Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Ona, bidulka, absolutnie niezdolna do podejmowania jakichkolwiek decyzji, coś w rodzaju bezmózgiej postaci.....on wyrachowany gnój. Ona byłaby wspaniała gdyby "gnój" jej na to pozwolił.
Margaret, pojechalas za daleko, nie wiem jakie masz doswiadczenie w kwestii 'bycia ofiara', mam nadzieje ze zadne bo nikomu nie zycze, ale prosze nie bagatelizuj , bo dla niektorych to zywy problem i nie kazdy jest urodzonym twardzielem ktory potrafi sie bronic przed czyjas psychiczna czy fizyczna agresja.Oczywiscie z boku to wyglada inaczej, oczywiscie z boku kazdy powie ze przeciez nie musiala na to pozwolic , mogla cos zrobic, wybrac inaczej...otoz blad-jak sama slusznie zauwazylas wczesniej zaleznosc kat-ofiara odbiera wolna wole i zdolnosc podejmowania decyzji...
maximus1977 mysle ze ogarnela cie rozpacz.Juz nic nie mozesz zrobic, najgorsza jest bezradnosc, jak ja dobrze znam to uczucie.
Nie sadze bysmy mogli wniesc cos nowego w tym temacie, proponuje spuscic z tonu.......
Po pierwsze się nie unoszę, lecz zajmuje stanowisko wobec tego co zostało powiedziane. nie znam charakteru tej społeczności. Byc może oczekuje się , że autor wątku kala się i przyjmuje wszystko co zostanie tu powiedziane jako pewnik i czuje się z tym lepiej. Ja nie załuje i załował nie będe. Ale to nie oznacza ze się deneruje. Czy żle wyszło? Wyszło niekorzystnie dla mnie, ale podjęła walkę z tą przemocą. To ważny rezultat tej znajomości.
Co do gordiana, oczywiscie , ze mozna się z nim zgadzać i to normalne. Ale ja nie zgadzam się z Tobą autorze jakich wiele, co do tego ze gordian przedstawił suche fakty. Wiekszość z tego to nie fakty, ale oceny. To zasadnicza różnica i warto umieć odróżnić fakt od oceny np. zacytuję:
Cytat
Dla mnie nie jesteś wiarygodny i twoja pomoc też nie jest wiarygodna.
To fakt czy ocena? Oczywiście , ze ocena i to taka przez którą przemawia jedynie słuszna prawda "tknąłes mężatkę, masz za swoje", zrobiłeś to więc kłamiesz, a twoja pomoc to żadna pomoc.
Natomiast kwestię wiedzy gordiana m.in. co do skutków zawiadomienia o przestępstwie zestawiłem z faktycznym brzmieniem przepisów w innym wątku. Więc nie ma powodu żebym to rozwijał ponowmie.
Ode mnie to chyba tyle. Postaram się zaglądnąć tutaj czasami i cos napisac. Dziwi mnie tylko jedno. Tacy jesteście fachowi Koledzy, wrażliwi i takie macie wysokie morale, ale nikt nie zabrał głosu co do tego co napisała Margaret. Z całym dla niej szacunkiem , ale to bzdura i wielka krzywda dla ofiar przemocy takie stanowisko przedstawiać. Jak można uznać , że maltretowana kobieta godna jest tylko litości, bo na to pozwala, bo nie umie odejść, bo się nie buntuje. Ze jest bezkształtna. To Was nie razi??? Tego nie piętnujecie??? Oczywiście , że nie bo jedynym złem jakie tu dostrzegacie jest zdrada. To złe, nigdy nie przeczyłem. Ale są rzeczy gorsze, które również należy piętnować. To co napisała margaret zasługuje na piętno, ale nie w częsci dotyczącej mnie, tylko w części dotyczącej ofiary przemocy.
Ja absolutnie nie czuję się dotknięta.....nie ma takiej możliwości byś był w stanie mnie dotknąć w jakikolwiek sposób.
Chodzi o to, że na podstawie twoich reakcji buduję sobie opinie o tobie. Nie znosisz krytyki, nie przyjmujesz opini innych niż oczekiwane przez ciebie, nawet nie zadajesz sobie trudu by je rozważyć inny punkt widzenia, jednym słowem nie znosisz sprzeciwu.
Jeśli nie pisze się tego czego oczekujesz i chcesz....od razu.powdważasz jakiekolwiek umiejętności i podstawy rozmówcy do zabierania głosu.
Nie rozumiem zatem dlaczego znalazłeś się na tym forum, upubliczniając twój problem, dając automatycznei przyzwolenie do zabierania głosu wszystkim skoro wszelkie opinie inne niż te które jesteś w stanie zaakceptować ośmieszasz a swoim wypowiedziom nadajesz lekceważący ton.
Znaczy to, że nie jesteś gotowy do jakielkowiek dyskusji.
Należy zatem zadać sobie pytanie czego szukasz tutaj....skoro pracowałeś z profesjonalistami i dalej nic nie wiesz? Przychodzisz do amatorów....jaki cel?
Twoje reacje są przyporządkowane osobom nie znoszącym sprzeciwu i nie trzeba być dr Freudem jak to ująłeś by zrozumieć że nie tolerujesz sprzeciwu.
Nie interesuje mnie czy zgadzasz się z tym czy nie, to twój problem, mnie a nikogo z tego forum nie dotyczy to w żadnym wymiarze....ale skoro piszesz tutaj musisz być przygotowany na różne opinie to chyba oczwiste, a nie reagować jak rozpuszczony bahor, który wije się w konwulsjach bo słyszy to czego słyszeć nie chciał.
Nie myślałam, że ofiary przemocy nie są niewarte zainteresowania, miłości, uwagi itd. Napisałam, że ja nie mogłabym zakochać się w kimś kto siebie nie szanuje.....to wszystko.
Ty poddajesz analizie jej męża używając obraźliwych słów choć pewnie nawet z nim nie rozmawiałeś i znasz całą historię z jednej bardzo subiektywnej strony...... a dziwisz się, że ktoś zabiera głos na twój temat skoro upubliczniłeś swój przypadek....i na dodatek śmie mieć inną opinię od twojej.
"Próbowałem się dowiedzieć co się stało ale bez skutku" jak piszesz.....t
tyle zaangażowania i nawet żadnego wytłumaczenia????
A może......twojej ukochanej zostało jeszcze trochę instynktu samozachowawczego i obawia się wpaść z deszczu pod rynnę???? Kto wie?
A może to ty po prostu padłeś ofiarą manipulacji ......nie wziąłeś tego pod uwagę?
Wariantów jest wiele, tylko trzeba pozwolić sobie na rozważenie różnych możliwości....a ty jak widać wszystko wiesz.
Skoro tutaj jesteś to musisz przyjąć na klatę to co myślą inni......zagadzać się nie musisz.
maximus1977, tak działa każde forum...Mamy prawo do własnego zdania, jak również prawo, by ze zdaniem innych się nie zgadzać.
Zadając tu pytanie, niejako poddajemy się dobrowolnie ocenie/krytyce...
Co do reszty Twoich zarzutów...napisała już wyżej sinead...
Co do postawy Gordiana pozostawię bez komentarza, bo i tak nie będziemy w tej kwestii zgodni...
Widzisz Margaret, popatrz jak Ty zareagowałaś. Sadze, ze sama sprzeciwu nie znosisz. Nie wiem gdzie wyczytałaś że pracowałem ze specjalistami z tej dziedziny. Zacznij nauke czytania ze zrozumieniem, potem zabieraj głos. Na początku napisałem po co zamieściłem wątek, warto czytać. Dopuszczam oceny - każde ale nie lubie jak ktoś myli je z faktami. Przyzwolenie na ocenę, nie oznacza jej bezkrytycznego przyjęcia. Nie tylko z jej relacji znałem to jak zachowuje sie jej mąż wobec niej, nawet publicznie. To tez napisałem, ale nie jest to istotne dla Ciebie. Ty juz oceniłaś, że ofiara jest zła, kat jest dobry. Nie wycofuj się rakiem z tego co powiedziałaś. Też bym się wstydził. Ale bierz odpowiedzialność za słowa. Nie zakochałabys się w kimś takim bo.. i tutaj pełen zestaw twoich ocen tej dziewczyny, jako ofiary. Z deszczu pod rynne? Nie masz o mnie pojęcia a szeregujesz mnie z kimś takim. Włącz hamulce.
Wiem jak działa forum. Nie wziąłem tylko pod uwagę , ze wiekszość wypowiedzi bedziet nacechowana osobistą nienawiścią do każdego kto bierze udział w zdradzie. Wy zostaliście zdradzeni, wiec dla was zdrada jest gorsza niż przemoc. Macie doswiadczenie w zdradach, w przemocy mniejsze, albo żadne. Czesciowo to założyłem, ale nie całkowicie. I nie chodzi o ocene mojej osoby. Sam napisałem, ze to było złe. Ale nie zgodzę się, że to była żadna pomoc, nie zgodze się , że nie było warto i nie zgodzę się, ze ofiara przemocy to bezkształtna masa, ze to co jej robiono jest tym samym czym ja bym jej robił (z deszczu pod rynne). Druga sprawa to ja nikomu prawa do zdania nie odbieram. Ja jedynie sie z nim nie zgadzam. Chyba ze tu nie ma się takiego prawa skoro tknęło się meżatkę.
Trochę za płytko oceniasz ludzi, tych z tego forum, zapewne jesteś człowiekiem z szeregiem pozytywnych cech i wiele osób mogłoby się sporo od Ciebie nauczyć.
Jednak te słowa Nie wziąłem tylko pod uwagę , ze większość wypowiedzi będzie nacechowana osobistą nienawiścią do każdego kto bierze udział w zdradzie. Wy zostaliście zdradzeni, wiec dla was zdrada jest gorsza niż przemoc. padły zbyt pochopnie i najprawdopodobniej są związane z emocjami. Ludzie wyrażają swoje opinie i możesz się z nimi nie zgodzić, jednak nie powinieneś kierować do nich takich słów, bo nie są one sprawiedliwe.
Pozwól sobie ochłonąć, osobiście cenię Cię za dostrzeżenie krzywdy i próbę jej rozwiązania, sposób może na tą chwilę zostawię bez komentowania.
Tezeusz, ten wniosek wysunąłem na podstawie obserwacji nastawienia i tego na czym się skupiono najbardziej w tej dyskusji. Zresztą nie okłamujmy się, osobiste doświadczenia kierunkują póżniejsze oceny. To jasne i zrozumiałe, więc nie ma co kryszyć kopii o to. Widać, że najbardziej razi zdrada, przyczyna dla wiekszości nie jest ważna. Co więcej, to ofiara winna jest tego, że stała się ofiarą. Nie można
nie zauważyć takiego trendu. Ja jestem przeciętny. Mam tyleż dobrych cech, co złych. Ale tego syfu w moim życiu nie było i nie będzie, więc ocena Margaret typu z deszczu pod rynne, to zwykłe chamstwo, które zapewne ma źródło w tym , ze była zdradzona. I dla niej każdy kto bierze udział w zdradzie, jest zły (to moja ocena, nie fakt). Ale nie miała tylu informacji o faktach , żeby taki wniosek formułować. Dopuściła się zwykłej , stronniczej i nieobiektywnej oceny. Krzywdzącej. Ale co z tego, skoro nie zdradziła , to zapewne ma rację.
Jak można uznać , że maltretowana kobieta godna jest tylko litości, bo na to pozwala, bo nie umie odejść, bo się nie buntuje. Ze jest bezkształtna. To Was nie razi??? Tego nie piętnujecie
Alez razi...i zwrocilam spokojnie margaret na to uwage.
Przemoc, zdrada-sa z tego samego gu(0)wna(zeby nie wygwiazdkowalo) ulepione...co ciezsze zalezy od okolicznosci.W jej przypadku pewnie zlo jakiego doswiadczyla przewaza na szali i to powaznie.
Mnie osobiscie patrzac wstecz, nawet w najgorszych momentach nie przyszlo do glowy zeby ratowac sie romansem,nie oczerniajac nikogo oczywiscie.Kazdy jest inny i szuka po swojemu...
Mnie osobiscie patrzac wstecz, nawet w najgorszych momentach nie przyszlo do glowy zeby ratowac sie romansem
Masz pewność Sinead jakbyś sie zachowała, gdyby powstała sposobność? Sądze, ze nie. Tak samo jak nie ma pewności margaret jak zachowałaby się w Twojej sytuacji. Mimo to jest pewna, że takie jak Ty i Ona to masa bezkształtna. Ktoś taki jak margaret wiele jeszcze musi się nauczyć, zanim pozna choćby podstawy zjawiska przemocy w rodzinie. Ja nie znam wszystkiego, znam tyle ile mi zrelacjonowano, ile mój psycholog mi wyjaśnił i ile przyczytałem. Dla mnie nadal to za mało żeby oceniać. A przeczytałem więcej niż internetowe podstawy o więzi ofiary do kata. Do każdego - zanim ocenisz, zastanów się jak Ty zachowałbys się w podobnej sytuacji. Miej ,świadomość, że do końca nie jesteś w stanie nawet wyobrazić sobie tej sytuacji. Wtedy próbuj oceniać.
Jedno jest pewne . Gdybym cofnął czas, postapiłbym tak samo. Gdybym w przyszłości drugi raz stanął z takim problemem twarzą w twarz, odwróciłbym się plecami.
To może wróćmy do tematu?
Dobrze widzę, że praktycznie wszyscy tutaj ocenili jednoznacznie? - SUPER ŻE MAXIMUS CHCIAŁ POMÓC
...
Różnica w zdaniach polega na metodzie;
Czy żeby komuś pomóc - trzeba (powinno się , czy właśnie NIE POWINNO się) angażować samemu i być kochankiem?
Wg Maximusa - to nie przeszkadza i pomaga.
Dwa pytania:
1) Jakie są tego plusy?
2) Jakie są tego minusy?
Czy żeby komuś pomóc - trzeba (powinno się , czy właśnie NIE POWINNO się) angażować samemu i być kochankiem?
Wg Maximusa - to nie przeszkadza i pomaga.
Hola, hola. W tym konkretnym przypadku to nie przeszkodziło by naklonic ofiarę przemocy do poszukiwania wyjścia z przemocowej sytuacji i poddać się terapii psychologa. To fakt, przed którym wszystkie opinie muszą ustąpić.
Czy brak zaangażowania mógł przynieśc lepszy rezultat? To powinno być tezą i na to pytanie odpowiedzi nie znam i nie poznam.
Może dla Ciebie Shigoto to drobiazg, ale obiektywnie istotny.
maximus1977 czego ty właściwie chcesz ? Pogłaskania po główce, że biedny facet, pomagał, dawał wszystko a ona wróciła do patologicznego domu ? Nie bardzo wiem czego od nas oczekujesz. Każdy z nas ma prawo do własnych poglądów, które wcale nie muszą się pokrywać. Przyszedłeś, przedstawiłeś swój problem i swój punkt widzenia, my na niego odpowiadamy, tak jak my to widzimy i nie ma znaczenia czy jest to przez pryzmat własnych doświadczeń czy tylko obserwacji. Z reguły staramy się pomóc, ale ty tej pomocy nie potrzebujesz. Walisz każdego kto odważy się cokolwiek powiedzieć nie po twojej myśli.
Twoja kobieta (no nie do końca twoja) dokonała wyboru, nie ważne czy słusznego, ważne że dokonała. Dostała pomoc, psycholog dał jej wskazówki i tylko ona wie jak z nich skorzystała. Nie bardzo wiem co nią powodowało, ale musiała podjąć tą decyzję po namyśle, więc najwidoczniej układ z mężem w jakiś sposób jej pasuje.
A w naszym odczuciu zdrada zawsze pozostanie zdradą, bez względu na to z jakich pobudek do niej doszło. Zawsze jest inna droga, zdrada to świństwo i nie ma na nią usprawiedliwienia. To oczywiście tylko moje subiektywne zdanie i żeby je zakończyć powiem: najpierw trzeba coś zakończyć, żeby można było coś zaczynać...
Pozdrawiam i życzę wyciszenia emocji.
maximus robaczku tkneles mezatke..zapewne ze szlachetnych pobodekbo byla bita, ponizana etc....kocham pomagajcym w potrzebie. ja tez tak zrobilem...kiedys.....oby byla mi wybaczona zbrodnia ktorej sie doposcilem.....wiesz co mi powiedzial sprawca mojego poroza.....ze ona tego potrzbowala!!!!!WON..nie znajdziesz mojego zrozumienia.....ja dojdziesz do tego momentu co ja..ze zrozumiesz co zrobiles..to pogodamy
Kto WON, ja??? Ale to Ty tu wszedłeś Gacek. Po drugie, jak na Twoją skruchę i poczucie popełnienia "zbrodni" to wiele uśmiechu przejawiasz. O zrozumienie to ja nie proszę bo widzę, że każdą jedną sytuację traktujesz jak swoją, a to świadczy że niewiele z tego rozumiesz. Mam nadzieje , że nigdy nie dojde do tego momentu co Ty, choć jak widac to zabawny moment.
Jeszcze raz dla tych co czytają nieuważnie. Na poczatku napisałem, że temat umieszczam żeby uświadomić, że stosując wobec zony jakąkolwiek z form przemocy mozna doprowadzić do zdrady, która jednak potrafiła skłonić do poszukiwania wyjścia z przemocowej pułapki. Przy okazji u niektórych wyszło jak bezzasadnie bagatelizują zjawisko przemocy i nie rozumieją ofiary. To było niezamierzone, ale poztywne. Nie szukam żadnego zrozumienia, żadnej pomocy, żadnych wskazówek. Nie chodzi mi o efekt spowiedzi i inne pseudo rozgrzeszenia. Ja NIE ŻAŁUJĘ tego co miało miejsce. Nie dlatego, ze taka znajomośc mi pasowała bo nas to męczyło, ale dlatego że otwarła drogę do opanowania przemocy. Inny aspekt to moje uczucie do tej kobiety, bo przez to czuję ból, ale nie żałuję również tego uczucia. Dlatego napisałem , że gdybym cofnął czas to drugi raz wobec tej kobiety postapiłbym tak samo. Ale w przyszłości gdyby z kim innym wyszedł taki problem to bym się odwrócił.
Natomiast pominąłem przyznaje , że dominuje tu syndrom zdradzonego i będę traktowany jak ktoś kto szuka u zdradzonych rozgrzeszenie za zdradę. Nie szukam i nie zamierzam szukać.
Teksty typu "ja też miałem romans z ofiarę przemocy, a ona potem powiedziała , ze tego potrzebowała" itd mnie nie wzruszają w ogóle. Z tej prostej przyczyny ze nie dotyczyły ofiary przemocy a były zwykłym kłamstwem czy usprawiedliwieniem romansu. Zaskakujące jest w tym jak wiele osób wątpi w przemoc i wybiela męża tylko dlatego , że jest mężem. Ale to ogólny problem społeczny, a co dopiero tutaj, gdzie każdy to mąż idealny zdradzony przez zakłamaną zonę. Ciekawe ilu z tych idelanych mezów trzasnęło żonę w twarz. oczywiście się jej należało, a walenie w gębę nie jest przeciez przemocą. Mam nadzieję, że jasno wyjaśniłem cel wątku.
Opanuj emocje pyskówki i tak wymiana zdań na poziomie lamperii, nikomu nie służy dobrze
historia nietypowa, bo ze strony tego plugawego co to miesza się w "idealny związek małżeński". Poznałem kobietę, nowa koleżanka w pracy . Smutna, dziwna jakaś, wszyscy się śmieją a ona jak grobowa deska. Ładna, uczynna, miła, ale dziwna. Jakoś mnie do niej ciągnęło. Ja kawaler, ona mężatka. Wiele rozmów, co raz bliżej. Az się otwarła. Bita, nawet w ciąży. Rodzina wiejska. Ciąża w wieku 18 lat, nakaz ślubu, młody mąż wprowadza się do niej i zaczyna bić. Rodzice to widza ale uważają, ze tak być winno bo to lepsze niż panna z dzieckiem. Nie do końca wierze. Ale mam prace polegająca na zdobywaniu informacji, nieważne jaka, ale niedostępnych dla przeciętnego człowieka. Wiec korzystam z tego i dowiaduje się, ze jej ojciec tak bil matkę, ze kilka razy ląduję w szpitalu. Dokumentacja medyczna mówi sama za siebie. Na tak drastyczne ślady epizodów z jej życia nie trafiam. Dowiaduje się tylko , ze mąż nie raz w towarzystwie wypowiada się ze warto zonie przylać. Reszta to jej relacja - wyzwiska, bicie, zastraszanie. Syf o jakim można przeczytać w gazetach. Wszystko się rozwija. Co raz bliżej, najbliżej. Naciskam na wizytę u psychologa, u specjalisty od przemocy domowej. Oferuje ze swojej strony wszystko co możliwe. Napotykam na opór bo jest dziecko. Małe, które ponoć za ojcem przepada, bo jego nie bije. Ale pod wpływem psychologa udaje się przekonać do odejścia od tyrana. Po ok dwóch latach "plugawej zdrady" okazuje się ze nie. Ze "taki jej los" bo dziecko. Bo woli bić bita dla szczęścia dziecka. Nie jeden z Was poczułby się pewnie zdradzony, jako mąż ma prawo do swojej zony. Ale w tym popieprzonym układzie to ja się tak poczułem. Możecie sobie kopnąć drania , który śmiał pokochać poniewieraną mężatkę. Nie wiem po co to pisze. Może po to żeby uświadomić mężom nie do końca kochającym, że medal ma dwie strony.
Niezależnie od zaangażowania próbowałem namówić na psychologa rodzinnego. Jego uznałem za obiektywnego. I słusznie , bo z tego co zostało mi przekazane w ramach relacji z sesji terapeutycznej, to ocenił małżeństwo jako patologiczny związek z dominującym motywem przemocy fizycznej i psychicznej. Ale i tak wybrała psychopatę męża. Tyle wyszło z mojej próby pomocy. Faktem jest , ze zaangażowałem się w to emocjonalnie. To był błąd. Widać mąż ma prawo lać zonę,a każdy kto się zaangażuje i próbuje to przerwać, jest w społecznym odbiorze tym plugawym trzecim, który śmiał mężowi wejść w drogę. Może i to prawda. Ale medal ma dwie strony, a prawda leży po środku.
Wszystko to wyjaśnił jej psycholog. Po tym jak ja miesiącami tłumaczyłem chciałem żeby potwierdził to ktoś obiektywny. To był książkowy przykład. Na początku było zaprzeczenie , że to nie przemoc domowa, bo przecież każdy tak ma, że to normalne itd. Potem szło bardzo dobrze. Nawet otoczeniu i mężowi psychopacie zakomunikowała, że się rozwodzi. Za dwa tyg miała iść do psychologa i adwokata. I nagle zwrot całkowity. Ze to jej krzyż i tak żyć będzie. Tak, wiem co to bezsilność wobec przemocy. Nigdy nie myślałem , że to takie uczcie. A byłem pewien , że znam już smak wszystkich uczuć.
Liliand, nie ma powodu do zachwytu. Gdyby przyszło oceniać, to dla męża jestem tym gnojem , który zachwiał jego szczęśliwym małżeństwem. Dokładnie takim samym jak ci, których na tym forum zdradzeni mężowie wyzywają od najgorszych. Nasza kultura jest, jaka jest. Małżeństwo to rzecz święta, a brudy pierze się w swoich czterech ścianach. Pamiętaj, że poza małymi wyjątkami, przemocy domowej nie widać na zewnątrz. Dlatego napisałem, że można sobie kopnąć. W układzie mąż - żona - kochanek zawsze ocenia się jednakowo. Napisałem to wszystko również dlatego żeby pokazać, że czasem kobieta ma wystarczający powód żeby posunąć się do tego. Nie zawsze zasługuje na potępienie. Czasem jest zagubiona w tym jakie życie ją spotkało.
Ja to wszystko wiem liliand. Nie miałem nigdy do czynienia z tym zjawiskiem, ale sam spotkałem się z psychologiem kilka razy żeby wiedzieć jak się zachować w zderzeniu z takim czymś. Zgadzam się że jeśli teraz się wycofała, to już z tego nie wyjdzie. Z tym nie pogodzę się nigdy. Tego zaakceptować nie potrafię. Nie sądzę jednak żeby to była kwestia zastraszenia. Przez te dwa lata męża sprowadziła do parteru. Odizolowała od siebie. Psycholog doradził jej skrajną konsekwencję w podejściu do niego. Ja zresztą też, ale ja byłem zazdrosny, wiec mogłem być nieobiektywny, dlatego zawsze naciskałem na wizyty u psychologa. I tak tez postępowała. Dostał osobny kąt w domu, a ostatnio zastrzeżenie, ze jedna tylko awantura, choćby dotknięcie, szantaż albo groźba to wylatuje za drzwi. A ten gość nie ma nic swojego, majątku wspólnego niemal żadnego, zarabia nędzne grosze i to go wystraszyło nie na żarty. Zostałby w majtkach. U żony dostrzegł taką zmianę, że sam ponoć nie wierzył. Wcześniej była od niego uzależniona. Całą rodzina powtarzała jej , ze musi to znosić bo zostanie sama i nie da sobie rady. Wykorzystał to gnój i zniszczył u niej poczucie własnej wartości, godności i wiarę w siebie. Taka zmiana u niej i jej warunek spowodowała, że się naprawdę uspokoił. Ponoć wrogi, złośliwy, nienawidzący ale spokojny z czystego strachu. Problem jest tu inny. Matka jej zawsze powtarzała , że znosiła bicie do nieprzytomności dla dzieci bo tak trzeba. Nie masz pojęcia jak głęboko jej się to zakodowało. Ten schemat zapewne tu przeważył. Psycholog przemówił częściowo, że trwanie w czymś takim nie jest nigdy dobrem dziecka. Ale to zapewne wg niej się skończyło, bo mąż ze strachu bo ze strachu ale się uspokoił. Wiec na plan pierwszy znowu wyszło dobro dziecka i ofiarna rola matki. Jest więcej niż pewne , że przemoc wróci, ale nie będzie już warunków do wsparcia. Urwanie kontaktu ze mną to zapewne pochodna wycofania się z zamiaru odejścia od męża. Zresztą to musiało być dla niej b. trudne. Udawanie, ukrywanie, kłamanie. To nie jest typ zdradzającej kobiety. Było jej z tym trudno. Mnie jeszcze bardziej. Nie powiedziała mu o mnie - początkowo ze strachu, że jej coś zrobi, później ze względu na lepsza pozycję podczas rozwodu. Tak to przynajmniej tłumaczyła. Ile można w ten sposób żyć. Zresztą dla rodziny jej, poznanie kogoś innego to hańba, rozwód to wstyd dla rodziny. Wiec wszystko to musiało być nie do zniesienia. Początkowo byłem bardzo ostrożny w przyjmowaniu tego co od niej słyszałem. Czasem w takiej relacji nie zawsze otrzymuje się prawdę. Większość z tego co słyszałem udało się zweryfikować inną drogą. Niestety okazało się, że to prawda.
Masz rację. Ale jest jeden problem - nie nad wszystkimi uczuciami się nie panuje. A druga sprawa, że wtedy kiedy znajomość była niewinna , ale widziałem już co jej robi nie było mowy żeby poszła o psychologa, o niebieskiej kartotece nie chciała nawet słyszeć. Dopiero kiedy znajomość poszła w "złą" stronę udało mi się ją do tego przekonać. Więc z tego względu nie żałuje. Inaczej prawdopodobnie nie byłbym w stanie , ani ja ani nikt jej przekonać.
Co do statystyk , to kolego zapomniałeś o najważniejszym. Szacuje się , że tylko co piąta ofiara przemocy sięga po pomoc. I co z tego, ze są ośrodki pomocy skoro ofiary nie decydują się ujawnić tego. Zwykle nie dopuszczają nawet do myśli, że to przemoc. Nie masz nawet pojęcia jak trudno jest przekonać taką osobę do pierwszego kroku. Zresztą w warunkach wiejskich takiej pomocy uzyskać nie można. A tam zjawisko szerzy się najbardziej.
Co do zniszczenia małżeństwa pozostawiam bez komentarza. Tam już nie było czego niszczyć. Chyba, że mówisz tak z pozycji osoby nie znającej sytuacji, co po przeczytaniu tego wydaje się dziwne. Ale to oczywiste. Sam przecież napisałem, że liczę się z tym ze tak się to odbiera.
Kwestia rozwodów. Nie szafuj statystykami w oderwaniu od próby na której są przeprowadzane. W środowiskach wiejskich, konserwatywno katolickich i bez wsparcia rodziny rozwód jest praktycznie niemożliwy. Statystyki rosną, bo ludzie z takich środowisk migrują do "cywilizowanego świata" i zmieniają model życia. To co mi powiedział psycholog, to jeśli nie będzie miała wsparcia w rodzinie, albo w naprawdę bliskiej osobie, nie ma mowy żeby z tego wyszła. A nawet przy wsparciu wątpił, właśnie ze względu na konserwatyzm jej rodziny i jej patologiczny charakter. Też jestem za rozwodem zamiast zdrady. I co z tego. Co do wysokich alimentów, to chyba nie doczytałeś , że gość nic nie ma i zarabia minimum krajowe. Ale to już był szczegół, bo nie o pieniądze sprawa się rozbiła.
sinead
Maximus to ja napisze od strony byłej ofiary przemocy....
Tak, wchodzi się w role ofiary, potwornie trudno jest się uwolnić z tego układu, byłam bita, byłam szantażowana psychicznie, grożono mi nożem i dziecku....a jednak nie miałam sil, czułam się jak w studni, do której nie docierają odgłosy z zewnątrz, wszyscy się odsunęli, byłam sama, i masz racje, prawdy nikt nie znal. Nigdy nie zgłosiłam na Policje, nigdy nie skarżyłam się nikomu, po prostu znosiłam ciosy. Owszem groziłam, ze odejdę, tak, płakałam, krzyczałam, prosiłam....bez skutku. Potrzebowałam bodźca, którym paradoksalnie, była zdrada właśnie - jego zdrada. Gniew był silniejszy niż strach, gniew był silniejszy ode mnie... odeszłam z hukiem, psychicznie byłam wrakiem, fizycznie miałam poważna niedowagę ....
Każdy ma swój limit, tak mówią, ja swój znalazłam niespodziewanie, może ona musi znaleźć swój. ONA musi powiedzieć nie, dobrze, ze dałeś jej zaplecze, ze wie ze jednak ma na kogo liczyć, to komfort, o którym ja mogłam sobie jedynie pomarzyć. Podobnie jak Gordian myślę , ze może niepotrzebnie zaangażowałeś się emocjonalnie to utrudnia ci zrozumienie jej wyborów (czy może raczej przymusu psychicznego), takie toksyczne odpady jak jej mąż potrafią niezwykle zręcznie manipulować, słowa, które mówią są przesiąknięte jadem, i trafiają tam gdzie trzeba by bolało, z czasem zaczyna się wierzyć w to co mówią. Z tego najtrudniej wybrnąć..
Nie poddawaj się, podsuwaj jej materiały o przemocy, pokaz jej ze nawet w najgorszych przypadkach jest szansa....póki co ona się po prostu boi. I żaden psycholog jej z tego nie wyleczy dopóki ona sama nie stawi temu czoła...dla Ciebie samego sugeruje dystans, inaczej uwikłasz się w ich grę zanim się obejrzysz sam będziesz uzależniony od jej sytuacji a twoje rozpaczliwe próby wyrwania jej z tego świata, spełzną na niczym...znajdź inna drogę i nie gan jej, ona ma umysł zniewolony strachem.
maximus1977
Nie. Ja już nie dam rady. Po takim czasie nie można uciec od uczucia i zaangażowania. Nie znam innej drogi, a każda jaką bym wybrał zawsze kierowała by mnie do tego uczucia. Nie da się tak zrobić. Ona była zdradzana przez tego psychopatę. Ale jej było to już obojętne. Bala się go. Kochała na swój sposób - jak ofiara kata, ale nie była już zazdrosna od dawna. Być może macie rację. Może jednak ją zastraszył. Nienaturalnie się odwróciła ode mnie. Nagle i w sposób ukierunkowany na zrażenie mnie. W ostatniej chwili. Przez tyle czasu z kimś da się poznać co jest słabą stroną, czego bym nie umiał przełknąć, co by bolało. Nagle dostaje uderzenie w te miejsca. Jakby od innej osoby. Możliwe, ze tak postąpiła pod wpływem strachu. Ja już sinead jestem od tego uzależniony. W tym sensie, ze bezsilność moja nie pozwala mi spać i żyć normalnie. Ja nie myślę już o niczym innym. Wiem ze psychika przeciętnego człowieka wmanewrowana w takie coś nie wytrzymuje. Ze wyborów i zachowań ofiary nie da się pojąć, tym bardziej będąc zagazowanym. Ja zaoferowałem wszystko. Każdy rodzaj pomocy. Jestem w sytuacji , która pozwalała mi zaofiarować naprawdę dużo i to zrobiłem. Ale w tej sytuacji ja nie umiem więcej walczyć. Może faktycznie swoje już zrobiłem. Może nie udolnie, może za mało, a może miało tak być. Nie poznam odpowiedzi.
No dobra maxcimus, zrobiłem konspekt twojej wypowiedzi bo wydaje mi się ze zawiera Twój przekaz, takim jakim chciałeś go przedstawić, cała reszta w większej części to emocje.
Często na tym forum nie mogę się pogodzić z powierzchownym czytaniem wątków i wyciągania z nich pojedynczych zdań. Budowanie opinii na podstawie jednego zdania, fragmentu wypowiedzi, odniesienie się do ostatniego topiku bez sięgnięcia do początku i choćby próby zrozumienia problemu to coś co wypacza dyskusję. Trzeba mieć również świadomość, że mamy doczynienia z literkami wyklepanymi na klawiaturze, w żywej dyskusji wiele niedomówień zniknęłoby, właśnie ze względu na ich przekaz. No i jeszcze jedna sprawa, nie bez kozery dodałem cytat naszej koleżanki, ona może powiedzieć coś o przemocy, bo sama jej doznała, często dziwi mi ekspercki ton wypowiedzi osób znających problemy tylko z teorii. Teoretycznie, no właśnie to nasza przywara narodowa znamy się najlepiej na piłce nożnej od Smudy i Kasperczaka, znamy się na leczeniu lepiej od lekarzy itd. Teoretycznie w obliczu zdrady mieliśmy wywalić naszych partnerów za drzwi. Przykłady o wątpliwym sprawdzeniu teorii w praktyce można mnożyć.
Jeśli dobrze zrozumiałem Twoja znajomość z tą kobietą to długa chyba 2 letnia historia i o ile na początku zwróciłeś na nią uwagę z pobudek czysto samczych, sorki za dosadność, to potem chciałeś zwyczajnie pomóc, już wcześniej napisałem, ze obojętność ludzi w tym kraju, obojętność na krzywdę bywa porażająca, dlatego bardzo to cenię, jakby to nie nazwać Twoja pomoc w tamtej sytuacji była mam nadzieję bezinteresowna. Tak zrozumiałem z twojej wypowiedzi. To co się wydarzyło później, no cóż uczucia wymknęły się spod kontroli, nad uczuciami tymi pozytywnymi jak dobro, miłość czy negatywnymi jak nienawiść, człowiek często nie potrafi zapanować, rozumiem, że liczyłeś na rozwód i dlatego pozostałeś tym trzecim. Maximus nie udało się. Chciałeś dobrze. Tak zrobiłeś już swoje, sam sobie odpowiedz, czy nieudolnie. Na koniec dodam tylko tyle, bo może nie bierzesz tego pod uwagę, ale jest możliwe, że zwrot w jej postępowaniu wiąże się z purytańską surowością zasad, wiem, ze zaraz powiesz, hola, hola w końcu zdradzała, tak. Paradoksalnie zdradzając męża, tego tyrana, w tej chwili może się czuć zwyczajnie winna a jej hasło o noszeniu własnego krzyża, może mieć korzenie wyniesione z domu, a tego nie zmienisz.
Opanuj emocje pyskówki i tak wymiana zdań na poziomie lamperii, nikomu nie służy dobrze
tezeusz
Nie bardzo widzę pyskówki na poziomie lamperii tam gdzie widzisz je Ty. Ciekawe, natomiast że nie zauważyłeś ich w drugiej wypowiedzi margaret, gdzie porównuje mnie do tyrana, czy tez w "WON" Gacka. Ale może widzisz , to co chcesz widzieć.
Oczywiście, że dostrzegam i nie odbieraj wszystkiego tak osobiście, proponuje po raz enty uspokoić emocje, słowa Gacka i Margaret oczywiście były niestosowne
tezeusz
Co do kwestii pokuty wynikającej z purytańskich zasad. Możliwe, chociaż nic nie wskazywało na to, ze pod tym kątem na to spojrzy. Ale oczywiście jest to prawdopodobne.
Maximus, nikt nikogo nie wybiela. Zwyczajnie mówimy ci o tym, że zrobiłeś źle, wdając się w romans z mężatką. Pomoc tej kobiecie, ewidentnie jest (była?) potrzebna. Jednak, coś w tej pomocy było nie tak, skoro nie zdecydowała się z niej skorzystać, a może nawet wbrew temu, co myślisz, tej pomocy jednak tak bardzo nie potrzebowała? Może przerosło ją to, że oprócz pomocy zdarzyło się między wami, coś więcej i przez to poczuła się źle i nieuczciwie w stosunku do męża tyrana?
"Zaskakujące jest w tym jak wiele osób wątpi w przemoc i wybiela męża tylko dlatego , że jest mężem."
Maximus, dlaczego nie chcesz przeczytać tego, co napisało Ci już wiele osób? Nikt tego faceta nie wybiela. Większość, jeśli nie wszyscy, są zgodni, że ten facet jest tym złym. Mimo wszystko większość z nas jest zgodna, że nie powinieneś wdawać się w romans. Ty jednak konsekwentnie usprawiedliwiasz swój romans tym, że facet jest zły, i dlatego tobie wolno więcej, a zdanie każdego, kto ma czelność myśleć inaczej, wzbudza w tobie agresję i złość. Obrazując sytuację: To tak, jakby złodziej okradał czyjeś mieszkanie, tłumacząc to tym, że w tym mieszkaniu żyje zły człowiek. A później dziwił się, że ktoś twierdzi, że kradzież jest zawsze kradzieżą, więc jest zła.
"Ale to ogólny problem społeczny, a co dopiero tutaj, gdzie każdy to mąż idealny zdradzony przez zakłamaną zonę."
Wbrew Twojej ocenie i rozumieniu tego portalu i mnie, chciałem poinformować Cię, że nie zostałem zdradzony przez żonę. To wspaniała kobieta. Nie jestem też facetem idealnym i mam tego świadomość, dlatego tu jestem.
Lilland, jest mi przykro, że nie zauważyłem, czyjegoś wołania o poradę i tym samym wzbudziłem w Tobie złość i agresję. Prawda jest taka, że nie jestem w stanie przeczytać (ogarnąć) wszystkiego, co dzieje się na tym portalu, jednak cieszę się, że mogę tu zaglądać, bo jest tu dużo mądrych ludzi od których wciąż się czegoś uczę. Przykro mi również, że nie mogę wszystkim na świecie pomóc, uspokoję Cię jednak - w krótkim okresie Świąt spędzonych w Polsce, udało mi się zrobić, bezinteresownie, sporo rzeczy, dla dobra, tych, którzy pomocy potrzebują - chcę wierzyć, że Ty, również, nie pozostajesz obojętna na ludzką krzywdę. Mocno wierzę też w to, że wbrew Twojej krzywdzącej i bardzo obrażającej mnie opinii, jeszcze nie jeden raz, ja i moja żona, udzielimy pomocy wielu ludziom, a Ci, być może spłacą ten dług, pomagając jeszcze innym ludziom.