Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Jestem w sytuacji podobnej do tej, o której pisali Przedmówcy.Opuścił mnie ukochany, który powrócił do swojej byłej, która wcześniej go zdradzała... Byliśmy z sobą 7 miesięcy (krótko), ale ten związek bardzo dobrze rokował. Szybko razem zamieszkaliśmy - on był po bolesnym przeżyciu zdrady (zapewne kilkukrotnej) swojej byłej (zdradziła go z dobrym znajomym, z którym mieszkał, pocieszała się kolegą, gdy mój ex był nieobecny, dodatkowo razem się z niego nabijali), a ja po porzuceniu przez ****ka, z którym byłam niemal 4 lata.
Uczucie, które nam się przytrafiło spadło na nas z nieba, opromieniło blaskiem miłości, dało wiarę w lepsze jutro. Było szczere i rozwijało się szybko - ja i on mieliśmy pewność, że tego szukamy i chcieliśmy przewartościować swoje życie, stworzyć harmonijny związek. Udało się. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, trafiłam na wspaniałego, dojrzałego człowieka, miałam zostać kiedyś jego żoną, chcieliśmy mieć dziecko (więc intymnie byliśmy blisko, jak nigdy jeszcze; niestety nie zdążyło się udać).
Jakiś czas temu poczułam, jakby wyrwał mi serce, moja żałość jest nadal nieutulona. Oświadczył mi, że spotkał byłą, chwilę pomówili i poczuł, że nadal ją kocha...że to uczucie jest silniejsze od tego, które ma dla mnie, że nasz związek nie przetrwa. Poczułam się jak pocieszycielka, którą można było wykorzystać, a teraz odstawić.
Podjął stanowczą decyzję. Będzie zabiegał o jej powrót (choć nie wie, czy nadal jest z tamtym, z którym zdradziła...), nie dopuszcza, że może go nie przyjąć, tak więc nie może mi obiecać, że wspomni nas i moje serdeczne uczucie, jeśli mu się nie uda.
Przekreślił nasz harmonijny związek, krótki, ale zapewne bardziej wartościowy od 5 letniego zakończonego w perfidny sposób. Radził się przyjaciół - odradzali mu szarganie godności i powrót do zdradzającej, podkreślali zalety naszej relacji. To argumanty, które jednak do niego nie trafiają, zapowiedział, że idzie za głosem uczucia, będzie próbował do skutku.
Zostałam zupełnie sama, moja rozpacz nie ma granic. Dlaczego zrezygnował z wierności, poczucia bezpieczeństwa, pewności, zaufania, stabilności - które jak sam przyznał miał w naszym związku? Dlaczego to zrobił skoro jeszcze czuje do mnie miłość, ale słabszą od tej, którą darzy ją? Jestem załamana. Poświęciłam mu wszystko, zamieszkaliśmy razem, mieliśmy plany, związek rozwijał się wzorcowo. Dwa dni przed oświadczeniem mi swojej decyzji wyznawał mi miłość i deklarował, że jestem najważniejsza... Tworzyliśmy bardzo udany związek - przyznali to wszyscy, którzy nas otaczali. Dzieliliśmy się wszyscy radością i mocą naszego uczucia. On porzucił ten szlachetny kamień, a wybrał grudkę błota - zdradę, która może się powtórzyć, upokorzenie, niepewność. Co gorsza, zapewnia, że jest w stasnie zmienić się dla tej, która go zdradziła. Będzie żebrał i zabiegał tak długo, aż zechce go przyjąć?Dla takiej osoby... Jak mógł?
Nie wiem, jak sobie poradzić, moja samoocena spadła - to 2 związek, w którym jestem gorsza... Starałam się wprowadzić do jego życia sens, on to wiedział, czuł, ale nie chce docenić. Znam swoją wartość, ale tak bardzo boli to, że ktoś depcze wartościowe uczucie, bo nie wystarczy mu budowanie życia na wierności, odpowiedzialności, pewnym uczuciu i zaufaniu - musi je wznosić na zdradzie, ograniczonym zaufaniu, braku szacunku, czymś co trwało długo, ale było mniej warte od naszej relacji.
Swoją decyzją zabił nasze uczucie, nie dał mu się do końca rozwinąć, zburzył namiastkę domu i rodziny, którą razem stworzyliśmy...
Jestem jeszcze u niego, twierdzi, że mnie nie wygania...zaczynam szukać nowego lokum...cierpię ogromnie, jest obok mnie, a nie mogę go nawet przytulić. Żyję nadzieją na to, że doceni, ale wiem, że nie teraz. Bardzo go kocham i chciałabym, by zechciał zainwestować w nasze uczucie, w pewną osobę, którą jestem, w osobę, która nie jest mu obojętna, a do niedawna była dla niego wszystkim...
Nie potrafię tego przyjąć, nie wierzę w tę decyzję...z minuty na minutę umieram z żalu
Przepraszam za długość posta, ale liczę na to, że ktoś życzliwy go przeczyta i coś poradzi...
Zapomniałam dodać, że poprzedni jego związek zakończył się jakieś pół roku przed początkiem naszego. To on zerwał, dowiedziawszy się o zdradach przypadkowo, a teraz również on chce prosić o odbudowę tego związku, zmieniać siebie gdy zajdzie taka potrzeba...
Dziś dowiedziałam się, że ona zgodziła się wrócić do niego - napisała wiadomość, którą rozpoczęła od wyznania miłości...zauważyłam to ukradkiem. Właśnie wróciłam z pracy, ze łzami w oczach i bólem w sercu, tak jak myślałam, nie zastałam go i zapewne zobaczę dopiero po pracy. Jestem pewna, że pojechał do niej..., więc raczej się nie ocknie i nie zatęskni za mną.
Jeżeli idzie o mnie...mam honor, a związek nie zaczął się od łóżka i wspaniale rozwijał. Nie mogę uwierzyć, że wszystko to mogło być nieszczere...choć podjęcie decyzji o zostawieniu mnie w dwa dni jest bardzo dziwne...Co do niego...nie sądzę, żeby miał honor, skoro do takiej osoby wraca, choć dane mu było spotkać kogoś wartościowszego. Kieruje się uczuciem...które jest może przejściowym impulsem, wspomnieniem, ale nie chce słuchać, że w tworzeniu stabilnej relacji na życie liczy się nie tylko uczucie, ale też wartości, argumenty rozsądku - poczucie bezpieczeństwa, wierność, zrozumienie i odpowiedzialność...tego zaś raczej w wielu momentach poprzedniej relacji mu zabrakło. Miał to przy mnie, sam przyznał, ale dodatkowo miał też szczerą miłość, którą - wydaje mi się - zawsze odwzajemniał, nawet w większym stopniu. Jest tylko jedna różnica - gdy byliśmy razem, nikt nie szargał jego godności zdradą, nie oszukiwał, nie był perfidny...
Nie rozumiem tego postępowania, a żałość jest we mnie równie wielka jak uczucie do niego, niestety czułam od samego początku, że jest tą osobą i zawsze - choć niedługo - patrzyliśmy w tym samym życiowym kierunku...nie pozwolił dalej rozwijać się uczuciu.
Partner inwestował w relację ze mną (bardzo się poświęcał i zabiegał o mnie). Widziałam jak dzięki temu uczuciu się zmienia - sam przyznał, że na lepsze, (np.rzucił nałóg). Mówił, że przy mnie dopiero poczuł coś, czego nie miał jeszcze nigdy, jedność uczucia i ciała, potrzebę przewartościowania swego życia, stworzenia harmonijnego związku. Mówił, że jestem jego największą miłością i zaklinał, że do starej nie ma już powrotu. Myślałam, że zrozumiał... Najgorsze jest to, że łudzę się, iż za mną zatęskni, że doceni te wartości, to co było między nami i może odważy się wrócić...? W jednej chwili życie straciło dla mnie sens - jestem sama, daleko od rodziny, wciąż nie mogę się zakorzenić, bo teraz on, a rok wcześniej inny mężczyzna, wyrzucili mnie ze swojego życia w podobny sposób. Ten kończący się związek był jednak znacznie bardziej ważny, choć krótszy...Nie wiem, co ze mną jest nie tak...Czy oni naprawdę nie oczekują od miłości wierności, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, czy nie cenią zaufania, rodzinnego ciepła i możliwości bezgranicznego polegania na drugim? Boże, jakie to jest trudne, nie mogę wytrzymać tej żałości...
Gdy zaczynaliśmy związek, zapewniał mnie, że jest do tego gotowy. Wiedział, jaką traumę przeszłam w poprzedniej relacji - gdzie facet z powodu nagłych wątpliwości (rzeczywiście innej kobiety )wyprosił mnie z domu po niemal 4 latach wspólnego bycia i wielu przejściach... Teraz czuję się jednak nieporównywalnie gorzej, znowu zostałam odtrącona,to bardzo boli, bo jestem osobą empatyczną i serdeczną, a w uczucia wkładam wszystko co mogę. Znowu nikt nie potrafi tego docenić...
dodatkowo mam poczucie, że tracę najbardziej wartościowego człowieka, jakiego poznałam, tego, o którym w pierwszym momencie spotkania mogłam powiedzieć i czułam, że będzie moim mężem, oparciem, ojcem dzieci. To przekonanie towarzyszyło mi przez cały związek i jest nadal...nie wiem czy to chorobliwa ułuda, czy pozostałość uczucia...ale skoro jest, to może warto jakoś zawalczyć? Tylko jak?
Proszę o radę, ta sytuacja mnie wykańcza.
Przeniesione z tematu użytkownika luki19000 Zdradzony a jednak zakochany Yorik
To co się przytrafiło to nie koniec świata!!!!!!!!
Dlaczego pytasz co z tobą nie tak? W tym pytaniu widać kobietę, która swoją wartość postrzega poprzez akceptację swojej osoby przez jakiegoś mężczyznę....to wielki błąd. Wartość kobiety nie zależy od żadnego mężczyzny....zapamiętaj sobie to raz na zawsze.
Wiadomo, spotkało cię dość spore rozczarowanie, ale żeby tak cierpieć że zdarzyło ci się spotkać na twojej drodze dwóch poparańców..to już wielka przesada. Twoje cierpienie wzmacniasz właśnie myślac o sobie w ten sposób....oni mnie zostawili, więc nie jestem nic warta. To twoja interpretacja tego zdarzenia sprawia, że boli bardziej niż powinno boleć. Paradoksalnie sama sobie dokopujesz, choć powodu żadnego nie ma by sobie samej dostarczać dodatkowych cierpień.
Oceń fakty. Skup się na ostatnim twoim partnerze.
Dałaś z siebie wszystko, może zbyt wiele...choć to nie powinno być powodem do porzucenia kogokolwiek i co najważniejsze na rzecz jakiejś puszczalskiej, wielokrotnie zdradzającej go kobiety.
Dla mnie rodzi się następujące pytanie: CO Z NIM JEST NIE TAK, że wraca w tak upokarzający układ znów?
To z nim jest coś nie w porządku, zapewniam cię. Tacy mężczyźni, także kobiety nie znajdują satysfakcji w normalnych, opartych na zaufaniu i szacunku związkach, wręcz takie układy, obarczone zdradą, niepewnością, upokorzeniem dostarczają im "specjalnych" emocji. Te emocje choć szarpią całym ich życiem, są tak przyporządkowane do ich egzystencji że nie są w stanie sobie wyobrazić innego życia, to co narmalni ludzie nazywają związkiem doskonałym dla nich jest czymś absolutnie nudnym, niewartym uwagi....żadnych huśtawek emocjonalnych...tylko miłość, wierność i szacunek....coż za obrzydliwa nuda
Zapewne z kimś takim miałaś do czynienia, z kimś kto zupełnie inaczej postrzega związek.
On jest od tej kobiety uzależniony poprzez emocje jakich mu dostarcza, twoja oferta choć najpełniejsza z pełnych nie znalazła jego akceptacji ponieważ on takich wartości nie potrafi docenić...i tu nie chodzi personalnie o ciebie...zatem nie rób sobie wyrzutów, nie obwiniaj się w żadnym razie.
Być może dajesz z siebie zbyt dużo, oddajesz siebie całą....tak nie należy robić. Może za wszelką cenę chcesz stworzyć coś trwałego i oni sobie tego nie doceniają odbierając cię jak kobietę nienaturalnie zdeterminowaną...nie wiem, może być różnie.
Rzecz w tym, byś przestała cierpieć, ten mężczyzna z pewnością nie jest dla ciebie. Szkoda twojego czasu, cierpień, nadziei.....on niczego nie doceni. Zostaw go sobie samemu, niech pogoni trochę za tą niewierną kobietą, niech ona go sprowadzi do parteru, upokorzy, zniszczy emocjonalnie...on tego potrzebuje. Ty natomiast potrzebujesz zupełnie kogoś innego. Zwijaj się kochana z tego dziwnego jednostronnego układu, nie żałuj, ciesz się że znasz prawdę przed ślubem, że nie masz z nim dzieci, że możesz po prostu wyjść i zostawić to za sobą. Zachowaj dobre wspomnienia ale nie rób sobie krzywdy pielęgnując żal po tym nibyzwiązku, dla ciebie był czymś ważnym dla niego niestety nie...taka jest prawda.
NIe sądzę by jakakoliwiek walka miała sens, każda walka tylko cię jeszcze bardziej pogrąży i będziesz czuła się coraz bardziej upokorzona.
Gdzieś tam czeka na ciebie ktoś, kto doceni to co masz do zaoferowania.
Pozdrawiam
Tak na chłodno.
1.Do zdrady nie doszło.
2.Facet Cię nie oszukuje, przedstawił Ci swoje stanowisko, pozostaje się z tym pogodzić i jak najszybciej poszukać nowego lokum.
3.Nie wchodź w żaden związek, dopóki nie nauczysz się, że z kimkolwiek jesteś, masz przede wszystkim żyć swoim życiem. Ty nie musisz nikogo i nikomu nic naprawiać, a wygląda na to, że Tobie związek z mężczyzną głównie kojarzy się z taką osobistą misją. A to jest mission impossible, także daj spokój i wycofaj się z godnością.
Cytat
Przeniesione z tematu użytkownika luki19000 Zdradzony a jednak zakochany
Yorik
Tak swoją drogą , to szkoda, że nie udało Ci się spotkać w swoim życiu kogoś takiego, jak luki19000. Poczytaj Jego wątek, ten mężczyzna idealnie pasowałby do Ciebie. Razem stworzylibyście coś wartościowego, bo nadajecie na tych samych falach. Szkoda mi Was dzieciaki, bo życie Wam nie poskąpi kopniaków, choć to niesprawiedliwe . Dlatego nauczcie się chronić to, co macie cennego w sobie i nie rzucajcie się jak perły między wieprze.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
Bardzo dziękuję za odpowiedzi. Zapewne jest coś w tym, że kocham całym sercem i angażuję się w związek, w którym jestem. Tyle że, jeżeli chodzi o mojego partnera, on również dał mi wielokrotnie świadectwo swoich uczuć, miałam przy nim pewność, dowodził mi, że była ona obustronna - dlatego takim szokiem jest dla mnie odmiana decyzji.
Wiem, że obiecywał sobie po związku ze mną coś poważnego, wartościowego, chciał pielęgnować prawdziwe uczucie i stworzyć rodzinę - więc uznałam, że jest osobą stateczną, która chce trwałego związku. Wątpię więc, aby do tamtej kobiety przyciągała go niepewność, którą oferuje relacja. Gdy byliśmy razem, zapewniał, że szuka czegoś zupełnie innego.
Zdążyłam poznać jego życie, przyjaciół, zaklimatyzować się. Dostrzegłam, że sam pragnie życia rodzinnego, odczuwa ojcowski instynkt - chciał mieć dziecko ze mną i widziałam, że z delikatną zazdrością, poczuciem niespełnienia patrzy na harmonijne życie rodzinne swoich przyjaciół.
Nie wiem więc, dlaczego mnie odtrącił. Nasz związek był stateczny, ale posiadał także miłe, urozmaicające zwroty, sam stwierdził, że było to coś bardzo stabilnego, że nie może nic zarzucić mnie ani naszej relacji.
Przez cały czasu czułam, że jest bardzo dobrze, harmonijnie, że jesteśmy na dobrej drodze do stałego związku...Ostatecznie stwierdził, że kieruje się uczuciem, które intensywnie się w nim odezwało, że musi się przekonać jeszcze raz...i zostawił mnie dla niej.
W głębi serca liczę na to, że po fazie euforycznego powrotu, po powrocie do normalności zatęskni do dobra i ciepła, które ode mnie emanują - jak wielokrotnie mi powtarzał...
Post doklejony:
Ja nie naprawiałam jego poprzednich, feralnych relacji...to, co byłam w stanie mu zaoferować było zwyczajnie odmienne i lepsze od tego, co było w jego życiu. Stwierdził, że zmieniło się wiele i wszystko na lepsze...że choć mamy krótki staż, nie wyobraża sobie życia beze mnie..
Edytowane przez odrzutowiec dnia 08.11.2012 12:45:37
Przykro mi ale muszę pozbawić cię złudzeń odrzutowiec.
Gdyby wasz związek był taki jak go określasz , gdyby udziałem twojego partenra były wszystkie uczucia jakie mu przypisujesz.... ta sytuacja nigdy nie mogłaby się zdarzyć.
Jedno spotkanie z niewierną sprawiło, że to wszystko co było między wami a miało aż taką wartość dla ciebie....dla niego przestało mieć jakiekolwiek znaczenie? Zastanów się, czy to możliwie.
Nie dostrzegasz dysproporcji między wami w postrzeganiu rzeczywistości?
On stwarzał iluzję, że tak jest ....a ty brałaś tą iluzję za prawdę.
Prawdziwa miłość ze wszyskimi jej przymiotami nie może się tak nagle rozpłynąć jak we mgle pod wpływem spotkania kogoś innego.
Cytat
W głębi serca liczę na to, że po fazie euforycznego powrotu, po powrocie do normalności zatęskni do dobra i ciepła, które ode mnie emanują - jak wielokrotnie mi powtarzał...
Więc masz nadzieję i jesteś gotowa mu dać szansę.....no cóż, strzelisz sobie w kolano albo i w dwa kolana.
To co odwlecze się w czasie i tak będziesz musiała przyjąć do wiadomości. Czemu lekceważysz znaki?
Gdy wspominam to, co było między nami, jego deklaracje, poparte czynami, poświęceniem, dalekosiężnymi planami, czuję, że nie można stworzyć tak rzeczywistej iluzji. Uczucie albo jest, odczuwanie, dowodzone i obserwowane przez otoczenie, albo jest jedynie w pustych słowach i gestach bez pokrycia, na pokaz. Wiem i wciąż czuję, że to co łączyło nas było prawdziwe, nie było iluzją uczucia. Ale jest dla mnie bardzo zaskakująca jego nagła decyzja.
Chciałabym, by była tylko nagłym impulsem, powrotem miłych wspomnień, sentymentem, który - wystawiony na próbę przez czas - ulegnie bolesnej weryfikacji. Wiem, że on pragnie w życiu wszystkiego, co oferowałam mu ja i nasza relacja, ale to "uczucie", które obudziło się w nim sprawiło, że się zagubił, że - jak stwierdził - musi się przekonać...
Post doklejony:
Chciałabym życzyć mu wszystkiego, co najlepsze. Jednak w głębi duszy czuję, że sam się skrzywdził, wracając do tego skażonego układu. Nie wiem, czy będzie potrafił żyć w ciągłej niepewności, bo o zdradzie partnera - pomimo najlepszych chęci - chyba nie da się do końca zapomnieć? Będzie rozważał w sobie swoją decyzję i analizował związek, do którego wrócił...może nie teraz...od razu...ale za jakiś czas, gdy wróci codzienność i przejdzie uniesienie. Wiem, że chciałby budować swoje życie na stabilnych fundamentach, ale w chwili obecnej nie potrafi wziąć pod uwagę także rozsądku, a jedynie uczucie, które jeszcze nie umarło
Za naszą relacją przemawiały i uczucia i rozsądek, dlatego twierdzę, że jeszcze wspomni to wspólne dobro, mam nadzieję, że za nim zatęskni...
Post doklejony:
Uzależniony, wiem, że masz rację w wielu kwestiach. Twoje rady urzekają mnie mądrością. Prawdziwa miłość z przymiotami nie może minąć tak zwyczajnie. Wiem o tym, wiem, że to prawda. Gdy ze mną rozmawiał stwierdził, że to co czuje do niej jest silniejsze, ale mnie nadal kocha, lecz nieco mniej, że nadal jestem dla niego bardzo ważna, a właściwie stwierdził, że chyba sam nie wie czego chce...może to przejaw zagubienia...zobaczył ją...zamienił kilka słów...był to długi związek...na pewno wiele także dobrych chwil...poczuł coś...myślę, że też bym poczuła...
Prosiłam, by się oswoił, przeczekał, sądziłam, że to przejściowy powrót iluzji dawnego uczucia...lecz on zdecydował zaraz
Myślę, że miał i nadal ma wątpliwości co do swojego postępowania - po naszej rozmowie radził się bliskich osób, dwa dni temu pisał do mnie pytając jak się czuję, zapewniając, że mogę na niego liczyć, mając nadzieję, że nie odczuwam tylko nienawiści, choć mam - jego zdaniem - do tego prawo...
Edytowane przez odrzutowiec dnia 08.11.2012 13:24:58
Wiem i wciąż czuję, że to co łączyło nas było prawdziwe, nie było iluzją uczucia.
Powtarzam, gdyby jego uczucie było PRAWDZIWE, taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca!
Gdyby kochał cię prawdziwie, nie stawiałby cię w takim położeniu, chciałby twojego dobra, nie raniłby cię, przeciwnie chroniłby, doceniając to co mu dałaś....tak jednak nie jest.
Nie chcesz przyjąc do wiadomości faktów.
Używając słów "wiem", "chciałabym" nie bierzesz pod uwagę faktów, raczej je interpretujesz karmiąc swoimi wyobrażeniami siebie samą....podtrzymując iluzję.
Tylko twoja determinacja w utrzymaniu związku na nic się zda.
Zresztą na siłę niczego nie da się zrobić.
Nie wyznaczając granic dajesz mu przyzwolenie na lekceważenie siebie i twoich uczuć. On już wie, że jak mu się noga podwinie to ty wrócisz do niego w ciemno oferując znów całą siebie, on nie musi już zabiegać...on ciebie ma, bez wzlędu na wszystko, cóż tylko sobie ubarwi troszeczkę to całkowicie przepełnione pewnością życie z tobą.
W taki to oto sposób kobiety uczą mężczyzn, że oni mogą się "pogubić", nawet wielokrotnie, wszak mają do tego prawo i w tym kobiety takich mężczyzn przekonują swoją postawą. Biorą takiego pogubionego jak puchar przechodni i cieszą się, że ten puchar zabawi na dłużej lub krócej w ich życiu.
A jak twoje relacje odrzutowiec z twoim ojcem....że tak z gruszki ni z pietruszki zapytam?
Post doklejony:
Cytat
Gdy ze mną rozmawiał stwierdził, że to co czuje do niej jest silniejsze, ale mnie nadal kocha
Zapytaj kogokolwiek na tym forum, zapytaj wszystkich mężczyzn tutaj...czy jest możliwe kochać dwie kobiety równocześnie.....jestem pewna, że wszyscy zaprzeczą.
Powiedziałam ukochanemu, że jestem rozczarowana i zraniona jego postawą, ale zaznaczyłam też, że był i jest dla mnie kimś szczególnym, więc zapewne na długo pozostaną w moim sercu ciepłe dla niego uczucia. Wiem, że troszkę się upokorzyłam. Większość kobiet obróciłaby się na pięcie i odeszła bez słowa lub zrobiła mu awanturę. Nie potrafiłam, wciąż go kocham, jest dobrym człowiekiem. Stwierdził, że to, co powiedziałam jest trochę upokarzające tak samo, jak jego decyzja - powrót do tej, która tak go zraniła. Więc jesteśmy na równo.
Zapoznałam go z tym, co czuję, niech wie. Nie mam jednak zamiaru błagać o uczucia. Postanowiłam się wyprowadzić pod jego nieobecność i zostawić krótki list. Rozstać się w przyjaźni, ale bez sentymentów. Nie informować o nowym miejscu zamieszkania, ale też radykalnie się nie odcinać, podtrzymać kontakt, gdy podejmie inicjatywę.
Relacje z moim ojcem, są bardzo dobre. Mój ukochany jest do niego bardzo podobny, od wykonywanego zawodu, do usposobienia, charakteru. Kiedy byłam dzieckiem mój ojciec miał problem z alkoholem. W porę przestał i od lat jest w porządku. Ukochany jednak nie ma takich kłopotów
Dużo piszesz o tym, że nie możesz zrozumieć dlaczego Twój "ukochany" zamienił ten harmonijny, stateczny związek który tworzył z Tobą na związek z byłą, która go tak skrzywdziła. Sama jednak liczysz na to, "że po fazie euforycznego powrotu, po powrocie do normalności zatęskni do dobra i ciepła, które ode mnie emanują". Dostrzegasz paradoks?Myśle, ze powinnaś kompletnie się od niego odciąć i zacząć żyć swoim życiem. Mam podobne zdanie jak Margaret "gdyby jego uczucie było PRAWDZIWE, taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca!". Nie możesz pozwolić zrobić z siebie "wyjscia awaryjnego".
Tak, jest w tym dużo racji. Jednak aktualnie tak wygląda moja uczuciowa sytuacja. Przez cały nasz związek czułam się kochana i dlatego tak radykalna odmiana stanowiska mnie bardzo martwi. Nie chcę być "wyjściem awaryjnym" i dlatego się usunę. W głębi serca czuję jednak, że ciepłe uczucia pozostaną, ponieważ osoba mnie porzucająca jest szczególną w moim życiu. Dlatego tli się jeszcze nadzieja. Być może będzie jeszcze taki moment, że on będzie chciał wrócić, że zatęskni. Wiem, że przyjęłabym go, choć zapewne każdy uważa, że to upokorzenie.
Post doklejony:
Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Bardzo dziękuję za porady, pozwalają one na skonfrontowanie stanowisk i bardzo mi pomagają...
Edytowane przez odrzutowiec dnia 09.11.2012 22:16:03
Dzisiaj przeżyłam najboleśniejszy dzień w życiu. Pojechałam do mieszkania pod jego nieobecność i spakowałam się, znalazłam nowe lokum...Nie czułam jeszcze tak ogromnego bólu, nawet po zakończeniu niemal 4 letniego związku...ten, który teraz się kończy jest dla mnie znacznie bardziej poważny. Napisałam mu wiadomość - że dziękuję za możliwość zamieszkania z nim, że to miejsce i wszystko, co z nim związane ma w moim sercu szczególne znaczenie, że życzę mu szczęścia... Zadzwonił po czasie...pod innym pretekstem - z pytaniem od przyjaciół...Zapytał co u mnie, a ja na to, czy otrzymał wiadomość...stwierdził, że niewiele z niej wynika...oświadczyłam, że zabrałam swoje rzeczy, wyprowadziłam się i przywiozłam jego, pozostawione u mnie...był ogromnie zdziwiony..."wyprowadziłaś się? jak to?", powiedziałabym, że był w szoku... zapytał dlaczego - a ja na to, że zaczyna beze mnie nowe życie, nie mogę naruszać jego intymności...że na pewno będzie chciał zamieszkać z byłą. Stwierdził, że ona ma swoje mieszkanie, a on będzie też mieszkał sam, tam gdzie byliśmy razem. Poczuł się rozczarowany...myślał, że pozostanę tam przynajmniej do końca roku, a potem coś znajdę na spokojnie....mówił, że mam zatrzymać klucze, bo jemu nie będą potrzebne...a gdybym czegoś zapomniała, chciała wrócić, to je mam...
dla mnie to wszystko jest bardzo dziwne...te jego deklaracje i dziwne propozycje - wielkie zdziwienie tym, że mogłam zabrać rzeczy i się wynieść, proponowanie dalszego, wspólnego mieszkania, oferowanie różnorakiej pomocy, prośba o to, bym nie traktowała go jako wroga, podpytywanie czy będę odpisywała na jego wiadomości...
Może to rzeczywiście przejaw zagubienia? Ta rozmowa dała mi do myślenia...Twierdzi, że jego uczucie do mnie było szczere, że nadal coś czuje, ale nie z taką siłą...jednocześnie siłą wyparte ze świadomości uczucie do byłej powróciło teraz i on czuje ciśnienie na to, by się przekonać, by znów o nią zabiegać...wydaje mu się, że jest pewien uczucia do niej, chciałby, by było jak dawniej, stara się...ale gdyby chęć powrotu była tak samo silna z obu stron, czy nie chcieliby zamieszkać z sobą tuż po mojej wyprowadzce?
Sama już nie wiem, ale zaczyna mi się wydawać, że mój partner próbuje moim kosztem...Wie jaka jestem: wierna, oddana, pewna...więc może traktuje mnie jak koło zapasowe? (można tym wytłumaczyć zdziwienie moją wyprowadzką i propozycje pozostania w mieszkaniu...tak, bym w razie czego była w zasięgu ręki...by wiedział, co robię i ewentualnie mógł zacząć odbudowywać relację...).
Wydaje mi się, że pomimo jego szczerych intencji powrotu, jego była partnerka, choć przychylna, nie jest tak gorliwa jak on...przecież gdyby szczerze kochała okazałaby skruchę po jednej zdradzie a do rozpadu ich związku wcale nie musiałoby dojść...tymczasem tkwiła w zdradzie i związku z innym przez kilka miesięcy dobrze się razem bawili...nie wiem jak wygląda to teraz...przypuszczam, że gość ją kopnął, a ona przygarnęła mojego ukochanego z powodu braku lepszego materiału, tymczasowo...
Mój partner wyciągnął rękę do zgody, chce wybaczyć, ale nie wiem, czy jest na tyle silny...wydaje mi się, żę już teraz nabiera wątpliwości, co do tamtej osoby...dlatego chciał mieć mnie na wyciągnięcie ręki, chciał mieć coś pewnego...
Wydaje mi się, że to długo nie potrwa, że niestety mu się nie uda...nie wiem, czy bredzę, czy dobrze wiążę fakty...?
W każdym razie uważam, że bardzo dobrze zrobiłam wyprowadzając się szybko i ukradkiem...chciałam to zrobić nagle, by on stracił poczucie bezpieczeństwa...dzięki temu udowodniłam, że mam godność i pokazałam charakter...Niech wie, że nie jestem na skinienie, że jestem silna...jeśli zmądrzeje i zrozumie błąd niech się natrudzi, poszuka mnie i postara...
dokladnie. dlatego nie powinnac z nim utrzymywac kontaktu. mysle, ze w Twoich planach i nadziejach on nadal istnieje i liczysz na jego powrot ze skrucha. rozumiem Cie. wykorzystaj jednak ten czas nie na analizowanie jego uczuc do bylej i do Ciebie. postaraj sie zalozyc, ze on juz do Ciebie nie wroci. zyskasz dzieki temu. przede wszystkim Twoje zycie przestanie sie krecic wokol niego, zaczniesz budowac nowa jakos, wlasna. jesli zechce wrocic, zrozumie swoj blad - przyjemnie Cie zaskoczy. jednak ja zycze Ci, abys zrozumiala, ze nie potrzebujesz faceta, dla ktorego bylas kiedys kolem zapasowym. zycze Ci, zebys po tym czasie zwyczajnie przestala go kochac i potrzebowac. odetnij kontakty. on nie moze wiedziec, ze jestes wierna i lojalna i czekasz na zmiane jego decyzji. nie uszanuje tego i nie doceni, nawet jesli przez chwile bedziesz miala takie wrazenie. zemsci sie w przyszlosci. powodzenia
Tak, wiem, że postępuje podle, że łatwiej byłoby go znienawidzić, znacznie łatwiej...tylko, że ja nie potrafię. Mam nadzieję na to, że zrozumie błąd, gdyż tak lekkomyślne postępowanie zwyczajnie nie mieści mi się w głowie, ani nie przystaje do mojego systemu wartości - najpierw wziął odpowiedzialność za nas i nasze uczucie, a teraz zwyczajnie je podeptał i sprawił, że czuję się dla niego niedość dobra...skoro zrezygnował po tym wszystkim, co było...
I OPADŁY MI RĘCE
kolejna naiwna i żeby nie było , mi uświadomienie sobie tego że jestem naiwna i zmanipulowana
zajęło 22 lata
Polecam blog MOJE DWIE GLOWY oraz TERAPIA PRZEZ PISANIE , oraz artykuły o formach manipulacji i przemocy
Przemoc to nie tylko bicie i wyzwiska , to również używanie słowa kocham i innych dobrych słów , do osięgnięcia wybranego celu , bez odczuwania takiego uczucia jak miłość
A ojciec nie był dobry (Twój ojciec) , napisałaś w porę się opamiętał i przestał pić
Tzn i tak za późno biorąc pod uwagę , że jego pijaństwo zostało dostrzeżone przez rodzinę)
Wszystko co tu napisałam , jest oparte na moich doświadczeniach
Widocznie Margaret za bardzo delikatna była w swoim przekazie
Ja napiszę tak OCKNIJ SIĘ DZIEWCZYNO BO PRZEŻYJESZ MOJE ŻYCIE
Ten avatar bo z popiolu... W moim przypadku z bagna..
...łatwiej byłoby go znienawidzić ale..."to trochę ze skrajności w skrajność.Nie trzeba nikogo nienawidzić by zrozumieć że z nim nie po drodze.Jeżeli facet woli być z byłą niż z takim aniołem jak Ty to widocznie/może mimo jego chęci/tamto uczucie w nim tkwiło.Miał wybór i wybrał.Myślę że te teksty o przyjaźni to trochę mydlenie oczu by nie rozstać się w gniewie.Gdybyście byli przyjaciółmi to powiedziałby ci na początku związku że mimo zdrady dziewczyna jest dla niego ważna.Był związek a teraz go nie ma.Z takiego wiecznego pocieszania,zostawiania niedomkniętych furtek nic dobrego nie wychodzi.Masz dowód ;gdyby partner rozliczył się z poprzednim związkiem nie zaczynałby tej historii na nowo.Wspólne spotkania,rozmowy,herbatki,pseudo przyjaźnie nie pozwalają na szczery związek.Co on ma teraz ukrywać przed starą/nową kontakty z Tobą?Czy Tobie żalić się jaka tamta niedobra lub jak bardzo się zmieniła i jaka jest namiętna.
Dziękuję wszystkim za wyrażenie zdania na temat mojego problemu. Niestety nieustannie myślę o naszym związku i realnych szansach na jego powrót. Od naszej ostatniej przerwanej rozmowy nie kontaktował się za mną. Ja także się nie odezwałam, choć pomyślałam, że może żyje w świadomości, że się rozłączyłam umyślnie - prowadziłam rozmowę dość kategorycznie, jednak sam zaczął na nowo krążyć wokół tematu swojej decyzji i mnie sprowokował. Podczas rozmowy miał smutny głos, często zapadało milczenie, albo nie bardzo wiedział co powiedzieć... Odniosłam wrażenie,że jest przygnębiony...nie mówił tak, jak wtedy, gdy był szczęśliwy przy mnie - jego barwa nie była miła i ciepła... Powiedziałam mu, że moim zdaniem chce zagłuszyć wyrzuty sumienia dobrymi uczynkami (proponowanie wspólnego mieszkania w dalszym ciągu, wyświadczanie przysług, pytanie o podtrzymanie kontaktu itp.) stwierdził, że ma wyrzuty sumienia, ale nie takie, o których pewnie myślę - dziwne jest dla mnie to, dlaczego się tak tłumaczy...? może właśnie zaczyna żałować podjętej decyzji, ale nie chce zdradzić...?
W głębi serca mam wciąż nadzieję, że nie pogardzi tym, co razem tworzyliśmy, że się ocknie. Czekam, ale nie mam cierpliwości...nie wiem, czy warto mieć jeszcze nadzieję...Wydaje mi się, że jeszcze trochę za szybko na refleksje, odwrót sytuacji...z drugiej strony ta ostatnia rozmowa z nim wciąż mnie zastanawia. Zauważyłam też, żę nie wykasował - jak na razie - naszych zdjęć z konta na portalu społecznościowym. Nie wiem, czy warto czekać na zmianę sytuacji... wiem jednak, że to co przydarzyło się nam miało także dla niego szczególną wartość. Nadal czuję, że to prawda, że szczerze mnie kochał....
W ostatnich dniach, przed wyprowadzką, zauważyłam, że pogorszyła się jakość jego życia...wracałam z pracy późnym popołudniem, był nieobecny, w domu panował nieład (brudne naczynia, niepościelone łóżko, kurze). Gdy byliśmy razem, dbał bardzo o porządek, funkcjonował inaczej, lepiej, był radosny. Teraz chyba nie ma na to czasu i siły...tylko skoro jest zakochany, to powinien o to dbać - tak mi się wydaje...tak było, gdy był zakochany we mnie...
Nie wiem już, czy warto mieć złudzenia...męczy mnie to wszystko bardzo. Z dnia na dzień boli coraz gorzej
Nie umiesz czytać ze zrozumieniem przykre to
zastanowisz się jak już Cię pogrąży tak , że nie złapiesz oddechu
Życzę Ci jak najlepiej , ale powielisz moje błędy ..
Szkoda
Ten avatar bo z popiolu... W moim przypadku z bagna..
Odrzutowiec, spoglądam tu do Ciebie co jakiś czas i nie mogę zdzierżyć, jak się męczysz. Koleżanki, które są z Tobą wybierają dla Ciebie najlepszą opcję, od samego początku.
Wiem, ze cieżko, ale nie pogrążaj się. Robisz sobie straszną krzywdę, bo wydłużasz cierpienie, lubisz to ?
Przyjmij, teraz to co Ci życie przyniesie i nie rób sobie nadziei.
A jeśli naprawdę chcesz mieć cień szansy, może nawet duży, że mu się odmieni, to tylko jeden sposób. Musisz zniknąć mu na amen na miesiac, zupełnie. Ani Cię nie widzi ani nie słyszy. Nie odbierasz telefonów. Niech zostanie tylko z nią. Duże prawdopodobieństwo, ze zacznie mu czegoś brakować i się odwróci. A ty wtedy daj mu cień nadziei, ale nie wszystko od razu, niech się trochę nabiega.
Zniknij dla niego.
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
A mnie martwi to , że Ty jesteś Odrzutowiec, idealnym materiałem na przyszłą kochankę dla niego, tak bardzo się uzależniłaś. Albo przyszłą zdradzaną żonę, też oczywiście JEGO. Cholera, co by się nie działo w jego życiu , zawsze będziesz gotowa rzucić mu się w ramiona na jedno kiwnięcie palcem. Dziewczyno, otrzeźwiej, naprawdę nie widzisz swojej klatki?
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni