Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
kasia66 napisał/a:
któregoś dnia nie tylko zniknie uczucie ale pojawi się nowe , nienawiść ...
tak już chyba jest od miłości do nienawiści jeden krok.
Jakby to powiedział król Julian
"....
Teraz... teraz wasze wargi praktycznie się już stykają... A potem po prostu jej mówisz jak bardzo jej nienawidzisz."
chyba tak muszę mojej żonce powiedzieć choć ją kocham ale za to co zrobiła to coraz bardziej dochodzę do wniosku ze tak muszę zrobić.
Fakt może nie byłem , jestem idealnym mężem ale.... zrobić coś takiego po 10 latach małżeństwa eh ..:niemoc
Post doklejony:
wiesz skubcio wiem że nie jest Ci łatwo...nikomu zdradzonemu,skrzywdzonemu nie jest miło..ja też zostałam zdradzona trzymało mnie to długi czas,próbowałam sobie to tłumaczyć na wszystkie możliwe sposoby..lecz wiem jedno wina jest obojga ludzi...nie można potępiać tylko tej która skrzywdziła nas,bo zazwyczaj do takiego kroku coś ją musiało naprowadzić...Nie obwiniaj siebie,ale i też nie słuchaj innych rób to co Ci serce nakazuje,to ono Ci pokaże drogę właściwą...nawet jeśli będzie ona długa ..:cacy pozdrawiam
Ja też szukałam w sobie winy , nikt nie jest idealny ale on nawet wg.mnie nie próbował wcześniej mi zakomunikować że coś mu nie odpowiada, że to mu nie pasuje, tamto albo że po prostu ma mnie dosyć i nie chce ze mną dalej żyć.Gdyby mi powiedział ,że czuje to czy tamto a ja jak miałam odgadnąć co siedzi w jego głowie i sercu mi wydawało się że jest okej.Nie dał mi nawet szansy jeśli było coś ze mną nie tak, tylko od razu nowa miłość na całe życie.Trudno pozbieram się i mam nadzieje że znajdę drugą połówkę , która będzie nadawała na tych samych falach.Czas pomoże dać radę , wiem, że chwilami ten ból jest tak wielki że nie do wytrzymania, ale uwierz warto żyć i to cierpienie kiedyś się skończy i dla ciebie zaświeci słońce.Pozdrawiam Trzymaj się.
...nie można potępiać tylko tej która skrzywdziła nas,bo zazwyczaj do takiego kroku coś ją musiało naprowadzić...
Oczywiście coś go pchnęło do tej zdrady. Mógł to być zwykły egoizm i brak wyobraźni albo sytuacja w związku. Może był nieszczęśliwy i niespełniony, może nie tak wyobrażał sobie życie. I za to, czyli za sytuację w związku odpowiadają dwie osoby. Jednak granicę przekroczył sam. No chyba, że powiedział, że od teraz zamierza zdradzać.
Za zdradę odpowiada zdradzający.
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
absolutnie nie zgadzam się z żadną tezą usprawiedliwiającą zdradę....
nie... nie i nie...
jeszcze raz nie..
jaki powód? jakie usprawiedliwienie?
nie ma powodu, który mógłby pchnąć drugą stronę do zdrady?
o czym Wy mówicie?
jesteśmy dorośli...
odpowiedzialni...
a przynajmniej tacy powinniśmy być...
przez długi czas próbowałam sobie to wytłumaczyć... zdrada.... jak to przetrawić, jak wytłumaczyć sobie samej, jak z tym żyć...
i nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie "dlaczego?"
przez jeszcze dłuższy czas próbowałam szukać winy w sobie i szukać tego powodu, dla którego mój mąż zabrnął w zdradę....
odpowiedzi nie dostałam... a raczej nie dostałam bo jej nie ma... bo nie zaczyna się nic nowego zanim nie skończy się tego co trwa... nie szuka się zapomnienia w nowej osobie mając zobowiązania wobec żony/męża... nie rozpoczyna się nowego życia i nowego związku zanim nie zakończy się starego ... i nie wciąga się w przypadkowy romans mając żonę/męża i dzieci...
a co może pchnąć do zdrady? niedojrzałość, egoizm, rutyna dnia codziennego? nie wiem.... nie zdradziłam....
byłam odpowiedzialna, byłam wierna, byłam kochająca i byłam....
i wiem, czego nie zrobiłam, czego nie zrobię i wiem teraz jak nigdy co boli, jak boli i czego się nie robi...
bo niezależnie od tego jakie jest życie, jakie czasy, jakie problemy i jakie troski dnia codziennego, trzeba wiedzieć co jest dobre a co złe... i może to archaizm, ale jakieś zasady trzeba mieć...
a mnie, czas nauczył, że nie można obarczać się winą, za brak zasad u partnera, za jego chwile zapomnienia, za jego wybory, decyzje i postępowanie...
tak zrobił, tak zadecydował, tak będzie z tym żyć...
i krzyż mu na drogę...
a my?
my... mamy nowe życie...
i można dać radę...
i jest trudno i boli i ciężko... ale trzeba... bo warto...
Post doklejony:
i założyłam ten wątek dawno, dawno temu... jak nie wiedziałam jeszcze że można bez tego kogoś żyć... ale życie jest twarde, nie daje taryfy ulgowej i albo się dostosujesz, albo Cię wykopie...
nie dam się, bo wiem, że dam radę i wiem, że nie warto tracić czasu na pytania... nie warto tracić czasu na osobę, która tego nie jest warta...
nie i jeszcze raz nie...
i może mi łatwiej, bo z każdym dniem przekonuję się bardziej jak bardzo ten ktoś nie jest wart każdej mojej wylanej łzy, każdego wspomnienia, każdej troski i żalu... może mam łatwiej, bo to on dostarcza mi dowodów na to jak mało jest wart...
a ja? ja jedynie mogę się zastanawiać dlaczego wcześniej tego nie wiedziałam z kim zyję i dlaczego mam poczucie zmarnowanych lat....
no i jeszcze nad tym co przyniesie mi nowy dzień...
i teraz wiem... że można dać radę....
i tylko proszę o siłę w czasie rozwodu....
a potem..
potem wszystko się zacznie od nowa...
lepiej...
i bez niego...
magda, zycze powodzenia w trakcie rozwodu. zal i bol mina, uwierz. poczucie zmarnowanych lat tez. o dziwo, we mnie narasta poczucie wdziecznosci za wiele lat malzenstwa. za fajne zycie. za to ze dzis mam inna perspektywe. gdy przestaje bolec, mozna sie nawet usmiechnac do wspomnien, doecnic wlasna prace, zalety, wysublimowanie uczuc. gorycz samotnosci jest podstepna, ale dobrze miec wspomnienia. moze to czas na cos nowego, tesknota i poczucie perspektywy, ktore pozwola na jakas dojrzalosc. nie wiem. dzis niczego nie zaluje i na nazbyt wiele oczekuje, bo nagle znam, czego chce. moze to tez jakas wartosc.
lecz wiem jedno wina jest obojga ludzi...nie można potępiać tylko tej która skrzywdziła nas,bo zazwyczaj do takiego kroku coś ją musiało naprowadzić.
Tak jak inne osoby wypowiadające się przede mną - nie zgadzam się z tym całkowicie. Przeczytaj sobie historię magdy0419 - jej piękny i gorzki zarazem list pożegnalny. Może dotrze do Ciebie, że za pretekst do zdrady odpowiedzialne są obie osoby, ale za wybór zdrady jako rzekomego rozwiązania, odpowiedzialna jest tylko i wyłącznie osoba zdradzająca. I nie naprowadziło ją "coś", bo to tylko taki film był. To jest świadomy wybór tej osoby, dobrze wie co robi, idąc do łóżka z inną osobą.
Powiem jak Ty;
absolutnie nie zgdzam się z żadną teża usprawiedliwiającą zdradę.Nie ma jej.Nikt nie znalazł odpowiedzi na pytanie;DLACZEGO?Bo go nie ma.
Można powstać na nowo,podnieść się z kolan,mozna nawet wybaczyć,ale nie powinno się usprawiedliwiac zdrady.
Zdrada zabja jakąś częśc człowieka,przynajmniej na jakiś czas,przez jakiś czas jesteśmy chodzącymi trupami,z podkrążonymi oczami,z bolącą głową z niewyspania,zostajemy nagle sami z niewyjaśnionymi sprawami,jak zużyte sprzęty,wyrzuceni na śmietnik czyjegoś życia,nie zasługujący na żadne wyjaśnienia.
Nie ma usprawiedliwienia.Najpierw sie konczy związek,potem zaczyna.
Nieludzkim jest stawiać ,swojego partnera przed faktem zdrady,nieludzkim jest fundownie partnerowi życia w trójkącie,nieludzkim jest podejmowanie decyzji za kogoś,przestawianie życia Człowiekowi bez jego zgody,nieludzkim jest traktownie jakiegolwiek Człowieka jak rzeczy.Ludzie czują,mają serca,dusze.Ludzie zasługują na szacunek.
Długo Człowiek podnosi się po ciosie,wielokrotnie obrywa raz za razem,zostaje nagle sam,wszystko mu się zewsząd wali,oprócz swoich własnych przeżyć ma jeszcze pytania dzieci,całą organizację życia codziennego Rodziny,a jest to moment ,w którym jedynie ma ochotę na zamknięcie się w czterech ścianach i wycie,a nie pokazywanie kamiennej twarzy i pocieszanie dzieci.To też jest nieludzkie,zostawianie Partnera z problemami Rodziny,zwalanie całej rodzinnej logistyki na jedną osobę.Bo co?
Bo jakis egoistyczny,emocjonalny popapraniec ma PRAWO DO SZCZĘŚCIA?
Meja,a może jeszcze tu,w tym wątku ,usłyszymy ,że do szczęścia zdrajców popychają zdradzeni?W jakimś pokrętnym rozumowaniu można postawić taką tezę.wszystko można nagiąć,wszystko można zinterpretować na korzyść zdradzającego,zawsze mozna powiedzieć,że zupa byłą za słona,że żona zła,że mąż nie myje stóp,itd.
Za długo stawałąm na nogi,żeby zastanawiać się,co popycha tchórza do zdrady.Nawet po tak długim czasie od zdrady nic mnie to nie obchodzi.To tylko usprawiedliwianie tchórza,usprawiedliwianie,które chwyta się każdego wybielającego argumentu i to jest wstrętne.
Magda,chyba po czasie najgorsze jest to,że zdajemy sobie sprawę,że najzwyczajniej w świecie ktoś NAS wykorzytał i Nami świetnie manipulował,nawet nie dał Nam szansy poznania prawdy,nie dostrzegał w Nas człowieka,a jedynie zwykła,zużytą rzecz,któa spełniła swoje zadanie,jej data ważności się skonczyła i należy najzwyczajniej w świecie nabyć nową.
Ale nie żałuj minionych lat,zostaw dobre wspomnienia,znajdz siłę na resztę życia i nie czekaj na rozwód,układaj je na nowo,Rozwód to tylko papierek,formalnośc,a życie ucieka.
Siła?
Pamiętasz Magda,jak się poznałyśmy?Pamietasz twoje pierwsze posty?
Siłe na rozwód też znajdziesz.Teraz jesteśmy na tym samym etapie,więc witaj wśród żywych
Meja,nie ma usprawiedliwienia dla zdrady,nie tutaj...To wyjątkowo mało eleganckie....
Post doklejony:
Meja,cofnełam się,żeby przeczytać Twoja historię.
Teraz rozumiem,szukasz usprawiedliwienia....
Kiedyś,ktoś mi powiedział;
Fajnie jest znowu chciec żyć-ja to przekazałam Magdzie,bo zdrada odbira chęć do życia,zabiera wszystko,Człowieka,miłośc,sen,zostawia tylko przekonanie,ze wszystko jest bez sensu....
Dzisiaj po długim czasie od mojej zdrady nadal nic mnie obchodzą jej przyczyny,nie mam już najmniejszej ochoty na analizowanie i dochodzenie do sedna ,pokrętnym jest to,że ta analiza i jakies usprwiiedliwienie jest potrzebne zdrajcy.Mnie już nie.
W sumie to dzięki zdrajcy mam Nowe życie i podoba mi się,jestem szczęśliwa,dzieciaki też a gad niech idzie do diabła,pod warunkiem,że sam diabeł go zechce.
Bo piekło Meja zdradzeni maja na ziemi,zdrajcy są tylko szczśliwi.W koncu maja do szczęścia prawo.....
P.S.
A juz wydawało mi się,że nic na tym, portalu nie jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi....
niczym się nie usprawiedliwiam o czym Wy piszecie .....no ale ważne że zdradzeni są bez winy......szkoda czasu na ten portal...żalcie się dalej jak to Wam źle.....ale zapewniam że w większości związków niestety coś jest nie tak skoro się zdrady zdarzają....nikt nie jest idealny bo ideałów nie ma....takie jest życie ....pocieszajcie się na wzajem i "pomagajcie" choć powiem Wam że co niektórym nie pomagacie tylko utwierdzacie..a co za tym idzie? właśnie - pomyślcie !!! pozdrawiam
idz, meja, idz na inny portal, na ktory czasu Ci nie bedzie brak. w internecie roi sie od roznych kol zainteresowan. moze znajdziesz miejsce, w ktorym ludzie swietnie rozumieja, ze zdrady zdarzaja sie w zwiazkach, w ktorych jest cos nie tak i ze zdrajca sam zasluguje na wspolczucie i wsparcie, bo zdradzony idealem nie byl.
my sie tu dalej bedziemy pocieszac, wyciagac z dna poranionych i zalamanych zdradzonych.
nie zrozumialam fragmentu o utwierdzaniu? kogo? w czym? Ciebie w tym, ze robisz dobrze?
meja, znowu ta koślawa logika, szukanie samousprawiedliwienia na siłe...nie dziwie się że tak łatwo było Ci wcisnąć jakieś głodne kawałki o miłości a łyknęłaś bezmyślnie......
A teraz serio, u zdradzaczy tak jak słusznie zauważyli wszyscy manipulacja jest opanowana do perfekcji. Wiem po sobie. Niby był problem, ale poradzimy sobie ,teraz nie mam czasu praca praca, ale ona to tylko kolezanka do piet ci nie dorasta, kocham cie tylko troche odpusc bo za duzo wymagasz. Tak zdradzacze mają dużo wytłumaczeń ,aby zdradzać i jeszcze więcej , aby nie mówic prawdy....
I jeszcze więcej ,aby nie naprawiać tego co złe tylko niszczyć to co dobre...
Wątek stary, ale dla nowych bardzo aktualny , bo każdy z nas jest na innym etapie swojej tragedii.
Każdy z nas w pierwszej chwili to zombi.
JAK DAĆ RADĘ?
Najpierw rozpaczać ,aby najgorszy ból wyrzucić
Potem wywalić gruzy ciąglę płacząc
I pomaleńku walczyć o siebie
Przyjąć doły które powracają
A potem to już co raz lepiej to idzie
co raz więcej sił wraca
Tylko swoje trzeba przecierpieć.....ale to wszyscy wiemy
Ten avatar bo z popiolu... W moim przypadku z bagna..
zgadzam się nie ma co obwiniać siebie za wyskoki partnera...owszem jest taka teza że wina leży po obu stronach i w tym pewnie przypadki są też indywidualne, dlatego nie ma co krytykować zdania innych bo każdy ma prawo do swoich przemyśleń. Ja wiem tu jest konspiracja zdradzonych, i dobrze .....mi to dużo pomogło, niedługo minie 2 mc odkąd się dowiedziałam o flirtach internetowych i kliku spotkaniach (z których jeden zakończył sie niemalże zdradą ) byliśmy 2 lata.
Analizuje wciąż, jestem jeszcze na etapie pewnie doskonale Wam znanych, ból nie rozdziera już piersi, ale powraca smutek i żal.
Jestem tym przypadkiem gdzie facet żałuje, chce wrócić.....nie mamy ślubu, dzieci...
niedawno przeczytałam, że zdrada nie jest przyczyną ale skutkiem rozpadu związku....i tak sobie pomyślałam że prawdopodobne jest że nie zauważa sie kiedy coś u jednej strony sie kończy, wierzy się w jej zapewnienia, poddaje sie manipulacji
kurcze ale to jest wątek jak dać rade? cóż może nie zabiła mnie myśl że wszystko skończone, a może zabija mnie każdego dnia po trochu bo nadal nie podjęłam decyzji?
podziwiam Was kobietki, te które zostały z dziećmi, mam dla Was wielki szacunek i jednocześnie współczucie, ale ......czytając wątki są dni lepsze i gorsze, jednak z każdym następnym jest coraz lepiej a więc da się to przejść i zyć dalej, nie byle jak tylko lepiej bo z nowym lepszym życiem...
Bacelllo opinie czytam szczególnie wnikliwie ze wzgl na duże doświadczenie i obiektywność zarazem.
Tulia - dziękuję właśnie mam nadzieję, ze ból i żal kiedyś miną... i że wspomnienia tych moich 14 lat też kiedyś nie będą mi sprawiać przykrości.. w końcu to moje 14 lat życia, prawie połowa całego.... i to też nie jest tak, że na siłę próbuję to osiągnąć, w tym zakresie zostawiam to biegowi czasu i cierpliwie czekam... wiem, że kiedyś poczuję ulgę i te uczucia żalu i smutku przejdą same....
Bacello moja kochana.... Ty wszystko wiesz... i wszystko zawsze tak wspaniale potrafisz ująć w słowa... więc ja już tego nie muszę
wiem, jak się poznałyśmy... pamiętam te posty i te uczucia i tak masz rację, zaczynam żyć... wcześniej...wtedy... byłam żywym trupem...i wiem, że już nie chcę taka być...i tak się czuć...i nie chcę do tego wracać...
a rozwód, jak wszystko, minie...a w sobie zaczynam znajdować coraz więcej siły na to by z tym wszystkim sobie dać radę...
z czasem wraca "poczucie życia", wraca uśmiech, czasem trochę przez łzy, czasem na siłę, ale też coraz częściej prawdziwy...
i Tulia jak pisałaś to jest wartość - wiedzieć czego sie chcę... a ja chcę wiedzieć i pomału się uczę
a że czasem ciągle każdy z nas czuje się źle to tylko oznaka, że przeszliśmy coś trudnego i nie jest tak łatwo się z tym do końca oswoić... i z tym pogodzić...
Plemplem81 - ten list...hmm.. dziś mogłabym napisać dużo więcej, dziś dużo więcej wiem... i dziś już nie mam w sobie tylu emocji jak wtedy... dziś bardziej na zimno mogłabym napisać mu bardziej dojrzale co zrobił... ale dziś też mogłabym mu napisać, że na szczęście już go nie kocham....
kasia66 - da się przejść, da się żyć dalej... czasem od nowa, inaczej...
ale najważniejsze że się da, trzeba tylko znaleźć siłę na to żeby chcieć... życzę Ci tego...
a wątku odpowiedzialności za zdradę - niby też moją - nie będę ciągnąć, bo z głupotą się nie dyskutuje...
Potrzebuję rady, a pisze w tym wątku bo go lubię, bo pokazuje drogę jaką trzeba przejść aby stanąć na nogi. A więc jestem w rozterce. Żyję sobie spokojnie, coraz mniej o nim myślę, coraz mniej kocham. Życie powoli biegnie do przodu, poznaję lepiej siebie i swoje potrzeby, staram się dać sobie szansę na szczęście.
Z draniem nie miałam kontaktu, zgodnie z moimi prośbami nikt mi nic o nim nie mówił, aż do piątku kiedy to sam do mnie zadzwonił. Powiedział że musimy się spotkać, żeby zamknąć wspólne konto w banku (niestety mamy jeszcze kilka niedokończonych spraw). Ok, poszłam, pogadaliśmy chwilkę, powiedział mi, że w przyszłym roku we wrześniu biorą ślub. Byłam nawet zdziwiona, ze mnie to nie obeszło Za to druga informacja troszkę wyprowadziła mnie z równowagi. Poinformował mnie, że prawdopodobnie wprowadzą się do mieszkania jego siostry, która mieszka w tym samym bloku co ja.
Nie to żeby mnie to bolało, czy coś. Po prostu nie chcę na nich wpadać idąc rano po przysłowiowe bułki do sklepu, nie muszę na to patrzeć. Nie będę też uciekać, zmieniać mieszkania, czy chodzić kanałami tylko dlatego że on postanowił układać sobie życie. Nie pozwolę aby znów jego decyzje miały wpływ na moje życie. Tylko co ja mam z tym zrobić, nie chce mieć ich koło siebie bo na zdrowie mi to nie wyjdzie.
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.
no tak, faktycznie sytuacja niekomfortowa. pytanie czy masz na nia jakis wplyw? jak sama mowisz, uciekac nie zamierzasz. wiec ta droga odpada. a jego nie mozesz zmusic w zaden sposob, zeby zmienil plany w kwestii przeprowadzki.
mozna by opracowac szczegolowy plan zadreczania niemilych nowych lokatorow roznymi niespodziankami ;> az mi sie czubek nosa zarozowil na sama mysl o takiej zabawie ale badzmy szczerzy, do kevinow samych w domu to nam z pewnoscia daleko. a od planu do realizacji jeszcze dalej. no i najwazniejsze, oni maja nie zajmowac Ci miejsca w zyciu, wiec i w planach nie nalezy ich uwzgledniac.
nie wiem, Natalia, co Ci doradzic. moze tyle, ze jesli nie mamy na cos wplywu, to szkoda tym sobie zawracac glowy... poczekaj, a nuz sytuacja jednak sie zmieni i niepotrzebnie sie zadreczasz.
hej.pewnie jak kazdy zdradzony czuje sie podle,zle,pustka w calym ciele itp itd.
z piatku na sobote mielismy imprezke w domu.alkohol sie przelewal litrami.bylo nas czworo...dwa malzenstwa-my 4 lata po slubie z dwojka swietnych malyxch synkow,i oni...dzis ich pierwsza rocznica slubu.znalismy sie juz ze 3 lata ale to byla pierwsza wspolna impreza alkoholowa.zawsze kawka i herbatka.siedzialam z mezem mojej kolezanki przy stole i rozmawialismy o wszystkim i o niczym.kolezanka w pokoju obok spala a moj maz poszedl ja obudzic bo byla tak pijana.5 min pozniej weszlismy po nich,bez zapowiedzi,nie wiedzieli ze po nich podazamy.a tam co zastlismy??kolezanka skulona na fotelu bez spodni i majtek,moj maz kleczal na podlodze jakies poltora metra dalej?oboje wystraszeni nie tym co zobaczylismy ale sami chyba tym co zobaczyli.oboje twierdza ze nic nie bylo,do niczego nie zaszlo.fakt ze wygladalo to jak naprawde nie zaszlo nic ale fakt ze byl taki zamiar.oboje nie wiedza jak to sie stalo,czy on jej sciagnal spodnie czy onba sama ale fakt ze po cos to sie stalo.maz moj plakal nast dnia.nie wie dlaczego to doszlo.nigdy prze nigdy nie bylo podobnych sytuacji a imprez bylo wiele.bylam go pewna jak nikogo.bo wiem ze uczucie miedzy nami bylo solidne i silne.zawsze czulam ze mnie bardzo kocha,czulam sie bezpiecznie.wszystko stracilam...nie czuje sie bezpiecznie,kochana...wszystko mi sie zawalilo.nie wiem co robic.rozdarcie jakie mnie przeszywa jest chyba nie do opisania.wiem ze akohol go sponiewieral mocno ale zeby az tak?czy moge wierzyc ze to wodka do tej sytuacji sie przyczynila?ze byl nie swiadomy.ja nie wiem co myslec,pytalam co czuje do niej-mowi ni,czy jest w niej zakochany-mowi nie...nigdy sama nie widzialam takich sygnalow.mowi ze bardzo kocha,chce ratowac malzenstwo,ze mu zalezy na mnie i na nas...ale to boli. chce odejsc choc sama bardzo go kocham ale to mnie wypala od srodka.ciagle lzy ukrywane przed dziecmi...
renattita...bardzo współczuję i przytulam cię
To jedna z tych imprez, które na wieki zapadają w pamięć. Wnioski są konieczne, niestety.
Cztery lata po ślubie, dwójka małych synków i impreza gdzie przelewa się alkohol litrami....zgroza, choć na pewno nie liczyłaś się, że taką cenę przyjdzie zapłacić za brak wyobraźni.
Alkohol powoduje różne reakcje. Niektóre osoby szczególnie "rozluźnia" sprawiając, że robią rzeczy których nie są w stanie póżniej racjonalnie wytłumaczyć.
Pod wpływem spożytego alkoholu dzieją się rzeczy zaskakujące: agresja rodząca przemoc, żal z płaczem, nadmierna otwartość seksualna, w skrajnych przypadkach morderstwa i samobójstwa mają t miejsce. Umysł upojony nadmiarem nie jest tym samym umysłem, ciało funkcjonuje w innym stanie świadomości....ta cena bywa że jest zbyt wysoka. Rzeczą istotną jest zawsze umiar jak we wszystkim.
renattita.....jak zareagował jej mąż i w końcu ona po tym jak "doszła do siebie"?
Hm...nawet nie liczylam ze tyle alkoholu pojdzie.mial byc mily spokojny grill...tak jakos wyszlo ze na stole znalazlo sie wiecej alko niz byl zamiar.jej maz?chyba jakos to przegryzl.on chyba wierzy ze nic nie zdazylo zajsc,ze byli tak pijani ze zrobil to alkohol a nie ich umysly.dzis maja pierwsza rocznice slubu - paadoks...
Post doklejony:
aha..ona byla wczoraj tutaj przeprosic mnie za ta dwuznaczna sytuacje,ze na pewno nic nie bylo i nie umie sie wytlumaczyc bo nic nie pamieta...