Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Kto komu bardziej szkodzi? Czy ci, którzy dają nadzieję, ze po zdradzie można dalej funkcjonować w swoim związku i że wybaczenie jest możliwe, czy ci, którzy nadzieje na dobre rozwiązanie odbierają.
Nieważne czy zdradzony, czy zdradzacz.
Szkodzi ten:
Kto jednego dnia - daje nadzieję, drugiego odbiera
Kto żyje sam - a nie daje drugiemu żyć samemu
Kto wymaga od drugiego - a nie od siebie
Kto - jest nieprzewidywalny i rozchwiany emocjonalnie
Wreszcie ten - kto nie ma odwagi, siły, pomysłu, by z tym skończyc
Jestem za daniem szansy z tego chociażby względu aby mieć czyste sumienie. Zrobiłam wszystko co mogłam, nie udało się trudno ,życie toczy się dalej.
Podobnie jak ja. Dlatego zastanowiłem się czy wybrałem słusznie a może trzeba było tak jak sugerują Ci którzy nie dają szansy. Gdzie jest nadużycie. Faktem jest, że każdy przypadek jest indywidualny.
Przepraszam Binko - masz racje, odeszłam od tematu, wycofuje się
Chyba jeszcze zbyt emocjonalnie podchodzę do tematu.
Nie umiem jeszcze prowadzić chłodnej psychoanalizy.
Sama to widzę.:adminpatrzy Prosze o napomnienia.
anula123 mysle,ze nie odeszlas, i bardzo ciekawie to wyjasnilas, sama uwazam,ze po fakcie najwazniejsze jest co sie z danym tematem zrobi, najpierw obchodzi nas nasz wlasny bol potem kogos kto nas krzywdzil(i ile w ogole, osobiscie mialam to w nosie)
Idac dalej tym torem-danie szansy uspokaja sumienie ale nie zaglusza instynktu, mysle,ze wazne jest z jakich powodow postepujemy tak a nie inaczej-czy dajemy szanse bo uwazamy ze tak jest slusznie, czy pod wpywem czyjejs namowy, czy manipulacji drugiej strony,czy moze ze strachu przed zmiana i przewroceniem calego zycia do gory nogami..i rowniez czy odchodzimy z tych samych powodow.
Mysle,ze dobrze jest pokazac dwie strony, co sie zreszta na portalu dziejeczasami w sposob nieoczekiwany dla samego zainteresowanego.Kazdy ma swoje sposoby, swoje utarte juz szlaki, na przejscie tej traumy.
Tezeuszu naduzyciem byloby postepowanie wbrew sobie, zawsze, niezaleznie od rad nalezy sie kierowac swoim wyborem.
Tezeuszu,
przeczytałem, ale w głowie mi się zakręciło jak ta lala
Literki mi jeszcze skaczą. Pytanie dla mnie jest nie trafione. Mało tego ma drugie dno, jaka decyzja po zdradzie jest właściwa?. Taki senior i ma wątpliwośći ? Dołek jakiś ? Same wątpliwości i nieprecyzyjne pytania. Próba ogarnięcia czy uogólnienia czegoś, co się chyba nie da na tym poziomie uogólnić.
Ale świetnie, że to poruszyłeś.
Odpowiedź chyba jest dość prosta. Najlepszą decyzją po zdradzie, jest ta, która jest dla nas najlepsza w danym momencie. Trzeba tylko mieć odpowiednie dane, obraz sytuacji, konsekwencji i świadomość traumy, która często paraliżuje lub zaburza myślenie.
Brakuje mi w tym rozważaniu definicji szkodnika. Sam jej nie jestem w stanie podać. Raz szkodnik jest szkodnikiem, raz nim nie jest, a nawet wręcz przeciwnie. I nie zależy to tylko od przypadku, ale chyba bardziej od odbiorcy, kogoś kto szuka pomocy.
Jeśli ktoś dostanie dwie skrajne przekonujące opinie, to w końcu się zastanowi nad istotą rzeczy, bo musi wypracować swoją, a o to chodzi.
Niekiedy od razu widać, że ktoś już podjął decyzję i nic tego nie zmieni. Ktoś, kto ma odmienne zdanie, też się przyda. Utwierdzi lub zasieje niepewność, wątpliwość.
Decyzję każdy musi podjąć sam, i dalej iść drogą taką na którą się zdecyduje. Dobrze, jak wcześniej się wie, z czym przyjdzie się zmierzyć.
Wszystko co mogą zrobić szkodniki dwojakiego rodzaju, to naświetlić i rozszerzyć obraz sytuacji. Bo to spada jak grom z jasnego nieba i często odbiera rozum i rzeczywisty obraz świata.
Jeśli ktoś już dokona wyboru, jedyne co można zrobić, to wesprzeć, jeśli widzi sie tego jakiś sens.
Nikt nie wie co będzie dalej i nie ma prawa mierzyć swoją miarką czy swojej niewiernej osoby. Zróznicowanie siła gatunku.
Są mechanizmy i podobieństwa, które w większości przypadków dają podstawy do jakiegoś prognozowania, ale są wyjątki, brak danych lub zła ocena sytuacji. Kilka fikołków już tu widziałem, gdzie akcja zmieniła się o 180 stopni. Jedna ze skrajnych frakcji szkodników wtedy czuje się zawiedziona.
Muszę odnieść się do Wolfi, Rbit i Sinead, choć to nie łatwe.
Mam tu poważne wątpliwości, czy mówicie o tym samym ?
Przypadek który podał Wolfi ,,2. Jeśli zdradził z głupoty, a nadal kocha i chce się poprawić, a nas ta zdrada boli, bo też kochamy, to dla kogo ta kara, dla nas? Dla niego? Czy wtedy jednak nie lepiej powalczyć o lepsze jutro?"
Problem w tym, że na ogół ciężko stwierdzić, czy ten ktoś kocha i na ile chce się poprawić ? Są tylko przesłnki prawdziwe lub udawane.
Możemy tylko rokować. Pewności nigdy nie będzie.
Wolfie dobrze to ujął, że brak wysiłku do oceny sytuacji, do jej zrozumienia, brak podjęcia ryzyka to ,,Przejaw egoizmu i skupienia się na własnym bólu, ucieczka z takiego związku mimo iż rokuje naprawę".
To urażona duma i koncentracja na własnym JA.
To oczywista ucieczka przed samym sobą, najprostrze co może być.
To skutek ogromnego zaniżenia wartości. Stąd bierze się pytanie: Jak on/ona mógł/mogła MI to zrobić. Tak wspaniałej osobie. To gwałt na naszej próżności. Powstaje pytanie, a może faktycznie nie tak wspaniałej.
Naturalny odruch, to odbicie w drugą stronę, odcięcie się od kogoś, kto wyrwał nam tak dobre mniemanie o sobie.
Myślę, że osoby o wcześniejszej wysokiej samooconie mogą tak mieć, zwłaszcza budowanej na partnerze.
Zniknęło źródło wspierania prózności, więc po co nam ono? Korzyści jakie czerpaliśmy sie skończyły. Teraz już w te bajki nie uwierzymy.
Potrzebujemy kogoś, kto doceni naszą wspaniałość i wyjątkowość itd, itd..
Pojawiają się myśli, że ktoś nas nie docenił, to straszną karą bedzie jak nasza wspaniała osoba nie będzie już zaszczycać swoją obecnością kogoś, kto tak nas potraktował. Czasami to kara, czasami nie.
Wolfi znów uderzył w 10.
,,Jastrzębiami w związku z tym są jednak ci, co mimo wszystko postanawiają walczyć, co na gruzach swoich uczuć, pomimo tego co się stało odbudowują to wszystko bo uważają że warto, to wymaga moim zdaniem znacznie więcej siły i zaparcia, niż zwykła ucieczka z nadzieją że kolejny partner będzie lepszy."
Dlaczego? Bo to najwieksza ofiara na świecie, z samego siebie. Z konstruktu, który wypracowaliśmy do tej pory, a nie pasuje. Nie stajemy się przez to gorsi. Poprostu inni, może nawet lepsi, jeszcze bardziej zdystansowani do świata i do siebie samych.
Też pokonuje się strach przed nieznanym, niepewność o wiele większą niż w życiu gdzie nie mamy danych i je dopiero zbieramy.
Jeśli ktoś nie lubi pracować nad sobą, to będzie nie wykonalne. Jest to ogromne życiowe wyzwanie.
No i teraz, jak się ma do tego odwaga czy tchórzostwo ?
Uciekając pokonuje się tylko strach przed nieznanym. To inne wyzwanie, łatwiejsze. Nie zmieniamy wizji świata, nie zmieniamy siebie, choć po części już nie jesteśmy tacy sami.
Przeskakujemy tylko na inną przepływającą łódkę z nadzieją, że nie zatonie, a tak naprawdę nic o niej nie wiedząc. Budując sobie tylko nasze wyobrażenie o niej. Oczywiście w starym schemacie, mając nadzieję, że tym razem zadziała.
Rbit pisze ,,zdradzeni też są różni. I ja wiem, że nie jestem w stanie wybaczyć zdrady. Nawet gdybym z taką osobą został, to czas nic nie zmieni, czy minie rok, 5 lat, 10 lat, 20 lat - ja tego nie zapomnę i nie przetrawię.......Zaręczam Ci, że nie życzyłbyś takiego życia nikomu, bo to byłoby piekło dla obu stron."
To wyzwanie, ewidentnie nie jest dla Rbita. Dobrze, że to wie. Wie, że nie przetrawi. Nie jest w stanie, nie potrafi. Poprostu. Chyba nawet nie próbuje.
Teraz trochę pojadę, hipotetycznie oczywiście, trochę naginając
Dlaczego ? bo nie ma kontroli nad swoimi emocjami, nawet nie próbuje jej mieć ? Bo i po co ?...Lepiej kogoś dostosować do siebie niż samemu się wysilać i walczyć z własną wizją świata......Hmmm.......Na forum też mu nerwy puszczają. Nie potrafi złapać dystansu do siebie. Lenistwo ? pewnie też, bo tak mu dobrze. Wszystko podporządkowane jedynej słusznej logice i poczuciu własnej nieomylności i przyjętym kiedyś założeniom. Jeszcze dochodzi upór i zaciętość w obronie siebie.
I jak ? Ma to jakiś sens ?
Jak mnie napadnie, to hipotezę potwierdzi No ciekawe.
Na to wszystko nakłada się jeszcze to co powiedziała Sinead.
Czy wszystko zależy od tego, czego człowiek sie boi lub na co ma odwagę? Bo ja wiem?. To chyba nie jest determinujące. Strach się przełamuje wiedząc dokąd się zmierza i czego tak naprawdę chce. Samoświadomość, pragnienia i realizacja marzeń chyba są mocniejsze.
Z pozycji kobiety Sinead może mieć rację.
Yorik, ale po co prowokujesz kolejną awanturę, po co mnie oceniasz? Chcesz wykazać, że jako wybaczający jesteś lepszy? Nie, nie jesteś - miej odwagę to przyznać - wybaczyłes ze strachu, strachu przed nowym, nieznanym. To ty nie masz kontroli nad swoimi emocjami, to tobą rządzi strach, tchórzostwo.
Post doklejony:
Cytat
Jak mnie napadnie, to hipotezę potwierdzi No ciekawe.
A jak nie odpowie, to też potwierdzi, co?
Post doklejony:
Aha, a co do mojego rzekomego nie trzymania nerwów na wodzy. Skąd wiesz, że nie trzymam, a może pewne rzeczy robię na spokojnie z premedytacją? No widzisz, akurat uważam, że z chamami rozmawia się po chamsku, bo inny język uznają za słabość i tym bardziej na ciebie wsiądą.
Więc lepiej opisuj zjawiska, a interpretację moich pobudek sobie daruj, bo mnie nie znasz, więc wiesz tyle co nic.
Zdradzeni dzielą się na;
--Tych,któzy nie próbowali ratowac związków,bo nie dostali takiej mozliwości
--Tych,którzy nie próbowali,bo nie chcieli
--Tych,którzy próbowali i im nie wyszło
--Tych ,którzy próbowali i im się udało
Cztery grupy.Wszystkie mają jedną wspólną cechę-Kochają.
Podejmują decyzje,albp zostają zmuszeni do zaakceptowania decyzji kogos innego,kochając.To pierwszy szok.
Chociaz każda decyzja jest inna,to jest dobra,przynajmniej w momencie,w którym zostaje podjęta.
Tylko nieliczni w takim momencie potrafią myśleć na zimno,kalkulować.Tu bym się zastanowiłą,czy oby na pewno kochaja,bo jakos miłośc z kalkulacją przynajmniej dla mnie,nie idzie w parze.
Ci,którzy,kierują się tylko uczuciem,wielokrotnie tej decyzji po latach żałują(są tu użytkownicy,którzy juz raz ,albo dwa ratowali swoje związki,po latach spotyka ich znowu to samo),ale są tez tacy,któzy dają innym nadzieję,udaje im się.
Ja nie móię osobiści Ratownie,to raczej budownie związku,z człowiekiem,któzy od poczatku nie ma kredytu zaufania i musi sobie tto zaufanie wypracować.Pytanie tylko,czy potrafi .Związek po zdradzie to inny związek,nic juz nie jest takie samo.Szczęśliwi Ci,któzy potrafia tak wybaczać,żeby nie sięgac pamięcią wstecz i nie zastanawiać sie nad każdym spóznieniem partnera.
Wiem,że na początku ,po zdradzie,w tym najgorszym momencie życia,nieiwiele do zdradzonego dociera.Nawet gdybyśmy mówili mądrości wszystkich autorytetów świata to i tak one nic nie dają.Najbardziej chyba docierają posty,w któych pisze się na własnym przykładzie.Mnie te najbardziej pomogły.
Dzisiaj,po ponad dwóch latach,kiedy nie jestem juz tutaj,aby sięgać po pomoc,wiem,że gdybym trafiła tu od razu,udałoby mi się uratować moje małżenstwo.Wiem też,że nie potrafiłabym żyć z kimś,po tym ,co dzisiaj wiem.Czasem jest tak,że fakty,dochodzą do nas długo po podjętej decyzji,a zmiana jej,jest jeszcze gorsza niż samo podjęcie.To moment,w którym juz na tyle staje się na nogi,że przynajm niej do głosu dochodzą inne argumenty,oprócz uczucia.Zaczyna się myśleć.I weryfikowanie wcześniejszych postanowien,jest jeszcze gorsze.
Dzisiaj pewnie tkwiłabym w związku,pozornie uratowanym,uśmiechałabym się ładnie do świata,dzieci by się cieszyły,forsa nadal płynęła,a ja udawałabym,że wszystko jest dobrze.
Mój gad wiedział,zawsze to mówiłam,że zdrady nie potrafię wybaczyć,to jedna ,jedyna rzecz,któej nie potrafię wybaczyć,bo nie wyobrażam sobie,żebym mogła się dzielić z kimś obcym swoim mężem.
Dopóki kochałam,nie umiałam wybaczyć.Teraz jest inaczej.Minęłą zima,wiosna,jest lato,a ja mówię normalnie o wybaczeniu,co prawda samej zdrady(nie wszystkich pokrewnych wydarzen),ale móię.
Tylko,co mi z tego?
Tezeusz;
ja robiłam wszystko,żeby ratować swoje małżenstwo,wszystko,na co pozwalało mi zdrowie.Mnie się nie udało.
Wiem też,że nawet gdyby się udało,to żyłąbym w strachu,a to najgorsze chyba z uczuć.
Strach się przełąmuje,to prawda,ale zanim się to zrobi,tkwi się w nim często wiele lat.
Jestem pełna podziwu dla tych,którzy POTRAFIĄ wybaczyć i żyć w tym samym związku.Zawsze będę im kibicować.
A wszystkie nasze doświadczenia,te poparte łzami,paczkami fajek wypalonych w nocy,bezsennością,stresem ,głuchym krzykiem-są pomocne innym,nie szkodzą,pozwalają czerpać nadzieję na szczęście.Bez względu na to,czy jest to szczęscie z tym samym partnerem.
Bo chyba najważniejsze na świecie jest byc szczęsliwym i nauczyć się tego dla samego siebie.Bo szczęścia kobiecie nie zagwarantuje żaden mężczyzna w 100% i mężczyznie,żadna kobieta.
Partner -to tylko dopełnienie,to ten ostani klocek w układance .
Chyba nigdy Człowiek nie podniesie się po zdradzie,jeżeli nie będzie szczęśliwy z samym sobą.
Nikt tu nikomu nie szkodzi,a każda historia ma swoje drugie dno i opowiada tylko jeden fragment naszego życia.
Yorik oczywiście że trudno stwierdzić co będzie, ale tak samo trudno stwierdzić, czy nowy partner/ka nie zrobi tego samego co poprzedni. Jak to mówią "jest ryzyko, jest zabawa".
Można jedynie domniemywać, że jeśli nasz wybór ratowania związku był słuszny, to ten kto już raz zdradził i przeszedł przez stan rekonwalescencji związku, ponownie tego nie uczyni. Ale to też jedynie założenie, które niekoniecznie musi się sprawdzić.
W życiu trzeba być jak kaczka, nad wodą niby nic, a pod woda nóżki pracują.
No to sie pomyliłem, jednak nie dasz się sprowokować.
Trudno. Może innym razem
PS. Sorry, Rbit, tak sobie sprawdziłem czy masz dystansik, bo się przypadkowo nawinąłeś, a czułem , że z tobą tak mogę. Nie załamiesz się i nie popełnisz samobójstwa.
No dobra, przyznaję, wybaczyłem ze strachu przed nową, nieznaną, która mogłaby być jeszcze gorsza. Musiałbym przetestować ich trochę, a jestem na to zbyt leniwy. Szkoda mi czasu na jakieś tam podrywy, przymilanie się, udowadnianie, że mi zależy, że jestem księciem z bajki itd..
Niechcący, chyba mnie rozgryzłeś
Yorik oczywiście że trudno stwierdzić co będzie, ale tak samo trudno stwierdzić, czy nowy partner/ka nie zrobi tego samego co poprzedni. Jak to mówią "jest ryzyko, jest zabawa".
Jasne, że tak. Są rózne przypadki, ale mówiąc o tym nr 2, myślę, że ucieczka, to takie lekkie oszukanie siebie założeniem, które w nowym
związku łatwiej nam przyjąć, bo niby nie ma balastu.
Kto prędzej się poparzy ? Ten kto nie ma świadomości co będzie dalej, że będą bąbelki lub coś więcej, czy ten co już skakał z bąblami ciesząc się potem, że mu łapki nie amputowali ?
Niektórzy jednak uczą się na błędach, jeśli coś tam pod czaszką istnieje. Uświadomienie wagi podejmowanych decyzji to podstawa. Już odpada wersja, że się nie wiedziało, nie chciało itd..Ci bez świadomości prędzej pójdą schematem, że jakoś to będzie.
Jeśli się trafi egzemplarz, który nie panuje nad emocjami mimo świadomości, to przynajmniej będzie wiadomo co jest wart.
Główny problem w ratowaniu takiego związku niestety najczęściej leży po stronie zdradzonej .
Teoretycznie to w takiej sytuacji najlepiej jak osoba zdradzona jest silna, konkretna, zdecydowana, jasno określi reguły gry, za co będzie czerwona kartka, wie czego chce, nie rozczula się nad sobą i nie pozwoli, aby gangrena zniszczyła jeszcze to co zostało. Wtedy ma to sens. Niestety generalnie jesteśmy słabi, a w takich sytuacjach to najbardziej wychodzi na światło dzienne. Wtedy ucieczka z nadzieją na lepsze jutro, to jedyna opcja, która została. Tak myślę.
Tym co uciekli przed tak dużym wyzwaniem ciężko to zrozumieć, a co dopiero przerobić i przełknąć.
Jeszcze inaczej to widzą ci, którzy próbowali, a się zawiedli. Wtedy to zrozumiałe, że ,,Samiec twój wróg", mimo, że to nie obiektywne.
:niemoc
Post doklejony:
Wolfi,
Cytat
Oj Yorik Yorik, uważaj bo dostaniesz bana
A czym jest BANAN, w porównaniu z tym jak Rbit zechciałby po mnie pojechać. Jak ktoś czasami niechcący prawdę powie, to dopiero boli
Yorik napisał/a:
Przypadek który podał Wolfi ,,2. Jeśli zdradził z głupoty, a nadal kocha i chce się poprawić, a nas ta zdrada boli, bo też kochamy, to dla kogo ta kara, dla nas? Dla niego? Czy wtedy jednak nie lepiej powalczyć o lepsze jutro?"
Problem w tym, że na ogół ciężko stwierdzić, czy ten ktoś kocha i na ile chce się poprawić ? Są tylko przesłnki prawdziwe lub udawane.
Możemy tylko rokować. Pewności nigdy nie będzie.
Wolfie dobrze to ujął, że brak wysiłku do oceny sytuacji, do jej zrozumienia, brak podjęcia ryzyka to ,,Przejaw egoizmu i skupienia się na własnym bólu, ucieczka z takiego związku mimo iż rokuje naprawę".
To urażona duma i koncentracja na własnym JA.
To oczywista ucieczka przed samym sobą, najprostrze co może być.
To skutek ogromnego zaniżenia wartości. Stąd bierze się pytanie: Jak on/ona mógł/mogła MI to zrobić. Tak wspaniałej osobie. To gwałt na naszej próżności. Powstaje pytanie, a może faktycznie nie tak wspaniałej.
Naturalny odruch, to odbicie w drugą stronę, odcięcie się od kogoś, kto wyrwał nam tak dobre mniemanie o sobie.
Myślę, że osoby o wcześniejszej wysokiej samooconie mogą tak mieć, zwłaszcza budowanej na partnerze.
Zniknęło źródło wspierania prózności, więc po co nam ono? Korzyści jakie czerpaliśmy sie skończyły. Teraz już w te bajki nie uwierzymy.
Potrzebujemy kogoś, kto doceni naszą wspaniałość i wyjątkowość itd, itd..
Pojawiają się myśli, że ktoś nas nie docenił, to straszną karą bedzie jak nasza wspaniała osoba nie będzie już zaszczycać swoją obecnością kogoś, kto tak nas potraktował. Czasami to kara, czasami nie.
Jak bardzo jest mi to bliskie moim poglądom, żeby nie rzec że mam identyczne zdanie w tym temacie.
Cytat
Wolfi znów uderzył w 10.
,,Jastrzębiami w związku z tym są jednak ci, co mimo wszystko postanawiają walczyć, co na gruzach swoich uczuć, pomimo tego co się stało odbudowują to wszystko bo uważają że warto, to wymaga moim zdaniem znacznie więcej siły i zaparcia, niż zwykła ucieczka z nadzieją że kolejny partner będzie lepszy."
Dlaczego? Bo to najwieksza ofiara na świecie, z samego siebie. Z konstruktu, który wypracowaliśmy do tej pory, a nie pasuje. Nie stajemy się przez to gorsi. Poprostu inni, może nawet lepsi, jeszcze bardziej zdystansowani do świata i do siebie samych.
Też pokonuje się strach przed nieznanym, niepewność o wiele większą niż w życiu gdzie nie mamy danych i je dopiero zbieramy.
Jeśli ktoś nie lubi pracować nad sobą, to będzie nie wykonalne. Jest to ogromne życiowe wyzwanie.
I również uważam, że to strzał w 10. Musiałam (chciałam) wykonać masę pracy nad sobą by być w tym miejscu co jestem. Jest to ogromne życiowe wyzwanie- ale wykonalne jeżeli się bardzo się tego chce. Pokonałam swoje słabości, swoje przyzwyczajenia. Zrobiłam coś co podniosło mi jakos życia we dwoje.
Cytat
Bacello napisał/a:
Szczęśliwi Ci,któzy potrafia tak wybaczać,żeby nie sięgac pamięcią wstecz i nie zastanawiać sie nad każdym spóznieniem partnera.
Tak jestem szczęśliwa . To jest to szczęście, w które cieżko wielu uwierzyć.
Post doklejony:
Cytat
Yorik napisał/a:
(...) Główny problem w ratowaniu takiego związku niestety najczęściej leży po stronie zdradzonej .
Teoretycznie to w takiej sytuacji najlepiej jak osoba zdradzona jest silna, konkretna, zdecydowana, jasno określi reguły gry, za co będzie czerwona kartka, wie czego chce, nie rozczula się nad sobą i nie pozwoli, aby gangrena zniszczyła jeszcze to co zostało. Wtedy ma to sens. Niestety generalnie jesteśmy słabi, a w takich sytuacjach to najbardziej wychodzi na światło dzienne. Wtedy ucieczka z nadzieją na lepsze jutro, to jedyna opcja, która została. Tak myślę.
Zawsze uważałam, że jeste silną kobietą, ale że aż tak silną to się nie spodziewałam
Cytat
Tym co uciekli przed tak dużym wyzwaniem ciężko to zrozumieć, a co dopiero przerobić i przełknąć.
Tak dlatego przestałam już tłumaczyć - mało kto mnie rozumie, ale to nic dalej żyje pełnią życia .
Edytowane przez niezapominajka dnia 06.07.2012 12:14:27
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
To ja osmiele sie zapytac odwrotnie- kto komu bardziej pomaga?
Ten , ktory uspokaja, glaszcze i przytula, czy ten ktory rozbiera wszystko na czesci pierwsze, analizuje i wywleka z zimna logika, czy w koncu ten ktory potrzasnie emocjonalnie?
A moze ten, ktory wskazuje palcem na mozliwosci i pokazuje mozliwe wybory?
I czy nasza pomoc nie jest tez pomaganiem sobie, bo przeciez poprzez zrozumienie innych dochodzimy czesto do samych siebie...
<<Czy wszystko zależy od tego, czego człowiek sie boi lub na co ma odwagę?>>>
Yorik , nie, nie wszystko, wszystko zalezy od naszych wyborow
Sinead, to kolejne pytanie na które nie ma odpowiedzi.
Pomaga ten kto potrafi każdą z tych możliwości zastosować w odpowiednim, właściwym momencie.
Szkodzi ten, kto stosuje te samem metody dla każdego przypadku lub bez zastanowienia w niewłaściwym momencie.
Dlatego pisałem niejednokrotnie, że na tym forum w szczególności trzeba czytać między wierszami, zastanawiać się w jakim stanie jest piszący, dopytać, uściślać, a dopiero potem krzyczeć, ganić, lub głaskać , pomagać.
"Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane" i wiele w tym racji, czasem nieumiejętna pomoc, może więcej zaszkodzić niż pomóc.
W życiu trzeba być jak kaczka, nad wodą niby nic, a pod woda nóżki pracują.
Uwazam,ze jest w tym co piszesz sporo racji, jednak kazdy pomaga na miare swoich mozliwosci i swojego stanu w jakim sie akurat znajduje,czasami obiektywizm jest nieosiagalny
niektore sytuacje sa analogiczne, faktem jest,ze odruchowo jesli znajdziemy podobienstwa w ktorejs z nich-porownujemy do siebie i tego jak sami postapilismy... niektore patenty sa uniwersalne, inne skrajne i nie dla wszystkich..ale prawda jest taka-ze kazdy sam wybiera, i ta samotnosc jest ta zmora,z ktora kazdy z nas na jakims tam etapie musial sie zmierzyc...
Yorik napisał/a:
Rbit, Łaaaał, jestem pod wrażeniem
No to sie pomyliłem, jednak nie dasz się sprowokować.
Trudno. Może innym razem
Zwracam szanownej moderacji uwagę, że kol. Yorik przyznaje się w tym miejscu do celowego prowokowania awantur na forum, co jest typową cechą trolla (prowokowanie oczywiście, a nie przyznawanie )
Jeśli obiektywizm jest nieosiągalny, to taki ktoś nie powinien starać się nikomu pomagać, bo może zaszkodzić.
W jeśli ktoś chce zostać psychoanalitykiem, to nie wystarczy skończyć z sukcesem studiów, musi przejść własną psychoanalizę. Właśnie po to, aby swoimi działaniami, jakimiś "demonami" które w nim samym siedzą, nie skrzywdzić człowieka który przyjdzie do niego po pomoc.
Owszem, każdy sam wybiera na podstawie zebranych informacji, problem jest w tym że wiele osób które tu przychodzą szuka gotowych rozwiązań, jest podatnych na sugestie, więc pośrednio o ich decyzjach, decydują ludzie którzy im tu piszą rozmaite rady. Dlatego trzeba być bardzo wyważonym i ostrożnym w dawaniu takich rad, bo mogą mieć skutek odwrotny od zamierzonego.
W życiu trzeba być jak kaczka, nad wodą niby nic, a pod woda nóżki pracują.
wolfie napisał/a:
Jeśli obiektywizm jest nieosiągalny, to taki ktoś nie powinien starać się nikomu pomagać, bo może zaszkodzić.
W jeśli ktoś chce zostać psychoanalitykiem, to nie wystarczy skończyć z sukcesem studiów, musi przejść własną psychoanalizę. Właśnie po to, aby swoimi działaniami, jakimiś "demonami" które w nim samym siedzą, nie skrzywdzić człowieka który przyjdzie do niego po pomoc.
Owszem, każdy sam wybiera na podstawie zebranych informacji, problem jest w tym że wiele osób które tu przychodzą szuka gotowych rozwiązań, jest podatnych na sugestie, więc pośrednio o ich decyzjach, decydują ludzie którzy im tu piszą rozmaite rady. Dlatego trzeba być bardzo wyważonym i ostrożnym w dawaniu takich rad, bo mogą mieć skutek odwrotny od zamierzonego.
Amen
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."