Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Przesadziłaś Marta - gdzie wyczytałaś w tym co napisałem o dopuszczanym "przebiegu" (jak to okropnie i ironicznie nazwałaś) kobiet. Jeżeli uważnie i ze zrozumieniem, przeczytasz drugie zdanie, które napisałem, zrozumiesz jaki jest mój stosunek do tej całej sprawy.
Jeśli rażą Cię moje sformułowania to pardon, ale jestem prosta i mało we mnie poezji i delikatności w dyskusjach. Chodzi mi o tak jasne stawianie sprawy, by trafiało do odbiorcy mimo iż może razić.
Gordian, wypowiedziałeś się w imieniu części facetów (jak dużej nie wiadomo), stąd moje pytania, bo dla mnie takie podejście (przywiązywanie wartości do dziewictwa) jest niepojęte i nielogiczne. Ale odpowiedzi z Twojej strony na moje pytania, które nie miały być w zamyśle retoryczne (bo ja Cię nie atakuję) brak.
Cytat
Czy ilość partnerów ma znaczenie? Pewnie, że nie ma!!! ...Ale zapytaj facetów; ilu z nich chciałoby być w poważnym związku z kobietą, która miała 10- 15 partnerów? Ciekawe jakie odpowiedzi uzyskasz? Takie są właśnie realia, bez względu na to, czy je rozumiesz (rozumiemy), i bez względu na to, czy nam się te realia podobają, czy też nie.
Czyli jednak ma znaczenie ilu partnerów miała kobieta, skoro faceci nie chcą być z tymi kobietami. Pytanie dlaczego, bo przecież logicznie rzecz biorąc seksualnej przyjemności dostarczyć umie ta co ma doświadczenie, a nie ta co w łóżku nie wie o co chodzi i leży jak kłoda. Do głowy przychodzą mi dwie odpowiedzi, obie o cechach prymitywnych, z którymi każdy dbający o swój rozwój wewnętrzny człowiek chciałby walczyć:
1. poczucie własności - ot, mam babę, którą miało już 10, to nie wiadomo czy ona moja czy któregoś poprzedniego
2. strach przed porównaniem z innym facetem w łóżku
Czy może czegoś nie dostrzegam i są jakieś inne odpowiedzi?
Cytat
Taaaaa, jasne. Jak wiele znasz tak cudownie przemienionych kobiet? Bo widzisz ja często czytam na tym portalu, o przemianach, ale w drugą stronę.
Widzisz, tutaj w mojej opinii współistnieją dwie kwestie. Kultura seksualna w naszym kraju, która wskazuje, by powstrzymywać się od aktywności seksualnej aż do ślubu lub przynajmniej poważnego związku, co w efekcie daje wygłodniałość seksualną i kiedy zrywa się wreszcie tama, najczęściej w skutek losowych zdarzeń w życiu a jednocześnie pod naporem niezrealizowanej seksualności, otrzymujemy efekt w postaci osób, że tak to nazwę parzących się jak króliki z byle kim i byle gdzie i byle często.
Myślę, że nie byłoby tego efektu, gdyby nie robić z seksu specjalnych wydarzeń, na specjalne okazje, z bardzo specjalną osobą i tylko w bardzo specjalnym momencie swojego życia. Gdybyśmy społecznie nie demonizowali tego, że młodzi ludzie, zmieniają partnerów, uczą się swojej seksualności, gdyby to była norma, to myślę, że szereg problemów związanych z przejściem na "złą stronę mocy" zniknąłby, bo nie byłoby czego szukać w tym seksie, nie byłby on tak istotny, bo każdy wiedziałby, że ten seks jeśli nie jest podszyty miłością (a nie tylko zauroczeniem), nie ma smaku.
Druga kwestia to czy ludzie się zmieniają. Gordian, tutaj też trzeba zróżnicować czy mówimy o kimś kto właśnie zdradził i zaciera ręce, to znaczy, że jest to jego sposób na życie, bo ten się raczej nie zmieni (chyba, że dotknie go traumatyczne doświadczenie, które przewartościuje jego podejście do życia) czy też o kimś kto dokonuje rozwoju wewnętrznego w przebiegu dojrzewania psychicznego. Ten drugi jak najbardziej może się zmienić. Osobiście mam serdeczną przyjaciółkę z lat dzieciństwa aż do czasów obecnych, która mniej więcej do wieku 25 lat hulała, od 25 zauważyłam, że to przestało już smakować, zaczęły się próby tworzenia poważnych związków - początkowo nieudane, a po trzydziestce ma jednego faceta, tworzy z tego co mi wiadomo fajny funkcjonujący związek, nie zdradza, bo nie ma takiej potrzeby smakowania seksu z kimś innym (ona te rzeczy po prostu zna i ma za sobą, mam na myśli fascynację seksem, a nie zdrady).
Cytat
Mógłbym podać parę nazwisk znanych osób, które mają doświadczenie w poprzednich związkach, są nawet uważane za mądre, pewnie też kochają, jednak - kolejne ich związki okazują się niewypałem. Ciekawe nie?
Gordian, no przecież już pisałam, że do tanga trzeba dwojga to raz, a po dwa, to, że ktoś jest powszechnie uważany za mądrego nie znaczy, że taki jest. W związku u niego nie byłeś i nie wiesz co jest "za drzwiami". Ja osób mądrych życiowo osobiście znam ledwie kilka i to wszystkie są po zdradzie. Czyli musiały wiele, wiele przecierpieć i wiele czasu poświęcić na dojście do siebie, przemyślenie, przewartościowanie swojego podejścia do życia oraz sprawdzenie tego w praktyce, czyli stworzenia nowego dobrze funkcjonującego związku.
Cytat
moja żona jest zupełnie inną kobietą, niż moja poprzednia partnerka. Lubią zupełnie inne rzeczy, mają zupełnie inne przyzwyczajenia, zupełnie inne spojrzenie na życie, na świat i na związek. Więc co mi daje doświadczenie z poprzedniego związku?
Gordian, nie wiem dlaczego tak spłyciłeś to co napisałam, sprowadzając doświadczenie w związku do poznanie konkretnej osoby. To tak jakbyś mówił, że rodzaj samochodu jest odpowiedzialny za to, że się rozbiłeś lub nie, a nie sposób w jaki prowadzisz.
Nie ma dwóch takich samych osób i moje rozważania na temat stworzenia optymalnych warunków dla rozwoju miłości i związku nie sprowadzają się do wiedzy jaką kawę na śniadanie lubi mój partner i czy w ogóle lubi kawę oraz czy jest cholerykiem a może sangwinikiem. Ja mam na myśli doświadczenie wewnętrzne, które mówi i pokazuje prawdę o nas samych, o tym na co nas stać, o naszych błędach, stereotypach i tzw. klapkach na oczach, o doświadczeniu, które uczy nas wypracowywać kompromisy, rezygnować z własnego "ja" na rzecz "my". I takie doświadczenie zdobywa się na własnej skórze.
Owszem to co wynosimy z domu ma jakieś znaczenie, ale nie takie, żeby o czymś przesądzało. Po prostu jedni mają łatwiej, bo już coś wiedzą,a inni niestety startują od zera. Wskazówki co do postępowania w Pieśni o miłości? Gordian, daruj, to piękna, wzniosła i romantyczna poezja, ale ja mówię o codziennym życiu, o którym w tym tekście nie ma ani słowa, a nie o uniesieniach miłosnych.
Cytat
Problemem nie jest brak doświadczenia, problemem jest brak dojrzałości, uczciwości, egoizm i takie tam...
Brak dojrzałości jest wynikiem braku doświadczeń, no bo jak dojrzeć, jak się rozwinąć, w oparciu o co? To się samo nie dzieje. Dojrzałość fizyczna owszem samoistna, ale psychiczna nie. Dlatego można być starcem i być mentalnie gówniarzem. Oczywiście samo doświadczanie to za mało, trzeba mieć jeszcze możliwość jego przetworzenia, czyli zdolność umysłu, chęć, tę uczciwość, o której piszesz, chęć rozwoju i chęć wyjścia z łatwego i wygodnego egoizmu, z którym się rodzimy.
Nie mam możliwości edycji więc poprawiam pod spodem, bo zdanie jest nie zrozumiałe:
że ten seks jeśli nie jest podszyty miłością (a tylko zauroczeniem), nie ma smaku.
Pomyliłam Pieśń nad Pieśniami z Hymnem o miłości. Ale myślę, że nie ma to większego znaczenia, bo w Hymnie o miłości również rzucone są jakieś hasła, co to do końca nie wiadomo co się za tym kryje (przynajmniej ja nie wiem), wiedzy o sobie samym również tam nie znajdziesz, ani żadnych konkretnych wskazówek praktycznych.
Kończę, bo z powodu późnej pory trudno o koncentrację, a zatem i o myślenie. I jeśli coś jeszcze napiszę, to potem będę musiała znowu odkręcać smiley
Pskow, tak jak wspominałem-masz obsesję na tym punkcie.
A co do ilości partnerek-nie jest to bardzo istotne.Ważne, zeby w zwiazku było dobrze a partnerka wierna.
To i ja sie wtrace...
osobiscie jestem przeciwnikiem nadmiernej rozwiazlosci, sex nie powinien byc eksperymentem z pierwszym lepszym(czy pierwsza lepsza) cialo nalezy szanowac tak jak calego siebie, ludzie latwo wpadaja w pulapki , moze jestem staroswiecka ale dla mnie intymnaosc z kims kogo kocham to jak przekroczenie progu swiatyni..nie twierdze ze sex powinien byc tematem tabu, bo wlasnie poprzez spychanie go do' piwnicy' czy wpajania poczucia winy za odczuwanie potrzeb dochodzi do roznych dewiacji i uzaleznien.Uwazam ze moze bardziej chodzi o kontrolowanie swojej sexualnosci by nie przerodzila sie w tani, jarmarczny, latwo dostepny towar..
Ubolewam nad erotyzowaniem wszystkiego ,w jednym z miejscowych sklepow z drobiazgami tuz przy kasie wisialy gwizdki w ksztalcie penisa, magazyny porno leza sobie obok national geografic, sex shopy w centrum miasta strasza wystawami a Rhiana lada moment zrobi pelny striptease na ekranie i dostanie za to nagrode MTV,..
a molodziez patrzy i uczy sie, owszem , ale rozdawac siebie w pubach po kilku drinkach....
Z mojego punktu widzenia- rozmawiajmy o seksie ale dolaczmy lekcje szacunku dla partnerki/ zony(parntera/zony) mowmy o tym ze owszem nie ma sie czego wstydzic ale jest o co zabiegac i co pielegnowac zeby bylo piekne a nie wulgarne....
zabawa seksem u niektorych przypomina bardziej zabawe nozem 7 latka, predzej sie pokaleczy albo sobie cos odetnie niz sie nauczy poslugiwac, rozumiec przeznaczenie przedmiotu
to moje skromne zdanie.Mam nadzieje ze nikogo nie urazilam
A co do ilości partnerek czy też partnerów - nie jest to bardzo istotne. Ważne, żeby w związku było dobrze a partnerka czy partnerka wierna.
To wszystko co przed związkiem ma naprawdę marginalne znaczenie oczywiście w obyczajowych granicach. Taka mała gwiazdka pod tekstem.
W naszym społeczeństwie kobieta mająca wielu partnerów to puszczalska a facet to już nie koniecznie i o tym należy również pamiętać. Życia nie da się znormalizować w każdej sferze.
Tezeusz dotknął bardzo istotnego problemu...facet jak sie puszcza to macho..a kobieta to puszczalska lu poprostu ku...wa.... to jawna dyskryminacja kulturowa. Ja tam seksu nie mitologizuje....ni dodaje mu dodatkowych wartosci....choc zaznaczam ze bez danej relizacji w tym zakresie nie ma szans na udany zwiazek...tak uwazam. Ijeszcze raz dodam ze uwazam ze ilosc partnerow przed zwiazkiem nie ma znaczenia. wazne by w zwiazku byla szczerosc i wiernosc.
No cóż,w zyciu ważne,żeby nikomu krzywdy nie robić,czyli nie ładować się na trzeciego(w nawiązaniu do tematu),a kto ,co robi ze swoim tyłkiem,to jego sprawa.Nie ma co moralizować.Jestem niestety niedzisiejsza,więć wierność i miłość ma dla mnie ogromne znaczenie,jednak nie zapominam,każdy może sam dokonywać wyborów.I jeszcze jeden aspekt;Fizjologia,najnormalniejsza,najzwyklejsza,układ hormonalny.
Z drugiej strony,po co komus opowiadać o tym co było?Wychodzę z najprostszego załozenia pod słońcem-było minęło,a o poprzednich facetach nie opowiada sie nowemu,W ogóle to temat szalenie dyskretny,dwoje ludzie,doroslych,wolnych,ma prawo do zycia seksualnego,pamiętając o wszystkich konsekwencjach.To,co robią między sobą,to tylko i wyłącznie ich sprawa,a opowiadanie tego komukolwiek,jest niczym innym jak kompletnym brakiem dojrzałości.
Tezeusz podsumował mocno,niestety prawdziwie,nalezy tylko pamiętać,ze mity ,które narosły w naszym społeczeństwie sa dziełem wiekszości z nas.Spotkałam się z najprostszym męskim rozumowaniem,na pozór prostym jak drut,po zastanowieniu,jak drut kolczasty.Mam kolegę,wykształconego,ustawionego zawodowo,po rozwodzie juz dawno.I zawsze spotyka sie z kobietami około czterdziestki.Kiedys go o to zapytałam.Powiedział prosto;
Nie planuje dzieci,ale gdyby tak sie stało,będę dobrym ojcem.Nie wiem,czy będę potrafił jeszcze kiedykolwiek zaryzykować małżenstwo,kobiety młodsze sporo ode mnie,patrzą na życie przez pryzmat:chcę,kobiety w moim wieku;mówią dam i wezmę.
Proste,logiczne rozumowanie faceta...
Wbrew pozorom nie spłycam problemu, Marto. Po prostu mam inne zdanie na temat doświadczenia w związku. Miłości nie można się nauczyć, miłość jest, albo jej nie ma. Przykro mi, że nie rozumiesz hymnu o miłości, bo w sumie nie jest to tekst trudny: "(...)I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego,
nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje"... Zawsze myślałem, że jest to prosty tekst i bardzo zrozumiały, więc szczerze mówiąc trochę mnie zaskoczyłaś... A rezygnacja z własnego ja, na rzecz MY, wcale nie musi być "wypracowana" doświadczeniem, a zwyczajnie może wynikać z kultury i inteligencji.
Tezeuszu, nasze społeczeństwo się zmienia - od dawna. Piętnujemy facetów, którzy zaliczają kolejne kobiety i odwiedzają prostytutki - jest to bardzo widoczne choćby na tym portalu, ale nie tylko. Jeżeli kobieta, albo mężczyzna posiadali (żyli w związkach) z dużą ilością partnerów, to w moim umyśle włączają się wszystkie dzwonki alarmowe - jest to chyba sygnał, że coś jest nie tak, że najprawdopodobniej taki partner może być niestabilny w swoich uczuciach i może być niedojrzały pomimo jak pisze Marta "doświadczeń" wyniesionych z poprzednich związków (umiejętność kompromisu i parę innych cech, o których wspomniała). Może się mylę, ale ktoś kto był np. sześć razy w związku małżeńskim, nie wzbudza we mnie zaufania - przepraszam jeżeli kogoś uraziłem, jednak takie są moje subiektywne odczucia. Być może, ktoś uważa, że nie ma to dla niego żadnego znaczenia, ale w tym momencie musi być albo naiwny, albo zwyczajnie tak doskonały, że prawie święty.
Wbrew pozorom nie spłycam problemu, Marto. Po prostu mam inne zdanie na temat doświadczenia w związku
Gordian, ja tylko czytam każde zdanie, które piszesz i próbuje zastanowić się co ono w praktyce oznacza, a nie odczuwać coś między wierszami. I wychodzi mi to co wychodzi. Nie rozumiemy się, bo ja piszę o czymś innym, a Ty o czymś innym.
Cytat
Miłości nie można się nauczyć, miłość jest, albo jej nie ma.
Wg mnie pociągu fizycznego do konkretnej osoby nie można się nauczyć, bo to geny, feromony, sama chemia. Natomiast jeśli chodzi o budowanie więzi, związku - wydaje mi się ,że to jest rzecz, którą można wykonać tylko przez nauczenie się tego. Nie wiem jaka mogłaby być inna droga.
Cytat
A rezygnacja z własnego ja, na rzecz MY, wcale nie musi być "wypracowana" doświadczeniem, a zwyczajnie może wynikać z kultury i inteligencji.
No to powiem Ci, że jestem gupia jak but i niekulturalna. To się o sobie dowiedziałam
Dziecko jest egoistyczne, a nie kulturalne (no inteligentne może być) takie się rodzi, bo musi przetrwać i matka natura nastawia je na siebie samego. W toku rozwoju, ale nie fizycznego tylko umysłowego uczy się wyzbywać tego egoizmu (albo i nie). Niestety na pewnym etpie rozwoju umysłowego można się zatrzymać, po prostu. I niebanalna rolę ma tutaj samoświadomość.
Cytat
Przykro mi, że nie rozumiesz hymnu o miłości, bo w sumie nie jest to tekst trudny
Gordian, dla mnie jest to po prostu infantylne przedstawienie miłości. Takie bajki o miłości, które nie wiadomo jak i kiedy i w jakiej ilości zastosować w praktyce. To znaczy wiadomo - wszytko i zawsze i do końca i po grób. Tylko teraz odnieś to do osób, które np.: zostały zdradzone. Nie zachowają tego rodzaju miłości, bo to niemożliwe.Nie będą cierpliwe, nie będą łaskawe, nie będą znosić, wierzyć, pokładać nadziei i nie wszytko przetrzymają, będą zazdrościć, unosić się gniewem, i będą pamiętać po kres dni swoich To czy to znaczy, że te osoby nigdy nie kochały? A te, które po probach naprawienia związku odeszły i po czasie zobojętniały na partnera (to chyba naturalna kolej rzeczy), też nigdy nie kochały?
Dla mnie rodzaj miłości z Hymnu to twór sztuczny.
No dla mnie tez. Hymn o milosci to raczej "ładna bajka" przepraszam niechcialem urazic nikogo mocno wierzacego itd..to jest moje zdanie wynikajace z doswiadczen..i z mocnego stapania po ziemi..fakt ze czasem mi ludzi zarzucaja zbyt realistyczne i twarde spojrzenie na otaczajaca mnie rzeczywistosc..no ale taki jestem.
Kochac zapewne nie mozna sie nauczyc..ale czym jest kochanie? mozna sie nauczyc: , wierzyc, szanowac, byc partnerem, fajnie spedzac czas, nie ranic,czerpac radosc z sexu z bycia razem, mozna rowniez sie nauczyc wspolnie wychowywac dzieci- tego wszystkiego mozna sie nauczyc. W momencie gdy wydawalo mi sie ze przestalem kochac postanowilem ze sie tego wszystkiego naucze..i ze bede dobrym uczniem...ucze sie ...i wydaje mi sie ze pojawilo sie znow uczucie tak mi sie spodobalo te uczenie..spodobalo mi sie bycie dobrym partnerem
Monika napisala madra rzecz..'nie ma co moralizowac..wystarczy zachowywac sie normalnie nie wchodzic na trzeciego, wystrczy byc porzadnym...wydaje mi sie ze przez to co przeslismy paradoksalnie zrozumuelismy co to jest szacunek ....a raczej brak szacunku i nie chemy do tego wrocic
Nie pochwalam 6 zwiazkow malazenskich ..ale pochwalam bujne zycie przed malzenstwem...my popelnilismy ten blad i nie dalismy sobie szansy wyszalec sie przed malzenstwem. Dlatego goraco namawiam mlodych by czekali z ta "ostateczna" decyzja.. i do teo momentu korzystali z zycia. Bo brak dobrze zdefiniowanych potrzeb seksualnych i mozliwosci ich realizacji moze oznaczac dla zwiazku katastrofe.
Może kwestia leży też w braku prostego przełożenia "więcej partnerów, większa szansa na zdradę później".
Oczywistym jest jak już tu parę osób wspomniało, że brak jakiegokolwiek doświadczenia może nie być zbyt dobre. Tak samo logicznym się wydaje, że liczba np 6 związków w ciągu 4 lat też wskazuje na brak umiejętności bycia razem lub niechęć do tego lub słabe umiejętności wyboru odpowiednich partnerów. To również nie jest dobre.
Może kwestia właśnie w tym, że to nie jest liniowe czy też wprost proporcjonalne? Gdzie jest granica (do tylu jest ok a powyżej nie)? Nie musi być wcale jasno określonej granicy.
I o tej granicy Shigoto wlasnie pisalam( moralizowalam)
Uwazam , nie powinno sie przesadzac w zadna ze stron, trudna jest sztuka utrzymania wzglednej rownowagi ale chyba tylko w ten sposob mozna jakos utrzmac sie w pionie by nie zrobic z ciebie i swojego ciala towaru ale tez by nie zyc w totalnym celibacie, bo nie do tego czlowiek zostal wyposazony w zmysly, uczucia i to cialo wlasnie....
Milosc jest w zalozeniu czyms idealnym, ponadczasowym i kazdy za taka miloscia teskni momowolnie, rzeczywistosc sprowadza nas na ziemie w tej kwestii , pojawia sie zawod, bo w sumie nikt nie jest kochany tak jakby tego chcial i sami tez czesto nie kochamy tak jak inny by tego chcieli- konflikt potrzeb?wyobrazen?...
gdyby moj maz byl playboyem zanim sie poznalismy, zastanowilabym sie 10 razy zanim poszlabym z nim na kawe, bo jaka moglabym miec gwarancje ze kiedys nie skoncze jako jedna z wielu o ktorej latwo zapomniec?...
A gdyby spojrzeć na to z drugiej strony. Częsta zmiana partnerów nie jest objawem puszczalstwa a poszukiwaniem ideału. Kogoś kto spełni nasze wymagania. Być może niektórzy nie są, lub nie chcą akceptować wad drugiej połówki i właśnie dlatego następuje wymiana na lepszy, nowszy model. Jeśli i ten nie osiąga wymaganej perfekcji szukamy dalej i tak w kółko, aż do osiągnięcia satysfakcji. Naturalnie o ile można takowa idealna połówka istnieje.
Czy takie stwierdzenie jest genialnym wytłumaczeniem dla osób zmieniających partnerów w wiadomym celu?.
Trzeba przyznać, że w naszym społeczeństwie opowiastki na temat ilości partnerów nie działają na korzyść. Dla jednego dana ilość to za dużo albo za mało. Czy w takim wypadku najlepiej wcale się nie przyznawać?. Nigdy nie wiadomo jak zostaniemy odebrani.
Czy prawdą jest, że Panowie zawyżają liczbę partnerek a Panie wręcz odwrotnie?.
Tak jak w każdym innym działaniu człowieka. Ktoś kto np pierwszy raz siada za kółkiem samochodu nie jest aż tak rozeznany i przewidujący jak ktoś, kto jeździ od jakiegoś czasu (Myślę, że łatwiej zasnąłbyś na miejscu pasażera wiedząc że prowadzi ktoś obeznany z samochodem niż ktoś co dopiero usiadł). Podobnie w związku. Oczywiście nie oznacza to że dłuższa jazda=bezpieczeństwo, ale chodzi właśnie o ten brak granicy.
Jakiego rodzaju doświadczenie? Chociażby doświadczenie związane ze złością, z rozstaniem, z uświadomieniem sobie co się traci, z uświadomieniem sobie jak łatwo się rozstać a trudniej naprawić.
Shigoto, podoba mi się nawet to porównanie do jazdy samochodem. Tylko czy nie uważasz, że rozstanie/zdrada to wypadek ze skutkiem śmiertelnym? Czy takie doświadczenie jest komukolwiek potrzebne? Niejednemu być może tak.
Dla kogoś takiego jak ja właśnie tak jest - tak mi się rysuje to porównanie.
Porównania maja swoje zalety i wady. Wadą jest to, że konkretnie ja dalej nic nie wiem. Czasami używa się przenośni by nie mówić wprost...
Moze bardziej wypadek,którego skutkiem jest spiączka.Potem Człowiek sie z niej budzi,długo i boleśnie,wsiada za kierownicę i dalej jedzie.Tylko powoli i ostroznie,doceniając świat ,zwracając uwage na szczegóły.
Zamyka sie jakis etap szaleńczej jazdy,łamania przepisów,obawia sie punktów karnych i kieruje ostroznie.No oczywiście pod warunkiem,ze z tej śpiączki,w jaka go wpędziłą zdrada sie obudzi.
Ja tam jestem romantyczką,ciągle wierzę,że w zyciu jest miłość,zaufanie,że są ludzie ,którym warto dawać siebie.Inwestycja w uczucia teraz tylko musi byc bardziej ostrozna.
A co do ilości...
Każdy sam kieruje swoim życiem...
pskow napisał/a:
Shigoto, podoba mi się nawet to porównanie do jazdy samochodem. Tylko czy nie uważasz, że rozstanie/zdrada to wypadek ze skutkiem śmiertelnym? ...
Dla kogoś takiego jak ja właśnie tak jest - tak mi się rysuje to porównanie.
Porównania maja swoje zalety i wady. Wadą jest to, że konkretnie ja dalej nic nie wiem. ...
Dałem tylko przykład z innej dziedziny życia, że brak doświadczenia może nie być dobry (a propos przykładu kierowców - ci o 20 letnim stażu powodują więcej wypadków niż ci o 10 letnim).
Absolutnie nie porównałem DOŚWIADCZENIA do WYPADKU (jedynie do jazdy samochodem) To chyba bardziej analogiczne.
(Wypadek bliższy jest rozstaniu jeśli chodzi o analogie)
Bardziej wprost moje zdanie?:
Do kilku nieudanych związków wcześniej - nie wpływa znacząco na ilość zdrad.
Powyżej kilku nieudanych związku wcześniej - wpływa.
Jednak ciągle zaznaczam, że jest dużo warunków - ilość lat który rozpatrujemy albo jakie to były związki albo z jakiego powodu się nie udały.... itp itd.
Tak właśnie myślałem, że ta analogia do niczego nie prowadzi. Nie było w niej głębokiej metafory, a jedynie sprowadzenie związku między kobietą, a mężczyzną, do techniki relacji. Czy naprawdę tak ma wyglądać analiza wspólnoty małżeńskiej, narzeczeńskiej? Co jest głównym czynnikiem łączącym pary? I czy na tym poziomie dosłowności można poszukiwać jakiś cech wspólnych: prowadzenia samochodu i tworzenia związków małżeńskich/rodzinnych?
Więc Shigoto,
1. Co chcemy osiągnąć, gdzie te umiejętności będą wykorzystywane, w jakim celu?
2. Jak ma przebiegać ten proces uczenia się?
3. Czy w tym procesie można wyróżnić jakieś etapy osiągania dojrzałości, umiejętności, które mogą dać jakąś gwarancję właściwego funkcjonowania, uprawniają do pewnych przywilejów i zapewniają potencja spełnienia obowiązków.
To są bardzo ważne pytania, których moim zdaniem nie można zbyć porównaniami. warto zastanowić się bardzo konkretnie i fajnie, zę ten wątek poruszyłeś.
Liliand1, dawno Cię nie było
Nie wiem co Ci przychodzi do głowy? Ja owszem mam pewien pogląd, ale chcę go ukształtować ponownie, pod wpływem bardzo i cennych wszystkich wypowiedzi. Jedynie musiek i B52 mnie trochę zawiódł .
Np B52 strasznie zdawkowo potraktował temat:
Cytat
A co do ilości partnerek-nie jest to bardzo istotne.Ważne, zeby w zwiazku było dobrze a partnerka wierna.
W zasadzie trzeba by sie wszystkiego domyślać co autor miał na myśli.
Określenie "nie jest bardzo istotne", daje do myślenia. Niby nie jest, ale tylko bardzo, czyli jakby może trochę istotne . B52, czyżby przemawiało przez Ciebie jakieś drugie JA, ukryte, pod maską?
"partnerka wierna"- brawo! Tylko wytłumacz mi czemu ma być wierna. Przecież może być dobrze jak wierna nie będzie. Jest jeden warunek - higiena i luz.