Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
trzeba wierzyc ale jak długo? ja nawet teraz nie chce skreslac mojego meza jeszcze mam nadzieje ze moze jednak nikt nie zasłużył sobie na odtrącenie i potępienie nawet jak zrobiłcoś złego
nie chodzi o potępianie Miriam tylko o naturalne konsekwencje tego co zrobili...uczę się normalnie rozmawiać z mężem, to trudne aby opanowywać negatywne emocje, mówić o swoich uczuciach a nie tylko zarzuty,
odtrącenie...sami nas odtrącili w momencie gdy zdecydowali się na zdradę,
dla mnie nastąpiło zerwanie tej intymnej więzi, która miała być tylko nasza,
błąd to dla mnie przespanie się po alkoholu gdy nie panujemy nad sobą,
zdrada rozmyślna, trwająca długo to świadomy wybór i teraz następują konsekwencje.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
moze masz racje moj maz zyje w dwoch swiatach jeden to dom drugi to kochanka chciałam z nim byc pomimo wszystko ale sie nie udało on zrezygnował z nas dla niej nie powiedział tego ale ja to wiem
Ten cały świat jest po prostu pokręcony i zwariowany. po jaką cholerę ludzie którzy nie potrafią sprostać życiu zakładają rodzinę. Po co marnują nam życie i sobie.
Droga życia
Błogi jest stan szczęśliwości
gdy opadnie mgły zasłona,
dookoła nas tyle miłości
czy zła moc tego nie pokona ?
Jak długo pełna kwiatów łąka
uśmiechać się będzie złociście,
dopóki swe skrzydła rozwienie biedronka,
a może nim opadną jesienne liście?
Kręta droga ciągle nam figle płata
i wielkie kłody rzuca pod nogi,
a sztuką jest wytrwać choć do następnego lata
i życzyć sobie prostej i szczęśliwej drogi.
I dalej tak i kolejne lato,
a potem jesień i zima sroga
i tylko człek silny i wytrwały
po latach powie
... me życie minęło jak ta prosta
bez przeszkód i pełna
szczęśliwych dni
moja życiowa droga....
Nadzieja, wiara i miłość
Teraz ten wiersz pozostał tylko kolejnym wierszem z mego tomiku.
Życie może być proste. Tylko my wzajemnie je sobie utrudniamy kładąc kłody pod nogi.
Miriam, Finka ma rację, Twój mąż już wybrał a "niektóre szczyty można zdobywać tylko we dwoje"...... i to w Twoim przypadku się sprawdza. Poradzisz sobie na pewno, Wy kobiety jesteście nie do zdarcia....
Swoją drogą to nie rozumiem takich mężów co zostawiają dla jakiejś siksy żonę z trójką dzieci.... nie wiem, może dlatego , że ja tak nie miałem i nie mam...
Rozumiem, można mieć romans, nie kochać już, ale zostawiać rodzinę? Hmmm no cóż , może niektorzy inaczej pojmują pojęcie rodzina.
"Ten bohaterem jest w szarym tłumie, kto kochać, cierpieć i przebaczać umie".
pojęcie rodziny to chyba w ogóle przestaje funkcjonować w dzisiejszym świecie...
i działa To w dwie strony, bo z jednej na rodzinę powinno się jednak liczyć w ciężkich sytuacjach, oraz o rodzinę i jej ciepło powinno się walczyć i je szanować...
Dziwne jest w tym wszystkim to, że tak na prawdę do chyba kluczowym, dla powrotów czy przeprosin jest jednak charakter. Jak czytam Wasze i innych wypowiedzi, często widzę, że charakter osoby poszkodowanej ma bardzo wiele do dalszego rozwoju sytuacji...nie bezpośrednio wartości ... one są jakby wskazówką, ale najpierw jednak ego mówi co zrobić... Dlaczego tak myślę, ano dlatego, że gdyby ludzie kierowali się wartościami, mniej było by drugich związków(równolegle kochanka i żona) więcej osób potrafiło by wybaczyć...
z socjologi: def. rodziny
" Rodzina jako grupa społeczna
Związek intymnego, wzajemnego uczucia, współdziałania i wzajemnej odpowiedzialności, w którym akcent pada na wzmacnianie wewnętrznych relacji i interakcji."
Daje do myślenia taka definicja, inaczej brzmi niż standardowa nauka płynąca wśród katolików...
Miriam, ja tez nie umiałam - tak mi sie wydawało- życ bez niego. Też odzszedł, mieszka z nia. Powiem tak, mozna bez nich zyc jak zrozumiesz z kim mieszkalas tyle lat. Oczy sie otworza i poczujesz wolnośc, czystość i odetchniesz z ulgą dobrze ze dzisiaj odszedł a nie wtedy kiedy będziesz stara, może potrzebujaca pomocy od tej drugiej osoby, myslisz ze przy takim kimś można spokojnie przeżyć starość i czuć się bezpiecznie? Ja też chciałam dożyć z nim do końca. Dziś wierzę w to ,że dobrze zrobiłam. Mam spokój i dziecko ma ciszę. A on? No może kiedys zrozumie co nam zrobił i oby córka chciała mu wybaczyć. Niech już się dzisiaj o to zacznie modlic!
Witam,
przyjaciółka poradziła mi, żebym zajrzała na tą stronę, bo jak poczytam, jak inni radzą sobie z problemami po zdradzie to będzie mi chociać troche lżej. No więc postanowiłam zajrzeć, poczytałam, a dzisiaj zdecydowałam się napisać. 3 tygodnie temu dowiedziałam się o zdradzie męża, zresztą juz drugiej, pierwsza była 3 lata temu, ale wtedy wybaczyłam, bo żałował, prosił, przysięgał, że już nigdy więcej. A ja oczywiście bardzo go kochałam, więc chociaż było mi potwornie cięzko postanowiłam wykonać trudną pracę nad sobą i wybaczyć, mimo, że zapomnieć nie umiałam. On też się starał, było dobrze, przynajmniej tak mi się wydawało. Zaczęliśmy starać się o dziecko, nawet z jego inicjatywy, jeszcze kilka miesięcy temu, również kilka miesięcy temu otworzyliśmy razem firmę, zaciągnęliśmy na to trochę kredytów, było ciężko to wszystko spłacać i jest nadal, ale ja wierzyłam, ze potrzeba trochę czasu i wszystko się ułoży tylko trzeba cierpliwości, wytrwałości i cięzkiej pracy. On chyba nie umiał tak mysleć, bo okazało się, że prawdopodobnie ok miesiąca potem nawiązał przez internet kontakt z jakąś koleżanką z dzieciństwa, zaczęli się spotykać. Przez 4 miesiace oszukiwał mnie, ja miałam czasami jakieś podejrzenia szczególnie nauczona poprzednimi doświadczeniami, ale cały czas oszukiwałam samą siebie, tłumaczyłam sobie, że to niemozliwe, bo przecież przysięgał, że nigdy więcej, że mnie kocha....Potem już chyba zaczęło go męczyć to oszukiwanie i jego zachowanie zaczęło być ewidentne, ja cierpiałam, zle nie miałam dowodu, aż wreszcie sam się przyznał, powiedział, że chce rozwodu, bo nie jest szczęśliwy....Siłą wyciągnęłam z niego szczątki informacji, kto to, jak długo i dlaczego, nie chciał rozmawiać, jak zwykle zresztą, tchórz....Powiedział, ze się na razie nie wyprowadzi, bo nie ma gdzie, a ja nie mam prawa wyrzucić go z naszego współnego mieszkania. Ta jego szmata też jest w związku ( zapominałam dodać, ze my jesteśmy małżeństwem 12 lat ), jesteśy po 30-tce. Ona nie ma ślubu, ale za to ma 2 małych dzieci. Jej facet tez jest załamany. Oboje cierpimy, podczas gdy oni planują swoją wspólną przyszłość nie zważając na nasze uczucia i przede wszystkim uczucia tych dzieci, którym własna matka odbiera ojca i niszczy przyszłość. To jest koszmar i tak bardzo nierealny, że nawet trudno mi sobie wyobrazić, że tak mozna postapić. Oboje z tym facetem mamy wrażenie, że coś ich opętało, nie słuchają nikogo, żadnych tłumaczeń, brną w coś, co im się wydaje teraz piękne i wyjatkowe, nie myślać, co będzie, kiedy zderzą sie z rzeczywistościa i prozą życia. A ja....? Cierpię powornie, takiego bólu nie przezyłam wtedy, pierwszym razem, teraz boli dużo bardziej, bo wtedy zaufałam, wybaczyłam i ponownie zostałam skrzywdzona. Poza tym tym razem on nie chce rozmów, tłumaczeń, powrotu, wybaczania, chce odejść i niedługo to chyba nastapi. Ja tak potwornie boję się samotności, nie umiem żyć sama, zawsze byłam z nim, dla niego. Wydawało mi się, że jestem fajnym człowiekiem, a teraz czuję sie jako zero - porzucone, upokorzone, zdeptane, nie warte tego, żeby je kochać. Wszyscy pytają tutaj, jak sobie dac radę z własnymi uczuciami, jak przestac kochać tego drania pomimo tylu krzywd i uwierzyc, że jeszcze będzie pięknie...? Ja też tego nie wiem....Mam wsparcie przyjaciół i rodziny, nawet jego rodziny, która też uważa, że popełnia wielki błąd, ale co z tego.....Mojego bólu nic nie zmieni....Naprawde nie wiem, jak teraz życ, jak spędzam samotne weekendy w czterech ścianach, za oknem listopad, to wyć mi się chce....A będzie jeszcze gorzej...
Beti witam, jakbym czytała własną historię...druga zdrada, też dałam szansę, wybaczyłam, ten sam schemat, oszukiwanie, druga kobieta, te same obawy... i dramat dwóch rodzin, dzieci...
Na początek powiem Ci to co po 8 mc zrozumiałam i co mam nadzieję Ci pomoże:
-potrafisz żyć bez niego nawet jeśli odejdzie
-jesteś więcej niż fajnym człowiekiem, jesteś wartościowa tylko on tego nie docenił bo problem jest w nim a nie w Tobie,
są różne etapy po zdradzie jakie przechodzimy, szok, złość, żal, poczucie braku sensu życia i wielki smutek to teraz przezywasz ale uwierz mi bo wiem co przeszłam i wielu Ci tu to samo powie
zaniedługo poczujesz że masz wiele siły w sobie, nawet takiej do podjęcia decyzji aby wyrzucić go z domu o ile nadal będzie trwał w romansie, potrafisz podejmować decyzje tylko jeszcze nie ten czas,
mój mąż i jego ostatnia kochanka już od dawna wielką "miłość" przerobili w silną nienawiść
i po ich planach nie został nawet ślad a ja trzymam teraz karty w ręku, nie jestem z tego powodu szczęśliwa ale tak to się często kończy...naturalne konsekwencje mąż musi ponieść, Twój tez poniesie, choćby relacje z dziecmi, które będą go winić, przyjdą na niego wyrzuty sumienia, nie ucieknie przed tym, na początku kochankom wszystko wydaje się takie piękne i proste jakby mieli po 16 lat
TY masz wsparcie rodziny, przyjaciół, masz dzieci, gdy opadną jego uniesienia hormonalne zobaczy jak niewiele mu pozostało, dlatego zdradzający tak często wracają i proszą o wybaczenie,
jeszcze trochę łez wylejesz ale każda zahartuje Twoje serce. Czy Wasze dzieci wiedza co się dzieje?
Edytowane przez finka dnia 18.11.2008 14:22:33
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Dziękuję za ciepłe słowa. Jeśli chodzi o dzieci, to niestety się ich nie doczekaliśmy, mimo prób, zabrakło czasu i cierpliwości mojemu mężowi, chociaż te starania trwały w sumie bardzo krótko. Moi przyjaciele powtarzają mi to co ty napisałaś, że to on ma problem, a nie ja, że nie jest mnie wart i nigdy nie był, że na pewno ułożę sobie życie bez niego, tylko kwestia czasu....Może się tak stanie, ale teraz tak trudno w to uwierzyć, bo za bardzo boli.
Co do decyzji o wyrzuceniu go z domu, nie będę musiała jej podejmować, bo on sam niedługo planuje wyprowadzkę, czeka tylko, aż jego kochanka ułoży swoje domowe sprawy, bo będą przeprowadzać się do jej mieszkania - on nie ma jej nic do zaproponowania od siebie, ma tylko to czego wspólnie się dorobliśmy, a ja zamierzam o to walczyć. Nie potrafię zrozumieć równiez tego, ze teraz w dużej mierze bedzie uzalezniony od jej decyzji i posunięć - wychodzi na to, że nie jest męzczyzną, żadnego honoru i ambicji.....I ja z kimś takim żyłam tyle lat i nadal kocham...koszmar...
Mam wrażenie, że oni żyją teraz w jakiejś bajce, opowiadaja sobie o swoim zyciu tylko tyle ile chca, a nie całą prawdę, a jak ta prawda dociera do nich z innych zródeł to w to nie wierzą - teraz jest chyba etap, kiedy czują się osaczeni przez cały zły swiat, który jest przeciwko nim i ich miłości i patrzą przez różowe okulary. Wszystkie problemy wydaja im sie teraz błahe, małe i do pokonania i sa przekonani, że wszystko się ułoży i bedzie piękny happy end...Za chwilę jednak przyjdzie proza życia - raty, rachunki, zmęczenie, 2 małych dzieci do opieki, dla niego obcych dzieci i ciekawe, czy romantyczne nastawienie do zycia przetrwa? Wszyscy twierdzą, że nie.....czas pokaże.....Ale ja chciałabym, żeby ta proza ich dopadła jak najszybciej, żeby oboje przekonali się, że życie to nie zabawa i bajka, ze jak jest cięzko to trzeba się starać i walczyć, a nie niszczyć życie wszystkim dookoła wierząc w jakieś bajki. Mam nadzieję, ze będą cierpieli i żałowali, tak jak teraz ja i ten porzucony męzczyzna...Bo myślę sobie, ze tylko wtedy, kiedy odczują na własnej skórze konsekwencje swojego postepowania być może czegoś się w życiu nauczą, zrozumieja - teraz zadne rozmowy, tłumaczenia do nich nie docierają, bo to przecież tylko teoria.
Teraz jest we mnie tyle sprzecznych uczuć. Kocham go i jednoczesnie nie mogę na niego patrzeć. Jestem na niego wściekła i jednoczesnie nawet mu współczuję, bo myslę, ze nie wie, co robi ze swoim zyciem. Czuję bół, żal, rozpacz i jednoczesnie chęć zemsty...A chciałam od zycia tylko miłości, spokoju i stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa.
Mysłałam, że jestem dziwna z tymi swoimi uczuciami, bo przecież szanująca się kobieta po czymś takim powinna takiego drania i nieudacznika kopnąć w d....i się nie ogladać, a ja nie bardzo potrafię...Jak czytam to forum, to widzę, ze wiekszość osób tak czuje.
Wiem, że ta kobieta ma takie wymagania od życia, których on nie będzie w stanie spełnić, ma do tego trochę problemów psychicznych niby zaleczonych, ale nigdy nie wiadomo, jest zupełnym przeciwieństwem mnie, zarówno fizycznie jak i charakterologicznie, jeszcze ta dwójka dzieci - i on rzuca dla niej wszystko - mnie, rodzinę, która tego nie akceptuje, przyjaciół, których za chwilę straci - i nieczego nie chce słuchać. Boze, tak trudno to zrozumieć, dlaczego.....co się dzieje w ich głowach...
A twój mąż jednak zrozumiał swoje błędy? Jesteście razem?
Tak, Beti jesteśmy na razie niekiedy razem, częściej obok siebie.. trudno być blisko jak kiedyś, trudno o spontaniczność, nawet o śmiech, zwykłą rozmowę, planowanie czegokolwiek.
Cień tego co nas rozdzieliło jest wciąż między nami, mimo że byliśmy kiedyś nierozłączni, bliscy sobie i to sprawia że teraz trudno się rozstać i trudno nadal żyć razem ale są dzieci i one są teraz najważniejsze, swoje odczucia, swój żal, on wstyd musieliśmy odłożyć na bok.
Na szczęście na tyle odpowiedzialności za nie mężowi pozostało.
Mój mąż rozumie że to były błędy ale ... to nie rozwiązuje sytuacji, skoro pociąga go inne zycie i nowe przygody jak planować cokolwiek razem?
O to że proza życia dopadnie Twojego męża i tamta kobietę się nie martw, prędzej niż myślą,
skoro w dobrych małżeństwach to się zdarza to co dopiero w takim związku "zbudowanym" jak domek z kart na nieszczęściu innych...
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Nie buduje się szczęścia nie nieszczęściu innych z znanych mi sytuacji zdradzający zawsze płacą za swoje czyny po kilku dniach, miesiącach, latach czy dekadach ale chyba tak to już jest zrobione. Czekam na dzień który to potwierdzi w przypadku mojej EX. Pozdrawiam.
Kocham (...) to słowo, najwięcej kłamliwe i kłamane.
Beti! A puść gada luzem, pobłogosław na drogę i życz szczęścia bo na rozum już za późno!
A tak poważnie... To jest identycznie jak z osobami uzależnionymi: musi sięgnąć dna, żeby się odbić albo całkowicie pogrążyć. Ty nie jesteś jego terapeutką tylko żoną, zdradzoną i poranioną żoną. Ty nie musisz go rozumieć, bo on dokonał wyboru i pewnie sam go nie rozumie. Ale to nie jest Twój problem. Dzieci tej pani z pewnością ucierpią, ale Twojej winy w tym nie ma. Odrębny temat, że partner tej pani zawsze może być dla nich ojcem, bez względu na to z kim będzie żyła. Ale najważniejsza teraz jesteś TY. Widzisz, czas po zdradzie jest bardzo podobny do okresu żałoby po śmierci bliskiej osoby. Najpierw jest zaprzeczenie (masz za sobą), potem sprzeciw (jesteś w trakcie), następnie smutek i rozpacz a w końcu pogodzenie się z faktem. Nie zapomina się nigdy, ale można normalnie żyć bez obsesji. Życzę Ci, żebyś jak najszybciej doszła do ostatniego etapu i pożegnała pana. Życie przed Tobą! Pozdrawiam!
Pisze bo strasznie sie czuje nie moge sobie poradzic i najgorsze sa wyzuty sumienia. rok tem spotykalam sie z Dawidem ale nam sie nie ukladalo ciagle klotnie nie trwalo to dlugo rozstalismy sie. Dwa miesiace temu zaczelam sie spotykac z Michalem kolega Dawida bylo fajnie az do soboty poszlam z Michalem na impreze on strasznie sie upil bylam zla ale normalnie z nim rozmawialam za chwile gdzies poszedl zostawil mnie sama . Dawid mnie pocalowal i widzialo to kilka osob powiedzieli o tym Michalowi on nie chce ze mna rozmawiac tlumaczylam ze to pomylaka ze bylam zla na niego i ze zrobilam to pod wplywem alkoholu zalezy mi na Michale i chce z nim byc ale on nie chce ze mna rozmawiac
Kasiu, część mnie, ta rozsądna podpowiada mi, że muszę szanować siebie, że ten gad nie będzie mnie krzywdził, że załuguję na kogoś, kto mnie pokocha itd itp Ale wiesz co, ja rzeczywiście czasami zachowuję się wobec niego jak terapeutka, bo on zawsze był taki biedny i wielu rzeczy w życiu nie rozumiał, podejmował błędne decyzje a ja ciągle czułam się za niego odpowiedzialna, zawsze go tłumaczyłam i próbowałam zrozumieć. I teraz też mi go szkoda, chociaż to ja jestem skrzywdzona, a on być może kiedyś będzie, jeżeli istnieje jakaś sprawiedliwość.
Ja mam jeszcze jeden problem - potrafię bardzo dużo wybaczyć ( jeżeli komuś na tym zależy ), nie potrafię i nie lubię się kłócić, nie rozpamiętuję i zawsze bardziej martwię się o kogoś a nie o siebie.....
Cholera, chyba muszę się wziąć za siebie, może skorzystam z pomocy jakiegoś specjalisty, bo inaczej sama sobie zniszczę życie jeszcze bardziej niż on to robi.....
Tylko tego strasznego bółu w calym ciele, kiedy się budzę rano i kiedy próbuję zasnąć nikt ode mnie nie zabierze
Dzięki Kasiu za słowa otuchy, chyba jesteś silną babką, co?
Jak wygladała twoja historia? Puściłaś gada wolno?
Magdalenka! Daj ochłonąć emocjom. Spokojnie wytłumacz swoje, nie do końca przemyślane, zachowanie. I czekaj. Niestety innego wyjścia nie ma. A na wszelki wypadek, póki co unikaj kontaktów z Dawidem. Pozdrawiam!
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
Beti! Moja historia jest opisana w temacie "ta trzecia". Podobna do innych... W moich postach też dużo znajdziesz na ten temat. Ja się jakoś pozbierałam. Czy jestem silna? Chyba na tyle już dostałam w tyłek od życia, że wiem co jest dobre a co złe. Poza tym zauważam wiele odcieni szarości pomiędzy białym i czarnym. Życzę Ci siły w wyborze, trudnym wyborze. I odzywaj się oczywiście co u Ciebie nowego.
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś