Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
binka napisał/a:
Bob jeszcze przed chwilą zarzucałeś mi złe porównanie. Bułka kupiona w markecie i człowiek to dobre porównanie Twoim zdaniem? tłumaczenie też akuratne ,no to gratuluję.
Binko, nie chodziło mi o porównanie do zdrady, ale pokazanie, że jeśli jako krzywdę zaczniemy traktować także krzywdę psychiczną, to praktycznie nici z wolności, bo drugiemu może przeszkadzać choćby to, że jesteś lepiej ubrana. Rozumiesz? Idziesz do sklepu, kupujesz super ciuch i następnego dnia idziesz w nim do pracy. Przecież wiesz dobrze, że inne kobiety nie poczują się specjalnie szczęśliwe. Czyli co, "nie czyń drugiemu co tobie niemiłe" też rozciągamy na takie sytuacje? Absurd, prawda?
Cytat
A z umową jak do takowej porównujesz zawarcie związku małżeńskiego to masz rację. Można a nawet trzeba ją zerwać, tylko może wypadałoby to zrobić zanim poczuje się zew natury ,tak jakoś by to było bardziej po ludzku i fair,nie sądzisz?
Sądzę, tylko co z tego? Każdy człowiek ma swój kodeks postępowania, nie mogę wszystkich równać do swojego, bo w jakiś sposób też robiłbym komuś krzywdę. Wolna wola jest kluczem. Każdy może żyć, jak chce. A ja nie muszę żyć z tym, z kim nie chcę (bo np. nie pasuje mi jego "nowo poznany" system wartości).
To czego cały czas nie rozumiem u osób zdradzonych, to to bezrefleksyjne przejście nad zdradą i jej interpretacją. Zupełnie, jakby niektóre osoby miały poważne lęki przed świadomym zrozumieniem, co tak naprawdę ta zdrada oznacza. Zamiast tego następuje przeniesienie uwagi na własne skrzywdzenie i tą trzecią osobę. A zdradzacz dostaje totalny parasol ochronny.
Tymczasem wszystko to jest w miarę proste - wyobraziliśmy sobie człowieka, a on okazał się kimś innym. Bańka prysła i ile wysiłku się nie włoży, to już nie wróci.
Bob ale to ty wymyślasz te absurdy, ja odniosłam to powiedzenie do konkretnej sytuacji.
Każdy może żyć jak chce? Naprawdę zapewniam Cię Bob , że dwadzieścia kilka lat temu mój ślubny z nieprzymuszonej dobrej woli postanowił żyć ze mną ,opiekować się,być wiernym czyli zgodnie wchodziliśmy w związek , w którym zasady były jasno określone.
I nie zmyślam,obiecał m to w obecności swoich najbliższych, których wziął na świadków. To chyba do czegoś zobowiązuje.
Oszukał mnie? Kłamał z premedytacją?
Nie wiązałabym się z człowiekiem, który powiedziałby ,że za jakiś będzie się kierował swoimi nowo poznanymi wartościami mając w dupie moje wartości. Mógł do tejpory hasać jak młode źrebię pod skrzydłami mamusi naprzykład. Ja jego mamusią nie jestem.
bob-bob napisał/a:
"Wolność pozwala nam robić wszystko na co mamy ochotę o ile nie krzywdzimy innych".
... stosujecie bez ograniczenia pseudo-zasadę, która przecież jest ograniczona. Czy jeśli mijam głodnego i jem przy nim bułkę, to czy powinienem zaprzestać konsumpcji? (...) Ale najważniejsze - moja legalna konsumpcja służy zaspokojeniu moich potrzeb i nie jest wymierzona w głodnego. Głodny nie jest podmiotem moich działań jedzeniowych.
Cytat
I kto ma o tym rozstrzygać? Ksiądz, rabin, mułła, czy świecki sąd?
I dlaczego jedną osobę mają obowiązywać normy, wg których żyje inna? Czy zdradzający nie pokazuje, że jego normy są inne?
1) istnieje coś takiego jak moralność - to zbiór właśnie takich norm społecznych, które podlegają ocenie społecznej - niekoniecznie rabina, czy sądu. Podegają choćby naszej ocenie - np. forumowiczów.
2) przykład z głodnym wygląda tak: jeśli przechodzisz koło niego i będziesz jadł, to nikt nie uzna, że go krzywdzisz, ale jeśli specjalnie staniesz koło głodnego i będziesz przesuwał mu bułkę pod nosem a później ją zjesz, to będzie to ewidentne krzywdzenie.
To co podałeś jako argument można by odwrócić : Może to Ty skrajnie uznajesz, że skoro trudno (Tobie) ocenić to nie można stosować zasad w stosunku do psychiki i można tylko w odniesieniu do fizycznych sytuacji.
np. Manipulowanie ludźmi jest ewidentnie takie i powszechnie uznane za złe postępowanie.
W naszym przypadku - zdrady - społecznie, choć już coraz mniej są uznane za krzywdzące.
binka napisał/a:
... dwadzieścia kilka lat temu mój ślubny z nieprzymuszonej dobrej woli postanowił żyć ze mną ,opiekować się,być wiernym czyli zgodnie wchodziliśmy w związek , w którym zasady były jasno określone.
I nie zmyślam,obiecał m to w obecności swoich najbliższych, których wziął na świadków. To chyba do czegoś zobowiązuje.
Do czego? Jak wg Ciebie człowiek ma wykrzesać w sobie emocje, które się skończyły? Nie wiem, tak bardzo zależy Ci na tym, żeby mieć obok siebie człowieka, który Cię już nie kocha? A może zobowiązał się kochać, tylko jak sobie to wyobrażasz, zobowiązać się do odczuwania emocji?
Mam wrażenie, że chyba tej sprawy dobrze nie przemyślałaś. Przecież zdrada następuje wtedy, kiedy kończy się miłość w tym człowieku. Jak ktoś kocha, to nie zdradza. A to, że emocje się kończą - tak bywa. Emocji nie można obiecać.
Cytat
Oszukał mnie? Kłamał z premedytacją?
Mam wrażenie, jakbyś te naście lat do tyłu nie do końca rozumiała, o co chodzi.
Tzn. w jakiś sposób rozumiała - bo sama pewnie wiesz, jak to jest z emocjami, ale z drugiej strony chciała wierzyć w baje ("i żyli długo i szczęśliwie".
Cytat
Nie wiązałabym się z człowiekiem, który powiedziałby ,że za jakiś będzie się kierował swoimi nowo poznanymi wartościami mając w dupie moje wartości. Mógł do tejpory hasać jak młode źrebię pod skrzydłami mamusi naprzykład. Ja jego mamusią nie jestem.
A kto Ci to powie? "Cześć, bardzo mi się podobasz, a ja jestem skrajnym egoistą i często kłamię, umówisz się ze mną?"
Wierzysz w takie cuda?
Poza tym póki nie nadejdzie dzień próby, to każdy może tylko gdybać, jakby się zachował. W końcu do zdrady prowadzi droga przez niezaspokojenie własnych potrzeb w związku. A potrzeby potrafią być bardzo silne, kumulując się przez długi okres czasu.
Póki w związku jest namiętność między partnerami, nie ma miejsca na zdradę (pomijam jakieś uszkodzone jednostki). Problemy są wtedy, kiedy związek przestaje przynosić satysfakcję i zaczyna się szukać tego, czego brakuje, poza nim. Jasne, że powinno się wtedy rozmawiać, ale trzeba umieć mówić i trzeba mieć partnera, który potrafi słuchać i usłyszeć.
I dlaczego jedną osobę mają obowiązywać normy, wg których żyje inna? Czy zdradzający nie pokazuje, że jego normy są inne?
1) istnieje coś takiego jak moralność - to zbiór właśnie takich norm społecznych, które podlegają ocenie społecznej - niekoniecznie rabina, czy sądu. Podegają choćby naszej ocenie - np. forumowiczów.
[/quote]
A jak widać, nawet w tym wątku nie ma zgody Tak to się ma do norm, więc proponuję zostawić tą sprawę. Każdy ma inne normy, bo bazują one na jego wychowaniu, doświadczeniach, sposobie widzenia świata, wiedzy itp.
Cytat
2) przykład z głodnym wygląda tak: jeśli przechodzisz koło niego i będziesz jadł, to nikt nie uzna, że go krzywdzisz, ale jeśli specjalnie staniesz koło głodnego i będziesz przesuwał mu bułkę pod nosem a później ją zjesz, to będzie to ewidentne krzywdzenie.
...
np. Manipulowanie ludźmi jest ewidentnie takie i powszechnie uznane za złe postępowanie.
LSR, różnica taka, że i z bułką i z manipulowniem - jest to działanie wymierzone w tego drugiego człowieka. A zdradzający nie przyprowadza kochanki do domu i posuwa jej w małżeńskim łożu na oczach żony.
Robi to z kochanką w skrytości i odosobnieniu, potem ukrywając fakty. Więc ciężko to nazwać działaniem wymierzonym w żonę. Jest to działanie mające na celu zaspokojenie jego potrzeb.
Hmmmm. Może by się tak zastanowić czy małżeństwo jest tą złotą klatką ograniczającą wolność; z jednej strony a jednocześnie odgradzającą od brutalnego świata wyuzdania przysięgą, którą się składało??? Czy można do tego stopnia w świecie degrengolady i reklam Slim jeszcze zaufać i to zaufanie zostanie przynajmniej docenione? Wierność się liczy, Nawet ta wierność po trupach jest lepsza niż sprzeniewierzenie. Zawiedźcie przyjaciela na którym Wam zależy. Mąż, żona, to powinni być przyjaciele pomimo małżeństwa. To przyjaciel jest zawsze najważniejszy kiedy motylki wyrwą się na wolność. Jeśli żona czy mąż jest przy okazji miłości jescze przyjacielem to jak 6 w totka. Przyjaciół się nie zdradza...
Bob jesteśmy z innych bajek. Ty nie zrozumiesz mnie ani ja Ciebie.
Wypaliło się? Ok. To odejdź i ukladaj sobie życie po swojemu ,tak? Odejdź a nie pasożytuj.
I mam odruch wymiotny na takie tłumaczenie, brakuje,zaczyna się szukać. Po prostu kto się ch.... urodził ten skowronkiem nie umrze, ot cała filozofia.
A bajka żyli długo i szczęśliwie bardzo mi się podoba.
A teraz pomodlę się aby Bóg nie dał mi siły.
Bob, chciałam Ci powiedzieć, że takich "uszkodzonych jednostek " jak ich nazywasz jest bardzo wiele.
I wcale "problemy zaczynają się wtedy, kiedy związek przestaje przynosić satysfakcję", też tak kiedyś myślałam, ale zmieniłam zdanie.
nikt nie powie, że jest skrajnym egoistą przyszłej żonie, ale ja od 2 lat słyszałam to zdanie baaaaaaaaardzo często, wiesz gdzie? na portalach randkowych, tam się mówi prosto z mostu, mam żonę, dzieci, kocham ją, co nie przeszkadza mi na wypad z tobą za miasto, zaraz napiszesz, że to uszkodzone jednostki, jeżeli tak, to jest ich w naszym społeczeństwie jakieś 80%, mówię to z pełną świadomością, mogę podać linki do takich stron, maile, czasem nazwiska, zastanawiam się co myślą żony tych facetów, kiedy tu trafią, a może już tu są?
chcesz powiedzieć, że ci faceci nie "oszukują z premedytacją? nie kłamią z premedytacją? Piszesz, że jak ktoś kocha to nie zdradza, i jesteś w błędzie, to co ci faceci robią na tych portalach randkowych? Czemu piszą otwarcie "mam żonę, szukam przygody, nie interesuje mnie stały związek?" co to jest? to jakaś inna rasa ludzi? Czym są związki tych ludzi? czemu nie odejdą od partnerek? wg Twojej teorii nie kochają żon, skoro zdradzają, to co robią? Masochiści? trwają w związku z powodu.....? szukając chwilowego szczęścia w internecie?
Poznałam jednego faceta, nie spotkałam się z nim nigdy, ale dużo rozmawiam, przeraża mnie jego podejscie do życia, ma żonę (drugą ) od 3 lat, z pierwszą jedno dziecko, z drugą drugie dziecko, poznali się na portalu randkowy, zostawił żonę dla niej, ona męża dla niego. Ślub, dziecko i ... facet dalej randkuje , dalej szuka na czatach panienek, zapytałam kiedy się ustatkuje, powiedział, że nigdy, że potrzebne mu to żeby bardziej kochać żonę, że facet który zdradza, bardziej ceni rodzinę. Jego teoria to , jak zdradza to kupuje kwiaty żonie, prezenty, nie czuje się winny, ale chce jej wynagrodzić małe kłamstewka, wtedy ona jest szczęsliwa, uśmiechnięta, odwdzięcza mu się w sypialni. Powiedział, że jestem "uszkodzoną jednostką" nie wiem co to korzystać z życia skoro byłam z jednym facetem 20 lat, i co z tego mam? i tak mnie kopnął w dupę, bo facet to zwierze które przy jednej dziurze nie wysiedzi . Byłam w szoku, już nie jestem, poznałam całe rzesze takich facetów, jestem przerażona, ale już nie zdziwiona, przejrzałam na oczy w jakim świecie żyję, że jak to napisał LSR , zdrady już coraz mniej uznawane są za krzywdzące. Powiem, że z przyjemnością zaglądam tu na czat i czytam co piszecie, bo tu widzę, że nie jestem "uszkodzoną jednostką" że świat nie zwariował, że są takie dinozaury z kręgosłupem moralnym jak ja.
Rbit, są ludzie na tym świecie ( ja ),którzy nie pójdą do łóżka z żonatym facetem, myśląc tylko o sobie, bo co mnie obchodzi żona tego dupka ... ja nie pakuję się nikomu z buciorami w życie, bo po co? bo mam zasady, i nie krytykuj takich ludzi jak ja, bo jest tu dużo takich na czacie, to że Ty wskoczyłbyś mężatce do łóżka i miał gdzieś co myśli jej mąż, to Twoja sprawa, nie mam zamiaru oceniać, ale Ty daruj sobie ocenianie innych.
bob-bob napisał/a:
LSR, różnica taka, że i z bułką i z manipulowniem - jest to działanie wymierzone w tego drugiego człowieka. A zdradzający nie przyprowadza kochanki do domu i posuwa jej w małżeńskim łożu na oczach żony.
Robi to z kochanką w skrytości i odosobnieniu, potem ukrywając fakty. Więc ciężko to nazwać działaniem wymierzonym w żonę. Jest to działanie mające na celu zaspokojenie jego potrzeb.
Fakt czy jest to na oczach czy po kryjomu nie może decydować o tym czy coś jest dobre czy złe. Albo źle Cię zrozumiałem, albo to jest tak oczywiste, że trudno to skomentować.
Czy chodzi o to, że jak kieruję działanie do jednej osoby, to tylko ją krzywdzę? To też byłoby dziwne podejście. (np. pomagając złodziejowi wnosić kradziony towar do auta i wiedząc o tym -wg Ciebie nie krzywdzę okradanego, tylko działam pozytywnie pomagając złodziejowi?)
Zaspokojenie potrzeb nie wyklucza jednoczesnego krzywdzenia (tak samo, jak niszczenie komuś płotu - czyli zaspokojenie potrzeby np. wyładowania energii - nie wyklucza jednoczesnego wyrządzania krzywdy komuś innemu)
Zlota, dużo rzeczy poruszyłaś, kluczem, wg mnie jest ta nierówność związków między sobą. Są ludzie, którzy rozmawiają ze sobą "przy niedzieli", a są i tacy, którzy nie mają przed sobą sekretów i dzielą się wszystkim. I jedni i drudzy deklarują miłość. Więc ciężko naklejać etykietki, bo cholera wie, co się pod tym kryje.
Rzecz kolejna, to co piszesz o portalach randkowych. Z tego co wiem, najłatwiej wyrywa babkę facet ustatkowany, bo ona nie obawia się wtedy zaangażowania, mają być tylko emocje bez zobowiązań. Zaręczam, że jakby wszedł na taki portal facet, który by napisał, że jest nieszczęśliwy, to małe szanse, żeby coś wyrwał. Wniosek - słowa czasem coś faktycznie znaczą, a czasem są tylko środkiem do jakiegoś celu. Więc nie można brać ich wprost.
Sporo ludzi nie rozumie samych siebie, nie rozumie własnych potrzeb, potrafią tylko na ślepo szukać, skacząc z kwiatka na kwiatek. Czy są uszkodzeni? Wg mnie nie. Owszem - kwalifikują się do pomocy psychologicznej, ale po to, żeby mogli zrozumieć czego naprawdę chcą. Przecież każdy wchodząc w związek myśli, że będzie cudownie. Można więc założyć, że jest wola po obu stronach. Tylko potem dzieje się to coś.
Dobrym pomysłem na tym forum byłoby zajęcie się tematem jak zbudować związek bez zdrad - i nie mam tu na myśli przysiąg, podpisów, cyrografów, kar itp.
Binka, tak, ja nie kupuję Twojej wersji świata. W mojej rzeczywistości jedyne, co człowiek może, to pracować wspólnie z drugim nad związkiem. Ludzie nie mają mocy zobowiązać się do stałej emocji i załatwione, grunt to popracować do przysięgi, a potem wieczne szczęście. To nie moja bajka. Wydawało mi się, że związek to samograj tylko raz. I wystarczy. Od paru lat stawiam nową budowlę, w pełni świadomie, przez trudy i znoje, cegła za cegłą.
Milord, o to chodzi, kluczem jest przyjaźń. Z tym, że nad przyjaźnią trzeba stale pracować, ona nie rodzi się emocjonalnie jak miłość.
LSR napisał/a:
Fakt czy jest to na oczach czy po kryjomu nie może decydować o tym czy coś jest dobre czy złe.
LSR, proponuję, żeby każdy oceniał samego siebie w aspekcie dobra i zła. Bo jakoś nie ufam ludziom, którzy uważają się za dobrych, a bardzo prędko widzą zło u innych.
Równie dobrze "dobra" żona może przez lata ignorować skomlenie męża, a jak tamten znajdzie inną, to staje się zły i ta trzecia też zła. Bo żona wszak jest wierna. Jeśli w ten sposób chcesz dzielić świat - proszę bardzo.
Dla mnie podstawą zdrady są niezaspokojone potrzeby, zostałem zdradzony, przez długi okres czasu, już osobno, wiele myślałem o tym, poznawałem świat kobiecych potrzeb i wiem, czego potrzebowała moja ex i ode mnie nie dostała. I pomimo tego, że ja byłem wierny, jakoś nie umiem przylepić naklejek "dobry" i "zły". Bo gdybym zachowywał się inaczej, wszystko mogłoby się też inaczej potoczyć. A ludzie są tylko ludźmi, nie umiem mieć pretensji do kogoś, kto nie otrzymując tego, co potrzebuje przez długi okres czasu - zaczął tego szukać gdzie indziej.
bob-bob napisał/a:W końcu do zdrady prowadzi droga przez niezaspokojenie własnych potrzeb w związku. A potrzeby potrafią być bardzo silne, kumulując się przez długi okres czasu.
Póki w związku jest namiętność między partnerami, nie ma miejsca na zdradę (pomijam jakieś uszkodzone jednostki). Problemy są wtedy, kiedy związek przestaje przynosić satysfakcję i zaczyna się szukać tego, czego brakuje, poza nim. Jasne, że powinno się wtedy rozmawiać, ale trzeba umieć mówić i trzeba mieć partnera, który potrafi słuchać i usłyszeć.
Cześć Bob,jak ja kiedyś nie lubiłam gdy jednak miałeś rację...i cholercia...dalej tego nie lubię.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
binka napisał/a:
Bob to jakimi wartościami kierujesz się w swoim związku? Na jakich fundamentach budujesz?
Binka, tak jak napisałem wyżej - był wcześniej problem z komunikacją, moja ex nie potrafiła powiedzieć, albo i ja nie potrafiłem słuchać. Każde robiło po swojemu i chyba zaczęliśmy się oddalać, malała przestrzeń wspólna, za to każde miało swoje sprawy.
W tym kolejnym zrobiłem dokładnie odwrotnie - wymogłem pełną "przezroczystość", pełną werbalną komunikację. Przyznam, że na początku było przez to małe piekło, ale ja byłem zdeterminowany (albo tak, albo wcale), a i moja aktualna kobieta - po podobnych przejściach. No i nauczyliśmy się i komunikować i słuchać. I ufać temu, co sobie mówimy, nie węsząc podstępów i prób wykorzystania. Bardzo długo trwało wyjaśnianie sobie różnic damsko-męskich i nauczenie się poprawnej interpretacji wysyłanych do siebie sygnałów. Trudny to proces, bo nie jest łatwo się tak zupełnie otwierać i wystawiać na strzał, ale w końcu związek, miłość, to też i zaufanie. Mogę spokojnie napisać, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. To tak w bardzo dużym skrócie.
Dużo napisaliście, to nie do wszystkiego się odniosę, zwłaszcza, że kol. Bob-Bob właściwie zrobił to za mnie.
Tylko kilka krótkich zdań:
Binka
Coś tam pisałaś o ważności przysięgi małżeńskiej. No, ale zlituj się niewiasto, po 20 latach to nie jest już ten sam człowiek, który składał Ci przyrzeczenie. Ludzie się zmieniają, dojrzewają, poznają lepiej i siebie, i partnera, odkrywają swoje potrzeby. Przysięga to nie rodzaj niewolnictwa.
A poza tym chciałabyś, żeby facet z Tobą był li tylko i wyłącznie dlatego, że Ci przyrzekał? Albo z powodu dzieci? Gdyby mi kobieta powiedziała: "Nie kocham cię, ale nie odejdę, bo przysięga, bo dzieci", to sam bym ją spakował, żeby się biedactwo nie męczyło.
Złota
Po pierwsze primo wrzucasz wszystkich do jednego worka.
Po drugie primo, nikogo nie krytykowałem za to, że nie poszedłby do łóżka z osobą "zajętą". Ale też nikogo nie krytykowałem za to, że by poszedł. Jest to dla mnie sprawa indywidualna i moralnie obojętna.
LSR napisał/a:
Bob - na marginesie - nigdzie nie oceniałem ludzi dobry/zły - bo to nie realne. Post zawierał tylko i wyłącznie oceny działań.
LSR, ciężko oceniać same działania, nie znając motywacji. Dlatego ja wolę nie oceniać wcale, chyba, że wiem sporo więcej. I to najlepiej z obydwu stron
Nie Bob, nie odpowiedziałeś na moje pytania. Jesteś pewny ,że teraz to już jest to?Wymogłeś? No a co z wolnością ?Napisałeś mi ludzie nie mają mocy zobowiązywać się do stałej emocji. Czyli ryzykujesz? Twoja budowla jest jak domek z kart i byle podmuch może go zmieść z powierzchni. I nie wem skąd wziąłeś mit, że wystarczy starać się do przysięgi ja tego nie pisałam.