Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Witajcie.
Zdaję sobie sprawę, że w obliczu naprawdę poważnych przejść wielu użytkowników tego portalu mój przypadek nie wyda się zbyt rciężkir1; czy też dramatyczny, ale dla mnie to i tak mały koniec świata i przewrócenie życia do góry nogami. Inaczej mówiąc muszę się wygadać (wypisać). Może ktoś to przeczyta, może odpisze, zobaczymy...
Ale od początku: mam 30 lat, w małżeństwie od ponad 3, w związku od 8, mieszkamy razem od lat 5. To tyle liczb.
Wszystko zaczęło się około października zeszłego roku. Przechodziliśmy mały (tak myślałem) kryzys r11; normalna sprawa w związkach. Problemy finansowe, lekkie znudzenie sobą, monotonnia, przyzwyczajenie r11; wszystko to sprawiło, że oddaliliśmy się od siebie. Jakoś funkcjonowaliśmy, do momentu wejścia w świat wirtualny. Czaty, fb, gg, nowe znajomości... Dodam tylko, że nasi realni znajomi, przyjaciele kolejno się od nas odsuwali w miarę, jak popadaliśmy w coraz większe problemy finansowe. Było więc nam dobrze, że znaleźliśmy nowych znajomych, co prawda daleko, ale jednak! Mieliśmy z kim pogadać, pośmiać się itp. Ot taka marna namiastka życia.
Poznaliśmy faceta, na pozór świetnego gościa. Od razu się z nim zakumplowałem. Mieliśmy wspólny język, wspólne zainteresowania. Fajnie nam się gadało. Moja żona też go polubiła. Z początku nie widziałem w tym nic dziwnego, ani złego. Z początku... Po jakimś czasie coś przestało mi grać! rKumpelr1; coraz rzadziej się do mnie odzywał, za to bardzo chętnie rozmawiał z moją żoną w każdej wolnej chwili! Zaczęły się telefony, sms-y. Niby niewinne, ale coraz częstsze.
Postanowiłem szczerze z żoną porozmawiać i podzielić się z nią moimi obawami. Poskutkowało, a przynajmniej tak wtedy myślałem.
Minęło kilka miesięcy, moja znajomość z tym człowiekiem sprowadzała się praktycznie do rcześćr1; na czacie. W międzyczasie coraz bardziej odkrywałem jakim bagnem są czaty i całe to rwirtualne życier1;. Zacząłem wycofywać się z niego, dość skutecznie. Owszem, czasami wpadłem pogadać ze starymi znajomymi, ale to tylko czasami i w naprawdę wolnych chwilach. Natomiast moja żona wciąż była tym wszystkim zafascynowana! Doszło do tego, że nasz dzień wyglądał następująco: do pracy, z pracy, do komputera, spać (dodam jeszcze, że każde z nas ma swojego laptopa). Próbowałem jakoś od tego żonę odciągnąć, zaproponować film, spacer, cokolwiek, ale coraz rzadziej mi się to udawało, coraz częściej spotykałem się z gniewnym oporem. Tłumaczyłem sobie, że ona po prostu potrzebuje kontaktu z ludźmi r11; tak mi zresztą tłumaczyła. Więc ona siedziała na czacie, gg, facebooku, a ja coś tam sobie dłubałem i tworzyłem kolejne nikomu nie potrzebne strony (z zawodu jestem webmasterem, z pasji też).
Ze strachem odkrywałem, że oddalamy się coraz bardziej od siebie, a nasze życie seksualne praktycznie przestaje istnieć!
Jakieś dwa miesiące temu zauważyłem, że żona wciąż utrzymuje dość częste kontakty z tym moim rkumplemr1;. Zacząłem pytać, dociekać, ale zbywała mnie i mydliła oczy. Miałem do niej coraz mniej zaufania. Długo biłem się sam ze sobą, zanim pierwszy raz postanowiłem ją sprawdzić. Aż w końcu to zrobiłem. Przeszukałem cały komputer, archiwa gg, facebooka, wszystko i... nic nie znalazłem! Owszem, wynikało z tego że mają ze sobą stały kontakt, ale zupełnie normalny, na zasadzie rcześć co u ciebier1;. Sprawdzanie telefonu dało podobny skutek.
Mimo wszystko rosły moje obawy i malało moje zaufanie do żony. rKumpelr1; stawał się coraz częstszym obiektem kłótni ale żona wciąż wmawiała mi paranoję i zapewniała, że nic się nie dzieje, że nic między nimi nie ma! I zawsze udawało się jej mnie przekonać i uspokoić zwłaszcza, że rkumpelr1; mieszka za granicą, kilka tys. km od nas.
Aż wreszcie w zeszłym tygodniu żona zaczęła zachowywać się coraz dziwniej! Najpierw któregoś popołunia zadzwoniła do mnie z pracy, że spotkała dawno nie widzianą koleżanką, z którą po pracy chce iść na ploty, miała tylko wpaść do domu przebrać się i wybyć w miasto. Nawet się ucieszyłem, że w końcu oderwie się od kompa i spotka się z żywym człowiekiem. Wtedy jeszcze nie zastanowiło mnie, że jak na spotkanie z koleżanką, to za bardzo się wystroiła i wyszykowała.
Dwa dni później koleżanka zaproponowała mojej zonie, zeby ta wpadła do niej na noc (w środku tygodnia!) bo jakaś inna kumpela przyjeżdża i będą plotkować. Zapytała czy może r11; początkowo się zgodziłem. Ale później przyszło zwątpienie, składanie faktów itp. Ale nie chciałem do siebie dopuścić myśli, która zaczęła się w mojej głowie klarować. Do koleżanki żona miała iść w środę. W nocy z wtorku na środę nie mogłem jakoś spać (często mi się to zdarza). Postanowiłem się więc upewnić r11; po raz kolejny sprawdziłem jej komputer i po raz kolejny niczego nie znalazłem. Oprócz jednej, jedynej ale kluczowej informacji r11; że rkumpelr1; od tygodnia jest w polsce!!! To mi już naprawdę dało do myślenia, ale wciąż byłem pewien, że mam paranoję. Nagle, tak w środku nocy wpadłem na coś, o czym do tej pory nie pomyślałem! Przypomniałem sobie, ze znam hasło żony do konta internetowego jej telefonu. Zalogowałem się, sprawdziłem bilingi i... wbiło mnie w fotel! To, co miało być okazjonalną znajomością polegającą na wymianie kilku zdań na gg czy fb raz na jakiś czas, okazało się setkami minut rozmów miesięcznie!!! A od tygodnia były to rozmowy jeszcze częstsze. Wszystkie fakty zaczęły mi się składać w jedną całość.
Bezceremonialnie obudziłem żonę i zażądałem wyjaśnień. Zablefowałem też, że skontaktowałem się z tą niby kolezanką i że ona nic nie wie o ich spotkaniach. Wtedy pękła i przyznała się do wszystkiego. Że zakochala się w nim, że utrzymują stały rromantycznyr1; kontakt, że raz się znim spotkała, że się całowali, a dziś mieli spędzić noc w hotelu. Ale że nie miało do niczego niby dojść tylko chcieli mieć troche czasu dla siebie. I że wcześniej też do niczego poza pocałunkami nie doszło.
Minęło kilka dni, w międzyczasie na moje żądanie żona zerwała kontakty z tym człowiekiem, powiedzała mu, że to koniec. Oczywiście zapewniła mnie, że chce być ze mną, że się pogubiła. W międzyczasie dotarłem do kilku osób które go znają od dawna. Okazało się, ze uwodzenie kobiet (stanu obojętnego) to jego specjalność, to trochę żonie otworzyło oczy.
Niby z nim zerwała, ale do dziś nie chciała całkowicie odciąć wszelkich kanałów kontaktu. Dopiero dzisiaj, trochę przyparta do muru rzałatwiłar1; z nim sprawę do końca. Ale po tym była na mnie wręcz wściekła, ze nie dałem jej więcej czasu, że nie liczę się z jej uczuciami.
A ja teraz siedzę znów przerażony bo uświadamiam sobie, że ona naprawdę zaangażowała się w relacje z tym człowiekiem.
I nie wiem co teraz! Wybaczyć? Wybaczyłem! Chcę być z nią, kocham ją jak nikogo, chcę zapomnieć, zaufać. Ale nie wiem jak, nie wiem kiedy się to stanie. Nie wiem nawet, czy w ogóle mi się uda...
Czy to się może udać? Ktoś może powiedzieć, że bez seksu nie było zdrady. Nie wiem, może. Ale zaufanie zostało zaprzepaszczone, wierność nadwyrężona, szczerość zakopana...
Przepraszam za ten esej, po prostu musiałem się wygadać.
Dziękuję...
Po pierwsze, to nie masz za co przepraszać. Wygadałeś się i jest ok A teraz odnośnie wybaczenia - jest możliwe, choć rzadko się zdarza. Ale są tu osoby, które to mogą potwierdzić własnym przykładem. Jednak - moim zdaniem - wybaczenie i posklejanie związku na nowo jest możliwe TYLKO I WYŁĄCZNIE wtedy, gdy druga strona wykazuje PEŁNĄ skruchę. Zauważ, że Twoja żona zamiast skupić się na naprawieniu swojego błędu - wścieka się na Ciebie o to, że śmiałeś przerwać jej romansik. Moim zdaniem - przy takiej postawie szans na uratowanie związku nie ma. Ale to jest tylko moje zdanie i choć poparte własnym doświadczeniem - niekoniecznie musi stanowić regułę. Życzę powodzenia - cokolwiek postanowisz.
ZGadzam sie z Dilka.
Moja zona, gdyby jeszcze nie spala powiedzialaby pewnie, ze dziewczyna poszla w dobra strone, ale nie do konca tam zaszla. Po prostu nie widac PELNEGO zaangazowania, skruchy, a co za tym idzie - przemyslenia sprawy. Niepelne rzeczy sa - jak sam wiesz - z jednej strony w jakiejstam czesci puste, a w jakiejstam pelne; co to w efekcie znaczy - dopowiedz sobie sam.
Kiedy zona mnie zdradzila - napisalem jej, dla przykladu, zeby wiedziala - CALA kartke A4 zawierajaca te dziedziny, w ktorych mnie zdradzila. Dla mnie nie tylko sam sex jest bowiem zdrada, ale cala masa innych rzeczy. Tez o tym pomysl.
Nawiasem mowiac - dobrze, ze zablefowales, ale i szkoda, ze nie do konca. Nie dowiedziales sie bowiem, czy kobieta na pewno Cie nie zdradzila fizycznie - wystrojona spedzila "u kolezanki po pracy" przeciez troche czasu. Sam wiesz, ile - wybacz technikalia - stosunek seksualny trwa, wiec nie dasz glowy chyba za to, ze sie tylko calowali ? Zona tyle czasu Cie oklamywala, wiec czemu mialbys wierzyc w jej tlumaczenia, chocby nie wiem, jak przekonywujace ? Na tym wlasnie polega pelna skrucha i zrozumienie zony, ze ROZUMIALABY powody, dla ktorych Ty nie mozesz jej uwierzyc ! Byc moze masz jeszcze czas i okazje, by dociagnac ten temat dokonca - w/g mnie tylko teraz, tuz po dowiedzeniu sie po zdradzie, jest najwieksza szansa na dowiedzenie sie wszystkiego (bo pozniej przychodzi ochloniecie, pojawiaja sie mysli odrzucajaca, chec ucieczki, planowanie, kalkulacje zdradzacza), wykorzystanie sytuacji emocjonalnej - a co juz z tym zrobisz, Twoja sprawa. Mozesz probowac, mozesz nie probowac wybaczyc. Tylko pamietaj - zeby wybaczyc, musisz wiedziec konkretnie, w calej rozciaglosci - CO zamierzasz wybaczyc.
Przeczytaj moja historie, moze CIe do czegos natchnie.
Widzisz Greog, według mnie nie wiesz podstawowej rzeczy. Czy twoja żona go pokochała czy zauroczyła się w wyobrażeniu o nim. (durne słowo. "zauroczenie". co nie?) A jak ona się tłumaczy? Bo każdy zdradzacz się tłumaczy. Najłatwiej to chyba tak. Wprowadź jej do laptopa jakiegoś vira i wynajmij wam jakiś domek gdzieś w kompletnej dziczy na jakiś tydzień lub dwa. To jedyna szansa byś mógł się naocznie przekonać jak daleko to wszystko zaszło. Tym bardziej, że będziesz jedynym partnerem do rozmów.
Dziękuję Wam za przeczytanie i odpowiedzi!
W mojej głowie panuje straszny chaos, ale mam nadzieję, że jakoś tego posta sklecę.
No właśnie, sam nie wiem jak to jest z tą PEŁNĄ SKRUCHĄ... Nie mam pojęcia jak dotrzeć do niej, że jakiekolwiek utrzymywanie jakichkolwiek relacji z tym człowiekiem jest dla mnie NIEDOPUSZCZALNE! Nie rozumie chyba, że to nie moja złośliwość, nawet nie próba zabezpieczenia tylko po prostu kwestia serca i emocji. Mam wrażenie, że chce bardzo szybko przejść nad tym do porządku dziennego. Cała sprawa wydała się w środę, a już w piątek pojawiały się jej pytania "ile jeszcze mam to znosić" przy każdej próbie powrotu do dyskusji. Może rzeczywiście seksu nie było i ona myśli że skoro nie było, to w zasadzie nic się nie stało. A dla mnie się stało! Kilka miesięcy zaangażowania emocjonalnego z tym facetem odbieram jako zdradę.
Czy to miłość, czy kochanie, czy zauroczenie? Sam już nie wiem. Ona też nie potrafiła (nie chciała) mi na to pytanie odpowiedzieć. Niby z jednej strony jak pytałem czy go kocha, odpowiadała, że nie. Ale jak w innym momencie desperacko i idiotycznie prosiłem żeby powiedziała, że go NIE KOCHA, to milczała patrząc się w niebo...
Sam już nie wiem...
witaj w naszym zacnym gronie!!!
mój mąż też używał podobnych tłumaczeń i z doświadczenia wiem że są one głupie!
argument że już po 2 dniach ona chce przejść nad wszystkim do pożądku dziennego jest dla mnie szokujący i nie do przyjęcia!masz absolutne prawo do rozgrzebywania tej sytuacji tyle razy ile będziesz chciał i jak długo będziesz chciał!!!!!
nie wieżę że noc w hotelu mieli spędzić na patrzeniu sobie w oczy i rozmowach....na coś takiego to można iść do knajpy albo do parku!
rozumiem że wybaczyłeś ale jak sprawa wygląda z zaufaniem?powiem ci z mojego doświadczenia że jesli nawet wybaczyłeś to nie da się czegoś podobnego w 100%wybaczyć...przynajmniej takie jest moje zdanie!
jak dla mnie to powinna zmienić numer telefonu,pokasować konta gg,fb,nk i wszystkie temu podobne i starać się z całych sił!
ja tam nie wiem czy można kogoś pokochać pisząc sobie wiadomości bądź rozmawiając przez telefon i po jednym spotkaniu!
zastanów się nad tym....
pozdrawiam
GregoBR - ja chcialbym, abys przeczytal nasze historie z dwoch powodow. Po pierwsze - to pomaga na pierwszym etapie po dowiedzeniu sie o zdradzie - kiedy nie wierzysz do konca, kiedy miotasz sie pomiedzy myslami, a domyslami i kiedy jest naprawde ciezko fizycznie. To pomoze Ci zrozumiec, ze inni tez przez to przeszli i przechodza, a na dodatek - ze rozumieja Cie, Twoja sytuacje, Twoj bol i uczucia. Nie jestes sam. I po drugie - ze dopiero tam zobaczysz, jak szablonowo zachowuja sie zdradzacze, jakie to wszystko latwe do wywnioskowania z boku... po fakcie, niestety - to prawda - i jak wplywa to na ocene naszego postrzegania zwiazku, partnera, wartosci. Mysle, ze ten drugi powod jest wazny z tego powodu, ze dopiero wowczas bedziesz mial jakas baze do rozmowy z nami tutaj, dzieki czemu szybciej zalapiesz mechanizmy - szybciej sobie pomozesz. Bo tu chodzi wlasnie o pomoc Tobie, zwiazek bedziesz ratowal w dalszej kolejnosci, jesli zechcesz, jesli bedziesz w stanie wszystko obiektywnie ocenic - bo do tego wlasnie punktu zmierzam, bys sie w nim znalazl moim zdaniem.
Mocne przyciśnięcie do muru może tak samo pomóc jak i zaszkodzić. Jeżeli nie uprawiała z nimi seksu to tylko zaszkodzi. Pomoże jednak (mogę się mylić) gdy naprawdę było "bunga-bunga". Tak było w moim przypadku. Niby tylko przytulanie i głaskanie po głowie. Przycisnąłem ją pod wpływem emocji dość drastycznie i wulgarnie i mi się wygadała.... nie do końca ale jednak. Cała reszta prawdy przyszła później i to był drugi cios bo wybaczyłem coś co nie do końca było prawdą.
A ten internetowy świat... może bardzo zaszkodzić, przekonałem się o tym . Jedynie tutaj jest "bezpiecznie"
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Nie ukrywam, że pomaga mi możliwość wygadania się i czyjeś zainteresowanie moim przypadkiem. Pewnie Was nie zdziwi, że nie palę się do rozmawiania o tej sprawie z którymś z moich nielicznych znajomych. Za dużo wstydu we mnie.
Rozdzierają mnie sprzeczne emocje i pragnienia. W jednym momencie chcę jej pokazać, jak bardzo ją kocham, żeby zobaczyła co mogła (może stracić), a w drugim ogarnia mnie ogromna wściekłość i mam ochotę po prostu wykrzyczeć jej w twarz co myślę o niej, o nim, o całej tej sytuacji. Chcę wykrzyczeć całą moją wściekłość ale... paradoksalnie nie potrafię! Paradoksalnie, gdyż do tej pory byłem człowiekiem raczej impulsywnym i naprawdę potrafiłem się wkurzyć. Wierzcie mi, przeszliśmy niejedną awanturę że wióry leciały! Coś jak w przypadku henryjeweller.
Wciąż się miotam podejmując coraz to nowe, coraz to głupsze i coraz bardziej rozpaczliwe próby odzyskania tego, co straciłem. I wiem, że nie tędy chyba droga. Faktycznie, najpierw muszę sam siebie poukładać, zanim zacznę robić cokolwiek innego. Nie potrafię przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, po prostu nie potrafię i czuję, że nie powinienem.
Fakt - póki co spełniła wszystkie moje warunki, ale... Nie przerwała tego romansu (uświadomiłem sobie, że mimo internetowego wymiaru tej znajomości, romans to dobre słowo) dla mnie, dlatego że nie mogła tego ciągnąć dłużej, dlatego że mnie kocha, tylko dlatego, że "sprawa się rypła" (przyłapałem ich) a ona nie była gotowa postawić wszystkiego na jedną, tę drugą kartę. Nie zerwała z nim dlatego, że uważała że tak trzeba, ale dlatego, że ja ją do tego zmusiłem. I wreszcie nie zerwała z nim kontaktów bo uważała że tak jest właściwie, tylko dlatego że nie dałem jej wyboru!
I jeszcze miała do mnie żal, była wściekła wręcz, że zabroniłem jej tego kontaktu w jakiejkolwiek formie! Tłumaczyła to emocjami i zarzucała mi, że nie liczę się z jej uczuciami (cokolwiek to do cholery ma znaczyć).
Dziś zrobiłem coś, co pewnie każde z Was uzna za głupie w tej sytuacji. Zabrałem na romantyczny obiad do dość eleganckiej restauracji, kupiłem pierścionek na znak rozpoczęcia nowego etapu w naszym życiu, na znak że chcę jej znów zaufać, wybaczyć, zacząć od nowa. Miał być naprawdę romantyczny, wyjątkowy dzień, który miał jej pokazać jak mi na niej zależy. No właśnie, miał być... Owszem, pierwsza jej reakcja była nawet miła, była zaskoczona, świeczki w oczach, teksty że po tym wszystkim nie zasłużyła na coś takiego itp... Ale jeszcze w restauracji zaczęła się zwyczajnie nudzić! Denerwowała się, że kelnerka jeszcze nie przychodzi z rachunkiem, że nie chce jej się tak bezczynnie tu siedzieć...
Wiecie co? Mam wrażenie, że wszystko jest na odwrót! Zawsze jakoś mi się wydawało, że osoba zdradzająca, jeśli naprawdę żałuje i chce naprawić swój błąd, robi wszystko żeby go naprawić! Stara się ile ma sił, po prostu, za przeproszeniem, włazi partnerowi w d*pe. A w moim przypadku jest zupełnie odwrotnie! To ja jej włażę w d*pę, robię co mogę i nie widzę tego samego z drugiej strony!
Dzisiejszy wieczór wyglądał jak każdy inny od kilku miesięcy: kilka godzin na komputerku (fb, muzyka, gierki itp) i spać... Nie nie, nie robiła nic podejrzanego - ot na pozór zwykły relaks na kompie. Ale właśnie - na kompie, nie z mężem, z którym należało by jeszcze porozmawiać, w kierunku którego należało by wykonać jakiś gest. Teraz śpi sobie smacznie i spokojnie, a mi zapowiada się kolejna bezsenna noc...
Czuję się, jak ostatni, skończony frajer i idiota. Znów siedzę i ryczę (tak tak, faceci jednak też płaczą), chwilami się wściekam... Ale wiem, że rano nie będę potrafił odnaleźć tej wściekłości, żeby czegoś nie popsuć!
Czuję się, jak ostatni, skończony frajer i idiota.
Nie postępuj tak jak dzisiejszego wieczora a nie będziesz się czuł jak wyżej ująłeś. Napisałbym coś dosadnego ale mi nie wypada. Podziękuj tej pani a sadzę ze znajdziesz kogoś i wtedy bezsenne noce będą miały inny wymiar. Powodzenia.
GregoBR, ja przestalem tydzien temu ponad brac prochy, mysle juz jasniej .
I wiesz, co ?
Nie, nie jajco Na Twoim miejscu wstrzymalbym sie jeszcze 3 dni. Czemu akurat 3 ? No bo wtedy ZACZYNAJA SIE ME W PILCE NOZNEJ 2012 ! Zadne baby nie beda nam wowczas potrzebne Zarcik taki sytuacyjny, oczywiscie, ze beda potrzebne nam te kochane kobietki, przeciez ktos musi ugotowac do meczu, piwo otworzyc, chipsiki podac Zajechalem seksizmem, wszyscy oczywiscie czujecie - mam nadzieje - atmosfere zartu (nawet niesmacznego), ale mi chodzi o to, bys wreszcie poczul te atmosfere ! Jak nic innego w Twoim zyciu dotychczas, stad porownanie z kobietami jako ta najwieksza nasza meska pasja (tytulem wytlumaczenia, jakby ktos mial sie juz na mnie obrazac, nigdy nie wiadomo, po ostatniej mojej takiej akcji).
A czemu ty jej kupujesz pierścionki zamiast zepsuć jej kompa? Skoro tak bardzo lubi laptopa. Zastanów się. Wprowadzasz jej robala. Jesteś webmasterem. No kto jest jedyną osobą w domu by jej system wyprostować? Hę? Bardziej chodzi o wspólne robienie czegoś. I to nieistotne czy to będzie robienie obiadu czy leczenie komputera. Grunt by zajęło wam to tydzień. Wspólne siedzenie przed komputerem może też być niezłą rozrywką. Będzie murem siedziała przy tobie i czekała na moment kiedy ci się uda. Będzie okazja do pogadania i wyjaśnień.
Greog dobrze myślałeś że to zdradzający ma się starać,ale ona nawet gdyby chciała to nie ma szans bo ty ją zagłaskasz na śmierć.To ona mogła zrobić kolację przy świecach i stworzyć nastrój do rozmowy,a nie brać to co ty jej na tacy podajesz.Twoja żona na razie nie chce niczego naprawiać i okazywanie Twojej miłości /dawanie prezentów!!!!/jest chyba na tym etapie zbędne.Ona jest zła że rozwaliłeś jej plany i chcesz ją ustawić po swojemu.Nie czuje się winna tylko zagubiona i zła.Ty też masz prawo być zły,masz prawo jej to wykrzyczeć i masz prawo przegadać ten temat do bólu Dobrze prowokować takie sytuacje by ona mówiła.W waszych głowach jest kłębowisko ,musicie wyciągać z niego po jednej nitce i ją rozwiązywać rozmawiając.Nie narzucaj się jej z miłością bo jeżeli zostanie to dlatego że Ty ją kochasz i nie zrozumie swojej winy.Ona powinna zostać dlatego że kocha ciebie.Pomoc terapeuty to dobry pomysł ale nie należy tego odwlekać.Jeżeli coś zostanie teraz pozamiatane pod dywan to niedługo z pod niego wyjdzie i ktoś się na tym nieźle poobija.
Kilka dni minęło. Ciężkich, ale w pewnym sensie konstruktywnych.
Pierwszy szok i największa wściekłość także przeszły. Mamy za sobą kilka przedyskutowanych, przekrzyczanych, przeawanturowanych i zwyczajnie przegadanych nocy, dni...
Są pierwsze efekty w postaci decyzji. Czy szczerych, mogę tylko za siebie stwierdzić, że tak.
Ona postanowiła defnitywnie zakończyć swój romansik, co też zrobiła, zerwała kontakty, podjęła wszelkie kroki w celu odcięcia tego człowieka.
Czy wierzę w szczerość jej intencji i postępowania? Na pewno chcę wierzyć, staram się. Niestety zaufanie które traci się w jeden dzień, odzyskuje się czasami latami.
Widzę i rozumiem swoje błędy, które popełniłem na przestrzeni w przeszłości. Ona widzi swoje. To już coś, jakaś podstawa do naprawy naszych relacji. Nie wiem, co z tego wyniknie, wierzę że będzie dobrze. Postanowiłem dać jej szansę i mam nadzieje, że jej nie zmarnuje. Z drugiej strony wiem, że i ja szansę dostałem (choć szansę innej natury) i także mam nadzieję jej nie zmarnować.
Nie kontroluję, nie sprawdzam. Jeśli coś będzie nie tak - wyjdzie prędzej czy później. Wciąż rozmawiamy i jeszcze wiele trudnych rozmów nas czeka. Ale każda następna boli coraz mniej, czy to dobrze? Nie wiem...
Jest we mnie dużo żalu, smutku, często złości. Jej też nie jest łatwo. Ale mimo wszystko próbuję być optymistą i traktować to wszystko jako rozpoczęcie czegoś nowego. Oboje czegoś się o sobie dowiedzieliśmy i chyba oboje dostaliśmy solidną nauczkę.
GreogBR - witam Cię serdecznie, chociaż szkoda, że w takim akurat miejscu.
Nie chciałbym być czarnowidzem i najchętniej bym się w tej kwestii pomylił, ale przygotuj się psychicznie (i fizycznie, bo to wykańcza) na to, że Twoja Panna wcale nie zerwie z tamtym kolesiem kontaktu. Może sobie być w "szoku" spowodowanym tym, że jest lowelasem i wmawiać Ci, że to definitywny koniec, że wszelkie metody kontaktu zostały zerwane, ale... to wraca. Znam ten przypadek z autopsji i uwierz mi - sam jeszcze nie będziesz dowierzać, jak to możliwe, ale w momentach największego Twojego psychicznego bezpieczeństwa dowiesz się, że ona jednak od czasu do czasu, a potem coraz częściej, wracać będzie do tamtego, bo on daje jej to, czego nie dajesz jej Ty (w jej skrzywionym mniemamiu, oczywiście) - adrenalinkę, komplemenciki, powiew świeżości. Powtórzę - znam to z autopsji i uwierz mi, że tak, jak napisał kiedyś jeden z użytkowników tutaj - będąc mężczyzną, nie wolno mierzyć kobiety swoją miarą. Ja zrobiłem ten błąd i motałem się jak **** w kościele przez kilka miesięcy. Kiedy jednak spojrzałem na sprawę trzeźwo, kładąc na stół wszystkie wady mojej panny, dopiero zrozumiałem, jakie postrzeganie miała ona względem tego, co mi wywracało flaki na lewą stronę.
Moja zerwała kontakt z kolesiem, na dwa długie miesiące - sęk w tym, że ja wtedy już nie chciałem z nią być i ostatnio o tym ją poinformowałem. Wiesz, jak się skończyło? Płacze, pytania, a w tle ponowna próba kontaktu, bo przecież co jej teraz zostało? Ja wiem, że ona nigdy nie przestanie już próbować ponownie kontaktować się z tamtym - bo to tak po prostu działa.
Namawiam Cię do tego, byś swoją Pannę na razie olał - żadnych pierścioneczków, sreczków, kolacyjek i durnych, niemęskich zachowań. Daj sobie czas, wybadaj ją, myśl TYLKO O SOBIE. Popatrz na to tak, jak widzę to ja, czytając Twojego posta - znudzona w restauracji? Laptop w domu po romantycznej kolacji? Może jeszcze ilość karatów w pierścionku niezadowalająca? I zadaj sobie pytanie - co się, kur... dzieje?? I gdzie się podziały moje jaja?
Prędzej czy później obudzisz się i zrozumiesz, a moim zdaniem Panna Ci w tym jeszcze mocno dopomoże, bo - powtórzę się - kobiety takie jak ta nie rezygnują tak łatwo z adrenaliny. Wiem, bo miałem (i pośrednio mam jeszcze przez chwilę) w domu taki sam przypadek.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę sobie, bym mylił się śmiertelnie!
Dormin, zdaję sobie sprawę że masz wiele racji w tym co piszesz i dziękuję za to. Wbrew pozorom jestem tego wszystkiego jak najbardziej świadomy. Moje wcześniejsze zachowania i reakcje opisywane w postach powyżej były działaniami kompletnie nieprzemyślanymi i wynikającymi z szoku, rozpaczy i bezradności. Dziś myślę dużo logiczniej i dużo chłodniej. Przekalkulowałem wszystkie "za" i "przeciw" i podjąłem taką a nie inną decyzję. Chcę wierzyć, że warto walczyć i jest o co walczyć. A co mam do stracenia? Męską dumę? I tak już jest podeptana. Kolejne kilka miesięcy, może rok życia? Trudno - to się nazywa wkalkulowane ryzyko. Ja to ryzyko podjąłem i mam nadzieję, że słusznie zrobiłem. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie koniecznie wszytko ułoży się tak, jakbym tego chciał...
Cóż, może jestem staroświecki, może zacofany, ale dla mnie małżeństwo jest małżeństwem i póki będę miał choć cień nadziei na jego uratowanie, będę próbował to robić...
Cień nadziei to trochę mało. Decyzję podejmujesz Ty, tylko pamiętaj, że sam nic nie wskórasz. A z tym próbowaniem... obyś się nie wypalił po takiej jądrowej próbie, bo nie tylko tego, ale jakiegokolwiek małżeństwa odechce Ci się raz na zawsze.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni