Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Myślę, że cały czas targają ją duże emocje. sama nie wie co wybrać. Najchętniej by spróbowała z gościem, ale żeby drzwi jej się nie zamknęły.
Nie wiadomo gdzie poszła. Sama zgotowała sobie ten los, szkoda, że i wam. Mówiłem, że sprawy nie zamknąłeś? Już wiesz co naprawiałeś ?
Zastanawiałeś się nad tysiącem spraw, które były nie istotne w tym momencie.
Wykorzystaj przynajmniej to co się stało, jeśli będzie chciała wrócić. Daj jej tą miłość i zajmij się dzieckiem, bo masz dla kogo żyć.
Nicola22
były z jego strony zapewnienia że to tylko taki żart,może zrobienie na złość. Były błagania i zapewnienia że nigdy więcej tego nie zrobi.
Dziś wiem że powinnam go zostawić już wtedy. Kocham go jak cholera ale nie wybaczę. Drugiej szansy nie dam.
Nie wiem tylko jak dalej żyć. Na noc prochy, w dzień prochy aby funkcjonować w pracy.
Chciałabym pstryknąć palcami i w sekundzie zapomnieć ale niestety nie da się. Boli bardzo.
Modlę się by przetrwać do jutra i nie zwariować. Nie sądziłam że mam tak słabą psychikę.
bardzo_naiwna, wiem jak to jest. Boli niesamowicie. Nie mozna spac,jesc,nofmalnie funkcjonowac. Natłok myśli...ciągle pytania dlaczego... dlaczego tak skrzywdził. Ogromna pustka i chec cofniecia czasu... wali sie wtedy caly swiat.
Ale nie mozna sie zalamywac...
Czy taki ****ek jest wart Twoich lez,nerwow?
Zycze Ci abys nie dala sie wiecej zwiesc jego pieknym slowom NIGDY WIECEJ,TO OSTATNI RAZ.
Poczytaj sobie posty w temacie jak da rade.
Zycze polepszenia nastroju i usmiechu na twarzy :cacy
No i wróciła w nocy... Tyle, że tak jak myślałem - chciała ze sobą skończyć. Znam ją zbyt dobrze. Telefon miała cały czas wyłączony, więc nie kontaktowała się z nim na pewno.
Wychodząc wzięła torebkę, ja jej wyciągnąłem dużą torbę i zacząłem pakować rzeczy, stwierdzając, że pomogę jej się wynieść i jak wyszła, to wyrzuciłem tą torbę za nią na korytarz. Tak więc widziała, że jest koniec ****ka z mojej strony.
Wróciła skruszona, nagle zaczęła chcieć rozmawiać tym razem już sama, bez mojego nacisku. Stwierdziła, że jest wredną osobą, bo odgrywa się na mnie słownie, dlatego że ten temat cały czas poruszam, i dlatego tak właśnie mówiła, że nie żałuje. Wewnętrznie jednak żałuje, bo widzi do czego to wszystko doprowadziło. Że nawet jak będziemy razem, to zniszczyła mnie, siebie, a jeśli sie rozejdziemy to też i nasze dziecko. Wierzyć czy nie? Nie mi to teraz osądzać. Ufam jej słowom, jak tak mówi, bo na tyle ją znam, że wiem, że nie kłamie jak mówi w takim stanie, jak właśnie wczoraj. Sama będzie z tym żyła w razie jak nasza relacja posypie się na dobre. I ona dobrze wie, że jest już wrakiem, bo to też sama powiedziała.
Teraz zastanawiam się czy dać jej czas czy odpuścić całkowicie ten temat i skupić się na życiu - sobie, córeczce i po części też niej - widzę, że autentycznie jest w rozsypce. Dam jej czas pobyć w tym stanie, tak chyba najlepiej będzie. 10 dni temu zrobiłem jej megawielką awanturę o to, że mnie okłamała, że wysłała mu 2 smsy (co prawda to były smsy, w których pisała, że ma się do niej nie dobijać i że wszystko skończone, że ona nie chce mieć z nim żadnego kontaktu, ale okłamała mnie nie mówiąc o tych smsach - znów sam to odkryłem) - widziała furię jakiej nigdy nie widziała chyba jeszcze u nikogo w swoim życiu. Od tego czasu jest wycofana, może dochodzi do niej mój ból, widzi, że moje emocje i przeżycia to nie są żarty i że jej mąż - dotychczas ****k się skończył w takim wydaniu. Sama zresztą mówi, że chciała mnie takiego, jakim byłem. O ironio - jeszcze ja mam się czuć winny mojej bezpowrotnej zmiany...
Tak, przyjąłem ją wczoraj w nocy. Otworzyłem drzwi - po prostu nie jestem takim człowiekiem, żeby być kutasem. Kocham ją. Z tymi jej wadami, z tymi chorymi emocjami, nawet z tą obrzydliwą zdradą.
Pora dać sobie chyba kilka dni luzu, nie wiem czy jest sens wałkowania tego z nią po raz enty - chyba skupię się z tym na terapii, a w domu odpuszczę, bo faktycznie dziewczyna od jakiegoś czasu ma takie jazdy z mojej strony, że ma prawo już mieć dosyć. Te rozmowy, o których wam pisałem niemal zawsze kończyły się jazdami z mojej strony, więc psychicznie można nazwać to karaniem jej, co chyba nie jest dobre, bo nagle z ofiary staję się sprawcą. Ale czuję, że przede wszystkim moja żona musi zacząć pracować nad sobą i to ostro. Ale czy ona chce? Wiem, jakim jest człowiekiem, że szybko się poddaje, nie lubi nowości (haha, jak to brzmi w relacji z tym, że jakoś nowego kochasia to mieć chciała). Nie wspominając o tym, że jej skłonności samobójcze nadają się do poważnego leczenia, o czym wczoraj też mówiliśmy.
Tamtego typa nie odpuszczę. List do żony wysłany, córka nie odpisuje - pewnie jeśli tatuś jej coś powiedział, to na zasadzie, że spotkał się kilka razy z jakąś kobietą. Nie wierzę, że opowiadał, że posuwał kobietę w wieku swojej córki w aucie i na łóżku małżeńskim kochanki. Żeby było ciekawiej, jego córka jest niesamowicie podobna do mojej żony. Nie wierzę, że opowiadał chciał opuścić swoją żonę i zacząć nowe życie... O ile to w ogóle prawda, bo coś mi się zdaje, że człowiek w jego wieku jest zbyt wygodny, żeby nagle zaczynać nową pracę, budować nowe fundamenty, nowe mieszkanie, kupować nowe meble i to jeszcze nie mając na to żadnej kasy przecież jako emeryt... Przypuszczam, że puściłby moją żonę bokiem, albo miałby ją dalej do posuwania na boku w jakimś mieszkaniu mówiąc cały czas i mamiąc ją, że rozwód z jego żoną to kwestia czasu i że lada dzień się od niej wyprowadzi...
Jeśli nie będzie z ich strony (żony i córki) żadnej reakcji, pojadę tam i jakoś to załatwię, by list do żony został wręczony w jej ręce, albo sam nawet z nią porozmawiam. Uważam, że należy im się ta prawda, z jakim człowiekiem żyją i żona i córka pod jednym dachem. Myślę, że wtedy otworzą im się oczy, bo teraz albo prawdy nie znają, albo znają ją baaaardzo okrojoną. Jaki on miałby interes w tym, by im mówić o tym co zaszło dokładnie? Przecież zniszczyłby siebie w ich oczach, runąłby cały mit wspaniałego tatusia.
Jednak to jest jakby kwestia poboczna - podstawą będzie tu relacja moja i żony.
Plemplem81, współczuję, to co przechodzisz to totalny koszmar. skądś znam te akcje..
Żona jest depresyjna. Chorzy na depresję poszukują ciągle sensu życia, czasami te poszukiwania wiodą przez innych "lepszych" albo "potrzebujących ich" partnerów, potem następuje odbicie zrozumienie krzywd które wyrządziło się rodzinie i w efekcie pogłębienie stanu depresyjnego.
Pociągnąłbym do odpowiedzialności terapeutę. Jako profesjonalista powinien wiedzieć jakie spustoszenie w psychice jego/jej pacjentów spowoduje rozwijający sie ich romans którego był świadom. W jaki sposób przeciwdziałał ? To skrajna nieodpowiedzialność.
Nie tylko ona jest wrakiem Tobie do tego stanu też blisko.
Zadbaj o swój stan zdrowie psychicznego i fizycznego.
Zonie potrzebne jest leczenie.
Teraputa + farmokologia.
Ale broń Boże z terapeutą który wiedział o romansie i nie zadziałał !!
Dla Ciebie - córka + sport, koledzy ( bez alkoholu !), zainteresowania.
Wiesz dużo sprzeczności w zeznaniach żony. Dlaczego nie była szczera przedtem, kiedy mówiła że nie żałuje tego co zrobiła ... chciała Cię znowu zranić, tym razem słowami.
Czy żona widzi potrzebę pracy nad sobą ?
ja słyszałem " a dlaczego to ja mam się zmieniać ? ja mam pracować nad sobą ? już i tak wystarczająco dużo pracuję!"
Do konsekwentnej, codziennej pracy nad soba biędzie potrzebny jej przewodnik... najlepiej osoba 3.
Co do gada -
może żona i córka chowają głowę w piasek... z jakichś powodów wolę przemilczeć sprawę bo może opinia sąsiadów, rodziny ... mogliby czuć się napiętnowani przez negatywną ocenę ich "tatusia".
Wewnętrznie jednak żałuje, bo widzi do czego to wszystko doprowadziło. Że nawet jak będziemy razem, to zniszczyła mnie, siebie, a jeśli sie rozejdziemy to też i nasze dziecko.
Zaczyna myśleć, widzieć co zmieniła.
Cytat
Dam jej czas pobyć w tym stanie, tak chyba najlepiej będzie.
Nie odciągaj jej myśli, daj jej trochę czasu. Nie atakuj, ale twój ból powinna widzieć.
O sms powinna cię powiadomić bezwarunkowo, ale mentalnie, to teraz ty nie istniejesz jako bliska osoba. Zrobiła to dla siebie. To też dobrze, bo z nim też nie chce być na serio.
Widziała furię, to dobrze, widzi że zmieniła świat w którym żyła. Moja do tej pory tęskni do tego rozważnego, taktownego, zapatrzonego w nią męża.
To, że ją wczoraj wpuściłeś to na własne ryzyko, tak samo jak byś jej nie wpuścił. Najlepiej wiesz w jakim jest stanie. I tak źle i tak nie dobrze. Trzeba było ją wpuścić i niechcieć z nią gadać ani słowa, bo nie ma o czym, jeśli ona chciała gadać.
Absolutnie nie czuj się winny, że robiłeś jazdy. To jest konieczne. Teraz odpuść, już trochę widzi, niech zacznie myśleć, ale musi mieć do tego przestrzeń.
Ona zacznie pracować ostro nad sobą, tylko wtedy gdy jej to uświadomisz i zaindukujesz. Bo skąd ma to wiedzieć. Ona myśli, że nad takimi rzeczami przechodzi się w milczeniu i nic nie musi robić, udowadniać, wystarczy, że raz coś powie. Zapomniała, że jest megakłamcą. Jeśli stwierdzi, że dużo da, aby ratować cokolwiek. Teraz to nie ten moment, dlatego odpuść.
Z tą nowością, to pamiętaj, że dziadek miał duży w tym udział. Zainteresował ją sobą, zbudował zaciekawienie wlepiając się w nią, zaimponował, jak zobaczył, że zassała, nie odpuścił.
O psychiatrze pomyśl, to może być dobre posunięcie.
Mam wrażenie, ze zacząłeś myśleć.
W kwestii pobocznej właśnie tyle powinieneś minimum zrobić. To wszystko co przypuszczasz z dużym prawdopodobieństwem może być prawdą. Właśnie te szczegóły, ta prawda musi do córki i żony dotrzeć.
Tak żeby wyszedł na totalnego gnoja. Nie musisz nic zmyślać, tylko przedstawić w odpowiednim świetle.
1. Uwiódł kobietę w wieku swojej córki, podobną do niej.
2. Rozbił jej małżeństwo, tak zawrócił w głowie, ze przestała być żoną i matką, bo widziała przed oczami tylko jego i chciała mu urodzić dziecko, do czego pewnie ją namawiał, bo nie stosowali zabezpieczeń (cios dla jego rodziny). Chciał z nią stworzyć nową rodzinę, bo tak jej mówił (ciekawe co one na to?).
3. Dziadek Janusz wykorzystał jej depresje (bo poderwał na terapii).
4. Zawrócił jej w głowie, żeby ją posuwać w krzakach, w samochodzie, a na koniec w waszym małżeńskim łóżku, bo jak cię nie było, to on zajmował twoje miejsce. Wcale nie widział w tym nic złego i jaki musiał byćodważny.
5. Przez to, że nie stosowali zabezpieczeń boisz się czy czegoś nie złapałeś.
6. Nie liczyła się dla niego twoja żona, ty i wasze dziecko, a napewno i jego rodzina. Wziął od życia to na co miał ochotę, bez wyrzutów sumienia, że wyrządza ogromną krzywdę tylu ludziom. Człowiek bez zasad moralnych i żadnych wartości.
7. Twoja żona, jako niestabilna psychicznie, oczywiście na to wszystko mu pozwoliła. Nie była w stanie się oprzeć takiemu osaczeniu.
To muszą wiedzieć, dołóż więcej.
Post doklejony:
Musisz położyć nacisk na konsekwencję czynów niby poważnego dojrzałego człowieka, którego zachcianki tyle zmieniły. Daj do zrozumienia, że nie zdecydowałeś, ale poważnie myślisz o rozwodzie, bo małżeństwo przez niego już nie istnieje.
Na to jakim jest człowiekiem musisz uderzać, ale widzisz: jest niejako przyzwolenie społeczne na posuwanie kobiet przez facetów. To one są szmatami jeśli się nie szanują i na coś pozwalają. Nie wiadomo co jego żona ma w głowie, jaki obraz świata ?
Jeśli ktoś nie jest emocjonalnie zaangażowany, to myśli, że taka natura facetów, żeby sobie pobzykać, a kobitki powinny mieć olej w głowie, wiedzieć przed kim majtki ściągają i czym to się może skończyć. Zwłaszcza jak dla fiuta poświęcają własne potomstwo. Jeśli nie mają oleju, to jednoznacznie się je określa.
W kurza mnie to, ale tak jest.
Plemplem,masz niezły zgryz,szczerze wspólczuje.Rób tak,zeby Tobie byo dobrze,nic jest w zyciu proste,ani zostać ani odejśc,szczególnie jak masz dzieci.Chyba najważniejsze jest to,że jak sie juz wie ,czego się chce,jak sie podejmuje decyzje,to powinna byc podjęta bez wahan,z całym przekonaniem.Naoisałam Ci,że po przeczytaniu Twojej historii,mam watpliwości,czy powinieneś rarować małżenstwo,czy tylko siebie.Zadałam tez pytanie,czy boisz się bez niej życ.Cieszę się,że pobudziło Cię do myślenia,bo widzisz BEZ niej oznacza tylko,ze bez takiej jaką znałeś.Ja uważam,że teraz jest inna,obca,i poznać naleząłoby ją na nowo,przynajmniej w sferze uczuć.Troche skomplikowany tok myslenia,zdaje sobie z tego sprawe,ale wspólnie przyznaliśmy,ze kobity myslą trochę inaczej niz mężczyzni,często to,co kobietom wydaje się LOGICZNE<dl mężczyzn jest totalnie niespójne i zakręcone.Facet dostrzega tylko białe i czarne,a kobiety jeszcze setke odcieni pomiedzy kolorami.I nie jest to zarzut w strone jakiejkolwiek płci,tak juz jest.nie zmienimy tego.I to jest piekne,pociąga Nas w sobie wzajemnie,własnie ta różnica płci.Rozumiesz mnie?Pewnie trudno.
Ja rozumiem,że ja kochasz,ze wszystkimi wadami,depresjami i i wyskokami,nawet ze zdradą.Postaraj się jednak spojrzeć chociaz troszkę z boku na nią,i sam siebie zapytaj czy ją chcesz kochac nadal taka jaką jest.Bo wbrew pozorom to ważne pytanie.A wiesz dlaczego?Bo uczucie,zwiazek,to kompromis,docieranie dwojga ludzi,bez wzgledu na to ile lat ze sobą żyją,to najpierw to myślenie o kimś,potem o sobie.To prawda.Tylko kazda prawda ma wyjątek,ale znowu wyjątek potwierdza regułę.
Gdzieś wspomniałęś,że odnosisz wrażenie,że piszą w Twoim temacie tylko Ci,którym się nie udało uratowac związków.Nie wiem,nie znam sytuacji wszystkich użytkowników.Mogę napisać tylko o sobie.
Mnie sie nie udało.Kiedyś uważałam,że to największa porażka mojego życia.Dzsiaj traktuję to jako szansę na nowe życie.I staram sie tę właśnie szansę wykorzystać.Może czasem nieumiejętnie,popełniam błedy,mam cały balast własnych doświadczen i demonów,ale jestem w stu procentach przekonana,że podjęłam właśiwą decyzję.Bo decyzja ,która i Ty musisz podjąć ,najpierw powinna się sugerować tylko i wyłacznie Twoim dobrem i tym ,co Ty chcesz.Dopiero potem wszystkimi innymi czynnikami świata.
Wstrętne to co piszę?Może i tak.Ja twierdzę,że to bolesne dorastanie,to przyjęcie do sibei,do swijej wiadomości,to pogodzenie się z tym,że to,co wydawałąo się nam kiedyś dobre,ba,nawet wspaniałe,dzisaj,po czasie ,takie juz nie jest.
Nieważnie,( dla mnie)czy będziesz z żoną,czy bez niej,nieważne jaką podejmiesz decyzje,ale dla mnie jest ważne,żebyś tę decyzję podjął z przekonaniem,że Twoje życie jest tylko jedno,że porafisz je wykorzystac,nie urodzisz się po raz drugi,nie bedziesz miał takiej szansy,przeżyj je po prostu jak chcesz.
Bo widzisz,ja zobaczyłąm w Tobie nie tylko zdradzonego użytkownika tego portalu,ale człowieka,któy kocha ytak jak ja kochałam.MImo wszystko.
a ja już dzisiaj wiem,że tak się nie da.Nie znaczy to,że nie da się kochac raz jeszcze ,wręcz przeciwnie,znam takich co kochają na nowo swoich nieiwiernych,ale znam tez takich,co kochają na nowo innych ludzi.Zawsze jednak jest to słowo;INACZEJ,równie mocno,może czasem nawet mocniej,ale inaczej.
Powodzenia Ci życże i mam nadzieję,że zrozumiałeś chociaz częśc,z tego co napisała Kobieta,z całą pokręconą kobiecą logiką.
P.S.
I nie dziwię się,że jej otworzyęłś drzwi,kiedys też bym tak zrobiła.Kochasz ją,to w tej sytuacji normalne.Ale po czasie,nawet w miłości obarczonej doświadczeniem zdrady do głosu zaczyna dochodzić rozum,bo życie po zdradzie to nie walka o związek,małżenstwo,ale PRZEDE WSZYSTKIM WALKA O SIEBIE.
trenujesz kickboxing więc dorzuć do tego mma, zacznij sparować z innymi i rozładujesz nadmiar negatywnych emocji, to naprawdę pomaga.
a co do żony, to cóż ona podjęła decyzję wychodząc z domu, nie wierzę że nie było to zaplanowane z kochasiem, najwyraźniej on ją rzucił i stąd ten powrót na łono rodziny, wróciła bo woli przemęczyć się u Twojego boku niż być sama i zacząć pracować na siebie.
musisz pokazać jej że nie jesteś leszczem który da sobą pomiatać, Ty już się starałeś, teraz zacznij ją ignorować i obserwuj jej reakcje, jak nie będzie się wystarczająco starać to po prostu torba za drzwi i do widzenia.
Plemplem, ostatniego postu Bacello naucz się na pamięć, bo zawiera dużo cennych wskazówek.
Po twoich ostatnich postach mam wrażenie, że jesteś już w stanie to zrozumieć i zaczyna ci się to układać w jakąś całość.
Trochę zmienię jej cenną wypowiedź pod ciebie:
Cytat
Nieważnie, (DLA CIEBIE)czy będziesz z żoną, czy bez niej, nieważne jaką podejmiesz decyzje, ale DLA CIEBIE jest ważne,żebyś tę decyzję podjął z przekonaniem, że Twoje życie jest tylko jedno, że porafisz je wykorzystac, nie urodzisz się po raz drugi, nie bedziesz miał takiej szansy, przeżyj je po prostu jak chcesz.
Już ci pisałem, że nieważne w którą stronę to pójdzie, miałeś ruszyć tyłek i stworzyć sytuację do podjęcia decyzji, której będziesz pewien i podejmiesz ją z przekonaniem, tak żeby niczego nie żałować.
Pokazując nam jak bardzo potrafisz kochać, ile potrafisz znieść, jak bardzo potrafisz być ponad to wszystko dałeś sobie szansę na działanie, na zapanowanie nad tym, a nie tylko jęczenie jak bardzo ci źle i jaki jesteś bezradny. Dzięki temu możesz wstać z kolan i uwierzyć w siebie. Stąd te konkretne wskazówki Nicka, Milorda i moje. Od samego początku nie chodziło mi o ratowanie na ślepo waszego związku i chyba to wyczułeś. Masz zmierzać do stworzenia sytuacji, w której to ty podejmiesz decyzję, jak ma wyglądać twoje życie, a nie twoja żona czy ten lovelasek przeżywający drugą młodość.
Zajęcie się cwaniaczkiem może nie jest teraz najlepsze dla twoich emocji, ale za chwilę zaprocentuje. Już wobec niego poczułeś się mężczyzną, któremu ktoś z buciorami wlazł do łóżka, a nie szlochającą babą. Presja na żonę zmusiła ją do myślenia.
Już nie jesteś przegrany. Będziesz miał poczucie, że zrobiłeś co można było zrobić, a to ważne. A walka o związek, walka o żonę, o rodzinę, to jednak to wszystko to są elementy walki o siebie.
Nick - racja, moja kobieta jest osobą, która całe życie mnie ciągnęła w dół. Ona też o tym wie. To też powoduje, że nie rozwijam swoich skrzydeł, mimo że czuję, że mógłbym znacznie więcej, aniżeli jest obecnie, gdybym też miał silną partnerkę, a nie taką, w którą ja muszę jeszcze wkładać swoje siły. Wiem, powiecie - toksyczny związek, mnie niszczący. Może jestem takim pieprzonym masochistą, że dla miłości się poświęcę? Mimo, że dotychczas znałem swoją wartość, wiem, że jestem silną jednostką (nawet to zawirowanie teraz mnie umacnia, czuję to, że jako człowiek staję się silniejszy, mimo że to tak skrajnie złe emocje), to kocham moją żonę. Nie wytnę tego z siebie. Taki jestem i koniec. Tak byłem wychowany, w uczuciu, cieple, miłości, dobroci i taki też jestem jako człowiek. Zdaję sobie sprawę, że szkodzę sobie tym samym, ale mam na to inne rozwiązanie - na poważnie wzięcie się za problemy żony. Już teraz nie rozterki rozmyślania, tylko pomoc z zewnątrz, bo sama sobie nie da rady. Ona sama tego chce - chce się ratować, leczyć. Pisałeś o terapeucie - jestem w stanie na to wydać całą kasę jaką mamy zaoszczędzoną, żeby z tego wyszła. Pisałeś o lekach - moja żona bierze leki bliskie psychotropom od 3 lat... Nie są to psychotropy, ale działanie bardzo silne. Bo też jej stan jest niestety zły. Tak jak napisałeś Nick - będzie się jeszcze bardziej pogłębiać w depresji, więc pora wziąć się za to na maksa, jeśli nie mam mieć reszty życia spieprzonego, a przecież cały czas jestem na jego starcie mając niecałe 31 lat. Pewnie, mógłbym ją zostawić, ale WIEDZIAŁEM KOGO BIORĘ ZA ŻONĘ. Wiedziałem, że ma takie problemy. Nie przypuszczałem jednak, że to wszystko pokieruje się w tak złym kierunku. Po prostu proza życia okazuje się zgoła inna, gdy zaczyna się życie samodzielne, zaczyna się praca, dzieci, utrzymanie tego i potem jeszcze dochodzą takie złożone sprawy jak ludzka psychika i jej łamanie się.
"Zadbaj o swój stan zdrowie psychicznego i fizycznego."
Mikołajek napisał - 'trenujesz kickboxing więc dorzuć do tego mma"
Dokładnie tak, juz jestem po słowie z moimi chłopakami z ekipy, że tak się powiem, którzy zawodowo trenują mma. Od sierpnia startujemy, wciągają mnie, mówią, że damy radę. To pomaga, wiara innych ludzi, mimo że nie wiedzą, co jest grane, ale widzą, że mi się coś w życiu wali...
Nick - piszesz "córka + sport". Tak jak mówisz - po wczorajszej akcji mojej żony wyszedłem na rower. Jeździłem 3 godziny, na pełnym gazie, nie przypuszczałem, że można mieć tyle siły, a przecież żaden ze mnie profesjonalista w tym względzie. Adrenalina pewnie była na najwyższym poziomie. Córka? Wczorajszy dzień dał mi do zrozumienia jak bardzo ją zaniedbałem przez te półtora miesiąca. Już sama doprasza się, żeby iśc do babci, bo widzi, że my z nią się nie bawimy, tylko mamy swoje sprawy dorosłych. Tak być nie ma prawa - koniec. Moja córcia jest dla mnie najważniejszym światełkiem życia i jej życia nie pozwolę spaprać. Nikomu, nawet mojej żonie i jej mamie, która ma ze sobą takie problemy i jednocześnie samoistnie te problemy przenosi na dziecko - agresją, obojętnością itd. WYSTARCZY! DOŚĆ! Dziś biorę po robocie córcię i spędzamy ze sobą do wieczora czas.
"Czy żona widzi potrzebę pracy nad sobą ?"
Tak, widzi. Tyle, że ona nie wie, co to praca nad sobą. Żyje emocjami, jak napisał i zauważył Yorik. Żeby pracować nad sobą, trzeba wyłączyć emocje i myśleć racjonalnie, rzeczowo, umieć konstruować myśli, nakierowywać je i jednocześnie wyciągać wnioski. U mojej żony niejednokrotnie brak logiki, rzeczowe argumenty wysuwane w rozmowie powodują u niej wściekłość, bo widzi, że jest zaganiana w kąt. Nad tym też będzie musiała pracować.
"Do konsekwentnej, codziennej pracy nad soba biędzie potrzebny jej przewodnik... najlepiej osoba 3."
Wiem - i tu właśnie myślę o terapeucie, ale z prawdziwego zdarzenia.
To co Nick i Yorik piszecie o dziadyce zostanie wprowadzone w życie. Na razie czekam na odzew po listach i mailach do żony i córki. Nie będzie do tygodnia odzewu, to zacznie się jazda. Zrobię mu teraz tak koło ****, że się zesra na samą myśl o mnie, mimo że już teraz jest na maksa przerażony, bo środowisko z jakiego się wywodzę nie należy do grzecznych chłopców. I on o tym doskonale wie.
Bacello - Twoje słowa są zawsze dla mnie jak miód. Pięknie wyważone, mądre. No i prezentujesz stanowisko kobiece, to dla mnie też bardzo istotne. Masz rację - w ciągu ostatniego półtorej miesiąca wpatrywałem się w jej twarz więcej niż przez 6 lat "chodzenia ze sobą". I widziałem za każdym razem inną osobę, niż tą którą znałem, albo lepiej powiedziawszy, niż tą którą sam sobie stworzyłem w swojej wyobraźni.
Co do tego kierowania się samym sobą, swoimi potrzebami - powoli to do mnie dochodzi. Idę na basen i nie mówię jej, że pójdziemy razem. Idę sam i koniec.
Bacello - czy kochając jak Ty i tak jak też i ja kocham - właśnie mimo wszystko - jesteś w stanie po latach się z tego podnieść? Widzisz w facetach jeszcze jakąś szansę dla siebie, by stworzyć jakąś relację, związek? Niekoniecznie przecież od razu małżeństwo. Czy może spoglądając na facetów zawsze widzisz w nich niebezpieczeństwo, że on też przecież może zdradzić... Ja tak teraz mam - patrzę na dziewczyny, kobiety i widzę w nich potencjalne zdradzaczki. Makabryczne uczucie, przecież zakładam coś z góry, generalizuję, a to odgórne krzywdzenie.
Czy wy, którzy wytrwaliście w związkach po zdradzie też dochodziliście do takiego momentu, że właściwie to było wam obojętne czy zostaniecie z tą osobą czy nie? Ja po wczorajszym wyjściu żony taki etap osiągnąłem. Jednocześnie czuję, że moja miłość coraz bardziej gaśnie i jest zabijana. Cały czas jest, cały czas jest wielka. Ale tak jak na płycie CD, powstaje coraz więcej rysek. Kiedyś może w końcu płyta nie odpalić i pomimo prób ratowania wszystkiego okaże się, że doszedłem do tego etapu, o którym wy mówicie, że to był czas stracony. Ja tego tak nie odbieram. Nie zakładam na zapas. Wielu z was tak mówi po czasie, a wiecie - po czasie, to każdy z nas wiele rzeczy by zmienił. Dopóki będę widział szansę, będę z niej korzystał, nie zapominając o sobie w głównej mierze. bo ta sytuacja otworzyła mi oczy - że w życiu trzeba być egoistą, tak jak właśnie zdradzacze nam oczy otwierają. Ale egoistą w pozytywnym znaczeniu - własnego rozwoju, wzrostu wartości, własnego ja. Także i w relacji ze swoim partnerem.
Plemplem81 daleka droga przed Tobą. Bez względu na to jak się Twoja historia skończy, ślad po wydarzeniu pozostanie na całe życie. Rady, które tutaj dostajesz napewno pomogą, tylko dostosuj je do swojej sytuacji.
Ja zostałem z żoną, chociaż nieraz zastanawiałem się po co. W imię miłości? Dla niej to nie miało znaczenia. Dopiero jak się sama przyznała, zapytała się czy ją kocham. Pytając ją o powód zdrady nie usłyszałem, że ją zaniedbywałem, że byłem be. Tylko, że się zakochała biedaczka. Winę zwaliła jeszcze na jakieś tam osłabienie psychiczne, niegrzeczne dzieci i kilka innych drobiazgów. Drobiazgów, bo do dzisiaj nie powiedziała mi w oczy, co źle robiłem. Sam doszedłem do swoich błędów, ale wniosek obustronny był jeden - nie było tak źle, żeby mogło dojść do czegoś takiego. Dlatego nieraz usłyszała ode mnie, że nie jest już kimś wyjątkowym, bo zbyt łatwo dała się zdobyć. A łatwy kąsek to żaden kąsek. Jazdę jaką jej fundowałem przez pierwsze miesiące niejeden by nie wytrzymał. Kiedy po tygodniu od przyznania się jej do winy powiedziałem, że odchodzę nagle oprzytomniała. Po kolejnym powiedziała, że go już nie kocha i rozpoczęła walkę o związek. Niedawno przyznała mi się, że nie myślała, że będzie tak ciężko. Widząc mój ból szybko uświadomiła sobie ogrom krzywdy jaką wyrządziła. Najgorsze były dla niej chwile, kiedy czuła, że przestaję ją kochać. Wtedy przepraszała, błagała, jeszcze bardziej się starała. A dzisiaj? Dzisiaj mam w domu Anioła, który cały czas powtarza, że mnie kocha, że poczeka na wybaczenie. Chce kiedyś ode mnie usłyszeć, że nie żałuję, że z nią zostałem i że jest moją żoną.
Wiesz do czego piję Plemplem81. Otóż Twoja żona, tak jak Ci tu wszyscy podpowiadają, nie wykazuje zbytnio ochoty do naprawy tego co zepsuła. Musisz mieć pewność, czy jej rozsypka jak Ty to nazywasz, jest faktycznie spowodowana świadomością czynu, czy brakiem zdecydowania, w którą stronę pójść. Z drugiej strony przemyśl swoje postępowanie przed zdradą. Jeżeli uważasz, że dawałeś swojej żonie wszystko co powinieneś, to zakończyć związek. Dla niej to było za mało i raczej pozostaniesz wygodną alternatywą, niż znowu wielką miłością.
Niedawno obchodziłem "rocznicę" wydarzenia i mogę powiedzieć, że jest ok. Ze swojej strony mogę Ci doradzić, żebyś nauczył się kochać siebie. Stań się chociaż w niewielkim stopniu egoistą. Ja tak zrobiłem i pozwoliło mi to trochę zdystansować się od problemu.
A misiu mojej żony? Dzisiaj jest dla niej nikim. Spowodowałem to swoim zachowaniem. Żadnych form przymusu. Po prostu pokazałem jej jak ją kocham, jak wspaniale może być w łóżku po kilkunastu latach małżeństwa. Do tego dochodzi pomoc w sprawach codziennych i wewnętrzna zmiana, która spowodowała, że jestem innym człowiekiem. To wszystko bardzo przytłoczyło moją żonę, bo dotarło do niej, że nie walczyła o nasz związek, tylko poszła na skróty. Dotarło do niej kogo i co mogła stracić.
Jeżeli chodzi o wybaczenie, to wybaczysz wtedy, kiedy będziesz potrafił wyciągnąć z tego wydarzenia pozytywne wnioski, bez względu na to czy Wasz związek przetrwa. Pamiętaj, że walczysz przede wszystkim o siebie.
Yorik - 2 dni mi zajęło, by zrozumieć Twoją postawę. I teraz właśnie ją tak traktuję jak pisałeś. Teraz rozumiem wszystkie wasze wypowiedzi. Nie chodzi o podsuwanie wskazówek, co zrobić. Chodzi o to, by umieć wznieść się ponad wszystko i doprowadzić swój stan umysłu, emocji, racjonalności do takiego stanu, by móc podjąć decyzję, za którą będzie się pewnym i nie będzie się wahało czy tak, czy tak.
Tak jak napisałem wcześnie - na pewno będę miewał dni gorsze, lepsze. Ale będę trwał w swojej decyzji. Najgorsze w tym etapie po zdradzie to niepewność i niewiedza co robić. Bo nawet podejmując decyzję o wychodzeniu z tego, ratowaniu związku i siebie też jednocześnie, to cały czas trzeba mieć na uwadze, że nie ma się nigdy gwarantu, że to się uda na pewno, że to się nigdy nie powtórzy. Już teraz wiem, że nie istnieją słowa TYLKO TY, NIGDY, ZAWSZE, JEDYNY. To ewoluuje w zależności od sytuacji, miejsca, sposobności.
Pięknie to ujął Nick - to też lekcja dla mnie, by właśnie starać się by się nie powtórzyło. Odrobić zadanie, co powodowało, że wpędziło moją żonę w stan chcenia innego typa.
Merlin - ja nie myślę o przemocy fizycznej wobec tego dziadygi, choć najchętniej bym go zlikwidował - tyle, że wiesz - tak samo powinienem to zrobić z moją żoną, albo głównie z nią, bo to ona dążyła do tego romansu. Gdyby nie chciała, to mógłby przyjść z gołym dyndającym starym sisiorem i wzięła by i go wyrzuciła, bo by tego po prostu nie chciała.
Co do tego co jej dawałem przed zdradą - nie dawałem jej tego, co dał dziadyga - uwagi, skupienia na jej zdaniu, pozwoleniu wygadania się, mimo że niejednokrotnie były to wypowiedzi pokraczne. Erudytą ona nie jest. zdaję sobie sprawę, że przesadzałem, nie raz mocno. U****iałem ją, bo te obowiązki już tak na siebie przejąłem, że zacząłem mieć wrażenie, że nawet to co ona mówi nie ma znaczenia, bo i tak będzie musiało być po mojemu, bo znów na mnie spadnie podjęcie decyzji... U nas szwankowała cały związek komunikacja, rozmowa. Doszliśmy do tego, że to podstawa, nad którą musimy zacząć naszą pracę.
Post doklejony:
He, teraz tak patrzę na tytuł tematu, który sam założyłem... Minęły 3 dni, mnóstwo waszych wypowiedzi, jednocześnie pełno postaw i sytuacji w życiu przez te 3 dni z żoną w życiu i wiem, że już na pewno nie założyłbym tematu z taką nazwą. To jest to co Yorik pisał. Skończył się etap pokrzywdzonego c i p a k a. Zaczyna się etap świadomego mężczyzny. Powoli, powoli, powoli... Jeszcze sporo się wydarzy, ale jestem mądrzejszy o wasze doświadczenia. Ktoś w jakimś temacie napisał, że lepiej uczyć się od innych, jak sparzyli sobie łapkę, by samemu jej nie sparzyć. To zdecydowanie lepsza nauka niż na własnym życiu, bo sami jesteśmy przykładami jak to na własnym życiu wygląda. Jakkolwiek jest później czy się jest razem ze zdradzaczem czy samemu - ten temat zawsze pozostaje.
Merlin napisałeś: "Do tego dochodzi pomoc w sprawach codziennych i wewnętrzna zmiana, która spowodowała, że jestem innym człowiekiem. To wszystko bardzo przytłoczyło moją żonę, bo dotarło do niej, że nie walczyła o nasz związek, tylko poszła na skróty. Dotarło do niej kogo i co mogła stracić."
Widzisz-u mnie ta przemiana już zaczęła następować zanim dowiedziałem się o zdradzie, bo czułem, że nasz związek się wali i zacząłem już wcześniej dochodzić do tego co może być przyczyną i widziałem ją właśnie w moim despotycznym podejściu, które było hiperbolizacją i nagromadzeniem przejęcia roli mojej partnerki w życiu. bo o naszym życiu, losie i drodze co, gdzie i jak zrobimy decydowałem tylko ja. Zacząłem się czuć w pewnym sensie panem tego, co robimy. A więc pojawił się i despotyzm. Doszło do mnie, że w ten sposób moja żona zawsze będzie z boku i nigdy sam jej nie pozwolę się rozwijać, widzieć ją samą, doceniać ją. Prezenty, drogie bielizny - to jest g ó w n o warte, jak nie ma oparcia w zrozumieniu, uczuciu. Też to teraz widzę. No i jestem innym człowiekiem od 3 miesięcy. Moja żona to widzi i mówi, że wolała tamtego, bo mnie znała, a teraz wydaję się jej taki dojrzały, inny, zmieniony. Wierzę, że z czasem zobaczy właśnie to co Twoja kobieta - kogo mogła stracić. A wystarczyło mi powiedzieć w grudniu - słuchaj - wali się nam związek, nie chcę tak życ, odchodzę. Dostałbym plaskacza na przebudzenie, ale nie zniszczyłoby to naszej sfery intymności, która teraz zawsze będzie nadszarpnięta po romansie.
Edytowane przez Plemplem81 dnia 13.07.2012 16:54:57
......bo o naszym życiu, losie i drodze co, gdzie i jak zrobimy decydowałem tylko ja. Zacząłem się czuć w pewnym sensie panem tego, co robimy. A więc pojawił się i despotyzm.
No, to już wiesz. Po charakterystyce twojej żony już się domyślałem.
Ona nie miała gdzie zaistnieć, przy dziadku czy przy innym, który nie był tak bystry jak ty, a dał jej pobyć z nią samą ona poczuła, że istnieje. Kutas to oczywiście wykorzystał, bez dwóch zdań. Ale jak nie uciekała ?
To główna przyczyna- wasze relacje, brak jej świata.
Teraz się zastanawiam, czy macie w to wchodzić bez jej przełamania. Nie wiem. Żeby czasami nie wyszło, że znajdzie w tym usprawiedliwienie, że to przez ciebie.
Zakoduj sobie i jej, że za wasze relacje oboje jesteście odpowiedzialni. Za wybranie formy zaworu bezpieczeństwa przez nią, tylko ona.
Mogła przecież zrobić tysiące innych rzeczy. Rozumiesz ?
To, że była słaba jej nie usprawiedliwia, co zrobiła, żeby być silniejsza, czy pracowała nad sobą, nad związkiem ? Nie.
Sam zdecyduj, czy możesz z nią wejść w szczerą anlizę związku przed.
Oj opadną wam trochę szczęki.
Trzymaj się chopie. Aż miło, odkąd zacząłeś myśleć. Pamiętaj, żeby nie myśleć za nią. Możesz tylko coś podsuwać. Ty siebie znasz i szybko rozpracujesz, bo pracowałeś nad sobą (chociażby na treningach) twoja żona będzie potrzebowała więcej czasu i nie po twojemu. Jesteście w różnych punktach, mało tego. Teraz wasze potrzeby są różne. Rozjechaliście się. Ona też musi to zrozumieć.
Jak zwykle - komunikacja to podstawa.
PS. 2 dni ci zajęło by zrozumieć postawę, bo to dla ciebie nowy świat. Ja miałem to szczęście, że nie musiałem rozumieć, jakoś to czułem, potem zacząłem lepiej się nad tym wszystkim zastanawiać.
Plemplem,zaskakujące pytanie...
No cóż,w caym moim nieszczęśćiu,bo tak moge powiedziec po ponad dwóch latach o tym co mnie spotkało,w całej otoczce zdrady,traumie nie tylko mojej,ale przede wszystkim Dzieci i Rodziców,długach,przymusowej zmianie pracy,całkowitej WYMIANIE znajomych,chociaz kiedys myślałam,że wielu z NICH to przyjaciele(zostało tylko kilkoro),moge smiało powiedzieć,że jestem szczęściarą.Mam nowe życie.
Pewnego ranka,jakoś pod koniec ubiegłego roku,obudziłąm się i sama do siebie powiedziałam;
Q....,za kim ja tęsknię,za kim ja płaczę,przecież ja go juz nie kocham.
Nie wiem jak,nie w eim kiedy,przestałąm kochac,stanęłam na nogi,boleśnie,ale stanęłam.I wiesz co?
Nie miałam oporów przed facetami,wyszłąm z założenia,że "jeżeli ktoś urodził się w stajni,nie znaczy,że jest koniem"----nie porównuję nikogo do mojego osobistego,nie szukam podobienstw,nie analizuję ,nie wspominam,pojawił się ktoś inny,z nienacka,trafił mnie piorun i postanowiłam zaryzykować,to ryzyka jak dotąd jest opłacalne.Nie oznacza to,że nie mam jakiś swoich demonów,obaw,ale śpię spokojnie.
Tylko czasem zdarza mi się zapomniec,że czas juz najwyższy zamiast JA,myśleć MY.To chuba konsekwencja tego,że w poukładym z trudnością życiu,w którym nie przewidywałąm miejsca na dla kogoś dorosłego,nagle pojawia się Człowiek,który po prostu jest.i ma do mnie ogromną cierpliwość.Napisałam o ryzyku,bo nauczyłąm się niczego nie planować,wyszłąm z założenia,że jak mi sie nie uda,to zostaną przynajmniej wspomnienia,a jjak będę płakać,to tym razem świadomie,nie z zaskoczenia,wiem dzisiaj,że nie wolm=no zostawiać niedomóien,staram ,wyjaśniać wszystkie nieporozumienia od razu,nie chować w sobie i nie zostawiać sama z myślami.A najważniejsze,że wiem,że nie kochanie MIMO WSZYSTKO to niszczenie samego siebie.
Tak już nie zrobię.
Czy mozna być szczęśliwym ,nawet jak się nie nuratuje związku?Jestem przykładem,że można,ja byłam ,zanim pojawił się ktoś w moim życiu,to chyba włąściwa droga,bo następna kobieta,następny mężćżyzna w naszych życiach,to nie plaster na stare rany,to nowy rozdział w życiu,w któy trzeba wejść na 100% przekonanym,że tego się właśnie chce i nie kocha się już wspomnien i niewiernych.Takie przekonanie mam.
A co do uczuć;
Ja nie mam wątplwiości do swoich uczuć,nie mam wątpliwości do swojego postępowania,nie mam wątpliwości,że zyję tak jak chcę,nie mam wątpliwości w stosunku do nowego związku.
Czasem jednak pojawia się ułąmek procenta,coraz rzadziej,ale się pojawia się ,jeżeli chodzi o zwykłę codzienne postępowanie Człowieka płci męskiej,bo zdrada,to takie parszystwo,któe przynajmniej u niektóych kobiet,na zawsze zostawia ledwo tlące się czerwone światełko ,taki wentyl bezpieczenstwa.
Gdzieś tu napisłąm,że los nic nie daj za darmo,że trzeba nauczyć się brać od niego tylko to,co dla nas dobre,a o resztę walczyć,nie poddawać się ,nie siadać z złożynymi rękami,czasem należy zamknąć uczucie,dopuścić rozum,kalkulować na zimno,wybierać to,co w życiu dla NAS w danym momencie jest dobre.Odkąd tak robię,jestem szczęściarą.
Bez względu PLemplem,jak potaczy się Twoje życie,pomyśl tylko,że żyjesz raz.Na nic w życiu nie jest za pózno.
Bacello-podobno umiera sie właśnie 2 lata, potem dopiero można zacząć żyć na nowo. I dla mnie jest to proste. Wolałabym właśnie tak... Wyrzucic go z domu, wypłakać swoje, zapomnieć. Wiem że tego bym chciała i to bym właśnie zrobiła, gdyby nie dzieci.....Kiedy się ma odpowiedzialność jeszcze za kogoś, trudniej jestpodjąć decyzję. Nie można wtedy myśleć tylko o sobie, o tym że ma się jedno życie... Nie chce robić tego dzieciom, zwłaszcza że , muszę przyznać jest dobrym ojcem, dzieciaki go kochają. Ale nie wiem jak mam to poukładać aby wszystko w miarę grało, aby dzieci widziały w nas kochających się rodziców, czuły się bezpiecznie. Mój starszy syn widzi że coś nie gra. Żal mi go na potęgę, cierpię kiedy widzę w jego oczach niepewnosć.....
Mam wrażenie ze Wy wszyscy potraficie tak trzeżwo patrzeć, wydaje się słuszne decyzje podejmować, macie tyle siły w sobie. Potraficie się oprzeć na sobie. Ja tego nie umiem, wiem że wiele pracy przede mną nad własnym charakterem. Do tej pory wspierałam się na moim mężu, on dawał mi poczucie bezpieczeństwa, bo sama sobie go nie umiałam dać. Teraz musi być inaczej. ale jak?
Trafne posty Yorika przeszywają jak igła. Plemplem, choć minęło dopiero parę tygodni, wydaje się że potrafił wyciągnąć wnioski. Czuję się przy Was jak głupiutka dziewczynka, której ktoś zabrał zabawki z piaskownicy i ona to będzie pamiętać do końca swoich dni. Wciąż leże i nie moge się podnieść. Rozpamiętuje to co się zdarzyło, nawet na sekunde nie potrzafie skierować swoich myśli na inne tory, a co dopiero zacząć budować coś konstruktywnego. Jestem chaotyczna we wszystkim co robie. Tęsknię za tym co było między nami, za więzią, za beztroską miłością, czystą, tylko my i nikt więcej. Ale tego już nie ma. Mój mąż przekonuje mnie że możemy jeszcze to osiągnąć, pracując nad sobą nad naszym razem. Czasem wydaje mi się że nam się uda, a czasem ze to już niemożliwe.
Minęło parę dni, wydawało się, że wszystko dąży w kierunku pozytywnym. Ale jakże trzeba być czujnym... 2 dni temu moja żona w internecie szukała informacji o swoim kochasiu wpisując jego imię i nazwisko, potem wymazała to perfidnie z historii przeglądanych witryn. Wczoraj zaś węszyła na stronie dotyczącej darmowych smsów i też to wymazała z historii przeglądanych stron. Chyba już ją szlag trafia, że każde jej kłamstwo jest odkrywane, ale dla mnie to poważny znak, że skończyło się już coś na dobre. Mojego zaufania nie odzyska już chyba nigdy po takich wyskokach, bo gdy pytałem ją, to mi kłamała, że przypadkowo musiałem na to trafić. Idiotę jeszcze ze mnie robi. Żenujące.
Budzę się i na nią patrzę jak na obcą osobę, patrzę jej w oczy i widzę kłamliwą kobietę, za każdym razem myślę czy nie kłamie, jak mówi gdzie idzie itp. Chyba pewien etap się powoli zamyka samoistnie na jej własne życzenie. Tylko po co w takim razie mówi mi, że chce odbudować nas, nasze uczucie, pokazuje czułość, troskę itp.? Czyżby dla zmyłki, a tak naprawdę sama nie wie czego chce? Jestem wku(r)wiony na maksa takim jej postępowaniem, bo to jest niegodne nawet wroga, nie mówiąc o ponoć najbliższej osobie.
Listy do córki i żony kochasia poszły, mam nadzieję, że sajgon u niego dopiero się rozpocznie.
EVIDENCE - widzę, że jesteś uwieszona na swoim mężu. Będzie to wykorzystywał cały czas. Nawet jak teraz Cię uśpi, uspokoi czujność, to za jakiś czas znów mu wyjdzie to bokiem. Chyba pora, żebyś sama zaczęła stanowić o sobie, sama w sobie miała siłę, bo opierając się na innej osobie bardzo szybko można stracić nagle cały świat.
Dzieci? Wolisz, żeby czuły chłód rodziców wobec siebie, czy wolisz żeby widziały jednego rodzica i drugiego też czasami, ale w lepszej kondycji psychicznej każdego z osobna? Najgorsze w tym wszystkim jest litowanie się nad samym sobą i stękanie. Też ten etap przerabiałem i już go mam za sobą. Właśnie tylko silna osobowość, silna jednostka jest w stanie podjąć racjonalną decyzję, bez żałowania swojego kroku. I do tego trzeba dążyć będąc zdradzonym. Albo twardo trzymamy się pozostania (wiedząc o tym, że wcale może nie być różowo - i trzeba to przyjąć na samym początku) albo zrywamy temat i zaczynamy nowe życie. Czasem ten pierwszy etap może trochę trwać, zanim dojrzejemy do tej decyzji. Ale tak jak pisała Bacello - ważne żeby była ona pewna i nie było żałowania podjętego kroku. Ja jestem coraz bliższy podjęcia właśnie tej decyzji. Próg kłamstwa, jakie mogę znieść został już przekroczony dawno, teraz tylko sam siebie krzywdzę, że pozwalam jej na to, mimo że mówię, że więcej nie dam się skrzywdzić. Sam sobie zadaję ból.
Jeszcze co do Twoich wahań EVIDENCE - ja mam to samo każdego dnia - w jednej chwili myślę, że się uda, za moment przychodzi dół i myślenie, że jednak nie będę w stanie tego przejść z tą osobą. Ale to też jest potrzebne, żeby móc podjąć tą decyzję i jej nie żałować.
Przykre, bo to cię wykończy. Właściwie sam sobie na wszystko odpowiedziałeś. Nie wybiłeś ją z tego. Eydaje mi się, że to konsekwencja, że poszedłeś na miekko lub nie byłeś w stanie ruszyć jej emocji.
Ona też ma huśtawkę i w tej huśtawce patrzy w jego stronę.
Plemplem,no cóz,przykro ,że to idzie w tę stronę.Nic dodac nic ując.Trzymaj się i tyle.
Tej obcej kobiecie wydaje się,że jest robi z Ciebie idiotę,Ty wiesz o jej poczynaniach,teraz zostaje Ci to wszystko jakos udokumentować
.Możesz potrzebować w sądzie,a jak nie będize Ci potrzebne,to schowaj głęboko w zaklejonej kopercie.
Evidence,gdybyś rozmawiała ze mną dwa lata temu,powiedziałabyś,że głupszej baby nie ma na całym na świecie.Siły nabieramy z czasem,nie ma się jej od razu,trzeba mocno oberwać,żeby zrozumieć pewne rzeczy i podjąc decyzję.I jeszcze jedno;
Też mam dzieci,to dzięki nim min.stawałam na nogi.
Potrzebujesz czasu,nic więcej.Może warto pomysleć tak ja ,że szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci?