Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
ja tez sie ogromna madroscia nie wykazalam wierzac w kazde klamstwo mego meza
jak teraz pomysle w jakie ja glupoty wierzylam ....gdybym patrzyla na to z boku, wysmialabym ta osobe...mnie znaczy sie iz w takie pierdoly wierzy....a ja bym sobie glowe dala uciac ze to co kombinowal bylo w 100% prawda....
ale teraz on sie musi starac....a ja gora;-)
pomimo calej krzywdy, bolu...to chyba ja mam "najlepiej"....maz ma pewnie wyrzuty sumienia iz taka kochana osobe jak aj tak skrzywdzil
karliczka bez fantastycznego sponsora, robi nowe tipsy dla soltysa z wasami
a ja??? a ja korzystam z zycia, z dobroci meza, z luksusu....hi hi hi moze za wiele powiedziane...ale ja teraz dyktuje przyszlosc
a walizke jego lub swoja moge spakowac w kazdej chwili....a mowie wam, kanapki na droge robie swietne!!
blondyna, moja kurewna mieszka w tym samym mieście niestety, a w kłamstwa też wierzyłam lub chciałam wierzyć. A mój mąż miał taki wacharz pretekstów i wymówek , że głowa mała...
on1982 - widzisz jak to jest... po 20 latach małżeństwa dowiedziałam się, że nie tylko mąż musi odpocząć.... nagle okazało się, że odtąd na wakacje będziemy jeździć oddzielnie , bo kto to słyszał aby wciąż razem jeździć.... Potem okazało się dlaczego tak mówił..... no cóż , teraz wszystko wróciło do normy - jeździmy razem
Tak więc Twoja żona już wcześniej szukała pretekstu do tego aby sie od Ciebie odsunąć ....
hejka
dlaje jestem optymistka i wierze ze bedzie dobrze i sie uda i dalej bedziemy stapac do przodu w pozytywnym kierunku
wczoraj jednak naszlo mnie, ze to jednak do konca zyia bedzie miedzy nami i kazda najmniejsza dyskusja czy lekka "awanturka" to od razu to do mnie wraca..i robi mi sie okropnie przykro i zle..
to jak zycie "na bombie" ktora co jakis czas wybucha
nic wdomu nie truje....ale ...ach sami pewnie wiecie
zapomniec sie nie da..
smutne jest to ze tak powraca...i tak bardzo dalej boli pomimo uplywu czasu....
pozdrawiam..co nie co smutniejsza blondi
Tak czytam posty.......i widzę wszędzie ten sam scenariuszblondyna słówko do Ciebie,ok masz super pozytywne myśli co do przyszłości jednak tak jak sama zauważyłaś to jest takie życie na bombie i wystarczy mały zapalnik i sprzeczka gotowa .Ja uważam że to zostanie do końca bo nie da się zapomnieć tych upokorzeń ,choćbyśmy starały się a ja jeszcze dodatkowo czym jest NM dla mnie milszy to tym bardziej zła na niego i czuję wprost tak...mam odruch odepchnięcia NM.I być może kiedyś tak zrobiębo nie zasłużyłam sobie na to co mi dał w czasie jego lotów...trzymajcie się ,zobaczymy co dalej będziemy w kontakcie...jestem ciekawa losu
Poniżej przypowieść, można z niej wysnuć wiele wniosków a morał jak w każdej bajce jest jeden.
Przez długie lata mieszkańcy pewnego miasta, położonego na pustynnej wyżynie w prowincji Herat, znosili nieudolne rządy i niepokoje społeczne. Nie mogli po prostu obalić monarchy, tego zabraniał obyczaj, a z drugiej strony mieli szczerze dość arogancji i egoizmu kolejnych władców. Zwołali więc Loya Jirga - radę mędrców.
Loya Jirga podjęła decyzję: odtąd król będzie wybierany na cztery lata i otrzyma władzę absolutną. Będzie mógł podnosić podatki, żądać bezwarunkowego posłuszeństwa, wybierać każdej nocy inną kobietę do łożnicy, jeść i pić ile dusza zapragnie. Będzie nosił najwytworniejsze szaty i dosiadał najwspanialszych rumaków. Krótko mówiąc, każdy jego rozkaz, nawet najbardziej absurdalny, zostanie natychmiast spełniony i nikt nie będzie
kwestionował jego sensu.
Po upływie czterech lat władca zrzeknie się tronu i opuści miasto, zabierając ze sobą rodzinę i wszystko, co mają na sobie. Wiadomo było, że czeka ich pewna śmierć w ciągu trzech lub czterech dni, bo na pustyni, gdzie zimą panował lodowaty chłód, a w lecie nieznośny upal, nie było ani co jeść, ani co pić.
Mędrcy zasiadający w Loya Jirga sądzili, że przy takich warunkach nikt rozsądny nie zechce sięgnąć po władzę, a wtedy można by wrócić do pradawnego obyczaju demokratycznych wyborów. Decyzję obwieszczono wszystkim mieszkańcom. Tron był do wzięcia. Początkowo zgłaszało się kilku chętnych: starzec toczony nieuleczalną chorobą, który umarł w czasie swojej kadencji, szaleniec, który opuścił miasto już po czterech miesiącach (nie zrozumiał dokładnie warunków) i pochłonęła go pustynia. Zaczęły krążyć
dziwne plotki o klątwie rzuconej na tron. Nikt nie chciał ryzykować własnym życiem. W mieście zapanowała anarchia. Mieszkańcy zrozumieli, że należy zapomnieć o monarchii i przygotować się do zmiany. Starszyzna z Loya Jirga była rada, że tak to wszystko sprytnie obmyślili: do niczego nikogo nie zmuszali, a pozbyli się tych, którym chodziło wyłącznie o władzę.
Wtedy pojawił się pewien młody mężczyzna, dobry mąż i ojciec trojga dzieci.
- Chcę być królem! - oświadczył.
Mędrcy ostrzegali go o ryzyku, przypominali o rodzinie, wyjaśniali, że ustanawiając takie zasady, chcieli zniechęcić wszystkich despotów i awanturników. Młodzieniec jednak twardo obstawał przy swoim. Loya Jirga nie miała więc innego wyjścia: z wprowadzeniem demokratycznych zmian trzeba poczekać następne cztery lata.
Młodzieniec i jego rodzina okazali się wspaniałymi zarządcami. Rządzili
sprawiedliwie, mądrze dzielili bogactwa, obniżyli ceny żywności, organizowali festyny na zmiany pór roku, wspierali rzemiosło i sztukę. Ale co noc wielka karawana obładowanych wozów opuszczała miasto. Każdy wóz był przykryty jutową płachtą i nikt nie widział, co się pod nią kryje. Żaden wóz nigdy do miasta nie powracał. Początkowo starszyzna sądziła, że władca wywozi kosztowności ze skarbca. Pocieszali się jednak, że karawany ze zrabowanym bogactwem daleko nie zajadą, bo wkoło ciągnęła się tylko dzika pustynia, jeden z najbardziej niegościnnych obszarów na ziemi. A kiedy nastąpi kres panowania młodego władcy, zorganizują wyprawę do miejsca, gdzie konie
padły z wycieńczenia, a jeźdźcy umarli z pragnienia i odzyskają cale skradzione mienie. Przestali się zamartwiać i czekali cierpliwie.
Upłynęły cztery lata. Miody władca ustąpił z tronu i zbierał się do opuszczenia miasta, ku wielkiej rozpaczy mieszkańców, gdyż nigdy nie żyło im się tak dobrze i nikt nawet nie pamiętał króla równie mądrego i równie sprawiedliwego!
Decyzja Loya Jirga była jednak nieodwołalna. Młodzieniec zwrócił się do żony i dzieci z prośbą, by mu towarzyszyli.
- Pójdę z tobą - odrzekła żona - ale pozwól naszym dzieciom zostać. Przeżyją i będą opowiadać naszą historię następnym pokoleniom.
- Zaufaj mi - prosił zdetronizowany władca.
Cóż robić? Prawo było surowe. Żonie nie pozostało nic innego, jak usłuchać męża. Dosiedli koni i wyruszyli, żegnani przy bramach miasta przez rzeszę wiernych poddanych.
Starszyzna plemienna nie ukrywała zadowolenia - na nic się zdało poparcie ludności, prawo jest prawem, odtąd nikt nie ośmieli się sięgać po królewską władzę i w końcu powróci demokratyczny ład. Trzeba jeszcze tylko odzyskać skarby ukryte na pustyni trzy dni drogi od miasta.
Cała rodzina jechała w milczeniu w kierunku doliny śmierci. Kobieta bała się
cokolwiek powiedzieć, dzieci nie rozumiały, co się stało, a były król pogrążył się we własnych myślach. Cały dzień zjeżdżali ze wzgórza, wędrowali rozległą równiną, a obóz rozbili na następnym wzniesieniu.
Kobieta obudziła się o świcie, żeby w pełni wykorzystać ostatnie chwile życia i po raz ostatni spojrzeć na ojczyste góry, które tak kochała. Wspięła się na sam szczyt, popatrzyła w dół, gdzie spodziewała się zobaczyć pustynię i oczom nie mogła uwierzyć.
Przez cztery lata panowania władca wysyłał z miasta wozy wyładowane nie
klejnotami, ani nie złotymi monetami, ale cegłami, nasionami, drewnem, dachówką, tkaninami, przyprawami, zwierzętami domowymi, narzędziami do poszukiwania wody. Zobaczyła więc w dole miasto nieporównanie nowocześniejsze i piękniejsze niż to, które musieli opuścić.
- To twoje królestwo - rzekł mąż, który właśnie się obudził i dołączył do niej. r11; Odkąd usłyszałem o dekrecie rady starszych, wiedziałem, że w cztery łata nie da się zreformować tego, co do ruiny doprowadziły stulecia złej administracji i korupcji. Jednego jednak byłem pewien: zawsze można rozpocząć wszystko od nowa.
mojanz napisał/a:
" to jest takie życie na bombie i wystarczy mały zapalnik i sprzeczka gotowa .Ja uważam że to zostanie do końca bo nie da się zapomnieć tych upokorzeń "
Można tak przewartościować własne życie, że wspomnienia zbledną. Zapomnieć pewnie się nie da, ale można nauczyć się z tym żyć.
Jeszcze parę miesięcy temu "wszystko" wytrącało mnie z równowagi, każdy byle pretekst był dobry to kłótni- dziś nie wspominam, dziś nie kłócę się, dziś myślę- to już było, czasu nie cofnę. Czas robi naprawdę wiele, a tym bardziej wtedy kiedy zdradzacz robi wszystko by uwierzyć w to, że żałuje tego co zrobił.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
tezeusz napisał/a:
Jednego jednak byłem pewien: zawsze można rozpocząć wszystko od nowa.
To jedna z tych opowieści która pozwala czasem z optymizmem spojrzeć w przyszłość...
Czytając tą historię przypomniał mi się film "Bruce Wszechmogący" niby lekki film komedia takie tam , ale jest w tym filmie jeden motyw gdzie Bruce nie dając sobie rady i wprowadzając zamieszanie gdy spełniał tylko swoje zachcianki woła "Boże pomóż" wtedy przenosi się do miejsca gdzie Morgan Freman grający Boga ma mopa w ręku i wyciera podłogę na jakiejś hali , drugiego mopa wręcza Bruce'owi . Po zakończonej pracy mówi " Chocby nie wiadomo jak nabałaganić - ZAWSZE MOŻNA PO SOBIE POSPRZĄTAĆ..."
" Chocby nie wiadomo jak nabałaganić - ZAWSZE MOŻNA PO SOBIE POSPRZĄTAĆ..."
Nie wszyscy (co widać na portalu) mają ochotę to zrobić...
oj popieram w 100%, jestem w takiej sytuacji. Byłam panią - dyktowałam warunki, byłam szczęśliwa, że mąż taki cierpliwy spełnia zachcianki i co ... nie trwało to jednak długo. Minęło pół roku a NM znów robi co chce a ja znów staję się nieszczęśliwa. Czy to przetrzymam? Zobaczymy czas pokaże.
Potrzebuje tego "..made my day.." stwierdzenia....dzis cinko ze mna...
nie macie tak czasem ze sie zastanawiacie gdzie sie podziala ta ogromna milosc?
ja wiem ze bez meza zyc nie moge, jest na ogol super dobrze juz i wiem ze tak pozostanie...mam do niego ogromne uczucie....ale jakos nie moge odnalezc w sobie tego poczucia tej ogromnej bajecznej milosci....to uczucie mialam przez ostatnich 20 lat...moglam je w kazdej chwili odnalezc......a od stycznia 2010....zniknelo i do dzis sie nie pojawilo......gdziez ono moze byc?
Jest cały czas, ta sama, tak samo silna, jednak mądrzejsza o wiele bardziej niż kiedyś.
Cytat
blondyna napisał/a:
ale jakos nie moge odnalezc w sobie tego poczucia tej ogromnej bajecznej milosci....to uczucie mialam przez ostatnich 20 lat...moglam je w kazdej chwili odnalezc......a od stycznia 2010....zniknelo i do dzis sie nie pojawilo......gdziez ono moze byc?
Jest w Was, jest- tylko czasami się ukrywa. Ty wiesz gdzie jest droga do szczęścia- nie zbaczaj z niej. Podążaj tylko w jej kierunku.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
moze faktycznie , bo gdyby tej milosci nie bylo to by nas tez juz nie bylo ..
razem..
dzieki niej przetrwalismy to najgorsze....tzn ja przetrwalam.....on zrozumial i sie "nawrocil" ...
a droga do szczescia......staram sie nia isc ale mam dolki momentami, niezapominajka, oj mam
teraz jedziemy w miejsce gdzie niedaleko niego sie spotkali....i moze dlatego podeljszy nastroj...
a co by bylo jakby tipsiarka ulica tam spacerowala?? w koncu okolica turystyczna;-)
Dodane dnia 04-07-2011 15:04
Witajcie,
wiec chciałam rzec, mam nadzieje ze mogę to już powiedzieć, ze nam się udało.
Blondyna
Dodane dnia 15-07-2011 09:09
Potrzebuje tego "..made my day.." stwierdzenia....dzis cinko ze mną...
Trochę na skróty te cytaty ale nie chodzi o to, że próbuję wyrwać coś z kontekstu. Te słowa wyżej i te czytane na tym forum w wielu postach i komentarzach są dowodem na to, że nie powinno wchodzić się dwa razy do tej samej rzeki. Zadając sobie pytanie czemu pozostałem z kimś kto przez lata mnie zdradzał i zrobił to kilka razy, zrobił to chyba w sposób najbardziej okrutny bo jeszcze nie trafiłem na historię podobna do mojej, nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Czemu zostałem, tu już jest mnóstwo argumentów. Podsumowanie. Ciężkie.
Już nic nie będzie jak dawniej, czas mimo opinii tak wielu absolutnie nie leczy ran, boli i będzie bolało. Sposób na przetrwanie i zbudowanie siebie tkwi w każdym z nas i to trochę przypomina ewolucję na przyspieszonym kursie, od pierwotniaka do homo sapiens, zmian wymaga wszystko każda komórka naszego ciała musi ulec przemianom by piętno zdradzonego móc nosić na sobie pamiętając a jednocześnie starając się żyć, żyć życiem ułomnym bo świat ten który znaliśmy zawalił się. Ważne jest jednak by żyć, nie tylko egzystować.
tezeusz napisał/a:
Te słowa wyżej i te czytane na tym forum w wielu postach i komentarzach są dowodem na to, że nie powinno wchodzić się dwa razy do tej samej rzeki.
Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Jest wiele historii nawet tutaj ludzi zalogowanych na portalach, którzy nie żałują tego, że dali szansę. Nie piszą- ale są. I nie egzystują a cieszą się z życia.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
Dla wyjasnienia, ja absolutnie nei zaluje ze dalam szanse!! absolutnie nie...
ja chce, maz chce i uda sie
tylko..no niestety mam wahania nastrojow
ja tu pisze spontanicznie tzn jak mnie najdzie jakis lekki dolek to wywalam swoja zlosc ..
ja jesetm osoba pozytwna na ogol a ze spod znaku blizniat...wiec humor zmienny...
ja moge przyslowiowo " pobic a za 10 min zrobic herbate " .
ale chya tez wiem ze nigdy juz nie bedzie jak dawniej....tylko ze teraz jest duzo lepiej tzn stosunki miedzy nami sa duzo lepsze, nastawienie meza do mnei, nie ma glupich klotni o pierdoly, nei am jego celowego dolowania i krykykowania mnie ( co czesto mialo miejsce w ciagu roku jak trwala zdrada)....od odkrycia minelo juz ponad poltora roku i on caly czas taki sam, ten lepszy,caly cazs sie stara...tzn nie przesadnie, zyjemy normalnie w zgodzie, mamy plany, robimy wiele fajnych rzeczy, wychodzimy czesto sami bez dzieci i mamy wesolo jak za mlodych lat..
jedyne mysle co troche przeszkadza to moje natretne mysli...jak niezapominajka mowila, ja sama sie zmuszam do tych mysli.....gdyby sobie zupelnie odpuscila i nie zmuszala sie do myslenia co u zdruzgotanej itp...byloby jeszcze lepiej..
moze powinnam przestac tu zagladac? ja czytam tu to co chwila sobie cos przypominam, denerwuje sie i sama buduje w sobie zly nastroj...
nie moze to byc tak?
moje wypowiedzi tu pisane bierzcie troche z przymruzeniem oka...gdyz ja jak sie zle czuje to pisze a w momencie gdy koncze post...i wysylam ...juz czesto jest mi lepiej....jakby nie bylo ...duzo czasu juz minelo..
Nie chcę się spierać, bo tu nie o to chodzi. Czy jesteś pewna że to pełnia życia. Zdrada zdradzie nierówna, każdy z nas jest inny i może zbyt uogólniłem bo zagubiłem słowo prawdopodobnie - "że prawdopodobnie nie powinno wchodzić się dwa razy do tej samej rzeki"
Druga bardzo istotna kwestia, rozmawiam z wieloma ludźmi w temacie z tego forum i nie tylko i wierz mi, że w dużej części to "cieszenie życiem" jest w jakiejś części zaklinaniem rzeczywistości okupionym ogromem wyrzeczenia się siebie samego dla dobra i tu cała litania powodów.
Uczciwie i bezwzględnie, w zgodzie z sumieniem po odrzuceniu wszelkich wątpliwości - po zdradzie związek w większości jest na tyle ułomny że to szczęście jest pisane bardzo małą i wątłą czcionką.
Te wiele historii, hmmm oj myślę że mogła byś się pomylić czytając jedynie to co zapisane na kartach forum.
pozdrawiam serdecznie
Nie polemizuj ze mną w tym zakresie i nie chodzi o to, że nie umiem czy nie chcę dyskutować, tylko nie mogę z względów oczywistych podać argumenty, które mogły by coś wnieść do tematu. Nie uważam się również za wszechwiedzącego, wszystko co pisze jest tylko i wyłącznie efektem moich często ułomnych przemyśleń.
Acha, oczywistym jest że danie szansy nie oznacza żałowania podjętej decyzji. Wybory. Dokonujemy je każdego dnia.
Uczciwie i bezwzględnie, w zgodzie z sumieniem po odrzuceniu wszelkich wątpliwości - po zdradzie związek w większości jest na tyle ułomny że to szczęście jest pisane bardzo małą i wątłą czcionką.
z tym powyzej moge sie, szczegolnie w gorszych momentach, zgodzic
gdybym miala podjac decyzje myslac tylko o tym co myslalam o zdradach wczesniej, czujac ten bol jaki zostal mi zadany, nie zwazajac na dzieci, dom, przyszlosc i przeszlosc, rodzine przyjaciol etc etc.....
nie jestem do konca pewna czy bylam tu gdzie jestem dzis....
Jeszcze tak niedawno sama myślałam co ja głupia robię,dlaczego nie wywalę go z domu złożę pozew o rozwód i miedź w końcu święty spokój,po co mi te ciągłe kłótnie,wypominania,ile ja wylałam łez, aż powiedziałam dośc albo coś zrobię albo się wykończę.
mój mąż od zdrady przeszedł piekło,to był rok strasznej męki dla mnie i dla niego,ja cierpiałam z powodu zdrady on z mojego bo ciosałam kołki mu na głowie jak się dało,to było ponad jego siły zaczął pic,coraz częściej i więcej,jakby tego mało kurwiarz i alkoholik w jednym.
W końcu otworzyłam oczy,pomyślałam co się dzieje z naszym życiem,co my wyprawiamy,ciężko było wyciągnąc mi go z tego bagna w które się stoczył ale udało się,zrozumiał że to nie jest wyjście z problemów.
Ja obiecałam że nigdy nie wrócę do tematu zdrady,a on że więcej mnie nie zdradzi (chodź tak szczerze za bardzo w to nie uwierzyłam).
Jak jest dzisiaj,zaufanie tak szybko nie wraca,jeszcze nie ufam i nie zmuszam siebie do tego na to będzie odpowiedni czas,są chwile że myśli powracają,wtedy pojawia się ucisk w sercu i złośc jednocześnie, wiem że tak szybko nie zapomnę,gdy dziś na siebie patrzę widzę zupełnie inną osobę,stanowczą,niedającą już sobą pomiatac,ale i już uśmiechniętą cieszącą się życiem,boje się że tę chwilę szczęścia coś zniszczy,ale to nasza chwila i to się liczy i nikt nam tego nie odbierze.
Wiele razy słyszałam odejdź od niego zostaw go,męczysz się tylko z tym śmieciem,cieszę się że nie słuchałam tych głosów i nie żałuję że wybaczyłam i dałam szansę i sobie i jemu.
Czego jeszcze się boję że może poczuc się pewny swego i zdradzi ponownie ale nie chcę dopuszczac takich myśli.
Powodzenia i wytrwałości dla tych co ratują swoje małżeństwo to nie jest łatwe,to jest ciężka praca dla obu stron, ale nie ma coś za nicPozdrawiam