmian w zyciu, wewnętrzna niezgoda, gdy jednak trzeba życ inaczej, brak decyzyjnosci, to rozpieprza od srodka.
W kazdym razie moja diagnoza jest prosta - poznal fajna babke, wpatrzona w niego, wrocil, zobaczyl co ma w domu, opatrzoną żonkę od 12 lat, ciężka orka z dziecmi i na wyjeżdzie to wszystko dotarlo do niego. I cale jego zachowanie ostatnio, ktore znosilam to poklosie jego mysli i decyzji. I tak dlugo wytrzymalam od tego sierpnia.
Yorik dzięki, może w sumie tak trzeba by poiwiedzieć.
Cytat
Lena diagnoza jest jasna - konflikt z żoną.
A Ty na się w efektach dopatrujesz się przyczyny:
Cytat
Fachowcy postawili diagnozę, ale oczywiście Lena musiała postawić własną:
Cytat
Komentarz doklejony:
A Ty na siłę w efektach dopatrujesz się przyczyny:
Cytat
oj tam, oj tam ... jak zatrute, to nie tylko przygiąć się, ale i paść można
Cytat
Lena, to jak Ty tą rękę wyciągasz, że drugi człowiek wyje z bólu?
Cytat
no tak ... jakiś partacz pewnie z wieloletnim doświadczeniem klinicznym
Cytat
a nie sądzisz, że jednak lekarz powinien zamiast głębi poznania opierać się jednak na głębi wiedzy?
Cytat
a skąd wiesz na czym oparł ją lekarz?
dlaczego sądzisz, że praca psychologa klinicznego polega na wysłuchiwaniu opowieści dziwnej treści?
i niby kogo innego miałby lekarz wysłuchać, jak nie pacjenta?
Cytat
czepiasz się Apollo
a ona jedynie obejmuje szeroki zakres problemów, ze wskazaniem do wnikliwszego przyjrzenia się im,
ale jak popracuje nad sobą, nad własnymi słabościami, to ma szansę na zmianę dotychczasowej sytuacji, na podniesienie poczucia własnej wartości;
zmieniając sytuację, w jakiś tam sposób, może wpłynąć na wymuszenie zmian i w jego zachowaniu;
to chyba jedyna droga; bo jeśli chce walczyć o ten związek, to jaka może być inna?
Podobne nawet dylematy tak czuję. Mi powiedział kiedyś, że teraz jaks ie wydało czuje się przy mnie jak szmaciarz i gówniarz. Zarzucił też, że go oszukałam, bo kiedyś sobie obiecaliśmy, że jak cos takiego się zdarzy to porozmawiamy i bedziemy musieli to jakoś rozwiazać, a teraz ja odstaiam cyrki, płaczę i rozpaczam. To mu powiedziałam, ze nieprawda, bo nie zrobiłam awantury i nadal rozmawiamy. To przyznał mi rację i powiedział, ze podziwia mnie w sumie.
On chyba sam nie wie co czuje. Może została do mnie mu jego litość i żal w tej chwili. Pewnie chce być szczęśliwy. Jakie to wszystko posrane, żeby ludzie tak mogli usiąśc sobie i powiedzieć czego chcą.
On wrócił z gór dziś w nocy, przy śniadaniu gadaliśmy o pierdołach typu jak było na wyjeżdzie, gdzie się wspinał, ze widział jelonka. Zero o mnie, co czułąm przez tydzień (w sumie tylko smsowaliśmy przez tydzień rozłąki). W koncu ja się spytałam jak tam przemyślenia, co u Ciebie to sie wkurzył, że jak zwykle cisnę, nie potrafię usiedzieć chwili w spokoju i wyszedł obrażony, znowu zobaczyłam jego dupę i plecy. WKur...mnie. Jak ochłonęłam powiedziałam mu, że po co tak reaguje, wystarczyłoby "słuchaj, nie chcę w tej chwili o tym gadać, to jest za swieże, porozmawiamy kiedy indziej". I zonwu przyznał mi rację, ze właśnie to chciał powiedzieć tylko nie wie dlaczego znowu się wsciekł. Co za parszywy schemat, on sie stale powtarza. Ja powinnam się odciąć i mu uciec na chwilę chyba. Tylko ja tak nie potrafię. Mogłabym poudawać jedynie w to pograć. A gier nienawidzę takich. Najbardziej w życiu.
Cytat
Ale jak ludzie siedząc sobie, mówią czego nie chcą, nie czują to może oznaczać że w zaowalowany sposób mówią czego chcą.
Komentarz doklejony:
Nox - pewnie tak, trudno mi to przyjąć.
Co Ty mu takiego zrobiłaś?
Yorik - gadalam mu o tym, mowilam, wspominalam jak bylo fajnie przed dziecmi, zawsze mowil, ze jemu to niepotrzebne, dom starczy, on sie nawspina i spokoj, jest zadowolony, chce miec spokoj w domu. A ja sie zaczelam czuc jak jakis stary kapec, a chcialam po prostu miec fajne zycie. I tak, niepostrzezenie zaczelam zapadac sie w smutek, zal, rozgoryczenie, ze nie tak to mialo wygladac.winilam za to jego. Na co on reagował obrazą w czym jest mistrzem. I tak to sie dzialo. On stal sie gburowatym mimem, a ja w roli, ktorej nienawidze "niezadowolona baba, ktorej nic sie nie podoba, wszystko krytykuje i stale sie dopieprza". Myślę, ze cierplieliśmy oboje. Tylko że ja chciałam o tym rozmawiać, szukać rozwiązań, jakiegos kompromisu.
Sama biegasz, jeździsz na rowerze?
Skoro tak lubi spędzać czas w domu wykorzystujesz to na wyjącie.?
Może Ty nie rozmawiasz z mężem o tym o czym on chciałby rozmawiać. Z koleżanką pogadał..
A z pełną szklaneczką,bez gadania, ale razem posiedzieć?
Dobra, a teraz podpowiedzcie mi co zrobic, zeby on chcial ze mna porozmawiac. Na razie ma to w d. Wrocil z wyjazdu, zjadl i pojechal do pracy. Wroci w nocy i tak bedzie do k. tygodnia. A zasadniczy temat wisi w powietrzu, ja sie męczę. Może faceci tu maja jakies rady - co dziala na faceta, zeby chcial porozmawiac? Chce wiedzieć juz w obojętnie jaka stronę.
Powtórzę pytanie, czym jest dla Ciebie miłość?
No.i.kawał gnoja bo nie umie podjąćmęskiej decyzji - duszę się z Tobą, rozstańmy się, chcę mieć kontakt z dziećmi ale będziemy wolni. Wcześniejsza propozycja Yorik to strzał w dziesiątkę.
Wkurzają mnie osoby nie odpowiadające na pytanie udając że odpowiadają :
- Kiedy możemy porozmawiać?
- W tym tygodniu raczej nie...
- Nie pytam kiedy nie! Pytam kiedy tak!
Ewidentnie boi się tych rozmów bo ich konsekwencją będą konkretne rozwiązania dla niego niewygodne. Dlatego tak odwleka.
Posłuchaj Yorik i jak go walnie powiedz "Prosiłam długo. Teraz to ja już nie chcę. Twój czas już minął". Tylko bądź konsekwentna.
3maj się...
Komentarz doklejony:
Chłopaki ma rację,, pozwól mu stracić siebie"
Pokaż mu spakowana walizkę po kolejnym uniku. Może on potrzebuje konkretów a nie /kobietę/bluszcz.
Komentarz doklejony:
to raczej taka sztuczka na krótką metę, niż realne zwycięstwo;
chociaż to jeszcze pewnie zależy od tego kto i o co walczy;
No tak, pokazać mu, żeby zobaczył, ze stracił i że nie będę czekać zbyt długo. Tylko jak to zrobić mieszkając razem?
W języku polskim słowo miłość opisuje wszystko - miłość matki, małżeństwo, nawet przygodny seks. Starożytna greka ma parę określeń tłumaczonych na naszą miłość. Najbliższa relacji mężczyzna-kobieta będzie agape. Zawiera w sobie i zakochanie, szacunek, pożądanie, opiekę. Cały wspólny okres bycia dwojga ludzi aż do śmierci. Seks, pożądanie, wyłączność są efektem, owocem miłości, nie jej źródłem . Agape to również zrozumienie, akceptacja drugiej strony włącznie z wadami. Miłość to nie uczucie dwojga doskonałych ludzi, a dążenie do doskonałego uczucia dwojga mylnych śmiertelników. Dlatego to samo uczucie jednej pary nie będzie identyczne jak innej pary. Tworzą ją inni ludzie. Jedyna moja wstawka do tego znaczenia Agape - równość tej relacji, starań, by nie był to związek na zasadzie uzależnienia. Całość się wypracowuje. Stale i niezmiennie.
Lena nam tu niezła anatomię związku zapodała. Szkoda, że tak późno taka bystra się zrobiła; Nie wiem czy jest bluszczycą, choć wiele wskazuje, że była a od takich się ucieka. Gość coś też wybitnie delikatny psychicznie, coś mu wyraźnie jest, niedorobiony jakiś
STaralam sie o uczucia meza i zapadalam sie w depresyjna otchlan, gdy ich nie odstawalam. Bylam gotowa zrobic wszystko a on robil wrazenie obojetnego. Bylam przerazona i zablokowana jego absolutnym brakiem uczuc., nie mialam pomyslu jak je ozywic i wpadalam w role 'gderaczki'. Zamiast go przyciagac odpychalamtym co robie. Zostalam na maxa odtracona - smutek, panika, uczucie zagrozenia. Latwiej byloby zniesc smierc niz odtracanie. Zaczelam reagowac tak, ze jeszcze bardziej pogorszylam swoja sytuacje. Chwytalam i przytrzymywalam jego oddalajacego sie. Szok i niedowierzanie. Blaganie o wybaczenie i odbudowywanie bledow. Onwbijal mi noz w serce mowiac 'juz nigdy cie nie pokocham, zrozum to'. Sama niszcze ostatni nanomikron nadziei na pojednanie. Pozbawiam sie dumy i godnosci. czolgajac siejak pies. Im bardziej on mnie zniewazal tym bardziej go potrzebowalam. Panika, ktora probowalam go udobruchac nigdy nie pozwolila mi na zapanowanie nad soba, nami. Wywoluje tylko wojne. Jestem jak Chamberlain i in. przywodcy, ktorzy probuja uglaskac Hitlera i nazistow i przekupic kolejna Czechoslowacja. Wywoluje w nim jedynie pogarde. Moja slabosc i strach wzbudza w nim zuchwalosc i zacietosc. Obojetnosc i niechec. Wspolczuje mi, ze sie poddal w moim zyciu, ale nie moze przystac na moje warunki. Teraz widze, ze niezdolnosc do komunikacji nie jest przyczyna, alesymptomem. To swiadomosc, ze lata, ktore ma przed soba bedzie musial spedzac ze mna i sie nie zgadza na to. Nie chce. Wie, ze jestem dobra, madra babka, ale czy to ma byc zycie? Ja tak samo myslalam - 'kiedys byles fajny, ale zrobil sie z ciebie nudny, skalny dziad'. Nie wyjawilismy tego sobie, ale nasze zachowanie zaczelo sie pod wplywem tych mysli zmieniac. Brak zaintersowania soba. On chcac pozbyc sie mojego zaciesnienia ucieka, organicznie ucieka. Ja go gonie, jeszcze bardziej mu zabierajac wolna przestrzen. Ja cierpie dlawiac sie w samotnosci udreka a powinnam chyba dac mus ie troche odsunac, wycofac, dac mu troche powietrza i zyskac szacunek. On dusi sie wmojej pulapce, gdzie ja go nie szanuje tylko sie przypieprzam. MUSZE GO WYPUSCIC. Musze zrezygnowac ze smutku, gniewu i tych wszystkich manipulacji, aby zechcial nie odchodzic. Nie moge go blagac i byc wycieraczka. Nie moge go zatrzymywac wbrew jego woli. Musze pozwolic mu odejsc, aby nie czul potrzeby uwalniania sie z potrzasku. Jesli nie umiem go zatrzymac ze mna musze pozwolic mu odejsc. Zaakceptowac to co nieuniknione. /pomaga mi to pisanie, uporac sie z tym co w glowie, gratulacje dla czytajacych./ To, ze pozwole mu odejsc przyniesie mi tylko spokoj. Rozumiem nawet jego udreke - co ma zrobic - co wybrac. On mi rzuca 'jestes twarda - a ja - jestem mieczak. I on traci do mnie szacunek. NIE!!!Nie bede mu mowic 'sluchaj, znam juz swoje wady, pracuje nad nimi na terapii a ty sie wyszalej w tym czasie. Taka postawa jest SLABA. Musze zmienic plyte, ktora on zna juz na pamiec. Musze sprowokowac go do zastanowienia sie czego on chce. I zobaczyc. Bo wolnosc jest jedynym paliwem milosci.
Usunęłam dubel
hurricane
Komentarz doklejony:
Napisz do mnie pw bo sam nie wierzę źe jest ktoś taki sam jak ja.Dam Ci nr tel do siebie musimy pogadać
Komentarz doklejony:
Byk to też znak ziemi.
Cytat
Lena
Cytat
Lena
chodzilam na terapie, zeby sie naprawic...).
Dlaczego żeby się naprawić ,a nie żeby siebie zrozumieć?
Jak długo trwała terapia,dlaczego /czy/ją zakończyłaś ?
Była prowadzona przez specjalistę od DDD?
Cytat
to jakim cudem narobiliście takich zaległości w komunikacji miedzy sobą,tak mało o sobie,swoich potrzebach wiecie?
Lena jeżeli kogę coś zaproponować to nie baw się w spowiednika męża,nie pozwól by obaraczał cię swoimi wątpliwościami,brakiem decyzyjności.
Sokro tak stawia sprawę niech gada z przyjacielem,psychologiem,bratem,swatem.
Jeżeli kiedyś on zdecyduje że jednak razem będzie lepiej to dopiero po przerobieniu/jego /terapii/ Nie chodzi o Ciebie ale o dzieciaki.
Nie może być tak że człowiek słaby psychicznie odchodzi i wraca,za chwilę znowu znika a dzieci ciągle przyzwyczajają się/z trudem/do nowej sytuacji.
Troche juz okrzeplam w bolu i smutku, stalam sie silniejsza.
Sytuacja z mezem wyglada teraz tak, ze przestal spotykac sie z tamta kobieta, rozstal sie z nia, ale jak powiedzial, nie zrobil tego dla mnie, dla nas tylko, aby nie podlegac zadnym wplywom przy podejmowaniu decyzji. Okropne dla mnie, ale tak jest. Tego dnia kiedy z nia zerwal gadalismy dlugo smsami, w koncu napisal mi ze dosyc tych smsow ze trzeba pogadac i ze lasnie sie z nia zegna. Czekalam na wieczor az wroci i porozmaiamy. Wrocil wkurzony, zly, zaserwowal mi zimne milczenie i odpych. Pytalam co sie stalo, ze taki wzburzony czy chce gadac jak mielismy powiedzial a w zasadzie warknal ze nie. Poszlam spac placzac. Nastepny dzien byl milczeniem. Ja urazona on zly. Pod wieczor atmosfera stala sie tak nieznosna, ze wyszlam z domu. Przyslal mi sms: nawet jak jest miedzy nami tak zle to takie milczenie jest dal mnie nieznosne. Jakby hugon we mnie strzelil, no bo kto spowodowal takie milczenie. On!. Mogl powiedziec mi: sluchaj, jestem po ciezkiej rozmowie, daj mi odetchnac dzien, pogadamy kiedy indziej. To dojrzalosc, a nie z buta, jak do psa. Powiedzial, ze mam racje. Powiedzial, ze musial odtracic jedyna osobe, ktora pradopodobnie chciala od niego tak malo. Ze ona bardzo to przezyla. I ze ta rozmowa przekonala go ze umie dojrzale rozmawiac o trudnych sprawach w oczy, nie przez sms czy tel, co ja mu stale zarzucalam. (Nasze najlepsze rozmowy to przez sms, zalosne).
Powiedzial, ze dla niego to wszystko jest tez trudne, ze jest smutny i rozbity. Zaczal cosmowic o terapii, ze do mnie juznie czuje, ale chce sprobowac, zeby nie miec sobie nic do zarzucenia, ze zrobil wszystko co bylo do zrobienia, bo od rozwodu juz nie powrotu.
Co myslicie o takiej sytuacji?
Ich gorszy dzień to nasze doszukiwanie się. Ich brak odpowiedzi, foch to pozbawienie nas naszych idealnych marzeń o rodzinie, tak jakby u szczęśliwych sąsiadów nikt nie walnął przykrych słów. Nadajemy znaczenie każdej pierdole, każde niedobre słowo odbieramy jak wyznacznik kataklizmu w związku. smiley My tak mamy.
Przeszedłem mnóstwo terapii, dzięki nim usłyszałem i przyswoiłem bardzo proste "co Ty pierdolisz? " .Takie prosto w oczy od kogoś stojącego z boku. Pytasz męża co widział w byle jakiej niuni? Co on ma Ci odpowiedzieć? Istnieje odpowiedź, która Cię zadowoli? W pewnym momencie nie widzieliśmy, że naszych związków nie było. Zajęci własną gonitwą nawet tego nie zauważyliśmy. Kogo chcemy obwiniać? Przecież zawsze znajdujemy rozwiązania, to i teraz znajdziemysmiley Jesteśmy w naszej doskonałości tak pokręceni, że zajedziemy partnerów i siebie. Sprawiedliwie, a jakże. smiley Tylko po co? Jest temat na forum "o jak odpuszczenie" . Murka, my zawsze znajdziemy defekt i problem. Nie potrafimy ocenić czy jest groźny i nadamy najwyższy status. Na wszelki wypadek. A marzenia lecą na pysk. Jak perpetum mobile, znajdziemy coś co nas zakłuje między żebrami. Co z tego, że dziś moja żona ma gorszy dzień? Przejdzie jej, przynajmniej tak chcę wierzyć i będzie normalnie. Co z tego, że kiedyś był ktoś inny? Dzisiaj jestem ja. A jutro? Jutra może nie być."
Boże, świete, madre slowa. To o mnie !!!
Cytat
No to musiała być trudna rozmowa,,zrywam z tobą"na jakiś czas by zamydlić oczy żonie do której nic nie czuje .
Siedzi z kochanką,rozmwia /bo potrafi/i w tym czasie pisze do ciebie sms,na które ty odpisujesz........
Jak jest źle to on potrzebuje miłej rozmowy a ty strzelasz focha,On z kochanką zrywa potrzebuje wsparcia ty mu je dajesz.On pierdzieli o terapi dla świętego spokoju zamiast się na nią zapisać a ty budujesz na tym przyszłość.
A terapia to dla niego dla was?
.
Cytat
PRAWDOPODOBNIE? to jak rozmawia? a ty czego od niego chcesz czego nie chce kochanka?
Potrzebujesz bawić się w te sms-ki,w tłumaczenie jego ,w szukaniu,,nic do ciebie nie czuję".....no czego???oprócz NIC.
Potrzebujesz karmić się jego złym samopoczuciem,rozżaleniem,nieszczęśliwym życiem?potrzebne ci te sms-owe relacje?
Cytat
Cytat
Co myslicie o takiej sytuacji?
A co TY o tym myślisz??????
Komentarz doklejony:
Jesteś pewna że cytat Apola do Murki to,,o Tobie"?
Cytat
Ja myślę, że to jest punkt wyjścia do głębszej rozmowy,to czas na wsłuchanie się w siebie obu stron i w dalszej konsekwencji podjęcie dojrzałych, opartych na odpowiedzialności, świadomych decyzji.
I im szybciej zamkniesz listę pobożnych życzeń, a wsłuchasz się w całą sytuację, zobaczysz ją taką jaką jest i sama podejmiesz świadome i odpowiedzialne decyzje, łącznie ze wzięcie za nie pełnych konsekwencji, tym lepiej dla Ciebie.
To taki czas na dojrzałą i głęboką rozmowę.
Komentarz doklejony:
Najlepiej taką w której umysł jest bardziej obecny niż emocje
Cytat
nikt nie wie co będzie jutro, jesteśmy tu i teraz
Powodzenia!
Spojrzenie w siebie jest ok. Po co? Ogólnie, by lepiej i dojrzałej żyć. Nie krzywdzić innych wokół siebie. Ma też swoje niebezpieczne strony. Wybujałe poczucie winy przesłania obraz partnera. Co Twoje Lena do roboty to Twoje. Co męża to jego. Żebyś tylko swoją terapią nie zwolniła go z jego pracy i nie dawała szans na wyrost.
Murka - nie wiem szczerze mowiac na tę chwilę. Powiedziałam mu, że zrozumialam, że się leczę, dojrzewam, dorośleję. Że go kocham. Co on zrobi, nie wiem. Zostalo mi teraz dzialanie, dalsza terapia, zajęcie się sobą. Na niego nie mam wpływu. Albo się odbudujemy, żeby nie wejśc w stare schematy, ale on musi tego chcieć, albo się rozstaniemy. Trzeciego wyjścia nie ma, bo ja nie zostanę w związku, który jest atrapą małżenstwa.
Komentarz doklejony:
Jaki masz
Cytat
Wybacz szczerość, ale to tylko i wyłącznie Twoje przekonanie. Pięknie wypracowane dzięki płaczom męża, jego próbie samobójczej, stwierdzeniu Twojego ddd.
Nie masz Lena swojej listy żali i krzywd? Człowieka, każdego bez wyjątku można wpędzić w poczucie winy, do tego stopnia, że latami będzie z niego wychodził.
Ja już słowa jakie piszesz nieraz czytałem. Lubisz pisać sobie scenariusze? Przedstawię Ci taki, w który się pakujesz. Zalegniesz jakiś czas na swojej terapii, na obserwacji męża i ocenie jego zachowania. On póki Ty uczęszczasz na terapię nie zrobi niczego, poza pozorowanymi działaniami. Choćby to związane z terapią par i jego podejściem do niej. Za jakiś czas się przebudzisz nie widząc efektów i będziesz wściekła sama na siebie. Każda rozmowa o odejściu, o rozwodzie (zapomnij o orzeczeniu winy i jego zgodzie) nie da rozwiązania. Obok"nie wiem co czuję" niesmaczna kontrola , sprawdzanie Ciebie. Co najmniej dwa lata przejdą koło nosa.
Liczysz na bliskość, zrozumienie lub w miarę pokojowe rozejście się. Byliście razem ładny czas. Dobraliście się wprost wyjątkowo. Wasze cechy pozwoliły Tobie na manewry ddd, jemu na wejście sobie na głowę. Chłop wypracował sobie metody kontroli uczuć jak w Chad typu drugiego, syndromu Piotrusia Pana. Długo nie dowiesz się co to za dziadostwo jest, bo to on musi poddać terapii, testom diagnostycznym i diagnozie. A jego głos wewnętrzny robi z niego ofiarę. Między byciem ofiarą, a katem nie ma wielkiej różnicy. To cienka granica i bardzo płynna. Twoje podejście "ja zraniłam go bardziej" zrobi Ci fatalną niespodziankę. Jesteście oboje współuzależnieni od swoich zachowań. Ty bardzo się boisz zranić go czymkolwiek, do tego stopnia, że nie potrafisz go postawić pod murem. A niestety to jedyna szansa dla Ciebie i dla niego. Bez postawienia go pod murem i zmuszenia tym samym do własnych działań postępu nie będzie.
Jestem w tej chwili też pod opieką psychiatry, dostałam Trittico na sen, dziś chyba to wykupię, bo nie mogę zasnąć a od 5 już nie spię (budzik mam na 7) więc łażę jak zombie, a praca, dzieci. Chcę naprawić, ale sama tego nie zrobię a u niego to się wypaliło. Uważa, że to ja zniszczyłam wszystko a teraz robię z niego złego. Nawet jak proponuję separację (na razie) to mówi, że dalczego to on ma sie wyprowadzić skoro to ja jestem odpowiedzialna. On chce zostać przy dzieciach. Że to może ja powinnam sie wyprowadzic i przeprowadzić rozwód. Już naprawdę nie wiem co robić. Wczoraj powiedział, że mu jednak szkoda kasy na tę terapię małżenską,ze woli nam dać kasę zeby kazdy osobno zrobił sobie jakąś przyjemnosc - ciuchy lub wyjazd. Że nie widzi szans. Najchętniej by żył razem żeby dzieci miały pozory domu, ale osobno, każdy swoje życie.
Komentarz doklejony:
Widziałam tu na forum wiele razy Wasze rady w takich sytuacjach - "nie proś o miłość, bo to nie skutkuje". To co robić? Jesteście mądrzejsi o swoje doswiadczenia, pewnie starsi ode mnie, jak zachować siebie chociaż i uratować, żeby nie starło na miazgę.
Najgorsze, że zostanę z tym poczuciem winy na zawsze. On mi zawsze mówil, że nie słowami mam kochać tylko czynami, że czeka. Kurcze...Ze chce spokoju, dobrej atmosfery, ale taki był w tym daleki. Rzeczywiscie dobraliśmy się jak w korcu maku - unikający bliskości i ja walcząca o miłosć i uwagę. Niema co. Co teraz? Kiedy już zdaje się pozamiatane?
Komentarz doklejony:
On musiałby chcieć, a nie chce.
Przeprosił mnie, że się poddał w naszym małżenstwie,ale już nie wytrzymał. Nie wie co dalej, bo rozwód i ból dzieci go przeraza. Nikogo nie ma. Jak odciął się ode mnie, zaczął spotykaćsię ze swoimi znajomymi to odżył i czuje się lepiej. Mówił, że całe te lata się poświęcał tylko domowi, dzieciom, nigdzie nie wychodził, choć go prosiłam, tylko 2-3 razy byliśmy w kinie przez 12 lat, tak to nigdzie. Mówi, że odkąd powiedział dość to czuje się lepiej.
Do mnie nie czuje już nic.
Druga rzecz, którą próbuję Ci uzmysłowić to wasza wspólna niemoc decyzyjna. On nie daje Ci żadnej nadziei na zmianę, olewa terapie, bliskość i Twoje uczucia, a i tak nie chce byś odeszła. Już pisałem - nie da Ci swojej zgody i błogosławieństwa. Ty sama uzależniasz się od jego zgody . Niby dlaczego?
Tak wygląda współuzależnienie.
Postawić pod murem? Jak nauczyłaś się stawiać i utrzymywać swoje granice? Nie potrafisz, dopiero się uczysz. Przez ten brak jasnych i wyraźnych granic dawałaś mu przyzwolenie na jakieś dziwne znajomości. Szukanie jego poczucia wartości nie wiadomo gdzie i u kogo. Mąż wie, że granic prawie w ogóle nie masz.
Do czego potrzebna Ci jego zgoda na separację, rozwód? Po co? Żeby niuniulek nie poczuł się źle? A co z Tobą? Przejdziesz kolejne terapie, nowsze prochy dla jego samopoczucia? Postawić pod murem to podjąć decyzję swoją własną, zrealizować ją, dopóki jakiekolwiek dowody masz nie ulegną przedawnieniu, a wasze próby dogadania się nie zostaną w sądzie uznane za wybaczenie. Chłop straci pewność siebie, zobaczy, że masz jednak próg wytrzymałości i tolerancji. Nie chcesz lokatora zamiast męża? To udowodnij mu to zamiast kolejny raz prosić. On nie widzi najmniejszego powodu, by cokolwiek zmienić, więc wyciągnij konsekwencje.
Jesteś Lena kolejną osobą działającą wg podobnego schematu. Nabroiłam, przeze mnie biedaczek się poddał, tak cierpię, ale to moja wina. Absolutnie nikt nie winny za jego decyzje, uczucia, działania poza nim samym. I przy dobrym adwokacie jesteś w stanie udowodnić mu to w sądzie, stać się wolną kobietą, dać jemu i sobie szansę. Wątpię by bez konkretnych kroków facet zrobił choć krok w jakąś stronę. Bez bolesnego upadku nie będzie w stanie.
Rozumiem Twoje dylematy, ale nie przeciągaj czasu w nieskończoność. Nie musisz udowadniać mu zdrad fizycznych itp, wystarczy oprzeć się na jego nieradzeniu z psychiką, elementach przemocy psychicznej.
http://www.facetemjestem.pl/toksyczna-milosc/
Poczucie winy pozwoliło mi np wyjść z alkoholizmu, ale wpakowało na parę lat w absurdalne zaćmienie. Nie widziałem poniżania mnie i dzieci, zdrad, podwójnego życia. Musiałem nieźle zarobić po tyłku, by się ocknąć.
Weź ze swojego poczucia winy co tylko chcesz, by pozbyć się swoich wad, mieć lepsze życie, nie ranić siebie i nikogo wokół. Tylko tyle. Ale nie waż się przypisywać odpowiedzialności za uczucia i wybory męża. One są wytworem jego psychiki. Nie Twoim. Taką ma facet konstrukcję. Nie masz wpływu na niego, masz wpływ na siebie.
Myśląc jak Ty bym był winny wszystkim uczuciom i emocjom swojej żony. Bzdura totalna. To jej psychika i zaburzenia są odpowiedzialne. Podobnie nie mogę obarczać jej za picie, to ja nie zdałem egzaminu. Identycznie jest z Twoim mężem. Chłop ma swoje problemy, ale nie Ty jesteś ich źródłem i nie Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Taki już był zanim go poznałaś. Byłaś tylko zapalnikiem, cały syf już miał w sobie.
Apol. - właśnie tego się boję,że ja będe sie zmieniać, rozpracowywać swoje wady, błędy a on w tym czasie nie zrobi nic dla nas, dla siebie. Mam pytanie, wspomniałeś, że on używa metod kontroli uczuć Chad II - jakie to są? Nota bede moja psychiatra uważa z moich opisów, że on ma dwubiegunówkę typu III.Że leki na depresję, które dostał nie zadziałały, bo nie miały prawa zadziałac, wręcz wywoławy lekką manię, i wytłumaczyła mi, że mania to nie zawsze poczucie wielkosci itp. ale też drażliwosć, ataki, nieprzyjemnosć w obejściu, to wszystko było, +wydawanie full kasy na wlasne przyjemnosci, wyjazdy z kumplami i laski z netu, potem spacery z tamta. Aha, niedawno jak gadaliśmy to się zezłościł, że sie mam czelnosć zahaczyć o tamtą kobietę, że robie z igły widły, bo to nic nie było i ze wyolbrzymiam. A ja chciałam tylko mu wytłumaczyć, że nie ważne czy łaczyły ich tylko smsy i spacery, że zabolalo. A jak usłyszał o diagnozie psychiatry z podejrzeniem o Chad to wsiadł,ze co ja tam naopowiadalam, ze robie z niego wariata a za chwile penie pedała skoro nie sypiamy.
Mur - decyzja - no tak, chyba separacja albo rozwód. Ale on mówi, ze nie ma dokąd pójsć i ze nie chce rozstawać sie z dziećmi. Ze będzie tęsknił za nimi. To mówi raz, a za chwilę (dosłownie w 1 zdaniu), że gdyby tylko miał wolnę 150tys to b się wyprowadził gdzies niedaleko, zeby nie być ze mną a być blisko dzieci. Totalna ambiwalencja. Duzo krzyczy na dzieci, sam powiedział, ze ma z tym problem. Ostatnio uderzył syna, skoczyłam na niego i go odciągnełam to się wku...na mnie, wyzwał zemm problem z agresja i demonstracyjnie pokazywał mi potem siniaka jakiego mu zrobilam... Albo marudzi jak mu każe pomóc w domu, ze ja mam problem z tym sprzataniem, gdy ja już dosc obniżylam loty w domu, po prostu chę by każdy się właczyl w sobotnie sprzatanie na 2h i z głowy, zebyśmy mieli mily dzien. Na taka spokojna rozmowe i prosbe zaczyna foszyc i wychodzi a potem milczy kilka godzin. To tez przemoc? A ja chyba bez sensu biegne za nim i sie pytam dlaczego taki jest, dlaczego nie umie normalnie porozmawiac tylko z byle duperoly od razu problem.
Fakt, musze nauczyc sie, że nie jestem za niego odpowiedzialna, puscic kontrole, bo mam z tym problem, odstawić, poprzygladac sie i w koncu podjąć mądrą decyzję, dla siebie i dzieci.
No Zahira - w punkt, nie potrafimy rozmawiać. Chyba że o tym co w pracy, logistyka domowa i in. powierzchniowe sprawy. O nas nie. Nie mabliskosci, nie ma nic w zasadzie poza uprzejmym chlodem lub sparingiem jak ja chce rozmawiac i cos robic.
Anegdoto - tak, jedyny plus tego bajzlu, zeby w koncu zaczac robic porządek.
Komentarz doklejony:
a powiedzcie mi jeszcze jedno, bo ja kompletnie nie rozumiem, chyba dlatego, że jestem tak bardzo uzależniona od jego nastrojów i uczuć. Jak rozumieć jego postawę i jego słowa? Chcę się wyprowadzić i jakbym miał kasę to zrobiłbym to natychmiast byle od ciebie sie tylko odciac, bo jestes zarzewiem zla, przyczyna niepowodzen/ nie chcę zostawiać dzieci. Nic do ciebie nie czuję/jesteś tylko matka moich dzieci i kims, z kim przeżyłem 14 lat. Nic między nami nie będzie, nie ma szans. Jednego dnia mówi o terapii wspólne/ parę dni póżniej szkoda mu kasy na takie cos. Mówi, że problem jest tylko we mnie/ on ma wg siebie jakies tak male wadzinki, które nie są problemem dla normalnego zwiazku, niestety ze mna normalnego zwiazku mieć nie będzie bo ja jestem nienormalna i wszczynam awantury (przykład z biciem syna jak nie rozumiał matmy albo reakcja na prosbe o pomoc w porzadkach). To tak na szybko jego slowa z ostatnich dni i sytuacje. Jak to ocenic.
https://www.google.pl/url?sa=t&source...wcXHClTm-w
https://www.google.pl/url?sa=t&source...J4HOFd5Rfg
I miejsce wprawdzie dla borderów, ale tam możesz się wygadać i poczuć zrozumienie innych bliskich osób chorych lub zaburzonych
http://www.forum.pogranicza.pl/viewto...12b840f6e9
Nie próbuj go zrozumieć, to choroba. Tu nie ma mocnych. Nie lecz go.
Cytat
[quote]Nic do ciebie nie czuję/jesteś tylko matka moich dzieci i kims, z kim przeżyłem 14 lat. Nic między nami nie będzie, nie ma szans
dlaczego na tym się nie zatrzymasz i nie wyciągniesz wniosków.
Cytat
gdyby problem był tylko w tobie nie byłoby próby samobójczej,jego niezardaności,ucieczek w kochankę ,kolegów.....
Terapię powinien mieć swoją,dla siebie by walczyć o siebie dla dobra dzieci.
Cytat
a on jako osoba niezrównoważona,agresywna przejmie opiekę?
Cytat
a co Ciebie obchodzi czego on się boi?
Nie przeraża go ze dzieci patrzą ,słuchają dwojga obcych sobie ludzi którzy sa ich rodzicami,opiekunami a sami nie potrafia ze sobą rozmawiać,szukać rozwiazań......????
Cytat
daj mu spokój z terapią a kasę niech odkłada na mieszkanie zamiast na przyjemności.
Jesteście dwojgiem ludzi którzy nie potrafią podjąć decyzji,Ty się łudzisz,jemu wygodnie przy dzieciach bo jest niezaradny.
Do wyprowadzki nie potrzebuje 150 tyś,wynajem tyle nie kosztuje.Nie musi się rzucać na kupno mieszkania.
Mamcia go nie przygarnie?macie dom,mieszkanie?
Twój mąż jest jak dziecko potrzebuje kogoś kto za niego zdecyduje,kto go spakuje,wyśle manele pod ...adres i poinformuje go o zmianie zamków.
Dziećmi niech się nie tłumaczy bo one tkwią w tym cały bałaganie,słyszą.widzą,czują.
Jego wyprowadzka nie wiąże się automatycznie z informacją dla dzieci,,rozwodzimy się"
Nie ma znaczenia czy będzie mieszkał w domu obok/dla ciebie ma/czy 4 ulice dalej.Może spotykać się z dziećmi po szkole,w parku,zoo,zabrać je na basen.....
To nie mają być spotkania u ,,was"ale z nim.
Ty zaczynasz wtedy swoje żzycie ,nie zwracając uwagi na to co u niego.
Twoja terapia jest twoja ,nie ma potrzeby przekazywania słów terapeuty mężowi,ona ma pomóc Tobie.Więc może nastąpić,,konflikt interesów"
Nie pomoże stawianie diagnozy mężowi/choćby ocierającej się o prawdę/jego to tylko rozdrażni/ bo on założył swą nieomylność i nic tego nie zmieni.
Komentarz doklejony:
Ty tak bardzo skupiłaś się na ratowaniu tego czego na dzień dzisiejszy uratować się nie da że zamiast podjąć konkretne działania DLA DOBRA DZIECI babrasz się w analizę jego zachowań ,troskę i odpowiedzialność za dorosłego faceta.
Całkiem możliwe/??????/że on po wyprowadzce/do której go zmobilizujesz/będąc sam ze sobą zdecyduje się na leczenie a w konsekwencji na jakiś normalny kontakt z matką swoich dzieci.
Ale tak jak dla niego jesteś ,,matką"tak on dla ciebie powinien zostać,,ojcem "wspólnych dzieciaków a nie adoptowanym synem.
Komentarz doklejony:
Ty możesz się męczyć dla swojej wydumanej miłości on w swoim chorym poczuciu rodzicielstwa może się męczyć obok ciebie .Takie,,na dobre i na złe"
Ale dla dobra dzieci rozstanie to najwłaściwsze rozwiązanie.
Tam gdzie nie ma dialogu i nie ma na niego w przyszłości szans nic nie robienie to wymówka dla lenistwa,tchórzostwa.
Poza tym ja chcialabym żeby to on podjąl decyzję. Nie znam zasad twardej mlosci. Z regul to ja zawsze wyciagam reke, naprawiam, prosze, chce zmieniac. Rozumiem, ze mam sie odciac mentalnie? Takie cos zawsze kojarzy mi sie z gierkami, sztucznascia i manipulacja. Nie cierpie tego, ja lubie wprost, bez udawania, cala soba. A on jest zimny..
Jak zmusic go do podjęcia konkretnych kroków?
Cytat
..... Szkoda pieniędzy na terapię
To nie oznacza podjęcia przez niego decyzji?
Jest zimny.... więc udaje? co, kogo?
Komentarz doklejony:
Chodzi raczej o posprzątanie po podjętej decyzji. Ale można żyć w bałaganie.. życiowym wiele lat, do pełnoletności dzieci będzie ok?
kobieto to jest facet z krwi i kości, nie pies do tresowania,bo ty chcesz tak musi być...on był zawsze taki którego trza było prowadzić ? czy to od niedawna tak jest? przez ten czas we wszystkim go wyręczałaś?
Twarda miłość? Byłaś na forach z linków?
Cytat
Nie ma opcji żeby to się zmieniło jeżeli granice nie będą a) postawione
W takich sytuacjach nie ma trwania w związku dla dobra dzieci, czy ze strachu że 2 strona sobie coś zrobi, czy " bo kocham". Jeśli granice wiele razy zostały przekroczone daje się tym samym przyzwolenie na kolejne( z czasem jeszcze dalej posuniete) ich przekraczanie. Człowiek staje się wspolzaburzony i wybacz tak samo współwinny sytuacji.
Już zauważasz że dzieci cierpią, cierpisz ty i cierpi żona bo jej tak wygodnie, i tak będziesz więc po jaką cholerne ma coś robić? lepiej grać ofiarę biedna taka ona jest chora cierpi ble ble ble. Znam to z doświadczenia. Też tak robiłam. Klamalam, bluzgalam, rylam głowę kolejnemu facetowi, bilam, wrzeszczalam, robiłam rozpierduche a dlaczego zostawali? Bo ja jestem taka nieszczęśliwa, bo ty powiedziałeś to i tamto i się źle poczułam, to było smutne i zabolalo. NIGDY NIE PADŁO SŁOWO PRZEPRASZAM. Byłam złym człowiekiem.
Nie wiemy czy ona ma Borderline ale to nie ma znaczenia.
Efekt będzie taki sam jeśli nic się nie zmieni.
mój obecny partner, co ciekawe sam zaburzony, pp 2 pobytach w klinice, dlugiej terapii, powiedział mi jasno "będzie tak, albo nie będzie wcale, jesteśmy drużyna cokolwiek się dzieje wbij to sobie do głowy.". Doskonale pamiętam 1 akcje, może nie było afery i bluzgow, już byłam w trakcie leczenia, ale powiedziałam kilka słów za dużo i bez sensu a on po prostu wyszedł. Opuścił sytuację i kropka. I do tej pory tak robi kiedy widzi ze mnie coś za bardzo " swędzi" w głowie.
I nie ma zmiłuj w tym momencie byłam w szoku..i dlatego szybko otrzezwialam.
Wiedziałam że on się nie zawaha i jak coś odwale nie będzie zmiłuj. W końcu wyjdzie i nie wroci.
Teraz 10 razy się zastanowię zanim mam jakąś pretensje Ze strachu jasne ale czy to ważne? ważne że się zatrzymuje i pomyślę potem działam. Na chłodno.
To są słowa zaburzonej. Oczekiwanie na zmiany, proszenie tylko pogłębia problemy. To młyn na wodę ekscesów męża i rozwoju jego choroby. Chcesz jego wyprowadzki, spokoju? Wnieś o rozwód. Ja nie znam lepszego wyjścia.
Rozwód? No ok. ALe gdzie będziemy mieszkać? Jak to podzielić? Z tego mieszkania to ledwo starczy na 2 kawalerki, i ja w 1 z dziećmi?
Gdzie nie spojrzysz - związki z pijakami, przemocowcami, chorymi psychicznie, zaburzonymi, o tragedii i krzywdzie bliskich takich osób świadczą właśnie te pokrzywdzone osoby. Kwestia czasu i uważności by tę krzywdę zauważyć. To chyba jeszcze przed Tobą.
Nie chcę robić z Twojego męża jakiegoś potwora, nie w tym rzecz. Żal mi tego człowieka, jego braku refleksji nad sobą. Nawet ciężko go oskarżać o świadome wyrządzanie krzywdy Tobie i dzieciom. Ma w sobie wbudowane mechanizmy ,które tłumaczą go przed samym sobą, które tłumaczą mu emocje wynikające z zaburzonej chemii . Nie mogą one jednak być usprawiedliwieniem dla jego romansowania, szukania adrenaliny, zwalaniu winy na was czy choćby agresji wobec dzieci. Gdy on nie jest w stanie sam uporać się z problemami, zadbanie o wasze bezpieczeństwo psychiczne i fizyczne leży na Tobie.
To nic przyjemnego i łatwego stanąć na Twoim miejscu. Pełno rozterek i dylematów. Kasa i mieszkanie? Temat do ogarnięcia. Masz znajomych, przyjaciół, rodzinę. Masz pracę. Przy pomocy ich i przyzwoitego adwokata dasz radę. Byłaś w ogóle u adwokata, by pomógł Ci ocenić Twoją sytuację?
Trochę z innej beczki. Pytałem Cię o Twoją definicję miłości. Tak jak z Twoim ddd, współuzależnieniem, decyzjami będzie Ci potrzebny czas i wysiłek by nazwać i ocenić czym jest miłość. Powiem Ci, że nie można kochać innego człowieka, gdy nie kocha się samego siebie. Nie można dawać miłości jednostronnie za jakieś okruchy. Jest też inny wymiar miłości - pozwolić komuś upaść, najbliższej osobie, by mogła się podnieść samodzielnie. Dla dobra tej osoby i swojego.
Apol. - ja nie wiem co to milosc. Nie poznalam jej w domu, nie umiem chyba kochac i dac sie byc kochana. Wszystkie zwiazki (a mialam powaznych 4) niszczylam, porzucalam. W wieku 17 lat pierwszy raz sie zakochalam, tak bez pamieci, do konca, do wszystkiego, a on mnie porzucil, przespal sie z moja ciotka. Potem potoczylo sie lawinowo. Ladowalam sie coraz w to nowe zwiazki i uciekalam niszczac. I meza tez zniszczylam.
Nie wiem co robic. Jestem pogubiona, niedojrzala, zagubiona. Nie umiem zyc. Ciagle zyje w przeswiadczeniu, ze jestem wybrakowana, ze zaraz stanie sie cos zlego i ktos mnie zdemaskuje i stanie sie cos strasznego, cala fasada i udawanie zniknie. Bo mam wrazenie, ze caly czas udaje. Chyba nigdy nie bylam soba naprawde. Nie wiem kim jestem. A tu juz pol zycia za mna. A ja ciagle jak zagubione dziecko.
Ta terapia nic mi nie daje.
Jeżeli wjedziesz w ślepą uliczkę to jest czas by się cofnąć i spróbować wjechać w inną.Jeżeli jesteś kiepskim kierowcą to można kierownicę oddać komuś innemu i przesiąść się na fotel pasażera.
Terapię prowadzi specjalista od DDD?
Jestem pogubiona, niedojrzala, zagubiona. Nie umiem zyc. Ciagle zyje w przeswiadczeniu, ze jestem wybrakowana, ze zaraz stanie sie cos zlego i ktos mnie zdemaskuje i stanie sie cos strasznego, cala fasada i udawanie zniknie. Bo mam wrazenie, ze caly czas udaje. Chyba nigdy nie bylam soba naprawde. Nie wiem kim jestem. A tu juz pol zycia za mna. A ja ciagle jak zagubione dziecko.
to po kiego....czorta bawisz się w psychologa swojego doroslego męża???
Jak ktoś kto nie potrafi pomóc sobie,nie potrafi ogarnąć życia ma ,,naprawić"chorego człowieka?
Tylko człowiek mocno stojący na własnych nogach może być wsparciem dla innych.
Można się głaskać,kiziać,zamartwiać,kombinować ale problem trzeba przepracować od podstaw bo....wypłynie.
Zmień terapeutę.Nie każdy pomóc potrafi ,nie każdy podpasuje Tobie i nie każdemu Ty podpasujesz.
Porozmawiaj z mężem ,powiedz że potrzebujesz spokoju,ciszy jego wyprowadzki/ by skupić się na sobie a nie na jego problemach,humorach.Podaj mu adres mieszkania do wynajęcia,chyba że ktoś go przygarnie.
Odpocznijcie od siebie,z dziećmi niech spotyka się poza domem.Niech na nich się skupi/basen,rolki,kino,odrabianie lekcji/ a nie na traktowaniu Ciebie jak konfesjonał.
Ty zajmij się opieką nad swoim JA.Zastanów się kim jesteś,co lubisz,czego potrzebujesz,spotkaj się z przyjaciółmi,może jakiś kurs?
Czujesz się wybrakowana???A wokół Ciebie same ideały?mądre,zgrabne,bez problemów,poukładane,fajne ,sympatyczne,z wymarzoną pracą ,zarobkami ,cudownym partnerem????
Kobieto otwórz oczy.
Dostałam kilka madrych rad od Apoll. - żeby się odciąć, i zająć sobą w pierwszej linii, skonczyć to wiszenie i ratowanie. Tylko to takie trudne, widzieć kogoś kogo się kocha jak cierpi. Tyle, że ja tez każdy dzien mam rozwalony przez to, cała sie trzęsę, nie mogę sie na niczym skupić, wariuję od tych nakręconych myśli, ledwo pitam w pracy, znowu wróciła bezsennośc. Dlaczego nie umiemy porozmawiać wprost, wywalić to z siebie, dalczego gadamy jak potluczeni smsami, a jak mówię, ze chcę porozmawiać to on ucieka?
Cytat
ciężko Ci to zrozumieć? on o tym mówi,my piszemy a Ty wiesz lepiej.
Pisałaś że mąż jest sportowcem,ma przyjaciela,kolegę,szwagra.oca..z kim się dogaduje?
Cytat
Jeżeli jego problemy wynikają z poczucia obowiązku w stosunku do dzieci i niechęci do Ciebie to jak ma z tobą/kolejny raz/ rozmawiać?
Ty go chcesz naprawiać,a on się nie zepsuł,on taki jest.
Coś się u CIEBIE zmieniło prócz tego ze czekasz aż on Cię pokocha i wpędzasz się w doły?
Jak mąż bedzie dołował zadzwoń po pogotowie ,powiedz że ma stwierdzoną depresję kliniczną...,ze dziwnie się zachowuje ,..
Komentarz doklejony:
przeczytaj jeszcze raz wszystkie komentarze i swoje wpisy.
Skup się na faktach,bez ,,chciałabym"co się nie zgadza, co nie jest prawdą?
Mąż przemówił - powiedział, że ten doł kilkudniowy był wywołany moim naciskiem na rozmowę, podczas gdy on powiedział mi już wszystko. Kochał mnie jak wariat, znosił wszystkie fochy, krytykę, jazdy, najbardziej przeżył odsunięcie od łóżka, mówił, ze to go jako faceta zabolalo najbardziej. Mam swiadomosc. Na swoja obrone powiem, ze czulam sie często użyta, braklo mi romantycznosci, jakiegos adorowania za dnia, a nie ze mam byc na pstryk sex machine. Lubie nastroj, opowiesci, gadanie, a wybralam sobie goscia malomownego, pozamykanego uczuciowo (choc do dzieci potrafi byc czuly), uczucia wyrazał przez sex, no super. Dlaczego go wybralam? Dlaczego nie kogoś blizej romantic chlopca z gitarą?
Wiem, że tak jak Apoll. powiedział mój mąż nie jest potworem, tylko jak ja nieszczesliwym czlowiekiem. Polaczylismy sie znamiennie - ddd/dda.
Chcę pomoc nam, wiec musze skupic sie na terapii swojej, jego odwiesić jak mi radzila terapeutkana jakis czas, zeby doszedl do siebie (lub odszedl - musze sie z tym liczyc) i zajac sie soba.
Mąż kilka dni temu powiedział mi, że nie wie jak ma wrocic do mnie po tym wszystkim. A dzis powiedzial, ze ciagle obiecuje dac mu czas a go nie daje. Że on chciałby żebym byla tylko obok normalna.
To nie mógl tak od razu powiedziec? musi plakac, siedziec caly dzien w kocu, nic nie jesc? Bo ja w tym czasie szaleje - czy mam odejsc, czy byc wspierajaca, czy byc zdystansowana? Nie wiem. Nie umiem. Bardziej wymyslam i stad chyba to moje miotanie.
A wczoraj mialam okazje spedzic troche czasu z rodzicami i wiecie co, takie pobycie z nimi uswiadamia mi sakd wyszlam. Wczoraj i tak bylo lajtowo - wiadomo, juz nie bija i nie obrazaja, nie wyzywają, ale: mnostwo uwag typu dlaczego sie tak glosno smiejesz (przy ludziach, bylismy na urodzinach w rodzinnymi gronie i smialam sie z czyjegos dowcipu), nie mow tak glosno (jak za bardzo komus calym sercem cos opowiadalam), jak mozna tak sie ubrac (nigdy, przenigdy nie dalam sie wbic w garsonke czy jakis inny obciach, mam swoj styl), nie mozna tak mowic. +komentarze ad mojej matki, tzn gaszenie jej przy ludziach przez ojca, wywyzszanie sie. Powiem Wam, ze gdyby nie inni ludzie zabiliby mi caly smak (i tak juz przygaszony przez meza, ktorego tam nie bylo) spotkania. Wszystko mi sie przypomnialo, po prostu az czulam fizyczny bol skory nawet, calego ciala skreconego w niewygodzie. Jak to czlowiek wszysciutko pamieta, pomimo, ze juz dlugo z nimi nie mieszkam i widzimy sie tylko grzecznosciowo. Masakra.
Komentarz doklejony:
I to mi właśnie uswiadomilo jak zachowywalam sie czesto wobec niego - było dobrze, to było ok, ale wystarczyła tylko jego 1 mała krytyczna uwaga, nie ten ton, nie to spojrzenie i czułam, że wszystko co mam zbudowane w sobie się we mnie burzy. Że nic nie jest tak jak być powinno, bo ludzie tak do siebie nie mówią, że nie pasujemy do siebie, czułam gniew, żal, frustrację i wybuchałam. Czyli dawałam sobie jemu mną kierować, pozwalalam sama burzyć mój swiat. Nie byłam dośc silna aby powiedziec - ok, to mnie nie narusza, to jego problem. Od razu krwawa jatka z krzyczeniem o rozwodzie.
No i co zrobić z takim popaprancem jak ja.
Chyba się porządnie wziąć za siebie. ALe to będzie długa i trudna droga. Czy można się zmienić? Podobno ludzie sie nie zmieniaja.
Cytat
To nie mógl tak od razu powiedziec
ale przecież już Ci to mówił,potrzebujesz powtórki co tydzień,dwa?
Nie masz wrażenia że pod pretekstem miłości uciekliście z domów i założyliście rodzinę?
Że ta miłość nie istniała? że to była potrzeba bliskości drugiego człowieka a nie miłość do tego konkretnego.
Masz zupełnie inne potrzeby niż on,zupełnie inne oczekiwana ,chcesz tego czego on dać nie tyle nie chce co nie może.
Możliwe że super sprawdziłby się układ przyjacielski z założeniem że Ty dajesz on bierze.
On płacze ty pocieszasz,on milczy ,ty głaszczesz po plecach i przytulasz.
Ale to za mało na miłość z czułością,bliskością,wspólnym spędzaniem czasu,wspólnymi znajomymi,rozwiazywaniem problemów,zarabistym seksem....tym czego chcesz.
Próbujesz nadrobić 8-9 lat posuchy?
Wtedy byłaś młodą dziewczyną ,teraz jesteś dorosłą kobieta,matką,z innymi /konkretnymi /potrzebami.
On też jest ciut inny niż trzydziestolatek bez zobowiazań,złudzeń.
Ma 40+ widzi że życie przecieka mu przez palce,tkwi w czymś co go męczy,dręczy.Kryzys wieku pewnie działa a odpowiedzialność za dzieci wiąże .
Komentarz doklejony:
Lena moim zdanie/!/powinnaś cisnąć na osobne zamieszaknie.Znależć jakieś wyjście w tym temacie
.No i co zrobić z takim popaprancem jak ja
no i po co tak głupio myślisz?
Każdy jest na swój sposób popaprany ,problem tkwi w doborze partnera.
Każde z was w innym układzie mogłoby być najszczęśliwsze na świecie,ale trafiliście na siebie.
Inny facet /w bokserkach
A jego uszczęśliwiłaby może inna kobieta.
Komentarz doklejony:
na tym grillu oczywiście nie w samych bokserkach.
Chłop się zachowuje jak ofiara i struga z siebie ofiarę. Jakby nie zauważył jak bardzo przyczynił się do takiego modelu związku. Jak bardzo się napracował. Przy takim nastawieniu mało która "inna" będzie odpowiednia i jak już w tej historii było dla niego "wszystkie są takie same".:niemoc
Cytat
Może facet będzie szczęśliwy sam. Lubi spędzać czas sam,nie nudzi się w swoim towarzystwie,nie potrzebuje dialogu,pytań,odpowiedzi..
Chociaż jak się nie znajdzie chętna to będzie wracał pod skrzydełka mamci Leny na głaskanie,obiadki,kawusie i rozmowy o nim,jego rozterkach.
A ona nigdy nie zacznie żyć swoim życiem,swoimi problemami bo strup się nie odklei.
Gdybyś TY nic chciała z nim być, rozmawiać, żyć, to co on musiałby zrobić byś zmieniła zdanie? Zrób to.
Wiem że mąż na portalach szukał kogoś do ,,pogadania"ale jeszcze raz zapytam. Nie ma nikogo kogo mogłabyś poprosić o pomoc ,kogoś kto by z nim pogadał,wybadał?
Nie mów koledze że chodzi o ,,was",że chcesz ratować.
Może go wyciągnie z domu,może z dołów/byle nie w wódę/może uda mu się namówić go na terapię.
A może po prostu da mu się wygadać.
Przypomina mi się nasyłanie na mnie mojej rodziny, przemowy, nakazy. Oj niewiele dały poza solidnym wkurwem. Zaliczyłem parę skrajnych sytuacji podbramkowych, one nakazały szukania rozwiązań. Odwyki, próby samobójcze ,wszystko czego tak panicznie bali się moi bliscy i przed czym ciągle chcieli mnie uchronić okazało się ratunkiem. Dlaczego wciąż ratujesz go przed konsekwencjami jego wyborów?
Chcesz rozmawiać? Mów głośno jak jest u was, bez owijania. Nie w tajemnicy. A jest bardzo toksycznie. Problemy jednego dorosłego chłopa rządzą myślami i działaniami całej Twojej rodziny. Ty cierpisz w takim układzie. A co się dzieje z dzieciakami? Kto je chroni?
Ona, mimo pytań nic nie zrobi, on też nie.
,, dla jego dobra" ma byč tekstem dla kolegi. Ja bym jeszcze włożyła do kieszeni jakiś dyktafon. Może jak z innych ust usłyszenia wyjaśnienia albo /konkretne/słowa męża to ruszy..
Kolega wiedząc że ona chce ratować siebie/swojă wielką miłość/nic jej nie powie jeżeli zna dobrze kumpla.
Oczywiście że najlepiej byłoby go spakować i powiedzieć że jak dorośnie niech da znać.
Ale czy Lena sama nie zachowuje się jak dziewczynka która nie chce stracić zepsutej zabawki z oczu? No jeszcze żeby umiała tupnąć nogą...