Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Margaret tego nie wykorzysta bo ona jest po niby 2 takich próbach więc nie bedzie wywlekać czagoś co mogę również użyć przeciw niej, poza tym gdybym nic nie podpisał rozwód był by już teraz a ja potrzebowałem sobie kupić 3 m-ce. Przez 3 miesiące gdy się nie pilnowała zebrałem całą dokumentację samej zdrady jak i dokumentację dotyczącą naszych finansów. Jeżeli dzieci pozostaną przy mnie bedziemy musieli jakoś funkcjonować, nie chciałem popełnić błędu jednego kolegi z forum i po rozwodzie szarpać się z różnej maści hienami.
Było to ryzyko ale musiałem je podjąć (poza tym mam bardzo pozytywne opinie na wypisie)
Z tego co wiem, psychofagi często na swoje ofiary "domowe" , czyli niby-partnerów życiowych wybierają ludzi o skłonnościach neurotycznych. Na takich osobach jest najłatwiej pojechać, łatwiej stworzyć iluzję uczucia, "sprzedać się". I wyjątkowo są podatni na manipulacje , nie wspominając o tym, że wręcz przepięknie dają sobie wmawiać , że są wszystkiemu winni. Ba, im nawet sugerować nic nie trzeba , sami sobie w sobie wyszukają wszelakie winy, nawet te których SAM OSOBISTY PSYCHOFAG nie dałby rady wymyślić. A potem piorą się za to psychicznie po mordzie i samobiczują. Neurotycy są jakby wręcz "odgórnie" idealnie stworzeni do eksploatacji przez socjopatę. Są aż za bogaci, jak na potrzeby zwykłego psychofaga. Dlatego w pewnym sensie go nudzą, bo są zbyt łatwi w obróbce, stąd potęgowanie napięć i coraz ciekawsze pomysły w testowaniu ich wytrzymałości wszelakiej.
Post doklejony:
To była odpowiedź na test Adama.
Betrayed, myślę, że dobrze robisz. Jeśli człowiek chce ruszyć do przodu po kolizji z psychofagiem, musi zerwać wszelkie powiązania i stworzyć wokół swojego życia swoiste pole siłowe, które porazi prądem gadzinę, jak tylko wyciągnie swoją mackę.
Mamy dokładnie takie same podejście , tylko możliwości różne. Ale główka pracuje, więc ja też dam radę.
Edytowane przez rekonstrukcja dnia 23.08.2012 16:37:21
Witam.Jestem w szoku od dwoch dni.Zdalam sobie spraw,ze jestem z psychofagiem.Jeszcze dwa dni temu nie sadzilam,ze ktos taki,pod taka nazwa istnieje.To co przechodze to koszmar,jestem wyczerpana psychicznie i niewiem co robic.Tzn wiem co robic ale jestem chyba uzalezniona bo jedyne co mam na mysli to jak go leczyc bo sama nie mam na nic sil.Zdrady na pozadku dziennym i to znecanie sie psychiczne jest coraz gorsze.Co mam robic prosze pomozcie:sos
Czytaj , Słodziak, czytaj. Np. to : http://uciekamydoprzodu.blog.pl/.
A najważniejsze, wbija sobie młotkiem do głowy, że jego nie wyleczysz. Możesz jedynie mu pomóc w udoskonalaniu metod, także jeśli terapia to tylko dla Ciebie.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
dziekuje bardzo.takie dobre slowa,wsparcie oraz rady dzialaja jak balsam na moje serce i dusze.wlasnie pozbieralam zmiotka moja psychike tylko co z tym zrobic?staram sie,wciaz czytam na portalach i zbieram energie.mase ludzi mnie wspiera ale on?on wciaz dziala,pracuje nademna,spokoju nie daje.cala sie trzese gdy cokolwiek ma z nim wspolnego.jestem durna,mysle ze a noz nie jest psychofagiem a ta gadzina zaciera pewnie rece by mnie zniszczyc.tak bardzo cierpie.niewiem czy przy nim czy sama
Apologises dziekuje ze poswiecasz swoj czas...odszukujesz watki i pomagasz. Inni ,ktorzy rowniez znajduja chwile by mnie sprowadzac na ziemie -Dziekuje...
Nie doczytalam wszystkiego do konca ale czesc pierwsza pasuje jak ulal! Z biezacych: nie rozmawiamy z mezem. Po prostu przechodzimy obok siebie obojetnie. Do domu wraca o 19,czasem troche pozniej...nie wiem jak mam z nim rozmawiac..mowie co czuje,co zrobie -zle! bo on sie na to nie zgadza...nie mowie nic tez zle...a rozmawiac normalnie juz po prostu nie potrafimy. On mi mowi,za mam sie od tego odciac nie wracac,zaczynamy od nowa. Tylko we mnie jest tyle emocji,bolu,jest tyle nie wyjasnionych spraw ...
Agrestka udawaj że się odcięłaś. Czas kiedy go nie ma wykorzystaj na ładowanie akumulatorów, rozmowy z siostrą, terapię, spacer do parku, kawę z koleżanką, wizytę na portalu.
Ten tema przetraw w całości, łącznie z komentarzami osób które otarły się o upośledzonych genetycznie partnerów.
Matko !odpowiedz mojego meza na wiekszosc pytan w powaznych rozmawach praktycznie zawsze brzmiala: a co konkretnie chcesz wiedziec ? moglam to recytowac razem z nim i nigdy bym sie nie zewiodla...az sie zastanawiam czy mu tego tekstu nie wydrukowac i nie podrzucic.
W domu sielanka-czyt. totalna dezorientacja!Wiecznie spowiadajaca sie Agrestka niewiele mowi i maz sie gubi... Sam zaczyna mnie o cos pytac bo nie wie czemu nie dostaje na tacy...
oczywiscie moje otwarte dziecko zdaje ojcu relacje takie z grubsza ale ono nie wie wszstkiego i klops. oczywiscie kosztuje mnie to bardzo duzo. juz 3 dzien jestem na tabletkach przeciwbolowych bo tak mnie glowa boli-przypuszczam,ze z nerwow.
Przejdź się Agrestko do psychiatry, być może nabawiłaś się nerwicy lub depresji. Na samych przeciwbólowych długo nie zajedziesz. A konflikt może z czasem narastać zamiast się wytłumić.
Związek z psychopatą ma trzy etapy. Pierwszym etapem jest idealizacja, drugi etap to tzw. dewaluacja, na końcu natomiast następuje etap o angielskiej nazwie "discard", czyli po prostu pozbycie się intruza.
W każdym z tych etapów, psychopata używa kilku charakterystycznych taktyk takich jak np. "bombardowanie miłością" - love bombing itp. Jednak tym zajmiemy się wkrótce.
Dzisiaj chciałabym w skrócie przedstawić na czym polega proces idealizacji, dewaluacji i łopatologicznie mówiąc - proces wyrzucania nas z życia psychopaty.
Idealizacja - początkowy etap związku, w którym psychopata przedstawia się z jak najlepszej i najbardziej zakłamanej strony jednocześnie rozgryzając swoją potencjalną ofiarę. Jest to moment, kiedy zapewne usłyszysz, że jesteście bratnimi duszami, macie bardzo wiele wspólnego, zostaniesz przedstawiona rodzinie psychopaty, by później wysłuchiwać barwnych historyjek o waszej wspólnej przyszłości.
Podczas tego etapu zostanie Ci również wyznana miłość. Oczywiście na jednym wyznaniu się nie skończy. Psychopata będzie Ci nadskakiwał każdego dnia, będzie zawsze tam gdzie Ty, a jeśli nie będzie mógł zasypie Cię toną telefonów i wiadomości, tak żebyś zgłupiała do reszty i uznała, że TAK STRASZNIE MU ZALEŻY. Jeśli na to nie wpadniesz to prędzej, czy później i tak Ci to powie, albo napisze.
"Nie zniósłbym momentu, w którym zniknęłabyś z mojego życia"
I żyli długo....
tylko jedno gdzieś padło po drodze. Tak Ty - o Tobie mówię.
Dewaluacja - to etap podczas, którego psychopata ma najwięcej zabawy. Tutaj zaczyna się izolacja od rodziny, znajomych i innych niepotrzebnych miernot żyjących w Twoim otoczeniu. Wciąż tkwisz w pięknej bajce usłanej różami, jednak nagle zauważasz, że psychol chodzi za Tobą z jakąś dziwną listą plusów i minusów skrupulatnie dopisując znaczki na wyblakłej kartce.
Jeszcze tydzień temu wszystko robiłaś "SUPER", no super, super, a teraz zupa stała się za słona, ubierasz się jakoś nie tak, jak trzeba. Nawet matka psychopaty, ma bardziej stylowy makijaż, niż Ty. I tak coraz dalej i głębiej. Poczekaj za chwile sięgniemy tych najważniejszych sfer Twojego dotychczasowego życia.
Zaczynasz się miotać, zmieniać na potrzeby swojego kochanego psychopaty, ale UPS! nie o to chodziło....Zaczynamy od nowa.
Pod koniec tego etapu nie wiesz już nawet jak się nazywasz. To znaczy.. Psychopata pewnie Ci powie, ale będziesz musiała do niego podejść na palcach. Cichutko.....
Cholera! I co zrobiłaś?!
"Discard mode" - etap wyrzucania śmieci. Wiesz, że zanim wyrzucisz wszystkie odpadki do kubła musisz je odpowiednio zmielić? Tak, żeby się zmieściły.
W tej części bajki stajesz się paranoiczką, wariatką, nieudacznikiem. Niemotą po prostu. Co tu dużo mówić.
A psychopata nie potrzebuje dłużej kogoś, kto dawno przestał być idealny.
Zobacz, na początku byłaś taka perfekcyjna... Tak bardzo Cię pragnął. A teraz co się z Tobą stało?
Wysoce rekomendowanym jest udać się do psychoterapeuty. No chyba, że postanowisz nie czekać do osiemdziesiątki i wcześniej ze sobą skończyć, albo usuniesz się w cień i poczekasz na rozwój wydarzeń.
Uważaj, bo jeśli postanowisz odejść z własnej woli mogą zostać użyte przeciwko Tobie różne interesujące taktyki. Począwszy od ataków histerii, przez ubarwianie historii i przyklejanie Ci kartki "oprawca/winna", na groźbach i nękaniu kończąc.
Teraz pytanie, w którym momencie zdecydujesz się uciec?
A? B? Czy C?
Wybór należy do Ciebie."
Temat rzeka. Od razu zaznaczam, że pomijam tutaj wątek pt. "bo ja go kocham!!!". W związkach uzależnionych nie ma wolnej miłościii (proszę sobie zaśpiewać na melodię "W domach z betonu" ). Miłość bez wolności nie istnieje. To pierwszy aksjomat. Drugi, równie ważny brzmi: nie istnieje coś takiego jak "toksyczna miłość". Jeśli coś jest toksyczne, to na pewno nie jest to miłość. Oczywiście, to pojęcie funkcjonuje w języku potocznym, ale wprowadza ludzi w błąd. Wkopujemy się wówczas w myślenie według schematu: on mnie krzywdzi, czuję się fatalnie, cierpię coraz bardziej, jestem traktowana bez szacunku, odzierana z godności, okłamywana -> może zerwę? -> nie dam rady, ja go kocham. A miłość to przecież najważniejsza wartość w życiu. No i mamy pętlę na szyi ofiary, a Eldorado dla oprawcy. Może zrobić wszystko, pod warunkiem, że doda: PS. Kocham Cię.
Myślę, że warto uświadomić sobie, że NIE KAŻDY JEST ZDOLNY DO KOCHANIA. Tego trzeba się NAUCZYĆ i jest to ciężka praca, przynosząca jednak piękne efekty. Nic nie dzieje się jednak "z automatu". Zewsząd natomiast otacza nas schemat: żyła sobie nieszczęśliwa, ale wrażliwa kobieta o złotym sercu, niemogąca odnaleźć się w brutalności otaczającego ją świata. Pewnego deszczowego i ponurego dnia. kiedy szła ulicami swojego szarego miasta, ktoś nagle rozpostarł nad nią słoneczny parasol, otoczył ciepłym ramieniem i powiedział: "kochana, czekałem na Ciebie całe życie. Od tej chwili już Cię nie opuszczę, ale będę się o Ciebie troszczył i Cię chronił. Kocham Cię". Oczywiście, może - i daj Boże - zdarzyć się i tak. Często jednak zrealizowanie się w życiu takiego schematu to prosta recepta na wpadnięcie w ramiona skurrrrrrrr.....syna. Ale spokojnie, i z tego jest wyjście
A zatem. Parę przyczyn, dla których tak trudno zerwać toksyczny związek:
1. Karmienie w głowie mitu, że "wielka miłość" zmieni wszystko. Prawdziwa - tak, ale do niej trzeba dojrzeć i na pewno nie poznaje jej się po intensywności emocji. Emocje mogą i muszą w miłości rzecz jasna się pojawić, ale OBOK takich podstaw, jak wierność, wsparcie, bezinteresowność, cierpliwość, odpowiedzialność, dobroć, empatia, a przede wszystkim - wolność. Nic, co odbiera wolność, nie może być nazwane miłością.
2. Pakowanie się w związek w ucieczce przed pustką. Jeśli karmimy się przekonaniem, że nasze życie będzie "pełne" dopiero wtedy, kiedy będziemy MIEĆ faceta, znajdujemy się w grupie ryzyka. Dużo zdrowiej, kiedy mamy własny system wartości, pracę, przyjaciół, zainteresowania i poczucie autonomii. Wtedy, nawet jeśli wpakujemy się w jakieś szambo, mamy do czego wracać i o co walczyć.
3. Uzależnienie. Znajoma powiedziała mi kiedyś: "piekło nie jest wtedy, kiedy znajdziesz się w czarnej d... . Piekło jest wtedy, kiedy obijasz się jak w bębnie od pralki - góra, dół, góra, dół, aż oszalejesz". Coś w tym jest. A na pewno każdy toksyczny związek tak wygląda. Uzależnienie od silnych emocji następuje także na poziomie biochemicznym, pisałam o tym w poprzednich notkach. Dlatego też tak silne są objawy "odstawienia" i tak łatwo pomylić je z wielką miłością. Warto jednak wiedzieć, że jeśli trzymamy się konsekwentnie kursu wyznaczonego nam przez rozum i najgłębszą intuicję, emocje z czasem podporządkowują się temu, co wybieramy, nad czym pracujemy i co uznajemy za dobre i zdrowe dla nas. Po jakimś czasie "trzeźwości" myśl o sięgnięciu po "strzał" może nas wręcz odstraszać. I dobrze. Warto jednak pamiętać, że każdy uzależniony musi już do końca życia "uważać na siebie". Pracować nad sobą, stosować zasadę HALT (Hungry - Angry - Lonely - Tired - starać się do tych stanów nie dopuszczać), wybierać to, co zdrowe i dobre, a unikać okazji do zła i pójścia w "cug". Cug to nie tylko alkohol, to także bardzo silne emocje, które spełniają podobną, jak alkohol funkcję - rozładowują napięcie i zapewniają pozorną ucieczkę od trudnej rzeczywistości.
4. Hazard. Opisany w wielu miejscach mechanizm występujący w toksycznych związkach. Trudno nam porzucać coś, w co sporo zainwestowaliśmy. W toksyczny związek inwestujemy mnóstwo - sił, emocji, czasu, energii, uczuć, nadziei. Szkoda nam to tracić. Działa tutaj również mechanizm "pozytywnego wzmocnienia". Jeśli raz na jakiś czas otrzymamy takie wzmocnienie od naszego toksycznego partnera (wyznanie miłości, poprawę jego zachowania w stosunku do nas, fajną wycieczkę, piękny prezent), nabieramy na jakiś czas sił do dalszej walki o przegraną sprawę. Bez tych "wzmocnień" dużo szybciej dałybyśmy sobie spokój. "Oni" doskonale o tym wiedzą i dlatego je stosują.
5. Zazdrość. Ona niestety trzyma nas przy psychopacie bardzo mocno. To ogromnie silna emocja, a psychopata umie ją sprawnie i szybko wygenerować - o tym napiszę w kolejnej, obiecanej notce o triangulacji.
6. Zmęczenie. Toksyczny związek wykańcza tak bardzo, że nie mamy nawet siły przeczytać artykułu w gazecie albo pójść na kawę z koleżanką. A co dopiero na przedsięwzięcie pt. "wiać".
7. Stalking. Tak jak nic nie zmusi psychopaty do pozostania z nami, jeśli uzna on, że już mu się znudziłyśmy, tak samo nic nie powstrzyma go przed pościgiem, kiedy to my zdecydujemy się odejść. To jest naprawdę jazda bez trzymanki i chociaż zdaję sobie sprawę, że bycie porzuconą to potworne, rujnujące psychikę, poczucie własnej wartości i wiarę w ludzi cierpienie, to jednak czasem zazdrościłam kobietom, które psychopata porzucił i o które już nie "zabiegał". "Zabiegi" bowiem nie mają nic wspólnego z miłością (choć rzecz jasna psychopaci twierdzą, że robią to w jej imię). To horror mogący doprowadzić nawet do samobójstwa (część ofiar stalkingu targa się na swoje życie, część wpada w depresję bądź nerwicę lękową). Bombardowanie smsami, telefonami, składanie niechcianych wizyt, proszenie osób trzecich o "pośrednictwo", czekanie pod pracą, w środkach komunikacji, prezenty, przesyłki etc. Z początku, kiedy emocje jeszcze mocno szaleją i obijają się od bandy do bandy, ileś razy się niestety skusimy na powrót. I choć intuicja będzie nam mówić: "to nie jest normalne", za chwilę siedzący nam na ramieniu diabełek doda: "ale on tak kocha!". Czasem ulegniemy dla "świętego spokoju" (którego NA PEWNO w ten sposób sobie nie zapewnimy)
W czasie związku z psychopatą zdanie "what the fuck?!" pojawia się najpierw sporadycznie, później - coraz częściej, aż w końcu - bez przerwy. Stan tuż-po-ucieczce to właściwie permanentnie wyświetlający się w głowie komunikat: "!@#$$%$%%%%^^^*()%EW#%%%^???!!!!".
Jak się tego pozbyć? Tu raczej nie zadziałają metody w rodzaju: "wypłacz się, wykrzycz, posmuć, a potem umaluj usta, zajmij czymś innym i w ogóle zacznij nowe życie". Może niektórzy to potrafią, większość ofiar jednak, żeby rzeczywiście się uwolnić, musi ZROZUMIEĆ, z czym miało do czynienia. To trudny proces, wymagający wielkiego nakładu sił. Ale dla tych, którzy zdecydują się go przejść - bardzo opłacalny. Z własnego doświadczenia wiem, że po zakończeniu tak toksycznej relacji jak związek z psychopatą, mózg przypomina komputer zrzucony z dziesiątego piętra. Naprawa sprzętu wymaga długiej i precyzyjnej pracy, w głowie wyświetlają się kolejne wykrzykniki i znaki zapytania, poradzić trzeba sobie nie tylko z nimi, ale i z bólem, rozczarowaniem, poczuciem upokorzenia, złością i smutkiem. A przy okazji - ogarniać codzienną rzeczywistość - głównie po to, żeby wszyscy Ci dali święty spokój, żeby upozorować, że jakoś-sobie-radzisz i żeby móc oddać się ulubionemu zajęciu - czyli odizolowaniu od wszystkich i rozkminianiu, o co tu, k..., chodziło?!
W walce o przywrócenie postradanych zmysłów nieodzowne są książki (szczególnie polecam oczywiście "Moje dwie głowy", a dla osób władającym angielskim - publikację pt. "Psychopath Free". Wiedza ta przynosi zarazem ulgę ("nie zwariowałam, ktoś już wcześniej nazwał i opisał to zjawisko, które przyniosło mi tyle bólu", jak i uruchamia kolejne kaskady trudnych emocji ("nie byłam żadną >>miłością jego życia<<, byłam naiwną, szukającą miłości kobietą, która dała się uwieść i zmanipulować" / "jakie to straszne" / "jak tak w ogóle można" / "kim w ogóle są tacy ludzie??!". To normalne i zasadne pytania, nie da się ich zamieść pod dywan postulatem: "ruszam do przodu, zapominam o draniu". Choćby się bardzo się tego chciało. Na przeżycie tego wszystkiego potrzeba sporo czasu, nie da się ominąć kolejnych faz żałoby. Kiedy jednak się wreszcie wszystko ZROZUMIE, zaczyna się zdrowieć.
Uwaga - zrozumienie oznacza przyjęcie do wiadomości, że istnieje takie zjawisko jak psychopatia, rozpoznanie jego objawów i skutków, a w dalszej kolejności - pogodzenie się z tym, że tak się niestety stało, iż dane nam było poznać je bliżej. Warto też odkryć, DLACZEGO, czym omamił nas psychopata, w którym momencie zignorowałyśmy intuicję i wybrałyśmy toksynę. Zrozumienie w żadnym wypadku nie oznacza prób dotarcia do istoty zjawiska psychopatii. Rozważania o tym, czy przyczyna zachowania krzywdziciela to świadomy wybór zła, wadliwe funkcjonowanie hipokampu czy może chora relacja z prababką, są dla nas bez znaczenia. Chyba że zajmujemy się tym problemem naukowo. Mamy za zadanie przyswoić dwie proste sprawy:
1. Psychopaty nie da się wyleczyć.
2. Związek z psychopatą stanowi poważne zagrożenie dla życia i / lub zdrowia.
Tu nie ma kompromisów, nie ma "przyjacielskich rozstań" ani "zachowywania tego, co dobre". Niestety - w związku będącym FIKCJĄ, nic nie jest dobre. Trudno się z tym pogodzić, trudno wyrzucić do kosza ileś zmarnowanych nerwów i czasu, ale warto to zrobić. Tylko w ten sposób wychodzimy ze świata iluzji i mamy szansę na odzyskanie kontaktu ze sobą i z innymi.
Warto pozbyć się także złudzeń, że kiedyś wrócimy do "stanu sprzed związku z psychopatą". Nie wrócimy. Nie będziemy już identyczne, nie ma sensu się za tym stanem uganiać - w efekcie można bowiem wcale nie przeżyć wewnętrznej przemiany, tylko nadal usiłować zaprzeczać rzeczywistości. Przez nasze życie przeszła wojna atomowa? Przeszła. No to pogódźmy się z tym i nie udawajmy, że jej nie było.
Kiedy weźmiemy to na klatę, mamy szansę na niesamowity rozwój, dotykający nieznanych dotąd obszarów naszej osobowości. Kiedy zaczniemy dostrzegać pierwsze jego owoce, zrozumiemy, że wcale nie chcemy znowu stać się tymi osobami, którymi byłyśmy kiedyś. To w końcu tamta wersja nas okazała się podatna na manipulację, szantaż i wykorzystywanie. Niekoniecznie mamy ochotę być właśnie taką wersją samych siebie. Możemy być silne, mądre i piękne, nie musimy już wracać do kłamstw, nieodpowiedzialności, lekkomyślności bądź życia w lęku i niewolnictwie.
Udało Ci się. Uciekłaś. Wyczołgałaś się z pola bitwy, jesteś ciężko ranna i masz chyba gangrenę w nodze. No ale uratowałaś życie. Z początku przeżywasz euforię - radość, że dałaś radę, że potrafisz o siebie zawalczyć, że nie zgodziłaś się na poniewieranie, że rozpoznałaś wroga i potrafiłaś go pokonać. Później wracają złudzenia. Czy na pewno dobrze zrobiłaś, a może da się go wyleczyć, a może naprawdę jestem przewrażliwiona, a może poszli do lasu (proszę wyguglać stosowny dowcip o studni i Niemcach). Potem czytasz coraz więcej o zjawisku psychopatii - wypisz wymaluj, wszystko pasuje. Już nie masz ochoty wracać i "naprawiać związku", ale ogarnia Cię wściekłość i przerażenie. Jak on mógł, jak ja mogłam. Trwa to jakiś czas, międlisz w głowie te pytania, aż w końcu za którymś razem mówisz sobie: "no srak", trudno, jakoś widocznie mógł i ja też mogłam. Ale już nie mogę.
Zostawiasz przeszłość za sobą, już jej nie międlisz bez przerwy, ruszasz dalej. Obraz krzywdziciela powoli zaczyna zaczyna zacierać się w Twojej pamięci, emocje już Cię tak potwornie nie zżerają, zdrowiejesz. Cieszysz się momentami normalności tak, jakbyś ich nigdy wcześniej nie zaznała. Jara Cię spokojnie przespana noc, dobra kawa, ludzka życzliwość i nowa szminka. Wszystko przed Tobą, jesteś silną kobietą sukcesu i niestraszny Ci żaden wróg.
Myślisz, że tak już będzie zawsze, a tu jednak w pewnym momencie przychodzi KAC. Kac, jak to kac, ma objawy także fizyczne - boli Cię głowa, jest Ci słabo, śpisz bez przerwy, nic Ci się nie chce, najchętniej nie wychodziłabyś z domu już nigdy, drażni Cię hałas, ludzie, zwierzęta, rośliny, drobnoustroje, wszystko. Myślisz sobie: co jest, do cholery? Przecież jestem najsilniejszą kobietą świata, pokonałam wroga, pokonałam swoje słabości, a tu jakiś kolejny dół i nic mi w życiu nie smakuje? Skąd zatem kac?
Wydaje mi się, że źródeł może być tu kilka. Po pierwsze - organizm po takiej walce potrzebuje naprawdę długiego czasu, żeby się zregenerować. Z początku o tym wiesz i obchodzisz się z nim jak z jajkiem. Po pewnym czasie jednak, gdy tylko poczujesz się trochę lepiej, a Twoje myśli będą w stanie skupić się chwilę dłużej na czymś niezwiązanym z tematem psychopaty, zapragniesz "nadrobić" stracony czas, odzyskać normalność i siebie. Możesz wtedy zacząć imprezować ponad miarę, pracować na poczwórnych obrotach bądź nagle postanowić rzucić wszystko i otworzyć firmę / wyjść za mąż za poznanego dzień wcześniej Latynosa. Jeśli przegniesz z tempem "odzyskiwania siebie", możesz z powrotem wpaść w doła. Twoja psychika po tak traumatycznym doświadczeniu, jak związek z psychopatą, jeszcze długo będzie odzyskiwać równowagę. Za tym idą także reakcje ciała. Ono nadal potrzebuje łagodnego traktowania, choć pozornie czujesz się już lepiej i nudzi Cię już życie pensjonariusza zakładu dla chorych na płuca emerytów. Namawiam jednak do stopniowego rzucania się w "wir życia" - ze świadomością, że organizm rekonwalescenta nie jest w szczytowej fazie swojej odporności.
Inna przyczyna spadku formy wynika ze spojrzenia trzeźwym okiem na bilans zysków i strat. Te ostatnie potrafią potężnie przytłoczyć. Myślę, że także i tutaj warto dać sobie czas na "pozbieranie się", zaakceptowanie faktu, że spotkała Cię ogromna krzywda, ale zarazem uświadomienie sobie, że uniknęłaś jeszcze gorszego nieszczęścia - tkwienia w tym g... do końca swoich dni. To oznacza, że masz potężny potencjał, który z pewnością nie raz jeszcze w życiu wykorzystasz. Tylko na razie odpocznij. Nie warto rozpoczynać kolejnej bitwy tuż po wygraniu poprzedniej. Najpierw leczenie ran pajęczyną i niedźwiedzim tłuszczem oraz picie pokrzepiających rosołów.
Spadek formy to także przejaw frustracji spowodowanej koniecznością chwilowego życia na niższych obrotach. Jeśli zawsze byłaś bardzo aktywna, żywa, radosna, wszędzie było Cię pełno, a po nieprzespanej nocy potrafiłaś jeszcze ogarnąć audyt w firmie, a wieczorem pójść na imprezę, stan, w którym nigdy tak naprawdę nie jesteś wypoczęta, niewiele rzeczy Cię cieszy, wyglądasz na 100 lat, a czujesz się na 200, faktycznie może być nieprzyjemny. Zaakceptuj jednak, że on naprawdę jest przejściowy. Tyle że "przejściowy" nie oznacza: "do pozbycia się w dwa tygodnie". Traumę po psychopacie podobno leczy się około roku, a nawet dwóch. Oczywiście z czasem nie jest ona już tak intensywna, jak na początku, jednak warto wiedzieć, że nawet pół roku po rozstaniu jesteśmy jeszcze osobami chorymi (związek z psychopatą potrafi wywołać PTSD, czyli zespół stresu pourazowego - taki sam jak ten przeżywany przez weteranów wojennych) i wymagamy traktowania nas (choćby przez nas same) z większą łagodnością.
Ostatnia przyczyna kaca wiąże się z ostatecznym porzuceniem nałogu. Długi czas po zakończeniu związku spędzamy przecież na wertowaniu kolejnych publikacji o zjawisku psychopatii. Jest to oczywiście konieczne i musi potrwać nawet parę miesięcy. Kiedy zaczniemy mieć tego tematu powyżej uszu, a wieści o tym, co słychać u naszego "eksa" nie będą w nas wywoływać już emocji, oznacza to, że zamknęłyśmy kolejny etap zdrowienia. Paradoksalnie jednak, mogą nie towarzyszyć temu pozytywne objawy, ale możemy nagle zmierzyć się z nudą, spadkiem energii czy poczuciem pustki. Dlaczego? Ano dlatego, że w trakcie wertowania publikacji, wciąż znajdowałyśmy się w klimacie emocjonalnym, jaki towarzyszy związkowi z psycholem - czyli utrzymywałyśmy w organizmie stan podwyższonej adrenaliny, od której najprawdopodobniej jesteśmy uzależnione. Nieprzyjemne objawy odstawienia chwilę potrwają, ale także i one miną z czasem. Znajdziemy zdrowsze źródła adrenaliny - takie, które nie zagrażają naszemu zdrowiu i nie naruszają szacunku do samych siebie. Ale to jest proces, który musi trochę potrwać. Podstawowa zasada - konsekwencja. I dużo cierpliwości do siebie
Ucieczka od psychopaty to najważniejszy, ale dopiero pierwszy etap detoksu. Po zakończeniu związku, trzeba poradzić sobie jeszcze z niebagatelną traumą. Jak tego dokonać? Nie jest to proste, zważywszy na to, że psychopatyczny atak dotyka wszystkich sfer naszego życia - zdrowia, pracy, rodziny, przyjaźni, zainteresowań, emocji i najważniejsze - duszy. Zorientowanie się, że relacja, w którą zainwestowałyśmy całe serce i wszystkie siły, okazała się totalną fikcją, to koszmar, który prędzej czy później przeżywa każda z nas. Kiedy dotarło do mnie, że to był mentalny i emocjonalny gwałt, a nie żadne wielkie uczucie, ogarnęła mnie tak potężna fala depresji i wstrętu, że miałam ochotę szorować do kości każdy fragment skóry, którego kiedykolwiek dotknęła ta kreatura. Później dowiedziałam się, że identyczne reakcje są właściwe dla ofiar gwałtu. Paradoksalnie, wstręt do oprawcy przekłada się niestety na wstręt do siebie, co bardzo często skutkuje depresją - formą autoagresji. W skrajnych przypadkach ofiary gwałtu - fizycznego, ale też mentalnego - targają się niestety na swoje życie.
W jaki sposób przetrwać ten koszmar? Oprócz zerwania wszelkich więzi łączących nas z psychopatą (a także z osobami z jego otoczenia), wizyty u psychiatry (przy objawach depresji), zdobycia jak najszerszej wiedzy i stopniowego uporządkowania w głowie tego, co się stało, pomocne są także dwie niby-proste-i-oczywiste rzeczy: życzliwi ludzie i... ruch. Kontakt z ludźmi w fazie depresji jest niezwykle utrudniony, jesteśmy wówczas przecież jedną wielką raną i bólem. Na dodatek czujemy się zupełnie nieatrakcyjne towarzysko, a nie chcemy w kółko straszyć wszystkich smutną miną, podkrążonymi oczami i "nieprzysiadalnym nastrojem". Kolejna sprawa utrudniająca kontakt z ludźmi to trauma. Kiedy tak bliska relacja w naszym życiu okazała się jednym wielkim kłamstwem i złem, mamy poczucie, że nasz mózg i dusza zostały zalane jakimś totalnym gównem, na dodatek toksycznym. Wymiotujemy potem długo w sensie mentalnym, a na koniec czujemy... zupełną pustkę. I głód. Problem jednak w tym, iż boimy się sięgnąć ponownie po ładnie wyglądające jedzenie w obawie przed kolejnym zatruciem. Nasz żołądek jest z kolei nadwrażliwy i nie trawi już tak dobrze, jak kiedyś. Byle co mu szkodzi. A zatem - niezwykle łatwo nas zranić, przestraszyć, wyprowadzić z równowagi. Jesteśmy zupełnie nieodporne na stres. Wstydzimy się tego i izolujemy jeszcze bardziej. Izolacja potęguje z kolei głód i koło się zamyka.
Rozwiązanie? Aby wyjść na prostą, trzeba nawiązać kontakt z innymi ofiarami i w ten sposób znaleźć oparcie. Tak jak alkoholicy uczęszczający na meetingi AA budują swoją siłę, podobnie ofiarom psychopatów pomaga wymiana doświadczeń na forach i lektura blogów czy artykułów o tym zaburzeniu. Myślę, że warto również przełamać barierę wstydu i powiedzieć kilku zaufanym osobom o tym, czego się doświadczyło. Sporo osób jest w stanie wykazać się ogromną empatią i - co nie bez znaczenia - zagwarantować, iż jeśli eks znów będzie próbował szukać z nami kontaktu, natychmiast udzielą pomocy, także w sensie fizycznym.
To jeden wymiar radzenia sobie z traumą. Jest jeszcze inny, pozornie bardziej przyziemny, ale niezwykle istotny - jesteśmy przecież jednością psychofizyczną. Trauma - a doświadczają jej niemal wszystkie ofiary psychopatów - "zakorzenia się" w ciele. Peter Levine, autor książki "Obudźcie tygrysa. Leczenie traumy" uważa, że trauma to nierozładowana energia powstała w momencie zagrożenia życia i / lub zdrowia, która gromadzi się w ciele i - nie znajdując ujścia - niszczy nas od środka. Zrozumienie wszystkiego, co się z nami dzieje jest ogromnie ważne, jednak za aktywnością naszego umysłu (rozgrzanego do czerwoności przetwarzaniem traumy) musi pójść także aktywność fizyczna - inaczej nagromadzone napięcie przerodzi się w depresję. Uwaga - do ruchu nie należy zmuszać się w ostrej fazie depresji, kiedy naprawdę nie mamy siły nawet zrobić kanapki. Jeśli czujemy się tak fatalnie, szukajmy pomocy psychiatry. Kiedy zrobi nam się choć odrobinę lepiej, możemy stopniowo zacząć się ruszać - choćby wyjść na półgodzinny spacer. Jeśli nasz eks to stalker, wychodźmy zawsze w towarzystwie osób trzecich, najlepiej płci męskiej Jeśli nadal za bardzo się boimy - otwórzmy chociaż okno i poskaczmy w rytm ulubionej muzy. A jeśli nie mamy jeszcze siły skakać, to możemy dla uwolnienia nagromadzonego napięcia np. ENERGICZNIE POSPRZĄTAĆ Jak moja ulubiona Jennifer Lawrence w filmiku poniżej: