Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Zgadzam się, że zdradzający ma większą winę, ale czy całą? co z kochanką? z kochankiem?
Otrzeźwiejcie odrobinę, ba wytrzeźwiejcie, może być zimny prysznic.
Nie wiem, może ja czegoś nie zauważyłem, ale nie wierzę, że tak wiele osób ogarnęła ślepota. Przed ołtarzem, w chwili wypowiadania słów ... miłość, wierność i uczciwość małżeńską ... nie zauważyłem nikogo trzeciego. Zdrada to nie galery, naszych partnerów nie zastraszono, sami wleźli w parszywe układy.
Próbujecie zrzucić cześć winy, na tych trzecich z zwykłej nienawiści za poniesioną porażkę. Jest to klęska, ale winien jest tylko i wyłącznie nasz partner. Zakładając na palec obrączkę nie miał prawa szukać uniesień, zaspokajać żądzy, dowartościowywać się i cholera wie co jeszcze poza związkiem. TYLE.
Przepraszam za OT, szlag mnie trafia jak słyszę podobne dyrdymały. Musiałem.
Nie ma winy po połowie,jak komuś jest zle z róznych przyczyn w związku,rozmawia,próbuje jakoś porawić jakość,jak przestaje kochac mówi wprost,ale jak najpierw szuka sobie ciepłej przystani ,świetnie sobie organizuje życie,nie pomysli nawet o zapytanie wsółmałzonka,czy zgadza sie na życie w trójkącie,to jest tchórzostwo.Rozpad pozycia małżeńskiego jest z jego winy.
Ta ,ten trzeci?Są,bez w ątpienia,ale to nasze połowy wiine sa porażki,bo to nasze połowy nie dały nam wyboru,W sobie tylko pojętym egoizmie zmuszaja Nas do budowania zycia na nowo,Nas o zgode nie pytając.
Tezeuszu, to nie jest takie proste. To prawda, że wina leży po stronie zdradzającego, jednak...
Pamiętam dziewczynę, której chłopak wyjechał do innego kraju. To właśnie tę dziewczynę zaczął podrywać na oczach wszystkich, pewien chłopak. Przez długi okres czasu dziewczyna odpierała jego ataki, jasno i stanowczo dając do zrozumienia, że ma chłopaka i że nie bardzo ma ochotę na romans. Chłopak nie odpuścił. Organizował coraz to nowe imprezy (działo się to w mieszkaniu studenckim). Był alkohol, były ciekawe dyskusje, była muzyka, wciąż uwodził ją. Pewnej nocy stało się. Nie wiem, co było tego przyczyną. Może wypity alkohol, może zwykła chwila słabości. Oczywiście zawiniła dziewczyna, bo to ona zdradziła, ale czy ten trzeci był bez winy??? W niedługim czasie wyprowadziła się z tego mieszkania i zerwała kontakt praktycznie ze wszystkimi. Została ze swoim partnerem. Kiedy parę lat temu spotkałem ją robiąc zakupy, dosłownie uciekła.
Dostałeś kiedyś tzw. kosza. (Nie z powodu tego, że komuś nie odpowiadałeś)
Miałeś okazję zdradzić i tego nie zrobiłeś mimo nachalności, alkoholu i innych super okoliczności.
Twój przykład - jeśli się opierała to miała wytrwać w swoim oporze i tyle.
Odpowiadam bo nie chcę zostawić bez odpowiedzi, wróćmy może do sedna tematu.
Tezuszu, każdy kto zdradził jest winny. Wina nie leży po stronie zdradzonego, nawet jeżeli ten pił i bił. Bo zdradzający zamiast zdradzić mógł odejść. To jest bezdyskusyjne.
Ta dziewczyna zdradziła, popełniła błąd. Gdybyśmy jednak nie popełniali błędów, nie bylibyśmy ludźmi tylko np., aniołami. A gdyby jeszcze ktoś inny nie pomagał nam popełniać tych błędów, nie namawiał nas do nich, być może wtedy nasze życie byłoby jeszcze inne i dużo prostsze.
Jeżeli namówię Cię do morderstwa, czy będę bez winy, bo to nie ja pociągnąłem za spust?
Tezeuszu ależ nie chodzi kto ponosi winę za zdradę i złamanie przysięgi przed ołtarzem (nota bene co z rodzinami, które nie były poparte przez kościół i prawo? to już się nie liczy?).. Konkretnie tutaj chodziło mi o to jak kochanki/kowie postępują z "byłymi" będąc w tym nowym upragnionym związku ze zdradzaczem? Uważasz, że są niewinni? nigdy nie postępują wyrachowanie? Proszę Cię.. Sama jestem świadkiem jak kochanka nie pozwala i utrudnia kontakty z dziećmi z poprzedniego związku.. Mnie ten problem narazie nie dotyczy ale.. są portale, w których kochanki/ kowie doradzają sobie w kwestiach dot.dzieci, alimentów etc..
Proszę przeczytaj wszystko dokładnie, wcinasz opinie zupełnie nie w nurcie rozmowy.
Jeśli chcesz zabrać zdanie postaraj się, żeby było to pożyteczne dla rozmowy. Co ma wspólnego utrudnianie kontaktów z dziećmi, w kontekście oceny partnerów w obliczu zdrady ?
temat dyskusji jest jasny.
tezeusz
Edytowane przez dnia 10.01.2012 14:36:25
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
Czekaj bo rozmijasz się z interpretacją, nie powiedziałem, że nie popełniła błędu, zdrada jakiej się dopuściła obarcza jej sumienie i jest jej winna, ten trzeci, w tym wypadku mając na względzie najpierw jej związek a potem (tak się domyślam) małżeństwo jest śmieciowy.
W prawie karnym istnieje współwina, w interpretacji dekalogu znajdziesz do tego odwołanie (tam idą dalej zaniechanie jest rownież grzechem) i w etyce również, nie neguje tego, że coś takiego nie istnieje, jednak powtórzę to jeszcze raz, jeśli będziesz miał naturę przesiąkniętą ultramonogamią nigdy nie zdradzisz. Możesz mieć zdradę podaną na tacy i nie skorzystasz.
Błędy. (jesteśmy ludźmi)
Widzisz, znaczna część zdrad to proces, tych ad hoc bywa niewiele. Wracając do domu zdradzający z zimna twarzą odgrywa rolę wspaniałego partnera z głową pełną love story. Każdego dnia rozdziera swoje myśli na dwie części a potem rozdziera życie kilku osób by w konsekwencji wyrzucić je na śmietnik.
Natura przesiąknięta "ultramonogamią"... Tezeuszu, gdzie to dają?
Bo widzisz, czasem w życiu zdarzało mi się toczyć ze sobą walkę, by nie zdradzić - jestem tylko człowiekiem, nie mam skrzydeł... Miałem zdradę podaną na tacy i uwierz, że wcale nie było mi łatwo, powiedzieć sobie NIE. Podziwiam wszystkich tych, którzy są tak wspaniale idealni, którzy dostali w prezencie, wraz z mlekiem matki (?) "ultramonogamię", bo ja muszę często o nią walczyć i wcale nie jest to tak proste dla mnie, jak być może dla Ciebie.
Gordianie, nie jest łatwo. Nikt nie jest idealny (błędnie zakładasz, że ja za takiego się uważam) szacunku dla drugiej osoby a w szczególności dla partnera, z którym wiążesz się, zakładasz rodzinę i chcesz wychować dzieci nie dostaniesz nigdzie, musisz się jej nauczyć, jesteśmy sapiens, słusznie zauważyłeś, musisz stoczyć walkę z samym sobą i to jak się zachować stanowi o sile Twojego charakteru.
tezeusz napisał/a: Zgadzam się, że zdradzający ma większą winę, ale czy całą? co z kochanką? z kochankiem?
Otrzeźwiejcie odrobinę, ba wytrzeźwiejcie, może być zimny prysznic.
Nie wiem, może ja czegoś nie zauważyłem, ale nie wierzę, że tak wiele osób ogarnęła ślepota. Przed ołtarzem, w chwili wypowiadania słów ... miłość, wierność i uczciwość małżeńską ... nie zauważyłem nikogo trzeciego. Zdrada to nie galery, naszych partnerów nie zastraszono, sami wleźli w parszywe układy.
Próbujecie zrzucić cześć winy, na tych trzecich z zwykłej nienawiści za poniesioną porażkę. Jest to klęska, ale winien jest tylko i wyłącznie nasz partner. Zakładając na palec obrączkę nie miał prawa szukać uniesień, zaspokajać żądzy, dowartościowywać się i cholera wie co jeszcze poza związkiem. TYLE.
Przepraszam za OT, szlag mnie trafia jak słyszę podobne dyrdymały. Musiałem.
Tezeuszu ja się odniosłam do tej wypowiedzi
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
przepraszam, może nie w tym wątku, może nie w tym temacie, może nie do wszystkich, ale odnoszę wrażenie, odnosząc się do kochanek i kochanków, do tych trzecich, że jestem jakaś nienormalna... tak, już któryś raz z kolei odnoszę wrażenie, że nie powinnam w ogóle brać pod uwagę osoby kochanki jako czynnika sprawczego rozpadu małżeństwa, nie powinnam jej winić, obarczać odpowiedzialnością, mieć do niej żal i pretensje, odnoszę wrażenie, że w ogóle powinnam się od niej odczepić, bo ona po prostu sobie żyję i biedna istota zakochała się w żonatym mężczyźnie i nic nie mogła na to poradzić... tak takie odnoszę wrażenie czytając niektóre posty, szczególnie posty adminów... przepraszam za słowa krytyki ale to mnie właśnie tu denerwuje... ja nie jestem niedorozwinięta i wiem, że to mąż przyrzekał mi wierność przed ołtarzem, ale halo!!! czy osoby takie jak moja osobista larwa, która zasadniczo odegrała bardzo istotną rolę w naszym życiu od roku nie ma prawa bytu??? nie rozumiem usprawiedliwiania takich osób, omijania tematu i zwalania odpowiedzialności tylko na małżonków... ja wiem, że mój mąż to gad jakich mało, ale czy te trzecie to nie po prostu k...??? dla mnie tak, więc powiem szczerze wkurza mnie mówienie, że to nie kochanka przyrzekała mi wierność przed ołtarzem i że nie powinnam mieć do niej pretensji... bez sensu dla mnie jest takie gadanie... ja nie mam na myśli mszczenia się i obmyślania planu zemsty, nie mam też zamiaru odwdzięczania się mężowi za los jaki mi zgotował i utrudniania mu życia razem z nią, ale oddajmy Bogu co boskie... to nie kobieta, to ... wiadomo co....
pozdrawiam tych co mówią, żeby otrzeźwieć!!!
Nieśmiało zauważyłem, że wina zdrajcy nie podlega wątpliwości, ale nie zawsze ma ten sam ciężar. Dla mnie ma znaczenie, czy czyjaś żona zdradziła, bo spodobały jej się mięśnie Gordiana, czy zrobiła tak dlatego, że Gordian przez dwa lata uwodził, kusił, biegał i nie przyjmował do wiadomości żadnych odmów w rodzaju: "kocham swojego męża, daj spokój", "chcę być wierna" itp. W końcu Gordian po dwóch latach trafił na słabszy moment i stało się. Uważam, że w tych dwóch sytuacjach inaczej należy oceniać winę zdradzającego. I odniosłem się do tego: "Próbujecie zrzucić cześć winy, na tych trzecich z zwykłej nienawiści za poniesioną porażkę. Jest to klęska, ale winien jest tylko i wyłącznie nasz partner."
Nikt nie próbuje zrzucić winy na tych trzecich. Oni po prostu również są winni, choć nie zawsze w ten sam sposób.
winni czego? ze siegneli po "rzecz", ktora nie nalezy do nich? ze uwodzili czy ze pozwolili sie uwiesc? kto z nas byl materacem naszych niewiernych, by mogl ocenic kto bardziej zabiegal: maz czy nieoporna kochanka? zona czy nachalany kochanek? jak mamy ocenic ich wine wobec nas? ja oceniam jasne fakty, zdradzil, choc obiecywal ze nigdy tego nie zrobi.co za roznica z kim... mozna wybaczyc, uwierzyc w okolicznosci lagodzace, ale nie mozna przerzucic czesci winy na te/tego trzecia/trzeciego. bo na jakiej podstawie poznac prawde? przeprowadzic rozmowy z niewiernym i kochanka/-kiem? zastosowac podchwytliwe pytania? teoretycznie moze sie da, ale czy efekt wart bedzie zachodu?
Gordian, sa winni, ale nie wobec nas. maja skaze, bo wpakowali sie w chory uklad, sa slabi, niedowartosciowani, bez moralnego kregoslupa. ale sa dla nas obcy, nie z nimi chcielismy zyc, nie nam slubowali. to obce osoby, ktore nijak nie powinny zaprzatac nam mysli.
ze powtorze, MOIM zdaniem.
Tulia nie dlatego, że sięgnęli po "rzecz", która do nich nie należy. Nikt z nas nie jest rzeczą... Wszyscy czujemy, kochamy, uczymy się, popełniamy błędy - jesteśmy ludźmi. Są winni tego, że mając świadomość, że ktoś jest w związku, nie odpuścili. Nie kwestionuję tego, że największą winę ponosi zdrajca, wiem, że nasz zdrajca mógł być "z kamienia" i nas nie zdradzić. Ale nie był z kamienia i ktoś to wykorzystał.
Pewien chłopak przyjechał do dziewczyny z którą kiedyś dawniej tworzyli związek. Atmosfera była bardziej niż miła. W powietrzu, latały motyle, organizm już dawno przekroczył "dopuszczalny" poziom dopaminy, mrówki zaatakowały wszystkie części ciała itd. Dziewczyna zaproponowała, by chłopak został na noc. I wszystko zapowiada się dobrze, ale w trakcie późniejszej rozmowy, okazuje się, że ona kogoś ma. Wyjścia są dwa: Nie przejmować się tym (w końcu latają motyle), wycofać się grzecznie (wcale nie muszę kogoś krzywdzić). Wybór nie zawsze dla wszystkich "trzecich" jest oczywisty. Tamten chłopak, wybrał drugie wyjście. Po kilku miesiącach dziewczyna przeprosiła go i podziękowała, za to, że tak się zachował. Historia moim zdaniem dowodzi, tego, że ogromne znaczenie ma postawa tego trzeciego.
Masz rację , że ten trzeci jest dla nas obcy, jednak czasem ma ogromny wpływ na to, co dzieje się z naszą rodziną, naszymi dziećmi i tym, kogo obdarzyliśmy miłością. Ma też możliwość wyboru, jak ten chłopak o którym pisałem.
Gordian, ale czy wierzysz, ze to byl jednorazowy wyskok tej dziewczyny? czy chcialbys miec dziewczyne, ktorej wiernosc jest w duzej mierze uzalezniona od postawy tego trzeciego? wiem, obok tematu. moze inaczej, nie chodzi o to, ze uwazam kochankow za niewinnych. nie wybielam ich, nie gloryfikuje, jak mi to niektorzy zarzucaja. ciesze sie w sumie, ze nie poznalam kochanek mojego exmeza, oszczedzone mi bylo podejscie do nich bardziej emocjonalne. dzis to dla mnie jakies tam imiona bez twarzy. w kazdym razie bylo ich na tyle duzo, ze po przeniesieniu chocby drobnej czesci winy mojego meza na nie, on zostalby nie tylko bez winy, ale moze nawet stalby sie swietym
zatem nie wybielam kochanek i nie uwazam, ze sa niewinne, wedlug mnie sa bez znaczenia. nie za madre, niemoralne, naiwne. wsrod moich znajomych mialam kolezanke, ktora sypiala z cudzym mezem i zwierzala mi sie. generalnie sama rozpacz. ona zakochana, on nie zostawi rodziny. tragikomedia. zal mi bylo tej kolezanki, serio. oczywiscie wtedy nie mialam dzisiejszych doswiadczen, nie myslalam o anonimowej, nieznanej mi zonie owego meza. z ta kolezanka dzis nie mam kontaktu. to byla naprawde glupia kobieta bez wyobrazni. zostala na lodzie, pewnie nawet nie ma swiadomosci ile zla wyrzadzila tamtej rodzinie.
mozliwosc wyboru, Gordian, ma kazdy z nas. ja wole za ten wybor rozliczac siebie i mojego faceta (jesli bede go kiedys miala). a ta trzecia... jej wybor, jej sumienie.
Związek dwojga ludzi jest labilny,są momenty wielkiej bliskości i momenty oddalenia.Zmieniamy priorytety,snujemy plany i nierzadko realizacja tych wspolnych planów,wymaga chwilowego oddalenia.Samo zycie.Problem zaczyna sie,kiedy w momencie takiego chwilowego oddalenia,jedno znajduje sobie kogos innego.Z reguły mówi,ze czuje sie nieszczęśliwy i dlatego ma inne zycie,tylko,ze podejmując decyzję podejmuje ja sam,nie pyta o zgode swojego partnera.Wystarczyłoby powiedziec,zawsze mozna jakos jeszcze to szczęście przywracać.
I tu własnie zaczyna sie wina,nie kochanki,kochanka,tylko tego,który ich sobie znajduje,tym samym zmuszając swoja zonę czy męża do zycia w trójkącie.
Nie ma jasnych sytuacji,wszyscy zgodzimy sie,ze te drugie,ci drudzy,wiedzą o nas tyle ,ile im powie niewierny.My dowiadujemy sie jako ostatni,często przypadkiem.
Mnie zdradził mój mąż.Mój mąż rozbił moją rodzinę,mój mąż mnie okłamał i oszukiwał i to mój mąż mnie wykorzystał.To od niego otrzymałam deklarację życia we dwoje,to z nim nosiłam na barach ciężary i to z nim leciałam do gwiazd.
Z lafirynda nie miałam żadnych planów,nie tworzyłam rodziny i nie było domu,z nia nie sypiałam,ona nie tuliła dzieci.
Z lafirynda tylko dzieliłam się mężem i sporymi pieniędzmi:szoook.
Nie wiedząc o tym,ale to MÓJ mąz miał prawo wyboru ,on MNIE zdradził i nie będę juz obwiniac kochanki,bo jak nie ta,to inna by sie znalazła.Jednak oboje zrobili rzecz nieakceptowalną,bawili sie świetnie moim kosztem,nawet jeżeli na początku to miało byc kilkudniowe tourne.
Winny rozpadu mojego małżeństwa jest mój mąż,nie kochanka,kochanka to tylko narzędzie w jego rękach.I nie obchodzi mnie,czy ona wiedziała,co czuła.Dla mnie to rzecz,nawet w ludzkiej skórze,kochanka to rzecz,po która sięga tchórzliwy pepek świata:niemoc
Były mąż do tej pory w mawia mi ,że wina leży po mojej stronie i to jest śmieszne....owszem może gdzieś w natłoku obowiązków i kłopotów w codziennym życiu zaniedbałam jakąś sferę ,ale zrobiłam to nieświadomie.A wszystko co robiłam w moim subiektywnym odczuciu było podyktowane -dobrem rodziny.Przez pół roku mnie zdradzał i prowadził podwójne zycie- kłamał i oszukiwał ,a mnie w mawiał ,że wszystko jest w porządku.
Dzisiaj wiem ,że wina lezy po jego stronie, bo jeśli przestał kochać mógł zakończyć nasze małżeństwo w sposób humanitarny i rozstać się ze mną w szacunku choćby ze względu na ilość przeżytych razem lat i dzieci ,których jesteśmy i będziemy rodzicami.....
Bacello masz całkowitą rację i nawet nie chcę z Tobą polemizować, bo w przypadku o którym piszesz, bezdyskusyjnie winny jest tylko Twój mąż. Są jednak sytuacje, w których przyszła kochanka, kochanek, doskonale wie o żonie/mężu i pomimo tego z pełną premedytacją robi wszystko, by zaistnieć jako ten trzeci. W moim odczuciu, jeżeli uwiedziesz sąsiada, który ma żonę i dzieci i zrobisz to z pełną świadomością, będziesz w jakimś stopniu współwinna temu, co się stało. Choć oczywiście decyzję o swojej zdradzie podejmie sąsiad.
Wyobraź sobie: Uwodzisz sąsiada. Wiesz, że ma żonę i dzieci. Początkowo sąsiad odmawia, ale jesteś uparta - czujesz, że musisz GO mieć. W końcu za 54 razem udało Ci się. I teraz odpowiedz na pytanie: Jesteś winna, czy nie? Miałaś jakiś wpływ na jego decyzję? Prowokowałaś taką decyzję? TAK, czy NIE?
Tulia. Skłamałbym, gdybym napisał, że to jedyny wyskok tej dziewczyny... Może nie najlepszy przykład? Nie chcę być posądzony o naiwność, po prostu chcę wierzyć, że są ludzie, którzy mogą popełnić w życiu jeden błąd i mogą tego bardzo żałować. Założyłem więc, w naszej historii, że to był jedyny wyskok.
Bardzo mądrze napisałaś o rozliczaniu - "ja wole za ten wybor rozliczac siebie i mojego faceta". Masz rację. Werdykt - za każdym razem będzie ten sam: WINNY. Kłopot w tym, że ten ciężar winy, będzie inny w przypadku męża Bacello (przepraszam, za ten przykład), a inny w przypadku, który podawałem wcześniej jako przykład. Może mieć to wpływ na to, czy potrafię wybaczyć, czy nie.
Nikt Tulia, nie chce mieć dziewczyny, której wierność jest zależna od tego trzeciego. Ludzie przysięgają przed Bogiem i sobą... Ale nikt nie może być pewien, co wydarzy się w jego małżeństwie, za lat 10, 15 czy 20. Nie możesz zweryfikować tego, czy Twój partner, nie zdradzi za lat 15. Wiem, że chcielibyśmy mieć na to wpływ, ale nie zawsze mamy... Znam kobiety, które zdradzały w młodości, a teraz są wspaniałymi matkami i żonami. Znam też takie, które po 20 latach wzorowego małżeństwa zrobiły coś, czego nikt by nie spodziewał się po nich. Większość historii, które tu czytam zaczyna się w sposób: "8 lat wspaniałego małżeństwa", "10 lat wspaniałego małżeństwa" itp. Często jest też: "Nigdy nie myślałam, że do Was dołączę" lub "Nie myślałem nigdy, że spotka mnie taka straszna rzecz."
Konkludując: Tak jak TY uważam, że nasz partner jest winny. Winny bezdyskusyjnie. Nie próbuję dopatrywać się okoliczności łagodzących. Chcę tylko powiedzieć, że rację mają Ci, którzy mówią, że nie tylko zdrajca jest winny. Czasem wina tego trzeciego jest ogromna. Tak myślę, choć wiem, że będą i tacy dla których nigdy nie będzie miało to żadnego znaczenia. Dla mnie ma.
Gordianie gdybyś napisał w tym zdaniu - Czasem wina tego trzeciego jest ogromna. zamiast wina - współwinna, brzmiało by to tak, że większa cześć wymieniających zdanie w tym drażliwym temacie by się zgodziła
Za zdradę w związku odpowiada tylko osoba zdradzająca. Co z tego, że są problemy w związku, że ktoś jest nieszczęśliwy, czy spełniony, co z tego, że wkrada się codzienność. Nie ma absolutnie żadnych okoliczności łagodzących, nawet starania kochanki. PO PROSTU NIE MA. Jesteśmy dorośli i sami podejmujemy decyzję przed kim ściągamy gacie, czy w co dajemy się wplątać. Zwykłą uczciwością jest zakończenie jednego związku zanim się wejdzie w drugi. Sami wiemy w jakie sytuacje się pakujemy i nie ma tłumaczenia, że hormony, że urok chwili. Każdy człowiek sam podejmuje decyzje znając ich konsekwencje, więc ponosi za nie 100% odpowiedzialność.