Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Jagodo-masz bardzo dużo racji w tym ,co piszesz.
Ale ja nie przerzucam winy na zewnątrz.Cały czas twierdzę,że większa wina jest po stronie-zdradzającego!Tylko prostu nie uważam "tej trzeciej "osoby za niewinną.
Napisałaś
Cytat
: Czy emocje uświęcają akt płciowy?
Dotykasz sedna sprawy!
Bo ja cały czas mam wrażenie,że dokładnie tak uważa bob!
Bob napisał :
Cytat
: Słowo "męskie" znalazło się dlatego, że jestem facetem i postrzegam facetów jako dużo bliższych racjonalnego postrzegania.
.
Właśnie o to mi chodziło! Żebyś przyznał się wreszcie do tego,co tu napisałeś.
Tylko dlaczego tak sądzisz?Mam wrażenie,że "nieco dyskryminujesz" kobiety .
Twoim zdaniem,tylko facet może być racjonalny.
Anice, ja inaczej odebrałem słowa Jagody. Zdrada to zdrada związku. W tej przestrzeni jest tylko dwoje ludzi, nie ma kogo więcej. Nieistotne są zewnętrzne przyczyny, do których należą także osoby trzecie.
Rozciąganie przyczyn czynu zdrady na osoby trzecie jest w jakiś sposób osłabianiem winy zdrajcy.
Cytat
Bo ja cały czas mam wrażenie,że dokładnie tak uważa bob!
Nie, Bob tak nie uważa, to jest przeinaczanie moich słów. Ja napisałem, że o ile wina zdradzającego jest pewna, tak tego trzeciego/trzeciej nie jest jasna i pewna.
Cytat
Właśnie o to mi chodziło!smiley Żebyś przyznał się wreszcie do tego,co tu napisałeś.smiley
Tylko dlaczego tak sądzisz?Mam wrażenie,że "nieco dyskryminujesz" kobiety smiley.
Twoim zdaniem,tylko facet może być racjonalny.
Nie, tego nie napisałem. Napisałem, że facetowi bliżej do tego.
Jeśli napiszę, że kobietom wg mnie sporo bliżej do emocjonalnego widzenia świata, wręcz takiego, przed jakim wielu mężczyzn ma "zamknięte drzwi" to co, będę tym dyskryminował facetów?
A jak napiszę, że kobiety nie mają siusiaków, to kogo dyskryminuję?
Witam wszystkich, postanowiłam włączyć się do dyskusji, bo i ja (zdradzona przez męża z babsztylem, który z kolei zdradzał swojego męża), walcząc z potwornym bólem (który to ból, jak na pewno potwierdzą to i inne osoby zdradzone jest bólem nie tylko psychicznym ale i fizycznym) zastanawiałam się nad podłością "tej trzeciej". Oczywiście, i nie ma tu nawet o czym dyskutować, najbardziej winna jest osoba, która przysięgała nam wierność i która miała być przy nas "na dobre i na złe": może to trochę nieeleganckie porównanie, ale to tak jakbyśmy powierzyli nasz dom pod opiekę dobrze opłacanego strażnika, po czym zorientowalibyśmy się, że złodzieje - zaproszeni przez naszego "strażnika" - rozgrabili cały nasz majątek! w końcu złodzej jest złodziejem (taki jego fach) (tak jak k. to zawsze k. choćby robiła to darmowo), ale tym, kto ponosi główną winę, jest nasz bezczelny i nielojalny "strażnik", zwykły, prymitywny zdrajca. Dla mnie cudzy mąż był zawsze kimś absolutnie nietykalnym, wręcz "nieistniejącym" jako mężczyzna, właśnie dlatego, bo był "cudzy"! Czy to ekstremizm? ja tak wcale nie uważam. Za to miałam to "szczęście", że w moje życie wlazł babsztyl, który (wiedząc doskonale, że mój mąż jest ze mną i że wcale nie jesteśmy w żadnym "kryzysie"!) składał mojemu mężowi płomienne deklaracje jak to go kocha i jak to bez niego zwariuje, umrze, itp, itp... A on "biedaczek" cóż miał zrobić? no właśnie, pocieszał "biedną kobietę", "a co to jej wina, że tak się we mnie zakochała?" - tak mi pie....ył przez okrągły rok!
która przysięgała nam wierność i która miała być przy nas "na dobre i na złe":
rozumiem, ze to działa tylko w jedna stronę jeśli chodzi o bycie na dobre i złe, ale w obie jeśli chodzi o zdradę,
Z reguły jest tak, małżeństwo jedno zdradza, a drugie nie widzi sensu ani możliwości z tym żyć tak ze zdradzającym jak i ze zdradą ....a przecież : na dobre i na złe....
Anice napisala:
Cytat
Ale ja nie przerzucam winy na zewnątrz.Cały czas twierdzę,że większa wina jest po stronie-zdradzającego!Tylko prostu nie uważam "tej trzeciej "osoby za niewinną.
jak może być wina większa albo mniejsza? jak już ma być ktoś winien to chyba powinien być tylko on jeden i winny... albo wina leży gdzieś po środku...
Rozciąganie przyczyn czynu zdrady na osoby trzecie jest w jakiś sposób osłabianiem winy zdrajcy.
Ja uważam,że wina zdradzającego jest bezsprzeczna i nic jej nie może osłabić! Prostu MOIM ZDANIEM-powtarzam,osoba trzecia tez ponosi winę.
Poczytaj przykłady,które przytoczyłam poniżej-nie tylko ja tak uważam.
bob :
Cytat
Nie, tego nie napisałem. Napisałem, że facetowi bliżej do tego.
-więc jak facetom bliżej do tego ,że są racjonalni,wynika stąd,że kobietom mniej...Proste .To tak,jakbyś napisał,że facetom jednak bliżej do mądrości...
kuczka napisałą:
Cytat
jak może być wina większa albo mniejsza?
Ktoś,kto założył ten temat pod takim właśnie tytułem chyba myślał tak jak ja?
A 22 II Cleo napisał :
Cytat
:Według mnie winę ponoszą obie strony, aczkolwiek wina zdradzającego partnera jest sporo większa.
.
niesiunia napisała:
Cytat
: Prawda jest taka że wina zazwyczaj leży po trzech stronach...
witold napisał:
Cytat
: Ja po prostu, też całą winą obarczam tego "trzeciego" (plus ewentualnie przypadek; czytaj --- Jego pojawienie się na scenie). Więc zacząłem zastanawiać się czemu tak jest. Czy jednak najbardziej winna nie jest Ona ?
niesiunia napisała:
Cytat
:Jagódko, ja uważam, że osoba trzecia też jest winna, ponieważ:
1. wykorzystuje sytuację
2. nie ma skrupułów
3. często widząc załamanie osoby, wręcz namawia ją do "grzechu"
4. mysli tylko o własnym szczęściu
....Ja uważam po prostu, że wszystkie trzy storny ponoszą odpowiedzialność i nigdy w zyciu nie zgodze się na usprawiedliwianie osoby "trzeciej" tylko dlatego że zazwyczaj jest wolna i nie ma zobowiązań.
gosiek napisała:
Cytat
:Moim zdaniem winny jest mąż w 70%,reszta należy to Niej..czymś go uwiodła świadomie i poszła do łózka...daje jej 30%.Ale w uczuciach jest trochę inaczej,rzeczywiście wine zrzucamy na ta trzecią,ja tak robiłam..i nadal uważam,że nie wolno wchodzić między żonę a męża,to obrzydliwe.A jeśli jeszcze dochodzą do tego dzieci to już wogóle dla mnie są to dna moralne..bez wartości,godności!!!!!!
mirka napisała:
Cytat
:Zgadzam się w zupełności z Niesiunią winny jest przede wszystkim nasz partner bo przysięgał itd.ale one oni też się do tego przyczynili.Zrozumiała bym chyba taka kobietę ,która była nieświadoma tego że nasz partner ma rodzinę(okłamał ją że jest wolny),ale jeżeli była świadoma tego nie usprawiedliwiajmy jej bo robiła to z premedytacją i nie starajmy się być tacy wspaniałomyślni dla nich ,jak w środku skręca nas ze złości i życzymy im wszystkiego co najgorsze.
Przytoczyłam tu przykłady,że nie tylko ja mam takie zdanie.
Co-jeszcze raz powtarzam-nie umniejsza w niczym winy naszych partnerów.
Ja uważam,że wina zdradzającego jest bezsprzeczna i nic jej nie może osłabić! Prostu MOIM ZDANIEM-powtarzam,osoba trzecia tez ponosi winę.
Anice, wyjaśnijmy może to do końca. Jeśli zdradzający jest winny zdrady, w pełni i do końca, bo to on wykonuje czynności, działania zdradzające układ, umowę, związek z własnym partnerem to jak nazwać ewentualną winę osoby trzeciej? Ta osoba jest winna czego?
Może nazwijmy tą winę, to znajdziemy jakiś punkt porozumienia. Chodzi o to, że kusiła, wabiła?
Tak dokładnie Bob, kusiła, wabiła, pocieszała, myślała o własnych korzyściach...wykorzystała chwilę słabości, wiedząc (no nie w każdym przypadku) że dana osoba jest w zwiazku, że ma problemy...
Ja też uważam tak jak Niesiunia, według mnie, jeśli ktoś WIE, że "kandydat/ka" jest cudzym mężem/żoną, to jeśli ma choćby minimum przyzwoitości, poczeka z "pocieszaniem" aż kandydat będzie wolny, a nie będzie włazić w cudzy związek oferując swe (często wątpliwe...) wdzięki!
: Może nazwijmy tą winę, to znajdziemy jakiś punkt porozumienia. Chodzi o to, że kusiła, wabiła?
Chodzi przede wszystkim o to,że miała/miał romans z osobą,która nie jest wolna!!!(chodzi oczywiście o osoby,które doskonale wiedziały z kim się wiążą).
To mało?
Spotykam kobietę, mówi mi, że jest w związku, ale nic ją już nie łączy z partnerem. Są w separacji. Co powinienem zrobić, jeśli nie chcę wypaść na złego?
Załóżmy, że zaczynam z nią związek emocjonalny i po 2 tygodniach się dowiaduję, że są w separacji na gębę, która wygląda tak, że pokłócili się, ona mu coś powiedziała, w stylu, że nie wie czy go dalej kocha, że potrzebuje czasu, żeby to przemyśleć. A on tego nie przyjął do wiadomości.
Proszę wskazać na czym polega moja wina?
Cytat
miała/miał romans z osobą,która nie jest wolna
Anice, jaki stan określasz? Czy uważasz, że należy czekać aż do końca rozprawy rozwodowej? Czy wystarczy, jeśli jedno z małżonków zakomunikuje drugiemu: już Cię nie kocham, nie widzę dalszych szans na bycie razem, nie chcę walczyć o coś, co we mnie wygasło, chcę rozwodu.
Cytat
Tak dokładnie Bob, kusiła, wabiła, pocieszała, myślała o własnych korzyściach...wykorzystała chwilę słabości, wiedząc (no nie w każdym przypadku) że dana osoba jest w zwiazku
Niesia, wiedząc czy nie wiedząc? I znów pytanie takie jak wyżej, co uznajemy za koniec związku? Uderzenie młotka na sali sądowej?
Spotykam kobietę, mówi mi, że jest w związku, ale nic ją już nie łączy z partnerem. Są w separacji. Co powinienem zrobić, jeśli nie chcę wypaść na złego?
Bob przekręcasz cały czas znaczenie naszych wypowiedzi. My nie mówimy o sytuacji kiedy rzeczywiscie jest koniec związku i osoba zaczyna sie spotykać się z kimś innnym.
A zdrada jest wtedy kiedy zwiazek nie jest zakończony!
Wina osoby trzeciej jest wtedy kiedy np. koleżanka z pracy widzi że kolega jest smutny, więc pyta co się stało. On na to że ma problemy z żoną. A wtedy ta koleżanka mówi: Twoja żona jest "be" i zaczyna mu mówić, że ona to by umiała sie nim zająć, że ona by nigdy nie postapiła tak jak żona itp. No i sie zaczyna! facet, który być może nawet nie myślał o zdradzie, zaczyna nieświadomie wchodzić w romans!
Bob przekręcasz cały czas znaczenie naszych wypowiedzi.
Niesia, nie przekręcam. Odpowiedzi są zbyt ogólnikowe, stąd ciężko wywnioskować co autorki mają na myśli, dlatego dopytuję.
Cytat
A zdrada jest wtedy kiedy zwiazek nie jest zakończony!
Wina osoby trzeciej jest wtedy kiedy np. koleżanka z pracy widzi że kolega jest smutny, więc pyta co się stało. On na to że ma problemy z żoną. A wtedy ta koleżanka mówi: Twoja żona jest "be" i zaczyna mu mówić, że ona to by umiała sie nim zająć, że ona by nigdy nie postapiła tak jak żona itp. No i sie zaczyna! facet, który być może nawet nie myślał o zdradzie, zaczyna nieświadomie wchodzić w romans!
Czyli ja także jestem złym człowiekiem i trzeba mnie potępić. Bo zacząłem relację z moją Martą wtedy, kiedy była z kim innym już 3 lata. I tak, była smutna i nieszczęśliwa, a emocjonalnie nie potrafiła odejść od swojego faceta. I gdyby nie pojawił się równoległy związek emocjonalny ze mną, to by nie odeszła.
Różnica jest taka, że Marta, zanim nastąpiła faktyczna "konsumpcja" związku, zerwała z tamtym facetem.
Więc w świetle powyższego pytam, czy to moja wina, czy Marty, gdyby nie zerwała i zdradziła? Ja tworzę z nią relację emocjonalną. To jedno. Drugie, to co ona robi. Może:
1. tak jak zrobiła, zerwać tamto i w pełni zaangażować się w związek ze mną
2. tak, jak nie zrobiła, nie zrywać i zdradzić ze mną.
Chcę wiedzieć, jak to możliwe, że bez mojego wyboru raz mogę stać się złym, a innym razem dobrym?
[dodane]
Po rozmowie z mądrą Finką chyba wiem na czym polega różnica,ale jest subtelna bardzo. Chodzi o nastawienie tego trzeciego/tej trzeciej. Czy chce ona pomóc/ czy wykorzystać dla swoich potrzeb.
Anice, jaki stan określasz? Czy uważasz, że należy czekać aż do końca rozprawy rozwodowej? Czy wystarczy, jeśli jedno z małżonków zakomunikuje drugiemu: już Cię nie kocham, nie widzę dalszych szans na bycie razem, nie chcę walczyć o coś, co we mnie wygasło, chcę rozwodu.
Bob-Finka ujęła to idealnie!Lepiej bym nie potrafiła.I wg. mnie ta różnica jest bardzo wyraźna a nie subtelna!
Bo gdyby ta osoba chciała tylko pomóc-namawiałaby do przeanalizowania sytuacji,do próby ratowania związku,czy choćby głębszego zastanowienia się nad sytuacją(mój przykład może być wzorcowy-kuzynka,której mój mąż zwierza się z kłopotów małżeńskich.... ).
Ale jeśli z tych rozmów i pocieszania robi się romans(tak było u mnie.Dowiedziałam się o tym nie tylko z jednoznacznych rozmów na GG i ich ogromnej ilości i częstotliwości,ilości spotkań-ukrywanych przed jej synem,bilingów z komórki ale i z zachowania mojego męża-wyraźnie wtedy zaangażowanego w romans)-to już jest wyraźna różnica między nastawieniem tego/tej trzeciej.
A jeśli pytasz o rozwód-jak para mieszka nadal ze sobą,nie ma jeszcze tego rozwodu a zdradzany partner nadal jest zaangażowany i nie chce rozstania-to tak.Zdradzający powinien się albo wyprowadzić albo mieć ten papier,żeby dla drugiej strony była-może przykra ale jasna sytuacja.
Bo gdyby ta osoba chciała tylko pomóc-namawiałaby do przeanalizowania sytuacji,do próby ratowania związku,czy choćby głębszego zastanowienia się nad sytuacją(mój przykład może być wzorcowy-kuzynka,której mój mąż zwierza się z kłopotów małżeńskich....smiley ).
Anice, nie to Finka miała na myśli. W sytuacjach, o jakich mówimy, osoba zewnętrzna nie będzie zainteresowana ratowaniem nie swojego związku. Jedynie ratowaniem jednej osoby z tego związku. Jeśli ta osoba nie jest szczęśliwa, to to ratowanie będzie polegało na ukazaniu tej osobie możliwości, jaką jest zakończenie aktualnego związku i być może zrobienie go z osobą ratującą.
Cytat
A jeśli pytasz o rozwód-jak para mieszka nadal ze sobą,nie ma jeszcze tego rozwodu a zdradzany partner nadal jest zaangażowany i nie chce rozstania-to tak.Zdradzający powinien się albo wyprowadzić albo mieć ten papier,żeby dla drugiej strony była-może przykra ale jasna sytuacja.
Anice, taka sytuacja nie zaistnieje, z prostej przyczyny. Każdy człowiek potrzebuje szczęścia i miłości. I nie sądzę, że jak trafia się sytuacja, szansa, na to, to ktoś ją odsunie bo nie ma papierka.
Wg mnie wystarczającą uczciwością będzie zakomunikowanie partnerowi jak jest. A potem faktyczne, szybkie podjęcie wszelkich kroków, prawnych, wyprowadzki itp.
No cóż-wiedziałam,że będziesz miał zastrzeżenia do mojej interpretacji .
Chyba wystarczyłoby,żebym napisała,że Finka ma rację.
Ale napiszę Ci,że i w Twoim przykładzie widzę wyraźną a nie subtelna różnicę.
bob:
Cytat
:W sytuacjach, o jakich mówimy, osoba zewnętrzna nie będzie zainteresowana ratowaniem nie swojego związku Jedynie ratowaniem jednej osoby z tego związku. Jeśli ta osoba nie jest szczęśliwa, to to ratowanie będzie polegało na ukazaniu tej osobie możliwości, jaką jest zakończenie aktualnego związku i być może zrobienie go z osobą ratującą.
Jeśli ta osoba nie jest szczęśliwa,to pomoc tej trzeciej będzie polegała na pokazaniu,że ma zakończyć związek?Do tego potrzebna jest osoba trzecia?Jak ktoś nie chce być w związku-to sam o tym wie!
A jak osoba "pomagająca"chce robić związek z osobą,której "pomaga"-to dla mnie różnica w nastawieniu jest wyraźna!
Może Finka wypowie się czy to miała na myśli?
bob
Cytat
:Wg mnie wystarczającą uczciwością będzie zakomunikowanie partnerowi jak jest. A potem faktyczne, szybkie podjęcie wszelkich kroków, prawnych, wyprowadzki itp.
Zgodzę się z Tobą co do pierwszej części wypowiedzi-ale pod warunkiem,że nastąpi ta druga!Ale -niestety często wcale tak nie jest!!!
Anice napisał/a:
Jeśli ta osoba nie jest szczęśliwa,to pomoc tej trzeciej będzie polegała na pokazaniu,że ma zakończyć związek?Do tego potrzebna jest osoba trzecia?Jak ktoś nie chce być w związku-to sam o tym wie!
A jak osoba "pomagająca"chce robić związek z osobą,której "pomaga"-to dla mnie różnica w nastawieniu jest wyraźna!
Może Finka wypowie się czy to miała na myśli?
Anice wypowiem się chętnie to temat nad którym myślę i moim zdaniem tkwiąc w nieszczęśliwym związku niekoniecznie wie się jak go zakończyć,
może to być strach co dalej, nadzieja że wszystko się jeszcze poskłada mimo ze nie ma dobrych rokowań, myślę że przyczyny są różne i nierzadko czytamy na forum wypowiedzi ludzi, którzy logiką wiedza że powinni odejść od zdradzającego partnera ale "coś"ich trzyma, czasem określa się to jako "miłość","przywiązanie" albo np."uzależnienie".
Niekiedy obecność w pobliżu osoby trzeciej, która potrafi z boku i obiektywnie doradzić jest bardzo pomocna.
I tu zaczyna się dla mnie ta subtelna granica związana z motywacjami tejże trzeciej osoby i jej umiejętnosciami nacisku lub przedstawiania sytuacji osobie zdradzonej.
Jeśli pomoc polega na wysłuchaniu i wypowiedzeniu swojego zdania, pozostawiając interpretację osobie zdradzonej to ok, jeśli sugeruje najlepsze dla siebie (motywacja-->związek z tą osobą)
rozwiązania to jest wtedy manipulacja , nazwę to: pod siebie.
Tak wiec wskazywanie że należy zakończyć ten związek lub zacząć nowy przed zakończeniem nie jest bezinteresowną pomocą,
wysłuchanie i powiedzenie swojego zdania ale pozwolenie na podjęcie decyzji bez sugerowania - może być pomocą, wtedy to osoba zdradzona podejmuje sama decyzję bo zaczyna widzieć inne możliwości
(zaznaczam ze chodzi mi cały czas o sytuację doradzania osobie zdradzonej przez osobę trzecią a nie wysłuchiwania żalów osoby, która następnie zdradza jak Twój maż).
Ryzyko zaangażowania się w nowy związek myślę ze jest wysokie, osoba zdradzona spotyka się ze zrozumieniem, akceptacją, współczuciem co uzupełnia braki, które są po zdradzie w jej związku.
Gdybyś miała teraz Anice dobrego kolegę, przyjaciela, czy potrafiłabyś nie rozmawiać z nim widząc jego troskę i zaangażowanie w Twoje sprawy?
a w pewnym momencie może zaświtać myśl że jest wybór, niekoniecznie między starym związkiem a tym z przyjacielem ale wogóle zaczynasz myśleć że możesz jeszcze mieć inny, lepszy i zdrowszy związek z kimś kto Cię pokocha.
W tym sensie pomoc osoby trzeciej jest konstruktywna i pomaga w rozwoju i podjęciu samemu decyzji czego tak naprawdę chcę.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
zaznaczam ze chodzi mi cały czas o sytuację doradzania osobie zdradzonej przez osobę trzecią a nie wysłuchiwania żalów
No to teraz trzeba by się zastanowić, co z wariantem, gdy nie jest po zdradzie, po prostu związek z problemami, w którym ludzie (a przynajmniej jedno z nich) nie chce/nie umie/nie jest w stanie porozumieć się ze swoim partnerem?
Ma w sobie spore pokłady krzywdy wewnętrznej i w jego zakresie widzenia pojawia się taka osoba trzecia, z którą ma dobry kontakt na inne, neutralne tematy, jest płci przeciwnej i odbiera ją, jako pozytywnie nastawioną. Co wtedy?
A czuje, że musi się z kimś podzielić swoim nieszczęściem, duchowym cierpieniem, krzywdą, która go/ją spotyka?
sama chęć ratowania jakiejś osoby ze związku z problemami musi być chyba spowodowana zainteresowaniem tą osobą, potwierdzisz bob?
ale zainteresowanie nie było by możliwe gdyby ta osoba nie podzieliła się swoimi problemami,
więc wydaje mi się że to od osoby w nieszcześliwym związku zależy czy skorzysta z pomocy osoby postronnej, przecież może odmówić. Jestem ciekawa Waszego zdania.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
sama chęć ratowania jakiejś osoby ze związku z problemami musi być chyba spowodowana zainteresowaniem tą osobą, potwierdzisz bob?
Finko, właśnie nie. Zobacz, na naszym przykładzie, mamy ,że tak to nazwę, "wpsólne hobby", tu, na tym portalu. Co nas zbliża. Występuje jakieś naturalne zainteresowanie drugą osobą. A stąd wcale nie jest taki daleki krok, w obszar jakiejś intymności. Ot, rzucone mimochodem zdanie, odpowiedź na nie, i wspólny obszar do rozmów się rozszerza.
Tak jak pamiętam swój chory związek, to miałam tak silne potrzeby bliskości, akceptacji, zrzucenia trochę tego swojego nieszczęścia przez podzielenie się z kimś tym, że opowiadałam o tym komu się nadarzyło, kto chciał słuchać, czy to kobieta czy to facet, znany czy nieznany, ważne, żeby chciał słuchać. Nietrudno dalej wyobrazić sobie sytuację, w której taki on słucha, ja mu opowiadam, on chce pomóc, więc radzi i tak drobnymi kroczkami coraz bliżej i bliżej do siebie. Chce powiedzieć, że czasem rzeczy się dzieją równolegle, bez "złych" intencji od początku, tzn. szukając tylko oparcia na zewnątrz związku po to, by rozwiązać problem z związku lub po prostu zrzucić trochę ciężaru, można niezauważenie stworzyć jednocześnie relację/związek emocjonalny z drugą osobą. Pytanie tylko co potem z takim fantem się robi(bo można rzecz rozegrać uczciwie albo nie). Tylko trudno wymagać od osoby, która bądź co bądź szuka rzeczy typu akceptacja, zainteresowanie, jakaś psychiczna bliskość (choćby ułudna), które dają pozytywne emocje, żeby znalazłszy je poza związkiem nagle zaczęła chłodno kalkulować i stwierdziła, że to jest niedobre. Powiedziała już A, więc powie i B.
Oczywiście, wiadomo, ze nie każda rozmowa o problemach czy też bliska znajomość to romans/związek. Myślę, że do takiego efektu trzeba odpowiednich okoliczności, tzn niezaspokojonych potrzeb - wszak zakochujemy się wtedy kiedy mamy taką potrzebę w sobie.