Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
O ile dobrze zrozumiałam, zgadzam się z Batoo, chyba chodzi nam o to samo. Nie odbierajcie rozumu facetom. Jednak inną sprawą jest, że zwykła ludzka uczciwość i ogólnie uznane normy społeczne wymagają od Nas by raczej nie ładować się z butami w czyjeś życie. Tym bardziej, że najczęściej nic z tego dobrego nie wynika, raczej dla nikogo. Małżeństwo się rozpada, ale romans po czasie też. Najczęściej wybierane wtedy przez Nas osoby nie są faktycznie tymi właściwymi, tylko typową zapchaj dziura tego co nam aktualnie w związku i życiu brakuje, a i brzemię jakie spoczywa na takim romansie często okazuje się zbyt ciężkie. Istne pogorzelisko.
Tak więc kochanki, kochankowie są godni potępienia, ale raczej z innego pkt widzenia.
Racja, że przez każdego tutaj przemawiają emocje, ale chyba temu ma służyć to forum.
Prawdą jest też to, że czerpaliśmy od Rzymian, ale z tego co wiem, tam kobieta również podlegała mężczyźnie.
I tak i nie. Zależy w jakim okresie. Ale również kobieta, która urodziła 3 dzieci stawała się równa mężczyźnie i mogła sama o sobie decydować (a nie mąż czy ojciec). Kobieta mogła z własnej woli i inicjatywy się rozwieść, a karano zdradzających, zaś na kobiecie wolnej, która stawała się kochanką nie ciążyły żadne kary.
Cytat
Jeśli zabiłabym człowieka to jednak ma znaczenie czy zrobiłam to strzelając mu między oczy z pistoletu czy po prostu wyskoczył mi pod samochód i go nie zauważyłam
Oczywiście że jest różnica. W każe jaką się ponosi, ale wina o odpowiedzialność pozostaje.
Morfeuszu uparcie nie chcesz dostrzec różnicy w działaniu z premedytacją. O jakiej winie i odpowiedzialności osoby nieświadomej chcesz mówić? Na czym polega wina osoby jadącej samochodem zgodnie z przepisami, której pod koła rzucił się samobójca i zginął? Przecież to jest jakiś nadludzki, by nie rzec nieludzki osąd.
Cytat
Z etycznego punktu widzenia to że się proponuje komuś seks bez zobowiązań też jest złe.
Czy to znaczy, że jak zaproponuję seks za pieniądze to już jest okej, bo zaistniało zobowiązanie finansowe? Ciekawe podejście... . Bo mi się zdawało, że dokładnie jest na odwrót. A jeśli zamiast korzyści majątkowych zagwarantuję komuś korzyści innego rodzaju np.: opiekę, utrzymanie to nadal seks będzie towarem. Tymczasem tzw seks bez zobowiązań jest czysty moralnie - bez oszustw na różnych płaszczyznach. Jest po prostu zaspokojeniem potrzeb seksualnych (wszak człowiek bez partnera nie jest od nich wolny i coś trzeba z tym zrobić).
Wracając do tematu to teorii etycznych jest kilka. Wynika z tego, że zależy jaką sobie przyjmiesz teorię to Ci wyjdzie albo dobre albo złe.
Rozumiem, że w dużej mierze opierasz się o KK. Ja zupełnie nie. Wolę opierać się jednak na gimnastykowaniu umysłu, a do tego potrzeba dyskusji, rozważań na temat, ścierania argumentów.
Cytat
Sami dla siebie jesteśmy wyznacznikami tego co dobre i złe. Ale takie życie bez zasad prowadzi do chaosu
Morfeuszu, ja nie proponuję wyzbycia się zasad, swojego kodeksu, który sobie wypracowaliśmy itd. Proponuję jednak analizowanie i poddawanie w wątpliwość swoich twierdzeń, postaw, poglądów. Bo zawsze jest coś czego sami nie jesteśmy w stanie zauważyć, a pomóc może tylko odmienne spojrzenie drugiego człowieka. Jedyną rzeczą, do której jestem zdecydowanie anty to kierowanie się w swoich osądach uczuciami i poczuciami. Wolę jednak te odsuwać na bok by móc oceniać sytuację jak najbardziej klarownie.
Cytat
Ciekawy jestem opinii Twojego partnera życiowego, starego wygi bob-bob-a, winna czy nie winna?
Donoszę iż zależy od sytuacji - raczej się uzupełniamy w poglądach (lata dyskusji ). Ale o rozwinięcie tematu musiałbyś go sam zapytać.
Cytat
Jednak, czy możemy robić wszystko, co nam się podoba jeśli tego nie uzgodniliśmy z innymi? Mogę zniszczyć komuś kwiaty w ogródku? (przecież wcale się z tym kimś nie umawiałem!)
LSR związek ma moim zdaniem mało wspólnego z własnością jaką jest grządka w ogródku. Jest czymś co się tworzy na bieżąco tu i teraz. I należałoby sądzić, że w momencie kiedy kończy się wola jednego z współtworzących to kończy się związek, niezależnie od tego, że druga strona ma wiele tej woli. Więc to tak jakby już nie było grządki i kwiatków, więc można tam i traktorem wjechać, a niczego się nie zniszczy.
Cytat
Przecież kochanka mając świadomość, że rozwala małżeństwo krzywdzi MAŁŻEŃSTWO - i nie ma znaczenia, czy to za zgodą jednej ze stron.
Ja nie rozumiem tego określenia "rozwala małżeństwo", to znaczy co robi konkretnie? Kogo szantażuje, na kim co wymusza? W którym miejscu jest to jej sprawcze działanie? Najistotniejsze jest właśnie to, że jest wola i przyzwolenie zdradzającego, bo to właśnie pozwala domniemywać, że związek się rozpadł, a kochanka niczego nie niszczy.
Tami, bardzo bardzo fajny i trafny post w mojej opinii !!!
gabi4 napisał/a:
czy winna jest ta trzecia? Oczywiście , że tak!!!! Gdy rozpoczynając romans wiedziała, że facet ma żonę to jest winna w 100%.
Jestem osobą męską i proszę wreszcie przestać robić ze mężczyzny upośledzonego idiotę, który nie wie, co czyni.
Nie wiem, żenicie się z kretynami o IQ na poziomie chodnika, żeby potem zdejmować z nich całe sprawstwo rzeczy? Jeśli tak, to z jednej strony gratuluję, a z drugiej - współczuję.
Cytat
Choć ostatnio rozmawiałam z jedną kochanką i ona twierdzi, że nie jest winna bo jest wolna-po rozwodzie i ona nikogo nie krzywdzi. Na moje pytanie, że przecież facet ma żonę i dzieci i niejako ich krzywdzi odpowiedziała, że to jego problem, wie chyba co robi, wie, że zdradza!!!!!
I bardzo dobrze odpowiedziała. Jak widać ona uznaje wolną wolę i jej wyraz w działaniu.
Cytat
Isia napisał/a:
Batoo....kochanka powinna ze względu na moralność nie wchodzić w taki związek.To powinna zrobić dla samej siebie,by móc rano bez problemu spojrzeć sobie w oczy.....
Isia, pilnuj tego, co Ty powinnaś a o moralność innych się nie troszcz. Gdzie się podziała Twoja moralność, że jesteś taka prędka do jej pilnowania u innych? Może warto zacząć od własnego podwórka i rozważenia moralności własnego męża, a jak tutaj się wykażesz, to wtedy być może przyjdzie pora na to, żeby jej wymagać od innych.
I od kiedy to oceny emocjonalne nazywa się moralnością? Chyba "moralnością Kalego"
Nasz zdradzacz - cacy, a obca kochanka - be.
A pewnie najgorsze do ścierpienia jest to, że wybrał ją. Co ona takiego musiała w sobie mieć, w czym lepsza? Na szafot z nią, a co.
To co w jednym kodeksie etycznym jest dobre, w innym może okazać się złe. Jeśli chodzi o spory etyczne to nigdy nie ma w nich wygranych, może być przewaga argumentacji ale bez wskazania na słuszność.
Zdrada zawsze jest wydarzeniem traumatycznym i zawsze bardzo indywidualnym. Łatwo osądzać nie znając stanowiska drugiej strony. Jednak czy po tym jak się komuś wali świat można wymagać trzeźwego osądu sytuacji? Często rozgrzeszany jest "wiarołomny", zwłaszcza kiedy decydujemy się pozostać w związku. Fakt. Jednak tak jest najłatwiej oswoić zdradę. Marta, nie każdy kto się tutaj pojawia ma wystarczający zakres wiedzy, żeby choćby próbować zrozumieć czy wytłumaczyć. Najprostszym sposobem jest wyparcie i zrzucenie winy na kochankę. Tak mniej boli. Ja wiem i Ty i jeszcze wielu innych wie, że to żadne rozwiązanie. To raczej działanie resuscytacyjne, które pozwala przywrócić podstawowe funkcje życiowe. Potem jeszcze zostaje długie leczenie i rehabilitacja. I dopiero na tym etapie można rozważać czy była winna kochanka i w jakim stopniu, o ile była winna.
No ale na forum każdy może się wypowiedzieć. I bardzo dobrze, że tutaj może wyrzucić z siebie te najgorsze emocje tuż po zdradzie.
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
kasia767 napisał/a:
Jednak czy po tym jak się komuś wali świat można wymagać trzeźwego osądu sytuacji? Często rozgrzeszany jest "wiarołomny", zwłaszcza kiedy decydujemy się pozostać w związku. Fakt. Jednak tak jest najłatwiej oswoić zdradę.
To może od razu damy takiej osobie pistolet w rękę i wypuścimy na ulicę, niech zrobi porządek wg własnego punktu widzenia.
Kasia767, chyba rozumiem Twoje intencje, ale jak dla mnie, to są ludzie, którzy przez lata całe dotychczasowe kierowali się taką prymitywną, "emocjonalną moralnością" i nie jest to coś, co objawiło się dopiero w obliczu zdrady. Bo jeśli ktoś widzi realnie rzeczywistość, to nawet jak mu się przydarzy coś takiego, to nie zmieni to sposobu widzenia świata. Nie będzie miał kłopotu z określeniem, kto jest winny, a kto narzędziem w rzeczy.
Nigdy nie napisałam ,że tylko kochanka jest winna a mój mąż jest super!!!
Jest współwinna...i może kiedyś zmienię zdanie jak ochłonę z emocji być może wypiję z nią kawę a nawet się zaprzyjaźnię....a co!
Batoo mam zasady ,którymi się kieruję to chyba wystarczy.....jest tam również miejsce na moralność!!!
Marta, nie każdy kto się tutaj pojawia ma wystarczający zakres wiedzy, żeby choćby próbować zrozumieć czy wytłumaczyć. Najprostszym sposobem jest wyparcie i zrzucenie winy na kochankę. Tak mniej boli. Ja wiem i Ty i jeszcze wielu innych wie, że to żadne rozwiązanie. To raczej działanie resuscytacyjne, które pozwala przywrócić podstawowe funkcje życiowe. Potem jeszcze zostaje długie leczenie i rehabilitacja. I dopiero na tym etapie można rozważać czy była winna kochanka i w jakim stopniu, o ile była winna.
Kasiu, jestem innego zdania. Im szybciej uruchomi się logiczne myślenie, tym łatwiej przejdzie się, poukłada, przetrawi emocje, które towarzyszą traumatycznym doświadczeniom. Wiem to z mojego osobistego doświadczenia. Taplałam się w emocjach, chodziłam do psychologa i nic się nie kończyło, a trwało. Zostałam niemalże kopniakami zmuszona do myślenia i wyciągania wniosków. I z perspektywy czasu widzę, że to było efektywne. Nie wiem dlaczego tak jest może dlatego, że mózg nie jest w stanie jednocześnie prowadzić skomplikowanych operacji matematycznych i przeżywać emocji? Wydaje mi się, że intensywne myślenie pomaga ogarnąć emocje, bo nie tworzy się lawina emocjonalna, gdzie jedna emocja napędza drugą.
Ale oczywiście nie jestem psychologiem, tylko "domorosłym wymyślaczem", mogę nie mieć racji.
Batoo trudno wymagać realizmu i racjonalnego myślenia kiedy rządzą emocje i to negatywne!!!!
Ty po prostu może jesteś zimnym człowiekiem i potrafisz tylko kalkulować.czyt. realnie odbierać świat!!! Gratuluję Ci trzeźwości umysłu!!
Ludzie ,którzy tutaj piszą i wyrzucają swoje emocję to najczęściej ludzie bardzo wrażliwi.....pomyślałeś o tym?
Masz rację Marto, absolutnie masz rację. Tylko niestety nie zawsze istnieje wystarczająca zdolność percepcji. I na to nie ma wpływu ani psycholog ani ktokolwiek inny. Nie jesteśmy w stanie nadrobić lat utwierdzonych przekonań i poglądów. Napisałam, że najprościej jest zrzucić winę na kochankę, nie najlepiej.
Dzisiaj patrzę na problem przez pryzmat własnego doświadczenia i mówiąc szczerze bardzo trudno było mi nie podchodzić do sprawy emocjonalnie. Miałam bardzo ambiwalentne uczucia, od współczucia po mordercze instynkty. Trwało to krótko. Potem poukładałam sobie wszystko w głowie na zasadzie prania mózgu. Potem były godziny rozmów z mężem, bardzo spokojnych i rzeczowych. Konkrety wyprane z emocji. I wyszło mi, że to moje szczęście wiarołomne polazło jak ćma prosto w krocze tej pani. Banał. I za co mam ją winić? Za to, że mój mąż doznał pomroczności jasnej? Może gdyby inaczej się zachowała... To by pewnie inna się znalazła.
Ale tak było u mnie. Na terapiach spotykam różne sytuacje i wierzcie mi, że czasami naprawdę żal mi tej kochanki i to zupełnie obiektywnie. Z jednej strony siedzi hetera, która uważa, że tak ma być i już i jedyne czego od męża oczekuje, to to żeby był, sama nie dając nic, a z drugiej strony siedzi istna "pierdoła", co to się z łańcucha szacownej małżonki urwała i pognała w ramiona tej co to pogłaszcze i przytuli. Beton!
Sami widzicie, że nawiązała się dyskusja już nie o winie tej trzeciej, ale o postawach moralnych. I tu należałoby chyba wrócić do punktu wyjścia: kręgosłup moralny albo się ma, albo nie.
PS. Bycie lub nie psychologiem ma w tym temacie niewielkie znaczenie. Zdrada zawsze pozostanie przeżyciem emocjonalnym. Indywidualnym.
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
tak to wszystko czytam i mysle....i oczywiscie, ze winna jest ta trzecia w moim zwiazku pojawila sie znienacka pracowalysmy razem kazdego dnia moj przychodzil po mnie do pracy nigdy nie mieszalam zycia prywatnego z zawodowym wiec ja bylam zajeta a ona byla zajeta moim doszlo do paranoi bo ona taka dobra mloda piekna i w ogole a ja nie wiadomo kto przez miesiac narzucala mu sie na moich oczach jego to bawilo stwierdzil ze rozmawial z nia i ona zdaje sobie sprawe ze jestesmy razem ale dalej go podrywala gdy powiedzialam jej ze powinna znalesc kogos wolnego i w jej wieku stwierdzila ze to nie moja sprawa i w sumie to nie byla moja sprawa ze narzucala sie mojemu mezczyznie to nie moja sprawa ze oczerniala mnie w pracy to nie moja sprawa ze z pelna premedytacja usilowala rozwalic moj zwiazek a co jak ta dziewczyna bedzie miec dzieci bedzie im mowic ze to nie twoja wina jak przylales komus na podworku to nie twoja wina jak zrzuciles wine na kolege to nie twoja wina jak ukradles itd...istnieje cos jak moralnosc zastanawiam sie gdybym poznala kogos kto by mi sie narzucal no choc przespil sie ze mna twoj chlopak to kretyn ja ci dam tyle dobrego itd pewnie bym sie zastanawiala gdybym byla taka super dla niego kazdego dnia ale i tak bym powiedziala spadaj przepraszam ale tylko faceci mysla tym co maja w rozporku...
Ja też jestem za logicznym osądem sprawy,najgorsze to gdybanie. W oswajaniu zdrady jak pisała Kasia, też znajduje swój udział, jednak mój charakter wziął wyższość nad wszelkimi dostępnymi metodami oswajania zdrady i zdradzacza. Niestety wszelkie próby wytłumaczenia Gada w moim umyśle są wypierane, a o owej kobiecie w ogóle nie myślę,chociaż jak wspominałam na pewno bym ją zmieszała z błotem.A tak, by dać upust prymitywnym instynktom. Jednak takie roztrząsanie zdrady, szukanie winnych itp. nie służy Nam zdradzonym. Najlepsze rozwiązanie to proste rozwiązania. A co się robi jak ktoś ukradnie nasze ciastko.Karze się Go. Jest złodziejem. Nie zastanawiamy się godzinami, czy ciastko Go kusiło, a może biedny nie miał własnego, a może nie wiedział, że ciastko jest czyjeś. Postąpił źle i tyle.Tak samo zdradzający postąpił źle. Jedyne nad czym powinniśmy się zastanowić to czy chcemy dalej być z kimś takim czy nie. Takim co zdradził. To powinno zaprzątać nam głowę. A nie jakaś tam kochanka. Nigdy w życiu nie będziemy mieli z nią do czynienia( daj Bóg), a czy tracimy tyle czasu na rozważania o tej Pani w różowej sukience co dziś rano była trzecia w kolejce po chleb. Nie!Bo najprawdopodobniej nigdy więcej jej nie spotkamy. Tak więc im prędzej zaczniemy myśleć rozsądnie tym lepiej dla nas. Nie dajmy unosić się emocjom.Uczmy się na błędach naszych mężów. Oni nie myśleli rozsądnie i co im przyszło.Dali się ponieść emocjom. A teraz są Gadami.
ja odeszlam z pracy bo nie wytrzymalam ona zostala zwolniona pare miesiecy pozniej bez wypowiedzenia nigdy nie rozmawialam z przelozonymi na ten temat jej zachowanie zostalo odebrane jalo nielojalne bo skoro robila cos takiego ze mna z firma mogla robic rowniez ale moj byly w to brnie bo chce...
Isia napisał/a:
Batoo trudno wymagać realizmu i racjonalnego myślenia kiedy rządzą emocje i to negatywne!!!!
Ty po prostu może jesteś zimnym człowiekiem i potrafisz tylko kalkulować.czyt. realnie odbierać świat!!! Gratuluję Ci trzeźwości umysłu!!
Isia, nic o mnie nie wiesz, to skąd to pisanie.
Cytat
Ludzie ,którzy tutaj piszą i wyrzucają swoje emocję to najczęściej ludzie bardzo wrażliwi.....pomyślałeś o tym?
Co ma wspólnego wrażliwość z wybielaniem męża kosztem kochanki? Czy tą wrażliwością chcesz uzasadniać totalną, ślepą nienawiść, którą, jak można doczytać, niektórzy czują?
Owszem, to są ludzie wrażliwi wobec samych siebie, co przekłada się na widzeniu winy wszędzie wokoło, najlepiej jak najdalej od własnego domu. Ale nie myl tego z wrażliwością nastawioną na drugiego człowieka, na formułowanie poglądów i oskarżeń, bo jedno z drugim ma wspólną jedynie nazwę.
Jeśli od kochanek wymaga się pełnej świadomości w ich działaniu, to sensowne byłoby wymaganie tego samego od siebie. Bo inaczej znów dochodzimy do "moralności Kalego", gdzie inne są kryteria wobec nas samych, inne wobec mężów, a jeszcze inne wobec osób trzecich. Te ostatnie mają być święte za życia, a nam wolno właściwie wszystko, bo mamy emocje. Idąc tym tropem, właściwie to nie należy mieć pretensji o zdradę do męża, bo on też miał emocje. I kochanka też miała emocje.
Batoo ,pisząc o wrażliwości tych ludzi miałam na mysli ,że głębiej przeżywają ból kłamstwa i zdrady osoby ,którą kochali lub jeszcze kochają.... dlatego emocje tak trudno ujarzmić......
Ja nie wybielam męża ,bo wiem ,że to przede wszystkim jest jego wina ,ale jej nienawidzę!! nie wiem może kiedyś uporam się z tymi "demonami" na dzień dzisiejszy jeszcze nie potrafię.....
Isia napisał/a:
Batoo ,pisząc o wrażliwości tych ludzi miałam na mysli ,że głębiej przeżywają ból kłamstwa i zdrady osoby ,którą kochali lub jeszcze kochają.... dlatego emocje tak trudno ujarzmić......
Każdy ma to, co sobie nawarzył. Obrywa za naiwność i dobre chęci. I za nadmierną głupotę. I w pełni zgadzam się, że można mieć pretensje do samego siebie. Ale zastępować to myśleniem, że ja byłem OK, tylko wszyscy winni dookoła, a do tego szukać uwiarygodnienia u innych osób z podobnym myśleniem, to jest jakieś chore. Przecież ten temat powstał po to, żeby objechać błotem te trzecie, globalnie określić, że to przez nie, a potem z czystym sercem powrócić do nowego budowania z mężusiem. A mężusiowi w to graj, po co ma się tłumaczyć, jeśli dużo łatwiej wybrnie z sytuacji, zwalając winę na własną niedoskonałość i tą trzecią, która była "mózgiem operacji". A statystyczna kobieta to łyknie gładko, bo to się świetnie wpisuje w tą kobiecą rywalizację. I zamiast pomyśleć o zdradzie i zdrajcy, będzie czas spędzać na zastanawianiu się, co ma tamta, czego nie mam ja. A sprytny zdrajca triumfuje.
Cytat
Ja nie wybielam męża ,bo wiem ,że to przede wszystkim jest jego wina ,ale jej nienawidzę!! nie wiem może kiedyś uporam się z tymi "demonami" na dzień dzisiejszy jeszcze nie potrafię.....
Isia, wyłącznie jego wina. Jeśli zamiast zdradzacza podstawimy złodzieja, a zamiast chętnej kochanki - sklep z otwartymi drzwiami, bez ekspedientów, to nie będziemy części winy za kradzież zwalać na sklep, bo nie pilnował.
Jeśli w ciemnym zaułku zostanie zgwałcona młoda dziewczyna, to przecież nie określimy jej jako współwinną gwałtu, bo mogła tam nie iść.
Albo coś widzimy w sposób rzeczywisty, albo o kant d..y takie zasady. A tym bardziej jakieś naciągane gadanie o moralności.
Uważasz ,że jeśli kochałam a tym samym ufałam to byłam naiwna i teraz za to zapłaciłam?...jeśli tak ....to zapłaciłam bardzo wysoką cenę.....
Ja wiem gdzie popełniłam w swoim związku błędy i teraz z perspektywy czasu żałuję ,że nie byłam bardziej aseratywna......zawsze ulegałam różnym pomysłom mojego męża,bo myślałam ,że tak jest dobrze.
..
Ten wątek nie powstał po to ,aby obrzucić te kobiety błotem, powstał dlatego,bo są jakieś wątpliwości w pojmowaniu tego czy ona jest winna lub nie....... to forum kązdy może wypowiedzieć swoje zdanie na ten temat .....
Batoo ,gdyby kochanka o mnie nie wiedziała i uwikłała by się w ten związek nieświadoma ,że on ma rodzinę raczej nie czuła bym do niej nienawiści ale jest inaczej.......i tak po prostu czuję.
Z mężem nie jesteśmy razem ,bo tak jak tu ktoś wcześniej powiedział nie wierzę w związki po zdradzie......To będzie wracało jak bumerang może z czasem rzadziej ale jednak......
Isia napisał/a:
Uważasz ,że jeśli kochałam a tym samym ufałam to byłam naiwna i teraz za to zapłaciłam?...jeśli tak ....to zapłaciłam bardzo wysoką cenę.....
Biorąc pod uwagę własne doświadczenia i znajomych, którzy przez to przechodzili - zawsze są sygnały, który zakochany, naiwny, biorący-wszystko-za-dobrą-monetę człowiek najzwyczajniej ignoruje, albo tłumaczy czym innym. A już szczególnie kobiety się w tym specjalizują, ze swoim "widać ten tak ma" i nie dociekając przyczyny.
Cytat
Ten wątek nie powstał po to ,aby obrzucić te kobiety błotem, powstał dlatego,bo są jakieś wątpliwości w pojmowaniu tego czy ona jest winna lub nie....... to forum kązdy może wypowiedzieć swoje zdanie na ten temat .....
Może Ty tu widzisz próbę "zrozumienia", bo ja nie. Ja obserwuję proste podejście: żona - z definicji moralna, kochanka - niemoralna, bo kradnie cudzą (żony) własność. Z tak rozdanymi kartami wychodzi to, co wychodzi. Nieistotne, że w tym nie ma za grosz rzeczywistości czy prawdy, bo jeden człowiek nie jest własnością drugiego, więc nie można tego rozpatrywać w odniesieniu do własności.
Cytat
Batoo ,gdyby kochanka o mnie nie wiedziała i uwikłała by się w ten związek nieświadoma ,że on ma rodzinę raczej nie czuła bym do niej nienawiści ale jest inaczej.......i tak po prostu czuję.
I na tym polega kłopot. Jeśli dla Ciebie wyznacznikiem są własne emocje, a nie rozum, to właściwie nie znajdziemy tutaj porozumienia. We własnych emocjach zawsze będziesz stawiać siebie na pierwszym miejscu, a Twoje widzenie świata będzie prymitywnie egocentryczne.
Co to za różnica czy kochanka wiedziała czy nie, jeśli kochanka nie wchodzi z Tobą w żadne relacje, ale z Twoim mężem? Rozumiem, że dla Ciebie pewnie niepojęte jest, że ktoś może Ciebie tak zmarginalizować i nie zastanawiać się jak to odbierzesz, ale zapewniam, że tylko ze swojej perspektywy jesteś centrum świata. Dla innych ludzi prawdopodobnie jesteś zupełnie nieistotna. A kochanka jest zainteresowana Twoim mężem i ich wspólną przyszłością.
Eeee, myślę Batoo, że jednak troszkę przesadzasz.
Podbieranie czegokolwiek komukolwiek, wiedząc, że jest czyjeś, jest po prostu świństwem. Wpitalanie się w czyjeś życie wiedząc i znając sytuację tzn. że jest sobie małżeństwo, jest nie fair. Ot tak i nie podlega to żadnej wątpliwości. Cała reszta może mieć różne kolory i odcienie, jak wiele różnych jest ludzi, ale musimy przyjąć jakieś pkt. wyjściowe dla rozważań. Podbieranie czyjegoś męża nie jest czynem chwalebnym. Tak już jest i koniec. A czemu?Nie temu, że tak się przyjęło, tylko temu, że należy żyć tak by nie krzywdzić innych.I nie można kochanki wyciąć ze społeczeństwa, co próbujesz zrobić, że Ona nic nie wie, nikogo nie zna, więc wszystko jej wolno.Ona jest częścią społeczeństwa. Nie zawsze się udaje żyć tak by nie ranić innych,ja coś o tym wiem, ale robienie tego z premedytacją.Bleee, na stos z taką.
Dalej pozostaje przy swoim dla żony jedyna wina jaka powinna się liczyć to wina męża. Kochanka nie jest winna rozpadowi, nie ta to była by inna. To mąż dał przyzwolenie na rozpad. Kochanki wina polega na nie moralnym zachowaniu. Tak naprawdę wobec wszystkich, myślę, że i wobec siebie też. Wszystko zależy od poziomu odczuwania. Są ludzie co idą przez życie nie zastanawiając się zbytnio nad niczym, a są tacy co lubią pomyśleć. Ja wolę tych drugich.