Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Monika, plątanie się po głowie wspomnień pięknych chwil z poczuciem bezsilności, nienawiści, niechęci itd jest czymś zupełnie naturalnym. Większość z nas to przechodziła lub w tej chwili przechodzi.
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie ma uniwersalnej i skutecznej metody na wyrzucenie kogoś z serca i umysłu. Tu jedynymi sprzymierzeńcem jest czas i utworzenie sobie w głowie wizji na najbliższą przyszłość. Wizji, w której jego lub jej nie ma. Jednym z nas przychodzi to łatwiej innym zajmuje więcej czasu.
Zdecydowana większość zarejestrowanych tu osób, mających pewne rzeczy już za sobą powicie Ci, że jest to trudne, ale wykonalne. Mało tego, ta nowo budowana przyszłość praktycznie w każdym przypadku okazuje się być znacząco lepszą od tego, co spotykało nas w życiu dotychczas.
Powtórzę tu wyświechtaną nieco kwestię, znajdź w sobie siły, żeby przetrwać najgorszy okres, zastanów się, co dla Ciebie będzie w tej sytuacji najlepsze i małymi kroczkami realizuj podjęte zamierzenia. Będzie dobrze
Witam Moniko, jestem zwolenniczką ratowania małżeństw po zdradzie ale tylko tych rokujących..
nieobce mi są te uczucia o których piszesz, ja również nie umiem wyrzucić męża z serca bo mam dużo dobrych wspomnień jednak rozum mówi mi że nie ma z nim jasnej przyszłości a ostatnie parę lat jest stracone po tym co wiem o jego "wyskokach"...
wydawałoby się że sytuacja jest bez wyjścia, jednak zapewniam Cię że najtrudniej jest tylko podjąć decyzję o rezygnacji z uczucia do męża i z tego związku. W sumie to jest tak że musisz uświadomić sobie że on już dawno zrezygnował z Ciebie i Waszego wspólnego życia, z Waszej przyszłości.
Skierowałam nienawiść na jego czyny, on jako człowiek jest dla mnie słabym, pogubionym w matactwach i nie przekreślam jego szansy na zmianę, modlę się o nią ale to nie znaczy że ja mam z tego powodu wciąż cierpieć.
Co konkretnie zrobiłam? powiedziałam mężowi o tym, jakiś czas temu kazałam sobie znaleźć mieszkanie jeśli natychmast nie zacznie robić czegoś w moim kierunku,
widząc moją determinację podejmuje wysiłki bardziej lub mniej udane, formułuję swoje wymagania, chcę szczerości, uczciwości, nic szczególnego i trudnego,
powiedziałam mu jasno, ma się wyprowadzić, jak chce być to na moich zasadach i jeszcze na dzień dzisiejszy nie wiem jak to się skończy ale mam ten psychiczny komfort,
nie zaskoczy mnie odejściem, sama tego chcę.
Moniko, co Twój mąż robi dla Ciebie, czy widzisz szansę na jego zmianę? co on sam mówi o tym co zrobił?
Edytowane przez finka dnia 02.12.2008 11:53:58
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Monika, tworzenie długotrwałego i szczęśliwego związku to "inwestycja" długoterminowa, bez gwarancji na powodzenie. Przekonało się o tym ponad 1000 osób zarejestrowanych na tym forum i pewnie setki tysięcy takich, które nie trafiają w takie miejsca, jak to. Wiem, że to dość brutalna, ale jednocześnie obowiązująca reguła.
W całej rozciągłości zgadzam się z Finką. Warto podejmować próby ratowania związku po zdradzie. Ja mam do tego tylko dwa zastrzeżenia. Po pierwsze związek buduje DWOJE ludzi. Jeżeli wysiłki będą podejmowane tylko przez jedną stronę, nie ma szans. Po drugie, trzeba mieć przynajmniej cień nadziei na to, że osoba zdradzająca zrozumiała swój błąd i jest gotowa wytrwać w postanowieniu, że więcej go nie popełni.
W przeciwnym wypadku narażamy się na bardzo poważne ryzyko tego, że nasze "budowanie" będzie skuteczne tylko do następnego razu. Kiedy on nadejdzie samopoczucie jest jeszcze gorsze, bo poza kolejnym przeżywaniem zdrady dochodzi jeszcze poczucie bezsensowności wysiłków, włożonych w odbudowywanie związku.
Powtarzając za Finką, bez konkretnych rozmów i wynikających z nich deklaracji trudno coś doradzić. Jeżeli te rozmowy nie są możliwe, dla mnie pozostałaby tylko jedna droga, wypełnić szczęściem dalsze lata swojego życia bez niego.
A, że rzecz dotyczy Ciebie , przeanalizuj na wszelkie możliwe sposoby szanse, zagrożenia, pozytywy, negatywy jednej lub drugiej decyzji. Jeżeli już ją podejmiesz, będzie znacznie łatwiej
Do ratowania związku potrzeba dwóch osób, z tą samą siłą zaangażowania i z taką samą chęcia odbudowania małżeństwa.
I wtedy warto ratować życie ze zdrajcą. Wtedy warto, zacisnąć zęby i iść razem do przodu. Niestety, u Twojego męża chęci i zaangażowania nie widzę. No ale miejmy nadzieję że to się zmieni, bo z tego co zuważyłam bardzo chcesz ratować Wasze małżeństwo, ale sama nie dasz rady. Pozdrawiam
Moniko, raczej marne szanse na to że mąż sam zdobędzie się na rozmowę, przeważnie to jest tak że my wyciągamy z mężów informacje, oni nie chcą rozmawiać na trudne tematy albo boją się nas bardziej ranić...zauważyłam że u osób zdradzających po pewnym czasie dochodzi do eliminacji uczuć,zamykają się, nic do nich nie dociera, widza tylko swój interes, uważają że to ich sprawa i nic nam do tego..
mówisz mu o rozwodzie i on się zgadza bo chyba męskie ego nie pozwala mu na płacz i histerię, nieobcą kobietom w takiej sytuacji, po drugie może być tak że on tego chce ale nie wie jak CI to powiedzieć, wahał się a TY podajesz mu rozwiązanie na tacy.
TO nie tak, ja również mówiłam o rozwodzie aby obudzić męża, nadal o tym myślę ale jeśli nie jestes przekonana że tego właśnie bardzo chcesz to nie mów na razie o tym, powiedziałaś żeby wzbudzić rozmowę, jego walkę,żeby zobaczył że cos traci, i nic...on się zgadza, więc pozostaje CI się teraz rozwieść albo zmusić do szczerej rozmowy, jak? nie wiem, każdy jest inny, ja zaryzykowałam ale nie polecam, powiedziałam:"jak dziś nie porozmawiamy o nas szczerze to jutro szukaj mieszkania i nie wracaj z pracy", można poprosić, umówić się do kawiarni, na kolację.
Liczenie na cud jest jednym ze sposobów, wciąż biorę go pod uwagę ale wymagam od mojego męża myslenia i podejmowania decyzji,choć to tez u niego graniczy z cudem
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Do finka
Mam nadzieję, że nie myślisz w ten sposób o wszystkich facetach. Ja osobiście zdałem sobie sprawę, że rozwód nie jest wyjście z sytuacji. Wiem, że najłatwiej po prostu rozejść się, ale to nie takie proste. Zgadzam się z tym , że wiele osób zamyka się w sobie, ze mną było podobnie, ale potem przychodzi refleksja, pomimo rany , która się nie goi to jednak warto przeanalizować wszystko i dopiero wtedy podejmować jakieś decyzje! pzdr
nie myślę tak o wszystkich facetach, źle to ujęłam, tylko o tych co zdradzili, zamykają się w sobie,
raniąc osobę zdradzoną jeszcze bardziej brakiem wyjaśnień, rozmów,
często miesiącami nie potrafią podjąć decyzji co dalej, stawiając nas na rozdrożu, każąc nam w tak ciężkiej sytuacji podejmować za nich tę decyzję.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Monikak mam ten sam problem. Co dalej, ja podjęłam próbę ratowania swojego małżeństwa, chociaż boję się, ze spotka mnie to znów, ze on znów zdradzi. Wiem, że potrafi perfekcyjnie kłamac. Okłamywała mnie tak długo i tak bezwzględnie. trudno mi teraz uwierzyc,że żałuje, ze nigdy więcej, że nigdy do konca swego zycia nie wybaczy sobie tego co mi zrobił, ze prosi mnie o szanse na naprawienie tego. Kochałam go bardzo, moja matka powiedziała, ze dałabym się za niego pokroic - i to prawda. To, ze mu nie ufam to wiem, potrzeba czasu i dowódów na odbudowę zaufania. Jesli w ogóle. Czy kocham niewiem.
Moniko ja myślę że on to Twoje uzależnienie bardzo wykorzystuje i nie wierzy że się z nim rozwiedziesz,
swoją drogą ja tez nie mogę uwierzyć że ciepły, dobry człowiek, którego pokochałam zamienił się w bohatera powieści :"Dr Jekyll i Mr Hyde" ...
próbowałam różnych metod, teraz stawiam na spryt, my kobiety za bardzo obnażamy się emocjonalnie i za dużo partnerom mówimy, oni grają, pograjmy i my, tak żeby wilk był cały i owca syta albo odwrotnie
Moniko głowa do góry, ja też mam chore dziecko, może by tak przelać miłość do tego człowieka na nie? dzieci cierpią przez kryzysy małżeńskie, mąż kłamie? nie wierzyć,
nie mów nic o rozwodzie na razie, zbieraj dowody do sądu, na wszelki wypadek.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Finko, dobrze piszesz, faktycznie jest tak, że My za bardzo się obnażamy emocjonalnie przed naszymi zdrajcami. Ja też poszłam na spryt i cały czas gram.A na czym to polega? Zwyczajnie, czasem jestem naprawdę oschła, niemówię:"ze kocham,że tęsknie", nigdy pierwsza nie przytulę, nie zadzwonię, inne rzeczy od niego czasem są ważniejsze. Tylko w taki sposób są wstanie zrozumieć co zrobili, jak zranili i ,że ciężka droga przed Nami, przed Nimi ,żeby to co było a zwłaszcza zaufanie wróciło.I czy tego chcę? czy mi to odpowiada? oczywiście,że NIE, tyle razy mam ochotę powiedzieć, że jest osobą, bez ,której moje życie nie miałoby sensu, a jednak, a jednak zaciskam zęby. A rezultaty? Zachowuje się lepiej, niż przed tą cała koszmarną 2-letnią zdradą. To już 4m-ce a On w każdym kolejnym dniu wynagradza mi to, jak bardzo mnie skrzywdził. NARAZIE NIE POZWOLĘ MU ZAPOMNIEC O TYM JAK BARDZO MNIE ZRANIŁ.
Moniko- faceci nie lubią, jak płaczemy, jak prosimy, jak chodzimy przyłamane. I przecież to oni zdradzili, a to my tylko prubujemy ratować związek, Tak nie może być!!! To Twój mąż powinien za Tobą chodzić, to on powinien chcieć rozmawiać, to on powinien zrobić cokolwiek!!! Ja radziłabym przybajmniej przez 2 tyg, kompletnie nic nie robić w tym kierunku, oprócz oczywiście "grania".Pokaż mu, że dasz radę bez niego, że nie jest najważniejszy! Wtedy do niego może dojdzie, że powoli Cię traci... Ja wiem, że to jest trudne, ale jeżeli chcesz ratowac Wasz związek to może taki sposób będzie dobry?!
Monikak napisał/a:
Pomogło na trzy lata. A teraz od nowa guzik.Dlatego tak się motam teraz , bo mam swiadomość , że to znowu może na 2 lata i od nowa guzik.Tu jest sedno mojego problemu.
w samym tym co napisałaś masz odpowiedz na swoje niepewności
widać, że sie boisz , że sie nie godzisz, widać nie pasuje Ci to....
skoro nie takiej chcesz przyszłości musisz ja zmienić... pytanie tylko czy wolisz juz teraz czy za 2 - 3 lata
Każdy zdradzony ma takie wątpliwości. To jest naturalne w momencie, kiedy nasze poczucie stabilizacji zostało zachwiane. Czy zdradzać będą zawsze? Nie. Nie zawsze, ale zdrada ma w sobie dużą dozę emocjonalności. Mówiąc po ludzku: rajcuje. To czy "zdrajca" jest w stanie przewartościować swoje życie i zmienić podejście, to zależy od jego osobowości, silnej woli, ale także od tego jakie wzorce wyniósł z domu, jakie było jego dzieciństwo. Nie da się jednoznacznie powiedzieć, że skoro zdradził raz, drugi, to zdradzi również trzeci. To jest bardzo, ale to bardzo skomplikowane. Chociaż mam świadomośc, że w momencie, kiedy jest się zdradzonym jest bardzo proste. I jest to straszne poczucie krzywdy i lęk przed jutrem. Monikak! Nie podejmuj pochopnych decyzji, daj sobie trochę czasu. Przemyśl jeszcze raz. Fakt, że lepiej cierpieć raz, niż narażać sie na stałe cierpienie. Ale warto to głebiej przeanalizować. Pozdrawiam!
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radoś
Monika. Napiszę troszkę przewrotnie .
Dla mnie związek z kobietą to stworzenie bezpiecznej przystani, do której będziemy wracali, gdy poczujemy zagrożenie, gdy będziemy chcieli pochwalić się sukcesami, rozważyć przyczyny porażki. Miejsce, w którym na pewno nie spotka nas nic złego, miejsce, w którym mogę liczyć na ciepło, zrozumienie i wsparcie. Związek to wzajemny szacunek, otwartość na odmienność zdań, chęć słuchania o potrzebach i oczekiwaniach partnera. Związek to obopólne zaspokajanie potrzeb, nieskrępowana radość z naszej fizyczności. Związek to coś, co dodaje sił do życia, jest motywacją do działania, podejmowania kolejnych wyzwań.
Najważniejsze zostawiłem na koniec. Związek to szczere uczucie dwojga ludzi. Zarówno to romantyczne, jak i to oparte na zasadach. To dbanie o wspólne dobro i powodzenie.
Co z powyższego jest Waszym udziałem? Masz podobne podejście do rozumienia związku dwojga ludzi? Być może odpowiedzi na te dwa pytania nieco ułatwią sprawę.
Monika, oczywiście, że w każdej harmonii czasami przydarzy się zafałszować. Pytanie jednak, czy chcemy słuchać koncertu, w którym zaczyna już brakować czystych tonów.
Dlaczego mamy zmniejszać widełki oczekiwań? Czy te, które przez pewien czas były skutecznie realizowane raptem stały się niewykonalne?
Jeszcze tylko jedna uwaga. Nie jest moim zamiarem przekonywać Cię do słuszności konkretnego wyboru. Wyrażam jedynie swoje zdanie w poruszonym temacie
Moniko, przykro mi to pisać, ale ja uważam, że Twój mąż nie chce ratować Waszego małżeństwa.Czy on coś zrobił w tym kierunku, czy przeprosił, czy prosił o kolejną szansę, czy prubuje cokolwiek zrobić??? Z tego co piszesz, to nie! Jedynie co robi to chowa przed Tobą telefon! I uwazasz, że to tylko na złość? Wg mnie On dalej Cię zdradza. Widocznie takie zycie mu odpowiada- kochana,żona która potrafi wybaczyc kolejną, kolejna, kolejną zdradę i kochanka przy boku. Nie rozmawia z Tobą, bo po co, przecież tak mu wygodnie, dobrze jest jak jest.
Do naprawiania związku, do naprawiania małżenstwa, potrzeba dwóch osób!!!Nie zapominaj o tym!A on dość, że nie prubuje, nie przeprasza, nie rozmawia to zachowuje się tak jakby dalej Cię zdradzał i kompletnie jakby mu na Tobie nie zależało. Nie wiem, może ja tego nie rozumiem, ale wiem jedno, ja bym odpusciła i kazała się spakować...niech przemyśli swoje życie i zastanowi się nad sobą.
Niestety zgadzam się z Mileną...Własnie podobna sytuacja panuje w moim jeszcze małżeństwie - mąż zdradzał i postanowił już układać sobie życie z kochanką, nie wyprowadził się jeszcze, ale to kwestia dni, myslę....podobno właśnie szykują sobie gniazdko z nową ukochaną...Jeżeli ktoś nie próbuje rozmawiać, przepraszać, nie wyraża woli naprawy swoich win to na pewno nic z tego nie będzie. Zależeć musi obojgu, jedna osoba nie wypełni związku całą soba.
To jest strasznie trudne do przeżycia, świadomośc, że komuś, kogo kochamy jesteśmy już zupełnie obojętne jest tak bolesna, że rozrywa na kawałki serce i duszę.
Ja własnie jestem na etapie takich przeżyć i mimo, że w chwilach przebłysku zdrowego rozsadku wiem, że nie ma sensu płakać za kimś, kto mnie już zwyczajnie nie kocha i że powinnam skupić się na swoim nowym życiu bez niego ( które podobno jest możliwe....) to jednak ból i żal są silniejsze.....
Najtrudniej jest pogodzić się z tym, że to już koniec, że on nie chce tego ratowac, że już wybrał, że nie kocha......jak znowu uwierzyc w siebie i w miłość.....? Podobno nadzieja umiera ostatnia, moja już umarła.....
Przeraża mnie świadomość zbliżających się Swiąt, chciałabym, zeby w tym roku zniknęły z kalendarza......pierwsze od 12 lat bez niego....
Czy ktoś z was już przeżył Święta po zdradzie i rozstaniu? Jak przetrwać te kilka dni...?
Ja szczerze mówiąc też się czuję wykończona panującą u mnie sytuacją, wolałabym żeby się wyprowadził i przestał sie znęcać nade mną psychicznie. Chociaż niestety łapię się na tym, ze chciałabym żeby został i żeby wszystko było jak dawniej, w tych lepszych momentach. Ale wiem już, że to niemożliwe i to też tak bardzo boli...Jak go widzę to jednocześnie go kocham i nienawidzę. Mój a początku powiedział mi, ze się na razie nie wyprowadzi bo nie ma gdzie, a na ulicę nie pójdzie. Teraz już podobno ma gdzie, tylko jeszcze mały remoncik w mieszkaniu kochanki, a póki co czesć czasu spędza u mnie, częśc u niej....taki hotel sobie zrobił.
Twoja sytuacja Moniko jest rzeczywiście dziwna i trudna, twój maż jest wyjatkowo okrutnym draniem tak stawiając sprawę - jak dasz kasę to pójdzie...szok
A jakbyś go po prostu spakowała i wystawiła walizki na klatkę podczas jego nieobecności i zmieniła zamki...? Ciekawe co by zrobił...? Ja nie miałam odwagi tego zrobić, chociaż wszyscy przyjaciele tak własnie mi radzili, taką terapię szokową.
Jedno jest pewne, jemu nie zależy na waszym malżenstwie. Coś z tym musisz zrobić. Moja znajoma mieszka ze swoim meżem pod jednym dachem od wielu lat, chociaż jest to tylko małżeństwo na papierze, mają osobne pokoje zamykane na klucz, osobne półki w lodówce, i wszystkie rzeczy osobne. On wprawdzie nie zdradzał tylko pił i nie miała sumienia go wyrzucić. Da się tak jakoś żyć, ona już sobie to życie zorganizowała i pogodziła się z tym, ale nie było łatwo...
Rzeczywiście nie znam dokładnie twojej sytuacji, nie czytałam wszystkich twoich wpisów, ale z tego co tu krótko opisałaś to jest kiepsko.....
Ten detektyw to chyba jedyne wyjście, żeby mu udowodnić, ze jest draniem, albo jakiś twoj znajomy, którego nie zna niech go sledzi samochodem, którego nie rozpozna lub taksówką po prostu, niech porobi zdjęcia i masz go w garści. Ja tez planowałam taką akcję, ale okazała się niepotrzebna, mój w końcu wyłożył karty na stół.....
Masakra to dobre okreslenie......Zycze ci powodzenia...
Ja własnie siedzę sama w domu, jest niedziela, a mój maż u kochanki cały weeekend, wieczorem wróci tutaj, bo na razie nie ma gdzie być na stałe.....też masakra...
Co robić? Na to pytanie powinnas odpowiedzieć sobie sama. Nie szukaj wymówek, usprawiedliwienia i poparcia dla własnej decyzji... człowiek podejmuje raz lepsze, raz gorsze decyzje, ale pamiętaj to są Nasze decyzje... więc cokolwiek postanowisz musisz to zrobić sama bo wszelkie konsekwencje będziesz ponosiła Ty, a nie kto inny...
Betikk -ostatnie święta po zdradzie robiłam 6 lat temu dzieci wnusia i my.Byłam zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa że pomaga mi ,robi zakupy prezenty ,pyta co jeszcze jest miły.Wigilia ,święta były ciepłe ,radosne i biegająca 2letnia wnusia -Dziadet kiedy będzie mikołaj i dzwonek do drzwi wchodzi mikołaj ,którego wcześniej wynajął mąż zrobił nam niespodziankę.Radość ,szczęście rozpierało mnie bo widziałam że i on się cieszy i widziałam dla nas nadzieje.Nasze córki odjeżdzając do swoich domów powiedziały zobaczysz mamuś będzie dobrze ojciec chyba przemyślał swoje postępowanie.Potem razem pasterka chociaż mój mąż stronił od kościoła.I tego szczęścia było do sylwestra na 1 dzień przed nim zakomunikował mi ,że cyt,,zrobiłaś święta jak chciałaś,a teraz ja zorganizuje sobie sylwestra jak będę chciał bez ciebie''.Szok nie będę się rozpisywać co działo się wtedy ze mną bo każdy na tym forum może się domyśleć.Wyjechał wcześnie rano do kochanki a ja miałam iść na dyżur do pracy.Nie pamiętam jak przeżyłam ten dzień.Od tamtej pory nie było już świąt w moim domu chociaż on już nie wyjeżdżał zostawał po prostu sam a ja z najmłodszą córką jeżdziłyśmy na święta do mojej mamy 100km dalej.I dziś pomimo wszystko nie cieszą mnie te święta podobnie jak ty chciałabym aby ich nie było.Drażnią mnie wystawy ,reklamy świąteczne nie robię zakupów bo po co.Wyjeżdżam jak co roku do mamy potem w święta dołączają córki z rodzinami.Powszedni dzień idzie jeszcze jakoś przeżyć ale święta chciałoby się spędzić z rodziną tą którą sami stworzyliśmy.Pozdrawiam cię gorącą.