Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
To był piękny majowy dzień.Nic nie zapowiadało ,że ta data a właściwie dwie daty zapadną w mojej pamięci na zawsze.Data 11 maja kiedy to zrobił i data 27 maja kiedy dowiedziałam się o wszystkim.
Szanowny mąż pojechał w interesach biznesowych do krewnego.......a co się okazało po paru dniach doszedł do tego przy okazji i interes rozporkowy - jak to się mówi upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Tuż po powrocie coś podejrzewałam ale przecież to nie możliwe podpowiadał mi głos z jednej strony a z drugiej jednak coś mi nie pasowało.Zachowanie, jakieś uśmieszki podczas rozmowy z wtajemniczonym kuzynem i telefon ,którego nie odstępował ani na chwilkę.
To trwało jakieś 2 tygodnie i w końcu wtopa.
Wydrukowałam biling i oczom nie mogłam uwierzyć.Krótki telefon pod ten numer.Jakaś kobieta powiedziała,że to telefon męża.......Nie uwierzyłam nie dałam się tak łatwo zbyć.Przycisnęłam męża - przyznał się,że kobieta z którą rozmawiałam to zwykły szmatławiec trudniący się najstarszym zawodem świata.Zwalał winę na alkohol, płakał,przepraszał.
Świat wtedy zawalił mi się na głowę.Bolało podwójnie bo przecież wszystko układało się dobrze jak nigdy dotąd.Czułam się naprawdę szczęśliwa,kochana,spełniona.
Nasze małżeństwo przechodziło renesans po latach docierania i zmagania się z trudnościami jakie przynosiło nam życie.
Ta wiadomość o tym co zrobił nie pasowała mi zupełnie do całości.Pierwsze dni były koszmarne.Zasypiałam i budziłam się z jedną myślą dlaczego? Jak on mógł? Czym sobie na to zasłużyłam?
Przeżyłam 7 miesięcy walki o siebie przede wszystkim o siebie bo samoocena spadła do zera, zaufanie,wiara w drugiego człowieka legła w gruzach.
Przeszłam wszystkie etapy od wściekłości po żal,awantury,huśtawki nastrojów, wybuchy płaczu i histerii.
Z czasem zaczęłam się wyciszać.Zaczęliśmy spokojniej rozmawiać.
Nic już nie jest takie samo jak było ale czy jest gorsze? Chyba nie.
Zaczęłam inaczej patrzeć na siebie i inaczej ze sobą się obchodzić.Po tym wszystkim nabrałam pewności siebie - mimo wszystko udało mi się to.
Dziś wiem,że gdyby nie to wydarzenie pewnie wiele rzeczy zostałoby po staremu a tak przyszedł czas na zmiany.Zmiany na lepsze.Taki zimny prysznic przydał się nam obojgu.Szkoda,ze w takim wymiarze,szkoda,że musiałam to odchorować ale dzisiaj wiem,że było to nieuniknione.
Kiedy trafiłam tutaj rok temu i czytałam tych ,którzy mieli to za sobą i pisali z takim spokojem nie wierzyłam ,że mi się uda.
Myślałam,że piszą tak tylko dla pocieszenia albo nie kochali tak bardzo jak ja.
Teraz ja piszę dla tych,którzy odkryli prawdę wczoraj, dzisiaj czy odkryją ją dopiero za miesiąc ,że ten ból z czasem mija,blednie.Wspomnienia pozostają ale już nie wzbudza to tylu emocji.
Każdy z nas przechodził to samo i trzeba przez to przejść by wreszcie się z tego otrząsnąć.
Chce Ci się płakać - płacz.
Chce Ci się krzyczeć - krzycz to pomaga oczyścić duszę.
Dzisiaj jestem znowu szczęśliwa - szczęśliwa ze swoim oprawcą jak wtedy go nazywałam.Bo skazał mnie za życia na śmierć - tak to wtedy odbierałam.
Nauczyłam się już nawet z tego śmiać.
Nie zadręczam się myślami czy to się powtórzy bo jeśli tak się stanie to oznaczać będzie,że nie zasługuje na mnie a ja będę miała spokojne sumienie,że uczyniłam wszystko aby ratować to małżeństwo.
Każdy z nas zasługuje na jedną szansę,każdy może zbłądzić pod warunkiem,ze tego żałuje i się stara bo od nich zależy jak tę szansę wykorzystają.
Życzę wszystkim poranionym szybkiego powrotu do zdrowia, wytrwałości w walce o siebie i nie zapominajcie ,że wszystko przecież mija.
Powodzenia.
ps.Mam wrażenie,że to się nigdy nie wydarzyło ,że był to tylko zwykły koszmarny sen i tego będę się trzymać.
Gdy w grudniu odpisałaś mi na forum, gdy byłam totalnie załamana, że ze zdrajcą można też być szczęśliwym a z czasem moje demony będą maleć-nie wierzyłam. Dziś po upływie tych kilku miesięcy wiem, że jest to możliwe. Obecnie podobnie jak Ty nie zadręczam się ciągłym wspominaniem tego co było, co nie oznacza jednak, że zapomniałam. Wyciągnęłam z tej gorzkiej lekcji życia wnioski dla siebie. Mogę powiedzieć, że zdrada mojego mężna bardzo mnie zmienia jak i nasz związek.Jednak już nie pielęgnuje urazy, zrezygnowałam z zemsty, pogodziłam się z tym miejscem w życiu w którym jestem. Ale na pewno nie zapomnę tej lekcji jakiej udzieliło mi życie, ta doznana krzywda nauczyła mnie przede wszystkim wiele o sobie samej.
Czy uda nam się być razem, pokarze czas. Na razie obydwoje próbujemy budować nasze życia od nowa.
pozdrawiam wszystkich , którzy jak ja i Electra zostali ze swoimi zdrajcami Życzę powodzenia i wytrwałości w walce o związek
Moi kochani bo w tym wszystkim cierpliwość jest najważniejszą sprawą i to by zrozumieć ,że wszystko co z się dzieje z naszym sercem,umysłem i ciałem jest naturalne.
Trzeba przez to przejść ,żeby wyjść na prostą.Te emocje, złość,panika,strach,żal,smutek i rozpacz to przecież nic innego jak zwykła rehabilitacja duszy.
Pamiętam siebie jak chciałam się obudzić następnego dnia i czuć się tak jak wszyscy, którzy pisali z takim spokojem.Zazdrościłam im tego.Jednak myśli powracały a ja traciłam wiarę,że otrząsnę się z tego koszmaru.
Nie chodziłam na żadną terapię bo nie miałam możliwości takiej ,byłam sama z malutkim dzieckiem choć czułam,że bez tego nie dam rady zwłaszcza gdy miałam te gorsze dni.
Instynkt samozachowawczy jedna obudził się we mnie i doszłam do wniosku,że należy odkryć sens tego co mnie spotkało.
Po coś przecież się to wydarzyło musiałam to odkryć bo nic nie dzieje się bez przyczyny.Udało się
Oprócz tego,że pozornie wszystko było ok odkryłam,że już dawno pogodziłam się z tym,że mój mąż osiadł na laurach i kupował kwiaty tylko na przeprosiny, rzadko prawił komplementy wręcz sporadycznie i jeszcze parę innych spraw do tego doszło.Skoro on tego nie robił to ja też.Myślałam,że może kiedyś się domyśli,że tego ,mi trzeba? Hm ...... wiem,że to było głupie myślenie i do niczego nie prowadziło.
Nauczyliśmy się mówić i wyrażać to czego pragniemy.Prawda jest taka,że w tym momencie i ja miałam "prawo " się pocieszyć lecz w przeciwieństwie do mm tego nie uczyniłam.
Najważniejsze ,że on też to zrozumiał.
Odkryłam w sobie na nowo kobietę nie tylko kucharkę ,sprzątaczkę i matkę.
Postanowiłam ,że muszę zrobić coś by wzbudzić w nim zazdrość i zasiać tę nutkę niepewności bo był za bardzo mnie pewien.Plan był taki,że zacznę od siebie bo tłumaczenia może nie trafią tak jak dowody na to ,że jednak on już nie jest całym moim światem więc zajęłam się sobą ( pisałam już kiedyś o tym ) kurs tańca, zaczęłam dbać o siebie,wychodzić, mieć tajemnice.Pilnowałam telefonu ( choć nic do ukrycia nie miałam).
Pisałam do siebie sama smsy z drugiego telefonu niby od tajemniczego wielbiciela,kwiatki też podziałały.
Pewnie był to krzyk rozpaczy o czułość , o te dowody miłości o to poczucie ,ze jestem ważna.
Teraz już nie jestem opryskliwa do mężczyzn ślących mi komplementy a zwłaszcza przy mężu ,czasem opowiem mu jakąś sytuację koloryzując wydarzenia.
Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia bo nie chciałam go denerwować i to był błąd.
Teraz wiem,że o związek należy dbać całe życie.Zaskakiwać ( obie strony) , zdobywać.Nie pozwolić by nasz związek pokrył kurz i nie ważne,ile lat jesteśmy razem czy rok ,dwa czy może 25.
Nic tak w życiu nie dodaje skrzydeł jak miłość i to uczucie,że jesteśmy ważni dla tej jednej jedynej osoby.
Bardzo mnie cieszy to, że w końcu ujawniają się osoby, którym udało się poukładać życie po zdradzie, poukładać z tym samym partnerem.
W moim związku w tym roku "stukną" trzy lata szczęśliwego życia "po" , czego i Wam wszystkim życzę z całego serca
Brandy cieszę się z Tobą ale w tym wszystkich najważniejsze jest chyba to,że po zdradzie znowu można być szczęśliwym.Nie ważne z kim ze zdardzaczami czy z nowym partnerem , być po prostu szczęśliwym.Chodzi o to by z tej twardej lekcji wyciągnąć dla siebie wnioski.
Dziewczyny dziękuję Wam za te wszystkie wpisy, są bardzo budujące. Trzeba tylko dodać, że dlatego zdecydowaliśmy się na zostanie z naszym zdrajcą , gdyż oni sami zrozumieli swój błąd i też zaczęli starać się o odzyskanie swoich partnerek/partnerów, rodzin. Zrozumieli ile zła nam wyrządzili, jak poważne konsekwencje z faktu zdrady wynikły dla całej rodziny. Tak przynajmniej było i jest u mnie. Dlatego może potrzebny był nam ten zimny prysznic. Tak jak napisała elektra w życiu wszystko dzieje się po coś. Wierzę w to głęboko, że miałam się dowiedzieć ( rok temu, 3 maja) i przemyśleć wiele spraw.
Pozdrawiam Was serdecznie
Tak...jawa czy sen....ale wystarczy tylko rozdrapać ranę i wiemy,że to się jednak stało ale owszem to już tak nie boli.Nawet potrafimy z z tej sytuacji żartować.Ja jestem też tego zdania,że trzeba ratować związek jeśli się da ale nie za wszelką cenę.To zależy od tego,czy się jeszcze kochamy,czy druga strona zrozumiała jaką krzywdę nam wyrządziła i chce nam to wynagrodzić starając się ze wszystkich sił abyśmy zapomnieli. Moja refleksja....hmmm.....wiem,że jestem kochana i to bardzo,wiem,że mąż mnie nie zdradza bo jak sam mówił po takiej traumie jaką on też przeszedł(nie było mu łatwo ze swoim sumieniem i znosić moją gorycz,złość i podłe nastroje)nawet nie ma zamiaru pakować się znowu w to bagno....bo wie czym to smakuje.A ja?....Moje uczucia?...hm....kocham..ale mam jeszcze chwile rozpamiętywania i zmienne nastroje,jeszcze potrzeba czasu który jest dobrym lekarzem( jestem teraz małym dzieckiem,które wymaga ciągłego zainteresowania,nieustającego okazywania miłości)
Niedowiarka a ile czasu uplonelo od tego wszystkiego u Ciebie? Bo u mnie jest podobnie, moj facet twierdzi ze dostal nauczke na cale zycie, mowi ze juz nie chce wiecej tego przezywac.... I z jednej strony czuje sie kochana, a z drugiej strony dopadaja mnie wspomnienia i wtedy nie moge w to uwirzyc ze mogl mi to zrobic....I wtedy sie znowu zastanawiam czy dobrze zrobilam ze znowu jestem z nim....
Niedowiarko ja też potrzebuję teraz już więcej uwagi z jego strony i tego czasem domagam się głośno ale nie dlatego ,że drżę z niepokoju czy to się powtórzy ( jak będzie chciał to znowu to zrobi i będzie cukrował jak nigdy dotąd) .Przez to wszystko uświadomiłam sobie ,że pozwoliłam mu siebie zaniedbać.Nie domagałam się czegoś więcej po za sprawami przyziemnymi.
Dom,dzieci,problemy były ważniejsze od nas a on dostawał ode mnie tyle ile dawał i koło się zamknęło.Wydawało mi się,że skoro czasem powie,że kocha,że dba o dom, dzieci to jest już wszystko a jednak chyba nie.Postawiłam pewne warunki,podzieliłam obowiązki i teraz jest nam lepiej.
Musiało chyba nastąpić to trzęsienie ziemi ,żebyśmy się wreszcie obudzili z tego zimowego snu.Jednak wszystko trzeba robić z umiarem bo kota można zagłaskać na śmierć.
Wczoraj poszłam sobie na tarota.
Czułam taką potrzebę nie traktuję tego poważnie bo w przeciągu może 19 lat ( pierwszy raz wróżono mi jak miałam 16 lat) błam 3 razy.Tak mnie coś naszło i tyle.
No w każdym razie słuchajcie czarownica powiedziała mi o kilku sprawach,które raczej nie mogły być szablonowe a mogłoby w sumie wskazywać ,że coś w tym jest ale spokojnie.
Dowiedziałam się ,że w przeciągu uwaga 13 m-c zostanę zdradzona ,oszukana ale szybko się dowiem znowu bo w swoim życiu kieruję się intuicją ,którą rzekomo posiadam.
No cóż czeka mnie 13 m-c wytężonej uwagi co bym w paranoje nie wpadła.
No a najdziwniejsze było to,że czarownica powiedziała,że my będziemy razem.Czyli,że znowu wybaczę? hm
Nigdy nie mów nigdy............
ps.nie biorę tego do siebie absolutnie napisałam to tylko tak raczej dla humoru bo to co ma się niby wydarzyć nie godzi się z tym co wcześniej napisałam
no tak w życiu człowiek nigdy nie może być pewny swojej reakcji. Wydaje nam się , że postąpimy tak a nie inaczej a potem rzeczywistość weryfikuje nasze zachowania. Całe życie twierdziłam, iż NIGDY nie wybaczę zdrady. Cóż jestem ze swoim zdrajcą i ostatnio się zastanawiałam czy wybaczyłabym kolejną zdradę...............
gabi4 napisał/a:
no tak w życiu człowiek nigdy nie może być pewny swojej reakcji. Wydaje nam się , że postąpimy tak a nie inaczej a potem rzeczywistość weryfikuje nasze zachowania. Całe życie twierdziłam, iż NIGDY nie wybaczę zdrady. Cóż jestem ze swoim zdrajcą i ostatnio się zastanawiałam czy wybaczyłabym kolejną zdradę...............
To tak, jak ze mną
Jak mantrę, powtarzałam, że gdybym została zdradzona, nie wybaczę...No cóż...zostałam zdradzona, nie wybaczyłam, ale ...sklejam ze swoim zdradzaczem to, co zostało w nadziei, że jednak uda się przeżyć wspólnie do starości...Czy dam radę ? Nie wiem...
Dziwi mnie i będzie mnie dziwić łatwość z jaką osoby zdradzające zaczynają nowe życie. Jednego dnia nie dopijają kawy w jednym miejscu po to ażeby następnego dnia nie dopić jej w innym miejscu.
Szlak mnie trafia kiedy pomyślę jak wyglądał mój miniony rok - a jak wyglądał jego rok. Zabrał mi 365 dni. Moje 365 dni było oswajaniem się z bólem, próbą odbudowania godności jako kobiety i jako człowieka z poziomu wycieraczki do butów.
Jeszcze dzisiaj słyszę jej głos w słuchawce - jaka pewność siebie! Kłaniajmy się w pas szanownej pani - celebrytka dzwoni!
I wyraz tryumfu na jego twarzy...."pyszni się pyszni..." do tej pory mam mdłości kiedy to sobie przypominam.
Sport! Kochani uprawianie sportu pomaga uporać się z całym tym bagnem, które stało się naszym udziałem bez naszej zgody.
Serdeczności!
jakich wiele napisał/a:...sklejam ze swoim zdradzaczem to, co zostało w nadziei, że jednak uda się przeżyć wspólnie do starości..
dziwne jak zmieniają się pragnienia po jakimś czasie, chyba na wskutek przeżytych doświadczeń i wielu przemyśleń bo kiedyś też tego pragnęłam,
..."razem do starości", rozczulałam się widząc dwoje staruszków w parku trzymających się za ręce, "są razem tyle lat, pewnie sobie wybaczali wiele razy" - tak myślałam,
a na dziś dzień nie wyobrażam sobie całe życie spędzić z kimś kto tak bardzo zawiódł zaufanie bo i w imię czego?
podobało mi się zdanie jakie wypowiedziała w jednym z odcinków, Samantha z serialu "Seks w wielkim mieście" rzucając partnera:
"kocham Cię ale...siebie o wiele bardziej".
Zrobiła to "tylko" dlatego że nie mogła realizować się w tym związku, tkwiła w nim z poczucia obowiązku, bo on kiedyś tak bardzo jej pomógł gdy przechodziła chemioterapię, był blisko, jednak z czasem zauwazyła że ten związek jej nie uszczęśliwia.
To tylko film ale czy nie było by nam o wiele łatwiej mając takie podejście?
Nie neguję sklejających związek po zdradzie, poddaje tylko ten temat pod dyskusję, dlaczego zostajemy ze zdrajcą?
jakie są prawdziwe przyczyny?
pamiętam że po 1 zdradzie nie wierzyłam ze sobie poradzę sama i czułam się wręcz w obowiązku wybaczyć mężowi dla dzieci, aby miały pełną, "normalną "rodzinę.
Założyłam wtedy ambitny plan, jeśli to się powtórzy - koniec, powiedziałam mu o tym i co?
nastepny raz jego wpadka (bo taki jest słaby biedaczek na wdzięki kobiet)a ja dalej mobilizacja sił aby walczyć, to naprawdę bardzo osłabia emocjonlanie, odbiera godność, dobre myślenie o sobie,
dopiero świadome rozstanie ze źródłem cierpienia rozpoczyna powolny proces odzyskiwania siebie, własnego szczęścia opartego na wierze we własne siły i możliwości,wtedy bycie czy niebycie z kimś nie ma znaczenia dla poczucia bycia spełnioną osobą jako matka i kobieta.
Dziś patrząc na starszą parę, która okazuje sobie czułość nadal się wzruszam lecz myślę że może to ich kolejny, drugi, trzeci(!) związek i dlatego są jeszcze razem i tak mili dla siebie
Edytowane przez finka dnia 01.06.2010 15:25:16
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
W połowie maja minał rok, od kiedy wiem o jego zdradzie. Niestety, daleko mi do optymizmu electry czy brandy. Rzeczywiście są okresy 9 na chwałę boską coraz dłuższe) gdy wszystko wydaje się zmierzac ku lepszemu. Ale są też chwile, kiedy wszystko we mnie odżywa - cały bol, wściekłość, gniew. Wtedy nie radzę sobie z samą sobą. i jestem nie do wytrzymania dla najbliższych. Zdrada zniszczyła mi zycie, nowego jeszcze nie umiem zbudowac. Chciałabym miec waszą wiarę i nadzieję, ale gdzieś w srodku we mnie siedzi jakaś okropna strzyga, ktora nie pozwala mi zamknąć za sobą drzwi zdrady. A zza tych drzwi nieustannie szczerzą się upiory. Walczę, bo taką mam naturę, dbam o własne ego - żeby stale było choć trochę dopieszczone. W ramach terapiii zaczęłam pisać ksiązkę, dom której zabierałam się od dawna. Nic wielkiego -ot, powieść fantasy, ale samo pisanie daje mi mnóstwo satysfakcji. Zwłaszcza,że postaci, ktore stworzyłam oparte są na ludziach mi bliskich i na mnie samej.. Nadaję więc kształt moim lękom, oswajam na kartach tej powieści dręczące mnie potwory. Zapewne nie będzie to żadne wielkie dzieło, ale przynajmniej w ten sposób spróbuje pomoc samej sobie. Moje nastoletnie dzieci są zachwycone i wciąz domagają sie dalszego ciagu. Więc pisze....
Oj Finko to dałaś mi teraz do myślenia.
Ja niby sklejam życie z moim zdradzaczem. Ale już mam problem z określeniem uczucia do niej. Jeśli ono jest. Mam cały czas wrażenie że nawet jeśli poskładam to wszystko razem to i tak nie będę szczęśliwy.
To po co składać? W imię poświęcenia się dla innych bliskich (dzieci)?
A może powinienem popatrzeć tylko na siebie i zadbać o siebie. Bo jeśli ja będę szczęśliwy to i wszyscy wkoło może będą szczęśliwi.
zagubiony32 napisał/a:
mam problem z określeniem uczucia do niej. Jeśli ono jest. Mam cały czas wrażenie że nawet jeśli poskładam to wszystko razem to i tak nie będę szczęśliwy.
...no właśnie...
Dałam nam szansę, próbuję zapanować nad powracającymi falami złych wspomnień i towarzyszącej im złości. Coraz częściej mi się to udaje, choć czasem jeszcze dopada mnie uczucie rezygnacji...Ale nawet w te "dobre dni" nie potrafię nazwać, co czuję do mojego zdradzacza...Kilkanaście tygodni temu pisałam, że mam wrażenie, że niczego nie czuję, na zasadzie jakiegoś znieczulenia...Od tamtego czasu niewiele się zmieniło...Powoli zaczyna mnie to niepokoić, że trwa to tak długo...Czy tak już zostanie ? Jaki byłby cel moich męczarni, by poskładać nasze małżeństwo, skoro miałabym i tak nie być szczęśliwą ? Zaczynam się dusić w tym wszystkim...
podobnie jest u mnie..... totalne znieczulenie......
zaczęłam uciekać w pracę i tutaj chyba liczę na odbudowanie mojego poczucia wartości.
Mój zdrajca właśnie w czwartek wraca do domu po 2 m-cach nieobecności a ja nie czuję po prostu nic.... Dlatego każdego dnia zastanawiam się czy faktycznie po zdradzie można być szczęśliwym ze swoim oprawcą. Chyba jednak nie.........