Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
po prostu Bogini narzuca konkretną receptę na wszystkie przypadki.
Rise, ale ta recepta Bogini brzmi "zaspokajaj potrzeby swojego faceta". Jakie są inne przypadki? Bo mi przychodzi tylko związek między dwoma kobietami
Cytat
Związek doskonały mogą stworzyć ludzie doskonali, a takich brak.
A z tym się nie zgodzę. Związek dopełnia człowieka właśnie tak, że dopełnia jego niedoskonałości. Jeśli bylibyśmy doskonali, to po co związek? Przecież szukamy kogoś, kto pokocha nasze niedoskonałości, po to szukamy akceptacji, bo jesteśmy niedoskonali.
Związek doskonały dla mnie polega na takim związku, gdzie obydwie strony są szczęśliwe. A drogą do tego jest zaspokajanie własnych potrzeb nawzajem.
Rise, piszesz
Cytat
Natomiast w podejściu do dziecka i wychowania tez zdarzają się błędy i wypaczenia.
wcześniej pisałeś o "specyficznych zachowaniach, charakterach, sytuacjach i innych detalach" jako powodzie nie stosowania doświadczeń Bogini.
Jeśli więc jest znak równości między powyższymi, to chcesz zmieniać tabliczkę mnożenia, bo ktoś robi w niej błąd, że 2x3 jest 7 a nie 6?
Cytat
I tu właśnie mieszczą mi się słowa Bogini w kategoriach bajki. Przyjdę zrąbany, chory, zły, apatyczny czy w innym złym stanie do domu i po wejściu do domu mam tryskać miłością?
Rise, mam wrażenie, że my inaczej postrzegamy jej słowa. Ja tego nie odebrałem jako swoisty manifest trudu i znoju. Czytam słowa Bogini jako wskazanie, że uczucie miłości powinno przekładać się na energię ukierunkowaną na partnera, bez zbędnego zastanawiania się czy powinienem to robić, czy przypadkiem czegoś nie stracę jak dam za wiele, itp. I kierujemy się w tym potrzebami partnera a nie tym, co nam się wydaje, że będzie dla niego lepsze.
Ale to nie jest celem samym w sobie, celem jest też wzajemność. Doprowadzenie do stanu, że partner zacznie nam dawać też maksimum z siebie. Wtedy uzyskujemy obustronny stan maksymalnych korzyści, pełnego zaspokojenia. Tylko trudność tkwi w tym, że w tym dawaniu nie możemy myśleć o sobie. Owszem, mamy myśleć o sobie w braniu od partnera, ale nie w dawaniu. W dawaniu myślimy przede wszystkim o nim.
A z tym się nie zgodzę. Związek dopełnia człowieka właśnie tak, że dopełnia jego niedoskonałości.
Raise myśli, myśli.... i przyznaje rację. Tak Bob udało Ci się trafić w sedno. Tyle, że sam wiesz, że to jest bardzo odległe. To taka samorealizacja we dwoje. Wiemy jak powinno być i dążymy do tego. Czyli na moje wcześniej postawione pytanie dostałem już dwie odpowiedzi - doskonały związek to taki który nie jest sam w sobie doskonały, ale do tej doskonałości dąży. Ot tak...
Cytat
Rise, mam wrażenie, że my inaczej postrzegamy jej słowa.
Wrażenie mam bliźniacze, czekamy więc na Boginię, niech ona rozstrzygnie swoją łaskawością nasz mały spór (jak to ładnie brzmi). Bo jeśli jest tak jak ja myślę to bajka, jeśli jest tak jak Ty mówisz, to tak, wygląda to wtedy inaczej... ludzko bardziej.
Ps.
Z tą tabliczką mnożenia to się zgubiłem. Wiesz, chodzi mi o to, że jeśli chodzi o miłość i wychowanie to są skrajne sytuacje. Można kochać dziecko krystalicznie, ale czy uda nam się osiągnąć w wychowaniu to co sobie zaplanowaliśmy?
Za bardzo narzucasz swoje doświadczenia innym, nie bierzesz pod uwagę specyficznych zachowań, charakterów, sytuacji i innych detali, które składają się na związek.
Bob->Rise
Cytat
Co to za "specyficzne zachowania, charaktery, sytuacje i inne detale"?
Przecież każdy człowiek chce być kochany, akceptowany, podziwiany, przytulany, pocieszany, głaskany itp.
Czemu potrafimy się oburzać na rodziców, którzy nie okazują miłości dziecku, a przyzwalamy na jej braki w związku? Rise, czy w kwestii tej miłości do dziecka też są "specyficzne zachowania, charaktery, sytuacje i inne detale"?
Rise->Bob
Cytat
Miłość do dziecka jest oczywista i bezwarunkowa. Natomiast w podejściu do dziecka i wychowania tez zdarzają się błędy i wypaczenia. Tez czasami ... pojawia się zmęczenie, złe emocje, jakaś taka chęć odpoczynku czasami.
Więc jeśli to, co różni związki, to zestaw "błędów i wypaczeń", nazywanych wcześniej "specyficznymi zachowaniami, charakterami, sytuacjami i innymi detalami", to doświadczenia Bogini są jak najbardziej poprawne i do zastosowania. To, że ktoś ma we własnym związku sytuację powstałą z iluś tam wcześniejszych błędów, nie oznacza, że nie może się cofnąć, nie oznacza to, że ten związek jest jakiś "inny" czy "szczególny". Bo co może być takiego specyficznego? Jeśli przykładowo w związku facet nie czuje potrzeby bliskości, bo taki stan rzeczy wyniósł ze swojego domu rodzinnego, to znaczy że on faktycznie w środku nie ma takiej potrzeby, której być może sobie bezpośrednio nie uzmysławia. Jeśli partner nauczy go tego, pomoże odkryć i zaspokoi tą potrzebę, to czy ten człowiek nie będzie dużo bardziej szczęśliwy?
Czy takie różnice to są faktycznie różnice? Jeśli przykładowo, mamy w związku kobietę o niskim poczuciu kobiecości, to przecież nie jest to jakiś inny rodzaj związku. Owszem należałoby przepracować wspólnie taki stan tak, żeby poczuła się w pełni kobietą, ale poza tym tam będą działały normalne reguły związku. Problem będzie wtedy, kiedy spróbujemy wykoślawiać reguły związku w efekcie problemów wewnętrznych poszczególnych osób w związku, np. my się nie przytulamy, bo on tego nie lubi - czy to jest normalne, tak powinno być?
Albo inne - my się nie kochamy często, bo żona nie lubi seksu - to też jest normalne i akceptowalne?
Problem jest w tym, że z własnych przypadłości robi się normę dla związku. I owszem, wtedy każdy związek będzie inny, często w jakiś sposób cudaczny. Potem jeszcze taka zdradzona osoba trafia tutaj, pisze o swoim związku, małżeństwie, a jak się pokopie głębiej to się okazuje, że tam to był tylko jakiś specyficzny układ, nie mający nic wspólnego ani ze związkiem, ani tym bardziej małżeństwem. Bo te słowa mają wagę, one coś znaczą.
Bob, ależ ja do doskonale rozumiem. Rzeczy o których mówisz są dla mnie jasne i oczywiste. Zdaję sobie sprawę, że w związku dwóch osób można bardzo czerpać od partnera, można się nauczyć innego spostrzegania, zrozumienia czy nawet odczuwania. Jednym z celów budowania związku jest chęć osiągnięcia szczęścia. Rozumiem Bob te mechanizmy i jestem za. Natomiast ze słów Bogini nie wynikała ta myśl aż tak jednoznacznie. Może rzeczywiście zamiast słowa "specyficznie" trafniej by było użyć stwierdzeń "odmienne". Po za tym źródłem błędów są często niezaplanowane sytuacje, nieporozumienia, odmienne podejście do życia, inne wychowanie. A receptą na to jest to co sam mówisz - czyli wyjaśnianie konfliktów na bieżąco, nie zamiatanie ich pod dywan, bo potem się zrobi taka fałda, że się ciągle będziemy potykać.
Po za tym źródłem błędów są często niezaplanowane sytuacje, nieporozumienia, odmienne podejście do życia, inne wychowanie.
Rise, przypnę się, bo wygląda mi to na rozmydlanie sprawy. Więc po kolei, jakie są niezaplanowane sytuacje, które mają wpływ na związek?
Przychodzi mi jedno do głowy, wpadka z dzieckiem. Wtedy dwoje obcych ludzi, którzy do tej pory jakoś niespecjalnie decydowali się być razem, w tym momencie decydują. I opierają swój związek na wspólnym dziecku. Faktycznie, sytuacja odmienna, zgadzam się, że w takim układzie nie warto robić czegokolwiek, bo i po co. Robić wbrew sobie, że może tego kogoś pokocham? Raczej nie.
"Nieporozumienia", czyli problem z dialogiem - odpada, bo do przepracowania w pierwszej kolejności. Jak Robinson spotkał Piętaszka, to zaczęli od sposobu porozumiewania się.
"Odmienne podejście do życia" - raczej chodzi o niedojrzałość, jedno potrzebuje jeszcze "szumieć", drugie chce stabilizacji. Faktycznie może być problem, jeśli się taki układ forsuje na siłę, wg mnie spora szansa, że się to rozleci.
"Inne wychowanie" - ok, biorę pierwszy lepszy przykład z brzegu: katolik i nie-katolik. Raczej też bez szans, dużo zależy od "siły katolicyzmu" u katolika.
Podsumowując, Rise, zgodzę się, że słów Bogini nie można zastosować w przypadkach 1, 3 i 4, ale jak zapewne sam zauważasz, w takich przypadkach żaden sposób nie będzie dobry, może oprócz "pomocy" osób zewnętrznych, czyli:
przypadek 1 - kochanek/kochanka dla każdej osoby
przypadek 3 - zestaw kochanków/kochanek dla niedojrzałego i parę wiader cierpliwości dla drugiego partnera
przypadek 4 - katolik ma swoją więź z Bogiem, jakaś sympatyczna osoba przydałaby się też do więzi dla jego partnerki/partnera dla zaspokajania ludzkich potrzeb
Natomiast w każdej innej relacji wzajemnej, nie obarczonej powyższymi przypadkami, słowa Bogini są wg mnie do zastosowania.
Marta:Bob-niestety też został zdradzony...
Nie w obecnym związku.
-wiem,przepraszam,że tego nie dopisałam.
Cytat
: Anice, nie podobała mi się nierównowaga w związku (a nie samo wkładanie wysiłku w związek). Tzn. jedna strona daje bez ograniczeń, druga bierze, mało dając. Taki związek wg mnie ma małe szanse być związkiem udanym, szczęśliwym, a na pewno daje bardzo małą gwarancję wierności
Ja też napisałam,że w/g mnie to Bogini o wiele więcej robi dla związku niz jej mąż.
Cytat
Marta:Anice:Ale żyłam z nim tyle lat bez tej maksymy -i było dobrze!
Anice, gdyby mąż Cię nie zdradził, to zdanie byłoby wiarygodne. Nic nie psuje się z dnia na dzień, tzn. dziś mnie kocha, jutro nie. Albo facet w ogóle jest sk...em od początku do końca,nigdy nie umiał nikogo kochać, więc zdradzał, bo właściwie dlaczego nie, albo była jakaś przyczyna wewnątrz związku przez Ciebie niezauważona, która doprowadziła do rozpadu związku ( w sensie relacji), czego następstwem była zdrada.
Cytat
bob napisał:Tak jak napisałem, dla kogo dobrze? Jeśli dobrze dla niego, to by nie szukał. A może nie dość dobrze, może owszem, dobrze, ale gdzie indziej byłoby lepiej?
Ja na samym początku mojej tu bytności napisałam,że przed zdradą był u nas jakis kryzys.I nie pisałam nigdzie,że byłam idealna.I że zepsuło się coś z dnia na dzień.Ale nasze małżeństwo trwało już kilka lat-zanim się ten kryzys pojawił-i wtedy było dobrze. Ja chyba najlepiej wiem,jak wyglądało moje małżeństwo.
A może ponieważ mój mąż mnie zdradził,to już w tym temacie nie mam prawa do własnego zdania ,tylko powinnam przytakiwać Bogini i dziękować jej ,że podała mi swoją cudowna receptę na udany związek??Ciągle będę powtarzać,że to cudowna recepta na JEJ UDANY ZWIĄZEK!
Dodam jeszcze,że czy to w sypialni,czy w małżeństwie w ogóle powinno sie robić to,co obu stronom odpowiada-a nie jednej!
Cytat
:Anice, przystopuj, Bogini użyła przenośni, co do tej dziwki, tak samo jak do kury domowej i służącej.
Jak ja napisałem o kowalu własnego losu, to nie chodziło mi o kuźnię i miech
-oj nigdy bym na to nie wpadła!Nie chodziło Ci o kuźnię? Ja też myślę-Bob.
Wiem,że to przenośnie ale ten przykład czemuś odpowiada.
I tu wkleję słowa Risa,z którymi jak najbardziej się zgadzam:
Cytat
Rise napisał:Bob nie myl uczucia miłości z codziennym życiem. I tu właśnie mieszczą mi się słowa Bogini w kategoriach bajki. Przyjdę zrąbany, chory, zły, apatyczny czy w innym złym stanie do domu i po wejściu do domu mam tryskać miłością? Mam sypać płatki z róż pod nogi i zasypywać komplementami? Nie da się. Czy to oznacza, że przestałem kochać? I właśnie o tą "techniczną" część wypowiedzi Bogini mi chodzi.
O to mi właśnie chodziło.Moja wersja-wracam bardzo zmęczona z pracy do domu,w dodatku po spięciach z szefem,czeka mnie jeszcze przygotowanie obiadu,zmywanie a wieczorem mam zastosować radę Bogini:
Cytat
: Poświęcaj się w 100%,
Zadowalaj Go!! Zaskakuj!! Mezczyzni szukaja urozmaicenia. Urozmaic mu zycie seksualne!!!! Nie lez jak kloda, i nie mow ze jestes zmeczona/boli cie glowa. Okazuj mu czulosc, i to ze go potrzebujesz. Codziennie
Jeżeli tego nie zastosuję,bo padam z nóg i nie w głowie mi to po przykrościach a on będzie miał ochotę na seks to znaczy,że go już nie kocham?
Rozumiem,że w/g Bogini powinnam seks uprawiać zawsze gdy on chce-nawet jeżeli jestem tak zmęczona,że ledwie się trzymam na nogach. I choć nic nie czuję pewnie mam jeszcze udawać orgazm?Bo przyjdzie inna-i będzie chciała?
To chyba też Lew Starowicz napisał,że największym wrogiem udanego seksu jest zmęczenie!
Ja się z tym całkowicie zgadzam.
Cytat
Rise:...Poza tym źródłem błędów są często niezaplanowane sytuacje, nieporozumienia, odmienne podejście do życia, inne wychowanie. A receptą na to jest to co sam mówisz - czyli wyjaśnianie konfliktów na bieżąco, nie zamiatanie ich pod dywan, bo potem się zrobi taka fałda, że się ciągle będziemy potykać.
Jak najbardziej się z tym zgadzam,zwłaszcza z odmiennym podejściem do życia,z innym wychowaniem.Zwłaszcza z tym ostatnim.
Niepojęte,jak głęboko to w nas potrafi tkwić.Ta odmienność.
To też jest bardzo często źródłó konfliktów.Mówię na podstawie swojego związku.
A ta wymieniona recepta jest dla mnie naprawdę cenną wskazówką.
Edytowane przez AngelinaJolie dnia 16.09.2008 20:33:54
Anice, jeśli celem związku jest zbudowanie relacji, a potem utrzymanie ich, to zdrada jest jednoznaczną oceną tego efektu budowania. Zdrada niestety obnaża świat, jaki sobie zbudowaliśmy, gdzie wg nas, wszystko jest OK. Zdrada pokazuje, że druga strona nie jest uczestnikiem tego naszego, przyjemnego świata. Piszę nas, mając na myśli i Ciebie i mnie. Jestem świadom świata, który wznosiłem, jestem świadom sygnałów, które druga strona wysyłała, a ja marginalizowałem i umniejszałem do nieistotnych problemów. Gdybym wtedy wiedział, do czego to będzie prowadzić, wydaje mi się, że zachowywałbym się inaczej.
Wiesz, jak teraz myślę o tym, to te wymogi drugiej strony nie były aż tak wielkie, żebym nie potrafił tego dać. Że inne od moich przyzwyczajeń, ochoty, chęci w danym momencie? Ale przecież to jest inny, drugi człowiek. Jeśli kocham, to coś powinno to oznaczać. Jeśli mówię mu, że kocham, to dlaczego taki opór we mnie był w dawaniu?
Anice, w tym co piszesz robisz podobny błąd do mojego w tamtym związku. Nastawiasz się na obronę terytorium. Tylko pytanie, po co?
Spróbuj zobaczyć, jakie to jest trywialnie proste w słowach Bogini: czuję i potem działam z uczucia. A że kocham stale, to tak działam, stale.
Cytat
Dodam jeszcze,że czy to w sypialni,czy w małżeństwie w ogóle powinno sie robić to,co obu stronom odpowiada-a nie jednej!
Dokładnie tak mówiłem mojej ex jak nie miałem na coś ochoty. Ba, nawet tłumaczyłem to logicznie. Na początku walczyła o to ze mną. Po jakimś czasie przestała. Potem minęło kilka lat i niewiele zostało tego wspólnego, co obu stronom odpowiada.
Czy było warto o to tłuc kopie? Teraz napiszę, że nie było. Że koszt był dużo większy, niż utrzymanie jakiejś dziwnej wolności. I tak, mogę też teraz napisać, że wtedy był ten moment, kiedy zrobiony został pierwszy krok w złą stronę.
Anice, jeśli codziennie miałabyś robić to samo, to nie ma elementu zaskoczenia
Więc nie sądzę, że to codziennie ma być obiad. Spokojnie można zadzwonić po telepizzę albo wyskoczyć na miasto na kolację. Przecież sama też jesz, prawda?
Cytat
nie w głowie mi to po przykrościach a on będzie miał ochotę na seks to znaczy,że go już nie kocham?
Sugeruję zastanowić się nad odprężającą rolą seksu, zwłaszcza jak się wraca do domu po złym dniu. Szybko mijają złe emocje. Mądrzy ludzie potrafią dostrzec taką cudowną moc seksu, potrafią ją też świadomie wykorzystywać, żeby nie taplać się za długo w złych emocjach. Po to też jest ten drugi człowiek w domu, żeby właśnie się nie taplać
Anice, ja nie jestem zwolennikiem robienia czegoś ze strachu, ale z drugiej strony mam wrażenie, że jak ludzie mają jakieś własne zahamowania, problemy, którymi w końcu dzielą się z partnerami i ... (!!!) robią z tego wartość. Zamiast poprosić o pomoc i spróbować te rzeczy wspólnie rozwiązywać, to dziwną wartością robi się potrzeba ich uszanowania, akceptacji. A potem te tereny stają się przestrzenią walki.
Anice, w poprzednim związku ja walczyłem, a jak związek się skończył, to stwierdziłem, że to jest walka z wiatrakami, że ta walka jest bez sensu, bo nie można jej wygrać.
W kolejnym związku, takich walk nie było. Z jednego powodu, bo przyjąłem założenie, że jak mój partner zmusi mnie do walki, zamiast do wspólnego rozwiązywania takich problemów, to ja zwijam zabawki i się wypisuję z klubu. Tak jak Ci pisałem, kilkakrotnie przez pierwszy okres wszystko wisiało na włosku, ale w efekcie nasze wewnętrzne problemy nie stały się problemami w związku. Nauczyliśmy się też razem rozwiązywać problemy. To w kwestii tego odmiennego podejścia do życia, wychowania. To jest pic na wodę i fotomontaż. Rzecz polega na własnym utkwieniu w pewnych ramach i robieniu z tego wartości. Kiedy nadarza się okazja, żeby z tych ram wyjść, bo jest drugi człowiek, jest jego miłość, która powinna działać budująco, to wtedy przechodzi się do obrony czegoś, co jeszcze nie jest nasze. Bo wychowanie to wpojenie sposobów naszych rodziców, nie nas samych. To czego bronić?
Marta:Bob-niestety też został zdradzony...
Nie w obecnym związku.
-wiem,przepraszam,że tego nie dopisałam
Anice, źle to napisałam (czasem wydaje mi się, że coś jest oczywiste, a potem się okazuje, że ciągle mam problem z jasnym przekazem o co mi chodzi ) , nie chodziło mi o zaznaczenie, że ja go nie zdradziłam, tylko o to, że Bob zmienił się (wykonał kawał pracy nad sobą) od czasu poprzedniego związku. A to się przekłada bezpośrednio na moje poczucie szczęścia, zaspokojenie potrzeb, równowagę. Pewnie dlatego mi w głowie nie powstają żadne "kosmate myśli" .
Cytat
Ale nasze małżeństwo trwało już kilka lat-zanim się ten kryzys pojawił-i wtedy było dobrze
No dobrze, ale jakaś przyczyna kryzysu musiała być. Może było tak, że coś się zbierało, kumulowało, czego nie zauważyłaś, a potem zrobiło się nieciekawie, czyli źle działo się wcześniej, ale mogłaś nie być tego świadoma. To są moje luźne rozważania na temat, bo nie pamiętam/znam dokładnie Twojej historii. Oczywiście, zgadzam się z Tobą, że sama najlepiej wiesz jak wyglądało Twoje małżeństwo.
Poza tym od jakiegoś czasu mam wrażenie, że odczytujesz to co niektórzy tutaj piszą bardzo osobiście. To chyba są niepotrzebne nerwy. Bo tak naprawdę to nikt tutaj nikomu nie chce na siłę narzucać poglądów. Wystarczy zapytać jaki byłby w tym cel, skoro jesteśmy obcymi sobie ludźmi. Żaden. Natomiast dla mnie celem jest odkrywanie jakiejś prawdy o życiu i ludziach, po to, by później się łatwiej żyło, żeby nie musieć funkcjonować w rzeczywistości, która jest jedną wielką zagadką, niewiadomą, bo to wyczerpujące, a do tego marne szanse na znalezienie szczęścia po omacku.
bob:Jestem świadom świata, który wznosiłem, jestem świadom sygnałów, które druga strona wysyłała, a ja marginalizowałem i umniejszałem do nieistotnych problemów. Gdybym wtedy wiedział, do czego to będzie prowadzić, wydaje mi się, że zachowywałbym się inaczej.
Bob-mądrze to ująłeś.Myślę,że masz rację.
Bob,Marto,chciałam tylko powiedzieć,że mówiąc iz wcześniej było u nas dobrze-nie napisałam,że idealnie.Ani,że jakieś drobne kryzysy nie występowały.Ale-właśnie,drobne.Takie,które potrafiły minąć tak szybko jak się pojawiły.
Nie pisałam też,że kryzys,który nastąpił przed zdradą-pojawił się z dnia na dzień.Nie.
Ale może Bob pamieta,jak pisałam wcześniej,że wiele razy próbowałam rozmawiać o tym z mężem.Ale on nie chciał.Rozmową wiele moze wyjaśnić tylko trzeba chcieć.
I dlatego miałam i mam ciągle do niego żal,że jeżeli wtedy nie widział już dla nas przyszłości-to wtedy najpierw powinien mi to uczciwie powiedzieć.A nie szukać na boku-nie wiem-pociechy,zapomnienia...? ..
Cytat
:Anice, w tym co piszesz robisz podobny błąd do mojego w tamtym związku.Nastawiasz się na obronę terytorium
Chciałabym Cie zapytać,czy uważasz,że ROBIŁAM czy ROBIĘ?
Piszesz o odprężającej roli seksu-pewnie coś w tym jest ale jeśli chodzi o psychiczną stronę-o odstresowanie. Ja osobiście abym mogła w tym uczestniczyć tak naprawdę,nie mogę byc bardzo zmęczona.Wtedy nic mi nie wychodzi..Mogłabym-jak pisze Bogini-jedynie l"leżeć jak kłoda"
To stwierdzienie,które cytowałam,"że zmęczenie jest największym wrogiem udanego seksu" to nie tylko słowa (chyba)Starowicza-czytałam o tym wiele razy.I ja tak mam.
Cytat
Po to też jest ten drugi człowiek w domu, żeby właśnie się nie taplać za długo w złych emocjach.
-zawsze to mężowi powtarzałam tylko innymi słowami!
Ale do niego jakoś mało to docierało.I teraz tak do końca to chyba też niestety nie dociera...
Cytat
:Anice, ja nie jestem zwolennikiem robienia czegoś ze strachu, ale z drugiej strony mam wrażenie, że jak ludzie mają jakieś własne zahamowania, problemy, którymi w końcu dzielą się z partnerami i ... (!!!) robią z tego wartość. Zamiast poprosić o pomoc i spróbować te rzeczy wspólnie rozwiązywać, to dziwną wartością robi się potrzeba ich uszanowania, akceptacji. A potem te tereny stają się przestrzenią walki.
Bob-ja zawsze prosiłam o taką pomoc.Ale nie zawsze ją otrzymywałam...A jak mój mąż prosił-to moge uczciwie stwierdzić,że choć starałam się pomóc w rozwiązaniu.Czasem mi się udawało.
Nawet teraz,on jest tak zapracowany, zajęty swoją firmą,problemami,które sie pojawiają,że moich czasem nie zauważa.Albo stwierdza,że są błache...Może i są w porównaniu z jego ale chyba nie powinien ich tak całkiem lekceważyć.Bo to chodzi też o nasze relacje,że to dla niego nie jest ważne...
[quote]: Nauczyliśmy się też razem rozwiązywać problemyTo w kwestii tego odmiennego podejścia do życia, wychowania. To jest pic na wodę i fotomontaż. Rzecz polega na własnym utkwieniu w pewnych ramach i robieniu z tego wartości. Kiedy nadarza się okazja, żeby z tych ram wyjść, bo jest drugi człowiek, jest jego miłość, która powinna działać budująco, to wtedy przechodzi się do obrony czegoś, co jeszcze nie jest nasze. Bo wychowanie to wpojenie sposobów naszych rodziców, nie nas samych. To czego bronić?[quote]
Ja tu nie mówię o bronieniu czegoś.Ale myslę,że pewne sprawy są głęboko zakodowane.Są jakby w naszej naturze.Oczywiście można(czasem trzeba) je zmienic ale trzeba tego chcieć.
Nigdy nie spotkałeś się z tym,że ktoś uważa,że powinno się coś zrobić-tak i tak-i żadna siła go nie przekona,że można inaczej,bo zawsze tak robił.Myślę,że wyniósł to z domu i to jest ten pewnik dla niego.
A telepizzy nie mogę zamówić,nie skoczymy na miasto cos zjeść,jemy w domu-bo daleko za miastem mieszkamy.
Takie wypady,owszem są,tylko niestety za rzadko.
Edytowane przez AngelinaJolie dnia 16.09.2008 23:55:28
Chciałabym Cie zapytać,czy uważasz,że ROBIŁAM czy ROBIĘ?
Anice, piszę na podstawie Twoich postów. W tych postach to robisz, bronisz pewnego stylu swojego zachowania w związku. Choćby tutaj:
Cytat
Ciągle będę powtarzać,że to cudowna recepta na JEJ UDANY ZWIĄZEK!
Dodam jeszcze,że czy to w sypialni,czy w małżeństwie w ogóle powinno sie robić to,co obu stronom odpowiada-a nie jednej!
Wnioskując z tego posta, to jest Twój aktualny pogląd.
Cytat
Ale do niego jakoś mało to docierało.I teraz tak do końca to chyba też niestety nie dociera...
Być może zachodzi to, o czym pisałem pod koniec, o pewne ramy, w których on tkwi, ramy zachowań.
Cytat
Nawet teraz,on jest tak zapracowany, zajęty swoją firmą,problemami,które sie pojawiają,że moich czasem nie zauważa.Albo stwierdza,że są błache...Może i są w porównaniu z jego ale chyba nie powinien ich tak całkiem lekceważyć.
Zgadzam się, nie powinien wcale ich lekceważyć. Rozumiem, że byt materialny jest istotny, tylko warto raz na jakiś czas zadać pytanie, po co to robić? Czemu ma to służyć, przecież celem nie są pieniądze same w sobie? W dzisiejszym świecie łatwo się zagubić, pomylić cel ze środkiem do celu. Trzeba pamiętać co jest ważne i po prostu tego nie odkładać.
Cytat
Ale myslę,że pewne sprawy są głęboko zakodowane.Są jakby w naszej naturze.
Mi się wydaje, że bardziej chodzi o przyzwyczajenie, a może i trochę o bezpieczeństwo. Trochę tak jak ulubione ubranie. Być może już z niego wyrośliśmy, ale póki nosimy i nie przymierzymy innego, to trudno powiedzieć. Czasem sama próba zmiany wystarczy, żeby się przekonać, że tylko nam się wydaje, że jest problem.
Zawsze dobrze jest moim zdaniem, jak człowiek sobie pomyśli, z którą częścią siebie się utożsamia: z umysłem, z emocjami, ze wspomnieniami. Co jest panem czego. Co rządzi, a co musi się podporządkować zmianom. Gdzie jest wola. To taka moja stara sztuczka, żeby mieć siłę na pokonanie własnych słabości Mogę, bo chcę.
bob:Być może zachodzi to, [...] o pewne ramy, w których on tkwi, ramy zachowań.
Być może.Tylko trzeba chcieć z tych ram wyjść...
Cytat
bob:Rozumiem, że byt materialny jest istotny, tylko warto raz na jakiś czas zadać pytanie, po co to robić? Czemu ma to służyć, przecież celem nie są pieniądze same w sobie? W dzisiejszym świecie łatwo się zagubić, pomylić cel ze środkiem do celu. Trzeba pamiętać co jest ważne i po prostu tego nie odkładać
Jak najbarzdiej się zgadzam.Tylko teraz przede mną jest praca,żeby to jakoś uzmysłowić(a raczej dalej uzmysławiać) mojemu mężowi.
Choć pieniądz nie jest dla niego tą najwyższą wartością, on po prostu skoncentrował się bardziej na budowaniu swojego świata,swoich marzeń,które niejako udaje mu sie powoli realizować.
Ja wiem,że nie robi tego tylko dla wartości materialnych,bo ta praca go wciąga,ma dla niego też i niematerialny wymiar.Coś sam osiągnął i sam od podstaw stworzył,choc nie było łatwo. I cieszy się tym -i-muszę przyznać że ze mną się tą radością jak i problemami dzieli.Jakoś w tym uczestniczę.To mnie cieszy.
Tylko,że jak pisałam tak go to pochłonęło,że niejako zaczyna mieć nad nim jakąś władzę i ja schodzę nieco na drugi plan...
Cytat
bob: Zawsze dobrze jest moim zdaniem, jak człowiek sobie pomyśli, z którą częścią siebie się utożsamia: z umysłem, z emocjami, ze wspomnieniami. Co jest panem czego. Co rządzi, a co musi się podporządkować zmianom. Gdzie jest wola. To taka moja stara sztuczka, żeby mieć siłę na pokonanie własnych słabości Mogę, bo chcę.
Wiesz-podoba mi się ta Twoja sztuczka.Chyba bedę próbowałą ją zastosować.Dobrze to wymyśliłeś
Nie twierdzę, że to spotka wszystkie małżeństwa tylko opiszę moich rodziców. Moja mama miała podobny pogląd co do małżeństwa "byc zona w kuchni, sluzaca w salonie i dziwka w sypialni" co do sypialni to zbyt dobrze nie wiem. Zawsze twierdziła, że żona musi być wyrozumiała, cierpliwa itp. Przez cały czas dogadzała tacie. Przychodził z pracy obiad, kolacja sama sprzątała gotowała prała i jeszcze biegała przy tacie. Nigdy nie wymagała aby coś robił twierdząc, że pracuje w pracy a w domu odpoczywa. Nigdy się nie kłuciła bo twierdziła, że to co mówi to tak musi być. Nie pracowała a mogła iść do pracy gdy ja i brat chodziliśmy do szkoły podstawowej ale tata powiedział nie więc nie mogła pracować bo tata się nie zgodził. Jego pomoc przy szykowaniu do imienin lub świąt polegała na tym, że sobie gdzieś poszedł a Ona nie musiała biegać wokól niego tylko szykowała. Ślub mieli w XII 1972 roku a pod koniec 2004 tata nagrał sobie gg i od tamtej pory pisze do obcych kobiet. Wysyła serduszka buziaki. W styczniu 2006 ma swój pokój przed pracą gg po pracy gg i inne kobiety. Są razem a jednocześnie oddzielnie. W tym roku na weselu tata tylko pisał sms a mama była sama. To przykre bo był pieszczony przez nią tyle lat. Gdy spytała sie dlaczego tak jest powiedział jej, że samo tak wyszło.
Więc zadczynam wątpić czy ta metoda jest dobra. Moim rodzicą udało się tyle lat ale nie do końca
Widzisz Agnieszko,ja się z Tobą zgadzam.
Uważam,że przemądrzała i bardzo młoda Bogini uważa,że posiadła mądrość świata odnośnie idealnego małżeństwa!
Ja jej naprawdę źle nie życzę ale na jakiej podstawie sądzi,że będąc taką jaką jest zapewni sobie na wieki miłość i wierność męża?
Ja na tym forum kilkakrotnie czytałam wypowiedzi zdradzonych kobiet,które pytając swoich mężów -dlaczego,usłyszały,że były zbyt idealne!!
Twoja matka tak się starała a mężczyznom czasem po prostu zachce się ODMIANY!
Jak żona jest spokojna-szukają żywiołowej,jak ma temperament-to spodoba im się uległa,spokojna kotka,jak jest szczupła-szukają takiej o pełniejszych kształtach itd!
Oczywiscie nie uważam,że wszyscy tak robią
Chodzi mi o to,że często zdradzający mężczyźni-nie potrafią powiedzieć-dlaczego!
Nie zgodzę się z opinią,że to właśnie tylko zdradzające kobiety nie potrafią-dlaczego to zrobiły-odpowiedzieć !
Agnieszka1, ja nie widzę analogii między tym, co opisałaś, a tym, co opisała Bogini. Jej filozofia opiera się na słowach:
Cytat
Uwazam, ze jesli facet ma to czego potrzebuje, nigdy nie pojdzie do innej!!!
Proste, logiczne. Mezczyzni sa prosci. Jak budowa cepa.
Agnieszka1 natomiast pisze o czymś innym:
Cytat
Zawsze twierdziła, że żona musi być wyrozumiała, cierpliwa itp. Przez cały czas dogadzała tacie.
To są rzeczy, o których kobieta myśli, że facet potrzebuje. Ma to niewiele wspólnego z faktycznymi potrzebami.
Bogini mocno podkreśliła działanie w kierunku zaskakiwania swojego faceta. To ma niewiele wspólnego z usługiwaniem.
Nie wiem, mam cały czas wrażenie, że występuje różnica pomiędzy odbiorem słów Bogini. Być może na tym polega jej sukces, że ona rozumie potrzeby faceta.
Bogini mocno podkreśliła działanie w kierunku zaskakiwania swojego faceta. To ma niewiele wspólnego z usługiwaniem.
motto bogini : "być żoną w kuchni, służącą w salonie i dziwka w sypialni"
zawiera w sobie więcej usługiwania:
(żona+kuchnia=usługa, salon+służąca=usługa, sypialnia+dziwka=możliwość zaskakiwania)
chyba że zona w kuchni nie gotuje tylko podaje na swoim nagim ciele sushi mężowi
napisała:
Cytat
obiad zawsze z
deserem, piwo zawsze w lodowce. masaz umeczonego
mezczyzny, ktory 8 godzin ciezko pracowal w biurze
(moj bohater!), ogrzanie biedactwa wlasnym cialem
w lozku gdy marznie (szlarfok? fuj!). dzisiaj nie
spie, tylko na zmiane usypiam dziecko i pielegnuje
moj skarb, ktory ciezko zachorowal i umiera
prawdopodobnie na zapalenie ucha
(...)
ja tam nie wyczytałam żadnych nowych rewelacji...
Cytat
Nie wiem, mam cały czas wrażenie, że występuje różnica pomiędzy odbiorem słów Bogini. Być może na tym polega jej sukces, że ona rozumie potrzeby faceta.
ja bym była sceptyczna mówiąc o sukcesie po 3 latach małżeństwa,
szkoda że bogini nie pisze bo my tu sobie możemy gadu-gadu a ja jestem ciekawa czy nasze stanowisko i doświadczenia daje jej do myślenia na przyszłość?
Edytowane przez finka dnia 05.10.2008 14:04:34
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Nie wiem, może to wynika z tego, że jestem facetem, ale ja to nadal widzę inaczej. Kobieta, której życie polega na obsługiwaniu mnie, dbaniu o dom itp. szybko znika z mojej przestrzeni widzenia. Owszem, jest to wygodne, ale przestaję to postrzegać tak, jak nie postrzegam kobiety, która sprząta u mnie w pracy. Po prostu jak przychodzę w poniedziałek do roboty to jest czysto i tyle. Żadne specjalne emocje nie powstają.
Ja mam wrażenie, że Bogini nie o tym pisze, albo "nie tylko o tym". Być może świadomie/nieświadomie, ale ona działa także w obszarze męskiej potrzeby bycia zaskakiwanym. Tak jak parokrotnie pisałem, u faceta emocje powstają wskutek fizycznych pobudzeń. Codzienny obiad na stole nie jest takim pobudzeniem, ale masaż, zamówienie pizzy do pracy - to facet odbiera jako rzecz świadcząca, że kobieta o nim myśli i generuje emocje. Standardowe działania, typu codzienny obiad tego nie generują, bo są ... standardowe.
To chyba tak samo, jakby kobieta codziennie od faceta dostawała kwiatek. Po kilku tygodniach przestanie działać (tak mi się wydaje).
Zaskoczenie to jest recepta Bogini. Przynajmniej tak mi się wydaje. Co robi facet gdy widzi że kobieta-żona z dziwnym pół uśmiechem zerka na niego w dodatku nic nie mówiąc. Zaczyna się zastanawiać. Co jest? Wzbudza zainteresowanie. Pobudza go do tego aby sprawdził co się dzieje. Lub otwierasz drzwi i widzisz karteczki kierujące cię po domu i co dziwne nie do sypialni. Tak, tak dziecinne. Ale czyż miłość nie jest stanem w którym wszystko wydaje nam się inne niż w rzeczywistości?