Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Przebaczenie jako proces naturalny
Większość ludzi (chociaż nie wszyscy) w końcu potrafi przeboleć
krzywdę tracą zainteresowanie zemstą i przechodzą do innych, teraźniejszych
spraw. Proces ten ma swój naturalny rytm, etapy, różnie
nazywane w literaturze fachowej, ale wymieniane mniej więcej w tej
samej kolejności45.
Etapy te wymagają czasu. Czas goi rany głosi znane porzekadło.
W rzeczywistości uzdrawia nas nie bierny upływ dni i miesięcy, lecz
potężny, dynamiczny proces przebaczenia. Jeśli się w niego nie zaangażujemy,
czas może unieruchomić nas na którymś z etapów, pozbawiając
nas możliwości prawdziwego powrotu do zdrowia.
45
Etap pierwszy: zaprzeczenie
Dochodzi do jakiegoś nieszczęścia i początkowo nie przyjmujemy
go do wiadomości: to niemożliwe! Nasz umysł woli nie mierzyć się
z okropną prawdą, nie narażać na wstrząs i cierpienie. Wielu ludzi,
którzy przeżyli osobistą tragedię, wspomina, że najpierw nie chcieli
wierzyć w to, co się stało. Udawali, że nic strasznego się nie dzieje. Z nikim
nie rozmawiali, jakby dopiero mówienie o tragedii mogło uczynić
ją realną. Jakby milczenie, zachowywanie pozorów normalności oznaczało,
że nieszczęścia po prostu nie ma.
Takie zaprzeczenie to potężna ochrona przed tym, co trudno jest
znieść jeden z mechanizmów obronnych zidentyfikowanych przez
Zygmunta Freuda. Nasz umysł ucieka w świat, w którym nieszczęście
się nie wydarzyło i nie trzeba się z nim zmagać: nic się nie stało albo nie
stało się nic ważnego! Jest to jednak świat surrealny, który nie uwzględnia
naszych prawdziwych potrzeb i uczuć. Przebywanie w nim prowadzi
do nienaturalnych zachowań i bezładnych emocji. Zaprzeczenie
odrywa nas od rzeczywistości, nie pozwala nam uczciwie ocenić własnych
doznań i obaw. Nie może więc uzdrowić nas w realnym świecie,
a przy tym trudno jest w nim długo wytrwać. Za uporczywe zaprzeczanie
płaci się wysoką cenę.
Rozważmy choćby historię Jane. Pięć lat po okrutnym wyszydzeniu
i odrzuceniu przez partnera Jane twierdzi, że doszła już do pełnej równowagi,
ale nigdy więcej nie zaufa mężczyźnie. Nie dostrzega związku
pomiędzy brakiem zaufania a niezaleczoną raną z przeszłości. Analiza
tego związku byłaby dla niej zapewne zbyt nieprzyjemna! Jak piszą
Sidney i Suzanne Simonowie,"Mamy powody do niepokoju, bo skoro
przyznamy, jak bardzo zostaliśmy zranieni i zwłaszcza do czego to
zranienie nas skłoniło, będziemy musieli się zmienić. Będziemy musieli
działać i reagować inaczej niż dawniej, a nie wiemy, jak to robić.
Nie wiemy, czy zdołamy przeżyć coś takiego"46.
Sidney i Suzanne Simonowie twierdzą, że każda skrzywdzona osoba
spędza pewien czas w stanie zaprzeczenia, a niektórzy tkwią na
46 S.B. Simon, S. Simon, Forgiveness. How to Make Peace, dz. cyt., s. 80.
5. Przebaczenie jako proces 75
tym pierwszym etapie wiele lat. Zaprzeczenie wyraża się w ignorowaniu
krzywdy, jakby nie miała znaczenia, nie wymagała namysłu, już
się nie liczyła, dotyczyła jedynie przeszłości, była czymś normalnym.
Nie jest to skuteczna metoda leczenia ran emocjonalnych, podobnie
jak nie uleczymy się z szoku wywołanego wjechaniem ciężarówki
w grupę uczniów, udając, że śmierć i okaleczenie dzieci nie mają większego
znaczenia, nie wymagają namysłu, nie liczą się wobec obecnych
problemów, wydarzyły się przed pięciu laty, należą zatem do historii,
i że takie tragedie są na porządku dziennym.
Zaprzeczenie nie uzdrawia. Co więcej, zaprzeczając, że zostaliśmy
skrzywdzeni lub że problem istnieje, odmawiamy naszym ranom należnej
im uwagi, a sobie możliwości zatroszczenia się o swoje rany.
Udając, że nic się nie wydarzyło lub to, co się wydarzyło, nie ma znaczenia,
skazujemy się na życie pośród ruin.
Zaprzeczenie nie uzdrawia bez względu na to, jak długo zaprzeczamy.
Zdrowia nie przynosi nam czas, lecz wędrówka ku przebaczeniu. Jeśli
chcemy ruszyć naprzód, uporać się z problemem, musimy najpierw
uświadomić sobie, co się stało, uświadomić sobie, że doznaliśmy zranienia.
Jednocześnie musimy stwierdzić własną wartość: musimy stwierdzić,
że nasza rana jest nie tylko fizyczna lub emocjonalna, lecz także egzystencjalna.
Musimy rozpoznać jasno, że to, co się stało, nie odpowiada
naszej idei tego, co słuszne lub w porządku i że czujemy urazę, żal.
Post doklejony: Etap drugi: obwinianie siebie
Pierwszym krokiem po zaprzeczeniu, pierwszą reakcją osób, które
przyznają, że rzeczywiście zostały zranione, bywa obwinianie samych
siebie. Trudno uwierzyć, że ktoś może doznać nieszczęścia, a potem
jeszcze się o nie obwiniać. A przecież tak postępują niemal wszyscy!
Gdybym był/ była grzeczniejszym dzieckiem, tatuś by mnie kochał
i nigdy by mnie nie uderzył! Gdybym była lepszą żoną, mąż nie złamałby
przysięgi małżeńskiej, nie zdradził mnie i nie porzucił dla innej
kobiety. Gdybym bardziej się starał/ gdybym wybrał inną trasę/ gdybym
się nie zakochała, nie wyrzucono by mnie z pracy/ nie byłoby tego
wypadku/ nie złamano by mi sercar30;
76 Odnaleźć przebaczenie
Gd y b y. Gdyby zachować się inaczej, inaczej zareagować, nie byłoby
problemu Kogo nie nawiedzały takie myśli? Dlaczego obwiniamy
się w ten sposób? Dlaczego od zaprzeczenia przechodzimy prosto
do karania samych siebie za to, co się stało?
Straszna jest wizja świata, w którym nasz los jest przypadkowy,
nieprzewidywalny! Jak można wtedy czuć się pewnie, snuć plany,
żywić nadzieje, marzyć? Wzdragamy się przed taką perspektywą.
Pragniemy wierzyć, że życie jest przynajmniej w jakimś stopniu,
przynajmniej kiedy naprawdę ma to znaczenie pod naszą kontrolą!
Dlatego pokrzepiamy się myślą, że właśnie tak jest: że zdołalibyśmy
uniknąć nieszczęścia, które nas spotkało, gdybyśmy zachowali
się inaczej. Gdyby nieszczęście spowodował jakiś nasz błąd, moglibyśmy
wyciągnąć wnioski na przyszłość, uchronić się przed dalszym
cierpieniem. Dlatego wolimy obwiniać samych siebie, niż uznać, że
życie jest nieprzewidywalne, niepewne i jednak go nie kontrolujemy.
Etap pretensji do siebie jest dla nas korzystnym wyjściem z etapu
zaprzeczenia, bo oznacza pogodzenie się z rzeczywistością tego, co się
zdarzyło. Potwierdza nasze prawo do kształtowania własnego życia,
a przynajmniej do reakcji na to, co się w życiu dzieje. Przyjęcie odpowiedzialności,
choćby błędne, jest zdrowsze niż udawanie, że wszystko
jest w porządku!
Obwinianie siebie jest jednak tak samo niebezpieczne jak zaprzeczenie.
Przypisując sobie winę za nieszczęście, które nas spotkało, karzemy
się za nie nieustannie i jeszcze potęgujemy swój ból. To tak
jakbyśmy posypywali rany solą. Samooskarżenia nie uzdrowią nas
bardziej niż zaprzeczenie, bo same polegają na subtelnym, podstępnym
zaprzeczaniu zaprzeczaniu natury człowieczeństwa, zaprzeczaniu
kruchości i nieprzewidywalności ludzkiego życia. Dopóki nie
przestaniemy zaprzeczać tym faktom, nie zdołamy stawić im czoła,
podobnie jak nie zdołamy stawić czoła problemowi, którego istnienia
nie przyjmujemy do wiadomości.
Post doklejony: Etap trzeci: użalanie się nad sobą
Oczywiście, skoro zło nie wynikło z naszej winy, jesteśmy nieszczęsnymi
ofiarami jakiegoś bezwzględnego agresora lub biegu wydarzeń.
Dostrzeżenie w sobie ofiary to wielki krok naprzód w procesie
odzyskiwania zdrowia po przeżytej tragedii lub niesprawiedliwości.
Przyznajemy, że nas zraniono i że nieszczęście było spowodowane
nie przez nas samych, lecz przez kogoś innego lub przez niesprzyjające
okoliczności. Po raz pierwszy wskazujemy sedno problemu: doznaliśmy
krzywdy, jesteśmy stale na nią narażeni w świecie, który bywa
podstępny i bezlitosny, i musimy się pogodzić z tą okrutną prawdą.
Trudno jest obojętnie traktować ofiary strasznych wydarzeń. Spotykając
takie osoby, nieraz użalamy się głęboko nad ich losem. Same
ofi ary też głęboko się nad nim użalają. Nic w tym złego: zdrowo jest
zaprzestać karania siebie za rzekomo zawinione przez nas nieszczęście
i okazać sobie współczucie, które okazalibyśmy innym w podobnej
sytuacji.
Przebycie tego etapu wymaga jednak przenikliwości i zdolności
osądu. Słusznie uznajemy, że nas zraniono, że zranienie jest niesprawiedliwe,
poza naszą kontrolą i przez nas niezawinione: w ten sposób
jasno określamy, co się stało i z czym musimy się zmierzyć. Łatwo
natomiast dojść następnie do przekonania, że nasza krzywda jest
wyjątkowa w swoim okropieństwie i dlatego jako ofi ary mamy prawo
do szczególnego traktowania. Jeśli właśnie na tym się koncentrujemy,
popełniamy poważny i szkodliwy dla nas błąd. Zaprzeczamy głębszej
prawdzie tej, że życie k a ż d e g o jest kruche, narażone na krzywdę
i niepoddające się kontroli. Zaprzeczamy temu, że być może wszystkim
należy się współczucie, którego jako pokrzywdzeni żądamy dla
siebie. Nie zauważamy najistotniejszej kwestii: nasz ból i bezbronność
to tylko jedne z aspektów kondycji ludzkiej.
Użalanie się nad swoim nieszczęściem może w jakiejś mierze być
dla nas pociechą. Nie może jednak nas uzdrowić. Oddala nas od pogodzenia
się z rzeczywistością, od przebaczenia i transcendencji duchowej
równie skutecznie jak zaprzeczenie i obwinianie samych siebie,
oddala nas bowiem od prawdy.
Post doklejony: Etap czwarty: oburzenie
Oczywiście, skoro dostrzegamy w samych sobie ofiary niesprawiedliwości,
prędzej czy później musimy zrozumieć, że ktoś lub coś jest tej
niesprawiedliwości sprawcą. Oburzające! I miałoby to ujść mu bezkarnie?!
To dobrze, że tak myślimy i czujemy.
Już nie tylko uważamy teraz naszą krzywdę za niesprawiedliwą.
Uważamy też, że sprawiedliwy byłby gniew na naszego krzywdziciela i że przydałaby się zemsta, a przynajmniej kara.
Gniew to zdrowa odpowiedź na doznaną niesprawiedliwość. Zachęca
do działania, do odnowienia relacji ze światem, podczas gdy
zaprzeczenie, obwinianie siebie i użalanie się nad sobą skłaniają do
bierności. Gniew podpowiada nam (i dobrze): broń się! Broń tego, co
słuszne! Nie pozwól, żeby niesprawiedliwość i jej sprawcy pozostali
bezkarni!
Dla wielu z nas jednak stanowi to problem, zwłaszcza dla osób
szukających Boga. Sądzimy, że gniew jest ze swej istoty i bez wyjątku
czymś złym, prowadzącym do grzechu. Bo czy nie powinniśmy zawsze
nadstawiać drugiego policzka? Czy nie powinniśmy zawsze tłumić
gniewu, siedemdziesiąt siedem razy?
Rzeczywiście, gniew bywa czymś złym! Jeśli podsyca tylko chęć
skrzywdzenia tych, którzy nas skrzywdzili, jeśli wzmaga pragnienie
odwetu, na ogół prowadzi do destrukcji i autodestrukcji. Nienawiść
i zemsta nie przynoszą nic dobrego ani nam, ani tym, których atakujemy,
i należy się ich wystrzegać. Gniew jednak nie jest ani nienawiścią,
ani zemstą, lecz emocją skierowaną przeciw temu, co złe,
niesłuszne. Gdybyśmy nigdy nie odczuwali gniewu, oznaczałoby to,
że nie widzimy nic niesprawiedliwego w wyzysku człowieka, w znęcaniu
się nad innymi. Czy Żydzi nie powinni czuć gniewu z powodu
Holokaustu? Czy nie powinniśmy czuć gniewu, oburzać się na
niesprawiedliwość, patrząc w Amsterdamie na budynek, w którym
ukrywała się Anne Frank z rodziną, skąd wywleczono ją i posłano
na śmierć w obozie koncentracyjnym? Czy nie powinniśmy się
oburzać, czytając informacje o torturach, ludobójstwie i cynicznych
egzekucjach?
5. Przebaczenie jako proces 79
Kiedy odrzucamy gniew, rezygnujemy z wyrażania własnego sądu.
Być może jest czymś złym spojrzeć w oczy oprawcy lub seryjnemu
mordercy i stwierdzić: jesteś niegodziwy i dołożę starań, żeby cię wykończyć.
Dlaczego jednak czymś złym miałoby być spojrzenie na działania
oprawcy lub seryjnego mordercy i stwierdzenie: to jest niegodziwe
i dołożę starań, żeby się skończyło?
Gniew podsycający zemstę jest czymś złym. Gniew skierowany
przeciw niesprawiedliwości jest czymś dobrym. Problem polega na
odróżnieniu jednego rodzaju gniewu od drugiego. Słusznie oburzamy
się na niesprawiedliwość, bo nasze oburzenie oznacza, że odzyskaliśmy
zdolność osądu, chęć akceptacji dobra i odrzucenia zła. Błądzimy
natomiast i niszczymy samych siebie, jeśli w pełni ulegamy gniewowi,
nie próbujemy spojrzeć na niego trzeźwo ani wyzbyć się go po jakimś
czasie. Taki gniew prowadzi do niekończącej się złości, do zemsty, nienawiści.
Jeśli koncentrujemy się na gniewie jako uzasadnionej podstawie
naszego życia, możemy już nie tylko reagować gniewnie na to
lub tamto wydarzenie, ale stać się uosobieniem gniewu: agresywnymi
ludźmi, którzy swoją złością zatruwają wszelkie sytuacje, wszelkie
związki. To z pewnością nas nie uzdrowi! Raczej wywoła więcej bólu,
zrażając do nas otoczenie, powodując nowe rozdźwięki, nowe a takim nowe rany
Post doklejony: Etap piąty: przetrwanie
Zaprzeczenie, obwinianie siebie, użalanie się nad sobą i oburzenie
lub słuszny gniew to naturalne reakcje na wyrządzoną nam niesprawiedliwość.
Każdy z tych etapów jednak zamyka nas w poczuciu
krzywdy, sprawiając, że koncentrujemy się na niej jako najważniejszym
elemencie naszego życia i reagujemy na nią bez końca. Żaden
nie pozwala nam uwolnić się od przeszłości, bo wszystkie są z nią ściśle
związane. Nie możemy się wyzwolić, spojrzeć z nowej perspektywy na
to, co się wydarzyło, odwołać się do wyższych wartości. Każdy z tych
etapów wyrasta z minionego nieszczęścia i jest przez nie kształtowany.
Dopiero kiedy zaczniemy wykraczać poza dawne krzywdy i zapragniemy
żyć w sposób od nich niezależny, nauczymy się stopniowo, jak
80 Odnaleźć przebaczenie
uporać się z przeszłością. Dopiero kiedy w naszym myśleniu przestaną
dominować przykre wspomnienia, nabierzemy zdolności do uwalniania
się od minionych krzywd, nawiązywania nowych relacji ze światem
i znajdowania w nim nowego sensu, nowej nadziei i radości.
Jak piszą Sidney i Suzanne Simonowie: r Na etapie przetrwania
coraz więcej czasu spędzamy, patrząc przed siebie, ku zdrowiu, a nie
za siebie, w stronę cierpienia 47. Uświadamiamy sobie, że mimo nieszczęścia,
jakie nas spotkało, nadal żyjemy, nadal decydujemy o swoim
życiu i chcemy teraz odzyskać nad nim kontrolę. Stwierdzamy,
że zaprzeczenie, obwinianie siebie, użalanie się nad sobą i oburzenie
nie służą naszemu zdrowiu. Minione krzywdy nie były wyimaginowane,
ale należą już do przeszłości. Nie musimy zabierać ich ze sobą
w przyszłość. Przetrwanie polega na wytyczeniu granicy i powiedzeniu
sobie, że nasza uraza, gorycz i pretensje pozostaną po jej drugiej
stronie. Nie będą częścią przyszłości, która się przed nami otwiera.
Może myśleliśmy tak już wcześniej, ale na etapie przetrwania przechodzimy
od myśli do czynu. Przez całe lata jedynie reagowaliśmy na
napotkanych ludzi lub okoliczności, a teraz przejmujemy ster, który
oddaliśmy losowi, i aktywnie kształtujemy bieg wydarzeń. Działamy,
zamiast reagować, uczestniczymy w grze, zamiast patrzeć zza bocznej
linii na mijające nas życie 48.
Przetrwanie to coś więcej niż posępne samozaparcie. Przetrwanie
oznacza, że postanawiamy uwolnić się od przeszłości, zobaczyć w niej
właśnie przeszłość. Trzeba uświadomić to sobie w pełni: utraciliśmy
coś dobrego, ale moment utraty już minął. Jesteśmy tutaj, w tym
nowym świecie, i powinniśmy przyjmować go takim, jaki jest i jaki
może się stać. Powinniśmy wyzwolić się od przeszłości i iść dalej, akceptując
teraźniejszość. Oto zdrowa reakcja: uczciwy realizm, który
odważnie powraca do życia.
47 Tamże,
Post doklejony: Etap szósty: reintegracja
Błędem byłoby myśleć, że przebywamy te etapy sukcesywnie, odfajkowując
jeden po drugim i pozostawiając je za sobą w niepowstrzymanym
dążeniu naprzód. W rzeczywistości możemy krążyć między
nimi lub doznawać kilku niemal jednocześnie: nawet zdecydowane
zaangażowanie w teraźniejszość jest przeplatane przypływami gniewu,
użalaniem się nad sobą, zaprzeczeniem lub samooskarżeniami.
Zaczynamy dochodzić do siebie, kiedy wychylamy się ku następnemu
etapowi. Koncentrując się na przetrwaniu, a nie na zaprzeczaniu
krzywdzie, przygotowujemy grunt pod prawdziwe uzdrowienie płynące
z przebaczenia.
W pewnym sensie etap przetrwania przenosi nas z powrotem do
pierwszej fazy tego uzdrawiającego cyklu. Przestaliśmy żyć przeszłością,
pamięcią o minionym nieszczęściu. Chcemy skupić się na teraźniejszości!
Chcemy zacząć od nowa, być nowymi ludźmi w tym
nowym świecie, który teraz zamieszkujemy. Świetnie! ale jest to
również następna, subtelniejsza forma zaprzeczenia. W rzeczywistości
bowiem nie jesteśmy nowo narodzeni, nie zaczynamy od nowa.
Jesteśmy wytworem naszych doświadczeń, naszych wcześniejszych
uczuć i cierpień, własnego postępowania i postępowania innych wobec
nas. Nie można uniknąć tej fundamentalnej prawdy. Na etapie
przetrwania angażujemy się stopniowo w nowy świat, ale jeszcze nie
zintegrowaliśmy swojego nowego rjar1; z naszą przeszłością. Właśnie
dlatego przeszłość wdziera się niekiedy w teraźniejszość i skłania nas
do ponownego zaprzeczania, gniewu, użalania się nad sobą lub samooskarżeń.
Pełne uzdrowienie wymaga zintegrowania wszystkiego, czym jesteśmy,
ze wszystkim, czym byliśmy. Jeśli nie zespolimy naszych przeżyć
w jedną całość i jej nie zaaprobujemy, przeszłość i związane z nią reakcje
będą wciąż czaić się w pobliżu, gotowe zaatakować i osłabić nasze
wysiłki. By naprawdę odzyskać zdrowie, musimy w pełni i bezwarunkowo
zaakceptować siebie i swoją historię.
Jak można zintegrować wszystko, co nas spotyka sprawy dobre
i złe w spójną całość i pogodzić się z nią? Trzeba zrozumieć, że każde,
82 Odnaleźć przebaczenie
nawet najdrobniejsze, wydarzenie w naszym życiu, każda nasza krzywda,
każdy błąd, każdy triumf kształtują nas i wzbogacają. Niepowodzenia
uczą nas odwagi i wytrwałości, cierpienie zwiększa naszą przenikliwość
i zdolność do współczucia. Trudności rozwijają nas bardziej
niż zadowolenie i sukcesy. A uświadomienie sobie tej prawdy i integracja
osobowości, choć niełatwe, są konieczne, jeśli chcemy osiągnąć
przebaczenie i pokój.
Nieszczęśliwa miłość nieraz głęboko rani. Czy można po czymś takim
dojść do siebie? Jeśli przez rdojście do siebier1; rozumiemy powrót
do własnego ja sprzed nieszczęścia jakby miłość i jej bolesne skutki
nigdy nie istniały r11; odpowiedź brzmi: nie. Zresztą, taki powrót, choćby
możliwy, byłby dla nas niekorzystny. Hipnoterapeuta Paul McKenna
często ma do czynienia z ludźmi, którzy proszą, by za pomocą hipnozy
usunął ich wspomnienia nieszczęśliwej miłości i związane z nią
negatywne emocje. Zawsze odmawia. Taka hipnoterapia byłaby najwyższą
formą zaprzeczenia! Owszem, pozwoliłaby zahipnotyzowanej
osobie rprzetrwaćr1;, angażować się w nowe relacje bez goryczy, bólu
i nienawiści, ale odebrałaby jej szansę wewnętrznego rozwoju, wyciągnięcia
wniosków z przeszłości.
Właśnie przez doznawanie miłości, porażek i rozczarowań uczymy
się rozumieć samych siebie, innych ludzi i nasze miejsce we wszechświecie.
Nie możemy mieć wszystkiego, czego zapragniemy! Najprawdopodobniej
spotka nas wiele niepowodzeń, drobnych i poważnych.
Jedyną metodą unikania bólu jest unikanie życia. Takie nieprzeżyte
życie jest bezpłodne i jałowe: bardziej jałowe niż życie wstrząsane
trudnymi zdarzeniami, ale wciąż aktywne i korzystające ze swoich doświadczeń.
Czy można dojść do siebie po nieszczęśliwej miłości? Owszem r11; ale
nie przez udawanie, że to nieszczęście nie ma znaczenia. Nie przez niedorzeczne
przypisywanie całej winy sobie lub obiektowi swoich uczuć.
Nie przez próby zachowywania się tak, jakby miłości nigdy nie było.
Dochodzimy do siebie, uznając, że nasze doświadczenia, jakkolwiek
bolesne, przyniosły nam dary, których nie uzyskalibyśmy w inny sposób:
dar dobrych chwil, łatwy do zauważenia, ale też mniej oczywi5.
Przebaczenie jako proces 83
sty dar chwil złych trudniejszą lekcję. Właśnie dzięki zintegrowaniu
wszystkich tych lekcji, wbudowaniu ich w swoją osobowość, możemy
się rozwijać, stawać się w pełni sobą.
Godząc się z tym, że kształtują nas i wzbogacają r11; wszelkie wydarzenia
w naszym życiu, kładziemy podwaliny pod przebaczenie.
Jak stwierdził Rowan Williams, arcybiskup Canterbury: rPrzebaczenie
przynosi wolność, ale też pozwala z nadzieją odzyskać przeszłość,
przywrócić pamięć, w której to, co w przeszłości jest potencjalnie niebezpieczne,
destrukcyjne, przyprawiające o rozpacz, zmienia się w powód
do nadzieir1;49. Akceptując przeszłość i wszystko, co nas spotkało,
możemy w nowy, uzdrawiający sposób zaakceptować siebie takimi, jakimi
jesteśmy teraz. Akceptując zaś siebie bezwarunkowo w teraźniejszości,
możemy także zaakceptować minione krzywdy, które przyczyniły
się do tego, kim jesteśmy. Akceptując wszystko, czym jesteśmy,
stajemy się pełniej i bardziej uczciwie sobą.
Zanim przebaczymy innym, przebaczenie powinno dokonać się
w nas samych. Musimy najpierw zaakceptować siebie, swoją historię,
wszystkie nasze doznania, wszystko, co stanowi naszą osobowość. Tak
naprawdę przebaczenie polega właśnie na tej akceptacji. Akceptacja
skłania nas do ponownego rozważenia wpływu innych na to, kim jesteśmy.
Cierpienie działa jak pobudka! Daje nam okazję do nauki. Jak
twierdzi pisarka Barbara De Angelis, z własnej woli możemy spojrzeć
na tych, którzy sprawili nam ból i spowodowali nasze rprzebudzenier1;,
jako na n au c z y c i e l i, a nie wrogów 50. Bez ich interwencji nie stawilibyśmy
czoła wyzwaniu, nie mielibyśmy sposobności skorzystać z tej
lekcji ani rozwijać empatii i współczucia, przenikliwości i zrozumienia.
Ta niepozbawiona wdzięczności myśl r11; połączona z obserwacją,
że nasi nauczyciele też są omylnymi, cierpiącymi ludźmi pozwala
nam ofiarować im bezwarunkową akceptację i przebaczenie, które odkryliśmy
dla siebie.
49
Post doklejony: Etap siódmy: przebaczenie
Kiedy na etapie przetrwania aktywnie angażujemy się w rzeczywistość,
a na etapie integracji zastanawiamy się nad sobą i wpływem innych
na naszą osobowość, zaczyna się dziać coś nadzwyczajnego. Stopniowo,
dyskretnie, nawet tego nie zauważając, zbliżamy się do cudu
prawdziwego przebaczenia. Pewnego dnia budzimy się i stwierdzamy,
że ból, złość i uraza zniknęły. Przebaczyliśmy!
Post doklejony:
Przebaczenia nie dokonamy samym aktem woli. Czy można rozkazem
uzdrowić złamane serce, pogłębić swoją duchowość? A czy można
rozkazem polepszyć grę w golfa lub zrzucić kilka kilogramów?
Kiedy mówimy o golfie lub odchudzaniu się, pomysł poprawienia
wyników za pomocą samego życzenia wydaje się niedorzeczny.
W kwestii przebaczenia nasze wysiłki bywają równie niedorzeczne,
a wcale tego nie zauważamy. Chcemy przebaczyć i dziwimy się lub
krytykujemy samych siebie, kiedy przebaczenie nie następuje automatycznie.
Jeśli zamierzamy lepiej grać w golfa, musimy rozwijać swoje
umiejętności i ćwiczyć; jeśli zamierzamy zeszczupleć, musimy zmienić
sposób odżywiania, prowadzić bardziej aktywny tryb życia. Przebaczenie,
podobnie jak golf i zgrabna sylwetka, wymaga pracy.
Jak przekonaliśmy się już w tej książce, przebaczenie to walka na
dwóch frontach: wyzbywanie się bólu, związanego między innymi
z osłabieniem naszej wiary w siebie i poczucia własnej wartości, oraz
wyzbywanie się urazy i chęci zemsty wymierzonych przeciwko tym,
którzy nas skrzywdzili. W walce na pierwszym froncie potrzebujemy
51 Cyt. za: G. Jones, Embodying Forgivenessr30;, dz. cyt., s. 236.
5. Przebaczenie jako proces 85
uzdrowienia. W walce na drugim froncie niezbędne jest pogłębienie
naszego człowieczeństwa i duchowości.
Post doklejony:
za Jim McManus CSsR,
Stephanie Thornton
...przebaczenie to walka na
dwóch frontach: wyzbywanie się bólu, związanego między innymi
z osłabieniem naszej wiary w siebie i poczucia własnej wartości, oraz
wyzbywanie się urazy i chęci zemsty wymierzonych przeciwko tym,
którzy nas skrzywdzili.
Przeczytałam różnej maści od popularno-naukowych, po katolickie, artykuły o przebaczeniu.
W ogólnych zarysach były podobne w konkluzjach...
A jednak, mimo spełnienia warunków o wyzbyciu się bólu i nie chowaniu urazy i chęci zemsty, i tak nie wybaczyłam, a może jest to jedna z tych spraw, których po prostu nie rozumiem ?
Czy może mi ktoś tak łopatologicznie wyjaśnić czym jest to owiane tajemniczością wybaczenie ?
Przebaczyć nie znaczy zapomnieć
Trudności z przebaczeniem wynikają w dużej mierze stąd, że słowo
przebaczyć uchodzi często za odpowiednik puścić w niepamięć.
My, ludzie, potrafi my zapomnieć wiele. Nie potrafi my jednak
zapomnieć wszystkiego i chyba nie leży to w naszym interesie. Czy
matka może zapomnieć, że zamordowano jej dziecko? Czy porzucona
żona może zapomnieć, że mąż ją opuścił? Czy naród może zapomnieć
o zamachach terrorystycznych, które wstrząsnęły jego miastami, lub
o zagładzie zgotowanej mu przez inny naród? Czy można zapomnieć
choćby o tym, że ktoś próbował nadszarpnąć naszą reputację lub podważyć
wartość naszej pracy? I czy można tak po prostu zapomnieć, jak
okropnie potraktowaliśmy tę czy inną osobę?
Żadnej z tych spraw nie można zapomnieć i żadnej zapomnieć nie
należy. Zdarzyły się i powinniśmy je uhonorować, pamiętając o nich.
Powinniśmy też uczyć się na własnych błędach, korzystać ze swoich
doświadczeń, a to byłoby niemożliwe, gdybyśmy po prostu wymazali
je z pamięci.
Właśnie,przebaczyć nie znaczy zapomnieć...I niech u mnie tak zostanie,może wszystko co tu zostało napisane jest prawdą,może rzeczywiście tak jest.ja wybaczyłam zdradę,nawet wszystkie te ,o kirych dowiedziałam sie po fakcie,ale nie potrafie wybaczyć podwójnego zycia,kłamstwa,wykorzystywania i bólu Dzieci,mojego tez .Nie niepotrafię,nie chcę,świadomie nie chcę,bo sa rzeczy na swiecie,których wybaczyc po prostu nie mozna....:niemoc
Bacello i Jakich Wiele
Będę wisieć po już zbliżam się do magicznej granicy 10% tekstu jaki można cytować bez wynagrodzenia dla autora, Ale to tam macie
Przebaczyć znaczy pogodzić się z rzeczywistością
Możemy nie być w stanie zapomnieć o jakiejś krzywdzie, własnej
lub cudzej, ale zawsze możemy ją przebaczyć. Zamiast: to nie do wybaczenia,
powinniśmy chyba mówić: to nie do zapomnienia. Co więcej,
musimy przebaczać nawet głębokie krzywdy, jeśli mamy zdrowo
się rozwijać. Odmowa przebaczenia to odmowa wyzbycia się bólu,
urazy, pretensji wyzbycia się statusu ofiary a wynikają z niej nieszczęścia
i udręki duchowe. Jeśli nie potrafi my uwolnić się od urazy,
zamykamy się w przeszłości, zastygamy w roli ofiary cudzego lub własnego
niesprawiedliwego postępowania. Przebaczyć to nie zapomnieć,
lecz pogodzić się z tym, co zaszło, wbudować to w swoje doświadczenie
i żyć dalej. Właśnie: przebaczyć i żyć dalej, a nie puścić w niepamięć.
Przebaczenie pozwala nam pamiętać bez goryczy, choćby smutek
nigdy nas nie opuścił.
Ja jestem chyba na etapie piątym, przetrwanie... Wcześniejsze etapy występowały u mnie w różnej kolejności i z różną intensywnością.
Co do samego przebaczenia... Wydaje mi się, że powoli pogodziłam się z tym, co mnie spotkało. Może w jakiś sposób zobojętniałam na to, choć czasem boję się, że "bomba" jeszcze wybuchnie. Ale do przebaczenia jest mi jeszcze bardzo daleko. Już się nie złoszczę, nie wyzywam w myślach, nie płaczę, ale nie chcę darować tylu kłamstw i tego okropnego poniżenia. Tak jak Bacello, w pełni świadomie...
Przebaczyć to, to samo co pogodzić się z tym co było ?
Jeśli tak to rozumieć to chyba nie umiem, ani jednego, ani drugiego. Jeśli dobrze rozumiem godząc się z taka sytuacją trzeba zaakceptować że zaistniała ? Czy tylko to, ze stała się jako fakt w przeszłości ? Trochę to zagmatwane pogodzić się w jakiś sposób utożsamia mi się z akceptacją a jak tu zaakceptować, ech.
tezeusz napisał/a:
Przebaczyć to, to samo co pogodzić się z tym co było ?
Jeśli tak to rozumieć to chyba nie umiem, ani jednego, ani drugiego. Jeśli dobrze rozumiem godząc się z taka sytuacją trzeba zaakceptować że zaistniała ? Czy tylko to, ze stała się jako fakt w przeszłości ? Trochę to zagmatwane pogodzić się w jakiś sposób utożsamia mi się z akceptacją a jak tu zaakceptować, ech.
A jednak zdrada była - to fakt.
A jak się nie pogodzisz z tym, ze zdrada była - to znaczy, że w nią nie wierzysz - a jak nie wierzysz - to gdzie jesteś ze swoimi emocjami??
Cały czas autor podkreśla, że nie wolna zapomnieć o tym co było, bo z tego czerpiemy doświadczenie.
Ja tak definiowane przebaczenie rozumiem jako wyzwolenie emocjonalne.
Było, stało się - a życie nas wzywa do nowych zadań.
Czyli jednak akceptacja zaistniałego faktu.
Czas pogrzebać tego trupa zdrady.