Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Przykre? Na pewno. Ale chyba tak ma być. Chyba mam w końcu zobaczyć, jak bardzo jest niedojrzałą kobietą, jak rozchwiana emocjonalnie i że nie warto tracić życia na ratowanie czegoś, co z dnia na dzień dochodzi do mojej świadomości, że nie istnieje.
Plemplem81, pojawiłeś się tu 10 lipca. Dziś mamy 16.
Prawdę mówiąc jestem zdziwiony, jak szybko złapałeś rzeczywistość.
Popatrz na tych, którzy poświęcili ci swój czas, na ilość postów, warto było. Zobacz jak trafnie i dojrzale odpowiedziałeś Evidence.
Słuchaj, masz świadomość, że po ścianach będzie tobą targało jeszcze długo. Mówisz, że dojrzewasz do decyzji, jest coraz bliżej.
Moim zdaniem powinieneś jeszcze poczekać, to nie ta faza, mimo że dojrzałeś szybciutko, ale to jeszcze nie to. Jeszcze za duże emocje. Dane możesz zbierać dając szansę. Dawanie szansy, to nie to samo co podjęcie decyzji. Tyle możesz zrobić. Sprawę zostawiasz otwartą.
Im więcej danych tym pewniejsza decyzja, a i zmienić się może. Tak więc spokojnie. Daj jej czas.
Już wiesz, że teraz widać więcej. Wcześniej byś tego nie widział i nie widziałeś. Nie chcesz tego, ale widać i nic na to nie poradzisz. Bądź obserwatorem, to ci mogę poradzić i nie rób gwałtownych ruchów, zwłaszcza w emocjach. Obserwuj to UFO. Oni są z innej planety, więc bierz poprawkę, że możesz się nie dogadać.
Czy zostaniesz czy się rozstaniesz z nią, to dobrze przecież wiedzieć z kim ? Wcześniejsze informacje nie mają znaczenia, bo były przez twój mózg filtrowane.
Ani nie chcę ci dawać nadziei, nie chce też się powtarzać, ale technicznie to, że cię oszukuje w tym przypadku to pozostałość emocji do tego gościa. Ona poprostu świadomością wie gdzie powinna być i pewnie nawet chce, wydaje jej się, że wystarczy podjąć decyzje, a emocje jej nie podlegające i tak robią swoje.
Też musi czuć się dziwnie. myślę, że to to. Dobrze powiedziałeś sama nie wie czego wewnętrznie chce, bo jest rozbita.
Druga opcja to dla zmyłki. Nie sądzę, ale obserwuj, bo nie wiadomo.
Nie rób jej jazdy, raczej w drugą stronę. Spróbój ją przechwycić.
Teraz będzie fajnie. Jak się dziadkowi zacznie gotować, bo raczej zacznie ratować tyłek. Nawet jak twoja żonka się do niego odezwie, to powinna się odbić.
Zakładając, że dziadek mówił prawdę i w małżeństwie miał już jakąś oziębłość, to ciekawe na czyją korzyść córcia przeprowadzi rozwodzik? Mamusi czy tatusia ? i tak będzie jazda.
Poza tym nie wiesz czemu szuka kontaktu. Może nie po to aby się spotkać, tylko dowiedzieć się co u niego, jak sobie radzi ? Śmieszne, ale niestety możliwe.
Jak chcesz kończyć to załóż granicę, jeszcze jedno kłamstwo i rozwód. Ale to będzie ruletka. Z drugiej strony, jakie znaczenie ma jedno kłamstewko więcej czy mniej.
Teraz cię zabolało, że robi z ciebie idiotę ? A wcześniej to nie robiła ?
Chyba raczej ustal, czy ma to we krwi, czy jej przejdzie jak się ustabilizuje, jeśli zdołasz. Ale wtedy masz zdiagnozowaną niestabilność emocjonalną, też kicha, ale mniejsza.
Teraz masz czas. Zrobiłeś dużo. Popracuj nad metodami kontroli emocji. Wypróbuj, co ci prynosi ulgę.
Post doklejony:
Evidence,
Cytat
Trafne posty Yorika przeszywają jak igła.
No właśnie ciebie nie muszą przeszywać. Już wiesz, że zjadasz ten twardszy kawałek chleba, dlatego musisz skubać małymi kąskami, bo się zakrztusisz.
Cytat
Do tej pory wspierałam się na moim mężu, on dawał mi poczucie bezpieczeństwa, bo sama sobie go nie umiałam dać. Teraz musi być inaczej. ale jak?
Nie napisałas zbyt wiele, ale tak jak Plemplema, też zwróciło to moją uwagę. Dziwi mnie strasznie, bo to ty jesteś słabsza i to ty raczej powinnaś zdradzić Więc jak to jest ? Czy czasami nie jesteś silniejsza od niego, tylko o tym nie wiesz, bo wygodnie było ci na nim wisieć ?
Tak, teraz musi być inaczej i małymi kroczkami, powolutku zacznij się w końcu usamodzielniać dziewczynko. Stań się pewną siebie kobietką. Zastanów się co to może sprawić ? Zacznij żyć coraz bardziej dla siebie. Zadaj sobie pytanie, czy ty w tym małżeństwie istniałaś ? i na ile ? jakie masz potrzeby i jak je można zaspokoić ?
Zadaj sobie pytania Standardzik: Jakie masz cele w swoim życiu? Co sprawia ci przyjemność ? Co sprawia, że czujesz się wartościowsza ? Jak byś chciała żyć ? Co ci nie pasuje ? Czym dla ciebie jest miłość, ta dojrzała ?
Zanalizuj to pod siebie, zastanów się porządnie, tak na serio, co można zrobić, abyś cieszyła się życiem ?
Cytat
Wciąż leże i nie moge się podnieść. Rozpamiętuje to co się zdarzyło, nawet na sekunde nie potrzafie skierować swoich myśli na inne tory, a co dopiero zacząć budować coś konstruktywnego.
No sama widzisz. wszystko po kolei. Musisz zamknąć sprawę zdrady. wypełnić lukę, tą niewiedzę. Oswoić się z nową wizją świata. Musisz zrobić to koniecznie z mężem. Musi ci odpowiedzieć na wszystkie pytania szczerze. Ty za to uważaj o co pytasz. Musi wiedzieć, że możesz kilka razy pytać o to samo i być cierpliwy. Musisz to wszystko wyjaśnić, przeżyć ten okres niedowierzania i żałoby po stracie idealnego obrazu bliskiej osoby. W między czasie jak będą lepsze momenty, bierzcie się za naprawę, czyli analiza związku przed i zmiany.
Poczytaj inne wątki i historie, coś dla siebie znajdziesz.
Nie łam się, to przejdzie, będzie wracać, ale coraz żadziej.
Tylko musisz to przerobić, to normalne.
Analizować związek ?cHyba tylko jak sie go naprawia,bo taka analiza wymaga dwojga.Jak się zostaje samamu,nie warto zadawać sobie pytan i robić analizy.na większośc pytan ,najzwyczajniej nie ma nam kto odpowiedzieć.Mozna się wpędzić tylko w poczucie winy.
Miłośc to coś,co kompletnie rozbija Człwoieika,a potem na nowo skłąda z kawałków,jak połamaną zabawke,z peknięciami i poszrpanymi brzegami.Zakochanie to jeszcze nie wszytko.Chyba w zyciu chodzi o to,żeby odnależc się,tam gdzie trzeba,potem tam zostać,gdzie składa się zobowiązania i dbać,żeby uczucie nie osłabło.
Plemplem Twoja zona jest bardzo niedojrzała... powiedziała ,ze chce ratowac malzenstwo,a gdzie niby jest te ratowanie? dalsze klamstwa i szukanie w internecie info o kochanku to ratowanie?
Eh...ja bym juz dawno wywalila ja z domu.
Wiem,ze chcesz to ratowac ,bo kochasz i ze względu na dziecko,ale sam tego nie uratujesz,a zona ewidentnie ma ratowanie małżeństwa w nosie.
Wspolczuje ,ze spotkało Cie takie piekło i zycze Ci aby szybko sie skonczylo.
pozdrawiam
Yorik - czasem mam wrażenie, że jesteś jasnowidzem .
Cytat
Moim zdaniem powinieneś jeszcze poczekać, to nie ta faza, mimo że dojrzałeś szybciutko, ale to jeszcze nie to. Jeszcze za duże emocje. Dane możesz zbierać dając szansę. Dawanie szansy, to nie to samo co podjęcie decyzji. Tyle możesz zrobić. Sprawę zostawiasz otwartą. Im więcej danych tym pewniejsza decyzja, a i zmienić się może. Tak więc spokojnie. Daj jej czas.
I wiesz co - wczoraj wieczorem żona przychodzi z dwoma kieliszkami wina, siada i zaczyna autentycznie przepraszać i żałować. Płacze. Makijaż starannie przygotowany na pierwszy dzień pracy, jaki wczoraj miała zaczyna się rozmazywać. Nie zwraca na to uwagi. I mówi, że widzi, że to wszystko, co teraz próbujemy ratować, ona rozpierdziela swoim postępowaniem, czuje w sobie jaka jest niedojrzała, że mało kto wytrzymałby tyle, co ja. Ja już nawet nie wiem co mam jej mówić, bo ileż mam jej przytakiwać ? Z drugiej strony dochodzi do mnie, że nawet jak to mówi, to już nie kocham tak, jak kochałem. Już teraz czuję, że jest inaczej. Taki dysonans uczuciowy. Pewnie długo to jeszcze będzie we mnie.
Cytat
Obserwuj to UFO. Oni są z innej planety, więc bierz poprawkę, że możesz się nie dogadać.
Setnie się przy tym uśmiałem . Ale racja. Czujność to podstawa teraz. Ciekawe jednak jak długo można mieć w sobie taką wzmożoną uwagę, czujność i bacznie obserwować kroki. Mam obawy, że zamienię się w prześladowcę.
Cytat
tylko dowiedzieć się co u niego, jak sobie radzi ? Śmieszne, ale niestety możliwe.
Też tak to interpretuję. Tym bardziej, że to wiekowo dziadek, a moja kobieta wie, że poszły listy do córki i żony. Więc jazda u dziadka się zaczyna dopiero. Nikt nie wie, jak to się tam skończy. O ile w ogóle zacznie. Może jego żona oleje temat, skoro tam od dawna nie ma żadnego uczucia? A może jednak będzie ostro, bo ten brak uczucia to był wyimaginowany obraz kochasia przedstawiony na cel zdobycia 31-latki, by poczuła, że bierze się za niby wolnego, nieobarczonego uczuciem do żony człowieka. Zdecydowanie chciałbym ten drugi scenariusz.
Cytat
Teraz cię zabolało, że robi z ciebie idiotę ? A wcześniej to nie robiła ?
Chyba raczej ustal, czy ma to we krwi, czy jej przejdzie jak się ustabilizuje, jeśli zdołasz. Ale wtedy masz zdiagnozowaną niestabilność emocjonalną, też kicha, ale mniejsza.
Świetne spostrzeżenie. Myślę nad tym od samego początku. Wielkim problemem jest to, że moja żona kłamstwa była nauczona z domu, od małego. Żeby przetrwać musiała kłamać. Tak też zresztą robiła jej matka w stosunku do swojego męża. Ciężka batalia mnie czeka, ale moją żonę przede wszystkim.
Nicola22 - dzięki za słowa. Wiesz - piekło niezaprzeczalne. Wiele mnie to jednak nauczyło, jakkolwiek na to nie patrzeć. Przede wszystkim oduczyłem się naiwności w sferze uczuciowej. Będę już zawsze w tej materii ostrożniejszym człowiekiem i tak jak pisała Bacello, Yorik i wiele innych wartościowych osób - będę obserwował, muszę przeczekać emocje. Zaczynają opadać, jak po wielkiej bitwie kurz (uwielbiam słowa tej piosenki Perfectu). Zobaczymy, co wtedy tam ujrzę, gdy już się wszystko przejaśni. Teraz na to za wcześnie, choć niejednokrotnie miałem/mam ochotę wszystkim trzasnąć i sprawę zamknąć.
Post doklejony:
Yorik - co do tych 6 dni, kiedy zacząłem łapać całość sprawy.
Widzisz - zacząłem zmieniać punkt widzenia, to do czego wy wszyscy tutaj mnie namawialiście - zmienić postawę z pełnej żalu i pytań - "dlaczego mnie to spotkało", "czym sobie zasłużyłem" na postawę nastawioną na działanie. W pewnym sensie przejmuję kontrolę nad wydarzeniami, nad sobą i nad tym całym gównem. Patrzę teraz na siebie, zaczynam dostrzegać i doceniać swoje potrzeby. Związek z żoną podąża do tego równolegle, ale już nie jest sensem mojego istnienia.
Ale widzisz - żeby taki stan osiągnąć trochę tematów i wypowiedzi tu poczytałem. Nie kończyło się na przeczytaniu i zapomnieniu. Wchodziłem w te rzeczy - dzięki wam, którzy odpisywaliście mi, czułem, że nie zostaję z tym sam. To była wnikliwa analiza różnych przypadków i postaw wielu osób z tego forum, zastanawianie się, często czytanie jednej wypowiedzi po 5 razy, by każde słowo dobrze zinterpretować. Zacząłem się bawić w psychologa hehe.
Nie biorę życia na lajcie, nigdy nie brałem. Nie mówię żonie - wynoś się. Żeby to powiedzieć muszę mieć pewność, czuć sam w sobie, że jak rzeczywiście tak się stanie, to po tygodniu, miesiącu, pół roku bez niej, dalej postąpiłbym tak samo i nie żałował swojej decyzji.
Edytowane przez Plemplem81 dnia 17.07.2012 13:09:21
Bacello- faktycznie, myślę o sobie że głupszej baby nie ma na całym świecie. Czuje sie bezradna i ta bezradność mnie dobija. Więcej czasu.....Ile? Minęło już 7 miesięcy a ja stoje w miejscu. Czasami sama mam ochote dać sobie w pysk i kopnąć się w d***, ale już nie musze. Dzisiaj kopnął mnie wystarczająco mocno i dobrze Yorik.
Yorik-dzięki. Tak jak napisałeś, to słabsi zdradzają. W naszym związku byłam silną osobą, prawie o wszystkim decydowałam, wszystkie sprawy popychałam do przodu, gdyby nie ja nic by się nie działo. Poświęciłam się rodzinie w 100%, nie miałam dla siebie żadnych przyjemności, ale musze powiedzieć że byłam szczęśliwa. Rodzina dla mnie to wszystko. Mój mąż pochodzi z rozbitej rodziny i powiela przykład. Tak jak napisał Plemplem, uczony od małego kłamstw, byle chronić swój tyłek. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, w tym związku ja byłam motorem. Myśle sobie że mój mąż czuł sie z tego powodu niedowartościowany, szukał kobiet na pozór spolegliwych, które były na kiwnięcie jego ręki. Obroną mojego męża przed rozstaniem swoich rodziców, była ucieczka w fantazje, świat nierealny. I taki tworzył. Rozmawiał z kobietami na gg i tam czuł sie super gościem, bez zobowiązań, chłopcem.....Kiedy przeczytałam jego korespondencje z ostatnią kochanką, śmiałam się histerycznie.... takie bzdury, które nie przyszły by mi nigdy do głowy. Potem zaczęły się rozmowy erotyczne i mój mąż już popłynął. Te emocje z czasem nie były już tak silne, więc zaczął się real. Za każdą zdradą czuł sie podle, wyrzuty sumienia, nie mógł patrzeć na te kobiete, najchętniej wypchnął by ją z samochodu. Na następny dzień przychodził do pracy i się zastanawiał:" rety jaka pokraka, co ja z nią robie" a za 3 godziny już z nią pisał. Powiedział mi że nigdy nie przestał mnie kochać, że oddzielił świat realny od tego w pracy. Jej zresztą też pisał że nigdy się nie zaangażuje, ze jego zachowanie w stosunku do niej nie wynika z tego co dzieje się między nami. Mówił jej, że w jego małżeństwie jest wszysto w należytym porządku. Mój mąż był dla mnie czuły, kochający jak zawsze, dlatego tak wiele czasu mi zajęło żeby zauważyć że coś nie gra. Obecnie wydaje się szczery. Ja natomiast zastanawiam się kiedy pojawi się następna kochanka, bo będzie sytuacja z którą sobie nie poradzi i znów odda się wirtualnemu światu swoich chorych fantazji.
Najgorsze jest to, że codziennie muszę się do czegoś zmuszać, straciłam cały zapał, wszystkie siły. Jak napisał Yorik, czas odpowiedzieć sobie na pare pytań i choć troche próbować być egoistą.
Post doklejony:
Plemplem- jak napisałeś, tak też było u mnie, moje małżeństwo, rodzina była dla mnie sensem istnienia, teraz już tak nie jest.
Ciekawe jednak jak długo można mieć w sobie taką wzmożoną uwagę, czujność i bacznie obserwować kroki. Mam obawy, że zamienię się w prześladowcę.
Stop. To tylko odruch, pamietaj. Nie przeginaj. Właśnie teraz jak przejrzałeś na oczy nie przemęczaj się. I tak zobaczysz. Teraz spokuj i opanowanie to twoja broń.
Wie, że poszły listy ? no to się o niego martwi. Stawiam na drugi scenariusz.
dobrze złapałeś.pamiętam jak byłes bezradny. Odkąd zacząłeś coś robić, panować nad sytuacją, zacząłeś panować nad sobą samym. Poczułeś, że to ty w jakimś stopniu rządzisz życiem a nie ono tobą. I o to mi bardzo u ciebie chodziło.
Minęły niemal 3 tygodnie od mojego pierwszego wpisu tutaj. Minęły 2 miesiące od momentu wykrycia zdrady.
Sporo się zmieniło. Sam w sobie zacząłem dochodzić do podstawowych pytań. Czym jest miłość, czym jest zdrada, czym jest wierność... Wiem, że miłość mojej kobiety wygrywam każdego dnia, który ona ze mną spędza. Miłość jest wyborem. To nie tylko uczucie, to nie tylko seks, przynależność. To przede wszystkim decyzja, że chce się być z tą konkretną osobą, że chce się z nią prowadzić dalej życie. To wygrałem.
Czym jest wierność? Przecież to nie jest butelka z wodą, która stoi i tak stać będzie na zawsze z poziomem wody, który się do niej wlało. Wierność to tak jak drzewo w sadzie - zasadzasz ją, rośnie, trzeba ją podlewać, zapewniać dostęp słońca, odpędzać szkodniki. To ciągły proces. Wierności nie ma się danej raz na całe życie. Już wiem, że słowa przed ołtarzem, to tylko i wyłącznie słowa. Nic więcej. Prawdziwa wierność wychodzi w rzeczywistości, jak o nią dbamy, czym ją karmimy i czy zdajemy sobie sprawę z tego, że wierność można tak samo zniszczyć jak inne uczucia. Ja tego wcześniej nie widziałem, wierzyłem, że dane słowo jest święte.
Kolejna rzecz, którą widzę, to fakt, że nie wszystko postrzegane przeze mnie jako dobre, jest w rzeczywistości tak odbierane przez moją połówkę. Jeśli daję jej moje uczucie, to wcale to nie musi zostać przyjęte tak, jak ja tego chcę. Może to być zrozumiane zupełnie inaczej. I tu kłania się zrozumienie w związku. My faceci jesteśmy prości - tak jak mówimy, tak myślimy. Kobieta w tym czasie odbiera 100 komunikatów i jednocześnie otwiera w sobie masę rzeczy z przeszłości, które się na siebie nakładają. Dopóki facet nie pojmie tego, że kobieta jest znacznie bardziej złożoną istotą pod względem psychiki, emocjonalności, aniżeli my sami, to nie będzie ze związku nic. A jak już pojmie, to wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa praca - i jej, żeby dojść do faceta i mu uzmysłowić o czym ona myśli (bo my nie potrafimy czytać między wierszami) i jego, by zrozumieć ją, że to co ona odbiera to nie jest tylko czarne i białe, o czym my myślimy coś przekazując. To też dla mnie poważna lekcja do odrobienia.
Następna sprawa, którą ujrzałem. Każdy zdradzający jest nieszczęśliwy w obecnym związku, z którego ucieka zdradą. Abstrahując od etyki i moralnej oceny takiego postępowania uważam, że to element, jaki toczy każdy związek z romansem i zdradą w tle. Brak szczęścia powoduje ucieczkę w szczęście pozorne, chwilowe, które tak naprawdę za jakiś czas może okazać się tylko ułudą. Jednakże w tym momencie - momencie romansu - ten układ z boku daje to szczęście. Gdyby nie dawał, nie istniałby. A więc pytanie - co powoduje, że moja kobieta była szczęśliwa w tamtym układzie? I wiecie co - tu wcale nie chodzi o osobę - że to ta konkretna osoba jest tym szczęściem. Ta osoba ma w sobie pewne cechy, zachowania, które to szczęście dają. To jest wytrych do całej walki o miłość po zdradzie. Dojść do tego, co tamta osoba miała, co uszczęśliwiało moją połówkę, a czego nie dawałem ja. Może to już wcześniej ze mną miała, ale zatraciło się w trakcie związku, w trakcie codzienności, w trakcie awantur i przykrych wypowiedzianych słów? A może tam zostało odkryte coś zupełnie innego, czego nigdy mojej kobiecie nie dawałem? To jest sedno. Odpowiedź na to pytanie i odnalezienie tego u siebie daje dużą szansę na to, by sytuacja romansu, poszukiwania tego czegoś w innej osobie już nigdy się nie powtórzyła. Bo moja żona przecież nie kochała tamtego faceta. Zakochała się w zachowaniach, przymiotach, które tam znalazła, które tamten facet potrafił dać - czy celowo by zdobyć młodą kobietę, młode ciało, czy rzeczywiście taki jest - nieistotne teraz. Istotą jest, że to miał w sobie. Jeśli kocham moją połówkę, zrobię wszystko, by to w sobie odnaleźć. Tu nie ma czasu na bierność, na czekanie, co ta druga strona zrobi. To bzdura, bo ta druga strona szarpie się między szczęściem, które zaznawała w romansie, a zniszczeniem, którego dokonała na osobie, z którą już szczęścia nie widziała. Więc wiadomo, że decyzja zawsze będzie po stronie szczęścia - tylko racjonalność i proza codzienności oraz niepewność jutra może spowodować, że zapadnie decyzja jednak o pozostaniu w obecnym związku. Ale cały czas pozostanie w niej schemat, że tam zaznała szczęścia, chociażby jego namiastkę, której tutaj już nie miała. To jest najniebezpieczniejsze w momencie po zdradzie. Tego nie wolno za żadne skarby zostawić. Bo tragedia zatoczy koło. To już też wiem. Rozmowa, chęć przejścia tego romansu, uczuć, jakie w nim zastawała moja połówka dadzą oczyszczenie. Całe szczęście moja żona też zaczyna to widzieć i rozumieć. Że milczenie, brak rozmowy oznacza już w tym momencie koniec naszego związku, którego rozpad już się dawno zaczął. Dlatego tak istotne jest dołączenie do tego swojego pełnego działania, pokazanie walki o uczucie, pokazanie miłości i to, że się chce, by zrozumieć tą osobę i poznać, co w niej spowodowało taki krok, jakie braki - to da wielką szansę na zdrowe zbudowanie związku od nowa, na poznanie się od nowa. Bo to co istniało między nami już nigdy nie wróci i nie będzie nas łączyło. To zostało bezpowrotnie zabite. Zarówno to co było złe, jak i to co było dobre.
Związek po zdradzie NIGDY nie może być taki sam, jaki był. NIGDY nie wolno nawet do tego dążyć. Związek po zdradzie to budowa czegoś zupełnie nowego. Przede wszystkim to potężna praca nad sobą, nad swoimi słabościami, lękami i demonami przeszłości, o których wspomina Bacello. To dlaczego tak postępują zdradzający w bardzo dużej mierze opiera się na tym, jakimi jesteśmy ludźmi od małolatów. A kształtuje nas dom rodzinny, w którym się wychowaliśmy. To tam zostaliśmy "naznaczeni". I to powrót właśnie do tych korzeni pozwoli zrozumieć pewne schematy. Sam stan zdrady, podjęcia decyzji o zdradzie nie jest istotny. Stało się. Nigdy się nie odstanie. Ale dochodziłem do tego - jak do tego doszło i widziałem pewne moje i mojej żony zachowania. Ale przecież te zachowania czymś zostały podyktowane, dlaczego zachowaliśmy się tak a nie inaczej. Dlaczego tacy byliśmy w naszym związku, bez zastanowienia przyjmując, że jak choćby jesteśmy impulsywni to mamy do tego prawo, bo tacy już jesteśmy. GÓWNO PRAWDA! Nad wszystkim można pracować, tylko trzeba sięgnąć do samego dna. Do dzieciństwa, do okresu dojrzewania, do tego co zastaliśmy w domu, czego nas nauczono, jakie przekazano wartości, albo nie przekazano ich w ogóle... Przecież to jak się zachowujemy w związku, jakimi jesteśmy ludźmi przekazali nam nasi rodzice lub osoby, które nas wychowywały. Dojście do tego, zrozumienie, zobaczenie co było złe w tym wychowaniu i co można naprawić, nad czym można pracować to dla mnie w ogóle zaczyna stanowić sens mojego życia. Odpowiedź na pytanie - KIM JESTEM? I od razu pojawiające się pytania - kim chcę być? Czy chcę być taki jaki jestem, gdy m.in. moje zachowania, decyzje, słowa doprowadziły do tego, że osoba, która mnie przecież kochała, bo brała ze mną ślub (więc to był jej świadomy wybór) nagle przestała czuć w życiu ze mną szczęście, przestała to szczęście widzieć?
Obarczanie osoby zdradzającej całym złem romansu, zdrady nie jest żadnym rozwiązaniem. Tam była już tylko decyzja o ucieczce z toksyn, jakimi karmił ją obecny związek. Nie oceniam tu moralności decyzji, bo rzeczywiście mogła ta osoba pójść w zupełnie inne rozwiązania - alkoholizm, narkotyki, depresja itp. Sedno jednak cały czas pozostawałoby takie samo - BRAK SZCZĘŚCIA. A co tym szczęściem jest? Dla jednego to będzie zrozumienie, cierpliwość, ciepło, dla innego to będzie troska, oddanie. Mówimy oczywiście o szczęściu w związku, w relacji z drugim człowiekiem. Odrzucamy jednocześnie od razu sprawy materialne, bo to nie to kieruje zdradzającymi. To kolejne pytanie, nad którym trzeba myśleć - co mi daje szczęście? Czym jest dla mnie szczęście?
Coraz bardziej zaczynam potrzebować wiedzy w temacie psychologii, zachowań ludzkich, które nami kierują. Kończy się etap mojej wiedzy, kończy się etap mojej intuicji, doszedłem do bariery, którą pomoże mi przejść terapia (pod warunkiem dobrego terapeuty oczywiście) i zdobywanie wiedzy fachowej. Przykrywanie tego, co się stało uczuciem jest bez sensu. To odżyje za 2, 5, 10 lat. Może nie chęć zdrady u zdradzającego, ale odżyje ciągły brak szczęścia, ciągły niedostatek i brak zrozumienia. Znamiennym tu jest fakt, że my zdradzeni nie czuliśmy, że w naszych związkach było tak tragicznie, a tu nagle pyk, info o romansie. A więc nie odbieraliśmy dramatu, który toczył nasze związki tak, jak ci którzy zdradzili, bo już nie umieli dłużej w takim układzie żyć. Mieli już dość. Ten subiektywizm nas wszystkich zgubił. Chyba henryjeweller świetnie to napisał odnośnie zaufania. Byliśmy zaślepieni, zaklapkowani tym, że wyszliśmy z bezpiecznego domu, gdzie byliśmy chronieni jako dzieci i wchodząc w nowy dom, tyle, że już z obcą osobą, jako pewnik obraliśmy, że będzie w nim dla nas tak samo bezpiecznie jak z rodzicami. To ogromny błąd, jaki każdy z nas popełnia. Związek to codzienna walka, to też codzienne podejmowanie decyzji, codzienne utrzymywanie uczucia. Budząc się rano i widząc twarz mojej żony odpowiadam sobie teraz codziennie na pytanie - czy to jest osobą, z którą chcę spędzić resztę życia? Przecież dzieci kiedyś wyjdą z domu i zostaniemy w nim sami, jeśli los tak się potoczy, że wcześniej nic nam życia nie zabierze. Czy to jest rzeczywiście ta osoba, z którą chcę przejść życie - z którą chcę też przejść przez tą zdradę i zrozumieć jej pragnienia, które w tym romansie zaspokajała, z którą chcę dzielić codzienność?
Zdaję sobie sprawę, że teraz moja rzeczywistość będzie całkowicie zmieniona. Zmiana stylu życia i przede wszystkim zmiana podejścia do siebie samego. Odpowiedź na pytanie - co stało się, że osoba, która za mną szalała, świata poza mną nie widziała, mogła chcieć zniszczyć mnie, niszczyła swoją miłość do mnie, a więc coś pięknego? Odpowiedź na pytanie - czy widzę w mojej żonie piękno, oczywiście nie fizyczne. Czy widzę piękno wewnętrzne? Czy ona to widzi we mnie? Codzienność daje też odpowiedź. W tym jest klucz. Kobieta, którą cały czas kocham jest ze mną. Gdyby tam była miłość, mojej żony nie byłoby już ze mną. Ale jest. A więc jest część jakaś w niej, która chce być ze mną. Pora pracować nad tą częścią, która chciała odejścia i szukała szczęścia, gdzie indziej.
Tak wzięło mi się na wynurzenia, które zastaję w sobie.
Może to skaza a może wręcz wada, ale jakoś nie ufam w tak wcześnie podjęte deklaracje, tak wczesne wybory, tak wczesne racje i wnioski. Jednak życzę samych sukcesów.
Wyborem jest każdy dzień. Mogła być tam, jest tu. To są moje przemyślenia, coś nad czym wiem, że będzie potrzebna praca i jednoczesne dostrzeżenie pewnych prawd, które dotychczas zakrywałem słowami, że to nie ja jestem winny itp. itd. Obarczanie winą tutaj nie ma żadnego sensu. Nie ma tu winnych i niewinnych. Co to zmienia, skoro tkwimy w rzeczywistości upadku związku? Następuje w ten sposób tylko zmiana pozycji oprawcy i krzywdzonego - czy taką spiralę ma to zataczać?
Jstem rok po rozwodzie i radzę odpuść. Nigdy nie będziesz już szszęśliwy z obecną żoną. Nigdy nie zdradziłem swojej byłej żony. Ale gdy dowiedziałam się o jej zdradzie coś we mnie pękło. Może to moja wina, ufałem jej , ale jej tłumaczenia nie przekonały mnie. Rozwód nastąpił z jej winy. mimo rozwodu ciągle do mnie wydzwania. W pewnym sensie ją kocham. Nie związałem się z inną kobietą. Nie wiem czy potrafię jeszcze komuś zaufać . Ale życzę szczęścia.
W związku potrzebne jest zaufanie, brak zaufania zabija związek.
Załóżmy że życie na nowo się ułoży z żoną - za każdym razem jak z pracy nie wróci to po pół godz zaczniesz się zastanawiać. Pierwsza myśl to nie będzie czy coś się stało, tylko czy ona znów czegoś nie kombinuje. Tak będzie z każdym jej wyjściem do koleżanki itp a każde twoje pytanie, nawet delikatne "gdzie byłaś, martwiłem się" będzie odbierane jako "nie ufam Ci - gdzie byłaś". Taki stan rzeczy męczy oboje i na dłuższą metę staje się nie do zniesienia dla obojga i mimo prób związek i tak się sypie. W związku zaufanie to podstawa, po zdradzie życie już nie jest takie samo i nigdy nie będzie.
Ja jestem 2 lata po rozwodzie, teraz próbuję ułożyć sobie życie na nowo :-) Wierzcie mi na prawdę muszę dużo nad sobą pracować aby wyzbyć się nieufności do kobiet, ona wie co przeszedłem i stara się być wyrozumiała, ale mimo wszystko widzę że jak czasami o coś pytam to czuję się lekki niesmak w powietrzu, gdyż ona od razu wyczuwa brak zaufania, wiem że jeszcze długa droga przede mną...
obcy612, Pablo - a co zmieni rozwód? Brak zaufania do kobiet mam już wpisany w swój życiorys. Przecież ja nawet nie próbuję sobie wmawiać, że będzie inaczej. Ale w tym momencie bardzo wiele zależy od osoby, która zdradziła - jak do tego podchodzi. Czy rozumie mój strach, moje stresy, niepokoje? Jeśli nawet po 2 czy 5 latach mi powie, że ma dość moich delikatnych dopytywań, to będę miał odpowiedź, że ta osoba mimo wypowiedzianych słów, wylanych żali i pokazania bólu tak naprawdę mnie nie rozumie i nie zrozumiała tego, co zrobiła, nie przeżyła tego tak, by być przez te chwile mną. To jest właśnie też element pracy nad sobą. Na szczęście moja żona to teraz przechodzi, wgryza się w swoje własne uczucia, które nią wtedy kierowały, kieruje swoją drogą przez ten romans już tym razem świadomie. I mnie w to też wprowadza, opowiada jak do tego podchodzi dziś, jak to ocenia, czym to dla niej jest z perspektywy czasu, czy postąpiłaby tak dziś jeszcze raz, gdyby miała taka okazję... Dlaczego tak zrobiła, a nie inaczej. Wreszcie następuje etap, jakiego nigdy nie było u nas po urodzeniu dziecka, bo była ucieczka we własny świat - dzielimy się sobą, myślami, uczuciami, emocjonalnością. Wreszcie nie muszę z niej tego wyciągać. Robi to sama od siebie.
Podstawą po zdradzie jest to, by osoba, która się jej dopuściła umiała przeżyć to, co w nas się znajduje, co ta zdrada spowodowała - masę zawiedzenia, bólu, kompleksów. Poczuła coś, czego nie czuła przez cały okres zdrady - empatię. Czy jest to możliwe? Ja mojej żonie daję kredyt zaufania. Jej obecne zachowanie pokazuje, że zależy jej na nowo. Tak jak pisał Yorik - w końcu widzę, że się odcięła od tego, co było tam. Dziś sama zadaje sobie pytania w naszych rozmowach - jak mogła być tak głupia i dążyć do czegoś innego, zamiast ze mną porozmawiać lub nawet powiedzieć mi w oczy, że nasz związek się sypie i ona już nie chce ze mną być. Zdrada to najprostsze rozwiązanie dla zdradzającego do momentu, gdy nie wyjdzie na jaw. Wtedy pęka wszystko. To, co dotychczas było najłatwiejszą drogą staje się przekleństwem i krzyżem na długie, długie lata.
Nie doradzajcie, bym wziął rozwód, rozszedł się. Tak postępują ludzie pyszni i zbyt dumni na to, by spojrzeć na siebie z boku, bo przecież rozejść się jest najłatwiej. to najprostsze ze wszystkich rozwiązań. Ale przecież chyba świadomie braliście ślub z tą osobą. Wliczaliście w lata, które były przed wami też te najtrudniejsze chwile? Zdrada to jeden z tych trudniejszych momentów. Jeśli ktoś po zdradzie nadal twierdzi, że życie po ślubie musi być zawsze szczęśliwe i udane już do końca, to nie dziwię się, że rozwód wydaje się najłatwiejszy. Ja też tak miałem, ale zacząłem myśleć, rozmawiać, analizować mnóstwo rzeczy. I zacząłem widzieć. Nie widzicie swojej winy w tym, co pchnęło wasze połówki do zdrady? Decyzja o zdradzie była ich, ale ciąg wydarzeń powodujących pchanie tej osoby w ramiona niewdzięcznicy zdrady nosicie także na sobie. Ja wraz z żoną doszedłem do miejsca, w którym stwierdziliśmy, że chcemy o nas walczyć, o to, co nas kiedyś łączyło i w codzienności się zgubiło. Ale można to odnaleźć. Na innych zasadach, dojrzalszych, mądrzejszych, ale niestety tak jak piszecie, także i bardziej obwarowanych brakiem zaufania, niepewnością. Takiego zaufania, jakie miałem do żony kiedyś już nie będzie we mnie nigdy. To oczywiste.
Wiesz osobiście bardzo Ci kibicuje i trzymam kciuki za Was, nie można wszystkich kobiet brać jedną miarką. Każdy ma prawo zbłądzić...
To że mówię czy mówimy o rozwodzie to na pewno nikomu z nas nie chodzi o to byś od razu leciał z pozwem do sądu, ale o to abyś był ostrożny aby czasem nie zostać z ręką w nocniku. Osobiście znam osoby, które na końcu zostały bez dzieci, z alimentami i długami, walcząc o każdy kontakt z nimi. Żyje jest okrutne niestety.
Pablo masz rację i dzięki za słowa. Tobie anula123 także. W swoim kochaniu żony i miłości do niej jestem teraz ostrożny i wyczulony na mnóstwo spraw. Ta sytuacja nauczyła mnie jednego - ciągłej czujności. Same słowa dla mnie mają niesamowitą wagę - łapię moją kobietę niejednokrotnie na znaczeniu słów, które niegdyś bym zbagatelizował lub próbował sformułować w swojej głowie na swój sposób myślenia. Teraz już na to nie pozwalam. Czegoś nie odbieram poprawnie w moim odczuciu, coś mnie niepokoi - od razu walę prosto z mostu. To łamie wszelkie mury, nie pozwala postawić choćby jednej małej cegiełki. Pełna szczerość. Ale wiadomo - musi ona być dwustronna. Ci z was, którzy zdecydowali się na rozwody pewnie tej szczerości w swojej eks nie widzieli. Myślę, że nikt z was - rozwodników bądź osób w trakcie rozwodu tak naprawdę nie chciał tego od razu, próbował walczyć, ale kamień z drugiej strony był nie do pokonania. To wielki dramat, że zdradzający potrafią niszczyć coś pięknego, co sami budowali latami - miłość - i dalej brną w niszczycielską otchłań zwłaszcza, gdy nadchodzi chwila zastanowienia się nad tym zniszczeniem, czyli moment wykrycia zdrady. Nie ma refleksji, pochylenia się nad samym sobą i tym złem, jakiego się dokonało/dokonuje. Jest brnięcie w zaparte. W poszukiwaniu wyimaginowanego i surrealistycznego szczęścia są ślepi.
Szanowni Panowie!
Wiele mądrych słów napisaliście,Pablo i Obcy walczyli,przegrali,ale nie walkowerem.Plemplem próbuje ciągle.Wszystkich Was łączy jedno;rozważanania na temat zaufania do Kobiet>Otóz zapewniam Was ,ze Kobiety myślą tak samo,zranione kobiety tez zastanawiają się nad możliwością zaufania mężczyznie.To chyba łączy nasze obie płcie.Brak zaufania,lek przed nowym związkiem,bo nawet jeżeli jest to odbudowa dotychczasowego związku,to chyba jest on nowy,inny,pozbawiony wszelkich fundamentów,które przecież były mocne.Czyli życie zaczyna się raz jeszcze.Tylko czy można życ bez zaufania?
Co to do cholery za życie,kiedy zwykłe spóznienie partnera wywołuje w Naszych sercach niepokój,każdy Nowy człowiek,który pojawia się przy nas,zostaje w przedbiegach stracony,dajemy nieświadomie nalepke,mekujemy,doszukujemy sie wwzystkich podobienstw do zachowan zdrajcy...Co to za życie Panowie?Patrzenie na Ludzi przez pryzmat zdrady,przez wszsytkie wylane łzy,oszustwa ,któe nas dotknęły....Wreszcie,co to za życie Panowie w pojedynkę???
Nie da się zaufac od razu,nie da się być juz tak samo zakochanym jak kiedyś,a co za tym idzie łatwowiernym,nie da się wierzyć znowu na słowo,tłumaczyc znowu kogoś ,patrzeć na partnera przez różowe okulary....Nie da się nawet wybaczać drobnych grzeszków...Przynajmniej nie da się od razu....
Ale żyć z kompletnym brakiem zaufania do płci przeciwnej ---też się nie da.
Bo czy warto wszystkich mierzyć jedną miarką?Nie wszyscy to śiwnie i oszuści,nie wszyscy to złodzieje,nie wszyscy zapominają o dzieciach,nie wszyscy nie płacą alimentów....Chociażbym chciała ,nie mogę wszystkich wrzucić do jednego wora.
W swojej zdradzie,paradoksalnie udało mi się uniknąć wielu ,nazwijmy to powikłań,które dotknęły wielu z tego portalu,między innymi oskarżania całego męskiego świata,za grzechy jednego emocjonalnego poparańca.Tak się nie godzi,ze względu na szacunek do ludzkiego gatunku(nieważne,czy męskiego,czy żenskiego,ale ludzkiego).Nie zakładałam też,że na zawsze ,z wielkiej miłości,w żałobie zamknę się przed światem...Nie znaczy to,że nie przeżyłąm wszystkiego mocno.Otóż przeżyłam,sięgnęłam dna,udało mi się podnieść,stoję,idę,czasem już biegnę....
Panowie,bez wzgledu na to,czy jesteśmy tu,na tym portalu,na etapie budowania nowego związku z tym samym partnerem,czy własnie się rozwodzimy,czy może opijamy kolejną rocznicę rozwodu,czy ukłądamy sobie zycie z kimś innym----tutaj łaczy nas brak zaufania do płci przeciwnej.Niestety,to jeszcze jeden fakulket,któy ukonczyliśmy dzięki swoim niewiernym.
A może poprostu trzeba by było nie zakładać niczego na zawsze?Cieszyć się tym,co mamy?Może jasno określić granice i najzwyczajniej w świecie być uczciwym dla drugiego człowieka?Może nie wszystki nauczki,które dostaliśmy są nam potrzebne>Może o niektórych warto spóbowac chociaż zapomnieć?
Myslicie sobie Panowie,że jakaś wariatka do kompa po nocy się dorwała i tanią twórczośc internetową odstawia po nocy...Otóż nie...
Mnie się nie udało uratować mojego małżenstwa.kiedyś to była dla mnie tragedia,dzisiaj szczęście.Chociaz walczyłąm mocno,z całych swoich sił,przegrałam-bywa,nie mam jednak poczucia,że coś oddałam bez walki,przegrałam małżenstwo w nierównej walce,byłąm skazana z góry na porażke,ale walczyłam.
Nie potrafilam zaufać długo samej sobie,a co dopiero facetowi.Przecież każdy człowiek,nie noszący szpilek i biustonasz,nie mający miesiączki to potencjalny zdrajca...Tak mnie się tez wydawało.
Dzisiaj móię,troszkę inaczej,jakąś ewolucję chyba przeszłam,bo w moim zyciu pojawiło się zaufanie.Na początku marne,potem z czasem większe i chociaz ten czas kiedys wystarczyłby mi do pwoiedzenia,że dam sobie rękę uciąć,to dzisiaj doceniam mozliwośc posiadania każdej części swojego ciała.Dzisiaj bardzo chcę wierzyć,że Ten Ktoś jest tak samo uczicwy w swoim postepowaniu ,jak w słownych deklaracjach.Nie mam podstaw,zeby nie ufać.
Tylko,że zdradzeni,Kobiety i Mężczyżni,na zawsze w głowie mają taka malenkie czerwone światełko,taki wyczulony punkcik,taki mały zapalnik...Takie coś,co pozwoli dostrzec potencjalne niebezpieczenstwo i zagrożenie,ale bez wpadania w paranoję..
Co z zaufaniem?Ufam na tyle,że mogę mówić,że jestem szczęsliwa.To u takich jak MY-------bardzo dużo.
Szanowni Panowie,bez wzgledu na to,jak mocno zostalismy zranieni,juak mocno mamy pokopane tyłki,jak mocno bolało,Nasze życia warte są zaryzykowania dla śzczęscia,a MY warci jesteśmy całego szczęscia świata.WY też .
Powiem po raz kolejny na tym poratlu;
mnie się udało,innym tez się uda,bo walka po zdradzie,to noe tylko walka o związki,zaufanie,o miłośc,to przede wszystkim walka o samego siebie,o wiarę w swoje poczynania,to walka o wszystkie swoje zasady,o swoje wady,o zalety,o to,co lubimy,to walka o utrzymanie głowy nad powierzchnią wody...W końcu ta walka o siebie daje rezultaty....
Można być szczęsliwym,nawet jak sie przegra walkę o małżenstwo.Ja jestem.
Bacello nawet nie wiesz jk ci zazdroszczę tego stanu ja moją walkę o małążeństwo przegrałem chociaż naprawdę probowałem je ratowć. Teraz cóż gdybym powiedział że jest ok skłamał bym. Po prostu jem, pracuję spotykam się z dziećmi i niedługo mam nadzieję zacznę walkę o rodzinę. Nie udało mi się uratować małżeństwa może uda mi się uratować rodzinę (mam na myśli moje córeczki). Dwojka moich przyjaciół również każde pokrzywdzone przez zdrajców (aktualnie są parą) mówi że potrzeba czasu. Nie wiem czy to normalne ale jadąć do domu przez osiedle czuję wstyd, mój zdrajca nie raz zarzuca mi że wyjeżdżam do pracy o 4-5 rano a ja po prostu nie potrafię spojrzeć ludziom w oczy. Zaufanie mam nadzieje że kiedyś przyjdzie ale na razie za wcześnie o tym myśleć. Cieszę się że trafilem na to forum, tz nie cieszę się z okoliczności jakie mie spotkały ale cieszę się że mialem gdzie szukać rady. Teraz najważniejsze przetrwać to wszystko.
Plemplem81 dobrze to ująłeś kamień był nie do przebicia, ja tak miałem, co jas mowie ja tak mam zmieniu się to pewnie jak dojdzie pozew. zazdroszę ci że umiałeś wybaczyć ja nie potrafił bym a podejrzewam że wkrótce bedzie okazja. Powodzenia trzymam kciuki tylko nie gaś "czerwonej lampki"
Tak jak ktoś powiedział po takim przeżyciu nie ważne czy jest się kobietą czy męrzczyzną zmysły się wyostrzają.