Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Jeśli w dwóch osobach jest determinacja, żeby być razem to bez względu na przeszłość warto próbować.
Jagodo, to jest właśnie problem. Nie ma zaufania, bo ... wzięło w łeb. Skąd wiadomo, że w dwóch osobach? Przecież wcześniej było wiadomo, że obie chcą być razem. Skąd więc zdrada?
Gruszko, przeczytałem uważnie Twój post. Istotą naszej różnicy jest to, czego się chce w życiu. My wyraźnie chcemy czegoś innego w związkach. Jeśli mam być szczery, to jeśli mam przy kimś "trwać", to wolę być sam. Czuję się ze sobą ogólnie dobrze, a z seksem też facet może sobie poradzić nie angażując się zbytnio. Nie widzę wartości w związku tylko dlatego, że jest (temat już poruszany).
Te przemyślenia co do mojej ex - jest mi lepiej widzieć rzeczy jeśli przenoszę je do swojej sytuacji. Temat wyszedł w jednym z wątków. Nie mam do niej specjalnych sentymentów, aczkolwiek od jakiegoś czasu noszę się z tym, żeby spróbować z nią normalnie porozmawiać i wyjaśnić szczerze, że nie mam do niej pretensji za to, że próbowała realizować swoje potrzeby, na które nie było miejsca w związku, bo przeskoczyła pewien etap w swoim życiu (też kiedyś o tym rozmawialiśmy). Zrozumiałem to na tyle, że teraz wiem, że musiała wybierać: albo trwać przy mnie i być nieszczęśliwą, albo szukać własnego szczęścia. Jedyne o co mam pretensję, to dlaczego mi o tym nie powiedziała, nie zaufała na tyle, że ja to zrozumiem.
Gruszko, uzasadniasz moje pytania-wątpliwości miłością. OK. Tylko mi nie wystarcza że ja kocham. Ja chcę być też kochany. Szaleńczo i bezrozumnie
Nie jestem po to, żeby dawać komuś szczęście, a samemu napawać się tym, że daję. Ja mam także potrzeby żeby brać.
Co do dzieci, to temat też już , nawet parokrotnie, przerabialiśmy. Nie jest dobre wzrastanie dzieci w rodzinie gdzie nie ma zaufania. Ale też to zostawmy, bo tu niczego nie wniesiemy nowego w tym temacie.
Gruszko, ja nie namawiam do niedawania drugiej szansy. Dajmy nawet 3-cią i 4-tą. Tylko nie oszukujmy się. Bo to też działa na naszych partnerów. Ja jestem prawie pewien, że mojej ex było o tyle łatwiej za drugim razem, bo za pierwszym właściwie nic się nie stało z mojej strony. Wybieliłem ją i tyle. Gdybym wtedy od razu trzasnął drzwiami i wrócił dopiero po tygodniu, pewnie bardziej by uważała.
Tylko z drugiej strony ona i tak miała swoje motywy, więc pewnie tylko odsunąłbym to w czasie.
Abi zgadza się jeśli ten uraz będziemy pielęgnować to napewno tak będzie ale jeśli nie z czasem zostanie tylko rysa i wspomnienia do których nie będziesz wracac bo chcesz i wiesz tego napewno że chchcesz z nim byc i się zesiwiec
Bob ale ja nie "trwam" w związku i nie jestem cierpiętnicą rozwijamy się oboje i wiem ze kochamy się oboje .
Chcę zwrócic uwagę na to że nie można (moim zdaniem )od razu kogoś skreślac (chyba że się znęca psychicznie i fizycznie)bo zdradził to tak jak włącz i wyłącz telewizor skoro sie kocha przed zdradą to nie można go w ciągu nie wiem minuty nie kochac bo (nikt nie jest bez wad)sa jeszcze chwile te dobre dla których z tym człowiekiem chce się jednak mimo wszystko byc
Co do dzieci to właśnie powinny widzic jak rozwiązuje się takie problemy oczywiście z rozsądkiem bo za parę lat nie będą wiedziły co to takiego małżeństwo.
Bob ja myślę że nie oszukujemy sie Ty dałeś szansę jeśli nie skorzystała nie umiała no to baj baj!!
Ja właśnie nie rozumiem takich kobiet/mężczyznpo co się pakują czy szukają wrażeń w takie związki mogą za pierwszym razem już mówić co jest grane a oni kręcą mataczą i myślą że wszystko ujdzie płazem
Oszukiwali byśmy siebie samych wtedy gdy dajesz ten kredyt zaufania na20lat a oni w tym czasie i tak by zdradzali a my usilnie chcieli byśmy w to wierzyc
------------------------------
Pozdrawiam Grusza
Gruszko, jak tak czytam co piszesz, to się wydaje, że to takie proste jest. A raczej nie jest.
Ludzie łączą się w związki po to, żeby realizować własne potrzeby. Nie tworzą związków dla samych związków. Potrzebują w tych związkach różnych rzeczy, w zależności od tego ile mają lat, czego w życiu doświadczyli, czego jeszcze nie. Jak widzą świat, co jest dla nich ważne, a co nie.
Póki większość z tego, co potrzebują, załatwia związek, to jest OK, jest dobrze. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy z przyczyn ich indywidualnego rozwoju związek przestaje zaspokajać ich potrzeby. Teoretycznie wtedy mogą spróbować rozmawiać z partnerem, o ile jest on w stanie te potrzeby zaspokoić.
Albo szukają zaspokojenia tych potrzeb poza związkiem.
Gruszo, ja nie miałem szansy zaspokoić potrzeb mojej ex. Bo ona będąc w związku ze mną dorosła, po paru latach ocknęła się z potrzebą potwierdzenia swojej kobiecości, którą odkryła/przestała się bać czy co tam jeszcze. A ja jako jej facet nie byłem w stanie jej tego potwierdzić, bo ja ją kochałem i z automatu dawałem jej wszystko, bez warunków. Ona potrzebowała się przejrzeć i to nie w jednych oczach. Bo potrzebowała uzyskać potwierdzenie własnej wartości, czego jej widać brakowało jeszcze przede mną. A to, co ja jej dawałem to nie było tą wartością. Ona potrzebowała być adorowana, podziwiana. Ja mogłem się przy niej tylko męczyć. I ona to zrozumiała szybciej ode mnie. I to jest rzeczywistość, faktyczny powód tej zdrady z którą się sam zetknąłem. Nie jakieś "zbłądzenie". Gruszko, ja nie miałem szansy z tym czegokolwiek zrobić. Tu nie chodziło o konkretnych facetów z drugiej strony. Chodziło o niezaspokojone potrzeby.
Ludzie nie zdradzają ze względu na kogoś konkretnego, kto im się pojawia na drodze życia. Zdradzają ze względu na to, co mają we własnych głowach.
Dla zdradzanych jest istotne, czy te przyczyny z głowy partnera można wyeliminować czy też nie. Być może część rzeczy można "wyleczyć" miłością. Ale czasem jest tak, że ta miłość stoi wspak potrzebom tej drugiej strony - tak jak było w moim przypadku.
Pierwszym grzechem, zaniechaniem i błędem jest widzenie związku "za dwoje". Ja tak robiłem przez parę lat. Robiłem propagandę sukcesu, jaki to mój związek jest szczęśliwy, doskonały. Wszelkie próby rozmowy sprowadzałem do wykazania, że przecież nam jest cudownie.
W efekcie przestała po paru latach ze mną rozmawiać. Bo chciałem żeby powiedziała co jest nie tak, a ona nie potrafiła opisać tego, co czuje. Bo pewnie wtedy sama nie wiedziała o co chodzi. Dopiero jak zjawił się jakiś facet i zaczął ją podrywać. Dowiedziała się czego potrzebuje.
Gruszko, problem jest taki, że ludzie czasem łączą się za szybko w pary na poważnie. A po latach wychodzą niezaspokojone potrzeby. To jest przyczyna zdrad, faktyczna przyczyna. Zbyt późno dojrzewamy, model społeczny źle widzi osoby zbyt często zmieniające związki. Sami sobie nie dajemy czasu żeby nauczyć się o co chodzi. Żeby bardziej świadomie wybrać. Dopiero teraz, tutaj na tym forum, uczymy się co jest istotne, jak patrzeć na drugą płeć, czego wymagać, co cenić, a co jest nieważne. Późno, o wiele za późno.
Nie zastanowiło Cię dlaczego tak jest, że pomimo iż mamy za sobą kilkuletnie związki, nawet tutaj na forum uczymy się porozumiewać z płcią przeciwną? O czym to świadczy? Że porozumiewaliśmy się w związkach? Raczej nie. Świetnie wiemy za to, że ten drugi/ta druga nas kocha. Ale skąd jak nie umiemy się porozumiewać? Bo tak powiedział/powiedziała? Jedno słowo ma taki ciężar, taki wydźwięk?
A może on/ona nas kocha bo sami tak chcemy, żeby tak było?
To ma być taka magia? Magiczna siła własnej miłości.
No cóż, moje czary nie wyszły.
Jagodo, pamiętam ten początek, ciężko było tutaj przetrwać. Emocjonalnie trudno. To nasze starcie też, prawie wtedy poległem.
Tak więc niniejszym usuwam swoją sygnaturkę, już nie jest potrzebna.
Jagodo, mam duży szacunek do Ciebie i nie tylko za te słowa powyżej. To forum jest silne wartościowymi ludźmi, którzy tu przebywają. I ja się z tego cieszę.
---------------------------------------------------------------------------------- Sentymentalnie, po raz ostatni
Powyższa wypowiedź jest adresowana tylko do osób wymienionych. Nie odpowiadam ze spustoszenia wywołane moimi słowami u pozostałych czytających.
Uwaga! Na tym forum oraz poza nim nie próbuję dyskredytować kobiet.
Bob, z jednym masz rację i tu zgadzam się, bo dostałem na to potwierdzenie - osoba zdradzająca w momencie zdrady czy romansu nie czuję miłości do osoby zdradzanej. Myślę, że nie musi to być od razu całkowita utrata miłości, a może jakieś wypalenie. U mnie całe szczęście został jakiś taki mały żar, dopalające się drewienko. Dołożyłem trochę siania, zacząłem mocno dmuchać i udało się. Ognisko rozpaliło się na nowo i mam wrażenie czy nadzieję, ze tak szybko nie zgaśnie, Na początku tylko ja dokładałem drewna, biegałem z siekierą z siekierą po lesie, wyrąbywałem ususzone drzewa... Teraz pilnujemy ogniska razem... I jest co raz większe...
Wierzę w to, że można po zdradzie ułożyć wszystko od nowa, być szczęśliwym. Mamy tu na forum wiele przykładów, że ludziom zaczyna się układać - nawet w tym wątku, w ostatnich postach - Finka, Grusza. Abi chyba też jest na dobrej drodze...
Jagodzie się nie udało, nie udało się też wielu innym osobą...smutne to jest i nawet już nie chcę sobie wyobrażać, jak bym się czuł gdyby mi też się nie udało Nie wiem, mam wrażenie, że te bym dochodził do siebie wiele miesięcy..
Porównywałeś miłość do fajki - no może coś w tym jest, może mimo lekkiej ironii trafiłeś? Może wystarczy pociągnąć mocniej, skoncentrować się, podmuchać...
Jagoda, super to co napisałaś o Bobie - ja go cenię od pierwszego posta jakiego przeczytałem. Bob lubi prowokować, nie zawsze się z nim zgadzam, ale szanuję i lubię...
Ja też lubię boba Wczytuję sie w jego wypowiedzi jak i twoje rise against, ponieważ są to myśli nie tylko zdradzonych ale jak dla mnie najwazniejsze, mężczyzn. Staram się przez to bardziej zrozumieć tą płeć dla wiadomych potrzeb. Mój mąż ma trudności nie tyle z okazywaniem emocji co wyrażaniem ich słowem. Nie lubi jak zadaje dużo pytań. Jest oszczędny w słowa a ja zbyt dociekliwa. Jego pierwsza odpowiedź to zazwyczaj dla mnie mało. Potrzebuję więcej drobiazgowości. Coś co on okresli dwoma wyrazami ja 5 zdaniami. zawsze się smieje, że juz zapomniał co bylo na poczatku mojej wypowiedzi. U mnie jak w wypracowaniu poczatek, rozwiniecie i koniec. Gdzieś w srodku tego sprawa o która faktycznie chodziło.
zawsze myslalam, że nie lubi ze mna rozmawiać, że moze mysli, ze ja nie zrozumiem. terza uswiadamiam sobie, ze on po prostu taki jest. Inny niż ja k kobieta.
A ja jako jej facet nie byłem w stanie jej tego potwierdzić, bo ja ją kochałem i z automatu dawałem jej wszystko, bez warunków.
I tu tkwi problem w nas wszystkich(bob właśnie brakowało mi tych słów)
Możemy się spierac -nazwałeś mnie radyjo ,uważałeś nie które posty za manifest itd itd
kochaliśmy za bardzo dawaliśmy z siebie wszystko i tu tkwi nasz błąd.
Zauważyłeś że jednak możemy ze sobą prowadzić dyskusję mimo różnicy naszych kosmetycznych poglądów nawet zdjołeś sygnaturkę
więc dlaczego w danym związku nie zacząc właśnie od zdjęcia takiej sygnaturki mnie ona bardzo hamowała moje odpisy na twoje posty i pewnie mi odpiszesz że o to właśnie chodziło .
Ostatni człon twojej wypowiedzi to: masz rację Rozmowa Rozmowa i
jeszcze raz rozmowa jak się okazuje tego też trzeba się nauczyć
I jeszcze jedno napiszę jeszcze nie jeden manifest czy to się będzie podobało czy nie .I właśnie o to chodzi żeby ktoś popukał w czółko jak trzeba i pogłaskał po główce jak trzeba ja nawet odświeżyłam słowniki dla tego forum i tak ma być!
JESTEŚCIE WSPANIALI WSZYSCY POZDRAWIAM GRUSZA
Gruszko, masz rację, tylko że kto z nas wiedział lata temu, żeby kochać "warunkowo"? Mi się zawsze wydawało, że jak będę mocno kochał, to dostanę to samo z drugiej strony.
Wiesz, problem jest taki, że nie zawsze można wrócić po zdradzie do rozmów. To zależy ile jest determinacji i to po obydwu stronach. I to nawet to nie jest kluczem do sukcesu.
Problem jest taki, że jedna ze stron w pewnym momencie życia dorasta i chce być inaczej postrzegana. I jakoś wstydzi się tego, kim była wcześniej. Wiesz, to tak jak ze zmianą środowiska, otoczenia. Wtedy można zacząć ponownie i być "nowym człowiekiem". Ja mam wrażenie, że o to chodziło w tamtym moim związku. Że nie tyle ja byłem problemem, co ta przeszłość powiązana ze mną. Byłem jak kotwica (albo kula u nogi). A moja ex chciała "zrzucić skórę". I łatwiej było zrobić to z kim innym.
Wiesz, pewnie zabrakło chęci. Może w tej godzinie próby wyszło jej, że ta miłość do mnie jest po prostu za słaba.
Gruszko, nie mam nic przeciwko pewnym poglądom, ideologiom, o ile pozwalają ludziom myśleć a nie propagują uproszczone, zamknięte i nieprawdziwe schematy. A z radyjem przesadziłem, puściły mi lekko emocje. Gruszko, jestem pozytywnie rozczarowany poziomem naszych wzajemnych dyskusji i chęcią zrozumienia poglądów "przeciwnika".
Mi się zawsze wydawało, że jak będę mocno kochał, to dostanę to samo z drugiej strony.
Bob, mi to chyba dalej się tak wydaje... Ale "naiwny" to chyba moje drugie imię. Na dodatek 10minut temu moja kobieta zaliczyła focha, bo jestem smutny i zepsułem nastrój przy obiedzie. Kurde! Jak mam doła to jestem smutny! Nie potrafię się sztucznie uśmiechać i mówić "Frytki pyszne jak nigdy". Mam zły dzień, a mam jakiś taki zrąbany charakter, że jak mnie złapie to nie chce puścić... Sam namawiam wszystkich do tego co wy: rozmowa, rozmowa... ale teraz to jest ostatnia rzecz jaką bym chciał z nią robić... Mam teraz demony w głowie i nie mogę się ich pozbyć... Nie wiem, czy to kolejna próba wytrzymałości, fatum czy po prostu karma... Chciałbym teraz włączyć się w tok tej dyskusji, ale jakoś nic rozsądnego do głowy mi nie przychodzi... Wybaczcie więc drodzy forumowicze, że po wyżywam się choć na klawiaturze, może dzięki temu mi ulży. Fince i Niesi już dzisiaj humor zepsułem, mam nadzieję dziewczyny, że mi wybaczycie...
Niech mnie ktoś walnie w łeb, to może mi coś w końcu zaskoczy...
Rise, no co TY? wogóle mi humoru nie zepsułeś więc nie spełnię Twojej prośby o użycie siły
są dni lepsze i gorsze,
ostatnio szukam na siłę rozbawiaczy aby choć chwilę szczerze się pośmiać i takie coś znalazłam
może Was też na chwil rozbawi(sorki że to nie na temat)
http://kasiamiko.wrzuta.pl/film/4jvWHYnmfy/mpo
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Wiecie co mnie dzisiaj w tej całej sytuacji najbardziej zabolało? To, że mam świadomość, że ciągle jestem tą stroną słabszą, tą co liczy na łaskę oprawcy. Czasami mam wrażenie, tak jak dzisiaj, teraz, że czek a tak jak by na moje potknięcie, żeby się wyczyścić z winy, żeby zepchnąć ją na mnie... Prosiłem ją, żeby po prostu na chwile dała mi odetchnąć, zostawić samego z własnymi myślami, tak po prostu... Najgorsze jest to, że sama też tego ode mnie wymaga... potrafiłem zabrać wtedy dziecko i psa na spacer... potrafiłem jej dać całusa na dowidzenia... wiedziałem, że potrzebuje chwili wytchnienia. Teraz kiedy jest odwrotnie nie potrafi tego tolerować...Położyłem się na łóżko, zamknąłem w oczy i wsłuchałem się w muzykę, a ona oschle zapytała czy jadę z nią do rodziców czy nie.. Jak odpowiedziałem, że nie walnęła drzwiami i poszła bez słowa...
Mały chaos wdarł mi się do posta, ale to chyba i tak nic w porównaniu z tym co mam teraz w głowie.. Nienawidzę takich chwil.. Staję sie wtedy radykalny, mam ochotę zabrać się stąd jak najdalej, mam ochotę wypluć z siebie swoje najgorsze emocje, powiedzieć jej, wykrzyczeć ile bólu i płaczu mnie to wszystko kosztowało, ile pracy nad sobą musiałem w to wszystko włożyć... Nie wiem, czasami mam wrażenie, że ona myśli, że to wszystko jest takie proste.. że ja jestem spokojny, tolerancyjny i opanowany, więc mi wszystko przychodzi z łatwością... Kocham ją, a nie mam ochoty w tym momencie nawet na nią patrzeć, mimo, że jest piękną kobietą... Głupie to wszystko i irracjonalne...
Rise, wiem o czym mówisz... w takich momentach jak czułam że zaraz pęknę poddawałam się tym emocjom żeby nie zwariować, krzyczałam, wypominałam nie zważając jak to odbierze
pierwszy raz zachowywałam się jak egoistka, chciałam tylko żeby mi było lepiej
ale nie radze robić tego samego, już tak nie robię od jakiegoś czasu, u mnie podziałało ale każdy jest inny, no i on mi drzwiami nie trzaskał tylko siedział ze spuszczoną głową,potem i tak bałam się że sobie coś zrobi, mniej bałam się że odejdzie,
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Ris-ile u Ciebie od tego co się stało minęło czasu?Może to jeszcze świeże?
Ja na poczatku częściej miałam takie wybuchy.Robiłam tak jak finka.Teraz też mi się zdarzaja ale rzadziej..Ale jak juz się zdarzą,to ja nie potrafię niestety o tym spokojnie mówić.
Zwłaszcza,że mój mąż,po tym jak mówił,że popełnił błąd,że coś tam było między nimi itd.potrafi nagle wyskoczyć,że on przecież miał prawo "rozmawiać z kuzynką"!!
6,5 miesiąca od dnia kiedy się dowiedziałem, 1,5 miesiąca kiedy pierwszy raz wyraźnie powiedziała, że z nim skończyła... tak mniej więcej... Niestety pracują ma z nim kontakt (wspólne interesy)... Staram się wierzyć, że tylko służbowy...
Ris pomyśl jak możesz być stroną słabszą skoro ciągniesz to wszystko na swoich barkach powiem bardzo łatwo jest wyjść trzaskając drzwiami gorzej zostać i stawić czoła problemowi . Myślę że ona Cie po prostu testuje i chciałaby byś w tym właśnie momencie pojechał z nią( i dobrze zrobileś niech wie że ty masz też swoje potrzeby ) i czy pojedziesz czy ulegniesz dlatego jak powiedziałeś nie to trzasnęła drzwiami i wyraziła swoje emocje w ten sposób.Ty z kolei poczuł byś poryw serca gdyby została z Tobą albo odłożyła wyjazd na inny termin i poszła z dzieckiem na spacer -doceniła Cie dlatego po prostu powiedz otwarcie co oczekujesz ale postaraj sie bez emocji
Wiec jednak i miej tą świadomość że nikt nie zmienia się z dnia na dzień na to potrzeba czasu.
I przestań się mazać że jesteś "naiwny" Bo to drugie imię musiałby nosić co drugi Polak i w zasadzie każdy z tego forum poza tym nie lubię sztywniaków tylko właśnie tych naiwnych
trzymaj fason trzymam kciuki za Ciebie
-------------------------------
Pozdrawiam Grusza
Grusza - dzięki. Tego właśnie mi było trzeba. Już jest mi lepiej, zrobiłem pranie, wymyłem naczynia i cały czas muza na maxa (Sense Field - polecam).... Finka, Anice, Bob - dzięki również...
ps.
Jakiś sentymentalny się z wiekiem robię... ale o dziwo, dobrze się z tym czuję...
Ris-u mnie od czasu gdy się dowiedziałam to minęło tak pół roku z hakiem.Tak ze cztery i pół miesiąca temu"wrócił"do mnie..Też na początku było raz dobrze a raz źle.Kłótnia i znów mowa o rozwodzie.Potem to sprawdziłam i okazało się,że zawsze kłótnia i taka gadka była po telefonicznej rozmowie z nią..Spokojniej,to się zrobiło,gdy juz do niej nie dzwonił..
Piszesz,że oni ciągle mają kontakt-wcale się nie dziwię,że nie jestes spokojny!To zrozumiałe!
Ale czy teraz to Ty jestes dla niej ważny,poznasz moim zdaniem po tym,jaka ona teraz dla Ciebie jest!To się widzi i czuje.I widzi się czy jest różnica w zachowaniu-między tym"wtedy" i dzis.
U mnie przynajmniej tak było.