Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Przydarzyły mi się w ostatnim czasie dwie, dość ciekawe historie z udziałem mojej ex.
Pierwsza, to myślę, że nawet szczere wyznanie, że żałuje tego, co straciła (przypomnę, że jesteśmy już po rozwodzie), że dopiero finalne rozstrzygnięcia uświadomiły jej to, że bardzo mnie kocha i akutokrytyczne stwierdzenie, że refleksja przyszła zbyt późno.
Druga, to sms'owe wyznanie, że jeden z tych, którzy nas rozłączyli to było tylko zauroczenie, że to skończone, że i tu bardzo sugestywne ...
Dlaczego o tym piszę? U mnie nie możliwości powrotu. Ta furtka została definitywnie zamknięta i ona nie ma żadnego klucza, żeby ją otworzyć.
Jestem jednak ciekawy, jakie byłoby Wasze podejście, gdyby
Wasz partner/ partnerka wrócili po dłuższym czasie skruszeni. Nawet czysto hipotetycznie.
wygląda na to że masz szansę wypić na zgodę za wszystkie błędy na górze z Twoją ex, być może zrealizować nawet słynne "zostańmy przyjaciółmi" i "wszystko co złe puścić w niepamięć"
przecież to bardzo miłe jednak usłyszeć że ona żałuje i że Ty byłeś de besti nr. 1
szkoda że tak długo jej zeszło aby to zrozumieć, cóż życie plecie dziwne scenariusze a co dalej z tym zrobisz..zależy tylko od Ciebie
znane jest przysłowie :"dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi" bo przecież nie chcesz przeżyć powtórki z "rozrywki" ...cokolwiek się stanie to Ty trzymasz klucz od furtki, tyle że mądrzejszy o doświadczenia z ostatniego roku.
Edytowane przez finka dnia 06.03.2009 19:17:10
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Twojej żonie skończył się jakiś komfort , romans nie spełnil jej oczekiwań i najchętniej wrocilaby na stare śmieci, byłaby przez jakiś czas kochającą żoną i pewnego pięknego dnia ....
Tak sądzę,bo zdradzila Cię w takim czasie po ślubie, kiedy zdrady zdarzają się rzadko, kiedy jeszcze powinny być motyle w brzuchu.
Widocznie czegoś jej brakowalo w waszym zwsiązku i nie sądzę by teraz to mialo się zmienić, ona chyba ma "taki charakter".
Myślę,że wiele zlego już za Tobą , zła passa też się kiedyś skończy
i zaczniesz sobie na nowo układać życie , spotkasz NA PEWNO kogoś
kto nie zdradzi , nie zawiedzie itd.A takie kobiety ( i mężczyźni) są na świecie.
Uważam,że Twoja decyzja o wyrzuceniu klucza jest w 100% słuszna.
Życzę Ci powodzenia
Dwie osoby niegdyś nierozłączne a zdradą rozdzielone, mogą się już nigdy w tej samej czasoprzestrzeni nie odnaleźć. Mam na Twoje, Lucky, pytanie swoją prywatną teorię względności. Marnotrawny powrót niewiernego przypomina mi ensteinowski paradoks bliźniąt - największą łamigłówkę współczesnej fizyki.
Przypomnę przypowiastkę. "Żyła niegdyś para bliźniaków, Ernest i Ernestyna. Ernestyna wyruszyła w jednodniową podróż w przestrzeń. Rankiem wsiadła do rakiety, mknącej prawie z prędkością światła i poleciała w kosmos. Ernest został na Ziemi. Gdy po kilku godzinach siostra wróciła, ku swemu zdumieniu spostrzegła, że jej bliźniaczy brat posiwiał, a jego twarz pokrywają zmarszczki. Podczas podróży siostry na Ziemi upłynęło wiele, wiele lat. Ernestyna, urodzona tego samego dnia, co jej brat, była teraz od niego o wiele młodsza, tylko dlatego, że z wielką prędkością podróżowała w kosmosie. Fizycy nazywają to zjawisko paradoksem bliźniąt. Kobieta żyła w innym układzie odniesienia - szybko poruszającego się statku kosmicznego o własnej skali czasu. Gdy wylądowała, wróciła do układu odniesienia swojego, gdzie czas płynął dużo szybciej."
Dla obiektów będących w ruchu czas rozciąga się jak guma i płynie wolniej. Gdy jeden z nas odlatuje w kosmos z prędkością bliską prędkości światła, po powrocie na ziemię nie spotyka już tej osoby, którą opuścił wsiadając do pędzącej rakiety.
Masz rację Lucky, to już nie ten człowiek, nie ten czas.
Finia. Pomimo otwartej wojny, którą przez krótki czas prowadziliśmy, dzisiaj mamy bardzo przyzwoite relacje.
Przyjacielskimi na pewno trudno je nazwać. Nie zmienia to jednak faktu, że potrafimy się spotkać, spokojnie porozmawiać na dowolny temat. Bez żalu, wyrzutów, oskarżeń. Ot jak starzy znajomi.
Z mojego punktu widzenia, poprzednia relacja jest nie do odbudowania. Nawet by mi przez myśl nie przeszło, żeby tego próbować.
Niemniej, tak zwyczajnie po ludzku, szkoda mi jej trochę.
Dzisiaj mam inne cele i zamiary życiowe. Jej skromnej osoby one nie uwzględniają.
Tiffany. Wiem, że są takie osoby. Myślę, że kilka nawet znam osobiście. Życie, zapewne w każdym z obszarów z czasem się wyprostuje . Na razie skupiam się na tym, żeby odbić się od dna, z którym dość niespodziewanie się spotkałem (wszelkie plagi egipskie w jednym momencie). Potem- czas pokaże. Życie jest przecież pełne niespodzianek. Kiedyś muszą zacząć się trafiać także te bardzo przyjemne
Jagódko. Jak to poetycko napisał Bob, jesteś mistrzynią w operowaniu językiem. Kilka zdań w piękny sposób oddających rzeczywistość .
Jagodo,więc uważasz,że absolutnie odbudowanie dobrych relacji związku po zdradzie nie jest możliwe?
Miałam nadzieję,że nam się to udało-choć moja pamięć sprawia czasami,że nie wytrzymuję w jakiejś gorszej chwili napięcia -i wybucham..
Miałam wrażenie-a może mi się wydawało,że mąż zaczyna na te moje wybuchy spoglądać z nieco innej perspektywy-nieco bardziej pobłażliwie.
Ale czytając wypowiedzi i Twoje i innych na ten temat,zaczynam czasami wątpić czy nie jestem zbyt naiwna lub łatwowierna wierząc,że może nam się jednak udać...
Jeśli zdradę obrazowo porównać do kataklizmu
spadającego nagle na nasze życie to zobaczylibyśmy że są
cyklony.. które bezwzględnie zmiatają wszystko na swojej drodze,
powodzie, które niszczą dorobek lat...
pożary trawiące cenne pamiątki i zwęglające to co chcieliśmy chronić dla pokoleń...
trzęsienia ziemi rozbijające w drobny mak to co miało wartość...
wybuchy wulkanu zatapiające w gorącej lawie domy...
powodzie zabierające z prądem wody nasze marzenia...
susze które trwają tak długo że zabierają nadzieję na ożywiający deszcz..
ekstremalne mrozy i upały...
niektóre z tych zjawisk występują na terenach "nietypowych", tam gdzie nigdy nie występowały i są traktowane jako anomalia,
są niepożądane, boimy się ich nadejścia
niekiedy są zapowiadane dużo wcześniej ale my nie mamy sił uciec i czekamy biernie aż staną się faktem
gdy mijają oceniamy szkody, szukamy szczątków dawnego życia, odnajdujemy to co zostało z tego co znaliśmy...
na przykładzie historii wielu osób, przewijających się przez ten portal zauważam że po niektórych kataklizmach nie pozostaje nic,
nawet ziemia staje się tak nieprzyjazna, wspomnienia tak bolesne że konieczna jest ewakuacja i budowa całkiem nowego życia w całkiem innym miejscu
ale są ludzie, są okoliczności, które pozwalają na zabranie się za odbudowę i w miejscu straty powstaje nowy dom dla jego mieszkańców,
tylko czy pozostanie w tym rejonie nie będzie już zawsze związane z niepokojem i możliwością nadejścia podobnej klęski?...
jeśli przyrównać...to w przyrodzie po najgorszej suszy nadchodzi upragniony deszcz...
wody opadają po najgorszej powodzi...
a najcięższy mróz w końcu zelżeje...
Edytowane przez finka dnia 07.03.2009 15:11:46
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
nie mam ani prerogatyw, ani dość zadufania, żeby wypowiadać się w imieniu ludzkości. Moje przemyślenia nie wynikają ze zbiorowego doświadczenia, choć jest ono w gruncie rzeczy schematyczne. Jedyne czego pragnę to pozostawić sobie samej prawo do własnej interpretacji przewrotnie świadoma, że wynik moich przemyśleń wcale nie jest rewolucyjny. I z pewnością jest jednym z wielu w tym, co z całą mocą podkreślam, zamkniętym zbiorze ludzkich zachowań. Wolę jednak własne odkrycia, niż podążanie odkryciami innych. Dlatego, Anice, nie rozwiążę Twojej zagadki. Ta szarada ma immanentną cechę - rozwikłać ją może jedynie jej autor. Ja, Anice, szukałam odpowiedzi długo. Wykorzystałam do tego wszystkie instrumenty jakie stworzył Bóg, człowiek, szatan i aniołowie. Rozbierałam problem matematycznie i magicznie, katastroficznie i idealistycznie, religijnie, agnostycznie, absurdalnie i logicznie, emocją, chłodem i na wiele innych sposobów. I zawsze wychodziło mi jedno. Że moja miłość jest ze świata sacrum, nie profanum. Że dla mnie problem zdrady nie polega na całym repertuarze ciemnych emocji jakie powoduje, lecz na podważeniu istoty miłości, jedności i braterstwa krwi. A przebaczenie i odbudowa? Powiem tak. Obserwuję powszechne przejawy macdonaldyzacji życia i to jest sfera profanum. Moja estetyka jej nie przyjmuje. Przebaczenie nie może przyjść zbyt łatwo, bo sprowadza zdradę do grzechu z gatunku lekkich. Ekspiacja powinna mieć wymiar ponadludzki i tylko wtedy możliwe byłoby utrzymanie miłości w obszarze sacrum. Bezlitośnie nadludzka ekspiacja, niemal nie do wytrzymania, jak katorga w śniegach Syberii z nogami skutymi łańcuchem z uwieszonym głazem na jego końcu. Taka, która mogłaby obudzić litość, czułość i w końcu przebaczenie. Nic takiego jednak mnie nie spotkało. Pozdrawiam.
Fajny temat, sporo do przemyśleń, zastanowienia.
Wg mnie należałoby wrócić do początku, czyli do fundamentów związku. Wymienię kilka rzeczy, kolejność przypadkowa. Celowo pomijam miłość, bo jest to trudne do sprecyzowania, zakwalifikowania uczucie.
1. zaufanie
2. przyjaźń
3. seks
4. wspólne widzenie świata (podobna moralność, cele, zasady itp.)
Związek niekoniecznie musi mieć te wszystkie rzeczy. Przewrotnie, im mniej, tym łatwiej go odbudować po zdradzie.
Seks - nie stanowi większego problemu.
Zaufanie? Dziwna to rzecz. Być może można komuś ponownie zaufać, jedni zrobią to szybciej, inni później, jeszcze inni pewnie wcale, może też nigdy nie było "pełnego zaufania".
Przyjaźń? Tutaj jest problem. Być może pełna szczerość, otwartość w opisie zdrady, przyczyn, zajścia, które pozwoli nam wczuć się, zrozumieć drugą osobę, da skutek powrotu tej przyjaźni.
Wreszcie to ostatnie, wg mnie najtrudniejsze. Jak pogodzić te różnice w moralności? Czy można żyć ze złym człowiekiem, samemu będąc kimś dobrym? Jeśli nie, to co zrobić po zdradzie?
Być może ten zdradzający w efekcie wydarzeń rozwinął się, zmienił. Ale do tego byłoby potrzebne cierpienie. I to nie chwilowe. Czy żona Lucky'ego cierpiała, żeby Lucky mógł tak myśleć? Że to nie jej potrzeba bycia z kimś, ale faktycznie rozwój wewnętrzny pcha ją ku niemu na powrót? Tylko Lucky może to ocenić. Czy zdradzający przeżywa wstrząs wystarczający do takiego rozwoju? Nawet jeśli zostaje odrzucony przez kochanka? Czy to jest coś, co rozwija? Wątpię. Prędzej takie działanie jest próbą ocalenia tego, co się da.
Anice, jeśli szukasz odniesień własnego związku do słów Jagody, może zdefiniuj najpierw swój związek. Będzie wtedy łatwiej zrozumieć.
Jagodo, świetny przykład z tym bliźniakami. A co z hipotetyczną sytuacją, kiedy od początku jeden z tych "bliźniaków" jest dużo starszy i to on musi wsiąść do rakiety po to, żeby za jakiś czas wrócić? Czy może być tak, że po zdradzie następuje rozwój tego, które zdradziło, rozwój w bólach i cierpieniu, zrozumienie, ekspiacja? Nie znam co prawda takiego przypadku ale może jest to możliwe?
Bob-zastanowiłam się nad tym co napisałeś-odnosząc to do własnego związku.
I nie wiem czy w przypadku mojego męża mogę to nazwać rozwojem ale ja jednak zobaczyłam zmianę na lepsze.
Mogę z całą pewnością powiedzieć że- ekspiacja nastąpiła!
Nie znaczy to,że jesteśmy teraz związkiem idealnym-i właśnie z tego powodu rodzą się we mnie czasem te wątpliwości o których pisałam.
Myślę,że gdyby te same problemy pojawiały się gdyby nie było zdrady-nie byłyby pewnie dla mnie niepokojące.
Jak już chyba pisała Kasia-czujność pozostanie.Pamięć również-ale będę się starała docenić to co już udało się odbudować.
Jagodo napisałaś
Cytat
Przebaczenie nie może przyjść zbyt łatwo, bo sprowadza zdradę do grzechu z gatunku lekkich
-absolutnie się z Tobą zgadzam!Ja cały czas miałam coś takiego w myślach,w głowie-kiedy wypominałam mężowi zdradę 100-tny raz,chociaż widziałam,że ma już serdecznie dość...
Nie chciałam,żeby pomyślał,że tak łatwo przebaczam-bo naprawdę wcale łatwo nie było...
Finko-świetnie są te Twoje przykłady "kataklizmów".
W zupełności się z Tobą zgadzam.
Ja cały czas miałam coś takiego w myślach,w głowie-kiedy wypominałam mężowi zdradę 100-tny raz,chociaż widziałam,że ma już serdecznie dość...
Anice, mam wrażenie, że chodzi o coś innego. Chodzi o pokutę, a nie o przypominanie przewiny. To, że przypominasz czyn, nie jest pokutą. Grzesznik powinien być świadom czynu, a nie usiłować zapomnieć. Myślę, że jako pokuta powinno służyć przemyślenie własnego postępku po 10-kroć i przekonanie partnera, że to się nie ma szansy powtórzyć. Każdy inny rodzaj pokuty tak naprawdę nie ma sensu, bo nie gwarantuje tego, że czyn się nie powtórzy.
Cytat
I nie wiem czy w przypadku mojego męża mogę to nazwać rozwojem ale ja jednak zobaczyłam zmianę na lepsze.
To skąd brak zaufania z Twojej strony? Czy ta zmiana nie przekonała Cię, że to nowy człowiek?
Bob-chyba się nie całkiem rozumiemy.
Napisałam,że-wypominałam-a nie,że wypominam.
Napisałam,że czasem-w gorszej chwili zdarzy mi się jescze,że wybuchnę...-Kiedyś ,na początku zdarzało się to naprawdę często,potem coraz rzadziej.Teraz-sporadycznie.
I jak to wypominanie zdarzało się tak często to myślę,że właśnie -posłużyło mężowi do przemyślenia własnego postępku.Przecież do tego dążyłam!Musiałabym tu po prostu rozwinąć słowo-wypominanie.
To nie był tylko krzyk-zdradzałeś mnie!Ja starałam się pokazać mężowi co ja wtedy czułam,co tak naprawdę mi zrobił,żeby to zrozumiał.
Wcześniej-miałam wrażenie,że lekceważy problem,że nie widzi jego istoty do końca,że się łatwo "rozgrzesza"-a dopiero później zauważałam w nim poczucie winy.I o to właśnie mi chodziło.Zaczął bardzie się starać.
Jeżeli chodzi o zaufanie-bob,to chyba sam Wiesz,że to nie jest tak,że wróci zaraz całe 100%.
Ja musiałam nauczyć się go od nowa i praktycznie ciągle się jeszcze uczę.
Widać nie osiągnęłam jeszcze owych 100% ale się do nich zbliżam.
Powtórzę jeszcze raz słowa Kasi-po prostu czujność i pamięć pozostaną.
Lucki, to miłe co usłyszałeś od byłej żony, nawet po tak długim czasie
A to że nie widzisz cienia szansy na powrót i kolejną próbę to tylko świadczy o tym że jesteś już silny, odzyskałeś wewnętrzny spokój Bardzo się cieszę i mam nadzieję że też ten spokój kiedyś odzyskam (z mężem lub bez niego).
Jesteś fajnym facetem Pozdrawiam
Ja starałam się pokazać mężowi co ja wtedy czułam,co tak naprawdę mi zrobił,żeby to zrozumiał.
Anice, i w tym właściwie cała nadzieja. "Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Być może jeśli zdradzający zobaczy, jaką krzywdę uczynił, nie zrobi tego ponownie. Jeśli zrobi - to jest wg mnie skreślony. To znaczy, że ma za nic skutki swoich działań, że nie są dla niego istotne.
Dlatego też piszę o psychologu, wspólnej terapii. Żeby mocą gabinetu i leżanki spowodować pełne zrozumienie skutków zdrady u zdradzającego. A co potem on z tym zrobi - to już jego decyzja. Ważne, żeby miał pełną świadomość czynu, żeby drugi raz nie mógł się wykręcić.
Cytat
Jeżeli chodzi o zaufanie-bob,to chyba sam Wiesz,że to nie jest tak,że wróci zaraz całe 100%.
Anice, do tego jest potrzebne to otwarcie się z drugiej strony. Po to, żebyś to Ty mogła zrozumieć, zobaczyć jego przemianę. Bez tego sama nie wypracujesz tych 100%, bo w oparciu o co? O własne przemyślenia?
Po 8 miesiącach od rozstania z mężem,dziś żałujężeni ezrobilamtego kilkalat temu już po pierwszej jego zdradzie.Wtedy wydawało mi się że ja bez niego nie będę umiała żyć.
Okazuje się,że potrafię.Ba jest mi tak cudnie bez jego problemów i jego egoizmu że wpadłam z jednej skarajności w drugą..Świat bez facetów jest SPOKOJNIEJSZY!!! (zaraz mnie Bobik opitoli )
Wracając do pytania Luckiego;
"Jestem jednak ciekawy, jakie byłoby Wasze podejście, gdyby
Wasz partner/ partnerka wrócili po dłuższym czasie skruszeni. Nawet czysto hipotetycznie"
Były ost próby powrotu -Moj mąż był pewien że go przyjmę z otwartymi ramionami.17 lat wybaczałam 17 lat walczyłam o nas..To ja bylam w tym małżeństwie tą stroną co zrobi wszystko by rodzina była pełna i szczęsliwa.Jakież więc zdumienie i zaskoczenie z jego strony ,że to ja powiedziałam NIE!! Droga bez powrotu.
Pamiętasz Bobiku jak się balam w czerwcu czy będę na tyle silna by powiedzieć NIE???
Jestem..
Jestem pewna jak niczego bardziej na świecie,że najlepszą rzecząw moim małżeństwie było właśnie ito czerwcowe ostateczne rozstanie.!!
Świat bez facetów jest SPOKOJNIEJSZY!!! (zaraz mnie Bobik opitoli)
Ilonko, ja też twierdzę, że świat bez kobiet jest spokojniejszy, pewnie wielu facetów podzieli ze mną takie przemyślenie
A to wskazuje, że nie umiemy się nawzajem, pomiędzy płciami, po prostu dogadać, porozumieć. Że prawdziwym problemem jest ta nieumiejętność porozumienia, nie my sami.
Cytat
Pamiętasz Bobiku jak się balam w czerwcu czy będę na tyle silna by powiedzieć NIE???
Jestem..
Ilonko, mamy te same przemyślenia. Za dużo czekania, za długo puste nadzieje, decyzja na NIE okazuje się też nie taka straszna. A potem spokój wewnętrzny i ulga, że się wreszcie to skończyło.
Dlatego też piszę o psychologu, wspólnej terapii. Żeby mocą gabinetu i leżanki spowodować pełne zrozumienie skutków zdrady u zdradzającego.
.
Bob,chciałam Ci tylko powiedzieć,że mojego męża żadna ale to żadna siła nie zmusiłaby do tego,żeby pójść na wspólną terapię!I na terapię w ogóle!Znam go na wylot-PRZENIGDY by się na to nie zgodził!!
Ale Wiesz co myślę?Że to,aby on zrozumiał skutki swojej zdrady-nie był mu potrzebny psycholog!
Już ja mu to odpowiednio dosadnie wyjaśniłam!!
A jeszcze odnośnie terapii-to ja ją jakiś czas temu zaczęłam nie mogąc poradzić sobie ze swoimi "dołami"po tym wszystkim.I nie tylko po tym-w pracy mam szefową "jędzę",która systematycznie mnie dołuje i obniża moje poczucie własnej wartości.
Oczywiście usłyszałam nieco cennych wskazówek -ale jak na razie,nie czuję się"wyleczona" z moich "dolegliwości"
Cóż-może wpływ na to ma też to,że nie jest to terapeuta prywatny...
Bob,chciałam Ci tylko powiedzieć,że mojego męża żadna ale to żadna siła nie zmusiłaby do tego,żeby pójść na wspólną terapię!I na terapię w ogóle!Znam go na wylot-PRZENIGDY by się na to nie zgodził!!
Ale Wiesz co myślę?Że to,aby on zrozumiał skutki swojej zdrady-nie był mu potrzebny psycholog!
Anice, wszystko jest kwestią wyborów, ważności rzeczy dla jednostki. Wiesz, tą samą sytuację dwoje ludzi może zupełnie inaczej interpretować, bo widzimy przez własny pryzmat.
Osobiście uważam, że ze względu na ten "błąd statystyczny" należy stworzyć maksymalnie obiektywne warunki. Uważam, że taka wspólna terapia to warunek konieczny. Bo inaczej to nie miałbym pewności, czy to, jak widzę sytuację, nie jest w dużej części wytworem mojego umysłu. Ale to mój pogląd.
Zwrócę tylko uwagę na jedną rzecz Anice. Na Twój problem z odbudowaniem zaufania. Czy to przypadkiem nie wskazuje, że gdzieś tam głęboko, w środku, wcale nie jesteś pewna, czy on kolejny raz tego nie zrobi? Że nie masz pełnej odpowiedzi na pytanie "dlaczego"? Że on nie zrobił wszystkiego, żeby Cię przekonać, że Cię kocha i to się nie powtórzy?
Wiesz Anice, czasem wygodnie jest nam widzieć rzeczy tak, żeby nam z tym oglądem było przyjemnie.