Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Ciekawi mnie pewne zagadnienie w towarzyskim półświatku, o którym mam raczej wyrobioną opinię, a chętnie poznam i waszą, oraz ewentualnie doświadczenia z tym związane. Głównie dlatego, bo własne doświadczenia mam nikłe, z racji tego, że mam dopiero 20 lat, i w meandry relacji damsko-męskich dopiero wchodzę. Chętnie podejrzę więc, jak to wygląda w waszym barwnym, "dorosłym" życiu.
Chodzi mianowicie o stopień wzajemnego przyzwolenia partnerów na towarzyskie kontakty międzypłciowe. Wiadomo, że jakaś tolerancja w tym względzie musi istnieć, w celu normalnego funkcjonowania, choćby w pracy. Zastanawia mnie jednak, co w przypadku, gdyby wasz partner/ka chciał na przykład spotkać się sam na sam z osobnikiem przeciwnej płci, którego wiażą z nim rzekomo tylko relacje koleżeńskie.
Nie przypadkiem pytam o to akurat na zdradzeni.info, bo wiadomo, co najczęściej w opisywanych tu historiach wynika z tego typu umizgów do obcych samców/samic. Zastanawiało mnie zawsze, jak małżonkowie mogą na przykład przyzwalać na jakieś osobiste "sresemesiki" ze znajomymi przeciwnej płci, czy imprezy w gronie różnopłciowym.
Przyznam, że ja osobiście jestem pod tym względem wyjątkowo nietolerancyjny, i chciałbym żyć w założeniu, że związek z prawdziwego zdarzenia polega na obupólnym daniu sobie tego spokoju ducha, w którym nie trzeba się zastanawiać, czy aby kochany/kochana nie uprawia jakichś "niewinnych flirtów" za naszymi plecami. Wiadomo, że ludzie mają różne nastawienie do kwestii wierności, i tam, gdzie dla jednego zaczyna się niewinny flircik, dla drugiego kończy się już zdrada. Wiadomo też, że nie wszyscy obcy nam ludzie mają takie samo poszanowanie dla wierności małżeńskiej, jak my, i zwyczajnie mogą mieć fakt, że nasz ukochany jest z nami w związku w głębokim poważaniu, mimo to czyniąc pewne kroki, które dla nas nie będą akceptowalne, a o których przez dłuższy czas i tak się nie dowiemy, ze względu na "tajemnicę korespondencji", i tego rodzaju bzdury.
Często mówi się o tym, że ludzie mają "przyjaciół" przeciwnej płci, z którymi nie łączą ich żadne intymne uczucia, a których nie chcieliby porzucać. Dla mnie taka sytuacja byłaby jednak wysoce niekomfortowa. Nawet przy założeniu, że fakycznie mej oblubienicy nie wiąże z owym przyjacielem - którego nie znam wcale, albo mało - nic szczególnego, nie chciałbym, by miała ona możliwość zwierzania się z różnych rzeczy, również tych związanych z naszym związkiem, obcemu facetowi, niezależnie od tego, jakiej natury jest ich relacja. Czułbym się mimo wszystko nieco zdradzony. Zawsze uważałem, że do zaspokajania tego rodzaju potrzeb duszy najlepsi są przyjaciele tej samej płci. Relacja międzypłciowa, nawet przy założeniu czystej przyjaźni, i że strony nie odczuwają wobec siebie żadnego pociągu fizycznego, zawsze opatrzona jest pewnym znakiem zapytania, który to z czasem - przy odpowiednich wiatrach - może przerodzić się w coś więcej.
Czy w celu wyeliminowania wszelkich wątpliwości, z czystej przyzwoitości nie należałoby po prostu narzucić sobie wzajemnie rygoru nieutrzymywania kontaktów towarzyskich z osobami płci przeciwnej? Czy to naprawdę musi być takim nie-wiadomo-czym, i powodem do narzekań typu "ograniczasz mnie, czuję się osaczona, bla bla"? Ilekroć przedstawiam swoje poglądy w tej kwestii osobom postronnym, słyszę, że nikt tego nastawienia nie zaakceptuje, że jestem mało postępowy, że za bardzo chciałbym dominować. Trudno mi się z tym jednak zgodzić. Ja sam jestem akurat rodzajem człowieka, dla którego poza relacjami towarzyskimi liczą się jeszcze inne kwestie, takie jak choćby zdrowe zasady współżycia w społeczeństwie. Na poczet swej ukochanej, bez problemu mógłbym zerwać raz na zawsze znajomość nawet z najlepszą przyjaciółką, co raz już bez większych skrupułów zrobiłem. Była ona na pewno nieco zdziwiona, pewnie w pewnym sensie na mnie zła, ale uznałem, że zawiązywanie więzi z partnerką jest dla mnie ważniejsze. A przyjaciół i tak miałem i mam pod dostatkiem - tych męskich. I pod względem towarzyskim mogą mi oni dać to samo, co przyjaciele płci żeńskiej, a nawet więcej.
Ekhangel, z mojego 'doroslych' doswiadczen wynika,ze nietoleracja w kwestii kawy z kolega/ kolezanka jest jak najbardziej wskazana Bardzo latwo stacic kontrole, bardzo latwo dac mylne sygnaly lub odebrac mylnie czyjes intencje i zaczyna sie mishmash, uwazam tez ,ze nie powinno sie stwarzac pewnych sytuacji, ktore moglyby sugerowac cos innego niz tylko kolezenstwo-czyli spotkania zapijane sam na sam w domu z kolega/kolezanka , wypad do kina z kolega itp
Nie wiem jak rozumieja kolezenstwo inni, wiec z mojego osobistego zycia-nie umawiam sie na kawe, herbate czy cokolwiek z kolegami, nie wsiadam z kolegami do samochodu nawet jesli leje, wieje i wali gradem a mam daleko do domu i kolega chce mnie podwiezc-zawsze odmawiam.Nie wpuszczam do domu kolegow pod nieobecnosc meza, nigdy nie wychodze sama na imprezy, do pubu.Jesli kawa to tylko w godzinach popludniowych w kawiarni i tylko z przyjaciolka, o czym zawsze informuje meza.
Zawsze mowie gdzie wychodze z kim i o ktorej wroce, zawsze mam przy sobie telefoni zawsze odbieram
Wszystkie hasla do moich kont na necie sa dostepne dla meza.
Teraz zeby nie bylo, maz stosuje sie do tych samych 'zasad'.
Mysle, ze niektore rzeczy wynikaja z szacunku bardziej niz z jakiegos przymusu, nie robie rzeczy, ktorych nie chcialabym zeby mnie zrobionoTak naprawde to bardzo proste, jak sie chce.
Co do uczucia ograniczenia, obsesyjna zazrdosc moze dusic, fakt, dzielnie z tym walcze, i niestety ale czasami nie wolno isc na kompromis- dlategop tez stawiam opor niecheci meza do moich butow na obcasach
Przyjazn meska -damska nie istnieje, chyba ze jedna ze stron jest homoseksualna
He, he....mocny tekst....Ryzyko porzucenia Cię, zdrady widzisz w okolicznościach, więc eliminacja tych okoliczności, kontrola, izolacja ma zapewnić dozgonną miłość partnera i szczęśliwe komfortowe życie bez stresu i zagrożeń.
Dodał bym do tego jeszcze GPS głeboko w tyłek (co by nie wypadł) i spokojnie można oglądać mecz, czy gotować obiad, gdy partnera nie ma w domku
Tak się jednak najczęściej zdarza, że Ci co świata nie znają i wychowują się w zamknięciu, odizolowaniu bardzo szybko przy byle okazcji łapią wiatr w żagle, jak spuszczeni z łańcucha.
Nie mają doświadczenia, wyobraźni itd...;
Więc jak się zdarzy jakaś okazja, a napewno się kiedyś zdarzy, gdy jest tak rzadka, niestety jest bardzo cenna i w konfrontacji z tym co znają i mają, bardzo nęci...i wzbudza duże emocje....;...
Osoby, które z niejednego pieca chleb jadły, znacznie bardziej kierują się swoją świadomością;...wiedzą co może poparzyć...i w jaki sposób....;
Chociaż patrząc jak mała wiedzę ma część ludzi w relacjach damsko-męskich, to może ten GPS i zaganianie do zagrody nie jest takie złe
Tylko czy fajnie mieć taką owieczkę, która nigdy nie widziała wilka i sama mu kiedyś w paszczę wejdzie i jeszcze się będzie z tego cieszyć..a potem Ci powie, że nie wie jak to się stało....?
Każdy powinien znać siebie, wiedzieć kiedy i na co go stać, sam znać swoje granice...wiedzieć na ile może sobie pozwolić i brać również odpowiedzialność za innych.... Nakładane z zewnątrz, to atrapa, zresztą zawsze nie obejmująca wszystkiego, bo przewidzieć wszystkiego się nie da..
A spokój ducha, znacznie lepiej jak wynika z zaufania i znjomości drugiej osoby, skoro to taka bliska bardzo osoba. Jak jednak widać po tym portalu nie jest to łatwe. Nie poznajemy się wystarczająco lub nie dostrzegamy zmian z upływem czasu. Budzimy się więc z naszych wyobrażeń. Jeśli ktoś nie spełnia naszych oczekiwań, to to o czym piszesz, to są tylko pozory bezpieczeństwa utrzymania związku w odpowiedniej jakości.
Narzucanie sobie jakiegoś rygoru tak, ale nie wymuszanie..
Na ile jest prawdziwe, ile warte jest uczucie do drugiej osoby, odpowiedzialność za nią, na ile ktoś jest dla kogoś ważny, skoro potrzebuje różnych środków zaradczych w celu utrzymania związku ?
Związek to wzajemne wyrzeczenia na korzyść drugiej strony, ale realne i rozsądne, zgodne z wolą i dobrym samopoczuciem, bo jeśli są za duże to nic z tego nie będzie.
PS. Oposite. Brawo Sinead, te wszystkie zachowania na pokaz są łatwe do obejścia, jak trafi Cię strzała amora. Zdziwienie męża będzie tym większe Jak może istnieć przyjaźń damsko-męska dla osób, które nie znają w tym układzie innych relacji niż płciowe i boją się siebie samego, bo nie są pewne swoich uczuć lub wiedzą jakie są słabe, boją się, więc granice mają ustawione wysoko, na wszelki wypadek
Jedna kawka i związek szlak trafi, to co to za związek ?
Edytowane przez Yorik dnia 12.03.2013 19:26:57
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Yorik wszystko zalezy od tego czy osoba sama postepuje wedlug swoich zasad,mnie osobiscie nikt nie zmuszal do 'bycia kontrolowana' i nawet tego tak nie odbieram, wszystko przyszlo samoczynnie, uwazam,ze ktos kogo kochasz, juz chocby ze wzgledow bezpieczenstwa, ma prawo wiedziec gdzie przebywasz i z kim. Nie widze w tym kontroli.Zreszta nie chodzi o zabranienie komus czegos bo to sie mija z celem, te granice o ktorych piszesz, granice , ktore kazdy sam powinien znac-sa dla kazdego umiejscowione w innym punkcie.Wiec chyba nalezaloby rozpatrzyc kazdy zwiazek osobno.
NIkt nie lubi byc zmuszany, popychany,to powinien byc wybor-chce byc fair wobec osoby , ktora kocham, wiec staram sie nie stwarzac sytuacji, ktore moglby w jakikolwiek sposob podwazyc jego zaufanie do mnie.
Jestem staroswiecka???
Sinead Jestem staroswiecka???
Nie, ale przez moment myślałem, ze z muzułmańską woalką Ci będzie do twarzy
Wiec chyba nalezaloby rozpatrzyc kazdy zwiazek osobno.
Też tak mi się wydaje. Z dogłebną analizą poszczególnych jednostek.
Przy kochanku też możesz odbierać telefony, jeśli akurat nie jesteś zasapana, bo będziesz musiała powiedzieć, że winda nie działa..
No ale jakie samopoczucie tej drugiej strony,....bezcenne
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Mam zdanie podobne, jak sinead i Ekhangel.
Nie wyobrażam sobie w jakim celu miałabym umawiać się na kawę np. z mężem mojej koleżanki lub z kolegą z pracy, którego żony nie znam, nawet jeśli obu panów bardzo lubię i szanuję. Czemu to miałoby służyć? Miałabym uczucie, że nie jestem fair, ani wobec mojego partnera ani wobec żon tych mężczyzn....taki wewnętrzny trybunał mi się włącza, tak więc nie muszę się męczyć odmawiając sobie, jakoś samo tak łatwo
Jakie pisanie smsów, o czym i w jakim celu się pytam?
Tak, ja pod tym względem jestem bardzo staroświecka i żadnego postępu w tej kwestii nie przewiduję.
Ucieszył mnie twój post, sinead, bo stanowi dowód na to, że stworzenie związku pod tym kątem dla mnie idealnego jest mimo wszystko w dzisiejszych do przesady liberalnych czasach możliwe... I wcale nie musi to oznaczać uwiązywania nikogo na metaforycznej smyczy., a jest kwestią odpowiedniego dogadania się dwójki rozsądnych ludzi.
Podeszliście do tematu właściwie z góry pod kątem możliwości wystąpienia zdrady, co akurat w kontekście tematyki portalu, na jakim jesteśmy jest zrozumiałe. Ale warto byłoby też spojrzeć na to od strony zwyczajnej zazdrości. Nie czujecie/czulibyście frustracji, widząc swoją żonę czy faceta gaworzącego coś przydługawo i nieco nazbyt ochoczo z uśmiechem od ucha do ucha z atrakcyjnym fizycznie osobnikiem płci przeciwnej? Już nawet nie mówię o możliwości, by taki ktoś został jakimś tam "przyjacielem" waszego, czy innym wymysłem.
I teraz przypuśćmy, że taki ktoś staje się nagle dobrym znajomym, z którym wasz partner lub sobie czasem porozmawiać na osobności, czy to wirtualnie, czy realnie. Dla mnie to osobiście niewyobrażalne i chore, ale wiem - też z historii na łamach tego portalu - że wcale nie takie rzadkie.
Myślę, że pewna powściągliwość w relacjach damsko-męskich natury czysto towarzyskiej powinna występować, będąc w związku. I nie musi wcale chodzić o mechanizm ograniczania prawdopodobieństwa wystąpienia zdrady, tylko zwyczajną przyzwoitość obyczajową.
Choć to dla mnie oczywiste i tak od wieków żyję to dla ścisłości pozwolę sobie dołączyć do grona tych "staroświeckich".
I wcale nie jest mi z tym źle a wręcz przeciwnie.Wiem że,jestem w doborowym towarzystwie i innego nie potrzebuję.
Przyjaciel miał trudności
Postawiłem go na nogi
On teraz mi z wdzięczności
Przyprawić pragnie rogi
Bo z przyjaciółmi często
Podobne są układy
Przyjaciel cię roluje
Nic na to nie poradzisz
Zjawisko dziś powszechne
Nie warto się tym smucić
Najlepi
Nie chcę się wymądrzać (jestem tu w końcu od niedawna), ale każdy z nas doradza na podstawie swoich osobistych doświadczeń i przeżyć. Jednak każdy przypadek jest odosobniony. Podawane są standardowe przykłady osób pracujących na etacie od 8-16, wychodzące na kawę, czy do pubów, prowadzących w miarę regularny i przywidywalny tryb życia.
A co poradzicie, marynarzom, kierowcom Tir-ów, żółnierzom na misjach, czy całej rzeszy osób pracujących z dala od domu?
jakie zasady, jaki system kontroli? A poza tym co to warte?
Znam to z autopsji ponieważ na początku swojego (wydawało mi się- wyjątkowego związku) bywałem w domu jeden-dwa dni w tygodniu, a żona niegdzie nie pracowała - miała cały czas dla siebie. Wtedy nie było jeszcze rozpowszechnionych komórek, internet raczkował - pozostawał zwykły stacjonarny telefon. Nie miałem żadnej możliwości kontroli, jednak po każdym powrocie do domu czułem się jak ktoś wyjątkowy, długo wyczekiwany i ważny - wiadać było radość ten błysk oka, to spędzanie każdej chwili razem. Po kilku latach takiego życia w końcu udało mi się zmienić pracę na stacjonarną, i było jeszcze lepiej - takie powitania były codziennie po powrocie z pracy. Sielanka trwała 7 lat - wtedy to można powiedzieć fruwałem a nie chodziłem ze szczęścia, choć codzienne przeciwności losu dawały ostro popalić. I nagle ten "błysk w oku" zanikł - to się da zauważyć dosłownie z dnia na dzień. Wtedy to juz żadna inwigilacja nie pomoże, przecież do uczucia nie da się zmusić. To co działo się później, to już inna bajka.
Według mnie uczucie się "czuje", a jak się posiądzie sztukę jego stałego podsycania to nie potrzebne będą żadne wspomagacze. z kolei jak zgaśnie to już i tak koniec, bo jaka jest radość z bycia z kimś kto jest z Tobą z braku innej możliwości, czy dla wygody własnego życia?Trochę to wyidealizowane, ale tak to chyba już jest.
Wiem teraz są inne czasy, i trudniej jest namierzyć w tej masie plastykowych ludzi kogoś wartościowego, ale chyba lepiej byc samemu niż z marnej jakości partnerem, którego trzeba wiązać do siebie "regulaminem związku". Oczywistą oczywistścią jest, że wystarczy wspólny adres email (mam na myśli prywatny), komórki z hasłem jednakowym, które nie są w domu wyciszone i pełna niczym nieograniczona swoboda, z której nikt z partnerów nie nadużywa.
Mi się niestety nie udało, ale cieszy mnie, że zajrzał tu ktoś wcześniej niż jak większość z nas kiedy jest już za późno.
Good luck Ekhangel - mam nadzieję, że trafisz w 10.
Podzielam zdanie Yorika.Przestrzeganie pewnych regul narzucanych z zewnatrz przez system zakazow i nakazow uwazam za nieskuteczne i bezwartosciowe.Powinno sie w miare jasno uzgodnic cienka czerwona linie i zdac sie na sumienie partnera.
Jaka ma wartosc dochowanie wiernosci w wiezieniu koedukacyjnym z zalozona mentalna smycza i kolczatka.
Ja również podzielam pogląd że poczucie wolności i wzajemnie zaufanie partnerów to jak powietrze w związku, wszelkie próby kontroli, szpiegowania czy ograniczania drugiej strony wydaje mi sie poniżające dla wszystkich. "Ile miłości tyle wolności." Wszystko to działa pięknie przy założeniu że ma się do czynienia z przyzwoitym i dojrzałym człowiekiem. Ale moje poglądy okazały się niestety zbyt retro dla mojego małżonka. Mam wrażenie że dziś coraz więcej ludzi uważających sie za dojrzałych do miłości to narcystyczne dzieciaki, szkoda...
Chyba musze cos wyjasnic-ekhangel-uklad, jak to okresliles w moim malzenstwie istnial od samego jego poczatku,na dlugo zanim pojawilam sie na portalu, dodam ,ze moj obecny maz mnie nie zdradzil, nikt nie wymagal, nikt nie narzucal-wyszlo samo z siebie,.Nie byl nigdy tez rozpatrywany pod katem ewentualnej zdrady.Mnie sie to wydaje logiczne-jestem z kims-kocham, nie widze ani potrzeby ani celu w umawianiu sie z innymi mezczyznami.Co do zazdrosci-to juz predzejniemniej-nigdy nie stawialismy sobie warunkow w tej kwestii.
scoobi osobiscie nie czuje sie na smyczy, choc przyznam ,ze w pewnych kwestiach moja polowka ma wladcze zapedyale ja tez je mam miejscami...chyba jak kazdy.Zreszta, mysle,ze w kazdym zwiazku jest inaczej, kazdy sam musi sobie wypracowac jakis system wartosci, zasad i postepowac wedlug nich.Nie ma sensu kontrolowanie na sile, i chyba trudno w wielu przypadkach okreslic wyraznie granice -gdzie zaczyna sie uklad oparty na tych wartosciach, ktora pozwalaja nam spac spokojnie, nawet jesli maz/zona jest w delegacji-a gdzie zaczyna sie autodestrukcyjna, obsesyjna kontrola, ktora zabija zwiazek??
Interpretacja tychrze jest zupelnie rozna w opisie zdradzajacego a zdrazdonego na przyklad.
Co do szpiegowania-nie uwazam zeby informowanie o tym gdzie sie idzie ,z kim, i o ktorej sie wroci byla nadwyrezeniem jakichs przywilejow czy prawa do jakiejs tam niezaleznosci jednostki w zwiazku-szpiegowanie-chyba w moim rozumieniu jest juz opbsesja i nalezy je wyraznie odgrodzic od bycia fair.Szpieguje osoba ktora juz to zaufanie stracila, na jakiejs podstawie-dowod wiekszosc postow na poratlu.
FrancWedług mnie uczucie się "czuje", a jak się posiądzie sztukę jego stałego podsycania to nie potrzebne będą żadne wspomagacze. z kolei jak zgaśnie to już i tak koniec, bo jaka jest radość z bycia z kimś kto jest z Tobą z braku innej możliwości, czy dla wygody własnego życia?
Związek oparty na <czuciu> czy jako kontrakt ? Oparty na dawaniu czy braniu?
Ta sztuka <podsycania> to nic innego jak dbanie o to co jest. A ważniejsze jest podsycanie siebie, dbanie o siebie, świadome czerpanie przyjemności z bycia z kimś, ciągłe dostrzeganie wartości i dbanie o nie, umiejętność cieszenia się z małych rzeczy, drobnych gestów...
Jeśli ktoś opera związek tylko na podsycaniu z zewnątrz, przez kogoś, to jest marionetką losu. Czeka na podsycanie przez partnera, opierając się tylko na regule wzajemności (coś za coś) samemu nie wykazując zaangażowania,...nie dbając o swoje dobre samopoczucie w związku, a co dopiero kogoś,...Są to najczęściej ludzie, którzy uważają, że uczucia biorą się z powietrza, lub nakłada je jakaś nadprzyrodzona siła. Są, albo ich nie ma. I oczywiście coś między ludźmi samo się wypala.
Uważają, że tylko ktoś ma moc sprawczą nad ich uczuciami, nad związkiem,...oni nie....brak magii,...to oczywiście zawsze jest wina drugiej strony.
Czy jak to czucie zgaśnie, to już jest koniec ? Nie, ale muszą o tym wiedzieć obie strony i chcieć je przywrócić, a nie czekać na Św. Mikołaja. To bardzo wygodne stwierdzić, nie wsł(chu)jąc się w partnera, że nadprzyrodzona siła nie chce zadziałać.
Samobójem dla związku jest stwierdzenie, że jak już nic nie czuje, lub czuje niewiele, to jest się zwolnionym ze zobowiązań, z szacunku do partnera. Wtedy już często nie ma czego ratować....
Franc...chyba lepiej być samemu niż z marnej jakości partnerem, którego trzeba wiązać do siebie "regulaminem związku".
Właśnie tak. Regulamin powstaje na bazie doświadczeń, wypracowanych wartości, wzajemnych oczekiwań, przekonań, świadomości, poczucia wolności, podejścia do prywatności i często jest zmienny, wypracowywany latami, wypracowywany jest wspólny świat, w którym dwoje osób ma czuć się dobrze. Taki regulamin z czegoś wynika. Może być naturalny, bo ludzie od razu do siebie pasują lub wypracowany.
Franc Mi się niestety nie udało, ale cieszy mnie, że zajrzał tu ktoś wcześniej niż jak większość z nas kiedy jest już za późno.
A nie prawda ! A może Twojej żonie się nie udało !
To ona nie ma pojęcia, na czym polega utrzymanie związku, nie pasuje jej to, a może sama nie ma pojęcia czego chce.
Skoobi Powinno się w miarę jasno uzgodnić cienka czerwona linie i zdać się na sumienie partnera.
Jaka ma wartość dochowanie wierności w wiezieniu koedukacyjnym z założoną mentalna smyczą i kolczatką.
Właściwie można zostawić bez komentarza. Jeśli jednak posiada się wspólne wartości i podobne postrzeganie świata, to nawet wyznaczanie tej czerwonej linii nie jest potrzebne. Jeśli coś jest dla nas ważne, to dobrze intuicyjnie wiemy jak o to zadbać, żeby nie wymknęło się spod kontroli. Jeśli druga strona wystarczająco ceni sobie życie z nami, to nie będzie ryzykować utraty tego, co ma już na wstępnych etapach jakiegoś zagrożenia. Znając siebie, tak powinna sobie ustawić granicę, żeby tego nie stracić.
To może być podejście takie jak Sinead, prosta logiczna ogólna prewencja, dla niej rozsądna, woli z czegoś rezygnować, niż wystawiać się na próby, ryzyko zamieszania, powstania jakichś wątpliwości, tak dba o związek nie przysparzając sobie nieprzewidzianych kłopotów. To nie znaczy, ze nie mogą się zdarzyć, ale na pewno nie kusi losu.
Ale to może też być zwątpienie w siebie, zwykła ucieczka od sprawdzania, ile ktoś dla nas znaczy i to, co z nim nas łączy (może wcale nie tak wiele), ucieczka przed życiem. Czy chce czy nie i tak może ją coś dopaść, i co wtedy? Jeśli nie będzie mogła uciec, będzie musiała stawić temu czoła, poznać siebie a doświadczenie będzie miała liche i nie będzie wiedziała co się dzieje.
(Sinead jest akurat złym przykładem, bo ona sobie z pewnością poradzi, myślenie jej się szybko włączy, ale czy sama ucieczka przed nieznanym jest wystarczająca i właściwa?, chyba nie, ale często wygodna).
Dla osób, które nie potrafią ocenić, przewidzieć, ucieczka jest jedyną metodą nie narobienia sobie kłopotów. Chyba większość osób przed zagrożeniem ucieka dopiero jak zapali się czerwona lampka. Jeśli żarówka się nie przepaliła, instalacja jest prawidłowo położona, to idealne podejście do sprawy. Gorzej jak ktoś ma z tym problemy. Jeśli związek dla kogoś nie istnieje, lub niewiele znaczy a w nim jest, to wykręci sobie tą lampkę, lub odwróci się do niej plecami.
Em000"Ile miłości tyle wolności." Wszystko to działa pięknie przy założeniu, że ma się do czynienia z przyzwoitym i dojrzałym człowiekiem.
To idealne stwierdzenie. Dużo miłości, dużo wolności, mało miłości, mniej wolności, ale wtedy to na dłużej i tak to nie pomoże.
Jeśli ma się dojrzałego i przyzwoitego człowieka, to czym się martwić? Tym, że może jednak nie jest przyzwoity i dojrzały? Czy to jest logiczne?
A może prawda jest taka, że nikt nie jest przyzwoity i dojrzały na tyle, na ile byśmy chcieli?
PS. Tak sobie pogadałem, nawet nie wiem czy na temat?
Edytowane przez Yorik dnia 13.03.2013 14:03:11
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Yorik napisales-
<<<Ale to może też być zwątpienie w siebie, zwykła ucieczka od sprawdzania, ile ktoś dla nas znaczy i to, co z nim nas łączy (może wcale nie tak wiele), ucieczka przed życiem. Czy chce czy nie i tak może ją coś dopaść, i co wtedy? Jeśli nie będzie mogła uciec, będzie musiała stawić temu czoła, poznać siebie a doświadczenie będzie miała liche i nie będzie wiedziała co się dzieje.
(Sinead jest akurat złym przykładem, bo ona sobie z pewnością poradzi, myślenie jej się szybko włączy, ale czy sama ucieczka przed nieznanym jest wystarczająca i właściwa?, chyba nie, ale często wygodna).>>>
Spiesze z wyjasnieniem- mialam okazje nie raz, nie boje sie sprawdzianow, bo ufam sobie, o tym sie bardzo malo mowi w sumie, o zaufaniu do samego siebieNie uwazam,zeby odmawianie wyjscia na kawe z kolega bylo ucieczka przed nieznanym, wiesz nie zawsze mialam meza i chodzilam na kawe idealne tworzenie gruntu pod zaloty, tym bardziej ,ze jak juz pisalam wczesniej nigdy nie wiadomo jak ktos zinterpretuje sygnal jaki dajemy.
I nie rozumiem co sie tak wszyscy tej wolnosci uczepili, o jakiej wolnosci mowimy??Wolnosc jest utopia, nie istnieje tak naprawde ani w zwiazku ani poza ani nigdzie, zawsze jest w jakis sposob ograniczona.Kwestia tylko czy my sami siebie ograniczamy czy zostalo nam to narzucone.
Z podejscia konsewatywnego wynika , ze w zwiazku gdzie obie osoby sa bi nie powinno sie utrzymywac blizszych relacji z przedstawicielami zadnej plci.
A wolnosc.Istnieje tam gdzie jest wolny wybor.Jest ograniczana przez zachowania typowe dla kregu kulturowego , czesciowo odzwieciedlajace kulture ramy prawne wreszcie sumienie -nieistotne czy traktujemy je jako wenetrzny kompas czy stan ksztaltowany w procesie socjalizacji, uwarunkowania uksztaltowane ewolucyjnie , procesy biochemiczne zachodzace w mozgu i to wszystko w kontekscie dylematu redukcjonizm czy holizm..Czy swiadome podejmowanie decyzji nie jest li tylko krancowa czescia procesu majaca zracjonalizowac decyzje podjeta podswiadomie ?
Nie wyobrazam sobie w zwiazku relacji opartych na nakazach i zakazach.Yorik racja,ze jezeli zyjesz z kims o podobnym systemie wartosci to wlasciwie ustalenia sa zbedne bo w przewazajacej liczbie wypadkow partnerzy podobnie oceniaja sytuacje.Ale ile jest takich zwiazkow , w ktorych mamy taki komfort?
Sinead ,
Dla mnie nieodpowiedni jest Twoj sposob na zycie poprzez autoasceze.Mam swiadomosc ,znam juz siebie na tyle zeby wiedziec ,ze wlasciwie to siebie nie znam.Jestem w stanie przewidziec swoje reakcje w typowych sytuacjach.
Ale czy moge byc pewien jak zachowam sie gdy znajde sie w jakims ekstremalnym polozeniu?Chocby eksperyment Philipa Zimbardo- http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperym...4%99zienny -pokazuje , ze zasada ograniczonego zaufania powinna byc stosowana do wszystkich nie wylaczajac siebie.Wiec werdykt nie jest oczywisty i nie wydaje sie , ze ktoras ze stron da sie przekonac.I liberalowie i konserwatysci wydaje sie miec argumenty , ktorych obalic sie nie da.Wydaje mi sie ,ze obydwa podejscia sa uprawnione , a jedyne kryterium to jak napisal Yorik zbieznosc pogladow partnerow, co warunkuje w duzym stopniu znalezienie naturalnego dla obojga konsensusu takze w tej sprawie .
skoobi hehe ciekawi rzeczywiscie jak to wszystko wyglada w zwiazkach bi, nie znam osobiscie takich zwiazkow, mysle,ze moze sa to zwiazki otwarte?Gdzie wylacznosc na fizycznaosc partnera ma mniejsze znaczenie niz wylacznac na jego uczucia?
Moze sa tu takie zwiazki?Ciekawi mnie jak sobie radza z zazdroscia itp.
hihi nie uprawiam autoascezy, nie czuje sie na smyczy, caloksztal zasad jaki funkcjonuje w moim zwiazku zostal wypracowany przez obie strony nie na zasadzie-zakazu, ale totalnej dobrowolnosci. Na zakazy reaguje bardzo gwaltownie.
Teraz wyobrazmy sobie ,ze te zasady sa inne...
--wsiadam do samochodu z kolega, bo akurat mnie mija i proponuje podwiezienie...ktos mnie widzi, donosi mezowi w formie co najmniej podejrzliwej-wiesz co, widzialem twoja zone z jakims kolesiem w aucie, a jaka byla rozesmiana...
Chocby nie wiem jaka doza zaufania dazyl mnie maz zastanowi go to,zada pytanie z kim, po co, czemu byla rozesmiana, jednym slowem cos mu piknie, zapali sie lamka, powstana podejrzenia..
Co do ufania sobie-masz racje,ze nie wszystkie reakcje da sie przewidziec, nie wiem jak bym zareagowala gdybym widziala tonacego czlowieka-ale wiem jakbym zareagowala gdybym widziala czlowieka ktory osowa sie po skarpie w gorach-bo akurat bylam w takiej sytaucji, odruch byl silniejszy niz mysl, wiem jak reaguje na podryw, bo jak kazda kobieta jestem na to narazona, na codzien, pracuje w miejscu gdzie przewijaja sie tlumy, a niestety dosc spory odsetek facetow lubi sprawdzac-a moze sie skusi...
Wiem ,ze trudno w to uwierzyc skoobi, ale sa ludzie ktorzy maja zasady i zyja wedlug nich i nie czuja sie nimi ograniczeni
I ma racje Yorik piszac o zbierznosci pogladow, przynajmniej w pewnych kwestiach, w innych, zbierznosci moga wrecz dzielic.
Teraz wyobrazmy sobie ,ze te zasady sa inne...
--wsiadam do samochodu z kolega, bo akurat mnie mija i proponuje podwiezienie...ktos mnie widzi, donosi mezowi w formie co najmniej podejrzliwej-wiesz co, widzialem twoja zone z jakims kolesiem w aucie, a jaka byla rozesmiana...
Chocby nie wiem jaka doza zaufania dazyl mnie maz zastanowi go to,zada pytanie z kim, po co, czemu byla rozesmiana, jednym slowem cos mu piknie, zapali sie lamka, powstana podejrzenia..
Bez pierdół. Ja nawet obecnie po zdradzie nie mam żadnych podejrzeń, a Ty masz związek bez doświadczeń życiowych ( chodzi mi o obecne małżeństwo i zdradę) i od razu w głowie takie coś? Jasny gwint - to chyba całe szczęście, że macie takie zasady, bo inaczej od podejrzeń można by zwariować
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
Dla mnie - każdy powinien znać swoje miejsce w szeregu, można mieć przyjaciół płci przeciwnej, można z nimi rozmawiać i smsować, ale znać też granice, po których przekroczeniu można zranić partnera, z którym się jest.
Warto mówić partnerowi wychodzę tu i tu, z kimś tam, wrócę o ..., żeby się nie martwił, ale też nie dajmy się zwariować, wsiadam do samochodu znajomego, jak mam okazję dojechać gdzieś tam i mam w doopie plotki.
Co do ufania sobie-masz racje,ze nie wszystkie reakcje da sie przewidziec, nie wiem jak bym zareagowala gdybym widziala tonacego czlowieka-ale wiem jakbym zareagowala gdybym widziala czlowieka ktory osowa sie po skarpie w gorach-bo akurat bylam w takiej sytaucji, odruch byl silniejszy niz mysl,
Zalozmy , ze to matka mojej zony sie zsuwa.Tesciowa zapytal bym sie gdzie trzyma kase odlozona na pogrzeb i czy jak nie znajdzie sie cialo to moge ta kase z kumplami przepic no moze jeszcze , zeby okazac troske rzucil bym tekst w stylu mam nadzieje ze mamusia zbyt nisko jak zwykle nie upadnie.
Zalezy kto by sie zsuwal po skarpie.I w jakim okresie.Wyobraz sobie , ze zyjesz w Austrii w XIX w.I w 1895 widzisz ,ze po skarpie zsuwa sie 5 letnie dziecko.
Odruchowo je ratujesz.Jego matka rozpromieniona mowi do chlopca : Adolfie podziekuj pani.Uratowalas malego Adolfa.A za kilkadziesiat lat z Adolfa wyrasta Hitler.Czy Twoja reakcja w roku 1950 bylaby identyczna jezeli musialabys ratowac ta sama osoba majac pelna wiedze ?Ale to bylo :topic
Sinead,
Napisalem , ze w zwiazku te granice musza byc zaakceptowane i ustalone przez obie strony.I ta granica ,ktora z partnerem umiescilas dosc blisko jest nie dla mnie.
Jezeli Wam to odpowiada to swietnie.Ale swojego zwiazku ustawionego w taki sposob sobie nie wyobrazam .To zawsze sa indywidualne wybory i moj bylby inny.
Ani lepszy ani gorszy inny.
Moim zdaniem pytanie tytulowe w temacie sugeruje kierunek naszej dyskusji , ktorej osia jest spor zwiazek liberalny kontra zwiazek nazwijmy go konserwatywny.Ale dla mnie istota nie jest model zwiazku.Dopuszczalna jest cala paleta ustalen.Najwazniejsze jest co innego.Sprobuje wytlumaczyc to tak.
Na placu w srodku kilku koncentrycznych okregow stoi czlowiek.
Do najmniejszego okregu wstep ma tylko partner.Do nieprzekraczalnej granicy zakreslanej przez pierwszy okrag dostep maja przyjaciele.
Do granicy nastepnego okregu koledzy .Do nastepnego okregu znajomi.Itd....
A do wewnatrz najdalszego okregu nie wpuszcza sie wrogow.
Jezeli dziala to w taki sposob w sferze psychiki to jest OK.
Innymi slowy wszystko jest w porzadku dopoki osoba nieuprawniona nie znajdzie sie wewnatrz strefy , ktora jest dla niej zakazana oraz osoba ,ktora powinna byc uprawniona do przebywania w tej strefie jest z niej usunieta i nie ma do niej dostepu.Czyli jezeli w najblizszym kregu o najmniejszym promieniu jest miejsce dla "kolegi" z pracy a nie dla partnera to zwiazek dziala niewlasciwie.
A to jakie promienie maja te kregi , czyli innymi slowy czy wielkosc tych promieni odmierza liberalne czy konserwatywne podejscie to jest bez znaczenia.
Te kregi moga tworzyc pierscienie.Czyli czesc strefy dostepnej dla partnera jest dostapna takze dla osob z ktora lacza nas luzniejsze wiezy emocjonalne.To w wypadku zwiazku liberalnego.W zwiazku ultrakonserwatywnym moze byc duza odleglosc miedzy kregiem dla partnera , a kregiem dla znajomych tej samej plci co patner-pisze ogolnie dla znajomych tej samej plci , zeby podac definicje dla wszystkich kombinacji zwiazkow bez wzgledu na preferencje homo czy hetero.
Wiec jezeli do strefy zarezerwowanej na gruncie wzajemnych ustalen tylko i wylacznie dla partnera ma dostep , ktos kto miec go nie powinien to juz jest przekroczeniem granic bez wzgledu jak te granice sa ustawione liberalnie czy konserwatywnie.