Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
W jaki sposób domknąć zdradę?
Poza rozmowami, wsłuchiwaniem w siebie i siebie nawzajem,
gdy pozostaje w człowieku dystans ofiary i rozczarowanie partnerem. Zmiana perspektywy i upływ czasu, rozmowy i co dalej..?
Czy domknięcie zdrady jest możliwe, czy jest metaforą i pewnym azymutem jedynie.
Przecież zdrada jest komunikatem, że ta druga osoba nie chce z nami być - ewidentnie nie wystarczamy.
JAkie są możliwe scenariusze po takim domknięciu, przypięczętowaniu przerobienia i rozgrzeszeniu wzajemnym na własny użytek.
Czy to jest trwałe?
Po takiej biegunowości emocjonalnej
Nie domkniesz zdrady, może ma to sens dla kogoś na rozbiegu, na początku związku, bez zobowiązań, bez dzieci, bez ciągu dalszego.
Zawsze jest rozmowa i kompromis miedzy sercem a duszą, miedzy rozsądkiem a pożądaniem, między marzeniami a ich upadkiem, wybór czegoś ... czegoś na miarę chwili.
Jest ułudą, karmą lub pokarmem na chwilę, czymś trzeba żyć, domknąć się nie da, z czasem zapomnieć, że pozostało. Iluzja na czas wędrówki do przodu, już tej realnej.
Wybaczenie chyba jako ideał, czy istnieje. Zapomnieć to za mało, Wyrównanie rachunku z pamięcią niemożliwe. Zostaje próba wybaczenia, taka na serio, bez warunków, bez kontemplacji przyczyny, nikt nie znajdzie przyczyny a jeśli tak się mami, to tylko dla siebie, dla gówno wartego, dobrego samopoczucia.
Polaryzacja, plus jest dobrze, minus nie wiadomo gdzie zwiewać.
Popatrz na drogę @jakich wiele, świetna lekcja łapania pionu, zawsze warto poczytać, pouczyć się.
Patrząc na czas, który musiał upłynąć, abym mogła w/w pion złapać, chyba nie zasługuję na pochwałę...Ale dziękuję, tezeuszu...
Długo nie mogłam dojść do siebie...Patrząc z perspektywy...Wszystko zależało od założeń...
Błędnie założyłam, że dam radę zrozumieć, usystematyzować, poukładać, zamknąć...
Nic bardziej mylnego...Tak długo, jak długo wracałam do przeszłości, starając się coś domknąć, tak długo ciągle robiłam krok do tyłu...
Zapomnieć się nie da...
Wyrównać rachunki ? Nie wiem czym miałoby być, w jakiej formie, żeby osiągnąć satysfakcję...
Wybaczyć ? Nie wiem...Mnie się nie udało, przynajmniej w takiej formie, w jakiej ja rozumiem to słowo...
Na tej mojej drodze była cała masa pytań, które musiały pozostać bez odpowiedzi, żeby móc zacząć znowu żyć...
Za czyjąś radą, a właściwie za całym wagonem rad, zaczęłam patrzeć na to samo zdarzenie z innej pozycji...
Zrozumiałam, że mam wybór :
Mogę być dalej ofiarą, użalającą się nad sobą, rozpamiętującą, wracającą do rzeczy, których zmienić nie mogę...
Lub też zostawić wszystko tak, jak jest, bez werdyktu skazującego i pomimo niedomknięcia zacząć żyć...Nie tym, co jutro, ale dniem dzisiejszym...
Można dyskutować nad jakością tego życia, kiedy nic już nie będzie tak bezwarunkowo jednoznaczne...Można zastanawiać się nad utraconymi iluzjami...
Metafora? Azymut?
Ja nazywam rzeczy po imieniu : Na pewne rzeczy nie mam już szans, ale wciąż mogę spiep* resztę mojego życia lub osiągnąć całkiem przyjemne z niego zadowolenie...
Znam na tym forum kilka osób, którym udało się tak przewartościować własne życie po zdradzie, że stało się ono naprawdę satysfakcjonującym, więc mój przypadek nie jest odosobniony...Gdzie tkwi tajemnica ?
We własnej głowie, w ułożeniu priorytetów, w zastanowieniu się, na co mamy szansę, co niemożliwe do zastosowania...
Trzeba umieć walczyć o swoje marzenia, ale trzeba też wiedzieć, które drogi są nie do przebycia i zachować siły na przejście innymi ścieżkami.
Paulo Coelho
Być jak płynąca rzeka
Miałam takie wrażenie,
że była zabawa bajkowa w małżeństwo a potem nagle zmieniły sie sceneria i postaci, gatunek literacki.
Też mi się wydawało, że domykanie jest nie zawsze możliwe
Można te drzwi mieć otwarte całkiem lub przymknięte.
Ze mną było jeszcze tak, że miałam nieaktywowaną "inną opcję"
z której zrezygnowałam świadomie i żyłam jak grzeczny Czerwony Kapturek.
Po tym wszystkim, zastanawiając się, doszłam do wniosku, że mam prawo odebrać własne ograniczenie skoro i tak nie wystarczę.
Nawet jeśli tego nie konsumuję bezpośrednio, choć mogłabym,
stałam się innym człowiekiem.
Wydaje mi sie, że nie ma żadnego powrotu
bo w tej wersji myślenia - jestem szczęśliwszą osobą.
Ciekawa jestem jak zdradzająca osoba miałaby zachęcic mnie do zmiany, wątpię w to.
Nie przeszkadza mi to razem żyć pod jednym dachem
i nie jest to żadna zemsta albo życiowy żart.
Tylko jakbym miała ukrytą drugą skórę, w której teraz jestem
umysł ludzki jest niemożliwy, jak ratuje sam siebie
aż się sama dziwię. Albo wcześniej ratował a teraz własnie nie.
Złapałam pion ale nie ten.. co poprzednio..
Raczej nalezę do ludzi którzy nie zmieniają łatwo decyzji, gdyby mnie dwukrotnie nie zawiedziono w związku to pewnie nigdy bym nie ruszala tematu.
No dobrze, a domkniecie w róznych sytuacjach np
- gdy zostaje sie razem trzeba to trawić, i pracować, trudno o tym zapomniec, jest inaczej, na partnerze zależy, wie się że jest kłamczuchem
- gdy zaczyna sie nowy związek i nowa osoba tak zapełnia umysł i obdarza radością, że poprzedni jest we mgle, jak echo piosenki z daleka
- gdy jest sie jakis czas samej - poukłada myśli i zajmie czyms innym np pracą, i w perspektywie czasu umykają silne emocje np zaniedbanie, zdrada, brak zaangażowania aż do sytuacji, gdy ta druga osoba może sobie zdradzać i robić co chce w diabły.. bo i tak juz nie jest na pierwszym planie we własnym zyciu
Zgadzam się z Wami, że praca nad tym jest trudna jeśli zależy na prowadzeniu związku dalej. A jeśli nie zależy to nawet praacy nie ma nad tym. Bo umówmy się, jeśli ktoś mnie zaniedbywał latami a ja uciekłam w pracę to dzieckiem nie jest i wie co zrobił. Mam wrażenie że mi nie zależy. I to trochę dziwne kompozycyjnie ale jednoczenie cieszę się że mam "uwolnione zobowiązania" i jednocześnie cały ten bigos zdrady i znaiedbań - jak tak mozna było, gdy ja na powaznie ten ktoś sobie jaja robił z cudzego życia. Jestem w dziwnej sytuacji.
Ale właśnie w teorii Pearlsa to mi się nie zgadzałao, domykanie nie jest mozliwe w pełni i jest skorelowane od rodzaju problemu i sposobu jego rozwiązania przez konkretną jednostkę
Orwella...
Napisz książkę. >Nie żartuję sobie wcale.<
Jakiś temat o życiu lub związku dwojga ludzi... Może romans?
Masz lekkie pióro i dobry styl. Doświadczenie w obserwacjach...
Jak ja mam doła to otwieram program graficzny i robię sobie coś.
Zaczyna się bez celu a na końcu wychodzi taki avatar jak z lewej..
Zmień otoczenie na kilka dni (może Iwonicz Zdrój)...
Moze tam Ci coś przyjdzie do gowy?
Miałam wyjechać, ale się nakićkało i jestem niezbędnie potrzebana - normalka
Cieszę się, że mogę z kims porozmawiać.
Do głowy przyjdzie mi piękna kobieta a potem puknę sę w czoło i wrócę gdzie jestem
Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm...
A świat (Twój) nie poradzi sobie bez Ciebie... To co? niby na Ciebie padło? Co padło? Ecie pecie gdzie jedziecie > Orwella?
I odwołałaś wyjazd? Tu nie ma już normalki.
Jesteś TY i Twoje potrzeby. A Ty przypadkiem nie jesteś piękna?
A co ewenentualnie wiek ma z tym coś wspólnego? Człowiek ma tyle lat > na ile się czuje ;-) Rozbawił mnie ostatni wpis do "O"
Momentalnie jakoś zrozumiałem czemu ten Fantastyczny facet TU jest ;-)
Problemy są już domknięte.
To myśli płatają figle.
Trzeba je skierować na inne tory. Lepsze.
To trochę tak jak z tym "światełiem w tunelu".
Trzeba uskoczyć i spojrzeć na całą sprawę "obcymi oczyma"
Czytałaś kiedyś "Ludzi Lodu;-?"
Nie to jaest najistotniejsze. Fotka tej kobiety z tyłu.'
To jest fascynujace. Taka kobieta. Uśmiechnięta i zadowolona z życia.
I jednocześnie taka wyobraźnia ;-)
Zacznij pisać... Pod pseudonimem.
Pisz co Ci ślina na język przyniesie....
Zacznij. Później będziesz robić korektę i skłądać wszystko w całość.
Dziś pobiegła Karolina. Mam nadzieję, że pobiegła.
Pozdrawiam.
nie raguje na fakty jak zdrowa kobieta
znów śnił mi sie pomąż w sposób jaki nie powinien..
wyrzekam się własnego życia (to jest moje?)- skąd to? z dzieciństwa?
dla dziecka, z oszczędności, z lenistwa bo tak wygodniej
albo strachu
albo norm społecznych żeby niechcący nie pozwolić sobie na to czego chcę
trzymam kciuki za Karolinę, teraz to już chyba odpoczywa po
mam takie wrażenie, że zawsze sobie poradzę,
ale jaką to musi mieć wagę żeby wybrać coś z pragnień
a nie wtłoczonych powinności
i jak to pogodzić?
Nikt nie reaguje na fakty tak jak powinien. Nie dziwię się Twoim snom... Jakie by nie były.
Wiesz dlaczego ;-)
Sama mi napisałaś, że mam niepewność na którą zasługuję ;-)
Nie zmuszam do niczego ale uważam, że talent nie powinien się marnować. Najwyżej to skasujesz. Ale jak się napisze dwa zdania to moze się okazać, ze przejdą do historii literatury.
Ludźmi się w życiu nie przejmuj.
Wszyscy dookoła chcą coś od życia wygrać.
"wiela byśta mogli mieć, ino Wam się chciało chcieć" ;-)
orwella napisał/a:
W jaki sposób domknąć zdradę?
Poza rozmowami, wsłuchiwaniem w siebie i siebie nawzajem,
gdy pozostaje w człowieku dystans ofiary i rozczarowanie partnerem. Zmiana perspektywy i upływ czasu, rozmowy i co dalej..?
Czy domknięcie zdrady jest możliwe, czy jest metaforą i pewnym azymutem jedynie.
Przecież zdrada jest komunikatem, że ta druga osoba nie chce z nami być - ewidentnie nie wystarczamy.
JAkie są możliwe scenariusze po takim domknięciu, przypięczętowaniu przerobienia i rozgrzeszeniu wzajemnym na własny użytek.
Czy to jest trwałe?
Po takiej biegunowości emocjonalnej
Poruszyłaś interesujący nas wszystkich i powracający temat. Użyłaś też ciekawego słowa w tytule "domykanie". Nie zawsze łapię o co chodzi w Twoich wypowiedziach ale tym razem mam wrażenie, że ujęłaś w tym słowie dwoistość problemu. Forma ciągła czasownika sugeruje proces, może nawet nieskończony, natomiast sama czynność jest z natury czymś jednorazowym, skończonym - domknąć można raz i już.
Ja odniosę to do budowania. Budowanie to proces. Jeżeli jest to budowanie związku, zaufania, itp - to dla mnie proces nieskończony. Zdrada to niszczenie, coś skończonego co zmienia perspektywę, rzeczownik skończony, ustalony w czasie, przynoszący konsekwencje od razu. Twoje słowo "domykanie" próbuje łączyć ze sobą proces i natychmiastowy efekt - i my też oczekujemy że tak jak zdrada zmieniła nas momentalnie - tak będziemy w stanie powrócić do poprzedniego stanu poprzez "zamknięcie".
Dla mnie "zamknięcie" jest ważne w kontekście wybaczenia (traktuję wybaczenie jako jedną z możliwości "domknięcia" ). Wybaczenie też pozornie jest czymś skończonym, coś czego pragniemy aby w nas się stało. W pierwszym okresie po zdradzie myślałem, że wybaczenie to moment w którym będę mógł powiedzieć, że mam już za sobą problem zdrady. Teraz jednak myślę, że wybaczenie to proces. To trochę tak jak budowanie zaufania: jeszcze parę miesięcy temu, kiedy nie byłem świadomy zdrad mojej małżonki, patrzyłem na te sprawy z wewnątrz "normalnego" dla mnie związku, nie umiałem dokładnie określić w jakim stanie jestem, np. czy jestem do końca spełniony, szczęśliwy, albo odwrotnie czy jest mi jednoznacznie źle. Teraz, po zdradzie widzę swój związek z innej perspektywy (niekoniecznie właściwej). Tak samo może być z wybaczeniem - teraz będąc w środku tego procesu - nie jestem w stanie określić czy to się już stało, oczekuję za dużo od tego słowa.
W przyszłości, w zależności od wybranego wariantu (pozostanie w związku czy odejście) może nadejdzie taki punkt w czasie, taka perspektywa z której zrozumiem, że kiedyś tam wybaczyłem (bo może nawet stało się to już teraz ale z mojej perspektywy nie widzę tego). Może będzie to 30sto,40lecie tego małżeństwa, może okres samotności i spotkanie kogoś innego, może jakaś tragedia rodzinna, moja choroba, która znowu przestawi moje myślenie na inne tory.
Tyle teoretyzowania. Filozofowanie zaliczam do czynności które nie pomagają "zamykać". Do tych samych czynności zaliczam też wchodzenie na ten portal . Sam mam też problem z tym, że w piękna szukam najczęściej w smutku i za bardzo lubię rozpamiętywać i rozczulać się nad sobą. To nie pomaga.
Co więc może pomóc?
Może zrozumienie źródeł zdrady partnera. Często okazuje się, że to jednak nie my jesteśmy pierwotną przyczyną zdrady. Piszę o tym w kontekście Twojej opinii że zdrada jest komunikatem o tym, że nie wystarczamy. To także problem w tej drugiej osobie, ale też brak komunikacji, niezrozumienie są jej źródłami.
Może pokochanie siebie samego. W podtekście większe uniezależnienie się od partnera - przy zachowaniu uczuć do niego i chęci bycia razem. To trudniejsze ale chyba możliwe.
Może prosta normalność, współdzielenie czasu, rozmowy, codzienne życie - w pewnym sensie głębsze bo już znamy wszystkie strony naszego partnera (te dobre i złe). Warunkiem jest oczywiście chęć obu stron.
Teraz jednak myślę, że wybaczenie to proces. To trochę tak jak budowanie zaufania: jeszcze parę miesięcy temu, kiedy nie byłem świadomy zdrad mojej małżonki, patrzyłem na te sprawy z wewnątrz "normalnego" dla mnie związku, nie umiałem dokładnie określić w jakim stanie jestem, np. czy jestem do końca spełniony, szczęśliwy, albo odwrotnie czy jest mi jednoznacznie źle. Teraz, po zdradzie widzę swój związek z innej perspektywy (niekoniecznie właściwej). Tak samo może być z wybaczeniem - teraz będąc w środku tego procesu - nie jestem w stanie określić czy to się już stało, oczekuję za dużo od tego słowa.
W przyszłości, w zależności od wybranego wariantu (pozostanie w związku czy odejście) może nadejdzie taki punkt w czasie, taka perspektywa z której zrozumiem, że kiedyś tam wybaczyłem (bo może nawet stało się to już teraz ale z mojej perspektywy nie widzę tego). Może będzie to 30sto,40lecie tego małżeństwa, może okres samotności i spotkanie kogoś innego, może jakaś tragedia rodzinna, moja choroba, która znowu przestawi moje myślenie na inne tory.
Jeszcze jakiś czas temu (nie dalej, jak wczoraj ) myślałam, że samo pojęcie wybaczenia i możliwość realizacji są mi obce...Niektórym się udaje, wiem...Mnie na to nie stać lub nie mam tyle siły...Nie kocham wystarczająco mocno...Różne myśli kołaczą w głowie...
A może jest tak, że moje pojęcie o wybaczeniu jest po prostu błędne w założeniach ?
Może to, co możliwe do zastosowania już się stało, tylko ja sama nie zrozumiałam sensu z istniejących objawów ?
Oczekiwania...być może wygórowane...
Karmić się namiastką ?
Może, flaming, jesteś najbliżej prawdy ?
Właśnie rozmyślania pomagają, a tutaj można przeprowadzić wyartykułowanie myśli i wymienić je porównawczo
Mi to pomaga.
Na innym temacie znalazłam faceta podobnego do pomęża. I wyjasnił mi dlaczego się zostawia kogoś bez słowa i dlaczego się jest z kimś bez wyciagnięcia ręki za to z wiecznie wsadzonym hmhmhm. Z powodu różnic w poziomach pojmowania jasności
Pomogło mi to. Może jeszcze kogoś spotkam ciekawego
Ładna głowa jakich wiele
4. Trudne problemy pozostawione same sobie, stana sie jeszcze trudniejsze.
5. Jezeli udoskonalasz cos dostatecznie dlugo, na pewno to zepsujesz.
7. Wszystko co dobre jest nielegalne, niemoralne, albo powoduje tycie.
12. Nie wierz w cuda r11; polegaj na nich!
14. Prowizorka zawsze okazuje sie najtrwalsza.
17. Doswiadczenie to cos, co zdobywasz tuz po chwili w której go potrzebowales.
19. Wszystko zabiera znacznie wiecej czasu, niz by sie wydawalo.
21. Kazde rozwiazanie rodzi nowe problemy.
25. Wszystkie sprawy szlag trafia jednoczesnie.
26. Jezeli wydaje ci sie, ze juz gorzej byc nie moze r11; na pewno bedzie.
27. Zawsze, kiedy wydaje ci sie, ze bedzie dobrze r11; kompletnie sie mylisz.
28. Zawsze, kiedy wydaje ci sie, ze bedzie zle tez sie mylisz r11; bedzie jeszcze gorzej.
29. Bardzo duzo mozna zauwazyc, gdy sie patrzy.
31. W poszukiwaniu rozwiazania problemu, najbardziej pomocna jest znajomosc odpowiedzi.
42. To czego szukasz, znajdziesz w ostatnim sposród mozliwych miejsc.
43. Wniosek to punkt, w którym nie masz juz sily dalej myslec.
44. To co moze sie nie udac, nie uda sie na pewno.
45. Nie uda sie nawet wtedy, gdy wlasciwie nie powinno sie nie udac.
47. Jezeli uczynisz komus przysluge, to jestes od zaraz trwale za to odpowiedzialny.
49. Czlowiek postepuje rozsadnie wtedy i tylko wtedy, gdy wszelkie inne mozliwosci zostaly juz wyczerpane.
Pierwszy i ostatni z przytoczonych punktów pasuje do mnie jak ulał.
Nie sądzicie, że domykanie tak zdrady jak i innych problemów to często proces "bezterminowy"? Już, już wydaje się, ze będzie dobrze, że juz po wszystkim. I bum... pkt25. Ja tak myślałem do wczoraj > póki żona nie przywlokła do domu problemu swojej siostry...
A ja jeszcze raz, może się powtarzam, ale samogwałt uprawiany na własnym mózgu bywa zabiegiem higienicznym tylko do momentu kiedy służy pojednaniu serca i rozumu, potem jest samookaleczeniem. Brnięcia w ciągi pytań typu dlaczego, w jakieś porównywania, to nie lans i trzeba ostro zwiewać.
4. Stąd, nie zostawienie problemu a jego rozważenie, nie mylić z roztrząsaniem.
5. Lepsze wrogiem dobrego i od zawsze tak było.
7. Natura człowieka to lenistwo a przyjemności utwierdzają że to druga skóra.
12. Bo rzeczywiście się zdarzają choć mówią że cudowna jest tylko woda z Lichenia, nie wiem nie sprawdzałem.
14. Nie jeden chciałby zastosować to do swojego związku.
17. Kilka oddam gratis.
19. A spieprzyć coś to dosłownie chwila.
21. Tak jak każdy problem ma swoje rozwiązanie.
25. Nieszczęścia nie chadzają parami, czasem lubią po prostu manifestacje.
26. Bo jak jesteś na dnie to od dołu zawsze ktoś zapuka.
27. 28. Jedno i drugie to kwestia chemii, endorfiny można stymulować..
29. Chcesz poznać ludzi obserwuj ich, ale i słuchaj.
31. Podpowiedzi, pełno ich wokół, kwestia otwarcia oczu.
42. Wędrówką, życie jest człowieka ...
43. A nie uwieńczenie włożonego wysiłku ?
44. A jego imię.
45. Patrz 12.
47. Za przysługę czy za osobę, za swoje życie każdy odpowiada sam, podpowiadacze muszą podpowiadać rozsądnie.
49. Rozsadek z nie na początku brzmi o wiele rozsądniej.
Bezterminowa to nawet nie jest ważność matki Ziemi, Rozważania mają swój kres, zakończenie, zwieńczenie, a potem są następne kroki i następne, wszystko da się rozwiązać, łącznie z zasupłanym sznurowadłem, do którego brakowało cierpliwości.
Dobra riposta.
Pkt. 19 jeste rewelacyjny ;-)
Na szczęście wszystkie problemy kończą się wraz ze śmiercią ;-)
Grunt by tego lekarstwa samemu sobie nie podać tylko trzeba czekać aż "samo przyjdzie"
pkt. 12. Sprawdzałem > kwestia wiary.
doradzać ostrożnie - jak najbardziej
dlatego część krzywd i ich efektów jest skodyfikowana
jako ścigane z urzędu
często szok emocjolany odbiera ludziom racjonalizm i topi w bezradności wtety potrzebne jest nie tylko szepczące głaskanie po główce ale konkret
odpowiedzialność można asertywnie ograniczać nie unikając reakcji
co do czasu na domykanie - nie mam zdania...
to zalezy od problemu
np 3 lata zajęło mi sprecyzowanie w przeszłości faktu odrzucenia przez męża po porodzie i pogodzenia się z tym
i jakieś 15 odnosnie mojej tożsamości
wydaje mi się, że pracować nad domukaniem zdrady można na przynajmniej dwa sposoby
1. siłowo - rozważając , dyskutując, ustalając i trenując aż uzna się, że sprawy powoli wracją do pożądanej normy (zostaje w tle jakieś ziarenko nostalgii i niepewności)
w pracach, które nazywam "siłowymi" mieścić się będą też zmiany strategiczne np zmiana środowiska pracy, zamieszkania i inne wg potrzeb
2. biernie - zostawić to, i patrzeć z odleglości, zająć się własnym życiem i ciałem np treningami satysfakcji seksualnej, z absolutnym wyjęciem winowajcy poza nawias, niech się postara , niech sam zaskoczy dojrzalościa, a jeśli nie to niech spada na drzewo
ładny leksykon, dobry adwersarz to jednak wielki skarb
orwella napisał/a:
Właśnie rozmyślania pomagają, a tutaj można przeprowadzić wyartykułowanie myśli i wymienić je porównawczo
Mi to pomaga.
Na innym temacie znalazłam faceta podobnego do pomęża. I wyjasnił mi dlaczego się zostawia kogoś bez słowa i dlaczego się jest z kimś bez wyciagnięcia ręki za to z wiecznie wsadzonym hmhmhm. Z powodu różnic w poziomach pojmowania jasności
Pomogło mi to. Może jeszcze kogoś spotkam ciekawego
Ładna głowa jakich wiele