Tomek040184 zwróć uwagę gdzie piszesz komentarze bo chyba nie tutaj chciałeś je zostawić.
Tomek040184
02.10.2024 06:46:57
Życzę powodzenia na nowej drodze życia. Chociaż z reguły takim ludziom nie wierzę. Swoją drogą przecież kochanka też zdradzalaś i żyłaś wiele lat w kłamstwie.
Rozumiem że każdy szczęście po swojemu i
Tomek040184
20.09.2024 01:07:22
Dobra to ja dorzucę swoją cegiełkę do tematu. Waszego związku już nie ma. Szykuj papiery rozwodowe, pogadaj z adwokatem co i jak, zadbaj o siebie, hobby, rower, to co lubisz, cokolwiek, grzyby, spacer
Metoda 34 kroków dla kryzysu w małżeństwie na odzyskanie pewności siebie w oczach partnera.
1.Nie śledź, nie przekonuj, nie proś i nie błagaj.
2.Nie dzwoń często.
3.Nie podkreślaj pozytywnych elementów związku.
4.Nie narzucaj się ze swoją obecnością w domu. 5.Nie prowokuj rozmów o przyszłości.
6.Nie proś o pomoc członków rodziny-masz wsparcie teściów póki są po Twojej stronie.
7.Nie proś o wsparcie duchowe.
8.Nie kupuj prezentów.
9.Nie planuj wspólnych spotkań.
10.Nie szpieguj, to Cię zniszczy.
11.Nie mów 'kocham Cię'.
12.Zachowuj się tak, jakby w Twoim życiu było wszystko w porządku.
13.Bądź wesoły, silny, otwarty i atrakcyjny.
14.Nie siedź, nie czekaj na żonę/męża , bądź aktywny, rób coś.
15.Będąc w kontakcie z nim/nią postaraj się mówić jak najmniej.
16.Jeżeli pytasz co robił/a w ciągu dnia, przestań pytać.
17.Musisz sprawić, że Twój partner zauważy w Tobie zmianę, że możesz żyć dalej z nim/nią lub bez niej/niego.
18.Nie bądź opryskliwy lub oziębły, po prostu zachowaj dystans.
19.Okazuj jedynie zadowolenie i szczęście.
20.Unikaj pytań dotyczących związku do chwili, gdy zechce sam/a z Tobą o tym rozmawiać.
21.Nie trać kontroli nad sobą.
22.Nie okazuj zbytniego entuzjazmu.
23.Nie rozmawiaj o uczuciach.
24.Bądź cierpliwy.
25.Nie słuchaj co naprawdę mówi do ciebie.
26.Naucz się wycofywać, gdy chcesz zacząć mówić.
27.Dbaj o siebie.
28.Bądź silny i pewny, mów cicho i spokojnie.
29.Pamiętaj, że jeżeli zdołasz się zmienić,Twoje konsekwentne działania mówią więcej niż słowa.
30.Nie pokazuj zagubienia i rozpaczy.
31.Nie wierz w nic co usłyszysz i 50% tego co widzisz.
32.Rozmawiając nie koncentruj się na sobie.
33.Nie poddawaj się.
34.Nie schodź z raz obranej drogi.
Wiele z nas ma dzieci, które też są ofiarami zdrady.
Chciałabym otworzyć ten temat jako miejsce, w którym możemy sobie pomóc nawzajem w problemach naszych dzieci.
...z ich bólem, buntem, po utracie rodziny.
Ponieważ sama temat wywołałam - więc napiszę co u moich dzieci.
Syn - mądry chłopak - 19 lat - w pierwszym miesiącu po tym jak mąż nas opuścił - upił się okropnie. Krzyczał na mnie, na ojca (którego nie było w domu), na cały świat.
Wydaje mi się ,ze temat alkoholu opanowałam - ale tu nigdy nie można mieć pewności.
Teraz ma fazę ogromnej nienawiści do Ojca. Powiedział, że już nie ma taty. Smutne to jest, bo miał z nim dobry kontakt nie tylko emocjonalny ale i intelektualny.
Córka - 16 lat - jest bardziej żywiołowa - ale ona ma pomysły, na rzucenie szkoły,na wyjazd z domu daleko. Też twierdzi, że jej ojciec nie jest potrzebny. A to było oczko w głowie tatusia
Widzę, że dzieci sobie nie radzą ale też nie chcą pomocy.
Nic chcą rozmawiać o swoich emocjach. Wypierają problem.
Myślałam, żeby je zabrać do psychologa - ale mnie wyśmiali.
Dać im spokój - i uważać ,ze tematu nie ma ?
Ojciec nie widział się nie rozmawiał z dziećmi od grudnia.
Nikt nie chce to ja coś dodam Mam sobie siostrę. Jej mąż odszedł od niej po urodzeniu drugiego dziecka. Została sama. Przez lata dzieci dorastały wyłącznie pod jej opieką świadome sytuacji, że ojciec gdzieś tam jest i istnieje... Jej córka była strasznie za ojcem a syn kleił się do każdego wujka. Awantury o brak kontaktów z ojcem wybuchały bez ostrzeżenia ale siostra nie miała bladego pojęcia gdzie on jest Mówiła tylko, że pewnie tęskni i je kocha. (Prawda była taka, że on z dnia na dzień opuścił ją dla innej kobiety.) Minęło ładnych parę lat. Wrócił. Jak ona zdołała mu to wybaczyć nie mam pojęcia. Znów są rodziną. Ale dzieci! Jakby dostały nowych skrzydeł i kopa do życia. Jakby tatuś wrócił ze Stanów. Nastolatki. tak jak Twoje 123. Ja i tak mogę tylko napisać ułamek tego co wiem. No i jestem daleko. Nie ma sensu jechać 8 godzin tylko po to by dać komuś w mordę za siostrę i jej dzieci. Swoim daj spokój. Co tu tłumaczyć? One są wściekłe za to co zrobił im i Tobie. Takich emocji nie wygłuszysz psychologiem. Patrz tylko by się nie stoczyły w alkohol i związki bez przyszłości.
Ja mam małe bo 4-letnie dziecko.. Niestety również i na nim odbiło się odejście ojca Fakt jest jednak, że on odwiedza syna jak jest w kraju. Teraz za granicą w pracy ale dzwoni i wypytuje co u niego.. Być może spowodowane jest to tym, że "tatuś" nie tylko nie mieszka z tą szmatą ale i ona jest tu w kraju. Bynajmniej wracając do tematu- mały cały czas udaje, że się bawi z tatą (oczywiście jak bawi się sam i myśli, że nikt tego nie widzi), niestety przez tel nie chce z nim rozmawiać.. Mało tego jak ja rozmawiam z dzieckiem o tacie on nie chce podjąć tematu.. Taki maluch a wygląda jakby miał również nienawiść pomieszaną z miłością do ojca. Oczywiście ja również nakłamałam synkowi, że tatuś go kocha itd. Tak uważam, że nakłamałam gdyż żaden ojciec, matka nie porzuca dziecka, które kocha. Widocznie kurewicz, kurewna okazuje się ważniejsza niż dziecko.. Mój brat kiedyś powiedział, że w życiu nie opuści swojej żony bo serce by jemu pękło jakby miał widzieć swoją córkę tyloko w wybrane dni. Nie przeżyłby dnia nie widząc jej w najważniejszych być może chwilach jej życia. Mnie również wydaje się, że to ma jakiś sens
Ach pamiętam również jak w krótkim czasie po odejściu męża moje dziecko zaczęło się moczyć i budzić w nocy z krzykiem. Pamiętam jak potrafił się całymi dniami praktycznie nie odzywać a "tatuś" w momencie kiedy telefonicznie go poinformowałam o tym co się z dzieckiem dzieje powiedział tylko "nie przesadzaj" Ot.. i tyle..
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
kobieta123 napisał/a:
Nic chcą rozmawiać o swoich emocjach. Wypierają problem.
Myślałam, żeby je zabrać do psychologa - ale mnie wyśmiali.
Dać im spokój - i uważać ,ze tematu nie ma ?
Oni nie wypierają problemu, ale nie chcą rozmawiać z tobą.
Syn jest pełnoletni. To nie chłopczyk, a w zasadzie prawie mężczyzna. Oni na ogół takie emocje tłumią w sobie.
Córka- dorastająca panienka. Pewne rzeczy (myślę) woli przedyskutować w swoim towarzystwie. Używają słów , które "wylewają" się ze środka, a których Ty nie usłyszysz, z racji tego, że jesteś matką.
Z tym musisz się pogodzić.
Nie dziwię się, że wyśmiali za psychologa. To mi podchodzi pod nadopiekuńczość i nie dostrzeganie ich jako dorosłych ludzi.
Tak ... dać im spokój. W tym wieku nieco jest mocniejsze oderwanie od rodzica i z całą pewnością, aż tak emocjonalnie do problemu nie podchodzą, jak małe dzieci. Nie oznacza to, że nie mają uczuć, bo tak nie jest. Skupiają się bardziej nad tym, jak sobie poradzicie i na złości, w której wstyd im za ojca. Żal im też jest Ciebie. Są "rozdarci". Widzą, że nic nie ma trwałego, bezpiecznego. Nie chcą zranić twoich uczuć, a jednocześnie mimo wszystko mają je do ojca. Tym samym, nie bardzo będą chcieli z tobą rozmawiać.
W sumie o czym? Co im chcesz powiedzieć? Tatuś was kocha, ale ma inną panią???? Oni są jak pisałam dorośli i Ty musisz przede wszystkim zdać sobie z tego sprawę, a wiem jak matce w tej kwestii trudno
Niemniej musisz baczniej uważać na ich zachowania, aby swojej wewnętrznej złości w tym co się stało, nie obrócili w zły kierunek dla siebie. I tu bardziej jest potrzeba rozmowy o przyszłości niż o samym tatusiu, tak mi się wydaje.
Może to wszystko co napisałam jest głupie, może mam złe podejście do sprawy, ale tak ja to wszystko widzę.
Jeśli idzie o małe dzieci, ich wartości są zupełnie inne. Mama, tata ... obowiązkowo muszą przy nich być. Nie istnieje dla nich pojęcie, kochanka. Cierpią i czekają na powrót. Gdy on nastąpi, tak jak napisał milord- dostają skrzydeł.
To jest ich świat i ma być bezpieczny. Uczestniczą w bajce dobrej, albo złej. Nie ma nic po środku.
Jeśli idzie o mnie. Mam dorosłe już dzieci. Tak- to był dla nich szok. Pamiętam jak im oznajmiłam co się dzieje, wyszli do kuchni i coś tam sobie szeptali. Widziałam na ich twarzy przeróżne miny. Nie chcieli ze mną o tym dyskutować, ale usłyszałam słowa- ojcu odbiło.
Czekali na jego przyjście, aby usłyszeć co ma do powiedzenia.
Czuli się dziwnie gdy wszedł w/g mnie zachowywali się tak, jakby byli pierwszy raz w tym domu, obcym domu, dziwnym domu.
Gdy usłyszeli- mam dość dzieci, wyszli z dziwnym uśmieszkiem na ustach z pokoju.
Nie wiem co czuli. Nie wiem co tak naprawdę myślą, ale widzę że trzymają go na dystans.
Mają do niego uczucia, bo w potrzebie oboje niemal w jednej sekundzie "polecieli" do niego.
Tak- kochają go, bo to jest ich ojciec, ale ... stracił w ich oczach to co najcenniejsze ... co? nie wiem. Usłyszałam - został sam, więc one są czymś jednak wielkim.
Nie zmuszam ich do rozmowy. Nie mogę oczekiwać od nich, że będą na niego źle mówili, nie mam prawa na siłę narzucać im tematu, gdy tego wyraźnie nie chcą. Są dorośli. Stanęli pomiędzy młotem a kowadłem. Swoją kategorię oceny, chcą pozostawić dla siebie. I ja im tego, nie mogę odbierać.
Mam u nich wsparcie, uczucia, czuję bliskość. To najważniejsze w/g mnie po latach wychowywania. I dziękuję im z całego serca, że ich mam
Jak widzicie, wszystko zależy od wieku, w jakim to się przytrafia.
Tak, wiem, że mają dla niego serce i w potrzebie pomogą, ale trzymają go na widocznym od siebie dystansie. A ja z każdym dniem rozumie co znaczą ich słowa- został sam.
A przecież- gdy człowiek zbliża się do "starości" nie liczy się tylko d... (przepraszam bo to pewnie brzydko brzmi, ale prawdziwie), bo i potrzeby będą znacznie mniejsze, ale wtedy potrzeba też jest bliskości dzieci, wnuków itd. Potrzeba bycia z bliskimi nam najbardziej osobami, aby nie wtopić się w cztery ściany ze łzami w oczach i żyć tylko wspomnieniami.
kobieta123 napisał/a:
Widzę, że dzieci sobie nie radzą ale też nie chcą pomocy.
Nic chcą rozmawiać o swoich emocjach. Wypierają problem.
Myślałam, żeby je zabrać do psychologa - ale mnie wyśmiali.
Dać im spokój - i uważać ,ze tematu nie ma ?
Ojciec nie widział się nie rozmawiał z dziećmi od grudnia.
a jak ty sobie radzisz? czy Ty chodzisz do psychologa? dajesz im przykład że szukasz pomocy i że to działa?
nie ma co zamiatać problemu pod dywan i zachowywać się tak jakby nic się nie stało, to naturalne że nie chcą o tym rozmawiać ale pamiętaj że obserwują Ciebie i jak Ty sobie z tym radzisz, to już nie są małe dzieci i same ocenią zachowanie ojca, nie trzeba będzie na to długo czekać, ważne aby widziały coraz spokojniejszą mamę w której zawsze znajda oparcie.
Nie masz wpływu na to jak traktuje swoje dzieci ich tata ale masz wpływ na swoje relacje z nimi, o 19-latka bym się bardzo nie martwiła ale 16-letnia córka potrzebuje kontroli, ciepłej, uważnej i rodzicielskiej, bez narzucania się, po prostu bycie blisko spraw córki, na tyle na ile na to pozwoli.
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
właśnie co mówić dzieciom tym małym czy tym większym? To na nas matkach spoczęło to zadanie. I ja tak na prawdę nie wiem co mam mówić dziecku 6-letniemu. Dziś odebrałam opinię z przedszkola na temat gotowości podjęcia nauki w szkole przez moje dziecko. Jest tam napisane, ze mój syn ma kłopoty z dostosowaniem się do zajęć jest niepewny siebie, mało aktywny ma kłopoty ze skupieniem uwagi impulsywny łatwo wpada w złość i konstruuje rysuje buduje.
Jestem pewna, ze brak kontaktu z ojcem spowodowało te gorsze zmiany, bo taki mój syn nie był.
Znałam swoje dziecko przed i znam je po.
Oleczko, mam koleżankę znacznie młodszą od siebie. Jej związek był pasmem koszmaru. Często jej powtarzałam, odejdź dla siebie i dzieci. Nie będę tu opisywała jej sytuacji bo nie mam takiego prawa.
Ojciec, który nie spełniał się w roli ojca i tak mimo wszystko jest kochany przez dzieci. Nie jest to dla nich istotne, że wizerunek ojca jest wypaczony. One tego w swoim jeszcze młodziutkim wieku nie rozumieją. Strach przed nim, jest też czymś normalnym w 4-ch ścianach.
Strach też towarzyszy, gdy się z nim definitywnie rozstała. Bo coś dla nich się skończyło, nie widzą tatusia, a jak widzą to znowu jest inny rodzaj strachu.
Psycholog bardzo pomocny. Fachowiec dotarł do dziecka. Dziś nie moczy się w nocy, a ona spotkała fajnego człowieka. Polubił dzieciaczki.
Życzę im szczęścia.
Twojemu dziecku, też potrzebny jest specjalista. Czasem nam się wydaje , że jesteśmy całkowitą podporą, a jednak nie. Twoje stresy, niepewność, smutki, dziecko odbiera każdego dnia. Twoja niepewność, nie jest dla niego dobrym wzorem, aby pokonać to, co ma w swojej duszyczce. Może inaczej ... nauczyciel ma rolę przekazać swoją wiedzę uczniom tak, jak do tego został powołany, przygotowany. To specjalista w swojej dziedzinie my jesteśmy podporą, ale specjalistami nigdy nie będziemy.
ps.Musisz też coś wiedzieć. Dziecko nie rozumie, że skrzywdził tata, dla niego nie istnieje takie pojęcie. Skrzywdzili rodzice. Tym samym Ty, mimo że jesteś obok, jesteś winna że nie ma tatusia.
Una, moje dziecko doskonale wie kto jest wilkiem. Jego ojciec odpowiednio się o to postarał. Może do końca dziecko nie rozumie tego co się stało bo jest zbyt mały, ale był świadkiem wielu zdarzeń z udziałem kochanki i wzburzonego tatusia (już po) przy czym tato mu wszystko skrupulatnie wytłumaczył metodą którą podpowiedziała kochanka. Nie czuję się niczemu winna i nie posuwałabym się na Twoim miejscu Uno do takich wniosków, że ja jestem winna, ze dziecko nie ma tatusia.
To nadzwyczaj odważne stwierdzenie. które równie dobrze w tym momencie skierowałaś do wszystkich matek na tym portalu.
oleczka napisał/a:
To nadzwyczaj odważne stwierdzenie. które równie dobrze w tym momencie skierowałaś do wszystkich matek na tym portalu.
Bardzo źle odebrałaś te słowa i nie mam pojęcia z czego to wynika.
Napisałam jakimi kategoriami myśli małe dziecko. My jesteśmy dorośli, dla nas życie wygląda inaczej. Dla małego dziecka nie. I taki był sens moich słów.
Dla dziecka istnieje tata i mama. Odbierają mu świat, tata i mama. Winią tatę i mamę.
Nie chodzi o to, że Ty jesteś zła. Postaraj się wejść skórę w małego dziecka, a zrozumiesz co chciałam przekazać.
To, że tata uświadomił dziecko tak, a nie inaczej, nie oznacza że mimo wszystko dziecko jest w stanie zrozumieć obecną sytuację. Naświetla sobie jakiś obraz, ale czy jesteś pewna w 100%, że masz do niego dostęp?
Dzieci wyjątkowo potrafią zaskakiwać.
Una, dobrze cię zrozumiałam napisałaś, ze oboje rodzice są winni krzywdy dziecka. Nie rozumiem skąd ci się wziął taki pogląd, no bo jak sama napisałaś - nie jesteś psychologiem. Co do psychologa to moje dziecko było i opinię otrzymałam i nie pokrywa się w żaden sposób z Twoją.
Nie można posuwać się do takiego typu osądu nie znając się na tym. Ty nie wiesz co myśli moje dziecko i nie znasz jego reakcji, ja znam ją lepiej niż Ty, a kontakt z dzieckiem mam doskonały. I mam prawo ku temu żeby się z Tobą nie zgodzić.I sie nie zgadzam. Twoje dzieci są niemal dorosłe, jak sama pisałaś inaczej to odebrały.Ty zresztą również. Więc nawet nie masz doświadczenia jak to jest z małymi dziećmi
Napisałaś, że masz opinię psychologa na jego temat. Może psycholog, który wydawał opinię mógłby coś doradzić. Wskazać co robić a czego nie?
Kiedyś czytałem opinię która była na potrzeby sprawy rozwodowej -byłem w szoku, jak można ocenić kogoś w krótkim czasie - znałem te dzieci trafione było wszystko.
Jeśli ktoś tak dobrze analizuje, to może i trafnie podpowie, co robić?
P.S. Oleczko, czytam to co napisała Una. Nie ma tam nic o winie stron (rodziców), ale za to jest że: dziecko tak odbiera sytuację.
oleczka napisał/a:
Una, dobrze cię zrozumiałam napisałaś, ze oboje rodzice są winni krzywdy dziecka. Nie rozumiem skąd ci się wziął taki pogląd, no bo jak sama napisałaś - nie jesteś psychologiem.
I nie podaję się za niego.
Prościej było od razu spytać .../ skąd Ci się wziął taki pogląd/ ... i na to odpowiem- real, real, real, a za tym stoją rozmowy z matkami po przejściach. Dzieci po swojemu spostrzegają to co się dzieje, często też czują winę w sobie bo -było niegrzeczne, ale najczęściej słyszę- to przez Ciebie bo nie kochałaś tatusia. I to wychodzi z czasem.
Cytat
oleczka napisał/a:
Co do psychologa to moje dziecko było i opinię otrzymałam i nie pokrywa się w żaden sposób z Twoją.
Ale zauważ, że nie pisałam o tym, że moja opinia musi pokrywać się z opinią psychologa, a wyżej napisałam, że ważna jest pomoc specjalisty.
Przyznaję jednak, po zastanowieniu się, że popełniłam błąd tzn. nie powinnam była napisać ... musisz też coś wiedzieć... a - z tego co wiem/słyszę. Odbiór faktycznie wygląda inaczej.
Cytat
oleczka napisał/a:
Nie można posuwać się do takiego typu osądu nie znając się na tym. Ty nie wiesz co myśli moje dziecko i nie znasz jego reakcji, ja znam ją lepiej niż Ty, a kontakt z dzieckiem mam doskonały. I mam prawo ku temu żeby się z Tobą nie zgodzić.I sie nie zgadzam. Twoje dzieci są niemal dorosłe, jak sama pisałaś inaczej to odebrały.Ty zresztą również. Więc nawet nie masz doświadczenia jak to jest z małymi dziećmi
Oczywiście że nie mam doświadczenia w tej kwestii i dlatego dałam podpowiedź, że twojemu dziecku też jest potrzebny specjalista. Nie była jak się okazuje potrzebna, no ale dałam.
Nie było w moich słowach jakiejkolwiek złej intencji. Kwestia dobrej woli odebrania, czy choćby zadania dodatkowego pytania.
Wiecie dziwię się skąd takowe przypuszczenie, że dzieci obwiniają rodziców "po równi" winą.. Rozmawiałam z kilkoma osobami, którzy mieli to nieszczęście wychowywać się w niepełnej rodzinie i zdanie było jednoznaczne.. Winę ponosi tylko i wyłącznie osoba, która opuszcza rodzinę dla osoby trzeciej.. Bynajmniej ja synkowi wyklarowałam krótko "tatuś bardzo mocno Cię kocha ale nie kocha mamusi, mamusia bardzo kocha tatusia ale nie ma wpływu na jego uczucia.. ".. Znam osoby, które w dzieciństwie zostały opuszczone przez ojców i niestety w dalszych latach dorastania, dojrzałości, dorosłości nie chcieli utrzymywać kontaktów z tamtym rodzicem.. ba znam osobę, która nie poszła na pogrzeb ojca bo jak stwierdził "to dla mnie obca osoba a ja do obcych ludzi nie chodzę na pogrzeby".. Natomiast nie znam przypadku w którym dziecko obwiniałoby matkę/ojca, która nie miała wpływu na zaistniałą sytuację..
Wszyscy udają, że nie są szurnięci .. przez co łatwiej im dokuczać
Ps. Z reguły 1 na 2 osoby zdradza..
Uno nie znam Twojego realu ale mój real jest inny. Moze dzieci Twoich znajomych obwiniają matki, ze nie kochały tatusiów. Ja znam inny real gdzie to dzieci mają zal do ojców że ich zostawili, nie do matek. No ale to twoja opinia. Ale zadam Ci pytanie: Czy twoje dzieci obwiniają Ciebie? To, ze dzieci obwiniają same siebie, zgodzę się, chociaż moje tak nie ma.
Uno zrozumiałam twoją wypowiedź tak jak ją przedstawiłaś, nie inaczej.Raz jeszcze powtórzę, ze się nie zgadzam jeśli dotyczy ona mnie.A do mnie ją skierowałaś.
Może inne mamy się tu wypowiedzą czy ich dzieci je obwiniają, że to przez nie tato odszedł, bo mama go nie kochała.
Uno, tak się zastanawiam i nie znam Twojej historii, nie zauważyłam twojego cierpienia, szybko stanęłaś na nogi, tylko pogratulować.
Uno może w Twoim realu zaważyły inne czynniki ,że dzieci tak postrzegają swoje matki czy ojców...Dziwne ,bo dzieci prędzej czy później zaczynają rozumieć całą sytuację i najczęściej obwiniają osobę ,która przyczyniła się do rozpadu rodziny.
Annazalamana napisał/a:
Znam osoby, które w dzieciństwie zostały opuszczone przez ojców i niestety w dalszych latach dorastania, dojrzałości, dorosłości nie chcieli utrzymywać kontaktów z tamtym rodzicem.. ba znam osobę, która nie poszła na pogrzeb ojca bo jak stwierdził "to dla mnie obca osoba a ja do obcych ludzi nie chodzę na pogrzeby".. Natomiast nie znam przypadku w którym dziecko obwiniałoby matkę/ojca, która nie miała wpływu na zaistniałą sytuację..
I zauważ co napisałaś ... i niestety w dalszych latach dorastania, dojrzałości, dorosłości
A czy ja pisałam o dalszych latach dorastania, dojrzałości czy dorosłości?
Cytat
oleczka napisał/a:
Uno nie znam Twojego realu ale mój real jest inny. Moze dzieci Twoich znajomych obwiniają matki, ze nie kochały tatusiów. Ja znam inny real gdzie to dzieci mają zal do ojców że ich zostawili, nie do matek. No ale to twoja opinia.
Wiesz oleczko, byłam też swego czasu świadkiem pewnego wydarzenia. To było bardzo przykre. Znałam matkę, znałam jej sytuację, znałam dzieci. Ale pomińmy jej historię.
Spotkałyśmy się, rozmawiałyśmy, żartowałyśmy. Dzieci się bawiły i nagle nie wiadomo skąd, agresja. Dziecko tuliło się do matki, nawet uściskało, ucałowało, a po chwili uderzało piąstkami, łzy i krzyk- Ty nie kochasz taty i dlatego go nie ma. I to skrót tego wydarzenia, bo przyznam, że wtedy sama byłam w szoku. Taka reakcja, była pierwszą reakcją dziecka. Wcześniej podobno (bo tak usłyszałam) nie było.
Powtórzę jeszcze raz, nie miałam złych intencji, pisałam o spostrzeganiu świata przez dzieci. Jeśli aż tak Ciebie uraziłam, to wobec powyższego, nie pozostaje mi nic jak Ciebie przeprosić.
Cytat
oleczka napisał/a:
Ale zadam Ci pytanie: Czy twoje dzieci obwiniają Ciebie?
Moje dzieci jak wiesz, są dorosłe i potrafią odbierać życie. Nie wiem jakby było w sytuacji, gdyby były małe.
Cytat
oleczka napisał/a:
Uno, tak się zastanawiam i nie znam Twojej historii, nie zauważyłam twojego cierpienia, szybko stanęłaś na nogi, tylko pogratulować.
Nie wiem oleczko czy twoje gratulacje w chwili obecnej powinnam przyjąć. Może lepiej, gdy zadasz mi pytanie, czy stanęłam "całkowicie" na nogi"? Odpowiem- nie. Jednak, nie jestem już osobą, która tylko płacze. Nie czuję też nienawiści, a to pozwala mi na większym skupieniu się co dalej, jak żyć i jak sobie radzić ze swoimi emocjami.
Cytat
oleczka napisał/a:
Raz jeszcze powtórzę, ze się nie zgadzam jeśli dotyczy ona mnie.A do mnie ją skierowałaś.
To już wyjaśniałam w poprzednich postach.
Cytat
Isia napisał/a:
bo dzieci prędzej czy później zaczynają rozumieć całą sytuację i najczęściej obwiniają osobę ,która przyczyniła się do rozpadu rodziny.
Oczywiście. Przecież nigdzie nie napisałam że tkwią w tym przez całe życie.
Chyba już wszystkich ponosi zbyt wielka fantazja i interpretujecie na całe niemal życie.
Pozostać z żoną, by dzieci widzieli razem obojga rodziców (ale bez miłości, to miejsce zajmuje cierpienie/ból)? Czy odejść, by dzieci widzieli (po pewnym czasie) szczęście (przynajmniej u jednego z rodziców)? heh...
ja jestem zdania że to nie jest dobre dla dzieci widzieć na co dzień nieszczęśliwych ze sobą rodziców, miałam 12 lat gdy prosiłam mamę aby rozwiodła się z tatą a ona uważała ze właśnie dla mojego dobra cierpi...
dziecko, które wyrasta w atmosferze kłótni, niechęci i wrogości swoich rodziców do siebie nawzajem, ma zaburzone poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa
dzieci, których rodzice tworzą nowe, szczęśliwe związki lub nawet sami ale spokojnie je wychowują nie mają takich problemów,
Dziecko nie ma często głosu, musi zgadzać się na wybory rodziców, odnośnie bycia czy niebycia razem, nowych związków, zmiany miejsca zamieszkania, moje córki przeszły to wszystko i nie sądzę aby były nieszczęśliwe, uczą się ze zmiany są naturalne w życiu, że trzeba dokonywać wyborów najlepszych dla siebie a nie tkwić bezsilnie w miejscu rozpaczy
wychowują się teraz w domu pełnym radości, spokoju i normalności.
Edytowane przez finka dnia 18.05.2011 09:24:15
niekontrolowane emocje zawsze robią z człowieka idiotę więc nie trać okazji aby milczeć.
Tak samo myślę jak Ty finka ,że dzieci nie mogą żyć w toksycznych rodzinach bo wypacza im się charakter i zaburza osobowość ,ale zanim do tego dojdzie musi być przyczyna ,że nie można już tworzyć razem rodziny.U mnie to spowodował romans byłego męża ,to wtedy staliśmy się dla siebie toksyczni.i mimo wielkiej miłości do męża wiedziałam ,że już nigdy nie będziemy razem ,bo to nas zniszczyło a w szczególności mnie.....na skutek zdrady powstał brak szacunku do niego i mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam tego udźwignąć......
Dzisiaj jest mi przykro ,że tak potoczyło się nasze życie i dzieci nie mają rodziny pełnej ,ale również wiem ,że przy odrobinie chęci i odrzuceniu emocji ,które i tak z biegiem czasu wygaszają ,można stworzyć dobre relacje z ojcem.. właśnie dla dobra dzieci.Oczywiście musi to nastąpić po obu stronach barykady......