Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Nocne marki, czy przemyślenia jesienne sam nie wiem jak to nazwać... W każdym razie nie mogę dzisiaj zasnąć, leżę i myślę (a może w moim przypadku bardziej pasuje słowo rozmyślam?). Od początku mojej historii (i histerii) minęło już sporo czasu, rana już nie krwawi, już prawi nie boli. Co raz mniej złych myśli w głowie, właściwe można powiedzieć, że jestem jednym z nielicznych wygranych, dostałem to co chciałem, moja ciężka praca i działanie czasami na przekór zdrowemu rozsądkowi i poradom innych ludzi, przyjaciół, nie poszła na marne. Dostałem czy właściwie odzyskałem to co chciałem, cieszę się, doły zakopane, czasami tylko pojawiają się jakieś nierówności, które trochę każą zwolnić, czy też trochę człowiekiem potrzepią... Więc dlaczego nie mogę zasnąć? Muzyka w słuchawkach za głośno? Niebieska dioda dysku za mocno świeci? Za mało wina? Nic z tych rzeczy, cała ta moja historia, wszystkie te złe doświadczenia, trauma zmusiły mnie do przewartościowania własnego świata, kazały mi spojrzeć na wiele spraw z zupełnie innej płaszczyzny. Zostałem brutalnie zmuszony do ciężkiej pracy nad sobą, do innego myślenia, działania... I wiecie co? Jestem w jakiś sposób z tego dumny... jestem zadowolony, że to mnie nie pokonało. W całej tej głupiej sytuacji odkryłem cechy, których do tej pory u siebie nie widziałem, otwarłem się, nauczyłem się mówić o swoich uczuciach, niepokojach, problemach... o bólu i cierpieniu., nauczyłem się płakać.
Natomiast dziwne jest to, że teraz równie otwarcie nie potrafię mówić o swoim szczęściu czy sukcesach. Pytam siebie dlaczego tak jest? Jak czułem się źle potrafiłem odpowiedzieć całym zdaniem dlaczego, co i jak... rozmawiałem z przyjacielem na ten temat niemal godzinami. Teraz jak idzie ku lepszemu potrafię odpowiedzieć tylko trywialne "OK". Zaczynam czasami dochodzić do wniosku, że może lubię cierpieć, użalać się nad sobą, głaskać siebie pogłowie... Sam już nie wiem. Z drugiej strony wiem jednak, że po raz drugi zrobił bym to samo, pewnie z taką wiedza jak teraz dużo lepiej i szybciej, ale uważam, że droga, którą wybrałem była dla mnie najlepsza. Widzę też, że była dobra dla drugiej strony. Tam też widzę efekty swojej, a w konsekwencji i jej pracy. Doczłapaliśmy się momentu, kiedy nasze indywidualne cele stały się naszym wspólnym celem. Teraz jak zdarza nam się płakać są to bardziej łzy nostalgii czy świadomość, że wcale nie musiało tak być, że własna głupota, niezrozumienie siebie, skrytość, oddalenie spowodowały powstanie blizny, trwałego urazu, który co jakiś czas o sobie przypomina... Czy będziemy do końca życia razem? Tego nie wiem i nie chcę o tym myśleć. Skupiam się na tym co jest dzisiaj, teraz... Staram się być dla niej dobry i dużo dostaję w zamian. Nawet nie staram się teraz myśleć w kategoriach słowa "wybaczyłem", bo tak naprawdę stawiał bym się wtedy wyżej od niej, a nie o to mi chodzi, nie chcę się czuć lepszy tylko dlatego, że to nie ja zdradziłem. Nie o to chodzi w partnerstwie, jesteśmy ze sobą równi i na równych prawach. Jeśli zacznę myśleć inaczej to wiem, że nam się nie uda...
Czy szło mi łatwo i z górki? Dupa Jasiu, czasami było ciężko jak cholera, momenty zwątpienia w cel, który sobie obrałem były zupełnie beznadziejne, choć może warto było sięgnąć tego przysłowiowego dna, łatwiej się odbić... Miałem w głowie tysiące pytań, wątpliwości, zahamowań, ale jednak ciągle jakieś przekonanie, że się uda. I tu muszę zaznaczyć: jednak nie wiarę tylko wewnętrzne przekonanie, siłę, która cały czas pchała mnie do przodu. Przekonanie, które budowałem na analizie świata we mnie i wkoło mnie, na bacznej obserwacji tego co się działo. Układałem te diabelskie puzzle i czasami ślęczałem nad jednym kawałkiem dniami i nocami. Dalej mi brakuje parę kawałków, ale obraz jest już bardzo wyraźny i zupełnie przyzwoity... zaczynam się nim cieszyć i lubię na niego patrzeć z oddali.
Na koniec słowem podsumowania - jak to mawiają drobni cinkciarze: OPYLAŁO SIĘ.
Ps.
Gratuluję wszystkim co to przeczytali do końca... ja nawet nie próbowałem
Rise, pomimo wydźwięku, wydaje mi się, że Twój post jest optymistyczny. Bo pokazuje, że ludzie poprzez trudności rozwijają się wewnętrznie. Ty nie jesteś już tym Rise'm, co wcześniej. Owszem, obaj mają wiele wspólnego, ale to już nie te same osoby. I problem w tym, że to, co cieszyło starego Rise'a, nie cieszy nowego. Ten nowy chyba potrzebuje najpierw w pełni zrozumieć siebie, żeby dopiero odkryć, co go cieszy.
I tego Ci życzę, Rise.
Dalej mi brakuje parę kawałków, ale obraz jest już bardzo wyraźny i zupełnie przyzwoity... zaczynam się nim cieszyć i lubię na niego patrzeć z oddali.
Są rozmyślania, praca, dążenie, cel itd....ale nie ma ni słowa o sercu o miłości o uczuciach, Rise czy Ty aby na pewno wiesz do czego zmierzasz?
Wiesz co czujesz? Najlepiej widać, że się starasz, ale czegoś mi tutaj brakuje
Kuczka, to nie jest tak jak mówisz...Miłość w tym wszystkim jest dla mnie czymś transcendentalnym, czymś co jest po nad tym wszystkim. Jest czymś jasnym i prostym. Bez miłości nawet bym tej swojej pracy nie zaczął. Gdyby nie było miłości - spakował bym się, powiedział "cześć",czy "żegnam", było by bardzo łatwo. Bo co by mnie wtedy przy niej miało trzymać? Obowiązek? Przyzwyczajenie? Droga Kuczko, nie zawsze trzeba pisać o miłości wprost, ale ona jest... Po za tym nie zawsze też udaje się dokładnie przelać wszystkie swoje myśli w słowa. I tyle...
A Ja myślę że Ris po postu nie chce zapeszyć tego co osiągnął ciężką pracą i dlatego nie potrafi mówić o swoim szczęściu , miłości
To co najcenniejsze chce zachować dla siebie i tylko dla siebie.
Ja to bardzo rozumem dlatego nie może zasnąć
Gruszo, dla mnie taka "miłość i szczęście w środku", to wymówka faceta dla żony, która na nim wisi z pytaniem "czy ty mnie jeszcze kochasz?". Taki rodzaj kabaretu "Koń Polski".
Człowiek czuje, że jest kochany. To się sprowadza do wielu rzeczy, gestów. Ale to się czuje. Z drugiej strony, problemem jest brak tego uczucia, kiedy się go nie odbiera. Wtedy jest problem. Bo teoretycznie, takie uczucie jest deklarowane, słownie albo w niewerbalny sposób, ale ... mamy jakieś poczucie niezaspokojenia, niesytości. Czegoś brak. Coś nie daje spokoju.
Owszem, sukces klejenia można ocenić po efektach materialnych. Ale oprócz tego jest aspekt emocjonalny, uczuciowy.
Biorąc pod uwagę rozterki Rise'a, niepokoje nocne, jakby ten drugi aspekt czekał na sklejenie dopiero. Rise przeszedł pewien etap, ale przed nim kolejny.
Gruszo, dla mnie taka "miłość i szczęście w środku", to wymówka faceta dla żony, która na nim wisi z pytaniem "czy ty mnie jeszcze kochasz?". Taki rodzaj kabaretu "Koń Polski".
Bob chyba trochę przesadzasz bo partnerka Risa nie wisi na jego ramieniu z pytaniem czy jeszcze mnie kochasz?tylko jak rozumiem to byla ich dwojga świadoma decyzja Oni przeszli pół drogi do sukcesu swego związku i oboje nad tym ciężko pracowali
Skoro zdecydowali się być razem to ich uczucie na pewno nie wygasło tylko się przyćmiło,bo inaczej albo On albo Ona by zrezygnowała i jedn z nich powiedziało by "dowidzenia"-nie było by ich teraz razem.A Ty sugerujesz że ich związek to kwestia czasu. Ani Oni ani TY ani Ja nie wiemy co jeszcze się wydarzy i czy będziemy wszyscy razem.Nit tego nie wie .Ty przypuszczasz że wiążąc się z kobietą po takich lub podobnych przejściach macie szansę-Ja nie mówię że nie ale Ty nie możesz temu związkowi dać również 100% gwarancji
Ja wybaczyłam ale też nie mam gwarancji ,dlatego Ris (to jest moje zdanie )ma obawy że się jego sielanka kiedyś skończy dlatego czuje niepokój i nie może spać Bo prawdziwie kocha a ona zdradziła więc do śmierci zawsze będzie to w nim tkwiło jak cierń Ale jaką mamy gwarancję że to się skończy i będzie inaczej ? Skąd mamy wiedzieć że scenariusz się powtórzy skro ona wyciągnęła wnioski z tego co zrobiła i być może na zimne dmucha ?Dopóki nie zdradzi drugi raz Ris nigdy nie bedzie wiedział co zrobić i zawsze będzie miał rozterki -przecież jet człowiekiem myślącym.
Zgodzę się z Tobą że przed Risem kolejny etap!
Znacie to uczucie, gdy rodzi się myśl, która jest nowa i niepokojąca? Najpierw pojawia się jak przechodzień, na mgnienie oka. Widać jej cień lub jej flesz, słychać jej szelest, ale szybko znika pozostając niemal niezauważoną. Jednak powraca najpierw z wolna, potem coraz uporczywiej. Aż wreszcie przykleja się obsesyjnie, stając się naszym cieniem i błaga o wypreparowanie. Jeśli na jakiś czas staniemy się niewolnikami uporczywej myśli zawsze dojdziemy do odkrycia jakiejś prawdy, choć na początku tej drogi nie wiemy czy zobaczymy jej szatańską, czy anielską twarz. Zdrada, ze swą piekielną twarzą, jest doświadczeniem przewartościowującym lub przynajmniej stawiającym pod znakiem zapytania każdą sferę naszego bytu. Bytu widzialnego i niewidzialnego. Ale jest nierzadko jedynym możliwym życiowym wstrząsem, który daje nam powód, żeby upomnieć się o siebie i swoje człowieczeństwo. Wstrząsem o sile tektonicznej, trzęsieniem ziemi, które wybudza nas z chocholego tańca, w który zapadamy z każdym kolejnym rokiem życia. Ocena moralna zdrady jest oczywista, ale doświadczenie zdrady z jej niewyobrażalnym ładunkiem cierpienia może być przyczyną naszego pozytywnego przełomu, naszego dojrzewania do świadomego i głębokiego związku z drugim człowiekiem. Przy tytanicznym wysiłku i odrzuceniu tyranii własnego ego możemy mieć szansę dostrzeżenia człowieka nie tylko w sobie, ale też w tym, który nas przeprowadził przez wszystkie piekielne kręgi. Warto z niej skorzystać, żeby na nowo zaprzyjaźnić się ze światem. To była myśl, która ostatnio nie dawała mi spokoju. Pozdrawiam.
O kurcze, Jagoda, jak ja chciałabym tak pięknie umiec o tym wszystkim pisac...To co piszesz jest prawdą - osiadamy na laurach i także od siebie coraz mniej wymagamy i od związku. Doświadczenie zdrady jest czasem jedyną szansą na to by się obudzic - brutalne ale niezbędne. Jeżeli założymy, że zdrada rzadko jest przypadkiem (pomijam jednorazowe wyskoki po alkoholu itp) i że stanowi efekt a nie przyczynę problemów w związku to paradoksalnie - ten trzeci/ta trzecia może nam oddac wielką przysługę. Jeżeli nie było dobrze wcześniej (a nie było skoro pojawiła się zdrada) to czy nie daje nam to szansy na to, że będzie lepiej. Jak to powiedziała moja terapeutka - było źle, raczej nie pozwolisz na to, żeby było gorzej (bo po co w takim razie ratowac związek), może więc byc tylko lepiej - inaczej (prawda, bo bez tej naiwnosci i bezgranicznego zaufania, bez klapek na oczach, z większym realizmem) ale LEPIEJ.
Oczywiscie, powyższe przemyślenia nie dotyczą notorycznych, nałogowych zdrajców i oszustów - to jak dla mnie jest jakiś problem psychiczny, wymagający leczenia. tu nie ma nigdy rzetelnej chęci odbydowywania związku, a wszelkie obietnice i chwilowe poprawy to jedynie przyczajenie się przed dalszym polowaniem. Tyle że nie wiemy jak odróżnic jednych zdradzających od drugich, więc albo ryzykujemy i dajemy szansę, licząc się z tym, że kolejny raz może nas zupełnie załamac ale licząc też na to, że jeśli będziemy miec szczęście to zbudujemy coś trwalszego i lepszego albo stwierdzamy, że nie mamy siły podjąc takiego ryzyka.
Gruszo, pisząc "miłość i szczęście w środku" miałem na myśli Twój post, nie Rise'a. Do Twojego posta odnosiło się też pytanie z kabaretu.
Gruszo, wg mnie nie można pracować nad uczuciem. Ono jest albo nie. Owszem, w przypadku części kobiet, które emocje utożsamiają bardzo ze swoim wnętrzem, można taką kobietę rozkochać. Robi się to przez świadczenie przez faceta działań w kierunku tej kobiety, przywiązując ją do tych działań i towarzyszących emocji. Potem wystarczy tylko krok w tył, kobieta ma coś stracić i ... ona czuje, że kocha tego faceta
Ale nie kojarzę, żeby tak to działało w przypadku faceta. Facet nie będzie kochał za przysłowiowy "garnek i mopa"
Miłość mężczyzny jest inna, on kocha kobietę za to, jak ona na niego reaguje, jak wpasowuje się w świat wyobrażony przez mężczyznę, jak jest zgodna z tym wyobrażeniem. Owszem, może też być relacja z kobietą na zasadzie własności, ale to raczej nie miłość, ale przywiązanie do własności.
Gruszo, po zdradzie wiele rzeczy robi się z rozpędu, bez przemyślenia. Po zdradzie pierwsza rzecz, o której się myśli, to to, żeby go/ją odzyskać. Jak to się uda, to dopiero wtedy jeszcze raz się ogarnia wszystko, na spokojnie. Wtedy dopiero człowiek zastanawia się nad konsekwencją zdrady, co ona oznacza dla niego. Już na spokojnie, bo to drugie jest już w domu, walka się skończyła. I tu może dojść do największych dylematów.
Gruszo, w tym miejscu pojawia się pytanie, co jest sukcesem? Odpowiedź zawiera się w tym, jak wyobrażamy sobie związek. I dla każdego będzie to indywidualna odpowiedź, w zależności kto czego doświadczył i jakie relacje z drugim człowiekiem jest w stanie sobie wyobrazić.
Cytat
Dopóki nie zdradzi drugi raz Ris nigdy nie bedzie wiedział co zrobić i zawsze będzie miał rozterki
Gruszo, dotknęłaś ważnej rzeczy. To był dla mnie najważniejszy powód odejścia. To, że musiałbym wiecznie się zastanawiać, dlaczego ze mną jest. Myślałem nad tym wiele godzin i za każdym razem wychodziło mi, że nie da rady. Każda inna, nieznana osoba, będzie bardziej godna zaufania, niż ta, która mnie zdradziła. Bo zaufanie daje się raz.
bob-bob napisał/a:
Każda inna, nieznana osoba, będzie bardziej godna zaufania, niż ta, która mnie zdradziła. Bo zaufanie daje się raz.
Zaufanie daje sie raz........
I u mnie własnie z tym zaufaniem jest najgorszy problem. ja nie tylko nie wyobrażam sobie zebym mogła zaufać ponownie meżowi (zakładająć ze on by naprawdę tego chciał), ale również nie wiem czy dałalbym rade zaufac komukolwiek........
Ogólnie straciłam zaufanie do ludzi....i myslę, że z tego względu, że zawiódł mnie mąż ale zawiedli tez znajomi, kórzy wiedzieli o wszystkim, ale nikt nie powiedział mi nawet słówka o tym co wyczynia mój ślubny.
Ja nie wiem czy można się nauczyć ufać od nowa?
Bob jeśli myślisz że wiszę przy mężu na ramieniu i pytam "czy ty mnie jeszcze kochasz?" to wybacz ale nie trafiłeś to są puste nie znaczące słowa dla mnie liczą się dowody namacalne (nie łózko)
Widzę że nisko mnie cenisz
Gruszo, wg mnie nie można pracować nad uczuciem. Ono jest albo nie. Owszem, w przypadku części kobiet, które emocje utożsamiają bardzo ze swoim wnętrzem, można taką kobietę rozkochać. Robi się to przez świadczenie przez faceta działań smiley w kierunku tej kobiety, przywiązując ją do tych działań i towarzyszących emocji. Potem wystarczy tylko krok w tył, kobieta ma coś stracić i ... ona czuje, że kocha tego facet
Czy dobrze rozumiem -przywiązałam się do niego? a Ciekawa jestem jaką teorię wymyślisz jak kobieta nie ma NIC DO STRACENIA no chyba że jest dobry w łóżku
Ale to chyba też na krótką metę bez uczucia -może pracuje od rana do nocy i idzie jakoś wyrzymać?
Miłość mężczyzny jest inna, on kocha kobietę za to, jak ona na niego reaguje, jak wpasowuje się w świat wyobrażony przez mężczyznę, jak jest zgodna z tym wyobrażeniem. Owszem, może też być relacja z kobietą na zasadzie własności, ale to raczej nie miłość, ale przywiązanie do własności
Bob wybacz ale nie potrafię być na każde skinienie palca mego mężczyzny już nie To on albo chce ze mną być albo nie Bo czego Ja chcę to wiem
Gruszo, po zdradzie wiele rzeczy robi się z rozpędu, bez przemyślenia. Po zdradzie pierwsza rzecz, o której się myśli, to to, żeby go/ją odzyskać.
Guzik prawda po zdradzie chce go sie zwyczajnie udusić to potem gdy się ogarnie to wszystko po raz drugi to przychodzą wątpliwości dać szansę czy nie?
Gruszo, w tym miejscu pojawia się pytanie, co jest sukcesem? Odpowiedź zawiera się w tym, jak wyobrażamy sobie związek. I dla każdego będzie to indywidualna odpowiedź, w zależności kto czego doświadczył i jakie relacje z drugim człowiekiem jest w stanie sobie wyobrazić.
I tu się z tobą zgadzam
Bo zaufanie daje się raz.
Bob bo ty masz taką zasadę przyjętą po zawiedzionych sytuacjach jakie Cię spotkały i dlatego rozumiem dlaczego nie dajesz szansy.Już dosyć wycierpiałem już dosyć mnie zraniono .
Tylko że miłość jest ślepa i jeśli kogoś sie kocha to i tak przyciąga jak magnes i to zupełnie bezinteresowne .
Pa Grusza
Gruszo, mam dość wyjaśniania, że nie piszę o Tobie. Jak napiszę, że za oknem leci samolot w odpowiedzi na Twój post, to nie znaczy, że chcę przekazać, że to Ty tam siedzisz. Zaprawdę, niektóre ścieżki kobiecego umysłu są dla mnie istną zagadką.
Proponuję czytaj moje słowa takie, jakie są i nie szukaj w nich drugiego dna, bo ja go tam nie umieszczam.
Please, please, please.
Z nadzieją, please.
Cytat
Bob bo ty masz taką zasadę przyjętą po zawiedzionych sytuacjach jakie Cię spotkały i dlatego rozumiem dlaczego nie dajesz szansy.Już dosyć wycierpiałem już dosyć mnie zraniono .
Gruszo, napiszę, wielką literą: NIE JESTEM KOBIETĄ. Co oznacza, że mam możność NIE KIEROWANIA SIĘ EMOCJAMI.
Gruszo, odszedłem bo LOGIKA po godzinach zastanawiania dała mi WNIOSEK, że nie jestem w stanie odbudować zaufania. A dla mnie związek JEST KONSEKWENCJĄ zaufania. Nie ufam, więc nie ma związku.
Emocje są dla mnie EFEKTEM PRZEJŚCIOWYM, po kilku tygodniach faktycznie PRZESZŁY. Nie mogą być dla mnie WYZNACZNIKIEM ŻYCIA. Wyznacznikiem jest mój ROZUM.
Żeby ponownie zaufać,potrzeba sporo czasu i sprzyjających okoliczności.
A i tak-przynajmniej dla mnie, zawsze zostanie jakis niewielki procent niepewności....
To jest ciekawa rzecz, mi się wydaje, patrząc po sobie i kilku historiach, że facet jeśli zostanie zdradzony, to nie zaufa tej konkretnej kobiecie. Z każdą kolejną nie będzie problemu.
Natomiast u kobiety ta strata zaufania ma charakter globalny. Nie ufa się facetom.
Zupełnie jakby to zaufanie facet miał przyłożone do tej konkretnej kobiety, kobieta zaś głównie do siebie samej.
Kuczka, to nie jest tak jak mówisz...Miłość w tym wszystkim jest dla mnie czymś transcendentalnym, czymś co jest po nad tym wszystkim. Jest czymś jasnym i prostym. Bez miłości nawet bym tej swojej pracy nie zaczął. Gdyby nie było miłości - spakował bym się, powiedział "cześć",czy "żegnam", było by bardzo łatwo. Bo co by mnie wtedy przy niej miało trzymać? Obowiązek? Przyzwyczajenie? Droga Kuczko, nie zawsze trzeba pisać o miłości wprost, ale ona jest... Po za tym nie zawsze też udaje się dokładnie przelać wszystkie swoje myśli w słowa. I tyle...
Rise miłość jest dla Ciebie miłość jest oczywista ble ble potem praca jaką wykonałeś ... Miłość jest z Twojej strony, ale czy jest również z jej strony? Czy ona kocha Ciebie tak jak byś tego pragnął tak jakby miał się nie skończyć świat?
Może się mylę, może się nie znam, dla mnie nie śpisz, bo po prostu jesteś do bólu zasmucony,nie ogarniasz tego co zrobiłeś/ liście niby w imię miłości, a wcale nie jest tak jak miało być jakie były plany... no cóż smutkiem jakimś wieje z Twojego postu... mimo miłości bezwarunkowej i td... po zdradzie nic nie jest takie jak normalnie. Być może masz inne jeszcze rozterki, o których się nie pisze....chciałabym być w błędzie...
i chciałabym żeby było tak jak piszesz...że nie mówisz bo są...tylko czy aby na pewno uczucia są z dwóch stron?
Jak ona ?? Jak to widzisz ?
Bob w pierwszym poście to była moja refleksja na to co napisał Ris i Ja to tak widzę.Ty odniosłeś się do mojego postu który napisałam do wszystkich i do Risa( by dodać mu troszkę otuchy),więc Ja odczytałam to jako powiązanie jednego w odniesieniu do drugiego i nadal nie widzę że to żle odczytałam.potem Ty odpisałes że to się nie tyczyło posta Risa tylko wyłącznie mojego więc Ci odpisałam tylko swoje poglądy tym bardziej że pisałeś Grusza to..... Grusza tamto.... A teraz mi piszesz"Gruszo, mam dość wyjaśniania, że nie piszę o Tobie". No to przepraszam a o kim i do kogo-nie ma tutaj innej Gruszy
Proponuję czytaj moje słowa takie, jakie są i nie szukaj w nich drugiego dna, bo ja go tam nie umieszczam.
Bob nie szukam u Ciebie drugiego dna takie przychodzą refleksje gdy czytam twoje posty -kłamać nie będę na pewno byś tego nie chciał.
I uważam że właśnie kierujesz sie emocjami bo dopisałeś drugą część posta po przemyśleniu i to są fakty a nie moje emocje.
I drąże ten temat u Ciebie bo cały czas sugerujesz wszystkim (zresztą na swoim przykładzie i to jest zrozumiałe dla mnie)że powroty i wybaczenie to pomyłka z pewnością w większości przypadków masz rację ale są pary które przetrwały burzę i dożyli starości razem dlatego kiedyś Ci napisałam że to nie Moda na Sukces.
I nie wszystkie kobiety to głupie idiotki i też mają rozum którym się posługują
Miałam tego nie pisać ale zaryzykuję .
Bob nie potrafisz odbudować zaufania z ta samą osoba i Twoja połowa również dlatego się odnaleźliście i to Was połączyło ale czy to wystarczy by stworzyć udany związek na długie lata?
Pa Grusza
rise ilu ludzi, tyle interpretacji Ja np. w przeciwieństwie do kuczki nie wiedzę w twoim poście smutku, braku miłości i rozczarowania. Wręcz przeciwnie, miłość w walce o utrzymanie małżeństwa po zawirowaniu jest tak oczywista, że pisanie o niej byłoby truizmem. Wydaje mi się też, że my zdradzeni, nie unieślibyśmy tego ciężaru życia ze świadomością zdrady, gdyby nie pewność, że się jest kochanym.
Nie kipi może z twego listu radością, ale to dlatego, że jesteś jak alpinista, który zdobywa wysoki szczyt i jest po prostu zmęczony, szczęśliwy, ale zmęczony. Nie jest na dodatek pewny, czy to już sam jego wierzchołek, czy może troszkę trzeba sie jeszcze powspinać. Najważniejsze jest jednak to co napisałeś, że gdybyś miał jeszcze raz podjąć decyzję, to również wyruszyłbyś w tą ciężką drogę.
Tylko ludzie bardzo sobie bliscy moga razem płakać z takich powodów o jakich piszesz.
Grusza rzeczywiście chyba niewiele jest tu osób, które otwarcie by mówiły, że warto próbować, że warto wybaczać, że na odejście zawsze jest czas, że błądzenie jest ludzką rzeczą, że nikt nie jest doskonały i pewnie mi nie uwierzą, gdy napiszę, że po powtórnym zdobyciu tej góry widok z niej może być nawet ładniejszy niż przedtem, choć przecież inny
A może człowiek przyjmuje z gruntu błędne założenie spodziewając się stałości we wszechświecie, w którym wszystko ze swej natury podlega ruchowi. Od atomu po planety. Wszystko płynie, a my krzyczymy: chwilo trwaj wiecznie. Czy nie jest błędem mniemanie, że to co zdobyliśmy posiadamy na zawsze. Nie mamy mocy zatrzymania czasu i płynącej rzeki. Tym bardziej nie zatrzymamy ruchu myśli, zmienności pragnień, narastania tęsknot. Jeżeli w życiowej wędrówce nie dotrzymamy kroku partnerowi, jeżeli zbyt długi będzie nasz odpoczynek, jeśli za bardzo zboczymy z drogi, możemy już nigdy nie dogonić się i nigdy nie odnaleźć. Solo ma własne tempo i własną melodię. W duecie o harmonii decydują czyste tony i synchronizacja. A więc nie fałszować, ale też dbać o metrum należy. Dobranoc.