Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Minęły dwa miesiące od momentu kiedy się dowiedziałam... Analizuję swoje uczucia i dziwne to wszystko jest. Ciekawa jestem, czy inni też tak reagowali. Na początku SZOK! Nie jem, płacze, chciałabym tylko spać.Potem nerwy, rozdrażnienie. Rozsadza mnie energia- fryzjer, kosmetyczka, ciuchy itp. No i ciągłe pretensje do męża, pytania bez odpowiedzi. Idę do psychologa- rozmawiam, rozmawiam, płacze i rozmawiam. Potem etap "jestem wspaniałą żoną"- miła, uśmiechnięta, bez pretensji itp. Nagle stwierdziłam; To ja mam się starać? Ja zdradzona??! Obecny etap- nazwę go MARAZM. Nie czuję kompletnie nic! Nawt nie rozmawiam z mężem, bo mi się nie chce. Nie mam o czym. Brzydzi mnie myśl, że ja się wdzięczyłam do niego, a on pewnie i tak z tamtą się kontaktował i wypisywał na GG jak to mu ze mną źle. Jaki to z niego macho, że dwie kobiety starają się o niego. Ten cholerny uśmieszek jego... Ja o wszystkim muszę myśleć w domu, obiady, pranie, sprzątanie, opieka nad dziećmi a on tylko czek, żeby cos mi się nie udało. Kiedy byłam miła, było ok., a kiedy zaczynam czegoś wymagać, robi się ciężko. Mąż jest chamski i arogancki. Więc mam to gdzieś! Robię swoje i nie informuję go o niczym! Planuję sobie, że kiedyś zmienię pracę, zacznę zarabiać więcej i odejdę od niego. Teraz wiem, że on pradopodobnie zdradzał mnie od dawna, a ja nie chciałam tego widziec. Pewnie będzie to robił nadal, więc dlaczego ja mam się umartwiać??! Zawsze sądziłam, że jestem mało atrakcyjna, a dopiero teraz widzę, że tak naprawdę, to na taką się kreowałam. Niedostępną, zamkniętą... Wystarczy się uśmiechnąć do kogokolwiek (mężczyzny) i rozmowa sama się kręci. Uwielbiam to robić, bo widzę, że mojego męża doprowadza to do szału! Doprowadzają go do szału jakieś moje tajemnice, że czegoś nie wie. I dobrze!. Zdradzaj tchórzu dalej, a ja nie będę się poddawać twojej woli!
Ciekawa jestem, jaki dalej etap mnie czeka... Bo na chwilę obecną, nie wiem, jak wytrzymam w tym małżeństwie. Duszę się, ale są dzieci i może dla nich warto się poświęcić?
Mamo sama. Trafia do mnie twoja kolejność uczuć. Moje etapy wyglądały bardzo podobnie. Na szczeście ten pierwszy najgorszy etap minął dosyc szybko...
Także piszesz tutaj fajne rzeczy, wszystko się zgadza, opisujesz uczucia, aż czytelnik dociera do ostatniego zdania i zastanawia sie czy to wszystko napisała ta sama osoba? Poświęcić się dla dzieci????? Czy chciałabyś żeby twoje dzieci się poświecały czy żeby były szczęsliwe? Jeśli chcesz żeby były szczęśliwe, to musisz im dać przykład! Poświęć sie dla dzieci i pokaż im że można pięknie przeżyć życie a nie w męczarniach!
WITAM
Jak najbardziej zgadzam sie z wami .Te wszystkie etapy mam za soba . Ja juz zmienilam prace juz dobrze zarabiam ale to ja teraz rozdaje karty i to ja powiemkiedy koniec jej tej farsy a zrobie to w takim momencie w ktorym on najmniej bedzie sie tego spodziewal .Taka slodka zemsta . Co do atrakcyjnosci to tez myslalm ze jestem nijaka skoro on poszukał sobie innej A teraz wiem ze wcale tak nie jest ze jego zdzira to nie moze sobie przy mnie stanąć ....on chyba teraz widzi co stracil bezpowrotnie ...starcil mnie atrakcyjna i madra kobiete z zasadami na ktora zawsze mogł liczyc . Mam glowe podniesioną do gory i widze jak on teraz az sie gotuje widzac moja wyzszosc .
Tak, w moim przypadku były podobne etapy, może z dużo mniejszą ilością emocji, pewnie szybciej dobiegały końca (np. etap złości, nienawiści trwał 1 dzień). I tak to jest, na końcu jest obojętność. Emocje się skończyły, mosty leżą zniszczone. Nie ma dalej, w sensie nic już samo się nie zmieni.
Teraz jest decyzja: odejść czy próbować budować od zera. A jeśli to drugie, to tak naprawdę z kim i dlaczego?
Czy można odzyskać zaufanie do tego samego człowieka?
Jeśli chodzi o poświęcenie się dla dzieci, to raczej chodzi mi o trwanie w tym związku i stwarzanie pozoru, że wszystyko jest ok. Synek jest bardzo wrażliwy i dużo rozumie. Za dużo... Bardzo wszystko przeżywa, bo ja niestety chwilami nie potrafiłam powstrzymać się od komentarzy do męża w obecności dzieci. Bardzo tego żałuję i wstyd mi teraz. Powstrzymuję się na chwilę obecną od tego, męcząc się wręcz tym fizycznie.
Ja już nie odzyskam zaufania do męża. Wiem, że to niemożliwe. Jestem za bardzo pamiętliwa. To będzie wracało, tym bardziej, że on nie stara się zmienić podejścia do mnie. Patrzenie z góry na mnie, ogromna pewność siebie i to katowanie psychiczne, sprawdzanie mnie i wmawianie romansu z kim popadnie.... Więc po co się starać? Zauważyłam, że im bardziej jestem smutna, tym on bardziej chamski. Kiedy płakałam, on ubliżał... Więc już nie płacze, staram się nie myśleć o nim. Bo co to da?
Pocieszam się jednym- wszystko co w życiu zaplanowałam- osiągnęłam, teraz planuję dalej. I wiem, że też osiągnę!!!
... niestety chwilami nie potrafiłam powstrzymać się od komentarzy do męża w obecności dzieci. Bardzo tego żałuję i wstyd mi teraz.
Mama sama, rozumiem kierunek na dobro dziecka, ale za jaką cenę? Poza tym dziecko odbiera głównie emocjonalność rodziców, nie słowa. Jeśli między Tobą a mężem nie ma pozytywnej emocjonalności, to to jest prawdziwy problem, nie to, że będziesz wybuchać przy mężu.
Cytat
Ja już nie odzyskam zaufania do męża. Wiem, że to niemożliwe. Jestem za bardzo pamiętliwa.
Nie, nie o to chodzi. Każde z nas pamięta do końca życia. Jesteśmy ludźmi. Nie wytrzesz sobie z głowy tego, co Cię w życiu spotkało.
Cytat
Zauważyłam, że im bardziej jestem smutna, tym on bardziej chamski. Kiedy płakałam, on ubliżał... Więc już nie płacze, staram się nie myśleć o nim. Bo co to da?
Mama sama, to jest męskie zachowanie w przypadku straty więzi emocjonalnej z kobietą. Twoje emocje odbijają się od niego generując tylko niechęć, agresję. Pozytywnych efektów, połączenia w emocjach możesz spodziewać się tylko z facetem, z którym masz bliskość emocjonalną. Albo z inną kobietą, dla której jest to naturalne.
Mama sama napisał/a:
Ciekawa jestem, jaki dalej etap mnie czeka... Bo na chwilę obecną, nie wiem, jak wytrzymam w tym małżeństwie. Duszę się, ale są dzieci i może dla nich warto się poświęcić?
W Algierii jest bardzo mało rozwodów bo gdy kobieta przechodzi to co Ty i ma już dość,
wkracza rodzina męża i przymusza ją do poświęcenia się dla "dobra" dzieci...
na szczęście żyjemy w Polsce,
dzieci czują złą atmosferę w domu i uczą się od nas jak funkcjonować w swoim związku w przyszłości
odpowiedz sobie na pytanie: dlaczego chcesz trwać w tym małżeństwie? i czego Ci brakuje?
może cena własnego szczęścia jest jednak za wysoka a i tak uzyskasz za nią tylko namiastkę tego czego pragniesz...
polecam terapię małżeńską, jeśli mąż nie chce iść z Tobą idź sama do psychologa, pomaga w zrozumieniu czego naprawdę chcesz w życiu i realizacji tego,
jestem zwolenniczką odbudowy związku po zdradzie jeśli oboje partnerów tego chce ale samo chcenie może nie wystarczyć, to trudny proces dla osoby zdradzonej, to my poświęcamy wiele,
bez gwarancji że to przyniesie dobry efekt i że druga osoba to kiedykolwiek doceni.
Mama sama :
Cytat
Ja już nie odzyskam zaufania do męża. Wiem, że to niemożliwe. Jestem za bardzo pamiętliwa. To będzie wracało, tym bardziej, że on nie stara się zmienić podejścia do mnie. Patrzenie z góry na mnie, ogromna pewność siebie i to katowanie psychiczne
trudno zaufać komuś takiemu... niekiedy jest tak że wiemy coś, zdajemy sobie z tego sprawę tylko boimy się podjąć decyzję, boimy się zmian... mamo to naturalne że wracają złe wspomnienia, zostałaś zraniona i te wszystkie emocje są bardzo prawdziwe, chciałabyś jego zrozumienia, zadośćuczynienia a z tego co piszesz jego postawa nadal Cie rani, chcesz dobrze dla dzieci ale pamiętaj że ważne jest również Twoje szczęście.
Edytowane przez finka dnia 02.03.2009 18:29:12
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Zastanawia mnie dlaczego ludzie, a zwlaszcza kobiety maja tendencje do zaniedbywania sie i dlaczego dopiero jak mezczyzna odchodzi, wiele kobiet nagle to zauwaza. Nie chodzi mi tylko o wyglad ale rowniez sprawy zawodowe, kontakty z innymi ludzmi. Moze ktos powie, ze mam feministyczne podejscie ale to nie tak. Mama sama i Katii38 same o tym wspomnialy....
Ja uwazam, ze kazdy w zwiazku powinien byc wolny a z tego co widze to kobiety maja tendencje do budowania sobie klatki i przez to nie sa szanowane.
długo nic nie pisałam chociąz czytałam wszystko co sie działo. nie wierzę w życie z partnerm po zdradzie to jest poprosotu niemozliwe, kiedy wszystko wydaje się już z nami to zawsze wróci jak dalej żyć i się zastanawiać dlaczego doszło do zdrady, czy teraz może z kimś nie umawia. Nawet jeśli obydowje chce to i tak po etapie starani dopada nas szare życie i zaczyna się na nowe roztrząsnie tego co było czy tak ma wyglądac nasze życie. Nie znam nikogo po zdradzie komu się udało tak w 100 % życie z partnerem który zdradził.
Bogusiu a co znaczy,że życie się udało na 100%?
Czy możesz powiedzieć,że życie z partnerem,który nie zdradził zawsze jest na 100%?
Ja właśnie jestem w takiej sytuacji-wcale nie twierdzę,że jest idealnie albo ,że jest łatwo ale układa nam się.
Minął rok-i,oczywiście nie wiem jak będzie dalej-dobrze czy źle ale czy ktokolwiek,kto jest teraz w związku może być tak do końca tego pewien?
Po prostu,każdy przypadek jest inny i każdy człowiek również.
Nie można więc i tu uogólniać.
Bogusiu a co znaczy,że życie się udało na 100%?
Czy możesz powiedzieć,że życie z partnerem,który nie zdradził zawsze jest na 100%?
Ja myślę, że chodzi o poczucie szczęścia. Że w pewnym momencie można spojrzeć do tyłu i nie żałować. Nie wiem czy może być inna sensowna ocena.
Cytat
nie wiem jak będzie dalej-dobrze czy źle ale czy ktokolwiek,kto jest teraz w związku może być tak do końca tego pewien?
Anice, masz rację, pewności nigdy nie ma. Gdyby była, niepotrzebne byłoby zaufanie. To trochę jak z Bogiem, gdyby były dowody, nie trzeba by wierzyć. Zamiast tego "wiedziałoby się". Dokładnie tak samo, jak wie się, a nie wierzy, że 33,6C to temperatura ludzkiego ciała.
Cytat
Po prostu,każdy przypadek jest inny i każdy człowiek również.
Nie można więc i tu uogólniać.
Anice, tak jak we wszystkim innym, uogólniamy mechanizmy, nie ludzi czy związki. A te są podobne na takiej zasadzie, jak podobni jesteśmy do siebie. Wyglądamy inaczej, ale jesteśmy ludźmi wychowanymi w konkretnej kulturze, będącej efektem wspólnej zbiorowości ludzkiej.
Uczucia po zdradzie... Najpierw instynkty mordercze, potem szukanie winy w sobie (a jakże!), potem powtórka z morderczych instynktów.W końcu rozmowy, rozmowy, rozmowy...bywało, że z morderczymi instynktami. Przeszłam wszystkie etapy, o których piszecie. Mój związek istnieje i nie potrafię go statystycznie przeliczyć. Z pewnością w kryterium zaufanie, notowania mojej połowicy zdecydowanie spadły, ale wzrosły w kategorii odpowiedzialność, czyli jakoś tam się bilansuje. Sprawdzam i jestem za to na siebie zła, mimo racjonalnych przesłanek do takiego działania. Ale wiem też, że się Misio stara jak może i mam nadzieję, że nie tylko z obawy, że go otruję. Związek po zdradzie jest możliwy, tylko wymaga więcej pracy i starań. Czy warto? Pewnie tak, ale czy na pewno powiem Wam za parę lat. Póki co patrzę w przyszłość optymistycznie czekając na wnuki, ciepłe kapcie, emeryturę i jeszcze takie tam różne. Ale nie czekam bezczynnie. Właśnie zakupiłam komplet odjazdowej bielizny i niech Misio wie co ma. Pozdrowionka!
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
jest wiele rzeczy ktore nie daja mi spokoju ja tez przechodziłam przez te etapy az nagle złapałam sie na tym ze czuje sie winna ze to ja bardziej się staram niż on a przecież to on zawinił :-( przynajmniej tak czułam. boje się tego ze kiedys bede załować ze walczyłam, starałam się ze może kiedyś uda mi się żyć normalnie. nie chce drugi raz przez to wszystko przechodzić !!!!
ciągle słysze od niego o zapewnieniach o jego wielkiej miłości, prezenty... a co wcześniej mnie nie kochał skoro zdecydował się na ROCZNY ROMANS z koleżanką z pracy wtedy nie byłam najważniejsza jedyna miłością jego życia
skoro potrafił to zrobić to wcześniej to dlaczego nie ma zrobić tego drugi raz ???
może powinnam odejść ułożyć życie od nowa co raz częściej dochodzę do wniosku że byłaby to lepsze rozwiązanie dla mnie - odzyskałabym spokój dycha.... może raz w życiu powinnam najzwyczajniej w świecie pomyśleć tylko wyłącznie o sobie, o swoich potrzebach - raz w życiu być egoistką
Teza jakoby jakiekolwiek życie mogło być w stu procentach udane jest niepokojąca. Dlatego odniosę się do niej mimo że to pobocza wątku głównego. Sto procent sukcesu matematycznie wyklucza najmniejszą nawet porażkę. Przy takim założeniu niemożliwe byłoby to co Bob nazywa szczęściem, a ja wolę nazwać spełnieniem. I nie jest ważne czy mówimy o związku, czy rozszerzymy perspektywę na inne życia przejawy.
Ono nigdy nie jest monochromatyczne. Nie ma człowieka wolnego od bólu, niepokoju, upadku i zwątpienia. Nie ma życia bez czarnych godzin, złych wiadomości, aktów budzących trwogę. Ale ten sam człowiek od tego samego życia dostaje wzruszenia, miłość, zadowolenie, spokój, jasne spojrzenie, dzieła, które tworzy, pasję, beztroski śmiech i łzy cichego szczęścia. To mieszanina prostych barw.
W każdym punkcie życia można zatrzymać się i dokonać bilansu. Jeśli czujemy, że wciąż nosimy za ciasny garnitur, który uwiera, nie pozwala nam głęboko oddychać i nie pasuje do nas, należy postawić trafną diagnozę. Podążanie tym szlakiem nie rokuje.
A co powie człowiek spełniony? Przeżyłem rozpacz i szczęście, wielkość i podłość, płakałem i śmiałem się, czułem ból i rozkosz. Nie zamieniłbym swojego życia na inne, bo wszystkie jego barwy składają się na tęczę. Byłem człowiekiem.
jagoda1711 napisał/a:
W każdym punkcie życia można zatrzymać się i dokonać bilansu. Jeśli czujemy, że wciąż nosimy za ciasny garnitur, który uwiera, nie pozwala nam głęboko oddychać i nie pasuje do nas, należy postawić trafną diagnozę. Podążanie tym szlakiem nie rokuje.
jak łatwo o przyzwyczajenie się do tego stanu..
jak trudno zmienić to przyzwyczajenie, które staje się naszą drugą skórą..
czy już nie potrafimy żyć inaczej? ..
...czy to jest rezygnacja z obawy przed nieznanym
a może raczej kurczowe trzymanie się strzępów złudzeń...które drą się jak połatany wiele razy materiał z którego nic już nie można uszyć.. wykreowane przez lata, nasze własne,
zapyziałe ale swojskie, już nie dają nasycenia..nie cieszą ale nie chcemy ich stracić
boimy się że w nowej rzeczywistości powrócą nieprawdziwie pięknym wspomnieniem i poczuciem wielkiej straty czegoś ważnego i niepowtarzalnego..
i nic nie będzie tak cieszyć mimo że tak dawno zgubiliśmy radość na rozstaju dróg..
jagódka:
Cytat
A co powie człowiek spełniony? Przeżyłem rozpacz i szczęście, wielkość i podłość, płakałem i śmiałem się, czułem ból i rozkosz. Nie zamieniłbym swojego życia na inne, bo wszystkie jego barwy składają się na tęczę. Byłem człowiekiem.
teraz tego jeszcze nie wiemy, jeszcze tego nie widzimy
oczy zamyka nam cierpienie,które wydaje się nie mieć końca i
krzyczy do ucha:-to koniec!koniec! nic nie zostało...
...-nieprawda!
mała dziewczynka przegląda się w lustrze, widzi księżniczkę,
uśmiecha się do siebie...tańczy przed lustrem...
mija kilka lat i jako nastolatka widzi niedoskonałości, wini swoje piegi za wszystkie
nieszczęścia jakie ją spotykają...
młoda dziewczyna jest zakochana i w lustrze widzi na swych ustach ślady jego pocałunków i błyszczące miłością oczy...
kobieta po przejściach patrzy w lustro i połyka łzy w samotności...
widzi siebie jak w krzywym zwierciadle...
niekochana myśli że ma więcej zmarszczek niż jest w stanie dojrzeć...
staruszka zakłada fioletowy kapelusz i uśmiecha się do siebie
poprawia włosy, w oczach ma pogodę ducha i pogodzenie z tym na co nie miała wpływu
z tym co sprawiło że jej życie było
SPEŁNIONE...
Edytowane przez finka dnia 03.03.2009 01:07:43
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finuś, dziękuję, myślałam, że już wszystkie łzy wypłakałam, a Ty mi pokazałaś, że mam ich cały zapas.
Jeszcze jeden schodek i jeszcze jeden, i trzeba będzie poszukać dobrego kapelusznika.
Tak Finko, dotknęłaś sedna. Czegokolwiek szukamy, czy nazwiemy to szczęściem, czy spełnieniem, to prawdziwie szukamy spokoju. Spokoju w środku i na zewnątrz. Prawdziwego.
Pogodzenia z tym, co w nas jest, tym, czego być może nie akceptujemy. I pogodzenia też ze światem. Osiągnięcia swoistej równowagi.
Wszak poczucie szczęścia czy spełnienia zwykle nie jest prawdziwe, zwykle jest chwilą, która może za moment ulecieć. To może być taki stan przed zdradą, kiedy wydaje się czasem, że jest perfekcyjnie. A za moment okazuje się, że to był fałsz. Czuliśmy coś, czego w rzeczywistości nie było.
Czy w takim razie to dążenie do szczęścia, spełnienia, może być kiedykolwiek zrealizowane w sposób obiektywny? Owszem, wtedy, kiedy uwolnimy się ze wszelkich zewnętrznych warunków. Wtedy, kiedy to będzie wyłącznie zależne od nas samych. Spokój, pogodzenie, równowaga. Prawdziwe, realne coś, co zaczyna się w nas samych. I chyba warto do tego dążyć. Nie szamotać się na zewnątrz, zamiast tego walczyć o spokój w środku. Brać rzeczy jakie są i nie oszukiwać siebie. Bo to nas oddala od celu. Bo sami jesteśmy dla siebie celem.
Wszak poczucie szczęścia czy spełnienia zwykle nie jest prawdziwe, zwykle jest chwilą, która może za moment ulecieć.
Jednak poczucie szczęscia jest tak ważne dla człowieka że dąży do niego przez całe życie i pragnie go na równi z władzą i majatkiem.
Czy można zatrzymać szczęście?
co jest jego źródłem?
pewnie odpowiedzi padło by wiele bo każdy ma inne o nim wyobrażenie, może mylnie szukamy i dlatego się rozczarowujemy?...
Są dla mnie sprawy o niepodważalnej wartości, które są źródłem mojego głębokiego szczęścia i siły całkiem nie związane z innym człowiekiem, one są ukryte głęboko w moim sercu i jestem wdzięczna Bogu że daje mi ten wewnętrzny prawdziwy spokój i pewność oparcia w najciemniejszą noc i najstraszliwsza wichurę bo stąd czerpię siły.
Jako człowiek pragnę również tego co nazywa się szczęśliwym rodzinnym życiem, spokojem umysłu, spełnieniem...
Jesteśmy ludzmi, tylko ludzmi i przeciwności losu, burze i sztormy maja na nas wpływ niezaleznie od siły naszej woli i równowagi, tak już jest.
Myslę że błędem jest skupianie się jedynie na widzialnych okolicznościach,
na tym co widza nasze oczy i czego doświadczamy w sferze emocji bo jeśli okoliczności są bardzo złe łatwo o rozpacz i poddanie się, poczucie straty kontroli nad swoim życiem a szczęscie wydaje się wtedy nieosiągalnym celem i piórkiem na wietrze..
bob:
Cytat
Czy w takim razie to dążenie do szczęścia, spełnienia, może być kiedykolwiek zrealizowane w sposób obiektywny? Owszem, wtedy, kiedy uwolnimy się ze wszelkich zewnętrznych warunków. Wtedy, kiedy to będzie wyłącznie zależne od nas samych.
co masz na myśli? medytacja? powtarzanie mantry? ćwiczenie woli umysłu?...
uwolnienie od zewnętrznych warunków nie wydaje mi się możliwe, przynajmniej nie za tego życia
również dlatego że nie jesteśmy z stanie przygotować się na wszystkie możliwości i przypadki jakie mogą nas zaskoczyć i spotkać w życiu. W sumie niewiele nie jest w życiu zależne od nas samych oprócz bieżących decyzji dnia codziennego.
Cytat
Spokój, pogodzenie, równowaga. Prawdziwe, realne coś, co zaczyna się w nas samych. I chyba warto do tego dążyć. Nie szamotać się na zewnątrz, zamiast tego walczyć o spokój w środku. Brać rzeczy jakie są i nie oszukiwać siebie. Bo to nas oddala od celu. Bo sami jesteśmy dla siebie celem.
zgadzam się jednak ten kto to potrafi byłby prawdziwym mędrcem.
Zaczynam rozumieć pustelników ograniczenie ingerencji z zewnątrz i liczby znajomości może być pomocne w dojściu do takiego stanu
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finka, chciałam Ci podziękować za Twoją wczorajszą odpowiedź na mój wpis w shoutbox-ie, czytam różne wypowiedzi ludzi, którzy podobnie jak ja cierpią z powodu podłej zdrady, wiem, że nie tylko mnie to tak bardzo boli, wiem, że nie można stać się potworem-egocentrykiem, skupionym tylko na sobie i swoim problemie, wiem, że czas powinien uleczyć rany...niby to wszystko wiem, ale nadal nie potrafię wyjść z tego kanału... zawsze byłam "dzielną dziewczynką/kobietą", ale teraz stałam się "mazgajem wciąż użalającym się nad sobą", i choć bardzo mi to nie odpowiada to zamiast zebrać manatki i pożegnać zdrajcę, ja trawię czas płacząc nad własnym losem i coraz bardziej się za to wszystko nienawidzę, codziennie jak tylko się obudzę (a potem i w ciągu dnia) od razu nasuwa mi się myśl o moim mężu i jego babsztylu... wiem, że to już jak obsesja! kiedy sypnęła się ta jego zdrada (zresztą kontynuował ją przez okrągły rok), na moje pytanie, żeby powiedział mi CO ja zrobiłam nie tak, czego mu przy mnie brakowało, w czym zbłądziłam, stwierdził (z całym przekonaniem!), że nic w żadnej sferze nie może mi zarzucić, ale on "kocha tą biedaczkę, a cóż w tym złego, że mężczyzna może kochać dwie kobiety", a pozatym nic na to nie może poradzić... i do tego jeszcze bezczelnie odwołał się do tego, że jestem osobą wierzącą i że wg. niego "powinnam zroumieć tę biedną kobietę", nawet dziś (a niedługo miną trzy lata od tej historii) krew mi się ścina z oburzenia, ale finał jest taki, że nadal siedzę i płaczę nad swoim zmarnowanym życiem, a on (prawdopodobnie) nadal "przyjaźni się" z babsztylem, tylko już z mniejszym zapałem...