Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Nie wiem czy w dobrym dziale ale już mi się tak nazbierało, że muszę chyba wylać wszystko z siebie i pogadać z ludźmi, którzy wiedzą co do nich mówięr30;.
Poznaliśmy się na studiach. Spotykaliśmy się tak często jak możliwe, codziennie wielogodzinne gadanie przez telefon. O **** Marynie. Seks po prostu był upajającyr30;.wprawdzie nie miałam zbyt dużego porównania jako dziewica ale jednakr30;.
Był tym jedynym, kochałam go tak jak tylko było można. Może za mocno. I z każdym dniem coraz bardziej. Gdy urządziliśmy jako tako jego pierwsze mieszkanie r11; stan surowy doprowadzony do tego że położyliśmy podłogę, zrobiliśmy łazienkę, pomalowaliśmy ściany i kafelki w kuchni r11; zaczęliśmy razem pomieszkiwać. Spaliśmy na jednoosobowym materacu, jedliśmy siedząc po turecku na podłodze, w kuchni nie było ani jednej szafki. Początkowo od piątku do niedzieli, potem coraz dłużej i częściej. I tak mijały miesiące. W końcu zamieszkaliśmy na dobre. Mieszkanie było urządzone. Do tej pory pamiętam i już pewnie nigdy nie zapomnę jak pojechaliśmy po dywan. Przy okazji kupiliśmy czajnik i pizzę w PizzaHat. Już skręcaliśmy pod dom, gdy na dużym skrzyżowaniu na światłach wjechał w nas od tyłu z całym impetem inny samochódr30;.skasowany polonez jego ojca, moje buty z poobdzieranymi ze skóry obcasami, dywan niemal wyleciał przez przednią szybę, pizza w kawałkach i czajnik z wgniecionym dzióbkiem. Ten czajnik bawił nas przez lata. Choć ja spędziłam2 tygodnie w kołnierzu ortopedycznym.
Jego rodzice bardzo mnie lubili. Mieszkaliśmy w sumie niedaleko od nich. Jeździłam do nich na działkę, pielęgnowałam ją. Zawsze kochałam rośliny i budowałam wokół siebie prawdziwą dżunglę.
Byłąm szczęśliwa. Minęło 10 lat, może więcej, nie potrafię już tego chyba policzyć. Postanowiliśmy się pobrać. Choć dla mnie ślub był ważny, on podchodził do niego bez entuzjazmu. Ślub był w rocznicę naszego poznania się, 29 czerwca, w dniu meczu finałowego mistrzostw świata w piłce nożnejr30; Był tylko cywilny. Tylko mały obiad r11; całe 10 osób razem z namir30;..ale to nie było ważne. Byłam szczęśliwa choć rysy były. Ale zawsze jakieś były. Tłumaczyłam to sobie ze przecież nic nie jest idealne.
Zmiana mieszkania r11; znaleźliśmy fajne miejsce niedaleko. Codziennie chodziliśmy na spacer lub na rower i patrzyliśmy jak blok rośnie. Ustawiałam ściany na papierze, potem rozrysowywałam kafelki na papierze milimetrowym, projektowałam szafy, kuchnię. Byłąm w ciąży. Przemyślana decyzja. Żadna wpadka. Zaszłam w ciążę dokładnie w terminie zaplanowanym.
Przeprowadzka 2 tygodnie przed porodem. Sama spakowałam cały dobytek, sama rozpakowałam. Włożyłam w NASZ dom całe serce, duszę, pot i łzy. Całą ciążę zamiast sobotami wylegiwać się na kanapie i odpoczywać, uprawiałam turystykę po sklepach budowlanych wybierając długo i skwapliwie sedesy (były 2 łazienki), farby, meble itd.
Urodziłą się nasz córka. On był przy porodzie. Pewnie też nigdy nie zapomnę jak rano przyjechał do szpitala żeby ode mnie wziąć klucze i jechac po aparat (odwożąc mnie poprzedniego dnia do szpitala bo zaczęły się bóle, zapomniał ich wziąć ode mnie). Jak wrócił z tym aparatem i szukał mnie po korytarzach dzwoniąc do mnie na komórkę i nasłu****ąc pod drzwiami gdzie dzwonir30;.
Trzymał mnie za rękę, masował mi plecy. Był przy mnie. Obiecywał że jeszcze do 14tej i będzie po wszystkim (położna tylko kiwała głową), jak się zaczęła jazda na dobre obiecywał że tylko 5 razy parcie i koniec r11; lekarz śmiał się z niedowierzaniem. Urodziłam 14.20, po 5 parciachr30;.skakał z radości, całował mnie, obejmował wszystkich, krzyczał rWidziałaś? Widziałaś?r1;r30;.był szczęśliwy. Ja byłąm szczęśliwa. Patrzyłąm na naszą piękną córeczkę. Miała mieć wspaniałe życier30;
Wróciłam ze szpitala w sobotę. W poniedziałek zostałam sama, nie pomyślał o urlopie, o tym że ja potrzebuję pomocy. Byłam dzielna, dawałam radę, nawet gdy panowie kończyli montować nam kuchnię, inni instalowali drzwi wewnętrzne. Karmiłąm cycem po kątach, chodziłam okrakiem, byłam sama. Prawdę mówiąc byłąm przerażona. Nie tak miało być!
Nie zajmował się małą, całe 15 minut dziennie przy kąpieli. Wracał z pracy, zabierał obiad na górę (mieszkanie dwupoziomowe) i szedł do komputera. Po kąpieli hop na górę. Żyliśmy razem ale osobno. Ja potykałam się o własne nogi, on był zdziwiony ze ja jestem zmeczona i nie mam siły się uśmiechać.
Gdy mała miała 7 tygodni, zaproponował żebym się wyprowadziła bo on ma tego dośćr30;.spakowałam małą, pojechałyśmy do moich rodziców. Straciłam pokarmr30;.Ale jakoś się udało. Dla dobra dziecka, z miłości pojechałam do niego, gadałam, gadałam i znowu byliśmy razemr30;.Ale nie było cudownie. Mijały miesiące a my byliśmy coraz dalej od siebie. Wracał do łóżka od komputera o 24, 1 szej w nocy i dziwił się że ja już śpię, że nie ma seksu? A ja pracowałam, wstawałam codziennie o 5 rano, nawet w weekendy bo o takiej godzinie budziła się mała. Nie zastąpił mnie nigdy. Po pracy biegiem do domu żeby zwolnić babcięr30;.biegiem zakupy, obiad i na spacer z dzieckiem. Wieczorem jeszcze ogarniałam kuchnię i padałam gdzieś w drodze z łazienki do sypialni.
Po 2 takich latach bycia samejr30;.zorientowałam się że jest już poniżej pasa. Nie zapomnę dnia kiedy o 23 w nocy przypomniał sobie że rano jedzie służbowo a nie ma koszul wyprasowanych. Zwlokłam się z łóżka i mu te koszule prasowałamr30;.rano pojechał. Był wtorek. Mała dostała wysokiej gorączki w piątek. Poszłyśmy do lekarza, pediatra osłuchiwał długo i stwierdził że dziecko ma szmery w sercu, że trzeba iść do kardiologa. Telefon do niego a on na to że nie wróci na weekend, jedzie jeszcze z szefem do jego znajomych na 2 dnir30;
Po kilku takich weekendach, gdy jego nie było w domu, zaczęłam coś czućr30;.
Wyjechaliśmy na tygodniowe wakacje na działke do ciotki. Rozbolał go ząb, zostawił mnie tam z dzieckiem samą (bez samochodu), i wrócił do wawy do dentysty. Nie było go 3 dnir30;.
Jak wróciliśmy do domu, wszystko mnie w tym domu odpychało. Czyłam wstręt do kubeczków do herbatyr30;.
Był koniec sierpnia. Poniedziałek. Rano. Jakoś wcześniej się wyszykowałam do pracy i czekałam na teściową. Jego komórka leżała jak zwykle na wierzchu. Wzięłąm ją do ręki i w ciągu 5 minut mój świat rozsypał się w drobne kawałeczki. Całe mnóstwo smsów. Potem wystarczyło usiąść do komputera. Znalazłam setki zdjęć porno panienki. W sypialni teściów, w ich łązience (gdy wyjechali na wczasy), w mojej własnej sypialni, łązience, kuchni, w mojej bieliźnier30;.Filmiki z wyjazdu służbowego na który prasowałam mu w nocy koszuler30;.był tuż obok domu, spojrzenie w skrzynkę mailową r11; rezerwował pokój w duuużym łóżkiem.
Wytrzymałam tydzień. Tydzień rozmów z nim, proszenia, płaczu. Obiecywał i nadal robił to co robił. Po tygodniu wpadłąm w szałr30;.moi rodzice zabrali mnie stamtąd. Teściowa orzekła że cóż, on tylko chce być szczęśliwy.
Nie potrafiłam zerwać kontaktów. On też nie. Rozmawialiśmy, widywaliśmy się. Obiecywał ale nie prosil żebym wróciła, żebym mu dała szansę, czasr30;.mijały miesiące. Mieszkałyśmy z małą u rodziców, 4 osoby w 45 metrowym mieszkaniu. Spałyśmy w jednym łóżku. Miała wtedy 2 lata i 3 miesiące. Pytała codziennie kiedy przyjedzie tata i nas zabierze do domu.
A ja zamieniałam się we wrak psychiczny. Moi rodzice kochają mnie ale wsparcia duchowego dać nie potrafią. Codziennie wybuchały awantury. Przy dziecku, dowolnier30;.Wychodziłam z małą na spacer i traciłam orientacje w dobrze znanym mi terenie. Bałam się wypuścić ją z wózka żeby jej nie zgubićr30;.
Bolało tak że nie byłam w stanie oddychać.Myśleć. Nie mogłam jeść, schudłam a raczej wyschłam. Wylewałam wiadra łez. Wzięliśmy rozwód po 9 miesiącach. Był psycholog. Też nic nie dało. Kochanka była dla niego wszystkim. Więcej znaczyła niż jego własne dzieckor30;.Przez rok leczyłam depresję.
Jedynie nadzieja że on wróci kiedyś trzymała mnie przy zyciu. W jakiś dziwny sposób zatrzymałam się na jakims etapie i nie potrafiłam ani się cofnąć, ani pójść do przodu. Przeprowadziłam się do własnego mieszkania. Jakoś się urządziłam, choć nigdy ono nie stało się moim domem.
Tęskniłam do niego, do swojego domu. Starałam się wybaczyć, zapomniećr30;.on dbał o dziecko, o mnie. Częste kontakty, rozmowy. Pomagał finansowo. Jakoś przebrnęłam przez ból. Jakoś mi się udało. Tak mi się wydawało. Dobry ojciec stawiał się na kazde wezwanie. Zabierał małą na wakacje, na każdy weekend, dolekarza chodziliśmy razem. Razem do teatru z dzieckiem, na imprezy rodzinne.
Mijały miesiące. Kupiłam psa. Dołożył do niego kasę. Kupił mi sprzęt dvd, laptopa, aparat foto, nową komórke jedną, potem drugą. Razem jeździliśmy na wycieczki do lasu z psem, na zakupy co centrum handlowego, na wakacje nad morzer30;.śmialiśmy się razem, byliśmy razem choć wiedziałam ze jakaś **** zwsze jest (z tamtą już się rozstal). Ostatniego lata były plany żeby jechać gdzieś za granicę.
Przez ten czas starał się odbudować moje zaufanie. Patrzył na mnie jak gdyby chciał zapamiętać każdą chwilę spędzoną razem. Ludzie z boku widzieli że się stara. A ja głupia myślałam że on chce wrócićr30;.tak to wyglądalo dla mnie, dla jego rodziców, dla moich rodziców, dla znajomychr30;.
Pod koniec stycznia oznajmił mi że dziewczyna z która jest jest w ciążyr30;.. dostałam toporem w plecy. Wszystko wróciło. W październiku załatwiłam bilety na rewię Disneya na lodzier30;.na luty. Łatwo nie było. Mieliśmy iść razem. On zapłacił i bilety były u niego. Nie chciałam już iść razem z nim. Chciałam żeby mi mój bilet oddał. Nie chciał. Chciałam go oddać do kasy i jemu oddać pieniądze. Nie dostałam go. Poszli z tamtą pindąr30;.W ten sposób sama zorganizowałam najlepsze na świecie pierwsze spotkanie mojej córki z kochanką supertatusiar30;.
PO tej wiadomości zerwałam z nim wszelki kontakt, napisałam do niego długi pożegnalny list, cvos próbowałam wyjaśnić. Oczywiście niczego nie zrozumiał. On nie wie w sumie o co mi chodzi. Jego zdaniem powinniśmy się przyjaźnić jak dawniej. Chce nadal mnie wozić na wakacje (nie wiem jak sobie to wyobraża bo ONA rodzi jakoś na początku września a powrót z naszych wakacji byłby 1 września). Nie rozumie dlaczego ja miałam nadzieje, o co mi chodzi. Dlaczego nie potrafię go kochać jako eksmęża skoro on potrafi mnie kochac jako eksżonę.
Nie wierzę mu. Coś mi się urwało. Coś wytrąciło mnie z tamtego stanu. Jakoś zaczęłam wszystko rozumieć. Analizować a wyniki owej analizy zaczęły mieć sens. Nie chcę jego maili, smsów, nie chcę na niego patrzeć, nie chcę z nim rozmawiać.
Dodam że związał się z kobietą której ojciec odszedł do **** jak była mała. Po jakims czasie jej rodzice zaprzyjaźnili się od nowa, ojciec ma pensjonat na mazurach a matka jeździ do niego na wakacje. Nie są razem ale są przyjaciółmi. On tego ode mnie wymaga. Chce żeby było tak samo.
Moja córka już ją poznała. Już jest postanowione że nowe dziecko zajmie jej pokój, mała sama zaproponowała że przeniesie się do obecnej sypialni (pokój z garderobą i wyjściem na taras) a oni sypialnię przeniosą na górę. W ten sposób moja córka (ma niespełna 9 lat) zostanie sama na dolnym poziomie. Moje dziecko jest jedynaczką. Wszyscy do tej pory próbowali jej zrekompensować sytuację. Przecież ona nawet nie pamięta jak to jest mieć tatę i mamę w tym samym domu. Byłą szczęśliwa gdy byliśmy razem, nawet gdy było to rzadko. Dotychczas jeździła do taty w każdy weekend. Teraz zmieniłąm to na co drugi weekend. On mnie oskarża że ograniczam mu kontakt z dzieckiem. A ja po prostu boję się że pojawi się tamto dziecko a moja córka stanie się już tylko niepotrzebnym gościem tam. To tamto dziecko będzie kochane, noszone na rękach, a moje będzie patrzeć jak jej (dotychczas tylko jej tata) zajmuje się innym dzieckiem. Nie wyobrażam sobie że obca baba będzie zajmować się moją córeczką. Generalnie jest koszmar. Teściowie też mają mi za złe.
Przez ponad rok prosiłam szanownego tatusia żeby kupił małej nowe łózko bo to które ma jest za małe. Teraz nowe meble kupiłam ja. Dotychczas nie dostałam nawet części kasy za nie, choć kiedyś tak było ustalone. Zapewne nie może mi dać kasy bo buduje kominek w nowej sypialni żeby móc się nastrojowo bzykaćr30;.
Sory za te wstawki.
Moja analiza całościowa wykazała że tak naprawdę nigdy nie powinniśmy być razem. Nie potrafiliśmy się rozumieć, nie chciał być moim przyjacielem. Nie wpuszczał mnie do swojego życia. Byłam zawsze obok. Nie potrafiliśmy rozmawiać. Nigdzie nie wychodziliśmy, nie wyjeżdżaliśmy, nie znałam jego znajomych. Przez tyle lat! Cały związek był nic nie wart. Nie kocham go. Czuję do niego wstręt. Nie chcę nic wiedzieć o jego życiu ani o jego śmierci kiedyś. Obcy człowiek i tyle.
Największy problem mam ze sobą. Bo jestem zazdrosna o moje dziecko. Dla niej tatuś to bożyszcze. Ona nie rozumie dlaczego nie może być jak kiedyś. Nie rozumie co się dzieje. A ja nie potrafię jej tego wytłumaczyć. Zresztą wielu dorosłych ludzi nie potrafi także mnie zrozumieć.
Przez te lata dawałam sobie radę sama. Mam 41 lat. Pracuję, mam co robić. Mam swoje pasje. Rośliny co prawda nie mam ani jednej ale zajęłam się decoupage. I sprawia mi to radość i daje satysfakcję. Robię rzeczy na sprzedaż, na zamówienie. Podoba się to ludziom. Kupują.
Nie potrafię już ufać ludziom. Mam jedynie znajomych. Przyjaciól garstka i spotykam się z nimi sporadycznie. Znajomi to głównie psiarze którzy przychodzą na spacer do naszego parku. Spotykamy się codziennie, czasem jeździmy do lasu. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli o jakimkolwiek samcu w moim życiu. Ale jednocześnie nie chcę być sama. Chcę kochać. Mam pojemne srece. Kocham dziecko, kocham psar30;.ale nadal jest jedna dziura w sercu która zieje pustką. Nie potrafię tej dziury zatkać. Nie pamiętam kiedy byłam w kinie, teatrze, knajpie. Nie mam z kim iść. Stałam się odludkiem. Nie potrafie nawiązać znajomości z ludźmi. Wraczę na facetów. Zresztą nie widać jakoś stada samców wokół mnie. Bo niby gdzie miałabym ich spotkać? W autobusie rano jak jadę do pracy czy jak z niej wracam?
Czasem czuje że wybuchnę. Bo nie mam komu się wypłakać. Jedynie psie futro przynosi ulgęr30;
Nie wiem jak będzie dalej wyglądać moje życie. Ale zaczynam mieć wszystkiego dość. Jakoś straciłam motywację do wszystkiego. Nawet wakacji jeszcze nie zaplanowałam. Zresztą będą do ****. Bo pociągiem nie dam rady jechać z bagażami, dzieckiem i dużym psem. A przez ostatnie dwa lata mogłam z dwoma moimi skarbami r11; dzieckiem i psem spacerować po plaży. W zeszłym roku zjechało się duże psie towarzystwo. Były imprezy, szaleństwa na plaży, wycieczki i wspaniałe zachody słońca. W tym roku już tak nie będzie. Nie mam samochodu, nie dałabym rady go utrzymać. Starcza tylko na normalne życie a jeszcze remont kuchni mam w tym roku, i spłacanie pożyczki w pracy na ten remont wziętej.
Jednym słowem ****. Blada ****. Jestem sama, będę sama. I nie potrafie się z tym pogodzić.
Moje życie runęło w 2005 roku. W tym roku rozsypało się wszystko co udało mi się odbudować.
Jak długo jeszcze! Poczytałam tu sobie o etapach rozstania, przechodzenia zdrady. Na którym etapie jestem? Czy udało mi się wyjść bodaj z pierwszego? Czasem chce mi się krzyczeć. Czasem wieczorem ide do parku z psem i omijając znajomych spaceruję płacząc.
Ile lat jeszcze?
Wiemr30;.za długie to wyszło.
Poprzednia Iza umarła dawno temu. Kolejna Iza umarła w styczniu. Ile mam żyć jeszcze?
Boję się że depresjir30;walcze z tym. Czy mi się uda?
Mam tak zrytą psychikę, jestem już tak poobijanar30;.już chyba nie wierzę że może być inaczej, że moje Zycie może być inne. Choć czasem, bardzo rzadko i krótko czuję ulgęr30;.ze ten cholerny łańcuch który mnie wiązał do drania został zerwanyr30;.
Smutne to wszystko.....i nawet nie wiesz, jak Cię rozumiem...Iza, jedynie co mogę powiedzieć, to dobrze, że tu trafiłaś..Tu jest miejsce,gdzie nie będziesz sama...
Ja wiem że to wszystko co napisałam jest tylko wielkim skrótem. Pisane bezemocjonalnie. Ale nie mogłam tutaj napisac całej księgi.
Tak wiele się wydarzyło, taka byłam głupia. Taka jakaś....nie wiem jak to nazwać, bezwolna. Sama na siebie jestem wściekła. Mogłam mieć to wszystko już za sobą....jestem już zmeczona. zmeczona ciągłą walka o siebie....o swoje życie.
Wiem ze muszę walczyć....mam dwoje takich w domu dla których jestem całym światem. Tylko już czasami nie daje rady ogarniać swojego zycia....
I nie mam z kim na ten temat pogadać.
IzaS, żyjesz wspomnieniami, a życie toczy się dalej czy tego chcesz, czy nie...
Pierwsza Iza umarła w 2005, następna w styczniu. Za obie śmierci odpowiada ten wybrakowany model, jakim jest Twój eks mąż. Jednak za śmierć obecnej Izy będziesz musiała wziąć odpowiedzialność na siebie. Rozumiesz to, prawda ?
Potrafię zrozumieć, że przez zachowanie eksa i jego "dobre uczynki" z wakacjami etc. jakiś harmonogram dojścia po zdradzie został zaburzony. Ale teraz już wiesz, kim naprawdę jest. Teraz już nie ma miejsca na złudzenia, nadzieje...
Nie wynajduj powodów, że jest Ci niezbędny do życia, np kiedy myślisz o przyszłych wakacjach. Walizka, dziecko i pies nie stanowią niemożliwego by wyjechać bez samochodu nad morze. To tylko kwestia organizacji i jakiejś determinacji.
Zryta psychika niewątpliwie wymaga pracy, może nawet specjalisty, myślałaś o tym ?
Nie wymagaj od siebie za dużo, ale małymi krokami wyznaczaj sobie konkretne cele, coś, co wydawało się niemożliwe do spełnienia, realizuj etapami...
Coś się skończyło, ale jutro jest jutro...pozwolisz sobie je zabrać ?
Kobieto o wielkim serduchu, zacznij wierzyć w siebie...
Iza
Jeżeli chcesz swoje doświadczenia jakoś klasyfikować, to moim zdaniem Ty dopiero od stycznia przeżywasz swój dramat.
Fakt, że były mąż ułożył sobie życie z inną kobietą - to dla Ciebie początek drogi po zdradzie. Z tego co się doczytałam - wcześniej żyłaś z nim w ułomnym związku emocjonalnym - ale czułaś się jego "żoną".
Tak więc przed Tobą wszystkie etapy po zdradzie - od wyparcia, przez złość, żal po ukojenie jaki przychodzi w chwili gdy pogodzimy się ze stratą.
Poczytaj - tutaj na forum - np ten temat http://www.zdradzeni.info/forum/viewthread.php?forum_id=3&thread_id=1455
Poszukaj - gdzie jesteś i jaką pracę musisz wykonać aby Twoje życie nabrała właściwych proporcji.
Siły życzę
Izo...dlaczego to ty starałaś się od początku bardziej niż on? Nie widziałaś tego?
Ślub po 10 latach.....co to miało być?
Jakiego entuzjazmu oczekiwałaś od faceta, który przez 10 lat miał w tobie wszystko: kucharkę, sprzątaczkę i kochankę zdolną do wszelkich poświęceń.
Pomyślał sobie facet przed ślubem czy aby to dobry pomysł kupować cały browar skoro piwo pije kiedy chce...stąd jego całkowity brak entuzjazmu.
Czym on bardziej miał wszystko w d...e, tym bardziej ty się starałaś.
Nawet brak pomocy przy dziecku, sugestia że powinnaś się wyprowadzić do rodziców (bo on ma tego dosyć) nie uświadomiła ci z jakim bezdusznym egoistą żyjesz.
Rozbawił mnie natomiast opis twojego następnego aktu poświęcenia, jak to zmęczona, prawie padająca na twarz zwlekłaś się z łóżka by mu wyprasować koszule przed delegacją. Pomijając fakt, że wyjazd służbowy okazał się weekendem z kochanką to nie rozumiem, czy on nie potrafił posługiwać się żlezkiem???
Zadaj sobie pytanie dlaczego tak bardzo zabiegałaś o jego względy, pomijając całkowicie swoje oczekiwania? To bardzo istotne pytanie dla ciebie samej.
Gdyby mnie mąż zasugerował wyprowadzkę z małym dzieckiem bo on nie daje rady....to chyba bym furii dostała a jego sugestia zakończyłaby się plackami i jego wyprowadzką raczej.
Iza....mnóstwo błędów popełniłaś w swoim życiu, sama siebie nie doceniając, niczego nie oczekując w zamian, cały czas uszczęśliwiając facta który miał cię gdzieś.
On jest jaki jest, chyba nie masz złudzeń z kim się zadawałaś, byłaś ślepa i nie chciałaś niczego zrozumieć, swoją miłośćią (służalczościa) chciałaś sprawić by zasłużyć na jego atencję.
Mogłaś już dawno odzyskać stabilność emocjonalną ale nie chciałaś tego, gdyż emocjonalnie uczepiłaś sie faceta wampira jak rzep psiego ogona.
Teraz chyba w końcu rozumiesz, że sama sobie zgotowałaś ten los dając przyzwolenie na takie traktowanie, nie reagując wcale w sytuacjach kiedy każda normalna kobieta dostałaby szału.
Straciłaś trochę życia na własną prośbę ale..............ze skopanym tyłkiem rozumiesz znacznie więcej.
Czas na zmiany.....jest szansa dla ciebie, więc nie zepsuj sobie przyszłości trwaniem w przeszłości.
I uśmiechnij się...to wszystko już było....teraz to ty kierujesz swoim życiem, więc twórz to życie pod SIEBIE SAMĄ!
przeczytałam Iza Twoja historie i jakbym czytała o sobie.....sa pewne roznice i u mnie nie trwało to tak długo jak u Ciebie, ale historia jet podobna....i powiem Ci, ze tez nie mam motywacji.Zrozumialam tylko, ze w zyciu nie chodzi o nic...tylko, ze jezeli nie chodzi o nic to po co to zycie jest?Margaret, trafnie to wszystko ujełas...to było zycie z facetem, ktory mial wszystko gdzies.Iza stracila troche zycia na wlasna prosbe...ja tak samo...tylko, ze ta swiadomosc wcale nie pomaga ..wrecz przeciwnie....czuje sie jeszcze wieksza idiotka bo bylam slepa i nie reagowalam na rzeczy, na ktore wiekszosc wpadla by w szal....to ze mnie zdradza bylo oczywiste niemal od samego poczatku, bo nawet za specjalnie sie z tym nie krył.....teraz to widze , a wtedy byłam slepa....i wsciekam sie na to jeszcze bardziej i jest mi z tym jeszcze gorzej
JakichWiele napisał/a: IzaS, żyjesz wspomnieniami, a życie toczy się dalej czy tego chcesz, czy nie...
Pierwsza Iza umarła w 2005, następna w styczniu. Za obie śmierci odpowiada ten wybrakowany model, jakim jest Twój eks mąż.
Za pierwszy, za drugim razem to było samobójstwo - facet definitywnie zakończył związek, a ona latami żyła nadzieją, że jest inaczej. Trudno jego winić za jej złudzenia.
Kiedyś czytałem tutaj o konieczności zachowania równowagi nie tylko w samym związku ale dotyczyło to również kwestii uczuć... A konkretnie to nie pamiętam kto jest autorem ale nie w tym rzecz . Równowaga ta polega na tym że dajesz od siebie tyle samo ile otrzymujesz... Cóż tyle rozum bo jednak gro osób z tego portalu postępowało inaczej kierując się uczuciem nastawione były głównie na dawanie... nie zawsze ale często kończy sie to tym że po jakimś czasie znajdują się w takim miejscu jak to .
Cóż masz prawo do tego by nie akceptować tego co zrobił były mąz i formą okazywania tego braku akceptacji jest właśnie niemożność zachowania relacji przyjacielskich z byłym . To tak jakby powiedzieć ok , w porządku nic się nie stało bądz szczęśliwy przecież zawsze byłeś najważniejszy ...
Sam mam problem z tym jakie relacje zachować ze swoją byłą żoną bywają chwile że rozmawiamy spokojnie wręcz obojętnie a bywają takie że wystarczy czasem jakieś słowo wypowiedziane i wszystko wraca...
Pytasz czy doczekasz Słońca , pewnie tak ale najpierw musisz zamknąć ten etap Twojego życia o którym wolałabyś zapomnieć ... Zamknąć oznacza rozliczyć w zasadzie juz to zrobiłaś , pozostało jedynie uwolnić się wewnętrznie od byłego partnera. Teraz jest Twój czas robisz wszystko po swojemu i nastawiasz się na myślenie o sobie nie wczoraj tylko jutro...
powodzenia... przyjdzie czas i zaczniesz dostrzegać Słońce o którym piszesz.
Margaret - czytałem książkę o zołzach , zastanawia mnie jak to możliwe że Wy kobiety tak doskonale wiecie czego my faceci od Was oczekujemy... ta książka jest cyniczna to poradnik taktyczno-wojenny a coś takiego jak uczucia to jeszcze istnieje...
naucz się kochać siebie. Nie pozbawiaj się czerpania przyjemności z życia. Każdy z nas tutaj zdradzonych miał wyrwane wnętrze, ale próbuje powrotu do rzeczywistości. Każdy Ci powie, że nie jest to łatwe, ale możliwe. Masz dla kogo żyć i nie mów mi proszę, że życie nie ma sensu. To nie Twoja wina, że kochałaś kogoś, kto na Ciebie nie zasługiwał. Dużo czasu straciłaś, ale pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Dlatego zmień siebie. Uwierz, że na świecie jest dużo zdrowych emocjonalnie mężczyzn, którzy byliby szczęśliwi mając u boku dawną Izę. Nie wracaj do przeszłości, bo ona zatruwa teraźniejszość i niszczy marzenia o lepszej przyszłości.
JakichWiele napisał/a: IzaS, żyjesz wspomnieniami, a życie toczy się dalej czy tego chcesz, czy nie...
Pierwsza Iza umarła w 2005, następna w styczniu. Za obie śmierci odpowiada ten wybrakowany model, jakim jest Twój eks mąż.
Za pierwszy, za drugim razem to było samobójstwo - facet definitywnie zakończył związek, a ona latami żyła nadzieją, że jest inaczej. Trudno jego winić za jej złudzenia.
Przeczytałam powtórnie całość i...rzeczywiście, masz rację, Rbit, posypuję się popiołem...
Sytuacja wyglądałaby inaczej gdyby eks zupełnie ignorował obecność IzyS i dziecka, dobijając gwóźdź do trumny "jestem ostatnim s**insynem". Wtedy prawdopodobnie i złudzeń byłoby mniej lub wcale.
Ale on gdzieś tam zachował resztki przyzwoitości, mylnie interpretowane przez nią, jako chęć powrotu i dania szansy...
Jakże łatwo pomylić wyobrażenia z rzeczywistością...
IzaS, nie karm się już przeszłością, otwórz szeroko ramiona i ciesz się drobnymi szczęściami, że wiosna, że żonkile, że ciepło...Potrafisz.
Myślę, że trafiłaś w samo sedno, Margaret
Przez lata tkwiłam w chorym układzie, nie widząc tego. Bo od środka tego nie widać. Jak wrzucisz żabę do gorącej wody to wyskoczy natychmiast, jak ją włożysz do zimnej wody i będziesz bardzo powoli podgrzewać, to ja ugotujesz a ona nawet się nie zorientuje. Tak samo stało się ze Mną.
Gdy się poznaliśmy byłam młodą, śliczną, usmiechnietą i szczęśliwą dziewczyną. Zakochałam się w młodym fajnym chłopaku, który tak bardzo cieszył się na mój widok, mógł gadać ze mną godzinami, wiecznie się przytulał, też był szczęśliwy. Potem wkradła się rutyna. Mnie zaczęło brakować poważnych rozmów. Bo ile można gadać o niczym, ile można się wiecznie uśmiechać. Nie potrafił dać mi oparcia. Nie potrafił zrozumieć że życie to nie jest bajka. Że zdarzają się różne rzeczy które odbierają humor, przysparzają trosk i zmartwień. Nie mogła wtedy liczyc na niego. Musiałam dawać radę sama. I tak trwało to latami. Nie spieszyło mi się do małżeństwa, do dziecka, do dorosłości. Znałam go i cierpliwie czekałam. Wiedziałam że musi dojrzeć. Że ja też muszę dojrzeć. Mijał czas a ja umierałam powoli. Ale póki obowiązki codzienne mnie nie przywalały nadmiernie, jakoś dawałam radę. Dawałam z siebie ile mogłam. Nie widziałam tego że w zamian nie dostaję nic. Choć czasem zaczynałam się dusić, próbowałam z nim o tym rozmawiać, kończyło się kłotniąr30;..nic to nie dawało. Nie docierało do niego że ja czegoś chcę. Nie potrafił lub nie chciał zrozumieć o co mi chodzi. Nie potrafiłam odejść. Kochałam go. Kochałam go bezwarunkowo. Kochałam go bo fajnie jest kochać, bo to cudowne uczucie obdarzać kogoś tak wspaniałym uczuciem. Głupio i naiwnie wierzyłam, że jesteśmy sobie przeznaczeni, że przetrwamy wszystko, że w końcu dotrze do niego, że jestem zawsze obok.
Z upływem czasu przestałam się uśmiechać. Stawałam się martwa, bo żyłam w kostnicy emocjonalnej. Widzę to jak oglądam stare zdjęcia. Widzę jak zmienia mi się wyraz oczu. On też to widział. Widział i przeszkadzało mu to. Nie zrobił nic żeby temu zapobiec, zmienić to, przywrócić dawną Izę. Łatwiej było poszukać innej, która beztrosko obdarza go wiecznym uśmiechem, nie ma obowiązków, zawsze chętna na seks, będąca zawsze na każde jego zawołanier30;.żywa.
Po rozstaniu cierpiałam. Bolało tak, że nie mogłam się ruszać, oddychać. Szalałam. Chodziłam do psychologa. Zaczęłam swoją terapię bo chciałam się dowiedzieć co ze mna jest nie tak. Szybko psycholog wyleczył mnie z poczucia winyr30;. Była terapia małżeńska. On jednak nie potrafił rozstać się z kochanką. Była jego Heroiną. Nie udało się. Rozwód zakończył wszystko. Z sądu wróciłam martwa. Nie płakałam, nic nie czułam. Nie bolało, nie było ulgi, żalu, rozpaczy czy radości.
Zaczęłąm oddychac jak zamieszkałam w swoim mieszkaniu.
I pewnie byłoby wszystko ok. Rany by przyschły gdyby potrafił się trzymać ode mnie z daleka. Nie potrafił. A ja nadal siedziałam w garnku z wrzątkiem. I nie potrafiłam z niego wyleźć. Choć wiele razy próbowałam. Przez 7 lat, przychodził kiedy chciał, siedział na mojej kanapie, dawał kasę, wychodził razem z nami gdziekolwiek. Nawet przestał przeszkadzać mu pies do tego stopnia że gdy ja musiałam wyjechać na jakieś szkolenie brał go pod swój dach na cały tydzień. Jego poświęcenie nie miało granic r11; wychodził z nim po południu do parku na parę godzin, znosił towarzystwo obcych ludzi bo Brutus potrzebował wybawić się z innymi psami. Mam goldena r11; może niektórzy wiedzą co to znaczy. To pies, który z każdego spaceru, nawet ze spaceru na pustyni wróci ubłocony, bo wodę i błoto znajdzie wszędzie, i w każdym bajorze się wytapla. Człowiek uwielbiający porządek, czystość, bojący się psów, nie lubiący obcych ludzi, kochający swój samochodzikr30;.wpuścił do swojego domu, samochodu, otoczenia psa ociekającego błotem, sypiącego kłakami, śliniącego się, rzucającego kośćmi podczas obiadu po scianach i mamłającego wielki ochłap krwistego miesa na kanapier30;. (opis bardzo barwny żebyście to zrozumieli).
Naprawdę pokochał tego psa. Zaakceptował jego obecność. To było bardzo wiele.
Przez 7 lat podlizywał mi się, łasił się, starał się, robił co mógł żeby odzyskać moje zaufanie, żebym cieszyła się na jego widok. Sam mi niedawno napisał rjesteś gwarantem mojego człowieczeństwa, nie możesz mnie tak zostawić.r1;
r jesteśmy jednością, nie chcę nowej rodziny jeżeli stracę starą, zawsze będziesz integralną częścią mojego życia, jedyna moje marzenie na teraz to zawieźć was nad morzer1; i wiele, wiele innych temu podobnych.
Żyłam jak w matrixie. Nie potrafiłam się z tego wyzwolić. Gdzieś się zawiesiłam, zaczepiłam, zakotwiczyłam.
Dopiero ta styczniowa wiadomość mnie z tego stanu wytrąciła. Nie było już etapu wypierania. Było cierpienie ale chyba bardziej związane z zazdrością. Panicznie bałąm się o moje własne dziecko. Przecież ona nigdy tak naprawdę nie miała rodziny. Teraz zobaczy jak wygląda rodzina właśnie u taty. Kolejna rzecz której ja nie mogę jej dać, natomiast tatuś a i owszem. Myślałam sobie że ten rok pieknie się zacząłr30;nie ma co. Potem zaczęłam zauważać że to jest jednak dobry rok. Dobrze się zaczął, i będzie dobry. W końcu uwolniłam się od tego co mnie dusiło, co zabijało. Może w końcu uda mi się rozstać z moimi demonami.
Wzięłam w pracy wolne i krok po kroku zaczęłam porządkować swoje życie. Zamówiłam nowe meble do pokoju małej. Odnalazlam obrączkę i zaniosłam ją do skupu złota r11; 176 zł r11; tyle było warte moje małżeństwo. Raz mnie ścisnęło w gardle, potoczyła się jedna łza.
Potem porządki w zdjęciach. Trwało to kilka dni. Wyrzuciłam wszystkie zdjęcia na których wystąpił ten wspaniały osobnik. Może powinny być jakieś fotki wspólne w domu. Dla dzieckar30;.ale nie ma i nie będzie. Jak będzie chciała nas wszystkich ogladać na zdjęciach r11; ma u tatusia.
Na koniec szafa r11; wyleciało wszystko co od niego dostałam, bielizna, biżuteria, ciuchy, butyr30;.nie było tego dużo, raczej żałośnie mało jak na tyle lat.
Reasumując pozbyłam się wszystkiegor30;.odebrałam mięso które trzymałam u niego w zamrażalniku dla psa (duży zapas królika), Już nie wiąże mnie z nim nic. Oprócz dziecka.
Jest emocjonalnym kaleką, egoistą, wstrętnym egoistą. Sykinsynem, draniem i bydleciem. I są to bardzo łagodne określenia. Nie kocham go już na pewno. Czyję wstręt i odrazę. Najchętniej odciełabym wszelki kontakt. Ale jest dziecko. Wciąż małe dziecko i choćby na ten temat czasem musimy porozmawiać. A nie chcę tego. Nie chcę go widzieć, słyszeć, nie chcę nic wiedzieć na temat jego życia.
Ludzie mówią mi że przecież moje zachowanie jest głupie. Bo przecież on ma prawo ułożyć sobie nowe szczęśliwie życie. Ma. Nie odmawiam mu tego. Ale nie ma prawa robić tego ruinując moje życie.
Nie wiem na jakim jestem etapie. Nie ma wypierania. Nie ma jakiegoś wielkiego bólu. Ale nie ma też obojętności. Jest złość, wielkie pokłady negatywnych emocji. I to one w tej chwili są moją siłą napędową.
I zamiast ich ubywać , przybywa. Ostatnio sobie wymyślił że zabierze małą na weekend majowyr30;.i byłoby ok. Ale zapytałam o adres tego miejsca. Stwierdził że da mi w ciągu 2 dnir30;.ale gdzieś na Mazurach. Zapytałam czy to miejsce X? No tak, trafiłam w 10tkę. On chce zabrać dziecko do przyszłego swojego teściar30;nie godzę się na to. Moja córka nie jest pajacykiem przy pomocy którego on będzie udowadniać obcemu facetowi jak wspaniałym jest ojcem. Takiemu samemu bydleciu jak on sam (dla przypomnienia tamten facet też zostawił rodzinę dla kochanki). Zaczął na mnie krzyczeć, żebym się cieszyła że mi powiedział prawdę bo przecież mógł skłamać. Nie wiem czego się spodziewał. Że go będę po stopach całować bo taki wspaniały? Prawdomówny?
Ostrzegłam że po takim tekście będę zawsze najpierw sprawdzać w danym miejscu czy ma tam rezerwację. Adres mam dostawać co najmniej tydzień przed wyjazdem. A jak mi nie potwierdzą owej rezerwacji, o wyjeżdzie może zapomnieć. I proszę bardzo, jak chce może sobie iść do sądu.
Nie chcę tracić wspomnień. Nie chcę tracić wspomnień bo są one związane z moim dzieckiem. Jak mam oddzielić tło tych wspomnień? Tak żeby wyjąć obraz małej z tego co ją w tych wspomnieniach otacza?
Czy już powoli zaczynam 4ty etap? Czy to jakiś dziwny miks wszystkich etapów?
Zdziczałam w stosunku do ludzi. Czy kiedyś znów stanę się towarzyska? Ciagnie mnie do ludzi, nie lubie swojej samotni. Ale nie potrafię nawiązywać z nimi kontaktów. Znajomości się szybko kończą.
Mam nadzieję że tutaj znajdę jakąś otuchę, na pewno miejsce gdzie mogę wylać z siebie żółć i nie zostać skrytykowana że jestm głupiar30;.
Rbit, niestety nie masz racji. To nie było tak że on zakończył związek i nie dawał zadnych złudzeń. Bo niestety tymi złudzeniami karmił mnie dzień w dzień.
Niestety jestem w pracy i nie mam jak przytoczyc paru ciekawych chyytatów z jego wspaniałej pisarskiej twórczości. Wieczorem to nadrobie.
To mistrz manipulacji. Manipuluje kazdym kto tylko sie nawinie pod rękę. Ja już wiem że musze wybudować wielki mur i nie pozwolic na wypowiedzenie mu wiecej niz 10 słów....
Post doklejony:
Niestety pisałam ten post u siebie na kompie, potem przekleiłam. Widzę że kilka znaków interpunkcyjnych zmieniło swój wygląd....nie mogę już edytować. Przepraszam za te rózne dziwne wstawki...
Iza, wydaje mi sie, ze Twoj bol jednak przeslania dobro dziecka... to, co facet zrobil Tobie, nie powinno miec wplywu na jego kotakty z dzieckiem. obawiam sie, ze zmierzasz w zla strone. kiedys corka moze Ci wypomniec, ze przez swoja zlosc na jej tate ograniczylas im kontakty. jestes zazdrosna o corke, a tak nie powinno byc. nie dzialaj w zlosci, musisz miec caly czas na widoku dobro tej malej. mam nadzieje, ze ten etap szybko Ci minie. zlosc moze pomoc w pierwszym okresie po zdradzie, jest naturalna po bolu zwiazanym z rozstaniem. Wasze zycie rozeszlo sie juz dawno. nie umialas oddzielic swojego zycia, przyszlosci od niego. jest tu Twoja wina, niezaleznie od tego, co ten czlowiek Ci obiecywal. podjelas decyzje o rozwodzie z konkretnych przyczyn, ale nie bylas konsekwentna. to piekielko masz na swoja odpowiedzialnosc. Twoje dziecko powinno miec prawo uczestniczenia w zyciu ojca, w zyciu jego nowej rodziny. corka nic nie traci na tym ukladzie. Ty tracisz i zaczynasz do swojej zemsty uzywac dziecka. bardzo niebezpieczna sciezka. buduj swoje zycie z dala od niego, ale pozwol corce byc czescia jego zycia.
Tulia!!!
O czym Ty piszesz?? Do jakiej zemsty??? Jak uzywa dziecka???
Przecież ona sie chce od niego odciać, kontaktów z dzieckiem nie zabrania - przeciwnie.
A że chce wiedziec dokąd zabiera jej dziecko?? i nie wyraza zgody na to by jakis obcy chłop uczestniczył w życiu jej córki!!!! Ty to nazywasz utrudnianiem kontaktów
Z całym szacunkiem Tulia ale chyba nie przemyślałaś tego co napiasałaś.