Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Z tymi gadżetami Henry ma rację. Jak ktoś ma wyobraźnię to nawet i sama rozmowa może doprowadzić prawie do orgazmu
Binko zauważ, ze kiedy jest romans to wcześniej czy później zaczynamy chcieć więcej. Nie zawsze tak jest, ale często się zdarza. Wtedy zachowujemy się jak typowy zdradzacz, czyli czepiamy się wszystkiego, jesteśmy źli na świat, chodzimy nadąsani. Rozmyślamy czy być egoistą i zostawić czy jednak pozostać. Zawsze, kiedy wchodzi trzecia osoba do związku to robi zamieszanie. Małżeństwo się pieprzy.
Mówię często aby się nie poświęcać, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Mamy wtedy pretensję na świat, na siebie, na osobę dla której się poświęcamy. Czy zostając w toksycznym związku robimy dobrze dzieciom? NIE. Sytuacja jest podobna. Tak zachowują się rodzice, kiedy ktoś kogoś zdradził, tak zachowuje się ktoś, kto jest nieszczęśliwy, bo musi się poświęcać.
Czy myślisz, że jeżeli facet miałaby kochankę to byłby happy?Jasne że byłby. Czekałby z utęsknieniem na kolejne spotkanie, w domu chodziłby zamyślony a w głowie byłaby tylko kochanka. Jak myślisz, co w tym momencie myślałaby jego żona? Byłaby smutna, że jej mąż ma kogoś i nic jej nie mówi. To jest to samo kiedy powiedzieć kalekiej żonie jakie ma się potrzeby, a w razie zgody robić to za przyzwoleniem. Oczywiście wydaje się to absurdem, ale jest uczciwe. Jednak jak już mówiłem, wszyscy będą cierpieć i nie ma tu reguły.
Prawda i tylko prawda nawet jak bywa najgorsza. Wtedy nie ma nieporozumień i oszustw. Uciekanie się do tchórzostwa wcześniej czy później prowadzi do jeszcze gorszej sytuacji i zjechanej psychy. Każdy zdradzacz myśli, że jakoś to będzie, wszystko się ułoży i nikt się nie dowie. A jak dzieje się później? Wszyscy wiemy, wiemy jakie są tego potem skutki. Należy spojrzeć trochę bardziej do przodu a nie do czubka swego nosa a później lamentować, chodzić na kolanach i prosić o przebaczenie.
To my kreujemy rzeczywistość. Chcemy, by zdrada, była usprawiedliwiona, lub tego nie chcemy. Usprawiedliwiamy ją, lub absolutnie się z nią nie zgadzamy. Pamiętam taką ciekawą dyskusję, którą kiedyś toczyliśmy na forum. Dotyczyła zdrady syna, lub córki. Wszyscy byli zgodni, że zdrada jest zła, ale sam odbiór, tej zdrady był już całkowicie inny. Okazało się, że łatwiej jest wybaczyć zdradę własnemu dziecku, niż własnemu partnerowi. Dlaczego? Być może dlatego, że to nie my, i nie nasze ego zostało zdradzone? Czyli, coś co dotyczy nas samych jest bardziej trudne do przyjęcia, niż to, co dotyczy partnera naszego dziecka. O ile swojego partnera jesteśmy skłonni wyrzucić z mieszkania, za zdradę, o tyle naszemu dziecku, po prostu pokiwamy palcem. (przynajmniej w znakomitej większości przypadków) Generalnie się nie zdradza, zdrada jest zła, ale...
Zaciekawiła mnie jedna z Twoich wypowiedzi Morfeuszu:
W tym przypadku nikogo nie krzywdzi, mąż nie jest niczego świadomy, dla świata umarł, jest tylko jego ciało (tak mi się wydaje, nie jestem lekarzem). Więc związek się zakończył. Pozostaje tylko opieka i zadośćuczynienie za to, kim był. Życie toczy się dalej, tm bardziej jak jest młoda.
No właśnie. Nie ma umysłu, jest tylko ciało. To jest jeszcze człowiek, czy już nie? Leży w tym łóżku jeszcze nasz partner, czy już nie? Bo jeśli nie ON, to kto tam leży? I jak rozumieć słowa, "tym bardziej jak jest młoda"???? Bo jak jest stara, to?...
nikogo nie krzywdzi, mąż nie jest niczego świadomy jest tylko jego ciało
Dziwne, ale bardzo łatwo podobne słowa można odniść do zdrowego partnera. Przecież, on też nie zawsze musi być świadomy zdrady i też można widzieć w nim tylko mięso, a nie człowieka.
I jeszcze:
Jeżeli jednak umawiamy się z żoną, że ja mam potrzeby i muszę coś z tym zrobić, a ona się zgadza, bo sama nie może tego dać to wtedy jest przyzwolenie. Ale od faceta zależy czy wykorzysta to czy nie. Jednak kobieta będzie czuła się źle, ale wybiera mniejsze zło. Może się na to też nie zgodzić i wtedy rozchodzą się.
Morfeuszu, opisana przez Ciebie sytuacja pachnie na kilometr szantażem. Ja mam potrzeby i muszę, z tym coś zrobić, czuj się źle, ale wybierz mniejsze zło, a jak Ci nie pasuje to się rozchodzimy. To w końcu Jej problem, że wylądowała na tym wózku, nie? Ilu jest takich ludzi, którzy godzą się na wszystko, ze strachu przed utratą partnera?
Warunkujemy naszą wierność i miłość? Czyimś zdrowiem, seksem, czymś jeszcze?
Czasem lubisz powiercić dziurę w brzuchu Gordianie.
Podkreśliłem w Twoim topiku tą część, w której trochę przegiąłeś, nie można iść na skróty konkret to konkret, jest przykład a Ty używasz ni z gruszki ni z pietruszki przeniesienia do normalnego związku. Tak się nie robi. Przytaczanie przykładu ogranicza jego rozpatrywanie i tyle.
Ktoś traktuje partnera jak mięso - tak często. W trakcie zdrady, kupa mięsa bez uczuć, nie można go urazić, prawda.
W tym przypadku nikogo nie krzywdzi, mąż nie jest niczego świadomy, dla świata umarł, jest tylko jego ciało (tak mi się wydaje, nie jestem lekarzem). Więc związek się zakończył. Pozostaje tylko opieka i zadośćuczynienie za to, kim był. Życie toczy się dalej, tm bardziej jak jest młoda.
Gordianie Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jest to bardzo trudne tak jednoznacznie napisać. Nie byłem w takiej sytuacji i mam nadzieje, że się nie znajdę. Czy leżące ciało to nasz partner? Wizualnie oczywiście tak. Ale wydaje mi się, że to głównie umysł tworzy z nami więź. Ciało to tylko skorupa, a wiążemy się z kimś, co jest w środku tej skorupy. W tym momencie tego nie ma, leży tylko masa ciała. Mamy spędzić resztę życia opiekując się kimś (czymś) wiedząc, że nigdy nie porozmawiam, nigdy nie zobaczę przynajmniej gestu w moją stronę, leży coś, co dla świata zewnętrznego umarło? Tutaj wydaje mi się zależy wszystko od jednostki jak to potraktuje. Jedni będą czuwać całe życie i będą z tym szczęśliwi, drudzy pójdą naprzód zakładając rodziny. Wiesz, oceniam to na sucho, gdybam, bo nie doświadczyłem z autopsji. Nie wiem jakbym się zachował w takiej sytuacji. Możliwe, że dla mnie ktoś taki byłby nadal "żywy" a ja czerpałbym z tego przyjemność w 100%. Możliwe...
Cytat
I jak rozumieć słowa, "tym bardziej jak jest młoda"???? Bo jak jest stara, to?...
Tutaj to moje powierzchowne myślenie, ale masz racje, każdy potrzebuje szczęścia, bez względu na wiek. Tutaj się zagalopowałem. Jednak myślę, że starszej osobie, która już ma rodzinę, dzieci, swoje przeżyła łatwiej z tym się uporać, ma mniejsze dylematy (tak mi się wydaje). Osobie młodszej, której otwiera się co dopiero droga na świat, do życia, ma swoje marzenia, trudniej jest się tak poświecić. Wiem, że to jest egoistyczne, ale ja np. będąc taką masą ciała, chciałbym, żeby moja ukochana ułożyła swoje życie na nowo. Ponownie zachowuje się egoistycznie, ale bym nawet wygnała ją od siebie, nie zważając na jej zdanie w tej sprawie. Nie wiem, może nie dorosłem do tej sytuacji, a życie pokazałby, że może być zupełnie inaczej.
Cytat
Morfeuszu, opisana przez Ciebie sytuacja pachnie na kilometr szantażem. Ja mam potrzeby i muszę, z tym coś zrobić, czuj się źle, ale wybierz mniejsze zło, a jak Ci nie pasuje to się rozchodzimy.
Gordianie, odpowiadałem Bince jak być uczciwym. Jeżeli już dochodzi do sytuacji czy ktoś ma zdradzać czy jednak powiedzieć o swoich potrzebach i robić to za przyzwoleniem, to co byś zrobił? Więc uważasz, że lepiej zdradzić, bo tylko takie dwie możliwości miałem do wyboru? Uważam, że to wszystko jest absurdem, ale przynajmniej uczciwym niż wyrachowana zdrada. To od partnera,partnerki zależy czy jednak skorzysta z tego (ja bym czuł się strasznie podle i chyba wolałbym se w łeb palnąć). Ale takie sytuacje nie są rzadkością i ludzie wybierają mniejsze zło. Żebyśmy się zrozumieli, nie mówimy o krystalicznym poświęceniu się, bo takich dylematów nie byłoby i tej całej rozmowy. Chodzi o o to, aby być uczciwym i nie być oszukanym. A jakie reguły panują w związku, to zależy od ludzi jakie sobie ustalą. Dla jednych coś może być nie do przyjęcia, dla innych to samo, rozwiązaniem problemów.
Podobnie ma się w związku, gdzie nie ma osoby na wózku. Ustalamy jak nasz związek ma wyglądać. Jeżeli coś nie pasuje to rozchodzimy się.
Właśnie w takiej sytuacji znalazła się moja koleżanka Morfeuszu. Mąż poinformował ją o swoich potrzebach. Uczciwie. Mają dzieci, tak więc wybrała "mniejsze zło". Czasem w oku zakręci się łza, ale mówi, że można się przyzwyczaić. Na szczęście my takich dylematów, nie mamy.
Morfeuszu, jeżeli w tym łóżku będzie leżał syn, powiesz, że wizualnie, to jest Twój syn, ale tak naprawdę to skorupa? Bo tylko umysł Tworzy więź? Być może jego umysł funkcjonuje już inaczej, a Twój?
Tezuszu, oczywiście, że chciałem sprowokować. Chciałem też pokazać podobieństwo w naszym myśleniu. Często przestajemy dostrzegać człowieka w kimś kogo zdradzamy. Ale to już moje spojrzenia na całą sprawę. Jeżeli przyjąć, że mamy być z kimś w zdrowiu i chorobie, to nie pracujący mózg, lub słabo pracujący, nie uwalnia nas od bycia uczciwym człowiekiem.
Tezeuszu, jako jedyny z administratorów, edytujesz moje posty (i nie chodzi o poprawianie literówek) Robisz to bardzo często. Nie musisz się ze mną zgadzać, ale byłoby miło, gdybyś swoje odpowiedzi, uwagi zamieszczał w osobnym poście. Czy jest to możliwe?
W poście podkreśliłem to o czym napisałem w swoim topiku tylko tyle.
A tak poza tym w zasadzie nie widzę problemu z edycją. Masz bardzo ciekawe wypowiedzi nie lubię kawałkować cudzych postów i przenosić ich do swojej wypowiedzi, bo jeśli są w całości brzmią odpowiednio. ponadto w większej części zgadzam się z Twoimi uwagami czasem wskazuje jedynie na lukę w rozumowaniu (w moim pojęciu), bądź tezy dla mnie niezrozumiałe.
Jeśli ja wyedytuje Twój post, dopisując pod nim swój automat to scali efekt taki sam tylko zamiast 4 okienek mamy jedno.
Morfeuszu, jeżeli w tym łóżku będzie leżał syn, powiesz, że wizualnie, to jest Twój syn, ale tak naprawdę to skorupa? Bo tylko umysł Tworzy więź? Być może jego umysł funkcjonuje już inaczej, a Twój?
Obejrzyj sobie film "W stronę morza" z Javier'em Bardem'em.
Właśnie próbuję wejść w rolę kogoś, kto musi z tym się zmierzyć...
Czy można porównywać własne dziecko do partnera/partnerki? Dzieci zawsze pozostaną poza wszelką klasyfikacją. Tutaj nie ma co dyskutować.
Czy na takie pytania jest jedna, uniwersalna odpowiedź? NIE.
Jeżeli potrafimy rozdzielić "masę ciała", a to co jest/było w środku to łatwiej się z tym uporać (mówię o partnerze/partnerce). Jednak zawsze podświadomie będzie to jako całość, osoba, którą kiedyś poznaliśmy, kochamy. Rozdzielenie "duszy" od ciała jest to oszukiwanie naszego umysłu. Ale przez takie właśnie oszustwo część ludzi może układać swoje życie od nowa, inna część pozostaje gdzie jest i to im w zupełności wystarcza. Staram się wybrać optymalne rozwiązanie, bo w tym nie ma tak naprawdę odpowiedzi. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś znajdzie w takiej sytuacji to kieruje się głównie emocjami, potrzebami, bo logicznego rozwiązanie nie ma. Dlatego co jednostka to i inna odpowiedź a każda może być słuszna.
Czy możemy potępiać osobę, która będzie chciała stworzyć nowy związek? Raczej w takiej sytuacji nie. Jeżeli są dwie strony wtedy możemy rozmawiać i coś ustalać. Ale jeżeli praktycznie jest tylko jedna ze stron to my tylko decydujemy, bo tak naprawdę to nasze życie i my dokonujemy wyborów i to, co dla nas jest najlepsze.
Więc Gordianie jak już mówiłem, gdybym był "roślinką" chciałbym, aby moja kobieta nie poświęcała się dla mnie. Wolałbym, aby spełniła się jako matka i żona i miała szczęśliwe życie.
Kiedy się rodziliśmy nikt nam nie powiedział, że w życiu będą łatwe wybory. Dlatego często jest "mniejsze zło".
A Ty jakie masz zdanie na ten temat?
Masz rację Morfeuszu, to jest zupełnie normalne - życzyć ludziom, których kochamy, jak najlepiej. W tym przypadku, ja również chciałbym, by moja rodzina, moja dziewczyna była jak najszczęśliwsza.
Zastanawiałem się tylko, czy można odnieść tę sytuację do przysięgi małżeńskiej? Można jakoś? Nie jestem "entuzjastą" eutanazji, "W stronę morza" oczywiście obejrzę, choć pewnie za jakiś czas, bo jestem wystarczająco "zdołowany" nocnym oglądaniem "Melancholii" Larsa von Triera. Generalnie wydaje mi się, że wszystko jest "do ****" po tym filmie.
Cztery (?) lata temu, jeden z moich znajomych z pracy został pobity, kijem bejsbolowym. Poszło o dziewczynę, którą poderwał, a która wcześniej była dziewczyną jednego ze sprawców. Prawdopodobnie po roku (?) odłączono go od aparatury. Słońce nie przestało świecić, ludzie nie przestali chodzić ulicami... Nie zmieniło się nic. Mam świadomość, tego, że ta dziewczyna zostałaby "skazana", gdyby już do końca życia musiała się nim opiekować i być mu wierna. Jednak, gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy: gdyby nie odłączenie od aparatury, to kto miałby przejąć rolę żony i opiekunki?
Wiem, że takie przypadki są marginalne i być może cała ta dyskusja nie ma sensu. Jednak...
Znam kobietę, która pomimo wypadku męża (facet stracił obie nogi) i generalnie nie jest w najlepszej kondycji fizycznej, jest z nim od wielu lat. Podziwiam ją. Wiele kobiet, odeszłoby od niego, albo postawiłoby mu ultimatum, w rodzaju, albo się zgadzasz, albo... A ona przy nim trwa. (!!!) Każdemu życzę takiej miłości. Bo kto z nas chciałby zostać opuszczony przez najbliższą osobę w takim momencie?
Napisałeś, że dzieci są poza wszelką klasyfikacją. Łatwiej więc jest odłączyć żonę, od aparatury, niż córkę. Wiem, że tak jest. Dlaczego? I dlaczego łatwiej wybaczyć to, że córka zdradza swojego męża, niż to, że żona zdradza nas?
To w kontekście: Generalnie się nie zdradza, ale...
Morfeuszu, nie wierzę w mniejsze zło. To pojęcie jest bardzo względne. Jestem chyba idealistą, choć coraz bardziej zaczynam myśleć, że nasza egzystencja nie ma znaczenia.
Zastanawiałem się tylko, czy można odnieść tę sytuację do przysięgi małżeńskiej?
Wydaje mi się, ze to jest indywidualna interpretacja każdego z nas. Czy leżące ciało, w którym mózg już nie pracuje należy uznać za pełnowartościowego człowieka, czy jednak to już tylko ciało. Każda decyzja w tej kwestii będzie dobra.
Cytat
Jednak, gdyby spojrzeć na to z innej perspektywy: gdyby nie odłączenie od aparatury, to kto miałby przejąć rolę żony i opiekunki?
W tym wypadku chyba tylko rolę opiekunki. Gordianie też byłem idealistą i teraz daleko nie odbiegam od tego (tak mi się wydaje). Tylko wiesz co Ci powiem? Inaczej teoretyzować a inaczej, kiedy przychodzi nam się z tym zmierzyć. Ile osób na tym portalu mówiło sobie wcześniej, że jeżeli osoba najbliższa ich zdradzi to nie będą się zastanawiać tylko od razu odejdą. Ja także tak twierdziłem. Jednak rzeczywistość okazała się całkiem inna i decyzja o natychmiastowym odejściu nie była taka łatwa. Wtedy pojawiają się szarości a nasze wybory nie są znowu już takie czarne lub białe. Dlatego uważam, że mniejsze zło często jest racjonalnym wyjściem. Nie wszyscy rodzimy się bohaterami zdolnymi do całkowitych poświęceń. Ktoś kto ma pełną głowę ideałów przed pójściem na wojnę, kiedy wraca z niej, ma mózg już zjechany a wcześniejsze idee zmierzyły się z rzeczywistością i zostały pogrzebane. Oczywiście trzeba dążyć do doskonałości i nie poddawać się, jednak nie popadajmy w skrajność, bo w ten sposób zapominamy o sobie a żyjemy tylko samą ideą.
Cytat
Napisałeś, że dzieci są poza wszelką klasyfikacją. Łatwiej więc jest odłączyć żonę, od aparatury, niż córkę. Wiem, że tak jest. Dlaczego? I dlaczego łatwiej wybaczyć to, że córka zdradza swojego męża, niż to, że żona zdradza nas?
Nie mam żony i dzieci ale napiszę co wiem z obserwacji otoczenia.
Kiedy moi znajomi poznawali swoje dziewczyny, żony było to coś normalnego i nic nadzwyczajnego, normalna kolej rzeczy. Jednak kiedy już rodziły się dzieci, widziałem po zachowaniach, ich emocjach, rozmowie z nimi, że w ich życiu wydarzyło się coś wyjątkowego, nawet mistycznego. Nawet najwięksi twardziele miękli i przeistaczali się w subtelnych opiekunów swoich pociech. Wtedy świat stawał do góry nogami. Tworzyła się wyjątkowa więź. Tego wszystkiego nie było, kiedy była jeszcze tylko kobieta. Zawsze słyszałem jedno, żona...? Hmmmm... teraz najważniejsze jest dziecko. Żony już może nawet nie być a liczy się tylko syn/córka. Wydaje mi się, że nie ma silniejszego uczucia jak miłość matki do dziecka.
Żonę/męża poznajemy, wcześniej był to dla nas ktoś obcy. Jednak dzieci rodzą się z naszej krwi i są kawałkiem nas samych. Dlatego napisałem, że dzieci są poza wszelką klasyfikacją i nie ma co dyskutować.
Dlatego dzieci zawsze będą najważniejsze. Powiedz mi Gordianie która matka będzie przekładała męża nad dziecko?
Naszym celem jako ludzi jest wychowanie potomstwa dla przedłużenia gatunku. My jako rodzice jesteśmy tylko opiekunami. A w nas samych jest zakodowane (jakiś zew natury), aby dzieci ochraniać ponad wszystko. Żeby było jednak inaczej ( jeden z rodziców byłby ważniejszy), to ludzkość pewnie by nie przetrwała, bo potomstwo byłyby często opuszczane w najlepszym razie. Wiec nie jest to przypadek, że tak właśnie świat jest zaprogramowany.
morfeusz napisał/a:
która matka będzie przekładała męża nad dziecko?
Taka, ktora uczestniczy w katastrofie lotniczej, gdzie wpierw trzeba zakladac maski tlenowe sobie, wiec takze i mezowi, a na koncu dziecku ;-)
Taka dygresja, calkiem bezbronna, ale nie moglem sie powstrzymac. Wlasnie lepilem igloo na dworze i sie dotlenilem za wszystkie czasy, chyba mi odbilo. Ale pewnie, kazdy z nas uwaza, ze malzonek to "rzecz" nabyta w odroznieniu od dziecka, ktore jest czescia nas samych.
Napisałeś: "Czy leżące ciało, w którym mózg już nie pracuje należy uznać za pełnowartościowego człowieka, czy jednak to już tylko ciało."
PEŁNOWARTOŚCIOWY człowiek? Będziesz kochał swoją żonę do momentu, gdy przestanie być PEŁNOWARTOŚCIOWA? Mimo wszystko wolę już ten swój idealizm.
Post doklejony:
Henry, sorry zagapiłem się, ale już piszę - moja żona, "rzecz nabyta" jest również częścią mnie. W nie mniejszym stopniu, niż moje dzieci.
I "do cholery", zazdroszczę Ci tego igloo!!!
PEŁNOWARTOŚCIOWY człowiek? Będziesz kochał swoją żonę do momentu, gdy przestanie być PEŁNOWARTOŚCIOWA? Mimo wszystko wolę już ten swój idealizm.
Gordianie łapiesz mnie za słówka a wiesz o co mi chodzi. Trudno to tak określić. Może być określenie łopatologiczne, medyczne, teologiczne i jeszcze wiele innych. Zadajesz mi ciągle pytania a sam się nie ustosunkujesz do tego problemu. Ja uważam, że możemy być mądrzy jak patrzymy na ten problem z boku. Jednak kiedy przychodzi nam się zmierzyć wtedy chowamy głowę w piasek i już tak nie jesteśmy chętni do dyskusji. Nie uważam się za doskonałego i wiem, że w takiej sytuacji miałbym ogromny dylemat. Z tego co Ty mówisz u Ciebie byłoby to bardzo proste. Wiem jedno, poznajemy kogoś po tym co robi a nie co gada i przyszłość by wszystko zweryfikowała.
Morfeuszu, nie łapię Cię za słowa. Po prostu próbuję ustosunkować się do tego, co sam przecież napisałeś. Wiem, że to nie jest proste. Oczywiście, masz rację, z tym, że czyny ważniejsze są od słów.
Cudownie byłoby w tym "niepełnowartościowym" człowieku widzieć jednak w dalszym ciągu swoją połówkę, mimo zaistnienia nieodwracalnych zmian, mimo braku nadziei na jutro w innej formie...
Jestem idealistą...wierzę, że wartość ma się w serduchu i nią mierzymy rzeczywistość wokół siebie, niezależnie od okoliczności...
Moim zdaniem to tez tylko wykret. Jak ladnie mozna oszukac innych, a nawet siebie... ze czlowiek to juz nie czlowiek, tylko roslina. Bo mial porazenie, wylew, cokolwiek. Tylko ze cudowne powroty do zdrowia sie zdarzaja, wiara czyni cuda. Rzadko, bo rzadko, ale nie wykorzystac jej - jak dla mnie to stracic jeden ze swoich atrybutow czlowieczenstwa, jak pisala Jakich Wiele - miara czlowieka sa czyny, nie checi. Pewnie, ze kazdy chcialby byc czlowiekiem z wielkim serduchem i jednoczesnie nadzieja, ze nigdy nie przyjdzie mu sie zmierzyc z prawdziwa miara siebie.. tylko wtedy ta miara stracilaby na wartosci, bo nie ma testu, nie ma wyniku, nie ma porownania. Wszyscy jestesmy wspaniali z automatu.. ech. Nie zgadzam sie z tym.
A.. Jakich WIele - zaliczylem wpadke, faktycznie. Myslalem o sobie i o zonie - ja jestem niemanualny, wiec mam problemy z takimi ****erelami, wiec motalbym sie z glupia maska tlenowa, jak dziecko z kalkulatorem. Heh, ciekawe, komu pierszemu zonka zalozylaby maseczke Az spytam sie wieczorem. Nooo .. ale igloo to postawilem takie, ze cud ;-) Zdjecia mi nie wyszly, bo juz za ciemno, ale jak sie temeraturka ostoi do jutra, to pstrykne nowe i umieszcze w watku, gdzie umieszczacie zdjecia-cudy, czy cos takeigo.
Z tym człowieczeństwem...Nawet medycyna na przestrzeni lat/wieków miała problem w ustaleniem początków zaistnienia i końcem drogi...
Także i dziś zdania są podzielone...
Ale to tak trochę poza tematem...
Cudownie byłoby w tym "niepełnowartościowym" człowieku widzieć jednak w dalszym ciągu swoją połówkę, mimo zaistnienia nieodwracalnych zmian, mimo braku nadziei na jutro w innej formie...
Jestem idealistą...wierzę, że wartość ma się w serduchu i nią mierzymy rzeczywistość wokół siebie, niezależnie od okoliczności...
Ogólnie weszliśmy w temat pokroju co jest ważniejsze: kura czy jajko?
Oczywiście, że kiedy bym patrzył (ja) na kogoś takiego (roślinkę), to wciąż widzę tą samą osobę, którą wciąż kocham i jest mi dalej bliska.
W tym wszystkim nie piszę o naturalnych odruchach jakie są w każdym człowieku na początku, bo nie byłoby tej całej dyskusji. Nie piszę także o sobie, bo pod pewnymi względami znam siebie a w mojej rodzinie była osoba obłożnie chora. Więc z grubsza wiem jakbym się zachował i na pewno nie muszę się tego wstydzić. Starałem się wejść głębiej i pokazać jak może wglądać rzeczywistość, bo ludzie są rożni i nie zawsze kierują się takim myśleniem: "wartość ma się w serduchu i nią mierzymy rzeczywistość wokół siebie, niezależnie od okoliczności"
Nie mierzyłem też swoją miara wszystkich a chciałem stwierdzić, że nie każdy jest taki silny i zdolny do poświęceń. Pomimo nawet, że kochają, nawet tego "niepełnowartościowego człowieka" (pospieszyłem się z tym określeniem a teraz wyszło, że jestem wyrachowany ) to jednak przerasta ich rzeczywistość. Teoretycznie wszyscy wiemy jak należy się zachować, dlatego piszecie tutaj o idealizmie, jacy jesteście i jak byście się zachowali. Żebyśmy wszyscy tak postępowali, to nie byłoby tego portalu, bo nie byłoby zdrad. Jednak jak często to bywa, nie ma tylko koloru czarnego i białego a bycie idealistą nie jest znowu wcale takie proste.
Dlatego ja nie potępiałbym kogoś, kto by w takiej sytuacji odszedł i układałby sobie życie na nowo a byłbym pełen podziwu, jeżeli ktoś by jednak pozostał.
Jednak wiem z doświadczenia, że ja osobiście nie dałbym ręki uciąć, tym bardziej głowy i zagwarantować, że na pewno tak zrobię. Jeżeli ktoś jest - chwała mu/jej. Zarzekałem się, że nie będę chwili się zastanawiał aby odejść, jeżeli ktoś mnie zdradzi. Rzeczywistość okazała się zgoła inna.
Cytat
Moim zdaniem to tez tylko wykret. Jak ladnie mozna oszukac innych, a nawet siebie... ze czlowiek to juz nie czlowiek, tylko roslina. Bo mial porazenie, wylew, cokolwiek.
Znasz to z autopsji czy teoretyzujesz? Bo jak mówisz, że podzielisz się orzeszkiem z przyjacielem w czasie biedy a jeszcze nie stanąłeś przed takim dylematem, to Twoje słowa bardzo pięknie wyglądają ale tylko na papierze (sorki na monitorze). Ja wolę jednak nie obiecywać, mieć dystans a później zaskoczyć pozytywnie siebie i innych niż z danych wcześniej obiecanek kogoś zawieść.
Bo wiesz, mam kuzyna, która ma matkę po wylewie. Nie jest to tragiczny przypadek, bo kobieta jako tako się porusza, jednak podstawowe czynności trudno jej wykonać i potrzebuje opieki. W jednym domu mieszka jej syn (jedynak) z żoną. Jednak ta kobieta musi sobie wynajmować opiekunkę, bo syn nawet palcem nie kiwnie, aby przynieść przysłowiowej szklanki wody. Tylko ta sytuacja jest prosta do zdefiniowania i każdy wskaże gdzie czarne a gdzie białe.
morfeusz napisał/a:
Ogólnie weszliśmy w temat pokroju co jest ważniejsze: kura czy jajko?
Ogólnie to odlecieliście w kosmos, bo od x postów wałkujecie problem on/ona z partnerem/partnerką w stanie "roślinki", a ile takich związków jest w realu i kto z tu obecnych w takim związku był?