Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
magda0419,
Twoje działanie przypomina trochę sytuację, gdy ktoś potrzebuje odciąć sobie rękę, żeby zrozumieć i docenić jak dobrze jednak jest mieć dwie - drastyczne trochę, prawda? A jakie irracjonale?
Równie drastyczne jest to, co chcesz sobie zaserwować: <potrzebuję tego ostatniego spotkania, potrzebuję się katować, płakać, a potem żałować...>
Zbierz siły, poproś kogoś bliskiego - siostrę, mamę, koleżankę - żeby był z Tobą w czasie zabierania rzeczy i to tak, aby uniknąć kontaktu z nim. To jest naprawdę najlepsze rozwiązanie, zgadzam się z koleżankami, że co z oczu to i z serca. Im szybciej zaczniesz tak postępować, tym szybciej wróci do Ciebie spokój i zrozumienie....zrozumienie, że bez niego też można żyć.
Tego Ci życzę
________________________________________
nie trać czasu z kimś, kto nie ma go, aby spędzać czas z Tobą
Jesteś teraz jak narkoman na ciężkim głodzie. W polu widzenia masz jeszcze jedną działkę. Wydaje Ci się, ze jak po nią sięgniesz, postawi Cię na nogi na tyle, żeby poradzić sobie ze swoim nałogiem. Błąd, to spotkanie nic Ci nie da. Sponiewierasz się poraz kolejny, być może znów przed nim poniżysz, a Twój głód wzrośnie, zamiast opaść. Jesteś od kilku dni na detoksie i daj sobie niezbędny czas, żeby poczuć zbawienne skutki odtruwania na swój organizm.
Masz spotkanie z psychologiem, porusz na wizycie , co chcesz zrobić. Jeżeli to kompetentna osoba, również będzie próbowała Cię odciągnąć od przyjęcia kolejnej działki toksyny. Jeśli natomiast to jakiś interesowny konował, przepisze Ci kolejną receptę na psychotropy, umówi następną wizytę i zaprosi do gabinetu kolejnego chorego...
Czy te rzeczy, po które jedziesz, są Ci tak bardzo w tym momencie potrzebne do życia, czy raczej to zwykły pretekst, żeby spotkać się z Twoim brr..."mężem"?! Bądź ze sobą szczera. Ze mną nie musisz.
liliand1 - rzeczy, po które jadę, to całe moje 14 ostatnich lat, a muszę je zabrać bo mieszkanie idzie na sprzedaż... wiem, ze rozpaczliwie szukam jeszcze jakiejś nadziei, ze zachowuję się jak chora psychicznie, że wiem, że to mi nie pomoże, ale... no właśnie.... nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie czemu sama sobie robię krzywdę...
druga sprawa = on się wyprowadził w tajemnicy jak ja już tam nie mieszkałam, nikomu nie mówiąc spakował swoje rzeczy i wyjechał do innego miasta układać sobie nowe życie - chce mu pokazać w czasie tego spotkania co to znaczy spakować 14 lat w pudła i albo je zabrać albo wyrzucić na śmietnik... zresztą durna teoria, bo niby czym on ma się przejąć po tym wszystkim... wiem, ale może to chociaż sprawi mi satysfakcję, ale pewnie tak nie będzie, w czwartek wejdę na forum po spotkaniu i będę ryczeć do was o pomoc, a Wy powiecie - a nie mówiliśmy...
Magda, nikt Ci nie powie, a nie mowilismy...bo tak naprawde kazdy z nas takie i tym podobne rzeczy robil...ostatnie spotkanie, ostatnia rozmowa, a moze jednak wroci, a moze zrozumie, a moze ......do tego, ze nie wroci, ze to juz koniec i ze nie ma na co czekac trzeba dojsc samemu i im szybciej tym lepiej dla duszy i umyslu....
Nie wiem. Może Ci zaszkodzę swoją radą. choć nie chciałbym. Idź na to spotkanie, sama. Zmuś się do tego. To jest godzina, dwie ... Zostanie Ci to na pewno na całe życie. Daj sobie to wspomnienie. Niewiele pogorszy to Twoją sytuację. Dasz radę. A i odżyjesz, mając to spotkanie w pamięci. Może nawet łatwiej? Kto wie? Popatrz się na swojego ukochanego ostatni raz. Bądź sobą. Będziesz miała ochotę płakać, płacz, będziesz miała ochotę rzucić mu się na szyję, rzuć się. Pieprz co on pomyśli!!! Będziesz chciała być obojętna i zgryźliwa, zła i wulgarna - też bądź taka! Bądź jaka chcesz, bez żadnych zahamowań. Miej po prostu wszystko w dupie! Liczy się Twoje uczucie. To jest te 5 min właśnie dla niego-uczucia, które być może mija bezpowrotnie. Lej na konwenanse. Cokolwiek nie zrobisz jesteś i będziesz wspaniałym człowiekiem, cudowną kobietą. Masz prawo na wszystko cokolwiek zechcesz!
Trzymam kciuki! Będzie dobrze.
pskow, tylko wez pod uwage jedna rzecz...to nie bedzie ostatnia chwila z ukochanym, ktora pozniej magda bedzie mogla wspominac....jezeli ona sie rozplacze on to zignoruje, lub sie na ten fakt zirytuje, jezeli ona rzuci mu sie na szyje, on ja odepchnie, a jezeli ona powie, ze go kocha on jej odpowie, ze on jej nie i pojdzie do innej kobiety....czy to naprawde bedzie chwila warta wspominania?i czy naprawde najwazniejsze wtedy beda jej uczucia?jezeli zrobi tak jak piszesz zostanie zraniona po raz kolejny
Magda,może jak zwykle powiem brutalnie,ale zabierz na to spotkanie dyktafon.I nie słuchaj rad,że Ci się nie przyda.Jestem przykładem,że się przydaje.Co powinnaś w trakcie tej rozmowy wyciągnąć od niewiernego ,wiesz sama.Grzecznie,spokojnie,bez płaczu.Na zimno Dziewczyno,popłaczemy potem,na chacie.Trzymam kciuki
Dziewczyny być może maja rację! Bo na nic liczyć nie możesz. Zrób tak jak podpowiada Ci sumienie, zachowaj się zgodnie ze swoimi priorytetami. Postaraj się tego momentu nigdy nie żałować. Choć słowo "nigdy" jest niewłaściwe. Są w życiu szczęśliwe chwile w których wspominamy przeszłość. W tych chwilach nie żałuj tego co jutro zrobisz.
@Alicjaanna. Może to zranienie jest potrzebne by się odczarować. Nie wiem.
Czy naprawdę w takiej sytuacji ma znaczenie jedna rana więcej, jedna mniej?
Magda nie ma dzieci, nie musi walczyć o ich byt, facet też chyba z kasy obedrzeć jej nie chce, więc poradnik B52 w tym miejscu nie ma zastosowania. Pod względem majątkowo-formalnym spięć nie ma /choć może się mylę/.
Trzeba znaleźć lekarstwo dla duszy.
tak pskow - jedna rana więcej czy mniej... chyba nie ma znaczenia, chyba potrzebne mi poczucie, ze zrobiłam wszystko, upaść na samo dno... tylko się potem dać radę podnieść i tu dziewczyny mają rację, bo jak to nic nie da to się mogę nie podnieść... ale czy może mnie bardziej skrzywdzić? dzisiaj wydaję mi się, że nie... czemu mam być dumna? czemu mam mu nie pokazać jak cierpię, ja chce być taka jaka jestem, nieszczęśliwa, nie chce przed nim odgrywać jakichś ról, przybierać jakichś masek, chce być sobą... chce, żeby za jakiś czas to właśnie cierpienie nie pozwoliło oddychać, a wyrzuty sumienia jak go dopadną do odbiorą mu wolę istnienia... nie wiem co zrobię, zawsze łatwo być odważnym a rzeczywistość wszystko weryfikuje... postaram się nie okazywać uczuć, nie będę go błagać żeby ze mną został, nie będę robić scen... ale też nie będę niczego ukrywać, ja nie jestem takim człowiekiem jak on, to mu pokaże. a jak na tym wyjdę? czas pokaże, dzisiaj i tak mam poczucie, że nie ma jutra, że nie przyjdzie ten lepszy czas, ale wierzę, że on kiedyś się przekona co zrobił, że nie może tak być, że układa się nowe życie na czyimś nieszczęściu, że są jakieś wartości, że są ludzie z zasadami, że takich rzeczy się nie robi...
pskow - tak to prawda nie mam dzieci, nikogo poza mną on nie skrzywdził, z kasy mnie nie obedrze, bo nie może, od niego co najwyżej mogę zażądać alimentów, ale tylko dla własnej satysfakcji, bo potrafię sama się utrzymać, mam dobrą pracę.
a co do Moniczki - o sprawy z dyktafonem - nie chcę, nie chcę się posuwać do takich rzeczy, może jestem głupia, ale nie chcę, ja jestem szczera i uczciwa, nie taka jak on... a ostatnim razem jak jeszcze nie wiedziałam co będzie z mieszkaniem, zażądałam oświadczenia, które przygotował mi prawnik - jego oświadczenie o winie za rozpad małżeństwa... mam na wszelki wypadek...
dziękuję Wam wszystkim, jesteście jak przyjaciele, mimo, że się nie znamy, którzy codziennie dodają mi skrzydeł...
Magda,grasz w grę ,do której zostałaś zmuszona,nie masz uczciwego przeciwnika.Żeby wygrać ,powinnaś tak jak on,grać znaczonymi kartami.Na zimno.Powodzenia
tak chyba powinnam sobie to powtarzać co dnia, to nie jest uczciwa gra, to nie jest uczciwy przeciwnik... to jet nikt...
może za kilka lat tak powiem, tylko żal tych lat, choć przeżyłam piękne chwile, może właśnie tak bardzo szkoda... szkoda czegoś co budowane tyle lat zawaliło się przez jedną osobę, może więc nie było to nic szczególnego... dla niego jak widać nie, skoro tak się łatwo poddał, dla mnie tak, dlatego tak mi źle...a do jego braku uczuć, nieuczciwości, braku zasad i wartości, mimo, że o nich wiem, też się kiedyś przekonam.... czekam
Moniczko jak dobrze wiem, że mam po drugiej strony 2 osoby nie godne mojej uczciwości, niegodne mojej osoby, niegodne moich łez i strachu, ale chcę zachować twarz do końca, choć wszyscy tu wiecie jaki będzie tego koniec. ja też wiem tylko jeszcze nie chcę się z tym oswoić.
Fryzjer,kosmetyczka,szpilki na nogi,makijaż,elegancki ciuch i zero emocji,tylko to Ci mogę powiedzieć,popłaczemy potem.
Decyzja została podjęta za Ciebie,nie miałaś na to wpływu.Płacz,ale jak nie widzi,jeszcze raz powiem:na zimno.I zapomnij,że jesteś uczciwa,na moment,chyba,że się poddajesz.Nie zastanawiaj się nad zasadami,moralnością ,etyką,wspólnym życiem.
Twój gad buduje swoje własne,a dla Ciebie nie ma w nim miejsca.Popełniasz po koleji wszystkie moje błędy.Masz do tego prawo.Masz prawo do krzyku,złości,rozgoryczenia,płaczu i wahań nastroju.Nie robisz nic złego.Po prostu kochasz tego drania i w głowie Ci sie nie mieści,że mógł Cię tak zranić.
Mógł.Zrobił to.Kłamał i oszukiwał.No i mógł przestać kochać.Nie ważne JAK,mógł i zrobił to.Nie zastanawiaj się nad tym,przyjmij do wiadomości,ze to zrobił.Nie szukaj winnego.
A twarz zachowałaś.Nie poddałaś się bez walki,teraz zniż się do poziomu gada i na zimno Magda.Chcesz z nim rozmawiać?Rozmawiaj,tylko pamiętaj,że nie rozmawiasz ze swoim kochanym mężem,ale z obcym facetem.
Dasz radę
i stało się tak jak mówiliście...Monika - chciałam rozmawiać, rozmawiałam z obcym facetem, kimś kto jak powiedziała alicjanna - powiedział, że mnie nie kocha i poszedł do innej kobiety...
od czwartku dopiero wczoraj po tym wszystkim doszłam do siebie, wszystko co mi tu poradziliście się sprawdziło, w tym wymiarze, że nie zastosowałam się do rad i teraz jestem jak zbity pies... zresztą ja wiedziałam, że zrobię po swojemu, mam czego chciałam...
te kilka godzin z nim to jak powolne siebie zabijanie, ale już z większą tego świadomością - po tym miesiącu już wiem, że nie jest mój, że ma nowe życie, że nie chce powrotów, moich wyznań miłości, moich powrotów do przeszłości, wspomnień, mojego płaczu, nie chce mnie, chce zamknąć rozdział pt. Magda i żyć pełnią życia z nią...
Pskow - tak zostało mi w pamięci to spotkania, zostanie na zawsze, byłam sobą, starałam się płakać w ukryciu, nie wychodziło, ale się starałam... nie rzuciłam mu się na szyję, nie odepchnął mnie, bo tego jedynie sobie zaoszczędziłam ze strachu przed kolejnym odrzuceniem...
Usłyszałam, że nie wymazuje 14 lat z pamięci, że chce jakieś tam nasze pamiątki ze wspólnego życia, że myśli o mnie i że wie, że jest skończonym h..em, sku...nem, że wie co mi zrobił - ale to chyba takie słowa bez treści...
sama po raz kolejny zafundowałam sobie tą rozmowę, na własne życzenie usłyszałam to wszystko kolejny raz
wnioski - nadzieja umarła, złudzenia znikły.
Koniec. Koniec, o którym wszyscy tu i wokoło mnie wiedzieli, o którym mówili, a którego ja podświadomie nie traktował poważnie. teraz wiem, teraz dopiero boli, rzeczywistość mnie dobija od czwartku, kiedy ostatni raz próbowałam, chwytałam się jak tonący brzytwy, kiedy myślałam, że się obudzi, opamięta...
i kłótnia też była, pretensje, że się do niego odzywam - weszłam do domu dumnie i bez zbędnych słów starałam się robić swoje- popłakałam się potem....
kłótnia o napisanie do niej sms-a, o moje powracanie do zamkniętych spraw, o pytania...
rozmowa - też była, o tym, że nie wie czy jest szczęśliwy, że nie może powiedzieć że kocha ją...
najgorsze - powiedział, że chciał zmienić swoje życia i nie widział sensu, żeby zrobić to ze mną...
poharatałam się kolejny raz, teraz najgorzej, teraz się dopiero czuję jakby mnie nie było, a myślałam, ze z czasem będzie lepiej...
spotkanie długie i męczące, pakowanie smutne i przygnębiające, mieszkanie coraz bardziej puste i już nie ma śladów, że ktoś jeszcze miesiąc temu tam żył, nieświadomy końca...
Nasz pies - Borys, nasz haszczak kochany - chciał mu zmienić życie, wyprowadził go do innego miasta, do innej kobiety - pies uciekł i nie wrócił... chciał mu zmienić życie na siłę więc on od niego uciekł...
i ja też powinnam tak zrobić, iść dalej, teraz już nie ma przeszkód, zamknięty rozdział, karty rozdane, czas się pozbierać, przestać płakać w poduszkę.... tylko jak skoro dzisiaj zobaczyłam już ich pierwsze wspólne zdjęcie z wycieczki, na którą miał jechać sam z pracy, a ona jest obok...
... i wszyscy pisali jak będzie, ja nie wierzyłam, teraz już wiem...
Widzisz Magda,to nie jest tak,że jesteśmy tacy mądrzy,My tylko to wszystko doświadczyliśmy na własnej skórze.U mnie długo trwało,zanim zaczęłam myśleć tak ,jak teraz.Przyjdzie i czas na Ciebie.
Mimo wszystko szybko dotarło do Ciebie,że to koniec,ale zanim sie pogodzisz z tym dużo łez wylejesz.Bo wiedzieć to jedno,a zaakceptować-to zupełnie coś innego.
Powodzenia
Magda
Monika ma rację, my wszyscy przez to przeszliśmy, przejdziesz i Ty. Za jakiś czas bedzie Ci łatwiej i tej wiary w to trzymaj się na siłę.
czy i jak dużo czasu Ci zajmie, zeby się z tym pogodzic i odzyskać całkowity spokój w życiu....to zalezy od Ciebie samej. W tym przypadku każdy reaguje inaczej.
Ja po roku - jestem już inną osobą, nie ma tych emocji, tej rozpaczy - to minęło, żyję calkiem nieźle...ale do tej pory nie pogodziłam sie z tym...nie potrafię zaakceptować tego, ze mnie to spotkało i odnaleść sie tak na dobre w nowej rzeczywistości
Budować nowe zycie będziemy jeszcze długo...jeszcze wiele sie nauczymy...wiele doświadaczymy...ale z każdym tygodniem będzie łatwiej - uwierz w to. Chociaż jesteś jeszcze na tym etapie, gdzie nie widzisz zadnej poprawy i przez wiele tygodni jeszcze będzie Ci tak samo, a moze jeszcze bardziej ciężko.
Ale to minie - pamiętaj
ja wiem, że czas dużo zmieni, że za jakiś czas już nie będę bać się kolejnego dnia, wiem, że nie ma lekarstwa na traumę, którą jest mi dane przechodzić, wiem, że kiedyś może nawet będzie mi dane powiedzieć, że jest mi dobrze samej ze sobą, może też będę potrafiła zaufać, pokochać i powiedzieć, że jestem szczęśliwa...
dzisiaj moja rzeczywistość wygląda tak, ze od 3 dni nie wychodzę z łóżka, że oglądam zdjęcia, że ryczę na głupich piosenkach, że nie chcę nikogo widzieć, że odwołuję wcześniej zaplanowane spotkania, żeby móc się zaszyć ze swoim bólem głęboko, tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.... tylko tutaj zaglądam, bo wiem, że tu jestem rozumiana....
teraz moja rzeczywistość to trauma po ostatnim spotkaniu, myślę, że dotarło do mnie, że nie mam męża, cała reszta i okoliczności docierają do mnie cały czas i racja jak zwykle dla Moniki - zanim to zaakceptuję upłynie morze łez... i pewnie tak jak anula nie prędko się z tym pogodzę, jeśli w ogóle można pogodzić się z tym, że najbliższa osoba wyrządza ci tyle krzywdy...
Magda, nie chodzi o pogodzenie sie z tym co on Ci zrobił, tylko o nauczenie sie zycia z ta swiadomoscia, a mozna sie do tego przyzwyczaic...naprawde.....ale przestan sie dodatkowo sama zadreczac, po co ogladasz zdjecia i sluchasz dolujacej muzyki? szkodzisz sama sobie....zostaw te wszystkie pamiatki po nim.....nie masz ochoty nikogo teraz widziec to ok....ale nie zaszywaj sie sama w 4 scianach....zrob cos- idz na spacer( sport i wysilek fizyczny naprawde podnosza poziom hormonow szczescia w organizmie ) wez kapiel, moze nawet wypij kieliszek wina( choc z alkoholem w tej sytuacji uwazaj) zrob cos ze soba i dla siebie....zaczynasz teraz nowe zycie, ukladasz wszystko na nowo, malymi kroczkami.......i pamietaj, ze nie ma takiej rany, ktorej czas by nie uleczyl...powtarzaj sobie, ze to co czujesz jest tylko teraz i na jakis czas, musisz po prostu przeczekac to najgorsze, a potem bedzie tylko lepiej
chcialabym byc na tym etapie co wy jestescie, teraz gram, czasami ma wrazenie ze dam rade isc dalej a sa dni jak dzisiaj ze placze.
Teraz nie placze juz za nim placze ze swojej glupoty ze umialam mu zaufac, a tak dobrze bylo mi samej.
Wiem, ze teraz zabral mi ta czastke mnie ktora kochalam dzieki ktorej stalam na nogach i wiem ze czas zrobi swoje.
Magda ja uslyszalam od swojego podobne slowa co ty,tylko ze on jest szczesliwy z inna a ja placze.
Kiedys mam nadzieje ze los sie odmieni i ja tez bede szczesliwa.
Moj to nawet umial zadzwonic zyczyc mi szczescia a ja niestety tego nie umialam mu jeszcze zyczyc, stwierdzil ze mam racje i pownnio zycie dac mu w dupe i ma taka nadzieje ze sie tak stanie.
Stwierdzil ze teraz nic nie czuje, a jak pisze do brata wiem ze pisal to mowil ze narazie jest dobrze, ale nie wie co bedzie pozniej.
Ja sie odcielam nie chce konatkow, nie chce niczego chociaz sa dni ze mam ochote napisac mu cala prawde wygarnac wszystko. Teraz to bedzie emocjonalnie podtktowane ale jak stane na nogi to kiedys mu wysle taki mail czy list taki oschly, moze juz nie bedzie potrzebny wtedy bo bedzi mi wisial.
matitka - ja jestem miesiąc po, też mam dni kiedy wydaję mi się, że dam radę, częściej takie jak Ty miewasz - płaczę, nie wychodzę z łóżka i wariuję nie wiedząc co z sobą zrobić. wahania nastrojów - na porządku dziennym, tylko mało w nich jeszcze złości, więcej smutku, rozżalenia, poczucia porzucenia i krzywdy... i pewnie będzie jeszcze tak długo, ciężko jednym cięciem zostawić za sobą 14 lat... też mam nadzieję, że mój mąż kiedyś pozna uczucia jakie teraz towarzyszą mnie, że pozna wymiar krzywd jakie wyrządził, jednak ja muszę przestać żyć jego życiem i zacząć swoje, tak jak Ty... wiem, wiemy o tym dobrze, tylko to trudne i obydwie dobrze o tym wiemy jak jest ciężko...
wiem też co czujesz pisząc, ze odcięłaś kontakt ale masz dni kiedy sie wahasz - mam tak samo, tyle,że od mojego ostatniego z nim spotkania obiecałam sobie, że już nie będę do niego pisać, dzwonić, wysyłać sms-ów, dla siebie to zrobię, na nim i tak nic nie robi wrażenia...
a płaczę dalej i mimo wszysktiego co mi zrobil, dalej płaczę za nim i za życiem przed...