Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Diagnozuj sobie Yorik ile chcesz. Wiesz lepiej, co myślę, co czuję. Jesteś nieomylny w swych ocenach. Zawsze. Brawo Ty. Ale ja już slyszałam, że jestem gwiazdeczką, niewdzięczną s...., dzieckiem.
I skoro taka diagnoza została postawiona to dziękuję za pochylenie się nade mną. Nie mam więcej nic do powiedzenia.
Słyszałaś? Przecież Ty słuchać nie umiesz..
Jak sądzisz, skąd to się wzięło, z powietrza ?
Nigdy nie pomyślałaś ile może być w tym prawdy ?
Aż tyle osób się myli?
Ludzie chcą Ci jakoś pomóc zrozumieć samą siebie, ale po tym jak czytasz ze zrozumieniem widać, że za błyskotliwa to nie jesteś. Szkoda czasu.
Nie jestem nieomylny, ale powiem Ci wprost co myślę, skoro żartu z diagnozą nie załapałaś, uciekasz od odpowiedzi i pokory w Tobie nie ma;
Czemu nie jesteś w stanie opisać relacji w małżeństwie przed i po romansie ???
Niewygodne ??
Gdybyś nie zawiodła się na tym kochanku poszłabyś bezrefleksyjnie nie oglądając się za siebie rozwalając rodzinę, której tak bardzo niby to teraz nie chcesz rozwalać. Nic by nie było ważne. Dzieci, którymi się teraz tak zasłaniasz też.
Niechcący utknęłaś w połowie drogi podczas przeskoku z gałęzi na gałąź, bo drzwi się zatrzasnęły i przywaliły w ten zadarty nosek. Skok nie wyszedł i jesteś zdezorientowana. Wisisz teraz zaskoczona z gołym tyłkiem w niewygodnej pozycji, bo nie masz gdzie przeskoczyć a wrócić nie możesz albo nie chcesz.
Proste?
Nie potępiam Cię, nie wiem na ile coś Cię z tego związku wypchnęło a na ile to była tylko Twoja chcica, nie ważne, tak bywa, ale niektórzy wyciągają z takich przygód właściwe wnioski, Ty nie;
Więc, to wszystko;
Edytowane przez Yorik dnia 18.09.2017 02:13:50
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Ale ja już slyszałam, że jestem gwiazdeczką, niewdzięczną s...., dzieckiem.
I w sumie wcale Ci się nie dziwie, że takie zachowania innych ładują Ci prosto w kanał poczucia bycia "niezrozumiałą".
Post doklejony:
Cytat
Ciągle czuję, że chce ode mnie miłości, której nie umiem mu dać. Chce mnie całą zagarnąć dla siebie. Duszę się.
Każdy by się udusił w takim układzie.
Jeśli partner wisi na Tobie i nie daje Ci prawa do Twojej intymności, to prędzej, czy później, normalna jednostka zacznie się dusić.
Miłość nie na tym polega, żeby kogoś zarzucać swoimi emocjami i oczekiwać, że druga strona będzie z tego powodu szczęśliwa.Masz więc prawo bronić się przed czymś czego nie czujesz i co niczym autentycznym, ani wartościowym nie jest.
Post doklejony:
Cytat
Czym zwodziłam Amor?
tym ściąganiem wszystkiego do relacji damsko-męskich, a przecież nie w tym problem;
Ty mówisz o braku poczucia szczęścia;
1. Czy wolała byś być sama niż w takim związku ? Tak
2. Czy są jakieś ważne względy, żeby go ratować i próbować coś zmienić? Gwarancji nie ma ale może warto? Czy masz na to siłę i wiesz co dokładnie byś chciała zmienić? Dziecko. Walczę od 2 lat. Nie wiem czy mam siłę
To nie masz innej opcji jak porządnie zweryfikować pkt.2, zobaczyć czy coś jeszcze się da zrobić. Na pewno analiza związku i was z osobna, może terapia dla par ?. Facet wydaje się jakimś bluszczem na pierwszy rzut oka. Ciężko się od takich uwolnić, uzależniają;
Rozmawiałaś z nim o tym?
Jeśli wciąż będzie wszystko w miejscu, to tylko Ci trzeba odwagi na pkt,1.
Jeśli nie będziesz nikogo miała, Tobie będzie trudniej, ale jemu łatwiej rozstanie przełknąć.
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Więc powiedzcie mi czemu mimo tego, że nie mam drugiej gałęzi, koła zapasowego myślę o odejściu?
Takie uczucia wcale dziwne nie są, jeśli nie żyjesz pełnią swojego własnego życia, nie spełniasz się w nim. Bo co to za życie, kiedy tkwisz w związku, który tylko z pozoru jest poprawny i doskonały?
Kiedy nie masz autentycznej bliskości z partnerem. Do tego wszystkiego ledwo zaczynasz ją czuć w stosunku do kogokolwiek, zaczynasz się angażować, to facet okazuje się być szują totalną.
Cytat
Nie sądziłam, że od razu dostanę łatkę głupiej, durnej baby, której się w dupie przewraca i szuka wrażeń
Przecież nie wrażeń szukałaś.
Cytat
Tak wiem. "Drugiego takiego nie znajdziesz, on Cię kocha, i tak zostaniesz jego żoną, będziesz żałować, doceń, doceń, DOCEŃ! Bo zmarnujesz swoje życie!".
Inni nie żyją Twoim życiem, nie znają go od podszewki, więc niby na jakiej podstawie mają mieć prawo wydawania takich osądów? Na podstawie swoich własnych przekonań? Jakiegoś powierzchownego oglądu sytuacji?
Czemu i po co przejmujesz się opiniami ludzi, które są oparte nie tyle na wsłuchaniu się w Ciebie, co na powierzchownej ocenie sytuacji? Czego masz niby ich zdaniem żałować? Co to znaczy rdrugiego takiego nie znajdzieszr1;? Żyli Twoim życiem, wiedzą jak ono wygląda? Wiedzą i czują, jakie są podstawy Twoich wyborów, czy coś im się wydaje, bo oceniają wg siebie i swoich zasobów?
Cytat
A czy ktoś się w tym wszystkim zapytał, gdzie jestem ja?
Sięgnęłam do Twoich starszych wpisów. I mam wrażenie, że to pytanie nadal pozostało przecież dla Ciebie kluczowym
Post doklejony:
Suways ja ze swojej strony bardzo Cię przepraszam za to, że zabrałam głos w Twoim wątku zanim staranie przeczytałam wszystkie Twoje wpisy.
Coraz bardziej przekonuję się do tego, że forum nie jest miejscem, gdzie można udzielić komuś rzetelnej pomocy, sama tracę już cierpliwość.
Mierżą nie bardzo te prywatne rozgrywki pomiędzy userami, które wpływają na jakość pomocy jaką się tutaj oferuje.
Na mnie już najwyższy czas na opuszczenie tego forum. Potrzebuje urlopu od tego wszystkiego.
Dla mnie Twój wątek jest osobistą porażką. Nie mniej z całego serducha życzę Ci, aby udało Ci się w tym wszystkim odnaleźć samą siebie. I zrozumieć, że Twoje poczucie szczęścia nie jest zależne do żadnego mężczyzny.
I dokonania w związku z tym jak najlepszych wyborów.
Bo życie, w którym nie czujesz się szczęśliwa, nie jest dobrym, spełnionym życiem. Powodzenia.
Suways szkoda,że czasem ludzie biorą ślub z rozsądku lub innych powodów tylko im znanych to chyba później tylko się mści i przekłada się na relacje dwojga ludzi.Tkwienie w związku na siłę to nie jest dobre wyjście dla żadnej ze stron i nie chodzi mi teraz o to że namawiam Cię do jego zakończenia ale siedzisz nad tym problemem sporo czasu hmmm właściwie to od samego początku małżeństwa.Może mimo wszystko warto poszukać dobrego terapeuty?.Nie zawsze trafia się na właściwego wiem sam po sobie jak trafiłem z żoną to pierwszej psychoterapeutki to uczciwie chociaż opuściła ręce i wysłała dalej,a taką chyba z powołania to za 4 razem znalazłem,to też ludzie i kasa do zarobienia ale są też tacy którzy chcą i mogą pomóc.
Post doklejony:
Oczywiście nikt nie da nam gotowej recepty na życie,ale czasem to spojrzenie innych pomaga dojrzeć coś co nam umyka czego nie dostrzegamy.
Yorik trafił? Przykro mi, ale Ameryki nie odkrył. Moje słowa:
Sprzed 1,5 roku:
"Zastanawiam się, czy ja męża kiedykolwiek kochałam taką miłością jak się powinno mężczyznę kochać. Zastanawiam się, co jest dla mnie najważniejsze, jak powinnam dalej żyć. Zastanawiam się, czy mu nie zniszczę życia. Dlaczego nie potrafię docenić jak powinnam wszystkiego co mam? W sumie doceniam, ale ciągle czuję że mi czegoś brak, że jakbym mogła wrócić się kilka lat wstecz to bym była w zupełnie innym miejscu. Zastanawiam się, czy ja w ogóle potrafię kochać."
"Tak wiem. "Drugiego takiego nie znajdziesz, on Cię kocha, i tak zostaniesz jego żoną, będziesz żałować, doceń, doceń, DOCEŃ! Bo zmarnujesz swoje życie!". Jak przeczytałam teraz Wasze posty rodzi się znowu we mnie ten bunt, co kilka lat temu, gdy odchodziłam od męża w okresie narzeczeństwa...
Posłuchałam wszystkich. Doceniłam. Zostałam żoną, matką. Jestem nią. Doceniam teraz. Wiem, co mam. A czy ktoś się w tym wszystkim zapytał, gdzie jestem ja?"
" doceniam męża. Lubię go, szanuję. Cieszę się, że jest moim mężem, cieszę się że jest ojcem naszego dziecka. Chciałabym mu dać to wszystko na co zasługuje, chciałabym go tak kochać jak powinnam. Na swój sposób kocham. Zastanawiam się jak w ten oczekiwany sposób go pokochać... Czy można?"
"Po moim romansie mąż się zmienił, stara się, uzupełnione zostało to czego mi brakowało, a jednak dalej mi czegoś brakuje...
Na dzień dzisiejszy chyba takiej pewności, ze tak, to ja chciałam aby mąż był moim mężem. Takiego mojego wewnętrznego przekonania, że go kocham i to jest właśnie ten człowiek, z którym chcę przeżyć życie."
Teraz:
"Moim zdaniem: nie kocham męża. Nie czuję kompletnie nic. Prawda jest taka, że mąż wyszedł z typowego frendzonu. Nigdy mi się nie podobał, nigdy nie było motylków. Po prostu był i został, bo miałam oparcie, poczucie bezpieczeństwa, bo mnie bardzo kocha, bo to jest dla mnie bezpieczniejsze "
"Rozstanie, by właśnie doprowadziło do rozwodu, albo by powieliło błąd sprzed lat. Przed małżeństwem się rozstałam, bo nie kochałam. Byłam kilka miesięcy z kimś innym, a potem stwierdziłam, że wolę być z kimś bezpiecznym i znowu do niego wróciłam. "
"Mąż nigdy na piedestale nie był. Ja wiedziałam, że to nie to co powinno być. Całe życie wkładano mi do głowy, że ma być dobry, mądry, nie pić, nie bić, ma mnie kochać bardziej niż ja jego, nie zdradzać i tak wybrałam. Dokładnie wybrałam świetnego ojca, partnera, ale nie mężczyznę dla siebie."
"Dlaczego tak wybrałam? Bo był. Zawsze, ciągle. Wpatrzony jak w obrazek. Tak było bezpieczniej. Nie groził mi przy nim ból emocjonalny. "
"To, że pisząc iż:
- nie kocham męża, a chciałabym mężczyznę, z którym jestem kochać
- chciałabym aby mój mąż mi się podobał
- chciałabym mieć normalny seks w domu
uważacie za coś nienormalnego. Czy to jest nienormalne, że chciałabym, aby tak było? Czy to znaczy, że jestem zaburzona?
Bo albo ja zwariowałam, albo świat zwariował. Z każdego innego powodu można by mi było wystawić diagnozę, ale z takiego?"
"Tylko co jest docenieniem? Lubie go, jestem szczera, normalna, oprócz tego że go nie kocham nie można mi nic zarzucić. Nie poszłam do łózka z innym pomimo romansu z szacunku do niego. Co jeszcze? Docenie go jak go pokocham, chociaz tego nie czuję? Docenię jak mi się zacznie podobać, chociaż nigdy nie był w moim typie? czy docenię jak mi nie będzie przeszkadzalo, że seks wyglada jak wygląda?
Czy to, że wprost pisze co mi przeszkadza robi ze mnie aż takiego potwora?"
"Kocham jak brata, członka rodziny, kogoś za kogo wzięłam odpowiedzialność."
"Ale uważam że samodzielnie wszystko ogarnęłam oprócz braku miłości do męża."
"To w sumie też jakieś rozwiązanie zagadki dlaczego nie postrzegam mojego męża w kategorii mężczyzny dla siebie. "
Nie życzę nikomu, aby znalazł się w moim położeniu.
Yorik
Błyskotliwy to ty nie jesteś. Skoro napompowałeś już swoje ego to spieprzaj z mojego wątku.
Jesteś dokładnie jak pani psycholog z wielkimi certyfikatami u której byłam. Jesteś jak ludzie, którzy nie rozmawiając nigdy ze mną oceniają i wiedzą lepiej ode mnie jaka jestem. Jesteś jak moja matka, która myśli, że wie więcej o mnie, bo ocenia przez swój pryzmat i przez swoje życie.
Ja wiem jaka jestem. Etykietę to sobie możesz przykleić na towar w sklepie, ale nie na mnie. Gów.. wiesz i gów... widziałeś. Tyle ode mnie.
Powolutku z wyrzucaniem lub uciekaniem z wątku. :kapitulacja W świecie rzeczywistym różnych ludzi na swojej drodze spotkasz, możesz ich zbyt łatwo ocenić. Dwa głębokie wdechy i zobacz jak szybko uwolnił Twoje emocje, jak szybko trafił w Twoje ego. Po co? Przeczytaj stopkę pod jego komentarzem. Gdy zastosujesz ten sam myk wobec męża zobaczysz go prawdziwego, zobaczysz jakie emocje w nim drzemią, a które przed Tobą ukrywa.
Z jednym z komentarza Yorika się nie zgodzę. Ze stwierdzeniem, że Twój mąż jest bluszczem. W związkach rzadko kiedy tylko jeden z partnerów ponosi winę (wolę słowo odpowiedzialność) za jakość życia, partnerstwa, małżeństwa. Jest książka "Toksyczne związki" Pia Mellody. Oboje stanowicie klasyczny przykład dla opisanych tam zależności. Ty szukasz miłości do męża, pragniesz mężczyzny określonego typu, nie dopuszczasz myśli, że to nie ten, wisisz na nim jakby był Twoim dzieckiem. On czuje, że tym mężczyzną nie jest, że go nie kochasz, nie pragniesz. I łazi za Tobą jak pies. Krzywdzicie się oboje po równo. Twój żal do męża jest niepotrzebny. Jesteście oboje tacy sami. Taka sama krzywda i nieporadność.
Na pierwszej stronie mojej własnej historii jest zdanie "z pustego i Salomon nie naleje" ,szans nikt mi nie dawał żadnych, życie pokazało swoje. Tylko okupione cholernym wysiłkiem, bólem. Chcesz coś ratować? Przygotujcie się oboje na pracę i ból. Sami się nie dogadacie. Czemu? Mimo rozmów staracie się we własnym przekonaniu nie ranić siebie, macie wypracowane metody unikania ,zaprzeczania, wręcz manipulacji i oboje zwalacie odpowiedzialność na to drugie. Bez osoby trzeciej ,która zmiecie te wasze sposoby unikania porozumienie będzie bardzo ciężkie. Nawet niemożliwe.
Zastanawiam się, czy ja męża kiedykolwiek kochałam taką miłością jak się powinno mężczyznę kochać. Zastanawiam się, co jest dla mnie najważniejsze, jak powinnam dalej żyć.
Wiesz ile razy sobie zadawałam to samo pytanie,gdy mnie ex mąż zdradził zabił tą miłość,więc co mnie trzymało przy nim że nie potrafiłam odejść? wybaczałam dawałam się upokarzać,chowałam się za plecami dzieci,przyzwyczajenie,uzależnienie ? wygodne życie bo niczego mi nie brakowało co chciałam to miałam a czy byłam szczęśliwa nie,nie byłam i podobnie jak ty dusiłam się w tej swojej złotej klatce i wiele razy zadawałam sobie pytanie czy ja go kiedykolwiek kochałam? czy złapałam się pierwszego lepszego by uwolnić się z domu u ciebie złą stroną była matka u mnie ojciec...chwytało się jak tonący brzytwy.
Cytat
"Kocham jak brata, członka rodziny, kogoś za kogo wzięłam odpowiedzialność."
Tego nie rozumie,jaką odpowiedzialność? to dorosły facet a nie nieporadne dziecko,co on ci robi że tak to czujesz?
może dziwnie to zabrzmi, ale mąż niekoniecznie jest przez moich znajomych chciany i lubiany
.
brzmi to zupełnie naturalnie,to Twoi znajomi
Cytat
Swoich ma bardzo niewielu i dość płytkie kontakty - raczej zawodowe.
To jego problem nie Twój.Ruszy tyłek na siłownie,basen,zagra w piłkę z kolegami to mu się kontakty pogłębią/albo nie/
Gdybyś pomogła mu w wynajęciu mieszkania,pracę ma ,dzieckiem /rodzina/zajmowalibyście się na zmianę,kolegów musiałby ogarnąć sam a w ramach prezentu dostałby karnet na..coś tam by się nie nudzić ,mogłabyś się uwolnić od niego i poczucia winy?
Suways, a ja spróbuję jeszcze z innej strony: czy wiesz, jaki musiałby być, żeby cię pociągał? Cenisz w mężu dobroć, spokój, stabilność...a co cię "kręci"?
Pytanie: czy można wskrzesić miłość której nigdy nie było ? Kto pomoże ?
Anatolij Kaszpirowski ? lk2;k9; k6;k4;k2; m0;ll0; k4;m l3;n2;k3;l0;m0;k l9;k4;l6;kk5;l6; l4;m1;k8;k2;
Czy jeśli mąż Suways z natury jest takim "misiem pantosiem" to zmieni się w umięśnionego Casanovę ? (chodzi mi o psyche) Rozumie że niektóre relacje, zachowania, komunikację można zmienić, wyuczyć się ale nie wszystko.
„Nie mogę wrócić do wczoraj, bo jestem już inną osobą”
–Lewis Carroll–
apologises napisał/a:
"z pustego i Salomon nie naleje"
I to jest najlepsze podsumowanie.
Moje ego? Ap, nie masz pojęcia o czym mówisz.
Ratować? Ratuję od dwóch lat. Tak właśnie mi wychodzi to ratowanie.
Zahira
Wygodne życie? Coś w tym jest. Lepiej się żyje we dwójkę niż samemu. Niezaprzeczalnie.
Odpowiedzialność? Chyba najbardziej chodzi mi o ten fakt, że zostawił dla mnie wszystko. Jeśli ktoś tyle dla Ciebie zrobił to czujesz się zobowiązana.
Nox
Nie wiem jakbym się czuła. Chyba ciągle tak samo. Że on mnie kocha i tak bardzo chce.
Jenka
U nas zachwiana chyba została równowaga. Jest istny teatrzyk ról: mała dziewczynka - tatuś lub matkująca matka - dziecko.
Wchodzimy ciągle w jakieś role, ale ta najważniejsza: kobieta - mężczyzna nie istnieje. Chyba tego bym chciała.
Cytat
pit napisał/a:
Pytanie: czy można wskrzesić miłość której nigdy nie było ? Kto pomoże ?
Anatolij Kaszpirowski ? lk2;k9; k6;k4;k2; m0;ll0; k4;m l3;n2;k3;l0;m0;k l9;k4;l6;kk5;l6; l4;m1;k8;k2;
Czy jeśli mąż Suways z natury jest takim "misiem pantosiem" to zmieni się w umięśnionego Casanovę ? (chodzi mi o psyche) Rozumie że niektóre relacje, zachowania, komunikację można zmienić, wyuczyć się ale nie wszystko.
Otóż to. Mam wrażenie, że co bym nie zrobiła to się nie da.
Suways, czy wy umiecie ze sobą tańczyć?
Wiem, że to pytanie może brzmieć dość dziwnie wobec problemów z porozumieniem w związku i znalezieniem właściwych ról. Ale taniec, to taki rodzaj "konwersacji" ciał, w której nie ma miejsca na oszustwo - nie ma racjonalizacji zachowań. Więc?
Nie, w porządku. Chyba wcale takie głupie nie jest.
Mąż nie przepada za tańcem, ja uwielbiam. Tańczy ze mną na imprezach, takie szybsze piosenki. Nauczył się tańczyć jak lubię. Wolne, smutne kawałki nie dla nas. Czuć jakieś skrępowanie. Często jak jestem w domu i tańczę z moim dzieckiem to się przygląda i mówi, że lubi się patrzeć jak szalejemy.
Na samym początku mojego romansu (gdy jeszcze nie byłam tak zaangażowana, aby się nie móc wyplątać) pewnego wieczoru poprosiłam go, aby zatańczył ze mną w domu właśnie jakąś wolną piosenkę. Wtedy odmówił... i chyba poczułam złość, irytację i bezsilność. Zgodził się w końcu dla świętego spokoju, ale straciło to cały swój urok. Taniec na siłę. Utkwiło mi to w pamięci bardzo.
Lepiej się żyje we dwójkę niż samemu. Niezaprzeczalnie.
No tak,lepszy wróbel w garści jak gołąb na dachu...
Zostawił dla ciebie wszystko? co zostawił? dom dzieci rodzinę? czujesz się zobowiązana a pętla na szyi się zaciska,bo facet jakiś nieudacznik i bez ciebie sobie nie poradzi,a co by było gdyby ci romans wypalił? tez byś się nim tak przejmowała?