Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
"Niewiele jest przykrzejszych rzeczy na tym świecie, niż zdrada najbliższej osoby. W ciągu kilku sekund twój uporządkowany, bezpieczny świat wali się w gruzy - pozornie szczęśliwa, wspólna przeszłość staje pod znakiem zapytania, rozpadają się plany na przyszłość, a nad tym wszystkim góruje dotkliwy ból zawiedzionego zaufania. W jednej chwili stajesz się najbardziej samotną osobą na świecie. Partner, który jeszcze wczoraj był źródłem bezpieczeństwa, powiernikiem i opoką, dziś jest już człowiekiem obcym, groźnym, mówiąc wprost, wrogiem.
Co się stało? - pytasz siebie i zależnie od swej natury udzielasz sobie różnych odpowiedzi. Coś ze mną nie tak? Czym sobie na to zasłużyłem?
Niektórzy miotają się między poczuciem winy, a wściekłością na Partnera. Inni z kolei kierują wściekłość tylko i wyłącznie na tę trzecią osobę, jako jedyną przyczynę rozpadu idealnego przecież związku. Gdzie jest prawda? Dlaczego związek, który uznawałaś za szczęśliwy i trwały, w jednej chwili okazuje się grą pozorów?
W rozdziale o maskach pisałem o nierealistycznych marzeniach, które utrudniają nam odnalezienie bliskości w związku. Skupiając się na tych fantazjach, widzimy głównie zalety wymarzonego Partnera. O wadach wtedy jeszcze nie myślimy. Mężczyzna ma być opiekuńczy, dowciapny, zaradny, a kiedy trzeba - romantyczny. Mężczyźni skupiają się głównie na urodzie przyszłej pani serca, ale jednym tchem wymieniają też drugą cechę: wierność. Lubią też, gdy kobieta stwarza w domu ciepłą atmosferę czułości i bezpieczeństwa. Gdy przyjrzysz się bliżej tym marzeniom, zauważysz od razu, że brzmi w nich tęsknota bardziej za idealnym rodzicem, niż Partnerem - człowiekiem z krwi i kości. Na pierwszych randkach staramy się odszukać w drugiej osobie ten ideał. Mówią ci wtedy, że patrzysz przez różowe okulary" lub że hormony uderzyły ci do głowy. Wszelkie przestrogi traktujesz jednak z lekceważeniem: To jest na pewno ta osoba i innej nie chcę! Potem jednak kończy się energia na podtrzymywanie pierwszego wrażenia, które budzi nadzieję, że ideały się czasem urzeczywistniają. Chcecie być sobą, przynajmniej od czasu do czasu. Bywa, że masz wielką ochotę się wkurzyć, niekiedy ponarzekać, albo popłakać lub przeleżeć cały dzień w łóżku z chipsami. Bycie ideałem męczy. Właśnie w takim momencie Partnerom zaczynają spadać łuski z oczu. Stają przed dylematem - czy poszukać siebie nawzajem, czy poszukać sobie innego ideału, który uczyni życie bardziej znośnym, bardziej kolorowym. I tu na scenę często wkracza zdrada. Zdrada zwykle nie zdarza się z dnia na dzień. Jest raczej zwieńczeniem stopniowo narastającej nudy, braku bliskości i akceptacji. Pojawienie się tej drugiej osoby, która trafia w niezaspokojone pragnienia miłości, uznania i zrozumienia, twoje lub twojego Partnera, może tylko zdradę przyspieszyć - nie jest jednak jej przyczyną. Nie zdradzamy osób, które w pełni zaspokajają nasze potrzeby. Jeśli więc te potrzeby są tworzone na przykładach telewizyjnych romansów, albo wynikają z wczesnodziecięcych wyobrażeń o miłości jako całkowitej jedności myśli i uczuć, to szansę na ich zaspokojenie są żadne. Wtedy zdrada staje się sposobem na podtrzymanie iluzji idealnej miłości, bez której trudno nam żyć. Staje się sposobem na uniknięcie samotności w związku. W wypadku Samotników Wycofanych i Nieufnych może też być próbą obrony przed zbytnią bliskością, która do tej pory tylko ich raniła - zdradzając, walczą o swą kruchą niezależność. Już słyszę sprzeciw, który budzą w tobie te słowa, jeśli byłaś kiedyś zdradzona przez Partnera. Jak można robić nieszczęśliwą ofiarę z kogoś, kto cię potraktował tak okrutnie?
W rzeczywistości oboje jesteście ofiarami - ofiarami wirusa samotności, dla którego to kolejny sposób okazania swej podstępnej i destrukcyjnej natury. Powtórzę: Jeśli nie poznaliście, czym jest partnerstwo i bliskość w dotychczasowym życiu, niezwykle trudno będzie wam odnaleźć prawdziwą bliskość z Partnerem w życiu dorosłym. To właśnie jedna z twarzy samotności. Nie ma w tym waszej winy. Nawet z pozoru udane i zgodne małżeństwo, pełne wzajemnego szacunku, może odczuwać bezwład i nudę, co zwykle się pojawia, gdy wzajemna relacja nie jest podtrzymywana przez elektryzujące doświadczenie bycia w bliskim, intymnym związku z drugim człowiekiem. Wtedy właśnie szacowny pan, ojciec rodziny, traci głowę dla ledwo dorosłej córki znajomych, a odpowiedzialna kobieta, kapłanka domowego ogniska, porzuca rodzinne obowiązki dla instruktora fitnessu. '''Wydarzyło się samo, chwilowe zauroczenie" - mówimy sobie, by ochronić swoje sumienie i swój stały związek. To doświadczenie kontaktu ze świeżą energią życiową jest tak silne i pochłaniające, że dotychczasowy związek wydaje się przy nim płaski i sztuczny. Do pewnego stopnia jest to prawda, bo wspólne bytowanie, pozbawione intymności jest jak pusty orzech - w miarę solidne, ale bez treści, bez nadziei na nowe życie. Drugi związek jest wtedy uzupełnieniem tego braku, próbą wypełnienia pustej skorupy - powiedzmy od razu, próbą z góry skazaną na klęskę. Zupełnie tak, jak nasionko orzecha bez skorupy. Tak naprawdę bowiem, zdradzając, nie zaspokajamy autentycznej potrzeby bliskości, ale nadal podążamy za własnym złudzeniem miłości doskonałej, spontanicznej, bez trosk i problemów do rozwiązania. Karmiąc złudzenie, coraz głębiej zapadamy w samotność, coraz bardziej oddalamy się od obu Partnerów, zarówno tego '''oficjalnego", jak i tego '''na boku". W pierwszym widzimy tylko prozę życia i źródło krępujących ograniczeń, w drugim tylko to, czego w stałym związku nam brakuje - na przykład gorący seks, zainteresowanie i podziw dla naszej osoby, możliwość utrzymania odpowiedniego dystansu i anonimowości.
(...)
Impuls, który pcha cię do świeżego romansu bywa tak silny, że zapominasz o całym świecie. Potem się budzisz, raptem otrzeźwiała, obok obcej osoby i zaczyna się huśtawka uczuć, towarzysząca zwykle zdradom - od upajającej fascynacji jedną osobą, do poczucia winy wobec drugiej.
Co wtedy zrobić? Powiedzieć Partnerowi czy zachować to dla siebie? Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Wielu z nas wyzna ''grzech", ale głównie po to, by przerzucić decyzję na drugą osobę lub uzyskać przebaczenie i uwolnić się od wyrzutów sumienia. Niektórzy się przyznają dlatego, że nie chcą jeść i spać z kimś, kogo oszukują - brak bliskości zaczyna boleć równie mocno jak wyrzuty sumienia. Wiele związków rozpada się po takiej chwili szczerości. Inne przeżyją kryzys, ale powrócą do stanu pełnego zaufania. Pytania, które warto sobie zadać w takiej chwili, są takie: '''Co uzyskałem, zdradzając? Czyżbym nie dostawał tego w związku? Co jest dla mnie ważniejsze - sam związek czy bliskość, która w nim panuje?
(...)
Ważnym sygnałem jest raptowny spadek zainteresowania seksem. Czasem rywalka daje o sobie znać głuchymi telefonami, a czasem twój Partner wprowadza ją do domu jako gościa i stara się, byście zostały przyjaciółkami - to bardzo ułatwi im spotkania. Rzadko kto zauważa takie sygnały zagrożenia - wszyscy chcemy wierzyć, że nasz związek jest wyjątkowy, idealny. Mąż wraca około północy i natychmiast zasypia? - pewnie miał ciężki dzień. Nie kochaliśmy się ze sobą od miesiąca? - może zbyt nas przytłaczają obowiązki. Zamyka się z telefonem w drugim pokoju? - pewnie nie chce mnie martwić swoimi sprawami. Już samo takie usprawiedliwianie męża może być sygnałem, że twój związek przeżywa kryzys, który często owocuje zdradą. Stanięcie twarzą w twarz z problemem bywa jednak zbyt trudne - wolimy więc nie wiedzieć i udawać, że wszystko jest w porządku. Aby uświadomić sobie, kiedy zaczyna się nuda lub wrogość prowadząca do zdrady, poobserwuj siebie. Pierwsze sygnały utraty fascynacji są czasem bardzo subtelne. Twojemu Partnerowi wystaje spod marynarki kwit z pralni - nie powiesz mu, niech sobie sam radzi. Rzuca się przez sen, wiesz, że ma znowu ten swój koszmar, ale nie budzisz go. Mucha mu wpadła do rosołu - nieważne, mucha nie zje przecież dużo. Tak się objawia ukryte zniecierpliwienie Partnerem, niechęć do jego wad, znudzenie jego śmiesznymi nawykami. Przestałaś dostawać od niego coś ważnego, coś, co ci jest w związku niezbędne. Przestał być ideałem. Jeśli pojawi się teraz inny mężczyzna, który będzie to coś posiadał, niewykluczone, że ulegniesz kolejnej, miłosnej fascynacji. To właściwy moment, by zacząć poznawać człowieka, z którym się żyje.
Jeśli zajmiesz się tylko własnym rozgoryczeniem i frustracją, jest duża szansa, że postarasz się znaleźć osobę winną tego stanu rzeczy i znienawidzić ją za to. Zwykle będzie to osoba znajdująca się najbliżej, czyli Partner.
''Zdrada może uleczyć związek" - strzeż się tego przekonania. W rzeczywistości zdrada powiększa problem. Jedyną ''zaletą" jest to, że przynajmniej wydobywa go na światło dzienne. Często właśnie dlatego zdradzamy - umęczeni brakiem ciepła lub nudą, chcemy wstrząsnąć związkiem. Co będzie, to będzie. Niestety, taki ''wstrząśnięty" związek często rozpada się na kawałki nie do posklejania. Zbyt wiele zawodu, wstydu i gniewu. Gdy więc pojawi się myśl o zdradzie, lepiej o tym porozmawiać z Partnerem, niż wprowadzać tę myśl w czyn. Wtedy jeszcze jest szansa, by coś zmienić, popracować nad problemem wspólnie. ".
Źródło: Kruczyński Wojciech - Wirus samotności
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zofia Milska-Wrzosińska - Razem osobno, rozmawia Agnieszka Jucewicz, fragment, Wysokie Obcasy 2013.11.30.
- Czy my w ogóle mamy prawo, będąc w związku z bliskim człowiekiem, czuć się samotni?
Prawo do swoich uczuć oczywiście mamy, ale zapewne chodzi o to, czy mimo że czujemy się w związku samotni, może on być coś wart. Albo czy poczucie samotności to zawsze sygnał, że związek jest zły.
- Właśnie to mam na myśli. No to ja na to odpowiem, że uczucie samotności jest powszechnym doświadczeniem ludzkim, a jeśli człowiek wchodzi w bliskie relacje, to prawdopodobieństwo tego, że będzie czasami doznawał stanów dojmującej samotności, jest większe, niż kiedy żyje sam.
- Naprawdę? Dlaczego?
Bo kiedy wiążemy się z kimś, otwiera się obszar związany z naszymi pragnieniami, tęsknotami, oczekiwaniami i często nieświadomie pełni nadziei zakładamy, że zranienia z przeszłości zostaną opatrzone, a to, co bolesne i trudne ukojone. Tymczasem tak się nie dzieje.
To w rozumieniu dosłownym jest oczywiście niemożliwe, ponieważ oczekiwania te pochodzą z czasów, gdy byliśmy dziećmi, i w dorosłym życiu spełnić się ich nie da.
- A czy my nie po to wiążemy się z kimś, żeby właśnie podświadomie dostać coś ważnego, czego kiedyś nie dostaliśmy?
To jeden z powodów, ale zasadniczo wiążemy się z drugim człowiekiem, bo istota ludzka jest nastawiona na wieź - mały człowiek bez relacji z dorosłym nie przeżyje. Tyle że, jak to określił Ronald Fairbairn, wybitny psychoterapeuta, wzrastając, przechodzimy od dziecięcej zależności do dorosłej wzajemności. To znaczy jedni przechodzą, inni niekoniecznie. Ale nawet dla tych, co przeszli, intymny związek z drugim, obcym człowiekiem to karkołomna sprawa. Znieczula nas zakochanie, które bliskie jest stanowi psychotycznemu - nie działamy wtedy racjonalnie. Gdyby nie ono, prawdopodobnie czegoś tak trudnego nie bylibyśmy w stanie znieść.
Co to oszołomienie nam jeszcze daje? W miarę jak zbliżamy się do drugiego człowieka, uruchamiają się w nas rozmaite wzorce, często już reprodukowane w poprzednich ważnych relacjach - nie tylko w związkach partnerskich czy erotycznych.
- My wiemy, na czym te wzorce polegają?
Wydaje nam się, ale one są najczęściej nieświadome. Co to może być?
U jednego to będzie pragnienie symbiotycznej bliskości: żeby ktoś nas rozumiał, odczytywał bez słów, żebyśmy byli dla niego najważniejsi.
U drugiego to może być marzenie, żeby bliski człowiek nas odzwierciedlał - był na nas skoncentrowany, mówił nam, jak nas widzi, pytał nas nieustannie, jak się czujemy, co myślimy. Dla jeszcze kogoś innego to może być pragnienie stopienia bliźniaczego, czyli że bliska osoba będzie czuła dokładnie to, co ja, w każdej sytuacji, i tak samo się zachowywała. Czasem jest to przekonanie o wyjątkowości partnera (jego siły, mądrości, pozycji, urody) i nadzieja, że będziemy zawsze czerpali z tego wspaniałego źródła. Oczywiście są też przeświadczenia przeciwne, np., że tak naprawdę nikt nas nigdy nie pokocha i zaraz to się okaże, że bliskość oznacza nieuchronnie podporządkowanie albo opuszczenie, że nie uda nam się stworzyć lepszego związku niż naszej matce.
- Rozumiem, że na początku tego bagażu nie widać?
Na początku to my w ogóle mało co widzimy, ale wchodzimy w to wszystko, początkowo nasze potrzeby są zaspokajane, bo dwie osoby są tak skoncentrowane na sobie, że reagują na siebie bardzo wrażliwie. A jednocześnie wnoszą swoje nieświadome wzorce relacyjne. W miarę zacieśniania więzi te potrzeby się rozwijają, a potem nieuchronnie okazuje się, że one są nie do zaspokojenia, i pojawia się pierwsze ukłucie samotności.
- Na jakim etapie to się może dziać?
Niektórzy mówią, że po roku, inni po dwóch, maksymalnie po czterech latach, ale nie dłużej.
- Jak wygląda to ukłucie samotności?
To jest ten moment, kiedy okazuje się, że druga osoba nie jest z nami tak, jak myśmy sobie to wymarzyli, że nas opuszcza. Nie fizycznie, ale emocjonalnie, że jest np. zainteresowana czymś innym, albo że zaczyna być wobec nas krytyczna. To się może pojawić w błahych sytuacjach. Wyobraźmy sobie, że ona wraca od swojej matki, z którą ma trudne relacje, nic nie mówi, tylko siedzi przybita i marzy, żeby on zrozumiał, jak ona się czuje, powiedział: r0;Widzę, że ci trudno, współczuję ci, ja wiem, jaka ona jest okropna, a ty jesteś taka dzielna, że to wytrzymujesz. Usiądź sobie, odetchnij, może wino otworzymy?" No to jest reakcja marzenie. Ale raczej mało prawdopodobna, ponieważ on jest w swoim procesie i widząc swoją partnerkę, jak po raz kolejny wraca od matki naburmuszona, do rozmowy się nie nadaje, do niczego w ogóle się nie nadaje, prędzej powie ''I po co ty tam łazisz, skoro za każdym razem wracasz taka wściekła?"
Ona poczuje się wtedy odrzucona i samotna. Nawet bardzo.
- Czy Jej oczekiwanie, żeby on, znając ją w końcu dobrze, okazał jej troskę i wsparcie, jest wygórowane?
To wszystko zależy od proporcji. Jeżeli ona bywa u tej matki co drugi dzień, za każdym razem wraca napięta, unika wszelkiej bliskości - to tak, jej oczekiwania są wygórowane.
Jeżeli ona nigdy mu nie powiedziała, jakie to jest dla niej trudne, i oczekuje, że on mocą jakiejś intymnej symbiozy to wyczuje - to tak, jej oczekiwanie jest wygórowane. Jeżeli on bywa przez nią opuszczany wielokrotnie w podobny sposób, np. wraca z pracy, jest ponury, bo znowu szef go wezwał i powiedział, że jak tak dalej będzie pracował ze swoim zespołem, to nic z tego nie będzie, a ona na to mówi mu:''Ty w tej swojej pracy to się nigdy postawić nie umiesz!" - to tak, jej oczekiwanie jest wygórowane.
Wszystko zależy od tego, jak ta para funkcjonuje. Możemy mówić o tym, jak by było dobrze.
- A jak by było dobrze?
Słyszałam niedawno piosenkę, której refren brzmi jakoś tak: ''Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je do góry".
To mógłby być hymn terapeutów par. No bo tak, związek to nie jest pluszowy miś i nie diabeł rogaty, chociaż w tych gorszych momentach możemy tak myśleć, ale najważniejsze, że kiedy jedno spada w dół, dobrze by było, żeby drugie ciągnęło je do góry.
Nie zawsze jednak tak się dzieje, czasami dlatego, że oczekiwania są zbyt wielkie albo nie ma symetrii, czyli że jedna strona uważa, że to ona ma być odczytywana i rozumiana, a nie bardzo widzi, dlaczego ta druga też miałaby być.
Często słyszę od kobiet, że to one są zwykle tymi, które ciągną do góry. Z drugiej strony tego nie ma. Ale bywa też tak, że kobiety są nastawione na jedną konkretną reakcję. Czasami oczekują reakcji macierzyńskiej - że ten ich mężczyzna zachowa się tak jak idealna matka wobec dorastającej córki, że w trudnych chwilach przytuli, obejmie, pogłaszcze po głowie i powie: ''Wiem, że jest ci ciężko, to ja się dzisiaj tobą zajmę. Opowiedz mi o tym wszystkim od początku. Moja biedna dzielna dziewczynka. Co byś chciała? A może film obejrzymy? Albo pójdziemy razem na zakupy?".
Tymczasem mężczyzna w trudnych sytuacjach może szukać rozwiązań, np.: zastanówmy się, co teraz zrobimy. Co trzeba najpierw? Albo dla odciągnięcia uwagi od przykrej sprawy złoży natychmiastową propozycję seksualną, co czasem jest jakimś rozwiązaniem, ale nie zawsze.
- Dlaczego oczekujemy akurat reakcji macierzyńskiej?
Dlatego że nasze relacje z matkami są najwcześniejsze i najmocniej wdrukowane. I jak nam jest bardzo ciężko, to pragniemy oparcia macierzyńskiego, zresztą mężczyźni też tego pragną. Oczekujemy bezwarunkowej akceptacji i miłości, której w dorosłym życiu nie ma, to znaczy mamy ją wobec naszych dzieci, ale nie wobec siebie nawzajem.
- Co, jeśli w związku rzeczywiście jedna osoba jest od dawania wsparcia, ale kiedy sama potrzebuje pomocy, to napotyka pustkę?
Ja bym była ciekawa, co by powiedziała ta druga strona. Czy nie powiedziałaby przypadkiem, że czuje się podobnie? To dobrze widać w terapii par. Zdarza mi się na początku najpierw rozmawiać z jedną osobą, potem z drugą. I często słyszę, jak ona mówi: r0;Ja tylko daję, ale nie dostaję", a on mówi w zasadzie to samo: r0;Cokolwiek bym dal, to nie będzie dość".
- Ten sam mężczyzna, przez którego ona czuje się opuszczona?
Tak. On na przykład mówi: "Tak, rzeczywiście, ja teraz jestem na dystans, ale już nie mogłem znieść tych powrotów do domu, gdzie była tylko złość albo obraza. Już gdy jechałem z pracy, byłem nękany telefonami z pytaniem, kiedy wreszcie będę, bo ona jest tak potwornie zmęczona. Czułem, że nie przychodzę do siebie, że nie jestem kochany, nie jestem witany, tylko mam pokornie przyjąć ciosy w odwecie za to, że życie jest ciężkie, a dzieci bywają trudne".
Najczęściej jesteśmy tak zajęci swoją samotnością, że nie przychodzi nam do głowy, że po drugiej stronie też jest samotność, a przecież zwykle jeżeli jedna osoba jest w związku samotna, to druga też.
(...)
- Kiedy to poczucie osamotnienia jest realną wskazówką, że coś jest nie tak w związku?
Poczucie osamotnienia, jeżeli pojawia się często i dotkliwie, zawsze jest wskazówką, że coś jest nie tak Niekoniecznie to musi oznaczać czyjąś winę, czasem na przykład - że coś zgubiliśmy. Jeśli ktoś się spostrzeże, że ani nie ma okazji, żeby porozmawiać z bliskim człowiekiem, ani nie jest pewien, czyby w ogóle chciał, to jest niepokojący sygnał. Jeśli ma poczucie, że woli się nie dzielić z najbliższą osobą problemami, bo i tak usłyszy: ''Ty i twoje wieczne rozterki", to nie ma co udawać, że jest dobrze. Koleżanka zwierzyła się ostatnio mężowi, z którym jest kilkanaście lat, że przeżywa załamanie, na co usłyszała: ''Co ty opowiadasz, przecież wszystko masz".
- Rozumiem, że nie będzie chciała mu się już zwierzać?
Pewnie nie, bo mąż wbił jej drzazgę, która będzie uwierać. Jeżeli słyszymy od bliskiej osoby: ''Twoje cierpienie to nie jest żadne cierpienie i w ogóle zawracasz mi głowę" to bardzo nas to rani. W każdym związku może się zdarzyć, że ktoś się zachowa wobec drugiej strony nieczule czy wrogo, wtedy to drugie czuje się przez chwilę bardzo samotnie, tyle że dobry związek potrafi się potem sam naprawić Ale gdy sytuacja jest w stanie ostrego czy przewlekłego kryzysu, to takie sytuacje zdarzają się notorycznie i nie ma ukojenia.
- Może się też zdarzyć, że oboje pragną tej bliskości, tylko jakoś nieudolnie im to wychodzi?
Była u mnie niedawno taka para. Oboje oskarżali tę drugą stronę o unikanie kontaktu. Ona mówiła, że bardzo by chciała wieczorem z nim pobyć, tylko że kiedy położy dzieci spać, to czuje się tak wykończona, że przysypia, no, ale chciałaby, żeby on ją zbudził, i upoważnia go do tego jak najbardziej. On z kolei twierdził, że też bardzo chce kontaktu,
ale kontakt, który ona oferuje, jak on ją już po wielu wysiłkach obudzi, polega na mówieniu mu, co jest niezałatwione, co się zepsuło, co on zawalił, więc: r0;Wie pani, niech już ona lepiej śpi, bo jak ją obudzę, to będziemy dalej od siebie niż bliżej".
Ludzie często czują się oboje samotni, natomiast każde z nich mogło się nauczyć, że ta potrzeba, którą w sobie noszą, nie będzie przez to drugie spełniona, więc oddalają się od siebie i izolują. Wtedy mogą zacząć realizować te potrzeby na zewnątrz związku. Ludzie mają potrzebę bliskości, więc jeżeli się czują w swoim domu jak w lodówce albo we wrzątku, to może się zdarzyć, że poszukają bardziej sprzyjającej temperatury na zewnątrz.
Ale to nie zawsze musi oznaczać romans. To mogą być przyjaciele. To zależy, jaką potrzebę z nimi realizują. Jeżeli ja interesuję się literaturą, a on żużlem, to fakt, że on akurat żużel będzie oglądał z przyjaciółmi, a nie ze mną, nie musi oznaczać, że poczuję się odrzucona. Będę sobie wtedy mogła spokojnie poczytać Alice Munro. Ale jeżeli wiem, że męża niewiele obchodzi coś, co jest dla mnie emocjonalnie trudne albo mnie bardzo cieszy, i idę z tym do kogoś innego, to źle to rokuje.
-Może wielu tych sytuacji, które przyczyniają się do naszego poczucia osamotnienia, udałoby się uniknąć, gdybyśmy umieli wprost mówić o naszych potrzebach?
Do pewnego stopnia, ale często wcale nam nie chodzi o to, by mówić wprost. Chcemy, żeby druga strona się domyśliła, a nie żebyśmy musieli ją programować, mówiąc coś w rodzaju: ''Pamiętaj, jak mi się coś takiego dzieje, to ja bym chciała, żebyś zrobił to i to". Chodzi o to, że druga strona jest drugą, czyli kimś innym, kto przeżywa inaczej.
I czasami to poczucie samotności nie wiąże się z tym, że ktoś nas opuścił emocjonalnie, tylko z tym, że my chcieliśmy czegoś sprecyzowanego, a on się w ogóle nie domyślił, nie zauważył i dostaliśmy coś innego.
- No, ale nie zaszkodziłoby przypomnieć, że coś jest dla mnie ważne i że teraz potrzebuję np. twojej uwagi?
Zaszkodziłoby, bo nam nie o to chodzi, żeby przypominać i prosić. Ona np. wraca do domu i pęka z dumy, bo udało jej się poprowadzić ważną prezentację, myślała, że nie da rady, ale dała. Podekscytowana zaczyna o tym opowiadać, a on jej przerywa: r0;Poczekaj, zaraz o tym porozmawiamy, bo wiesz, mamy kłopot, okazało się, że jest zaległa rata do spłacenia". Potem jest zwykły wieczór, dzieci, obowiązki, on do tego nie wraca. Ona nie przypomina, bo chciałaby, żeby on sam pamiętał, jemu to wypada z głowy, temat się me pojawia, ona czuje się nieważna, opuszczona r11; no i zaczyna się kręcić błędne koło żalu i urazy. Można powiedzieć, że oboje odpowiadają za to poczucie samotności - on, bo nie był uważny, ona, bo pozwala się z tym zepchnąć. Może się zdarzyć, że ta druga strona naprawdę nie będzie pamiętała, ale mimo to my nie jesteśmy dla niej nieważni. A co, jeśli zazwyczaj tak jest w związku, że on zwykle jest nieuważny, a ona oczekuje, że on odgadnie, czego jej potrzeba, albo odwrotnie. To oznacza, że ta para jest już dość zaawansowana w swoich procesach separacyjnych. Wtedy pytanie, co można w takiej sytuacji zrobić, o tyle jest nietrafne, że nie ma pewności, czy oni rzeczywiście chcą coś z tym zrobić, czy może już są bardziej zajęci rozgrywaniem swoich krzywd. Po licznych przykrych doświadczeniach niekoniecznie muszą chcieć się spotkać, może raczej udowodnić, że to drugie zraniło i opuściło.
- Żeby mieć argument do wyjścia z tego związku?
Niekoniecznie. Na przykład po to, żeby cierpieć, żeby udowadniać drugiej osobie, jaka jest okropna, żeby ją karać za naszą straszną krzywdę.
Aż do śmierci. Wiele jest takich związków. Ale też współczesne pary są pod większą presją. Dzisiaj jest łatwiej poczuć się samotnym w związku, bo na parę spadło więcej emocjonalnych zobowiązań.
- Co to znaczy?
Kiedyś para była częścią większej kultury rodzinnej, a szerzej - społecznej. Owszem, mąż mógł się wydawać obcy albo żona mało zainteresowana, ale dookoła było dużo różnych ludzi, do których można było przyjść po poradę, po bliskość, a którzy też swoimi zasadami, tradycją, wspomnieniami pomagali parze przetrwać. Dzisiaj częściej związek jest zdany tylko na siebie, sam siebie stabilizuje. Konsultowałam ostatnio małżeństwo, w którym każde czuło się emocjonalnie opuszczone przez to drugie. Przyszli do mnie po pomoc w momencie, kiedy dostali atrakcyjną propozycję zawodową za granicą i stanęli wobec wizji, że wylądują gdzieś na końcu świata odcięci od rodziny, przyjaciół, z małym dzieckiem. Dotarło do nich, że wyjeżdżając, stracą możliwość oparcia w innych, a to zaplecze umożliwiało im do tej pory zniesienie rozdźwięku emocjonalnego w ich związku.
- Można powiedzieć, że wspólnota kiedyś amortyzowała taki związek?
Amortyzowała, stabilizowała, czasem buforowała. Teraz od partnera oczekuje się więcej, bo w takim wyizolowanym związku wszystkie potrzeby i oczekiwania emocjonalne są kierowane do drugiej osoby. Prawdopodobieństwo, że druga osoba temu wszystkiemu nie sprosta i związek się rozpadnie, jest większe.
- Kolega po rozwodzie opowiadał mi, że jego poczucie samotności brało się stąd, że chciał być taki, jakiego chciała widzieć go jego żona. Bardzo chciał sprostać jej oczekiwaniom i w pewnym momencie dostrzegł, że przestaje być sobą.
Myślę, że jego żona też mogła się czuć samotna, bo jeśli ktoś bliski ukrywa przed nami jakąś istotną część siebie, to my to jednak czujemy. Ona pewnie odbierała tego męża na jakimś poziomie jako sztucznego czy niewiarygodnego. To zresztą częste, że nam się wydaje, iż ukrywając prawdę, robimy to dla naszego partnera, a przecież przede wszystkim go czegoś ważnego pozbawiamy. Nie chodzi o to, żeby zwierzać się mężowi czy żonie ze wszystkiego, ale jeżeli jakieś nasze pragnienie zamykamy na klucz, to ono nie znika, wręcz przeciwnie - potęguje poczucie osamotnienia po obu stronach.
- Zastanawiam się, na ile takie poczucie osamotnienia w dzisiejszych związkach może się wiązać z tym, że praca stała się taka ważna i pochłania tyle czasu.
Ten argument w związkach pojawia się często. Mi się wydaje, że używamy pracy do tłumaczenia rozmaitych rzeczy - braku czasu dla siebie, dla dzieci, ucieczki w alkohol, dystansowania się. Znam pary, które mimo że są bardzo zajęte, dbają o wspólny czas, i takie, które mają relatywnie mniej obciążeń, a jednak jak jest wolny dzień, to jedno idzie w jedną stronę, drugie w przeciwną.
Ludzie zawsze mają jakieś obowiązki. Jak są ze sobą blisko, to wystarczy czasem, że porozmawiają 15 minut wieczorem, spojrzą na siebie uważnie, a jak się czują oddaleni, to nawet jak pójdą na kolację, potem do kina albo do teatru, a na koniec do łóżka, to po tym wszystkim będą się czuli jeszcze bardziej samotni. To nie jest kwestia tego, ile czasu sobie poświęcamy, tylko jak to robimy i na jakiej płaszczyźnie się spotykamy.
Jeśli ktoś rzeczywiście ma bardzo intensywny czas pracy, a chce być blisko, to dzwoni, pisze SMS-a, ludzie zostawiają sobie karteczki, dają znać, że myślą o tym drugim, że on jest dla nich ważny, że tęsknią. To nie jest tak, że para może się spotkać dopiero na emeryturze. Co się więc może kryć za tym: r0;Nie mam czasu, bo dużo pracuję"? To się zwykle pojawia wtedy, gdy ludzie już się od siebie oddalili. Kiedy jedno już się ze związku wycofuje.
Bo kiedy spojrzymy na parę młodych ludzi, którzy bardzo dużo pracują, ale dopiero się poznali, to jakoś praca zupełnie im nie przeszkadza, żeby znaleźć dla siebie czas.
Nie mają jeszcze dzieci. To wiele zmienia. Oczywiście, to są praktyczne ograniczenia, ale one nie są przyczyną tego, że tracą ze sobą kontakt. Czasami jest tak, że póki nie ma dzieci, to na poczucie samotności ludzie nie są tak wrażliwi. Bo z tylu głowy jest taka myśl: Ja w każdym momencie mogę odejść?'. Kiedy dzieci już są, poczucie osamotnienia się wzmaga, bo często nie widać alternatywy: r0;Nie dostaję od niego czegoś dla mnie bardzo ważnego, ale nie mogę odejść, bo przecież są dzieci. Czyli takie już puste i samotne będzie moje życie".
- Co można zrobić, żeby się zbliżyć do siebie przy takim oddaleniu?
To zależy od etapu, na jakim jest związek. Jeśli obie strony czują się bardzo zranione, to zbudowanie mostu jest trudne, ich gotowość do racjonalnego porozumienia jest niewielka. Są bardziej zainteresowane tym, żeby wziąć odwet albo pokazać swoje krzywdy, niż żeby coś zbudować.
- Czy może być tak, że jedna ze stron wzbudza w sobie takie poczucie osamotnienia, żeby dać sobie prawo do zdrady? To jest chyba zbyt wyrafinowana konstrukcja.
Oczywiście, jak ludzie wschodzą w romans, to wynajdują sobie potem różne usprawiedliwienia: ''Ja bym tego nigdy nie zrobił, gdybyś ty nie zachowała się w taki odrzucają sposób", albo ''Gdyby nie to, że jak się urodziło nasze dziecko, to ty poszedłeś pić z kolegami i przez trzy dni cię nie było, toby do tego nie doszło".
Ale to może być też taki argument: ''Przez ostatnie pięć lat próbowałam ci mówić o swoich problemach, ty nigdy nie chciałeś słuchać, a on był tą osobą, która zawsze słucha".
Dosyć łatwo jest słuchać i zadawać pytania, jak się jest zaocznym towarzyszem, niestacjonarnym. Ja czasami pytam pary w kryzysie, zwłaszcza po zdradzie, czy na granicy rozwodu: czy było pierwsze ostrzeżenie?
Ludzie często mówią: ''Słuchaj, to już koniec, musimy się rozstać".
Po czym nie mijają dwa dni i widać, że to było powiedziane jako wyraz emocji, a nie jako sygnał.
- I to jest właśnie to pierwsze ostrzeżenie?
Nie. Pierwsze ostrzeżenie, które para sobie rzadko daje, to jest komunikat powiedziany spokojnie, a nie wykrzyczany, mniej więcej takiej treści: ''Słuchaj, mnie jest trudno z tym i z tym. Być może po mojej stronie też coś jest, ale ja to mówię ze swojej perspektywy, bo nie chcę spędzić reszty życia w takim związku. Jeśli to ma być tak dalej, to albo będę się chciała rozstać, albo może się zdecyduję na kogoś innego. I nie mówię tego, żeby ci dokuczyć czy rozładować swoje emocje. Albo zaczynamy coś zmieniać i możemy rozmawiać już teraz, zaraz, jak to zrobić, albo ja tego nie wytrzymam i w taki czy inny sposób odejdę".
Brzmi uczciwie, tylko że to bardzo trudne."
---------------
Przepisać, wydrukować, zaakceptować, że tak to już niestety jest...
Gorzej, że dowiadujemy się o tym często już PO.
Samotność to dziwna rzecz.
Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok ciebie w ciemności. Głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na twoim karku. Zostawia kłamstwa w twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje cię na krok, kurczowo trzyma cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć cię w dół, kiedy usiłujesz się podnieść.(...) A kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów się uwolnić, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy staje obok twojego odbicia w lustrze i patrząc ci prosto w oczy, mówi: no dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie. Nie znajdujesz słów, żeby bronić się przed samym sobą, przed głosem, który powtarza, że nie jesteś wystarczająca dobry nigdy nigdy nigdy nie będziesz wystarczająco dobry.
Samotność to zgorzkniały, żałosny towarzysz.
Zdarza się, że po prostu nie odpuści.
Bycie samemu to nie sytuacja bez wyjścia, jak chociażby amputacja kończyny -bo taka, wiadomo, nie odrośnie. To tylko krótsze lub dłuższe doświadczenie, które wbrew pozorom r11; każdemu jest potrzebne. To źródło wiedzy, jednak czerpać z niej możesz dopiero wtedy, gdy ją zaakceptujesz i przestaniesz przed nią panicznie uciekać. Bo samotność to nie chodzenie całymi dniami w spranej piżamie w misie, oglądanie bzdurnych seriali, zajadanie się pizzą i popijanie jej colą.
Na pewno znacie osoby skarżące się na to, że nie potrafią znaleźć partnera. Czują się samotne i są święcie przekonane, że jeśli tylko zdobędą drugą połówkę, będą absolutnie i w pełni szczęśliwi. Tymczasem tak się nie dzieje.
Często bywa odwrotnie... Wchodzimy w kolejny związek i jeszcze bardziej odzywa się w nas poczucie pustki.
NAUCZ SIĘ ŻYĆ SAM ZE SOBĄ
Samo bycie w związku, to nie przepis na szczęście. Za to co czujesz i jak się czujesz, odpowiedzialny jest nikt inny jak tylko Ty.
Dopóki nie pokochasz siebie, nie zaakceptujesz w pełni, nie nauczysz się walczyć z własnymi lękami i ułomnościami, wciąż będziesz szukać w innych swoich brakujących elementów. Albo przynajmniej czegoś, co zagłuszy wszystko w Tobie. Na takiej podstawie nie da się stworzyć szczęśliwego i udanego związku. Bo żeby to zrobić, najpierw trzeba być szczęśliwym samemu ze sobą.
Ważne by nauczyć się być silnym i samemu stać pewnie na dwóch nogach, zamiast na siłę szukać kogoś, kto będzie nas co chwilę nosił i podpierał.
Miłość nie jest lekiem na nieszczęście.
wszystkie bajki kończą się magicznym "zakochali się i żyli razem długo i szczęśliwie" ale to wcale nie jest tak, że jeśli teraz czujesz się nieszczęśliwy, zakochanie sprawi, że zobaczysz świat w różowych barwach.
Jeśli myślisz: "Czuję się źle, bo jestem sam(a), ale gdy znajdę drugą połówkę, na pewno zniknie wszelkie poczucie osamotnienia",to wiedz, że tak się nie dzieje.
Mówiąc, że szukasz swojej drugiej połówki, sygnalizujesz, że teraz jesteś niepełny(a). Że czegoś Ci brakuje i że nie czujesz się dobrze tylko ze sobą.
Niestety nie jest dobrze, kiedy ludzie dobierają się w pary z poziomu deficytu. Zwłaszcza wtedy, kiedy łudzą się, że drugi człowiek będzie lekiem na wszystkie zranienia, bolączki, rozczarowania i złe humory.
Samotność nie taka straszna jak ją malują
Słowo "samotność" i wyrażenia "sam" czy "sama" z jakichś powodów odbierane są negatywnie.
Osoba która przez dłuższy czas jest singlem, staje się obiektem zainteresowania a nawet drwin.Zamartwiają się twoim losem i dopytują "kiedy Ty w końcu sobie kogoś znajdziesz?".
Często niestety zamiast słuchać tylko i wyłącznie siebie i pogodzić się z tym, że jeszcze nie czas, jeszcze nie czujesz się na siłach, decydujesz się na związek, który nie ma racji bytu.
Czy naprawdę nie będąc z nikim w związku masz powód do tego by cierpieć i się zamartwiać?
Odizolowanie się może być okazją do tego, by lepiej poznać samego siebie. By głębiej zrozumieć swoje potrzeby i dążenia. By odkryć w sobie coś, o czym jeszcze nie wiedzieliśmy. By dowiedzieć się kim naprawdę jesteśmy, dokąd chcemy iść i o co chodzi w tym całym życiu.
Wykorzystaj swój czas wolny i zastanów się nad tym:
-Czy twoje poczucie własnej wartości zależy od opinii innych?
-Czy jest ci źle, gdy pozostajesz tylko w swoim własnym towarzystwie?
-Czy masz o sobie lepsze zdanie będąc w związku, niż pozostając singlem?
-Czy akceptujesz siebie taką, jaką jesteś, dopiero wtedy gdy ktoś inny Cię zaakceptuje?
Jeśli odpowiadasz twierdząco na którekolwiek z tych pytań, postaraj się znaleźć przyczynę tego problemu i rób wszystko, by go rozwiązać, zamiast szukać pocieszenia w kolejnych ramionach.
Dopóki nie poczujesz się komfortowo sam ze sobą, to nie będziesz się czuć dobrze w żadnej relacji.
Głównie dlatego, że stajesz się w tej sytuacji zależny(a). Twoje myśli zamiast zostać przy Tobie, krążą wokół innej osoby. Przez to zapominasz o swoich potrzebach, pragnieniach czy planach.
Zawsze kiedy pozwalasz na to, by ktoś inny był odpowiedzialny za to, jak się czujesz, stajesz się zależny(a) od tej drugiej osoby. Co wbrew pozorom nie jest dla niej wyróżnieniem, a raczej... obciążeniem psychicznym.
Bycie samemu to nie samotność.
Bycie samemu nie oznacza, że jesteś samotny. Tak samo jak bycie samotnym nie oznacza, że jesteś sam. Można czuć się samotnym w wielkim mieście pełnym ludzi, czy nawet w tłocznym pokoju. Problemem nie jest to, że bywamy sami, ale to, że czujemy się samotni pomimo obecności innych ludzi.
Dojrzałość i gotowość na prawdziwy związek polega na umiejętności bycia samemu ze sobą. To również świadomość, że drugi człowiek, nawet najbardziej do nas dopasowany, nigdy do końca nas nie zrozumie. Ani tym bardziej nie wypełni, czy nie nadrobi naszych braków. Bycie sam na sam ze sobą i wsłuchanie się w swoje wnętrze, jest trudnym wyzwaniem. Chociażby dlatego, że często przez długi czas staraliśmy się je zagłuszyć.Dlatego własnie za dużo pracujemy, kompulsywnie ćwiczymy, zajadamy swoje lęki, bezmyślnie romansujemy, zagłuszamy wszystko internetem i telewizją. Uciekamy od samych siebie i rzeczywistości, która nas otacza.
Tak naprawdę nie boimy się fizycznej samotności, a właśnie tego zmierzenia się z prawdziwymi uczuciami: z odrzuceniem, rozczarowaniem, lękiem, radością, złością, smutkiem czy ekscytacją.
Nic na siłę.
To chyba najważniejsza rada, jakiej mogłabym komukolwiek udzielić.
Na pewno znasz osobę, która nie potrafi być sama. Nieustannie wchodzi w relacje, krótsze, dłuższe, mniej lub bardziej burzliwe. Byle tylko być z kimś. Byle tylko nie zostać sam na sam z tym, co wewnątrz.
Słuchanie i analizowanie tego, co siedzi w środku, często niesie ze sobą przykre wspomnienia, emocje i brak poczucia własnej wartości.-A my tego nie chcemy słuchać.
Dlatego własnie na potęgę randkujemy online, budzimy się i zasypiamy przy niewłaściwych osobach. Czasem nawet bierzemy ślub z nieodpowiednim człowiekiem. Wszystko po to, by mieć się o kogo oprzeć. By mieć kogoś, kto wypełni puste miejsce wewnątrz. I zagłuszy ten nachalny głos prawdy.
Złe związki możemy tworzyć nie tylko z ludźmi ale również z zachowaniami czy przedmiotami. Maniakalne oglądanie telewizji, opychanie się gównianym jedzeniem, potem kompulsywne ćwiczenie na siłowni, coraz dalsze podróże czy kolejne zakupy i przynoszenie do domu gadżetów, których wcale nie potrzebujemy.
Wszystko to jako protezy miłości.
Zwłaszcza tej, której brakuje nam najbardziej czyli miłości do samego siebie.
Dlatego:
Stwórz taką wersję siebie, z którą sama chciał(a)byś być.
Możesz być pewny(a), że jesteś osobą, z którą spędzisz resztę życia. Dlatego chyba warto się polubić?
Nie szukaj w związku tego, czego nie masz.
Znajdź to najpierw w sobie. Idź w słusznym dla siebie kierunku, szukaj i odkrywaj.
Dopiero wtedy gdy poczujesz się dobrze ze sobą, możesz być szczęśliwy(a) w związku.
Nie pozwól, by Twoja samoocena i szczęście zależało od innych.
Szczęście to to, co sam(a) tworzysz i nosisz w sobie. I tego właśnie trzeba się nauczyć. Tak samo jak opinia i akceptacja innych nie może wpływać na to co sam(a) o sobie myślisz.
Nie bój się być sam(a), bo jest to czas, który może Cię wiele nauczyć.
Skup się na tym, co kochasz. Poznawaj siebie, ucz się akceptacji. Poznawaj nowych ludzi, rozwijaj pasje i przede wszystkim dbaj o siebie.
Życie dzieje się teraz, a nie dopiero wtedy, gdy będziesz w związku.
Jeśli ktoś nie potrafi być sam ze sobą, to nie będzie mógł być z nikim innym! Głównie dlatego, że wciąż będzie wymagał, aby to ten drugi człowiek zaspokoił w nim wszystkie braki, potrzeby, pragnienia. A tak nigdy się nie stanie.
I przede wszystkim pamiętaj - nie warto być z kimś dla samego bycia.
Bardzo boimy sie rozstania bycia samemu "Samotności" ale to jest właśnie czas na poznanie samego siebie,wchodzimy w nowe związki,jakieś relacje kiedy własnie nasze wnętrze jest w rozsypce,problemem nie jest samotność,problemem jesteśmy my sami i bywa że dla innych stajemy sie toksyczni...odświeżam temat dodając krótki artykuł by pokazać że nie taki Diabeł straszny jak go malują