Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Mam od wczoraj takie przemyślenia w głowie - jestem na tym forum zaledwie niecałe 1,5 miesiąca, a czuję się jak bym pisał chyba z rok. Nie wiem, może wynika to z charakteru forum, bo w sumie na żadnym innym forum nikt nie pisze tak otwarcie o swoich uczuciach jak tutaj. Powiem nawet, że nawet z przyjacielem nie prowadzę takich dyskusji. Żeby nie zostać źle zrozumianym nie mam przed nim żadnych tajemnic, ale nasze relacje wyglądają trochę inaczej, bo nie każdy chce słuchać jakiś filozoficznych wywodów będących owocem moich poplątanych przemyśleń. Z nim po za tym często rozumiemy się bez słów.
Tak zauważyłem, że ostatnio na forum ci bardziej aktywni forumowicze pokusili się o pewne podsumowania swoich działań. Pomyślałem, że może i ja powinienem. Generalnie wygląda to tak, że trafiłem na forum w momencie kiedy nie było już aż tak tragicznie, było mi ciężko, ale sytuacja już wtedy zaczynała się klarować. Miałem wtedy jeszcze dużo wątpliwości, czy rozwiązanie, które wybrałem dla siebie jest dobre. Wróciłem nawet wczoraj wieczorem do swoich starszych postów i rzeczywiście zobaczyłem tam dużo znaków zapytania. Teraz jest ich co raz mniej, jestem dużo silniejszy i pewniejszy tego co robię. Teraz wiem, że można żyć po zdradzie z tym samym człowiekiem, wiem, że można odbudować to co zostało zniszczone. Żeby nie było nie zachwycam się sukcesem, dalej tkwi we mnie ta nieufność, dalej jestem ostrożny i bacznie obserwuję drugą stronę. Tyle, że to co widzę TERAZ daje mi właśnie ten optymizm. Zastanawiam się tylko kiedy będzie można bezpiecznie przestać o tym wszystkim myśleć, przestać się zastanawiać, analizować, normalnie żyć... Czy to będzie za rok, dwa, pięć ? Sam nie znam odpowiedzi i pewnie nikt mi na to też nie odpowie.
Wiem, że czasami jestem nierozumiany przez forumowiczów, którym się nie udaje, albo przez takich, którzy są na początku ścieżki...W lutym pewnie sam siebie bym nie rozumiał, pamiętam co wtedy się ze mną działo - totalne czarnowidztwo, agresja, depresja, łzy, histerie... udało mi się podnieść, ale kosztowało mnie to bardzo dużo energii i samozaparcia. Jakie popełniałem błędy? Takie jak wszyscy - emocje za często brały górę, wybuchałem, wypominałem, krzyczałem, robiłem jakieś dziwne podchody, chciałem wszystkiego za dużo i za szybko. Można było powiedzieć, że byłem wtedy "pazerny" i przez to się zadowalałem resztkami. Wystarczyło mi wtedy, że była ze mną, a tak naprawdę była obok... trochę z litości, trochę ze strachu, ale na pewno nie była dla mnie. Wielu tu się waha czy się wyprowadzić, czy wyrzucić partnera. Ja osobiście uważam, że w pewnym momencie jest to bardzo dobre rozwiązanie - może nie od razu, bo warto najpierw powiedzieć o swoich uczuciach, bólu, krzywdzie.. zobaczyć reakcję. Uważam, natomiast, że to był mój błąd, że nie wyprowadziłem się na jakiś czas, że nie dałem sobie wytchnienia, że nie dałem drugiej stronie odczuć czy jej mnie brakuje czy nie, w kończy żeby samemu sprawdzić, czy to jest tylko syndrom straty, czy miłość. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie skróciło by wszystko, nie doprowadziło by do wielu niepotrzebnych sytuacji i to bez względu na zakończenie. U siebie jestem pewien, że wrócilibyśmy do siebie, innym taka separacja może by pomogła rozejść się w większej klasie.
Co do forum, to pomogło mi bez dwóch zdań. Samo to, że mogę swobodnie przeleć swoje myśli daje mi dużo. Czytam posty innych, nie są dla mnie wyrocznią, raczej jakąś podpowiedzią, weryfikatorem tego co już w głowie miałem. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak list pożegnalny, ale chciałbym podziękować paru użytkownikom do których mam jakąś szczególną sympatię, mimo, że z niektórymi z nich prowadziłem jakiś rodzaj batalii słownych - Finka, Lepsza, Muminka, Niesiunia, Katii, Ilonesia, Bob - dzięki. Innym też wiele zawdzięczam, więc przepraszam wszystkich tych , których nie wymieniłem. Piszę to też dlatego, ze czasami się zastanawiam czy forum w tym momencie przynosi mi więcej złego czy dobrego, bo efekt jest teraz taki, że wracając na forum wracam do problemu, o którym tak naprawdę chciałbym zapomnieć. Brzmi to trochę egoistycznie, ale tak jest. Więc czy powinienem się teraz wycofać, czy powinienem dalej pisać "nudne" posty o tym, że jest mi teraz dobrze?
Mam taką teorię, że osoba nieświadoma nie stworzy świadomego związku. Osoba niepoukładana wewnętrznie - poukładanego. Związek jest jakby emanacją dwojga ludzi, jest taki, jak oni.
Rise, to co piszesz wskazuje, że zdrada stymuluje rozwój wewnętrzny (i to jest chyba jedna pocieszająca rzecz). A forum jest chyba taką dobrą przestrzenią, gdzie ten rozwój może się też odbywać.
I jak tak myślę o tym, to nie ma znaczenia kwestia zostać z nim/z nią, odejść, bo ważne jest żeby dokonał się ten rozwój wewnętrzny. Wydaje mi się, że jak się dokona to i tak po jakimś czasie, jak opadną emocje, spojrzymy już nowymi oczyma na partnera. I nie wiadomo, czy dalej nam to, co zobaczymy, będzie się podobać tak samo jak przedtem. I wtedy dokonamy weryfikacji.
Rise, dobre końcowe pytanie. Jak znajdziesz odpowiedź, koniecznie ją napisz.
"A gdybyś musiał rozumieć i chciał, wiedzieć więcej niż zdołałbyś pojąć , to znak ,że zamiast żyć własnym życiem poznać chcesz jego tajemnice.
Nazywaj rzeczy po imieniu , a zmienią się w oka mgnieniu".
Myślę,że potrzebują tego inni od Ciebie.
Więc pisz "nudne posty" , bo jeśli choć raz dasz komuś prawdy oblicze to warto!
Bob masz racje po zdradzie nigdy nic nie wyglada tak samo .Zaraz po bylam wsciekla i zalamana ale rowniez przepelniona jeszcze wieksza miloscia do tego czlowieka , wtedy zrobilabym wszystko zeby zatrzymac go dla siebie , dlaczego??? teraz na spokojnie wydaje mi sie ze dlatego ze chcialam na sile udowodnic ze ona to nikt a ja jestem wielka bo przeciez zostal ze mna .Teraz wiem ze to byl blad.
Pozniej drugi etap watpliwosci , zal i bol ale wciaz milosc ...
trzeci etap lekkie zadowolenie ze zostal ze ,mna , ze cche sie zmienic ze rozmawiamy ze juz moze byc lepiej
i czwarty etap(obecny) ze tak naprawde to zupelnie inny czlowiek niz przed wiec zadaje pytanie czy tak naprwade gokocham ??? czy kocham tego czlowieka ktory dzis obudzil sie obok mnie??? czy kocham tego faceta ktorego kochalam przed zdrada ??? a skoro bylo to przed to teraz go juz nie ma ..wiec czym jest moja milosc ??? czy ona naprawde dalej jest??? czy tylko w mojej wypbrazni????
Katii, jak opisałaś czwarty etap, to pamięć przywołała mi tą samą rozterkę. Po pierwszej zdradzie mojej ex. Niby wszystko wyjaśniłem z nią. Niby znalazłem dobrą przyczynę zdrady, którą potwierdziła. Niby uzgodniliśmy plany na przyszłość, uzgodniliśmy "nowe otwarcie", większą dbałość, starania.
Ale po jakimś czasie przyszła taka właśnie refleksja, o której piszesz. Niby jest dobrze, ale ... kim jest ten człowiek obok. Bo jeszcze jakiś czas temu wiedziałem. I jeszcze przed chwilą o niego walczyłem, wybaczyłem, pogodziłem się. Ale czemu jakoś nie czuję szczęścia z tego powodu?
I potem już jechaliśmy z rozpędu. Kolejne jej wyskoki spłynęły po mnie zupełnie, najbardziej wkurzała mnie jej niekonsekwencja, że mi mówi jedno a robi drugie. I w sumie czułem się, jakbym na to patrzył z boku i w jakiś sposób cała sytuacja mnie śmieszyła, jak ona się wije, jak wymyśla i kłamie. Zdałem sobie sprawę, że ja już jestem poza tym wszystkim.
Wydaje mi się, że to był progres czegoś, co zaczęło się przy pierwszej zdradzie. Efekt zobojętnienia na tego drugiego człowieka, wygaśnięcia wszystkich emocji. Tylko nie złapałem momentu kiedy to osiągnąłem. Od tamtego momentu, pierwszej zdrady minęło 2,5 roku. Na początku po zdradzie były jakieś emocje, ale możliwe że bardziej spowodowane samą zdradą, zmianą emocji negatywnych w pozytywne. Bo wróciła do mnie.
No i najwięcej emocji zrobiła ta decyzja o odejściu. Pewnie przez to, że, nie ma powrotu. I wcześniej przy zdradzie były rozmowy, a tu należało zrobić coś fizycznego. Więc obawa, jak to będzie samemu. Napięcie tylko dlatego, że trzeba kończyć. I to cholerne działanie wyobraźni że może jeszcze jedna rozmowa, jakieś właściwe słowa i się wszystko odmieni. Że może nie jest tak, jak się widzi. Że może to jakiś sen, z którego może się niedługo obudzimy.
Wiesz Katii, ciekawa jest ta ludzka psychika. Na początku związku jest prosto, jesteśmy po prostu dla drugiego człowieka. A jak jest zdrada to gubimy się totalnie co jest ważne. I zaczynamy chyba walczyć o to, co w sumie nigdy wcześniej nie było naszym celem. Ale czas demaskuje wszystko. I dobrze.
Dzis patrzylam na niego i zastanawialam sie kim jest ten czlowiek obok mnie??? i ta mysl mnie poprsotu przerazila .Skoro bylismy ze soba tyle lat , skoro otwieralam sie przed nim w kazdym temacie myslalm ze on robi to samo .A teraz ???
Wiesz juz wiem dlaczego ten drugi raz splynal po tobie .Byles w 4 etapie kiedy tak naprawde chyba juz nic nas nie moze bardziej zranic , a moze poprstu przestajemy kochac tylko sami przed soba udajemy ze jest inaczej .Jeszcze kilkanascie dni temu jak byl w pracy albo na delegacji to tesknilam za nim , czekalam na niego , pisalam sms-y dzwonilam a teraz??? to straszne ale ja chyba juz nie tesknie ..........a skoro nie tesknie to czy moge kochac??? on wczoraj mi powiedzial ze wyczuwa ze jest cos nie tak , ze zrobilam sie w ciagu jednego dnia zimna i nieobecna .Poniewaz obiecalismy sobie rozmawiac chcialam z nim rozmawiac i kolejny szok nie mialam o czym ....powiedzialam prawde powiedzialam to co teraz tutaj pisze ....widzialam jak jego twarz byla nie ruchoma a po jego policzkach plynęły łzy ..powiedzial ze wie ze spieprzyl wszystko ale udowodni mi ze jest innym czlowiekiem lepszym tym ktoremu warto bedzie znow zaufac na koniec rozmowy powiedzil :rosze Kaśka nie przestawaj mnie kochac , teraz wiem ze bez Ciebie jestem nikim ..." wierzyc??? jakos nie zrobilo to na mnie wrazenia ....
Bob - i tutaj dotykasz sedna. Tak naprawdę połową sukcesu jest świadome określenie tego co jest tak naprawdę naszym celem. Nie zrobimy nigdy tego przeładowani emocjami. Nie zrobimy tego tak od razu. Do tego trzeba dojrzeć. Może się okazać, ze cel postawiony w emocjach będzie taki sam jak ten "świadomy", a może okazać się zupełnie co innego. To jest troszeczkę jak z tym syndromem straty o którym wspomniałem wcześniej. Musimy mieć jakiś wewnętrzny spokój w sobie choćby na jakiś czas, żeby zobaczyć co jest tak naprawdę dla nas ważne. Czy przez zdradę gubimy to co ważne? Na samym początku na 100%. Wtedy dla mnie ważne było tylko to żeby była ze mną. Z czasem okazało się, że nie to było moim celem. Moim celem jest tworzyć z nią równy, partnerski związek. Chcę, żeby była ze mną dla mnie i dla siebie, nie dla samego bycia razem, nie dla mieszkania w jednym miejscu...
rise, ale co innego może być celem jeśli nie szczęśliwy związek z drugim człowiekiem? Ja chyba nie bardzo rozumiem co napisałeś, albo Ty nie zrozumiałeś, co napisałem post wcześniej.
Chcę wyjaśnić. To jest to, co napisała Katii.
Cytat
wydaje mi sie ze dlatego ze chcialam na sile udowodnic ze ona to nikt a ja jestem wielka bo przeciez zostal ze mna
Ja też wtedy chciałem, żeby ona wróciła. Żeby wybrała mnie. Żeby zobaczyła jaki jestem, bo być może zapomniała. Rise, wszystkie te przyczyny są nieprawdziwe. Bo istotą związku jest to, że obie strony chcą się nawzajem. Cała reszta jest wtórna. A my w walce przy zdradzie skupiamy się na wtórnych rzeczach, zapominając o tej najważniejszej.
1,5 roku temu mój bliski znajomy przechodził zdradę swojej dziewczyny. I ja to wtedy zobaczyłem z bliska. Walczył o to, żeby ona wróciła, a ona mówiła, że nie chce, że już go nie kocha. Rise, do mnie wtedy dotarło, że jedno wyklucza drugie. I pytałem go, o co walczy, czy rozumie że walczy o to, co jest wyłączną domeną drugiego człowieka? I owszem, znajomy uruchomił jej rodziców, zrobili wspólnie na nią presję, włącznie z presją finansową, po kilku tygodniach ona wróciła. ALE CZY O TO CHODZI?
Rise, może jest tak, że jak ten człowiek wraca po zdradzie, to związek można odbudować. Ale ten zdradzający nie może się zachowywać jakby nigdy nic. Może to on powinien odbudować te emocje. Ale tylko on. Bo on je zniszczył. Już nie wystarczy, że tylko jest. Nie wystarczy, że chce współpracować. Bo stał się obcym człowiekiem. Z własnej woli.
Rise, gdzie byś u siebie samego wskazał źródło tej energii, którą wkładasz w odbudowywanie swojego związku? Ale tak "po męsku", z jakiego to myślenia wypływa? Chciałbym zrozumieć.
Katii, stawiam na to, co napisałaś:
Cytat
moze poprstu przestajemy kochac tylko sami przed soba udajemy ze jest inaczej
To przez to, że związek, to budowanie wielu małych i dużych rzeczy na początkowym "chcę" drugiego człowieka. Dom, dzieci, podział obowiązków, znajomość tego drugiego człowieka, przyzwyczajenia, data urodzin, wspólni znajomi, weekendowe przyjemności, seks. Wszystko.
I jeśli teraz przez zdradę wychodzi, że już nie ma "chcę", to bronimy tej całej nadbudówki. I chyba ze względu na nią, zaczynamy oszukiwać samego siebie. I to z tym jest najgorzej zawalczyć, ze zdaniem sobie w środku sprawy, że nadbudówka jest nieistotna.
Bob dokladnie jest tak jak piszesz po zdradzie nie wystarczy juz ze on jest ...mial moje zaufanie mial moja wielka milosc mial we mnie przyjaciela sam na wlasne zyczenie to zniszczyl i tlumaczenie ze sam nie wiem dlaczego tak sie stalo juz przestalo do mnie docierac .Wiesz gdyby to byla chwila mozna bylo by sobie to wytlumaczyc ze rzeczywiscie chwila zauroczenia ale nie regularne spotkania przez ponad pol roku??? przepraszam bardzo ze zapytam ale za kazdym razem nie wiedzial co sie stanie jak ona znow przyjedzie????to absurd
Bob - możliwe, że jestem w innej sytuacji niż wielu tutaj na forum. Ja dostaję wyraźne sygnały od tej drugiej strony. Robię nawet drobne testy jej słów, a one zamieniają się w czyny. I na tych czynach mi bardziej zależy niż na słowach. Wiesz Bob - źródłem energii w pewnym momencie MUSI być druga strona. To ona musi chcieć odbudowywać, to ona musi być w końcu dla nas oparciem. Ja sam nie zrobię nic. Moja wewnętrzna energia potrzebna mi była do tego, żeby zbudować w sobie spokój, zbudować świadomość. Teraz jej energia potrzebna jest mi do tego, żeby tego nie rozburzyć. Ja już na tym etapie właściwie nie chcę używać słów JA i ONA, bardziej pasuje mi słowo MY. Uwierz - ona zaczęła o mnie dbać - duchowo - i to się czuje. Idealny związek powinien być jak perpetuum mobile - czyli jak coś co jest niemożliwe, ale powinno się ku temu dążyć.
Bob trudne pytania zadajesz, nie wiem czy umiem na nie odpowiadać. Próbuję w każdym razie. Pytaj dalej - bardzo to lubię.
Katii - Twoje posty mocno świadczą o tym, że jesteś ciągle na rozdrożu i nie wiesz jaką drogą pójść. To jest tak, że nie wiesz czy dalej go kochasz, czy po prostu coś straciłaś i jest Tobie z tego powodu bardzo źle. Ile razy ja miałem podobne myśli do Twoich... Już to napisałem w swoim poście, że za jeden z błędów jaki popełniłem w tym ciężkim dla siebie okresie, było to, że mimo wszystko nie wyprowadziłem się z domu na jakiś czas. Jestem pewien, że w moim przypadku taka decyzja przyspieszyła by wszystko. Moje i jej wątpliwości zostały by szybciej rozwiane. Boję się dawać rad typu zrób tak czy inaczej, ale wiem, że w moim przypadku takie rozwiązanie by pomogło bez względu na finał.
Rise, nie do końca o to pytałem. Pytałem tylko o Ciebie. Co masz w głowie, jakie myśli? Co myślisz wtedy, kiedy wraca bumerang i w głowie pojawia się "czy to ma sens?". Bo chyba pojawia się. I co myślisz wtedy, kiedy pojawia się wątpliwość o jej intencje, że może to, co ona robi, robi tylko dla siebie, dla odkupienia, że taka jest potrzeba jej wewnętrznego ja, że to nie Ty jesteś przyczyną.
Bob - bumerang ma swoje prawa i wracać będzie (cham). Jakie mam myśli? Tak jak napisałeś - czy jej słowa są szczere i czy robi to bardziej dla mnie czy bardziej dla siebie. Tak, zdaję sobie pytania czy to ma sens. Moja podstawowa motywacja - nic nie ryzykuję, zupełnie nic. Natomiast po drugiej stronie zysków jest wiele. Co miałem stracić już straciłem. Jaka jest jej prawdziwa motywacja wyjdzie moim zdaniem bardzo szybko, bo jeśli wynika tylko z egoizmu to sam wiesz jak to się kończy. Bob, te parę miesięcy próby jaką przeżyłem teraz wzmocniło mnie bardzo. Nie boje się już przyszłości, jakoś tak przygotowałem się wewnętrznie do tego co ewentualnie może się stać. Już pisałem tutaj o zapiętych pasach bezpieczeństwa. Gdybym był pewien to bym ich nie zapinał.
Rise, rozumiem i o tym nie pomyślałem. I chyba rozumiem korzyści takiego rozwiązania.
Wiesz Rise, ja mam po matce chyba, taką konieczność, przymus prawie, rozwiązywania problemów przez aktywne działanie. I to o czym piszesz nie pojawiło się w efekcie w mojej optyce. Zakładałem zawsze działanie.
A to swoiste "czekanie" może być całkiem dobrym rozwiązaniem. Czy Ty przyjąłeś sobie jakiś termin?
Napisałem to ostatnie zdanie i widzę pułapkę, o której nie pomyślałem. Nie potrafię połączyć dwóch rzeczy: czekania i angażowania się w związek. Czy Ty masz na myśli takie globalne czekanie, zobaczę co będzie? Bez specjalnego angażowania się? A jeśli tak, to nie boisz się, że tym wykończysz to co mogłoby powstać?
Bob, ja po prostu nie chciałem bomby pod to wszystko podłożyć. Nie jestem zwolennikiem rewolucji. Czy przyjąłem jakiś termin? Nie da się - było tak, że już się miałem wyprowadzić - dawałem sobie czas d końca tygodnia, miesiąca... Bałem się tej decyzji, mówiłem o niej, ale tego nie zrobiłem. Wiesz, stwierdzenie "zobaczę co będzie" może być zgubne, raczej powiedział bym - obserwuję co jest teraz, a widziałem z dnia na dzień zmiany jej i mojego myślenia. Takie powolne budowanie świadomości po obu stronach. Był rzeczywiście taki czas, że siadłem sobie i czekałem... ale te czekanie było formą działania, bo bardzo ciężko jest tak siedzieć. Siadłem dlatego, że zobaczyłem w swoim postępowaniu błędy. Kierowały mną skrajne emocje, a to nie jest dobry motor do działań.
Moja metoda podobna jest trochę do hodowania roślinki - trzeba czekać, zachować spokój, od czasu do czasu podlać i najlepiej nie używać sztucznych nawozów jak chcemy, żeby była zdrowa.
Może to jest sposób. Takie doświadczenie jest mi obce.
Rise, powiedziałeś jej, że tak będzie, że będziesz obserwował?
Czy też to bardziej jest dozowanie bodźców i patrzenie, co się dzieje, ale bez informacji?
I jak ona odbiera taką Twoją strategię? Czy to jest tak, że wcześniej byłeś czynny, a teraz bierny?
Bob -bardziej mi chodziło o to, żeby przeczekać troszkę ten najgorszy okres, ten w którym działania podpowiadały emocje i to z reguły te negatywne. Nie jest tak, że teraz jestem bierny, bo to nie tędy by była droga. Po prosu teraz jest mi łatwiej, bo pchamy we dwoje ten wózek. Zresztą teraz jest częściej z górki niż pod górkę.
Z tym dozowaniem bodźców to masz chyba rację, coś jest w tym co mówisz. Tak czasami robię, mniej lub bardziej świadomie. Czyli wykonuję jakiś ruch i obserwuję jaki da to efekt. Nie rozumiem natomiast w tym pytaniu co dla Ciebie oznacza "bez informacji"?
Kasiu, czytam co piszesz i myślę, że stoisz na początku dwóch dróg i zastanawiasz się którą wybrać. Mężowi wybaczyłaś, przyjał Twoją rekę, obiecuje poprawę, zmianę.... czy mozna zaufać.... jest cięzko. Mysli pozostają, i tak jak piszesz nadchodzi moment że nie mamy o czym rozmawiać. A kiedyś rano budzilismy się obok siebie, patrząc sobie w oczy i mówiąc kocham Cię, rozmawialismy o wszystkim.... dzisiaj ciągle nurtuje nas co będzie dalej, czy uda się, czy dalej kochamy.... tęsknimy...
czy ten człowiek nie zawiedzie nas po raz kolejny...
Rise, ja nie wiem jaka jest formuła Twojego związku. Zakładam, że rozmawiacie o sobie. A jeśli tak, to czy jej powiedziałeś o tym jak zdrada podziałała na Ciebie, co zamierzasz robić?
Bob - rozmowa to podstawa, wszyscy tutaj o tym piszą. I to działa. Powiem Ci szczerze, że nigdy w życiu tak mocno nie otwarłem się na drugiego człowieka. Mało tego, dzięki temu doświadczeniu otwarłem się nawet bardziej na innych - może i stąd tak liczne i otwarte moje posty na tym forum. Czy jej powiedziałem jak zdrada na mnie podziałała? Wydaje mi się, że powiedziałem to wiele razy, dalej to mówię, a ona z czasem nauczyła się słuchać, bo na początku było to bardzo jednostronne. Bardziej monologi niż dialogi. Nawet teraz kiedy jest dobrze, pyta się mnie jak się czuję, czy się niepokoję, co mnie martwi... Pyta się mnie czy dobrze spałem, czy nie miałem problemów z zaśnięciem... Drobne elementy, ale jak mocno budujące...
Rise, nie umiem tego posklejać do kupy, jakby mi brakowało jakiegoś elementu. Co ona do Ciebie mówi, o czym? Z jej strony to jest jakieś wyciszenie, rozważanie całej sytuacji, orientowanie się dopiero w niej? O to chodzi? Że jest na etapie, że zaczyna do niej docierać to, co mówiłeś? Teraz mierzy rozmiar tego, co zrobiła? Zastanawia się co chce?