Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Witam. Odświeżam wątek, ponieważ niespodziewanie stał się dla mnie aktualny.
Swoją historię opisałem w temacie Wasze zdrady / zdradzeni przez żony / banalna historia, więc nie będę się powtarzał.
Wbrew prawie wszystkim opiniom/komentarzom, liczę, że jeszcze czeka mnie przyszłość z tą samą żoną. A w każdym razie chcę spróbować.
A pytanie: czy należy jakoś przygotować się do terapii czy iść "na żywioł"? Zaczynamy jutro. Tak czy inaczej odezwę się "po" i podzielę wrażeniami. Póki co wiem, że będzie dwóch psychologów; mężczyzna i kobieta, więc pewnie będziemy mieć osobne rozmowy.
Pzdr. P.
Mysle,ze po prostu trzeba pojsc i byc szczerym, nie chowac emocji do kieszeni.Przy pierwszej konfrontacji moze byc mala blokada, to naturalne w koncu wpuszczacie do waszych relacji osobe trzecia(terapeuta) jakkolwiek jest jednynie obserwatorem i drogowskazem.Potem bedzie latwiej sie otworzyc
Jestem już po pierwszym spotkaniu. Było dwoje psycho i nas dwoje. Polegało głównie na przedstawieniu problemu kolejno przeze mnie i przez żonę. Były i emocje - głos więźnie mi w gardle . Żona podchodzi do sprawy na zimno. Zdarzyło się i już. Trzeba żyć dalej. Niby racja ale przeraża mnie ten jej brak emocji. I praca domowa - znaleźć deficyty związku przez zdradą. To chyba szablon.
Mam nadzieję, że terapia pomoże mi wybaczyć żonie. Na razie nie umiem i nie mogę przestać myśleć, a właściwie zadręczać się jej zdradą. Rozpamiętuję szczegóły, warianty, zarzucam sobie, że nie zapobiegłem. Następne spotkanie w piątek.
Piotr - spokojnie, zona jeszcze bedzie miala czas na swoje emocje. Mowisz, ze podchodzi do wszystkiego na zimno - ze "zdarzylo sie i trzeba isc dalej".. spokojna glowa, psycholog kaze jej wrocic do tego i juz nie bedzie taka zimna. Najwyrazniej zonka chce uciec od tego i kreuje sie na silna osobowosc - poczekaj cierpliwie i nie dawaj jej o tym znac - ze psycholog aby was wyleczyc oboje, bedzie potrzebowal znac wasze podejscie do wszystkiego, tak wiec temat zdrady, od ktorego ona tak mocno ucieka, wroci do niej jak bumerang.. i ona bedzie o tym zmuszona mowic przy dwoch osobach, w tym jednej calkowiciwe obcej. Zlamie to nawet najtwardsza, jesli bedzie musiala napisac list do Ciebie. Moja pisala juz 2 takie listy - jedan na moja prosbe zaraz po, a drugi na terapii, widzialem tez roznice w nastawieniu i zrozumieniu. To dlugi proces, nawet jak na zdradzacza. Badz cierpliwy i czekaj, a jak chcesz zobaczyc postep u zony, to tylko ja naklaniaj do ciaglych wizyt na terapii - zebyscie nie przerwali procesu - i czekaj, kiedy sie wreszcie zlamie.
Oczywiscie moze sie wydarzyc i tak, ze sie nie zlamie, ale co za tym idzie - nie bedzie z jej strony ani zrozumienia tematu, ani proby naprawy, ani empatii, ani milosci - jest taka mala szansa. No ale wowczas bedziesz wiedzial, co zrobic Koniec balu, panno Lalu
Na jak długą terapię należy się przygotować (również finansowo)? To kilka - kilkanaście spotkań? Pewnie to sprawa indywidualna, ale jak jest/było w Waszych przypadkach? A u Ciebie Henryjeweller?
U mnie jest to juz 9-te spotkanie i nie zanosi sie na koniec. Zdaje sobie sprawe, ze w przypadku terapii par czas dzieli sie na dwojke, a 45 minut sesji to wlasciwie malo. Do tej pory mam wrazenie, ze ruszam sie powoli, jak mucha w smole i ze trace czas i pieniadze, ale - skoro wyszedlem z zalozenia - ze to terapia PAR (a nie mnie), to musze sie pogodzic z takim tempem i forma. Niektorzy juz po kilku spotkaniach rezygnowali mowiac, ze to strata czasu i pieniedzy, a pscyholog wyciaga kase.
Ja znalazlem super-taniego psychologa poprzez Christian Counselling Service. Oplaty pobieraja od nas w systemie uznaniowym, czyli uzgodnilismy, ze ile mozemy, ale nie mniej, jak 15 funtow za sesje ze wzgledu na sytuacje materialna (z klauzula, by zerwanie umowy przedstawic z wyprzedzeniem kilku sesji). W porownaniu z polskimi psychologami, ktorzy pobieraja 50-80 funtow (Polacy w UK), czy tez angielskiego 'relate' (do ktorego sie akurat zrazilem i przerwalismy po pierwszym razie), ktory pobieral 45 funtow ze znizka wynegocjowana na 25 funtow - musze powiedziec, ze to bardzo dobra opcja. W zasadzie porownywalna z uslugami "skajpowymi" z Polski, ale po rozmowie z pewna psycholog dowiedzialem sie, ze takie sesje Skype moga wcale nie pomoc, ale byc moze to kwestia odpowiedniego (dodatkowego) treningu kazdego z psychologow oraz kwestia dobrej kamery, by moc obserwowac reakcje na zywo.
W kazdym razie stwierdzilem, ze mozemy z zona zrzucic sie na te spotkania, bo jesli tego nie bedzie, to nie bedzie nas, a bez tego nie bedziemy miec siebie, wiec... warto dac kazda kase. Myslalem tez, zeby troche sprzetu posprzedawac, czy auto, zeby oplacic te spotkania, ale na razie jakos dajemy rade. Chodzi o nastawienie - jesli podejrzewasz, ze terapia pomoze uzdrowic wasz zwiazek, to jest warta kazdej kasy, ktora mozecie zaplacic.
Jesteśmy po drugim spotkaniu. Było w zasadzie prawie powtórzeniem pierwszego, tzn walką psychologów ze mną. Ja mam silną potrzebę usłyszenia prawdy z ust żony, mimo, że fakty są mi w dużej mierze znane. Psycholodzy przekonują mnie, że to tylko pogłębi ból i nie jest do niczego potrzebne. Sam zdaję sobie sprawę jak destrukcyjne jest moje podejście. Muszę sie pogodzić, że żonie nigdy nie przejdzie przez gardło "sypiałam z nim" lub "spałam z nim", "byłam zakochana" itd. Wszystko to co od niemal trzech miesięcy tłucze mi się po głowie.
Ale trudno. Powiedziało się "a" zgłaszając się na terapię, trzeba powiedzieć "b". Swoją potrzebę poznania prawdy schowam gdzieś głęboko, może z czasem mi przejdzie.
No i Piotrek wyszedłeś na jedynego winnego zaistniałej sytuacji. Wyszło, ze to ty masz się leczyć bo twoja żona niczego nie żałuje a skoro nie żałuje i nic ci nie chce powiedzieć to znaczy, że było jej świetnie i niczego nie żałuje więc jej nie trzeba pomagać. Zastanów się swoją drogą na tymi terapeutami. Zaraz się rozświetli, że wręcz zmusiłeś żonę do tego co zrobiła. "Powinieneś dać żonie więcej wolności i z pokorą przyjąć swój los. Starać się wybaczyć ten bąd" Tak powiedzieli? Starają się was scalić bo tego oczekujesz.
Nie, milordzie, tu nie ma sie co zastanawiac. Trzeba podziekowac konowalom i szukac naprawde dobrych specjalistow. Nikt nie mowi, ze musi sie udac za pierwszym razem - ja tez pierwszego odrzucilem, pomimo, ze gadal tez i sensowne rzeczy. Ale z jedna przesadzil, tak sie znalazlem u drugiego.
Nikt nie ma prawa - po pierwsze - walczyc z Toba. Psycholog, a szczegolnie na terapii par NIE JEST OD ZADNEJ WALKI !
Po drugie - psycholog nie ma prawa Cie przekonywac.
I po trzecie - nie maja prawa Cie przekonywac, ze cos Ci niepotrzebne, ze tylko poglebi bol. Skad oni sie w ogole urwali, ze studiow wieczorowych psychologii kobiet rodzacych ???
Zmien psychologa, zanim wieksza krzywde Ci zrobi, powaznie mowie. Widze, ze to nie tylko moje zdanie (i cale szczescie). Moj psycholog (ten pierwszy zreszta tez zdazyl powiedziec to samo), jak i ja sam mam tez takie przekonanie, ze jest tu konflikt, ktory trzeba rozwiazac: z jednej strony Ty - zdradzony, ktory MA POTZREBE POZNANIA WSZYSTKICH FAKTOW i to zona MUSI USZANOWAC, jak rowniez MUSI ODPOWIEDZIEC NA WSZYSTKIE PYTANIA, poniewaz one Ciebie zadreczaja i nie mozesz ruszyc dalej z pokonaniem swego bolu. A z drugiej strony jest ZONA- zdradzona osoba, ktora tez przezywa swoje uczucia i naleza szanowac, ze ona NIE MOZE WALKOWAC TEMATU CIAGLE W TEN SAM SPOSOB, znaczy to tyle, ze nalezy pytac sie o wszystko, ale nie wolno tego powtarzac do us(r)anowa. Mi to pomoglo, poniewaz tak wlasnie sobie wymyslilem, a psychologowie tylko potwierdzili. U Ciebie jest inaczej.. rany wydrukuj w domu na drukarce dyplom uznania dla konowala klasy robotniczej w uznaniu zaslug orzy odbieraniu porodu klaczy i wrecz go psychologom twierdzac, by poszliksztalcic sie raczej w tym kierunku. Predzej my tutaj Ci pomozemy, niz oni.
Po pierwsze - musisz doskonale zdac sobie sprawe z tego konfliktu, jak i OSOBA TRZECIA musi go uswiadomic Twojej zonie. Ty nie mozesz, poniewaz nie masz pokladow zaufania, ani szacunku w swojej partnerce, najprawdopodobniej. DLatego zeby to zadzialalalo, musi byc ktos inny, z autorytetem leczenia takich rzeczy. Na chwile obecna staneliscie razem na tym wlasnie konflikcie i ani Ty nie ruszysz dalej, bo NIE MASZ ODPOWIEDZI NA DRECZACE CIE PYTANIA, ani zona nie ruszy dalej, bo ONA UCIEKAJAC OD TLUMACZENIA ucieka od problemu. Co z tego, ze ja boli ? A Ciebie to niby laskocze ? Zepsula, niech teraz naprawia, jak nie chce - to koniec balu, panno lalu.
Piotrek, jak ona nie chce tego robic, natychmiast REAGUJ. Akcja = reakcja, gdzies ty spal na fizyce ? Ona ma widziec, ze CIEBIE TO RUSZA. Jesli tego nie widzi, albo widzi i nie chce nic z tym zrobic, to znaczy, ze jej egoizm przezwycieza uczucia do Ciebie. I to ma byc ta Twoja reakcja: ZASTANOW SIE DO CHOLERY CIEZKIEJ, CZY TO WLASNIE Z TAKA KOBIETA CHCESZ BYC, KTORA TWOJE UCZUCIA MA W DU(P)IE ? Naprawiac mozesz TYLKO rzeczy naprawialne, ale ten psycholog to TEST OSTATECZNY, terapia dopiero ma dac Ci poglad na calosc sprawy z nia ! Innymi slowy - przygotuj sie, ze w razie odmowy checi budowania zwioazku na nowo Z JEJ STRONY - TY MUSISZ PODJAC DZIALANIA. I choc bardzo Ci sie nie chce, czy nie bedzie chcialo, TO MUSISZ TO ZROBIC, bo inaczej nigdy nie bedziesz szczesliwy.. malo tego, bedziesz wykorzystywany do konca zycia cieszac sie z uludy dawania milosci komus, kto bedzie tylko widzial w tym profity i mial 0 szacunku.
Post doklejony:
P.S. Jeszcze moja zona mnie atakuje, zebym powiedzial o ksiazkach, ktore czytamy. W nich jest napisane to samo, co ja juz napisalem - jest konflikt i kazda strona odczuwa rozne odczucia. Trzeba znalezc taki kompromis, ktory uwzgledni potrzeby obojga, ale nie odrzuci pierwotnych zalozen.
Post doklejony:
P.S.2. Cytat z ksiazki "The relate. Guide to better relationship", chocby. To cytat z drugiej ksiazki, w ktorej lepiej to ujmuja.
Jest tylko jedno wyjscie, by poradzic sobie z silnymi i bolesnymi emocjami w sposob zdrowy - przegadac je. To takze oznacza rozmowe o zdradzie (lub serii zdrad) i o kochankach.
Rozmowy takie nigdy nie sa latwe zarowno dla Ciebie, jak i czesto dla osoby, ktora zdradzila i ktora jest bardzioej niechetne do tego.
Wina moze powstrzywywac osobe od mowienia o swojej zdradzie, jako ze zaloba i strata wynikle z zakonczenia romansu moga wywierac wplyw na proby zapomnienia, co sie stalo. Niektorzy ludzie nie chca mowic o rmoansie, poniewaz twierdza, ze to bylo nieistotne. Niestety, to JEST istotne ze wzgledu na wplyw, jaki to wywarlo w efekcie na partnera i cala relacje malzenska. Jakkolwiek to wydaje sie trudne, trzeba to rozwiazac. Obydwoje z was musicie zrozumiec glebokosc bolu, ktory was dotknal. NIe rozmawianie o tym zazwyczaj oznacza. ze tylko gniew zostaje wyrazony.
.. i jest tego wiecej, ale wybacz - ksiazki calej nie bede tlumaczyl. Kup sobie (po angielsku) i czytaj, a zobaczysz, jak wielce nieswiadomi sa wasi "psycholodzy".
Post doklejony:
P.S.3.
Nie moge sie odkleic od kompa ;-)
Moja zona prosi, zebys przekazal swojej zonie, ze ona z kolei WYLA przy pierwszych rozmowach o tym, takie trudne i bolesne to bylo. Mowi, ze az ja bolalo. Potem placz sie zmniejszal, az ustal (bo zona zrozumiala, wglebila sie w temat i zrozumiala uczucia, zarowno swoje, jak i moje, przestala sie bac niewiadomego). Moze dorzuce od siebie, ze ja zastosowalem terapie bezposrednia tuz po dowiedzeniu sie o zdradzie, co uwazam za bardzo cenna rzecz, gdyz zona mogla bez problemu wyryczec sie i wykrzyczec na mnie, bezposrednio, bez uczualu psychologa. Byc moze to wiekszy komfort, jesli osoba trzecia tego nie widzi. Ale ja przygotowalem 140 pytan i generalnie bardzo powaznie i PRO podszedlem do tematu rozmowy tuz po dowiedzeniu sie o zdradzie (to bylo 3 dni po, jak sie wyprowadzilem i w "spokoju" przez 2 dni obmyslalem swoje pytania, na ktore chcialem poznac odpowiedzi, przy tym planowalem cala technike, w jaki sposob sie dowiedziec tego i w jaki sposob zabezpieczyc przed ew. klamstwami).
Edytowane przez henryjeweller dnia 21.05.2012 11:47:17
Piotrek,bardzo chcemy wiedziec,ze wszystkimi szczegółami,dokładnie,z czystym jakimś sadyzmem,co ,gdzie i kiedy,bo o JAK nikt z nas chyba nie pytał.Wielu z Nas poznało prawdę(tu mam wątpliwości,bo to jednak prawda płynąca od niewiernych),na własne życzenie.Róznymi sposobami.Mogę Ci tylko powiedzieć,że i ja należę do grupy znającej prawdę,bolało jak cholera,nawet teraz ,jak sobie czasmi przypomne,to mnie szlag trafią,że byłam taka głupia,nawet pretensji do gada nie mam,zostały juz tylko te do siebie.Ja musiałam wiedzieć,nie miałabym spokoju,próbowałam swoje pytania schowac głeboko i nie dałam rady...Czy warto wiedzieć?Chyba tak,żeby móc świadomie podjąć decyzję.Bo mozna decydować o własnym życiu ,o tym z kim je przeżyc,jak je przeżyć,tylko w tedy,jak się wie z kim ma się doczynienia.To jedna strona.Wiem,co chciałam,decyzję podjęłam,otworzyłam szeroko zamkniete oczy i widzę to,co kiedys nawet na myśl y mi nie przeszło.Tylko czy ta wiedza była mi na pewno potrzebna?Do podjęcia decyzji-NIE,ale do zaznania spokoju-TAK.
Moja wiedzę odchorowałam,nawet bardzo i długo,ale nie wyobrażam sobie ,żebym mogła ja posiąść,gdybym np.poskładał swoje życie z niewiernym.Bo wyobraż sobie sytuację,że za kilka lat,przypadkiem,dowiadujesz się tego,co mogłeś teraz,a schowałeś swoje pytania.Co w tedy?
Jeszcze raz zaczniesz wszystko od początku.
Jestem zdania,że żeby zacząc nowe życie,z niewiernym,czy bez niego,poznanie prawdy ,bądz co bądż o swoim życiu(bo życie w trójkącie zdradzonego dotyczy przede wszystkim,choć bez jego wiedzy i zgody)jest potrzebne.Ze wszystkiego trzeba wyciągnąć wnioski,jakiekolwiek by nie były i jakkolwiek by nie bolały...
Powodzenia Piotrek
Piotr - spokojnie, zona jeszcze bedzie miala czas na swoje emocje.
Tia... chyba falę obezwładniającego ciepła i tęsknoty na samo wspomnienie.
Tak na logikę. Jaka straszna krzywda jej się stała? Co, źle jej było z kochankiem? Takiego cierpienia jej bzykanie na boku dostarczało, że ma teraz mieć doła? Z jakiego powodu.
Desperacko szukasz jakiegoś konowała w nadziei, że za Ciebie wmówi jej, że czarne jest białe, wmówi jej jakąś traumę na przekór temu co odczuwa. A ona coraz bardziej ma w ****, coraz wyżej uszu ma katowanie, zamęczanie i roztrzęsionego, rozpaczającego rzewnymi łzami facecika w domu. Tylko pogłębiasz jej obrzydzenie do Ciebie. Coś chcesz osiągnąć to musisz stać się supermenem mającym w****bane na to wszystko. Myślisz, że baba rzuci wszystko dla zranionego roztrzesionego strzępka mężczyzny ze zdrętwialymi jajami, który budzi uczucia gdzieś pomiędzy litością a pogardą? Myślisz, że to dla niej atrakcyjne będzie? Piszę Ci jak to naprawdę z drugiej strony wygląda. Ogarnij się i weź w garść.
Hm skoda,że mało kto widzi jedną prostą asadę -nic nie dzieje się bez przyczyny,a wina ZAWSZE podkreślam ZAWSZE ley po obu stronach choć bardzo trudno to dotrzec w aspektach Zdrady ,gdy bardzo mocno ujawniają się emocje najczęściej te złe,gdy brak(z oczywistych )wzgkędów dystansu i racjonalnego postzregania.
Galland: przepraszam, ale sie nie zgodze.
Odwolujesz sie do logiki, a wlasnie popelniasz logiczny blad, przyjmujac bledne zalozenia -> ktore w efekcie daja bledny wynik. Otoz nie musi stac sie krzywda, zeby miec swoje emocje. Emocje wyzwala sie wieloma rzeczami, a na ich uzewnetrznienie ma wplyw zarowno odczuwanie, jak i procesy myslowe. Zakladasz Ty natomiast, ze wyzwalaczem moze byc jedynie odczuwanie, a i to w ograniczonej formie, ze krzywda ma dziac sie z jej strony. Tak prosto to nie ma i pomimo, ze wydaje sie, ze proste mechanizmy nami rzadza, to naprawde jest to o wiele bardziej zlozone. Tego akurat mi - tropicielowi zagmatwanych zwiazkow czegokolwiek-1 z czymkolwiek-2 nie trzeba tlumaczyc.
Widzisz - to, ze komus bylo fajnie, to wcale nie znaczy, ze nie jest w stanie teraz pokazac emocji. Zakladasz znowu, ze pokazanie emocji ma polegac na okazaniu skruchy albo wielkim bolu wywolanym wstydem, czy cos w tym stylu. Nie. Emocje towarzysza rowniez podczas samych opowiesci o samym wydarzeniu - w obecnosci osob trzecich przerwany zostaje magiczna wiez, jaka laczyla dwoje kochankow, bo oto wlasnie w buciorach, nieproszony, wlazi ktos i sie przyslu****e... wraz z partnerem, ktory tez jakos dziwnie "podglada". Jak myslisz, ile osob jest odporne na takie zestawienie ? Masz racje myslac - ze sa osoby cyniczne, wyjatkowo wyzute z sumienia, czy okazywania emocji, ale nigdy nie wiesz, jak sie zachowaja, poniewaz nigdy nie jestes w stanie przewidziec slow, jakie na terapii padna, ani scenariusza wydarzen:
To powinno Ci dac do myslenia, bo przeciez nie o takich osobach rozmawiamy, nieprawdaz ? Moze masz twardy poglad na osoby robiace zle, jak kazdy z nas, niemniej odrobina obiektywizmu w kwestii ich zachowania bylaby wskazana - to sa tylko ludzie, a nie maszyny, wyzbyte ludzkich odruchow. Wiem, ze ciezko niektorym to strawic, ze osoby zdradzajacae sa w stanie okazywac uczucia - wszak zdradzajac nas, obdarzajac nas lodowym spojrzeniem i zacisnietymi ustami, zdradzacze Z KIMS DO CHOLE*Y MUSIELI SIE CALOWAC, PIESCIC I MOWIC CZULE SLOWKA.
Tlumaczenie tego wszystkiego wydaje sie byc zenujace Aczkolwiek masz racje twierdzac, ze od nastawienia samego siebie duzo zalezy. Przeciez kobiety lubia silnych, zdecydowanych i pewnych siebie facetow - ktora zamiast takiego wybierze skamlacego szczeniaka, ktory bedzie dawal sie co raz obijac ? Niemniej wracajac do punktu terapii - to wlasnie trzeba siedziec i czekac na kolej zony, az opusci garde, moze to byc sadystyczne, moze byc masochistyczne - niewazne w tym momencie, to po prostu kolej rzeczy, ktora musi sie wydarzyc, a gdyby ja opuscic, to ze zwiazku raczej nic juz nie bedzie. Mysle, ze kazdy to rozumie.
Post doklejony:
http://el.pi.wrzuta.pl/film/4q8sgU0zd8c/morderca_placze_-_nie_takiego_finalu_sie_spodziewal
Drugi link, cos skrypt nie rozpoznal wrzuty
Edytowane przez henryjeweller dnia 21.05.2012 22:41:37
mona127 napisał/a:
Hm skoda,że mało kto widzi jedną prostą asadę -nic nie dzieje się bez przyczyny,a wina ZAWSZE podkreślam ZAWSZE ley po obu stronach
Skłonna byłabym zamienić ZAWSZE na ZWYKLE
Ale już wyjaśnienia wymaga o jakiej "winie" mówisz. Wypadałoby zapytać czego dotyczy ta wina, bo chyba nie myślisz o winie zdrady ?
Za zdradę winny jest ten, który podjął o niej decyzję. Za całą resztę nieporozumień, kłopotów, oddalenia, zaniechania, lekceważenia, etc. odpowiadają wedle zasług obie strony...to tak moim skromnym zdaniem
[quote]mona127 napisał/a:
Hm skoda,że mało kto widzi jedną prostą asadę -nic nie dzieje się bez przyczyny,a wina ZAWSZE podkreślam ZAWSZE ley po obu stronach /quote]
Bzdura na kółeczkach. Zacytuję sam siebie:
Wiekszość sytuacji, które niestety miałem okazję obserwować odbywała się na zasadzie "jedno płacze, a drugie po nim skacze", i to które skakało et consortes zawsze miało na podorędziu tekst o winie obydwu stron. Perfidny tekst. Nie dość, że krzywdzi się druga osobę to jeszcze się ją tym obarcza, zrzuca odpowiedzialność z założeniem, że fałszywa wspaniałomyślność (czyli fałszywe, "wspaniałomyślne" niby-wzięcie części na siebie) przykryje to co naprawdę się wydarzyło. Pomijam już ten żałosny fakt braku honoru czy nawet elementarnej uczciwości choćby wobec siebie. Ja, kiedy coś spieprzę, potrafię przyznać przed samym sobą i innymi, że wcale to tak różowo nie wygląda i jestem najprawdopodobniej i de facto gupim kawałkiem ch*jka.
Zauważyłem też, że jesli wina naprawdę jest po obu stronach, to przeważnie wszystko odbywa się bez zbędnych emocji i uczciwie.
Post doklejony:
Henry, dla mnie to są piękne teorie, które nie nadążają za rzeczywistością.
Miałem jedną mężatkę i teraz od trzech lat obserwuję jeszcze jedną żonkę, szczęśliwą i spełnianą w małżeństwie, która se wbiła do łba skok w bok ze mną, na co miałaby szansę gdybym nie miał dziewczyny. Tu działa mechanizm psa Pawłowa. Wielki żal, powrót skrucha i wielka miłość do męża nastepują, gdy dokona się zamiana siekierki na kijek albo się oparzy taka jedna z drugą. Skutecznie się wyleczyłem z myśli o małżeństwie, tym bardziej, że mam co w życiu fajnego robić. Fakt, że nie wiem czy obiektywny, ale moja dziewczyna wydaje się jakaś inna
Teoria, Gallandzie, pozostalaby teoria, gdybym siedzial w domu i se ja wymyslal, a nie stosowal opisy rzeczywistosci
Jak bylem mlody, to tez widzialem ochote u jednej pani mezatki na przygode podczas zabawy w knajpce, ale wowczas nic nie rozmyslalem o winie, zepsuciu.. po prostu nie skorzystalem, a myslalem raczej o pani jako o biednej kobiecie, pozbawionej w zyciu czegos. Na tym sie skonczyly moje rozmyslania na tamtym etapie. Dzis, po wielu latach, przezyciach i obserwacjach nie moge juz tak jednoznacznie twierdzic, ze ludzie zachowujacy sie przy Tobie dosyc jednoznacznie sa pozbawieni uczuc. Wiele gry widzialem, sam takze nieraz postepowalem w ten sposob. Zauwaz, ze nie mowie tu o przemianie - co w wielkim uproszczeniu myslowym pewnie sobie przyjmujesz, ja skupiam sie na emocjach. A te mozna wywolac zawsze, jak pisalem - poprzez dwie rozne drogi, ale wieloma sposobami, problemem jest tylko sciezka dojscia. Kazdy z nas zlozony jest m.in. z emocji, to nie ma tak, ze zdradzacze sa patologicznymi socjopatami.. a gdyby jakims cudem ktos trafil na takiego, to raczej powatpiewam, by socjopata potrafil zdradzac i okazywac uczucia innemu - temu, z ktorym zdradza. Raczej to niemozliwe z zalozenia technicznego socjopatii. Mysle, ze kazdemu nalezy dac szanse na okazanie emocji, chocby trzeba bylo i znalezc na to sposob - bo to jedyna droga poznania jednej z - byc moze - niewielu prawdziwych rzeczy o tym czlowieku.
Piotrek, to ja tylko potwierdzę, że musisz zmienić terapeutów. To zupełnie nie logiczne, zostawiać cię z taką miną, która wybuchnie przy byle okazji. Może im się terapia pomyliła z terapią rozstań, wtedy by się to mniej więcej zgadzało, bo potrzebne było by ci szybkie zamknięcie sprawy, a nie czyszczenie, które bardzo boli..
Oni nie widzą ciebie i twoich potrzeb. To jasne, że żona ma inne i wracając będzie cierpiała, no ale sorry, to będzie pierwszy dowód na to, że jej na związku zależy.
U mnie już na pierwszym spotkaniu jednym z pierwszych pytań było, czy już jesteśmy po rozmowach i jak one wyglądają. Mimo, że już byliśmy po wszystkim to jeszcze raz żona uświadomiona została, że bez tego nie ma szans i to ja decyduje o czym chce wiedzieć. Podobno każdy ma po czymś takim lukę w świadomości, którą czymś musi zapełnić, a najlepiej prawdą. To ja miałem decydować, czy wystarczą mi ogólniki, czy muszą być szczegóły. Szczerość ponad wszystko, nic nie wolno zamiatać pod dywan lub zostawić jako męczące. Jeśli brak logicznej odpowiedzi żona musi się bardzo wysilić, aby ją znaleźć. Jeśli nie ma wytłumaczenia/odpowiedzi, musi wyeliminować, to co nie miało znaczenia, aby zawęzić krąg odpowiedzi.
Uprzedzony zostałem, żebym czasami swojego życia nie poświęcił na to dochodzenie jak było i dobrze się zastanowił, co chcę wiedzieć.
Powtórki pytań. Żona myślała, że ją sprawdzam i chce złapać na kłamstwie. Mi chodziło tylko o potwierdzenia, bo w wiele rzeczy nie mogłem uwierzyć. Na pierwszym spotkaniu już to zostało wyjaśnione. Jak zdaliśmy sobie z tego sprawę, chętnie zaczęła odpowiadać, rzucając wszystko w róznych sytuacjach, ale wtedy to mi ta potrzeba potwierdzeń jakoś szybko odpłynęła. Budująca jest sama świadomość, że na każde pytanie zaraz usłyszysz odpowiedź (nic do ukrycia), nawet najbardziej bzdurne i nawet jeśli nie wiesz o co właściwie pytasz.
,,Muszę sie pogodzić, że żonie nigdy nie przejdzie przez gardło "sypiałam z nim" lub "spałam z nim", "byłam zakochana" itd. "
Ty się z tym nie pogodzisz, bo to oznacza, że nie jest i nie będzie z tobą szczera (przecież to czujesz, prawda?).
Ja nie pozwoliłem na używanie takich ogólników. Tylko dobitnie, aż do bólu i w szegółach. Ryczała, a mówiła uświadamiając sobie co czuję i jak to boli.
Zadaj sobie pytanie, czy tak byś chciał? Mi pomogło, bo mam wyobraźnię i zakładam najgorsze, a to co usłyszałem, aż takie nie było. Jeśli ustawisz się odwrotnie, będziesz się łudził, w przypuszczeniach okłamywał, to po tobie.
To nie przypadek, że wszyscy ci to radzą. Wydaj pieniądze na kogoś mądrzejszego, szkoda że profesor Henry jest za wodą
Jesteśmy po kolejnej sesji terapii. Nie posunęliśmy się do przodu.
Terapeuci stwierdzili, że jest we mnie dużo niechęci w stosunku do żony i w związku z tym de facto terapia małżeńska nie rozpoczęła się mimo, że to już chyba czwarte spotkanie. Nie jestem gotów do pojednania. Za tydzień mam spotkanie indywidualne.
Jest w tym sporo prawdy. Żona zraniła mnie wyjątkowo boleśnie (każdy tak mówi) i mam w stosunku do niej dużo żalu, gniewu, czasem odrazy i innych uczuć, o których lepiej nie mówić. Zdeptała moją miłość. Ale chcę wierzyć, że nie zadeptała jej do końca i o to się często nieśmiało, w duchu modlę.