Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Ze wszystkich żyjących istot, tylko człowiek jest w stanie ogarnąć refleksją swoje własne istnienie i uczynić samego siebie obiektem rozważań. A co więcej - poddać krytycznej analizie własne rozumowanie. Czym innym są bowiem ponawiane od najdawniejszych czasów pytania o sens naszej egzystencji, jak nie próbą określenia w możliwie najbardziej precyzyjny sposób zasadności naszych pragnień i dążeń, wyborów i działań, czyli tego wszystkiego, co składa się każde indywidualne życie?
Pytania takie zadają nie tylko filozofowie, ale stawiają je sobie także zwyczajni ludzie, dalecy od intelektualnego teoretyzowania, zwłaszcza wtedy, kiedy zakłóceniu ulega spokojny dotąd bieg wydarzeń, konfrontując nas z niespodziankami losu. Nowe wyzwania, poważne kryzysy, utrata bliskich, dorastanie dzieci, przemijające nieuchronnie lata - każde takie wydarzenie zmusza do uważniejszego przyjrzenia się sobie i ponownego rozpatrzenia kwestii własnej tożsamości. Jest to konieczne, ponieważ pod wpływem nowych doświadczeń zmienia się także nasz sposób pojmowania podstawowych pojęć, które dotąd wydawały się oczywiste i raz na zawsze ustalone. Jak choćby "szczęście", "miłość", "partner życiowy","poczucie bezpieczeństwa", czy "sukces".
Uznanie tego faktu nie jest zresztą łatwe, ponieważ trudno rozstać się z mitycznymi wyobrażeniami o sobie samym, bliskich czy o świecie. Dlatego usiłowania skierowane na niedostrzeganie prawdziwego stanu rzeczy lub dopasowywanie rzeczywistości do przyjętych uprzednio, a niesprawdzających się założeń, wywołują zazwyczaj głęboką depresję lub stan, który można by określić jako "beztematyczny smutek". Bywa, że wolimy raczej chorować lub - jak się potocznie mówi - chować głowę w piasek, niż podjąć ryzyko konfrontacji, w obawie przed dekonstrukcją swojego dotychczasowego świata. Bywa jednak, że właśnie złość lub irytacja z powodu tych uporczywie powtarzających się niezgodności przyczyniają się do zrewidowania dotychczasowych poglądów, znamionując początek nowego rozdziału naszego życia.
Dojrzewanie przez rozwój
Tak więc, znaczenie naszych kolejnych doświadczeń ujawnia się przede wszystkim w tym, że jeśli tylko umiemy wyciągać z nich właściwe wnioski, wymuszają one niejako dokonywanie korekt w postrzeganiu siebie i otoczenia, prowadząc do coraz dojrzalszego osądu.
Wiemy jednak, że nie dzieje się tak zawsze. Mamy raczej skłonność do zasklepiania się w emocjach, jakie wywołują w nas określone wydarzenia i bezkrytycznego ich odtwarzania zarówno we własnych wspomnieniach, jak i podczas opowiadania o nich innym. Postępując w ten sposób niczego się nie uczymy, zachowując ciągle ten sam, sztywny punkt widzenia, co sprawia, że możemy do końca swoich dni tkwić w niekoniecznie prawdziwym, ale mocno utrwalonym wyobrażeniu, wraz z przypisanymi mu - równie silnie utrwalonymi - myślami i uczuciami. Inaczej mówiąc - prezentować niezmienną postawę życiową, zarówno wobec przeszłości, jak i teraźniejszości.
Używając obrazu rzeki jako metafory wobec własnego losu, łatwo wyodrębnimy miejsca jasne i ciemniejsze; głębokie wiry; swobodne przepływy; obezwładniające mielizny; czy ograniczenia pozwalające zaledwie na powolne przeciskanie się przez zapory kłód czy szuwarów. A także otwarte przestrzenie, kiedy nurt był wartki, srebrzysty, fale przepływały lekko, radośnie, współgrając z niebem, słońcem i gwiazdami.
Jeśli przyjmiemy, że każde stadium naszego życia znajduje odzwierciedlenie w określonym archetypie, wraz z jego wartościami i słabościami, przestajemy użalać się nad sobą, przywołując na usprawiedliwienie rejestr naszych nieszczęść, ale zaczynamy rozumieć, dlaczego miało ono (lub ma) taki właśnie wymiar. Dociera do nas wówczas, że jeśli - nawet wbrew własnej woli - utykamy w jakimś niezadawalającym nas miejscu, obwinianie za ten stan rzeczy innych jest zajęciem nie tylko mało skutecznym, ale wręcz jałowym. Czy chcemy tego, czy też nie, odkrycie, że każdy z nas - w większym stopniu, niż sądzi - jest autorem swojego życia, zmusza do zastanowienia nad własnym udziałem w kształtowaniu swojego losu.
Ta podróż ku swojej prawdzie "rozpoczyna się - jak pisze Pearson - z pełnym zaufania Niewinnym, trwa z tęskniącym za bezpieczeństwem Sierotą, poświęcającym się Męczennikiem, odkrywającym Wędrowcem, współzawodniczącym i triumfującym Wojownikiem, a następnie dochodzi do autentycznego i kompletnego Maga". Każde z tych stadiów jest ważne i żadnego nie można pominąć. Zarówno Sierota, Męczennik, Wojownik, jak i Wędrowiec oferują nam istotne lekcje wspierające nasz wewnętrzny rozwój, prowadząc do harmonii ze sobą i światem.
Kiedy wiemy, kim naprawdę jesteśmy, co uwalnia nas od odgrywania fałszywych ról w teatrze codzienności; kiedy potrafimy zaufać sobie, a przez to obdarzyć zaufaniem innych; kiedy czujemy, że miejsce, w którym właśnie się znajdujemy jest dla nas najwłaściwsze i nikomu nie musimy już niczego zazdrościć; kiedy wreszcie nasze przyjacielskie i miłosne związki są na tyle prawdziwe, że czujemy się w nich naprawdę wolni - archetyp Maga otwiera przed nami nieograniczone możliwości czerpania radości z samego faktu istnienia.
Rozwój i wzrost, jakiego doświadczamy nie przebiega jednak linearnie, ale przypomina raczej spiralę, wznoszącą, a następnie nawracającą po swoim okręgu. Chociaż archetypowe lekcje są przypisane wszystkim, przyswajanie tej wiedzy przebiega indywidualnie, w bardzo osobisty sposób i w takim zakresie, w jakim jesteśmy zdolni w danym momencie ją pojąć. Dlatego każdy z archetypów przerabiamy co najmniej dwukrotnie. Ten proces można przyrównać do przyswajania treści dobrej książki, która przeczytana w młodości odsłania przed nami zaledwie część swojego znaczenia. Sięgając po nią w nieco późniejszym czasie, bogatsi o własne potyczki z losem, odkrywamy w niej niezauważone poprzednio wartości, odbierając jej przekaz na dużo głębszym poziomie. I dokładnie tak samo jest z lekcjami, jakich udzielają nam poszczególne archetypy.
Archetypy i życiowe scenariusze
Wyjaśnienie, w jaki sposób co najmniej dwukrotnie korzystamy z lekcji każdego archetypu, zmieniając swoje postawy wobec różnorodnych spraw życiowych, najłatwiej zobrazować w aspekcie skryptu kulturowego, wyznaczającego kolejne etapy naszych życiowych poczynań.
W nieco schematycznym wydaniu będą przedstawiały się następująco: wyrastając z dzieciństwa zaczynamy pobierać naukę w stosownych szkołach, a następnie kształcimy się w celu uzyskania zawodu. Tak przygotowani podejmujemy pierwszą pracę, poszukując właściwego dla siebie partnera. Na następnym etapie zajmujemy się tworzeniem własnego domu, przeżywamy narodziny własnych dzieci i tu - alternatywnie - albo łączymy sprawy osobiste z jednoczesnym wspinaniem się po szczeblach zawodowej kariery, albo stawiamy wyłącznie na karierę. Możemy też podjąć decyzję o poświęceniu całej swojej energii dla potrzeb rodziny. Programy te, oczywiście z pewnymi modyfikacjami pod wpływem losowych zawirowań, realizujemy przez kolejne lata, aż do wieku średniego.
Trudno jednak nie zauważyć, że wypełniając ten przyjęty w naszym kręgu kulturowym skrypt społecznego funkcjonowania, zawsze wpisujemy w jego ramy własny scenariusz. W ten sposób przekształcamy go we własny, indywidualny program życia, nadając kolejnym inscenizacjom i odgrywanym rolom określone znaczenie, zgodne z naszym poziomem rozumienia tego, co się wydarza. I właśnie te wydarzenia, wraz z wartościującymi je myślami i pobudzonymi przez nie uczuciami tworzą naszą własną, prywatną historię.
Jej wartością i siłą są nie tylko konkretne dokonania, ale także marzenia, plany i niespełnienia, związani z nami ludzie, spełnione i zawiedzione nadzieje, sukcesy i porażki. Każdemu z tych i innych przejawów naszego życia nieodmiennie towarzyszą uczucia. Radości przeplatają się ze smutkami, nadzieja uśmierza niepokoje, a prawdziwe dramaty przytłumiają chwile szczęścia.
Można powiedzieć, że przeżywane przez nas uczucia odzwierciedlają stan naszego ducha wobec określonej sytuacji. Zależnie od tego, jak ją postrzegamy i na ile umiemy się w niej znaleźć - reagujemy pozytywnymi lub negatywnymi emocjami. Co więcej - jesteśmy na ogół przekonani, że nasze reakcje były (lub są) jak najbardziej właściwe. Dzieje się tak dlatego, że doświadczamy ich, a następnie je oceniamy, zgodnie z naszym aktualnym rozeznaniem. Natomiast uświadomienie, czy istotnie były one (lub są) zasadne może pojawić się później, albo nigdy nie zostać poddane w wątpliwość.
I tak, odwołując się do przykładu, możemy zauważyć, że osoby, które znajdują się właśnie w pierwszym stadium archetypu Wojownika, są zazwyczaj przepełnione tak silną potrzebą udowodnienia swoich racji, że forsując jakiś własny pomysł będą zaciekle przeciwstawiać się projektom innych. Ta chęć dominacji, nastawiona na wykazanie własnej wyższości, nie pozwoli im nawet dopuścić myśli, że ktoś inny może zaproponować coś równie, lub bardziej wartościowego.
W dążeniu do pokonania swoich konkurentów, osoby takie mogą posunąć się wobec nich do raniących, a nawet niszczących zachowań, czy nieetycznych działań. Co więcej - w toku tych rozgrywek, przestaje już właściwie chodzić o konkretną sprawę i jej najlepsze rozwiązanie. Najważniejsze staje się uzyskanie przewagi. Zrozumiałe, że przy tak ukierunkowanej potrzebie, ewentualna przegrana wywoła oburzenie i złość. Zrozumiałe zatem, że przegrani i zawiedzeni będą następnie przedstawiali tę historię według własnego osądu, czyli w nieobiektywnej, negatywnie oceniającej innych wersji. Taka sytuacja może się powtarzać jeszcze wiele razy. I chociaż można przyjąć, że walcząc o kolejną wygraną osiągną niekiedy swój cel, to w dążeniu do niego niemal na pewno skłócą się z wieloma ludźmi i zyskają niepochlebną opinię w środowisku.
Czy można przewidzieć, jak dalej potoczy się ich życie?
To zależy tylko od nich. Niektórzy pozostaną zapewne przy swojej postawie, ciągle powielając ten sam schemat zachowań i coraz bardziej zasklepiając się w ciasnej klatce swoich wyobrażeń na temat wrogości innych i niesprawiedliwości świata. Nigdy zatem nie wyjdą poza pierwszy poziom archetypu Wojownika. Ale inni mogą z czasem zauważyć, że takie nastawienie do życia nie przynosi oczekiwanych efektów i w wyniku tych przemyśleń dotrzeć zarówno do przyczyn swoich negatywnych zachowań, jak i zanalizować powody doznawanych porażek.
Te przemyślenia i wynikające z nich wnioski, a także podjęta w ich wyniku praca nad sobą może wpłynąć na zmianę sposobu pojmowania własnych osiągnięć. Jeśli tak się dzieje jest to równoznaczne z przejściem na wyższy poziom archetypu Wojownika. W tej fazie, nie rezygnując ze swojej waleczności, zaczyna się inaczej postrzegać samych siebie, co przekłada się na zmianę dotychczasowych zachowań. Dochodzi się mianowicie do wniosku, że nie warto walczyć dla wywyższenia własnego "ja", tym bardziej, że zmiana postawy wobec siebie i świata zawsze procentuje zwiększeniem poczucia własnej wartości. Odpada zatem potrzeba ciągłego zaznaczania swojej wyższości. Przychodzi świadomość, że podejmowanie walki jest zasadne tylko wtedy, kiedy walczy się o coś istotnego. O to, w co naprawdę się wierzy. A także o to, co ma wartość nie tylko dla samych walczących, ale także dla innych.
Jak z tego wynika, nowa faza w życiu nie oznacza odcięcia się od poprzedniej. Wręcz przeciwnie. Lekcje pobrane w przeszłości procentują teraz rozumniejszym pojmowaniem zadań, jakie stawia przed nami teraźniejszość. Jeśli przedtem, walcząc o coś, nie liczyliśmy się z odczuciami innych, wymuszając korzystny dla siebie obrót spraw, pozostawał przykry posmak "pyrrusowego zwycięstwa". Wygrana była zazwyczaj równoznaczna z ochłodzeniem, a nawet zerwaniem kontaktu.
Nowy sposób postępowania uwzględnia także potrzeby drugiej strony. A ponieważ zwracanie uwagi na potrzeby innych łączy się zawsze z szacunkiem - wzajemne porozumienie, a przez to pomyślniejsze, bardziej kreatywne sytuowanie się w życiu jest po prostu nieuniknione.
Widzimy zatem, że w toku naszego życia, pod wpływem różnorodnych wydarzeń, kiedy napotykamy ponownie ten sam archetyp, mamy możliwość przerobienia go na wyższym poziomie rozumienia. A im lepiej rozumiemy jego lekcje, tym wyraźniej uprzytamniamy sobie sens swojego życia.
Moim sensem życia.. zostało dziecko.. reszta to już nie ważna.Nigdy nie będe już z nikim układać sobie życia.. A i mam taki mały cel.. żeby on wrócił na kolanach.. a wtedy.. ja mu dokopie To za dziecko, za jego łzy i jego stresy.. za to że zabił jego dzieciństwo..
Anka, choć rozumiem Twój ból i gniew, z dobrego serca radzę : nie pielęgnuj w sobie złości, nie podlewaj jej kolejną dawką złych emocji i wspomnień...To szkodzi i to nie tylko Tobie, ale i dziecku, które jak piszesz, jest teraz dla Ciebie najważniejsze...
Odnajdź w sobie swój sens życia, przewartościuj je...Wiem, trudno w tym, co Cię spotkało odnaleźć pozytywne wnioski i motywacje...
Ja mam taką swoją mantrę, że nie warto zatrzymywać się na dłużej nad sprawami, na które już nie mam wpływu, trzeba je zaakceptować jako nieuniknioną konieczność i choć bolesną, trzeba się z nią pogodzić. Nie zapomnieć, nie zrozumieć, może nawet nie do końca wybaczyć, ale nauczyć się żyć z pokorą ...
Nie jestem jeszcze Magiem, o którym pisze autorka artykułu...Jeszcze wiele we mnie niepogodzenia się z zaistniałymi faktami, ale wiem, że kiedyś i to niezależnie, jaka przyszłość mnie czeka, okiełznam moją hydrę...
...i Tobie też tego życzę. Tylko tak masz szansę na szczęście, swoje i dziecka...
Wydaje mi się, że każdy kto przeżył w życiu jakikolwiek tragedię i jeszcze ma siłę wstać rano i zmierzyć się z kolejnym dniem > jest już w jakimś sensie magiem. A bycie magiem wcale nie oznacza utracenia umiejętności wojownika ale umiejętność bycia "ponad sprawą".
Ludzie w życiu mają tylko jeden sens. Każdy chce być szczęśliwy.
Reszta to sensy pomniejsze i po osiągnięciu swój sens tracą.
Aniu. Z wojownika stajesz się magiem. Powoli ale jednak. Za jakiś czas będziesz już zbyt potężna by ktokolwiek mógł Cię zranić.
Wszystko powyższe jest jedną ze "szkół/teorii/szkoły" autorki. Tak samo można przedstawić inny podział (co nie oznacza, że sprzeczny) i mówiący, że człowiek ma etapy życia (np. Strelau - taka podstawa odnośnie podręczników psychologii).
Ktoś kiedyś zadał sobie trud nawet w określeniu złych doznań (śmierć, zdrada, utrata pracy) i okazało się, że sama zdrada, jest naprawdę OSTRYM przeżyciem. Zbliżonym do śmierci innych!!!!
To wszystko to ból.
Nieraz ból powiększa się poprzez brak celów (czyli tego sensu życia). Wiele osób pisze, że jest to konieczne (ten sens), żeby funkcjonować, ale tak naprawdę, .... brak na to dowodów.
Oznacza to, że często traci sens życia, ale tak naprawdę nikt nie powiedział, ani nie udowodnił, że ten sens życia jest potrzebny do życia (sprawdziłem to i naprawdę naprawdę !!! nikt tego nie udowodnił.)
Sens życia? po co żyjemy? Tego nikt nie wie i dlatego gdy coś złego się stało, to tym bardziej nie powinniśmy sobie tym głowy zawracać. ....
... Możemy za to wyznaczyć sobie konkretne cele. Takie na 3 lata, na rok, może na 5 lat.
chyba, że staramy się być lepsi niż filozofowie i spece od myślenia.....
milord napisał/a:
Ludzie w życiu mają tylko jeden sens. Każdy chce być szczęśliwy.
I tu się z tobą zgodzę.
Przeżyłam już lat dobrych kilka... i przyznam szczerze, że sensu konkretnego życia nie widzę, jedynie wytyczanie celu, aby iść dalej skoro żyję. Może to dziwnie zabrzmiało, ale tak jest. Cokolwiek zrobiłam, cokolwiek dokonałam i tak z czasem wszystko zostawię. Niby dla innych, niby ślad.
Cytat
Annazalamana napisał/a:
Moim sensem życia.. zostało dziecko.. reszta to już nie ważna.Nigdy nie będe już z nikim układać sobie życia.. A i mam taki mały cel.. żeby on wrócił na kolanach.. a wtedy.. ja mu dokopie To za dziecko, za jego łzy i jego stresy.. za to że zabił jego dzieciństwo..
Czytając twoje słowa, nachodzi mnie taka refleksja.
Sensem życia, jest jakby nie patrzeć wytyczania sobie celu.
Piszesz, że sensem twojego życia zostało dziecko. Reszta nie jest już ważna, a jednak to nieprawda. Chcesz byłego zobaczyć na kolanach, dokopać mu. Czy to nie jest cel dalszego życia?
Zobacz dalej jak w/g mnie siebie "oszukujesz" , zasłaniasz się za dzieckiem. Czy tylko jego łzy i stres? A twój?
Ja myślę że za całokształt.
I choć sensem życia będą dzieci, nie można zapominać o sobie. Kiedyś będziemy dla nich mniej potrzebni, co wtedy będzie celem? Samotność?
Una, zgadzam się z Tobą! Należy pomyśleć również o sobie, tak jak piszesz, dzieci "wyfruną z gniazda" a co nam wtedy zostanie?
Ja myślę i o dziecku i o sobie, chociaż z początku miałam w d**** swój los, bo tak było mi źle. Teraz jest inaczej
na szczęście z wiekiem nasze cele życiowe się zmieniają, często na wskutek zmiany sytuacji życiowej - na lepsze lub gorsze,
ulegają modyfikacji, powstają nowe to popycha nas do działania, pozwala podnosić się po największych upadkach i iść naprzód, pokonywać własne słabości
bo czy rozpacz, żal, poczucie zawodu, odrzucenia to nie są nasze słabości?
przez przechodzenie przeciwności, nawet na kolanach, stajemy się o wiele silniejsi
nikogo bardziej nie obchodzi nas los od nas samych,
zaryzykuję i powiem że nie mieć celu w życiu to zawieść samego siebie
bo wtedy już krok do psychicznego załamania się
LSR pisze:
Cytat
tak naprawdę nikt nie powiedział, ani nie udowodnił, że ten sens życia jest potrzebny do życia (sprawdziłem to i naprawdę naprawdę !!! nikt tego nie udowodnił.)
nie będę z tym polemizować bo nie mam do tego kwalifikacji i nie skończyłam filozofii
może to prawda ale przecież wiele naszych celów, jakie realizujemy na co dzień nie jest wcale nazwanych celem życia a w efekcie końcowym takim okazują się być np. wychowanie dzieci na dobrych ludzi, zapewnienie im i sobie godziwego życia itp.
zawsze mamy coś co nas motywuje co wstania rano z łóżka, wyjścia z domu(nie mówię o skrajnych przypadkach depresjii)
myślę że śpiesząc się z pracy do domu, zaskoczeni i zapytani nagle na ulicy o określenie naszego życiowego celu, możemy mieć poważny problem z precyzyjnym jego nazwaniem ale czy to znaczy że takiego/takich nie mamy?
ból po zdradzie przewartościowuje nasz świat, jedne cele niweczy, inne tracą sens (np. dożycie razem starości, wspólne wychowywanie dzieci, wspólne wakacje itp.)
ale to nie znaczy że nie pojawią się nowe lub nie odżyją dawno zapomniane, rzucone kiedyś w kąt.
Świadome wyznaczanie sobie celu, tak z ołówkiem i kartką w ręku jest bardzo potrzebne i dobre, nawet jeśli nie wszystkie uda się zrealizować to spisanie ich daje poczucie porządkowania i kontroli swoich spraw, z doświadczenia wiem że jesli spiszę zadania do wykonania jest szansa że wykonam z nich przynajmniej większość
Edytowane przez finka dnia 01.05.2011 14:26:19
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Patrząc z perspektywy - moja zycie rozpadło się na milion drobnych kawałków, które należy z powrotem posklejać. Plusem takiego stany rzeczy jest to, że generalnie mogę stać się i być kim chcę, oczywiście mając pewne zasady i wartości. Czyli, że moje nowe zycie będzie posklejane z tych samych kawałków, ale można z nich przecież ułozyć inną kompozycję niż była do tej pory. To nie puzzle, że wszystko musi idealnie pasować, żeby się zgrało
Zawsze np chciałem byc takim "miejskim turystą", ale nie po głównych szlakach, tylko raczej bocznymi uliczkami. Poznawac lokalnych ludzi, zwykłych mieszkańców, a nie zabytki z przewodnika. I nigdy na to nie było czasu, a to bo żona musi miec urlop, a to urlop za krótki, a to cos tam, a to coś tam innego. A teraz w sierpniu biorę plecak i jadę do Belgradu, totalny spontan. Odnawiam stare znajomości, które się zatarły z tego względu, że np. moja żona nie lubiła niektórych moich znajomych. Chodzę w miejsca, w które nie chodziłem, robię rzeczy, których nie robiłem, bo nie wypadało, bo zona, bo dom itp...
I jest mi z tym dobrze, trzeba znaleźć w sobie to co sprawia ci przyjemność i to po prostu robić.
Taką balladę w słotny czas
W oberży "Trzy Korony"
Śpiewał mi hen w Dublinie raz
John Burton, John nad Johny
Wiesz Minha masz rację. Też te nowe możliwości dla mnie jako przyszłego singla z odzysku rajcowały i może nadal trochę rajcują. Jednak przychodza takie momenty, gdzie nagle zaczynasz myśleć inaczej. Są to zazwyczaj takie chwile, gdzie rodzina jest ważna i nie ta dalsza ,bo ona przecież cały czas jest, tylko to najmniejsza komórka społeczna.Chcesz mieć to ciepełko,gdzie wrócić,kogoś z kim podzielisz się radościami i smutkami dnia zwykłego,kogoś kto Cię przytuli ,pocieszy, uspokoi. Nie wiem ,może to zracji wykonywanego zawodu,gdzie ze śmiercią jestem za pan brat,nachodzą mnie takie myśli. Już dużo czasu nie zostało. Ludzie zabijają się za wszystkim ,gdzieś biegną w szalonym pędzie , zapominają o najbliższych, o tym co w życiu najważniejsze a tu z drugiej strony jak za pstryknięciem, nagle człowiek pada i czas się zatrzymał, i nic nie pomoże, żadne leki,reanimacja, walka ze śmiercią,przepadło, skończyło się wszystko. Nie zdążyliśmy nacieszyć się tym wszystkim za czym tak biegaliśmy,odłożyliśmy na potem bo przecież sławetne "carpe diem" . Nie tak miało być
binka napisał/a:
Ludzie zabijają się za wszystkim ,gdzieś biegną w szalonym pędzie , zapominają o najbliższych, o tym co w życiu najważniejsze a tu z drugiej strony jak za pstryknięciem, nagle człowiek pada i czas się zatrzymał, i nic nie pomoże, żadne leki,reanimacja, walka ze śmiercią,przepadło, skończyło się wszystko. Nie zdążyliśmy nacieszyć się tym wszystkim za czym tak biegaliśmy,odłożyliśmy na potem bo przecież sławetne "carpe diem" . Nie tak miało być
Ale tak zastanawiając się, co jest najważniejsze? Nie ma tu też definicji.
Ludzie, którzy po tej reanimacji znowu żyją, na chwilkę zauważają wszystko w innym wymiarze, ale z czasem znowu wszystko powszednieje i nic już nie zostaje z tego obrazu.
Podjąć walkę, na chwilę obecną jest sens, ale żyć ciągle po przebytej walce tym samym, jest pozbawione sensu.
Wygląda na to, że sensem jest tylko to, co w danej chwili robimy. Zapalamy świeczkę i to ma sens, bo daje ciepło, bo chwilowa przyjemność, bo romantycznie. Zgaśnie i to już się nie powtórzy. Za każdym razem jest coś innego. Idziesz po schodach, ma to sens, bo dojdziesz do celu, ale czy drzwi się otworzą- nie koniecznie.
Kiedyś moja sister przesłała mi coś do poczytania i chcę się z Wami tym podzielić....
"Słoik z kamieniami"
Profesor filozofii stanął przed swymi studentami i położył przed sobą kilka przedmiotów.
Kiedy zaczęły się zajęcia, wziął spory słoik po majonezie i wypełnił go po brzeg dużymi kamieniami.
Potem zapytał studentów, czy ich zdaniem słój jest pełny, oni zaś potwierdzili.
Wtedy profesor wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął. Żwir oczywiście stoczył się w wolna przestrzeń między kamieniami. Profesor ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni ze śmiechem przytaknęli. Profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W ten sposób piasek wypełnił pozostała jeszcze wolna przestrzeń.
Zapytał studentów:
- "Co chciałem Wam pokazać?".
Studenci odpowiedzieli, że zawsze można cos jeszcze upchnąć w terminarzu, wykonać więcej pracy, mieć więcej spotkań, więcej tematów itd.
Profesor powiedział:
- Chciałbym, byście wiedzieli, że ten słój jest jak wasze życie. Kamienie - to ważne rzeczy w życiu: wasza rodzina, wasz partner, wasze dzieci, wasze zdrowie. Gdyby nie było wszystkiego innego, wasze życie i tak byłoby wypełnione. Żwir - to inne, mniej ważne rzeczy: wasze mieszkanie albo wasze auto. Piasek symbolizuje całkiem drobne rzeczy w życiu, w tym waszą ciężką pracę. Jeżeli najpierw napełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie. Tak jest też w życiu. Jeśli poświęcicie cała wasza energię na drobne rzeczy pracę), nie będziecie jej mieli na rzeczy istotne. Dlatego dbajcie o rzeczy istotne - poświęcajcie czas Waszym dzieciom i Waszemu partnerowi, dbajcie o zdrowie. Zostanie czasu na prace, dom, zabawę, itd. Uważajcie przede wszystkim na duże kamienie - one są tym, co się naprawdę liczy. Reszta to piasek... Miłego dnia może kiedyś kilka kamieni zapełni wasze słoiki oby starczyło na nie miejsca w tej garści piasku.
A teraz happy end!!!
Po zajęciach jeden za studentów wziął słoik wypełniony kamieniami, żwirem i piaskiem. Nawet sam profesor zgodził się, ze słój jest pełny.
Student bez problemu wlał do słoja butelkę piwa. Piwo wypełniło resztę przestrzeni - teraz słój był naprawdę pełen.
Morał z tej całej historii - nieważne jak bardzo jest wypełnione Wasze życie zawsze jest jeszcze miejsce na piwko z przyjaciółmi.
Miłej niedzieli
Ludzie są bezradni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć...
Tyle, że w poszukiwaniu sensu życia, problemem jest właśnie wybranie tego, co jest tymi "największymi kamieniami".
Jak ktoś traci sens życia - taki cel życiowy, to widzi często kilka kierunków, i nie wie, który właściwy... dlatego dalej podtrzymuję:
Nie wiesz gdzie chcesz iść w życiu, to zapytaj, czy jest coś do zrobienia nie na 30 lat do przodu, ale tylko np. na 5lat. Dalej nie widzisz nic, więc patrz na najbliższy rok..... w końcu coś znajdziesz konkretnego, nad czym nie będziesz się zastanawiać "co wybrać", bo to będzie konkretne, namacalne itp.
... a jak to osiągniesz (albo i szybciej, to zobaczysz, że cel życiowy - sens życia przyjdzie sam)
Moja mądra sister również mi kiedyś powiedziała :
"snujesz plany na przyszłość, a teraxniejszość przepływa ci między palcami. Zatrzymaj się, skup na tym co jest teraz. I dala mi rade co robić. Ona spisuje na kartce np pięć rzeczy, które zrobiła w minionym roku i z których jest dumna, nastepnie wymienia pięć marzeń obecnego badź nadchodzącego roku. Mając wszystko czarne na białym, nauczyła sie spojrzeć z radością w przeszłość i przyszłość. Wtedy właśnie bardzo często okazuje się, że jej marzenia wcale nie są tak nieosiągalne jak myślała
Ludzie są bezradni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć...
A prawda jest taka, że ludzie szczęśliwi nie zastanawiają się nad sensem życia.
Wstają rano, idą przed siebie. Nawet brakuje im czasu, aby jeszcze choć trochę, uchwycić coś z tego dnia.
Jeśli tak, to radość jest sensem