Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
I właśnie tego, co najważniejsze w tym momencie Plemlpem nie dostaniesz. Pomijając wszystko, Twoja żona nie jest w stanie tej prawdy Ci dać, bo jej nie zna. Nawet gdyby miała najszczersze chęci. Ponieważ żadna kobieta, która w krótkim odcinku czasowym współżyje z dwoma partnerami i zachodzi w ciążę, nie jest w stanie określić, który z nich jest "sprawcą" ciąży. Nawet gdyby z jednym miała stosunek w czasie, który wypadałby w czasie tzw dni bezpłodnych , a z drugim płodnych. Natura lubi płatać figle.
Można tylko gdybać, chcieć, lub zakładać , czyje to dziecko. Na pewno Twojej żony i na tym się kończy ta jej pewność . Bez sprawdzenia przy pomocy testu to wróżenie z fusów.
"dokładanie kolejnej niewiadomej może mieć katastrofalne skutki dla tej rodziny."
Plemplem, ja wiem co przeżywasz, przecież sama jestem zdradzona. Mimo tego, że jesteśmy różnej płci potrafię się doskonale postawić w Twojej sytuacji, czyli mężczyzny świeżo po zdradzie, który właśnie się dowiaduje , że będzie ojcem, nie wie czy swojego dziecka. To nie ma znaczenia, że jestem kobietą, mam bardzo otwartą przestrzeń współodczuwania. I powiem tak, DLA MNIE TO JEST MIAŻDŻĄCE jak "wchodzę" w Ciebie. Dostrzegam całą paletę wszelakich emocji , sprzecznych uczuć, mnogość niuansów, które obecnie kotłują się w Twoim sercu i głowie. Rozsadzały Cię, a teraz mimo olbrzymich , napęczniałych do bólu rozmiarów, zostały sprasowane przez prawdziwego kolosa : CIĄŻA. I to wtedy, kiedy pomalutku wychodziłeś z pierwszego szoku. Wtedy, kiedy milimetr po milimetrze zaczynałeś ogarniać temat zdrady w rodzinie Plemplemów.
Plemplem, napiszę teraz coś , co jest zapewne dla każdego normalnego człowieka , a za takiego i Ciebie absolutnie uważam,oczywiste. Świadomość powstania nowego życia w każdej ( normalnej) rodzinie niesie za sobą olbrzymią radość i niesamowitą metafizykę. Nieważne, czy ta rodzina ma jakieś problemy np. materialne, czy ciąża jest zaskoczeniem, czy też czymś wyczekiwanym. TO POPROSTU CUD , choć niby tak naturalny . Jednoczy, scala, ociepla, jest błogosławieństwem, czymś nadprzyrodzonym. Ale niestety nie w Waszej sytuacji, która jest z powodu zdrady krańcowo nienormalna. Cholera, to jak wstawianie kołyski z bezbronnym noworodkiem do zdewastowanego pokoju , w którym tynk odpada kilogramami ze ścian , a z sufitu leje się brudna woda z przerdzewiałej rury kanalizacyjnej. A na dodatek nie wiadomo, czyje to dziecko.
Sama jestem matką dwójki dzieci, wiem jak się człowiek trzęsie w ciąży, czy wszystko jest dobrze, stara się unikać wszelkiego ryzyka. Ale nie wyobrażam sobie, żebym będąc w sytuacji Twojej żony, nie wykonała badania, które jednoznacznie określi, kto jest biologicznym ojcem. I nie przesadzajmy z tym ryzykiem związanym z metodą pobrania materiału. Nie wspominając o tym, że przy okazji można sprawdzić, czy z dzieckiem jest wszystko w porządku.
Wiesz, co mnie niepokoi? Że Twoja żona na takim luziku podchodzi do sprawy. Ona ma w d(u)pie ciebie, oraz to, że to przecież WY (oby! ) jesteście w ciąży, więc jesteś bardzo ważny i potrzebny jako zdrowy emocjonalnie drugi filar tejże ciąży. Jej nie wolno teraz stresować, więc sprawa stanęła w miejscu. A Ty weźmiesz na bary nabranie wody w usta, choć już i tak nieźle Cię kobieta przytopiła . Właściwie utopiła i nie mówię o ciąży. Dasz radę? Odpowiedz sobie szczerze, dasz radę ?
Plemplem, mnie coś innego za
Post doklejony:
Sorry,nie zauważyłam, że na dole został mi jakiś kawałek zaczętego wcześniej zdania. Można to wykasować?
Edytowane przez rekonstrukcja dnia 30.08.2012 23:26:44
Pemplem, Ty chyba jesteś wspaniałym człowiekiem. Przechodzisz trudniejsze chwile ode mnie, a widzę, że trzymasz się, mówię o tym co widać na zewnątrz, naprawdę dobrze. Domyślam się, że wewnątrz siebie samego nie odczuwasz tego już tak pozytywnie. W każdym razie pozwól, że wyrażę swój podziw dla przede wszystkim Twojego dobra i charakteru.
Trzymaj się. Ty w zasadzie wszystko sam wydedukowujesz jak najbardziej prawidłowo. Nic tylko czytać brać przykład, uczyć się, stawiać za wzorzec.
Wiesz czego nam Plemplem brakuje? W moim przekonaniu wzorca. Takiego jakiegoś filmowego lub książkowego bohatera, zdradzonego, ale który w swojej wzniosłej osobowości, ciekawej kreacji, metafizycznego optymizmu, mógłby dodawać nam otuchy, tworzyć klimat pogody ducha i zagrzewać do życia, do starań o coś co niewątpliwie musi istnieć, a jest dobre, szczęśliwe i ponad ten smutny obecny nasz los. Dobrze nakręcone filmy to potrafią. Muzyka, sugestywność postaci i sytuacji, jakaś wzniosłość, może nutka melancholii, ale nade wszystko optymizm i siła do życia, do pokonywania trudności. To jest nam potrzebne.
Znasz Plemplem coś takiego? Ja czegoś takiego szukam, ale do tej pory nie znajduję. To znaczy może coś tam, ale nie jest to to, czego bym tak najbardziej pragną.
Plamplam, musimy jakoś iść przez to zasrane życie. Ważne, żeby samemu się nie szmacić, chociaż czasem rzeczywiście wydaje się, że ta przyjemność seksualna warta jest swoich konsekwencji, które właśnie my odczuwamy. W końcu to największa ludzka przyjemność. Ech....
Trzeba coś postawić jako kontrapunkt przeciwko temu hedonizmowi. Hedonizm to błąd. Może Nietzche? Też błąd.
Jest taki jeden film, który mi się podoba, ale wstydzę się .
Cześc Pelmplem
Mówisz,że żądasz PRAWDY.Racja,prawda ważna,rzec można ze najważniejsza w zyciu,nawet biorąc pod uwage odważną tezę,że ilu ludzi na świecie tyle prawd dotyczących jednego wydarzenia.Niby banał,ale jak się nad tym zastanowić,pewnie coś w tym jest.
Ja chyba zastanowiłąbym sie,do czego Ci ta prawda jest potrzebna,bo widzisz,z prawdą po zdradzie,jest tak,że niby zdradzonemu jest potrzebna,lae z własnego doświadczenia wiem,że boli chyba gorzej niż sama zdrada.Dowiadujesz sie,dlaczego(pewnie stek bzdur podpartymi banalnymi argumentami zrzucającymi wunę na Ciebie),potem pytasz -gdzie(tu może sie okazać,że MUSISZ wymienić sypialnię,że nie będziesz omijał szerokim łukiem lubiane miejsca),potem będziesz drążył -Jak(tu pewnie nie otrzymasz żadnej odpowiedzi,chyba,że niewierna ,oczywiście oskarżając Ciebie ,dorzuci kilka młao estetycznych faktów z życia erotycznego z kochankiem,bo TY tak nie lub iłeś,nie chciałeś,nie akceptowałęś.
Jak zwykle napiszę odnosząc się do mojej zdrady,to wiem na pewno,to przeżyłam,to przepłakałam,ba,przewyłąm,to długi czas zadawania sobie pytan własnie w związku z PRAWDĄ.Mnie ta prawda o mało nie zabiła,bo ciężko sobie uswiadomić,że dajesz się komuś oszukiwać przez długi czas,że dajesz się zmanipuować do granic możliwości,że żyjesz tak naprawdę w kiepskiej telenoweli,ba,grasz nawet jedną z głównych ról,tylko nijak ma się do wynagrodzenia i Twojej zgody na angaż.
Mnie wiadomośc Z KIM-zszokowała,gdzie-powaliłą na kolana,za ile-połozyła na łopatki,jak długo-przygięła kolanem do ziemi.
Podnoszenie się po takije prawdzie jest długie i cholernie boli,to ból zadawany po ostrym ,tepym narzędziem w każdą cząstkę ciała,ból,ktry nie znika nawet na moment.
-Jak zauważyłeś nie napisałam o prawdze-.DLACZEGO.
Chociaż....Szczęśliwi Ci,w całym nieszczęściu zdrady,któzy od razu usłyszą;
-BO CIĘ NIE KOCHAM,KOCHAM JĄ.
Ta prawda została przede mną ukryta,usłyszałam wiele innych,ale nie tę i w te wiele innych długo chciałam uwierzyć,zrzucając winę na kochankę.Wybielając niewiernego,walcząć z wiatrakami o Rodzinę,próbując ratować małżęństwo,w któym miłość byłą już tylko z mojej strony.
Czy dzisiaj wolałbym nie wiedzieć?
Dzisiaj wolałabym dopiero na spokojnie się dowiedzieć,bo łatwiej przyjąć prawdę z rąk OBCEGO człowieka,niż takiego,którego się kocha,ufa mu się.
Dziś moja reakcja byłaby inna.
Tyle rozum.
Serce widzi to tak;
w tamtym momencie swojego zycia bardzo chciałam PRAWDY,potrzebowałam jej,dostałam ją,ale trzeba nadmienić,że tylko część od gada,resztę od innych i pomimo wszystkiego,co się stało w sumie nie żałuję,że ją poznałam.
Ale na pytanie,czy PRAWDA była warta wszystkiego co stało się po tym jak ją [poznałam-powiem NIE.
Nie znaczy,że wolałabym nie wiedzieć,znaczy to tylko tyle,że bolła jak cholera,a każdy człowiek stara się unikać bólu,jakoś nie należę do gatunku masochistó i cenię sobie spokojne życie.
Prawda dzisiaj?Po zdradzie,w nowym życiu;
Nauczka gada zostawiła po sobie ślad,nie umiem rozmawiać,chyba dlatego,że boję się,że prawda znowu będzie bolała.W większości problemów tak nie jest,nie boli,a mimo wszystko gdzieś jakaś klapka się nie otwiera.
Więc zastanó się raz jeszcze,czy na serio hcesz {PRAWDY,bo że jest Ci potrzebna,nikt nie wątpi,tylko czy jesteś na nią gotowy??????????????
Wczoraj odliczałem kolejną miesięcznicę. To już nie ileś tam miesięcy po ślubie, to już nie ileś tam miesięcy od pierwszego pocałunku. Teraz odliczałem dokładnie trzeci miesiąc od odkrycia zdrady. Co przynosi mi trzeci miesiąc? Całą wczorajszą noc bez zmrużenia oka. Dalej bez przerwy schizowe myśli, cały czas przychodzące z ukrycia doły doprowadzające do wielkiej traumy, dalej bez przerwy bojaźń, autentyczne zdołowanie na samą myśl, że idę do pracy, a moja żona znów może zachcieć baraszkować z dziadygą lub nawet próbować się skontaktować. Zapewnia mnie, że nie ma takiej opcji, że dawno tego nie ma, że to nie istnieje. Niech to powie mojej psychice i moim wspomnieniom... Jestem ciekaw jak długo to będzie trzymać mnie. W takiej intensywności.
Co jakiś czas tu wejdę, wpiszę się, stworzę sobie taki mały pamiętnik tutaj w tym dziale. Może za 2-3 lata otworzę to, przeczytam wszystkie wpisy swoje, Wasze i ... ze stoickim spokojem wpiszę się, że jakkolwiek będzie, to rzeczywiście MOŻNA TO PRZEŻYĆ. Mam nadzieję, że wrócę stary ja - moja psychika się odbuduje, nie będzie codziennej traumy. Mam nadzieję, a ona rzekomo umiera ostatnia...
Dziś nie ekscytuję się mnóstwem rzeczy, nie mam takiej korby na wiele czynności, które dotychczas stanowiły ważny czynnik dla mnie. Tak - dalej jest mi źle, dalej jestem wrakiem. Takim dryfującym po falach wrakiem. Może przyjdzie sztorm, a może i nie... "Optymistyczna" perspektywa. Wczoraj żona była w domu, nasza córeczka pierwszy raz poszła do przedszkola, przez godzinę żona była sama. Od czerwca to pierwsza taka sytuacja. Dotychczas w kwietniu i maju większość takich moich wyjść do pracy kończyło się ruchaniem zaraz przed odebraniem dziecka z przedszkola. Cały dzień wczoraj tym żyłem. Ot, takie wynaturzenia sado-maso. Z żoną dzielę się swoimi dołami - wspiera mnie, zapewnia, rozmawia. Ale kurna, dalej nic z tego. Zaufania zero, albo jakieś znikome, złe myśli wracają. Takie mnie myśli nachodzą, że jak komuś chce się megajazdę zrobić na psychice, to wejść w romans z jego żoną i ma się człowieka z głowy na długi, długi czas. Tak jest właśnie ze mną. Wyłączony cały czas z życia. Mimo, że świadomie wiem, że można dać radę, wiem jak postępować, jak walczyć, znam wasze historie, które pokazują, że można potem być szczęśliwym, albo przynajmniej tak to sobie tłumaczyć. Ale nie wiem, jak mam pomóc swojej psychice. Bo nawet wypoczynek, wyjazd, cokolwiek - równa się bezustannemu myśleniu o przeżytym kłamstwie.
rekonstrukcja - to wszystko co piszesz ma odniesienie do realiów tylko i wyłącznie, jeśli moja żona z dziadem współżyła tego 22 czerwca. Zapewnia mnie jednak, że ostatni raz ją miał 30 maja - dowód mam w postaci kalendarzyka, w którym moja żona zaznaczała sobie komu w jaki dzień się oddawała, zaznaczając sobie każdy dzień odpowiednimi pierwszymi literkami imion - co za upokarzająca matnia. Pomijając to beznadziejne upokorzenie - co jeśli mówi w tym momencie prawdę i rzeczywiście z nim wtedy nic nie robiła na koniec czerwca? Wtedy nie ma innej opcji, by dziecko nie było moje. I właśnie o tym zapewnia mnie moja żona. Ja wiem - MOGĘ się łudzić. Nie mam wątpliwości, że mogę być okłamywany. Nie wierzę już słowom, zapewnieniom. A przynajmniej nie wierzę tak, by przyjmować to za pewnik. Jest jakaś cząstka mnie, która chce dalej wierzyć, ale przeżycia na to mi nie pozwalają.
Tak rekonstrukcja - masz rację. Gdy powolutku wychodziłem z dołka spadł na mnie grom z jasnego nieba. W normalnych warunkach skakałbym z radości, nosił żonę na rękach, po powrocie z pracy całował brzuszek. W warunkach obecnych jest półuśmiech, chęć pogładzenia brzuszka, pocałowania go, ale nie ma tej niepohamowanej radości, która była z naszą pierwszą córeczką. To mnie rozpierdziela. Nie cieszę się na przyjście tego dzieciaka na świat tak jak chciałbym. I nie ma na to żadnego pieprzonego lekarstwa.
Piszesz - "Wiesz, co mnie niepokoi? Że Twoja żona na takim luziku podchodzi do sprawy. Ona ma w d(u)pie ciebie, oraz to, że to przecież WY (oby! ) jesteście w ciąży, więc jesteś bardzo ważny i potrzebny jako zdrowy emocjonalnie drugi filar tejże ciąży. [...]"
Ale co jeśli jest taki stan, o którym pisałem Ci powyżej - że tylko ze mną w czerwcu współżyła i z dziadem ostatni kontakt seksualny miała w maju? Wtedy jej pewność w tej sytuacji jest jak najbardziej logiczna, bo mnie o tym zapewnia za każdym razem, jeśli pojawia się temat. I zapewnia nie na zasadzie złośliwych odpowiedzi, jest w niej prawdziwa chęć zapewnienia mnie, uspokojenia - tak to odbieram.
pskow - to co napisałeś jest esencją mnie samego na dziś dzień. Na zewnątrz trzymam się. Wewnątrz cały drżę, trzęsę się, boję się, dalej cierpię. Moja mama ostatnio się mnie spytała - "jak to znosisz". Chciałem wykrzyczeć - "Mamo, ku*wa mać, jak mam to znosić? Znasz to przecież na wyrywki - Twój mąż, a mój ojciec zdradził cię dwukrotnie". Co za chichot losu i historii. Musiałem się ograniczyć tylko do stwierdzenia: "Bardzo źle". Moja matka sama przeżywając to w przeszłości zadaje mi pytanie, jak ja to znoszę. Normalnie mnie rozp***dala. Wybaczcie słowa.
pskow - nawiązałeś do wzorca - wiesz - też lubię obejrzeć film. Dobry film. Jestem pod tym względem trochę zwichrowany, bo oglądam od długich lat tylko filmy psychologiczne lub oparte na faktach z jakimiś historiami mogącymi coś wnieść w nasze życie, dające do myślenia. Filmy niebanalne. I niestety takie filmy mało kiedy są optymistyczne. Parę dni temu zobaczyłem polski film "Musisz żyć" i się nieźle zdołowałem, bo sytuacja z tego filmu pokazuje to, co jest też w moim życiu - że choćbym się nie wiem jak starał, to nie wszystko zależy ode mnie. O jakim wstydliwym filmie wspomniałeś ? Chyba sobie zafunduję drugi raz w życiu "American Beauty" - film, który tylko dla młodzieży jest śmieszny. Dla dorosłych już mniej.
Bacello - prawda jest zawsze jedna, rzeczywiście odważna teza z tym stwierdzeniem ile ludzi, tyle prawd. Z obiektywnego punktu widzenia nie ma możliwości innych prawd. Są tylko inne postrzegania rzeczywistości przez pryzmat własnej psychiki, przeżyć, pojmowania świata, wartości. Ale prawda jest jedna. Zawsze obiektywna. Twoje pytania już dawno temu zadałem i sobie i żonie i wiesz - musiałbym się wyprowadzić z mojego miasta. Ba - musiałbym wymienić nie tylko łóżko, kafelki, po których chodzili, ręczniki, w które wycierała dziada po przyjechaniu na rowerze, ale przede wszystkim moją żonę - głównego winowajcę całego dramatu. Nie tędy droga. Widzisz - mnie to "szczęście", o którym wspominasz dopadło od razu. Usłyszałem od żony 3 czerwca, jak odkryłem zdradę - "Nie wiem czy cię kocham". Wpierw miałem podobnie jak i ty - obarczałem dziada o głównego sprawcę dramatu, z czasem (na szczęście bardzo szybko to pojąłem) jednak zaczęło do mnie dochodzić i włączać się czerwone światełko - HALO HALO - CZY PRZYPADKIEM TO NIE ONA MUSIAŁA DAĆ, ŻEBY ON WZIĄŁ? Więc główny front działania oparł się na jej uczuciach, na jej emocjach. Nie na nim. Co on mi da? Nic. Ruchał, skoro mu dano. Proste. Meritum jest zdradzacz, czyli moja żona.
Czy prawda jest warta tego wszystkiego co się stało po? Na chwilę obecną powiem, że TAK. Moja żona walczy o mnie, walczy o mój powrót do rzeczywistości. Przynajmniej tak to widzę i tak mi mówi, bo to, co w niej rzeczywiście tkwi wie tylko ona sama. Płacze ze mną, żałuje przy mnie, mówi i zapewnia, że rozumie tragizm swojej decyzji, która omal nie zabiła naszego związku - tzn. zabiła, ale on jakimś dziwnym cudem chce zmartwychwstać już jako inna relacja.
U mnie ta prawda spowodowała coś zupełnie innego niż u Ciebie. Ja po tej sytuacji zacząłem się uzewnętrzniać. Słuchać siebie. Dotychczas uciekałem od tego, nie chciałem poznać siebie, nie chciałem wejśc w siebie dlaczego bywam nadpobudliwy, dlaczego jestem niejednokrotnie furiatem, despotą. Uciekałem od przeszłości, od tego co zafundował mi mój ojciec. Nie chciałem dostrzec, że wchodząc w to, można starać się zmienić. Dla siebie, nie dla kogoś. Dziś myślę o sobie, swoich postawach, dzielę się tym, co jest we mnie, co dotychczas było albo bardzo zakrojone, albo nie istniało w ogóle - byłem człowiekiem skrytym. To co tu czytacie, pół roku temu nie miałoby miejsca. Nie potrafiłbym wejść w siebie, wyłożyć swojej duszy, serca. Moja żona niestety miała to codziennie i dziś sama mówi, że cieszy się, że się tak otwieram. Szczęściem w tym wszystkim jest to, że romans spowodował także, a może przede wszystkim przemyślenia u mojej żony. Przemyślenia, chęć zmiany, pracę nad sobą. Szkoda tylko, że ma to miejsce w tak tragicznych okolicznościach...
Wracając jeszcze do prawdy - wiesz Bacello - moją żonę poprosiłem o 2 rzeczy. By mi zawsze, bez względu na wszystko i bez względu na moją reakcję i ewentualne konsekwencje, powiedziała o tym, gdy znajdzie się w stanie podobnej fascynacji inną osobą i by mi powiedziała, gdy wracać będą do niej chęci jakiegoś nawiązania kontaktu z tym, z którym mnie już zdradziła. Przyjmuję, że jesteśmy ludźmi, przyjmuję, że ma prawo w tej sytuacji do takich myśli. Życie...
Zgodziła się, powiedziała, że rozumie moje obawy. Stwierdziła, że nie chce, by takie coś miało kiedykolwiek miejsce i nie dopuści już więcej do tego, ale powie mi, jeśli takie coś w niej się pojawi. Widzisz - nie chodzi mi o prawdę dotyczącą tego, co było tam i co już za nami. Bo wiem wszystko co najgorsze dla mnie, a jednocześniej najbardziej istotne dla całego naszego związku, by dalej mógł trwać. Chodzi mi o życie w prawdzie. Tak, chcę tej prawdy - takiej PRAWDY właśnie. Mało tego - wymagam jej i jest ona podstawą do dalszego trwania razem.
Pytanie - co będzie jak znów zostanę okłamany? Nie wiem. To jest coś, co dotyka każdego z nas zdradzonego i podejmującego walkę o utracony związek, utraconą miłość. To jest obarczone wielkim ryzykiem. Jednocześnie odpowiadając na pytanie rekonstrukcji: "Dasz radę? Odpowiedz sobie szczerze, dasz radę ?" - też nie wiem. Nie wie tego nikt, kto podejmuje walkę w tak trudnych warunkach. Chcę, a to już dużo. Odbieram deklaracje mojej żony i jej postawę, że ona też chce. To już jest bardzo dużo. Codziennie nachodzą mnie jednak myśli czy podołam, czy się któregoś dnia nie posypię totalnie. Czy któregoś dnia nie powiem mojej żonie - "Niestety, przegrałem. Przegrałem z twoim wyborem, który podjęłaś za nas". Mimo, że bardzo chcę, by do tego nie doszło, wiem, że taka alternatywa też istnieje. Może to i dobrze? Dotychczas przecież brałem pod uwagę, że nie ma w ogóle opcji, bym został zdradzony. Jakie to mi się wydaje dziś banalne.
Plemplem81 napisał/a:
(...) dowód mam w postaci kalendarzyka, w którym moja żona zaznaczała sobie komu w jaki dzień się oddawała, zaznaczając sobie każdy dzień odpowiednimi pierwszymi literkami imion
Jak to rozumieć? Oprócz podstarzałego lovelasa, byli jeszcze inni?
Wiesz, ze zdrada jest jak z drzewem-im wyzej sie wspinasz tym wiecej galezi odkrywasz....za duzo analizy wtraci Cie do lochu tego koszmaru , ktory przezywasz.Czasami bezpieczniej uproscic rzeczy-zdradzila-naprawia-idz tym tropem jesli wasza relacja ma rzeczywisci zmartwychwstac.
Co bedzie za pare miesiecy czy lat dowiesz sie za pare miesiecy i lat, nie ma co snuc domyslow, reakcje i tak beda spontaniczne.
Nie uwazam tez bys przegral z jej wyborem-ona przegrala ze swoim instynktem.Teraz pomysl kto ma wiecej do stracenia?
Dziś mija dokładnie pół roku od momentu odkrycia zdrady.
O forum nie zapomniałem - dałem swojej psychice po prostu odpocząć, bo zaczęło się robić źle ze mną, niestety.
Wziąłem miesiąc urlopu, pojechałem nad morze do miejscowości, gdzie jest cisza i mało ludzi. Potem po przyjeździe zaangażowałem się w remont mieszkania i wiecie co - pomogło. Niesamowicie. To, co mówiliście, sprawdziło się. Zaangażowanie się w inne sprawy - i odpoczynek dla organizmu na świeżym powietrzu z dala od złych miejsc i wspomnień. Nie ukrywam jednakże, że podstawą dla mnie jest postawa mojej żony, która jest po prostu taka, jak tego potrzebowałem od początku, gdy się o wszystkim dowiedziałem. Wtedy niestety był chłód i obcość. Teraz mimo, że dostaję od niej wszystko czego potrzebuję, to momentami nie daję rady, ale to już są epizody, w porównaniu z tym co było.
Zaakceptowałem tą nową rzeczywistość, nauczyłem się z tym żyć i oswajam coraz bardziej. Owszem, dalej wzrok i myśli lądują w miejsca, o których wiem, że były "ich" miejscami. Abstra****ąc od tych prześladowań czuję się znów kochany i chciany. Tak ważne też dla mnie jest to, że żona zarzeka się, że to co się stało, w ogóle nie powinno mieć miejsca, było wielkim błędem i pomyłką. Gdy tylko wracamy do tego (a to nieuniknione czasami) płacze i żałuje tego, co zrobiła i jaki to niestety ma wpływ na mnie do chwili obecnej. Mówi, że teraz dopiero widzi, co mogła stracić.
Nie wnikając głębiej, bo już właściwie wyłożyłem swoją duszę na tacę w tym temacie mam jeden przekaz dla wszystkich tych, którzy zostali "na świeżo" dotknięci problemem zdrady:
ZASTANÓWCIE SIĘ 10 RAZY ZANIM ZACZNIECIE WSPÓŁŻYĆ BEZ ŚRODKÓW ZABEZPIECZAJĄCYCH PO ZDRADZIE.
Ja mam to szczęście, że sytuacja się normuje, jest znacznie lepiej. Wracam do żywych, nasz związek stawiamy na nowo, bardziej świadomie i mądrze. Co byłoby jednak, gdyby się wszystko rozpadało? Nie chcę nawet myśleć... A przecież w drodze na świat jest nasz dzidziuś.
JakichWiele - był tylko tamten lovelas - to tak w odpowiedzi na Twoje pytanie sprzed 3 miesięcy.
Mam na koniec pytanie do Was - może ktoś będzie się znał na tym... Martwi mnie jedno. Z racji, że żona jest w ciąży, nachodzą mnie od jakiegoś czasu schizowe myśli o możliwych chorobach, jakie żona mogła złapać od tamtego typa. Owszem, byliśmy na podstawowych badaniach na obecność wirusa HIV oraz na badanie odczynu Wassermana. Jakie są inne choroby weneryczne niebezpieczne dla dziecka, których mogła nabawić się moja żona i które mogą wyjść na światło dzienne po czasie? Jakie są metody identyfikacji tych chorób? Oczywiście o tym będziemy jeszcze rozmawiać z ginekologiem, ale może ktoś z Was posiada wiedzę w tym temacie.
Post doklejony:
Do mojego apelu dołączę jeszcze oczywiście informację, że chodzi o współżycie do momentu, gdy sprawa i cały temat nie zostanie przepracowany, zrozumiany, wyczerpany.
Oszczędzicie sobie stresów, jakie ja miałem i mam nadal.
Edytowane przez Plemplem81 dnia 03.12.2012 12:48:47
W związku z tym, że żona jest w ciąży przeczytaj to:
http://kobieta-i-zdrowie.wieszjak.pl/choroby-kobiece/256295,2,Chlamydioza-ukryte-niebezpieczenstwo.html.
Jest cały szereg chorób , w tym typowo kobiece, które można złapać przy okazji stosunków seksualnych (http://www.funpzs.org.pl/8-choroby-przenoszone-droga-pciow-othermenu-25.html). Niestety żona powinna poinformować ginekologa o tym, że miała kontakty seksualne z przypadkowym facetem i lekarz sam będzie wiedział , jakie badania wykonać.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
Nie wiem czy temat jest jeszcze aktualny mimo wszystko postanowiłam odpisać . Jeśli trafiliście do dobrego lekarza powinien zalecić badania tzw " świętej trójcy" : chlamydia, ureaplasma, mykoplazma. Badanie odbywa się na zasadzie pobrania wymazów . Może to was uchronić przed poronieniem lub ewentualnymi wadami rozwojowymi dzieciątka . Oczywiście mam nadzieje że was to nie dotknęło . Pozdrawiam cieplutko.
Zrobił to, powiada moja pamięć.
Nie mógł zrobić tego - powiada moja duma i jest nieubłagana.
Witaj Plemplem.
Właśnie mija osiem lat od Twojego pierwszego wpisu. Jeżeli żyjesz napisz , wszystkim tym którzy Ciebie wspierali , radzili, ganili ,kochali i trzymali za was kciuki czy jesteście razem i jak potoczyły się wasze lost?