Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Pewnie najlepiej będzie zacząć wszystko od początku... Dziś moja żona i ja mamy po 31 lat. Poznaliśmy się 12 lat temu, ślub wzięliśmy po 6 latach znajomości. Kochaliśmy się ogromnie, zawsze myślałem, że takiej miłości nie przeżył nikt z mojego środowiska, które znam. Że nasza miłość i nasz związek są takie wyjątkowe, to pewnie typowe przeświadczenie, które zauważają chyba wszystkie osoby, które zostały dotknięte zdradą. Moja żona zawsze była osobą o niskim poczuciu własnej wartości, na co wpływ mieli jej rodzice i ich postawa życiowa zawsze ugniatająca moją żonę jako człowieka. Naszym wielkim marzeniem było zawsze wyciągnięcie jej przeze mnie z tego bagna czyli jej domu i w 2006 roku udało się. Wzięliśmy ślub. Po 2 latach urodziła się nam córeczka. W związku z bardzo negatywnymi emocjami, zerwaliśmy całkowicie kontakty z rodzicami żony, ponieważ ona sama tego chciała. Od tego momentu zaczęła się jej sypać psychika coraz bardziej. Zaczęła chodzić do psychiatry po leki. Wyobrażenia o słabej dziewczynie przeistaczającej się w silną osobę przy mnie pryskały z każdym dniem jak bańka mydlana. Moja żona nie była w stanie pokonać lęków, które nią coraz bardziej targały. A ja na sobie mając ciężar utrzymania całej rodziny (żona po dzień dzisiejszy od 5 lat nie pracuje) nie byłem w stanie przyjmować kolejnych problemów związanych z jej przeżyciami, poddawałem się mówiąc, że mnie to przerasta. Trwało to ponad 2 lata, od momentu trafienia żony do psychiatry (2009 rok). Tak nadszedł styczeń roku 2011.
W tym miesiącu żona wybrała się na terapię grupową, albowiem wcześniej podejmowane terapie indywidualne nie dawały żadnych rezultatów (terapeuci nie odpowiadali mojej żonie w prowadzeniu zajęć). Na terapii grupowej już na pierwszym spotkaniu poznała człowieka, 27 lat starszego od nas, mającego 58 lat. Jak mówi, od pierwszego wejrzenia spodobali się sobie, on w nią się wgapiał, ona pewnie też i w niego. Człowiek ten skończył terapię po 4 spotkaniach i odchodząc zostawił swój numer telefonu dla każdego, kto chciałby mieć z nim kontakt. Oczywiście moja żona ten numer zapisała... Po 2 tygodniach napisała niewinnego smsa, potem on jej wysłał smsa z życzeniami na Dzień Kobiet... Jak to dziś żona przyznaje, przez parę miesięcy o nim myślała i zapomniała w końcu. W międzyczasie nasz związek się walił, ja pracowałem na 2 etatach + prowadziłem firmę, żeby rodzinę utrzymać i dać jej maksymalnie najlepsze warunki bytowe. Przerastało mnie wchodzenie jeszcze w problemy żony, która tylko tym żyła siedząc w domu i opiekując się dzieckiem. Nadszedł grudzień 2011 roku, kochaliśmy się i wypadło na okres płodny. Z racji, że nie byłem przygotowany na drugie dziecko i przerażało mnie, że dalej mam tak tyrać jak wół z dwoma dzieciakami na karku powiedziałem żonie, żeby wzięła tabletki wczesnoporonne po stosunku. Nie zrobiła tego i stwierdziła, że wtedy wszystko w niej pękło, mimo, że symptomy do chęci zdrady widzę dziś, że były wcześniej, chociażby przypominam sobie naszą rozmowę z października 2011 roku, kiedy mówiła, że tak dalej być nie może, bo popchnie to któregoś z nas do zdrady (oczywiście mając w domyśle siebie, czego ja jeszcze wtedy w ogóle nie widziałem, bo wierzyłem w jej wierność...).
Nastąpił nowy rok, 2012. Żona sama zapoczątkowała kontakt z tamtym mężczyzną. Wpierw smsy, potem maile... Początkowo niczego się nie domyślałem, dalej tyrałem, żebyśmy mogli 3 krotnie wylecieć do Włoch na parodniowe rozluźnienia. Po pracy na etacie jak zawsze wracałem z wywieszonym jęzorem do rodziny, do córeczki, do żony. Uwielbiałem spędzać z rodziną czas, mimo że między nami się nie układało. W domu spędzałem te 6 godzin dziennie, oprócz nocy i pracy oczywiście. W każdym razie jeszcze nie dało się wyczuć niczego, bo ja też nic nie podejrzewałem, dałbym sobie za wierność żony uciąć rękę. W okolicach kwietnia, maja zacząłem czuć całkowitą niechęć żony do mnie, do współżycia, w ogóle nie było dotyku, na moje słowa kocham cię, nic nie odpowiadała, na rocznicę ślubu jak dostała piękne kwiaty powiedziała tylko, że jest zaskoczona, mimo, że na jej zachcianki wydawałem naprawdę kupę kasy do tej pory. Ale były też sytuacje, w których świetnie zachowywała pozory, jak choćby łapanie mnie za rękę na spacerach, żebym mnie uśpić i moją czujność. A ja nawet nie zauważałem tego, że ona ma 3 komórki, po prostu nie zwracałem na to uwagi, jaką komórkę ładuje, bo wiedziałem tylko o jednej, więc nie miałem potrzeby sprawdzania jaki to model.
Nastąpił czerwiec 2012 roku. Dokładnie 3 czerwca. Córeczka powiedziała mi, że razem z mamą i wujkiem Januszem jedli ciastko na rynku w naszym mieście. Słowa wujek Janusz spowodowało u mnie paraliż. Jaki wujek? O czym mowa? Kto to w ogóle jest? Żonie powiedziałem, stwierdziła, że to taki znajomy z terapii i że nasza córeczka przesadza. Nie odpuściłem. Znalazłem paragon, na którym była kwota doładowania 10 zł na smsy. Spytałem, po co jej dodatkowe doładowanie, skoro ma telefon na abonament. Powiedziała, że to pozwoli jej pomniejszyć kwoty płatności. Ufałem jej do tego stopnia, że jak przelewała z mojego konta na swoje 300 zł, to wierzyłem, że to na jej potrzeby, tymczasem to szło w całości na płacenie rachunków za telefon. Nie sprawdzałem jej, zawsze miałem do niej 100 % zaufanie. Całkowite. W każdym razie w zeznaniach o tym doładowaniu za 10 zł zaczęła się gubić i stwierdziła, że smsuje z 2 kobietami z terapii i 1 kolegą, Januszem właśnie. Oczywiście do niczego się nie przyznała, komórki pokazać nie chciała, więc już wiedziałem, że coś jest nie tak. Wieczorem sprawdziłem jej pocztę, znalazłem maila od niej do niego. To było jak grom z jasnego nieba. Po prostu makabra. Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego i tylko śmierć może być gorszym uczuciem.
Zacząłem wypytywać, zaczęła mówić, choć bardzo niechętnie. Romans trwał pół roku. Współżyli od 2 miesięcy. Bez żadnych zabezpieczeń. Chciała z nim mieć dziecko. Chciała odejść od nas, pisała mu to w smsach i mailach, które widziałem. Wraz z dniem, kiedy się o tym dowiedziałem, myślałem, że posypie głowę popiołem i zacznie przepraszać. Nic bardziej mylnego. Mówiła, że do mnie nic nie czuje, a tamtego starego 58 letniego dziada kocha. W takim stanie niepewności utrzymywała mnie przez 2 tygodnie. Potem wraz z każdym dniem odkrywałem nowe dowody jej dalszych kłamstw, a to, że zachowała jego listy i wiersze (dziad jest emerytowanym nauczycielem języka polskiego, więc władać językiem polskim potrafi doskonale, ma też żonę i córkę prawie w naszym wieku, żeby była sprawa jasna), a to, że ciągle z nim wymieniała się smsami, już rzadziej, ale nadal to było, a to że ciągle się spotykali, a on na nią czekał pod przedszkolem, gdzie żona odbierała naszą córeczkę, a to, że ją chciał zawieźć do lekarza swoim autem i ona oczywiście do tego auta wsiadła, ale odkryłem to, że nie jedzie pociągiem, tylko autem po charakterystycznych szumach aut w trakcie rozmowy, gdy zadzwoniłem. Odkryłem nawet to, że w dzień naszej świętej daty, naszego ślubu, która zarazem jest datą naszej pierwszej randki pieprzyła się z nim i wieczorem ze mną. Żona cały czas mówiła, że ciężko jej, że chciałaby mieć z nim kontakt itp. Od około 24 czerwca zmieniła zdanie diametralnie. Postawiłem ją przed faktem, że chcę, by odeszła ode mnie. To spowodowało, że zmiękła w swoim postępowaniu. Jednak ja dalej czuję u niej brak miłości, wiem jak potrafi kochać, dalej czuję to, że zdeptała szacunek do mnie, zdeptała nasze uczucie, co sama mi przyznaje. Bardzo dużo rozmawiamy. O zdradzie wiem wszystko, nawet to, że w czasie stosunków mówiła mu kocham cię, a mi tego nigdy nie mówiła, mimo że bardzo tego chciałem. Wiem, że przeszła z nim chrzest bojowy 3 razy w aucie, bo my auta nigdy nie mieliśmy, bo nie mamy takiej potrzeby. Robili to najczęściej niestety w naszym domu, na naszym łóżku, gdzie powstała nasza córeczka. Jak wcześniej wspomniałem, żona nie pracuje, więc najlepszą opcją był przyjazd do domu, za darmo, nie trzeba hotelu opłacać, a u dziada w domu przecież była jego emerytowana żona. Córka szła do przedszkola, a żona miała rozmowę, której potrzebowała i gorący seks z rozbieraniem w przedpokoju, o tym też wiem, bo wszystko mi opowiedziała.
Na chwilę obecną zapisaliśmy się na terapię małżeńską. Żona mówi, że ją przytłacza, że ja cały czas chcę o tym rozmawiać. Ja straciłem ochotę do czegokolwiek, cały mój świat się zawalił. Zadne moje dotychczasowe zainteresowania nie mają znaczenia. Cały czas mówię jej, że ją kocham, ona mówi mi teraz to samo, twierdzi, że tamto przestało mieć dla niej znaczenie, nie istnieje. Nie wierzę jej, nie ufam za grosz. Kłamała mnie nawet po chwili, gdy dowiedziałem się o zdradzie i dopiero moje ciągłe odkrywanie jej kłamstw spowodowało, że poczuła się w sytuacji bez wyjścia. Tamten dziad oczywiście nie chciał odpuścić, pisał smsy, ale żona pisała, że ma dać spokój. Poczuł młode ciałko, za które w jego wieku się płaci chodząc do burdelu. Szlag mnie trafia, jak o tym myślę, bo moja wybranka jest ładną i atrakcyjną kobietą. Żona twierdzi, że się kochali, że łączyło ich coś bardzo intymnego. Tym trudniejsza jest to zdrada. To nie był zwykły seks, żona o tym otwarcie mówi. To było coś więcej. Zdrada emocjonalna, duchowa, uczuciowa, która spowodowała, że żona z premedytacją zniszczyła całe uczucie do mnie, ja czuję, że go nie ma, bo gdy płaczę, popadam w stany ataków lękowych, u niej nie ma reakcji z miłości czyli przytulenia, pocałunku, powiedzenia kocham cię. Mimo, że podjęła decyzję o pozostaniu przy mnie i z rodziną, mam wrażenie, że to nie jest decyzja, jaką tak naprawdę chciała podjąć. Zresztą jakiś czas temu też tak mówiła, że gdy ta decyzję podjęła, to nie była do niej przekonana.
Czuję się za stworzenie pretekstu do tej zdrady współwinny i nie obwiniam tym tylko żony. Mój brak czasu, brak rozmowy i zrozumienia żony spowodował, że poszła gdzie indziej. Jednak to, co zrobiła z naszą miłością w trakcie tego związku z tym staruchem spowodowało, że obawiam się, czy da się to jeszcze w ogóle uratować, posklejać. Ona perfidnie to uczucie do mnie niszczyła, chciała porzucić nawet naszą córeczkę, z którą przecież od 4 lat przebywa cały czas, bo ja pracuję na dom. Nie potrafię tego zrozumieć, jak można być tak wyzbytym do cna uczucia macierzyństwa. Chciała odejść do starego dziadygi i zostawić mnie z 4 letnią córką. I to jeszcze miało miejsce miesiąc temu.
Nie umiem funkcjonować. Zawalił się mój cały system wartości, moja wielka miłość upadła. Wyobrażenie o pięknym życiu zostało starte na pył. Miałem i miewam myśli samobójcze, tylko córeczka, którą kocham na śmierć i życie mnie tu jeszcze w ogóle trzyma na tym świecie. Ale jako człowiek przestałem istnieć.
To jakaś plaga... współczuje Ci witaj w klubie.
popatrz na dzisiejsza historię opisaną przez mikołajaka ; http://www.zdradzeni.info/forum/viewt...ad_id=1662
zachowania Twoje zony jest podobne jak Jego - nie widzą swoje winy, nie powiedziały przepraszam..
Komentarze, porady są właściwe identyczne dla Ciebie.
Nie odrobiłeś lekcji, nie zerwałeś emocji zony...
Spisz dalej na tym łóżku ? ....brrr
Nie wywaliłeś go przez okno , nie wysłałeś na pamiątkę do gacha ?
Spakuj tą niby żonę i wyślij do Gacha, Przywieź na spotkanie jego żonę niech opowie w cztery oczy co jej zrobiła. Poznaj jego córkę - Waszą rówiesniczkę, niech jej powiedzą prawdę.
Teraz to żona żyje wspomnieniami o pięknej miłości... A może dalej ją kontynuuje.
A potem wyjedz na tydzień żeby w samotności przemyśleć co chcesz robić dalej. Nigdy nie zapomnisz jej zdrady, zawsze dotykając ją będziesz miał chwilę że zobaczysz ją z nim.. Może kiedyś wybaczysz ale nie zapomnisz.
Działaj.
W tej chili nie zrobiłeś nic z żoną.
To że Ty się starasz, działasz... dla zony to zbędne.
Nawet nie chce rozmawiać o tym gnoju którego narobiła.
Ty nie jesteś winny jej zdrady. Za zdradę tylko ona jest odpowiedzialna.
Czytałem tą historię mikołajaka - mówiąc szczerze - na jego miejscu nie zastanawiałbym się dwa razy. Zaraz po ślubie, bez dziecka. Nie mam złudzeń, że ta kobieta go zniszczy jeśli z nią zostanie i będzie całe życie czuł się zerem na własne życzenie.
W moim przypadku nie jest wszystko takie oczywiste - moja żona przepraszała, mówi dziś o tym jako o błędzie, mówi otwarcie, że w życiu drugi raz by tak nie postąpiła, że to był błąd, że to było zło, że gdyby mogła cofnąć czas, nie zrobiłaby tego drugi raz na pewno.
Emocje żony - myślę, że właśnie nad tym od ponad miesiąca intensywnie pracujemy, chcę wejśc w jej duszę, poznać ją ze strony, z której nie znałem. Zawsze była cichą, zakompleksioną, ale ładną i atrakcyjną osobą - nie zdającą sobie z tego sprawy. Teraz zaczynamy rozmawiać, ja zaczynam dostrzegać jej problemy, jej bóle, moje reakcje wobec niej są inne, nie odpychające, tak jak to było dotychczas. ale cały czas na szkle jest ta pieprzona rysa, nie umiem spojrzeć na moją żonę nie widząc tej gównianej rysy.
Żona też działa w jakiś sposób - zmieniła numer telefonu, zmieniła pocztę mailową, nie chce nawet odbierać czegokolwiek od tego dziada. Ale ten dziad ma kupę czasu, bo jest na emeryturze, może pół dnia czekać przy ulicy, aż ona gdzies pójdzie. I wtedy boję się, że ona znów okaże się za miękka.
Kochamy się, seks jaki uprawiamy jest wspaniały, choć za każdym razem myślę czy było jej z nim lepiej. Ona twierdzi, że było inaczej, choć w mailach pisała mu, że nigdy nie było jej tak dobrze - a więc jest ewidentne porównanie, że ze mna tak dobrze nie było... Myśl o tym, że robiła to z nim i mówiła mu w trakcie seksu kocham cię niszczy mi wszystko, po prostu powoduje mój rozpad psychiczny.
Kiedyś tez nie wierzyłam, że ten odbierający dech w piersiach i chęć do życia wszechogarniający ból minie.
Trzymałam sie jednej myśli, o której tu wszyscy pisali - banalnej - czas leczy rany.
Daj sobie czas, Twój ból minie, nie wiem czy całkowicie, ale na tyle, zę będziesz jeszcze normalnie żył.
Po prostu poddaj sie narazie życiu ( nie czytaj - poddaj sie zonie, jej określ granice, musi wiedzieć na co sie nie godzisz i nie pozwalasz) i nie podejmuj póki co żadnych decyzji.
Uwierz w to że za kilka tygodni, może miesięcy ochłoniesz nieco i wtedy będzie czas na dokonywanie wyborów, na układanie wszystkiego.
Jedno co mi sie nasunęło, czytając Twoja historie.
Nie przeceniaj tak tych słów zony o miłości do tamtego.
Moze byc tak, ze w Tobie odnalazła miłość do mężczyzny, w tamtym - biorąc pod uwagę sytuację w domu rodzinnym, brak oparcia, ciepła i miłości rodziców - odnajduje to czego od nich nie dostała i co jej ciąży w całym dorosłym życiu.
Tylko że Ona teraz nie ma umiejętności odróżniania tego.
Anula - to, co mówisz jest prawdą. Moja żona w dziadydze widziała swojego ojca, od którego nigdy nie zaznała miłości, a który jest w wieku dziada. Tyle, że potem to już nie był zwykły przyjacielski układ. Żona mówiła, że tak się zakochała, że po miesiącu była w stanie mu już mówić kocham cię.
Mam wrażenie, że ona traktuje życie cały czas jak bajkę - byle było jej dobrze i bez złych uczuć, emocji. Jak jej mówię, że chyba nie zna znaczenia słowa kocham cię, skoro mówiła tak temu dziadydze budując związek z nim oparty na samym kłamstwie, to się oburza i mówi, że mnie kocha mimo wszystko.
Wolałbym, żeby powiedziała "odchodzę od ciebie" - byłoby mi to łatwiej przejść. A tak - widzę jej chęci pozostania, ale ja już na nią nigdy nie spojrzę jak na kobietę tylko moją. Żeby dodać dramatyzmu tej historii - ja byłem dla mojej żony pierwszym i do czasu dziadygi jedynym mężczyzną, a ona była dla mnie pierwszą i do dziś jedyną kobietą.
Czuję się zgnojony, upodlony, obdarty z godności. Całkowite, chodzące po ulicach zero, z kompleksami większymi niż Mount Everest.
Tak piszesz dużo o aspekcie fizycznym.
Naprawdę myślisz, że sex 31-latki z 60 latkiem był taki super?
Nie Ty masz sie czuć obdarty z godności, nigdy tak nie mów, i za wszelka cenę zmień myślenie.
Nie masz żadnych podstaw by czuć sie gorszym od tamtego, żadnych. Jesteś młody, energiczny, z pewnością lepiej od niego wyglądasz i jestes bez porównania lepszy w łóżku.
Twoja zona zdradziła Cię, bo ma ewidentnie emocjonalne, a to ma sie nijak do Twojej samooceny.
Tobie w tej chwili brakuje pewności siebie, musisz uwierzyć w to, ze jesteś lepszy. I nie dlatego, że ja tak piszę, a przecież Cie nie znam. Dlatego, ze tak jest.
Bo jesteś lepszy - nie tylko fizycznie , ale i mentalnie. Gdyby go tak kochała miłością, o której tak mówi, to co jeszcze robi przy Tobie?
Dlaczego Cie nie zostawi?
Proste, bo nie zamieni Ciebie - fajnego faceta, a jak mówisz jakiegoś "dziadygę".
Moim zdaniem znalazła w nim ojca, którego nie miała, a nie mężczyznę, a przy okazji skorzystała z inności, nie lepszości.
Post doklejony:
Problemem nie jest to-czy Ona Ciebie chce, to oczywiste że chce, problemem jest to czy Ona wciąż Cie kocha, a jeśli tak -to czy Ty będziesz w stanie z nia byc.
A do tego potrzebny jest wam czas, o którym wcześniej pisałam
No właśnie, tak jak napisałaś. Potrzeba nam czasu. Mam jednak wrażenie, że on pracuje na naszą niekorzyść. Bardziej moją, bo w każdy dzień widzę to wszystko z taką samą siłą. Zamiast blednąć, trzyma się to ostro mojej psychiki, mimo, że chodzimy na terapię, rozmawiamy, kochamy się.
Sfera seksu - nie wiem, co gośc musiałby robić, żeby mi dorównać. Za każdym razem czuję, jak żona dochodzi do kilkukrotnych orgazmów, a z nim mówiła, że nie miała ani razu, bo ich seks polegał na szybkiej akcji przy wychodzeniu już z domu, bo wcześniej cały czas rozmawiali...
Tyle, że słysząc od niej - "było mi z nim dobrze" (w sensie seksualnym, mimo że to trwało zawsze moment) szlag mnie trafia, otwiera mi się nóż w kieszeni i mam ochotę dosłownie mu wyrwać serce.
O tej miłości tez jej mówiłem - skoro mu tak mówiłaś, że go kochasz, nawet w czasie seksu, czemu jesteś ze mną? Czemu nie odeszłaś? Słowo kocham oznacza, TYLKO TY PONAD WSZYSTKO. Uświadamiałem jej to - chyba doszła do tego też i sama po naszych niezliczonych rozmowach.
Tyle, że wiesz - to boli jak cholera. Uświadamianie żony, która dotychczas kochała, była wierna. Mówienie jej jak dziecku, otwieranie oczu. Kompletny brak odpowiedzialności i egoizm ponad wszystko, nawet ponad dziecko.
Długo żona ci nie wynagrodzi tego co zrobiła.
Nieźle popłynęła.
Tłumaczysz wszystko logiką. Ten gość zagrał jej na uczuciach, bo sama tego chciała. Reszta już się za bardzo nie da wytłumaczyć, bo wiele spraw będziesz miał nielogicznych lub bez odpowiedzi.
Poszła w stworzoną przez siebie bajkę. Teraz dopiero bedzie powoli dochodzić do niej co narobiła.
Zamknij sprawę z tym gościem ! a potem trochę odczekaj.
Dlaczego nie zajeliście się tym polonistą ???
Dla mnie to lepszy cwaniaczek.
Ja bym się trochę nim zajął, żeby miał po co znów na terapię chodzić.
Pomyśl o spotkaniu swojej żony z jego córką i żoną lub sam się spotkaj i powiedz jak wam życie gnida zniszczyła, co robili itd....On teraz jest bezkarny i wciąż próbuje jak ten piesek wskoczyć na suczkę.
Przegoń go.
Post doklejony:
Jeszcze raz przeczytaj post Nicka.
Wiem, też o tym myślę bardzo poważnie. Bo gość czuje się ewidentnie bezkarny, mojej żonie bajki pisze, że jego żona wie, że chodzą na terapię (buahaha!), a ma czelność podjeżdżać autem i wyczekiwać na moją żonę. Która kobieta będąca jak jego żona na emeryturze (a więc mająca spooooro czasu) dowiadując się o zdradzie puszczałaby męża na dalsze kilkugodzinne wyjazdy z równie głupawymi wytłumaczeniami, jak wcześniej w czasie zdrady? Ze nie wspomnę o temacie, że gość twierdzi, że żona wie, że chodzą na terapię i podjeżdża autem, żeby dalej jątrzyć i kusić - terapia w takim razie musi być z bardzo szczerymi intencjami z jego strony... To oczywiście pełny sarkazm.
>>>że on pracuje na naszą niekorzyść.<<<
Na początek. Szeroko pojęta przemoc fizyczna w stosunku do dziada. (cholera. niedługo już bym sam takim będę). Wpie.r.d.ol za każdy wykryty kontakt. Tak by bał się wschodzącego słońca.
>>>Naprawdę myślisz, że sex 31-latki z 60 latkiem był taki super?<<<
Niestety Anula. Faceci w pewnym wieku mogą zdecydowanie dłużej. Już czterdziestolatek nad trzydziestolatkiem ma zdecydowaną przewagę w tej kwestii. Nie jest to zależne od nas. Facetów. Ale dla młodszych par > gdzie wmiesza się 40+ jest naprawdę niewesoło.. W sytuacji Plemplema > wychrzaniłbym na zbity pysk. Ja wiem, ja wiem. głosy. Tylko wyobraź sobie Plem, że jak twoja obecna jeszcze (mam nadzieję) żona > będzie w szczycie > on najwyżej będzie mógł zagrać z nią w bierki. Więc puść ją i ukłądaj sobie życie. Te kilka lat strzeli jak z bicza. Przynajmniej bym miał satysfakcję z pakowania jej.
Już nie analizuj co on tam mówi, bo jest odwrotnie.
Zajmij sie na poważnie lovelasem. Odetnij żonkę od alergenu, bo choruje.
Twój oddech na plecach gość też musi poczuć. To on jest intruzem. Ciebie twój stan usprawiedliwia, jego nie.
Milord - nie znam Cię, ale przemawia przez Ciebie straszny jad. Musiałeś chyba zostać skrzywdzony jeszcze bardziej niż ja.
To nie jest rozwiązanie - puścić to wszystko ot tak. Ja tą kobietę naprawdę kocham. Dlatego właśnie to tak boli. Gdybym nie kochał, zwisałoby mi to. Ale kocham, płaczę, cierpię. I ona też - też wreszcie zaczyna płakać, mówi przepraszam, żałuje. Rozwiązaniem sytuacji ma być puszczenie jej z torbami w momencie, gdy zdecydowaliśmy się ratować nasz związek? Ratować nas jako ludzi, naszej psychiki? To ma być rozwiązanie? A nie będzie to przypadkiem brnięcie w jeszcze większe gówno? Nie da się tego teraz wyrokować.
Dla mnie to nie rozwiązanie poddawać się bez walki. Jestem facet w dosłownym znaczeniu - wyższość rywala - w tym przypadku bólu, kłamstwa, zdrady - uznam tylko po ciężkiej walce. Jeśli przegram, powiem sobie że zrobiłem wszystko, żeby przywrócić nas do pionu, że dałem z siebie wszystko, by ta miłość przetrwała - była inna, ale mądrzejsza, więcej widziała, była dojrzalsza, że zrobiłem wszystko, by naszej wspaniałej córce nie s**** życia zanim jeszcze uzyskała świadomość tego, że żyje na tym świecie.
A co do przemocy fizycznej - uwierz mi, że z takim człowiekiem jak ja mało kto wychodzi do walki wręcz. Wiem, że jedno pacnięcie i tego dziada, by nie było na tym świecie, więc nie chcę niszczyć swojego życia przede wszystkim. Mam dla kogo żyć, a nie ciągać się po sądach.
Post doklejony:
Yorik - ale co masz na myśli poczuć oddech - w sensie działania z jego rodziną - córką, żoną, by się dowiedziały? Fizycznie przecież jak tego kolesia zobaczę to jego serce będzie jeszcze biło w mojej ręce, zanim on zorientuje się, że to ja mu to zrobiłem. Fizycznie boję się działać - znam siebie i wiem, że skończyłoby się całkowitą miazgą jego twarzy. Nie wspominając o tym, że jego córka jest prawniczką...
Edytowane przez Plemplem81 dnia 10.07.2012 17:02:30
To go nie pacaj.
A on cie widział kiedykolwiek, wie komu wlazł w rodzinę ?
Post doklejony:
Masz użyć intelektu, a nie siły. Pokaz siły to nie użycie siły.
Post doklejony:
Jeśli jego córka jest prawniczką, to gratis mamusi rozwód przeprowadzi.
Post doklejony:
Możesz zrobić ustawkę. Żona niech się z nim umówi, że ciebie nie ma w domu. Niech sam ci wejdzie do mieszkania. Awanturującego się Złodzieja możesz lekko naklepać w swoim mieszkaniu, niewiedząc co to za jeden. Niech go wtedy córka broni. Wszystko powolutku wtedy wypłynie.
Post doklejony:
Możesz jeszcze iść do tej córki prawniczki o poradę i poprowadzenie sprawy o nękanie twojej żony przez namolnego pacana, który chce wam rozbić rodzinę. Musisz go dobrze scharakteryzować. Oczywiście po opowiedzeniu całej historii, na koniec dane gościa zostawisz jej na kartce i wyjdź. Po takim numerze to i prawnik zgłupieje.
Tak jest, uzyj sily argumentow, a nie argumentu sily.
Po pierwsze - chodzisz na terapie, a przydaloby Ci sie dowiedziec, ze za glownego winowajce zdrady, jak i rozpadu waszego zwiazku.. Twojego zwiazku wlasciwie - uwazasz "tego starego dziadyge". Blad, blad, blad. Winowajca glownym i ostatecznym jest Twoja zona - biedna, zbrukana, piekna.
Chcesz sie wyleczyc, prawda ? Wiec lecz sie od wlasciwej strony. Chcsz ukladac wszystkow glowie po kolei ? Ukladaj wiec WLASCIWIE. Niewazne jest, ze bedzie bolec, jesli ulozysz zone w pamieci pod tytulem 'najgorsza szm**a, przez ktora tyle cierpialem'... TAK MA BYC - to znaczy tak ma lezec w glowie i sie utrwalac. Wywal tez "starego dziada", bo on winny jest tyle, co zdrada swojej wlasnej zony. A ze smial mezatke pukac ? A Twoja zona niby co - ta lepsza, ze wolnego kawalera bzykala ? I kto tu jeszcze o milosci gadal ? Umiej sobie ulozyc, niezaleznie, jak boli: zona - TA ZLA NR 1, jej kochanek (zaden stary dziad) - WINNY ZAMIESZANIA W GLOWIE, NR 2 NA LISCIE. I ja rozumiem, ze nauczyciel polskiego, ze wiersze umie pisac, ladnie gada... sam pewnie nigdy "kocham" do niej nie powiedzial, tylko zaimponowal doswiadczeniem, elokwencja.... STARY SATYR i tyle. Pewnie, ze wiedzac, ze jest mezatka - robil zle. Jeszcze gorzej o nim swiadczy, ze poszedl na terapie i tam "zerwal towara", Ja to wszystko rozumiem, tylko widzisz - kolejnosc jest taka, ze to sa SPRAWY #1 DLA JEGO ZONY, NIE DLA CIEBIE ! Dla Ciebie liczy sie NIEWIERNOSC TWOJEJ ZONY. I to ona jest i bedzie zawsze glownym winowajca, OK ? W te strone musisz myslec, aby ze wszystkim sie moc kiedykolwiek zmierzyc, probowac wybaczyc. Nie wiem, czy sie da w Twoim przypadku - ale miej wszystko poukladane, jak nalezy, nazywaj rzeczy po imieniu, nie przenosc zlosci na kogo innego - to tylko wowczas moze sie udac. Podswiadomosci nie oszukasz, a ona nie da Ci wybaczyc jej, skoro ja przed samym soba wybielasz, wykrecajac sie "starym dziadem". OK ?
Po drugie - daj znac terapeutom od siedmiu bolesci (moze terapeuci z nich sa dobrzy, moze przesadzam, ale organizatorzy z pewnoscia do bani), ze ich ex-klient zrobil cos tak potwornego. CZYLI WLAZL WILKIEM W CZARNEJ OWCZEJ SKORZE POMIEDZY GROMADKE BARANKOW.. rozumiem, ze to byl;y osoby, ktore same zdradzily. Pod zadnym pozorem terapeuci nie moga tego bagatelizowc, bo przeciez w takich grupach sa z pewnoscia osoby, ktore zaluja, ktore chca sie zmienic, chca terapii. I JE TZREBA BRONIC, masz szanse dobrego uczynku.
Po trzecie - corka prawniczka tego pana -lepiej byc nie moze. Poinformuj ja, zdobadz tylko rzeczowe dowody zdrady zony, zebys nie szedl z golymi rekomi do kutej pani adwokat. Wyznanie na dyktafonie moze byc, jakies zdjecia, pamietnik, listy, SMSy.
Po czwarte - ludzie zanim pojda do psychiatry po leki, powinni byc z automatu brani na WARIOGRAF. Bo nieraz oni sami tylko wiedza, jakie bzdury plota. A umiec poznac zwyczajnego, wygodnego klamce od chorego na glowe latwo. I mi sie wydaje, ze Twoja zona to zaden okaz leczenia psychiatrycznego, tylko zwyczajna, wygodnicka w swoim nieudanym (jak sadzi) zyciu. Miala falstart na samym starcie (mowie wciaz, jak ona sadzi, wedlug mnie), wiec przynajmniej teraz jej sie to "od zycia nalezy". To nie jest chore. To jest wygodne. Ona zwyczajnie jest sierota obzy*ana, ktora moze i nieporadna jest w zyciu, ale to z JEJ WLASNEGO WYBORU zdecydowala sie grac ta swoja niep[oradnoscia i slaboscia dla osiagniecia afaktu. Jakiego ? Ano dopowiedz sobiew sam - kto na to wszystko pracowal ? Kto robil w domu za polowe matki ? I co.. zle jej bylo ? No pewnie, to ja wpedzalo w jeszcze wieksza "depresje", a nie daj Boze cos powiedziec o zdradzie - bo to juz kompletnie... Czlowieku - smierdzi wykretem klamcy na 2 tysiace km, ze ja w UK to czuje na odleglosc ! Co, jak co, ale na klamcow to jestem uczulony makabrycznie i rozpoznam wszedzie i zawsze. A Twoja zona to rasowy gracz w te klocki, musisz uwierzyc na slowo. Zamiast do psychiatry - na wariograf i pierwsze pytanie "czy bylo ci wygodniej zyc ze mna i grac role slabej ofiary, niz zajac sie praca i odpowiedzialnymi rzeczami ?". A potem kop w du(p)e dla otrzezwienia, wyjazd i wyrzucenie z domu (na ktory nic nie lozyla) tez by sie na cos przydal, jak sadze. Ksiezniczka na ziarnku prawdy... nie sadzisz ? Tylko prawda ja uwiera, ze od niej dostaje sincow. Mysle, ze gdybys zdolal wprowadzic plan totalnej izolacji od zony wszystkiego (Ty + kasa + mieszkanie + auto + rodzina + Twoi rodzice), chocby na tydzien, przekonalbys sie migiem, jak wiele jest NAGLE, SPOD ZIEMI NIEOMAL wykrzesac w sobie energii i inwecji zona, zeby tylko tego nie stracic. Jesli pociagniesz te karte - moglbys ugrac to, co teraz chcesz.... ale tylko ta droga to mozliwe, jak mi sie wydaje. Twoje rozwiazanie moze i byloby sluszne, ale niestety masz felerna zone: wygodnego klamce z wyboru. Z takimi na uklady sie nie idzie, gdzie COS DAJESZ. Wpierw jej ZABIERZ, to zobaczysz, jak stanie momentalnie na nogi. Dlugo by tlumaczyc, dlaczego tak sie dzieje - przyjmij, ze ona jest niezadowolona ze swojego zycia i NIE POTRAFI DOCENIC TEGO WSZYSTKIEGO, CO MACIE RAZEM. Takie drobne pytanie: czy ona potrafi cieszyc sie z malutkich Twoich sukcesow, albo jakichkolwiek sukcesow, czy wiecznie tylko marudzi ? Jesli odpowiedz ciagnie w tym drugim kierunku - masz odpowiedz.
Witaj Plemplem,co prawda miejsce parszywe,ale ludzie dobrzy,chociaz mocno pokiereszowani.Przeczytałam Twoja historie kilka godzin temu i szczerze mówiąc,nie potrafiłam nic napisać na gorąco.Zbyt wiele watpliwości.Pewnie wielokrotnie usłyszyśz-wiej.Allbo juz usłyszałeś,bo nie rzecyztałam ani jednego komentarza,żeby się niczym nie sugerowac.
Zacznę tak;jestem pełna podziwu,dla Człowieka,który wiele lat zmagał się demonami kogos ,kogo kocha.Tak robią tylko Ci,którzy kochaja całym sobą.Przez wiele lat walczyłęś o zonę,może czasem mało umiejetnie ale robiłes wszystko,co uważałeś za słuszne,chociaz to chyba w tej sytuacji za mało.Jestem zdania,że zawsze warto o swój związek,pierwszy raz ,przyznam ,że mam watpliwości.Chociaz zdaję sobie sprawę,że historia jest opisana tylko z jednego punktu widzenia i chociaz jestem przekonana,że najpierw się konczy jeden związek,potem zaczyna drugi,to jakąś pokrętną logiką kobiety, uważam,że ....Może inaczej.Ja bym odpusciła.
Zycie masz tylko jedno,duzo lat z niego przeżyłeś dla kogoś,dla czegoś,dla czyich celów,pragnien,dla czyjegoś zdrowia.Rozumiem,że robiłęś to sam z siebie,nikt Cię nie zmuszął,,tak żyłeś ,bo kochasz ją nadal szczerze.Zadaj sobie tylko pytanie,czy dasz radę tak dalej.Chhyba czasem warto odejśc dla siebie,dla swojego JA,żeby móc życ,nie wegetować ciągle z myslą o kimś,martwić się o kogoś,ciągle kogoś stawiać na nogi,walczyć z czyimiś demonami...Tak oczywiście można,ale tylko jak ten ktoś robi to samo dla Ciebie.Inaczej to chyba jednostronne uczucie,które w dodatku niechcący powoduje jakiś stopien uzależnienia od Ciebie osoby,którą tak mocno kochasz.
Nie usprawiedliwiam Twojej żony,wręcz przeciwnie,potępiam jej czyn,nie staram się nawet zrozumieć jej motywów,staram się skupić tylko na Twoich uczuciach.
Wszystko,co czujesz jest normalne,umierasz jak każdy z Nas,ja w swoim umieraniu,nabrałam secjalizacji parkieciarza,bo godzinami umierałam na drewnianej podłodze ,wpatrując się w moją ,wiszącą na ścianie galerię zdjęć,mam tez w swoim umieraniu specjalizację płytakrza,doskonale znam każde naturalnie zrobione pęknięcie w płytkach na podłodze kuchennej,umierałam nocami,porankami,popołudniami tez,ból był taki jak u Ciebie,dusił krzyk,który wyrywała się na zewnątrz,rozsadzał klatke piersiową,serce stawało.A jednak żyje.Całkiem nieżle,nowym życiem,bez niewiernego,inaczej,dla siebie,lepiej.
Nie umiera sie tak łatwo.Nawet kawałek po kawałku wyrywane serce kiedyś się zabliznia.Co prawda zostaja blizny,ale żyjesz.Napiszę to,co jest prawdą,czas.Każdy z Nas ma swój czas.Nikt Ci nie powie,ile go upłynie,zanim powiesz,że znowu żyjesz.Bez niej,albo z nia.Tylko zapytaj sam siebie jak żyjesz z NIą i czy to jest życie.
Nie będę wypowiadała się na temat stanu emocjonalnego twojej żony,nadmienię tylko,że jest chora,bardziej chyba na duszę,ale próbowałeś ją uleczyć,wszelkimi sposobami,nie dałeś rady,ktoś inny zrobił to za Ciebie.
Jestem pełna podziwu dla Ludzi,którzy przez lata zmagają się z demonami partnerów,ale zdaję sobie sprawę,że żyją dla kogoś,nie dla siebie.
Zastanów się,czy warto.Nawet dla wielkiej miłości .
Bo widzisz,wielka miłośc ,ta jedyna jest wtedy,kiedy nie ma innej.jeszcze kilka miesięcy temu,ja mówiłam,że gad był miłością mojego życia.Bo był.Tylko,że kocha się raz,potem drugi....
Co do ustawki;
możesz ją zrobić jak będziesz mógł działać na zimno i miał siłe,teraz jesteś mocno rozchwiany,nie myślisz logocznie i możesz nie mieć na tyle spokoju,żeby się opanować i nie obić facetowi facjaty.Na takie spotkania nalezy mieć siłe i przekonanie,że przebiegną po Naszej mysli.
nie znaczy to,że jego żona i córka nie może się o wszystkim dowiedzieć.Rusz głową,masz ją na karku.
Powodzenia i pamietaj,zanim cokolwiek zrobisz,zanim podejmiesz decyzję,postaraj sie ochłonąc.Spróbuj wyłaczyć emocje i uczucia.Przez chwile poczuj się jakbyś był w pracy....Na zimno.
Bacello - trafny post. Muszę się nad tym zastanowić, bo jest w tym sporo racji.
Dziś, czytając wypowiedzi innej użytkowniczki tego forum - Gratisek (chyba taki nick) uderzyła mnie jedna prawda, którą cały czas w sobie próbowałem uciszyć. Mianowicie - czy moja żona naprawdę żałuje tej zdrady. Zaczęliśmy więc rozmowę... Cóż za dramat przezyłem. Żona stwierdziła, że żałuje zdrady, ale nie żałuje chwil z nim spędzonych, uprawianego seksu, rozmów, smsów, że dotykał jej włosy. Co za rozdwojenie jaźni. Jak można coś lubic i jednocześnie nie lubić. Jak można żałować i jednocześnie nie żałować i mówić, że było jej w tym dobrze. To siedziało we mnie od momentu, gdy się dowiedziałem o zdradzie - ten stan żałowania - dziś przyznała się, że nie żałuje tego. Mogę śmiało uznać, że to oznacza nasz koniec. Nie zaakceptuję tego, nie będę z tym potrafił żyć, że moja żona na wspomnienie o zdradzie ma mysli, że ją to zbudowało, dodało pozytywnych przeżyc. Na pytanie - jak możesz to kojarzyć dobrze, skoro tym dotykiem włosów, tym seksem, tymi smsami zdradzałaś, a więc kłamałaś, a więc czyniłaś zło. - odpowiadała, że ona tak ma - dwie postawy naraz. Pełna hipokryzja. Nie będę potrafił z tą osobą przejść dalej życia wiedząc taką rzecz. Wierzyłem, że potępia wszystko, co łączyło ją z tym typem. Wszystko - od A do Z. Przeliczyłem się. Prawda okazała się trudniejsza od tej, w jaką chciałem wierzyć.
henryjeweller - otóż problem lezy w tym, że wyznawał jej miłość. Jego związek z żoną jest też w rozpadzie od dawna. Czuje się tam niekochany, dlatego dał się ponieść wirowi, który sprowokowała moja żona, bo to ona była prowodyrem wszelkich zachowań. Ona wysłała smsa, ona go do naszego domu i łóżka brała, ona mówiła mu o miejscu zacisznym na naszej dzielnicy, gdzie mogą pojechać samochodem i na koniec rozmowy będzie mogła być wystukana w przypływie wielkiej miłości. Moja żona zniszczyła wszelkie świętości, wszystko - nie ma miejsca gdzie się nie ruszę na mojej własnej dzielnicy, bym nie myslał, czy tu nie byli. Wiem, gdzie sie spotykali, gdzie na nią czekał w aucie. Czuję się, jakbym był w więzieniu, a jestem wolnym człowiekiem. I ona ma czelność powiedzieć mi, że nie żałuje tych chwil z nim spędzonych. Jestem zniszczony, jak gatunek ludzki może być podły. Chyba tylko wojenne przezycia mogą być gorsze i bardziej traumatyczne. Wolałbym śmierć bliskiej osoby - wtedy mam ją zawsze w pamięci w dobrym wyobrażeniu. A tutaj juz na zawsze pozostanie syf. Mniejszy czy większy - ale syf, chocbyśmy nie wiem, jak sie starali i to maskowali. Z jej strony nie ma żalu za czyny, których się dopuściła, a ja z nieodpowiedzialną i niedojrzałą osobą dalej życia już prowadzić nie chcę. Liczyłem, że ta sytuacja, te przeżycia spowodują u niej większą dorosłość, odpowiedzialność też i za mnie, nie tylko za swoje własne ja, które cały czas realizowała. Jaki byłem cały czas naiwny...
Post doklejony:
Yorik - tak wie jak wyglądam. Boi się mnie - sama żona mi to powiedziała. Widział mnie na naszych zdjęciach ze ślubu w domu, widział mnie na żywo kilka razy, o czym ja nie wiedziałem, że się kręci gdzieś w okolicach, gdzie byliśmy w miejscu publicznym. Totalny dramat, upodlenie, jak działanie w jakimś domu Big Brothera.
Edytowane przez Plemplem81 dnia 10.07.2012 23:26:22
Plemplem
Jeszcze kilka godzin temu mówiłes Milordowi, ze chcesz to ratować, ze nie chcesz poddawać sie bez walki, a teraz mówisz, że to wasz koniec.
To dowodzi, ze działasz pod wpływem ogromnych emocji.
Daj sobie czas.
Poczekaj. Nie namawiam Cie do wybaczenia i powrotu. Namawiam Cię do ochłonięcia. Nie po to, by ona Siebie do Ciebie przekonała.
Po to bys Ty podjął słuszną dla Ciebie decyzję, której za kilka dni gdy wstaniesz rano nie bedziesz żałował i z powodu, której sobie nigdy nie wybaczysz.
Musisz byc pewny własnych decyzji, a teraz nie jestes.
Słyszę od niej, że nie żałuje tego, co z nim robiła. Nigdy tego nie zaakceptuję i nigdy z tym żyć nie będę umiał. Wiem to. To jest pewne jak amen w pacierzu. Gdybym widział jej żal za to, wiem, że tez i moja postawa byłaby inna. Ale widzę, czuję i słyszę, że nie żałuje swoich czynów. Nie żałuje, że zdradzała, że kłamała, że łamała małżeńską przysięgę. Z czym mam więc w tym momencie walczyć - wygląda na to, że tylko chyba z samym sobą? Dziś dopiero usłyszałem te słowa prosto w oczy.
Jest tu obecnie wątek o wpływie rad tu udzielanych przez innych użytkowników. Pamiętaj, ze to subiektywne odczucia, ludzi którzy Ciebie i Twojego życia nie znają. My wyrazamy własne opinie, mówimy co według nas jest twoim błędem i jak powinieneś sie zachować. Ale to nie znaczy, ze mamy rację oraz to nie znaczy, ze masz robić tak jak Ci tu wszyscy piszemy.
Ty masz to przeczytać, przemyśleć, ale nie mozesz pod wpływem jakiegos forum w ciagu jednego dnia zmieniać decyzji o 180st. Tylko dlatego, ze ktoś coś Ci uświadomił, Ty pod wpływem tego porozmawiałeś z żoną, a po tej rozmowie już wszystko wiesz.
Moze tak i jest - ok (czasami jedna chwila wystarczy, ponoć by zmienic zycie )- ale jeśli tak jest, to będzie tak tym bardziej za parę tygodni, za jakis czas.
Post doklejony:
Bacello - słusznie napisała, ja wcześniej tez Ci to uswiadamiałam. Twoja żona jest chora emocjonalnie. Ona moze nawet nie zdaje sobie sparwy z tego co mówi, a raczej ze znaczenia słów, które wypowiada.
Ja nieraz od swojego niewiernego słyszałam slowa, którym za jakiś czas zaprzeczył, nie innymi słowani tylko czynami, a to bardziej wymowne.
Sam pod wpływem emocji gadał farmazowny,z których wogóle nie zdawał sobie sparwy.
Moje małżeństwo się rozpadło, i moze właśnie dlatego, ze znam konsekwencje zawsze będę doradzać innym, by zrobić wszystko co w mocy obydwu stron by do tego nie dopuścić. Tym bardziej, że Ty ją wciąż bardzo kochasz, a ona - ona całe życie Ci udowadniała jak jest niestabilna emocjonalnie, a Ty i tak przy niej trwałes.
Jak za jakiś czas stwierdzisz sam, ze masz tego dosyc, ze masz jej dosyc - to kończ. Póki co daj sobie ten czas.
>>>Milord - nie znam Cię, ale przemawia przez Ciebie straszny jad<<<
To nie jad. To chęć pomocy. Tobie.
>>>Słyszę od niej, że nie żałuje tego, co z nim robiła. Nigdy tego nie zaakceptuję i nigdy z tym żyć nie będę umiał. Wiem to<<<
Dlatego radzę byś walnął w jej najczulszy punkt. W niego. Na nic tłumaczenia "jak to ona spaprała życie wszystkim dookoła". Tu trzeba ostro. Łudzisz się, że stoisz, choć klęczysz. Ma nią owładnąć poczucie zmarnowanego życia. Inaczej nic nie zrozumie. A co sobie później postanowisz to już twoja rzecz. Głaszczesz tych, którzy mówią "ratuj to". A ja mówię > zacznij od wstrząsu. Jak rzuci mu się lizać rany > nic po twoim poświęceniu. Myślisz, że zachowujesz się wyrozumiale > ale to guzik prawda. Boisz się doprowadzić do sytuacji gdy ona będzie musiała wybrać, który z was jest lepszy bo węszysz przegraną. Wogóle nie bierzesz pod uwagę wygranej i tego, że jesteś najlepszy a ona dostanie to > czego chciała. Dziada z wiagrą w kieszeni trzęsącego portkami, że jutro ty będziesz najważniejszy gdy mu nie stanie. Proponuję jedynie szybkie rozstrzygnięcie sprawy.