Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Żona mnie zdradzała. Nie układało się w naszym związku, oddaliliśmy się, żyliśmy razem, ale osobno. Zgubiliśmy gdzieś po drodze sens bycia rodziną, może za długo zwlekaliśmy ze ślubem...
No i któregoś dnia żona powiedziała mi, że nie chce już ze mną być, że mnie nie kocha już od dawna i że to koniec. A ja nagle doznałem olśnienia, wszystko do mnie dotarło, wszystko czego brakowało. Wyprowadziłem się, bo moje błagania o szansę, zapewnienia nie działały, szła w zaparte, że chce być sama. Atmosfera w domu beznadziejna, spanie osobno etc...
Ale nie odpuściłem, drążyłem temat, podszedłem ją i okazało się, że kogoś ma. To tak bardzo, bardzo w skrócie.
No i jak się to okazało, to choć jeszcze dzień po tym jak się dowiedziałem, ona szła w zaparte, ja już zdążyłem spisać małżeństwo na straty, zdążyłem zabrać resztę rzeczy, być następnego dnia u prawnika, u doradcy finansowego, u psychiatry...
I nagle ona do mnie pisze, że mnie przeprasza, że działała jak w transie, że wszystko jej się pomieszało, że przestała wierzyć, że może być ze mną lepiej, że przy nim poczuła się ważna, piękna, mądra, potrzebna i te wszystkie inne bajery. Przyznaję, przy mnie mogła tego nie czuć, ale nigdy nie sądziłem, że aż tak bardzo...
No i po kilku rozmowach, lamencie, płaczach, krzykach, w końcu jakiejś rozmowie na spokojnie, postanowiłem być z nią dalej, niby na próbę, ale nasze uczucie jakby odżyło - kocham ją, widzę, że ona mnie też, stara się odkupić swoje winy, jest żoną idealną, a ja staram się być idealnym mężem.
Ale to nie daje mi spokoju. Jej romans trwał miesiąc, wyprowadziłem się w połowie tego czasu, nie mieszkałem w domu 2 miesiące, a właściwie już po tygodniu od tego jak ją olśniło, można powiedzieć jesteśmy razem. Czytając o etapach po zdradzie, mam wrażenie, że przegapiłem je wszystkie, wskakując od razu do ostatniego. I choć jest mi z nią dobrze, jest nam dobrze, to ja ciągle o tym myślę, ciągle sobie wyobrażam, ciągle robię retrospekcję tego miesiąca, myślę kiedy z nim była, ile razy był u nas w domu, ile razu ona u niego, ile czasu spędzili razem, które jej wyjście było z nim, a które faktycznie z koleżanką.
Ona nie chce o tym rozmawiać, mówi, że chce zapomnieć, że to jej porażka, że chce żyć przyszłością. No i fajnie, ale to się jednak stało, nie da się udawać, że tego nie było, choć widzę, że ona by tak chciała.
Czy powinienem drążyć temat? Pytać, zrobić retrospekcję w oparciu o fakty, przeanalizować z nią ten miesiąc, dowiedzieć się wszystkiego? Od kiedy dokładnie, jak to się stało, ile razy spotkała się z nim zanim oświeciła mnie, że z nami koniec, ile jej wyjść było z nim, do niego, ile razy był w naszym domu po mojej wyprowadzce, etc... Powinienem? Chcę wiedzieć, bo domysły mnie dobijają. Ale jak daleko w tych faktach się posuwać, ile drążyć? Pytam tu, bo pewnie przynajmniej niektórzy tu byli zdradzeni, czy ktoś wybaczył? Czy ktoś z tym żyje dalej? Da się? Czy kiedyś mija ten stan?
Czy powinienem drążyć temat? Pytać, zrobić retrospekcję w oparciu o fakty, przeanalizować z nią ten miesiąc, dowiedzieć się wszystkiego? Od kiedy dokładnie, jak to się stało, ile razy spotkała się z nim zanim oświeciła mnie, że z nami koniec, ile jej wyjść było z nim, do niego, ile razy był w naszym domu po mojej wyprowadzce, etc... Powinienem? Chcę wiedzieć, bo domysły mnie dobijają. Ale jak daleko w tych faktach się posuwać, ile drążyć? Pytam tu, bo pewnie przynajmniej niektórzy tu byli zdradzeni, czy ktoś wybaczył? Czy ktoś z tym żyje dalej? Da się? Czy kiedyś mija ten stan?
Dla Twojego dobra, radziłbym nie drążyć tematu. Masz dwa wyjścia - cieszyć się życiem i rodziną, albo... wpuścić demony przeszłości do swojego życia, z którymi nieliczni potrafią się uporać. Ja bym nie ryzykował - lepiej machnąć na te wszystkie szczegóły ręką i o nich nie wiedzieć. Tym bardziej, że to tylko przeszłość - a relację z żoną budujesz teraz i na przyszłość.
Poza tym, każdy ma prawo do popełniania błędów - dobrze, że uczy się je dostrzegać.
Mam kumpla, dziwkarz był w akademiku jakich mało i seksoholik. Teraz może być statecznym mężem i ojcem, bo nie ma już niczego, co skusić go może poza związkiem i rodziną. To też jest cenna lekcja. Taką samą też otrzymała Twoja żona, choć nikt takiej nie pragnie.
Niektórzy też twierdzą, że jak zdradziła to znowu zdradzi. Na dwoje zawsze babka wróżyła. Jeśli żona nie trafia na orbitę męskiego zaniedbania, to wcale nie musi poszukiwać zdrady. Ale jak ją dociśniesz o szczegóły, dowiesz się rzeczy jakich lepiej nie wiedzieć, to sam zaczniesz się tym katować tak jak teraz - a w rezultacie, ona będzie non stop czuła ten ogromny dystans między Wami i te demony w Tobie. A to już może być wystarczającą motywacją, by zmienić męża na nowego, który ją doceni i nie będzie żył przeszłością, nie będzie non stop wypominał, itd...
Witaj, niechcący zrobiłeś coś ważnego. Swoją wyprowadzką dałeś żonie wybór-chcesz kochanka, droga wolna. I najprawdopodobniej kochanek wycofał się ,dlaczego miałby dać te wszystkie bajery, które sprzedawał by mieć darmowy sex. Taki jest najczęstszy scenariusz. Jak myślisz, dotyczy także Twojej żony?
Siedzi w Tobie sporo niepewności, czy aby dobrze zrobiłeś wybaczając. Tym bardziej, że wszystkie informacje, jakie masz musiałeś sam wydrzeć. Wybaczenie to piękna rzecz. Istotna jest jednak podstawą na jakiej wybaczysz. To także proces, zaczyna się od decyzji, ale musi trochę potrwać.
Wydaje mi się niepokojące zamiatanie zdrady pod dywan przez żonę. Wręcz krycie faktów, kochanka. Ważna powinna być przecież jej gotowość do opracowania i przepracowania problemu. Zwłaszcza, że tutaj Ty jesteś poszkodowany, Ty masz w tej chwili niezłą sieczkę tam, gdzie dotąd było poukładane.
Masz przed sobą niezły orzech do zgryzienia. Mężczyźni to wzrokowcy i pamięciowcy. Gdy dostaniesz wreszcie interesujące Cię informacje, mogą Cię przygnieść i gnębić bardzo długo.
Nie zgadzam się z Ramirezem, że dla samego poczucia posiadania rodziny, żony można zapomnieć o wszystkim. To żadnego problemu nie rozwiązuje, a wręcz zbyt łatwe i miękkie wybaczenie jest gwarancją powtórki. To tak jakby żona wymagała od ciebie czegoś, czego sama nie jest w stanie dać.
Powtórzę, zdradę należy przepracować, zarówno przyczyny, i to te leżące także po jej stronie, nie tylko same Twoje zaniedbania. Ale także przebieg, proces okłamywania Ciebie. Do odbudowy zaufania potrzeba szczerości. Tej brakuje. Sami możecie mieć problemy z dojściem do ładu. Pomyśl o terapii małżeńskiej, osoba z doświadczeniem może sporo pomóc.
Właśnie o to chodzi. To nie trwało długo i było stosunkowo niedawno. Wszystko co do mnie mówiła, jak bardzo źle było jej ze mną przez ostatnie lata i inne straszne rzeczy, wryły mi się w pamięć na tyle, że pamiętam każde słowo, każdy gest, każdy dzień, choć wtedy czas przelewał mi się jak przez palce, nie wiedziałem nawet który jest dzień tygodnia, dni zlewały mi się z nocami, mało spałem, mało jadłem, no ogólnie wrak. Teraz jak wiem co się wtedy działo z nią, przypominają mi się momenty jak jeszcze mieszkałem w domu i pamiętam jej uśmiechy nad telefonem, wyjazd "z koleżanką" na jakieś targi, wyjścia z domu. Wtedy mówiła mi, że to dlatego, że ode mnie ucieka, ja też wtedy dużo wychodziłem, żeby zrobić jej miejsce, dużo myślałem, zrobiłem taki rachunek sumienia, że chyba tylko ktoś będący w podobnej sytuacji może zrozumieć. Wyprowadziłem się, bo widziałem opór, nie chciałem, ale musiałem, chciałem jej dać odetchnąć od dotychczasowego życia, ode mnie... Chciałem żeby zatęskniła, żeby sobie przypomniała, że dobrze też bywało. Gdybym tylko wiedział, ufałem jej bezgranicznie, ufaliśmy sobie...
Nie chcę znać szczegółowych szczegółów, choć wiadomo, każdy by chciał wiedzieć. Chodzi mi bardziej o to kiedy kłamała, jak sobie wyobrażała życie z tym człowiekiem, kim on w ogóle jest i co jej naobiecywał, że tak bardzo popłynęła w ten trans. Chciałbym wiedzieć co by było, gdybym nie drążył, gdybym odpuścił a ona by brnęła dalej w ten "związek". Byliśmy na skraju rozwodu, nikt nie potrafił zrozumieć co się z nią dzieje, nawet jej matka mówiła, z którą zawsze miała bardzo bliski kontakt, mówiła, że to jakiś amok, ja też, jeszcze mieszkając w domu, sugerowałem wizytę u specjalisty, bo to wyglądało jakby ona przechodziła jakieś załamanie nerwowe, które objawia się w taki sposób, przez ten miesiąc to nie była moja żona, to była jakaś obca mi osoba, działająca totalnie irracjonalnie, bez sensu...
Przepracować zdradę, ona chciała by to wyprzeć, jest jej wstyd przede mną, przed sobą, przed naszymi rodzinami, znajomymi. Wstyd jej, że dała się omotać obcemu mężczyźnie, że potrafiła postawić na ostrzu całe swoje życie, w imię czego, no właśnie, to chciałbym wiedzieć...
Z drugiej strony, tak, jak pisałem, jest naprawdę dobrze, widzę jak się stara, każda próba rozmowy o tym kończy się płaczem, mówi, że nie chce do tego wracać, chce zapomnieć, chce budować ze mną nowe życie, małżeństwo od początku, może faktycznie psycholog...
Z jednej strony, gdyby było między nami dobrze, gdybym nie miał sobie nic do zarzucenia, gdybym się starał, tak jak ona się starała (tak, dawała mi sygnały, że jest jej źle, bagatelizowałem...), to byłoby mi ciężko nawet na nią spojrzeć, ale w tej sytuacji czuję wręcz przeciwność tego, czuję nieodpartą potrzebę udowodnienia jej i sobie, że może być dobrze, że nie potrzeba nikogo innego żeby było dobrze. Dla niej to nie była odskocznia od codzienności, wieczorami stary mąż, nocami nowy chłopak, ona po prostu już nie chciała ze mną być, straciła moc naszego związku, chciała innego, co tu dużo mówić, lepszego. Wkurza mnie, że tak łatwo dała sobie wmówić i tak łatwo poddała się jakiemuś zauroczeniu, ale to zawsze była uczuciowa dziewczyna, a koleś trafił na podatny grunt, jakiekolwiek miał zamiary.
I to też chciałbym wiedzieć, chciałbym znać właśnie ten przebieg. To źle? Nie powinienem? Chcę, ale mam wątpliwości czy tak to powinno wyglądać. Nie potrafię przejść do porządku dziennego ot tak, nie ma dnia żebym o tym nie myślał, żebym się nie zastanawiał "czy to wyjście wtedy to było na pewno tam gdzie mówiła"... Ech... Nikomu nie życzę...
Terapia owszem by przepracowac to wszystko co do zdrady doprowadziło.
Twoje i jej zachowanie,kłamstwa,oddalenie.Bo następnym razem nie będzie co zbierać.
Na pytania o sam przebieg zdrady,ile,gdzie,jak itd miałeś czas.I myślę że ten czas minął w momencie kiedy postanowiłeś wrócić/wybaczyć/,naprawiać.
Zanim wróciłeś trzeba było drążyć,pytać i od tego uzależnić powrót,by wiedzieć co wybaczasz.Bo to ze ona i wtedy i teraz miga się od odpowiedzi jest oczywiste,ale przed powrotem mogłeś stawiać warunki.
Jaki teraz ma sens analiza samego romansu w kontekście Twojej decyzji podjętej jednak w ciemno?
Było źle przed zdradą i nad tym pracujcie z terapeutą..,,Nie układało się w naszym związku, oddaliliśmy się, żyliśmy razem, ale osobno. Zgubiliśmy gdzieś po drodze sens bycia rodziną..."Teraz się odnaleźliście.
Masz do przerobienia ileś lat swojego związku a Ty chcesz się skupiać nad miesiącem kiedy Cię w tym związku nie było?
Ty chcesz wiedzieć co siedzi w jej głowie.Tego się nie dowiesz nigdy.
Ja podjąłem próbę odbudowy po zdradzie. Trochę w sumie nasze historie mają wspólnego.Mam zdanie przeciwne do Nox- z całym szacunkiem.
Ma prawo wracać do zdrady.Ma prawo pytać.I nawet musi to zrobić.
I tylko w wypadku gdy postanowił ,że spróbuje zacząć od nowa ma prawo do tego wracać.Gdyby postanowił się rozstać to takie pytania nie miałyby sensu.
Masz prawo wielokrotnie zadawać te same pytania.I źle rokuje próba uchylenia się żony od tego typu rozmów.Dla niej jest to trudne.Ale skoro ona nie jest w stanie dla dobra związku wziąć tego na barki to znaczy ,że nie jest w stanie dla Was wiele zrobić, skoro nie stać jej na to poświęcenie.Ergo nie zależy jej.
Ja widzę coraz mniej szans na przetrwanie mojego związku po zdradzie.
Może jednym z problemów jest to ,że to zwiazek na odległość.Widzimy się miesiąc w roku średnio.Ale to nie tylko to.Przyczyny są chyba głębsze.
Ale chyba powinienem to dopisać do własnej historii.
,, tylko w wypadku gdy postanowił ,że spróbuje zacząć od nowa ma prawo do tego wracać..."oczywiście że w takim przypadku.Ale moim zdaniem powinien był to zrobić zanim się wprowadził,zanim stali się ,,idealną żoną i mężem"
trash, Twoja zona zdradzila, bo myslala, ze to bedzie cos waznego. pewnie wydawalo jej sie, ze jest zakochana. w tym stanie wszystkie Twoje wady urosly do niebotycznych rozmiarow. romans dosc szybko sie skonczyl. zdala sobie sprawe, ze to nie bylo wcale wazne albo kochanek ja zostawil. chcialbys, zeby opowiedziala Ci wszystko ze szczegolami, a ona bedzie sie przed tym bronic. boi sie Twoich reakcji i wstydzi sie tego, co zrobila. jej szczerosc musi byc przefiltrowana przez system obronny. przeciez nie chce Cie stracic ani nie chce myslec o sobie bardzo zle. jesli tak bardzo zalezy Ci na faktach, to moze sprobuj zapisac swoje pytania na kartce. wydaje mi sie, ze latwiej bedzie jej odpowiedziec, nie patrzac Ci w oczy. i moze jeszcze warto by bylo dobrze przemyslec te pytania, co naprawde chcesz wiedziec i czy uwierzysz w odpowiedzi. miedlenie tygodniami, miesiacami, latami tego samego tematu to chyba nie jest najlepszy pomysl. zostawienie bez odpowiedzi Twoich pytan tez. musicie jakis kompromis wypracowac.
Tulia napisał/a:
trash, Twoja zona zdradzila, bo myslala, ze to bedzie cos waznego. pewnie wydawalo jej sie, ze jest zakochana. w tym stanie wszystkie Twoje wady urosly do niebotycznych rozmiarow. romans dosc szybko sie skonczyl. zdala sobie sprawe, ze to nie bylo wcale wazne albo kochanek ja zostawil. chcialbys, zeby opowiedziala Ci wszystko ze szczegolami, a ona bedzie sie przed tym bronic. boi sie Twoich reakcji i wstydzi sie tego, co zrobila. jej szczerosc musi byc przefiltrowana przez system obronny. przeciez nie chce Cie stracic ani nie chce myslec o sobie bardzo zle. jesli tak bardzo zalezy Ci na faktach, to moze sprobuj zapisac swoje pytania na kartce. wydaje mi sie, ze latwiej bedzie jej odpowiedziec, nie patrzac Ci w oczy. i moze jeszcze warto by bylo dobrze przemyslec te pytania, co naprawde chcesz wiedziec i czy uwierzysz w odpowiedzi. miedlenie tygodniami, miesiacami, latami tego samego tematu to chyba nie jest najlepszy pomysl. zostawienie bez odpowiedzi Twoich pytan tez. musicie jakis kompromis wypracowac.
O ile jest łatwo wykryć romans ,praktycznie od razu gdy ludzie są sobie bliscy, to w wypadku gdy żyją osobno, druga strona moze się nie zorientować w ogóle.Więc ciężko tak naprawdę dowiedzieć się ile trwał - czy zakończył się szybko czy też niezupełnie.
Poza tym dojrzały i trafny post.
Widzisz Tulia.Problemem jest dysonans pomiędzy faktami , które znasz i sobie uświadamiasz , odczuciami opierającymi sią na intuicji , a będącymi pochodną zachowań partnera /partnerki , a werbalną historią zdrady , która przefiltrowana dociera do uszu zdradzonego.Intuicja -cokolwiek to nie jest i jakkolwiek nie działa- wyłapuje takie rozbieżności dosyć sprawnie.
Skutek to brak stabilności emocjonalnej i wypalenie się w celach obronnych emocji.Wszystkich emocji zwiazanych z partnerką/partnerem.Także tych , mogących stać się w przyszłości fundamentem nowego związku.
tak, Skoobi, ale musisz sie zgodzic, ze nawet gdybys mogl obejrzec wszystko, co zrobila Ci niewierna z kochankiem, nadal nie mialbys calej wiedzy. nie da sie wejsc czlowiekowi do glowy i obejrzec emocji, uczuc, ktore nim kierowaly. fundamentu zwiazku nie da sie zbudowac na tym, co bylo destrukcyjne. szczegolnie, ze i uczucia i emocje sie zmieniaja. mozna nie wybaczyc i mozna wybaczyc z przekonaniem, ze tak jest w istocie, a pozniej jednak sobie z tym wszystkim zlym nie poradzic. ale na pewno nie ma sensu masochistycznie robic sobie krzywde, rozdrapujac rany w kolko przez lata.
I to jest właśnie to -intuicja. Prostym, by było wybaczyć niewiernej tak z miejsca i na jej życzenie. Ale coś nie daje spokoju. Brak zaufania, który trzeba zmienić na zaufanie. Jakkolwiek to zabrzmi-wybaczenie w pięć minut i z udziwnionymi oporami zdradzacza jest dobre dla jeleni. Na wybaczenie trzeba zasłużyć, nie puszczenien paru łezek ,paroma sloganami, a wytrwałością, poświęceniem, nawet kosztem dotychczasowych przywilejów. Nie chodzi o wykrwawienie zdradzadzacza. Chodzi o potwierdzenie tych jakże często wypowiadanych słów "zrobię dla Ciebie wszystko , tylko daj mi szansę" . Jeśli jest cena za zdradę, to należy ją zapłacić. Może za ostro?
Mi wystarczyłoby tylko wejście do głowy.Reszta mi do niczego niepotrzebna
Tylko ,że jest jeden problem.Pomimo mechanizmu wspólnego dla wszystkich zdrad to radzenie sobie z nią to sprawa indywidualna.Jedni potrzebują więcej a inni mniej czasu.I ciężko jest podjąć decyzję , kiedy należy się rozstać bo po prostu się nie udało , a kiedy uda się pojawiające się trudności pokonać.
Nie ma uniwersalnego kryterium.
Ano nie ma jednej drogi, bo każdy jest inny. Dlatego twierdzę jak ważna jest gotowość zdradzacza do poświęcenia, zrozumienie jakiego syfu narobił/narobiła. A szczegóły? Jest mnóstwo historii gdy te szczegóły najzwyczajniej zabiły. Zwłaszcza zdradzonych mężczyzn. I trwało to nieraz latami. Jeśli zdradzony tego nie wie, a niby skąd ma taką wiedzę posiadać, niegłupia byłaby kontrola przez psychologa, księdza czy kto tam kogo woli. Spojrzenie z zewnątrz. Ja swoje szczegóły drogo opłaciłem, o dziwo pomogło. Ale nie byłem z tym sam.
Powiedzmy, że szczegóły są jak te kamienie, które dość mocno będą nas obciążały.
Istnieją dwie opcje - te kamienie ładujemy do plecaka, i uginając się pod nimi, musimy jakoś z nimi żyć. Z czasem, kolejno stają się nieważne, odrzucamy je, może zapominamy, więc plecak robi się coraz lżejszy i lżejszy - a po latach można w końcu złapać oddech i powiedzieć: poradziłem z tym sobie. Wreszcie upragniony spokój i ulga.
A można równie dobrze, machnąć na to ręką, nie zakładać tego plecaka, te kamienie, które tkwią może już w kieszeniach, porzucić i poczuć się wolnym od wszelkiego zbytecznego ciężaru.
W momencie jak wyprowadzałem się z domu, po tych jej wszystkich słowach - że mnie już nie kocha, że od 2 lat się męczy ze mną i umiera od środka, że chce zrobić coś dla siebie, chce być wolna etc., na swój sposób ją podziwiałem. Była naprawdę przekonująca w tym co mówi, była silna, zdecydowana, nieugięta. To ja zawsze kontrolowałem ten związek, nie byłem tyranem, ale muszę stwierdzić, że faktycznie tego oddechu jej nie dawałem, traktowałem ją trochę jak małą dziewczynkę, zawsze było po mojemu, na swój sposób zawłaszczyłem sobie ją, przykleiłem ją do siebie i moment, w którym powiedziała "nie" był dla mnie jak kubeł zimnej wody, nigdy w taki zdecydowany sposób nie postawiła się przyjętym przez nas (mnie?) regułom, nigdy nie była tak silną kobietą.
Potem okazało się, że tak naprawdę była słaba, dała się omotać na tyle mocno, że całe swoje życie wywróciła do góry nogami dla obcego typa, którego ledwo co znała.
Z jednej strony jakoś łatwiej mi to sobie wytłumaczyć w ten sposób - nie chciała już ze mną być, wygarnęła mi to prosto z mostu, chciała mnie wymazać z życia i zacząć coś nowego, lepszego (jakakolwiek jest prawda, tak jej się wtedy wydawało). Niż jakby było tak - była ze mną z przywiązania, na boku kręciła z obcym typem dla sportu, dla oderwania się od codzienności ze mną, w nocy piękny nieznajomy a potem powrót do starego życia i tak w kółko - przez miesiące, lata...
Co nie zmienia faktu, że kłamała, kręciła, postawiła z jednej strony szali całe swoje życie, rodzinę, właściwie dwie rodziny + ta nasza, a z drugiej zupełnie obcego człowieka, poddała się temu wszystkiemu bez zastanowienia (choć wtedy twierdziła, że wszystko dobrze przemyślała), była totalnie nierozważna, działała irracjonalnie, nikogo nie słuchała.
Ten typ jest z innego miasta, co nie ułatwiało im spotkań. I tak analizując wczoraj ten jej wyjazd "na targi" z koleżanką, jeszcze zanim mi powiedziała że to koniec, stwierdzam, że ona tam nie była, była u niego. Sprawdziłem smsy, które pisała do mnie, sprawdziłem rozkłady jazdy no i na bank nie była tam, gdzie mówiła.
To są właśnie te szczegóły. To chcę wiedzieć. Od kiedy dokładnie to trwało, jak to się stało, że w ogóle się to zaczęło, kim on jest i co jej naobiecywał, jak sobie wyobrażała życie z nim, trochę mam to chaotycznie w głowie, może faktycznie zapisanie tego jest dobrym pomysłem.
Wcześniej nie wspomniałem, ale mamy córkę, 5 lat. Mała bardzo cierpiała jak się wyprowadzałem, choć mówiłem jej, że wyjeżdżam tylko do pracy. Często się z nią widziałem, zawsze pytała kiedy wrócę do domu. To było najtrudniejsze, nawet teraz łzy cisną mi się do oczu jak o tym myślę. I nawet to nie powstrzymało mojej żony przed tym wszystkim. I tym bardziej dlatego chcę wiedzieć jak to się stało, że była w stanie wpuścić obcego człowieka do naszego domu, do domu naszej córki, chciała układać sobie z nim życie. Choć twierdzi, że nigdy się nie widzieli, to tym bardziej zastanawia mnie jak to sobie wyobrażała.
Nie wiem czy chodzi mi bardziej o szczegóły, czy bardziej o przebieg tego co działo się w niej, wyciągnięcie z niej motywów działania, między innymi dlatego żeby wiedzieć z czym walczę. Czy chodzi mi bardziej o fakty, czy o uświadomienie jej jak irracjonalnie postępowała, jakie to było, na swój sposób, niebezpieczne dla niej i dla Małej.
Może trochę nielogicznie klecę to, co piszę, ale taki mam właśnie rozpierdziel w głowie.
Chcę wiedzieć, ale jednocześnie chcę spokoju. Z drugiej strony obawiam się, ze póki tego nie przewałkuję, to nie zaznam spokoju.
Ktoś tam na górze pisał, że jak wybaczyłem, to nie powinienem wracać. Ale ja nie wiem czy wybaczyłem, nie jestem jeszcze w miejscu, w którym mogę powiedzieć "było, nie jest", na pewno nie zapomniałem i długo nie zapomnę. Domysły mnie dobijają, to było naprawdę niedawno, we mnie jest ciągle świeże, 22 marca wyprowadzałem się z domu.
chowanie glowy w piasek i bagatelizowanie zdrady sa chyba typowe dla zdradzaczy obu plci.
poza spisaniem pytan i byc moze odpowiedzi radze tez, zebys postaral sie byc opanowany podczas rozmowy z nia. pewnie to bedzie trudne.
czlowieka, ktory sie wscieka, piekli i zaczyna w zlosci gadac co mu slina na jezyk przyniesie, nie mozna traktowac powaznie. mozna sie go bac lub z niego smiac w duchu, a na pewno przestaje sie go szanowac. nie trac jej szacunku, tylko dzieki niemu mozesz dowiedziec sie prawdy.
unikaj manipulacji tym, co ona Ci powie. nie przeinaczaj faktow, nie dopasowuj do swojej teorii. jesli cos sie nie zgadza, zapytaj o to. a pozniej daj sobie czas, zeby te wiedze przetrawic i sprobowac z nia byc albo odejsc. nie decyduj pochopnie i od razu.
Strasznie się skupiłeś na jednym aspekcie zdrady.
Droga do zrozumienia, albo przynajmniej pogodzenia się ze zdradą to nie tylko przesłuchanie zdradzacza. Możesz nawet się uprzeć i zatargać niewierną na wykrywacz kłamstw, znaleźć serum prawdy (trochę pojechałem ). Czy aby na pewno o to chodzi?
Podstawowym problemem bywa poczucie utraty wartości. Pojawiają się pytania dlaczego ja, czemu nic nie widziałem, czy on był lepszy i wiele innych. Nad poczuciem swojej wartości pracujesz sam, nie szukaj potwierdzenia w jej słowach, czynach. Na forum jest sporo tematów o poczuciu wartości, poszperaj, poczytaj. Dojdziesz do tego, że część Twoich pytań będzie niepotrzebnych.
Pytasz jak ona mogła się tak zapomnieć, stracić logikę. Byłeś kiedyś pijany? Widziałeś co ludzie wyrabiają na haju? Twoja żona była mniej więcej w takim stanie. Jak alkoholik lub ćpun, nie dość że bez rozumu to coraz bardziej brnęła w swój romans. Podobnie jest z "leczeniem". I możesz ją kochać jak wariat, chcieć wierzyć, usuwać wątpliwości, ale dopiero swoista terapia pozwoli poznać przyczyny, pogodzić się. Owijanie w bawełnę na nic się zda.
Zdrada ma swoje przyczyny, ale za zdradę jest odpowiednia jedna osoba. Brzmi jak slogan, ale jest powtarzane tutaj jak mantra. Ani Ty, ani Twoja doskonali nie jesteście. Warto sobie pewne rzeczy powyjaśniać, pozmieniać na lepsze. Doszło też zapewne, że się oboje nie znacie. I nigdy nie poznacie do końca. Nie na wszystkie pytania otrzymasz odpowiedź.
I na koniec to, na co zapewne czekasz. Z mojego doświadczenia. Setki razy podejmowałem próby rozmów, wręcz wyciągnąłem informacje. Na krótką metę pomaga. Skutecznie pomoże, gdy żona sama przyjdzie do Ciebie, sama dokona swojej spowiedzi, takiego oczyszczenia. I nie wszystko zrozumiesz, pojmiesz, ale myślę że wystarczy. Mi wystarczyło. Jedyne co możesz uczynić, to dać jej do zrozumienia, że taka rozmowa jest potrzebna. A jak to się skończy? Przyjmiesz jej prawdę i zaczniecie budować od nowa, albo się nie pogodzisz i wówczas nie ma co przeciągać. Takie męczenie siebie i innych nie powinno trwać wiecznie.
Post doklejony:
I jeszcze małe ostrzeżenie. Zdarzają się zdradzeni do tego stopnia niepogodzeni ze zdradą, że w swoim szukaniu jak to jest i poczuciu krzywdy, chęci wyrównania rachunków sami zdradzają. To raczej droga do nikąd, a kłopoty i naprawianie razy dwa.
Tulia napisał/a:
Skoobi, skoro nie kochasz swojej zony, to po co sie tak meczysz?
Skoobi, skoro kochasz swoja zone, czemu sie tak zadreczasz?
Wybacz ,że teraz nie rozwinę teraz odpowiedzi z braku czasu.Postaram się wrócić do tematu dopisując do swojej historii kolejną.
A zamiast tego zadam Ci pytanie.Jak zdefiniujesz miłość? Bo o ile ja 20 lat temu byłem pewien co to znaczy , to teraz jedyne co mogę powiedzieć , to że wiem że nic nie wiem.Nie wiem po czym poznać uzależnienie od drugiej osoby, jak odróżnić je od miłości? W związku czegoś mi brakuje.Nie potrafię tego - przynajmniej na razie- jasno zdefiniować.
A po co się męczę , albo zadręczam ? A to na stare lata jest sens nowego wroga sobie szukać , jak ma się wypróbowanego starego ?
Bardzo cenne przemyślenia wszystkich.
Trash, świetnie to opisałeś, to schemat mniej lub bardziej wspólny dla wielu przypadków.
Oboje musicie przewartościować postrzeganie świata tak, aby nie tylko dało się żyć, ale by być szczęśliwym.
Nikt za nikogo tego nie zrobi.
Możesz tylko przypilnować, żeby od tego nie uciekła za szybko; żeby to przepracowała, poukładała sobie w głowie i tyle;
Możesz zadawać pytania, ale odpowiedzi dużo cenniejsze będą dla niej niż dla Ciebie; nie musisz znać wszystkich odpowiedzi, czasami nie warto;
Domysły ? Chcesz wszystko wiedzieć ? pewnie żeby znaleźć jakieś okoliczności uprawiedliwiające czy pomniejszające to co się stało;
Możesz drążyć temat w nieskończoność; możesz założyć najgorsze i próbować to zrozumieć i zaakceptować;
Pamiętaj, że nie stało się to przeciwko Tobie, zrobiła to dla siebie; Teraz tylko ona może ustalić, czy było warto i jak dalej chce żyć ?
Post doklejony:
Skoobi, może bliskości Ci brakuje ?
Słowo kocham, to jedno z najbardziej uniwersalnych słów w kodzie porozumiewania sie człowieka, choć dla pełnej są jakieś konkretne składowe;.
W miłości chyba nie warto być analitykiem. Ważne, że coś się tam czuje, co pozwala na utrzymanie więzi, która nam odpowiada. Wtedy kochasz. Nie odpowiada ? Nie kochasz
W różnych okresach, u różnych ludzi miłość oparta jest na :..czym innym
To może być pożądanie, seks, intymność, wspieranie się, przyjaźń, przyzwyczajenie, uzależnienie itd..