Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
black_sun, masz rację terapia jest skuteczna, kiedy obie ze stron zgadzają się co do jej celów , chcą w niej uczestniczyć i kiedy dla żadnej ze stron nie jest za późno na odbudowanie związku i zaufania r11; innymi słowy, kiedy oboje chcą jeszcze walczyć o swój związek. Jakich wiele świetnie ujeła sens terapii małżeńskiej, tam nie ma winnego i ofiary,wszyscy równo pracują nad odbudowa, ale nie wiem co dokładnie mówiła terapeutka w żadnym razie nie powinna usprawiedliwiać Twojego męża i chyba tego nie robiła,nie będę się powtarzać przeczytaj mój wpis skierowany do Ciebie przy moim opisie zdrady.Pozdrawiam
terapia....szokowa
Nasz związek małżeński także dotknęła tragedia zdrady (żona zdradziła).Po miesiącach moich wypominań i ciągle powtarzanych pytań oraz jej wybielania się (oskarżeń o to , że wszystkiemu ja jestem winien) ,zaproponowałem pójście na terapię małżeńską.Żona potwierdziła, iż to dobry pomysł a więc ...zacząłem szukać.Znalazłem-w mojej miejskiej przychodni przyjmowała pani psycholog.Niezwłocznie zapisałem się na wizytę-termin-za miesiąc. wizyta1.Na początku spytałem się czy pani psycholog zajmuje się takimi problemami jak nasz ......."oczywiście że tak , mam spore doświadczenie a zdrada nie jest niczym niezwykłym w dzisiejszych czasach"-takie mniej więcej słowa usłyszałem.Następnie przedstawiłem w skrócie historię naszego związku, a gdy doszedłem do tematu zdrady usłyszałem "stop - dalszą rozmowę będziemy kontynuować wraz z żoną".Koniec wizyty.
Oczywiście moja małżonka wraz ze mną udała się na następną część terapii . wizyta 2.Pani psycholog poprosiła o wypowiedź moją żonę na mój temat (jakim jestem mężem, ojcem, czy nie wracam pijany do domu......).
Kopara mi opadła gdy zacząłem tego słuchać bo...okazało się, że jestem jakimś potworem....... Widziałem jak ściemnia oraz to jak pani psycholog wszystko "łyka".Ja nawet nie usłyszałem jednego pytania-miałem siedzieć i słuchać.Miałem wrażenie że żona mówi o jakimś zupełnie innym facecie a nie o mnie (zaniedbuję dzieci i ją , a jedynym autorytetem są dla mnie koledzy z pracy).Nadmienię że w pracy mam duży autorytet-to mnie się ludzie pytają co mają zrobić(nawet w sprawach intymnych).Na koniec tej wizyty usłyszałem że.....powinienem natychmiast zmienić pracę bo koledzy źle na mnie wpływają-mam na to miesiąc(do następnej wizyty).Po wyjściu z gabinetu usłyszałem od żony że inaczej sobie wyobrażała terapię , w zupełności się z nią zgodziłem. wizyta 3."Czy zmienił pan pracę?"usłyszałem na wstępie. Nawet żona dziwnie się na nią spojrzała -przecież zmiana pracy nie jest jak pstryknięcie palcem i już.... .Pani psycholog zaczęła mówić o tym , że powinniśmy się zbliżyć do siebie i spróbować zapomnieć o tym co było-skupić się na tym co jest.Na koniec usłyszeliśmy że w zbliżeniu nas do siebie pomoże nam....słuchanie "Radia Józef".Szok.Zupełnym przypadkiem pani doktor miała przy sobie odbitą na xero kartkę-reklamówkę w/w rozgłośni.Jak na komendę -spojrzałem na żonę a ona na mnie i......wyszliśmy z gabinetu. Powrót do domu.Żona w samochodzie poprostu mnie wyśmiała-że niezłego psychoterapeutę znalazłem , że to chyba pani doktor powinna iść do specjalisty. Dziś.Zona moja obecnie chce jeszcze raz spróbować terapii ale.....nie mogę przecież pozwolić na drugą porażkę.Oboje chcemy naprawić to co się da bo chcemy żyć razem.Przesiedziałem pół dnia w pracy szukając jakichkolwiek opinii ludzi o "sprawdzonych" i skutecznych poradniach/lekarzach.Nic nie znalazłem na ten temat.Przeczytałem także Wasze wrażenia z terapii i widać, że niektóre są bardzo skuteczne.Podzielcie się -proszę takimi "sprawdzonymi" adresami.Myślę że nie tylko ja (z żoną) będziemy wdzięczni ale i inni czytelnicy naszego forum , którzy nie napiszą pustego posta typu "dziękuje" ale przeczytają to co Wy napiszecie.My mieszkamy w woj. mazowieckim.
Ps.Jeśli ktoś nie chce się natknąć na "naszą"panią doktor to proszę napisać PW z miastem w którym jesteście-odpowiem czy to "to"miasto.
Tak to co opisałeś przypomina mi anegdotę...
Spotkanie u psychologa :
> poczyniliśmy spore postępy, jest pan otwarty na zmiany, proszę przyprowadzić na następne spotkanie żonę to porozmawiamy spokojnie co i jak.
> to niech się pan zdecyduje. Albo porozmawiamy spokojnie albo przyprowadzę żonę.
Czeladnik nie zastąpi mistrza w szczególnie ważnych sprawach. No i jeszcze jedna ważna rzecz, Najlepszy psycholog nie pomoże jeśli żadna ze stron nie będzie do końca szczera. Skąd ten biedak ma wiedzieć, która strona kręci? Może wariograf "przed" powinien być stosowany? Żeby było wiadomo co i jak? To może i okrutne ale jak ktoś kto nie ma zielonego pojęcia co się dzieje ma wydać decyzję i ustalić cokolwiek na podstawie jedynie wypowiedzi stron? Genialny psycholog ma w sobie coś z wariografu? Ale to trzeba lat doświadczenia...
Ja też potrzebuję takiej terapii małżeńskiej... Mój mąż, który zdradził już dwa razy niby wyraża chęć i miał sam znaleźć kogoś takiego. Mija juz miesiąc a ja codziennie pytam "dzwoniłeś do tej poradni" i słysze ciągle tą samą odpowiedż "nie" albo "nikt nie odbierał". Skąd bierzecie takich psychologów? Może macie jakieś namiary na kogoś dobrego z Częstochowy?
ja jestem Tym który przyczynił się do rozpadu związku. Chciałbym byśmy poszli z moją Panią na terapię. Ale Ona nie chce. Minoł juz miesiąc odkąd nie jesteśmy razem. jak namówic ja że tylko osobno marnujemy czas. Każde z Nas już bedzie miało jakąs terapię (Ona swoją zaczyna od wrzesnia) dziecko ma miec widzenia z psychologiem klinicznym (chyba nie dziecięcym) każdy coś. Nie wiem , mówi że czas, że może za rok. Ale mnie się wydaje że marnujemy czas. Nie chodzi mi o powrót (chodz marze o Nim) ale o terapi wspólnej. Jak ją do tego namówić, a może faktycznie jest za wczesnie?
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
krzysiekStankiew napisał/a:
.....................
że tylko osobno marnujemy czas.
....................
Ale mnie się wydaje że marnujemy czas.
......................
Nie chodzi mi o powrót (chodz marze o Nim) ale o terapi wspólnej. Jak ją do tego namówić, a może faktycznie jest za wczesnie?
Z całym szacunkiem do Ciebie i tego co robisz, nie mogę powstrzymać się od krytyki, która w/g mnie jest słuszna.
Jesteś osobą, która skrzywdziła swoją rodzinę. Dostałeś po uszach i słusznie. Sam wiesz , że na własne życzenie.
To nie Ty jesteś poszkodowany, to nie Ty zostałeś skrzywdzony, a mimo tego chyba nieświadomie zaczynasz tak się zachowywać.
Nękasz swoją żonę, nie pozwalasz jej pozbierać myśli, odpocząć, zaczynasz być męczący. Ciągle naciskasz i naciskasz.
Dlaczego nie pozwalasz jej na podjęcie samodzielnych decyzji? Dlaczego ciągle musisz być obok? Nie jesteś pępkiem świata. Był czas, że może byłeś, ale w tej chwili już nie.
Pozwól jej wreszcie złapać oddech.
Nie chce z tobą chodzić na terapię? Ma ku temu prawo. Może ona ma większą potrzebę z otrząśnięcia się z tego co jej zrobiłeś, niż w chwili obecnej ratowania tego, co się posypało.
Marnować osobno czas - to tylko twoje pojęcie. Ciągle tylko myślisz o sobie.
Jesteś jak duży chłopiec, który tylko chce i chce, nie zważając na innych.
Życie nie tylko się kręci dookoła Ciebie i to chyba zaczęło Ciebie przerażać. Nie znasz tego uczucia- prawda?
Jak nie chodzi Ci o powrót, to po co o nim marzysz? Kogo Ty człowieku ciągle okłamujesz? Nas czy siebie?
Widzę dwie możliwości:
1. Męska duma zbyt boli, aby dostać kopa od żony.
2. Musi być po twojemu, ma wrócić i koniec.
A może wyjście:
1. Pozwól jej oddychać czystym powietrzem.
2. Pozwól jej się pozbierać.
3. Pozwól jej pomyśleć co dalej.
A dla Ciebie- ukończ swoją terapię bo jeszcze moment, a uznam ją za pokazówkę.
una..po raz kolejny dzieki..
Masz dużo racji.
Najgorsze własnie sa weekendy, kiedy człowiek za dużó o tym myśli.
Jeszcze bardzo bardzo dużo we mie egoizmu.
I dobrze że tu trafiłem bo są ludzie którzy mi to uswiadamiają.
Dziekuje bardzo za taką odpowiedz. Chciałem rady. I ciesze się że takową dostałem. Mam nadzieję że uda mi się ją zastosowac. Wiesz, przyzwyczajenia nabywa się bardzo szybko, ale pozbyc się ich jest bardzo cięzko. tak naprawdę czasami zatracam się i robię z siebie ofiare, tak podswiadomie. No cóż człowiek. przeraża mnie najbardziej krzywda, jej świadomość powoduje że uciekam od tego (znów) próbujac robić z siebie ofiarę. nikogo nie okłamuje. ale bładze. dzieki jeszcze raz..znów ściągłas mnie na ziemie. Postaram się zastosować "wyjście"..
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Wysilę się na kolejną krytykę, jak mnie znienawidzisz, to trudno
Odnoszę wrażenie, że życie Ciebie rozpieszczało. Wszystko co chciałeś, było. Przychodziło łatwo. Łatwo też wyrzucałeś, bo nie musiałeś tego zdobywać. Kopnąć, zdeptać- chwila moment.
Od rodziców brałeś, bo to ich obowiązek, od kobiet czerpałeś, bo od tego są. I jakoś nikt Ci nie powiedział stop- jesteś draniem. Zapracuj, a potem bierz.
Po raz pierwszy ktoś Ci utarł nosa. Spływa katarek i nie ma kto obetrzeć. Czas samemu iść do sklepu, włożyć chusteczki do kosza, podejść do kasy, zapłacić, rozpakować, wyjąć jedną, przyłożyć do nosa i jeszcze samemu w nią dmuchać. Ile to pracy?
Tego Krzysiu się nie spodziewałeś
Una napisał/a:
Wysilę się na kolejną krytykę, jak mnie znienawidzisz, to trudno
Odnoszę wrażenie, że życie Ciebie rozpieszczało. Wszystko co chciałeś, było. Przychodziło łatwo. Łatwo też wyrzucałeś, bo nie musiałeś tego zdobywać. Kopnąć, zdeptać- chwila moment.
Od rodziców brałeś, bo to ich obowiązek, od kobiet czerpałeś, bo od tego są. I jakoś nikt Ci nie powiedział stop- jesteś draniem. Zapracuj, a potem bierz.
Po raz pierwszy ktoś Ci utarł nosa. Spływa katarek i nie ma kto obetrzeć. Czas samemu iść do sklepu, włożyć chusteczki do kosza, podejść do kasy, zapłacić, rozpakować, wyjąć jedną, przyłożyć do nosa i jeszcze samemu w nią dmuchać. Ile to pracy?
Tego Krzysiu się nie spodziewałeś
Pomyliłas sie. Nie do końca tak było. Zawsze musiałem sobie na coś zapracować. Niestety. Zawsze musiałem udowadniać. Chodz fakt, zawsze mi się udawało. Byłem srodkowym dzieckiem, brat był Mamy, mógl zrobic wszystko a i tak uchodziło mu na sucho, a siostra taty, wypieszczona córeczka. W pierwszym małżeństwie musiałem nieustannie udowadniać że jestem wart córeczki. Co bym nie zrobił, tesciow i tak widziała drugie dno. Nie pierwszy raz ktoś mi utarł nosa. Chodz to chyba bardziej skomplikowane. Wiesz, chyba dlatego tak boli, bo zakładałem że teraz bedzie inaczej i ...cholera sam to zniszczyłem. Zawsze byłem samodzielny. Zawsze sam "wycierałem" swój nosek. I dlatego jest chyba we mnie taka silna potrzeba naprawienia tego zła. By wrócić do człowieka którym chciałem byc. Odpowiedzialnego , pracowitego faceta. Dorosłego. Bo gdzieś go kiedyś zgubiłem. Może sie tłumacze. ale jednak zycie mnie nie rozpieszcało. Nie chce powrotu dla samego siebie. tylko boli mnie że syn mówi "zadzwonie do taty przeprosze, i na pewno do mnie przyjedzie". To mnie boli, bo mam swiadomość że On nie ma za co mnie przepraszac, że to ja powinienem go za swój egoizm przepraszac do końca życia. Widzisz. Przyjmuje krytyke. Nie znienawidze kogos tylko za to ze mnie zkrytykuje, mam wiele na sumieniu. ale tez kłamstwem przed samym sobą było by że wszystko. a nie chce już nikogo okłamywac. za dużo tego robiłem. wiesz. odkryłem że bez kłamstwa jest lżej. Nie boję się że szef mnie wyleje z pracy jak sie dowie co zrobiłem w innej bo mu szczerze powiedziałem (kiedyś bym tego nie zrobił). I nie boje się powiedziec "nie radze sobie". Jest lżej i zabawa z synem jest jakby fajniejsza. A samotność? no cóż. To np wczasy liczone nie 1500 za osobe tylko 1500 , to przyjaźnie z bonusem. to, mozliwośc rozwijania swoich pasji. można.? Mozna tylko po co? ja chce byc z Nimi bo ich kocham, bo sa celem mojego zycia, bo miało byc inaczej, tylko, zapomniałem o tym. Dlatego żal mi czasu. Żal na Jej cierpienie i cierpienie syna. Ale zaczynam rozumiec że ten czas jest potrzebny, bo Ona go potrzebuje. powiedziała "kto wie co bedzie za rok" i kurcze jestem uparty, a rok, no cóż od tego czasu już tylko 363 dni.Kurde znów się rozpisałem.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Wobec tego zadam pytanie- czy kiedykolwiek byłeś szczęśliwy? Nie chodzi mi o odpowiedź z biegu, bo szczęściem może być narodzenie syna.
Co tak naprawdę jest twoim "motorem", energią, aby być i funkcjonować?
Rany Boskie! Co do wcześniejszych wpisów muszę Wam coś powiedzieć: jestem psychologiem (klinicystą dziecięcym), ale sama przestrzegam ludzi, żeby dobrze sprawdzali specjalistę. W Polsce nie ma ustawy o zawodzie psychologa!!! Od 20 lat ustawa ta jest blokowana w sejmie. Co niestety umożliwia prowadzenie terapii wielu szarlatanom, którzy nie mają nawet superwizji! Pamiętajcie- w chwilach wątpliwości macie prawo domagać się, aby specjalista okazał dyplom, czy ma ukończoną szkołę (nie kurs!) psychoterapii (i tu też trzeba uważać, bo jest np. taka szkoła, że ręce opadają- psychologia, astrologia i inne badziewie). Jeśli terapia małżeńska to tylko specjalista po ukończonej szkole terapii rodzin (np. warszawska Opta). Dopytujcie czy mają superwizorów. Superwizor pomaga terapeucie unikać prezentowania własnego zdania, kieruje na obiektywizm. I co najwazniejsze- dobry psycholog potrafi powiedzieć "nie wiem" i nie radzi, bo to klient musi samodzielnie podjąć decyzję!!! No chyba, ze porada dotyczy np. skierowania do innego specjalisty, czy innych drobnostek. Zaden psycholog nie powinien sobie dawac prawa do tego, aby narzucać swoje zdanie. Owszem w terapii poznawczo- behawioralnej (leczącej m.in uzależnienia- najskuteczniejsza do uzależnień) są np. tzw. prace domowe, konkretne działania, ale to w ramach terapii- leczenia.
Uf... aż mnie mierzi ilu ludzi ma złe doświadczenia z psychologami Chociaż czasami sami klienci potrafią mieć pretensje do dobrego psychologa, jak ten nie zalatwi mu tego, czego on chce. Też tak bywa!
Pozdrawiam Was!
tak byłem. Byłem nawet bardzo długo szcześliwy z Nią. Taki okres w życiu miałem. wiesz co jest moim motorem? To by dać to szczeście innym. Bo i Ona była ze mną szczesliwa. Dlatego tak cholernie mi żal że to zepsułem. byłem szczesliwy kiedy urodził nam sie syn . tylko cholernie bałem sie tego 'szczescia" bo zawsze jak zaznałem go odrobinke coś innego sprawiało że tą chwilkę mi odbierano (narodzenie synka, potem zaraz smierć Taty). Wiesz, chyba tak naprawdę bałem się byc szczesliwy. Bałem się "konsekwencji" szcześcia. Ale. Teraz mniej sie boje. Bo wiem że to moje demony. I chyba potrafię sprawic, bysmy byli szczesliwi. Ba, jestem nawet tego pewny. Bo i w jej oczach nieraz widziałem szczeście, jak byliśmy razem. Co jest moim motorem? Moim motorem jest szczescie mojej rodziny. I chyba dlatego odkąd przestałem o nie dbac nie układało mi się w sprawach zawodowych. Nie miałem energii (np. niedokończony remont od dłuzszego czasu, czy zepsuty ekspres do kawy). brak energii, bo robiłem coś co może to szczescie zaburzyć. Chce poprostu mieć szczerą szczesliwą rodzine. zawsze taką chciałem , ale nie zawsze o tym pamietałem. Oczywiście, mógłbym sie znów o taką postarac z inna kobietą (najprostsze rozwiązanie) tyle, że ja myslę tylko o Tej kobiecie, myslę tylko o jej szczesciu. Codziennie się zastanawiam, kto jej pomoże jak się Jej auto zepsuje, kto jej pomoże z przeprowadzką, kto jej w tym czy w tamtym pomoże. Kiedyś byłem to ja. Mógłbym o tym nie myslec, ale nie umiem. Kto nauczy synka tego czy tamtego. Możliwe że znajdzie się ktoś. możliwe ze bedzie to dobra osoba. jeśłi tak się stanie, bedzie cieżko, ale zaakceptuje to. Wiesz. chce by i Ona była szczesliwa, ja to chyba się nie licze. W egoiźmie jej szczescie wiązałem ze swoim. Ale to miłosc.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Pat napisał/a:
Krzysztofie, zawsze musiałeś coś udowadniać. Może tu jest pierwotna przyczyna problemu?
jest. aczkolwiek. zawsze mogłem powiedzieć że nie daje rady. Ale wolałem milczeć. Wolałem się "nie zbłaźnić", wolałem iśc w zaparte. Nie daje rady? JA nie dam rady? A jak naprawde jej nie dałem, to sobie uciekłem. Odstawiłem na bok, kiedyś do tego wróce, jak będe silniejszy. I na tym boku rosło i rosło..i uciekałem coraz czesciej. i tak w koło. Ale najlepsze. to nie tłumaczenie. Mogłem nie byc taki dumny (egoistyczny) i liczyc się ze swoją rodziną a nie ze zdaniem o mnie. Pierwotna przyczyna moich problemów jest, moje thórzostwo i egoizm.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
krzysiekStankiew napisał/a:
tylko cholernie bałem sie tego 'szczescia" bo zawsze jak zaznałem go odrobinke coś innego sprawiało że tą chwilkę mi odbierano (narodzenie synka, potem zaraz smierć Taty). Wiesz, chyba tak naprawdę bałem się byc szczesliwy. Bałem się "konsekwencji" szcześcia. Ale. Teraz mniej sie boje. Bo wiem że to moje demony. .
I myślisz że się ich pozbyłeś? Posunę się do stwierdzenia, że nie.
Nikt tak naprawdę szczęścia nam nie odbiera, tylko to co się dalej dzieje, to jakby inna karta, która się otwiera. Przeróżne emocje, przeróżne sytuacje.
Gdy podzielisz je na kategorie, zobaczysz, że wszystko ma inny wymiar. Odszukasz też punkt, który blokuje, do którego usilnie wkładasz wszystko. Mimo woli.
Gdy to uczynisz, wtedy dopiero przestaniesz się bać i możesz rozpocząć nowy etap życia. Nie pędź, przystopuj, bo popełnisz kolejne błędy.
Cytat
krzysiekStankiew napisał/a:
I chyba dlatego odkąd przestałem o nie dbac nie układało mi się w sprawach zawodowych. Nie miałem energii (np. niedokończony remont od dłuzszego czasu, czy zepsuty ekspres do kawy). brak energii, bo robiłem coś co może to szczescie zaburzyć.
Czy naprawdę wtedy o tym tak myślałeś, czy dopiero jak się wydało?
Cytat
krzysiekStankiew napisał/a:
Wiesz. chce by i Ona była szczesliwa, ja to chyba się nie licze. .
Dobrze że chyba, a wiesz czemu? Bo staniesz się nikim, nie tylko dla siebie ale i innych.
A twoja w takim stylu jaki prowadzisz, będzie lub powoli staje się chorobliwa.
I to Ci próbuję przekazać.
Una codzxiennie sie staram pozbyc sie ich, codziennie wracaja, codzień wstaje..i walcze. tylko mam uczucie że im mocniej walcze tym mocniej przegrywam. Własnie tak ze mną jest. Starałem się byc lepszym uczniem, mój brat był zdolniejszym ten ped, wiem że jest zły, wiem ale nie umiem się go całkiem pozbyc.
Myslałem wtedy. Ale wolałem uciekac niż sie mierzyc. Ucieczkę zrobiłem sposobem na zycie.
I dzieki za każdą twoją rade. Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczą rady ludzi z tego portalu.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
krzysiekStankiew napisał/a:
Una codzxiennie sie staram pozbyc sie ich, codziennie wracaja, codzień wstaje..i walcze. tylko mam uczucie że im mocniej walcze tym mocniej przegrywam.
Bo źle walczysz z "demonami". Ja musiałam przejść bardzo długi etap życia, aby to wreszcie sama zrozumieć.
Będą wracały, dopóki nie zrobisz rozgrzeszenia.
Zobacz tam siebie i wyciągnij tego faceta za uszy
Cytat
krzysiekStankiew napisał/a:
Starałem się byc lepszym uczniem, mój brat był zdolniejszym ten ped, wiem że jest zły, wiem ale nie umiem się go całkiem pozbyc.
Odwróć sytuację.
Dzieci nie wolno porównywać, bo każdy jest inny. Brat był zdolniejszy, Ty mniej. Nie oznacza to, że byłeś gorszy. Potrafiłeś coś, czego on nie umiał. Jemu wchodziła do głowy tabliczka mnożenia, tobie np. granie na perkusji.
Nie ma lepszych, nie ma gorszych. Popatrz wreszcie na siebie inaczej.
Zacznij dostrzegać, że nikomu nic nie musisz udowadniać. To jesteś Ty. Masz wady, masz zalety i niech inni wybierają czy Ciebie akceptują takim jakim jesteś.
Wyznaczaj sobie sam cele, ale nie dorównuj nikomu. Ktoś, to ktoś. Ty, to Ty. Podaj rękę Krzyśkowi.
Cytat
krzysiekStankiew napisał/a:
Ale wolałem uciekac niż sie mierzyc. Ucieczkę zrobiłem sposobem na zycie.
I się zatrzymałeś. Nawet jeśli ten moment jest bolesny, to widocznie był bardzo potrzebny.
To jest chwila, kiedy możesz zmienić swoje życie, wyjść z labiryntu, ale zatrzymaj się na chwilę przed tym wyjściem. Bo wpadniesz w następny.
A robisz ku temu wielkie kroki.
Skończ z obwinianiem. Ten temat już przerobiłeś. Jeszcze chwila, a będzie to jak obsesja. Skup się na dniu dzisiejszym. Rób małe i wielkie rzeczy, choćby zacznij od porządku pokoju. Odkurz stare brudy. Zobacz- kurz osiada nowy. Rozumiesz?
Staram sie. Dziś byłem na żaglach. 7 lat przerwy. Za tydzień też jade. Praca. Moge się w niej spełnic ( i płacić kredyty, alimenty, długi poczuc sie facetem) nikt tego tak dobrze nie zrobi jak ja. Robie małe kroczki. i to dzieki Wam. Obwiniam sie. jeszcze długo bede. popatrzyłem na swoje życie. Może i byłem mniej zdolny. Ale mam mieszkanie (sam je wykończyłem i skończyłem ten cholerny remont), moja pani jexdzi dobrym NASZYM samochodem. Może zabrac meble, telewizor, sprzet. Ktoś w końcu wybrał te meble (ładne poniekąd) ten dobry sprzet, dobry telewizor...i ktoś za niego po czesci zapłacił. Jestem winny i obwiniam sie, długo bede, zrobiłem rachunek sumienia. Nic nie moge zmienic opruczswojej postawy. I walcze....demony sa w mojej głowie..bo przecież w rzeczywistosci to tylko......PROBLEMY.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.