Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Wybuchł był bardzo blisko...
Jego ciało przeszedł dreszcz,podobny dreszcz jak wtedy, gdy ujrzał ją po raz pierwszy.
Obudził się,to już trzecia zima gdy siedzi w okopach, parszywy 1917 rok.
Tylko wspomnienie Jej pozwala mu jakoś przetrwać ten smród, strach, ból...
Wspomnienie Jej i tej ostatniej wiosny zanim poszedł na te nieludzka rzeź.
Stukot karabinu maszynowego nie przeszkodził mu zamknąć ponownie oczu., przyzwyczaił się już. Do ataku pozostało kilka godzin więc znów chciał wrócić chodź na chwilkę w tamto miejsce.
Dworek rodzinny był jak zawsze pełen gości.
Ale tego roku na Jego trzydzieste szóste urodziny zjechał się tłum ludzi wśród nich Ona dystyngowana, wykształcona, jakże niewiele było wykształconych kobiet, a Ona studiowała za granicą Słyszał już o Niej różne plotki, była córką właścicieli sąsiedniego majątku, aczkolwiek nigdy jej nie poznał..ponoć była nawet emancypantką, co w tamtych czasach było na równi z rozwodem, w kategoriach skandalu, no cóż dopiero wojna zmieni podejście ludzi do niektórych spraw, nie mógł oderwać od Niej oczu, wszyscy podchodzili, składali mu życzenia, pomyślności itp, a On, czekał kiedy i Ona podejdzie,dziwne czasy, żeby poznać kobietę trzeba być Jej przedstawionym a miał ochotę podejść do Niej i porozmawiać,chodź w gruncie rzeczy z nią nie chciał rozmawiać, ją chciał mieć.
Kolejny wybuch znów przeniósł go w okrutny świat, siłą wyniósł ze stron marzenia, wspomnienia, rozkoszy...
Zimno...
-Panie Kapitanie, która godzina?
-Śpijcie, dopiero 3.
Niektórzy tacy młodzi, pewnie jeszcze nie mieli kobiety a dziś poprowadzi ich na rzeź, ciekawe ilu nie wróci, ciekawe czy ja wrócę.
Znów dreszcz, nie chciał o tym myśleć, chodź widział wiele śmierci zawsze wracał do tego wieczoru, zawsze i to pozwalało mu biec szybciej, chować się lepiej, dawało mu siłę do przeżycia, czasami zastanawiał się czy przypadkiem to nie Jej anioł stróż nad Nim czuwa.
Oczy samu mu się zamknęły...
Ciepło...
Salon tłum gości i znów Ona, wyglądała pięknie stroje wieczorowe z tej epoki, były nader kuszące paliła długiego papierosa, otoczona wianuszkiem mężczyzn, poczuł ukłucie zazdrości.
Dziwne nigdy nie bywał zazdrosny, ale w tej chwili to jedno co przychodziło mu do głowy.
-Jak myślisz wojna w końcu wybuchnie?- ktoś zadał mu pytanie
-Sądzę że tak, za duże napięcie czuje się w całej europie- odpowiedział prawie machinalnie.
Wojna, co go obchodziła w tej chwili wojna, zresztą jedyny temat na wszystkich spotkaniach, w pociągach, klubach. Wojna i wojna.
On był teraz zainteresowany Nią, patrzył w jej stronę a Ona, jakby go nie zauważała.
-To skandal że Ją tu przyprowadzili - usłyszał gdzieś z boku r11; ponoć we Paryżu miała dwóch kochanków, a jeden to się ponoć przez Nią pojedynkował- wtórował jakiś inny szept.
-Jakie to dziwne- pomyślał , on miał wiele kochanek, parę razy się pojedynkował, szlacheckie pochodzenie w końcu do czegoś zobowiązuje, a nikt o Nim nie plotkuje, nie szepcze, chodź może o tym nie wiem, ale to co usłyszał jeszcze bardziej spotęgowało Jego zainteresowanie Jej osobą. Była zbyt bogata by ktokolwiek powiedział Jej coś wprost, zresztą On też.
Zaczęła grać muzyka, walc najmodniejszy w tym sezonie, chodź tam gdzie On czasami bywał najmodniejszy był kankan.
-Przepraszam muszę sprawdzić mój karnet r11; powiedział do ludzi którzy go otaczali- obowiązki Gospodarza i solenizanta- dodał i lekko się uśmiechnął.
Tłum falował w rytm muzyki granej przez orkiestrę specjalnie sprowadzoną na tę okazję z Wiednia, w końcu był najlepszą partią w okolicy, rodzice musieli się pokazać.
-Stać ich- pomyślał i nie protestował kiedy oznajmili mu że zorganizują mu urodziny.
-Dobrze- odpowiadał na wszystkie propozycje i pomysły Matki, chodź w głębi duszy myślał że to kolejny snobistyczny duszny i nudny wieczór jaki przyjdzie mu spędzić zamiast szalonej zabawy w Wiedniu, Paryżu czy Rzymie, ale czego się nie robi dla rodziców którzy chcieli by żeby ród nie wymarł.
-Na balu będzie wiele Panien na wydaniu z dobrych domów może się w końcu zdecydujesz i doczekamy się wnuków-powiedziała matka.
-Dobrze- odpowiedział z uśmiechem r11; dla Mamy wszystkor11; chodź myślał zupełnie inaczej.
Bardzo się mylił.
Wieczór był nudny, do czasu...
Sam Jej przyjazd był sensacją.A przybycie, było już pewnego rodzaju skandalem.
Nie dość że nie przyjechała jak wszyscy powozem tylko automobilem, to do tego sama go prowadziła, to był prawdziwy skandal i ten Jej strój, najnowsza moda i papieros...
Kolejny wybuch.znów go zbudził.
Zimno...
-Poprowadzisz natarcie z lewego skrzydła- usłyszał wieczorem na odprawie- musimy przełamać obronę wroga zanim ruszą te piekielne nowe maszyny zwane Tankami- Jego przełożony mówił ciężko , widać było na twarzy tego człowieka zmęczenie, znał go jeszcze sprzed wojny, był dystyngowanym dżentelmenem, teraz był zmęczonym człowiekiem, zresztą, kto nie był. On też był inny, ale lata wojenne robią swoje, ból, cierpienie i doza zezwierzęcenia która powoduje nieodwracalne zmiany w psychice i wyglądzie, czemu pewnie i On się nie oparł,
Można ogolić się,umyć, włożyć czyste ubranie, ale to co pozostaje w oczach tego nie da się już usunąć. Wojna zmienia, a ta szczególnie.
-Kiedyś wojna była honorowa- usłyszał- była inna. Jutro pewnie większa cześć twoich ludzi nie wróci- w głosie było czuć ból. Miał szczęście że jego dowódca był ludzkim człowiekiem, ludzkim na tyle na ile pozwalały na to warunki w jakich się znaleźli, nie szafował bez przyczyny ludzkim życiem. Nie jak poprzedni, który był rzeźnikiem. To przez niego w gruncie rzeczy dalej jest tylko kapitanem chodź z jego pochodzeniem mógłby być wyżej. Ale dzięki temu pochodzeniu nie został rozstrzelany po spoliczkowaniu przełożonego.
-Panie Generale, zrobimy wszystko co w naszej mocy r11; powiedział z przekonaniem, bo chciał zrobić wszystko.
-Pewnie, jak ciebie znam, zrobisz więcej r11; odpowiedział Generał- mam tylko jedną prośbę- przeżyj, bo nie będę mógł spojrzeć w oczy twojej Matki-dodał
-Postaram się-odpowiedział -i pomyślał że nawet jeśli przeżyje, nigdy nie spojrzy w oczy Matki, by nie wyczytała w nich tego co ukrywa, tego co przeżył przez ostatnie 3 lata, za dobrze go znała.
-W takim razie zaczynacie o 5tej, powodzenia.
-Dziękuje- powiedział na wyjściu, zasalutował i wyszedł.
Została jeszcze godzina,zamknął oczy...
Tańce, muzyka znów wrócił do tego wieczoru. Musiał przetańczyć wiele, w końcu Jego karnet był mocno zajęty był dobra partią więc wszystkie okoliczne i nie tylko okoliczne panny chciały by na Nie zwrócił swoją uwagę. I pewnie zwrócił by, gdyby nie Ona. Ale Jej w jego karnecie nie było, zirytowało go to, bo w końcu bardzo go ciekawiła.
Bal dłużył się niemiłosiernie a Jej nigdzie nie było, nagle zniknęła.
Zrobiło się późno, więc goście zaczęli się powoli rozjeżdżać, czuł uczucie zawodu, aczkolwiek na każde pytanie Matki jak się bawił odpowiadał że wyśmienicie.
-A jak panny?-zapytała- wpadła Ci któraś w oko?- dodała jakby mimochodem.
- Wiesz- zawiesił odpowiedz, wiedział że pomimo iż Matka bardzo go kocha nie zaakceptowała by prawdziwej odpowiedzi- Jest parę, które chciałbym bliżej poznać- skłamał, kochał rodziców i miał świadomość czasów w których przyszło mu żyć.
A w duchu dodał.
-Jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci- ale na głos nie zdecydował się tego powiedzieć..
Bal skończył się, ostatni goście odjeżdżali,
Mógł w końcu odpocząć..
-To był piękny wieczór, dobranoc- powiedział ojciec na odchodne..
-Piękny Papo- odpowiedział
-Dobranoc Kochanie- powiedziała Matka i pocałowała go- ciesze się że się dobrze bawiłeś
-Naprawdę dobrze Mamo- skłamał, bo w gruncie rzeczy wcale nie bawił się dobrze..nie od momentu kiedy Ona zniknęła..
Powoli dwór opustoszał, ciepła noc, wyszedł na ogród zapalić i wciągnąć troszkę świeżego powietrza, dotarł do altanki.
-Widziałam jak na mnie patrzysz przez cały wieczór-usłyszał za sobą
Odwrócił się, to była Ona, piękna, ukryta w cieniu.
Zatkało go, nie tyle forma Jej wypowiedzi, nie spotykana w takim towarzystwie, co bardziej Jej obecność
-Dasz mi może ognia?- zapytała podchodząc do niego i nie czekając na odpowiedz złapała go za rękę z papierosem, przysunęła do swojego papierosa i zapaliła.
- Masz ładne dłonie- dodała- miękkie, lubię takie.
Nie wiedział co odpowiedzieć, nie chciał zepsuć tej chwili jakimś głupim pytaniem lub słowem. Do tego zaskoczony był swoim brakiem pewności, zawsze był odważny, a już w stosunku do kobiet znał swoją rsiłęr1;. Ale nie do Niej, przed Nią czuł się jak uczeń ganiony przez nauczycielkę
-Więc to były twoje urodziny? - zapytała
-Tak- odpowiedział , chodź wydawało mu się że to nie on odpowiada, że to tylko wypuszczone głośno powietrze przechodząc przez gardło przybrało barwę i ton odpowiedzi- moje trzydzieste szóste urodziny -dodał chodź czuł że palnął głupstwo.
-Mam dla Ciebie prezent- powiedziała z uśmiechem, podeszła i pocałowała go mocno.
Zamarł na chwilkę, ale podniecenie wygrało. Odwzajemnił pocałunek.
Pięknie smakowała, miękkość Jej ust sprawiła że poczuł fale ciepła, która spływała po Nim, przywarł z niepokojem do Niej mocno. Bał się by nie okazała się snem, lub by Jej nie spłoszyć
-Śmiało sobie poczynasz- powiedziała odrywając się od Niego, a On poczuł że się zaczerwienił, pierwszy raz od bardzo długiego czasu, chyba ostatnio czerwienił się gdy podglądał parę w folwarku na sianie- lubię takich mężczyzn- dodała z uśmiechem...
Płatki śniegu obudziły go niczym szpilki wbijane pod skórę...
-Panie kapitanie, która godzina- usłyszał pytanie młodego chłopaka, miał chyba 20, lub 22 lata, chciał zostać kierowcą, fascynowały go automobile, miał żonę, i małą córeczkę, tęsknił za Nimi, On też tęsknił, nie za rodziną, tej nie miał r11; tęsknił za Nią.
-4.45 szykować broń- rozkazał i popatrzył po okopie -za chwile ruszamy, niech nikt nie zostaje z tyłu, pamiętajcie, najważniejsze jest dobiec, nie zatrzymywać się, byle do przodu-mówił głośno, mówił to w co sam wierzył, byle do przodu, nie analizować, nie myśleć, biec, zabijać jeśli będzie trzeba i zapomnieć, jeśli da się radę..
Sprawdził broń, spojrzał jeszcze na boki widział tłum tak samo przerażonych jak i on ludzi, niektórych już mężczyzn, niektórych chłopców.
-Uwaga-zawołał patrząc na zegarek -gotowi -jeszcze jedno spojrzenie- Do ataku -zawołał i poderwał się z okopu, poślizgnął się, zresztą nie tylko On, inni tez, padali obok niego, niektórzy by podnieść się, inni by już zostać, noc rozjaśniła łuna, wystrzałów, rac, wybuchów, biegł...
-Lubie takich mężczyzn-dodała z uśmiechem-pewnych siebie -wiesz, ten pocałunek to tylko część twego prezentu- powiedziała i znów mocno do Niego przywarła.
Poczuł jak fala podniecenia obejmuje Jej i Jego ciało.
-Chcesz resztę prezentu- zapytała.
Chciał powiedzieć że chce, pragnie, że chciał tego prezentu już od początku kiedy Ją zobaczył ale nie mógł wydobyć głosu.
-Czekałam tylko kiedy zostaniemy sami- powiedziała- myślałam ze to przyjęcie nigdy się nie skończy, kazałeś mi na siebie bardzo długo czekać. Chciał powiedzieć że nie za nic na świecie nie chciał by by czekała, ale znów nie mógł wydobyć głosu.
-Jak ja muszę kretyńsko wyglądać- pomyślał ale w tej chwili było mu wszystko jedno, oprócz tego, by nic nie zepsuć. Strach przed tym był naprawdę silny
Strach kolejne metry kolejni ludzie padają, oślepiający wybuch, jeszcze trochę. Chyba krzyczał, ale krzyczeli wszyscy jedni z bólu inni z dawki adrenaliny który pozwala biec i się nie zatrzymywać.
-Jeszcze parę metrów-pomyślał -wytrwaj
-Kazałeś mi na siebie bardzo długo czekać-powiedziała ciepło-mam nadzieje że jakoś mi to wynagrodzisz-dodała -masz na to jakiś pomysł.
-Mam- powiedział i zaczął ją mocno Całować,łapczywie, tak jakby to był Jego pierwszy pocałunek -postaram się Ci to jakoś wynagrodzić-dodał
-Nie masz się starać, masz to zrobić- powiedziała władczym tonem, tonem który nie dawał wszystko do zrozumienia, kto ma w tej chwili władzę,
Parę metrów, jeszcze tylko parę metrów i strach minie, wysilić swoją wole zmusić nogi by biegły, nie myśleć, strzelać. Biec pomimo wybuchów i padających trupów.
-Masz to zrobić-
A on wiedział, że zrobi wszystko czego Ona teraz zapragnie, że ma nad Nim władze, że cały wieczór, podczas którego fantazjował na Jej temat teraz dał Jej ta władzę.
I robił, całował Ją, pieścił, zaczął rozbierać. Na początek uwolnił Jej piersi, piękne, takie jak jak z Jego snów, pieścił i całował je łapczywie, sutki, uwielbiał takie, nie za duże sterczące, miał wiele kobiet, ale ta była dla Niego ideałem, każdy cal jej ciała był jak z Jego szczeniackich fantazji, całował Jej ciało, usta, chciał się w Nią wbić całym sobą, dłoń zjechała na uda, znalazła szlak do Jej kwintesencji kobiecości.
-Hej, nie tak szybko- powiedziała.
Szybko, jeszcze tylko troszkę, kolejny strzał, nie myśleć, nie myśleć i nie zatrzymywać się. Do przodu, każdy krok bliżej do bezpieczeństwa, do odpoczynku, chodź nie wiadomo co czeka na końcu, ale nie myśleć, nie poddać się. Ile razy już tak biegł i zawsze do celu, cokolwiek by to nie było.
-Hej nie tak szybko- powiedziała z uśmiechem-to miał być prezent dla Ciebie- dodała .
Odsunęła się od niego, zrzuciła z siebie ubranie, stała nago, w blasku księżyca, i lekkim blasku gazowych lamp.
-Jak ci się podobam- zapytała, chodź i tak znała odpowiedz po Jego reakcji.
-Powiedział bym że jesteś Piękna-odpowiedział r11; ale bym skłamał,-dodał- bo Ty jesteś bardzo Piękna..
Uśmiechnęła się, miała świadomość swej urody, nie raz to samo słyszała, ale miała też ochotę usłyszeć to z jego ust.
-Więc pragniesz prezentu? - zapytała
-Tak. Pragnę go bardzo.-A wiesz jaka jest jego cena?
-Sadziłem że prezenty są za darmo...
-Mylisz się-odpowiedziała- nic nie ma za darmo. Jeśli dam Ci ten prezent, nic już nie będzie takie samo, nigdy nie zapomnisz tej chwili, chcesz tego, masz tego świadomość. Możesz się jeszcze wycofać.
-Nie moge, nie chcę- odpowiedział. Wiedział że nawet jakby chciał w tej chwili nie dał by rady.
Podeszła do niego, naga. Pocałowała Go mocno. Przywarli do siebie, odpięła Jego spodnie i wsadziła dłon, złapała za sztywnego członka,
-Jesteś mocno podniecony.
-Jestem, dzięki tobie, cały wieczór o tym marzyłem.
-Ciiii, nie mów nic-uklękła, uwolniony członek prawie uderzył ją w twarz.
Fala ciepła wybuchu uderzyła go bardzo mocno...
-Było blisko -pomyślał- muszę biec, dalej, pomimo wszystko nie zatrzymywać się
-Ciii, nie mów nic.
Jej usta zaczeły szalony taniec na Jego nabrzmiałej męskości, na przemian biorąc go głęboko do ust, to znów pieszcząc tylko sam czubek.
Jęknął z rozkoszy, spojrzał na Nią, Jej wzrok... Wiedział już o czym mówił przed chwilą, ze tego wzroku nie zapomni nigdy, że tych pieszczot tej ekstazy również. Miał ochotę krzyczeć z rozkoszy, miał ochotę eksplodowąć r30;
Kolejna eksplozja powaliła go na kolan...
-Wstań, musisz wstać, musisz biec, tutaj jest śmierć, tam może kolejna szansa-pomyślał. Ktoś pomógł mu wstać, coś do niego mówił w uszach dzwoniło. To był ten chłopiec, mówił chyba cos o ataku, że nie dają rady.
Ruszył dalej, katem oka zobaczył jak ten chłopiec pada, a jego mundur dziwnie paruje, zamiast pleców ma ogromną dziurę.
-Biec, dalej biec, tam jest szansa, tutaj śmierć-pobiegł...
Miał ochotę ekspoldować.
-Hej,ja też tu jestem- powiedziała odrywając się od Niego.
-To twój prezent, ale też chce coś z niego mieć- uśmiechnęła się i pocałowała go.
Teraz oboje byli nadzy. Zdjęcie ubrania przyszło mu z wielkim trudem, nie z braku doświadczenia, czasami rozbierał się szybciej, ale z podniecenia i drżenia rąk. Praktycznie koszulę potargał na sobie, chodź nie da głowy czy przypadkiem Ona jej z Niego nie zdarła.
Obrócił ją dość brutalnie, nawet przez chwilkę wydało mu się że za brutalnie, oparł o kolumnę altanki i wszedł w Nią, głęboko, wyczuł że właśnie tego w tej chwili potrzebuje. Przestraszył się kiedy jęknęła, chciał wyjść sadząc że to jęk bólu. Przytrzymała go dłonią , zrozumiał że to jęk rozkoszy i został, pchnął mocniej, ustami przywierając do Jej karku. Wiła się i jęczała.
Chwila odpoczynku. Mała przestrzeń, lej po wybuchu, najlepszy przyjaciel i azyl biegnącego do ataku. Jej jęk w Jego głowie, a dookoła inne jęki, złapać oddech, dopóki mnie nie namierzą jestem bezpieczny. Może tu zostać, czuł krew w ustach.
-Pewnie coś sobie przygryzłem. Niewinne skaleczenie r11; pomyślał, nie wiedząc że ma mocno poranioną twarz, nie czuł bólu
Może zostać tutaj, potem się wyczołgam, przecież atak kiedyś minie.
Nie, nie On. Chwila wytchnienia, zamknąć na chwilkę oczy, znów ją zobaczyć i biec. Poderwał się , ruszył, dalej. Tutaj jest śmierć, tam może uda mi się przetrwać.
Jego ruchy w Niej były niesamowite, czuł że za każdym razem gdy w Nią wchodzi przechodzi przez Nią i przez Niego dreszcz, jej soki spływały po Nim. Wyginała szyję by móc poczuć na ustach Jego pocałunki, Jego dłonie miażdżyły w uścisku jej piersi, piersi które mu tak podobały. Upadli na chłodną ziemię, dosiadła go, teraz to Ona rządziła. Ona dozowała sobie głębokość i moc On mógł za to podziwiać Jej całe ciało i patrzeć w jej oczy. Widzieć jej wzrok, był to dziki namiętny seks. widać było Pasję w tym co oboje robią, pasje i zatracenie.
Blisko, jeszcze tylko troszeczkę, już widać Ich sylwetki, już można Ich zobaczyć.
Zawsze myślał i mówił ONI, ICH byle nie nazywać, byle nie ubierać ich w człowieczeństwo, byle o NICH nie myśłeć. Ilu ICH zabił, ilu ICH zostawił umierających? To byli tylko jacyś ONI, bez imion, w jego myślach nie byli nawet ludźmi, inaczej już dawno by oszalał, przekroczył granicę. Biec, już blisko...
Zatracenie...
Urwany płytki oddech, szepty, krzyki para lecąca z ust i Ona na Nim. Nawet w najgorętszym śnie nie sadził, że będzie miał tak wspaniałe urodziny. Jest głęboko w Niej, czuje jak Jej kobiecość obejmuje go coraz bardziej, czuje fale rozkoszy, wie, że za chwilkę eksploduje. Ona jęczy, widać że fala orgazmu odbija się od Jej wnętrza. Jest już bardzo blisko,czuje nadchodzący
....Błysk, ból, światło, ból rozkoszy, czy fizyczny. Upada, chce podnieść się, nie może. Próbuje, ktoś się nad nim pochyla. Z ruchu warg czyta...
-Panie Kapitanie , nie damy rady. Panie Kapitanie...
Nie ważne, ważne że Ona jest już blisko. Taka ciepła, dysząca jak wtedy w ogrodzie w altanie...
-Panie Kap...
KONIEC.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
NOCNE ROZMOWY Z MOTYLEM 9też dla Niej kiedy było ze mną kiepsko)
Motyl usiadł koło klawiatury.
-Co robisz ? -zapytał.
-Próbuje coś napisać- odparłem
-Opowiadanie ???
-Tak ,opowiadanie,nie mam tylko pomysłu o czym, chodź chciałbym wyrazić co teraz czuje.
-To to napisz..- uśmiechnął się r11; wy ludzie wszystko komplikujecie.
-Widzisz to nie takie proste- odpowiedziałem,- mam -wrażenie że wszystko już napisałem.
-To pisz np. o wojnie- zażartował- w końcu lubisz ten temat
-No tak, ale już o wojnie pisałem- ten temat całkiem już wyczerpałem
-Ludzie, jak już mówiłam kompletnie Was nie rozumiemr12;zawiesiła głos, zatrzepotała skrzydłami
-Nie mówiłam??? zdziwiłem się- to Ty jesteś rodzaju żeńskiego- w tym momencie zastanawiałem się czy motyl może być żeńskiego lub męskiego rodzaju.
-No oczywiście że tak, nie mów mi tylko że tego nie zauważyłeś- dodała udając obrażenie- przecież jestem Jej motylem ona mnie stworzyła, motyle stworzone przez kobietę są rodzaju żeńskiego, a przez mężczyznę rodzaju męskiego, to chyba naturalne prawda?
-No nie dla mnie- na mojej twarzy pojawił się uśmiech- wiesz tak naprawdę nic nie wiem o tego rodzaju motylach, wiem że się pojawiacie, żyć czasami nie dacie i znikacie, pozostawiając ból.
-Cali ludzie, tworzycie coś, o czym nie macie zielonego pojęcia, ignoranci. Powołujecie nas do życia swoim zachowaniem i tęsknotą, ale nic tak naprawdę o nas nie wiecie, jak umieramy, czujecie tylko lekki ból i czasami za nami tęsknicie, ale tak na co dzień do niczego wam nie jesteśmy potrzebni.
-Nie no r11; przekomarzałem się r11; przecież nie ma nic przyjemniejszego niż czuć was w brzuchu, to jak walicie skrzydłami, to jest przyjemne, aczkolwiek czasami irytujące i przeszkadza w codzienności
-Właśnie , o tym mówię ,- popatrzyła na mnie swoimi diamentowymi oczkami- czasami jesteśmy irytujące dla was, ale przecież to nie my powołaliśmy się na ten świat, tylko Wy nas tworzycie
-No masz rację r11; miała
-Widzisz my motyle rodzaju żeńskiego, jesteśmy bardzo wrażliwe, łatwo nas skrzywdzić, męskie motyle są bardziej szorstkie, chodź przez ta swoją szorstkość ,szybciej obumierają, a my no cóż nie możemy żyć i się mnożyć bez męskich motyli, żyjemy jeszcze jakiś czas nadzieją a potem zasypiamy, żeby dać naszej stwórczyni szanse, by znów kiedyś nas obudzić,
-To wy się mnożycie??- coraz bardziej te wiadomości mnie zaskakiwały
-Oczywiście, za każdym razem gdy się spotkacie, wymieniamy się między wami, wtedy w tobie jest część męskich Twoich motyli a część żeńskich motyli stworzonych przez Nią, to właśnie nazywa się dawanie siebie- odpowiedziała
W tej chwili moje oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia, rozumiałem coraz więcej, aczkolwiek coraz więcej się temu dziwiłem.
-Tak tak to właśnie wygląda i nie rób takiej głupiej miny, wasza bliskość powoduje że się w was mieszamy, a wasza tęsknota powoduje że mamy czym się karmić, wasza miłość daje nam pokarm, tak jak wam słońce, przecież nie na darmo mówi się do osoby którą się kocha Słoneczko
-Nie no teraz to chyba przesadzasz...- nie bardzo mogłem uwierzyć w to co mówi
-Nie nie przesadzam- powiedziała podniesionym głosem- jeśli miłości, tęsknoty, namiętności jest dużo, rozmnażamy się, wesoło trzepoczemy skrzydłami, niestety Wy ludzie jesteście egoistami, w ogóle Was nie obchodzi co się z nami dzieje, niszczycie powoli namiętność, miłość, tęsknotę, a wtedy my przymieramy głodem, nie trzepoczemy skrzydłami, stajemy się kanibalami i z głodu pożeramy się nawzajem, aż zostaje jeden motyl, który w was zasypia, ponieważ mimo tego że nas tak źle traktujecie, dajemy wam szanse że kiedyś znów nas poczujecie w swym brzuchu, mamy zawsze płonną nadzieję że wtedy będzie to na długo, czasami nawet na całe wasze życie.
-Aha .. czyli powoli rozumiem, czyli jesteście od nas bardzo uzależnieni?
-W pewnym sensie tak, im więcej składników które cui podałam, tym więcej nas w was, tym dłużej żyjemy, ale i my też do końca bezbronne nie jesteśmy, dzięki trzepotaniu skrzydeł które czujecie, dążycie do tego by tęsknota, namiętność, pasja, miłość rozwijała się w was jak najdłużej, i to pewnego rodzaju symbioza
-Tzn. że miłość to tylko wasz wpływ? Tak ? Sterujecie nami?
-Nie do końca tak jest, powodujemy że za sobą tęsknicie, że o sobie myślicie, że jest w was miłość, bo to nasz mechanizm obronny, nie dajemy wam po prostu normalnie żyć..-uśmiechnęła się- zamykacie oczy i myślicie o drugiej osobie, a wtedy znów nas jest więcej...
-Jej,to cwane z was bestie- też wpadłem w żartobliwy ton, chodź troszkę mnie to przerażało, jak to małe bestie w moim brzuchu, których łaskotanie tak często czuje kierują moim życiem? Jak to możliwe, zawsze przecież sam nim kierowałem a teraz okazuje się że to nieprawda, że jakieś stwory które sam powołałem do życia, przejmują nade mną kontrole, ale w duchu musiałem przyznać Jej rację, patrząc na swoje postępowanie.
-Tak cwane, ale zapominasz, to co najważniejsze, -gdybyście nas tak nie pragnęli, nie dążyli do tego byśmy powstali, nigdy by nas nie było, wy jesteście naszymi stwórcami i mordercami zarazem. My tylko na krótko przejmujemy nad wami kontrole, na tyle krótko, ile silna w was jest chęć naszego posiadania. A wy ludzie jesteście mistrzami w komplikowaniu sobie życia, powołujecie nas czasami w najmniej spodziewanym momencie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, fakt, potem to my przejmujemy kontrolę, ale to mechanizm obronny, normalny w takich wypadkach, chodź nie zawsze do końca działa..
-Wiesz coraz bardziej zaskakujesz mnie tym o czym mówisz-
wiem da się to zauważyć po Twojej minie, wiesz lubię Cię ale czasami wydajesz mi się rprawdziwym człowiekiemr1; , wiem jaki jesteś naprawdę, ale czasami Twoje postępowanie jest dla mnie dziwne.
-Nurtują mnie dwa pytania, jak to się stało, że Ty żyjesz poza ciałem, a drugie, co się dzieje z motylami po tym gdy braknie im pożywienia, powiedziałaś że pożerają się nawzajem, ale przecież mają dusze co się z nią dzieje?
-Na pierwsze odpowiem Ci bardzo prosto, czasami uczucie jest tak silne, że się formuje w postaci motyla na wolności, takiego jak ja, wolnego, mogącego teraz z tobą rozmawiać, to dość rzadkie, ale występuje, wtedy miłość przybiera realny byt. Na drugie będzie trudniej, nasze dusze są wchłaniane przez tego który nas pożre, dlatego ten uśpiony motyl jest tak duży i jak się znów przebudzi, jest za każdym razem mocniejszy, płodniejszy,
-Jeszcze jedno, my jesteśmy śmiertelni, więc co się z Wami dzieje kiedy my umieramy? Umieracie wraz z nami?
-To skomplikowane, widzisz- poruszyła skrzydłami- czasami tak, jeśli człowiek właściciel motyla umiera bez miłości, czasami są ludzie u których motyl nie obudził się nigdy, wtedy umiera w nieświadomości, pogrążony w letargu, nigdy nie zaznał życia, więc przestaje istnieć, czasami umiera człowiek u którego motyl śpi, ale jego życie pełne było motylich uniesień, motyl wtedy jest ogromny, ten człowiek wiele razy kochał i był kochany, wtedy jego motyl staje się gwiazdą im większy motyl, tym większa gwiazda. Jest jeszcze jedna opcja, kiedy umiera jedna z osób które właśnie ma motyle w pełnej krasie, wtedy motyle z jednego ciała przenoszą się do drugiego, jeśli ta druga osoba zachowa motyle do swojej śmierci, łączą się one już na zawsze, pozostają nie pożerają się i nie rozmnażają, ale na wieki są razem.......
Więc czemu ludzie tak często umierają bez motyli?
Bo jesteście egoistami- uśmiechnęła się gorzko r11; jak Ci mówiłam, powołujecie nas do życia bez względu na konsekwencje, po to by nas na chwilkę poczuć, trzeba naprawdę silnej woli,....by wytrać z nami przez całe życie, silnej woli i odrobiny poświęcenia, a Wy ludzie cierpicie na chroniczny brak tego składnika, i dlatego w krainie motyli jest nas tak mało, a tak dużo jest gwiazd...
-Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy- czułem w Jej głosie wyrzuty.
-Jak większość ludzi- powiedziała troszkę złośliwie- wiesz, jak już mówiłam lubię cie, ale czasami jesteś taki ludzki...
-No dobrze, to powiedz mi, czemu jeśli nami sterujecie pozwalacie byśmy niszczyli wasze pożywienie.
-Czemu, ponieważ żaden motyl, nawet największy nie wygra z waszymi potworami które tworzycie, niepewnością, strachem, brakiem zdecydowania, te potwory, powodują że nie mamy siły walczyć, im ich jest więcej tym pożywienia mniej, mniej namiętności i tym mniej my motyle mamy siły by walczyć, a najgorszym Waszym potworem jest chęć zawłaszczenia sobie drugiej osoby. Wiesz czemu on jest najgorszy?
-Nie mam zielonego pojęcia, ale pewnie zaraz mi powiesz,- naprawdę nie wiedziałem, chodź troszkę podejrzewałem czemu.
-Bo on niszczy motyle u tej drugiej istoty, pozwoli ale skutecznie, powoduje że u Niej motyle obumierają, zarażają wtedy motyle osoby która stworzyła potwora, i nawet jeśli będziemy się nie wiem jak bronić, to umieramy, ten potwór może nawet zabić ostatniego motyla, on pożre go do końca, a wtedy ta druga osoba nigdy już nas nie poczuje, zagości w niej mutacja potwora zwana strachem i to on będzie rządził jej życiem, od razu kiedy poczuje motyle u kogoś innego ucieknie, będzie się bać bólu , ponieważ ostatni motyl umiera bardzo boleśnie dla osoby która go stworzyła, praktycznie nie ma szans na szczęście.
-Nigdy ? Już do końca swojego życia?
-Raczej tak, nie wiesz jak wielki to ból, chodź czasami istnieją przypadki wchłonięcia motyla, ale są one rzadkie, i wiesz to musi być niesamowita pasja, namiętność, miłość by te motyle się przyjęły, nie są one stworzone przez stwórcę, są podarowane, i trzeba naprawdę o nie dbać, zresztą jest to podobnie jak z przeszczepem organu, czasami się przyjmie, czasami nie, nie każdy może być dawcą jak i nie każdy może być biorca motyli.
-Strasznie mi namieszałaś- starałem się rozładować troszkę napięcie, bo widziałem smutek w oczach mojego motyla.- do tej pory myślałem że po prostu jesteście jakiś czas a potem znikacie, wiesz teraz chyba na to spojrzę inaczej.
-Wątpię , wy ludzie niczego się nie uczycie, chodź by wam to wyrył na skórze- to było już z Jej strony uszczypliwe- czasami sądzicie że rozumiecie, że chcecie, że będziecie walczyć, a po jakimś czasie brakuje już wam sił , dopada Was codzienność....chodź, są wyjątki i dlatego za każdym razem gdy my powstajemy mamy nadzieję na życie w krainie motyli, że to już będzie koniec wojny, wojny w sumie z Wami i waszymi potworami, i wiesz za każdym razem mamy taką nadzieję.
-Wiesz sporo mnie dziś nauczyłaś, chyba będę uważał bardziej na swoje motyle, tylko czy na pewno da się was kontrolować
-a słuchasz co do Ciebie mówię? Po co masz nas kontrolować? Po prostu nie twórz potworów. Będziesz wtedy szczęśliwy, a i my wraz z Tobą.
-Łatwo powiedzieć, przecież jestem tylko człowiekiem- uśmiechnąłem się -wiesz chyba nic już dziś nie napisze, idę spać a i Ty wracaj do swojego pudełka..
-Ok ale mam nadzieję że coś zrozumiesz z tego co ci powiedziałam
Miała rację zrozumiałem, chodź nie do końca byłem pewny, czy o to Jej chodziło.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Tak Cię obserwuję od pewnego czasu i... czy możesz rozwiać moje pewne wątpliwości? Hmmmmmmmm... Mało kto postępuje w sposób taki jak ty... Zdradzałeś żonę... Wielokrotnie... Kochając ją jednocześnie ponad życie??? Poddałeś się terapii... Dla zabicia sumienia czy dla żony??? Krążę jak ćma we mgle. Wiesz. Wybacz. Ale poezja do mnie nie trafia. (czasami ale rzadko i musi być wyjątkowa). Zaczynam rozumieć Twoją żoną. Zrozumiałeś dopiero wtedy gdy zostałeś odtrącony z powodu wykrytej zdrady. I dopiero wtedy zabolało. Nie będę ukrywał, że jak byłbyś szefem mojej żony to dostałbyś kulkę. Może zacznij wszystko od nowa? Gdzie indziej i z kimś innym. No wybacz > ale jeśli zakopie się skarb 2m pod ziemią to po wykopaniu wszystko będzie ubabrane ziemią. Ty wiesz ile czasu trzeba by to wszystko oczyścić? Jeśli rzeczywiście to wszystko o czym piszesz ma rację bytu to na ewentualny powrót będziesz czekał całkiem sporo lat... Jedyne światełko w tunelu to rozpoczęcie pisania bloga i podanie linku żonie. Jak się pisze i jak się czyta to... nagle się może okazać, że nigdy nie byłeś seksoholikiem tylko zwykłym.........
Niech ona wyczyta Twoje uczucia na ekranie i zagłębi się w ich traść. Bo wiesz... sms-y się kasuje a rozmowy przerywa tłumacząc utratą zasięgu. Ale blog! Znając link to się wraca. Choćby z ciekawości. Utwórz internetowy pamiętnik. Zbierzesz cięgi ale i pochwały. A kto wie? może nawet żona podgrzeje atmosferę? Jeśli podasz link. Zaczniecie rozmawiać. Po raz pierwszy od...??? I proszę Cię. Nie pisz więcej "jak w temacie". Do Fredry Ci daleko
Wiem że mi daleko.
Masz chyba racje z tym seksoholizmem..od dwóch miesięcy jestem czysty...chodz fakt....spotkania SA mi pomogły..no i wyrzuty sumienia.
Chyba byłem bardzo nieszczęśliwy...może też s...synem.
Co do bloga..no tak chodzi mi to po głowie.
Co do terapii..chodze na nią tylko z jednego powodu. Żeby sobie poradzić z tym wszystkim. Nie żeby ktokolwiek do mnie wracał. Zaczyna docierać że to nie jest za bardzo możliwe w tak krótkim czasie. A może wogóle nie możliwe. Terapeuta pozwala mi ..jakoś się z tym uporać. Czy tego potrzebuje? OJ bardzo. Wiesz..odtrącuony chyba zosytałem już dawno..i wynikiem tego była zdrada..ale też odtrącony przez swoją krótkowzroczność, egoizm..i zapatrzenie w swoje potrzeby. Wiesz..kurcze jak by mi było lżej..jak bym sobie mógł to wytłumaczyć..czemu zdradzałem skoro kochałem? A że kochałem i dalej kocham..no cóż jestem tego pewien w 100%. Dzięki za rade w sprawie bloga..może nawet dziś go zaczne...chodz...tutaj trafiła na chwilke..i przeczytała co pisze..ALE OD TAMTEGO CZASU..NIE ZAGLĄDA..(POZNAŁEM JA PO NICKU..POD KTÓRYM SIĘ POZNALIŚMY..)
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
>>>Wiesz..odtrącuony chyba zosytałem już dawno<<< I nigdy nie domyśliłeś się, że to dlatego, że szukasz gdzieś indziej? Zazwyczaj wszystko się zmienia jak coś jest nie tak. Zrobiłeś to bez powodu. Grama szacunku nie miałeś by zapytać co jest nie tak a wyłacznie pozwoliłeś się sytuacjom rozwijać. Przyznasz, że to było głupie. Czemu się użalasz zamiast wziąć się w garść i przygotować na pełne kilka miesięcy walki?
milord napisał/a:
>>>Wiesz..odtrącuony chyba zosytałem już dawno<<< I nigdy nie domyśliłeś się, że to dlatego, że szukasz gdzieś indziej? Zazwyczaj wszystko się zmienia jak coś jest nie tak. Zrobiłeś to bez powodu. Grama szacunku nie miałeś by zapytać co jest nie tak a wyłacznie pozwoliłeś się sytuacjom rozwijać. Przyznasz, że to było głupie. Czemu się użalasz zamiast wziąć się w garść i przygotować na pełne kilka miesięcy walki?
Milord, a co nazwał byś "wzięciem się w garść" w przypadku Krzyśka? Ma zamienić się w nieczułego robota, posłusznego niewolnika kładącego się pod batog kobiety którą skrzywdził? Czy to jest według Ciebie metoda-stać się twardym jak skała, wyrzec się wszystkiego (w tym też samego siebie) w imię "odzyskiwania utraconej miłości"? Bo tak odbieram Twoją wypowiedź.
Tyle, że nie można być naraz partnerem i niewolnikiem.
Piszesz, że Krzysiek się użala-jest wiele rodzajów pracy nad sobą, którą musi wykonać. Wyrzucasz mu brak komunikacji w związku, ale jeździsz po nim, jak takiej komunikacji próbuje się nauczyć.
Żeby było jasne, Krzysiek zrobił źle i za to go potępiam, tak jak niemal wszyscy z nas. Bo na to po prostu zasłużył. I (nie "ale" od pewnego czasu wykonuje dużą pracę, by swoje błędy odkupić, mimo, że to co dotąd wykonał na razie kropla w morzu potrzeb-tak jak u każdego z nas potrzebny jest jeszcze czas. I za pracę, którą obecnie wykonuje ja go szanuję, co nie znaczy, że zmazuję jego poprzednie, karygodne działania.
Bo kopać należy za przewinienia, a głaskać za dobre uczynki. Nie na odwrót. A jeżeli Cię, Milordzie tak mierzi zachowanie Krzyśka, to przecież głaskać go wcale nie musisz, ale tak z przyzwyczajenia walić z buta?
milord napisał/a:
>>>Wiesz..odtrącuony chyba zosytałem już dawno<<< I nigdy nie domyśliłeś się, że to dlatego, że szukasz gdzieś indziej? Zazwyczaj wszystko się zmienia jak coś jest nie tak. Zrobiłeś to bez powodu. Grama szacunku nie miałeś by zapytać co jest nie tak a wyłacznie pozwoliłeś się sytuacjom rozwijać. Przyznasz, że to było głupie. Czemu się użalasz zamiast wziąć się w garść i przygotować na pełne kilka miesięcy walki?
Użalam się bo jestem człowiekiem..i niestety ..tzw samobiczowanie..oraz moja przypadłość że wszystko biorę na siebie każda wine.
Może odtrącony byłem zanim zaczołem szukać? może ... ale nie chce na nikogo zwalać winy bo to nie o to chodzi. Ale dochodze do tego...największy grzech..to był grzech przemilczenia tego że jest mi źle..i grzech ucieczki. Było to bardzo głupi, ba nawet powiem że szczeniackie...nie zrobiłem nic..by nie urazić..by nie stwarzac problemów...nie robiłęm nic..i to było głupie..poprostu uciekłem sobie..w świat lepszy wygodny..
Czemu nie wezme się w garść? Właśnie się staram...chodz....naprawde nie jestem robotem..i ciężko wyzbyć mi się nadzieji...że ta walka będzie ...wygrana....chodz wim że czeka mnie teraz walka do końca życia...bo poznałem smak wygodnego dla mnie wyjścia...oj jakże łatewgo..i dużo pracy mnie czek by już nigdy nie wybrać takiego wyjścia.
Sufkin..dzięki za wsparcie..
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
MIlord i snufkin, obaj macie racje
Krzysztofie, juz sie naplakales,nie mozesz spedzic zycia zalac sie pod niebiosa na swoje zmarnowane szanse , zle wybory i krzywdy jakie wyzadziles.Teraz jest czas na ogarniecie sie prace nad swoim charakterem i uzaleznieniem....dwa miesiace 'czysty', nie chce umniejszac twoich wysilkow w dozeniu do lepszego jutra, ale wiesz co mowia- nie chwal dnia przed zachodem slonca, bitwa wciaz trwa,zapewne jestes silniejszy z kazdym dniem, pozwol przeszlosci odejsc, to jedyny warunek by zaczac cos nowego...
Zone musisz zaczac rozpatrywac w kategoriach odrebnosci, zostaw nadzieje w spokoju, jak bedziesz sie nia zywil , nia tylko i wylacznie to poddasz sie przy pierwszej chwili zwatpienia....
masz rację, chodz tródno się pogodzić....jakoś trzeba żyć. Codziennie silniejszy...jutro nowy dzień. Dziś wygrałem kolejną bitwe ze sobą. Ale...niech pozostanie moja tajemnicą. Otwożył bym wino..ale ..też nie pije..
Co do jednego masz racje..dwa miesiące to nic..ale jestem z nich po części dumny..
To jednak dwa miesiące walki z demonami..
Całe życie przedemną.
Przeszłosć..no cóż nie bardzo mam za czym w Niej oprócz Ich tęsknić..więc pozwole jej odejść z czasem...bo potrzebuje czasu.
A nadzieja..oj tu masz racje...dziś miałem nadzieję na rozmowę...miała w aucie walizki...serce mi podskoczyło....i teraz boli jak cholera..chodz w uszach brzmi....jej szyderczy śmiech..gdy chciałem coś powiedzieć.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
jeszcze nie raz zbierzesz po glowie za to wszystko i nie raz obdaza cie szyderczym smiechem....i bedzie bolalo...ale z kazdym dniem oddalasz sie od tego 'czym'byles a zblizasz do siebie...
No proszę! Nie sądziłem, że aż tak mi się może udać Widzisz Krzysiek... Próbowałem przedstawić Ci anonimowo (pod miom nickiem) jak tą całą sytuację prawdopodobnie postrzega Twoja żona.
Choć w tej chwili zmieniasz się coraz bardziej na dobre to jeszcze dluuuuuuuugaaaa droga do celu.
Obaj ze Snufkinem wycięliście dokładnie ten konkretny akapit. Ale heca
Udało Ci się..
Dzięki za to, każde spostrzeżenie które pozwoli mi bardziej ją zrozumieć jest cenne.
Oj długa...i jeśli za cel obierzemy moje pragnienie..no cóż moge nigdy tam nie dotrzeć.
Jeśli tylko poprawę...to ...cel jest w moim zasięgu.
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.
Taksówka wlekła się jakby specjalnie, zresztą wieczorne korki też jakby sprzysięgły się przeciwko mnie.
Zazwyczaj są o tej porze dość spore, ale dziś to już jakby przesada. Chyba zawsze tak jest, każdy z nas chyba zna ten stan, kiedy bardzo się spieszymy, a ruch uliczny właśnie w tym momencie całkiem zamiera. Wtedy jesteśmy na granicy wybuchu.
Nie da się jakoś ominąć tych korków? - zapytałem taksówkarza
Da się, tyle tylko, że musiał by Pan iść piechotą odburknął nie bardzo grzecznie.
No tak, dla niego te korki to dodatkowy zarobek, w końcu zegar bije, czy stoimy, czy jedziemy.
Aha odparłem dziękuje posiedzę jeszcze u Pana dodałem i w pełni to wierzyłem.
Był lipiec, z 30 stopni na zewnątrz, rozgrzane miasto, a taksówka miała klimatyzację, może lepiej się spóźnić, niż dotrzeć na czas cały spocony, pachnący miastem.
Jak Pan przewiduje, zdążymy?- zapytałem z nadzieją, na potwierdzenie, że tak..
Raczej wątpię szczerze odpowiedział następna ulica zakorkowana, jakiś wypadek, więc jeszcze z 30 minut tu postoimy,
Mógłby sobie ta szczerość wsadzić, wolał bym, żeby skłamał i podniósł mnie na duchu, chodź sam zdawałem sobie sprawę że się spóźnię , dziwne jest to jak czasami lubimy być oszukiwani, jak to co powiedzą nam w pewnych sytuacjach inni podnosi na duchu, zwrot np.. nie martw się będzie ok , albo wszystko się jakoś ułoży gdy mamy problemy, większość ludzi nie wierzy wtedy że naprawdę będzie dobrze i że się ułoży, ale wypada to powiedzieć, i właśnie dziś, teraz, chciałbym taki zwrot banalny usłyszeć, może bym się uspokoił, może było by wszystko inaczej.
Może, ale kto to wie, czasami właśnie jedno zdanie wpływa na nasze życie w sposób dziwny i nie przewidywalny, jedno tak lub nie potrafi zmienić życie w piekło, lub raj.
Proszę bardzo, reszty nie trzeba, powiedziałem podając mu banknot, jednak spróbuje pieszo.
Otwarcie drzwi i wyjście na ulice, pozbawiło mnie na chwilkę tchu. Pożałowałem że opuściłem chłodna wnętrze taksówki, fala gorąca zalała mnie całego, wdarła się do każdego zakamarku mojego ciała, wpadając do ust i pustosząc płuca.
Było naprawdę bardzo gorąco.
Marynarka i krawat zrobiły się jakieś cięższe, więc zdjąłem ją a krawat lekko popuściłem, no cóż do spotkania miałem 40 minut, powinienem zdążyć, nabrałem gorącego powietrza, i ruszyłem.
W czasie marszu miałem czas pomyśleć, to spotkanie mogło zmienić moje życie, przygotowanie się do niego zajęło mi rok, byłem pewny że mnie kupią, że mam kontrakt w kieszeni, ale zawsze jest jakiś margines ryzyka, jakaś nutka niepewności, właśni między innymi taka stojąca w korku taksówka, która może zniweczyć wszystko, bo spóźniając się na ważne spotkanie możemy nie zrobić dobrego pierwszego wrażenia, a to w mojej branży bardzo ważne, dobre wrażenie i profesjonalizm.
Nie mówiłem czym się zajmuję ? Pewnie nie, ale to nie istotne, ważne jak to robię, a robię to perfekcyjnie.
Droga mijała mi dość spokojnie, pomimo ludzi tłumu.
Nie lubię tłoku, ale myślami już byłem na spotkaniu, gdzie przedstawię im swoją ofertę, gdzie, po prostu kupią to co chce im sprzedać, mam dar i z niego korzystam, to co mam zawdzięczam tylko sobie i ciężkiej pracy.
A dziś za 30 minut ciężka praca nareszcie przyniesie mi profity na jakie zasłużyłem. Nareszcie odczuje, że warto było, że studia, praca, wszystko miało sens, od jutra będę nareszcie kimś, jeszcze tylko nie spóźnić się na to cholerne spotkanie, uśmiechać się i robić swoje.
Mówiłem już, że był wieczór? Był. Do tej pory nie wiem co podkusiło mnie żeby skrócić drogę, niewiele nadrabiałem czasowo, ale tam było luźniej, właśnie wybór który zmienia nasze życie. Skręcamy w lewo, wszystko jest ok, ale czasami skręcimy w prawo i wszystko wali nam się na łeb.
Jak właśnie tego wieczoru, gdybym poszedł prosto, wśród tłumu, ale skręciłem, idąc szybko kątem oka zauważyłem cień i nie wiem czy to było wszystko jednak coś się na ten mój biedny łeb zwaliło.
Zawirowało i zrobiło się bardzo, bardzo ciemno. Teraz jak na to patrzę, wydaje mi się, że nawet nie bolało, i nawet przez chwile pojaśniało, potem już tylko ciemność.
Zabolało za chwilę, chodź nie wiem za jak długa chwilę. Bo nie byłem świadomy czasu który spędziłem bez czucia.
Otwarcie oczu bolało, bardzo, i głowa, jakby były dwie , rozdzielone i jedna na siłę chciała złączyć się z tą drugą, i krzyczały, niemiłosiernie krzyczały.
Starałem się wstać, ciężko było.
Dość długo to trwało zanim do mnie dotarło gdzie jestem, chodź wydaje mi się, że nie docierało, przed chwilką byłem człowiekiem, który miał złapać swoją szanse, a teraz byłem nie bardzo wiem kim.
Wiedziałem tylko, że moja szansa odeszła wraz ze złym wyborem, teraz wiem, że każdy nasz wybór ciągnie za sobą jego konsekwencję , gdybym został w taksówce, nie był w gorącej wodzie kąpany, może inaczej potoczyło by się moje życie, ale niestety, wtedy w tej ciemnej alejce, moje marzenia upadły na bruk, no cóż wybory i ich konsekwencję.
Czasami wybór, który wydaje się nam mało znaczący, zaważa na całym naszym życiu, przecież mogłem zostać w taksówce, dotrzeć na spotkanie, może troszeczkę spóźniony, ale jednak, a tak, wszystko prysnęło.
Wybór.
wyrzuciłem tylko krzaczki
Edytowane przez dnia 22.02.2012 10:49:40
Troszke "pokiereszownay" przez życie, ale na własne życzenie.