Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Moja historia opisana jest w zdradach. Złapałam męża na czułościach z innymi sześć razy. Sądzę, że gdybym była wnikliwa, byłoby tego więcej.
Przez wszystkie spędzone razem kilkanaście lat, niezależnie od etapu związku, czy było gorąco od uniesień czy spokojniej albo burzliwie - on potrzebuje potwierdzeń i szuka ich u innych kobiet.
Niezaradna to pytanie jest w tytule twojej historii. Jest sens by na to samo pytanie odpowiadać w dwóch miejscach, trochę tu trochę tam?
Czy dla twojego męża takie uniesienia w twoim wykonaniu byłyby zdradą? Uwierzyłby że rozpalona do czerwoności, podniecona powiedziałabyś panu X,, dziękuję?
Dziękuję. Hmmm... Czy jest na tym forum multicytat? Bardzo by mi ułatwił życie .
Nox, dla mojego męża to, że jakiemuś facetowi spodobał się mój blog i napisał mi parę miłych maili, na które odpisałam, już było powodem do purpurowej sceny zazdrości. Podobnie jak to, że inny, w dowód wdzięczności, przysłał mi w prezencie zrobiony przez siebie wisiorek. On zajmuje się tym, a ja zajmuję się promocją takich działań w sieci.
Zatem masz rację, odpowiedź jest dość oczywista.
apologises, może to ma raczej być usprawiedliwienie dla własnej tolerancji przez lata. Głupio mi z samą sobą, zwłaszcza, że w tej chwili wykańcza mnie martwa cisza między nami i absurdalnie za nim tęsknię.
Nie pytaj innych, bo każdy ma jakieś swoje ustalone granice; to długi temat.
To co u Ciebie bije po oczach to brak równowagi i straszna hipokryzja wynikająca z mentalności Kalego u męża.
Najlepiej jest trzymać się reguły: nie rób drugiemu, co tobie nie miłe.
Jeśli dopuszcza u siebie wymianę czułości z innymi, to z automatu dopuszcza ją także u Ciebie; jesli dopuszcza kontakty fizyczne pozamałżeńskie, do Ciebie też nie powinien mieć żadnych pretensji;
Z Tobą to samo; nie życzysz sobie u męża wymiany czyłości z innymi, sama tego nie robisz;
Ma inne wyznaczone granize dla Ciebie inne dla siebie; musi je ujednolicić. Wtedy dopiero zobaczysz, czy jesteś w stanie je zaakceptować względem swoich granic;
Właściwie to powinno nastąpić na początku związku; którego utrzymanie zależy od kompromisów; nie każdemu pasuje pasożytnictwo partnera; co Twoje to moje, co moje to nie Twoje;
Jeśli tego nie zrobi, nie nadaje się do życia z innymi;
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Niezaradna, sprawa relacji w związku jest wyznacznikiem dwóch czynników. Pierwszy to taki, że partner powinien mieć to właściwe poczucie własnej wartości, dzięki któremu nie czuje potrzeby NIEUSTANNEGO "przeglądania się w lustrach" i w ten sposób upewnienia o swojej "jakości". To trochę jak z pięknymi dziewczynami - one non stop zaczepiane i podrywane przez mężczyzn, traktują wszelkie proste adoracje jako tzw. "szum informacyjny". Gorzej, gdy na każdą adorację reagują emocjonalnie, przyznaniem swojej uwagi. Wtedy, adorator ma swoją szansę, by uczynić kolejny krok i wejść początkowo w tzw. przyjacielską strefę friend-zone, a potem może i dalej.
Drugim czynnikiem jest stan "wystarczająco dobry, wystarczająco dobra". Zawsze na świecie jest nie tylko coś, ale i ktoś - kto bez problemu nas "przerasta" w wielu aspektach, ale gdy potrafimy sami sobie powiedzieć: "jest wystarczająco dobry/a", to potencjalna zmiana nie wchodzi w grę.
Powiedzmy, że jesteśmy teraz w związku, jesteśmy więc przekonani o tym, że jesteśmy "wystarczająco dobrzy". Gdy widzimy, że nasz partner szuka nieustannie "luster" i nie rezygnuje z nawiązywania innych relacji, to świadczy tylko o tym, że jego poczucie własnej wartości jest słabe, albo trafiamy na osobowość zaburzoną, czasem psychopatyczną, gdzie narcyzm i potrzeby nieustannego potwierdzania własnej "jakości" biorą górę nad wszelką przyzwoitością.
To niskie poczucie własnej wartości, plus nieustanne pragnienie doświadczania potwierdzania czyjegoś zachwytu, są też przyczynkiem do ogromnej często zazdrości. Ta niepewność związana ze świadomością własnej małości, tej fałszywej często maski kogoś innego niż w rzeczywistości - zostaje wzmocniona, buduje poczucie tak wielkiego zagrożenia, że zazdrośnik wpada w szał wynikający z poczucia zagrożenia i perspektywy porzucenia i klęski.
W dodatku, oni zwyczajnie znają własne pragnienia, a te mówią im: "zawsze chcę iść do łóżka", więc Ty się tylko uśmiechniesz, odpowiesz na list, porozmawiasz - a dla nich urasta to już do znamion zdrady... jaką to oni zawsze chcą popełnić swoimi myślami. Mierzą wszystko zawsze swoją paskudną miarką, a partner doświadcza przy tym eskalacji niczym niestłumionej zazdrości, tak jakby już się tej zdrady dopuścił.
Cytat
Przyjmując jednak, że to pozbawione seksu relacje, które robią mu dobrze - czy dla Was klasyfikują się na zdradę?
Gdzieś jest dość płynna granica, po przekroczeniu której mogą stać się przyczynkiem do zdrady. Zawsze na początku jest ciekawość, zabawa, flirt - a to może przerodzić się w relację i zaangażowanie, a po chwili w seks.
Będąc w związku, sama musisz jasno wyznaczyć nieprzekraczalne granice, dzięki którym partner zachowuje Twój szacunek - i on musi być tego świadomy, że gdy przekroczy je, to utraci ten szacunek, zada ból - a więc nie zasługuje na bycie w związku. To on wybiera, czy chce Cię ranić, czy nie. Jest tylko jeden problem, gdy wiążesz się z psychofagiem - to co jego rani, nigdy normalnego człowieka by nie dotknęło i nigdy nie zabolało.
No Ramirez, fajnie to napisałeś, choć trochę szkoda, że nie zwięźlej;
Poczucie wartości w związku jest niesłychanie istotne;
Jest też coś takiego jak prawo zachowania równowagi potrzebne do zachowania sprawiedliwości w związku oparte na znajomości oczekiwań drugiej strony i swoich; Jeśli jest zachowane, bo na kimś nam zależy, granice same się klarują, nie ważne jakie są; dostrajają się w okolicach oczekiwań drugiej strony i wychodzi jakaś wypadkowa; jeśli je przesuwamy, to razem, inaczej to wypowiedzenie umowy z różnymi konsekwencjami jak się sypnie;
Można też w związku uprawiać hipokryzje jeśli ktoś jest niezłym aktorem i latami na tym jechać, sobie przyznawać prawa do wszystkiego a kogoś kontrolować i trzymać krótko;
Wcale to nie takie rzadkie
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Bardzo dziękuję Wam za odpowiedzi - nawiasem mówiąc, jestem zbudowana poziomem odpowiedzi na tym forum.
Gdy wpisałam w wyszukiwarkę "zdrada forum" wyskoczyły mi różne kafeterie, wizaże i inne takie. Już byłam załamana. To było bodajże na trzeciej stronie. Pooglądałam je chwilę i zdecydowałam się napisać.
Tyle off topu, przepraszam za niego, ale chciałam Wam podziękować.
Co zaś do zasadniczego tematu - wydaje mi się, że obniżona samoocena mojego męża ma tu jakieś znaczenie. Nieustannie gotów jest opowiadać mi, z jak wieloma kobietami przede mną był, z kim nie kręcił, spotykał się itp. Ostatnio nieco to obśmiałam, strasznie się obraził.
Problem leżał w tym, że ja z obniżoną samooceną wchodziłam w związek z nim. Niesamowicie rozwinęłam się jednak w ciągu tych wspólnych lat, mam jakieś osiągnięcia, które napawają mnie poczuciem zadowolenia z siebie, nie mam też problemu z postrzeganiem siebie jako kobiety. On ciągle wydaje się podskakiwać i walczyć. I tak, jest strasznie zazdrosny, co każe mi uznawać za dowód miłości.
Nie jestem pewna, czy był seks. Mąż jest bardzo ostrożny, wręcz asekurancki.
Nie wiem, jak odnajdę się teraz jako osoba samotna. No ale znów wchodzę w inny temat.
Moje dziwaczne wychowanie w domu, bardzo chore postrzeganie roli kobiety, spowodowało wiele zła w naszym małżeństwie, a wcześniej w związku. Fundamenty zbudowały się na nieporozumieniu. Nic dziwnego, że teraz musi to runąć.
Bardzo dziękuję Wam za odpowiedzi - nawiasem mówiąc, jestem zbudowana poziomem odpowiedzi na tym forum.
To dobrze, że tak uważasz; Jest tu sporo ciekawych indywidualności i jak im się chce wysilić, gdy każdy coś od siebie dorzuci, można złapać prawie w każdym temacie całkiem niezły obiektywizm;
Cytat
Nieustannie gotów jest opowiadać mi, z jak wieloma kobietami przede mną był, z kim nie kręcił, spotykał się itp. Ostatnio nieco to obśmiałam, strasznie się obraził.
Czyżby następny zakompleksiony Piotruś Pan zapatrzony w siebie?
Tobie opowiada? Swojej kobiecie, która powinna czuć się wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju? Co chce ci przez to powiedzieć ? że jesteś dla niego jedną z wielu ? że powinnaś po stopach go całować, że zwrócił na Ciebie uwagę ? że powinnaś go podziwiać, za samo to, że istnieje ?
Żaden poważny facet nigdy nie będzie się chwalił z kim miał przyjemność, chociażby z szacunku dla tych, które uznały, że warto się do niego aż tak bardzo zbliżyć; Jeśli traktuje je jak zdobycze, które zaliczył po to aby chwalić się przed innymi, to bardzo źle wybrały, bo taki to może im nawet po latach reputację popsuć głosząc wszem i wobec swoją wersję
Tak to może szczeniak chwalić się przed kumplami na piwie, żeby zrobić na nich wrażenie, a nie szukać podziwu u swojej kobiety; to jakieś kompletne jaja
Obśmiałaś ? i bardzo dobrze. Chciałby, żebyś Ty wzdychała z kim to nie byłaś i co nie robiłaś, w szczegółach ? Może jeszcze porównywała byś z nim na niekorzyść; oczywiście niechcący nadmieniając niby przypadkiem, że ma najmniejszy sprzęt jaki w życiu widziałaś, a najlepsze orgazmy to miałaś zupełnie z kimś innym
Może by coś do nie go dotarło
Przecież to Ty powinnaś się obrazić !!!!
Jak był z tak wieloma, pewnie fantastycznymi i z żadną nie jest, to chyba nie bardzo się sprawdził, co ? prześwietliły go szybciej niż Ty przez te wszystkie lata
Cytat
I tak, jest strasznie zazdrosny, co każe mi uznawać za dowód miłości.
Absolutnie to nie jest dowód żadnej miłości, chyba że własnej; tylko dowód zaborczości i niskiej jego wartości; taka delikatna różnica;
Cytat
Nie jestem pewna, czy był seks. Mąż jest bardzo ostrożny, wręcz asekurancki.
Nie wiem czy jest to takie istotne; skoro bliskości nie ma, dowodu potrzebujesz?;
Seks z kimś innym nie jest jednoznaczny z tym, że komuś na kimś nie zależy; różnie bywa;
Edytowane przez Yorik dnia 07.07.2016 15:12:22
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Yorik napisał/a:
To dobrze, że tak uważasz; Jest tu sporo ciekawych indywidualności i jak im się chce wysilić, gdy każdy coś od siebie dorzuci, można złapać prawie w każdym temacie całkiem niezły obiektywizm;
Tak, zauważyłam . Pracuję w sieci i mam bardzo mało czasu na dodatkowe wchodzenie na strony pozabranżowe, dlatego wchodzę z doskoku - nie wiem, jak kto z Was długo tu jest, ale podziwiam sam fakt, że chce się Wam poświęcać tyle czasu na wypociny kolejnej naiwnej, których tu zapewne sporo, bardzo mnie ujmuje.
Cytat
Yorik napisał/a:
Czyżby następny zakompleksiony Piotruś Pan zapatrzony w siebie?
Tobie opowiada? Swojej kobiecie, która powinna czuć się wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju? Co chce ci przez to powiedzieć ? że jesteś dla niego jedną z wielu ? że powinnaś po stopach go całować, że zwrócił na Ciebie uwagę ? że powinnaś go podziwiać, za samo to, że istnieje ?
Żaden poważny facet nigdy nie będzie się chwalił z kim miał przyjemność, chociażby z szacunku dla tych, które uznały, że warto się do niego aż tak bardzo zbliżyć; Jeśli traktuje je jak zdobycze, które zaliczył po to aby chwalić się przed innymi, to bardzo źle wybrały, bo taki to może im nawet po latach reputację popsuć głosząc wszem i wobec swoją wersję
Tak to może szczeniak chwalić się przed kumplami na piwie, żeby zrobić na nich wrażenie, a nie szukać podziwu u swojej kobiety; to jakieś kompletne jaja
Dodajmy, że jednocześnie często podkreślał z wyższością, że wszelkie konflikty między nami to efekt moich słabych doświadczeń z innymi facetami, że niewielu ich było itd.
Ja jestem specyficznym wypadkiem, pisałam w innym miejscu, że pochodzę z dość patologicznego domu, zatem długo bałam się komukolwiek zaufać na tyle, by związać się z nim na dłużej. Wcześniej miałam tylko luźne związki. On mnie długo oswajał, nauczył mówić "kocham" itd. Niestety, wpadłam w inną pułapkę
Cytat
Yorik napisał/a:Obśmiałaś ? i bardzo dobrze. Chciałby, żebyś Ty wzdychała z kim to nie byłaś i co nie robiłaś, w szczegółach ? Może jeszcze porównywała byś z nim na niekorzyść; oczywiście niechcący nadmieniając niby przypadkiem, że ma najmniejszy sprzęt jaki w życiu widziałaś, a najlepsze orgazmy to miałaś zupełnie z kimś innym
Może by coś do nie go dotarło
Niestety, strasznie późno to zrobiłam .
A wszelkich moich wspomnień z innymi wolałam nie tykać. Raz wymknęło mi się jedno - kiedyś, kiedyś, kiedyś, napomknęłam, że raz ktoś doprowadził mnie samym tańcem. Wytyka mi to przez wszystkie wspólne lata (cóż, sam tańczy kiepsko).
Cytat
Yorik napisał/a:Przecież to Ty powinnaś się obrazić !!!!
Jak był z tak wieloma, pewnie fantastycznymi i z żadną nie jest, to chyba nie bardzo się sprawdził, co ? prześwietliły go szybciej niż Ty przez te wszystkie lata
Czasem zastanawiam się, czy nie mitologizuje liczby swych związków. A że nie wyszły (tak, był rzucany on) - zapewne miały większe poczucie własnej wartości niż ja na wstępie związku z nim. Rzecz w tym, że dość mocno ewoluowałam.
Cytat
Yorik napisał/a: (zazdrość) Absolutnie to nie jest dowód żadnej miłości, chyba że własnej; tylko dowód zaborczości i niskiej jego wartości; taka delikatna różnica;[quote]
Widzisz. Ja nigdy, nigdy nie wprowadzałam osób trzecich w nasze sprawy. Otwieracie mi oczy na wiele rzeczy.
[quote]Yorik napisał/a:Nie jestem pewna, czy był seks. Mąż jest bardzo ostrożny, wręcz asekurancki.
Nie wiem czy jest to takie istotne; skoro bliskości nie ma, dowodu potrzebujesz?;
Seks z kimś innym nie jest jednoznaczny z tym, że komuś na kimś nie zależy; różnie bywa;
Dowód to raczej potrzebny byłby ewentualnie do rozwodu z orzeczeniem jego winy. Za porozumieniem stron chyba nie?
Czy mu na tych osobach, na czułościach z którymi go złapałam? Nie wiem. Za każdym razem to ktoś inny, a te osoby są... hmmm... skrajnie inne niż ja. Tak to nazwijmy. Mam wrażenie, że to coś w rodzaju uzależnienia, gdziekolwiek by się znalazł, zawsze kogoś będzie czarował, schlebiał, może jakieś uściski za rączkę? Myślę, że kobietom przez niego wybieranym to pochlebia i też jakoś jest potrzebne - trzy to nieszczęśliwe mężatki, jedna rozwódka, dwóch pozostałych nie znam, ale stawiam, że szczęśliwa, spełniona kobieta by w taką relację nie weszła.
Wiem, że on nie chce końca naszego małżeństwa, teraz też sprawy nie traktuje poważnie - na swej tablicy fejsowej tryska dobrym nastrojem, fotografuje kolejne degustowane piwka (takie ma hobby). Wybaczałam tyle razy, wybaczę i teraz, prawda?
Ja zjechałam z wagi chyba z trzy kilo już w przeciągu kilku dni wszystko przeze mnie przelatuje, choć z rozsądku jem.
Rany, czuję się strasznie żałosna. Nie z faktu tych jego emocjonalnych (lub fizycznych) skoków w bok. To raczej jemu uwłacza.
Czuję się żałośnie, że tak długo to znosiłam.
Przepraszam za wylanie się. Terapeutka ma urlop, wcześniej niż za dwa tygodnie jej nie ujrzę. Otwieram tu oczy na wiele rzeczy i cenne niesłychanie jest wygadanie się.
Myślę, że kobietom przez niego wybieranym to pochlebia i też jakoś jest potrzebne - trzy to nieszczęśliwe mężatki, jedna rozwódka, dwóch pozostałych nie znam, ale stawiam, że szczęśliwa, spełniona kobieta by w taką relację nie weszła.
Czyli pan mąż dobrze się czuje tylko w towarzystwie okaleczonych , przed którymi łatwo zgrywać księcia. Z tego, co piszesz ( źródło- Twój blog) w domu wychodzi z księcia księciunio, a to już trudniej podziwiać, choć i tak wiele masz w sobie jeszcze zachwytu. Najwyraźniej mąż musi sobie rekompensować własne deficyty, a Ty nie nadajesz się już na zaślepioną miłością poddaną, szczególnie z powodu takiego, iż ze zranionej sarenki wyrosłaś na silną łanię. No i jest problem, bo nie pasujesz dorosła kobieto do tego chłoptasia. No chyba, że jako mamuśka, ale z Twoją wrażliwością to byłaby śmierć za życia.
Wyjścia są dwa ( jeśli chcesz z nim zostać i jeszcze pożyć jako kobieta , a nie murzyn od czarnej roboty ) :
1. wracasz do postaci niezaradnej sarenki, przy której tyle trzeba skakać, że nie ma czasu na skoki w bok;
2. stawiasz na kobiecość i pozwalasz się adorować interesującym panom, aż do bólu głowy Twojego męża ( zajęty pilnowaniem Twojej cnoty i odganianiem adoratorów , zapomni o swoich ciągotach pozamałżeńskich ).
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni
Rekonstrukcja dobrze radzi, nic dodać, nic ująć:-)
Niezaradna, Twój mąż zdobywa kolejne poziomy w wirtualnej grze, z każdym gadżetem (nową zdobyczą) czuje się szczęśliwszy i bardziej spełniony. Kumulacja deficytów jakaś nieziemska! A Ty nie chcesz być klakierem i przyklaskiwać. Rączki spuchły:-)?
Post doklejony:
A na pytanie postawione przez autorkę odpowiem - TAK.
Edytowane przez jagodalesna dnia 07.07.2016 19:54:58
Dodajmy, że jednocześnie często podkreślał z wyższością, że wszelkie konflikty między nami to efekt moich słabych doświadczeń z innymi facetami, że niewielu ich było itd.
Więc czemu tych doświadczeń jeszcze nie uzupełniłaś?
od razu poprawiło by się w waszym związku
Cytat
[...] raz ktoś doprowadził mnie samym tańcem. Wytyka mi to przez wszystkie wspólne lata (cóż, sam tańczy kiepsko).
Rewelacja ! Zabiłaś jego męskość; książe się zaniepokoił, bo to dla niego pewnie nie osiągalne;
Do życia gąski balbinki pewnie już nie wrócisz; możesz jednak postawić na kobiecość, jak zasugerowała rekonstrukcja, uwspólnić granice jakie on sobie wyznaczył; aż do białej gorączki; spróbuj nauczyć go empatii, odbicia lustrzanego jego zachowań; to gość z małą wyobraźnią, skoncentrowany tylko na sobie, jeśli czegoś nie poczuje na własnej skórze, to nie rozumie;
Pretensje i zarzuty łatwo zbijesz przypominając jego teksty i postawę; we wszystkim wprowadź równouprawnienie !!;
Skoro on uważa, że nic złego nie robi, to Ty nie robiąc nic więcej niż on, również powinien o tym wiedzieć, porąbaniec
Byłaś od niego uzależniona, celowo dołowana na jego użytek, jako jedyna nie widziałaś jego wad i się z nim związałaś; sprzedawał Ci każdy kit, a Ty go wdzięcznie z uśmiechem łykałaś, dorosłaś i klapki z oczu spadają; Źle trafiłaś;
Edytowane przez Yorik dnia 07.07.2016 20:29:23
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Niektóre związki to wyraźna próba sił i podporządkowania;
On ma ograniczony zestaw środków perswazji, szantażu czy wzbudzania poczucia winy; wciąż ten sam, mało logiczny, ale z Tobą nie musiał się starać;
Jak pogłówkujesz, zobaczysz, że masz bardzo szeroki arsenał, bo pewnie ma więcej słabych punktów niż Ty;
Na początek na bezczelnego, jak chociażby z tym tańcem bez niego; nic złego nie robisz, a swoja drogą przydało by Ci się; nie może Cię ograniczać bez powodu; To, że jest zazdrosny, to wyłącznie jego problem !; ty Ty powinnaś być wściekła, że nie ma do ciebie zaufania i zaniepokojona, bo pewnie mierzy swoją miarką
Spróbuj wyrównać konsekwentnie relacje..;lekko nie będzie; ale to on traci, nie Ty;
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
Jak się ma w domu zakompleksionego księcia, który co krok potrzebuje głaskania jego ego i podbudowywania poczucia wartości to może najwyższy czas zostać księżniczką
może niech zobaczy jak to jest na królewskim dworze, oberwie własną bronią, a i zarzucić Ci nic nie będzie mógł, bo przecież jak napisał Yorik, będziesz grała jego kartami
zostać księżniczką i zmienić nick z Niezaradnej na Zaradną
a co do pytania na wstępie - tak to jest zdrada w jakimś sensie, po pierwsze często emocjonalne zaangażowanie jest dużo gorsze niż fizyczne, a po drugie to jak napisano wcześniej, cienka granica z jednego do drugiego w różnej kolejności.
Edytowane przez hurricane dnia 07.07.2016 23:01:10
"...No matter how many deaths that I die, I will never forget..."
rekonstrukcja napisał/a:
Czyli pan mąż dobrze się czuje tylko w towarzystwie okaleczonych , przed którymi łatwo zgrywać księcia. Z tego, co piszesz ( źródło- Twój blog) w domu wychodzi z księcia księciunio, a to już trudniej podziwiać, choć i tak wiele masz w sobie jeszcze zachwytu. Najwyraźniej mąż musi sobie rekompensować własne deficyty, a Ty nie nadajesz się już na zaślepioną miłością poddaną, szczególnie z powodu takiego, iż ze zranionej sarenki wyrosłaś na silną łanię. No i jest problem, bo nie pasujesz dorosła kobieto do tego chłoptasia. No chyba, że jako mamuśka, ale z Twoją wrażliwością to byłaby śmierć za życia.
Adres bloga umieściłam celowo, właśnie w tym celu, by zbudować całość sytuacji. To bardzo intymne miejsce, nikt z reala poza jedną osobą, bardzo zaufaną (coś a la terapeuta), nie zna go - założyłam, by się wylewać, z samotności. Nijak go nie reklamuję, kto tam przyszedł trafił z bloga poprzedniego, też niereklamowanego i ukrytego, ale skupionego na innym temacie.
Każde słowo tam jest więc szczere, nie ma kreowania sytuacji ładniejszej niż jest - taki okazyjny konfesjonał.
Tak, masz rację. Mąż lubi być opiekunem i wsparciem, takim ratownikiem zbłąkanych duszyczek damskich, powiernikiem. Ja pasowałam mu na dłużej, sądzę, że naprawdę się zakochał, poza tym byłam taka wyrozumiała, wyrozumiała, wyrozumiała.
Kontakty z byłymi? Spoko. Kontakty z innymi kobietami? Spoko. Ok, jak zaczęło dochodzić do problemów pierwszych, nieco kazałam mu spasować z pomocą paniom mającym problemy z komputerami itd.
Nie mam postawy trzymania przy sobie za klapy marynarki: "mój ci on", jestem otwarta na jego wyjazdy na koncerty (kocha metal), zloty jego forum (pancerne, same chłopy).
Nie wiem, może jakbym była bardziej upierdliwa, byłoby z nim inaczej? Miałby mnie mendzącą na karku i brak energii na dodatkowe damskie atrakcje. Nie, nie sądzę. Ma to po prostu we krwi. Lubi być Księciem, jak napisałaś. A ja rzeczywiście już nie nadaję do roli zbawianej.
Ale on miał te skoki w bok już na samym wstępie naszego związku. To mnie przekonuje, że to jakiś jego nałóg jest.
Cytat
rekonstrukcja napisał/a:Wyjścia są dwa ( jeśli chcesz z nim zostać i jeszcze pożyć jako kobieta , a nie murzyn od czarnej roboty ) :
1. wracasz do postaci niezaradnej sarenki, przy której tyle trzeba skakać, że nie ma czasu na skoki w bok;
2. stawiasz na kobiecość i pozwalasz się adorować interesującym panom, aż do bólu głowy Twojego męża ( zajęty pilnowaniem Twojej cnoty i odganianiem adoratorów , zapomni o swoich ciągotach pozamałżeńskich )
Widzisz, nawet jak ja byłam sarenką, on i tak miał pierwszy poważny epizod (otarło się o wylotkę z pracy, miał fuksa). Potem drugi. Poza tym, nie, sorry - ja się na sarenkę nie nadaję. Pasuję.
A druga możliwość? Hmm... nieco utrudniona moim stylem życia. Taki blog, jak mój, z samotności się pisze. Ja swoje przyjaciółki mam het, w świecie, w miejscowości gdzie mieszkam znikomą ilość znajomych, nie pracuję w realu, tylko w sieci.
Potencjalne kontakty z facetami tylko przez net. Mogę ich nie ucinać, męża i dwójki dzieci w mailach natychmiast nie wspominać - tylko musiałabym jeszcze udostępnić numer komórki, żeby zasypywały mnie SMS-y. Tylko zalatuje mi to nieco... desperacją.
A trzecia możliwość, którą poważnie rozważam - twarde ultimatum: terapia małżeńska, totalna zmiana układów między nami (otwieracie mi oczy na wiele absurdów)? Co sądzisz?
Strasznie łatwo jest pieprznąć małżeństwo, tylko dzieciaków mi strasznie żal. No i - tak - bardzo dużo mu zawdzięczam, potrafi być naprawdę fajnym facetem. Wiem, że to wszystko tu tak nie brzmi, raczej zakrawa na ośli upór zaślepionej idiotki. Ale słowo - byłoby nad czym płakać i czego żałować. To ciągle miłość jest. Cóż, że chora. Może da się wyleczyć...
Cytat
Yorik napisał/a:
Więc czemu tych doświadczeń jeszcze nie uzupełniłaś?
od razu poprawiło by się w waszym związku
Ach, zapewne - byłoby wreszcie uczciwie .
Cytat
Yorik napisał/a:
Rewelacja ! Zabiłaś jego męskość; książe się zaniepokoił, bo to dla niego pewnie nie osiągalne;
No, niestety. Zdecydowanie nie .
Cytat
Yorik napisał/a:Do życia gąski balbinki pewnie już nie wrócisz; możesz jednak postawić na kobiecość, jak zasugerowała rekonstrukcja, uwspólnić granice jakie on sobie wyznaczył; aż do białej gorączki; spróbuj nauczyć go empatii, odbicia lustrzanego jego zachowań; to gość z małą wyobraźnią, skoncentrowany tylko na sobie, jeśli czegoś nie poczuje na własnej skórze, to nie rozumie;
Pretensje i zarzuty łatwo zbijesz przypominając jego teksty i postawę; we wszystkim wprowadź równouprawnienie !!;
Skoro on uważa, że nic złego nie robi, to Ty nie robiąc nic więcej niż on, również powinien o tym wiedzieć, porąbaniec
Powrotu do gąski balbinki nie będzie, stanowczo. Koniec z ubieraniem się, jak on sobie życzył (tak, uwzględniałam), fryzurę, jakiej zawsze żądał (tyyylko długie włosy) zmieniłam, gdy odkryłam w jego pamiętniku, że dwa lata temu był kimś zauroczony.
Nie chcę jednak siebie dowartościowywać jakimkolwiek facetem (facetami) na boku. Ale jak najbardziej będę układała na innych zasadach potencjalne koleżeństwa - może brzmi to niewiarygodnie, ale nawet taki zakopany na prowincji odludek czasem kogoś sieciowo przyciągnie... osobowością chyba (nie będę se aż tak wlewać, że inteligencją, ale wszak jest ona seksowna ). Jeżeli kiedyś, ktoś znów się przybłąka, nie będę zaraz raziła po mailach mężem, dwójką dzieci i że ja dziękuję, basta.
Kontakty z płcią przeciwną uznawałam za drażniące dla niego. Po tym odkryciu z pamiętnika, z premedytacją zaczęłam nosić wisiorek, który kiedyś mi przysłał jeden koleś z wdzięczności. Jak najbardziej, zacznę słuchać płyty Niemena, którą podesłał ktoś inny (ten któremu spodobał się mój blog). Stoi od lat na półce i się kurzy, z lojalności nie puściłam ni razu.
Cytat
Yorik napisał/a:Byłaś od niego uzależniona, celowo dołowana na jego użytek, jako jedyna nie widziałaś jego wad i się z nim związałaś; sprzedawał Ci każdy kit, a Ty go wdzięcznie z uśmiechem łykałaś, dorosłaś i klapki z oczu spadają; Źle trafiłaś;
Ech, nie do końca źle - są fantastyczne dzieciaki, dla których naprawdę jest dobrym ojcem. Boję się, że w razie konieczności rozwodu jednak (uwzględniam ocalenie tego małżeństwa jednak), będzie się ze mną o nie szarpał w sądzie, a wcale nie chcę mu skąpić kontaktów z nimi. No ale to inna sprawa.
Ale poza tym masz zupełną rację.
Cytat
jagodalesna napisał/a:
[...] raz ktoś doprowadził mnie samym tańcem. Wytyka mi to przez wszystkie wspólne lata (cóż, sam tańczy kiepsko).
Koniecznie zapisz się na kurs tańca:-) Pomachaj karnecikiem przed buźką męża i uśmiechnij się najbardziej zalotnie jak potrafisz:-)
Kochana, to nie ja potrzebuję kursu tańca . Bardziej rozjuszyłoby męża, gdybym się wybrała do siostry tego kolesia i spotkała go przy okazji. Odrzuciłam go w swoim czasie na rzecz męża, którego wtedy poznałam. Ale nie rozstaliśmy się w żadnej niezgodzie.
Mąż go nie znosi, choć w sumie nad nim zatryumfował. Nigdy tego nie rozumiałam.
Cytat
Yorik napisał/a:
Spróbuj wyrównać konsekwentnie relacje..;lekko nie będzie; ale to on traci, nie Ty;
Mam zamiar. Ale przede wszystkim twardo: terapia. Żadnych obchodów naszej dziesiątej rocznicy ślubu (w sierpniu ma być). Nie będę odgrywać fikcji przed rodziną.
Za wiele razy już się zdarzyło.
Cytat
hurricane napisał/a:
zostać księżniczką i zmienić nic z Niezaradnej na Zaradną [quote]
Ta Niezaradna to taka moja ironiczna ksywka sprzed paru lat . Nadałam ją sama sobie, by udowodnić, że jest odwrotnie. Tak naprawdę już wiele razy sama się upewniłam, że nie jest ze mną tak źle.
Ale teraz przede mną najcięższa batalia, bo to wszystko tak łatwo planować tu, na forum.
[quote]hurricane napisał/a: a co do pytania na wstępie - tak to jest zdrada w jakimś sensie, po pierwsze często emocjonalne zaangażowanie jest dużo gorsze niż fizyczne, a po drugie to jak napisano wcześniej, cienka granica z jednego do drugiego w różnej kolejności.
Dzięki.
Rany, ale potworzyłam! Jestem Wam bardzo wdzięczna. To była bardzo dobra decyzja, by tu się zarejestrować i przemówić. Jak do tej pory tylko marzyłam o spojrzeniu z boku i głosie człowieka, który powie: halo, to trzeba naprawić.
Ale mąż mówił terapii stanowcze nie, a ja nawet w sieci milczałam jak zaklęta z tej chorej i nieuzasadnionej lojalności.
tak to jest zdrada w jakimś sensie, po pierwsze często emocjonalne zaangażowanie jest dużo gorsze niż fizyczne, a po drugie to jak napisano wcześniej, cienka granica z jednego do drugiego w różnej kolejności.
Zauroczenie to zakochanie, różnica w terminologii, żeby pomniejszyć znaczenie. Seks prawie zawsze jest dopełnieniem bliskości przez intymność i pożądanie. Dla związku może być zabójcze, bo przekierowuje zaangażowanie, czułość, intymność zabierając i dając to komuś innemu;
To nic innego jak odrzucenie partnera przez mentalne odejście do kogoś innego; w odrzuconym też dokonują się często nieodwracalne zmiany. Nie istotne dowody odejścia, zmiana postawy robi swoje, rani, nawarstwia się żal a niekiedy nienawiść z powodu utraty znaczenia i bezradności;
Dotychczasowy partner zaczyna przeszkadzać, przez porównanie z wyidealizowanym wyobrażeniem bardzo traci na wartości; bez znaczenia staje się jego samopoczucie, potrzeby i oczekiwania, to co nie przeszkadzało zaczyna uwierać, wzrastają pretensje o bzdury. Dochodzi do robienia sobie na złość tzw. deprecjonowania partnera. Mentalnie jest z kimś innym, fizycznie z kimś kto kiedyś był bliski, ale już nie jest.
W sercu nosi kogoś innego, więc tolerancja i zainteresowanie spada do zera. Partner wie, ze jest odrzucony, ale nie wie dlaczego, nie rozumie, szuka przyczyny w sobie, dostosowuje się jak tylko może, ale to zupełnie nie pomaga, zawsze jest wszystko nie tak jak powinno; bezradność, skamlenie o jakieś gesty czułości, zainteresowania;
Po takim zauroczeniu, gdy minie, zostaje pustka, powrót do wcześniejszego obrazu partnera jest często niemożliwy lub wymaga ogromnej pracy, większej niż znalezienie kogoś nowego, gdzie niewiadome są uzupełniane wyidealizowanym obrazem partnera, który każdy w sobie nosi;
Rozpaczliwe starania o utrzymanie bliskości, o czułość czy zaangazowanie osoby odrzuconej jeszcze bardziej odepchnęły i zmieniły obraz partnera do którego teoretycznie mentalnie można by wrócić;
Zmiana nastapiła po obu stronach;
Tak jak nie brakowało, tak czegoś brakuje; jest jałowo, bez starań, zabiegania o siebie, zbudowany mur niewyjaśnionych wzajemnych żali staje się nie do przeskoczenia;
Edytowane przez Yorik dnia 08.07.2016 01:16:13
To Emocje są najlepszym paliwem Życia,
Źle ukierunkowane stają się Bronią Masowego Rażenia
U mnie była rozmowa na szczycie i mąż jest wstrząśnięty moją postawą. On chciał jak zwykle.
Terapii nie chce, woli rozwód z praniem brudów.
Wygłosił mnóstwo złych rzeczy na mój temat, przypisując mi kochanka, którego JUŻ mam na boku, pozbawianie go ojcostwa i szereg innych bzdet. Próbował mi wmawiać wiele różnych rzeczy, ale dzięki lekturze tego forum, łatwo je utrąciłam.
Emocjonalnie w środku jestem strasznie dygocąca, ale wytrzymałam z kamienną twarzą, spokojna i niczym nie dałam się sprowokować. Naprawdę jest wstrząśnięty.
Wariant z powrotem do bycia zagubioną sarenką podałam raczej humorystycznie, żeby nieco rozluźnić atmosferę. Natomiast nadal się upieram przy wersji nr.2. A Ty albo chcesz sobie pomóc i faktycznie stawiasz na rodzinę, albo szukaj sobie i dzieciom kolejnych terapeutów na dozgonne włóczenie się po gabinetach. Rozwiązania to się szykuje pod konkretne problemy, a nie takie co to na papierze ładnie się prezentują, albo blogu. Ty już wynalazłaś pierdylion przeszkód, tak jakbym Cię nakłaniała do szukania sztabu dyżurnych kochanków. No kurczę, pisarka a zero wyobraźni. Kobieto, pobaw się trochę moim pomysłem, to może zrozumiesz w czym rzecz. Ktoś rzucił hasło ( cudne zresztą ) : kurs tańca. No i to byłby ekstra wstęp do bezkrwawej rewolucji.
Niezradna zejdź na ziemię. Marzy Ci się terapia z mężem ? I co, zmusisz go do tej terapii ? Zaszantażujesz, że albo terapia , albo ...co ? Jak widzisz, woli rozwód, bo wie, że to on Ciebie trzyma w szachu. Alle powiedzmy, że się zegnie i być może nawet na tę terapię z Tobą pójdzie, tylko....dla świętego spokoju, żebyś mu nie truła. No to rusz teraz głową, jakie skutki może mieć terapia, na którą męża wołami zaciągniesz.
"Odwaga ludzka jest jak rower, przewraca się, gdy się na nim nie jedzie." Marti Larni