Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Moją historię już tutaj opisywałem. Dwa lata po ślubie, kupa emocji, złożony pozew w sądzie. Dzisiaj była już druga sprawa rozwodowa, finalna. Żona przyszła z adwokatem (tylko nie wiem dlaczego, ponieważ nasza sprawa jest prosta, nie mamy dzieci i wspólnego majątku do podziału). Na pytanie sędziny, odpowiedzi twierdzące, podobnie żona, i na tym koniec. Po sprawie poprosiłem ją na chwilkę żeby zapytać się czy zgodziłaby się wziąć udział w procesie o unieważnienie ślubu kościelnego? Pierwszy raz od kiedy dowiedziałem się o zdradzie była chętna do współpracy, tak normalnie. Nie zależy mi na ty unieważnieniu, ale nie wiadomo co życie przyniesie, więc dlaczego nie.
Okazało się w dalszej części rozmowy, że wcześniej, po kolejnej kłótni ze swoim chińczykiem, wyprowadziła się od niego do koleżanki. Zaraz zadzwoniła do mnie z pytaniem czy jest możliwe żebyśmy się zaszli. Powiedziałem jej, że sprawa rozwodowa jest w toku i na dzień dzisiejszy niczego nie zamierzam zmieniać.
W tym czasie spóźnił się jej okres. Okazało się, że jest z chinolem w ciąży. Zadzwoniła do niego, powiedziała o co chodzi. Ten odpowiedział, że nie chce tego dziecka i nie zamierza z nią ponownie się wiązać. Wiec wiadomość o dziecku jeszcze pogorszyła i tak beznadziejną sytuację. Teraz on zwolnił się z pracy, gdzie oboje razem pracowali. Facet jest po rozwodzie, żona (rasy białej) zdradziła jego i są po rozwodzie. Z tego małżeństwa ma także syna.
Tak na marginesie zaznaczę jeszcze, że dzień przed pierwszą sprawą w sądzie, kilka miesięcy wcześniej, żona kontaktowała się ze mną i z pytaniem, co z nami będzie? Dzwoniła z domu swojego kochana. Mówiła że walizki ma spakowane i w każdej chwili może od niego się wyprowadzić. Powiedziała także, że i tak wyprowadzi się od niego obojętnie jak sprawa się zakończy. Oczywiście moja odpowiedź była negatywna. Dałem jej znać, że w takiej sytuacji jaka była wtedy jest to niemożliwe. A absurd tego komicznego zdarzenia, utwierdzał mnie w swojej decyzji. Na sprawie nie stawiła się, więc została odroczona.
U kochanka jednak pozostała dalej. "Zrozpaczona" chciała zapomnieć o mnie (odrzuciłem przecież jej prośbę) i zaczęła starać się z nim o dziecko i na nowo układać z nim swoje życie. Na początku jakoś im nie wychodziło z tym. I w końcu, jak już wyżej wspomniałem, pokłóciła się,następnie wyprowadziła się, a efektem ich całej sytuacji jest "upragniona" ciąża.
Mieszka teraz sama w wynajętym pokoju a dziecka spodziewa się w czerwcu. Powiedziała że nie chce jego znać, ale nie będzie sprawiała problemów z widywaniem się z ich przyszłą córką. Za mąż już nie zamierza wychodzić.
Powiedziałem jej, że od czasu, kiedy dowiedziałem się o zdradzie, pierwszy raz jest sobą, tzn. tą samą osobą którą kiedyś poznałem. Odpowiedziała mi, cytuje: "a może to druga ja...?"
Miała jednak pretensje do mnie, że po zdradzie nie wróciłem z nią do Anglii. Ja jednak utwierdzałem się w przekonaniu, że decyzja jej, z kim chce być, musi wyjść od niej. A jestem pewien, że jeżeli bym powrócił, to wpłynąłbym na nią i ponownie byśmy byli razem, a ona pozostałaby nadal taką malutką "baby". I nic by to nie zmieniło. Zero skruchy, poczucia winy. Oczekiwałem tylko tego, żeby zerwała z nim całkowity kontakt, bez mojej pomocy. Jednak ja pozostałem w Polsce, ona "sama biedna w Anglii nie dała rady" i nadal potrzebne było wsparcie osoby trzeciej (nie chodzi o pomoc materialną, a psychiczną i nie tylko...). Twierdzi, że taka już jest, słaba, a ja ten silniejszy, który trzymał to wszystko w garści. Dlatego m.in. od tego byłem.
Teraz mówi, że musi wypić wcześniej naważone piwo, ponosi konsekwencje swoich decyzji. Czasu nie cofnie, a jej łzy same mówią "czy więzi emocjonalne ze mną ustały". Odprowadziłem ją na przystanek, pożegnaliśmy się, życzyliśmy sobie powodzenia. Wsiadła do autobusu i odjechała...
P.s. Pomimo że tak to się zakończyło, ona została sama i jest w ciąży, nie jest mi do śmiechu. Jest to porażka nas obojga. Nie widzę zwycięzców. Ale kolejny etap w życiu zakończył się i trzeba żyć dalej.
Morfeuszu twoja historia przywraca mi wiarę w tzw "zemstę losu". Nawet nie wiesz jak bardzo cieszy mnie fakt, że Twoja kurewna dostała kopa od życia i to na moje oko okrutnego. Paradoks, pozbawiła inne dziecko ojca a teraz sama zostanie matką patrzącą na smutek swojego maluszka wychowującego się bez taty(tylko tego maleństwa w tym wszystkim mi żal bo ono jedyne jest niewinne). Jednak należało jej się, myślę, że jej kochanek też dostanie soją część tortu zwanego sprawiedliwością. Zgadzam się że rozwód jest porażką, jednak bardziej jej niż Twoją. Życzę Ci żeby do Ciebie los się uśmiechnoł i dał wiele szczęścia i miłości zasługujesz na nie jak każdy z nas.
morfeuszu, Twoja opowieść jest przykładem, na to, ze to co dajemy to otrzymujemy. Żona dokonała w przeszłości(teraz o tym wie) złe wybory, życie jej oddało i żal mi jej jako człowieka, zal dziecka które się narodzi, ale to był jej wybór i ona ponosi konsekwencje tego jak swoim życiem pokierowała.
Mimo, że zdradzającej "eks" zdecydowanie się nie powiodło to Morfeusz... nie odczuwa żadnej satysfakcji.
Co więcej, odczuwa smutek i niepokój z powodu jej nieszczęścia.
To świadectwo bycia wielkim człowiekiem.
Człowiekiem o niewyobrażalnie dobrym sercu.
Podziwiam taką postawę.
P.s. Pomimo że tak to się zakończyło, ona została sama i jest w ciąży, nie jest mi do śmiechu. Jest to porażka nas obojga. Nie widzę zwycięzców. Ale kolejny etap w życiu zakończył się i trzeba żyć dalej.
Pozdrawiam wszystkich
Morfeuszu w ostatnich słowach zawarłeś najważniejsze , każde z was dostało od życia lekcje i każde wyciągnie jakieś wnioski ... Tyle tylko że Twoja była żona wyszła na tym najgorzej...
Bo tutaj nie chodzi o satysfakcje. Czy zemsta daję jakąkolwiek satysfakcję? Podobnie w tej sytuacji. Czy mam się cieszyć, podskakiwać z tego powodu? Nie mam charakteru zawistnego. Pewne rzeczy przyjmuje takie jakie są, bardziej obojętnie. Życzę mojej ex żonie wszystkiego najlepszego, pomimo tego co się stało. Ja zajmuje się sobą i to mnie teraz najbardziej obchodzi. Jeżeli ktoś odczuwa radość z "bicia" słabszego to jego sprawa. Mnie cieszy to, że przeszedłem przez to i czuje się teraz całkiem dobrze. Zwycięstwo z niemożliwym (jak na początku z nas każdy myślał) bardziej dodaje smaka, niż zabicie np. muchy, która nie dała nam spać w nocy.
Czy zemsta daję jakąkolwiek satysfakcję ?
Czy mam się cieszyć, podskakiwać z tego powodu?
Morfeusz,
Ad. 1.
Wierz mi, że niejeden ( myślę, że nawet większość... ) Forumowicz odczuwałaby wielką satysfakcję.
Niestety.
Ad.2.
To, że tego nie robisz pokazuje, jakim jesteś człowiekiem.
Dobrym, wielkodusznym, stojącym "ponad" swoją krzywdę.
Taka postawa to rzadkość w dzisiejszych czasach.
morfeuszu a żona nie chce walczyć o Ciebie? bo rozumiem że pytania jakieś zadawała co do was, ale sama ruchu żadnego nie wykonała nawet już po tej wyprowadzce?
jeżeli zastanawiasz się nad powrotem nie ryzykuj!
jeżeli by chciała z Tobą być to już by coś zrobiła, nie pakuj się w bagno tylko dlatego że jej współczujesz tego co sama sobie zgotowała, bo ona skrupułów wobec Ciebie nie miała żadnych.
B52
Moje relacje z moją ex żoną można powiedzieć są teraz czysto koleżeńskie. Niczego nie wymagam od niej, i tak samo w drugą stronę. Nie żałuję że doszło do rozwodu. Coś się kończy, a coś zaczyna. Jak jest się na takim etapie co ja, to można już podejść do tego z dystansem, złości nie ma, nawet już obojętność zmieniła swoją postać. Podjęcie decyzji o rozwodzie równało się z zakończenia związku. Jak jest szansa to walczę, jestem bardzo cierpliwy. Z drugiej strony jeżeli już podjąłem decyzję, to musi być podparta argumentami że nie ma żadnych do tego podstawa żeby zawracać. Więc B52, przez głowę mi nie przeszło żeby coś takiego robić.
aga nr 1
Pewnie masz rację, że ludzie mają z tego satysfakcję. Ale to jest na krótką metę. Wydaje mi się, że chodzi tutaj o emocję. Ale z biegiem czasu to mija, każdy zajmuje się sobą i osoba która zdradziła po pewnym czasie staje się całkowicie obojętna. Rany zagoiły się, zakochujemy się ponownie, zaczynamy być ponownie szczęśliwi, a wracanie do tego, rozmyślanie nad tym, rozgrzebywanie, kierowanie się dalej emocjami tylko pogarsza samopoczucie.
Nie zamierzam utrzymywać z nią żadnych kontaktów. Ale jest prawdopodobne że na jakimś imprezach możemy przypadkowo się spotkać bo mamy wspólnych znajomych. Ale uciekać i chować się nie zamierzam.
Czy jestem dobroduszny, bez przesady. Na pewno krzywda innych nie jest mi obojętna bez wyjątku, ale samarytaninem nie jestem i drugiego policzka nie nastawię. Jak ktoś jest dla mnie w porządku, ja mogę się jeszcze bardziej odwdzięczyć. Ale potrafię być także s....em. Moją pierwszą myślą kiedy dowiedziałem się o zdradzie to chinola zrównać z g...em. Ale takie g...o nie jest warte żeby marnować sobie życie za kratkami, więc zrezygnowałem z tego. Więc instynkty pierwotne są we mnie i nie są mi obojętne.
mikolaj29
Zaraz po wyprowadzce, kiedy z nim się pokłóciła się oczywiście zadzwoniła do mnie z pytaniem czy nasze małżeństwo ma jeszcze szanse. Powiedziała że miała z nim szczęśliwe chwile, ale to ze mną była szczęśliwa. W ciągu pół roku kilka razy przeżywali kryzys i kilka razy pakowała walizki. Mieszkając ze mną w ciągu 7 lat nigdy nie było konfliktu do tego stopnia żeby wyprowadzać się. Starałem się rozwiązywać problemy jeszcze w zarodku, więc konflikty nie rozwijały się do tego stopnia, że później trudno je rozwiązać. Najczęściej kończyło się po pierwszej ostrzejszej rozmowie, takie oczyszczenie powietrza. Później dobre słowo, pocałunek i żadnego napięcia nie ma. I najczęściej sytuacje, które nas irytowały, nie powtarzały się już więcej. Więc związek miał sens, bo cały czas był budowany. Ale łatwego charakteru moja ex żona nie miała. Dlatego znając ją, wiedziałem że jej romans potrwa bardzo krótko. Znałem z opowieści jaki jest chińczyk. Był jej managerem. Facet miał taki loty, że zachowywał się jak najbardziej emocjonalna kobieta.
Więc moja ex zadzwoniła do mnie po tej kłótni. Powiedziałem jej, że kłótnia z nim nie jest jakimś wyznacznikiem żeby cokolwiek zmieniać w moim postanowieniu. Oczekiwałem od niej świadomej decyzji, nie spowodowanej emocjami. Po kłótni mogła iść jeszcze do innej osoby żeby ją pocieszyć. Więc dla mnie nie jest to argument. A takim argumentem byłoby całkowite zerwanie z kochankiem kontaktów. I miałaby mi to udowodnić że tak właśnie jest. Oczywiście musiałoby upłynąć trochę czasu, żeby jej słowa potwierdziły się. Wcześniej za każdym, tj. po kłótni dzwoniła do mnie prosząc o powrót. Ja cały czas mówiłem to samo, gwarancja że będziesz sama. Ale kiedy pogodziła się z nim to ponownie byli razem.
Więc nie było przesłanek, żeby cokolwiek cofać tj. wycofywać pozwu. Wiedziała jak jest, do rozwodu miała 2 lata żeby wszystko przemyśleć, trzymać się jednej obranej drogi, która byłaby wyznacznikiem dla mnie co mam z tym fantem zrobić. Nie wykorzystała tego, a ja nie mam na sumieniu że nie próbowałem. Walczyłem o nią bardzo długo, zlekceważyła to. Śmieszne wydaje się jej stwierdzenie, że na pewno nie mogę zaprzeczyć że ona także nie próbowała. W jej przekonaniu, tak próbowała, no cóż...."nie mogę zaprzeczyć". Jej toku rozumowania niestety nie potrafię zmienić. Więc niech pozostaje w takiej świadomości jak jest. Może czuje się z tym dobrze? Może poprawia sobie tym humor, że nie jest tak do końca beznadziejna, także ma serce, sumienie i próbowała jednak żebyśmy byli ponownie razem? Dlatego zostawiłem ją w tym przekonaniu i tak niczego to nie zmieni, a jej zrobi się lepiej i może nabierze sił, bo przecież czeka ją poród i wychowanie dziecka.
Morfeuszu to bardzo przykra historia,bo jest bardzo smutna dla ciebie,zalujesz ja o Ona-calkiem szybko dostanie mieszkanie,pieniadze od panstwa na wychowanie dziecka(mowimy o Angli a to opiekunczy krajmw szczegolnosci dla matek samotnie wychowujacych dzieci).Moze sie rowniez postarac o pieniadze od Chinczyka(jest ojcem dziecka).Po powrocie do pracy jej sytuacja moze ulec jeszcze poprawie.Tylko jak z twoja sytuacja?Twoja zona zdradzila cie,weszla w niestabilny zwiazek,zaszla w ciaze moze rzeczywiscie lepiej ja teraz zostawic,zobaczyc,niech sie skupi nad dzieckiem,bo podejrzewam ze bedzie to jedyna stabilna milosc w jej zyciu
Czy żałuję ja? Siedząc i czekając na sprawę było mi cholernie źle. Na samej sprawie podobnie. Ale kiedy dowiedziałem się o całej jej sytuacji, jakby mi cały ciężar spadł ze mnie. Chyba taka ulga, ze wreszcie zeszła na ziemię, przestała bujać w obłokach. Ale czy zrozumiała, wątpię. Zresztą kiedy rozmawialiśmy to nie zadała ani jednego pytania co u mnie słychać. Cała rozmowa kręciła się wokół jej osoby. Zapatrzona dalej w swoje problemy bo jest pępkiem tego świata.
Bardziej żal mi tego, że moje ex jest taka jaka jest, że tak się stało, że nie potrafiła zrozumieć co zrobiła, wykorzystać szansy którą jej dałem. Ale ludzie patrzą przez pryzmat siebie, a później na kimś się rozczarowują. Więc nie zal mi jej. Przecież chciała mieć dziecko, ma je. W Anglii nie jest tak różowo jak się wydaje, też jeżeli chodzi o samotne matki, to nie są Niemcy czy kraje skandynawskie. Ale oczywiście nie jest to Polska więc nie zginie.
Nawet głupio było mówić do niej że przykro mi z tego powodu. Bo to,że spodziewa się dziecka to wcale nie jest jakaś straszna rzecz, przeciwnie. Na pewno nie będzie żałować tego, że będzie miała córeczkę.
Jesteśmy już po rozwodzie i na tym koniec. Życie z jej udziałem zakończyło się. Jej problemy są jej problemami i jej rodziny, nie moje.
P.s. Ja sobie radzę teraz i poradzę w przyszłości. Wiem, że życie po takiej traumie istnieje. Można znaleźć tutaj wiele dowodów. Chyba potrzeba tyko drobinę szczęścia. Oczywiście z bagażem doświadczeń mniej więcej wiemy już czego oczekiwać od przyszłego partnera. Ale recepty i tak niema.
"Odszedl w glab korytarza,myslac:jemu to nie zaszkodzi,a jej moze nawet pomoc.Wlasnie tego potrzeba dziewczynie:troche czulosci.
W malym pokoju zaluzje rzucaly prazki swiatla i cienia na lozko.Bond potykajac sie,podszedl do lozka i uklakl przy nim.Glowka na poduszce obrocila sie w jego strone.Wysunela sie dlon i wziela go za wlosy,przyciagnela blizej do siebie.Jej chropawy glos sie odezwal:
-Masz tu zostac.Rozumiesz?Nie odchodz.
Kiedy jej nie odpowiedzial,poruszyla slabo jego glowa tam i z powrotem.
-Czy slyszysz mnie,James?Czy rozumiesz?-Poczula,ze cialo Bonda osuwa sie na podloge.Kiedy puscila jego wlosy,upadl bezwladnie na dywan przy jej lozku.Zmienila ostroznie pozycje i spojrzala na niego z gory.Juz spal z glowa ulozona w zgieciu ramienia.
Dziewczyna przez chwile przygladala sie jego sniadej,dosyc okrutnej twarzy.Po czym lekko westchnela,przesunela poduszke na brzeg lozka,tak ze znalazla sie tuz ponad nim,ulozyla na niej glowe w ten sposob,zeby mogla go zobaczyc,gdy tylko zechce i zamknela oczy"
Morfeuszu dla mnie ciagle usilujesz sobie odpowiedziec na pytanie czy taki "sen"jest zbawienny dla Niej,dla Ciebie czy dla Was obojga a na to nikt oprocz was nie bedzie umial odpowiedziec
wTwoich slowach jest rozsadek,akceptacja...ale
Ale ja już z nią razem nie śnię. Chcesz powiedzieć że dalej nie mogę się z tym pogodzić? Zdrada powoduje wyrwę w sercu. Każdy z nas ją ma. Ale kiedy głowa i rozsądek zaczynają dominować, a nie tak jak wcześniej serce i emocje to kalkulujemy i myślimy o przyszłości a nie o teraźniejszości. Przeżyłem z żoną przed ślubem 7 lat, więc była kiedyś dla mnie kimś ważnym i na pewno nie mogę przejść obok niej obojętnie. Każdy z nas nie może.
To, że nie śmieję się z tego, że nie mówię że ma, to co chciała, nie wyzywam ją od k...w, to nie świadczy że jestem dalej uzależniony od niej. Dlatego, że już mam dość strzępić sobie język. Jaka ona jest wiem i Wy wiecie, co zrobiła tak samo. Moje emocje z nią już dawno odeszły. Nie mam aż takiej potrzeby żeby się wyładowywać, wygadać. Mam umysł analityczny. Jestem też ciekawski całej tej otoczki związanej ze zdradą. Dlatego porozmawiałem z nią, dowiedziałem czy zmieniła się, czy dalej pozostała sobą. Takie poprowadzenie sprawy do końca. Rozmowa z nią, to było bardziej badanie naukowe niż rozmowa pełna emocji. Z mojej strony można powiedzieć było to wyrafinowane, ale też dyplomatyczne. Dlatego było całkiem przyjemnie. Nie zapomniałem co mi zrobiła, nie zapomniałem jak wtedy się czułem, nie zapomniałem jak mnie potraktowała. W tym momencie chyba dziwka bardziej by mnie rozpaliła niż ona. Ponad rok temu pękło coś we mnie. A pod tym względem nie jestem elastyczny. Jestem cierpliwy, poczekam. Ale jeżeli moja wytrzymałość ulega uszkodzeniu, zmieniam drogę i już nie wracam. Oczywiście mogę iść równolegle, ale już nie wejdę na jej drogę. O tym moja ex żona wiedziała. Nie wiedziała i ja także, że jeżeli nastąpi zdrada to będę walczył. Zresztą wtedy siebie także nie poznawałem. Była zdziwiona tym, bo myślała że od razu ją wyrzucę ze swojego życia. Ale miłość jest ślepa... I różnie to później bywało. Teraz kiedy zaszła w ciąże, wynajęła adwokata, chciała być pewna, i to wszystko zakończyć jak najszybciej. Bo w tej sytuacji (kiedy dowiedziała się że jest w ciąży) nawet nie próbowała ze mną kontaktować się. Wiedziała, że po takim numerze to wszystko stało się jasne. Pewnych granic nie przekraczam, jestem jak "beton i konserwa"
Teraz napisałem swoją historię stwierdzając fakt jak to wszystko się kończy. Taki książkowy przykład, że zdrada nie popłaca.
Czasami sam siebie się boję i zastanawiam się, czy jestem zdolny teraz kochać. Dlatego moja ex stała się dla mnie taką obojętną już przeszłością.
obojetna przeszlosc,ktora ciagle powraca,ktora jest wyznacznikiem przyszlosci,pytaniem o mozliwosc ponownego zaangazowania sie,milosci?Bedzie przeszloscia bez zadnego epitetu w momencie gdy nie bedzie budzic zainteresowania,troski.
brakiem godnosci byloby nasmiewanie sie z osob waznych kiedys,ktore maja gorzej,jak z Twojej zony,ktora dokonujac wyborow,ciagle nie odnalazla siebie a moze wlasnie to zrobila?
Masz racje z tym trzydziestolatko, wiem o tym. Do tej pory była teraźniejszość, byliśmy jeszcze w oficjalnym związku małżeńskim, więc na pewno jakieś minimalne powiązanie istniało, ciągle to powracało. Dlatego też chciałem jak najszybciej rozwodu i mieć to poza sobą. No i z tego powodu, że moja ex mieszka za granicą to były z tym problemy, bo była bierna. A ja ciągłe kombinowanie jak tę sprawę przyspieszyć.
Przestała ona mnie już dawno interesować. Przez ponad pół roku nie wiedziałem co u niej się dzieje. Przez ponad rok nie widziałem na oczy. Wcale nie ubolewałem z tego powodu, przeciwnie. Więc g...o mnie obchodzi co ostatnio robiła, co robi i co będzie robić. Ma rodzinę, chińczyka, niech oni się martwią. Ja jestem teraz dla niej, jak i ona dla mnie obcą osobą. To nie znaczy że mam trzymać w sobie złość. Ona wyniszcza. Dlatego czuje się fajnie i będzie jeszcze lepiej. Może źle ubieram w słówka, że tak mnie interpretujesz, nie wiem.
W rozmowach ze znajomymi nie ma tematu o niej. Wyrzuciłem wszystkie zdjęcia, wszystkie jej rzeczy. Ba, mam w planach wyjechać z powrotem za granicę. Wcześniej nie wyjeżdżałem właśnie z tego powodu. I teraz to może wyglądać trochę absurdalnie że tak robię, "jadę do niej". Niedoczekanie moje żebym z nią miał się spotkać. Be, niedobre, aż mnie skręca... i dziecko (choć niewinne) będzie z tego związku.
O ponownym zakochaniu się mówię dlatego że mam znajomych, którzy opowiadają jak ich znajomi po zdradzie żony, zaliczają teraz panienki ile wlezie. A kobiety mają trudność wejść ponownie w związek. Może za dużo nasłuchałem się takich opowieści? Z drugiej strony są tutaj wątki, że nie jest to wcale trudne. Ja ogólnie patrzę na to optymistycznie i wiem, ze świat nie składa się tylko z takich niedojrzałych egoistek. Widzę co mnie otacza i wcale nie jest to gorsze co było wcześniej.
Zainteresowanie nią jest spowodowane że miałem ostatnią sprawę, finalną. A to moje takie podsumowanie i pokazanie jak już wcześniej pisałem, że zdrada nie popłaca.
Morfeusz
a takie pytanko praktyczne: złożyłeś zaprzeczenie ojcostwa? Bo pamiętaj, że dziecko zostało spłodzone w czasie kiedy byliście małżeństwem, więc z automatu je przypiszą Tobie. A czas na złożenie zastrzeżenia nie jest nieograniczony - jak dziecko skończy pół roku, to pozamiatane i będziesz płacił alimenty na nieswoje dziecko
Dobrze że mi przypomniałeś Rbit i dzięki Tobie za to.
Wiem o tym. Jak dowiedziałem się że stara się z nim o dziecko narobiłem trochę z tym szumu. Ale wtedy dużo nie mogłem zrobić.
Sędzina pytała się, kiedy ustały więzi emocjonalne i fizyczne. Trzeb było podać datę. Jest to zapisane w protokole sądowym. Podaliśmy oboje styczeń 2009 roku. I tak jakoś mnie to uspokoiło,bo wychodzi na to, że żadnego dziecka nie przepiszą mi teraz. Ale jednak trzeba się upewnić, więc jutro idę do sądu i pogadam z uprzejmymi Paniami.
Dzięki jeszcze raz za przypomnienie, bo ta data za bardzo mnie rozluźniła.