Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Bo ja Wam jednak coś powiem. Wiem, niektórzy będą jutro z rana być może mnie chcieli oddać psom na pożarcie, ale powiem.
Trzeba na poważnie tratować słowa "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela". Jesteśmy w takim kręgu kulturowym, że nawet Ci, którym wiara zwisa, jednak na ślubnym kobiercu często chcą usłyszeć tę formułkę, przestrogę i nakaz. Trzeba bezwzględnie wymagać konsekwencji, tępić wiarołomców i wyrzucać na margines. Zero litości.
Druga sprawa. Jest jednak tak, że aby być traktowanym poważnie trzeba dopełnić pewnych formalności. Skąd do licha, ja mam wiedzieć, że ktoś kogoś kocha i ktoś komuś coś przysięgał i przez ową wiedzę wspierać go na ile jestem w stanie? Jeśli nie "kościelne formalności", nich będą cywilne. Tylko przestrzegam, jak ktoś będzie robił ze nie idiotę i mówił, że znów po raz drugi, enty kocha ponad życie, niech nie liczy na atencje.
A teraz zadałbym takie pytanie. Na ile te wszystkie nieszczęśliwe miłości niesformalizowane wynikają z zawiedzionych nadziei i upokorzenia powstającego na wskutek oddania jakiemuś łachmycie własnego ciała i duszy? Tak, to jest tragedia. Bo nic w zasadzie między ludźmi nie było, nic nikt konkretnego nie wie, a nagle okazuje się ze tragedia. I nie ma specjalnego współczucia wokół. Bo czy ktoś słyszał coś o jakiś zobowiązaniach między kochankami? Tak więc to są tragedie w dużej mierze na własne zamówienie. Bo przywiązanie nie powiązane z seksem łatwiej zapomnieć, łatwiej wejść w nowy związek, łatwiej wzbudzić u drugiej osoby podobny żar miłosny.
Ot, po prostu - zasady, wymagania. Strasznie nas ciemiężące, nie? Jestem przekonany, że one są dla naszego dobra, przede wszystkim dla tych, którzy zauważają, że istnieje coś takiego jak zdrada. Dziwne, że wielu zdradzonych nie potrafi odnaleźć prawdziwej przyczyny własnego bólu, dziwne, że nie chce uchronić innych przed nim. Ja swojego bólu nie chciałbym oddawać nikomu. Niech już zostanie przy mnie do końca moich dni. Ale będę konsekwentny w tym co tu napisałem i gwiżdżę na słowa krytyki! Trzeba trzymać się odwiecznych zasad! A jeśli się już nie trzymamy, to potrafmy sobie uczciwie powiedzieć - sami sobie i naszym dzieciom gotujemy ten los.
Tak, jestem radykałem i wyszedł ze mnie zwierz inkwizycji! Mam ochotę rozpalać "stosy"! Z prostej przyczyny - współczuję Wam uczciwym cierpiącym, nieuczciwym też współczuję, ale przede wszystkim chciałbym dać dodatkową motywację, by nie szerzyć tej zarazy. Jestem orędownikiem ostrych wymagań, postaram się też sam do nich stosować. Na razie, coś niecoś mi wychodzi. Chciałbym by takich, którym więcej niż mniej wychodzi było jak najwięcej.
Wydaje i się, że drogi są dwie do zmniejszenia morza naszych łez.
1. "inkwizycja",
2. totalna deprawacja połączona z wyplenieniem pojęcia miłości.
Cóż, wiem, staję przeciwko większości. To zakrzyczcie mnie, powiedzcie mi, ze nie mam racji, ze wymagam za dużo i nie mam prawa do tego, by wtrącać się w czyjeś życie. OK. Każdy z nas zdradzonych w końcu poznał smak wtrącania się w nasze życie osób "trzecich". Ja też jestem taki trzeci. Może nawet bardziej irytujący...?
Tak pskow - powinno się na poważnie traktować słowa przysięgi, powinno się wymagać konsekwencji... Ja traktowałam i wymagałam i teraz pytam - co z tego mam? Moje podejście w pewny sensie też mnie zgubiło, myślałam, że jak się jest po ślubie to porzucenie z dnia na dzień nie może mieć miejsca. Tak zdziwiłam się... Potraktował mnie jak dziewczynę, z którą się chodzi w szkole i w pewnym momencie się jej dziękuję i zostawia ją, no mówi się jeszcze "zostańmy przyjaciółmi" - ale to też i ja usłyszałam tydzień temu... Nie chodzi mi o to, że mając papier spoczywa się laurach, nie troszczy się o związek, nie stara się... nie... chodzi mi o to, że ten właśnie papier powinien dać do myślenia, że po ślubie już nie można sobie wyjść z jednego domu z walizką i iść do innego... Ale tu raczej możemy mówić jedynie o braku dojrzałości i odpowiedzialności u tych, którzy zdradzają, porzucają i wychodzą...
Małżeństwo dodaje, a może raczej kiedyś dodawało, powagi każdemu związkowi, u mnie było zwieńczeniem długiego związku, dopełnieniem i spełnieniem... Tak, małżeństwo dla mnie zawsze było dowodem na powagę związku i nigdy nie dopuszczało możliwości aby pewnego dnia można było po prostu przestać kochań, albo nie tyle przestać, co zacząć kochać kogoś innego, na co dowodem jest tu wielu z nas...
Też jestem radykalna w swoich twierdzeniach, też spaliłabym na stosie wszystkich tych, którzy nam zgotowali ten los, bo nikt na taki los nie zasłużył... mogę twierdzić, że małżeństwo jest zwieńczeniem związku, że powinno ważne i nienaruszalne, że zdrada powinna być karalna.... i mogę tak wymieniać bez końca.... ale pytam co z tego?
Jedno zdarzenie wszystko może zmienić... Ja chyba przestaję wierzyć w małżeństwo, może powinnam nie wierzyć w człowieka, który jest tego powodem, ale chyba jednak nie wierzę też już w małżeństwo.... ono u mnie kojarzy się z jakimś czasem wspólnie przeżytym, ale jego koniec na sali sądowej nie będzie świadczył o miłości, o wierności o uczciwości, a jedynie o braku znaczenia przysięgi małżeńskiej, o tym, że obietnice nic nie znaczą, niezależnie przed kim i komu są składane, że niezależnie czy byłby to krótkie zauroczenie, szkolne chodzenie, czy 14 letni związek to zawsze może skończyć się tak samo, a małżeństwo nie jest dla niektórych osób żadną przeszkodą... Małżeństwo przestało mieć wartość, ludzie ściągnęli je z piedestału, nie jest już żadnym zwieńczeniem długiego związku, potwierdzeniem trwałości i miłości, a jeśli już tak się u kogoś zdarzy to czas i takie twierdzenia szybko zweryfikuje... WIem, ze moje odczucia są nasączone własnymi doświadczeniami, na dzisiaj wiem, ze po rozwodzie raczej już nie zmienię stanu cywilnego na mężatka.... bo jak można wierzyć jeszcze w cokolwiek, w jakikolwiek związek, jeśli taki, który trwał 14 lat skończył się jednego dnia? i jak wierzyć w małżeństwo, skoro ono w takich momentach po prostu nie ma żadnego znaczenia...
I po tym wszystkich jak trwać w swoich radykalnych twierdzeniach, jak walczyć o jakiekolwiek zasady, życie potrafi zweryfikować każdą teorię, a my jeśli przy niej nadal trwamy to nie pozostaje nam nic innego jak tylko potępiać, krytykować zachowania sprzeczne, ale wymóc na innych takich zachowań nie możemy....
Jestem osobą wierzącą ( walczyłam o moje małżeństwo, dużo wybaczałam, chciałam abyśmy poszli na terapie ) Odszedł do niej( wyszedł do pracy i nie wr- tak dla przypomnienia) Jest z nią nadal ( ona starsza od nas, mąż też ją porzucił , została sama z dzieckiem) Moje dzieci wychowuję sama ( córeczka skończyła 2 latka, synek9) on od momentu wyjścia i zostania z ,,panią"Kasią nie widział ich ponad rok a teraz dowiaduję się, że on ma status kawalera- pani Kasia opowiada- że ma kawalera- policjanta....jej rodzice są bardzo pobożni- ojciec przyjaźni się z księdzem....i pytam - jak się ma to do mojej i moich dzieci sytuacji - podobno jej ojciec też nie ma świadomości o naszej rodzinie ale tego nie wiem- i niestety ich pojmowanie wiary jest dla mnie krzywe i zakłamane
annwol75, trzeba ich wyprowadzić z błędu. Niech to będzie taki pierwszy podpalony przez Ciebie "stos" . A może się mylę? Może nie wypada?
Nie! Jednak wypada. Ja jako ojciec chciałbym wiedzieć co wyczynia moja córcia.Dałbym jej popalić!
Nie osądzaj tych ludzi - rodziców jej, zbyt pochopnie.
Pskow,nie będę Cie rozjeżdżać walcem,masz swoje zasady,przekonania i jesteś im wierny.Godne podziwu.Wielu z nas próbowało ratować swoje Rodziny,bo dla mnie rozpad małżeństwa to rozpad RODZINY.Może mało umiejetnie,może czas nie był odpowiedni,może,gdybym trafiła tu od razu,może...może....może....udałoby mi się.
Jest jak jest,czasami dobrze,czasami gorzej.Generalnie więcej jest tego dobrze.
Mówisz o przysiędze.Niby mądre,nawet bardzo,niby rozumiem i opieram,tylko jak zmusić do kochania?Masz złoty środek?Powiedz,wielu chętnie z niego skorzysta.Ja przyznam szczerze juz nie.Nie dlatego,że nie wierzę w konieczność dotrzymywania obietnic,nie dlatego ,że łamię dane słowo,nie dlatego,że uczę Dzieci inaczej i wymagam tego w życiu prywatnym i zawodowym,ale dlatego,że ....No właśnie...
Tu cofnę się w czasie do 18 marca 2009.
Wielogodzinna rozmowa,tłumaczenie gadowi,że dzieci Rodzina,ze tyle razem przeżyliśmy,że zawsze dajemy wszystkiemu radę,ale razem itdProśby,tłumaczenia,moje argumenty kontra jego,zero zarzutów pod moim adresem,właściwie tylko jeden,zbyt doskonała jestem.
Potem weszłam do sypialni na piętro,nie chciałam widzieć jak odchodzi,zemdlałam.A potem to juz była wielomiesięczna gehenna.Wszystkich psychologów,psychiatrów ,a najbardziej mnie,bardzo interesowało,co takiego usłyszałam od gada,że staciłam przytomność.Długo nie mogłam sobie przypomniec.Az przypomniałam.W srodku nocy,obudziłam sie spocona jak szczur,usiadłam w sypialni na łóżku i płakałam tak głośno,jak nigdy dotąd.
Powiedział;-Nie mogę zostać w domu,bo dałem słowo jej i jej dzieciom.
To tyle,nie chcę już walczyć,przebaczać,słuchać,nawet patrzeć.Nie interesuje mnie facet,dla którego obietnice składane są jak pył na wietrze,im starsze,tym mniej wazne.Ktoś ,kto w ten sposób podejmuje decyzję,dotyczącą życia trójki Ludzi,którym rujnuje życie,rozwala dom,Rodzinę,tylko dlatego,że na boku innej rodzinie coś obiecał-nie jest juz MOJĄ RODZINĄ.Rodzina pskow to Moje Dzieci i Ja.Gad ma status ojca,a w jego przypadku to i tak za dużo,jednak dopóki Dzieci chą,tęsknią,cieszą się na jego widok,niech będzie ojcem.
Mogę z nim bez złych emocji wypić kawę w salonie,mogę zjeść wspólnie z Dziećmi obiad w restauracji,ale na zaproszenie do stołu wigilijnego nie ma co liczyć.On ma swoją rodzinę.
Jestem staroświecka,może nie nadaję się do życia w dzisiejszym zagonionym świecie,ale Rodzina jest najważniejsza,tylko,że na siłe nikogo nie zmusimy ,żeby być jej członkiem.
usłyszałam podobny absurd, wynikający z pokrętnego rozumienia przyzwoitości. Powiedział mi, że skoro okłamywał mnie tyle lat, a wobec niej zawsze był w porządku, to niech tak już pozostanie. Według jego rozumowania, dzięki temu był w porządku. Przysięga małżeńska położona na szalę wobec przyrzeczeń złożonych panience lekkich obyczajów przegrała ...
ja sie pskow z Toba zgodze, pomimo tego, ze moj zwiazek z ojcem mojego dziecka był wlasnie taki niesformalizowany....ale dla mnie to byl mimo wszystko jeden jedyny...natomiast ja chcialabym jeszcze o jednej rzeczy powiedziec...ja w tej chwili nie cierpie dlatego, ze zostalam sama i ojciec mojej corki odszedl...ja cierpie i nie moge pogodzic sie z tym, ze odszedl do innej kobiety, z ktora tak paskudnie mnie zdradzal wiele mcy, a po wszystkim tez zachowal sie jak ostatni gowniarz.......bo uwazam, ze mozna sie odkochac, a wtedy, choc to bolesne, moze odejscie nie jest zlym rozwiazaniem.....ale nie ma usprawiedliwienia dla zdrady...zadnego.....ja nawet kiedys wymoglam na zdrajcy obietnice ( w sumie to nie wiem co mi wtedy odbilo) ze jezeli kiedys zakocha sie w kims innym, to zeby mi to po prostu powiedzial, zeby mnie nie oszukiwal w takiej sytuacji....i przypomnialam mu ta obietnice, kiedy juz mnie zdradzal, ale ja o tym jeszcze nie wiedzialam.....bylo miedzy nami tak zle, ze mu przypomnialam, ze obiecal mi powiedziec, kiedy przestanie mnie kochac....nie powiedzial, dalej mnie oszukiwal, dalej klamal i zdradzal.....to mnie wlasnie boli najbardziej
a czy to ma jakieś znaczenie że związek długoletni gdzie są dzieci nie był przypieczętowany sakramentem? Przecież takie osoby mimo ze żyją bez ślubu to tez sobie coś obiecują, oczekują od siebie.
Mój gad tez dużo mówił obiecał przysięgał a za moimi plecami podle zdradzał, zaczął od szkoły masażu w Szczecinie, dlaczego w Szczecinie gdy mieszkaliśmy w Jeleniej? Jaka była ufna a moze i głupia, ze aż tak ufałam. A on zwyczajnie zabawiał się z młodymi pannami masujac im pośladki, tak! Pośladki.Potem były telefony od panien smsy mejle itp.Juz wtedy go swędziało. jest z panną której rodzice robią wycieczki do Lichenia, modlą się, przyjmują opłatek w kościele, mając świadomość tego, ze ich córka zajęła się panem starszym który był już zajęty.W jej mieście nie wiedza, o jego sytuacji, jej mama mówiła do mnie: ..może oni będą ze sobą szczęśliwi.."
Pytam, gdzie moralność jej rodziców? bo o jej moralności już się wypowiedziałam
Zwyczajnie myślałem, że w tym wszystkim chodzi o zwykłą uczciwość. Przysięgi tak, religia tak, ale zwykła uczciwość przede wszystkim. Myliłem się, naiwny?
Oleczka nie ma tu żadnej moralności - to raczej zakłamanie, tylko pytam się i zastanawiam czy kiedyś im ten opłatek w gardle nie stanie ??( pewnie nie mnie jest oceniać, ale tu chodzi o dzieci - już nawet nie o nas)
Gordian - wszyscy tu obecni i pewnie jeszcze masa innych osób cały czas myślała, albo myśli nadal, że w tym wszystkim chodzi też o uczciwość...
Jak wielu z nas się myliło widzisz sam...
Kazdy ma swoje zasady tylko nie kazdy jak widac, to po Naszych wiarolomnych chce w nich wytrwac...punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia?
Hera i Zeus spierali się o to, kto jest bardziej skłonny ulegać pokusom miłości: mężczyzna czy kobieta. Wezwali na sędziego Terezjasza, ponieważ przez część swego życia był kobietą. Terezjasz był tego samego zdania co Zeus, odparł więc: "kobieta"
Magda, po prostu czasem mamy mniej szczęścia. Wciąż myślę, że w tym wszystkim chodzi o uczciwość. Ludzie czasem się zdradzają i będą się zdradzać, tego nie zmieni nikt, nawet nowa inkwizycja. Jednak wiem, że są też ludzie uczciwi i takimi warto się otaczać. Wszyscy mamy swoje chwile słabości, jednak tylko od nas zależy, czy im ulegamy. Wiele też chyba zależy od partnera, od tego, jak wiele dla nas znaczy i jak wiele dla niego znaczymy my.
Hera, nie wszystkie zasady naszych partnerów dotyczą miłości i wierności, a właśnie te są dla nas istotne. Każdy z nas ma wiele wad, jednak łączy nas to, że potrafimy dostrzec i odróżnić to, co jest dobre od tego, co jest złe. Taki jest mój punkt widzenia. ( a mimo wszystko siedzę wygodnie)
Masz racje...
Ja tez siedze wygodnie po mimo obitego dupska...
Hera i Zeus spierali się o to, kto jest bardziej skłonny ulegać pokusom miłości: mężczyzna czy kobieta. Wezwali na sędziego Terezjasza, ponieważ przez część swego życia był kobietą. Terezjasz był tego samego zdania co Zeus, odparł więc: "kobieta"
Gordian, czy nie widzisz rozlewającego się zła, które zamyka dobro w coraz ciaśniejszych pętach deprawacji, rozpusty, przemocy, cynizmu, egoizmu, ect. Chcesz się skupić na poszczególnych serduszkach, które ledwo dyszą? Nie! Tu trzeba brać młot i walić bo łbach te czarownice.
Nie od nas zależy czy ulegamy! Wiele zła jest zupełnie nieświadomego. A ile zła jest wynikiem okoliczności?
Gordian, to piękne, że chcesz żyć w zgodzie z własnymi szlachetnymi intencjami. Ale to za mało, by to dobro było i miało szansę choćby tylko przetrwać wokół Ciebie, ale niestety także i w Tobie.
Dobra trzeba:
1. poszukiwać, nie łatwo je znaleźć
2. pielęgnować w sobie
3. wychodzić z nim na zewnątrz, czyli walczyć ze złem.
A Ty nie chcesz walczyć. Poddajesz walkowerem. A co najgorsze, niestety, przechodzisz obojętnie obok ludzi, którzy nie są uczciwi. Chcesz się otaczać tymi uczciwymi... Gordian, otoczysz się nimi jak zasłużysz na Niebo.
pskow, jak chciałbyś/zamierzasz walczyć z otaczającym złem i degrengoladą ? Konkretne przykłady i pomysł, bo mam wrażenie, że rzucasz tylko hasłem, nie mając pomysłu na realizację...
Penie najlepiej będziesz się czuł w gronie tych, których wyciągnąłeś z bagna lub przed im uchroniłeś
Uwazaj tylko by nie zaminili sie w twoich wrogow, podobno najtrudniej wybaczyc komus fakt ze byl swiadkiem naszej porazki
Swiata nie zmienisz pskow, walcz na mala skale jesli juz koniecznie chcesz miec w tym swoj udzial ...
I tak cos mi mowi ze nie radzisz sobie z tym bolem,chcesz bardzo byc wiernym zasadom i wierzyc ale gniew jest tym czym jest-krotkotrwalym stanem uniesienia w wyniku doznanej krzywdy...ale minie, jesli mu pozwolisz...jestes rozdarty poki co,a zadawanie pytan i kopanie glebiej tylko pogarsza ten stan.
Zgadzam sie z gordianem.
Pskow, nie masz racji. Już dawno zrozumiałem, że nie zmienię świata. Nie zmienisz go i Ty, choćbyś nie wiem jak bardzo się starał. Tak to działa. Nie pomoże Ci żaden młot, gniew, czy żal. Rozpętując swoją inkwizycję zrobisz tylko krzywdę sobie i innym. Świat, to nie tylko zdrady. To handel ludźmi, głód, gwałty, pedofilia i wiele innych złych rzeczy. Myślenie, że wszyscy nagle się zmienią i będą dobrzy, szlachetni, jest zwykła utopią. Większość z nas została kiedyś zdradzona. Nikomu to się nie spodobało, zaręczam. Każdy traci wtedy wiarę w drugiego człowieka, bo przecież komu mamy ufać, jeżeli nie naszym najbliższym. Pewne jest jednak to, że musimy z tym umieć żyć, bo nie możemy nikogo zmusić do tego, by był uczciwy. Jedyną radą jest to, by otaczać się ludźmi dobrymi, a nie tymi, którzy mogą zmienić nasz świat i nas na gorsze.
do pskow.- Przysięgi wobec najwyższych nawet urzędników kościelnych i państwowych niczego nie zmienią jeśli nie żyjemy z uczciwym człowiekiem i sami nie postępujemy moralnie. Nawet tych, którzy uczęszczają regularnie do kościoła i przyjmują sakramenty nie omijają pokusy, znam paru więc wiem co mówię. Regularnie oczyszczają się z grzechów i dalej konto czyste, więc hulaj duszo piekła nie ma.Hipokryzja jest obecna wszędzie. .........pskow _ widzę, że zrobiłbyś karierę w czasach świetej inkwizycji, jakie szczęście, że te czasy to daleka przeszłość. Jak możesz powoływać się na tak haniebną instytucję, która tyle krzywdzy wyrządziła ludziom?
To nie jest tak, że świata nie można zmienić. Nie jest prawdą, że jeden człowiek nic nie może. W swojej gupości dużo na ten temat myślałam.
Nie chcę by moje dzieci kiedyś żyły w takim świecie który stacza się w bagienko. Robię tyle ile mogę, wokół siebie. Gdzie tylko ja idę, gdzie jestem, z kim rozmawiam, w każdej sytuacji decydujemy o tym świecie kiedyś. Każdym zachowaniem i każdym powiedzianym słowem.
Ta sobie to wyobraziłam, że świat jest jak jakaś waga szalkowa. Na jednej szalce jest dobro, na drugiej zło. Ale to tylko 1 gram decyduje w którą stronę szala się przeważa. Tak jeden człowiek może być gramem. Takim gramem który zadecyduje. I jeżeli my sobą jakimi jesteśmy przekonamy choćby jednego człowieka, to może być ten symboliczny gram. A choćby i nie udało się przekonać to my sami możemy trwać na tej szalce co trzeba.
Zło tego świata może się panoszyć tylko wtedy, gdy dobrzy ludzie są obojętni lub leniwi. Kiedy uważają, że ich to nie dotyczy, kiedy zamykają się w swoim małym światku, przymykają oczy. Zło otrzymuje wtedy jakoby przyzwolenie. Nikt się mnie nie czepia, znaczy się wszystko jest ok.
To nie wymaga stawania na polach wielkich bitew. To wymaga konkretnej postawy w codzienności. To nie wymaga stosów, to wymaga bycia samemu uczciwym w małych rzeczach. Ta uczciwość łatwa na pewno nie jest, ale jest możliwa.
Osobliwie piszę gdzie tylko mogę, na ile mi moje słowa pozwalają o tym co znaczy zdrada. Jak ja to widzę. Tu nie mamy wielkiej nadziei na to, że trafią tu osoby zanim to się stanie. Niewielu zdradzaczy tu trafia. Może tylko ci co jakoś ich sumienie ruszyło. Ale jest cały internet, gdzie można wyjść i mówić to, co my już wiemy. Coś trzeba robić, choćby małe coś. takie małe gramiki na wadze. Każdy z nas coś może zrobić. Ja nie mam pojęcia w jakim obszarze. Może w wytrwaniu, może w pisaniu, może w powiedzeniu komuś czegoś istotnego, może w sprzeciwie wobec czegoś, może dokonywaniu wyborów.
Palić stosów nie zamierzam, ale jestem jak najbardziej za okazaniem konkretnych postaw i wypowiadaniu konkretnych słów.