Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Zgadzam się z Abisag, nasza kultura i mentalność jest żywcem zaczerpnięta z filozofi Nietzsche'go: słabe jednostki powinny zginąć. Czy to jest dżungla jakaś do cholery?
Nie mogłam o swoim bólu nikomu powiedzieć, za dobrze znam ludzi i ich reakcje.
Jeżeli chodzi natomiast o przeszukiwanie prywatnych korespondencji, zawartości telefonu czy zaglądaniu do prywatnego kompoutera to nikogo bym za to nie potępiła w takiej sytuacji. Dlaczego?? Bo zdradzający NIGDY się nie przyzna. Ja nie chciałam być ofiarą i znalazłam dowody zdrady w jego telefonie, nie wstydze sie tego. To był jedyny sposób. To osoba zdradzająca sie poniża robiąc takie świństwo a nie my, którzy usilnie próbujemy poznać prawde, która nam się należy!!!!!
Pomimo tego że zostałam zdradzona nie uważam się za słabą jednostkę. Bo niby czemu? Moją jedyną słabością jest to, że próbuję wybaczyć. Pat my okłamani, oszukani, zawiedzeni to nie oznacza że jesteśmy słabi. Ludzie zawsze gadali, plotkowali, tak było i będzie. Nie obchodzi mnie to. Wiele osób nie poparło mojej decyzji, ale co z tego? Najważniejsze, że jak się budzę rano to mogę spojrzeć w lustro z czystym sumieniem.
Natomiast jeśli chodzi o przeszukiwanie itp. Gdybym tego nie zrobiła (zupełnie przypadkiem) do dziś nie dowiedziałabym się o niczym. A winy za dziwne zachowania TŻ szukałabym w sobie. Teraz wiem że wynikało ono z zupełnie czegoś innego. Ciągle mam ochotę sprawdzać i bardzo bronię się przed tym, bo cel nie uświęca środków mimo wszystko.
Asiek-ja miałam podobnie.Mój mąż ciągle twierdził,że tylko rozmawia" z kuzynką.
Dopiero jak przeczytałam nieskasowane archiwum jego GG(bo z reguły kasował ale czasem zapomniał),z którego treści jasno wynikało,że to romans-i jak mu to pokazałam,zmieszał się i został bez słowa.
Tyle tylko,że potem już bardziej uważali,żebym niczego nie przeczytała-zakodował GG podwójnie i już nie rozmawiał przy mnie na GG...
Kasiu,napisałaś:-
Cytat
W ramach terapii zaglądam do dziś na jej profil, potem lustro i od razu mi lepiej.
Ja mam podobnie-tylko to zamiast terapii jakiś rodzaj samoudręki...
Ona jest 8 lat ode mnie młodsza-w dodatku potrafi doskonale się"sprzedać".Ja wypadam przy niej blado...
W tym wszystkim pocieszeniem dla mnie jest to,że raz widziałam ją na żywo i nie była żadną rewelacją-umie się"zrobić"po prostu i zareklamować odpowiednio.
Mąż miał ją w znajomych na NK i dopiero na moje usilne prośby(dłuuugo to trwało!)usunął ją .
Ja znam innych jej znajomych więc ją znalazłam-choć nie da się jej znaleźć przez wyszukiwarkę(zastrzegła to po tym jak do niej napisałam).
Nie mogę się jednak powstrzymać,by czasem nie zajrzeć na jej profil.Czasem ukryta a czasem nie-żeby jej pokazać,że i tak ją znalazłam jak usunęła swoje konto i założyła od nowa pod panieńskim nazwiskiem-potem zredukowała do inicjałów a nawet usunęła zdjęcie!
Mnie to wygląda na to,że znowu się przed kimś(pewnie inną żoną..) ukrywa!!!
Nie chciałam być źle zrozumiana, ja nie uważam osób zdradzonych za słabe jednostki! Chodziło mi o pogląd panujący w nmaszym społeczeństwie, z którym się absolutnie nie zgadzam!
A co do przeszukiwania prywatnych wiadomości to przyznaje, iż jest to odrobinę niemoralne ale czy z drugiej strony w obliczu takiej krzywdy jaką jest zdrada nie mamy prawa poznać prawdy?! Uwierzcie mi, że gdybym nie odnalazła sms-ów to nigdy bym się nie zorientowałą i żyłabym jak ta idiotka cały czas.
A co do zaglądania na profil to mnie też to pomaga. Jak widzę tą dziewczynkę to chce mi się śmiać, totalna dziewczynka, jakies 17 lat i do tego tandetnie i wulgarnie ubrana. Ja przy niej wyglądam jak młoda kobieta z wielką klasą!
Chodziło mi o pogląd panujący w nmaszym społeczeństwie, z którym się absolutnie nie zgadzam!
SilnaPat, dobrze postawiony problem. Ja bym go lekko rozwinął. Co powoduje, że kobieta w naszej kulturze musi udawać doskonałą? Skąd taka ogromna, towarzysząca temu, potrzeba akceptacji "takiej, jaka jest"?
Skąd to się bierze? Czy to jest ten "kuchenny przekaz" za młodu?
Cóż...gdybym miała możliwość to bardzo, bardzo chciałabym ją zobaczyć. Nie wiem czy poczułabym się lepiej czy gorzej (nieistotne) ale chciałabym wiedzieć na co mnie zamienił (piszę 'co' bo dla mnie to nie człowiek- to 'coś' w ludzkiej postaci).
tina28, słusznie używasz określenia, to na co mnie zamienił bo kobiety, które decydują się na romans z żonatym lub po prostu zajętym facetem urągają wszystkim kobietą!
bob-bob, ja uważam, że to wszystko bierze się z pierwotnych instynktów. Samica ma wabić samca, ma mu się wydać jak najbardziej ponętna. Kobieta zawsze była przedstawiana jako takie "małe cudeńko", ma się podobać i najlepiej żeby nic nie czuła przy tym. Ma mieć duże piersi i szerokie biodra aby mogła wykarmić i urodzić potomstwo samca. Trzeba znaleźć dobry inkubator dla naszego potomstwa.
SilnaPat! Słuszna racja. Tyle tylko, że po spłodzeniu potomka jakimś przedziwnym trafem, zaczynają im oczęta uciekać w kierunku wąskobiodrych, długowłosych i dość mało inteligentnych. Mój próbował mnie zamienić na 14 lat ode mnie starszą lafiryndę o wyglądzie dość jednoznacznym. Wyszło na to, że mój sposób wypowiedzi na temat pożycia seksualnego obejmuje zbyt szeroki zasób słownictwa i jest mało przekonujący. Basia potrafiła określić "to" krótko, dosadnie i z dużą fantazją. No trudno... Nadal nie jestem wulgarna i być nie zamierzam. A Basia... Biedna Basia... Niech się Basia wstydzi! Tylko czy ona zna takie uczucie?
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
SilnaPat, piszesz o dążeniu kobiety do być najbardziej atrakcyjną. Ja nie wiem czy to o to chodzi. Wydaje mi się, że to dążenie do doskonałości bardziej jest ukierunkowane na inne kobiety, niż na mężczyzn. W końcu mówimy głównie o kobietach w związkach, które mają już facetów, a propagują tą "doskonałość" na zewnątrz.
Nie wiem, czy to jest jakiś rodzaj rywalizacji?
Bo z tego co ja się orientuję, nie ma częstego odpowiednika tego u facetów, facet nie bardzo liczy się z opinią innych. Dość powszechne w środowisku męskim jest narzekanie na kobietę/żonę, na niezdolność do porozumienia z nią. Po prostu o problemach się mówi, a kobieta z perspektywy męskiej często problemem jest.
Natomiast w drugą stronę, takie mam wrażenie, jest jakiś rodzaj propagandy sukcesu.
Trafne spostrzeżenie.
Facet wśród kumpli zawsze narzeka na żonę/partnerkę, mówi co mu nie pasuje w niej ( marudzi,czepia się i jest sfochowana) a kobieta wśród koleżanek mówi o mężu/partnerze przeważnie w superlatywach (kochający, opiekuńczy, taki misio)
Nie wiem czym to jest spowodowane ale tak jest.
Czy to kwestia rywalizacji? chyba nie, bo idąc tym tokiem rozumowania to co, mężczyźni rywalizują- który najgorzej trafił, który jest ''najbiedniejszy''???
Bob, mamy wprawdzie za sobą palenie biustonoszy i niemal 170 lat historii feminizmu, co nie doprowadziło do zasadniczej zmiany mentalnej u obu płci. Kobiety uzyskały zrównanie praw publicznych, ale tradycyjne relacje miedzy płciami oparte są w większości przypadków na męskiej dominacji. Najdelikatniejsze postulaty umiarkowanego feminizmu budzą kontrowersje i opór również wśród kobiet. Wydaje się, że kobiety przez pokolenia wyćwiczyły pewne techniki zachowań w świecie patriarchalnym i niewiele jest takich, które chcą podjąć dialog z mężczyzną na zasadach partnerskich. Faceci z drugiej strony wcale tego nie oczekują, bo status quo daje im przewagę, która dla wielu oznacza carte blanche w wielu dziedzinach życia z życiem seksualnym włącznie. Tak będzie się działo przez kolejne stulecia, bo taki układ ma swój prapoczątek w biologii i wzmocniony jest przez cywilizację, literaturę, sztuki piękne, religię i obyczaje, filozofię, politykę, media i tak dalej. Ale mężczyźni wpadli we własne sidła - sami wykreowali fantom kobiety, któremu ona chce sprostać, ale przez to niewielu z nich ma szansę doznać pełni wynikającej z prawdziwego z nią porozumienia.
Kobieta udaje doskonałą bo takie są powszechne oczekiwania mężczyzn i opinii publicznej. Czyni to również na skutek 'kuchennego przekazu', jak to trafnie ująłeś. Prowadzi ten automarketing i PR własnej osoby przed facetem, bo nie chce go stracić i przed innymi kobietami, bo każda z nich jest potencjalną rywalką. Skąd taka ogromna, towarzysząca temu, potrzeba akceptacji "takiej, jaka jest"? Bo podświadomie niektóre kobiety czują, że to jest nic nie warte. Bo czują się niepewnie. Albo dlatego, że taka akceptacja zwalnia je z działania na rzecz zmian.
Wydaje się, że kobiety przez pokolenia wyćwiczyły pewne techniki zachowań w świecie patriarchalnym i niewiele jest takich, które chcą podjąć dialog z mężczyzną na zasadach partnerskich.
Jagodo, obawiam się, że w kulturze słowiańskiej panuje świat matriarchalny. W przeciwieństwie do zachodniej kultury patriarchalnej, gdzie faktyczną głową domu jest mężczyzna.
Zwróć uwagę, jak bardzo rozpowszechniony jest kult matki. To ona praktycznie zajmuje się dziećmi, co wpływa na przekazywanie zachowań następnemu pokoleniu. Sporo jest ikon społecznych matki-Polki. Kult Maryjny, rozdmuchany do niebotycznych granic. Dom stoi matką, gdzie ojciec jest bardziej gościem.
Niestety, obawiam się że ograniczenia kobiet wynikają również z tego, że matka przekazuje swoje wzorce, wykluczając jakiś postęp. Więc niestety sporo mężczyzn-synów naśladuje potem te wzorce, oddając sporo tej przestrzeni kobiecie.
Gdy faktyczną głową domu byłby ojciec, dzieci byłyby pod jego dużo większym wpływem. Nie sądzę, żeby świadomie ograniczał własne córki, które w naturalny sposób ojciec faworyzuje. A za sprawą jego wpływu, córki te byłyby bardziej racjonalne, umiałyby lepiej radzić sobie z facetami w dorosłym życiu. Zresztą wzorem tego są zachodnie społeczeństwa.
Dodam jeszcze, że wg mnie to jest przyczyna sporej utraty mężczyzny w facecie - zbyt silna rola matki, która nie buduje kręgosłupa moralnego, tylko egocentryczną postawę do świata, jeśli dodamy do tego dużo mniejszą empatię u mężczyzn, to efekt jest taki, jaki wiele kobiet testuje na własnej skórze.
Cóż...gdybym miała możliwość to bardzo, bardzo chciałabym ją zobaczyć. Nie wiem czy poczułabym się lepiej czy gorzej (nieistotne) ale chciałabym wiedzieć na co mnie zamienił (piszę 'co' bo dla mnie to nie człowiek- to 'coś' w ludzkiej postaci).
Naturalnie rozumiem negatywne uczucia jakie żywimy wobec "tego drugiego" (czy też w tym przypadku "tej drugiej". Jednak wydaje mi się, że tę większą (znacznie większą) częścią winy powinno się obarczyć naszego partnera / partnerkę. Zwłaszcza, gdy ta "druga osoba" jest wolna. To nasz partner łamie zasady, zdradza, postępuje nieuczciwie.
"Tamta" jest osobą może faktycznie zakochaną w Nim, może i trochę nieszczęśliwą z powodu uwikłania w ów związek. Może to wszystko po prostu przez samotność, która (amoralnie, zgoda !) pozwala na przyjęcie "awansów" ze strony żonatego mężczyzny. Nie sądzę więc, żeby zawsze należało to kwalifikować jako "brak skrupułów".
Odnosząc się do całego wątku napiszę, że nie było mi wstyd gdy się dowiedziałam, nie ukrywałam, ani jakoś szczególnie się nie chwaliłam skupiłam się na rozwiązaniu problemu....grzebałam sprawdzałam bo nie ufałam, robiłam to jeszcze kilka tygodni po i w sumie do dziś jestem czujna... może bardziej poprzez obserwację ale mimo ufności czujność jest....
co do udawania czegokolwiek nie mam takiej opcji, jestem jaka jestem, nie mam zamiaru się zmieniać ani kombinować....wytłumaczenie jest proste, kocha mnie wiec automatycznie i wszystkie przyległości doskonałości i niedoskonałości... i ja robię tak samo....uczę się akceptować i rozpoznawać potrzeby, ale nic nie zmieniam...jakoś nam się to udaje...
w momentach takich typowo damsko męskich na przykład on mówi jaka piękna kobieta pokazując mi jakąś, ja mu przy najbliższej okazji pokazuje faceta dla którego mogłabym oszaleć.. i tak w sumie, dążąc do równowagi jestem szczęśliwa...
nie wiem, nie rozumiem pojęcia udawania doskonałości... albo się jest doskonałym albo się jest niedoskonałym .... zresztą każdy kto coś udaje to jakiś jest niedowartościowany a cały pic polega na tym by znać swoją wartość...
Wysoka samoocena jest kluczem chyba do szczęścia... a jeśli nie to na pewno pomaga przejść przez każdy wir w życiu....
Myślę, że kobiety popełniają duży błąd wybielając czy ukrywając przed światem jakiego mają faceta w domu.... potem on wie, że ona i tak nic nie powie... to jest bardzo duży błąd.. i uderza w nas same, kiedyś tak zrobiłam, na szczęście to już historia jednak odbiło mi się wielką czkawką ...
co do kultu matki, to chyba zapomniałeś dodać Bob, że syn zawsze jest uczony w taki standardzie, że ma kobiecie pomagać, jednak już w swoim dorosłym życiu tego nie robi, bo jedyną rzeczą jaką robi jest chodzenie do pacy i zarabianie... a dlaczego? dlatego bo babki się na to godzą, przymykają oko na początku a potem okazuje się ze one robią wszystko naj a on umie tylko zarabiać ... efekt taki, że mamusia w domu jest nieszczęśliwa i podpiera się nosem a on siedzi na gg i gada z kochaną.... ja widzę to inaczej, jestem mamą pracuje w domu bo wychowuję nasze pociechy i robię inne rzeczy... on zarabia ale też ma dzieci, i zajmuje się nimi, po pracy odpocznie i zajmuje się domem (to co lubi) oraz dziećmi.... Bo z jakiej niby okazji moje córki mają widzieć tatę w domu nieczynnego ??? Dlaczego mają od małego uczyć się, że on to Pan i władca??? Nie wiem, dlatego pod argumentem kontaktu z dziećmi niezbędnego w ich rozwoju tatuś ile może tle czasu poświęca dzieciom....
Myślę, zatem że kult matki nie jest już tak powszechny jak w XX wieku, myślę, że kobiety są mądrzejsze i wiedzą co nie pasowało w ich domu rodzinnym, pomijam już fakt ze często gęsto tatuś siedzi w domu zamiast mamy....
Bob, zgadzam się, ze mężczyźni zbyt mało angażują się w opiekę nad dziećmi, ale wg mnie jest to właśnie efekt patriarchalizmu, który sprowadza się do utrzymania rodziny i zapewnienia jej bezpieczeństwa. W tym modelu facet jako głowa rodziny zajmuje się głównie zarabianiem pieniędzy, a domowe obowiązki przejmuje matka. Pozostaje ona zależna od męża, więc jak można tu mówić o matriarchacie? Jeśli matka decyduje się na pracę zawodową, dziecko przechodzi w ręce sfeminizowanych instytucji lub innych kobiet (nianiek i babć). Nie powoduje to zamiany ról w rodzinie. A szkoda, bo wiem z własnego doświadczenia jak wiele można zyskać wychowując się w męskim otoczeniu.
Społeczeństwa zachodnie, są bliższe związkom partnerskim. Tam małżonkowie znacznie częściej są równouprawnieni, co wcale nie wpływa na zmniejszenie liczby zdrad i rozwodów.
Jagodo, przeklejam co znalazłem, spore, ale szalenie interesujące:
Cytat
Plemiona polskie w czasach pogańskich niczym nie różniły się od reszty Słowian. Były patriarchalne a na czele panteonu stał bóg Gromowładca. Przyjęcie chrześcijaństwa przez Mieszka I związane z budową państwa Polan, dość wcześnie doprowadziło do sojuszu tronu i kościoła. Nie ma tu miejsca na przedstawienie szczegółów tego procesu, które w wyniku wnikliwych prac archeologicznych i historycznych, ujawniają zgoła niespodziewane fakty i odsyłają do lamusa dziejów nauki dotychczasowe wyobrażenia o "sielankowych" początkach powstania naszego państwa. Zniszczone grody plemienne i wielkie pogańskie sanktuaria, gwałtowna zmiana obrządku pogrzebowego i wreszcie tzw. "reakcja pogańska" w XI w. oraz jej bezwzględne zdławienie, świadczą o tym, że chrześcijaństwo w Polsce było wprowadzone "ogniem i mieczem", "słowem i żelazem" (A.Gieysztor). W kategoriach psychologii oznacza to dla podbitych i obracanych w niewolę (patrz: wczesnośredniowieczny handel niewolnikami!!) zbiorowe przeżycie traumatyczne. Skalę tego przeżycia można uznać za wystarczająco wielką , aby doszło do swego rodzaju "przeprogramowania" nieświadomości zbiorowej. Miejsce pokonanego pogańskiego Ojca zajęła chrześcijańska Matka. Pokonani w Ukrzyżowanym dostrzegli samych siebie, zaś w Jego Matce, swe płaczące kobiety - matki, żony i córki. Średniowieczny katolicyzm rozwijał kult maryjny co sprzyjało temu procesowi adaptacyjnemu. Władze kościelne starały się za wszelką cenę rugować z pamięci narodu dawne bóstwa, czego dowodem jest zupełny brak informacji o nich w źródłach pisanych przez prawie 500 lat od powstania państwa polskiego, a i te wymienione w tekstach z XV w. budzą dziś liczne dyskusje i kontrowersje wśród naukowców. Z najwyższego boga Słowian Peruna pozostał w języku polskim zwykły piorun. Zaniechano szeregu praktyk uznanych za pogańskie, m.in. starego zwyczaju postrzyżyn, w trakcie którego syn przechodził od opieki matki pod pełną władzę ojca, a także innych tradycyjnych inicjacji męskich.
Znamiennym się staje, iż w bitwie pod Grunwaldem w 1410 r. Polacy śpiewają "Bogurodzicę", która była pieśnią bojową rycerstwa aż do XVIII w. włącznie. Natomiast rycerze Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie - Krzyżacy krzepią swe serca słowami pieśni "Christ ist erstanden" ("Chrystus jest zwycięzcą" ). Ten stan rzeczy bardzo wyraźnie ujawnia dominujące archetypy w nieświadomości zbiorowej Polaków i Niemców. Wieki XVI i następne umacniają rolę kobiet w polskich majątkach szlacheckich. Mężczyźni są poza domem ( wojny, podróże, sejmiki, sejmy itp.). Pomimo oficjalnie deklarowanego patriarchatu w społeczeństwie naszego baroku panował ukryty matriarchat. W efekcie młody szlachcic nawet w wieku dojrzałym znajdował się pod opieką i władzą matki ( patrz: "wilczyce kresowe" ) . Ojciec był w rodzinie nieobecny, co odbiło się po jakimś czasie w sferze religii. Stopniowo zanikł bowiem kult Boga Ojca na korzyść kultu Matki Bożej.
Reformacja w Polsce odniosła jedynie cząstkowy i w zasadzie krótkotrwały sukces a powyżej opisane procesy dodatkowo wzmocnione natężoną propagandą kontrreformacji
i stosowną polityką władców (od czasów Zygmunta III Wazy) ugruntowały i tak już silną pozycję kultu maryjnego. Przełomowy moment nastąpił w trakcie szwedzkiego "potopu" ( 1655-1660). Wtedy to, patrząc na ówczesne dzieje z punktu widzenia psychologii Junga, nastąpiła kolejna krwawa konfrontacja czcicieli Boga Ojca z wyznawcami Matki. Stosując analizę freudowską należy uznać użycie kolubryny przez Szwedów w czasie oblężenia Częstochowy za symboliczny akt gwałtu na Dziewicy Maryi (Matki Bożej), zagwożdżenie i wysadzenie tego działa natomiast za akt kastracji Ojca dokonany przez dziecko - wyznawcę Matki. W tym samym czasie dochodzi do ślubów lwowskich króla Jana Kazimierza i do uznania Matki Boskiej za Królową Korony Polskiej, która chroni swe królestwo i staje się "Hetmanką Wojska Polskiego", a więc otrzymuje prerogatywy należące tradycyjnie do Boga Ojca - Wojownika. "Nic nie jest w stanie przeciwstawić się Twojej mocy" , głosi jedna z modlitw. Zjawisko to najdobitniej objawiło się w trakcie tzw. "cudu nad Wisłą", tj. wojny polsko -bolszewickiej w 1920 r. Owo wielkie zwycięstwo polskie w propagandzie katolickiej przedstawiano jako tryumf Matki Bożej nad bezbożnymi bolszewikami. Materialnym aktem dziękczynienia za rozgromienie sowieckich armii stało się m.in. wybudowanie w Łodzi kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Zwycięskiej. Dla porównania dodajmy, że Rosjanie po pokonaniu armii napoleońskiej w wojnie 1812 r., wybudowali w Moskwie potężny sobór pod wezwaniem Chrystusa Zwycięskiego. Decyzją Stalina zniszczono ową budowlę, lecz po upadku komunizmu w latach 90-tych XX w. nakładem wielu sił i środków obiekt ten został w całości odbudowany.
W XVII w. nastąpiła także w Polsce zmiana Centum religijnego. Dotychczasowym był odziedziczony po pogańskich przodkach Święty Krzyż (góra Łysiec).
W przedchrześcijańskim systemie magiczno - religijnym szczyt ten poświęcony był trójcy najważniejszych bóstw . Po chrystianizacji zbudowano tam klasztor pod wezwaniem Trójcy Świętej i umieszczono relikwię - drzazgę z Krzyża Świętego. Miejsce to było więc przez prawie tysiąc lat związane z męskimi, suwerennymi bogami. "Kalwarię ( tj. Łysiec - przyp. J.B.) ponad wszystkie góry ze względu na rozgłos i sławę stawiam i księciem innych gór ją mianuję, jako też jest", stwierdzał w opisie ziem Królestwa Polskiego Jan Długosz w XV w. Do niej przez wieki pielgrzymowali wieśniacy, rycerze i królowie ( m.in. król Jagiełło przed bitwą pod Grunwaldem). Ostatnim z władców polskich, który odwiedził to miejsce ze względów prywatnych (odwiedziny grobu ojca, Jaremy Wiśniowieckiego) był Michał Korybut Wiśniowiecki. Po "potopie" szwedzkim Centrum przeniosło się na Jasną Górę w Częstochowie, do miejsca całkowicie przypisanemu Matce Boskiej. Oznacza to ostateczne zerwanie z archetypem Ojca. Stopniowo klasztor popada w ruinę a samo święty szczyt górski ulega desakralizacji . W I poł. XX w. było ciężkim więzieniem zaś w czasach okupacji niemieckiej obozem dla jeńców radzieckich. Odbudowa świątyni po zniszczeniach niestety nie doprowadziła jak dotychczas do restytucji Centrum.
XVIII w. to z jednej strony niebywały rozwój religijności i duchowości katolickiej w Polsce, z drugiej natomiast upadek ekonomiczny, polityczny i militarny kraju. Próby reformowania królestwa (m.in. rozwój oświaty, Konstytucja 3 Maja itd.) okazały się za późne i skończyły się katastrofą państwa - rozbiorami i całkowitą utratą niepodległości. W wieku XIX, dzięki ideologii romantycznej, Polska została całkowicie utożsamiona z cierpiącą Matką Boską, natomiast naród z Chrystusem (patrz np. symbolika biżuterii z czasów powstania styczniowego - ukrzyżowany Orzeł Polski). Nawiasem dodajmy tu, że używane od wieków słowo polskie ojczyzna (tj. kraj ojca) jest rodzaju żeńskiego ( ona!).
Doszła też do głosu ideologia mesjanistyczna ("Polska mesjaszem narodów", "Polska Winkelridem narodów" itd.). Klęska powstań nabrała w tych doktrynach wartości eschatologicznej. Za Polskę należało walczyć nie po to, aby zwyciężyć, lecz aby doświadczyć zbawczego męczeństwa i zginać (=archetyp wczesnoneolityczny - zbawienie poprzez ofiarę a nie poprzez zwycięstwo "tu i teraz" ). W tym kontekście pozytywistyczna ideologia nie miała większych szans powodzenia. Człowiek, któremu się w życiu powiodło, który zwyciężył "tu i teraz" zawsze był podejrzany o brudne szwindle i nieczyste reguły gry. Jedynie męczennicy rzucający swe życie "jak kamienie na szaniec" mieli swoje miejsce w Historii i sercach narodu. Dowodzą tego m.in. losy i mitologia polityczna konfederacji barskiej oraz wszystkich nieudanych powstań z największym -Powstaniem Warszawskim a także minimalne zainteresowanie obywateli i mediów zwycięskim Powstaniem Wielkopolskim. W efekcie tego typu zachowań aż do końca XX w. hucznie obchodzi się w Polsce rocznice klęsk narodowych a nie zwycięstw. Kult zmarłych osiągnął niebywałe rozmiary, czci się ich wręcz cały rok. Na najwyższe piedestały stawia się ofiary Katynia i/lub Oświęcimia. Brak jest pomników zwycięskich wodzów a i te budowane w ostatnim dziesięcioleciu ( np. oba pomniki Piłsudzkiego w Warszawie) przedstawiają bohaterów w postawie ludzi przegranych i pokonanych. Silnie to kontrastuje z tradycyjnymi wyobrażeniami wodzów w sztuce europejskiej (porównaj pomniki wodzów - jeźdźców: Bohdana Chmielnickiego w Kijowie, cara Piotra I w Petersburgu, Henryka IV w Paryżu itd.). Gwoli prawdy dodajmy, że w Warszawie tylko pomnik Sobieskiego w Łazienkach oraz zbudowany ostatnio przez Polonię amerykańską ( !! Patrz: ideologia sukcesu) monument Błękitnej Armii Hallera odpowiadają tym kanonom. W narodowej sztuce filmowej i literaturze po 1956 r. królowała postać tzw. "nieudacznika polskiego", który budził w identyfikujących się z nim współczucie a u innych natomiast zażenowanie, politowanie i protest. Do tej ideologii męczeństwa usiłują świadomie i wręcz nachalnie nawiązywać niektórzy politycy III RP, eksponując na wszelkie sposoby własne rzeczywiste i urojone cierpienia jakich doznali "za czasów komuny".
W sytuacji całkowitej dominacji archetypu Matki, ( "gwiazdy Morza","Królowej Nieba i Ziemi" a więc władającej całym Kosmosem) największą uwagę społeczeństwa i mediów budzą dzieci (nie narodzone i dopiero co narodzone) oraz zmarli. Żyjącym nie poświęca się tyle czasu, gdyż najistotniejsze jest życie tylko w tych dwóch ekstremach (narodziny i śmierć), z akcentem postawionym na zaświaty. W sztuce religijnej manifestuje się to przede wszystkim wyobrażeniem Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz Chrystusa Ukrzyżowanego lub Piety. W obrzędowości najważniejszymi datami roku są Boże Narodzenie i Wielkanoc. Zsakralizowany element męski ukazany jest zatem w sytuacji dziecka całkowicie zależnego od Matki lub też człowieka martwego. W obu sytuacjach jest on pasywny, pozbawiony naturalnej dla mężczyzn aktywności. Ewangeliczne "Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci..." (Mt 18,1; Łk 18,17) odnoszące się wyłącznie do czystości duchowej człowieka, godnego przyjęcia do królestwa Bożego, w praktyce przekłada się na bierność i podporządkowanie. W modlitwach prosi się Matkę Boską - "Pokaż mi przeto, że jesteś moją matką". Typową staje się więc reakcja histeryczna na wszelkie kłopoty i stresy. Płaczące dziecko zawsze może liczyć na litość i miłosierdzie ludzi dorosłych a szczególnie matki. Stąd też ciężko ranni żołnierze leżący na pobojowiskach często w malignie wzywają matki (a nigdy ojca !). W sytuacji człowieka dorosłego oznacza to wieczne narzekanie i użalanie się nad swym ciężkim życiem i losem, co jest charakterystyczne dla Polaków. Dotyczy to także osób, które odniosły życiowy sukces. Biadający może liczyć na współczucie i ewentualną pomoc otoczenia, natomiast człowiek sukcesu na skrytą lub otwartą walkę zawistników (osławione "piekło Polaków" i ich tzw. bezinteresowna nieżyczliwość). W polityce odbija się to zawsze walką z silną władzą centralną jakakolwiek ona by była (patrz : np. wyjątkowo słaba pozycja królów elekcyjnych w Polsce, prezydentów III RP itd.).
Szokująca dla wielu Polaków jadących "za chlebem" do USA i starających się o pracę, jest reakcja amerykańskich pracodawców na "biadających i wiecznie pokrzywdzonych" (przez okupantów, bolszewików, komunę itp.) naszych robotników. W kraju, w którym najwyższą wartością są zysk i sukces ( "I am the best", "Country of oportunity" ) a uniwersalną odpowiedzią na wszystkie pytania jest "no problem", postać żebrzącego o pracę i litość Polaka - malkontenta budzi odruch niechęci i pogardę. W najlepszym przypadku staje się on przedmiotem niewybrednych żartów ("polish jokes" ). Zderzenie mentalności mieszkańca kraju nad Wisłą, gdzie błagający odnosili dotychczas swego rodzaju sukces, z mentalnością potomków protestantów jest tragiczna. Protestantyzm bowiem zawsze stawiał na aktywne działanie ("Pomóż sobie a Bóg ci pomoże" ), co sprzyjało inicjatywie, indywidualnym karierom i gospodarczemu sukcesowi całej społeczności.
Zachwianie równowagi między pierwiastkiem męskim a żeńskim doprowadza do powstania osobowości "miękkich, mazgajowatych maminsynków" i twardych, męskich kobiet ("bussines women" ). Ponieważ tak wychowani mężczyźni nie są w stanie pełnić swych naturalnych funkcji odpowiedzialnego ojca i pracownika, budzi to zrozumiałe niezadowolenie kobiet, które wbrew swej naturze i chęci muszą przejąć dodatkowo na siebie "męskie obowiązki". Kłótnie rodzinne, stresy kojone alkoholem ( =efekt ucieczki od nierozwiązywalnego problemu), bicie i maltretowanie swych małżonek i dzieci (= odreagowanie stresu), "domowe piekła", rozwody a w ostateczności śmierć w przytułku - to kolejne stadia życia wielu Polaków.
Synowie Wielkiej Matki są zazdrośni o Jej miłość (patrz np. reakcja prezydenta Wałęsy - nosiciela plakietki z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej na widok modlącego się na Jasnej Górze premiera Oleksego: "Jak on śmiał do MOJEJ Matki Boskiej pojechać!" ). Walczą zatem między sobą, uważając się za Jej wybrańców. Dlatego też politykom prawicy deklarującym swoje religijne przekonania tak trudno zjednoczyć się do wspólnego działania pod jednym przywództwem ("Więcej wodzów niż Indian" ).
Polak "dzieckiem podszyty" (W.Gombrowicz) jest naiwny, szczery, łatwy do wykorzystania przez obcych, wręcz bezbronny wobec drapieżnego kapitalizmu ostatniego dziesięciolecia. Dotyczy to nie tylko tzw. szarych ludzi lecz również wielu decydentów. PRL ze swą polityką państwa opiekuńczego konserwowała ów syndrom "dzieci Wielkiej Matki". Ponieważ nie mogła dać więcej niż miała, z matki stała się złą macochą. Stąd powszechny bunt w 1980-81 r. Wymarzona przez wielu III RP, obecnie w coraz powszechniejszym odczuciu obywateli również przybiera postać "złej macochy". A to jest powodem powstania resentymentów za "utraconym rajem" i znacznego poparcia dla postkomunistycznej lewicy. Ten sam syndrom dotyczy także Unii Europejskiej, która w wypowiedziach polityków - euroentuzjastów urasta do roli miłosiernej Wielkiej Matki. Należy się więc liczyć z wielkim rozczarowaniem oraz coraz większą falą eurosceptycyzmu i narastającym tradycyjnym nacjonalizmem skupionym wokół kultu maryjnego ("Polskiej, narodowej Matki Boskiej" ).
Brak archetypu Starca - Mędrca w nieświadomości zbiorowej Polaków odbija się niekorzystnie na stosunku decydentów (Sejmu, Rządu itd.) do nauki i oświaty (patrz: katastrofalne finansowanie! nieudane reformy, 40 % analfabetów funkcyjnych itd.). Co gorsze, w dalszy ciągu istnieje pogarda tzw. "fizycznych", kombinatorów i różnej maści cwaniaków do mało zarabiających inteligentów ("jajogłowych" ) i wiedzy jako takiej. W wyniku tego Polska staje się coraz większym rezerwuarem taniej, niewykształconej siły roboczej dla Zachodu a Polak kojarzy się tam nie z filozofem, myślicielem i wynalazcą lecz z pijakiem, prymitywem, głupcem i złodziejem samochodów.
Archetyp Matki dominujący w nieświadomości zbiorowej Polaków, ma także i inne konotacje. Matka nie tworzy prawa i nie jest jego strażnikiem. Prawo zawsze daje Bóg Ojciec, który staje na straży porządku kosmicznego oraz sprawiedliwości i to on jako Sędzia karze za grzechy. Matka kocha wszystkie swoje dzieci. Stąd w Polsce nie ma poszanowania do prawa. Istnieje korupcja oraz powszechne mniej lub bardziej uzasadnione przekonanie, iż przestępcy są przez prawo i sądy znacznie lepiej traktowani niż ich ofiary. Konstytucja III RP konstruowana była przez lat 7 (!!) i do dziś budzi kontrowersje.
Żarliwa modlitwa do miłosiernej Matki Boskiej "o PROTEKCJĘ (narodu lub jednostki) u Jej Syna i Boga" bezwiednie sakralizuje samo pojęcie protekcji. Jeśli jest ona konieczna i pożądana w Niebiosach, to rzecz jasna, tym bardziej nie budzi sprzeciwu i odrazy na Ziemi. Protekcja wśród Polaków już od wieków nie ma znaczenia jednoznacznie pejoratywnego, lecz przeciwnie, jest ona niejednokrotnie powodem do dumy ("Tylko ja ci to mogę załatwić, to dla mnie małe piwko" itp.). Oznacza to, iż w społeczeństwie tym nie liczą się rzeczywiste zdolności i umiejętności danego człowieka lecz tylko tzw. "układy". Powszechne jest więc obsadzanie ważnych stanowisk przez miernoty i osoby niekompetentne lecz za tu "ustosunkowane"("republika kolesiów", "mierny lecz wierny" ).
Naturalną cechą dzieci są kłamstwa i koloryzowanie rzeczywistości. Dzieci nie biorą odpowiedzialności za swoje decyzje. Dlatego też cechą charakterystyczną wielu ludzi ( w tym oczywiście polityków) jest obarczanie innych odpowiedzialnością za skutki swoich nieprzemyślanych a wielokrotnie głupich i katastrofalnych decyzji ("to nie ja, to on!" ). Jak się wydaje, właśnie z tego uczucia bierze się chęć ucieczki od odpowiedzialności i podświadome poszukiwanie nowego, zagranicznego Wielkiego Brata, którego obciąży się wszystkimi swymi winami. Wolność nie jest nigdy łączona z odpowiedzialnością lecz z anarchią i bezprawiem.
Dla równowagi dodam, iż bezsprzecznie pozytywnym działaniem archetypu Matki jest natomiast tolerancja, łatwość uznania i akceptowania obcych, integrująca rola rodziny oraz znaczenie miłosierdzia w relacjach międzyludzkich. Stąd też żywe reakcje i pomoc społeczeństwa dla ofiar kataklizmów (np. powodzi). Przede wszystkim pomoc ta kierowana jest dla obcych ( np. Albańczyków, Czeczenów itd.). W skrajności np. w ostatnich 200 latach nasze historii, te zbiorowe emocje przybrały radykalną formę walki zbrojnej "Za wolność WASZĄ i naszą". W haśle owym wybija się na pierwsze miejsce interes obcych nacji, co zazwyczaj, niestety skutkowało utratą sił i środków potrzebnych do walki za wolność NASZĄ. Politycy - realiści, którzy nie ulegli mirażowi propagandowej idei "przyjaźni między narodami" ("Istnieje tylko egoizm narodowy i czasowa wspólnota interesów" ), nazywali tego typu działania nie "szlachetnym porywem serca" lecz "głupotą polityczną" ( porównaj np. myśli A. Bocheńskiego w jego "Dziejach głupoty w Polsce" ).
W społecznościach, w których dominuje archetyp Ojca na pierwsze miejsce wybija się sprawiedliwość i prawo ("Dura lex sed lex" ) a relacje międzyludzkie w skrajnym przypadku są niestety pozbawione "ciepła", współczucia oraz ulegają cynicznej instrumentalizacji (por. np. wypowiedź Wiktora Jerofiejewa o współczesnych Rosjanach: "..zamiast współczucia - wyłazi z duszy złośliwa satysfakcja: no, kto winien jest tragedii? Czyje głowy polecą?...Skryliśmy się niczym ślimaki, żółwie w swoich pancerzach, genetycznie pozbawieni łez." ).
Eskalacja roli archetypu Wielkiej Matki w ideologicznym systemie sterującym doprowadza u niektórych współczesnych teologów katolickich w Polsce do powstania zdumiewających koncepcji. Mówi się np. o konieczności ogłoszenia w XXI w. dogmatu o odkupicielskiej roli Matki Bożej. Z trudem dostrzega się przy tym, że dogmat ten całkowicie zaprzecza znaczeniu odkupicielskiej śmierci Jezusa i z religii Chrystusa (chrześcijaństwa) tworzy religię Maryji ("maryjaństwo" ). Przyspieszony proces tych religijnych przemian obserwować można poprzez fakty organizowania licznych w ostatnich czasach sanktuariów maryjnych, masowego do nich pielgrzymowania, częstych prywatnych "objawień" (oficjalnie nie uznawane przez Kościół) a także znaczącą rolę jaką w życiu politycznym kraju pełni radio - nomen omen - "Maryja".
Pozostaje ona zależna od męża, więc jak można tu mówić o matriarchacie?
Jagodo, mówiąc o tym mam na myśli dominację, ale nie fizyczną czy ekonomiczną, lecz taką jak w temacie. Dominację w kwestii przekazywania zachowań w związkach, w społeczeństwie. Nie wiem czy gdziekolwiek w historii był ustrój z wiodącą rolą kobiety, więc samo słowo "matriarchat" bardziej wynika z opozycji do "patrarchatu", ale nie ma określonego jasno znaczenia (ciężko nadać znaczenie czegoś, czego nie było).
Sporo elementów wskazujących na dominujący system bardziej kobiecych, niż męskich zachowań, jest w tekście powyżej. Człowiek, który rodzi się w społeczeństwie i w nim wzrasta, raczej nie uświadamia sobie siły oddziaływania takiego archetypu. A potem są tego efekty.
Cytat
Społeczeństwa zachodnie, są bliższe związkom partnerskim. Tam małżonkowie znacznie częściej są równouprawnieni, co wcale nie wpływa na zmniejszenie liczby zdrad i rozwodów.
Bardziej mam na myśli jakość związków, podejście bardziej racjonalne do nich. Przecież gdyby inaczej rozłożyć wagę elementów tworzących związek, zdrady nie powodowałyby tak traumatycznych przeżyć. Sądzę, że nie byłoby też takich sytuacji, gdzie dla jednej strony związek emocjonalny praktycznie się skończył, a dla drugiej jest to silna, mocna miłość.
Cytat
co do kultu matki, to chyba zapomniałeś dodać Bob, że syn zawsze jest uczony w taki standardzie, że ma kobiecie pomagać, jednak już w swoim dorosłym życiu tego nie robi, bo jedyną rzeczą jaką robi jest chodzenie do pacy i zarabianie
Kuczko, zwróć uwagę na to, co sama napisałaś. Syn ma kobiecie pomagać, tak uczy matka. Czyli nie równowaga, ale ewentualnie powinien się schylić czasem nad kobietą, gdy ta będzie w normalnym trybie "obsługiwać" naszą dorosłą pociechę. Kuczko, znam kilka matek, znam ich projekcje, jak powinna wyglądać wg nich rola ich synka i tamtej baby, którą sobie wziął. Jest wyraźna opozycja między miłością matczyną a odruchową niechęcią do kobiety-rywalki, która go zabiera.
Drugą sprawą jest trudność "przecięcia pępowiny" przez matkę, która łączy pociechę z domem rodzinnym, co wg mnie wpływa negatywnie na typowo męskie cechy mężczyzny.
To niestety są efekty specyficznej dominacji kobiety w domu. A z punktu widzenia kobiety dużo wyżej stoi "pomoc" niż alternatywny, bardziej sprawiedliwy męski podział "pół na pół". W typowo męskich relacjach mężczyźni raczej dzielą się pracą, a nie pomagają sobie. Samo pojęcie pomocy wyklucza odpowiedzialność za efekt. Pomaga się z woli, a nie z obowiązku.
Nie ma niezbitych dowodów na istnienie powszechnego matriarchatu, bo nawet dowód koronny w postaci pochodzących z neolitu tysięcy figurek przedstawiających nagie kobiety o wydatnych kształtach i cechach płciowych niektórzy teoretycy uznają za zwykłą prehistoryczną pornografię. Jednak gwoli prawdy historycznej, nawet jeżeli matriarchat jako ustrój społeczno-polityczny był zjawiskiem peryferyjnym, jego ślady odnajdziesz współcześnie. Funkcjonuje on obecnie wśród ludu Na w północno-zachodnich Chinach i u żyjących na Saharze Tuaregów.
Historyczna egzegeza, którą zacytowałeś jest rzeczywiście ciekawa i rzuca pewne światło na nasze dzieje i mentalność, jednak zawsze w takich przypadkach należy zastanowić się czy faktografia i interpretacja jest pełna czy szyta na poparcie teorii. Ale to temat na oddzielne opracowanie. Jeżeli nawet polska specyfika jest tak bardzo sfokusowana na kult matki, który ma tak druzgocące konsekwencje polityczne i społeczne, twierdzę że zachwianie ról w związkach damsko-męskich nie jest jedynie naszym lokalnym problemem. Matka żywicielka i nieobecny ojciec byli przez stulecia stereotypem funkcjonowania rodziny również w społeczeństwach zachodnich. Być może to właśnie ten ukryty matriarchat, gdzie kobieta musiała przejąć role głowy rodziny, kiedy ojciec polował na przysłowiowego mamuta.
Ale do rzeczy. Zdrowe partnerstwo powinno polegać na wzajemnej wymianie pozytywnych cech właściwych płciom przeciwnym. A więc sprawiedliwość, prawo, odpowiedzialność, logika i racjonalizm - tego uczy mężczyzna kobietę. Kobieta natomiast pokazuje mężczyźnie wartość tolerancji, uznania i akceptowania obcych, integrującej roli rodziny i miłosierdzia w relacjach międzyludzkich. Jednak jestem sceptyczna. Po pierwsze dlatego, że taka otwartość na drugą płeć wymaga wysiłku, który jesteśmy gotowi podjąć dopiero w sytuacji głębokiego kryzysu, a więc, gdy najczęściej jest już za późno. Pary przeważnie po okresie miłości endorficznej wpadają w schemat walki płci. Po drugie, obawiam się, że role partnerów w związkach są obecnie za bardzo zachwiane, żeby ta wymiana była w ogóle zrozumiała. Mamy całe hordy zniewieściałych, słabych i nieodpowiedzialnych facetów (wychowanych przez mamusie, babcie, nianie, panie przedszkolanki, panie nauczycielki) i nie mniej zmaskulinizowanych kobiet. Dlatego uważam, że tylko nieliczni osiągną równowagę niczym yin i yang.