Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
To pytanie kontrolne jest podchwytliwe
Z jednej strony, pomimo, że pod ciemnym brązem moich włosów, jest siwizna, jestem trochę zgorzkniala, nerwowa i depresyjna, to cieszę się, że otworzyły mi się oczy i mam taką wiedzę i doświadczenie...
Z drugiej strony, mogłam sobie żyć w moim naiwnym świecie, że wszystko, co złe (czyt. Zdrady, romanse) są w serialach, a u nas nawet jak jest źle, to nic złego sesje nie wydarzy, bo przecież NAS to nie spotka!!
Jednak nie jest podchwytliwe.
Moja odpowiedź brzmi - nie.
Zostałam zdradzona 2 razy,ile naprawdę to wie tylko Bóg.Jestesmy z mężem 18lat para,6lat małżeństwem z 2 dzieci.Maz jest moim pierwszym chłopakiem i nigdy się to nie zmieniło, jestem wierna, nigdy nie spojrzałam na innego faceta w "ten"sposób, nie wychodzę nawet nigdy nie byłam sama nigdzie z koleżanką,siedze w domu chowam dzieci,Pierwsza10lat temu przeżyłam ciężko,samoocena spadła do -0, nie czuje aby na dzień dzisiejszy podskoczyła wyżej czuję się jak nikt.Sam mi o tym powiedział po 2 latach, gdyż "żyć z tym nie umiał". Zrzucił z siebie ciężar, który ja teraz będę dźwigać do końca.Tlumaczenie, kontrakt,brak mnie, odległość,alkohol, koledzy,dom publiczny, chęć sprubowania z innymi, wybrał sobie dwie Panie prostytutki. Nie mogłam się pozbierać,psycholog mi mówiła że skoro zrobił to raz to zrobi kolejny, nie wróciłam do psychologa nie wierzyłam jej.Wpatrzona w męża starającego się odbudować moje zaufanie wierzyłam tylko jemu teraz stwierdze głupia i naiwna nastolatka byłam.Jakos ukoił moje serce, dogadaliśmy się, urodziłam córkę, sytuacja zmusiła na kolejny wyjazd za granicę.Pozwolilam, przeciez wierzyłam w niego jak w Boga.Po czasie wyczułam jego niechęć, zimno, chamskie odzywki i splawianie mnie przy każdym pytaniu o cokolwiek,rzadko dzwonił pisał jeszcze rzadziej.Czulam że coś się święci przeciez już raz to przeszłam.Wrocil do domu i odczytałam sms od "niej" że tęskni.Wybielal się jak mógł,kota ogonem"jakim prawem przeczytałam jego SMS"to był temat nr 1.Po czasie się przyznał,że skoro wiecznie dochodziłam, oskarżałam go,weszyłam,szukałam,nagadywalam o zdradzie to poszedł i zdradził z koleżanką z pracy, dodał że trzeźwy nie był.Dla mnie żadne wytłumaczenie alkohol żadne!Moje życie się skończyło tamtego dnia, myślałam że tego nie przetrwam ale jestem.Minely 2 lata od ostatniej zdrady, czuję się tak samo jak wtedy gdy się dowiedziałam.Byc może dlatego że wsparcia miałam mało od męża, uwazal że musi kochance wyjaśniać dlaczego tam już nie wróci niż cokolwiek wyjaśnić mi,jego kochanka mnie gnębiła smsami opisywała nawet ich sytuację łóżkowe nie mogę tego wyrzucić z głowy.W łóżkowych sprawach krępuje się ,przed oczami mam ich,i te opisy co robili nie potrafię o tym zapomnieć.Jakos sobie radzę, mamy drugie dziecko,mąż dalej wyjeżdża za granicę niby jest wporzadku.Ostatnio znów poczułam się jak wtedy,od razu reakcja,mąż kazał mi iść do psychologa że jestem chora,wmawiam sobie, męczę go, niszczę małżeństwo przez brak zaufania.Zaczelam dostawać wiadomości od anonima byly i groźby że mnie mąż rzuci,co on tam nie wyprawia itd.Dwu krotnie zmieniałam numer bo końca nie było.Zaczely się kłótnie,nie domowienia, zgrzyty bo przecież mam wierzyć mężowi.Sprawdzilam go weszłam mu na fc i bum jest kolejna wybranka.Oczywiscie się wyparł, jestem chora mam iść do psychologa, niszczę małżeństwo on odejdzie jak nie przestanę. Nie przestałam drazylam aż się przyznał.Zapisal się do portalu randkowego i znalazl spowiedniczke której opowiedział całe nasze życie,jak mu źle po zdradach,jak żona go męczy i sprawdza, szukał pocieszenia i dowartościowania jak twierdzi.Czesto komplementuje męża, jeszcze częściej wyznaję miłość chce żeby o tym pamiętal cały czas, boję się każdego słowa, gestu że on poleci do innej, jestem zawsze i o każdej porze dla niego, nie uważam że to był powód aby szukać spowiedniczki.On szukał kolejnej panienki i miało się nie wydać,teraz przechodzę piekło bo doszłam prawdy.Kolejna mnie gnębi smsami, wcześniejsze anonimy były właśnie od niej.Do niczego niby nie doszło nie znają się osobiście,i mąż ma do mnie pretensje dlaczego zniszczyłam relację między nimi! Nawet mnie nie broni nie zwróci uwagi jej żeby przestała ubliżać mi i dzieciom.Ona zaklada konta fikcyjne i na fc mi piszę.Maz mipowiedział że- ją na mnie nasłał żeby mi "pocisneła"trochę zebym ja coś wkoncu zrozumiała.Ale co mam zrozumieć?Jakim trzeba być człowiekiem żeby doprowadzić do takiej sytuacji, nie mieć za krzty poczucia winy,zero wsparcia,gdy idę do niego na żale nie chce że mną rozmawiać,rozlancza rozmowy,straszy rozwodem jeżeli nie zaczne mu ufać kiedy on nie robi nic żebym zaczęła przynajmniej wierzyć.Ja myślałam że miłość wszystko zwycięży, ale ja nie mam sił.Co to będzie,ile jeszcze będzie nie wiem, czas pokaże narazie zbieram się z ziemi po kolejnym kopniaku sama jak pies:-(
[quote] .Maz mipowiedział że- ją na mnie nasłał żeby mi "pocisneła"trochę zebym ja coś wkoncu zrozumiała.Ale co mam zrozumieć?Jakim trzeba być człowiekiem żeby doprowadzić do takiej sytuacji, nie mieć za krzty poczucia winy,zero wsparcia,gdy idę do niego na żale nie chce że mną rozmawiać,rozlancza rozmowy,straszy rozwodem jeżeli nie zaczne mu ufać kiedy on nie robi nic żebym zaczęła przynajmniej wierzyć.Ja myślałam że miłość wszystko zwycięży, ale ja nie mam sił.Co to będzie,ile jeszcze będzie nie wiem, czas pokaże /quote] Kasia
Miłość wszystko zwycięży...Boże widzisz i nie grzmisz!
1.Kochasz kogoś kto się nad Tobą znęca. 2. Pannę powinnaś zgłosić na policję z zarzutem stalkingu. Tylko przynajmniej zrób screeny tego co do Ciebie wypisuje. Twój mąż wie że może wszystko bo mu na to pozwalasz. Nic nigdy się nie zmieni jeśli szanowny nie poniesie żadnych konsekwencji. A ty widocznie msz jeszcze duży margines tolerancji jeśli po tym wszystkim co on odwalił, zamiast działać przerwa że miłość wszystko zwycięży :cacy
"Ból po stracie jest jak kombinezon z cierni. Na początku nie wiemy, o co chodzi, miotamy się na wszystkie strony, sprawiając, że kolce rozrywają skórę i całe ciało spływa krwią. Składamy się jedynie z cierpienia. Potem uczymy się, że miotanie nie ma
Związek po zdradzie jest inny. Niewierny ze świadomością lub po omacku próbuje pokazać, że zrozumiał, że popełnil błąd, że zniszczył to co było. Pomimo szczerych chęci i pracy, nad ukladaniem tego bałaganu, ciągle coś odstaje, drapie, przeszkadza. Do tego dochodzi proza życia. Tu jakiś mały zawód, tu jakieś rozczarowanie czy niedotrzymane słowo... W normalnej relacji, może się przydarzyć... A w tej skalanej zdradą?
Tu jakiś mały zawód, tu jakieś rozczarowanie czy niedotrzymane słowo... W normalnej relacji, może się przydarzyć... A w tej skalanej zdradą?
Indentycznie to samo tylko może być inaczej odbierane,dlaczego?Niejednokrotnie nasze oczekiwania wzrastają , zaczynamy analizować jak związek działał i widzimy nasz wkład a niekoniecznie dostateczny drugiej strony i zaczynamy porównywać kto ile wnosi nie dostrzegając innych plusów tej relacji choćby z zabawa z dziećmi tu licznika nie założysz.
zabawa z dziećmi tu licznika nie założysz.
Dzieci to osobny rozdział, nie kwestionuje tego, jakim ojcem jest, popełnia błędy, ja również, codziennie się czegoś nowego uczymy przy dzieciach.
Chodzi mi o relację dwojga dorosłych ludzi, którzy mają coś od nowa budować. A tu zamiast kwiatów i czekoladek - brudne skarpety. Czyli jeśli w progu nie postawiłam warunków, to już nie mam prawa nic oczekiwać???
Masz prawo oczekiwać oczywiście tylko czasem trzeba zmienić swiadomość drugiego człowieka ,że tego oczekujemy.Trzeba rozmawiać nie oczekując ,że domyśli się.Dać na tacy!Powiedzieć wprost.
Świadomości drugiego człowieka nie można zmienić.
Każde w tej relacji ma do wykonania swoją pracę i broń boże nie można wyręczać w niczym drugiej strony. My możemy tylko swoim postępowaniem zmusić ich do myślenia, motywować do pracy.
Jeśli zdadzą sobie sprawę, że są daleko z tyłu za nami to sami powinni dążyć do tego aby nam dorównać, ale czasem to tylko nasze pobożne życzenia. Po prostu niektórzy ludzie zwyczajnie nie są zdolni do tak daleko idącej refleksji i autoanalizy.
Nie można bawić się w terapeutę partnera/partnerki.
poczciwy napisał/a:
Świadomości drugiego człowieka nie można zmienić.
Każde w tej relacji ma do wykonania swoją pracę i broń boże nie można wyręczać w niczym drugiej strony. My możemy tylko swoim postępowaniem zmusić ich do myślenia, motywować do pracy.
Jeśli zdadzą sobie sprawę, że są daleko z tyłu za nami to sami powinni dążyć do tego aby nam dorównać, ale czasem to tylko nasze pobożne życzenia. Po prostu niektórzy ludzie zwyczajnie nie są zdolni do tak daleko idącej refleksji i autoanalizy.
Nie można bawić się w terapeutę partnera/partnerki.
Nie lubię tego słowa bardzo.
Nie powinni, a uważam by chcieliby.
To znacząca różnica, coś musieć, a coś chcieć.
I mam takie pytanie, jak rozpoznać, że nam dorównali i nie są już z tyłu za nami?
Po czym to poznać, że jest właśny w tym punkcie co my?
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
powinni a muszą to jednak znacząca różnica, ale ok może faktycznie lepszym słowem w tym przypadku będzie "chcieliby".
Jak rozpoznać? To chyba bardzo trudne i indywidualne zależne od wielu czynników m.in tego w jakim my jesteśmy miejscu, czego oczekujemy, jak bardzo wymagający jesteśmy.
Słowem klucz wydaje się tu być słowo "świadomość" osoby zdradzającej, świadomość wyrządzonej krzywdy, świadomość naszych oczekiwań i prawa do nich, świadomość tego, że coś bezpowrotnie przepadło,świadomość, że my jesteśmy już innymi ludźmi i świadomość, że tak jak było już nie będzie nigdy co nie znaczy, że nie może być lepiej aczkolwiek to bardzo trudne. Coś bezpowrotnie zostało utracone a oni/one bardzo często nie zdają sobie z tego sprawy, być może nawet mają problem z akceptacją tego, że my już więcej dostrzegamy, że nie damy się nabrać na tanie manipulacje, pozorną uczciwość, autentyczność i szczerość.
Ja mam z tym ogromny problem. Ona się stara robi co może, na tyle na ile jej aktualne zasoby pozwalają a mnie ciągle mało. I w tym rzecz, że mam wrażenie, jakoby te zasoby były bardzo mizerne,jak daleko jest jej do tej samoświadomości co do ogromu krzywdy jaką wyrządziła, jak bardzo wpłynęło to na nasze relacje. Czasem mam wrażenie, że wręcz bagatelizuje, ignoruje te krzywdę coś na zasadzie ok zdradziłam Cię, żałuję, ale przebolej to szybko i wracaj, najlepiej taki jak byłeś, nie zmieniaj się. Helllo jak to się nie zmieniaj? Gdzie tu logika? Przecież skoro poszła w bok tzn, że jednak nie byłem taki jak powinienem być, jakby oczekiwała. A teraz moją pewność siebie, konsekwencje działania myli z upartością. Fakt jestem wymagający i to bardzo, ale albo podoła wyzwaniu, nie stchórzy, nie ucieknie a okaże się silną osobą, która wie czego chce i jak to osiągnąć albo się pożegnamy.
Ja już znam swoją wartość a maślane oczka nie robią na mnie wrażenia.
Post doklejony:
A może to coś na zasadzie, nie zmieniaj się, bo wówczas ja będę musiała też zacząć pracować nad sobą a po co? Przecież tak jest wygodniej. Jeśli zajrzałabym głębiej w siebie być może odkryłabym, że jestem w czarnej doopie i wtedy należałoby już coś z tym jednak zrobić. Lepiej żyć w nieświadomości, niewiedzy niż włożyć trochę wysiłku aby stać się po prostu lepszym człowiekiem.
Post doklejony:
Jeszcze jedno,
Wydaje mi się, że my też powinniśmy realnie patrzeć na te zmiany tzn. nie możemy w kwartał oczekiwać cudów bo to po prostu nierealne. A jeśli taki cud by się wydarzył to odczytywałbym to jako udawanie, pozory, powierzchowność.
To jest proces. Najważniejsze to bacznie się przyglądać i obserwować.
Jeśli jednak po dłuższym czasie dalej stoimy w miejscu i kręcimy się wokół własnego ogona zaczynając go podgryzać, nie posuwamy się nawet o milimetr do przodu to sprawa jest klarowna.
Niektórzy ludzie po prostu nie są zdolni do autorefleksji i autoanalizy. Koniec kropka.
Cześć Poczciwy.
Jestem ciekawy ile z tego co napisałeś tutaj w swojej wypowiedzi powiedziałeś swojej żonie.Właśnie to, jak to postrzegasz i jak się czujesz.Pytam dlatego bo sam miałem problem z wyjściem z własnej strefy komfortu.Oczekiwałem nie raz ,że przecież powinna wiedzieć a to tak nie działa.I to nie było tak ,że nie rozmawialiśmy tylko jak rozmawialiśmy.Dlatego pisałem ,że możemy mieć wpływ na świadomość drugiej osoby w związku.
heh matrix,
Nawet nie wiesz ile razu powtarzałem jej w kółko to samo i robię to ciągle, na terapii, na którą uczęszczamy raz na dwa tygodnie. Nie mam problemu z mówieniem tego co mnie boli, już nie, robię to wprost bez ogródek będąc całkowicie szczerym przede wszystkim sam ze sobą jak również z nią.
Zresztą komunikuję wyraźnie, że na tym etapie nie widzę możliwości odnowienia relacji więc ma pełną świadomość tego co dzieje się w mojej głowie, co czuję, jakie mam oczekiwania.
Poczciwy,
już kiedyś wspominałam, że mam bardzo podobne podejście do Twojego. Czasem czytając Twoje wypowiedzi mam wrażenie, jakby moje myśli i odczucia zostały przełożone na słowa na ekranie. Zawsze jednak jest jakieś ale. Piszesz dużo o swojej przemianie, rzeczywiście brzmisz, jak pewien siebie, świadomy swojej wartości człowiek. Ja nie doszłam do tego etapu. Być może, jeszcze długo tak pozostanie. Nie chcę szukać wymówek, że zaniechalam pracy nad sobą, ale pewna mądra osoba z tego forum podpowiedziała mi, że jest coś takiego, jak priorytety. Każdy z nas ma inne. Według mnie nie jest możliwe, aby jednocześnie skupić się na sobie, na swoich potrzebach i zająć, tak jak w moim przypadku wychowaniem trójki małych dzieci, nawet przy dużym udziale ii pomocy ich ojca.
Kolejna kwestia to świadomość osoby zdradzającej. Nie oszukujmy się. Ile osób spośród użytkowników zetki stanowią zdrajcy, którzy przyszli tu po, żeby choć w części zrozumieć ból partnera? Może jestem niesprawiedliwa, ale większość pracy musi być wykonana przez nas. I tu nasuwa mi się pytanie odpuścić czy wymagać (przepracowania, zrozumienia, zagłębienia, analizy)?? A jeśli zdrajca, jest "prostym" człowiekiem, i tak jak napisał Poczciwy, nie ma nawet takich zasobów umysłowych (nie obrażając nikogo) do głębszego ppochylenia się nad tematem, a nasze (czyt. zdradzonych) argumenty traktuje jjak górnolotne dyrdymały? Czy to od razu skreśla drugiego człowieka?
A nawet jeśli spróbuje nas zrozumieć, pochyli się, zrozumie, to jak to przytaczajac słowa Niezapominajki jak rozpoznać, że nam dorównali i nie są już z tyłu za nami?
Po czym to poznać, że jest właśny w tym punkcie co my?
Post doklejony:
Czy to nie jest tak, że zawsze mamy delikatną przewagę i potrzeba wiele empatii, miłości i zaangażowania, z naszej strony, żeby tego po prostu nie wykorzystywać??? A jak to się ma, do całego naszego wysiłku złożonego w odbudowanie własnego ja???
powinni a muszą to jednak znacząca różnica, ale ok może faktycznie lepszym słowem w tym przypadku będzie "chcieliby".
Jak rozpoznać? To chyba bardzo trudne i indywidualne zależne od wielu czynników m.in tego w jakim my jesteśmy miejscu, czego oczekujemy, jak bardzo wymagający jesteśmy.
Słowem klucz wydaje się tu być słowo "świadomość" osoby zdradzającej, świadomość wyrządzonej krzywdy, świadomość naszych oczekiwań i prawa do nich, świadomość tego, że coś bezpowrotnie przepadło,świadomość, że my jesteśmy już innymi ludźmi i świadomość, że tak jak było już nie będzie nigdy co nie znaczy, że nie może być lepiej aczkolwiek to bardzo trudne. Coś bezpowrotnie zostało utracone a oni/one bardzo często nie zdają sobie z tego sprawy, być może nawet mają problem z akceptacją tego, że my już więcej dostrzegamy, że nie damy się nabrać na tanie manipulacje, pozorną uczciwość, autentyczność i szczerość.
Ja mam z tym ogromny problem. Ona się stara robi co może, na tyle na ile jej aktualne zasoby pozwalają a mnie ciągle mało. I w tym rzecz, że mam wrażenie, jakoby te zasoby były bardzo mizerne,jak daleko jest jej do tej samoświadomości co do ogromu krzywdy jaką wyrządziła, jak bardzo wpłynęło to na nasze relacje. Czasem mam wrażenie, że wręcz bagatelizuje, ignoruje te krzywdę coś na zasadzie ok zdradziłam Cię, żałuję, ale przebolej to szybko i wracaj, najlepiej taki jak byłeś, nie zmieniaj się. Helllo jak to się nie zmieniaj? Gdzie tu logika? Przecież skoro poszła w bok tzn, że jednak nie byłem taki jak powinienem być, jakby oczekiwała. A teraz moją pewność siebie, konsekwencje działania myli z upartością. Fakt jestem wymagający i to bardzo, ale albo podoła wyzwaniu, nie stchórzy, nie ucieknie a okaże się silną osobą, która wie czego chce i jak to osiągnąć albo się pożegnamy.
Ja już znam swoją wartość a maślane oczka nie robią na mnie wrażenia.
Post doklejony:
A może to coś na zasadzie, nie zmieniaj się, bo wówczas ja będę musiała też zacząć pracować nad sobą a po co? Przecież tak jest wygodniej. Jeśli zajrzałabym głębiej w siebie być może odkryłabym, że jestem w czarnej doopie i wtedy należałoby już coś z tym jednak zrobić. Lepiej żyć w nieświadomości, niewiedzy niż włożyć trochę wysiłku aby stać się po prostu lepszym człowiekiem.
Post doklejony:
Jeszcze jedno,
Wydaje mi się, że my też powinniśmy realnie patrzeć na te zmiany tzn. nie możemy w kwartał oczekiwać cudów bo to po prostu nierealne. A jeśli taki cud by się wydarzył to odczytywałbym to jako udawanie, pozory, powierzchowność.
To jest proces. Najważniejsze to bacznie się przyglądać i obserwować.
Jeśli jednak po dłuższym czasie dalej stoimy w miejscu i kręcimy się wokół własnego ogona zaczynając go podgryzać, nie posuwamy się nawet o milimetr do przodu to sprawa jest klarowna.
Niektórzy ludzie po prostu nie są zdolni do autorefleksji i autoanalizy. Koniec kropka.
Poczciwy...
powinien = musieć (synonim)
To nie inne, to to samo.
Dlatego tak bardzo nie lubię tego słowa i na co dzień staram się w ogóle go nie używać.
Wszystko ładnie pięknie - tylko nadal nie ma odpowiedzi, kiedy poznać, że osoba zdradzona jest świadoma tego co zrobiła? jaką krzywdę wyrządziła itd. A tego oczekujemy.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
Wszystko ładnie pięknie - tylko nadal nie ma odpowiedzi, kiedy poznać, że osoba zdradzona jest świadoma tego co zrobiła? jaką krzywdę wyrządziła itd. A tego oczekujemy.
pytanie do poczciwego, ale mnie zaintrygowało, więc strzelam :
wtedy gdy rusza tyłek, by dociec przyczyny tego czemu zdradziła?; i kiedy wdraża realną pracą nad zmianą tych swoich słabszych stron, zamiast uciekać od problemu w pompowanie swojego ego poczuciem winy i wstydu, samobiczowania się? a tym samym przestaje uciekać od odpowiedzialności za to co zrobiła? tylko bierze pełną odpowiedzialność i nie z pozorów w kwestii utrzymania status quo, ale z głębi serca płynie jej zadośćuczynienie?; wtedy gdy od nas niczego, po tym zadośćuczynieniu, nie oczekuje dla siebie?
czyli krótko: wtedy kiedy zaczyna być zdolna do miłości kogoś więcej, niż tylko siebie?
Post doklejony:
wtedy kiedy zaczyna być zdolna do kochania kogoś więcej, niż tylko siebie?
Post doklejony:
Cytat
kiedy poznać, że osoba zdradzona jest świadoma tego co zrobiła?
tak na mój gust i przekonania, mój niewierny będzie w pełni świadomy tego co zrobił, kiedy po zadośćuczynieniu da mi wolność
a wygraną będzie, gdy ten człowiek tak nauczy się kochać, by już nigdy nikogo i przede wszystkim samego siebie nie zdradzać
Amor, wtedy gdy rusza tyłek, by dociec przyczyny tego czemu zdradziła?; i kiedy wdraża realną pracą nad zmianą tych swoich słabszych stron, zamiast uciekać od problemu w pompowanie swojego ego poczuciem winy i wstydu, samobiczowania się? a tym samym przestaje uciekać od odpowiedzialności za to co zrobiła? tylko bierze pełną odpowiedzialność i nie z pozorów w kwestii utrzymania status quo, ale z głębi serca płynie jej zadośćuczynienie?; wtedy gdy od nas niczego, po tym zadośćuczynieniu, nie oczekuje dla siebie?
A jeśli pracuje nad zmianą słabych stron, bo zostały mu wytkniete, ale nie zagłębia się nad przyczynami zzdrady, bo nie widzi potrzeby, żeby ich szukać, i uważa odcięcie się od tematu, za jedyne skuteczne działanie? A jednocześnie nie oczekuje nic w zamian, zgadza się na wszystko oprócz "rozdrapywania ran"? Jak skłonić lub zachęcić drugiego człowieka do zastanowienia się nad sobą, skoro sam nie czuje takiej potrzeby, albo nawet jeśli tyko robi, tyko nie widzi konieczności, żeby o tym rozmawiać???
A jeśli pracuje nad zmianą słabych stron, bo zostały mu wytkniete, ale nie zagłębia się nad przyczynami zzdrady, bo nie widzi potrzeby, żeby ich szukać, i uważa odcięcie się od tematu, za jedyne skuteczne działanie?
to przecież cięgle tkwi ciągle w karmieniu swego ego poczuciem winy i wstydu/ samobiczowania się; to takie działania dla spokojności własnej duszy, a nie ukojenia zdradzonego;
ja osobiście takie działania postrzegam, jako działanie w celu utrzymania status quo; bo są powierzchowne, pozorne i niewiele wymagające;
Cytat
A jednocześnie nie oczekuje nic w zamian, zgadza się na wszystko oprócz "rozdrapywania ran"?
to takie samobiczowanie się, mające na celu ucieczkę do rzeczywistego zmierzenia się z problemem i wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje czyny; bo wzięcie pełnej odpowiedzialności zmusiłoby do podjęcia zadośćuczynienia;
Cytat
Jak skłonić lub zachęcić drugiego człowieka do zastanowienia się nad sobą, skoro sam nie czuje takiej potrzeby, albo nawet jeśli tyko robi, tyko nie widzi konieczności, żeby o tym rozmawiać???
mi kiedyś niezapominajka dała dobrą radę; "nie wymuszaj rozmowy, czekaj aż sam do Ciebie z nią sam przyjdzie"; i to w jakimś stopniu jest skuteczne;
na pewno zdecydowanie bardziej skuteczne, niż wiercenie dziury w brzuchu;
ale to nie jest żadna gwarancja tego, że druga strona się ocknie, bo może przecież nie wyjść z tego letargu i trwania w roli ofiary nigdy;
Ja nie wiem jak wygrać, ale wiem, że nie zamierzam przegrać.
Amor,
W punkt, nic ponadto więcej nie napiszę. Nic dodać nic ująć.
Ta praca, realna praca już wlewa naprawdę wiele optymizmu. Najgorszy jet pierwszy krok. Myślę, że po przekroczeniu pewnej granicy przez zdradzonych, granicy, która ich blokuje, której nie są w stanie przekroczyć tzn wziąć pełnej odpowiedzialności za swoje czyny a tym samym swoje życie, dalej już jest z górki.
Kwestia jak do tego doprowadzić? Niestety dla niektórych jedynym sposobem jest aby pierdolnęli porządnie o podłogę, choć i to nie daje gwarancji. Prawie każdy jest zdolny do refleksji tylko każdy ma inną granicę.
Dla jednych motywacją do zmiany będą częste kłótnie z partnerem, dla innych rozstanie z partnerem a jeszcze inni będą musieli znaleźć się w noclegowni żeby zmotywować ich do myślenia i działania. Nie ma złotego środka.
Rozalia,
Dlatego ja przyjąłem taktykę głównie zadawania pytań i słuchania, nic nie wymuszam na nic nie naprowadzam, nie żalę się itd tylko gdy zostanie mi zadane pytanie odpowiadam zgodnie z prawdą.
Odcięcie się od tematu jest zwyczajną ucieczką i droga na skróty.
Zgadzam sie z amor i jak zwykle trafia w punkt. Problem jez z goła skomplikowany, szczególnie, że dla rnasr1; którzy zostają w związkach po zdradzie praca jest dwa razy trudniejsza. Z jednej strony rozkładanie na czynniki pierwsze repacji i z drugiej strony ogromna praca nad sobą, nad swoimi słabościami. W momencie kiedy druga strona jedyne rozwiązanie widzi odcięciem się od tematu, od przeszłości, dla nas to za mało, za mało bo praca nad sobą kosztuje wiele. Nie jest łatwa, często bolesna. Wznosimy się na wyższy rlevelr1; świadomości. Siebie, mechanizmów i jednocześnie zaczynamy wymagać więcej. A prawda jest taka, że nikt tego co czujemy i czulośmy za nas nie doświadczy. I z tym trzeba sie pogodzić. Największy problem chyba w tym, że po zdradzie nasze światy się totalnie rozjeżdżają, my mamy świadomość że nic nie będzie już takoe samo, druga strona często desperacko chce wrócić do tego co było. Odpuścić w pierwszej kolejności trzeba chyba sobie. A co będzie dalej życie pokaże. Amor fajnaie napisala, że zwrócona zostanie jej wolność. Problem w tym, że niejednokrotnie druga strona tak się rprzyczepir1; że tej wolności zwrócić nie chce, i wbijając się w rolę ofiary ma jeszcze ciągłe pretensje ;-)
Czasem zdradzeni znajdują w sobie takie pokłady energii, że chcieliby zawalczyć, ale nie jest im to dane. Czasem jest im to dane, ale po jakimś czasie, po prostu, po ludzku nie potrafią.
Dużo mówimy o pracy nad sobą, nas swoimi słabościami, wadami, pójściem do przodu. Taka mi się nasuwa myśl, jeśli już dajemy sygnał, że poza pracą nad sobą, która i tak nas czeka, chcemy jeszcze podjąć trud naprawy czy budowy nowego/starego związku, to czy jednak nie powinniśmy tej całej naszej przemiany wykorzystać do tej naprawy??? Czy właśnie ta nasza "wyższość" tj. podniesiona samoocena, świadomość siebie, popełnionych błędów i zwykła duma, że dałam/dałem radę nie powinna łączyć się także z głębszą empatią i chęcią zrozumienia i pomocy tej drugiej osobie???
A zamiast stać już na podium ze złotym medalem, w pewnym momencie wyścigu, po prostu się odwrócic lub nawet przystanąć i pomóc mu/jej nas dogonić??
Post doklejony:
Nawet kosztem tego, że będzie srebro lub brąz, ale razem?
Post doklejony:
Amor,
kiedyś w jednym z wątków napisałaś pewne słowa, które sobie skopiowalam, mam nadzieję że nie masz nic przeciwko, że tu przytoczę, ale to jedna z ciekawszych refleksji jakie ostatnio poczytałam:
Jeśli odejść, to w momencie kiedy jest się pewnym, że zrobiło się wszystko co można było zrobić, dla uratowania tego co najcenniejsze. A rodzina jest taką wartością. Tak by nigdy nie mieć wątpliwości, że to był ten właściwy krok. Aby był to krok pełnej świadomości, a nie podszeptów emocji.
By w kolejnej relacji nigdy do przeszłości nie wracać.
By odejść zwycięzcą, a nie ofiarą. /Amor/