Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia
oraz ludzkie cechy - takie jak:
dobry humor, smutek, mądrość, duma;
a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie.
Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę.
Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu
- miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności.
Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąźć!
Na moim statku wszystko jest uporządkowane,
a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej lódce podpłynal Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam.
- Odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony,
że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.
Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...
Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze soba ! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia,
że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.
Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec.
Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. - Odpowiedziała Wiedza.
- Czas ? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł ?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.
- Odrzekła Wiedza.
Jutro moja Mama skonczylaby 88 lat(1924),ale juz od dawna jest po drugiej,lepszej stronie...
I w zwiazku z tym,przypomniala mi sie kiedys uslyszana opowiesc.
Odnalazlem ja dla Was "portalowe" Drogie Mamy
Pewnego razu bylo dziecko gotowe,zeby sie urodzic.
Ktoregos dnia zapytalo Boga:
-Mowia,ze chcesz mnie jutro poslac na ziemie,ale jak mam tam zyc,skoro jestem takie male i bezbronne?
-Spomiedzy wielu aniolow,wybiore jednego dla Ciebie.
On bedzie na Ciebie czekal i zaopiekuje sie toba.
-Ale powiedz mi,tu w Niebie nie robilem nic innego,tylko spiewalem i usmiechalem sie,to mi wystarczalo by byc szczesliwym.
-Twoj aniol bedzie Ci spiewal i bedzie sie takze usmiechal do Ciebie kazdego dnia.
I bedziesz czul jego anielska milosc i bedziesz szczesliwy.
-A jak bede rozumial,kiedy ludzie beda do mnie mowic,jesli nie znam jezyka,ktorym posluguja sie ludzie?
-Twoj aniol powie Ci wiecej pieknych i slodkich snow,niz kiedykolwiek slyszales i z wielka cierpliwoscia i troska,bedzie uczyl Cie mowic.
-A co zrobie,kiedy bede chcial porozmawiac z Toba?
-Twoj aniol zlozy twoje rece i nauczy Cie modlic.
-Slyszalem,ze na ziemi sa tez zli ludzie...kto mnie ochroni?
Spokojnie dziewczyny,nie placzcie,bo jak kilka kobiet naraz placze,to na deszcze sie zbierze
A jak przymarznie ta sniezna koldra,to juz z domow nie wyjdziemy
niezapominajko, to czy marzenia się spełniają ,a bajki stają się realne- zależy tylko od nas..żaden inny człowiek nie ma z tym nic wspólnego:tak_trzymaj..wszystko w Twojej głowie!
It's times like these I learn to live again;
it's times like these I give and give again;
it's times like these I learn to love again
-za otrzymanie dwukrotnie najlepszego stopnia:10 zlotych;
-za wyrzucanie smieci co wieczor:7 zlotych;
Razem: 48 zlotych;
Mama spojrzala czule na synka.
Jej umysl byl pelen wspomnien.
Wziela dlugopis i na drugiej stronie kartki napisala:
-za noszenie ciebie w lonie przez 9 miesiecy:0 zlotych;
-za wszystkie noce spedzone przy twoim lozku,gdy byles chory:0 zlotych;
-za te wszystkie chwile pocieszenia,gdy byles smutny:0 zlotych;
-za wszystkie twoje osuszone lzy:0 zlotych;
-za kazdy obejrzany mecz pilkarski,zamiast ulubionego serialu:0 zlotych;
-za to wszystko czego ciebie nauczylam,dzien po dniu:0 zlotych;
-za wszystkie sniadania,obiady,kolacje,podwieczzorki i sniadania do szkoly:0 zlotych;
-za zycie,ktore ci daje kazdego dnia:0 zlotych;
Razem:0 zlotych;
Gdy skonczyla usmiechajac sie,podala kartke synowi.
Ten przeczytal co napisala.
Odwrocil kartke i na swoim rachunku,z blyszczacymi od lez oczyma napisal:
Zaplacone;
Po czym chwycil Mame za szyje i obsypal ja pocalunkami.
Gdy w milosci pojawiaja sie rachunki,wszystko sie konczy.
Milosc albo jest bezinteresowna,albo nie istnieje.
ThisIsMe napisał/a: niezapominajko, to czy marzenia się spełniają ,a bajki stają się realne- zależy tylko od nas..żaden inny człowiek nie ma z tym nic wspólnego:tak_trzymaj..wszystko w Twojej głowie!
Nie do końca tak jest- owszem wszystko jest w mojej głowie, ale są rzeczy które mimo pozytywnych myśli mogą zwieść. I to nie z mojego powodu, a błędu jaki uczynili. Wobec tego jestem bezradna nawet marząc o realizacji marzeń i by bajki stały się realne.
" Myślisz że cierpisz... tak naprawdę walczysz o szczęście..."
Płaczę, ryczę, kurcze blade a co będzie jak nie dam rady, ależ mnie dopadło, już od godziny , dwóch, zaczęłam mysleć o gadzie pozytywnie, wspominac co było dobrego, chcialam do was, ale nie miałam połączenia z internetem, ale jest, juz jest. Siedzę samiusienka w domu, mam urlop, siedzę i myslę, wstaje tak późno jak to mozliwe, spac nie mogę ale w łózku jest bezpieczniej, do 15,16 cos tam sobie wymyślam ale później jest strasznie, po ostatniej sobocie mam niesmak, żal mi gada, to znów jestem wściekła, żal mi siebie, boję sie, to znów myslę że dam radę.I gdyby nie to że jest mama, i córka i siostra i brat i Wy to nie wiem co.
Było sobie królestwo, w którym rządził mądry i uwielbiany przez poddanych król.
Król miał marzenie wybudowania pięknego pałacu, do którego będą przychodzili ludzie, by spędzać z nim czas na ucztach i zabawach. Rozpoczął budowę śniąc o jego wielkości i wspaniałości. Wizja pałacu była ciągle w jego głowie, co jakiś czas się zmieniała, nigdy nie powstał plan, który dawałby pojęcie o kreowanej przez króla przestrzeni. Był wielkim kreatorem, najlepiej przecież wiedział czego potrzebuje, a może raczej wiedział co aktualnie mu się podoba. Wystarczyła jedna wyprawa do innego kraju by wrócił z głową pełną pomysłów na przebudowę komnat, na zmianę wielkości okien, dekoracji, kwiatów w pałacowym ogrodzie. Każdy kolejny nowy kawałek wydawał mu się znacznie piękniejszy od poprzedniego ale nigdy dość doskonały by się nim ucieszyć. Potrzebował kolejnych inspiracji, kolejnych wypraw, spotkań, wyjazdów i powrotów...
Na pytanie dlaczego budowa trwa tak długo odpowiadał zawsze, że szuka czegoś doskonałego, co spowoduje, że poczuje się w pałacu wystarczająco dobrze, by się w nim zatrzymać na dłużej. Nie umiał nazwać czego szuka, ale wiedział, że na pewno to znajdzie, dlatego musiał wyjeżdżać. Ciągle był w podróży - w poszukiwaniu inspiracji, nowości, ekscytujących wielobarwnością obrazów.
Po jakimś czasie stwierdził, że nie za bardzo lubi wracać pałacu, ponieważ towarzyszyło mu tam poczucie jakiegoś braku, czy niedoskonałości, której nie lubił, a która dawała dziwne poczucie kłucia pod sercem. Nie mógł tam nikogo zaprosić, ponieważ nie było tam jeszcze wystarczająco dobrego miejsca dla gości, więc pięknie zdobione komnaty wionęły pustką i dzwoniącą w uszach ciszą.
Czasami było mu przykro, bo ludzie nie rozumieli jego geniuszu tworzenia, było mu z tym bardzo źle, bo przecież budował pałac dla nich, chciał tylko żeby cierpliwie zaczekali aż będzie gotowy. Jedyną osobą, która go rozumiała był jego architekt - dopingował go w jego zmianach, przebudowywał pałac z ogromną pasją godną najlepszego przyjaciela! Nigdy mu się nie przeciwstawiał. Ciągle mu towarzyszył, nawet w odległych wyprawach po nowe meble i sprzęty niezbędne do przygotowania kolejnych komnat - prawdziwy przyjaciel, pełen poświęcenia i zrozumienia. Zgadzał się na wszystkie nowe koncepcje i z zapałem zabierał się do kolejnych poprawek i przebudów wielkiego pałacu. Nigdy nie zadawał tych wrednych pytań: Kiedy skończysz budowę? Kiedy zamieszkasz w nowym pałacu? Dlaczego to tak długo trwa? Zawsze z uśmiechem przyjmował kolejną zmianę. Godził się na wszystko czego życzył sobie król, ale w duchu myślał, że wszystko i tak zrobiłby po swojemu. Powoli stał się cieniem zamiast być przyjacielem...
Jedyne trudne pytanie, które go dotknęło i poruszyło zostało zadane przez syna ogrodnika:
Dlaczego nie zatrzymujesz się w pałacu na dłużej skoro jest on Twoim domem? - zapytało pewnego dnia dziecko, przynosząc naręcze świeżych kwiatów do sali koronacyjnej.
To słowo "dom" zabrzmiało jakoś mocno w jego głowie, ale szybko odgonił myślenie o nim usprawiedliwiając przed sobą i dzieckiem nieobecność tym, że przecież pałac był w ciągłej budowie. Przecież architekt opiekował się pałacem, "a może nawet go trochę na swój sposób kreował? - pomyślał pewnego dnia król, ale szybko odgonił tę myśl - przecież tylko realizował jego twórcze wizje, które jak rozsypane klocki pojawiały się dzięki kolejnym inspiracjom.
Król lubił przestrzeń, pałac mu jej nie dawał, ogród był za mały, wyprawy niosły ze sobą spotkania z ludźmi, którzy zaczęli go trochę męczyć, więc coraz częściej wymykał się samotnie w miejsca dzikiej przyrody. Tu czuł się wolny, nikt nie zadawał trudnych pytań, nikt niczego nie chciał, nie musiał spełniać niczyich próśb. Zastanawiał się, dlaczego ludzie go męczą, było to ważne pytanie, bo przecież dla nich i spotkań z nimi budował swój piękny pałac. Podczas jednego ze spacerów odkrył, że to czego nie lubi w ludziach to to, że jak zaczyna być z nimi blisko, to oni czegoś od niego chcą, a to przecież ogranicza jego wolność!
Jak oni śmią, przecież król ma prawo decydować o sobie, o tym co robi, z kim spędza czas i jakie decyzje podejmuje!
Bycie z ludźmi wiązało się z zależnością, z zobowiązaniami, z pamiętaniem o tym, co dla nich ważne, a przecież królowie tego nie robią, po to są władcami by być niezależnymi od potrzeb innych ludzi!
Podczas jednej z wypraw w lesie zobaczył mały domek, z którego okien biło ciepłe światło, słychać było śmiech dzieci i rozmawiających ze sobą dorosłych. Ostatnie kilka dni spędził sam, więc zatęsknił trochę za towarzystwem ludzi, lubił opowiadać i lubił słuchać mądrości innych. Głosów wydawało się być jednak za dużo jak na taki mały domek! Jak to możliwe, żeby w takiej przestrzeni pomieścić tylu ludzi? Rozejrzał się i zobaczył, że w oddali nadchodzili kolejni z prezentami w rękach.
Uff, to po prostu czyjeś urodziny - pomyślał król - więc liczba ludzi jest uzasadniona.
Nie miał ochoty na świętowanie urodzin - przestarzały zwyczaj i ludzie są skoncentrowani na osobie obchodzącej urodziny, więc nic ciekawego nie czeka go na takim przyjęciu. Już miał odejść, gdy ze zdumieniem zauważył, że ludzie wychodząc z tego domu także nieśli ze sobą w rękach prezenty. Nowości było już za dużo, postanowił się temu przyjrzeć. Zapytał czyj to dom i w odpowiedzi usłyszał, że to dom wróżki.
Opowieści starych babek - pomyślał z lekkim szyderstwem - Muszą tu przychodzić naiwni ludzie, szukający pocieszenia w bajkach o dobrych ludziach i spełniających się marzeniach.
Wszedł do środka i zobaczył, że ludzie wchodząc zostawiają prezenty w różnych miejscach, spotykają się ze sobą nawzajem, niekoniecznie nawet witają się czy rozmawiają z wróżką. Ale było to przyjemne miejsce, ciepłe, spokojne, jakieś dziwnie bezpieczne, chociaż dom był mały i w sumie bardzo pospolicie urządzony w środku. Spodziewał się spotkać jakąś miłą staruszkę, jednak zobaczył ładną uśmiechniętą kobietę w zwiewnej kolorowej sukience o twarzy, na której uśmiech zdawał się być stałym gościem. Szeroki uśmiech powodował dziwną lekkość w byciu w tym miejscu. Kiedy ktoś chciał już wychodzić wróżka na odchodne pytała:
Czy znalazłeś odpowiedź na swoje pytanie? Może zechciałbyś zabrać coś, co będzie ci o niej przypominać?
Śmieszne - pomyślał król -To wróżka nie używa magicznej rożdżki, ani zaklęć tylko pomaga szukać odpowiedzi? I na dodatek pozwala zabierać swoje prezenty?
Wtedy go olśniło, że ci ludzie nie przynoszą prezentów dla niej tylko dla siebie nawzajem i to tworzyło magię tego miejsca - ludzie dawali i brali od siebie nawzajem. Zupełnie tego nie rozumiał, wtedy ona podeszła i zapytała, czy chciałby coś wziąć dla siebie. Rozejrzał się po pokoju.
Nic nie przyniosłem, więc nic nie mogę wziąć - powiedział hardo podnosząc głowę.
Nie musisz nic dawać, żeby coś wziąć, wystarczy, że jesteś - powiedziała z uśmiechem.
Nie jestem żebrakiem, jestem królem i niczego nie potrzebuję. Chyba nie wiesz kim jestem.
W takim razie pokaż mi kim jesteś, jak żyjesz i co jest dla ciebie ważne.
Dobrze, zapraszam cię do mojego pałacu, nie jest co prawda jeszcze gotowy na przyjmowanie gości, ale mogę ci go pokazać. Może czegoś się nauczysz w kwestii urządzania domów, ten twój jest mały i strasznie pospolity, powinnaś nauczyć się korzystać z wielu rzeczy. Pamiętaj tylko, że nie mogę zaprosić cię na dłużej, tylko na chwilę, na spacer po pałacu, ponieważ nie jest on jeszcze skończony.
Oprowadzanie po pałacu okazało się być prawdziwą przyjemnością dla niego, chociaż rzadko to wcześniej robił. Nie chciał go pokazywać, żeby ludzie nie widzieli różnych niedoskonałości, które ciągle wymagały poprawy, obawiał się, że mogą coś skrytykować. Ona robiła wrażenie zgadzającej się na wszystko co ludzie do niej przynosili więc wydawała się być niegroźna. Z jakimś dziwnym uwielbieniem patrzyła, kiedy opowiadał, Poza tym była bardzo zajętą ludzkimi sprawami wróżką, więc na pewno przyjdzie tylko na chwilę i potem sobie pójdzie, a on będzie mógł jej pokazać jak mogłaby żyć gdyby tylko chciała, to będzie jego prezent dla niej, kto wie, może nawet podaruje jej jakiś mebel, jeśli uzna, że pasuje do jej małego domku.
Podobał mu się jej uśmiech i to z jakim zachwytem przyjmowała prezenty, które przynosili do jej domu zwykli ludzie. Wiedział, że przepychem pałacu przyćmi jej mały domek i wywoła zachwyt na twarzy. Rozpoczęli spacer po komnatach zamku. Opowiadał o meblach które kupił, kilimach przywiezionych z dalekich krain, kamieniach, które tworzyły mozaiki na podłodze. Wydawało mu się, że idzie w określonym kierunku, ponieważ znał to miejsce, sam je tworzył, zmieniał, poprawiał. W miarę wędrówki coraz więcej było przedmiotów, a coraz mniej jasności, w której części pałacu się znajdują. Zaczął się obawiać, że może nie wystarczyć dnia na obejście całego pałacu i wtedy będzie musiał się nią jakoś zaopiekować, a przecież nie było jeszcze gotowych pokoi dla gości. Ona wpatrzona słuchała jego opowieści, trochę złościło go to, że momentami bardziej podobały się jej barwne kwiaty na dywanie ogrodu u stóp pałacu, niż piękne i bogate marmurowe posadzki, ale w sumie sam z przyjemnością patrzył na ogród, kiedy kolejny okrzyk niemal dziecięcego zachwytu wypełniał wnętrze pokoju. Prawie nie pamiętał jaki jest piękny, kwiaty były takie prozaiczne i każdy właściwie mógł je mieć, dlatego mało poświęcał im uwagi. Ona była tak zwyczajna w tym zasłuchaniu i zapatrzeniu w rzeczywistość, którą wykreował, że sam zaczął się nią na nowo cieszyć, jakby odkrywał zapomniane przez siebie miejsca.
W pewnym momencie stanął przy oknie wielkiej komnaty i z przerażeniem odkrył, że nie wie w której części się znajdują, ani gdzie powinni iść. W jego głowie nie było mapy pałacu! Nie potrafił przewidzieć do jakiego kolejnego pokoju wejdą, co w nim zastaną, jakiej będzie wielkości i jakie ma przeznaczenie... W połowie drogi poczuł, że już nie chce iść dalej, że nie chce odkrywać kolejnych zapomnianych komnat, że one nie niosą ze sobą obrazów, tylko są masą martwych przedmiotów, które otulają go delikatną mgłą smutku. Chciał wrócić, ale nie znał drogi!! Pałac stał się labiryntem pokoi, które nie były uporządkowane, nie łączyły się ze sobą, nie miał w głowie żadnej mapy, która dałaby bezpieczeństwo poruszania się. Wróżka stała wpatrzona w zachodzące słońce mieniące się ciepłymi kolorami, a on stał bezradny, zgubiony we własnej przestrzeni. To miejsce było się dla niego obce i nieprzewidywalne, a przecież budował je przez ostatnie kilka lat, by było pięknym i zachwycającym miejscem dla ludzi, których chciał tu zaprosić.
Ludzie - no właśnie, dla kogo właściwie był ten pałac? Kto czułby się w nim dobrze? Kogo chciał w nim gościć? Właściwie nigdy nikogo nie zapytał w jakim otoczeniu czułby się dobrze, bo przecież to on wiedział najlepiej czego potrzebują inni ludzie i ciągle poprawiał wnętrza dla nich...
Nie wiedział co ma zrobić, czuł, że głowa mu pulsuje, masa myśli powodowała jakąś bitwę, potworny lęk ogarnął całe jego ciało, nie mógł zrobić kroku, chciał uciec, ale nie wiedział w którą stronę ma się poruszać. W jego głowie było mnóstwo myśli, ale one także tworzyły labirynt w którym nie potrafił się odnaleźć.
Wróżka wzięła go delikatnie za rękę i poprosiła, żeby opowiedział jej o ludziach, których spotkał podczas swoich wypraw i emocjach, które tym spotkaniom towarzyszyły. Dotyk jej dłoni okropnie go wystraszył. Była strasznie blisko, przestraszył się, że będzie chciała go poprowadzić przez jego pałac, to byłoby nie do zniesienia, gdyby wiedziała lepiej od niego, jak się po nim poruszać! Ale była przecież wróżką, może użyje zaklęcia i to wszystko magicznie uporządkuje. No tak, ale wtedy będzie musiał być jej wdzięczny, może czegoś będzie od niego chciała, może uporządkuje pałac po swojemu. Nie mógł na to pozwolić. Nie pozwolił jej trzymać się za rękę, ale stał bezradny, nie znajdował odpowiedzi na dziesiątki pytań, które teraz stały się jakąś wojną w jego głowie.
Po co właściwie budował to miejsce? Co było siłą napędową jego działania? Dlaczego było tu tak dużo pustej przestrzeni skoro wypełniało ją tyle pięknych przedmiotów?
Wróżka znowu wsunęła dłoń w jego dłoń i powtórzyła swoją prośbę:
Oprowadź mnie po pałacu opowiadając o ludziach, których spotkałeś podczas tych wypraw, o uczuciach, które ci wtedy towarzyszyły.
Uff, nie chciała go prowadzić, poprosiła tylko, by to on ją oprowadził. Była zdana właściwie na niego w tej wielkiej przestrzeni, poczuł się za nią odpowiedzialny w tym chaosie wielkich nieuporządkowanych komnat. Nie bała się, stała i czekała, aż on znajdzie drogę. Cierpliwie stała powtarzając pytanie o ludzi i uczucia. Początkowo w natłoku pędzących myśli nie umiał sobie przypomnieć miejsc, które wiązały się z konkretnymi przedmiotami.
Pomyśl o kolorach, o porze dnia, o smaku potraw - powiedziała wróżka.
Tak, to dobrze znał i umiał o tym opowiadać, kiedy zaczął mówić, w jego obrazach powoli pojawili się ludzie. Pamiętał dobrze spotkania, które niosły ze sobą mnóstwo emocji. Zauważył, że przestała patrzeć na ogród, cała była skoncentrowana na nim i jego opowiadaniu. Niemal z uwielbieniem na twarzy słuchała jak opowiadał o ważnych dla niego ludziach. Podczas opowiadania zaczął czuć wspomnienia. Poczuł jak bardzo ważne były te spotkania, jak dużo dawał innym ludziom i jak bardzo oni ubogacali jego, uczyli się od siebie nawzajem, czasami spierali, ale tworzyli, odkrywali, budowali razem, te spotkania były nieustanną drogą ku rozwojowi. Dopytywała o emocje, o kolory, o to, co było dla niego ważne - naprawdę była zainteresowana jego opowiadaniami. Przedmioty nagle gdzieś zniknęły, stały się tłem dla uczuć i spotkań. Opowiadał czego w czasie tych spotkań nauczył, ale też odkrywał, że zostawiał tych ludzi, nie wracał w te same miejsca, zapominając o nich z lęku przed tym, że mogą wejść w jego świat i go zmieniać, a przecież każde spotkanie pozostawiało coś, co go zmieniało - wewnątrz i na zewnątrz - każda komnata była rezultatem innego spotkania. Uczucia pozwalały mu nazywać, czego od nich doświadczył, chociaż słowo miłość było zbyt trudne do wypowiedzenia, ubierał je w przyjaźń, zaufanie, wspólną przygodę, dobre spotkania... Czuł jednak, że są to słowa trochę "zamiast" bo tamto byłoby znowu zbyt zobowiązujące, bo niosłoby ze sobą odpowiedzialność...
Doszli do drzwi wejściowych, wróżka stanęła w geście pożegnania. Z uśmiechem zadała kolejne pytania:
Co pomogło ci znaleźć drogę? Co było najważniejsze w tych spotkaniach?Jakie najważniejsze słowa prowadziły cię przez ostatnie kilka godzin spaceru?
Król zamyślił się na chwilę, ale serce od razu znalazło odpowiedź:
Dawanie, odpowiedzialność i miłość - DOM...
Wszystkie te drogowskazy były w nim, ukryte w jego sercu, ale on je wyłączył, bojąc się zależności, bo z tym mu się do tej pory te słowa kojarzyły... Teraz patrząc na nie przez pryzmat emocji zobaczył, że dają bezpieczeństwo i jasną przestrzeń, do której każdy może być zaproszony...
Nie potrzebował magicznych zaklęć wróżki. Magia odpowiedzi była w nim, ona zadała tylko zwyczajne pytanie, które pozwoliło otworzyć drzwi serca. Dopiero kiedy zaczął mówić z serca znalazł prawdziwą drogę do domu.
Córka przyszła do swojej mamy i powiedziała jej:
- "Moje życie jest tak ciężkie, że nie wiem, czy warto żyć."
Chciała z nim skończyć, była zmęczona aby walczyć. Zdawało się jej, że jeszcze nie zdąży załatwić jednego problemu a już przychodził nowy.
Mama zaprowadziła ją do kuchni. Napełniła trzy garnki wodą i zostawiła aby się zagotowała. Woda zagotowała się bardzo szybko. Do pierwszego garnka włożyła marchew, do drugiego jajko a do trzeciego ziarenka kawy. Bez słowa zostawiła wodę aby się gotowała 20 minut. Kiedy upłyną czas, wróciła do kuchni i wyjęła na talerz marchew i jajko a do filiżanki nalała kawę. Spojrzała na swoją córkę i zapytała:
- "Powiedz mi co widzisz?"
- "Marchew, jajko i kawę", odpowiedziała córka.
- "Dotknij marchew"
Córka stwierdziła, że marchew jest miękka i rozpada się. Następnie podała jej jajko. Dziewczyna obrała jajko i stwierdziła, że jest ono twarde. Na koniec mama dała jej spróbować kawy. Córka uśmiechnęła się i zachwyciła się aromatem kawy.
- "Mamo, co chcesz mi przez to powiedzieć?"
- "Wiesz, wszystkie te produkty gotowały się, a każdy inaczej reagował. Marchew najpierw była twarda i mocna. Po ugotowaniu stała się miękka i sypka. Jajko najpierw było słabe a w środku ciekłe. Po ugotowaniu stało się twarde. Ziarenka kawy reagowały jednak całkiem inaczej. Po tym jak dostały się do wrzątku, zmieniły wodę!"
- "Jaka jesteś?" spytała mama córkę. Kiedy przeciwieństwa pukają do twoich drzwi, jak zareagujesz? Jesteś jak marchew, jajko czy ziarenko kawy?
- "Jesteś jak marchew, która wydaje się twarda, ale w cierpieniu i nieprzyjemnościach, stanie się miękka i straci swoją siłę? Jesteś jak jajko, które ma delikatne serce, ale zmieni się przez problemy? Jesteś prężna a trudy zmieniły cię w nieustępliwą? Albo jesteś jak ziarnko kawy? Ziarnko zmieni wodę, przetworzy problemy. I gdy tylko woda się zagotuje uwolni aromat i smak. Jeśli jesteś jak ziarnko kawy, staniesz się lepszą i chociaż wszystko kroczy ku gorszemu, ty zmienisz świat wokół siebie."
Jak reagujemy, przy różnych nieprzyjemnościach? Jak marchew, jajko czy kawa?
Hmmm... Chciałabym być ziarnkiem kawy... Ale jestem mieszanką wybuchową marchewki i jajka :rozpacz:niemoc
[...]teraz wierzę, że można odnaleźć szczęście we wszystkim w życiu - w tym, co dobre i przyjemne, ale i w tym, co smutne i bolesne.
[Syrie James]
Pewna mała dziewczynka imieniem Basia poszła raz do swojej babci. Gdy tak siedziały i rozmawiały, Basia nagle zobaczyła na palcu babci pierścień, którego nigdy wcześniej nie widziała. Był tak piękny, że Basia zapragnęła choć na chwilę włożyć go na swój palec. Zapytała więc babcię, czy jej pozwoli. Babcia się zgodziła, ale zaznaczyła, że nie jest to zwykły pierścień, tylko zaczarowany.
- Co to znaczy? r11; zapytała Basia.
- Znaczy to, że ktokolwiek włoży ten pierścień na palec może stać się kimkolwiek tylko zapragnie. Oczy Basi zaiskrzyły się z radości.
- Mogę spróbować?
- Oczywiście r11; zgodziła się babcia i Basia błyskawicznie włożyła pierścień na swój palec. r11; Chce być piękną królewną na zamku na szczycie szklanej góry r11; pomyślała, i nagle ziemia zadrżała, domek i babcia rozmyły się we mgle, a przed oczyma Basi rozpostarł się surowy krajobraz górskich szczytów. Spojrzała wokoło. Znajdowała się w baszcie olbrzymiego zamku na szczycie szkliście połyskującej góry. Przez moment poczuła lęk, ale równocześnie i radość, że to prawda. Spojrzała na palec, pierścień błysnął diamentem, jak gdyby zachęcając Basię do następnej próby. r11; A teraz chcę być hersztem piratów. Znów zawirował krajobraz i nagle Basia poczuła, że ziemia się pod nią kołysze. To statek kołysał się na falach oceanu, żagle mocno łopotały na wietrze, wokoło morska ton. Tylko gdzieś na horyzoncie widniał mały skrawek lądu.
- Kapitanie! r11; rozległ się obok chrapliwy głos. Spojrzała koło niej stał dziwnie wyglądający człowiek. Zamiast jednej nogi miał kulę, na oku przepaskę, ubrany na czarno, na głowie kapelusz z ostro zarysowaną trupią czaszką.
- Kapitanie! r11; Powtórzył r11; czy to ta wyspa, którą mamy zaatakować? Chciała coś powiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Nerwowo dotknęła palca r11; pierścień był na swoim miejscu. Muszę stad uciekać r11; pomyślała, tylko gdzie? Nie mogła zebrać myśli, bo właśnie zobaczyła następne podobnie wyglądające postacie, które zmierzały w jej kierunku.
- Chcę z powrotem!!! Chcę do babci!!! Chcę być znowu małą Basią! Zawirował świat i jakby budząc się ze snu dostrzegła babcię siedzącą naprzeciwko. Babcia uśmiechała się. r11; Babciu, czy to prawda? Czy ja naprawdę tam byłam?
- Tak, kochanie. Ale na dzisiaj już wystarczy, więc oddaj mi mój pierścień. Basia posmutniała. Wrażenie, jakie zrobili na niej piraci już minęło. Pomyślała nawet, że zupełnie niepotrzebnie się przestraszyła, bo to przecież ona była ich hersztem, więc nic by jej nie zrobili.
- Babciu, jeszcze jeden raz, dobrze?
- Nie ma potrzeby, Basiu r11; babcia popatrzyła na nią uważnie. Zdradzę ci teraz jeszcze jedną tajemnicę tego pierścienia. Otóż, gdy ktokolwiek założy ten pierścień na palec, to nawet, gdy go zdejmie, czar go już nie opuszcza. Co więcej, jeśli opowiesz o tym komukolwiek, to on również będzie mógł się stać kimkolwiek zechce. I jeśli tamta osoba opowie o tym następnej r11; to i tę następną dotyczy ten czar. I również każdy następny człowiek, ktokolwiek usłyszy lub przeczyta tę historię, będzie mógł stać się, kimkolwiek zechce. Basia słuchała, jak urzeczona.
- To znaczy, że już od dzisiaj mogę być tym, kim sama zechcę?
- Tak. Od tamtej pory minęło wiele lat. Basia urosła i zapragnęła być baletnicą. Dzisiaj tańczy i zdobywa laury na wielu scenach świata. Potem zapragnęła założyć rodzinę, tak też się stało i ma teraz męża i trójkę wspaniałych dzieci. Teraz wiem, że Basia mówiła prawdę. Może być kimkolwiek zechce. Ale najważniejsze jest to, że teraz Ty czytasz tę historię, więc czar przeszedł również na Ciebie. Teraz Ty możesz stać się kimkolwiek tylko zapragniesz.
Z dedykacją dla wszystkich forumowiczów
[...]teraz wierzę, że można odnaleźć szczęście we wszystkim w życiu - w tym, co dobre i przyjemne, ale i w tym, co smutne i bolesne.
[Syrie James]
"Był sobie kiedyś bardzo smutny król, który miał służącego, i podobnie jak każdy służący smutnego króla był ona bardzo szczęśliwy.
Każdego ranka budził króla, przynosząc mu śniadanie, śpiewając przy tym radosne pieśni trubadurów. Na jego podłużnej twarzy malował się szeroki uśmiech, a w życiu odznaczał się spokojem i radością.
Pewnego dnia król wezwał go do siebie.
Paziu rzekł król wyznaj mi swój sekret.
Jaki sekret, królewska mość?
Jaki jest sekret twojej radości?
Nie ma żadnego sekretu. Wasza Wysokość.
Nie okłamuj mnie, paziu. Nieraz rozkazałem obcinać głowy za mniejszą obrazę, niż kłamstwo.
Ja nie kłamię, Wasza Wysokość. Nie ukrywam żadnego sekretu.
Dlaczego zawsze jesteś taki radosny i szczęśliwy? No powiedz, dlaczego?
Panie, nie mam powodu do smutku. Wasza Wysokość darzy mnie honorem, pozwalając na służenie mu. Mam żonę i dzieci mieszkające w domu przyznanym nam przez urzędników dworskich. Dają nam odzienie i pożywienie, a w dodatku Wasza Wysokość obdarowuje mnie od czasu do czasu paroma monetami, byśmy mogli sobie pozwolić na dowolny kaprys. Jak mam nie być szczęśliwy?
Jak zaraz nie wyznasz mi swojego sekretu, każę ściąć ci głowę rzekł król.
Nikt na podstawie podanych mi przez ciebie powodów nie może być szczęśliwy.
Ależ, Wasza Wysokość, nie ma żadnego sekretu. Niczego bardziej nie pragnę od możliwości spełnienia waszych oczekiwań, ale nie ma niczego, co bym przed wami ukrywał.
Odejdź, odejdź, zanim zawołam kata!
Służący uśmiechnął się, oddał pokłon i wyszedł z komnaty.
Królem zawładnęło szaleństwo. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego paź będąc na służbie, nosząc stare odzienie, zjadając resztki z pańskich stołów, mógł być szczęśliwy.
Kiedy zdołał się uspokoić, zawołał najmądrzejszego ze swoich doradców i opowiedział u o rozmowie, którą odbył tego dnia rano.
Dlaczego ten człowiek jest szczęśliwy?
Och, Wasza Wysokość, chodzi o to, że on znajduje się poza kręgiem.
Poza kręgiem?
No tak.
I to go uszczęśliwia?
Nie, panie. To nie pozwala mu być nieszczęśliwym.
Chwileczkę, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Bycie w kręgu unieszczęśliwia cię?
No tak.
I jego tam nie ma.
No nie ma.
A jak wyszedł?
Nigdy nie wszedł.
Co to za krąg?
Krąg dziewięćdziesięciu dziewięciu.
Doprawdy, nic nie rozumiem.
Moglibyście, panie, zrozumieć jedynie wtedy, gdybyście pozwolili mi na zademonstrowanie.
Jak?
Pozwalając na to, aby wasz paź wszedł do kręgu.
Tak, zmusimy go, aby wszedł!
Nie, Wasza Wysokość. Nikt nie może nikogo zmusić, aby wszedł do kręgu.
W takim razie trzeba będzie go oszukać.
Nie trzeba, Wasza Wysokość. Jeśli stworzymy mu taką możliwość, wejdzie z własnej i nieprzymuszonej woli.
Ale on nie zorientuje się, że to będzie oznaczało przeobrażenie się w człowieka nieszczęśliwego?
Tak, zorientuje się.
W takim razie nie wejdzie.
Nie będzie mógł się oprzeć.
Mówisz, że zorientuje się, że wejście do tego dziwacznego kręgu uczyni go nieszczęśliwym, a pomimo to wejdzie, wiedząc, że nie ma wyjścia?
Tak jest, panie. Jesteś skłonny stracić znakomitego służącego tylko dlatego, żeby pojąć strukturę kręgu?
Tak.
Dobrze. Dzisiejszej nocy przyjdę po ciebie. Musisz mieć przygotowaną skórzaną sakwę z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma dukatami. Ani jeden więcej, ani jeden mniej.
Co jeszcze? Mam wziąć ze sobą straż na wszelki wypadek?
Tylko skórzaną sakwę. Do zobaczenia w nocy, Wasza Wysokość.
I tak się stało. Tej nocy mędrzec poszedł po króla. Po kryjomu przedostali się na podwórze pałacu i ukryli obok domu pazia. Tam przeczekali do świtu. W domu zapaliła się pierwsza świeczka. Mędrzec przyczepił do skórzanej sakwy taką wiadomość: TEN SKARB JEST TWÓJ. JEST TO NAGRODA ZA BYCIE DOBRYM CZŁOWIEKIEM. CIESZ SIĘ NIM I NIE MÓW NIKOMU, JAK GO ZNALAZŁEŚ. Potem przywiązał sakwę do drzwi domu służącego, zapukał i schował się. Paź wyszedł, a mędrzec i król obserwowali go zza krzaków. Służący otworzył skórzaną sakwę, przeczytał wiadomość, potrząsnął sakwą i słysząc dźwięk metalu, zadrżał, przycisnął skarb do piersi, rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy nikt go nie obserwuje i wszedł do domu. Zaryglował drzwi, a szpiedzy podeszli do okna, by obserwować, co dalej będzie się działo. Służący zrzucił wszystko, co znajdowało się na stole, poza świeczką. Usiadł i opróżnił sakwę. Własnym oczom nie wierzył.
Góra złotych monet!
On, który nie miał nigdy żadnej, teraz miał całą górę.
Paź dotykał je i przesypywał. Pieścił je i ustawiał świeczkę tak, aby jej płomień odbijał się w monetach. Grupował je i rozsypywał w kupki. Tak bawiąc się i bawiąc, zaczął układać kupki z dziesięciu monet. Jedna kupka dziesięciomonetowa, dwie kupki dziesięciomonetowe, trzy kupki, cztery, pięć, sześćr30; Tymczasem liczył: dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiątr30; Aż ustawił ostatnią kupkęr30; która składała się z dziewięciu monet!
Najpierw prześlizgnął się wzrokiem po stole, szukając jeszcze jednej monety. Następnie rozejrzał się po podłodze i na koniec sprawdził sakwę.
Niemożliwe, - pomyślał. Przybliżył ostatnią kupkę do pozostałych i zobaczył, że była niższa.
Okradli mnie! r11; wykrzyknął. r11; Okradli mnie! Przeklęci!
Ponownie sprawdził stół, podłogę, sakwę, swoje ubranie, kieszenie, pod meblamir30; Ale nie znalazł tego, czego szukał. Leżąca na stole kupka monet lśniła, jakby chciała zadrwić z niego i przypomnieć mu, że było dziewięćdziesiąt dziewięć dukatów. Tylko dziewięćdziesiąt dziewięć.
Dziewięćdziesiąt dziewięć monet. To dużo pieniędzy, - pomyślał. - Ale brakuje mi jednej monety. Numer dziewięćdziesiąt dziewięć nie jest kompletny. Sto jest numerem kompletnym, ale dziewięćdziesiąt dziewięć - nie.
Król i jego doradca patrzyli przez okno. Twarz pazia już nie była taka sama. Miał zmarszczone czoło i ściągnięte usta. Oczy mu się zmniejszyły i przymknęły, na twarzy pojawił się okropny grymas. Służący chowając monety do sakwy i rozglądając się po wszystkich kątach, sprawdzał, czy nie obserwuje go któryś z domowników, a potem ukrył sakwę między drewnem. Następnie wziął papier i pióro do zrobienia rachunków.
Ile czasu potrzebowałby służący na kupno setnej monety?
Mówił na głos do siebie. Jest gotów ciężko pracować, aby ją zdobyć. Później już może nie będzie musiał pracować wcale. Z setką monet człowiek jest bogaty. Z setką monet można żyć spokojnie.
Skończył rachunki. Jeśliby pracował i oszczędzał całą pensję, a w dodatku gdyby wpadł mu dodatkowy pieniądz, przez jedenaście lub dwanaście lat miałby wystarczająco dużo pieniędzy na zakup złotej monety.
Dwanaście lat to dużo czasu, - pomyślał.
Może mógłby poprosić żonę, aby poszukała pracy w miasteczku na jakiś czas. Ponadto on kończył pracę w pałacu o godzinie piątej po południu, mógłby więc pracować do nocy i zarobić w ten sposób dodatkowe pieniądze. Policzył r11; sumując pracę żony i swoją, za siedem lat miałby potrzebną mu liczbę monet. To za dużo czasu!
Może mógłby sprzedawać w miasteczku zostające im po kolacji jedzenie i zarobić trochę pieniędzy. W sumie, im mniej zjedzą, tym więcej będą mogli sprzedaćr30; Sprzedać, sprzedaćr30;
Zaczynało się robić gorąco. Na co miałoby się przydać tyle zimowych ubiorów? A jedna para butów nie wystarczy? Było to wyrzeczeniem. Ale cztery lata wyrzeczenia i miałby swoją monetę numer sto.
Król i mędrzec wrócili do pałacu. Paź wszedł do kręgu dziewięćdziesięciu dziewięciu. W ciągu kolejnych miesięcy służący realizował swoje plany, zgodnie z tym, co postanowił owej nocy. Pewnego poranka paź wszedł do królewskiej alkowy, waląc w drzwi, marudząc i źle się zachowując.
Co ci jest? r11; zapytał król w dobrej wierze.
Nic mi nie jest, nic mi nie jest.
Przedtem, i to całkiem niedawno, śmiałeś się bez przerwy i śpiewałeś.
Wykonując moją pracę, prawda? Czego sobie życzy królewska mość? Żebym był też waszym błaznem i trubadurem?
Po krótkim czasie król zwolnił służącego. Nieprzyjemnie było mieć pazia, który był ciągle w złym humorze.
Ty, ja i wszyscy zostaliśmy wychowani według tej niemądrej ideologii. Zawsze nam czegoś brak do bycia zadowolonym i jedynie będąc zadowoleni, cieszymy się z tego, co mamy. Zgodnie z tym, nauczyliśmy się, że szczęście przyjdzie wtedy, kiedy skompletujemy to, czego nam brakr30; A ponieważ zawsze nam czegoś brak, idea wraca do początku i nigdy nie można cieszyć się życiemr30;
Ale co by się stało, gdyby nas oświeciło i nagle zdalibyśmy sobie sprawę, że nasze dziewięćdziesiąt dziewięć monet to stuprocentowy skarb.
Że niczego nam nie brak, że nikt nam niczego nie zabrał, że numer sto nie jest bardziej okrągły niż dziewięćdziesiąt dziewięć. Że to jest jedynie pułapką, marchewką podstawioną nam pod nos, abyśmy byli głupcami, abyśmy ciągnęli wóz, zmęczeni, w złym humorze, nieszczęśliwi i zrezygnowani.
Pułapką, abyśmy nigdy nie przestali pchać i aby wszystko trwało tak samo. Wiecznie tak samo. Ile by się zmieniło, gdybyśmy mogli cieszyć się naszym skarbem, takim jaki jest?
Ale, uwaga. Uznanie dziewięćdziesięciu dziewięciu za skarb wcale nie znaczy, że masz porzucić twoje zamiary. To nie znaczy, że musisz godzić się z obojętnie czym.
Ponieważ akceptacja to jedna rzecz, a rezygnacja to druga.
Ale to już część innej bajki"
Już sama nie wiem czy to jest bajka ( może jednak kołysanka ) w oryginale,czy tekst piosenki... sporo powstało na tej bazie przeróbek,ale pamiętam jak mi podobnie babcia do snu śpiewała
Na Wojtusia z popielnika
Iskiereczka mruga
Chodź opowiem Ci bajeczkę
bajka będzie długa.
Była sobie Baba-Jaga
Miała chatkę z masła,
A w tej chatce same dziwy
Psst, iskierka zgasła.
Była sobie raz królewna
pokochała grajka
Król wyprawił im wesele
I skończona bajka.